ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA
-
- Plewa
- Posty: 7
Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA
Dziewczyna wbiła przenikliwy wzrok w Saurusa. Mówi prawdę, czy próbuje ją wrobić? Nie, nie mógł widzieć w niej poważnej przeciwniczki na arenie, gdyby planował cos takiego prawdopodobnie wystartowałby do Minotaura.
- Dobrze powiedzmy, że się zgadzam, ale to co będę chciała oddasz mi. Zamierzasz jeszcze kogoś wtajemniczać w ten plan? Chociaż skoro mówisz, że potrzebujesz moich umiejętności rozumiem, że ma być to załatwione "po cichu"?- oparła się o framugę drzwi bawiąc kosmykiem włosów.
- Jeśli nawet ktoś tego pilnuje to to nie jest problem. Ochronę można zawsze objeść... Albo zabić. - wzruszyła ramionami. - Różnie bywa. Mam nadzieję, że będzie warto. - mruknęła na koniec bardziej do samej siebie.
- Dobrze powiedzmy, że się zgadzam, ale to co będę chciała oddasz mi. Zamierzasz jeszcze kogoś wtajemniczać w ten plan? Chociaż skoro mówisz, że potrzebujesz moich umiejętności rozumiem, że ma być to załatwione "po cichu"?- oparła się o framugę drzwi bawiąc kosmykiem włosów.
- Jeśli nawet ktoś tego pilnuje to to nie jest problem. Ochronę można zawsze objeść... Albo zabić. - wzruszyła ramionami. - Różnie bywa. Mam nadzieję, że będzie warto. - mruknęła na koniec bardziej do samej siebie.
-Doskonale.-zasyczał jaszczur.-W szczegóły wtajemniczę cię wkrótce.
-To wszystko?- spytała Neira.
Saurus przytaknął, a dziewczyna wyszła bez słowa. Wszystko szło w dobrym kierunku. Pozostała tylko jedna sprawa...
***
"Języczek Lileth" prezentował się zupełnie odmiennie w stosunku do pozostałych. Każdy detal okrętu zdawał się być dopracowany, a kapitan pilnował, by mimo lat użytkowania jednostka wyglądała jak z pod igły. Odnalezienie kajuty Ethilmaira nie zajęło Loq-Kro-Garowi dużo czasu. Zapukał w malowane drzwi. Otworzył mu Atheis.
-Witaj zimnokrwisty przyjacielu! Wejdź, zapraszamy.-powitał go uprzejmie elf.
-Witaj.-odparł Loq-Kro-Gar. Pierwszy raz miał okazję oglądać wystrój elfiej kajuty. Była przestronna, znacznie większa od jego, oświetlana promieniami słońca spadającymi przez duże bulaje. Na ścianach wisiały skóry drapieżnych kotów i delikatnie plecione kobierce. W rogu, na złoconej grzędzie siedział wspaniały jastrząb. Na sofach, w centrum siedzieli Elithmair z Irthiliusem, racząc się owocami z mosiężnego półmiska stojącego na małym stoliku. Saurus przywitał się z elfami, po czym zajął miejsce wskazane mu przez Elithmaira.
-Czemu zawdzięczamy twoją wizytę przyjacielu?-zagadnął uprzejmie książe.
-Chciałbym prosić was o pomoc.- odparł Loq-Kro-Gar- A właściwie Irthiliusa. Z tego co wiem Mędrcy Hoetha władają biegle wszystkimi domenami magii, prawda? Między innymi magią niebios?
-Owszem.- Irthilius skinął lekko głową.
-Od pewnego czasu podczas medytacji doświadczam niepokojących wizji. Jest w nich śmierć tysięcy, może nawet setki tysięcy. Myślę, że są w to zamieszane wampiry, możliwe, że nawet są w zmowie z naszym gospodarzem. By dowiedzieć się więcej, potrzebuję świętej tablicy z Chupayotl, którą aktualnie znajduje się na "Dumie Driftmaarktu".
Irthilius słuchał ze skupieniem i powagą, podobnie Elithmair, zaś Atheis przeżuwał winogrona, brzdąkając beztrosko na lutni.
-Ten człowiek z pewnością nie będzie chciał się rozstać z niczym co błyszczu. Gdyby tylko było inne wyjście...-kontynuował Loq-Kro-Gar-niestety nie pozostaje nic innego, jak tą tablicę wykraść. Twoje zadanie Irthiliusie polegałoby na uciszenie wiatrów i sprowadzeniu mgły, która zapewni nam osłonę.- saurus spojrzał uważnie na elfy- Jaka będzie wasza odpowiedź?
-To wszystko?- spytała Neira.
Saurus przytaknął, a dziewczyna wyszła bez słowa. Wszystko szło w dobrym kierunku. Pozostała tylko jedna sprawa...
***
"Języczek Lileth" prezentował się zupełnie odmiennie w stosunku do pozostałych. Każdy detal okrętu zdawał się być dopracowany, a kapitan pilnował, by mimo lat użytkowania jednostka wyglądała jak z pod igły. Odnalezienie kajuty Ethilmaira nie zajęło Loq-Kro-Garowi dużo czasu. Zapukał w malowane drzwi. Otworzył mu Atheis.
-Witaj zimnokrwisty przyjacielu! Wejdź, zapraszamy.-powitał go uprzejmie elf.
-Witaj.-odparł Loq-Kro-Gar. Pierwszy raz miał okazję oglądać wystrój elfiej kajuty. Była przestronna, znacznie większa od jego, oświetlana promieniami słońca spadającymi przez duże bulaje. Na ścianach wisiały skóry drapieżnych kotów i delikatnie plecione kobierce. W rogu, na złoconej grzędzie siedział wspaniały jastrząb. Na sofach, w centrum siedzieli Elithmair z Irthiliusem, racząc się owocami z mosiężnego półmiska stojącego na małym stoliku. Saurus przywitał się z elfami, po czym zajął miejsce wskazane mu przez Elithmaira.
-Czemu zawdzięczamy twoją wizytę przyjacielu?-zagadnął uprzejmie książe.
-Chciałbym prosić was o pomoc.- odparł Loq-Kro-Gar- A właściwie Irthiliusa. Z tego co wiem Mędrcy Hoetha władają biegle wszystkimi domenami magii, prawda? Między innymi magią niebios?
-Owszem.- Irthilius skinął lekko głową.
-Od pewnego czasu podczas medytacji doświadczam niepokojących wizji. Jest w nich śmierć tysięcy, może nawet setki tysięcy. Myślę, że są w to zamieszane wampiry, możliwe, że nawet są w zmowie z naszym gospodarzem. By dowiedzieć się więcej, potrzebuję świętej tablicy z Chupayotl, którą aktualnie znajduje się na "Dumie Driftmaarktu".
Irthilius słuchał ze skupieniem i powagą, podobnie Elithmair, zaś Atheis przeżuwał winogrona, brzdąkając beztrosko na lutni.
-Ten człowiek z pewnością nie będzie chciał się rozstać z niczym co błyszczu. Gdyby tylko było inne wyjście...-kontynuował Loq-Kro-Gar-niestety nie pozostaje nic innego, jak tą tablicę wykraść. Twoje zadanie Irthiliusie polegałoby na uciszenie wiatrów i sprowadzeniu mgły, która zapewni nam osłonę.- saurus spojrzał uważnie na elfy- Jaka będzie wasza odpowiedź?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Z chęcią ci pomożemy przyjacielu.-odpowiedzieli Irthilius i Elithmair.
-Razem na pewno nam się uda.- powiedział mędrzec-Gdy będę potrzebny, wezwij mnie.
-Razem na pewno nam się uda.- powiedział mędrzec-Gdy będę potrzebny, wezwij mnie.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-Dziękuję. Gdy nadejdzie czas, dam znać. Tymczasem muszę wrócić na swój statek.- Loq-Kro-Gar wstał - Dziękuję za gościnę. Do zobaczenia wkrótce.
