ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA
[Ale napisał to wczoraj ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[ To miał być taki suchy żart MMH jak by co ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Spoko, nie załapałem tak jak większość mojego ,,szachuje" ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[
Zaczynam tracić cierpliwość!]Naviedzony pisze:[Krwi!]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Rolpleju tez nam zabronił
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
Walka pierwsza: Duriath Egzekutor i Arnus
soundtrack http://www.youtube.com/watch?v=ta-Z_psXODw
Fanfary zabrzmiały dwa razy i cała publiczność wraz zwróciła swe oczy w stronę drzwi. Dwaj niezrównani w sztuce zadawania bólu wojownicy, obaj pochodzący z rasy narodzonej z morderstwa i cienia. Jeden szkolony by szybko posyłać wrogów w kawałkach na ołtarze Khaela Mensha Khaine, drugi wychowany i wyszkolony na samej krawędzi egzystencji, mistrz trucizn i zasadzek. Obydwaj musieli dziś udowodnić swą wyższość nad ziomkiem, aby ujrzeć kolejny świt.
Duriath stanął z prawej strony czworoboku straży i powoli wszedł na biały parkiet. Arnus z naprzeciwka także minął włóczników i zatrzymał się przy samej krawędzi, wznosząc zadumany wzrok. Widownia głośnymi oklaskami i sporadycznymi okrzykami pozdrowiła zawodników. Jednak ci patrzyli już tylko na siebie, jakby już po walce mierzyli grób dla przeciwnika.
- Tu się kończy twa droga mroku, widmo. Żaden cień nie wyrwie cię spod mojego Draicha. Pociesz się jednak że będziesz pierwszą wielką ofiarą, która pożywi Krwaworękiego. - syknął Duriath, zakładając wysoki hełm z czarną kitą, kolczuga zachrzęściła, opadajac na twarz.
- Dumne słowa... tak dumne jak dziesiątki herbów na dziesiątkach dawniej butnych trupów, gnijących teraz w Czarnym Lesie z moimi ostrzami w sercach. - odparł spokojnie Arnus.
Kordon straży na powrót zamknął parkiet i skrzyżował swe włócznie, tworząc błyszczącą barierę między placem boju a resztą sali. Mag skinął głową, na co Książę Mórz poderwał się z miejsca, krzycząc
- Zaczynajcie! - ogłosił, machając upierścienioną ręką. Zagrała skoczna muzyka. Wszyscy odwrócili się na miejscach w stronę walczących i wstrzymali oddech, śledząc poczynania elfów.
Duriath z ostatnimi słowami cichej modlitwy do Khaine, wzniósł zadarte na końcu ostrze miecza i z mordem w oczach ruszył na Arnusa. Ten natychmiast złożył swą kuszę do strzału i z zimną precyzją wycelował w gardło egzekutora. Czarny bełt świsnął, śpiewając w locie pieśń śmierci, która jednak gwałtownie zamarła w spotkaniu ze wspaniałym pancerzem Duriatha. Egzekutor, kontynuował natarcie, jednak wzmógł ostrożność i uważniej obserwował Widmo. Spust kuszy znów szczęknął i z magazynka wyleciał drugi pocisk. Opancerzony Druchii wykonał jednak zgrabny unik, skręcając ciało w prawo, mimo ciężkiej zbroi. Bełt poleciał prosto w kierunku sali, lecz w pewnej chwili zniknął w rozbłysku światła. Mag głośno westchnął. "Walka tu od początku nie była dobrym pomysłem."
