Arena Of Death edycja III
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Jedna z wielu rzeczy, która irytowała Sigtrygga to elfy. Elfy takie jak ten przed nim. Patrzcie takiego wymuskany, długouchy elegancik. Do tego uosabiający całą historię jego gatunku czyli zdradę. Powiedzenie krasnoludów mówi że nic nie jest tak pewne jak błysk złota i zdrada elfów. I taka jest prawda. Bo to oni wywołali wojnę o brodę. W gruncie rzeczy Sigtrygg się nawet cieszył że ma za przeciwnika tego tutaj. W swym długim życiu nie spotkał ich wiele a już w ogóle rzadko miał okazję któregoś z nich sprać.No czas naprawić zaległości.
Altharion eleganckim krokiem wyszedł na arenę niosąc swoją długą włócznię. Widząc krasnoluda skrzywił się lekko. No tak. Skoro on ma być jego przeciwnikiem w tej rundzie to będzie musiał się wysilić. Nawet jak krasnoludy to przedstawiciele pomniejszej rasy ich zaślepienie bojowe nie znało granic. Altharion wiedział jednak że jest lepszy. Lepszy jak każdy elf od krasnoludów jest lepszy.
Gdy rozbrzmiał gong. Altharion przyjął pozycję bojowa mając włócznię przed soba. Sigtrygg przyjął postawę obronną zasłaniając się tarczą. Elf ruszył z atakiem lecz postawa krasnoluda czysto obronna sprawiła że grot włóczni trafiał tylko w tarczę. Sigtrygg pojedynczymi kontratakami dawał znać że nie jest jedynie biernym odbiorcą ciosów, sam jednak nie zdołał dosięgnąć Asura. Krążyli tak wokół siebie wymieniając ciosy. Obrona krasnoludka wydawała się nieprzenikniona tak samo jak elfia zwinność. W końcu włócznia Althariona znalazła lukę w obronie i pancerzu Sigrtrygga zagłębiając się w nieosłonięte ciało. Krasnolud był jednak zbyt doświadczonym wojownikiem i wiedząc że w tym momencie elf praktycznie jest narazony na jego atak, wykorzystał okazję uderzając młotem w ramię. Odskoczyli obaj od siebie. Zdołali w końcu się nawzajem dosięgnąć. Nastapiła kolejna wymiana ciosów. Krasnolud jak poprzednio dzięki postawie obronnej nie dawał Altharionowi okazji do celnego uderzenia. Sam jednak gdy już miał dosięgnąć przeciwnika ten wywijał się robiąc krok w prawo lub lewo oddając cios. Przy jednym z takich ruchów gdy Altharion znalazł się bezpośrednio z prawej strony, elf pchnął włócznią. Ramię z tarczą krasnoluda okazało się odrobinę za wolne i ponownie stal Ulthuanu ubrudziłą się od krasnoludzkiej krwi. Tym razem jednak elf uniknął młota. Ośmielony teraz swą przewagą uśmiechnął się. Sigtrygg zacięty w największym skupieniu nie mógł okazać irytacji przed wymoczkowatym w jego mniemaniu elfem. A miał ochotę. Doznał już dwóch ran sam tylko lekko raniąc swego przeciwnika.
Stal grota zgrzytnęła o zbroję. Sigtrygg uderzył w odpowiedzi lecz młot natrafił jedynie na włócznię.
-Do stu beczek piwa1 Stój spokojnie chudziaku.- krzyknął do elfa.
Altharion nie odpowiedział wciąż wyszukując luki w obronie krasnoluda i poruszając się zwinnie unikając młota.
Pojedynek nabierał rumieńców. Ani elf ani krasnolud nie potrafili zdobyć przewagi. Sigtrygg nieco krwawił lecz jego rany zdawały się nie mieć w ogóle wpływu na niego.
Minęło kolejne 10 min podobnego tańca i nadal nic nie przyniosło rozstrzygnięcia. Publiczność zgromadzona na arenie dopingowała jedną lub drugą stronę. Zewsząd rozlegały się krzyki. „Naprzód Sigtrygg!!!” lub „Bij go ALtharionie” dla walczących jednak świat zewnętrzny przestał istnieć. Istniała tylko wymiana ciosów. Trafić, bądź być trafionym. I tylko raz młot krasnoluda zdołał otrzeć się o zbroję elfa w przeciwieństwie do włóczni Ulthuańczyka która co prawda trafiała dosyć często krasnoluda lecz nie zdołała przebić jednego z najmocniejszych materiałów na zbroję-Gromrillu.
W ciągu następnych kilku minut walki Altharion przypłacił chwilę nieuwagi jednym stłuczeniem a potem następnym. Nie było to poważne lecz bolesne. Gniew w nim zawrzał. Natarł na opancerzonego krasnoluda z furią zagłębiając ostrze między korpusem a ramieniem znów znacząc krwawym śladem pancerz krasnoluda. Altharion nie przestawał nacierać, szybkie pochnięcia sprowadzały coraz bardziej krasnoluda do defensywy sprawiając że ten nic nie mógł zrobić by przełamać niekorzystną sytuację. W końcu Altharion zakręcił włócznią i wykonał swój najbardziej zabójczy atak ze swego repertuaru zwany „lot strzały”. Pchnął włócznię z dołu pod kątęm do góry, ominął tarczę wbijając ostrze włóczni prosto w oko krasnoluda. Ten nie zdołał nawet krzyknąć gdy oręż elfa pozbawił go zycia.
Altharion ciężko dysząc z wysiłku stanął na martwym ciele zakutym w zbroję unosząc triumfalnie włócznię do nieba i wiwatujących widzów. To była ciężka walka. Khain i Ausyrian pozwolili mu jednak zwyciężyć.
Altharion eleganckim krokiem wyszedł na arenę niosąc swoją długą włócznię. Widząc krasnoluda skrzywił się lekko. No tak. Skoro on ma być jego przeciwnikiem w tej rundzie to będzie musiał się wysilić. Nawet jak krasnoludy to przedstawiciele pomniejszej rasy ich zaślepienie bojowe nie znało granic. Altharion wiedział jednak że jest lepszy. Lepszy jak każdy elf od krasnoludów jest lepszy.
Gdy rozbrzmiał gong. Altharion przyjął pozycję bojowa mając włócznię przed soba. Sigtrygg przyjął postawę obronną zasłaniając się tarczą. Elf ruszył z atakiem lecz postawa krasnoluda czysto obronna sprawiła że grot włóczni trafiał tylko w tarczę. Sigtrygg pojedynczymi kontratakami dawał znać że nie jest jedynie biernym odbiorcą ciosów, sam jednak nie zdołał dosięgnąć Asura. Krążyli tak wokół siebie wymieniając ciosy. Obrona krasnoludka wydawała się nieprzenikniona tak samo jak elfia zwinność. W końcu włócznia Althariona znalazła lukę w obronie i pancerzu Sigrtrygga zagłębiając się w nieosłonięte ciało. Krasnolud był jednak zbyt doświadczonym wojownikiem i wiedząc że w tym momencie elf praktycznie jest narazony na jego atak, wykorzystał okazję uderzając młotem w ramię. Odskoczyli obaj od siebie. Zdołali w końcu się nawzajem dosięgnąć. Nastapiła kolejna wymiana ciosów. Krasnolud jak poprzednio dzięki postawie obronnej nie dawał Altharionowi okazji do celnego uderzenia. Sam jednak gdy już miał dosięgnąć przeciwnika ten wywijał się robiąc krok w prawo lub lewo oddając cios. Przy jednym z takich ruchów gdy Altharion znalazł się bezpośrednio z prawej strony, elf pchnął włócznią. Ramię z tarczą krasnoluda okazało się odrobinę za wolne i ponownie stal Ulthuanu ubrudziłą się od krasnoludzkiej krwi. Tym razem jednak elf uniknął młota. Ośmielony teraz swą przewagą uśmiechnął się. Sigtrygg zacięty w największym skupieniu nie mógł okazać irytacji przed wymoczkowatym w jego mniemaniu elfem. A miał ochotę. Doznał już dwóch ran sam tylko lekko raniąc swego przeciwnika.