Po powrocie na "Waleczne Serce" wreszcie mógł odetchnąć. Miał już wszystko, czego potrzebował, teraz wystarczyło poczekać na odpowiedni moment.
Przez myśl mu przeszło, jak czuje się młody Ramirez...
Po powrocie na "Waleczne Serce" wreszcie mógł odetchnąć. Miał już wszystko, czego potrzebował, teraz wystarczyło poczekać na odpowiedni moment.
Przez myśl mu przeszło, jak czuje się młody Ramirez...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
-ALARM!!! ALARM!!! Elfy atakują !- wrzeszczał Brokki machając czerwoną chorągiewką. Znurzeni od ciężkiej pracy Zabójcy w pare minut wytoczyli potężne działa i ustawili się w pozycji bojowej. Po całym statku roznosił sie krzyk i wydawane komendy.
Z "Czerwonego barona" wyskoczył Bothan z garłaczem -Co jest do cholery?!- warknął widząc jego czeladnika machającego na sygnał i całą załogę pośpiesznie gotującą się do walki. Z mostku potężny kopniak otworzył drzwi i wybiegł Makaisson. Bosman od razu wrzasnął -Kapitanie! Rozkaz do strzału!- jednak
Malakai zrobił srogą minę i wydarł się na całe gardło -ŁOT DA FAK!- komenda w krasnoludzkim języku rozniosła się po okręcie. Natychmiast zapanowała cisza wśród załogi. Oprócz potęznych odgłosów statku ,słychać było jedynie pomruki załogantów wtaczających działa z powrotem i nawracających statek na właściwy kurs.
Bothan podszedł do kapitana -Co to do cholery było?! Jakieś rąbane ćwiczenia?!- kapitan spojrzał na niego i warknął -Jakiś debilek! Kurna! Sygnał dał do ataku! Toż moje ludziem atakujom!-
Do inżyniera podszedł Brokki i schylił się nisko -Przepraszam! Mistrzu McArmstrong!- Bothan i Malakai spojrzeli srogo na krótkobrodego -Coś ty zrobił?! Ciesz się ,ze przy warkocie i hałasie "Niezatapialnego" nikt nie zwrócił na nas uwagi!- warknął stary inżynier ,Makaisson dodał głośno -Racjem ma! My nie chcem tylu wyżynać!- Brokki spojrzał na niego ze zdziwieniem i dodał prędko -Te elfiaki wyciągneły włócznie na pokład! No i jakiś wielki jaszczuroczłek tam przybył!-
Bothan i Malakai spojrzeli na siebie ,po czym wyciagneli swoje prywatne przyrządy i zwrócili wzrok na "Języczek Lileth".Makaisson spoglądał przez wielką i długą lunetę ze srebrnymi runami oraz upapraną we krwi ,widniały na niej również nacięcia. Każde oznaczało zabitą tym przedmiotem osobę. McArmstrong patrzył przez misternie wykonaną złotą lornetkę ozdobioną runami gildi inżynierów z wieloma pokrętłami pozwalającymi wyostrzyć widok
-Te łotry coś chyba kombinują.- stwierdził Bothan -Możem my jednak działko jednom wystawiem!- wykrzyknął Malakai -No... w sumie nie zaszkodzi... ot tak dla zasady... jak to sie mówi "Strzeżonego działo strzeże!"- zgodził się na propozycję McArmstrong i ruszył pod pokład.
Z "Czerwonego barona" wyskoczył Bothan z garłaczem -Co jest do cholery?!- warknął widząc jego czeladnika machającego na sygnał i całą załogę pośpiesznie gotującą się do walki. Z mostku potężny kopniak otworzył drzwi i wybiegł Makaisson. Bosman od razu wrzasnął -Kapitanie! Rozkaz do strzału!- jednak
Malakai zrobił srogą minę i wydarł się na całe gardło -ŁOT DA FAK!- komenda w krasnoludzkim języku rozniosła się po okręcie. Natychmiast zapanowała cisza wśród załogi. Oprócz potęznych odgłosów statku ,słychać było jedynie pomruki załogantów wtaczających działa z powrotem i nawracających statek na właściwy kurs.
Bothan podszedł do kapitana -Co to do cholery było?! Jakieś rąbane ćwiczenia?!- kapitan spojrzał na niego i warknął -Jakiś debilek! Kurna! Sygnał dał do ataku! Toż moje ludziem atakujom!-
Do inżyniera podszedł Brokki i schylił się nisko -Przepraszam! Mistrzu McArmstrong!- Bothan i Malakai spojrzeli srogo na krótkobrodego -Coś ty zrobił?! Ciesz się ,ze przy warkocie i hałasie "Niezatapialnego" nikt nie zwrócił na nas uwagi!- warknął stary inżynier ,Makaisson dodał głośno -Racjem ma! My nie chcem tylu wyżynać!- Brokki spojrzał na niego ze zdziwieniem i dodał prędko -Te elfiaki wyciągneły włócznie na pokład! No i jakiś wielki jaszczuroczłek tam przybył!-
Bothan i Malakai spojrzeli na siebie ,po czym wyciagneli swoje prywatne przyrządy i zwrócili wzrok na "Języczek Lileth".Makaisson spoglądał przez wielką i długą lunetę ze srebrnymi runami oraz upapraną we krwi ,widniały na niej również nacięcia. Każde oznaczało zabitą tym przedmiotem osobę. McArmstrong patrzył przez misternie wykonaną złotą lornetkę ozdobioną runami gildi inżynierów z wieloma pokrętłami pozwalającymi wyostrzyć widok
-Te łotry coś chyba kombinują.- stwierdził Bothan -Możem my jednak działko jednom wystawiem!- wykrzyknął Malakai -No... w sumie nie zaszkodzi... ot tak dla zasady... jak to sie mówi "Strzeżonego działo strzeże!"- zgodził się na propozycję McArmstrong i ruszył pod pokład.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Farin bawił się swoim młotem, opierając się o barierkę "Gargantuana". Po pokładzie wokół biegali marynarze. Krasnolud nawet nie zastanawiał się co robili. Pływanie drewnianymi okręcikami było zajęciem dla elfów.
Spojrzał w niebo i skrzywił się na widok przesuwającego się nieubłaganie, po nieboskłonie słońca. Lendrii znowu się spóźniał. Pewnie flirtował z jakąś ślicznotką. Farin nigdy nie mógł zrozumieć jego zainteresowania niekrasnoludzkimi kobietami. Lendrii zawsze był trochę porąbany. Powrócił do wykręcania młotem ósemek. Mieli się tu spotkać z godzinę temu by przekazać czego się dowiedzieli. Niestety sam Farin nic nie wiedział o losie Skriega od momentu gdy go wyprowadzili z sali. Mało kto chciał lub miał czas z nim rozmawiać, a ci nieliczni nie mieli żadnych konkretnych informacji.
W końcu zauważył raźno wychodzącego spod pokładu towarzysza. Lendrii wyglądał na zadowolonego z siebie. Wesoło pogwizdując zbliżył się do Farina.
- Dowiedziałeś się czegoś? - spytał niecierpliwie młodszy zwiadowca
- Tak - Lendrii uśmiechnął się obleśnie - Pewna pomywaczka, usłyszała od swojego chłopaka-jednego z strażników, że jakiś krasnolud trafił na "Dumę Driftmaarktu". To może być jedynie Skrieg.
- Jak udało ci się to z niej wydobyć
- Tajemnica zawodowa - Lendrii walnął porządnie Farina w plecy, wyrzucając z niego całe powietrze - Kiedyś też ci uda młody. Więcej charyzmy.
Boin ze spokojem wysłuchał wszystkich raportów. Niedawno młodszy czeladnik Bothana wywołał niezłe zamieszanie. Dowódca zwiadowców nie sądził, że elfy były na tyle głupie by atakować w dzień uzbrojony krasnoludzki pancernik, jeszcze z załogą zabójców. Jeszcze nie.