Kilkoma długimi krokami, Arnus cofnął się w lewo i desperacko wystrzelił ostatni bełt, w już wznoszącego Draicha Duriatha. Strzał z trzaskiem wniknął w ogniwa kolczugi Egzekutora i utkwił trzecią częścią długości w ciele. Zaskoczony Egzekutor wydał głośny okrzyk, lecz żelazny trening nie pozwolił mu poddać się bólowi i ciął ukośnie, naskakując na cofającego się Arnusa. Widmo w ostatniej chwili wyszarpnął zza karwasza sztylet i wzniósł go poziomo do bloku. Zakrzywiony Draich natrafił na zacięty opór pokrytej trucizną stali i po chwili ześlizgnął się z niej, pozostawiając głęboką szczerbę. Arnus podbudowany udaną paradą postatnowił zaryzykować szybki sztych i pchnął tuż nad gardą wroga. Czubek czarnego sztyletu znalazł drogę między płytami zbroi i niczym ogon skorpiona zaczął zagłębiać się w barku wroga. Duriath widząc że zbyt skrócił dystans odstąpił o krok wyrywając się napierającemu ostrzu Arnusa. Wykonał piruet, przesuwając się na flankę Widma i ciął znad głowy. Miecz niczym błyskawica ciął głęboko, uwalniając na białe, porysowane płyty parkietu bluzgi czerwonej krwi. Duriath zakrzyknął triumfalnie, po czym wzniósł Draicha do kończącego ciosu, gdy poczuł nagle coś dziwnego... rany paliły jakby cięto go nie żelazem a płomieniem. Zagryzając zęby do krwi Egzekutor odstąpił, wyrywając z ciała bełt. Czarne drzewce z mlaskiem wchynęło z pancerza i zostało ciśnięte na ziemię. Grot opływał czarną cieczą, obficie wylewajacą się ze środka drzewca.
Ledwo powstrzymując krzyk Arnus padł na ziemię. Nie docenił szybkości wroga i pożałował. Gdyby nie trucizna byłoby po nim. Drżącą, okrwawioną reką sięgnął po specyfik Nenzara. Wychylił całą zawartość i poczuł jak niebieski płyn szarpie mu trzewia. Jednak gdy wstał potworna rana zniknęła, zostawiając rozdarte szaty jako jedyny dowód jej obecności. Arnus uśmiechnął się złowieszczo do przeciwnika i wsadził do kuszy kolejny magazynek. Znów wystrzelił w stronę atakującego Egzekutora. Tym razem coś musiało zniwelować jego poprzedni refleks, gdyż Duriath nie zdołał uniknąć bełtu, który wbił się tuż nad kolanem. Druchii z mieczem, potykając się wpadł wprost pod sztylet Arnusa, jednak odbił go zdecydowanym pchnięciem rękojeścią.
Arnus z nieludzką szybkością uskoczył spod lecącego Draicha. Dla widzów był tylko smugą cienia, plamą na jasnym parkiecie. I właśnie z tego cienia świsnął kolejny posłaniec śmierci. Duriath, padł na kolano z okrzykiem bólu i tylko przez to bełt nie zagłębił się w wizjerze jego hełmu.
"Krawaworęki czuwa... brutalnie, ale czuwa..."
Następne kilkanaście sekund zmieniło się w istny taniec ostrzy. Duriath kręcił Draichem na wszystkie strony, Arnus dźgał i siekał z doskoku lecz żaden nie mógł przełamać obrony drugiego.
Parkiet znów był miejscem gdzie się tańczy, tym razem był to jednak szalony taniec mordu.
W końcu Duriath wyczuł odpowiedni moment i ciął z półobrotu, zmieniając diametralnie kierunek cięcia w ostatniej chwili. Kolejna krew dla Khaine... przelana Draichem, jednak małe zwycięstwo wciąż miało gorzki smak, trucizna dawała o sobie znać i Egzekutor zastanawiał się jak długo jeszcze zdoła ustać na nogach...
Arnus wściekł się. Żadna z jego sztuczek nie dawała efektu, a trucizna działała zdecydowanie za wolno. Postanowił zrobić coś co zaskoczy przeciwnika. Zaatakował frontalnie, niczym żmija z jednym jadowym kłem, wznosząc dziki okrzyk. I to był błąd.
