ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: MikiChol »

Wszystkie krasnoludy zmierzyły go zimnymi spojrzeniami.
- Spadaj elfie - Skriegi prawie wypluł ostatnie słowo - my tu zajmujemy się poważnymi sprawami. - wskazał kufle z piwem
- Właśnie. Wracaj "integrować się" z swoimi. Może oni będą chcieli polizać ci dupę - zawtórował towarzyszowi Getrii.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Znudzeni strażnicy wpuszczali kolejnych gości, tłustych kupców, barwnie odzianych szlachciców i całe bogate to bogate tałatajstwo. Lista gości była długa, a nazwiska z tytułami stanowiły nieraz potok wyrazów. Oparci o framugę, nudzili się. Aż nagle musieli zadrzeć głowy, a oczy ze zdumienia wyszły im za orbit. Tylko człowiek księcia nie zdradzał żadnych emocji.
-Pan...?- zaczął.
-Loq-Kro-Gar. Uczestnik Areny.- odparł gad.
-Ach, tak. Zapraszamy.- rzekł uprzejmie kamerdyner.
Bankiet rozpoczął się na dobre. Stoły uginały się od różnorakich potraw i bogatych zastaw, goście posilali się, gawędząc wesoło lub wymieniając uprzejmości, a orkiestra umilała wszystkim czas. Saurus zajął miejsce obok grubego, łysiejącego barona, na przeciwko wysokiego, nieco bladego jegomościea w schludnym, ciemnym ubiorze. Ledwo zwrócił uwagę na jaszczura, będąc zajętym zabawianiem swej towarzyszki, w przeciwieństwie do barona, który zbladł i zachłysnął się winem. Loq-Kro-Gar był głodny, wziął się przeto raźno do jedzenia. Potraw był dostatek, od różnych gatunków mięs, wędlin, pieczeni i ryb, przez zupy, marynowane warzywa, po sery i dania słodkie. Saurus zaczął od zupy z jaskółczych gniazd, przyrządzanej według dalekowschodniej receptury. Był to gęsty, prawie kleisty rosół, barwy herbacianej, jednakże całkiem smaczny. Za zupą do przepastnego, gadziego żołądka powędrował tatar z łosonia skropiony cytryną, kawior z bieługi, pieczony na rożnie wielbłąd, marynowana dynia, indyk w ostrym sosie i tileański ser. Na koniec raczył się słodkimi owocami, które pochodziły z jego ojczyzny. Jadł rękoma, nie będąc z nimi obeznanym, z resztą nie były one dostosowane do gadziej paszczy. Siedzący na przeciw mężczyzna skrzywił się lekko, jednak nic nie powiedział. Saurusowi wydawało się, że zarówno on, jak i jego towarzyszka byli zawodnikami. Gruby baron właśnie kończył opowiadać o swych polowaniach.
-... i położyłem mantikorę jednym strzałem.- skwitował dumny z siebie.
-Też kiedyś zabiłem mantikorę.- odparł Loq-Kro-Gar. Arystokrata uniósł lekko brew.
-Którym strzałem?-spytał
-Gołymi rękoma.
Baron umilkł. Muzyka właśnie zaintonowała skoczną melodię, część osób wstała od stołu i ruszyła w tany. Loq-Kro-Gar obserwował egzotyczne i niezwykłe zwyczaje ciepłokrwistych. I uczył się.
Na szczęście niedługo potem dosiadł się Irthilius. Saurus powitał go z radością. Wypili ten dziwny napój ze sfermentowanych owoców. W pewnym momencie Loq-Kro-Gar wskazał na tańczących na parkiecie.
-Powiedz mi Itz'xa'khanx, co oni robią?
Ostatnio zmieniony 1 cze 2013, o 22:07 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Trudno, nie to nie pomyślał Irthilius. Zauważył za to Loq-Kro-Gara rozmawiającego z jakimś arystokratą. Podszedł do niego i uniósł kielich.
-Masz ochotę na wspólne picie?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Ja zauważyłem. Dobry na maksa. :D ]

Rodzina Ramirezów popłynęła na bal małą żaglówkę, których zastępy krążyły wokół floty niczym padlinożercy nad przemarszem wojsk. Przybijając do gigantycznych burt "Gargantuana", czuli się niemalże jakby wpływali do portu. Tytaniczny okręt był tak wielki, że z poziomu morza przesłaniał znaczną część horyzontu, a jego maszty z powodzeniem mogły konkurować z wieżami niejednego miasta. Estalijczycy, mieszkający przed wyprawą do Erengradu w nadmorskiej Magrittcie widzieli już dużo statków, ale żaden nie był taki jak ten. Kiedy wkroczyli na sale balową, przepych odebrał im dech. Jedynym, który wydawał się nie tracić animuszu w obliczu niezmierzonego bogactwa był Mistrz Dziadek. Zerknął na kryształowy kandelabr wielkości jego domu, na stoły uginające się od królewskiego jadła i ujął żonę za rękę.