W zebranych wieściach najczęściej powtarzała się plotka, jakoby Skrieg został wywieziony na "Dumę". Nie było jednak ku temu pewności, gdyż inne mówiły, że trafił na "Płonący Elektor", "Języczek Lileath" czy na "Rollanda Nieskalanego". Tylko jedno było pewne. Na pewno nie został na "Gargantuanie".
- Dobra, zaufamy większości i spróbujemy odbić go z "Dumy". Plan jest następujący...
- Będziemy potrzebować wsparcia - powiedział Ragni, po usłyszeniu go.
- To prawda, dlatego zwrócę się do Bothana. Jestem pewny, że nam pomoże. Nie zostawi krasnoluda w łapach tych miłośników elfów.
- Co zrobimy gdy książę się dowie, że stracił więźnia? Skrieg nie będzie tu bezpieczny, a nie ma jak go wysadzić na brzeg.
- Jeśli nie ruszy się z "Niezatapialnego" nie powinno mu się nic stać. Malakai nie powinien wydać swojego, ale jeszcze muszę z nim pogadać.
Po dogadaniu wszystkiego Boin ruszył na mostek. Malakai krzątał się po pomieszczeniu, pouczając załogantów. Jego wzrok od razu jednak spoczął na wchodzącym zwiadowcy.
- Szym mogę sfużyć? - spytał uprzejmie ale również głosem wskazującym, że nie ma czasu na bzdury.
Boin szybko wyjaśnił mu sytuację.
- W sfumie mógłfym przfyjąć tego chłfopacka do załogi - Podrapał się po głowie - Wftedy pofinien być nietykalny.
- Dzięki - Boin dopiero po chwili zrozumiał słowa Makaissona - ale on nic nie wie o żegludze.
- Nie skodzi - uśmiechnął się - nauczfymy fo. Nie fydam krasnofluda w ręcę tego kśfiężyny.
Zwiadowca z zadowoleniem opuścił mostek. Teraz zostało tylko jedno.
Zapukał do drzwi kwatery Bothana. Inżynier otworzył drzwi i uśmiechnął się na widok Boina.
- Wchodź. Co tam?
- Chcemy odbić Skriega. Potrzebuję twojej pomocy - wyjaśnił sytuację - Potrzebny nam żyrokopter by dostać się w pobliże "Dumy". Potem będziesz nas z niego osłaniać - spojrzał na zamyślonego Bothana - pomożesz nam?
Spojrzał w niebo i skrzywił się na widok przesuwającego się nieubłaganie, po nieboskłonie słońca. Lendrii znowu się spóźniał. Pewnie flirtował z jakąś ślicznotką. Farin nigdy nie mógł zrozumieć jego zainteresowania niekrasnoludzkimi kobietami. Lendrii zawsze był trochę porąbany. Powrócił do wykręcania młotem ósemek. Mieli się tu spotkać z godzinę temu by przekazać czego się dowiedzieli. Niestety sam Farin nic nie wiedział o losie Skriega od momentu gdy go wyprowadzili z sali. Mało kto chciał lub miał czas z nim rozmawiać, a ci nieliczni nie mieli żadnych konkretnych informacji.
W końcu zauważył raźno wychodzącego spod pokładu towarzysza. Lendrii wyglądał na zadowolonego z siebie. Wesoło pogwizdując zbliżył się do Farina.
- Dowiedziałeś się czegoś? - spytał niecierpliwie młodszy zwiadowca
- Tak - Lendrii uśmiechnął się obleśnie - Pewna pomywaczka, usłyszała od swojego chłopaka-jednego z strażników, że jakiś krasnolud trafił na "Dumę Driftmaarktu". To może być jedynie Skrieg.
- Jak udało ci się to z niej wydobyć
- Tajemnica zawodowa - Lendrii walnął porządnie Farina w plecy, wyrzucając z niego całe powietrze - Kiedyś też ci uda młody. Więcej charyzmy.
Boin ze spokojem wysłuchał wszystkich raportów. Niedawno młodszy czeladnik Bothana wywołał niezłe zamieszanie. Dowódca zwiadowców nie sądził, że elfy były na tyle głupie by atakować w dzień uzbrojony krasnoludzki pancernik, jeszcze z załogą zabójców. Jeszcze nie.
W zebranych wieściach najczęściej powtarzała się plotka, jakoby Skrieg został wywieziony na "Dumę". Nie było jednak ku temu pewności, gdyż inne mówiły, że trafił na "Płonący Elektor", "Języczek Lileath" czy na "Rollanda Nieskalanego". Tylko jedno było pewne. Na pewno nie został na "Gargantuanie".
- Dobra, zaufamy większości i spróbujemy odbić go z "Dumy". Plan jest następujący...
- Będziemy potrzebować wsparcia - powiedział Ragni, po usłyszeniu go.
- To prawda, dlatego zwrócę się do Bothana. Jestem pewny, że nam pomoże. Nie zostawi krasnoluda w łapach tych miłośników elfów.
- Co zrobimy gdy książę się dowie, że stracił więźnia? Skrieg nie będzie tu bezpieczny, a nie ma jak go wysadzić na brzeg.
- Jeśli nie ruszy się z "Niezatapialnego" nie powinno mu się nic stać. Malakai nie powinien wydać swojego, ale jeszcze muszę z nim pogadać.
Po dogadaniu wszystkiego Boin ruszył na mostek. Malakai krzątał się po pomieszczeniu, pouczając załogantów. Jego wzrok od razu jednak spoczął na wchodzącym zwiadowcy.
- Szym mogę sfużyć? - spytał uprzejmie ale również głosem wskazującym, że nie ma czasu na bzdury.
Boin szybko wyjaśnił mu sytuację.
- W sfumie mógłfym przfyjąć tego chłfopacka do załogi - Podrapał się po głowie - Wftedy pofinien być nietykalny.
- Dzięki - Boin dopiero po chwili zrozumiał słowa Makaissona - ale on nic nie wie o żegludze.
- Nie skodzi - uśmiechnął się - nauczfymy fo. Nie fydam krasnofluda w ręcę tego kśfiężyny.
Zwiadowca z zadowoleniem opuścił mostek. Teraz zostało tylko jedno.
Zapukał do drzwi kwatery Bothana. Inżynier otworzył drzwi i uśmiechnął się na widok Boina.
- Wchodź. Co tam?
- Chcemy odbić Skriega. Potrzebuję twojej pomocy - wyjaśnił sytuację - Potrzebny nam żyrokopter by dostać się w pobliże "Dumy". Potem będziesz nas z niego osłaniać - spojrzał na zamyślonego Bothana - pomożesz nam?
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Elithmair zabawiał się grając w szachy w swojej kajucie z Irthiliusem. Obaj wiedzieli, że najdrobniejszy błąd spowoduje przegraną. Figurki wykonane były ze złota i srebra, wysadzane diamentami, szachownica z kości słoniowej lśniła w blasku pochodni. Drzwi otwarły się i do kajuty, stąpając po lamparcich futrach wszedł strażnik morski.
-Panie-wykonał nienaganny ukłon-przybyłem cię poinformować iż zdradzieckie karły wycelowały w nas działo.
Elithmair zamyślił się. Statek pełen był ukrytych balist i jego załoga liczyła prawie setkę strażników morskich i ok piętnastu wojowników cienia. Krasnoludkowe jeśli nie chcieli wywołać rzezi, nie mogli zacząć ostrzału.
-Rzuć na mnie czary ochronne-powiedział elfi szlachcic w stronę mędrca.
Ten skinął głową i zaczerpnął energi. Z pomiędzy jego palców wynurzyły się niebiesko białe strumyczki magii. Owinęły się wokoło Elithamira i znikły.
-A tak w ogóle to gdzie jest Atheis?-zapytał Irthilius gdy skończył.