Szczęście jest zmienne, a bogowie tego świata, skąpo je rozdzielają. I dziś zdecydowanie poskąpili go Arnusowi. Obszerny płaszcz zafalował i przesłonił mu wielką plamę krwi, na której pośliznął się i upadł z chlupotem. Duriath tylko zaśmiał się sardonicznie i ciął. Szybko i bezlitośnie.
Arnus wrzeszczał w niebogłosy, gdy zimna stal Draicha przeszła centymetry od jego kręgosłupa. Wijąc się, w poszukiwaniu sztyletu spojrzał w oczy oprawcy, by znaleźć w nich choć aprobatę krewniaka. Znalazł tylko czarne jamy hełmu, ziejące nienawiścią jak słynne czarne smoki z Karond Kar. Ciśnięty ręką bełt brzdęknął nieszkodliwie o zbroję Duriatha, gdy ten z wolna podchodził modląc się nad mieczem. Pchnął krótko, kończąc...
Fakt posiadania prawego ucha przez Arnusa, który skręcił się na ziemi i odepchnął od krwawej posadzki. Teraz albo nigdy. Widmo wkładając całą swą nienawiść skoczyło wznosząc w obu rękach sztylet nad głowę i wrzeszcząc pchnęło brutalnie w dół. Egzekutor syknął z pogardą.
A chwilę później syknął jego miecz, gładko oddzielajac czerep Arnusa od ciała. Bezgłowy trup zwalił się na posadzkę, momentalnie wylewając litry krwi. Duriath zgiął się w pół i przyklęknął. Tłum wiwatował. Ksiażę ludzi skinął mu raźno ręką, a sam zwycięzca spoglądał w poszukiwaniu tego maga... potrzebował leczenia bardziej niż oklasków, choć i tych nie brakło.
soundtrack http://www.youtube.com/watch?v=ta-Z_psXODw
Fanfary zabrzmiały dwa razy i cała publiczność wraz zwróciła swe oczy w stronę drzwi. Dwaj niezrównani w sztuce zadawania bólu wojownicy, obaj pochodzący z rasy narodzonej z morderstwa i cienia. Jeden szkolony by szybko posyłać wrogów w kawałkach na ołtarze Khaela Mensha Khaine, drugi wychowany i wyszkolony na samej krawędzi egzystencji, mistrz trucizn i zasadzek. Obydwaj musieli dziś udowodnić swą wyższość nad ziomkiem, aby ujrzeć kolejny świt.
Duriath stanął z prawej strony czworoboku straży i powoli wszedł na biały parkiet. Arnus z naprzeciwka także minął włóczników i zatrzymał się przy samej krawędzi, wznosząc zadumany wzrok. Widownia głośnymi oklaskami i sporadycznymi okrzykami pozdrowiła zawodników. Jednak ci patrzyli już tylko na siebie, jakby już po walce mierzyli grób dla przeciwnika.
- Tu się kończy twa droga mroku, widmo. Żaden cień nie wyrwie cię spod mojego Draicha. Pociesz się jednak że będziesz pierwszą wielką ofiarą, która pożywi Krwaworękiego. - syknął Duriath, zakładając wysoki hełm z czarną kitą, kolczuga zachrzęściła, opadajac na twarz.
- Dumne słowa... tak dumne jak dziesiątki herbów na dziesiątkach dawniej butnych trupów, gnijących teraz w Czarnym Lesie z moimi ostrzami w sercach. - odparł spokojnie Arnus.
Kordon straży na powrót zamknął parkiet i skrzyżował swe włócznie, tworząc błyszczącą barierę między placem boju a resztą sali. Mag skinął głową, na co Książę Mórz poderwał się z miejsca, krzycząc
- Zaczynajcie! - ogłosił, machając upierścienioną ręką. Zagrała skoczna muzyka. Wszyscy odwrócili się na miejscach w stronę walczących i wstrzymali oddech, śledząc poczynania elfów.
