ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Re: ARENA ŚMIERCI NR 34 - KRÓLESTWA MANANNA

Post autor: Kubaf16 »

Duriath sprawdził puls brata. Ustabilizował się, a potem spojrzał na rany. już żadna krew nie leci. Postanowił zapakować się do łódki i opuścić "Płacz Himiko". Wziął Dermatha na ręce, zapakował do torby książkę, leki i jego ekwipunek, a potem udał się do łódeczki. Powoli wiosłując w stronę "Gargantuana" zauważył kilka łódeczek płynących w stronę "Walecznego Serca".
W tym samym momencie assasyn ocknął się, odkaszlnął i próbował usiąść. Nie mógł, z powodu ran.

- Leż spokojnie- powiedział Duriath do brata.
-hmmm....-
-Jakbyś chciał wiedzieć, grupka łódek z ludźmi uzbrojonymi po zęby zmierza w kierunku statku inkwizytora. Chętnie bym się zamienił z jednym z tych ludzi, mam ochotę rozerwać Reinera na strzępy.-

Przez chwilę płynęli w zupełnej ciszy. Po chwili Dermatch powiedział do Duriatha:

-Dzięki Ci wielkie. I nigdy więcej nie będę jadł niczego z solą.- A potem usnął.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Niezła akcja się szykuje :) . Dzisiaj jednak idę na imprezę- dopiero jutro coś napiszę- jakość przede wszytskim :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Deliere level up!
Za wygraną walkę wybieram umiejętność: sprawny kontratak]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

- Wejść !
Kurt wślizgnął się do kajuty Gerharda, zamykając za soba drzwi na rygiel. Jego przywódca siedział przy ciężkim, dębowym biurku zasłanym papierami wszelkiej maści. Strażnik zauważył między nimi różne mapy Imperium i okolic, z uwzględnieniem najważniejszych traktów , twierdz i innych punktów obronnych.
- Masz dla mnie jakieś wieści ? – Eirenstern obrócił się na na zmyślnym, tileańskim krześle, mierząc swego podwładnego spojrzeniem swych stalowoniebieskich oczu.
- Standartowy raport, panie. Werbunek nowych członków kultu idzie sprawnie, jak na razie nie napotkaliśmy żadnych problemów ze strony inkwizytora czy... tego drugiego.
Gerhard kiwnął głową na znak, że rozumie. Już wcześniej zadecydował, że nie powie reszcie kultystów prawdy o śmierci Heika. Fakt, że za jego makabrycznym zgonem stoi trzymetrowy jaszczur mógłby nieco podkopać morale zespołu. Co więcej, Loq-Kro-Gar był uczestników Areny, więc był teoretycznie nietykalny. Uczynienie mu jakiejkolwiek krzywdy spotkałoby się z gniewem Księcia Mórz i niechybną egzekucją. Tak więc, w obliczu ewentualnego starcia kultyści byliby postawieni w beznadziejnej sytuacji, w której nawet zwycięstwo nad przeciwnikiem oznaczałoby śmierć.
Dlatego też mądrzej było zachować w tajemnicy zaangażowanie jaszczura w sprawy kultu.
- Coś jeszcze ? – Eirenstern wstał z krzesła i podszedł do stoliczka pod ścianą, na którym stała butelka wina i kolekcja kielichów różnych kształtów i rozmiarów. Wziął butelkę, odkorkował ją i nalał sobie pełne naczynie szkarłatnego trunku. Wino wprawdzie nie należało do najwytrawniejszych, ale Gerharda niewiele to obchodziło.
- Owszem - Odpowiedział Kurt, oblizując spierzchnięte wargi na widok lejącego się alkoholu – Słyszy się ostatnio bardzo dziwne rzeczy na wszystkich okrętach floty. To znaczy, dziwniejsze niż zwykle.
- To znaczy ? – Gerhard uniósł pytająco brwi.
- Z tego co wiem, to ostatnimi czasy po różnych statkach kręciły się bardzo dziwne persony. Wręczały marynarzom złoto, polecając im, żeby w razie „potrzeby” zdradzili Księcia Mórz i wspomogli elfy na „Języczku Lileath”. Z tego, co wiem, to bardzo wielu z nich przyjęło te propozycję.
- Któryś z naszych też ?
- Oczywiście że tak ! - wyznał Kurt z rozbrajającą szczerością – Ostatnio płacą nam kiepsko, więc zawsze lepiej mieć kilka sztuk złota więcej w kieszeni.
Gerhard spojrzał strażnikowi w oczy.
- Rzecz jasna, nie macie zamiaru spełniać prośby tych tajemniczych... darczyńców, prawda ?
- Nie, panie, skądże. Jesteśmy wierni Karmazynowej Czaszce !
- To właśnie chciałem usłyszeć – Eirenstern zaczął przechadzać się po kajucie z założonymi rękoma, jak to ostatnio miał w zwyczaju – To zasite interesujące wieści, Kurcie. Wygląda na to, że elfy knują coś naprawdę dużego. Ten durny Książę Jezior pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że siedzi na beczce prochu. Założę się, że ta cała flota trzyma się razem tylko i wyłącznie dzięki szantażom i pustym obietnicom bogactwa. Nawet prości marynarze to widzą, biorąc łapówki od jakichś dziwnych typów. Niedługo cały ten burdel pogrąży się w chaosie. I wiesz co wtedy, Kurt ?
- Eeee... Niezbyt, panie.
- Wtedy uderzymy. Kiedy sojusznicy zerwą więźi przyjaźni, kiedy marynarze porzucą lojalność na rzecz złota, kiedy drobne frakcje będą walczyć między sobą... Karmazynowa Czaszka wyjdzie z cienia niczym żelazna, zaciśnięta pięść, która zmiażdży wrogów Khorna na krwawą miazgę !
Gerhard dopił resztkę wina i rozbił kielich o podłogę. W jego oczach płonęła niezdrowa determinacja.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść !
Do kajuty wparował jeden z najnowszych nabytków kutly, młody strażnik imieniem Wolfgang.
- Panie, przynoszę ważne wieści ! Na „Walecznym Sercu” trwa bitwa !
- Co takiego ?! – Eirenstern zbliżył się do posłańca i złapał go za kołnierz bufiastej koszuli – Skąd masz te informacje.
- J-ja słyszałem je od Grubego Anzelma, który koleguje się magazynierem Rotgierem, który sprzedał na lewo jedzenie ze spiżarni samego Księcia Mórz jakiemuś albończykowi z „Walecznego...”, który twierdził, że teraz mają tam jakąś imprezę, i że wpadł tam jaszczur i jakiś gość w trenczu i kapeluszu, co nie chciał z nikim pić i że...
- Co powiedziałeś ?! – Gerhard potrząsnął zdezorientowanym kultystą – Inkwizytor też tam jest ?
- Nie wiem, czy to jakiś akwizytor, tylko powtarzam to, co słyszałem !
- A z kim walczą, hę ? Kto zaatakował okręt albiończyków ?!
- Nie wiem ! Przyrzekam !
Eirenstern puścił chłystka i i natychmiast podszedł do swojej zbrojowni. Założył pas z mieczami i pistoletami, po czym wymownie spojrzał na Kurta.
- Panie ? Co robisz ?
- To, mój drogi Kurcie, jest próbka naszego wielkiego planu. Na tej barce pełnej pijanych rudzielców znajduje się jednocześnie saurus, inkwizytor i banda jakichś tajemniczych najeźdźców. Żeby było śmieszniej, wszyscy oni tłuką się ze sobą. Myślę, że wbijemy się im na imprezę...
- Ale po co ?! – Kurt, jak zwykle, miał problemy z nadążeniem za tokiem myślowym swego lidera – Przecież i tak nie możemy zabić jaszczura. I na dodatek jest nas za mało, żeby pokonać cały statek pełen wojowników, nawet przy twoich nadludzkich zdolnościach...
- Dlatego poczekamy, aż tamci się wybiją nawzajem. Potem wpadniemy tam korzystając zamieszania, zarżniemy tego cholernego inkwizytora, trochę obijemy Loq-Kro-Gara i wrócimy tutaj, zanim ktokolwiek zdąży się połapać, co się właśnie stało. Zwołaj kilku chłopaków i zorganizuj jakąś łódź. Spotykamy się za piętnaście minut przy wschodniej burcie. Dziś płyniemy na łowy.. Aha, i lepiej zdejmijcie wasze mundury, Książę Mórz naprawdę nie musi wiedzieć o waszej przynależności do kultu.
Kurt czym prędzej pobiegł wykonać rozkazy. Gerhard tymczasem założył gruby płaszcz z kapturem i wyszedł na zewnątrz. Faktycznie, nawet z takiej odległości dało się usłyszeć jakiś tumult na „Walecznym Sercu”. Chłystek mówił prawdę.
Eirenstern położył dłonie na rękojeściach swych gladiusów. Ten cholerny Łowca Czarownic już mu się nie wywinie.

[ Nie mogłem nie uczestniczyć w tym evencie :wink: ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Loq-Kro-Gar dźwignął się z ziemi trzymając się za głowę. Silny wybuch wstrząsnął pokładem, ogłuszając ucztujących, a sam gad oberwał czymś w głowę. W uszach mu huczało, lecz nie odniósł na szczęście innych obrażeń. Nim jednak słuch wrócił do normy, salę bankietową zalała grupa napastników. Saurus nie miał pojęcia czego oni chcą. I w ogóle go to nie obchodziło.
Jeden z atakujących przebiegł obok z okrzykiem na ustach. Loq-Kro-Gar chwycił go jedną ręką za gardło, wyniósł wysoko nad głowę i cisnął na deski. Ci, co stali blisko usłyszeli trzask żeber. Nie spoglądając w dół na jęczącego, gad uczynił krok do przodu i bezceremonialnie zmiażdżył mu nogą głowę.
Chwilę potem zaatakował go wrzeszczący brodacz w zbroi płytowej, wywijając przy tym dwuręcznym młotem. Saurus ledwo uchylił się przed poziomym uderzeniem obucha, po czym odskoczył, gdy Valarr wykorzystując prędkość obrotową z całej siły uderzył z góry, krusząc deski pokładu. Przez myśl przeszło mu, że nie powinien opuszczać kajuty bez broni czy zbroi. Teraz jednak nie była pora na refleksje. Loq-Kro-Gar uniknął kolejnego ciosu i ciął pazurami z doskoku. Ciężki pancerz zgrzytnął, szpony zarysowały go głęboko, lecz brodaczowi nie uczyniło to krzywdy. Valarr wyszczerzył swoje złote zęby i trzasnął gada trzonkiem swej broni. Łeb jaszczura odskoczył na bok, kilka kropel krwi poleciało na pokład. Lustrijczyk cofnął się nieco poza zasięg ciosu przeciwnika i zaczął krążyć wokół niego, niczym drapieżnik wokół dużego zwierza. Choć świadomy trwającej dookoła walki, gdyż kapitan McHaddish skrzyknął swych podpitych nieco marynarzy, którzy teraz długimi claymorami studzili zapędy atakujących, to zmysły i uwaga skupione były na brodaczu o złotym uzębieniu. Valarr natarł, zawirowawszy swym wielkim młotem nad głową i uderzył z ukosa, chcąc połamać gadowi żebra. Loq-Kro-Gar warknął i ruszył po łuku, schodząc z toru ciosu i machnął łapą. Metal zgrzytnął ponownie, lecz atak jaszczura miał podobny efekt do poprzedniego. Delikatna mgiełka cienia uniosła się z pancerza. Brodacz zaśmiał się gardłowo.
-Nie uczysz się zbyt szybko, co? -zakpił.
-Och, uczę się całkiem sparawnie ciepłokrwisty. -odparł saurus i skoczył na przeciwnika. Oprych szykował się na kolejny atak, lecz Loq-Kro-Gar zmienił taktykę. Uderzył pięścią w bok przeciwnika. Valarr musiał to odczuć, bo skrzywił się mocno. Zaklął i spróbował sięgnąć saurusa swym młotem, jaszczur jednak był szybszy. Skracał systans, zadawał jeden-dwa ciosy pięścią i z powrotem odskakiwał. Uderzył ogonem, po czym poprawił pięścią z wyskoku. Brodacz uczynił kilka kroków do tyłu zamroczony. Szybko jednak doszedł do siebie.
-Heh, to jednak dobra walka. -uśmiechnął się- bałem się, że padniesz szybko. Wezmę twoją głowę, a z twojego ogona zrobię sobie pas!
-Wielu próbowało, wszyscy sssskończyli jak minotaur. Wkrótce do nich dołączysz. -syknął Loq-Kro-Gar
Valarr splunął i zaatakował z nowymi siłami. Saurus mógłby nawet przysiąc, że walczył zajadlej, niż na początku walki. Ciosy młota nabrały szybkości, a gad nie był w stanie uniknąć ich wszystkich. Brodacz pchnął młotem jak włócznią, zakręcił się i uderzył z pełnego obrotu. Pod ciosami oprycha Loq-Kro-Gar zachwiał się, ledwo utrzymał się na nogach. Valarr poprawił uderzeniem w goleń i kolanem powalił gada. Loq-Kro-Gar usiłował odtoczył się w ostatniej chwili, młot wgryzł się w deski tuż obok jego głowy. Zerwał się i uderzył oburącz z dołu, lecz brodacz zdołał zastawić się. Siła ciosu niemal wyrwała mu broń z rąk. Saurus nie czekał na kontrę, uderzył barkiem przeciwnika, powalając go i jął okładać z góry. Pancerna garda brodacza była całkiem szczelna i niewiele ciosów dochodziło do jego głowy, wiedział jednak, że to tylko kwestia czasu, aż rozszalały gad rozsmaruje go po deskach.
Nagle niczym rybak łowi ryby, jeden z walczących zarzucił sieć za Loq-Kro-Gara, próbując go następnie przebić włócznią. Gad był zmuszony porzucić swoją zdobycz, szarpiąc się z grubymi, konopnymi linami. W końcu włókna nie wytrzymały jaszczurzego gniewu i rozpadły się rozerwane na strzępy. Loq-Kro-Gar rozejrzał się. Valarr już był na nogach, otoczony kordonem swych ludzi, dzierżący miecze, pałki, wekiery, bosaki i inną broń. Jaszczur warknął, szykując się do ataku.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Lorthan patrzył się przez lunetę na "Waleczne Serce", i oglądał wszystko, co się działo na pokładzie. Nie zauważył podpływającego Duriatha który zaraz zaczął do niego krzyczeć:

-Lorthan! Lorthan!! Lorthan!!!-
-Czego?-
-Spuść drabinę!-

Spuścił drabinę, i pomógł wygramolić się Duriathowi z wygramolić się na pokład. Lorthan, Duriath i Dermath byli taką rodzinną paczką, ponieważ Duriath z Dermathem byli dla siebie braćmi, i oboje byli kuzynami Lorthana, korsarza.
Zanieśli brata bądź kuzyna do wspólnej kajuty, położyli na łóżku, a potem Lorthan został w kajucie żeby czuwać nad bratem.

-Duriath! Poczekaj jeszcze.-
-Tak?-
-Na pokładzie "Walecznego Serca" napiernicza się kilku zbrojnych, Saurus i Inkwizytor. Płyń pomścić rany kuzynka, zostanę tu znim.-
-Widziałem. Zastanawiałem się czy płynąć.-
-Płyń. I jeszcze jedno: NIE ZABIJ jaszczura, bo zostaniesz wykluczony.-
-Dobra.-

Ubrał zbroję, pożyczył lunetkę Lorthana wziął Draicha i wyszedł na pokład "Gargantuana". Rozejrzał się, i zobaczył kilku kultystów i tego ich Lidera, wyraźnie czekających aż Ci na statku wybiją się nawzajem.

-Wy płyniecie na "Waleczne"?
-Tak, a co? Biorę inkwizytora.-
Duriath zaklął po elficku i odparł:
-Nie zabij mnie i zostaw gości dla mnie.-
-Postaram się.-

Po czym udał się oddać lornetkę kuzynowi, wziął proszek i sztylety brata, i poszedł przygotować łódkę.
Zapowiadała się mała bitwa.

[Jestem szczerze ciekawy czy ktoś inny niż ja i Chomikozo dołączy do tej walki :))
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

Nie zauważona przez nikogo łódeczka przybiła do drugiej burty "Walecznego Serca". Marynarze spuścili drabinkę, po której wdrapała się para staruszków. Ubrani w słomkowe kapelusze i koszule wyszywane w kolorowe kwiaty rozprawiali gorączkowo nad wspomnieniami z mijanych ciepłych krajów.
- To niezwykle uprzejmie ze strony pana Władcy Mórz, że pozwolił nam na te małe wakacje - zaszczebiotała Babcia Ramirez do wpatrującego się w jej strój majtka. - Inni zawodnicy są w gorącej wodzie kąpani i nie chcą czekać na swoją kolej, tylko ciągle walczą. Czasem przez ten hałas i bijatyki nie można było pospacerować.

Stary Antonio pokiwał głową rozkojarzony i zmarszczył brwi. Jego słuch, którego upływ lat nie zdążył jeszcze przytępić bezbłędnie wyłowił spośród szumu wody i skrzypienia lin odgłosy następnej bójki.

- Kochanie, może pójdziesz się rozpakować? - Pocałował żonę w policzek. - Ty i ty. Weźcie bagaże - dodał władczym tonem, wskazując nabliżej stojących marynarzy. Ja pójdę... Pójdę zaanonsować, że przybyliśmy.

Mistrz Ramirez powoli podszedł do najbliższego narożnika, a potem minąwszy go puścił się biegiem. Wszędzie rozpoznałby gardłowy warkot Loq-Kro-Gara. Po kilku chwilach wybiegł zza zakrętu w samą porę, żeby zdążyć ujrzeć jak jaszczur rozrywa sieć i gramoli się z ziemi otoczony wianuszkiem ludzi uzbrojonych w bosaki.

- Posłuchajcie, dobrzy ludzie - zaczął Estalijczyk. - Może tak byście zostawili tego człowie... Tego jaszczuroczłowieka w spokoju? Wracam z wakacji i co zastaję na swoim statku? Bandę oprychów prześladujących mojego zębatego przyjaciela. I dlaczego? Tylko dlatego, że jest od was większy, mądrzejszy i ma łuski.

Stojący wokół zaniemówili na chwilę, opuszczając broń. Nawet Loq-Kro-Gar miał zaskoczony wyraz paszczy. Po chwili ktoś parsknął śmiechem.
- Spieprzaj, dziadku! - rzucił ktoś z rozbawieniem.

Staruszek podniósł brew i dobył szpady.
- Ja jestem Mistrz Antonio Ramirez - powiedział, uchylając słomkowego kapelusza. Uwolnione włosy zatrzepotały srebrzystą grzywą. - I nikt nie będzie zwracał się do mnie pomijając tytuł. A teraz odwróćcie się i odejdźcie, zanim stanę u boku jaszczura i wspólnie rozniesiemy was na strzępy.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Mistrz powrócił!!! :D :D :D ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Naviedzony
Wielki Nieczysty Spamer
Posty: 6354

Post autor: Naviedzony »

[Right in time. ;) ]

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Ja poczekam i popłynę z Gerhardem ,a mój Draich zakosztuje krwi :)]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Oprychy gruchnęły śmiechem.
-Co ten dziadyga sobie myśli? -zakpił jeden z nich.
-Starość mu zmysły przytępiła. -dodał drugi.
-Niespełna rozumu. -wtrącił inny.
-Za dużo na słońcu przebywał. Pogrzało go.
-Dobra kamraci, dość tych krotochwili. Zabijemy dziadygę, a potem gada. Naprzód! -przerwał dysputy Valarr.

Stary mistrz przyjął pozycję en garde, a saurus przygarbił się nieco, jak do skoku.
-Gotów? -spytał Loq-Kro-Gar
-Jak nigdy. -uśmiechnął się Antonio Ramirez.
Gdy tylko atakujący zbliżyli się, Estalijczyk rozpoczął swój taniec. Szpada migała w powietrzu z nadludzką szybkością, znacząc wszystkich wokół swymi krwawymi pocałunkami. Saurus ryknął. Dobrze było mieć Antonia u boku. Ruszył przez grupę ludzi, rozrzucając ich jak szmaciane lalki, siekąc pazurami, łamiąc karki i krusząc ich słabe ciała. Wielkimi pięciami rozdawał ciosy na prawo i lewo, usiłując przebić się do Valarra.
Ostatnio zmieniony 2 paź 2013, o 13:57 przez Byqu, łącznie zmieniany 2 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Duriath zwrócił się do Gerharda:

-Patrz! Mistrz szpady walczy z jaszczurem!- wskazał palcem Antonia.
-Widzę.- Odparł Gerhard. -Co znacząco utrudnia nam ukatrupienie tego inkwizytora.-
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[http://www.youtube.com/watch?v=FncaL7CKspI]

Inkwizytor pobiegł na drugi koniec sali ,jak najdalej od wejścia. Po chwili banda uzbrojonych agresorów wpadła do sali i rozpoczęła się rzeź.
Ci z Albiończyków ,którzy zdążyli chwycić za swe toporki i claymory mimo promili stanęli ,aby dzielnie odpierać najeźdzców. Szczególną bitnością wykazywał się kapitan ,który stanął na stole i dekapitując wrogów zaczał śpiewać rodową pieśń.

Inkwizytor przywarł od okna i zaklnął widząc płynącą w stronę statku łódz pełną wojowników z Gerhardem na czele.
-Cholera! I ta cała pieprzona bitwa przeze mnie! Magnus był by zły! Szkoda ,że go tu nie ma.... ( :evil: ) - warknął do siebie po czym odrwócił się kiedy jakiś brodacz z toporem wrzasnął -Zarżnijcie kapelusznika!!!- od razu po tych słowach rozległ się głośny huk i mała ołowiana kula wbiła się w czoło wojownika uśmiercajac go.
-Cholera...- pomyślał wywracając stół przed siebie ,kiedy czterech kuczników wystrzeliło w jego stronę. Ledwo udało mu sie schować kiedy wielu agresorów porzucając swe walki pobiegło w jego stronę.
-Nigdy! Poganie!- warknął i wyciągnął zza pleców dwie kusze pistoletowe i zaczał prędko ,ale niezwykle celnie ostrzeliwać nacierających. Jednak zatrzymał tylko kilku ,a reszta nadal na niego pędziła.
-Chodźcie! Chcę waszych dusz!!! Chroń Sigmarze!- krzyknął wyciagajac rapier i wyszarpujac ze stoliak obok toporek.


[Miała być szybka operacja uśmiercenia inkwizytora ,a robi się pokaźna potyczka :D ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Duriath płynie łódką za Gerhardem dla ścisłości]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[ Wybacz Kubaf16, ale już napisałem całego posta zanim sprecyzowałeś pozycję Duriatha, więc trochę zmieniłem bieg wydarzeń. Ale spoko, atakujemy razem :wink: ]

- Dobra, pamiętajcie, że naszym priorytetem jest zabicie tego chędożonego inkwizytora. Skoncentrujcie się na nim ! Co oczywiście wcale nie oznacza, że nie macie walczyć z całą resztą tej hołoty.
Mężczyźni zgromadzeni na barce desantowej pokiwali głowami. Gerhard, stojąc na dziobie łodzi, nie mógł nie zauważyć kilkunastu innych, które otaczały "Waleczne Serce" niczym stado szczurów.
- Cholera jasna, ilu ich tam przypłynęło ? - Kurt wychylił się zza pleców swego pana, lustrując ich cel.
- Niedostatecznie dużo, ze by nas zatrzymać. Przygotujcie liny z hakami !
Czterech kultystów sięgnęło po grube, okrętowe liny zakończone metalowymi zadziorami, notabene te same, których użyto przy abordażu na statki piratów kilka tygodni wcześniej. Barka khornitów, poruszana siłą mięśni kilku wioślarzy, zbliżyła się do wianuszka innych łodzi, ciasno otaczających statek.
- Cholera, możemy się nie dopchać do burty - Jeden z muszkieterów wyraził swoje obawy.
- Bzdura - Gerhard machnął ręką - Cała na przód ! Staranować te żałosne tratewki !
Wioślarze, zamiast zwolnić, podwoili swe wysiłki. Ciężka barka pełna kultystów przebiła się przez mniejsze łódki, rozwalając niektóre na drzazgi, po czym z pełną prędkością przygrzmociła w burtę "Walecznego Serca". Gerhard, będąc jedyną stojącą osobą na łodzi, cudem utrzymał równowagę.
- LINY ! - Wrzasnął.
- Chyba nie będą potrzebne - Kurt wskazał liczne sznury i drabinki zwisające z burty okrętu.
Eirenstern wzruszył ramionami i jako pierwszy zaczął wdrapywać się na pokład. Po kilkunastu sekundach intensywnego wysiłku fizycznego, znalazł się na samej górze. Jeszcze jedno podciągnięcie i...
Stanął twarzą w twarz z ze zbrojnym, którego najeźdźcy zostawili na straży.
- Co ty... - Zaczął, ale nie skończył zdania, bowiem złocisty gladius błyskawicznie wydobyty przez Gerharda rozdział mu gardło.
Gdy wartownik wykrwawiał się na śmierć, reszta oddziału Eirensterna dołączyła do swego dowódcy.
- Dobra, teraz musimy uważać - Czempion Khorna dobył drugiego miecza i zwrócił się do swych ludzi - Zakradniemy się do wejścia i ogarniemy sytuację. Wchodzimy, kiedy tamci w środku wybiją się nawzajem.
- Patrz! Mistrz szpady walczy z jaszczurem!
Gerhard drgnął zaskoczony i obrócił się się z bronią gotową do ciosu. Ku swemu najszczerszemu zdziwieniu, ujrzał Duriatha w pełnym rynsztunku.
- Co ty tu kurwa robisz ? O mało nie obciąłem ci łba !
- Przybyłem tu po głowę inkwizytora ! Skurwysyn zasłużył na śmierć.
Gerhard spojrzał wymownie na Kurta. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Jakkolwiek nie gardziłbym twoją rasą, razem mamy większe szanse powodzenia. Tylko nie próbuj żadnych sztuczek. Mamy cię na oku...

[ Opis ataku wieczorkiem ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Ludwig wpatrując się w gablotę z ostrzami, zastanawiał się nad minionymi wydarzeniami. Wygrał walkę, przeszedł do następnej rundy, a później? Zamknął się z Anną i młodym Ramirezem w jakiejś komnacie, którą polecił im jeden z kapitanów. Była przestronna, wypełniona dziwną energią, być może polecona przez tą samą osobę, od której otrzymał naszyjnik. Po zwycięstwie czuł się silny, silniejszy niż zwykle. Miewał też coś w rodzaju snów. Długie wizje wydarzeń, których nie potrafił zrozumieć. Widział śmierć swojego dawnego mistrza, starych przyjaciół, a także wielu nieznanych mu osób. Potrzebował odpowiedzi. Tylko, od kogo je wydobyć? Ludwig potrzebował spokoju. Chciał zniknąć i udało mu się to. Od dawna nie widział go nikt. Niektórzy musieli nawet zapomnieć o jego istnieniu. Jego życzenie ziściło się dzięki wielkiemu pomieszczeniu, w którym się znajdował.
Godziny spędzone na medytacji pozwoliły odkryć w sobie nową moc, jednak nie dawały odpowiedzi. Liczne treningi, które odbywał przynosiły korzyści nie tylko jemu, ale również młodemu wampirowi. Razem z Anną nauczyli go wykorzystywać nadludzkie warunki ,tak aby stał się godnym partnerem do ćwiczeń. Antonio widział w nich istoty wręcz idealne. Omamiony specyficzną aurą nie zdawał sobie sprawy, że stał się zwykłym niewolnikiem.

Dni mijały, aż w końcu rozległo się stukanie do drzwi. To był ktoś z załogi statku, na którym wyruszył w podróż.
-Już czas – powiedział obcy – Musicie wyjść. Niedługo walka.
Wampir nagrodził młodego sługę jedynie przelotnym spojrzeniem, po czym wymownym gestem nakazał natychmiastowe wyjście.
-Idź napoić wierzchowca. – powiedział do młodego wampira Ludwig. – Nadszedł czas powrócić do żywych.
Tak, właśnie na środku pomieszczenia, w którym trwał zażarty bój, powoli otworzyła się klapa ukryta w podłodze, a z niej wynurzyły się 3 postacie.
-Prymitywy – westchnął Ludwig, ubrany w swą wypolerowaną do połysku zbroję. Po czym chwycił pierwszego lepszego z walczących i przyciągnął do siebie.
-Powiedź mi kto z kim tutaj walczy. – Zaskoczony człowiek próbował coś powiedzieć, ale cieżka rękawica na szyi zacisnęła się zbyt mocno. Śmierć pojmanego nie wzruszyła Ludwigiem, bo oto zauważył inkwizytora. Troje wampirów już wiedziało , kto spowodował to zamieszanie i kogo należy ukarać.

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[ Yay mamy prawie 75% ludzi aktywnych :) ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Loq-Kro-Gar odbił berdysz skierowany w niego, po czym chlasnął pazurami po gardle mężczyzny, który z bulgotem osunął się na ziemię. Nie było miejsca na uniki, tłum był zbyt gęsty, ale saurus sobie radził. Jego gruba łuska wytrzymywała sporą ilość ciosów, a sprawne bloki zatrzymywały co groźniejsze razy. Antonio również sobie radził, dając prawdziwy popis szermierczej sprawności, parując ataki raz za razem. Dwójka towarzyszy osłaniała się wzajemnie- wielki gad przyjmował ciosy na siebie, zaś Estalijczyk wyprowadzał kontrę, utaczając przeciwnikowi krwi. Jaszczur pozbawiony broni był zmuszony walczyć przy pomocy kłów, pazurów i nadludzkiej siły. Na szczęście mistrz szpady nawykły był do wojennych trudów i widoków, więc nie mierziło go, gdy Loq-Kro-Gar odgryzał wrogom głowy. No i mam swój trening przed walką.pomyślał Lustrijczyk.
Jednak co innego go niepokoiło. Od pewnego czasu nie mógł odszukać Valarra. Człowiek, który jeszcze niedawno za wszelką cenę usiłował pozbawić jaszczura życia nagle ulotnił się, niczym kamfora.
Kolejny przeciwnik padł z wyrwanym kręgosłupem, który został wyciągnięty jak z wędzonej ryby. Inni leżeli martwi, z rozerwanymi klatkami piersiowymi, rozprutymi gardłami, odgryzionymi głowami, czy po prostu zmiażdżeni potworną siłą weterana blizn. Taki widok zdruzgotał morale przeciwników, którzy poczęli się cofać. Najwyraźniej usiłowali wycofać się w kierunku łodzi, jednak nie wiedzieli o zagrożeniu czającemu się z tyłu.
-WAAAAAAAAAAAAGH!!!
Badzum spadł na oprychów jak grom z jasnego nieba. Uzbrojony po zęby ork czuł się w wirze bitwy jak ryba w wodzie, w dodatku nie mógł się oprzeć okazji walki ramię w ramię z jedyną osobą, którą lubił- Loq-Kro-Garem.
Wzięci w kleszcze napastnicy ulegli szybko, padając przekłuci szpadą, rozerwani przez gadzią furię, lub od jednej z licznych broni z arsenału Badzuma.
Na widok zielonoskórego Ramire ujął mocniej rękojeść szpady, lecz saurus uspokoił go gestem.
-Spokojnie przyjacielu. Ten oto tu ork jest po naszej stronie i nie znosi Chaosu i nieumarłych. -wyjaśnił jaszczur- prawda Badzum?
-Ja Badzum! Ja niekochać chałasowych chopakuff, niekochać trupiaki!. Ja bić siem razem z jaszczur, my som kumple! -wyszczerzył się czarny ork.
-Kumple? -Antonio uniósł brwi w geście bezgranicznego zdzwienia.
-To skomplikowane. -zakończył temat saurus. -Tu jeż jest spokojnie, jednak zewsząd słychać odgłosy walki. Nie ma co stać bezczynnie. Ponadto musimy znaleźć brodacza w czarnej, płytowej zbroi. Myślę, że on dowodzi tymi ludźmi.
-Kto mógł ich wysłać? -zastanowił się Antonio Ramirez.
-Nie wiem, ale mam zamiar się dowiedzieć. Za mną! -odpowiedział mu Loq-Kro-Gar.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

-Zanim!!!- Zawtórował orkowy Herszt i ruszył, zupełnie nie trzymając się szyku - naprzód niczym wielka stalowa strzała. Tam była walka, tam byli ludzie, którzy chcieli go zabić, chcieli zabić też wszystkich jego przeciwników i jego jedynego kumpla wśród nich. Było to coś z czym nie mógł się godzić, coś co podsycało tylko jego furię, rozrywając wręcz telepatycznie jego przeciwników - słabych niczym gobliny.

Napotkał ich gdy tylko, jako pierwszy, wybiegł na pokład. Przerażone okrzyki pierwszych adwersarzy zostały skwitowane szerokim cięciem Rembaka. Pierwsze cięcie, a ścięło trzy głowy naraz. -Juhuuuuu!!!- wrzasnął z uciechy, gdyż było to jego marzenie odkąd był jeszcze podrostkiem. Kolejne głowy padały na ziemię, kolejne kręgosłupy rozszczepiały się wpół w komicznej pantomimie, kolejne kończyny lądowały za burtą. Loq prawie dotrzymywał mu tempa, a Estalijczyk - nieco z tyłu - mordował wrogów z najwyższą gracją, pozostawiając tylko tyle ran ile było konieczne.

Wtem przed nimi uformowała się linia - blisko stu oprychów dzierżących łuki, a za nimi ich dowódca, opancerzony brodacz....

-WAAAAAAAAAGHHHHHH!!!!!!!-
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Kiedy wchodzimy? :)]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

ODPOWIEDZ