-Siedzi u Deliere
Elf wziął miecz i łuk po czym wyszedł na pokład. Spojrzał w stronę krasnoludzkiego parowca, wykonał skinienie głową na znak iż rozmawiam z kimś kto w miarę zasługuje na jego szacunek po czym przemówił:
-Czemuż zbroicie się na nas?
-Panie-wykonał nienaganny ukłon-przybyłem cię poinformować iż zdradzieckie karły wycelowały w nas działo.
Elithmair zamyślił się. Statek pełen był ukrytych balist i jego załoga liczyła prawie setkę strażników morskich i ok piętnastu wojowników cienia. Krasnoludkowe jeśli nie chcieli wywołać rzezi, nie mogli zacząć ostrzału.
-Rzuć na mnie czary ochronne-powiedział elfi szlachcic w stronę mędrca.
Ten skinął głową i zaczerpnął energi. Z pomiędzy jego palców wynurzyły się niebiesko białe strumyczki magii. Owinęły się wokoło Elithamira i znikły.
-A tak w ogóle to gdzie jest Atheis?-zapytał Irthilius gdy skończył.
-Siedzi u Deliere
Elf wziął miecz i łuk po czym wyszedł na pokład. Spojrzał w stronę krasnoludzkiego parowca, wykonał skinienie głową na znak iż rozmawiam z kimś kto w miarę zasługuje na jego szacunek po czym przemówił:
-Czemuż zbroicie się na nas?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Duriath, ostatnimi czasy jakby nieobecny, pojawił się teraz na pokładzie "Gargantuana". Towarzyszył mu Landryol, popijający wino. Asasyn nie mając nic ciekawszego do roboty, śledził ludzkiego kapitana. Czuł, że coś jest z nim nie w porządku. Mimo, że uzdolnionych jest niewiele, każdy elf jest wrażliwy na magię, a asasyn czuł, że wokól Gerharda krąży magia. Słaba bo słaba, ale jednak było to piętno chaosu. Druchii uśmiechnął się szyderczo
-Ciekawe jakie tajemnice kryją inni zawodnicy- Pomyślał. Gerhard nie robił niczego ciekawego, więc asasyn postanowił śledzić kogoś innego.
Wtedy usłyszał krzyki dobiegające z pokładu krasnoludzkiego okrętu parowego. Pobiegł więc na pokład, gdzie spotkał swoich towarzyszy.
-Co się dzieje ?- Zapytał.
-Wygląda na to, że ci idioci z Ulthuanu prowokują krasnoludy...- Odparł Duriath.
-No to może być ciekawie.-
-Czujecie to ?- Zapytał Landryol.
-Tak, ktoś używa magii na elfickim okręcie...-
-Cholera, co oni kombinują-
-Nie wiem, ale śmierdzi mi to jakimś spiskiem...- Asasyn wiedział co mówi. W tym samym czasie Wysokie Elfy zajmowały się dywersją.
Duriath obserwował na zmianę okręt krasnoludzki i elficki. Wtem coś przykuło jego wzrok - krasnoludy uruchomiły jedną ze swoich latających maszyn i ta już wznosiła się i obracała w kierunku "Dumy Driftmaarktu".
-Kurwa wiedziałem, że niskodupcom nie można ufać- Krzyknął jakiś marynarz z załogi "Gargantuana".
Na "Gargantuanie" podniesiono alarm. Kilka minut później cała flota była w gotowości i uzbrojeni marynarze obserwowali w napięciu spektakl dziejący się przed ich oczami.
-Ciekawe jakie tajemnice kryją inni zawodnicy- Pomyślał. Gerhard nie robił niczego ciekawego, więc asasyn postanowił śledzić kogoś innego.
Wtedy usłyszał krzyki dobiegające z pokładu krasnoludzkiego okrętu parowego. Pobiegł więc na pokład, gdzie spotkał swoich towarzyszy.
-Co się dzieje ?- Zapytał.
-Wygląda na to, że ci idioci z Ulthuanu prowokują krasnoludy...- Odparł Duriath.
-No to może być ciekawie.-
-Czujecie to ?- Zapytał Landryol.
-Tak, ktoś używa magii na elfickim okręcie...-
-Cholera, co oni kombinują-
-Nie wiem, ale śmierdzi mi to jakimś spiskiem...- Asasyn wiedział co mówi. W tym samym czasie Wysokie Elfy zajmowały się dywersją.
Duriath obserwował na zmianę okręt krasnoludzki i elficki. Wtem coś przykuło jego wzrok - krasnoludy uruchomiły jedną ze swoich latających maszyn i ta już wznosiła się i obracała w kierunku "Dumy Driftmaarktu".
-Kurwa wiedziałem, że niskodupcom nie można ufać- Krzyknął jakiś marynarz z załogi "Gargantuana".
Na "Gargantuanie" podniesiono alarm. Kilka minut później cała flota była w gotowości i uzbrojeni marynarze obserwowali w napięciu spektakl dziejący się przed ich oczami.
"Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu." - Ayn Rand
[ I- Boin przychodzi do Bothana]
Potrzebny nam żyrokopter by dostać się w pobliże "Dumy". Potem będziesz nas z niego osłaniać - spojrzał na zamyślonego Bothana - pomożesz nam?
-Toż to oczywista oczywistość! Jednak "Czerwony baron" się nie nada na tylu chłopa! Natychmiast każę któryś użyczyć z transportowców Makaissona! Za sterami siądzie mój najbardziej zaufany człowiek -Mulfgar! Wolę uniknąć tam bomb! Mulfgar może źle znieść widok elfów! Jednak spokojna twoja zacna broda! Ten stary zabijaka i bez tego skopie dupska waszym wrogom!
[II- Elithmair wychodzi na pokład]
Z okrętu znów wysunęły się lufy wszystkich dział i organek.
Z "Niezatapialnego" podniosła się wrzawa okrzyków:
-Prowokanci!- wrzasnął Manor
-Ognia! Ze wszystkich luf!!! -wydzierali sie załoganci
-Zatopmy tą tratwę!- warknął bosman
-Razem! Do abordażu! - znów podniosła się wrzawa
- Toż to jafna obraza okreta!- wydarł sie Malakai
-CISZA!!!- zagrzmiał Bothan
Stary inżynier podszedł do kapitana ,szykujacego wielki granatnik -Uspokójmy się! Mówię ci ,że te cherlaki nie odważą się na atak!- Malakai podrapał się po głowie -Słuszfnom racjem masz! Bojom siem nas!- wtedy McArmstrong rzekł stanowczo -Pójdę tam i zobaczę ,czego ten chłoptaś chce! NA mój wyraźny okrzyk wypierdol ze wszystkich luf! Ale nie wcześniej!- kapitan warknął -Ale zbrojem zabierzch!- McArmstrong odparł -Nie ma czas ,wiesz ile się to żelastwo zakłada?! Ten klanowy artefakt nie jest godny tych mięczaków!=
Makaisson uśmiechnął się i podszedł do wielkie wajchy i spuscił na elfi statek wielki pomost ,który normalnie roztrzaskał by całą burtę statku ,jednak niezykłe wzmocnienia uchroniły Języczek ,zostawiając na nim jedynie rysy i wgniecenie.
Stary inżynier wszedł na niego. Miał na sobie kaftan Gildi inżynierów, szalik lotnika ,okulary pilota podniesione na czoło oraz pas z narzędziami ,w ręku trzymał garłacz. -Czego?!- wrzasnął
Potrzebny nam żyrokopter by dostać się w pobliże "Dumy". Potem będziesz nas z niego osłaniać - spojrzał na zamyślonego Bothana - pomożesz nam?
-Toż to oczywista oczywistość! Jednak "Czerwony baron" się nie nada na tylu chłopa! Natychmiast każę któryś użyczyć z transportowców Makaissona! Za sterami siądzie mój najbardziej zaufany człowiek -Mulfgar! Wolę uniknąć tam bomb! Mulfgar może źle znieść widok elfów! Jednak spokojna twoja zacna broda! Ten stary zabijaka i bez tego skopie dupska waszym wrogom!