- Chodźmy, moja droga - rzekł. - Nasz gospodarz bardzo się postarał, żebyśmy dobrze się bawili. Spójrz tylko jak umyli ładnie podłogę. Można się w niej przejrzeć! - To mówiąc, poprawił siwe włosy spięte miedzianą obręczą i poprowadził babcię Ramirez w tańcu.

Młody Antonio stał jeszcze przez krótką chwilę, oszołomiony przepychem wielkiej sali balowej, a potem dołączył do grona bawiących się gości. Wszyscy Estalijczycy mieli na sobie charakterystyczne dla regionu odświętne stroje. Babcia ubrała się w długą karminową suknię, strojną setką białych, błyszczących koronek, które unosiły się w tańcu, a Mistrz Ramirez wzorzysty kubrak z bufiastymi rękawami wprost na śnieżnobiałą koszulę. Młody Antonio wyglądał jak kopia swojego dziadka, z czego niewątpliwie bardzo był zadowolony.

Chodził od ławy do ławy, szukając wzrokiem przemiłej kobiety, która nauczyłaby go walczyć, gdyby nie wtrącili się elf z Jaszczurem. Spojrzał w kierunku elfek i jego serce zabiło przez chwilę szybciej.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Gerhard zaczynał szczerze żałować, że w młodości nie został zawodowym degustatorem napojów wyskokowych. Bogactwo alkoholu na stole przed nim sprawiało, że nalewał sobie maksymalnie pół kielicha trunku, wypijał go i natychmiast brał sobie jakiś inny tylko po to, żeby sprawdzić jak smakuje.
Na jego szczęście nie zauważył żadnej butelki z wódką, bo takie podejście do picia szybko sprowadziłoby go do parteru. Dosłownie.
Tym bardziej, że musiał panować nad nerwami. Prędzej czy później wszyscy dowiedzą się, że tak naprawdę jest zakamuflowanym wyznawcą Khorna ale wolał, by stało się to jak najpóźniej.
Dokładnie w chwili, gdy o tym pomyślał, elf Elithmair, siedzący przy długim stole z żarciem, skinął mu głową i uniósł kielich. Nie trzeba było być Ulthuańskim kulturoznawcą żeby zorientować się, że elf zapraszał go do picia.
Problem polegał na tym, że Elfy Wysokiego Rodu podświadomie wyczuwały skazę Chaosu, więc gdyby Eirenstern się zbliżył, długouchy mógłby zacząć coś podejrzewać. Wprawdzie Elithmair nie wyglądał na maga, ale mimo wszystko lepiej było dmuchać na zimne.
Zamiast tego więc Gerhard uprzejmie odpowiedział na jego zaproszenie uniesieniem własnego kielicha i przestał zawracać sobie nim głowę.
W międzyczasie do sali wtarabaniły się dwie grupki krasnoludów, jedna po drugiej. Rozgonili gówniarzy przy stole z alkoholem i zabrali się do biesiadowania. Blondwłosa dziewczyna, ta sama, która podrywała Gerharda, została zrzucona ze stołu, na którym obmacywała się z swoim nowym absztyfikantem. Potem mebel został zajęty przez dzielnych Dawi i ich kufle z piwem.
Gerhard, widząc szczere, sympatyczne gęby krasnoludów i jeszcze sympatyczniejszy browar lejący się litrami, odstawił kieliszek, wziął drewniany kufel i podszedł do pierwszej lepszej beczułki.
Nalał sobie całe naczynie piwa, usunął nadmiar piany specjalnym drewnianym patyczkiem i wziął łyka. I od razu oczy poszły mu w słup.
- Bugman's XXX ?! - Wysapał, patrząc z niedowierzaniem na beczułkę.
Kapitan miał przed sobą pełną beczkę najlepszego (i prawdopodobnie najdroższego) piwa na świecie, więc naturalnie nie mógł zmarnować takiej okazji.
Po kilku kuflach najnormalniej zapomniał o ostrożności i zapragnął towarzystwa innych biesiadników. Krasnoludy siedzące pięć metrów dalej były najoczywistszym wyborem.
Tak więc kapitan podszedł do grupki brodacz z kuflem Bugmana w ręku. Właśnie spławili jakiegoś elfa, ale akurat w tym nie było niczego dziwnego.
- Witajcie ! - Zagadał, zdając sobie sprawę ze swojego idiotycznego stroju - Można się dosiąść ?
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Niemal tuż po elfie do ucztujących krasnoludów podszedł jakiś człowiek. Z ubioru wyglądał na przedstawiciela klasy szlacheckiej albo bogatego kupca, ale Boin od razu go przejrzał. Człowiek ten poruszał się w sposób typowy dla wojskowych i widocznie nie czuł się dobrze w swoim stroju.
- Jeśli nie jesteś ukrytym elfem, to nie ma sprawy - Boin chwycił jakiegoś chłopaka, który próbował dostać się do stołu z piwem i bez najmniejszego wysiłku przeniósł go dalej zwalniając jeden ze stołków. Następnie wskazał go człowiekowi - siadaj.
Widocznie już podpity człowiek podziękował, zajmując miejsce. Boin przyjrzał mu się z zainteresowaniem.
- Jesteś żołnierzem? Nie przypominasz żadnego z tej hołoty jaką zebrał książę, więc pewnie zawodnik Areny?