Duriath z ostatnimi słowami cichej modlitwy do Khaine, wzniósł zadarte na końcu ostrze miecza i z mordem w oczach ruszył na Arnusa. Ten natychmiast złożył swą kuszę do strzału i z zimną precyzją wycelował w gardło egzekutora. Czarny bełt świsnął, śpiewając w locie pieśń śmierci, która jednak gwałtownie zamarła w spotkaniu ze wspaniałym pancerzem Duriatha. Egzekutor, kontynuował natarcie, jednak wzmógł ostrożność i uważniej obserwował Widmo. Spust kuszy znów szczęknął i z magazynka wyleciał drugi pocisk. Opancerzony Druchii wykonał jednak zgrabny unik, skręcając ciało w prawo, mimo ciężkiej zbroi. Bełt poleciał prosto w kierunku sali, lecz w pewnej chwili zniknął w rozbłysku światła. Mag głośno westchnął. "Walka tu od początku nie była dobrym pomysłem."
Kilkoma długimi krokami, Arnus cofnął się w lewo i desperacko wystrzelił ostatni bełt, w już wznoszącego Draicha Duriatha. Strzał z trzaskiem wniknął w ogniwa kolczugi Egzekutora i utkwił trzecią częścią długości w ciele. Zaskoczony Egzekutor wydał głośny okrzyk, lecz żelazny trening nie pozwolił mu poddać się bólowi i ciął ukośnie, naskakując na cofającego się Arnusa. Widmo w ostatniej chwili wyszarpnął zza karwasza sztylet i wzniósł go poziomo do bloku. Zakrzywiony Draich natrafił na zacięty opór pokrytej trucizną stali i po chwili ześlizgnął się z niej, pozostawiając głęboką szczerbę. Arnus podbudowany udaną paradą postatnowił zaryzykować szybki sztych i pchnął tuż nad gardą wroga. Czubek czarnego sztyletu znalazł drogę między płytami zbroi i niczym ogon skorpiona zaczął zagłębiać się w barku wroga. Duriath widząc że zbyt skrócił dystans odstąpił o krok wyrywając się napierającemu ostrzu Arnusa. Wykonał piruet, przesuwając się na flankę Widma i ciął znad głowy. Miecz niczym błyskawica ciął głęboko, uwalniając na białe, porysowane płyty parkietu bluzgi czerwonej krwi. Duriath zakrzyknął triumfalnie, po czym wzniósł Draicha do kończącego ciosu, gdy poczuł nagle coś dziwnego... rany paliły jakby cięto go nie żelazem a płomieniem. Zagryzając zęby do krwi Egzekutor odstąpił, wyrywając z ciała bełt. Czarne drzewce z mlaskiem wchynęło z pancerza i zostało ciśnięte na ziemię. Grot opływał czarną cieczą, obficie wylewajacą się ze środka drzewca.
Ledwo powstrzymując krzyk Arnus padł na ziemię. Nie docenił szybkości wroga i pożałował. Gdyby nie trucizna byłoby po nim. Drżącą, okrwawioną reką sięgnął po specyfik Nenzara. Wychylił całą zawartość i poczuł jak niebieski płyn szarpie mu trzewia. Jednak gdy wstał potworna rana zniknęła, zostawiając rozdarte szaty jako jedyny dowód jej obecności. Arnus uśmiechnął się złowieszczo do przeciwnika i wsadził do kuszy kolejny magazynek. Znów wystrzelił w stronę atakującego Egzekutora. Tym razem coś musiało zniwelować jego poprzedni refleks, gdyż Duriath nie zdołał uniknąć bełtu, który wbił się tuż nad kolanem. Druchii z mieczem, potykając się wpadł wprost pod sztylet Arnusa, jednak odbił go zdecydowanym pchnięciem rękojeścią.
Arnus z nieludzką szybkością uskoczył spod lecącego Draicha. Dla widzów był tylko smugą cienia, plamą na jasnym parkiecie. I właśnie z tego cienia świsnął kolejny posłaniec śmierci. Duriath, padł na kolano z okrzykiem bólu i tylko przez to bełt nie zagłębił się w wizjerze jego hełmu.
"Krawaworęki czuwa... brutalnie, ale czuwa..."