[II- Elithmair wychodzi na pokład]
Z okrętu znów wysunęły się lufy wszystkich dział i organek.
Z "Niezatapialnego" podniosła się wrzawa okrzyków:
-Prowokanci!- wrzasnął Manor
-Ognia! Ze wszystkich luf!!! -wydzierali sie załoganci
-Zatopmy tą tratwę!- warknął bosman
-Razem! Do abordażu! - znów podniosła się wrzawa
- Toż to jafna obraza okreta!- wydarł sie Malakai
-CISZA!!!- zagrzmiał Bothan
Stary inżynier podszedł do kapitana ,szykujacego wielki granatnik -Uspokójmy się! Mówię ci ,że te cherlaki nie odważą się na atak!- Malakai podrapał się po głowie -Słuszfnom racjem masz! Bojom siem nas!- wtedy McArmstrong rzekł stanowczo -Pójdę tam i zobaczę ,czego ten chłoptaś chce! NA mój wyraźny okrzyk wypierdol ze wszystkich luf! Ale nie wcześniej!- kapitan warknął -Ale zbrojem zabierzch!- McArmstrong odparł -Nie ma czas ,wiesz ile się to żelastwo zakłada?! Ten klanowy artefakt nie jest godny tych mięczaków!=
Makaisson uśmiechnął się i podszedł do wielkie wajchy i spuscił na elfi statek wielki pomost ,który normalnie roztrzaskał by całą burtę statku ,jednak niezykłe wzmocnienia uchroniły Języczek ,zostawiając na nim jedynie rysy i wgniecenie.
Stary inżynier wszedł na niego. Miał na sobie kaftan Gildi inżynierów, szalik lotnika ,okulary pilota podniesione na czoło oraz pas z narzędziami ,w ręku trzymał garłacz. -Czego?!- wrzasnął
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Czemóż wasze działo skierowane jest w naszą stronę ludu gór?-zapytał zimno elf, mierząc krasnoluda wzrokiem.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-Słucham?!- parsknął Bothan -Coś ci się chyba pomyliło! W waszą stronę skierowane jest pietnaście dział bojowych!!! Ludu chom... ludu magów!- warknął patrząc elfowi prosto w oczy
Elithmair wykrzyknął ze złością -Posłuchaj no! Nie mam czasu na bzdety! Oboje nie chcemy sobie wchodzić w drogę! Płyńcie w swoją stronę i nam nie przeszkadzajcie! A jak jeszcze raz zobaczę działo! To inaczej będziemy rozmawiać! Żegnaj!- skończył lekkim ukłonem ,cały czas patrząc się na krasnoluda i trzymając rękojeść miecza.
McArmstrong warknął -To ,że masz działofobię to nie nasza sprawa! Bywaj!- skończył podnosząc rękę na znak oddalenia się.
Statki rozdzieliły się i do Bothana podszedł Malakai -To com robiemym?! Prujem do niech?!- stary inżynier odrzekł -Niestety ,mój drogi! Jeszcze nie! Poddali się- widać było złość na twarzy kapitana -Szkodam! A com z tem działem?!- Bothan uśmiechnął się -Jak to co? Wystawmy dwa kolejne!- wykrzyknął i poszedł z kapitanem na mostek.
Elithmair wykrzyknął ze złością -Posłuchaj no! Nie mam czasu na bzdety! Oboje nie chcemy sobie wchodzić w drogę! Płyńcie w swoją stronę i nam nie przeszkadzajcie! A jak jeszcze raz zobaczę działo! To inaczej będziemy rozmawiać! Żegnaj!- skończył lekkim ukłonem ,cały czas patrząc się na krasnoluda i trzymając rękojeść miecza.
McArmstrong warknął -To ,że masz działofobię to nie nasza sprawa! Bywaj!- skończył podnosząc rękę na znak oddalenia się.
Statki rozdzieliły się i do Bothana podszedł Malakai -To com robiemym?! Prujem do niech?!- stary inżynier odrzekł -Niestety ,mój drogi! Jeszcze nie! Poddali się- widać było złość na twarzy kapitana -Szkodam! A com z tem działem?!- Bothan uśmiechnął się -Jak to co? Wystawmy dwa kolejne!- wykrzyknął i poszedł z kapitanem na mostek.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Na widok dwóch kolejnych dział wytaczanych na pokład, Elithmair pozdniósł ręke. Na niemy rozkaz, na pokład wtoczono siedem balist. Krasnoludy widząc to wytoczyły kolejne działa...
Ta licytacja mogłaby trwać długo, ale statki rozdzieliłą mgła która dziwnym trafem pojawiła się tylko pomiędzy tymi dwoma statkami. Po chwili gdy mgła znikneła, statki dzieliła już znaczna odległość.
-Nie zadawaj się z tymi brudnymi szczurami-rzekł zimno Irthilius wychodząc z pod pokładu.
-Nie nazywaj ich tak, też są starszą rasą tak samo jak my.-Odpowiedział Elithmair.
-Być może, ale tylko pod względem wieku, co do umysłu zacytuje sobie ballade naszego przyjaciela ,,Karły zaplute i piwem strute..."
Elf westchnął i zszedł z powrotem do swojej kajuty. Mędrzec zszedł za nim. Zaczeli przygotowania do akcji którą mieli przeprowadzić wraz ze swym zimnokrwistym przyjacielem.
Ta licytacja mogłaby trwać długo, ale statki rozdzieliłą mgła która dziwnym trafem pojawiła się tylko pomiędzy tymi dwoma statkami. Po chwili gdy mgła znikneła, statki dzieliła już znaczna odległość.
-Nie zadawaj się z tymi brudnymi szczurami-rzekł zimno Irthilius wychodząc z pod pokładu.
-Nie nazywaj ich tak, też są starszą rasą tak samo jak my.-Odpowiedział Elithmair.
-Być może, ale tylko pod względem wieku, co do umysłu zacytuje sobie ballade naszego przyjaciela ,,Karły zaplute i piwem strute..."
Elf westchnął i zszedł z powrotem do swojej kajuty. Mędrzec zszedł za nim. Zaczeli przygotowania do akcji którą mieli przeprowadzić wraz ze swym zimnokrwistym przyjacielem.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[ Dawaj tych slayerów! ]
Khartox obserwował całe zajście z pokładu miał wielkie nadzieje że w końcu padnie jakiś wystrzał. Chciał skosztować elfiego mięsa i przelać wiadra krwi. Odkąd tu przybył nie miał żadnej rozrywki którzy strasznie nudnej walki kolczastych elfów i bijatyce z jaszczuroczłekiem. Długo uchę w ogóle nie znają się na prawdziwej sztuce wojennej. Minotaur prychnął nie zadowolony widząc że elfy i krasnale się dogadują co tylko potęgowało jego zły nastrój. Jego walka jeszcze nie była rozpisana, co dawało Krwawemu rogi nadzieje że trafi na któregoś z elfów. W momencie kiedy bestia nadal pogrążała się w swoich rozmyśleniach na pokład wszedł ork. Khartox od razu go wyczuł jego zapach denerwował go jeszcze bardziej niż aura spokoju. Wystarczyło słowo a rogata bestia w końcu da upust swojemu gniewowi.