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Elithmair pociągnął z kielicha, stary weteran albo nie znał zwyczajów elfów albo nie miał ochoty z nim pić. Trudno. Elf zauważył bacię i dziadka Ramirez w tańcu. Uśmiechnął się. Tacy ludzie pełni energii stanowili coś co fascynowało elfa. Starszy lud w wieku odpowiadającym im w psychicznym i fizycznym ( u elfa jakieś 1250lat+) leżeli by w tej chwili na altanie i wspominali czasy które już mineły, nie pamiętając, że schyłek życia nie jest jego końcem. Antonio Junior z uwielbieniem wpatrywał się w Deliere tańcującą z Atheisem. Elithamir uśmiechnął się ponownie tym razem z politowaniem. Elfy nie mieszały się z ludźmi, ale chłopak pewnie o tym nie wiedział. Po dłuszej chwili podszedł do młodego Ramireza.
-Pijesz?-zapytał.

[Naviedzony cieszę się, że żart się podobał :mrgreen: ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Obrazek (mniej więcej tak wyglada Anna na arenowej imprezie. Tylko może bez krwi ;p)

Wchodząc do przestronnej kajuty, miała nadzieję spotkać się z Ludwigiem. Zastała jedynie krótki liścik, leżący na stoliku, z wprawnie postawionymi literami. Podniosła go i rozłożyła. Był krótki. Wystarczyło kilka sekund na odczytanie zawartych w nim słów.

„Wybacz, że nie zaczekałem. Ważne sprawy. Mam nadzieję, że się wieczorem zobaczymy.
PS Zajrzyj do szafy. Prezent ode mnie.”

Nie było podpisu. Nie musiało być. Znała przecież jego charakter pisma lepiej od własnego. Przez dni spędzone z nim przyzwyczaiła się do liścików. Wampir, a wcześniej człowiek, miał w zwyczaju nie czekać. Nie śpiesząc się podeszła do szafy i ją otworzyła. Zaniemówiła z wrażenia. Wewnątrz znajdowała się piękna, iście królewska suknia. Połączone odcienie czerni i bieli idealnie zgrywały się z jej karnacją, podkreślając, a nie przyćmiewając urodę Lahmianki. Z radością ją założyła. Pasowała idealnie. Jeszcze tylko… Anna zaczęła szperać w swoich rzeczach. Nigdy nie chwaliła się swoim dobytkiem przed swoim towarzyszem. Nie miała ku temu okazji. Jej biżuteria, którą otrzymała będąc jeszcze uczennicą w odległym górskim pałacu, byłaby nie mile widziana na Sylwiańskich dworach. Teraz ją to nie obchodziło. Założyła je z wielką ochotą, wyciągnęła jeszcze sporej wielkości sztylet, który mógłby uchodzić równie dobrze za krótki miecz i ukryła go w sobie znanym tylko miejscu. ‘’Na wszelki wypadek” pomyślała i wyszła z kabiny.

