ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Kubaf16 »

Byqu pisze:
Kubaf16 pisze:[Jak za wcześnie, dajcie znać, usunę i potem wkleję w odpowiednim momencie]

Po chwili zauważył że walczy z jakimś McArmstrongiem.
#-o :roll: :roll: #-o
[Nie śpiesz się, czytaj dokładnie i spokojnie, bo to już kolejny babol, jaki strzelasz :wink:]
Młody jestem, mam prawo :). A w powyższych rozmowach nie ma jakoś bardziej określonego czasu.
Edit: No tak, zauważyłem potem błąd zanim napisałeś :)
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Luz. Jeszcze dzisiaj coś wymyślę i napiszę. Miło powitać kogoś nowego na Arenie, bo to niefajnie walczyć z porzuconą postacią.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Płynąc łodzią jaszczur zastanawiał się nad słowami Gerharda. Był taki pewny siebie, ufny we własną potęgę i wsparcie plugawych mocy... głupi ślepiec. Nie widzi kajdan jakie sam sobie założył. To wszystko kieruje go do zguby. Przedwieczni uważali, że każda rozumna forma życia jest cenna, ale on... On to co innego. Żyje kierując się pozorem wolnej woli, jest jak marionetka, której sznurki trzymają w swych rękach bogowie Chaosu. To pusta skorupa, którą trawi od wewnątrz płomień zniszczenia. Tylko cynik nazwałby to życiem. Loq-Kro-Gar postanowił ocalić kapitana i zakończyć jego groteskową egzystencję.

Z rozmyślań wyrwał go głos marynarza.
-Jesteśmy na miejscu.
Gad skinął łbem na podziękowanie, dźwignął ciężki kufer z łatwością i ze zręcznością przeczącą jego posturze wdrapał się na pokład "Walecznego Serca". Przywitano go chłodno. Saurus czuł się tu jak persona non grata. Ignorując pełne wyrzutu spojrzenia udał się do kajuty.

Wewnątrz wreszcie odnalazł spokój. Postawił skrzynię w kącie i podszedł do niewielkiego totemu, który ustawił na szafce zaraz po wprowadzce. Wprawnym ruchem zgarnął popiół z kadzielnicy na dłoń. Delikatny podmuch podniósł drobny szary pył ze spalonych ziół. Saurus zamarł. Zamknął bulaj przed wyjściem...
Atak nastąpił nagle, bez ostrzeżenia, zupełnie jakby cień w rogu pokoju ożył i nabrał morderczych skłonności. Długie sztylety śmignęły z szybkością błyskawicy by uderzyć nie spodziewającej się niczego ofiary. Tyle że Loq-Kro-Gar był przygotowany. Zgiął kolana w błyskawicznym uniku pochylając się do przodu, jednocześnie obracając się na pięcie i machnął łapą na odlew. Zaskoczony napastnik zdołał zamortyzować cios, ratując żebra przed połamaniem i odskoczył od jaszczura niczym piłka. Dopiero teraz saurus przyjrzał się intruzowi. Był wysoki, smukłej budowy, cały odziany w czarny, nie krępujący ruchów strój. Z pod kaptura widać było jedynie ciemne, błyskające nienawiścią oczy. Loq-Kro-Gar nie miał wątpliwości kim był napastnik. Zabójca zaatakował tnąc sztyletem z dołu z ukosa, a widząc, że cios nie sięga zawirował w piruecie siekąc drugą ręką w poziomie. Był szybki i tylko cudem saurusowi udało się uniknąć razów. Druchii w jednej chwili znalazł się za plecami gada, wypracowując sobie znaczną przewagę. A przynajmniej byłoby tak, gdyby walczył ze zwyczajnym przeciwnikiem, dajmy na to człowiekiem, czy elfem, tu jednak miał do czynienia z gadem uzbrojonym w potężny ogon. Choć brakowało kilku cali, a zabandażowany kikut wyglądał żałośnie, to nie stracił dużo na swych wartościach bojowych. W spektakularnym popisie zdolności akrobatycznych elf przeskoczył nad ciosem ogona kończąc swój lot zgrabnym przewrotem i powrotem do pozycji bojowej. Tym razem jednak to jaszczur zaatakował. Uderzył na wprost ręką niczym włócznią, lecz zabójca momentalnie zszedł z linii ataku i wyprowadził kontrę w szyje. Loq-Kro-Gar pchnął jednak barkiem elfa wytrącając go z równowagi, przez co jego atak chybił. Saurus wykorzystał chwilę nieuwagi i ciął z dołu. Pazury sięgnęły celu drąc czarny materiał i znacząc tors zabójcy czterema krwawymi pręgami. Druchii syknął z bólu i już szykował się do skoku by wykonać kończący walkę atak, lecz wielka gadzia pięść odrzuciła go do tyłu. Dźwigając się z klęczek elf machnął ręką na odlew. W powietrzu błysnął metal, Loq-Kro-Gar odruchowo zasłonił się przedramieniem. Już miał dopaść zabójcę, gdy ten rzucił przed siebie petardę. Huknęło, a kajutę zakryły kłęby dymu. Saurus siekał pazurami na oślep, nie widząc ani nie mogąc wywęszyć elfa. Po chwili zasłona dymna przerzedziła się, a Loq-Kro-Gar stwierdził, że jest sam. Dopiero teraz dostrzegł trzy metalowe gwiazdki, jedna wbita w ścianę, druga w przedramię a trzecia w bark gada. Wyjął je szybkim ruchem i ruszył w pogoń za Druchii. Nie mógł być daleko, trop był jeszcze świeży, a nie miał szans opuścić statek niespostrzeżony...

[Miało być wczoraj, sorry, ale nie chciałem wrzucać byle czego, a dziś pomysł sam przyszedł. :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[wybaczę Ci te 3 minuty :D]
Wiedział że jaszczurka go ściga. Wiedział też że nie opuści statku nie zauważony. Zauważył kątem oka biegnącego zanim Saurusa, dokładnie w tym samym momencie przypomniał sobie słabość Loq-Kro-Gara, którą Ludwig wykorzystał. Nie mógł uciec przed pragnącym zemsty Jaszczuroczłekiem, więc odbił w lewo, w drugą stronę niż zostawił łódkę. Chwycił z rozpędu dziewczynkę, rzucił za pokład, i skoczył nad pędzącym Saurusem. Loq-Kro-Gar zamiast pędzić za nim, wedle oczekiwań, pobiegł w stronę dziewczynki, i chywycił ją i postawił na pokładzie tak że nikt ich nie zauważył. W tym czasie Druchii mógł spokojnie wskoczyć do łódki i odpłynąć w stronę "Garguantana".
-Szlag by to trafił- powiedział do siebie. -Będzie trudnym przeciwnikiem.-
Po wyjściu na pokład, od razu skierował się do kajuty. Niedługo potem odwiedził go Duriath.