Khartox obserwował całe zajście z pokładu miał wielkie nadzieje że w końcu padnie jakiś wystrzał. Chciał skosztować elfiego mięsa i przelać wiadra krwi. Odkąd tu przybył nie miał żadnej rozrywki którzy strasznie nudnej walki kolczastych elfów i bijatyce z jaszczuroczłekiem. Długo uchę w ogóle nie znają się na prawdziwej sztuce wojennej. Minotaur prychnął nie zadowolony widząc że elfy i krasnale się dogadują co tylko potęgowało jego zły nastrój. Jego walka jeszcze nie była rozpisana, co dawało Krwawemu rogi nadzieje że trafi na któregoś z elfów. W momencie kiedy bestia nadal pogrążała się w swoich rozmyśleniach na pokład wszedł ork. Khartox od razu go wyczuł jego zapach denerwował go jeszcze bardziej niż aura spokoju. Wystarczyło słowo a rogata bestia w końcu da upust swojemu gniewowi.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
To miał być spokojny wieczór, na to przynajmniej liczył Loq-Kro-Gar. Widok okrętów sposobiących się do walki rozwiał wszelkie wątpliwości. Nawet jeśli nie padnie żaden strzał, sytuacja ta mogła się utrzymać wiele godzin. Przeklęta niech będzie duma ciepłokrwistych. Przez te idiotyczne przepychanki van der Maaren postawi swe siły w stan gotowości, by w razie czego interweniować, a potem utrzymać porządek. Wzmocnienie straży na pewno nie przysłuży się moim planom. Saurus warknął mimowolnie. Cały jego wysiłek mógł pójść na marne przez upór i chore poczucie dumy karzełków. Loq-Kro-Gar pomyślał, że Mazdamundi dobrze zrobił, obracając ich imperium wielkim trzęsieniem ziemi w proch. Nie mógł pozwolić, by te waśnie odwróciły jego uwagę od większego zagrożenia. Musiał działać.
-Kapitanie?
Kapitan Alard McHaddish oderwał wzrok od lunety, przez którą obserwował krasnoludzki i elficki okręt.
-Czego chcesz jaszczurze?- zapytał Albiończyk.
-Każ spuścić łódź na wodę.
-Czyś ty rozum postradał?!- krzyknął kapitan- Lada chwila mogą rozpocząć ostrzał, psie syny.
-Płynę na "Niezatapialnego".- odparł sucho Loq-Kro-Gar.- Zamierzam przmówić karłom do rozumu. A ty mi w tym pomożesz.
Wiosła uderzały w wodę, mała łódź pruła przez fale, napędzana siłą gadzich mięśni. Loq-Kro-Gar parsknął. Żaden z marynarzy nie kwapił się do opuszczenia statku. Wzajemna niechęć elfów i krasnoludów była wręcz legendarna, a starcie wydawało się nieuniknione, toteż nikt nie zarzucał rudym wilkom morskim braku odwagi. Nikt prócz saurusa, ale ten nie miał ochoty werbalizować swych przemyśleń. Zdążył poznać nieco ludzi i był pełen podziwu, jak mocno ta rasa obawia się o swe krótkie żywota. Mała szalupa dopływała do przysadzistej sylwetki pancernika. Za chwilę miało nastąpić najtrudniejsze- negocjacje.
-Kapitanie?
Kapitan Alard McHaddish oderwał wzrok od lunety, przez którą obserwował krasnoludzki i elficki okręt.
-Czego chcesz jaszczurze?- zapytał Albiończyk.
-Każ spuścić łódź na wodę.
-Czyś ty rozum postradał?!- krzyknął kapitan- Lada chwila mogą rozpocząć ostrzał, psie syny.
-Płynę na "Niezatapialnego".- odparł sucho Loq-Kro-Gar.- Zamierzam przmówić karłom do rozumu. A ty mi w tym pomożesz.
Wiosła uderzały w wodę, mała łódź pruła przez fale, napędzana siłą gadzich mięśni. Loq-Kro-Gar parsknął. Żaden z marynarzy nie kwapił się do opuszczenia statku. Wzajemna niechęć elfów i krasnoludów była wręcz legendarna, a starcie wydawało się nieuniknione, toteż nikt nie zarzucał rudym wilkom morskim braku odwagi. Nikt prócz saurusa, ale ten nie miał ochoty werbalizować swych przemyśleń. Zdążył poznać nieco ludzi i był pełen podziwu, jak mocno ta rasa obawia się o swe krótkie żywota. Mała szalupa dopływała do przysadzistej sylwetki pancernika. Za chwilę miało nastąpić najtrudniejsze- negocjacje.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Patrzta ! Teraz elfy wytoczyły balisty ! Pewnikiem będą się strzelały !
Tłum rozgorączkowanych marynarzy stał przy burcie "Gargantuana", zupełnie zapominając o swoich okrętowych obowiązkach. Nawet bosman, który wszak powinien utrzymywać dyscyplinę i ciągłość pracy na pokładzie, obserwował całe zajście przez lunetę.
- Stawiam denara, że krasnale rozniosą tą elfią łódeczkę w pył ! - Charakterystyczna dla marynarzy żyłka do hazardu odezwała się i w tej sytuacji.
- Przyjmuję !
- Łeee tam ! Gówno się znata, w bitce elfowie równych se nie mają ! - Stary wilk morski z opaską na oku i drewnianą fajką w gębie wyraził swe zdanie.
- Patrzcie, jaki elfofil się znalazł ! - Inny załogant, niski, krępy człowieczek splunął z pogardą do morza - Zaczarowały cię tymi swoimi pięknymi, głębokimi oczętami i stylowym ubiorem ?
Tłum na chwilę ucichł i wszyscy spojrzeli pytająco na kolegę po fachu. Stojący z tyłu Gerhard nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Pięknymi oczętami ? - Spytał.
- Ja... No.. ten teges... - Marynarz, widząc bardzo dziwne miny innych marynarzy, zaczerwienił się niczym broda krasnoludzkiego Zabójcy.
- No co ?
- Zostawiłem żelazko na gazie ! - Wypalił i czmychnął pod pokład.
Tłum, pozbawiony potencjalnego źródła kpin i żartów, wrócił do robienia zakładów.
Gerhard nie brał w tym udziału. Był całkowicie pewien, że i tak nie dojdzie do żadnego starcia. Wszyscy dobrze pamiętali rozróbę na balu i aresztowanie Skriega. Książę Mórz nie tolerował żadnych animozji na swojej flocie i surowo karał wszelkie akty niesubordynacji. Najgorsze zaś było to, że jeśli nawet nie mógł dobrać się do skóry poszczególnym zawodnikom Areny, na pewno znajdzie sposób żeby skrzywdzić ich bliskich i kompanów. Dlatego Eirenstern był szczęśliwy, że przyjechał tu sam.
Po chwili coś przykuło jego uwagę. Mała, drewniana łódka wypełniona cokolwiek potężnym saurusem pokonywała dystans między "Walecznym Sercem" a "Niezatapialnym".
Gerhard w mig załapał, o co chodziło.
- Cholerny jaszczur znów wtyka nos w nieswoje sprawy ! - Warknął pod nosem.
Loq-Kro-Gar ewidentnie chciał wcielić się w rolę mediatora, który miałby załagodzić konflikt między elfami a krasnoludami. Najwyraźniej czuł się w obowiązku naprawiania wszystkiego, co nie zgadzało się z jego wizją świata.
Gerhard skrzywił twarz w bardzo nieprzyjemnym grymasie. Przecież jaszczur wiedział, że należał do kultu Chaosu. Jak na razie nic nie zrobił z tą wiedzą, ale kto wie, jakie ma zamiary ? Może w przyszłości podejmie jakieś bardziej zdecydowane kroki przeciwko spaczonemu kapitanowi ? Loq-Kro-Gar zwodził wszystkich swoim zwierzęcym wyglądem, ale tak naprawdę był cholernie inteligentną istotą. W połączeniu z jego siłą i wytrzymałością, dawało to bardzo niebezpieczną mieszankę.
Istniało tylko jedno, boleśnie oczywiste rozwiązanie tego problemu. Loq-Kro-Gar musiał zginąć.
A Gerhard miał nadzieję, że to jego bliźniacze ostrza zakończą jego żywot.
Tłum rozgorączkowanych marynarzy stał przy burcie "Gargantuana", zupełnie zapominając o swoich okrętowych obowiązkach. Nawet bosman, który wszak powinien utrzymywać dyscyplinę i ciągłość pracy na pokładzie, obserwował całe zajście przez lunetę.