Stal grota zgrzytnęła o zbroję. Sigtrygg uderzył w odpowiedzi lecz młot natrafił jedynie na włócznię.
-Do stu beczek piwa1 Stój spokojnie chudziaku.- krzyknął do elfa.
Altharion nie odpowiedział wciąż wyszukując luki w obronie krasnoluda i poruszając się zwinnie unikając młota.
Pojedynek nabierał rumieńców. Ani elf ani krasnolud nie potrafili zdobyć przewagi. Sigtrygg nieco krwawił lecz jego rany zdawały się nie mieć w ogóle wpływu na niego.
Minęło kolejne 10 min podobnego tańca i nadal nic nie przyniosło rozstrzygnięcia. Publiczność zgromadzona na arenie dopingowała jedną lub drugą stronę. Zewsząd rozlegały się krzyki. „Naprzód Sigtrygg!!!” lub „Bij go ALtharionie” dla walczących jednak świat zewnętrzny przestał istnieć. Istniała tylko wymiana ciosów. Trafić, bądź być trafionym. I tylko raz młot krasnoluda zdołał otrzeć się o zbroję elfa w przeciwieństwie do włóczni Ulthuańczyka która co prawda trafiała dosyć często krasnoluda lecz nie zdołała przebić jednego z najmocniejszych materiałów na zbroję-Gromrillu.
W ciągu następnych kilku minut walki Altharion przypłacił chwilę nieuwagi jednym stłuczeniem a potem następnym. Nie było to poważne lecz bolesne. Gniew w nim zawrzał. Natarł na opancerzonego krasnoluda z furią zagłębiając ostrze między korpusem a ramieniem znów znacząc krwawym śladem pancerz krasnoluda. Altharion nie przestawał nacierać, szybkie pochnięcia sprowadzały coraz bardziej krasnoluda do defensywy sprawiając że ten nic nie mógł zrobić by przełamać niekorzystną sytuację. W końcu Altharion zakręcił włócznią i wykonał swój najbardziej zabójczy atak ze swego repertuaru zwany „lot strzały”. Pchnął włócznię z dołu pod kątęm do góry, ominął tarczę wbijając ostrze włóczni prosto w oko krasnoluda. Ten nie zdołał nawet krzyknąć gdy oręż elfa pozbawił go zycia.
Altharion ciężko dysząc z wysiłku stanął na martwym ciele zakutym w zbroję unosząc triumfalnie włócznię do nieba i wiwatujących widzów. To była ciężka walka. Khain i Ausyrian pozwolili mu jednak zwyciężyć.
-
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 100
Altharion, wracając do swej komnaty, minął w bramie na arenę Gregoriusa. Nie wiedział, czy życzyc mu szczęścia, bo to oznaczałoby bratobójczą walkę w następnej rundzie. Powiedział tylko - "Niech Isha ma nas obu w opiece, przyjacielu".
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Lokki odczuł od razu poprawę warunków życiowych po pokonaniu swego pierwszego przeciwnika na Arenie. Nadal nie był zadowolony z niewoli ale przynajmniej ta stała się znośniejsza. Porządna sucha cela, wygodne łóżko i przyzwoite jedzenie. Oto co teraz otrzymywał. A stojący przed nim człowiek- jego właściciel obiecywał więcej jak się lepiej sprawi w następnych starciach.
-Mój Lokkisiu widzę że dobrze ci słyży odpoczynek, jednak koniec lenistwa. Zaraz masz kolejną walkę. Nie zawiedź mnie a przyśłę ci do celi dziewczynę jeśli wygrasz…lub chłopca, zalezne od twej woli.
Młody barbarzyńca westchnął. I tak nie miał wyjścia w tej kwestii. A na arenie miał też możliwość chwalebnej śmierci w walce.
-Dobrze panie. Nie zawiodę-odrzekł
W sercu jednak nie pragnął niczego więcej jak wolności. Może kiedyś uda mu się ją wywalczyć.
Gregorius przerwał swoją medytację usłyszawszy gong wzywający go na arenę. Czekała go kolejna walka. Słyszał co nieco o tym owłosionym człowieku z którym miał stoczyć pojedynek. Nie żeby się spodziewał czegoś nadzwyczajnego po nim ale naprawdę wolałby już
walczyć przeciw komuś cywilizowanemu. Poprawił miecz i sztylet przy pasie by łatwiej było mu wyciągnąć broń i udał się w kierunku wyjścia. Szlachetny elf pomyślał że warto by się rozmówić z właścicielem areny by dobierał mu przeciwników bardziej odpowiadających jego godności.
Gdy z godnością wstąpił na arenę, jego przeciwnik już na niego czekał. Wyglądał tak jak się spodziewał. Nieokrzesany barbarzyńca z Norski. Rogaty hełm , mało kunsztowna broń. Nic dodać, nic ująć. Nic w porównaniu z jego wspaniałością.
Gdy zabrzmiał trzeci gong walka się rozpoczęła. Gregorius błyskawicznie dobył broni nacierając na gotowego na atak barbarzyńcę. Ciosy padały raz po raz. Lokki Mjotlonen zręcznie przyjmował je na tarczę doskonale broniąc się przed elfem. Jednego nie zdołał wyłapać sztylet zranił go lecz niezbyt głęboko. Sam nie zdołał trafić zwinnego elfa.
Ten mając przewagę szybkości kontynuował natarcie z różnych stron i miejsc przeskakując to w prawo to w lewo. Tym razem jednak uważniejszy Mjotlonen nie pozwolił się zranić.
Znajdując okazję Lokki zadał w końcu celny cios przebijając piękną Ilramirową zbroję
przy biodrze.
Gregorius syknął z bólu i cofnął się. Jakimś cudem temu włochatemu barbarzyńcy udało się
go zranić. Elf przełknął nauczkę natychmiast przestając lekceważyć przeciwnika. Krok naprzód , krok do tyłu i naprzód. Lokki wpadł w jego pułapkę gdy elf zrobił krok w tył. Teraz gdy tamten wyskoczył naprzód do niego nic nie mógł zrobić a jedynie zasłonić się. Miecz elfa i tak znalazł drogę tnąc go przez pierś. Gdy Gregorius przelatywał obok niego oddał cios. Topór tylko zgrzytnął na srebrzystej zbroi. Wycofał się po tym próbując złapać oddech choć na moment gdyż słabł już z upływu krwi. Dobrze zrobił gdyż nawet ta chwila wytchnienia
dała mu czas na przygotowanie się na ponowny atak elfa. Cios miecza odrzucił tarczą , sztylet niegroźnie się obsunął po zbroi Lokkiego. Tym razem barbarzyńca mając przeciwnika tak blisko wiedział co robić. Z całej siły odrzucił go tarczą jednocześnie lecąc na niego. Z wzniesionej do góry ręki zadał cios toporem. Broń norsmena wbiła się w miejsce gdzie szyja łączyła się z korpusem zagłębiając się głęboko w ciało. Elf jęknął otumaniony bólem i padł na kolana. Następne co zobaczył to rozmyte kolano lecące wprost w jego twarz a potem już tylko ciemność.