-Udało się? Nie żyje?-
-Nie, żyje, ale ja bym nie żył gdyby ten wampierz nie odkrył jego słabego punktu.-
-Zrobił Ci coś większego?-
-Cztery krwawe smugi od pazurów, ból brzucha...Nie.-
- a masz jakieś informacje o nim?-
-Ma twardy pancerz, i jest nieźle wytrenowany, i najwyraźniej żywi do nas urazę.-
-Masz, zażyj pigułki, będzie lepiej. i dzięki za informacje.-
-Nie ma sprawy.-

Po wyjściu Duriatha zażył pigułki, i pogrążył się w myślach.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Cholerne dzieciaki pomyślał Loq-Kro-Gar. Dopadłbym go, gdyby nie tchórzliwe zagrywki. Spojrzał na odpływającą łódź. Nie było sensu kontynuować pogoń. Czego on chciał? Czyżby Duriath chciał mnie zabić? Bez sensu, przecież podejrzenia spadły by na niego. Poza tym pozbawiłby się przeciwnika. Chciał osłabić mnie przed walką? To prędzej. Przeklęte elfy i ich knowania. Mają się za lepszych, jednak nie odważą się stanąć przeciwko w pełni sprawnemu przeciwnikowi. Saurus przybrał gniewny wyraz pyska. Szalupa zdążyła się oddalić na sporą odległość. Spojrzał na swoje rany, a wtedy go olśniło. Sztylety nie były zatrute, nie substancją, która by działała na gada. Zabójca wiedział dokładnie z kim przyjdzie mu walczyć. To miała być próba, miał sprawdzić moje możliwości. Duriath widział moją walkę z minotaurem, ale nie miał pojęcia jak sobie radzę z szybkim i zwinnym przeciwnikiem. Jaszczur wyszczerzył zęby w nieprzyjemnym grymasie, który trudno było odczytać za uśmiech. Elfy.... Aroganckie, ale nie głupie. Będzie trudnym przeciwnikiem.
Odszedł od relingu i ruszył w kierunku mesy. Żołądek upominał się o swoje.
Kucharz przyrządzał właśnie pieczony filet z rekina skropiony cytryną podany z ziemnymi bulwami podane na driftmaarktcki sposób -pokrojone na paski, smażone w głębokim oleju. Do tego saurus popijał zupą z alg morskich z krewetkami, a na deser kawał sera, również z Driftmaarktu. Podczas posiłku Loq-Kro-Gar śmiał się w duchu z gorliwości inkwizytora, który śledził go od momentu jego powrotu na "Waleczne Serce". Poczucie obowiązku łowcy czarownic nie pozwalało mu na spuszczeniu jaszczura z oka nawet podczas tak błahych czynności jak jedzenie. Taaak... Trudno kogoś śledzić z takim węchem.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Łowca czarownic siedział w innym stoliku ,ale naprzeciwko Loq-Kro-Gara. Można by rzec bezczelnie go obserwował. Kiedy po jakimś czasie obserwacji spostrzegł ,ze jaszczuroczłek doskonale wie o jego obecności postanowił nie kryć swoich zamiarów.
Kiedy skończył posiłe zapalił fajkę i nadal spod kapelusza parzył na saurusa.
-Smakowało?- parsknął saurus do człowieka. To był dość nietypowy zwrot do inkwizytora. Jednak Reiner doskonale wiedział ,że Lustriańczyk nie będzie się zachowywał jak inni na jego widok. Wiedział ,że ta rasa nie będzie czuła w sobie nurtujących ,prowadzących do strachu wyrzutów sumienia i głebokim ,stresujacych myśli czym zawinił ,że przedstawiciel Oficjum pojawił się w jego życiu.
-Powiedzmy...- odparł chłodno łowca -Czy wiesz... zawodniku... co mnie tu sprowadza?- zapytał bezemocjonalnym głosem Reiner ćmiąc fajkę.
Saurus lekko się umśmiechnął i odparł -To co innych... chcesz krwi... jednak nie bierzesz udziały w Arenie... wolisz sam wyeliminowac swoich wrogów... myślisz ,że nie wiem kto wyrżnął tylu kultystów wśród załogi?-
Reiner prędko odparł -Właśnie miałem cię zapytać o to samo!- po chwili znów uspokoił głos ,był zadowolony ,że saurus prawdopodobnie nic nie wie o krasnoludzkich planach. Inkwizytor nie chciał by większych trudności. Wystarczająco specyficzne jest zdobycie tego od grupy krasnoludów.
-Ale możemy sobie pomóc... mimo twojego wyznania... - dodał -Nie będziemy udawali ,że chodzi o paru osiłków ,którym spodobał sie symbol czaszki...-
Jaszczuroczłek milczał przez chwilę po czym mroźnym głosem rzekł -Gerhard...- mimo chęci pozbycia się khornisty ,zadowolił go fakt ,że Czarny Zamek nie wie ,jak sadził ,o tajemnych tablicach.
Inkwizytor lekko się uśmiechnął -Dokładnie tak... to przecież główny cel tego ,że tu jestem...muszę go odsunąć...
-W sensie dokonać anichilacji?!- zaśmiał się Loq-Kro-Gar.
-Wolę stwierdzenie "wyeliminować"- odrzekł prędko człowiek
-Nazywajmy rzecz po imieniu... trzeba go zabić!-
-Ech... oczyścić...-
Saurus mimo ,że znał doskonale mowę wspólną to często dziwił się komplikacją językowym jakie wprowadzają ludzie. W Lustrii każde zdanie jasno mówi o co chodzi.
-W każdym bądz razie... czemu takie nie zrobić skoro taki z ciebie egzekutor?- zapytał drwiąco zawodnik
Reiner zagryzł zęby -Myślisz ,że nie póbowałem?! Dokonałem już sześciu nieudanych zamachów! Niestety ostatni z nich ujawnił mnie i sprawił ,że Gerhard nie zginie w nieszczęśliwym wypadku! -
Saurus zrozumiał o co chodzi człowiekowi. Dotarło do niego ,że inwkizytor odnajduje tylko jedno rozwiązanie - pokonać imperialistę w otwartej walce ,co było nawet dla łowcy czarownic niemożliwe.
-Więc co proponujesz?- zapytał bezceremonialnie saurus ,człowiek odparł -Bierzecie udział w tej całej arenie... więc zwykła konfrontacja nie wchodzi w grę... trzeba wykorzystać zasady tego... turnieju...-
-Co masz na myśli?! Jak to ma mi pomóc?- inkwizytor od razu odpowiedział -Sprawię ,że wygrasz tą walke... a w kolejnej już czekał na ciebie będzie nasz przyjaciel...-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Gdyby Loq-Kro-Gar był wojownikiem, który szuka chwały i sławy, a honor znaczyłby dla niego więcej niż życie, z pewnością naplułby inkwizytorowi w twarz. Gad jednak nie był błędnym rycerzem, lecz narzędziem woli Przedwiecznych. Miał za zadanie eliminować wrogów ładu i chronić słabsze rasy. Jeśli droga jaką proponował inkwizytor zapewni powodzenie misji, to jaszczur nie widział powodu, dla którego nie miał na to przystać. Był co prawda niemal pewien, że Reiner nie mówi mu całej prawdy, lecz skoro plan polegał na zabiciu mrocznego elfa, heretyka i kilku kultystów...
-Zrób co konieczne, lecz nie krzywdź niewinnych. Gdy stanę przeciwko Gerhardowi, zabiję go.
-Wszyscy są winni, po prostu nie zawsze da się to udowodnić.- stwierdził łowca czarownic. Loq-Kro-Gar spojrzał na niego nieprzyjemnie. -To jak, mamy umowę?
-Tak. -Odparł saurus patrząc w pusty talerz. Wiedział, że nie należy ufać takim ludziom jak Reiner, ale na razie mógł być użyteczny.
Inkwizytor przytaknął i już chciał wstać, ale Lustrijczyk zatrzymał go.
-Jeszcze jedno. Otrzymałem wiadomość o torzsamości jedynie kilku kultystów. -saurus spojrzał w oczy człowieka- Czy mógłbyś mi pomóc w rozszerzeniu tej listy?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Przez cały czas rozmowy przysłuchiwał im się assasyn. To był ten sam assasyn, który przed godziną walczył z Loq-Kro-Garem. Siedział w cieniu drzewka i przysłuchiwał im się.
Reiner pod koniec rozmowy poczuł jego wzrok na sobie. Impulsywnie odwrócił się, gotowy zastrzelić napastnika. Jedyne co zobaczył, to drzewko. Najzwyczajniejsze na świecie drzewko.
-Tracę zmysły na starość- Pomyślał.
Jak Łowca czarownic wraz z Loq-Kro-Garem opuścili mesę, sam wyszedł z ukrycia
- A to dranie.- powiedział do siebie.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Inkwizytor przytaknął i już chciał wstać, ale Lustrijczyk zatrzymał go.-Jeszcze jedno. Otrzymałem wiadomość o torzsamości jedynie kilku kultystów. -saurus spojrzał w oczy człowieka- Czy mógłbyś mi pomóc w rozszerzeniu tej listy?
-Naturalnie...- odparł ,po czym wyciągnął spod płaszcza rulon papieru -Tu jest lista prawdopodobniewszystkich członków kultu. Przy każdym jest przypis statku ,funkcja ,przyczyny przystąpienia do organizacji ,powiązania z Imperium ,krewni na flocie...-
Dla Loq-Kro-Gara było to wielce wystarczające ,nigdy nie uważał ,że aż tyle informacji jest potrzebne. Jednak jego cele były trochę inne ,chciał wybić jak najwięcej kultystów ,nie zawracał sobie głowy manipulacjami i innego tego typu sposobami inkwizycji.
-Na drugiej liścicie są podejrzani o udzielanie pomocy kultystą oraz ewentualni chętni do wstąpienia w ich szeregi... osoby przy którym widnieje znak zapytania muszą pozostać przy życiu... do czasu...-
-Chmmm... a te dwie przecinające się kreski?-
-Ci przy krzyżykach zostali... usunięci...-