- Stawiam denara, że krasnale rozniosą tą elfią łódeczkę w pył ! - Charakterystyczna dla marynarzy żyłka do hazardu odezwała się i w tej sytuacji.
- Przyjmuję !
- Łeee tam ! Gówno się znata, w bitce elfowie równych se nie mają ! - Stary wilk morski z opaską na oku i drewnianą fajką w gębie wyraził swe zdanie.
- Patrzcie, jaki elfofil się znalazł ! - Inny załogant, niski, krępy człowieczek splunął z pogardą do morza - Zaczarowały cię tymi swoimi pięknymi, głębokimi oczętami i stylowym ubiorem ?
Tłum na chwilę ucichł i wszyscy spojrzeli pytająco na kolegę po fachu. Stojący z tyłu Gerhard nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Pięknymi oczętami ? - Spytał.
- Ja... No.. ten teges... - Marynarz, widząc bardzo dziwne miny innych marynarzy, zaczerwienił się niczym broda krasnoludzkiego Zabójcy.
- No co ?
- Zostawiłem żelazko na gazie ! - Wypalił i czmychnął pod pokład.
Tłum, pozbawiony potencjalnego źródła kpin i żartów, wrócił do robienia zakładów.
Gerhard nie brał w tym udziału. Był całkowicie pewien, że i tak nie dojdzie do żadnego starcia. Wszyscy dobrze pamiętali rozróbę na balu i aresztowanie Skriega. Książę Mórz nie tolerował żadnych animozji na swojej flocie i surowo karał wszelkie akty niesubordynacji. Najgorsze zaś było to, że jeśli nawet nie mógł dobrać się do skóry poszczególnym zawodnikom Areny, na pewno znajdzie sposób żeby skrzywdzić ich bliskich i kompanów. Dlatego Eirenstern był szczęśliwy, że przyjechał tu sam.
Po chwili coś przykuło jego uwagę. Mała, drewniana łódka wypełniona cokolwiek potężnym saurusem pokonywała dystans między "Walecznym Sercem" a "Niezatapialnym".
Gerhard w mig załapał, o co chodziło.
- Cholerny jaszczur znów wtyka nos w nieswoje sprawy ! - Warknął pod nosem.
Loq-Kro-Gar ewidentnie chciał wcielić się w rolę mediatora, który miałby załagodzić konflikt między elfami a krasnoludami. Najwyraźniej czuł się w obowiązku naprawiania wszystkiego, co nie zgadzało się z jego wizją świata.
Gerhard skrzywił twarz w bardzo nieprzyjemnym grymasie. Przecież jaszczur wiedział, że należał do kultu Chaosu. Jak na razie nic nie zrobił z tą wiedzą, ale kto wie, jakie ma zamiary ? Może w przyszłości podejmie jakieś bardziej zdecydowane kroki przeciwko spaczonemu kapitanowi ? Loq-Kro-Gar zwodził wszystkich swoim zwierzęcym wyglądem, ale tak naprawdę był cholernie inteligentną istotą. W połączeniu z jego siłą i wytrzymałością, dawało to bardzo niebezpieczną mieszankę.
Istniało tylko jedno, boleśnie oczywiste rozwiązanie tego problemu. Loq-Kro-Gar musiał zginąć.
A Gerhard miał nadzieję, że to jego bliźniacze ostrza zakończą jego żywot.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
-OGFNIA!!!- uniósł się donośny okrzyk Malakaia Makaissona. W chwilę potem wielki huk rozniósł się wkoło i wielki żelazny posik poszybował w stronę szalupy Loq-Kro-Gar.
Spudłował on ,jednak potężne uderzenie omal nie przewróciło łodzi ,jedynie oblewając cała szalupę wodą.
-Przefładowujem! Dajciem agresorom kolejnego pociska!- wykrzykiwał kapitan oglądając łódź lunetą. Na mostku stał również Bothan ,spoglądając lornetką w stronę szalupy -Coż to do cholery?! Atakują elfy?!- po chwili ,gdy dym opadł ,a jego oczom ukazał się jaszczuroczłek ,z całych sił wiosłujacy w stronę pancernika ,krasnolud wrzasnął -Wstrzymać ogień! Makaisson! Wstrzymaj ogień do kurny nędzy!- Zabójca zrobił zezłoszczoną minę -Nom dobram ,niech cim będziem! Tom ni elf! Chopoki! Nie puszczajciem kolejnegomf!-.
Jaszczuroczłek podpłynął do łodzi i z całej siły uderzył pięścią w stalowego olbrzyma ,z pokładu spuszczono drabinkę sznurową ,wykonaną z łańcuchów i stali. Zaczął wspinac się do góry i natknął sie na wyciagniętą dłoń ,złapał ją i McArmstrong wciagnął go na statek. -Witaj!- ukłonił się lekko ,a tuż za nim jego czeladnicy i paru marynarzy -Rzadko mówię z twoją rasą... więc... może piwa?!-
Spudłował on ,jednak potężne uderzenie omal nie przewróciło łodzi ,jedynie oblewając cała szalupę wodą.
-Przefładowujem! Dajciem agresorom kolejnego pociska!- wykrzykiwał kapitan oglądając łódź lunetą. Na mostku stał również Bothan ,spoglądając lornetką w stronę szalupy -Coż to do cholery?! Atakują elfy?!- po chwili ,gdy dym opadł ,a jego oczom ukazał się jaszczuroczłek ,z całych sił wiosłujacy w stronę pancernika ,krasnolud wrzasnął -Wstrzymać ogień! Makaisson! Wstrzymaj ogień do kurny nędzy!- Zabójca zrobił zezłoszczoną minę -Nom dobram ,niech cim będziem! Tom ni elf! Chopoki! Nie puszczajciem kolejnegomf!-.
Jaszczuroczłek podpłynął do łodzi i z całej siły uderzył pięścią w stalowego olbrzyma ,z pokładu spuszczono drabinkę sznurową ,wykonaną z łańcuchów i stali. Zaczął wspinac się do góry i natknął sie na wyciagniętą dłoń ,złapał ją i McArmstrong wciagnął go na statek. -Witaj!- ukłonił się lekko ,a tuż za nim jego czeladnicy i paru marynarzy -Rzadko mówię z twoją rasą... więc... może piwa?!-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
(Rozmowa z Bothanem)
- Dzięki! Mam u ciebie dług! Teraz wystarczy poczekać do dogodnej chwili.
Nagle z pokładu dobiegły obu krasnoludów krzyki.
Boin wraz z inżynierem wybiegli na pokład. Okazało się, że elfy znów zaczęły prowokować zabójców z załogi "Niezatapialnego". W odpowiedzi na ich środki ostrożności (poparte wieloma cytatami z ksiąg uraz, że elfy to chudzi, podstępni prowokatorzy), długouchy wystawiły balisty. Ta zabawa mogła trwać do skończenia artylerii po obu stronach i zmienić się w morską bitwę ale nagle przestrzeń między okrętami znikła w mgle.
-Elfi magia - Boin splunął
Gdy zasłona opadła elfi okręt był już poza zasięgiem.
- Tchórze!!! - wrzasnął za nimi stojący po drugiej stronie pancernika Farin.
Okrzyk podchwyciła cała załoga. Zabójcy, zwiadowcy i inżynierowie wykrzykiwali najgorsze zniewagi w stronę swoich odwiecznych wrogów. Wzrok Boina przykuła jednak mała łódeczka zmierzająca w ich kierunku.
"Jaszczur? A ten tu czego szuka?"
W tej chwili działa zagrzmiały, prawie trafiając jaszczuroczłeka. Krasnoludy zdołały się jednak powstrzymać.
Wkrótce Loq-Kro-Gar dopłynął do pancernika i wspiął się na górę z pomącą Bothana. Boin podszedł, ciekawy o co chodzi.
- Witaj krzyknął McArmstrong - -Rzadko mówię z twoją rasą... więc... może piwa?!