Lokki Mjotlonen wyrwał topór z ciała elfa, pięknego nawet po śmierci. Tłum wiwatował na cześć młodego barbarzyńcy, który uraczył ich takim widowiskiem. Lokki odetchnął głęboko. Znów wygrał. Dziś zażyczy sobie do celi obiecaną kobietę na noc.
-Mój Lokkisiu widzę że dobrze ci słyży odpoczynek, jednak koniec lenistwa. Zaraz masz kolejną walkę. Nie zawiedź mnie a przyśłę ci do celi dziewczynę jeśli wygrasz…lub chłopca, zalezne od twej woli.
Młody barbarzyńca westchnął. I tak nie miał wyjścia w tej kwestii. A na arenie miał też możliwość chwalebnej śmierci w walce.
-Dobrze panie. Nie zawiodę-odrzekł
W sercu jednak nie pragnął niczego więcej jak wolności. Może kiedyś uda mu się ją wywalczyć.
Gregorius przerwał swoją medytację usłyszawszy gong wzywający go na arenę. Czekała go kolejna walka. Słyszał co nieco o tym owłosionym człowieku z którym miał stoczyć pojedynek. Nie żeby się spodziewał czegoś nadzwyczajnego po nim ale naprawdę wolałby już
walczyć przeciw komuś cywilizowanemu. Poprawił miecz i sztylet przy pasie by łatwiej było mu wyciągnąć broń i udał się w kierunku wyjścia. Szlachetny elf pomyślał że warto by się rozmówić z właścicielem areny by dobierał mu przeciwników bardziej odpowiadających jego godności.
Gdy z godnością wstąpił na arenę, jego przeciwnik już na niego czekał. Wyglądał tak jak się spodziewał. Nieokrzesany barbarzyńca z Norski. Rogaty hełm , mało kunsztowna broń. Nic dodać, nic ująć. Nic w porównaniu z jego wspaniałością.
Gdy zabrzmiał trzeci gong walka się rozpoczęła. Gregorius błyskawicznie dobył broni nacierając na gotowego na atak barbarzyńcę. Ciosy padały raz po raz. Lokki Mjotlonen zręcznie przyjmował je na tarczę doskonale broniąc się przed elfem. Jednego nie zdołał wyłapać sztylet zranił go lecz niezbyt głęboko. Sam nie zdołał trafić zwinnego elfa.
Ten mając przewagę szybkości kontynuował natarcie z różnych stron i miejsc przeskakując to w prawo to w lewo. Tym razem jednak uważniejszy Mjotlonen nie pozwolił się zranić.
Znajdując okazję Lokki zadał w końcu celny cios przebijając piękną Ilramirową zbroję
przy biodrze.
Gregorius syknął z bólu i cofnął się. Jakimś cudem temu włochatemu barbarzyńcy udało się
go zranić. Elf przełknął nauczkę natychmiast przestając lekceważyć przeciwnika. Krok naprzód , krok do tyłu i naprzód. Lokki wpadł w jego pułapkę gdy elf zrobił krok w tył. Teraz gdy tamten wyskoczył naprzód do niego nic nie mógł zrobić a jedynie zasłonić się. Miecz elfa i tak znalazł drogę tnąc go przez pierś. Gdy Gregorius przelatywał obok niego oddał cios. Topór tylko zgrzytnął na srebrzystej zbroi. Wycofał się po tym próbując złapać oddech choć na moment gdyż słabł już z upływu krwi. Dobrze zrobił gdyż nawet ta chwila wytchnienia
dała mu czas na przygotowanie się na ponowny atak elfa. Cios miecza odrzucił tarczą , sztylet niegroźnie się obsunął po zbroi Lokkiego. Tym razem barbarzyńca mając przeciwnika tak blisko wiedział co robić. Z całej siły odrzucił go tarczą jednocześnie lecąc na niego. Z wzniesionej do góry ręki zadał cios toporem. Broń norsmena wbiła się w miejsce gdzie szyja łączyła się z korpusem zagłębiając się głęboko w ciało. Elf jęknął otumaniony bólem i padł na kolana. Następne co zobaczył to rozmyte kolano lecące wprost w jego twarz a potem już tylko ciemność.
Lokki Mjotlonen wyrwał topór z ciała elfa, pięknego nawet po śmierci. Tłum wiwatował na cześć młodego barbarzyńcy, który uraczył ich takim widowiskiem. Lokki odetchnął głęboko. Znów wygrał. Dziś zażyczy sobie do celi obiecaną kobietę na noc.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Modlitwa do Pani Jeziora pozwalała ukoić nerwy Ederica przed walką. Tym razem jednak żadnych nerwów nie było. Rycerz gralla nie mógł czuć się inaczej widząc coś takiego co przed nim właśnie stało. Mały płaz. Nic innego. Co prawda ten płaz zabił w poprzedniej rundzie swego przeciwnika i to nieumarłego wampira, lecz to nic nie zmieniało. Nadal był niepozornym płazem i Ederic nie wieżył że to coś może stanowić dla niego jakikolwiek problem. Zastanawiając się w jaki sposób to coś wygrało poprzednią walkę Ederick oczekiwał
Na rozpoczęcie walk.
Tzun’kal nie miał żadnych myśli o przeciwniku. Właściwie to nie miał ochoty się bić a zamiast tego wolałby spędzić dzień w sadzawce swojej rozmyślając o Lustr. Tak bardzo znów pragnąłby zobaczyć wspaniałe dżungle z których pochodził. Niestety teraz jako niewolnik musiał wykonywać wolę swego pana na dobre czy złe.
Gong dał sygnał do rozpoczęcia zmagań. Tzun’kal skoczył wysoko w powietrze wyrzucając kulkę będącą w rzeczywistości bombą błyskową. Ta rozbłysła lecz Ederic widząc zamierzenia
Skinka odwrócił głowę na czas by uniknąć błysku. Nie uniknął jednak włóczni płaza, która miałą go zranić w rękę lecz delikatna poświata bijąca w tej chwili od rycerza odchyliła tor lotu broni i Ederic pozostał nie zraniony. W odwecie końcem miecza Bretończyk przeciął ciało istoty z Lustri naznaczając ją krwią.
Niezrażony tym Tzun’kal skoczył ponownie wyrzucając swoją drugą bombę błyskową, tym razem oślepiając Bretończyka. Dzięki temu tym razem faktycznie wbił grot w udo człowieka.
Krzyknąwszy z bólu i będąc oślepionym Bretończyk machał desperacko chcąc choć spróbować trafić niewidocznego chwilowo płaza. Pani Jeziora musiała się uśmiechnąć do swego wiernego rycerza jako że miecz ponownie zahaczył o zielonego stwora. Tzun’kal pisnął gdy stal rozorałą mu skórę blisko ogona. Zdenerwowany nie na żarty chwycił włócznie wykonując szybkie pchnięcia. Te zostały szybko sparowane przez bardziej wprawnego szermierza bretonii. Onże sam nie potrafił jednak znów dosięgnąć swego przeciwnika skaczącego z miejsca na miejsce. Tymczasem walka trwała. Tzun’kal przebiegał w jedno miejce wykonując pchnięcie i ruszał biegiem zmieniając pozycję przed kolejnym. Ile razy trafiał, zbroja zatrzymywała jego stal lub aura rycerza którą emanował odsuwały jego ostrze.