Nagle inkwizytor gwałtownie się obrócił łapiąc za kaburę. Powoli odwrócił się do saurusa ,który dzięki zmysłom łowcy wiedział o co chodzi. Bez żadnych emocji wpatrywał się w Reinera. Ten zmrużył oczy dając sygnał Lustriańczykowi po czym rzekł -Tracę zmysły na starość ,która jeszcze nie nadeszła...-
Loq-Kro-Gar powstał -Żegnaj...- rzekł po czym wyszedł ,łowca czarownic nie zdejmując ręki ze sztyletu pod płaszczem również opuścił messę.

Jaszczuroczłek już czekał na zewnątrz zaciskając w ręcę maczugę. Inkwizytor bez słowa wyciągnął rapier i odsłonił pas z nożami tak ,aby nie mieć trudności z dobyciem ich. Odczynił znak Sigmara ,po czym pocałował naszyjnik z kometą.
-Miejmy się na baczności...- warknął saurus -Może i to elf... ale nie należy lekceważyć tych skrytobójców...- Reiner odpał chłodnym głosem -Coś o tym wiem...-
Człowiek i jaszczuroczłek zbliżyli się do drzwi ,starając sie to robić jak najciszej -Postaram się odwrócic jego uwage... wtedy rozpierdol mu łeb... Sigmarze daj mi sił...- rzekł szeptem Reiner po czym przygotował się do ataku.

[Może Byqu opisze walkę ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Wszystkie Elfy czują w kościach zasadzkę. Naszemu assasynowi właśnie w kościach strzyknęło gdy chciał wyjść z mesy.
-Zły znak.- pomyślał.
Wyjął sztylety, zamoczył je w takiej miksturce, co po zranieniu paraliżuje przeciwnika. Zjadł ciastko i poszedł do wyjścia z mesy.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Ork spacerował w tym czasie po pokładzie, nie szukając absolutnie niczego, a zatrzymał się dopiero gdy usłyszał czyjeś glosy... czyż nie usłyszał nazwiska swojego kolejnego adwersarza? Nikt nawet nie spodziewa się, ze Badzum wygra te walkę... Ale co słowo orka, to słowo orka, wiec postanowił, ze obieca.

EDIT: / Zmiana postu przez małe zamieszanie. BTW serio chyba nikt się nie spodziewa mojego zwycięstwa :D
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2013, o 22:00 przez nindza77, łącznie zmieniany 1 raz.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Zabójca przystanął na chwilę przed drzwiami. Wszystko wskazywało na to, że ci dwaj nie zauważyli go, jednak przeczucie, wykształcone latami morderstw mówiło mu co innego. Skulił się, ujął mocniej sztylety i gwałtownie otworzył drzwi. Instynktownie od razu uchylił się i to go ocaliło. Tuż nad jego głową framuga drzwi eksplodowała w deszczu tysięcy drzazg, gdy ciężki buzdygan wgryzł się w drewno. Zabójca wykonał przewrót przez ramię i nim jeszcze wstał obrócił się i cisnął dwoma wąskimi nożami. Doskonale wyważone ostrza pomknęły ze świstem w kierunku napastników. Inkwizytor uniósł pistolet do strzału, wiedząc, że z tej odległości musi trafić. Huknął strzał, coś nagle zadzwoniło, a dym powstały ze spalania prochu zasłonił na chwilę wszystko. Saurus potężnie kichnął, swąd siarki i saletry drażnił jego nozdrza, lecz nie zwlekając ani chwili skoczył na przeciwnika. Elf odskoczył, a buzdygan uderzył w pokład krusząc deski. Druchii już szykował się do ataku, gdy spadł na niego cios rapiera. Był to Reiner, z rozbitym nosem i wściekły jak nigdy. Nóż, który miał skruszyć mu czaszkę i wbić w mózg uderzył w zamek pistoletu tuż przed wystrzałem. Kula przeznaczona dla zabójcy poleciała w niebo, a pistolet uderzył łowcę czarownic w twarz, rozbijając mu nos. Teraz naprawdę zły ruszył na elfa siekąc z lewej z imieniem Sigmara na ustach. Druchii sparował błyskawicznie cios, lecz nie zdążył wyprowadzić kontry. Loq-Kro-Gar uderzył ponownie, tym razem poziomo, uważając by nie trafić inkwizytora. Zabójca atakowany przez dwóch przeciwników ledwo zdążył uniknąć razu i skrócił dystans wskakując pomiędzy nich. Ciął najpierw z ukosa, usiłując sięgnąć pachy gada, a następnie wykorzystując impet jego bloku zawirował i uderzył nisko, celując w udo imperialnego sługi. Reiner wykonał ukośną paradę i wyprowadził sztych, lecz elfa już tam nie było. Zabójca zmienił taktykę. Krążył wokół przeciwników starając się, by jeden zasłaniał drugiego, atakując z doskoku, szybko i precyzyjnie, niczym uderzenie węża. Inkwizytor przekonał się o tym, co Loq-Kro-Gar zdążył już poznać- elf był wyśmienitym szermierzem, prawdziwym artystą w swym fachu. Cały czas zwodził przeciwnika, markował atak z jednej strony, po czym błyskawicznie zmieniał pozycje tnąc z drugiej, za każdym razem jednak sztylet napotykał na blok, lub nie przebijał twardej łuski saurusa. Loq-Kro-Gar ryknął. Zabójca był nienaturalnie szybki i jego ataki szły w powietrze. W dodatku nie mógł zgrać swojego stylu walki z Reinerem i dwójka walczących nieraz przeszkadzała sobie w skutecznym atakowaniu elfa, co Druchii bezlitośnie wykorzystywał. Jednak wszyscy wiedzieli, że im dłużej walka potrwa, tym bardziej szala zwycięstwa przechyli się na korzyść niecodziennego sojuszu, jaki stanowili Loq-Kro-Gar z Reinerem. Ich ruchy stawały się coraz lepiej skoordynowane, więc zabójca wypatrywał dogodnego momentu do ucieczki. Sięgnął zza pasa mały woreczek i przygotował swą tajną broń. Przy kolejnym ataku saurusa sypnął mu w oczy piekącym proszkiem. Gad ryknął wściekle i zaczął uderzać na oślep. Wykorzystując moment przewagi elf przeturlał się pod ciosem buzdygana i sięgnął sztyletem inkwizytora. Tamten syknął i już chciał ruszyć w pogoń za uciekającym Druchii, gdy poczuł drętwienie. Nogi wydawały się jak z ołowiu, począł się potykać, aż wreszcie zwalił się jak kłoda.

Zabójca uśmiechnął się w duchu. Był wycieńczony, ledwo biegł. Walka z tak trudnymi przeciwnikami pozbawiła go sił, zakwaszone mięśnie bolały niemiłosiernie, a jego ciało zdobiła prawdziwa kolekcja nowych sińców i nacięć. I tak miał szczęście, mógł skończyć z połamanymi kośćmi, albo gorzej. Ten inkwizytor to świr, psychopata zdolny do wszystkiego, a wielki i brutalny saurus nie był lepszy. Teraz pozostało odnaleźć łódź i zanieść wiadomość Duriathowi. Czas naglił, wiedział, że piekący pył zatrzymał jaszczura tylko na chwilę. Niemal czuł jego oddech na plecach...
Skupiając się na zagrożeniu z tyłu elf nie zauważył co jest z przodu. Wielka, zielona pięść pozbawiła go przytomności.

Loq-Kro-Gar biegł. Był wściekły, że dał się podejść zabójcy, co dało mu sposobność do ucieczki. Saurus nie mógł na to pozwolić. Przetarł podrażnione oczy i miał nadzieję, że dopadnie elfa na czas. Los zaskoczył jednak Lustrijczyka.
-Ee! Gadzi pszyjacieló! Zobacz czom znalazł! -zawołał zaintrygowany Badzum wskazując nieprzytomnego zabójcę. Chwilę potem przykuśtykał Reiner przeklinając pod nosem.
-Gdzie on jest? Gdzie jest ten kurwi syn?!-krzyczał
-Elf szpiegował nas. Chce wydać nasze sekrety innym elfom... i wyznawcom Chaosu- wytłumaczył orkowi saurus. -Teraz ten człowiek zajmie się nim i sprawi, że będzie śpiewał cieniej niż elfia panna.
-Jest! Dajcie mi go! Będzie płakał, będzie cierpiał, będzie krzyczał i błagał o śmierć! Tymi rękami nauczę go bólu! inkwizytor zrobił się czerwony na twarzy.
-Uuuu, chcem to zobaczyć! Jak elfiokowa panna, hyhy! -rzekł Badzum rozradowany.
-Jest twój. -zwrócił się Loq-Kro-Gar do Reinera. -Pamiętaj o naszej umowie.
-Zajmę się tym, jak tylko skończę z tym ścierwem. -odparł łowca czarownic. -Mam zaplanowany dla nie go bogaty repertuar, same złote przeboje!
Loq-Kro-Gar spojrzał teraz na Badzuma.
-Co robisz na "Walecznym Sercu"? -spytał
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2013, o 22:37 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

-O, Pan Jaszczurka- Zawołał rubasznie, do tego momentu nie zauważając nawet obecności członka inkwizycji. Nawet jednak jeśli, to zapamiętał tego zawodnika jedynie jako jednego z "ludzikuf" i nie przywiązywał większej wagi do tego, ze jest jego potencjalnym celem. Istniało wiele przesłanek, ze i ork widnieje na liście łowcy czarownic, jednak w dusza towarzystwa nie przejmowała się tym wielce. Stal się bardzo dobroduszny i nawet go to nie niepokoiło. Tym razem jednak zwrócił na niego uwagę dopiero po dłuższej chwili. I dopiero po dłuższej chwili wypalił.
-Dobrze slyszem jak nikt nie wrzeszczy, ani ja nie wrzeszczem. Nawet moment temu slyszalzem, ze ten ludzik, com z nim bendem walczył, to PRZEKLENTY SŁUGA CHAOSU!- Wrzasnął nie bacząc, ze może to wzbudzić kontrowersje. -Obiecujem, ze go zabijem i to na tysionc sposobuf odetnem mu głowę.- Skwitował. Sama myśl o tym, ze walczył jeszcze niedawno ramie w ramie ze sługą chaosu, powodowała ze miał ochotę rozerwać go na strzępy już teraz.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Gdy zabójce był nieprzytomny, słyszał prawie całą rozmowę. Zastanawiał się także kto z krewnych mu pomoże:

-Kuzyn Shadowblade nie, jest zajęty wybijaniem magów Elfickich do nogi,
Ciocia czarodziejka nie,
Zanim Duriath nadejdzie minie dobre 6 godzin,
Kto jeszcze... Aha! Krasnoludy! Wątpliwe.-

Tak rozmyślał prawie cały czas gdy był nieprzytomny. Potem zaczął wymieniać rzeczy, które mogły mu pomóc.

-Ostrze w bucie, ostrze w rękawie, petarda dymna pod butem, petarda gromowa pod drugim butem,
kusza pistoletowa koło ostrza w rękawie... Sporo tego. Wystarczy.-
Potem się ocknął i zobaczył Reinera ciągle wściekłego.

[Zostawiam Ci ,Kordelasie opisanie tortur i ucieczki. Chcę go w miarę żywego żeby mógł mi jeszcze służyć do czasu walki :)
Atu poster kuzyna: Obrazek]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[ :twisted: postaram się... ale różnie to bywa podczas przesłuchań 8) później coś wrzucę ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[No to zaczynamy...]

Elf obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Nie otwierał oczu i milczał udając ogłuszonego.
-No dalej... otwórz oczka...- parsknął głos Reinera ,który po chwili spoliczkował asasyna. Ten otworzył oczy i gniewnie splunął.
Nagle całe pomieszczenie rozświetliła lampa zapalona przez inkwizytora. Oprawca i elf znajdowali się w pomieszczeniu ,wyłożonymi wieloma różnymi narzedziami do zadawania bólu ,od małych szczypiec po wielkie koła.
-Jak widzisz nasz gospodarz Książę Mórz użyczył nam swojej sali tortur... choć pewnie się o tym nie dowie...- warknął Reiner.

Elf próbował rozpoznać się w sytuacji. Pierwszy raz od wielu lat czuł dziwne uczucie ,które ludzie nazywają strachem. Szarpnął rękoma ,jednak nic to nie dało ,bo dokładnie był przywiązany do żelaznego krzesła.
-Nie szukaj broni!- chłodnym głosem przemówił Reiner ,zdejmując kapelusz -Myślisz ,głupcze ,że jestem debilem i siedzisz sobie taki uzrojony? Mimo twojej uciechy musiałem cię obszukac...-
Skrytobójca był w tragicznej sytuacji ,ale starał się nie okazywać strachu ,splunął ponownie i warknął -A więc to tak ,gadzie? Masz zamiar zdawać mi ból? Uśmiercić mnie tutaj zamiast stanąć w uczciwej walce ,psi synu?-
-Owszem...- odparł bezemocjonalnie Reiner -Czas zaczynać...- dodał rozsuwając na stole pakunek z przeróżnymi narzędziami tortur.

Łowca podszedł do elfa i złapał go mocno za głowę -Sigmarze... daj mu przeżyć jak najdłużej ,aby wyjawił swe kłamsta i przynał się do herezjii...- po tych słowach naznaczył na głowie ofiary znak młota za pomocą wody święconej!-
Mroczny elf warknął i przeklnął w swym języku. Inkwizytor wyjął z narzędzi "Widelec heretyka" proste narzędzie ,podkładane pod brodę. Ostre kłucie poruszało nerwy ,ale nadal mozna było mówic.

-Powiedz ,elfiku... czy pracujesz dla zawodnika?... przeciwnika jaszczura?- zapytał oprawca chłodnym głosem.
-Życzę ci śmierci w męczarniach... psie...- odparł asasyn ,po czym dostał prawym sierpowym ,który złamał mu nos. Ten zaklnął ,ale przyzwyczajony do bólu nie okazał tego.
-Dziękuję za poprawną odpowiedź... wszystko jasne...- rzekł inkwizytor ,po czym dodał -To od czego zaczniemy? Może "gruszka" (http://pl.wikipedia.org/wiki/Gruszka_(narzędzie_tortur))... nie ,to sprawi ci radość... tu trzeba ostrzejszych metod... - warknął do milczącego elfa ,który odwracał wzrok od swego oprawcy.

-Wiem co się nada... tylko nie mów mistrzowi Magnusowi... ha... zabronił tego używać...- parksnął po czym wyciągnął zza siebie żelazny "Obcinacz ucha" i nałożył maszynę próbujacemu wyrwać sie elfowi na głowę.
-Więc jak? Powiesz jak chciałeś zmienić szalę zwycięstwa?- zapytał groźnie inkwizytor trzymając małą wajchę przy narzędziu ,elf teraz spokojnym i powolnym tonem odparł -Ale... ale...nie mozesz...-
Reiner zasmiał się -Jak uwazasz...- po czym szybkim ruchem ręki chciał uruchomić machinę ,kiedy elf go zatrzymał okrzykiem
-Dobra! Dobra! Czekaj! Wszystko ci powiem! Nie mogę stracić ucha! Tylko nie to!!!- łowca spojrzał na niego ,gdy ten kontynuował -To miała być cała seria... jaszczur ma uszkodzone pasy na zbroję ,niewidoczne na pierwszy rzut oka... potrawy z chorych zwierząt...oraz...nie mogę bo zginę!-
Inkwizytor bez słowa pociągnął wajchę i ostra brzytwa oderżnęła długie ucho. Krew trysnęła ,a elf zaczął wrzeszczeć i rzucać się przeklinając.

Po chwili ,gdy jękał z bólu ,łowca warknął -Zapamiętaj... nie wachaj się... nigdy... to nie pogawędka z przystojnym barmanem!Chyba chcesz zachować ucho!Zrozumiałeś?! Zrozumiałeś?!!!- krzyknął do elfa ,który pokiwał głową.
-Co dalej...- kontynuował ,elf z widocznym już strachem ,cały spocony i ubrudzony krwią jęknął -Magiczne zaćmienia umysłu... miałem nawiązać kontakt z magiem z Gargantuana... jakimś widzem... najemny regenerat... ma być jutro w kantynie na dolnym pokładzie...-
Łowca uśmiechnął się -Regenerat... takich lubię najbadziej... pozwól ,że ja nawiąże z nim kontakt... co dalej?-

Asasyn drżącym głosem i z wielką niepewnością powiedział -Przestać... to już wrzystko...- inkwizytor zrobić srogą minę i krzyknął -Łżesz!-po czym żelaznym młotem zamachnął się i silnym ciosem pogruchotał palce u prawej ręki zabójcy. Ten wrzasnął z bólu niezykle głośno.
-Co dalej?!- Reiner domagał się odpowiedzi .elf kolejny raz zaprzeczył ,ale inkwizytor wyciagnął sierp z piłką i rozciął elfowi nogę tworząc rozwartą ranę ,po czym mroźnym głosem powiedział -Sól... wspaniały wynalazek... niby proszek... a ile satysfakcji...- elf mimo przeszywającego bólu zachował trzeźwość umysłu i nie widział o co chodzi oprawcy ,póki ten nie posypał rany solą. Ból był nie do zniesienia ,w porównaniu do tego poprzednie rany sdawały się nie boleć ,a elf wręcz chciał zginąć prędko.

-Nic więcej!!! Przyrzekam na Khaina nic więcej!!!- darł się elf po chwili wielkiego bólu. Reiner stwierdził ,ze musi to być prawda i wyciągnął z piecyka obok rozgrzany żelazny pręt z napisem -To podarunek od Magnusa... dał to po wyniesieniu go z podziemi...- zaśmiał się Reiner ,po czym jego głos nabrał powaznego tonu -Elfie... na mocy dekretu Czarnego Zamku do spraw czystości rasy elfickiej oraz z woli samego Sigmara... skazuję cię na naznaczenie oraz karę śmierci...-
Łowca czarownic rozdarł koszulę elfa i przyłożył od jego ciałą pręt. Asasyn wrzasnął i zemdlał. Kiedy inwkizytor zabrał żelazo ,na klatce skrytobójcy ukazał się napis "STIGMA HERETICUM" (w tym miejscu chcę pozdrowić Kharlota ;) ha! ).




Wiele godzin później sieć rybacka dżonki wyłowiła z wody zmasakrowane ciało.
-Oddycha! Do medyka! Prędko! To elf!-
Ostatnio zmieniony 1 paź 2013, o 06:53 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Ładnie napisane =D> szkoda tylko że assynki mają Tkankę mięśniową 4 a nie 5 :)]

Wiele godzin później sieć rybacka dżonki wyłowiła z wody zmasakrowane ciało.
-Oddycha! Do medyka! Prędko! To elf!-

Wieść rozniosła się po flocie momentalnie. Duriath czym prędzej popędził na dżonkę, a Loq-Kro-Gar po raz kolejny czuł chorą satysfakcję. Gdyby mógł, najchętniej uśmiercił by go na miejscu, ale takie zmasakrowanie mu wystarczyło. Duriath zabrał ze sobą pakuneczek pełen leków i proszków, oraz drugą z trzech książek które zabrał na pokład: "Elfy i urazy".
Po wyjściu na pokład i dojściu do assasyna zaczął krzyczeć po łamanemu do załogi:

-Faster ludzie, I potrzebuję garnek hot water! Olso jakiś tytoń!-

Jak przynieśli tą wodę i ziele fajkowe, Duriath zaniósł assasyna do wolnej kajuty i położyl go na łóżku.
Obmył ciepłą wodą ranu przy uchu i przy nodze, do kadzideł wsypał tytoń i zapalił, wyjał książkę i zaczął indeksować:

-Połamane kości, urazy mózgu, brak przytomności zrobiony... Jest! Tamowanie krwi.
"obmyć ciepłą wodą szmatkę, i przyłożyć do rany."-

Zrobił tak jak było napisane tylko użył do tego bandaży. Potem użył igły by zaszyć ranę przy nodze, ale przedtem posypał ją specjalnym tajemniczym proszkiem. Przy uchu natomiast posypał innym proszkiem, i obwiązał bandaż dookoła głowy. Napis "STIGMA HERETICUM" przemył wodą, wyciągnął ładny różowy proszek, kichnął tak, że proszek latał po całej kajucie, i posypał nim oparzenie. Pogruchotaną dłoń żłożył między dwie deseczki, pokropił specjalnym płynem koloru żółtego znanego też pod nazwą Flash Gitz Healling Yellow, i związał je jak temblak i zawiesił na szyi.

-Mam nadzieję że to wystarczy. Niech Khain ma go w opiece.-

Potem wysłał wiadomość do Księcia Mórz o treści że zostanie dżonce do czasu gdy Dermath nie będzie w stanie powrócić na "Gargantuana". Przecież musiał troszczyć się w chwili potrzeby o brata...
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kordelas pisze: "STIGMA HERETICUM" (w tym miejscu chcę pozdrowić Kharlota ;) -
[Pomachałbym Ci z Warpa, ale mam zajęte ręce :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Cała flota od sześciu dni kierowała się na wschód, niebo się rozpogadzało a klimat stale ocieplał z każdą przepłyniętą milą morską. Zgodnie z szacunkami komandora De Merke, za dwie doby mieli stanąć w porcie Ad-Dar-Ar-Bayda. Plotki, które przenikały do uszu pasażerów przez rozmawiających ludzi Księcia Mórz głosiły że gospodarza Areny łączą z tamtejszym sułtanem wyjątkowo przyjazne stosunki, co niejako wyjaśniało dlaczego flota zamiast zawinąć do najbliższego miasta nadkłada nieco drogi w górę kontynentu. Innym powodem mogłoby oczywiście być to że owym 'najbliższym miastem' był Sudenburg - Imperialna kolonia, na której mieściła się dodatkowo placówka wojskowa, a zaplątane w innych miejscach długie ręce cesarskiej sprawiedliwości tu mocno się zaciskały.

Tymczasem obok szczelnie zamkniętaj areny, z wnętrza której dobiegały od przedwczoraj odgłosy ciętej stali, wiercenia drewna i stukot kamiennych płyt, młodzieniec w liberii Księcia Mórz ogłaszał pasażerom nowiny. Powiadomiono już zawodników walczących w pierwszym pojedynku, który miał odbyć się jeszcze zanim dopłyną do Ad-Dar-Ar-Bayda. Zgarbiony książęcy astrolog ogłosił także że rozpoczyna się tydzień świętego Wolfgarta, a więc populacja wszelakich łotrów winna się zmniejszyć.
Podobną treść wyrażały porozwieszane na innych statkach dokumenty, sygnowane przez samego Adelhara. Jednak u spodu dodano krótką wiadomość:

"Wojownicy!
Nadszedł czas na rozpoczęcie ćwierćfinałów, teraz po odsianiu tych którzy przecenili swe siły a szczęście im nie sprzyjało, przyszła kolej wyłonić najlepszych. O każdej walce zostaniecie powiadomieni wcześniej, lecz wypadałoby poświęcić ten czas na ćwiczenia... Albowiem każda broń może zawieść albo nawet opuścić dłoń swego pana, pozostawiając go na łasce przeciwnika, uzbrojonego jedynie w pomysłowość i umiejętności przystosowania. Ta runda będzie prawdziwym sprawdzianem umiejętności, tak dla wojownika jak i maga."

***

Loq-Kro-Gar ledwie zdążył pożegnać się z Reinerem i zacząć rozmowę z orkiem, idąc z wolna w kierunku kwatery gdy ktoś zaczepił go na korytarzu. Wyczulony gad natychmiast się obrócił, gotowy do walki, jednak zanim jeszcze ujrzał agresora zrozumiał że gdyby to był wróg poczułby raczej zimno stali a nie delikatne pyknięcie.
Za jego plecami stał kapitan statku na którym się znajdowali. Kapitan Alard dalej straszył podkrążonymi, przekrwionymi oczyma a jego wargi spierzchły w sposób charakterystyczny dla człowieka nadużywającego alkoholu, jednak wydawał się wyraźnie podbudowany.
Znów trzymał się prosto jak struna, jego kilt i strój od beretu po buty z pomponami wyglądały na świeżo wyprane a w głębi oczu błyskało dawne, pogodne światełko. Jaszczur zwrócił też uwagę na inny szczegół. Za plecami wodza stało kilku innych wysokich drabów o szerokich barach, wszyscy z wielkimi Claymorami na plecach. Czyżby przyszli złamać zasady areny i dać upust złości po stracie krewniaków ? Saurus drgnął niespokojnie, nawet Badzum położył łapę na rembaku.
Wtem oczy Lustrijczyka wyszukały ostatnią postać. Mała dziewczynka o jasnych, skołtunionych włosach stała nieco zmieszana za długą nogą kapitana McHaddisha, trzymając go za lewą rękę.

- Kapitanie ? - spytał kompletnie zbity z tropu Loq-Kro-Gar. Albiończyk przez chwilę wpatrywał się w niego, po czym przerwał nerwową ciszę, zdumiewająco pogodnym tonem.
- Loq... widziałem what dzisiaj zrobiłeś... To wtedy... to i tak nie twoja fault, a tego marienburgian szczura w white hat! - kapitan zacisnął ogorzałą lecz silną dłoń w pięść. - To morze zabiło moich lads oraz syna, a ty również ryzykowałeś tam there na górze życie... Jeśli wydaliśmy ci się nieprzyjaźni przez te dni.... przepraszam, taka jest ludzka natura i musisz nam ją forgiven. - Albiończyk podniósł nagle głowę i spojrzał z uśmiechem w oczy jaszczura. - Uratowałeś moją córeczkę, my little Mary i znów winien ci jestem moją wdzięczność. Toteż today w nasze krajowe święto, ofiarowania przez Pradawnych Scrolls of Truth pierwszym Prawdomówcom organizujemy feast i kazałem bring najlepsze Albiońskie Whisky - pure Johnnie Walker! Zaszczytem byłoby dla nas gdybyś ty join us with your towarzysze... Co ty na to ?
Dziecko nieśmiało uśmiechnęło się do jaszczura, a Badzum podrapał po mordzie, dumając nad tym że chyba wreszcie spotkał człowieka mówiącego równie niezrozumiale (lub dobrze po orkijsku) co on.
Loq-Kro-Gar zastanowił się...
***

Pancerna pięść znów grzmotnęła klęczącego mężczyznę w rzadko zarośniętą twarz. Z rozciętego policzka i wargi prysnęła strużka krwi. Pobity człowiek zakołysał się i z pewnością by upadł, gdyby za rozciągnięte w boki ramiona nie trzymało go dwóch silnych drabów.
- Valarr, wystarczy. - cichy lecz władczy głos, przeciął powietrze jak uderzenie bicza.
Z chrzęstem metalowej rękawicy potężnej postury brodacz w wielkim płytowym pancerzu strzepał posokę z dłoni i stanął z boku na baczność. Obity nieszczęśnik splunął krwią i z trudem podniósł wzrok na swego przełożonego, który rozparty w fotelu trzymał obute nogi na biurku pełnym papierów. Czarne jak węgiel loki zafalowały pod równie czarnym kapeluszem gdy kapitan obrócił swe złote oczy na podwładnego. Pod równo przystrzyżoną bródką Von Teschenn zacmokał językiem o przednie zęby, machając jednocześnie trzymanym niedbale w ręce pistoletem obrotowym.
- Nieładnie Mark. I co ja mam teraz z tobą zrobić ? Valarr już szykował na naszego gościa narzędzia a ty pozwoliłeś mu odejść bez pożegnania. - rzekł sardonicznie kapitan "Płonącego Elektora", nie spuszczając kpiącego spojrzenia ze swego zastępcy.
- P-p-panie... on wiedział... mają moją rodzinę na celu i... nie mogłem, nie mog... stracić je obie... - Mark zakaszlał i zwiesił bezradnie głowę.
- Wiedziałeś jak się sprawy mają w tej branży. - rzucił zimno Vincent, już bez pozorów rozbawienia. - A teraz one stracą ciebie.
W kajucie kapitana rozległ się krótki huk i jedna z luf splunęła dymem. Mark padł z wrzaskiem bólu na plecy a dwaj osiłkowie cofnęli się zaskoczeni. Pierwszy oficer gorączkowo wodził wzrokiem od dziury nad biodrem do bezlitosnej, bladej maski terroru jaką stała się teraz twarz jego dowódcy.
- Panie! Litoś...
- W tej branży na litość też nie ma miejsca! - zagrzmiał kapitan. - A ty okazałeś niekompetencję i brak szacunku, zawodząc swego dowódcę dla jakiejś kurwy. Ale wiesz... to jeszcze jestem gotów ci wybaczyć, choć korci mnie by kazać wsadzić ci łeb do armaty...
Wszyscy w pomieszczeniu niemal równocześnie podnieśli brwi w zaskoczeniu. Mark kiwnął lekko krwawiącą głową i już chciał zacząć dziękować dowódcy, gdy jego bełkot uciszył trzask kolejnego strzału. Kajutę znów wypełnił wrzask oficera gdy jego kolano eksplodowało.
- Ale na zdrajców szkoda nawet wymyślać karę. - syknął krótko i błyskawicznym strzałem przeszył czaszkę podwładnego. Ciało znieruchomiało po chwili konwulsji a Vincent von Teschenn zakręcił pistoletem na palcu, dym unoszący się z trzech luf utworzył szarą obręcz. Po niemal minucie nerwowej ciszy kapitan położył broń i sięgnął po kilka kartek.
- Ludwig, Fritz wywalcie to szpiegowskie ścierwo za burtę. - Vincent odłożył papiery na stół, tuż obok butów. - Idiota myślał że jak będzie zostawiał raporty dla Księcia Mórz w lufach Piekłomiotów to ich nie znajdę... żałosne ale pomysłowe.
Wtedy zasłona przy oknie w zacienionym rogu kajuty poruszyła się i w krąg światła wkroczyła kolejna postać. Valarr drgnął i odruchowo sięgnął po ogromnego flamberga, zawieszonego na plecach.
- Spokojnie bosmanie, to przyjaciel. Na razie. Słuchaj Valarr, niestety musisz dokończyć dzieła Marka i wykończyć inkwizytora w mniej subtelny sposób. Tym razem nie pomoże mu żaden Adelhar czy ktokolwiek. Weź piętnastu ludzi i tyle broni ile możecie, nocą pójdziecie na "Waleczne Serce" i odprowadzicie Reinera do jego boga.
- Kapitanie...? A co z tymi pajacami w sukienkach, ktoś może chcieć nas zatrzymać... - mruknął Valarr.
- Sypnąłem złotym ziarnem i pewien ptaszek szepnął mi do ucha że organizują dziś ucztę, więc robotę macie ułatwioną. A... jeśli spadnie kilka rudych łbów, to nic się przecież nikomu nie stanie. Niech Fritz weźmie granaty i wplecie w kłaki te swoje absurdalne lonty... wycofując się wywoła pożar, który zamaskuje przed Księciem całe zajście. Tylko pamiętaj - żadnych świadków.
- Aye, aye mein herr! - z wyraźnym zadowoleniem w piwnych oczach, brutal zasalutował uroczyście.
- Jeszcze jedno, kapitanie! - osoba z cienie przemówiła nagle. - Ten jaszczur, on... zaczyna przejrzewać nasze plany... Jeśli dalej chcesz mojej pomocy, kapitanie musisz go wyeliminować lub odebrać mu Złote Tablice. Niebezpieczeństow że pokrzyżuje nam szyki stale rośnie.
Von Teschenn spojrzał lekko skonsternowany na postać, spokojnie czyszczącą okulary w szkłach których odbijał się blask lamp oliwnych. Po chwili odwrócił się na powrót do Valarra i westchnął.
- Słyszałeś. Jaszczurka ma zginąć na dobre, czy bierze udział w arenie czy nie. Ma w swojej kajucie cenne tablice ze złota. Przynieś mi je lub wrzuć do morza, a dostaniesz sto karlifranców premii.
Oblicze bosmana pokrył cień, który zgęstniał w szczelinach zbroi oraz na wyszczerzonych złotych zębach.
- Kapitanie... czy to oznacza więcej świadków do uciszenia ? Chłopaki się ucieszą....

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

"Wojownicy!
Nadszedł czas na rozpoczęcie ćwierćfinałów, teraz po odsianiu tych którzy przecenili swe siły a szczęście im nie sprzyjało, przyszła kolej wyłonić najlepszych. O każdej walce zostaniecie powiadomieni wcześniej, lecz wypadałoby poświęcić ten czas na ćwiczenia... "
wyrecytował Mulfgar wiszące przed nim ogłoszenie. Na skrzyni obok siedział Bothan ćmiąc fajkę ,przerwał czytanie i zaśmiał się -Ha! Rad im się zachciało! Bezpojętne człeczyny! Dawaj dalej!-

"Albowiem każda broń może zawieść albo nawet opuścić dłoń swego pana..."
Chciał mówić dalej stary krasnolud ,kiedy McArmstrong niemalże wypluł dym krzycząc -A to bezczelne! Broń krasnoluda nigdy nie zawodzi! To niemalże obraza!-
Mulfgar odparł donośnym głosem -Dasz mi dokończyć?!-

"Pozostawiając go na łasce przeciwnika, uzbrojonego jedynie w pomysłowość i umiejętności przystosowania. Ta runda będzie prawdziwym sprawdzianem umiejętności, tak dla wojownika jak i maga."
Przeczytał na głos całe obwieszczenie. Bothan rzekł -No dalej...-
Mulfgar spojrzał na niego ze zdziwieniem -Ale co dalej ,skończyłem!- ,McArmstrong parsknął -Żartujesz sobie?! No nie mów!- zerwał się i podszedł do ogłoszenia zakładając małe binokle -O w dupę! Toż to obraza! Jest wzmianka nawet o magierach ,a o inżyneirach ani słowa! Szczyt!-
-Panie Bothan! Bez przesady! Ja bym się bardziej martwił co planują te łachmyty!-
McArmstrong pogładził się po brodzie -Cokolwiek nasz Książę Jezior sobie wymyslił ,niech tylko spróbuje uszkodzić "Barona"-

[To nie groźba dla MG [-o< ;) ]


********************************

Było już późno ,łowca czarownic szybkim krokiem przemierzał korytarze "Walecznego Serca" zmierzając w stronę rozświetlonej messy ,z której unosił się dźwięk skocznej muzyki.
Wszedł do środka ,jednak mimo jego stroju nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Jedynie kilku marynarzy widocznie odeszło na drugi koniec sali ,albo odwróciło wzrok.
Reiner nie przejmując się dostrzegł w tłumie Loq-Kro-Gara siedzącego przy dużym stole i obgrzającego wielką gęś.
Inkwizytor dosiadł się do niego ,nalał sobie zupę wyglądającą na zrobioną z grzybów i zaczął jeść ,co chwilę rzucając zdanie do jaszczuroczłeka ,nie zwracając się w jego kierunku. -Sprawa załatwiona... elf śpi w lochach Mananna...- saurus wypuł sporą kość i starajac się szeptem warknął -Tak żeś go załatwił ,że żyje...-
Reiner nie okazując emocji odparł -Niemożliwe... nikt nie przeżyje wrzucony do morza z takimi ranami... prawie nikt...-
Saurus chwycił kolejną gęś -Mimo wszystko jessst dobrze... prawdopodobnie nie wstanie z łóżka do końca życia... jednak czy to była jedyna niespodzianka elfów? Skytobójca?!-

Wtedy do stołu podszedł cały czerwony marynarz z wielkim dzbanem -Jeah! Drink! Drink!- darł się i wlał rozmawiającym do szklanek "Ale". Kiedy wypili odszedł

-Oczywiście ,że nie wszystko... radzę ci posprawdzać łączenia pancerza... nie wiem z czegoś ty go zrobił ,ale dziwne ,że nie uczynili większych uszkodzeń... -
Saurus uśmiechnął się i rzekł -Dzięki... coś jeszcze?-
-Niestety... to tak ,radzę ci nie jeść żywności stąd ,załatw sobie coś od handlarzy...-
Zdziwiony Lustriańczyk milcząc pozwolił kontynuowac -Jeszcze ,oczywiście ,magią chcieli cię udupić... pewnie przez twoje medytacje mało by to dało ,ale zająłem się problemem... już dziś w nocy pewien czarownik zostanie... odsunięty... przez pewnego lokaja... to dobry wierny...

Saurus osuszył kufel piwa i przemówił -Dziękuję ci... wiedz ,że nie pochwalam twych metod ,ale trzeba wybrać mniejsze zło...-
Łowca odparł bez emocji -Uznam to za komplement... acha... jeszcze coś kombinują na arenie... zamontowali tam jakąś dziwną maszynerię... inżynier który to buduje ... po jakimś czasie rozmowy o krewnych... powiedział ,że służy to do "losowego zmieniania sposobności zawodników" ,innymi słowy chcą się wami bawić... czas na mnie- skończył wstając i prędko wychodząc z sali.

Kiedy wyszedł na korytarz usłyszał hałas inny niż głosy biesiadników ,a przez małe okienko dostrzegł łódki płynące do "Walecznego serca" ,stojący tam kusznik oddał strzał w stronę pokładu i natychmiast runął do wody majtek. Reiner próbował wbiec na górę starajać sie uciec ,kiedy drogę zastąpił mu uzbrojony w szablę wojownik ,cały chroniony był przez długą kolczugę. Starał się wymierzyć cios inkwizytorowi ,kiedy ten złapał go za rękę i wykręcajac ją zrzucił go ze schodów. Wykonując ten chwyt wbił pod żebra napastnika nóż uśmiercając go.

Łowca czarownic zaklnął i widząc ,ze nie ma szans ,bo pokładem skradając się już agresorzy na ucieczkę wrócił do ucztujących i czym prędzej udał się na drugi koniec sali ,ładując pistolet i wyciągajac zza płaszcza kuszę pistoletową.

Saurus dostrzegł to ,jednak zanim zdażył zorietnować się w sytuacji ,wybuch ogłuszył na chwilę wszystkich ,po czym w wyrwie pojawił się wielki ,okuty w zbroję brodacz -Ha! Spijaczone owce! Szukać łowcy czarownic! Ja zarżnę tą jaszczurkę!-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

ODPOWIEDZ