- Właśnie - podchwycił Boin - piwo na pewno się przyda. Co cię sprowadza?
- Dzięki! Mam u ciebie dług! Teraz wystarczy poczekać do dogodnej chwili.
Nagle z pokładu dobiegły obu krasnoludów krzyki.
Boin wraz z inżynierem wybiegli na pokład. Okazało się, że elfy znów zaczęły prowokować zabójców z załogi "Niezatapialnego". W odpowiedzi na ich środki ostrożności (poparte wieloma cytatami z ksiąg uraz, że elfy to chudzi, podstępni prowokatorzy), długouchy wystawiły balisty. Ta zabawa mogła trwać do skończenia artylerii po obu stronach i zmienić się w morską bitwę ale nagle przestrzeń między okrętami znikła w mgle.
-Elfi magia - Boin splunął
Gdy zasłona opadła elfi okręt był już poza zasięgiem.
- Tchórze!!! - wrzasnął za nimi stojący po drugiej stronie pancernika Farin.
Okrzyk podchwyciła cała załoga. Zabójcy, zwiadowcy i inżynierowie wykrzykiwali najgorsze zniewagi w stronę swoich odwiecznych wrogów. Wzrok Boina przykuła jednak mała łódeczka zmierzająca w ich kierunku.
"Jaszczur? A ten tu czego szuka?"
W tej chwili działa zagrzmiały, prawie trafiając jaszczuroczłeka. Krasnoludy zdołały się jednak powstrzymać.
Wkrótce Loq-Kro-Gar dopłynął do pancernika i wspiął się na górę z pomącą Bothana. Boin podszedł, ciekawy o co chodzi.
- Witaj krzyknął McArmstrong - -Rzadko mówię z twoją rasą... więc... może piwa?!
- Właśnie - podchwycił Boin - piwo na pewno się przyda. Co cię sprowadza?
Gdy Pradawni stworzyli saurusów, mieli oni służyć jako doskonali żołnierze. Loq-Kro-Gar był więc pierwszym ze swego rodzaju, który miał prowadzić rozmowy, zmiast rozwiązywać problem w klasyczny, krwawy sposób. Latający w powietrzu ołów, który omal nie wywrócił łódki do góry dnem utwierdził go tylko w przekonaniu, że nie jest to robota dla skinków.
Podczas przeprawy na "Niezatapialnego" próbował znaleźć odpowiednie słowa, jednak zbyt słabo znał zwyczaje Dawi, by bezbłędnie przewidzieć reakcję brodaczy. W końcu znalazł się na pokładzie pancernika, a przywitany został... cóż, saurusowi trudno było to stwierdzić, ale nie wyglądało to na chłodne powitanie. Właściwie, nie czekając na odpowiedź zaprowadzono go do obszernej sali, gdzie zasiedli do solidnych, dębowych stołów i wnet podano ciemnozłoty trunek. Wszystkie krasnoludy bez słowa sięgnęły po kufle i nie przestawały pić, póki naczynie nie pozostało puste. Dopiero teraz można było rozmawiać. Loq-Kro-Gar, choć nie był dyplomatą, postanowił nie urągać gospodarzom i poszedł za przykładem brodaczy. Dopiero potem przemówił, a jakiś młody krasnolud napełniał kufle kolejną porcją piwa.
-Mimo, że nie przyszło nam wcześniej rozmawiać, zapewne znasz już me imię, tak jak ja twoje.- rozpoczął saurus. -Przejdźmy zatem do rzeczy. Chcę, byście zakończyli ten niepotrzebny pokaz siły.
-Niepotrzebny?!- skrzywił się McArmstrong.- Wąskodupce same zaczęły. Tylko czekają na sposobność, by wbić nam nóż w plecy. No to im pokazujemy, że wbić to sobie mogą, ale kuśkę we własną elfią dupę!
-Wasze kłótnie odsuwają wzrok z prawdziwego zagrożenia. Czy to na wojnie, czy na tej Arenie, słudzy mrocznych potęg rosną w siłę, podczas gdy wy ją tracicie na utarczki.- zaznaczył mocno Loq-Kro-Gar.
Podczas przeprawy na "Niezatapialnego" próbował znaleźć odpowiednie słowa, jednak zbyt słabo znał zwyczaje Dawi, by bezbłędnie przewidzieć reakcję brodaczy. W końcu znalazł się na pokładzie pancernika, a przywitany został... cóż, saurusowi trudno było to stwierdzić, ale nie wyglądało to na chłodne powitanie. Właściwie, nie czekając na odpowiedź zaprowadzono go do obszernej sali, gdzie zasiedli do solidnych, dębowych stołów i wnet podano ciemnozłoty trunek. Wszystkie krasnoludy bez słowa sięgnęły po kufle i nie przestawały pić, póki naczynie nie pozostało puste. Dopiero teraz można było rozmawiać. Loq-Kro-Gar, choć nie był dyplomatą, postanowił nie urągać gospodarzom i poszedł za przykładem brodaczy. Dopiero potem przemówił, a jakiś młody krasnolud napełniał kufle kolejną porcją piwa.
-Mimo, że nie przyszło nam wcześniej rozmawiać, zapewne znasz już me imię, tak jak ja twoje.- rozpoczął saurus. -Przejdźmy zatem do rzeczy. Chcę, byście zakończyli ten niepotrzebny pokaz siły.
-Niepotrzebny?!- skrzywił się McArmstrong.- Wąskodupce same zaczęły. Tylko czekają na sposobność, by wbić nam nóż w plecy. No to im pokazujemy, że wbić to sobie mogą, ale kuśkę we własną elfią dupę!
-Wasze kłótnie odsuwają wzrok z prawdziwego zagrożenia. Czy to na wojnie, czy na tej Arenie, słudzy mrocznych potęg rosną w siłę, podczas gdy wy ją tracicie na utarczki.- zaznaczył mocno Loq-Kro-Gar.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
-Wasze kłótnie odsuwają wzrok z prawdziwego zagrożenia. Czy to na wojnie, czy na tej Arenie, słudzy mrocznych potęg rosną w siłę, podczas gdy wy ją tracicie na utarczki.- zaznaczył mocno Loq-Kro-Gar.
Wszyscy przy stole zamilkli ,tylko Malakai dalej z uśmiechem na twarzy wypijał kolejne kufle piwa.
-No niestety! Elfiaki rosną w siłę!- wtrącił Brokki ,Mulfgar spojrzał na niego srogo i zdzielił go po głowie -Milcz! Elfy nigdy nie rosną w siłę! To nie o Ulthuan tu chodzi! Niestety nie o Ulthuan!- warknął i pociągnął łyk piwa.
McArmstrong zwrócił wzrok na jaszczuroluda -Za moich dawnych wojarzy! Nie raz i nie trzydzieści dwa trza było prać wielbicieli magii tych bożków z północy!- wykrzyknął i pogładził się ręką po siwej brodzie -Jednak tym razem jest jak pod Karaz-A-Karak! Nie wystarczy armia i eskadra żyrokopterów!- Loq-Kro-Gar wypił łyk piwa.
Wszyscy przy stole zamilkli ,tylko Malakai dalej z uśmiechem na twarzy wypijał kolejne kufle piwa.
-No niestety! Elfiaki rosną w siłę!- wtrącił Brokki ,Mulfgar spojrzał na niego srogo i zdzielił go po głowie -Milcz! Elfy nigdy nie rosną w siłę! To nie o Ulthuan tu chodzi! Niestety nie o Ulthuan!- warknął i pociągnął łyk piwa.
McArmstrong zwrócił wzrok na jaszczuroluda -Za moich dawnych wojarzy! Nie raz i nie trzydzieści dwa trza było prać wielbicieli magii tych bożków z północy!- wykrzyknął i pogładził się ręką po siwej brodzie -Jednak tym razem jest jak pod Karaz-A-Karak! Nie wystarczy armia i eskadra żyrokopterów!- Loq-Kro-Gar wypił łyk piwa.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!