Po kilku minutach takiej zabawy w kotka i myszkę mniejszy Skinek oberwał porządniej od masywniejszego rycerza. Głęboka szrama przecinała tors płaza. Ten mimo rany atakował dalej lecz nieskutecznie. Musiał słabnąć a przez to nie wykonując swoich pchnięć dokładnie.
Innym skutkiem tego była mniejsza zwinność. Ederic szybko wykorzystał nową słabość przeciwnika znów znacząc przeciwnika krwawą szramą. Tzun’kal zatoczył się ranny. Ederic nie ustąpił i następnym ciosem rozciął płaza niemal na pół. Gdy tylko ciało Tzun’kala dotknęło piasku na cześć Ederica rozległy się wiwaty. Rycerz uklęknął zmawiając cichą modlitwę do pani Jeziora za przewodnictwo i ochronę w walce.
Na rozpoczęcie walk.
Tzun’kal nie miał żadnych myśli o przeciwniku. Właściwie to nie miał ochoty się bić a zamiast tego wolałby spędzić dzień w sadzawce swojej rozmyślając o Lustr. Tak bardzo znów pragnąłby zobaczyć wspaniałe dżungle z których pochodził. Niestety teraz jako niewolnik musiał wykonywać wolę swego pana na dobre czy złe.
Gong dał sygnał do rozpoczęcia zmagań. Tzun’kal skoczył wysoko w powietrze wyrzucając kulkę będącą w rzeczywistości bombą błyskową. Ta rozbłysła lecz Ederic widząc zamierzenia
Skinka odwrócił głowę na czas by uniknąć błysku. Nie uniknął jednak włóczni płaza, która miałą go zranić w rękę lecz delikatna poświata bijąca w tej chwili od rycerza odchyliła tor lotu broni i Ederic pozostał nie zraniony. W odwecie końcem miecza Bretończyk przeciął ciało istoty z Lustri naznaczając ją krwią.
Niezrażony tym Tzun’kal skoczył ponownie wyrzucając swoją drugą bombę błyskową, tym razem oślepiając Bretończyka. Dzięki temu tym razem faktycznie wbił grot w udo człowieka.
Krzyknąwszy z bólu i będąc oślepionym Bretończyk machał desperacko chcąc choć spróbować trafić niewidocznego chwilowo płaza. Pani Jeziora musiała się uśmiechnąć do swego wiernego rycerza jako że miecz ponownie zahaczył o zielonego stwora. Tzun’kal pisnął gdy stal rozorałą mu skórę blisko ogona. Zdenerwowany nie na żarty chwycił włócznie wykonując szybkie pchnięcia. Te zostały szybko sparowane przez bardziej wprawnego szermierza bretonii. Onże sam nie potrafił jednak znów dosięgnąć swego przeciwnika skaczącego z miejsca na miejsce. Tymczasem walka trwała. Tzun’kal przebiegał w jedno miejce wykonując pchnięcie i ruszał biegiem zmieniając pozycję przed kolejnym. Ile razy trafiał, zbroja zatrzymywała jego stal lub aura rycerza którą emanował odsuwały jego ostrze.
Po kilku minutach takiej zabawy w kotka i myszkę mniejszy Skinek oberwał porządniej od masywniejszego rycerza. Głęboka szrama przecinała tors płaza. Ten mimo rany atakował dalej lecz nieskutecznie. Musiał słabnąć a przez to nie wykonując swoich pchnięć dokładnie.
Innym skutkiem tego była mniejsza zwinność. Ederic szybko wykorzystał nową słabość przeciwnika znów znacząc przeciwnika krwawą szramą. Tzun’kal zatoczył się ranny. Ederic nie ustąpił i następnym ciosem rozciął płaza niemal na pół. Gdy tylko ciało Tzun’kala dotknęło piasku na cześć Ederica rozległy się wiwaty. Rycerz uklęknął zmawiając cichą modlitwę do pani Jeziora za przewodnictwo i ochronę w walce.
Skinek padl... Co za pech... Ten blessing tego bretonca jest strasznyyyyyyyy...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Nie mogłem spać. Ot cała tajemnca.
No szczerze powiedziawszy nie wiedzialem czy kibicować skinkowi czy paladynowi
GJ!

GJ!

Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!

- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Przed nastepną walką zastosowano niezwykłe środki ostrożności. Nie mogło być inaczej przy obecnym doborze przeciwników gdzie szalejący ghulopodobny wampir dążył do zabicia wszelakich żywych w zasięgu swojego wzroku a faszerowany ciągle środkami odurzającymi przez właściciela jaszczur był niewiele lepszy. Washan i Worxil. Ci dwa osobnicy cieszyli się swoistą popularnością wśród niektórych widzów areny. Dzikość fascynowałą zaprawiona nutką egzotyki i mistycyzmu. Po uderzeniu trzeciego gongu obu wypuszczono z klatek. Worxil wybiegł ze swojej czując że nie krępują już go pręty klatki. Tu jednak natknął się na Washana, który wręcz wyleciał z nadludzką szybkością ze swojej pomykając w kierunku jaszczura. Ostre jak brzytwa pazury zaorały w łuskowate ciało orząc w nim bruzdy spływające krwią. Mimo ran jaszczur odskoczył na bezpieczną odległość uderzając z rykiem toporem wbijając go głęboko w ciało Washana. Ten bardzo dobrze poczuł cios i żelazo w trzewiach. Każda normalna istota powinna paść po takim ciosie lecz Washan normalny nie był. Rzucił się na swego wroga ponownie. Worxil usunął się z drogi ciosu, ale nawet wtedy poczuł gdy ręka wampira uzbrojona w pazury przeorała mu bok. Oddał cios z największą siłą swej wściekłości na którą mógł się zdobyć w płaskim ciosie z boku. Prymitywny topór bojowy ugodził Wahana w kark skutecznie go dekapitując. Chwilę po tym ciało i głowa wampira zmieniła się w popiół. Zwolennicy Worxila radośnie podnieśli aplauz gdy tymczasem sympatycy Washana zawiedzeni poczęli buczeć.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Siewcy zarazy nie mięli życia towarzyskiego, chyba że pośród takich samych jak oni wyznawców nurgla. Inni mówili że chorzy powinni trzymać się z daleka i albo wyzdrowieć albo umrzeć. Krijak nie mógł się bardziej niezgodzie z podobnym twierdzeniem. Przecierz błogosławiony uściska papcia Nurgla był taki cudowny. Dlaczego ci wszyscy ludzie tego nie rozumieli. Nikt go nie odwiedzał, nikt mu nie przysyłał prezentów jak innym gladiatorom. A nawet nadzorcy i administratorzy areny się do niego nie zbliżali mówiąc że jakoby śmierdzi.
Dla Krijaka to był komplement ale nie zmieniało to faktu że czuł się ostatnio nieco samotny.
Z chęcią podzieliłby się troche swoimi błogosławieństwami z kimkolwiek. Gdy rozbrzmiałpierwszy gong powstał. Najwyższy czas był by ruszył na arene gdzie czekała go walka. Ten szczęściarz będzie miałniepowtarzalną okazję i honor powędrować w objęcia dziadzia nurgla. O tak.
Shakinosa ze snu wyrwał kopniak. Starając się skoncentrować wzrok na sprawcy swego zamieszania mało co nie zwymiotował. Wczorajsze picie do późna chyba jednak nie było
Najlepszym pomysłem ale był fanem gorzałki jak na Kislevite przystało i nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności. Stojący nad nim Ogr strażnikoznajmił mu.