W drodze na ucztę wróciła myślami do chłopaka, którego uczyła walczyć. Nie wiedziała dlaczego, ale nie potrafiła się od niego uwolnić. Dręczyły ją słowa, które do niego powiedziała. Zwykłe wyrażenie chęci ponownego spotkania i dłuższej rozmowy bez narzucających się nieproszonych gości. W pierwszej chwili myślała, że zrobiła to ze względu na elfa, aby wzbudzić jego złość. Teraz zdawało jej się, że pod tym kryło się coś więcej. Wyczuwała pewną więź miedzy nim, a sobą. Coś jakby zaintrygowanie swoją kolejną ofiarą. Tylko, że nie pragnęła jego śmierci, przynajmniej jeszcze nie. Przeszło jej przez myśl, że być może spodobał jej się jako potencjalny kochanek, ale szybko odrzuciła tę myśl. To zdecydowanie nie było to. Wampirzyca nie dostrzegała jeszcze powiązania, które wyczuła instynktownie. Nie dostrzegała, że w młodości była taka sama. Postanowiła za to, że chętnie z nim porozmawia na uczcie, jeśli on się tam zjawi. Zanim jednak dotarła do sali balowej wyciągnęła jakieś młode dziewczę dręczone chorobą morską z kajuty, wygryzła się w szyję, a następnie ciało wyrzuciła przez burtę. Nikt tego nie zauważył.

Gdy dotarła na miejsce nikt nawet nie zapytał czy ma zaproszenie. Ochroniarze z góry przyjęli, że ktoś tak wyglądający na pewno je posiada. Byli zresztą bardziej zajęci wpatrywaniem się w tyłek wampirzycy niż sprawdzaniem zaproszeń, przez co do sali ukradkiem udało się wślizgnąć paru nic nieznaczącym marynarzom.
Ostatnio zmieniony 1 cze 2013, o 22:03 przez Morti, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Gerhard z ulgą zajął miejsce przy stole krasnoludów. W końcu przez ostatnią godzinę albo stał albo podpierał kolumnę. Usiadł pomiędzy szerokimi Dawi, którzy potraktowali go ciepło i przyjacielsko. To znaczy, tak ciepło i przyjacielsko, jak krasnolud może potraktować przedstawiciela innej rasy, rzecz jasna.
Jeden z nich przyjrzał mu się z zainteresowaniem.
- Jesteś żołnierzem? Nie przypominasz żadnego z tej hołoty jaką zebrał książę, więc pewnie zawodnik Areny?
Gerhard wziął łyka Bugmana, który wciąż przyjemnie porażał jego podniebienie niepowtarzalnym smakiem oraz stężeniem alkoholu nieosiągalnym dla innych piw.
- Zaiste, mości krasnoludzie - Starał się być tak grzecznym, jak tylko mógł, co w połączeniu z jego stanem wskazującym dawało dosyć zabawne efekty - Nazywam się Gerhard Eirenstern, jestem kapitanem Nordlandu w stanie spoczynku i jak trafnie zauważyłeś, przybyłem tu na Arenę.
Eirenstern przerwał i znowu się napił. Czekał, aż krasnolud sam mu się przedstawi.
Ostatnio zmieniony 1 cze 2013, o 22:15 przez Chomikozo, łącznie zmieniany 2 razy.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Elfom i ludziom przyjemność sprawia poruszanie się parami w rytm muzyki, nazywamy to tańcem.
Ja osobiście nie jestem miłośnikiem takich rozrywek ale-wskazał na Atheisa powolnie sunącego po parkiecie z Deliere-on jest tego miłośnikiem. Jak czujesz się na ludzkim przyjęciu?

[Z przykrością ogłaszam iż okazje aby napisać kolejnego posta będę miał dopiero jutro wieczorem dlatego zezwalam na pożyczanie moich postaci ale bez przesady (nie wywołujcie nimi burd),
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy MMH]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

-To wszystko... jest dla mnie nowe, zupełnie obce.- odparł Loq-Kro-Gar. Wciąż mnie zadziwiacie.
-My?- zdziwił się Irthilius. Saurus przytaknął.
-Ciepłokrwiści.

Rozmowa z Irthiliusem trawała w najlepsze, gdy wzrok saurusa przykuł kto inny. Przeprosił swojego towarzysza i wstał od stołu.
Większość gości nie mogła oderwać od niej wzroku. Wywierała piorunujące wrażenie. Loq-Kro-Gara jednak zwabił jej zapach. Ledwo go wyczuł wśród kakofonii aromatów wokół, jednak znał go zbyt dobrze, by go przeoczyć. To była woń krwi.
Anna skrzywiła się, gdy do niej podszedł, wyraźnie nie pałała do gada miłością.
-Piłaś.-stwierdził spokojnie jaszczur.
-Czemu żeś się mnie uczepił?- syknęła lhamianka. Loq-Kro-Gar zignorował pytanie. Zastanawiało go czemu ludzie reagują dziwnie na jej widok.
-Musimy porozmawiać.
-A czemu miałabym z tobą rozmawiać? Wcześniej nie potraktowałeś mnie zbyt uprzejmie.Delikatnie mówiąc.
-To ważne- odparł krótko i enigmatycznie jaszczur.
-Będę musiała się napić.- powiedziała wampirzyca.- Wina- dodała z naciskiem, słysząc warkot gada.
Chwilę potem sączyła trunek, oparta o stylową kolumnę, posyłając saurusowi pytające spojrzenie. Gdy wreszcie przemówił, o mały włos nie zachłysnęła się.
-Czy wampiry mają bogów? -spytał Loq-Kro-Gar.
Ostatnio zmieniony 1 cze 2013, o 22:34 przez Byqu, łącznie zmieniany 3 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

- Gerhard Eirenstern? Ten Gerhard Eirenstern? Słyszałem o tobie. Nazywam się Boin Harnarson, jestem dowódcą kompanii krasnoludzkich zwiadowców oraz także uczestnikiem Areny - Boin z szerokim uśmiechem na ustach klepnął dawnego kapitana w ramię - Farin przynieś coś do jedzenia dla nas i naszego nowego kumpla. Zgłodniałem od tego picia.
Gdy młody krasnolud pobiegł, lekko się już zataczając wykonać polecenie, Boin rozsiadł się wygodnie na krześle, pociągnął solidny łyk piwa i zapytał:
- A co sławny, emerytowany kapitan robi na Arenie Śmierci, jeśli można wiedzieć?

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Kaszlącej kobiecie postanowił pomóc mocno już napity stary i gruby szlachcic. Poklepawszy ją po plecach postanowił również klepnąć ją gdzie indziej. Z rozmachem strzeliła go w twarz. Po czym surowym, zimnym spojrzeniem stłumiła jego chęć do awanturowania się.
-Wybacz moją reakcję. Skoro już musimy rozmawiać to powinnam zachować się inaczej, ale musisz zrozumieć, że... Mało kogo interesuje to w co wierzymy i czym się kierujemy. Generalnie mało kto, jeśli wie kim jesteśmy chce z nami rozmawiać. Zresztą w świecie ludzi pewnie już się spotkałeś z brakiem tolerancji. - powiedziała. Nie doczekawszy się odpowiedzi uznała, że jaszczur czeka na tą właściwą odpowiedź.
-Dla głupszej części z nas, bogami są nasi stworzyciele. Nagash, Neferata czasami któryś z von Carsteinów. Czczą ich jak bóstwa, składają ofiary, modlą się. Ci młodsi często wierzą w to co wierzyli za życia. Tego życia przed śmiercią. Są też tacy, którzy w nic nie wierzą, albo siebie uznają za bogów - słuchał jej ze spokojem, być może czymś w rodzaju zaciekawienia.
-A ty? A ty w co wierzysz? - zapytał
-Ja? Ja uważam, że to wszystko to bzdura. Oni czczą człowieka, który był wielki. Pysznią się potęgą Nagasha jak gdyby to oni sami byli Nagashem. Zupełnie jak ludzie uważają, że czczenie go czyni lepszym od innych. Ja myślę, że świat powstał, bo ktoś tego chciał. Być może jakiś Bóg albo jakaś potężna istota stworzyła świat, nas. Ciebie i mnie. -Po chwili namysłu dodała - Bogiem nie mógłby być ktoś z żyjących, choćby nie wiadomo jaką potęgą dysponował.
Ostatnio zmieniony 1 cze 2013, o 23:12 przez Morti, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

- A co sławny, emerytowany kapitan robi na Arenie Śmierci, jeśli można wiedzieć?
Gerhard wziął kolejnego łyka z kufla i niezadowoleniem stwierdził, że piwo mu się kończy. Poza tym strasznie zgłodniał, ale na szczęście niejaki Farin poleciał po żarcie.
- Myślę, że to co wszyscy - Skłamał gładko, nawet pomimo skrajnego upicia alkoholowego - Chcę walczyć dla sławy i bogactwa, a poza tym Arena to najlepsze miejsce na przeżycie niezapomnianej przygody.
Krasnolud uniósł brwi.
- No, sławę i resztę to rozumiem, ale przygodę ? To w wojsku nie miałeś przygód ?
Kapitanowi chciało się śmiać. Tyle razy ćwiczył scenariusz na taką chwilę. Nawymyślał sobie fałszywych pobudek, motywów i odpowiedzi na potencjalne pytania. No bo przecież nie mógł odpowiedzieć: "Jestem zakamuflowanym czempionem Boga Krwi i chcę was wszystkich pozabijać dla jego chwały".
To znaczy, mógłby, i będąc zawodnikiem Areny uszłoby mu to na sucho, ale i tak wolał się nie ujawniać. Na tym statku było zbyt wielu ludzi z Imperium i okolic, którzy w razie ewentualnej wygranej Gerharda rozgłosiliby wieści o jego herezji. A wtedy nie miałby życia w Imperium.
- Och, miałem i to nadmiar. Ale w armii pojęcie "wolności" praktycznie nie istnieje, zresztą chyba rozumiesz. Teraz jestem panem swojego losu i przeznaczenie zaprowadziło mnie właśnie tu.
Zdawał sobie sprawę, że rzuca utartymi frazesami i generalnie rzecz ujmując pieprzy głupoty, ale miał nadzieję, że Dawi się nie połapie.
Kiedy tak sobie rozmawiali, do sali weszła prawdziwa personifikacja piękna.
Wszyscy na chwilę zamarli. Orkiestra w kącie przerwała utwór w połowie wyjątkowo fałszywą nutą, grubi kupcy przy stołach rozdziawili szeroko swoje nalane gęby a Farin, idąc z jedzeniem, omal nie się potknął, chcąc poznać powód tej nagłej ciszy.
Czternastoletnia blondynka-nimfomanka zmarszczyła brwi w wyrazie nieskończonej zazdrości, jaką tylko jedna kobieta może odczuwać wobec drugiej.
Eirenstern też przerwał rozmowę z Boinem, wpatrując się w czarnowłosą piękność.
A ona, obiekt westchnień każdego faceta na sali mogąca mieć każdego, wzięła sobie kielich wina i odeszła na stronę z...
- Trzymetrowym jaszczurem ?! - Gerhard nie krył rozczarowania.
- Może ma dużego ? - Jakiś krasnolud siedzący obok wzruszył obojętnie ramionami, najwyraźniej nie rozumiejący kanonów piękna rodzaju ludzkiego.
- NIGDY nie zrozumiem kobiet - Eirenstern dopił resztę piwa, a Boin przyglądał się mu z rozbawieniem.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Kiedy Elithamir zaproponował mu picie, Antonio zgodził się z ochotą. Nie był zawodnikiem i nie czuł się specjalnie ważny, ale od momentu, gdy rozochoceni dziadkowie zagubili się gdzieś na parkiecie poczuł przypływ pewności siebie. Był młody, pełen życia i płynęła w nim szlachetna krew. To więcej niż mogła o sobie powiedzieć większość populacji Starego Świata.

Elf pił wino, słodkie i aromatyczne. Młodzieniec stracił z oczu sunącą w tańcu Deliere i z westchnieniem skupił się na rozmówcy. Wymienili kilka niezobowiązujących uwag, głównie dotyczących jakości trunków (zgadzali się, że są bardzo dobre) i piękna obecnych tu kobiet. Elf potrafił zachwycić się tylko elfkami, czego Antonio nie mógł zrozumieć.

-Ludzkie kobiety są takie... nieproporcjonalne - kręcił nosem Elithamir wynajdując coraz to nowe wady ludzkiej rasy. - Mają za szerokie szczęki, za krótkie nogi, poznaczoną skórę, a na ich ciele rośnie całe mnóstwo maleńkich włosków! Fuj!

Zanim jednak zdążyli posprzeczać się na ten temat, uwagę Estalijczyka przyciągnęła potężna postura Loq-Kro-Gara i jego oszałamiająco ubrana rozmówczyni. Przeprosił elfa i z dwoma kieliszkami wina zaczął przepychać się w ich kierunku.

Na drugim końcu sali, tuż przy orkiestrze, tańczyli starzy Ramirezowie. Z ich uśmiechniętych twarzy biła czysta radość życia. Czerwone pantofelki babci Ramirez uderzały o parkiet w szybciutkim staccato. Fechmiastrz, wspierając się dłońmi o biodra, wykręcał wokół partnerki szalone piruety, trzaskając obcasami. Szybko toczył ich spory tłumek, żartobliwymi okrzykami zagrzewając ich do jeszcze szybszego tańca.

[Morti: Arty Luisa Royo dobre na każdą okazję. ;) ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Loq-Kro-Gara zastanowiła odpowiedź Anny. Wyglądała na szczerą, jednak nie mógł mieć pewności. Święte tablice mówiły przecież o istotach będącymi inkarnacją śmierci, które żywią się wszelkim życiem. Tekst co prawda był niejasny, nie wiadomo, czym były te istoty. Nie były one tworem Chaosu, a wzmianka o pochłanianiu wszelkiego życia sugerowała powiązania z wampirami. Saurus oczekiwał, że ich wierzenia dostarczą nieco wskazówek, nadal jednak tkwił w martwym punkcie. Postanowił zaryzykować.
-Czy słyszałaś kiedykolwiek o Kłamcy? Albo o Strzaskanych Bogach?
Nim Anna zdążyła odpowiedzieć, nadszedł Antonio Junior z winem w rękach i pewnym siebie wyrazem twarzy.
Ostatnio zmieniony 1 cze 2013, o 23:46 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
DarkAngel
Oszukista
Posty: 820
Lokalizacja: Wataha - Racibórz/Wrocław