Następne kilkanaście sekund zmieniło się w istny taniec ostrzy. Duriath kręcił Draichem na wszystkie strony, Arnus dźgał i siekał z doskoku lecz żaden nie mógł przełamać obrony drugiego.
Parkiet znów był miejscem gdzie się tańczy, tym razem był to jednak szalony taniec mordu.
W końcu Duriath wyczuł odpowiedni moment i ciął z półobrotu, zmieniając diametralnie kierunek cięcia w ostatniej chwili. Kolejna krew dla Khaine... przelana Draichem, jednak małe zwycięstwo wciąż miało gorzki smak, trucizna dawała o sobie znać i Egzekutor zastanawiał się jak długo jeszcze zdoła ustać na nogach...
Arnus wściekł się. Żadna z jego sztuczek nie dawała efektu, a trucizna działała zdecydowanie za wolno. Postanowił zrobić coś co zaskoczy przeciwnika. Zaatakował frontalnie, niczym żmija z jednym jadowym kłem, wznosząc dziki okrzyk. I to był błąd.
Szczęście jest zmienne, a bogowie tego świata, skąpo je rozdzielają. I dziś zdecydowanie poskąpili go Arnusowi. Obszerny płaszcz zafalował i przesłonił mu wielką plamę krwi, na której pośliznął się i upadł z chlupotem. Duriath tylko zaśmiał się sardonicznie i ciął. Szybko i bezlitośnie.
Arnus wrzeszczał w niebogłosy, gdy zimna stal Draicha przeszła centymetry od jego kręgosłupa. Wijąc się, w poszukiwaniu sztyletu spojrzał w oczy oprawcy, by znaleźć w nich choć aprobatę krewniaka. Znalazł tylko czarne jamy hełmu, ziejące nienawiścią jak słynne czarne smoki z Karond Kar. Ciśnięty ręką bełt brzdęknął nieszkodliwie o zbroję Duriatha, gdy ten z wolna podchodził modląc się nad mieczem. Pchnął krótko, kończąc...
Fakt posiadania prawego ucha przez Arnusa, który skręcił się na ziemi i odepchnął od krwawej posadzki. Teraz albo nigdy. Widmo wkładając całą swą nienawiść skoczyło wznosząc w obu rękach sztylet nad głowę i wrzeszcząc pchnęło brutalnie w dół. Egzekutor syknął z pogardą.
A chwilę później syknął jego miecz, gładko oddzielajac czerep Arnusa od ciała. Bezgłowy trup zwalił się na posadzkę, momentalnie wylewając litry krwi. Duriath zgiął się w pół i przyklęknął. Tłum wiwatował. Ksiażę ludzi skinął mu raźno ręką, a sam zwycięzca spoglądał w poszukiwaniu tego maga... potrzebował leczenia bardziej niż oklasków, choć i tych nie brakło.
Ostatnio zmieniony 5 cze 2013, o 13:33 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.
- Naviedzony
- Wielki Nieczysty Spamer
- Posty: 6354
[Dobre, dobre! ]
Mistrz Antonio Ramirez klaskał razem z innymi. To był znakomity pokaz szermierczy i pomimo przytłaczających go problemów, nie uszedł jego uwadze kunszt mrocznego elfa, zwanego Duriathem. Miał nadzieję, że nie będzie mu dane stanąć naprzeciw niego i jego ogromnego katowskiego miecza. Po chwili przepchnął się do Księcia Mórz. Pozostało mu jeszcze jedno i będzie mógł zająć się innymi, ważniejszymi sprawami. Najpilniejszą z nich było podziękowanie saurusowi za jego bezinteresowną pomoc. I rozmówienie się z Anną.
- Panie, kiedy dowiem się z kim przyjdzie mi skrzyżować ostrza? - zapytał, kłaniając się władcy tej wielkiej armady.