-Ty człowiek, ty teraz walczyć.
Dudkos jęknął. Bolała go głowa jako że miał kaca i nie miał zupełnie nastroju do walk. Ogr jednak nim potrząsnął.
-Ty słyszeć? Ty Walczyć zaraz.
-Muszę?-spytał głupio Dudkos
-Yhy-odpowiedział ogr- ty pamiętać co ja odgryźć móc twoja.
Zrezygnowany Dudkos pozwolił ponieść się w kierunku wejścia na arenę.
Po trzecim gongu Krijak ruszył na Dudkosa. Ten klnąc z powodu bólu głowy wiedział że teraz już nie ma wyjścia i musi walczyć z tym ohydnym wojownikiem chaosu którego smród już docierał do niego. Miał jeszcze trochę czasu zanim tamten do niego dojdzie więc spokojnie wyciągnął swoją ulubioną broń. Prochowy pistolet. Starannie wymierzył i nacisnął spust. Coś jakby wstrząs targnął Krijakiem gdy ten szedł na Dudkosa. W zbroi pojawiłą się dziura w piersi zapłonął tępy ból jakiego wybraniec Nurgla nie zaznał jeszcze. Sztylety agonii rozszerzały się z miejsca postrzału przy każdym ruchu. Krijak kontynuował swój marsz jednak. Teraz rozkręcił stając naprzeciwko Dudkosa. Ten z gotowym już mieczem uważnie go obserwował. Krijak zaatakował. Bijak korbacza ugodził kislevitę tłucząc kości i łamiąc mu kilka żeber. Dudkos zaklął szpetnie. Sądził że jest w odpowiedniej odległości by uniknąć ciosu. Teraz jednak zraniony musiał szybko działać zanim korbacz zostane znów rozkręcony. Natarł lecz jego miecz niegroźnie zazgrzytał o zbroję chaosu. W następnych kilku sekundach ponownie rozkręcony bijak rozbił czaskę Dudkosa na kawałki. Krijak uśmiechnął się. Oto pchnął kolejną istotę w objęcia pana zarazy.
Dla Krijaka to był komplement ale nie zmieniało to faktu że czuł się ostatnio nieco samotny.
Z chęcią podzieliłby się troche swoimi błogosławieństwami z kimkolwiek. Gdy rozbrzmiałpierwszy gong powstał. Najwyższy czas był by ruszył na arene gdzie czekała go walka. Ten szczęściarz będzie miałniepowtarzalną okazję i honor powędrować w objęcia dziadzia nurgla. O tak.
Shakinosa ze snu wyrwał kopniak. Starając się skoncentrować wzrok na sprawcy swego zamieszania mało co nie zwymiotował. Wczorajsze picie do późna chyba jednak nie było
Najlepszym pomysłem ale był fanem gorzałki jak na Kislevite przystało i nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności. Stojący nad nim Ogr strażnikoznajmił mu.
-Ty człowiek, ty teraz walczyć.
Dudkos jęknął. Bolała go głowa jako że miał kaca i nie miał zupełnie nastroju do walk. Ogr jednak nim potrząsnął.
-Ty słyszeć? Ty Walczyć zaraz.
-Muszę?-spytał głupio Dudkos
-Yhy-odpowiedział ogr- ty pamiętać co ja odgryźć móc twoja.
Zrezygnowany Dudkos pozwolił ponieść się w kierunku wejścia na arenę.
Po trzecim gongu Krijak ruszył na Dudkosa. Ten klnąc z powodu bólu głowy wiedział że teraz już nie ma wyjścia i musi walczyć z tym ohydnym wojownikiem chaosu którego smród już docierał do niego. Miał jeszcze trochę czasu zanim tamten do niego dojdzie więc spokojnie wyciągnął swoją ulubioną broń. Prochowy pistolet. Starannie wymierzył i nacisnął spust. Coś jakby wstrząs targnął Krijakiem gdy ten szedł na Dudkosa. W zbroi pojawiłą się dziura w piersi zapłonął tępy ból jakiego wybraniec Nurgla nie zaznał jeszcze. Sztylety agonii rozszerzały się z miejsca postrzału przy każdym ruchu. Krijak kontynuował swój marsz jednak. Teraz rozkręcił stając naprzeciwko Dudkosa. Ten z gotowym już mieczem uważnie go obserwował. Krijak zaatakował. Bijak korbacza ugodził kislevitę tłucząc kości i łamiąc mu kilka żeber. Dudkos zaklął szpetnie. Sądził że jest w odpowiedniej odległości by uniknąć ciosu. Teraz jednak zraniony musiał szybko działać zanim korbacz zostane znów rozkręcony. Natarł lecz jego miecz niegroźnie zazgrzytał o zbroję chaosu. W następnych kilku sekundach ponownie rozkręcony bijak rozbił czaskę Dudkosa na kawałki. Krijak uśmiechnął się. Oto pchnął kolejną istotę w objęcia pana zarazy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Ostatni pojedynek drugiej rundy zamykali Grunt krasnoludki wojownik oraz elfi mistrz miecza z Ulthuanu Cossalion. Stali oni naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem bez słowa.
Cossalion z czystego profesjonalizmu wojownika oszczędzał slowa nie dając okazji krasnoludowi do oceny jego usposobienia a co za tym idzie przewidzenia możliwego stylu walki. Krasnolud zaś zawzięcie i uparcie milczał nie mając nic do powiedzenia elfowi. Na elfów wszak nie warto marnować słów. Nie są tego warte po zdradach których się dopuściły.
Jakkolwiek będzie miał okazję zaraz sprać długouchego.
Po trzecim gongu Cossalion uderzył pierwszy z właściwą jego rasie szybkością i gracji. Elfie ostrze przecięło powietrze lecz tylko zatrzymało się na zbroi z gromrillu nie będąc w stanie jej przebić. Z trudem wycofał się odbijając cios krasnoluda. Brodaty wojownik nie dawał za wygraną. Powoli lecz metodycznie sprawił że ofensywa elfa się załamała. Udało mu się nawet raz przeciąć Iltharmirową zbroję na ciele elfa i ranić go. Cossalion krwawiąc zdołał przebiec po tym obok tnąc z boku. Tym razem Gromrill puścił i elfie ostrze ubroczyło się krwią.
Krasnolud ryknął z frustracji bo długouchy zdołał go jakoś zranić. Oddał cios, zatrzymany przez mocny Ilthramir. Następne pół minuty oboje wymieniali ciosy ze sobą. Oręż tłukł o oręż i żaden nie zdobył sobie przewagi. Obaj też byli ranni. Następna seria ciosów zastosowana przez Cossaliona miała straszny efekt. Krasnolud został trafiony specjalną techniką Ilauri złożoną z dwóch następujących po sobie cięć na skos. Opadł na kolana solidnie brocząc posoką. Nie mając czasu do stracenia sięgnął po małą buteleczkę do woreczka przy pasie. Gdy elf zbliżał się by zadać ostateczny cios Grorunt oderwał korek i szybkim łykiem wypił jej zawartość. Efekt był natychmiastowy. Rany krasnoluda częściowo się zasklepiły i nowa siłą wstąpiłą w potomka Grungiego. Natychmiastowy cios topora krasnoluda, który podleczony eliksirem wznowił atak minął o włos Cossaliona. Ten mając teraz odsłoniętego przeciwnika sam oddał cios. Elfie ostrze przerąbało się przez zbroję głęboko wnikając w ciało krasnoluda. Ten charknął lecz nagle go siły opuściły i nie miał już możliwości dalej walczyć. Słabnąc opadł na kolana.