Post autor: DarkAngel »

Bal, tańce i śpiew trwały w najlepsze, a Mroczne Elfy siedziały i obserwowały pozostałych gości.
-Moim zdaniem większość szuka po prostu chwały, zwłaszcza ten szlachetka z Ulthuanu. Saurusa nie potrafię rozszyfrować. Być może znajdzie się także kilka osób które po prostu chcą bogactwa. Intryguje mnie też ta wampirzyca, ciekawe czego szuka... Ja tutaj przybyłem w imieniu Świątyni Khaine'a, by przelewać krew ku chwale naszego boga, ale nie ukrywam, że także szukam przygód i chwały. A co kierowało tobą, gdy postanowiłeś walczyć na Arenie ?- Odpowiedział Duriath.
W międzyczasie zobaczyli Irthiliusa, który podszedł do grupy krasnoludów i coś im powiedział, na co tamci zareagowali delikatnie mówiąc "odmownie". Elf odszedł więc z miną zbesztanego dziecka.
Po chwili przysiadł się do nich jakiś szlachcic, ale elfy niechętne na rozmowy z ludźmi zignorowały, więc poszedł szukać towarzystwa gdzie indziej.
-Powiedz mi skąd wytrzasnąłeś tego maga, bo bardzo mi to intryguje... Od 5000 lat w historii Naggaroth magów płci męskiej było zaledwie kilku - ja słyszałem tylko o Furionie...-
Duriath odwrócił się i popatrzył, tam gdzie teraz patrzyli wszyscy przedstawiciele płci męskiej na sali - na wampirzycę. Druchii stwierdzili, że ma zbyt ludzkie proporcje, po czym Arnus odrzekł:
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

[tak dla jasności ;p wampiczyca nie bierze udziału w arenie jako uczestnik)

katasza_skv
Plewa
Posty: 7

Post autor: katasza_skv »