Mistrz Antonio Ramirez klaskał razem z innymi. To był znakomity pokaz szermierczy i pomimo przytłaczających go problemów, nie uszedł jego uwadze kunszt mrocznego elfa, zwanego Duriathem. Miał nadzieję, że nie będzie mu dane stanąć naprzeciw niego i jego ogromnego katowskiego miecza. Po chwili przepchnął się do Księcia Mórz. Pozostało mu jeszcze jedno i będzie mógł zająć się innymi, ważniejszymi sprawami. Najpilniejszą z nich było podziękowanie saurusowi za jego bezinteresowną pomoc. I rozmówienie się z Anną.
- Panie, kiedy dowiem się z kim przyjdzie mi skrzyżować ostrza? - zapytał, kłaniając się władcy tej wielkiej armady.
Duriath efektownie zdekapitował przeciwnika, tym samym wygrywając walkę i przechodząc do ćwierćfinału. Mimo, że musiał walczyć z pobratmcem, nie przejął się tym zbytnio, gdyż w Naggaroth zdrady i spiski były na porządku dziennym i jeśli chciało się przeżyć, to nie należało nikomu ufać. Egzekutor ufał tylko swoim towarzyszom, a i do nich miał ograniczone zaufanie.
Po wygranej walce, Duriath z pomocą Landryola udał się do maga, jednak nie ufając mu, pozwolił uleczyć sobie tylko powierzchowne rany. Po odtrutkę poszedł do asasyna.
-Witaj Duriathu, widzę, że wygrałeś a twój przeciwnik dołączył do ofiar złożonych Khaine'owi.-
-Istotnie...- Odrzekł Duriath. -Mam mały problem, Widmo używało zatrutej broni, a wy asasyni jesteście mistrzami w sprawach toksyn.-
-Hmm, zastanówmy się... Rana nie wygląda ciekawie, powinieneś już od dawna nie żyć... Charakterystyczny zapach... Tak, to musi być Jad Mantykory. Tak się składa, że mam odtrutkę - masz wypij to.- Rzekł asasyn, po czym wręczył mu fiolkę z niebieskawą substancją.
Egzekutor wypił zawartość fiolki. Już po kilkunastu sekundach poczuł zbawienne działanie odtrutki. Powoli odzyskiwał czucie w miejscach zranienia, a paraliż został zastąpiony przez ból.
-Radzę ci teraz poleżeć kilka godzin-
-Tak zrobię, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć- rzekł Egzekutor.
Następne kilka godzin spał wyjątkowo mocno. Budząć się poczuł, że efekty działania jadu minęły całkowicie, nie czuł już nawet bólu w zranionych miejscach.
Trening: Niewrażliwy na Ból
Po wygranej walce, Duriath z pomocą Landryola udał się do maga, jednak nie ufając mu, pozwolił uleczyć sobie tylko powierzchowne rany. Po odtrutkę poszedł do asasyna.
-Witaj Duriathu, widzę, że wygrałeś a twój przeciwnik dołączył do ofiar złożonych Khaine'owi.-
-Istotnie...- Odrzekł Duriath. -Mam mały problem, Widmo używało zatrutej broni, a wy asasyni jesteście mistrzami w sprawach toksyn.-
-Hmm, zastanówmy się... Rana nie wygląda ciekawie, powinieneś już od dawna nie żyć... Charakterystyczny zapach... Tak, to musi być Jad Mantykory. Tak się składa, że mam odtrutkę - masz wypij to.- Rzekł asasyn, po czym wręczył mu fiolkę z niebieskawą substancją.
Egzekutor wypił zawartość fiolki. Już po kilkunastu sekundach poczuł zbawienne działanie odtrutki. Powoli odzyskiwał czucie w miejscach zranienia, a paraliż został zastąpiony przez ból.
-Radzę ci teraz poleżeć kilka godzin-
-Tak zrobię, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć- rzekł Egzekutor.
Następne kilka godzin spał wyjątkowo mocno. Budząć się poczuł, że efekty działania jadu minęły całkowicie, nie czuł już nawet bólu w zranionych miejscach.