-Przeklęty elfie, niech Grungi ześle nieszczęście na twych potomków-zdołał urywanym głosem powiedzieć. Z ust poczęła mu lecieć krew. Chwilę później skonał.
Cossalion wbił miecz w ziemię i uniósł pięść do góry w geście triumfu. Jego okrzyk
‘Na chwałę HOETHA!” utonął w aplauzie publiczności.
I oto zakończyła się II runda walk na arenie.
Oto szczęśliwcy którzy wygrali zycie jak na razie.
Thargrim the Drunk (Dragon Slayer)
Empire Warrior Priest Otto Edelstein
Altharion Poszukiwacz (he commander)
Lokki Mjotlonen (Aspiring Champion)
Paladyn, Rycerz Gralla Edric
Worxil (Scar Veteran)
Krijak Przyszczopulchny (Exalted champion of Nurgle)
Cossalion Mistrz Miecza(HE elf commander)
Następne pary do III rundy są takie:
walka nr 1
Thargrim the Drunk (Dragon Slayer)
Empire Warrior Priest Otto Edelstein
walka nr 2
Altharion Poszukiwacz (he commander)
Lokki Mjotlonen (Aspiring Champion)
walka nr3
Paladyn, Rycerz Gralla Edric
Worxil (Scar Veteran)
walka nr 4
Krijak Przyszczopulchny (Exalted champion of Nurgle)
Cossalion Mistrz Miecza(HE elf commander)
Cossalion z czystego profesjonalizmu wojownika oszczędzał slowa nie dając okazji krasnoludowi do oceny jego usposobienia a co za tym idzie przewidzenia możliwego stylu walki. Krasnolud zaś zawzięcie i uparcie milczał nie mając nic do powiedzenia elfowi. Na elfów wszak nie warto marnować słów. Nie są tego warte po zdradach których się dopuściły.
Jakkolwiek będzie miał okazję zaraz sprać długouchego.
Po trzecim gongu Cossalion uderzył pierwszy z właściwą jego rasie szybkością i gracji. Elfie ostrze przecięło powietrze lecz tylko zatrzymało się na zbroi z gromrillu nie będąc w stanie jej przebić. Z trudem wycofał się odbijając cios krasnoluda. Brodaty wojownik nie dawał za wygraną. Powoli lecz metodycznie sprawił że ofensywa elfa się załamała. Udało mu się nawet raz przeciąć Iltharmirową zbroję na ciele elfa i ranić go. Cossalion krwawiąc zdołał przebiec po tym obok tnąc z boku. Tym razem Gromrill puścił i elfie ostrze ubroczyło się krwią.
Krasnolud ryknął z frustracji bo długouchy zdołał go jakoś zranić. Oddał cios, zatrzymany przez mocny Ilthramir. Następne pół minuty oboje wymieniali ciosy ze sobą. Oręż tłukł o oręż i żaden nie zdobył sobie przewagi. Obaj też byli ranni. Następna seria ciosów zastosowana przez Cossaliona miała straszny efekt. Krasnolud został trafiony specjalną techniką Ilauri złożoną z dwóch następujących po sobie cięć na skos. Opadł na kolana solidnie brocząc posoką. Nie mając czasu do stracenia sięgnął po małą buteleczkę do woreczka przy pasie. Gdy elf zbliżał się by zadać ostateczny cios Grorunt oderwał korek i szybkim łykiem wypił jej zawartość. Efekt był natychmiastowy. Rany krasnoluda częściowo się zasklepiły i nowa siłą wstąpiłą w potomka Grungiego. Natychmiastowy cios topora krasnoluda, który podleczony eliksirem wznowił atak minął o włos Cossaliona. Ten mając teraz odsłoniętego przeciwnika sam oddał cios. Elfie ostrze przerąbało się przez zbroję głęboko wnikając w ciało krasnoluda. Ten charknął lecz nagle go siły opuściły i nie miał już możliwości dalej walczyć. Słabnąc opadł na kolana.
-Przeklęty elfie, niech Grungi ześle nieszczęście na twych potomków-zdołał urywanym głosem powiedzieć. Z ust poczęła mu lecieć krew. Chwilę później skonał.
Cossalion wbił miecz w ziemię i uniósł pięść do góry w geście triumfu. Jego okrzyk
‘Na chwałę HOETHA!” utonął w aplauzie publiczności.
I oto zakończyła się II runda walk na arenie.
Oto szczęśliwcy którzy wygrali zycie jak na razie.
Thargrim the Drunk (Dragon Slayer)
Empire Warrior Priest Otto Edelstein
Altharion Poszukiwacz (he commander)
Lokki Mjotlonen (Aspiring Champion)
Paladyn, Rycerz Gralla Edric
Worxil (Scar Veteran)
Krijak Przyszczopulchny (Exalted champion of Nurgle)
Cossalion Mistrz Miecza(HE elf commander)
Następne pary do III rundy są takie:
walka nr 1
Thargrim the Drunk (Dragon Slayer)
Empire Warrior Priest Otto Edelstein
walka nr 2
Altharion Poszukiwacz (he commander)
Lokki Mjotlonen (Aspiring Champion)
walka nr3
Paladyn, Rycerz Gralla Edric
Worxil (Scar Veteran)
walka nr 4
Krijak Przyszczopulchny (Exalted champion of Nurgle)
Cossalion Mistrz Miecza(HE elf commander)
Worxil nadal cisnie , Murm jak bedziesz rzcual blessing na tym gralowcu jak do tej pory to Cie udusze 

Cossalion był coraz bardziej dumny i pewny siebie. Wiedział, że z jego umiejętnościami nikt nie jest mu w stanie dorównać. Wierzył w swoją gracje i szybkość, jednak nie tracił samodyscyplini bo wiedział, że to dzieki niej osiagnął taką biegłosć w orężu.
Krasnolud był dla niego tylko przeszkodą, którą przeskoczył aby stanać oko w oku z chaosem...
W duchu cieszył się, że znowu pokazał wyższosć jedynej prawdziwej rasy nad tą grubiańską rasą zwaną krasnoludzi, któzy wyrządzili im tyle krzywd, rozpoczynajac jakze zgubną dla nich wojne, którą elfy wygrały jednak jakim kosztem.
Ale teraz to wszystko zeszło na drugi plan. Wiedział, że kolejna walka bedzie niezwykle trudna, walka z chaośnikiem, któego musi pokonac.
Zaczął rytuał oddający cześć Hoethowi ceremonialknie układajac swe ostrze w przerózne znaki. Wiedział, że jego bóg go nie opusci i w następnej walce. Po raz kolejny stnaie sie jednoscią z mieczem, który jest jego sercem i umysłem i pokona tego niegodziwca...
Krasnolud był dla niego tylko przeszkodą, którą przeskoczył aby stanać oko w oku z chaosem...
W duchu cieszył się, że znowu pokazał wyższosć jedynej prawdziwej rasy nad tą grubiańską rasą zwaną krasnoludzi, któzy wyrządzili im tyle krzywd, rozpoczynajac jakze zgubną dla nich wojne, którą elfy wygrały jednak jakim kosztem.
Ale teraz to wszystko zeszło na drugi plan. Wiedział, że kolejna walka bedzie niezwykle trudna, walka z chaośnikiem, któego musi pokonac.