Przepych panujący na sali bynajmniej nie onieśmielił dziewczyny. Skrzywiła usta w lekki grymas, kiedy w końcu udało im się dojść do celu omijając całą tą kłębiącą się w korytarzach hołotę traktującą o rzeczach poważnych i błahych. Zawsze nudziły ją podobne imprezy, które z reguły miały ten sam schemat. Zaczynało się od uprzejmości, gadaniny o polityce, tylko po to by z każdą kolejną chwilą i beczułką wina coraz więcej pozorów zaczynało padać. Poprawiła niesforny kosmyk włosów ciągle opadający jej na twarz rozglądając się w poszukiwaniu wolnego stolika kiedy Ludwig na chwilę oddalił się w poszukiwaniu wina. Wszyscy zebrani wyglądali odświętnie obnosząc się ze swoimi strojami, bardziej lub mniej ozdobnymi, które szybko zdradzały z jakiej klasy społecznej mogli się wywodzić. Ją natomiast zaintrygował staruszek w lekko wyświechtanej tunice trzymający w jednej ręce kielich z winem w drugiej pożółkłe, stare pióro. Uśmiechał się patrząc nieobecnym wzrokiem po sali od czasu do czasu pisząc coś po rozłożonym przed sobą pergaminie. Gdy zrobił kolejną przerwę ich spojrzenia skrzyżowały się. Zebrał ze stołu swoje rzeczy i lekko utykając na prawą nogę podszedł do dziewczyny.
- Panienka też bierze udział w tym zacnym przedsięwzięciu? - wyszczerzył w jej kierunku zęby.
- To ciekawe, ciekawe... I niebezpieczne, khe, khe – uderzył się w pierś próbując powstrzymać świszczący kaszel.
- Widzi panienka, jestem Berthold, jeśli, khe, khe, kiedykolwiek czytała panienka przygody sławnego szermierza Rudigera, to musi panienka wiedzieć, że były one, khe, mojego autorstwa. - uniósł lekko głowę na znak rozpierającej go dumy. Znała je. Dowcipne bajki dla dzieci, które czytała w dzieciństwie. Ale to było tak dawno temu.
- Gratuluję kunsztu Bertholdzie, żałuję, że nie miałam okazji dowiedzieć się, jaki był koniec losów szermierza. - uśmiechnęła się w kierunku staruszka. Wyglądał tak...Bezbronnie. Znała losy nie tylko Rudgiera, ale i samego autora. Podobno po tragicznej śmierci bohatera skryba nigdy nie odzyskał dawnej wprawy w pisaniu tworząc jakąś przeciętną chałturę, podupadając przy tym zarówno na zdrowiu jak i finansach.
- Koniec?! - staruszek ożywił się unosząc krzaczaste brwi. - Koniec był zaskakująco prozaiczny moja droga, khe, khe, panienko. - ruszyli w głąb sali. Staruszek nieco spowalniał ich marsz.
- Widzi panienka, koniec miał miejsce na jednym z takich balów. Rudgier... Poznał przeuroczą młodą damę. Piękna była, oj piękna, miała takie jaśniutkie niebieskie, khe, oczy. A jakie usta, ho! Tylko tyle, że biedna była. Ale to nie zniechęciło naszego, bohatera. Od razu do niej podszedł. Uległa jego zalotom, khe, albo jak się później okazało w zasadzie jego sławie. Bawili się przez całą noc! Niekoniecznie, khe, khe tylko na sali, ale też i w jej zakątkach, jeśli panienka wie co mam na myśli. - tu posłał nieco sprośny uśmieszek w jej kierunku.
- Wiadomo, szermierz to był nad szermierze to i ukojenia i relaksu musiał raz na jakiś czas zaczerpnąć. W tamtą noc jednak chyba źle wybrał. Khe! - Berthold zatrzymał się na chwilę by głośno odkaszlnąć i złapać głębszy oddech.
- Na skutki nie trzeba było długo czekać. Po jakimś czasie padł... Nie, nie jak panienka zapewne myśli w boju czy walce. Khe. Złapał jakiś syf od dziewczęcia i w taki oto mało bohaterski sposób zakończył swój żywot. Koniec! A ja?! Khe, khe próbowałem napisać ostatnią historię, wymyślić jakąś wielką bitwę, w której dzielny szermierz Rudgier oddałby życie, ale wszystkie one wyszły takie jakieś... Płaskie i bezsensowne. Nikt by tego nie kupił, panienko droga, nikt! Szukam teraz natchnienia i sposobności by dokończyć swą opowieść. Ale jakoś tak... - tu wzruszył ramionami i urwał wątek. Dotarli do wolnego stolika, przy którym zajęli miejsce.
- Dzisiaj chcę, khe, opisać tą ucztę. Może zapisze się ona na kartach historii? - rzucił jeszcze na koniec po czym znowu wyciągnął pergamin i zaczął notować. Miała teraz okazję by rozejrzeć się po sali. Ludwig zginął jej gdzieś z oczu, ale pozostawiła wolne miejsce w razie gdyby postanowił do niej jednak wrócić. Z ciekawością spoglądała w kierunku innych ludzi elfów i krasnoludów, którzy siedzieli przy swoich stolikach. Już niedługo nadejdzie czas, kiedy będzie musiała się z nimi zmierzyć. Na przyjęciu pojawił się też i Saurus, którego widziała już pod słupem z ogłoszeniami. Gdzieś w oddali grała orkiestra a ludzie bawili się na parkiecie. Była ciekawa co przyniesie ten wieczór.

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

-Powiedzmy, że słyszałam, a teraz wybacz, ale nasz wspólny znajomy najwyraźniej stęsknił się za mną. - Kobieta chwyciła zaskoczonego Antoniego za rękę i pociągnęła za sobą nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć.
" Oto Ci chodzi jaszczurze. Chcesz poznać nasze własne małe bóstwo. Tak, słyszałam o nim. Każdy coś znaczący wampir o nim słyszał. Oto, abyśmy wiedzieli dba przecież dość spora grupa kapłanów, czy raczej kultystów. Ale co ty możesz o tym wiedzieć jaszczurko i dlaczego cię to interesuje? Dowiem się na pewno"
-Umiesz tańczyć? - zapytała, wyczuwając jednocześnie silny zapach alkoholu bijący z ust młodego Ramireza.

***
-Tu cię mam!
W innej części sali Ludwig wyłowił właśnie to czego szukał. Pękata butelka wypełniona doskonałym trunkiem stała pomiędzy żytnią kislevską wódką, a bretońskim dziesięcioletnim winem. Wróciwszy do stołu nie zastał tu Neiry. Postanowił zaczekać na nią i dalszy rozwój wydarzeń pogrążając się w rozmowie z elfem i jakimś szlachcicem.


[A owszem. :) Są tak genialne, że nie mogłem się powstrzymać.]

ODPOWIEDZ