Trening: Niewrażliwy na Ból
Ostatnio zmieniony 5 cze 2013, o 17:23 przez DarkAngel, łącznie zmieniany 1 raz.
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand
Loq-Kro-Gar obserwował starcie ze swego siedziska. Dostarczyła mu rozrywki i informacji o stylu walki elfów, przecież taka technika nie była chrakterystyczna tylko dla Duriatha. Jednakże w ostatecznym rozrachunku liczyła się przede wszystkim śmierć Druchii.
Uczta była skończona. Pojedyńczy goście dopijali resztki wina, większość jednak udała się do swoich kajut na spoczynek. Loq-Kro-Gar również opuścił salę.
Morze było spokojne, jedynie lekki powiew wiatru pokrywał bezkresną taflę wody licznymi zmarszczkami. Zostało niewiele czasu do świtu. Gdy saurus wrócił na pokład "Walecznego Serca", pierwsze promienie słońca nieśmiało wychylały znad linii horyzontu. Przy kajucie w której leżał młody Ramirez zawahał się. Po chwili ruszył do siebie, nie niepokojąc rannego i Anny. Położył się do łóżka i szybko pogrążył się w senne marzenia.
Uczta była skończona. Pojedyńczy goście dopijali resztki wina, większość jednak udała się do swoich kajut na spoczynek. Loq-Kro-Gar również opuścił salę.
Morze było spokojne, jedynie lekki powiew wiatru pokrywał bezkresną taflę wody licznymi zmarszczkami. Zostało niewiele czasu do świtu. Gdy saurus wrócił na pokład "Walecznego Serca", pierwsze promienie słońca nieśmiało wychylały znad linii horyzontu. Przy kajucie w której leżał młody Ramirez zawahał się. Po chwili ruszył do siebie, nie niepokojąc rannego i Anny. Położył się do łóżka i szybko pogrążył się w senne marzenia.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Gerhard jęknął powstając z siedziska.
Po tym, jak skończył krwawą robotę z wyciąganiem odłamków szkła ze swojego ciała, zjawił się nadworny mag Księcia Mórz, który rzucił na niego szybkie zaklęcie uzdrawiające. I ja kto bywa z czarami rzuconymi naprędce, rany się zasklepiły, ale ból pozostał.
Kapitan dopił żałosne resztki piwa z kufla i ostentacyjnie rzucił naczynie na ziemię. Wychodząc, spojrzał na wielką kałuże krwi pozostałą po zabitym elfie i skrzywił się z odrazą. Bynajmniej nie dlatego, że widok śmierci go brzydził. Po prostu uważał, że urządzanie krwawych jatek na ucztach to zwyczaj pasujący bardziej do jakichś śmierdzących barbarzyńców, a nie cywilizowanych ludzi za jakich uchodził Książę Mórz i jego świta.
Tym właśnie Eirenstern różnił się od czempionów Khorna z Północy. Nawet mimo jego oddania Bogowi Krwi, nadal zachowywał ogładę i człowieczeństwo. Dzięki temu łatwiej mu było ukryć swoje mroczne konszachty wśród swych ziomków z Imperium.
Idąc przez salę, Gerhard był wdzięczny że mieszka na Gargantuanie i nie musi poruszać się między statkami floty. Po kilkunastu minutach błądzenia korytarzami okrętu nareszcie znalazł swoją kajutę. Zamykając drzwi na rygiel, walnął się na swoje wyrko i zapadł w płytki, niespokojny sen.
Po tym, jak skończył krwawą robotę z wyciąganiem odłamków szkła ze swojego ciała, zjawił się nadworny mag Księcia Mórz, który rzucił na niego szybkie zaklęcie uzdrawiające. I ja kto bywa z czarami rzuconymi naprędce, rany się zasklepiły, ale ból pozostał.