Zaczął rytuał oddający cześć Hoethowi ceremonialknie układajac swe ostrze w przerózne znaki. Wiedział, że jego bóg go nie opusci i w następnej walce. Po raz kolejny stnaie sie jednoscią z mieczem, który jest jego sercem i umysłem i pokona tego niegodziwca...
Glupi pomysl , bo nie sa one zrownowazone w stosunku do herosow... NA arenie maja walczyc tylko herosi...pacy pisze:jesli bylaby nastepna arena to proponuje dopuscic tez stworki typu dragon ogry czy kroxigory. Zawsze to wieksza roznorodnosc a mysle ze dawalby rade.
- Shakin' Dudi
- Masakrator
- Posty: 2632
- Lokalizacja: Moria - Lublin
shit heapens ;] ale szybko mnie rozkręcił 

- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Gdy stanęli naprzeciw Otto i Thargrim, oboje mięli mieszane uczucia. Oboje nie chcieli walczyć ze sobą. Najwyraźniej jednak już nie mięli w tym żadnego wyboru. Wycofać się z areny oznaczało hańbę. Hańbę że każdy normalny krasnolud musiałby przyjąć śluby zabójcy. Co prawda fakt że Thargrim już nim był nie polepszało sprawy. Otto z drugiej strony sam złożył przysięgę walki o honor zmarłego brata poległego tutaj. Imperium i krasnoludzie królestwa były w przyjaźni i też tak na siebie patrzyli obaj wojownicy.
Wybito trzeci gong co miało znaczyć by gladiatorzy rozpoczęli zmagania. Krasnolud pierwszy przemógł swą niechęć do walki ruszając przed siebie. Otto zareagował chwilę później mocniej łapiąc młot. Kapłan wojownik zdołał pierwszy zadać cios. Trafił krasnoluda ciężką bronią raniąc go poważnie i wybijając mu bark ze stawów. Thargrim odurzony swym przednim bugmańskim piwem nie czuł wiele bólu. Brak sprawnej do końca ręki przypłacił niedokładnym ciosem, którego Otto z łatwością uniknął sam dosięgając Thargrima ponownie swym młotem. Tym razem jedno żebro z pewnością chrupnęło gdy broń kapłana zetknęła się z ciałem. Topór zakreślił łuk. Otto bezradny wobec ciosu nawet nie próbował się zasłonić. Ten jednak tylko ześlizgnął się po zbroi płytowej. W odpowiedzi młot poleciał wprost na glowę krasnoluda. Duża siła i ciężkość oręża zrobiły swoje. Głowa Thargrima została rozbita na kawałki w fontannie krwi i rozpryskanego mózgu. Dzielny zabójca smoków znalazł w końcu chwalebną śmierć.
Wybito trzeci gong co miało znaczyć by gladiatorzy rozpoczęli zmagania. Krasnolud pierwszy przemógł swą niechęć do walki ruszając przed siebie. Otto zareagował chwilę później mocniej łapiąc młot. Kapłan wojownik zdołał pierwszy zadać cios. Trafił krasnoluda ciężką bronią raniąc go poważnie i wybijając mu bark ze stawów. Thargrim odurzony swym przednim bugmańskim piwem nie czuł wiele bólu. Brak sprawnej do końca ręki przypłacił niedokładnym ciosem, którego Otto z łatwością uniknął sam dosięgając Thargrima ponownie swym młotem. Tym razem jedno żebro z pewnością chrupnęło gdy broń kapłana zetknęła się z ciałem. Topór zakreślił łuk. Otto bezradny wobec ciosu nawet nie próbował się zasłonić. Ten jednak tylko ześlizgnął się po zbroi płytowej. W odpowiedzi młot poleciał wprost na glowę krasnoluda. Duża siła i ciężkość oręża zrobiły swoje. Głowa Thargrima została rozbita na kawałki w fontannie krwi i rozpryskanego mózgu. Dzielny zabójca smoków znalazł w końcu chwalebną śmierć.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Warunki zakwaterowania lekkiego jeszcze bardziej się polepszyły. Teraz miał do dyspozycji przestronne pomieszczenie i najróżniejsze wygody między innymi obfite i doskonałe pożywienie, wygody których nigdy nie miał do dyspozycji. Nadal jednak był niewolnikiem a to że zawdzięczał łaskawość swego pana było spowodowane jego ostatnimi sukcesami na arenie. Stawał się też popularny. Nadal jednak pragnął wydostać się na wolność. Następna walka była już niedługo a im bliżej był finału tym bliżej był wolności.
Altharion dopił resztkę wina. W mesie gladiatorskiej liczba bywalców stopniała do zaledwie kilku osób. Było to skutkiem zbliżania się turnieju do końca i pozostali tylko najlepsi, a on był jednym z nich. Wkrótce znów wyjdzie na arenę by zmierzyć się z którymś z tych wojowników. Tam czeka go śmierć lub chwała. Ale nawet wir walki nie pozwalał mu zapomnieć o rozpaczy pchającej go do tułaczki i wyszukiwaniu sobie co bardziej niebezpiecznych zajęć. Poszukiwacz…jakże to gorzko brzmi-pomyślał Altharion.
Poszukuję śmierci? -rozważał dalej- Czy poszukuję swego sensu życia, którego nie mogę znaleźć. Gdzieś w głębi areny odezwał się pierwszy gong.
Zanim zabrzmiał sygnał do rozpoczęcia starcia obaj byli bardziej niż gotowi. Lokki schowany za tarczą z toporem przygotowanym do ciosu, Altharion z wyciągniętą włócznią przed siebie gotową do pchnięcia. Mierzyli się przez moment wzrokiem oceniając jeden drugiego nie zmieniając pozycji. Potem nastąpił sygnał. Pierwszy ruszył Altharion wykonując szybkie pchnięcie włócznią, to zostało przyjęte na tarczę i odrzucone.
Gdy lewe ramię z tarczą Lekkiego jeszcze odrzucało włócznie elfa, prawe z toporem wzniosło się do ciosu. Altharion nie zdoławszy się uczynić poczuł zimną stal przeciwnika przecinającej jego pierś niezbyt głęboko. Ból i krew zdała się otrzeźwić elfa. Zakręciwszy włócznią zadał cios mierzący z góry. Ten znów został wychwycony przez tarczę Lokkiego. Wykonał identyczną kontrę jak przed chwilą i po raz kolejny topór norsemena posmakował krwi elfów.
Altharion przeklął własną nieuwagę skupiając się na obronie nie przepuszczając już następnych ciosów coraz bardziej agresywnego barbarzyńcy. Minusem tego stylu walki było to że i sam nie mógł dosięgnąć swego przeciwnika. Teraz przez kilka minut odpierał ataki Lekkiego. Topór trafiał w powietrze bądź okazjonalnie w zbroję nie przebijając jej lecz i jego włócznia najczęściej kończyła odrzucona przez tarczę. Zdecydowany przerwać ten impas pochylił się dokonując ataku węża. Ominął obronę barbarzyńcy i po raz pierwszy zagłębił ostrze swej włóczni w ciele przeciwnika. Lokki był jednak doświadczonym wojownikiem mimo młodego wieku, i mimo rany mając elfa teraz na tak bliską odległość prostu kopnął go w krocze. Oczy Althariona stanęły dęba gdy zgiął się w nieopisanym bólu. To tylko dało Lekkiemu bezbłędną okazję do ataku i topór przerąbawszy się przez hełm elfa bezbłędnie wbił się w jego głowę. Elf padł na arenę bez życia. Z widowni odezwały się krzyki aprobaty i okazjonalne skandowanie imienia Lokki. Młody barbarzyńca uśmiechnął się. Znów zwycierzył przynosząc chwałę sobie i plemionom północy.
Altharion dopił resztkę wina. W mesie gladiatorskiej liczba bywalców stopniała do zaledwie kilku osób. Było to skutkiem zbliżania się turnieju do końca i pozostali tylko najlepsi, a on był jednym z nich. Wkrótce znów wyjdzie na arenę by zmierzyć się z którymś z tych wojowników. Tam czeka go śmierć lub chwała. Ale nawet wir walki nie pozwalał mu zapomnieć o rozpaczy pchającej go do tułaczki i wyszukiwaniu sobie co bardziej niebezpiecznych zajęć. Poszukiwacz…jakże to gorzko brzmi-pomyślał Altharion.
Poszukuję śmierci? -rozważał dalej- Czy poszukuję swego sensu życia, którego nie mogę znaleźć. Gdzieś w głębi areny odezwał się pierwszy gong.
Zanim zabrzmiał sygnał do rozpoczęcia starcia obaj byli bardziej niż gotowi. Lokki schowany za tarczą z toporem przygotowanym do ciosu, Altharion z wyciągniętą włócznią przed siebie gotową do pchnięcia. Mierzyli się przez moment wzrokiem oceniając jeden drugiego nie zmieniając pozycji. Potem nastąpił sygnał. Pierwszy ruszył Altharion wykonując szybkie pchnięcie włócznią, to zostało przyjęte na tarczę i odrzucone.
Gdy lewe ramię z tarczą Lekkiego jeszcze odrzucało włócznie elfa, prawe z toporem wzniosło się do ciosu. Altharion nie zdoławszy się uczynić poczuł zimną stal przeciwnika przecinającej jego pierś niezbyt głęboko. Ból i krew zdała się otrzeźwić elfa. Zakręciwszy włócznią zadał cios mierzący z góry. Ten znów został wychwycony przez tarczę Lokkiego. Wykonał identyczną kontrę jak przed chwilą i po raz kolejny topór norsemena posmakował krwi elfów.
Altharion przeklął własną nieuwagę skupiając się na obronie nie przepuszczając już następnych ciosów coraz bardziej agresywnego barbarzyńcy. Minusem tego stylu walki było to że i sam nie mógł dosięgnąć swego przeciwnika. Teraz przez kilka minut odpierał ataki Lekkiego. Topór trafiał w powietrze bądź okazjonalnie w zbroję nie przebijając jej lecz i jego włócznia najczęściej kończyła odrzucona przez tarczę. Zdecydowany przerwać ten impas pochylił się dokonując ataku węża. Ominął obronę barbarzyńcy i po raz pierwszy zagłębił ostrze swej włóczni w ciele przeciwnika. Lokki był jednak doświadczonym wojownikiem mimo młodego wieku, i mimo rany mając elfa teraz na tak bliską odległość prostu kopnął go w krocze. Oczy Althariona stanęły dęba gdy zgiął się w nieopisanym bólu. To tylko dało Lekkiemu bezbłędną okazję do ataku i topór przerąbawszy się przez hełm elfa bezbłędnie wbił się w jego głowę. Elf padł na arenę bez życia. Z widowni odezwały się krzyki aprobaty i okazjonalne skandowanie imienia Lokki. Młody barbarzyńca uśmiechnął się. Znów zwycierzył przynosząc chwałę sobie i plemionom północy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Ederic przebywał w transie religijnym. Modląc się do pani Jeziora o ochronę przed kolejną walką nie zwracał uwagi na to co się dookoła niego dzieje. Kapliczka w której przebywał doskonale się nadawała do tego. Nikt tu praktycznie nie zaglądał oprócz niego i to zapewniło mu spokój. Jeszcze tylko 3 walki dzieliły go od wypełnienia świętej misji mu powierzonej.
Jeszcze tylko 3 walki i amulet będzie jego. Z uniesienia wyrwał go dotyk na ramieniu jednego z pomocników zarządcu.
-Panie. Już czas.-powiedział.
Kończąc modlitwę sir Ederic powstał by udać się na miejsce walki.
Po arenie biegał już Worxil z rządzą mordu w oczach. Odurzony po raz kolejny przez swego właściciela szalał szukając kogoś z kogo mógłby wypruć flaki. Niestety nie znalazł nikogo. Arena była zamknięta a publiczność za wysoko by mógł się do niej dostać.
Lecz gdy zabrzmiał trzeci gong, z bocznych drzwi wyszedł rycerz z tarczą i mieczem gotowym do walki. Drzwi za jego plecami od razu się zamknęły. Dla Worxila nie miało już nic znaczenia. Pomknął w kierunku rycerza rad że może kogoś w końcu zabić.
Ederick był przygotowany na szarżę jaszczura. Gdy ten się zbliżył dostatecznie sam zaatakował. Nie dosięgł jaszczura jednak. Wcześniej potężny prymitywny topór musnął go końcówką wytrącając z ataku. Mimo że broń jaszczura była prymitywna, siła z jaką uczynił to Worxil przecięła zbroję z łatwością raniąc dzielnego Bretończyka.
Ederic mimo rany i bólu i spływającej krwi zdołał raz wyprowadzić celny cios lecz bez skutku. Lżejsza broń nie przebiła łusek Worxila. Ederic jednak nie miał czasu na poprawienie swego ataku. Worxil zza głowy ciął straszliwie. Wielki prymitywny topór nie napotkał w ogóle oporu, przecinając dzielnego rycerza na pół. Jeszcze przez chwilę Jaszczur z Lustii pastwił się nad ciałem nim zrezygnował szukając kolejnego przeciwnika.
Jeszcze tylko 3 walki i amulet będzie jego. Z uniesienia wyrwał go dotyk na ramieniu jednego z pomocników zarządcu.
-Panie. Już czas.-powiedział.
Kończąc modlitwę sir Ederic powstał by udać się na miejsce walki.
Po arenie biegał już Worxil z rządzą mordu w oczach. Odurzony po raz kolejny przez swego właściciela szalał szukając kogoś z kogo mógłby wypruć flaki. Niestety nie znalazł nikogo. Arena była zamknięta a publiczność za wysoko by mógł się do niej dostać.
Lecz gdy zabrzmiał trzeci gong, z bocznych drzwi wyszedł rycerz z tarczą i mieczem gotowym do walki. Drzwi za jego plecami od razu się zamknęły. Dla Worxila nie miało już nic znaczenia. Pomknął w kierunku rycerza rad że może kogoś w końcu zabić.
Ederick był przygotowany na szarżę jaszczura. Gdy ten się zbliżył dostatecznie sam zaatakował. Nie dosięgł jaszczura jednak. Wcześniej potężny prymitywny topór musnął go końcówką wytrącając z ataku. Mimo że broń jaszczura była prymitywna, siła z jaką uczynił to Worxil przecięła zbroję z łatwością raniąc dzielnego Bretończyka.
Ederic mimo rany i bólu i spływającej krwi zdołał raz wyprowadzić celny cios lecz bez skutku. Lżejsza broń nie przebiła łusek Worxila. Ederic jednak nie miał czasu na poprawienie swego ataku. Worxil zza głowy ciął straszliwie. Wielki prymitywny topór nie napotkał w ogóle oporu, przecinając dzielnego rycerza na pół. Jeszcze przez chwilę Jaszczur z Lustii pastwił się nad ciałem nim zrezygnował szukając kolejnego przeciwnika.