Kapitan dopił żałosne resztki piwa z kufla i ostentacyjnie rzucił naczynie na ziemię. Wychodząc, spojrzał na wielką kałuże krwi pozostałą po zabitym elfie i skrzywił się z odrazą. Bynajmniej nie dlatego, że widok śmierci go brzydził. Po prostu uważał, że urządzanie krwawych jatek na ucztach to zwyczaj pasujący bardziej do jakichś śmierdzących barbarzyńców, a nie cywilizowanych ludzi za jakich uchodził Książę Mórz i jego świta.
Tym właśnie Eirenstern różnił się od czempionów Khorna z Północy. Nawet mimo jego oddania Bogowi Krwi, nadal zachowywał ogładę i człowieczeństwo. Dzięki temu łatwiej mu było ukryć swoje mroczne konszachty wśród swych ziomków z Imperium.
Idąc przez salę, Gerhard był wdzięczny że mieszka na Gargantuanie i nie musi poruszać się między statkami floty. Po kilkunastu minutach błądzenia korytarzami okrętu nareszcie znalazł swoją kajutę. Zamykając drzwi na rygiel, walnął się na swoje wyrko i zapadł w płytki, niespokojny sen.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Arnus skrzywił się. Patrzył jakby w spowolnieniu na zbliżające się ostrze. "Znowu..." zdążył tylko pomyśleć, gdy wszystko okryła ciemność, wybawiająca od bólu.
Nenzar patrzył na swojego rozsieczonego towarzysza. Westchnął. Tak jak wielu najlepszych wojowników zginął przez przypadek. Po krótkim śnie szybko trzeźwiał. Minus wspomagania ciała magią. Alkohol to przecież trucizna, więc był niszczony lub wydalany. Dlatego tak trudno było się mu upić. Gdy egzekutor odszedł zbliżył się do ciała. Znikąd wynurzył się też Harren.
- Co teraz? - zapytał.
- Zabierzmy go do pokoju. - zdecydował. - A potem znikamy zanim się zorientują, że nie mamy już ochrony księcia mórz. - już teraz niektórzy uczestnicy balu popatrywali na nich z nienawiścią, ale to byli kupcy, arystokracja. Nie zamierzali się narażać. Przyjdą potem z siepaczami. Oprócz tego na uczcie nie wypada urządzać rzeźni. Tylko nie wychowani barbarzyńcy, jak mroczne elfy, tak robią. Nie zniżajmy się do ich poziomu. Harren zarzucił ciało na ramię, a Nenzar wziął głowę. Żaden nie robił sobie nic z jego śmierci. Nie musieli sobie torować przejścia, tłum widzów sam się przed nimi rozsuwał. Po chwili wyszli z sali i rozmyli się w ciemnościach.
Nenzar patrzył na swojego rozsieczonego towarzysza. Westchnął. Tak jak wielu najlepszych wojowników zginął przez przypadek. Po krótkim śnie szybko trzeźwiał. Minus wspomagania ciała magią. Alkohol to przecież trucizna, więc był niszczony lub wydalany. Dlatego tak trudno było się mu upić. Gdy egzekutor odszedł zbliżył się do ciała. Znikąd wynurzył się też Harren.
- Co teraz? - zapytał.
- Zabierzmy go do pokoju. - zdecydował. - A potem znikamy zanim się zorientują, że nie mamy już ochrony księcia mórz. - już teraz niektórzy uczestnicy balu popatrywali na nich z nienawiścią, ale to byli kupcy, arystokracja. Nie zamierzali się narażać. Przyjdą potem z siepaczami. Oprócz tego na uczcie nie wypada urządzać rzeźni. Tylko nie wychowani barbarzyńcy, jak mroczne elfy, tak robią. Nie zniżajmy się do ich poziomu. Harren zarzucił ciało na ramię, a Nenzar wziął głowę. Żaden nie robił sobie nic z jego śmierci. Nie musieli sobie torować przejścia, tłum widzów sam się przed nimi rozsuwał. Po chwili wyszli z sali i rozmyli się w ciemnościach.
Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny
Arystoteles
Arystoteles
[No bez jaj, po KB nie można już się wskrzesić ]
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand