ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Matis »

[i halucynacje z niedożywienia :D ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Matis, znajdź se zimnioka a nie pal karczm, bo przestaję wierzyć w normalność Kiliana 2.0 :| ]

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Menthus zapisał się i powoli zaczął wracać pod główną bramę, gdzie miał nadzieję spotkać Iskrę. Gdy przemierzał ulicę nagle, rozległ się potężny huk.
Smoczy Mag zaklął. Nie jest żadną tajemnicą iż na Arenie często dochodziło do bójek i podpaleń. Ale żeby wysadzić karczmę w ciągu godziny?!
Wtem ujrzał nadchodzącą Aenwyrhies. Wyglądała okropnie.

Jej twarz brudna była od sadzy, z nosa ciekł strumyczek krwi, zaś włosy ładnie wcześniej ułożone były teraz potargane.
-Co ty zrobiłaś?!-krzyknął zaskoczony jej wyglądem.
-Wysadziłam karczmę-przyznałą się.
-Co jak?!
-Zaatakował mnie jakiś krasnolud, wpadłam w szał, zaczęłam miotać pociski, wtedy ktoś wrzucił zapałkę przez okno ale zgasła w locie, a ja ją musnęłam płomiennym grotem gdy już leżała na podłodze i zapaliły się od niej bomby, zaczęłam uciekać ale jak widać nie zwiałam dość daleko...
-Znalazłaś jakąś karczmę z noclegiem?
-Nie mistrzu-rzekła niezadowolona tym iż nie udało wypełnić się jej powierzonego zadania.
-Ehh. Chodźmy, słyszałem o jednej na ulicy mówili że jest bardzo ekskluzywna jak na tutejsze standardy, nazywała się chyba ,,Nowy Narakort".

Gdy Iskra weszła do swojego pokoju, skrzywiła się z niesmakiem. Choć zapewnioną ją iż będzie to najlepszy pokój w całej gospodzie, była lekko zawiedziona standardem. Potężne łoże choć wykonane ładnie, było pozbawione wszelkich zdobień, kołdra choć wykonana z futer wilków nie była tak miękka jak aksamity pod którymi spała w Białej Wieży. Brakowało jednak jakiejkolwiek łazienki, zaś za zasłoną odkryła jednie balie z wodą, służącą najwyraźniej do celów higienicznych. Faktem było iż na dole znajdował się także łaźnia, ale po samym zapachu miasta i ludzi w nim przebywających elfka wiedziała iż nie dorównuje on słynnym łaźnią w Tor Elyr. Zjadła sute śniadanie, składający się z paru przystawek (pieczywa czosnkowego, winniczków w sosie grzybowym) dania głównego którym był nadzwyczaj wypieczony dzik i popiła białym winem z Lothern, które ludzie zaimportowali ze stolicy Ulthuanu. Z jakości posiłku byłą bardzo zadowolona, choć nie aż tak lekki i smaczny jak dania elfów, miał w sobie pewną hmm... prostotę która akurat jej odpowiadała. Po całym dniu i wielogodzinnym locie, czuła się zmęczona więc od razu po późnym śniadaniu poszła spać.

Szybowała na grzbiecie krwistoczerwonego smoka, ponad maszerującą armią. Nagle zagrzmiały rogi i wtem ujrzała maszerująca na przeciwko hordy chaosu. Ognista Bestia z rykiem zanurkował, z jego paszczy buchnęła pożoga, wsparła ich siłę własnymi ognistymi pociskami i wkrótce niezdyscyplinowane szeregi barbarzyńców z północy przykryło morze ognia. Krzyknęła triumfalnie, wzniosła Płomień który zaświecił czerwonym blaskiem, zaś po klindze przebiegły delikatne płomyczki. Zanurkowali, wryli się tratując wszystko na swojej drodze. Potężne cielsko Smoka roztrącało sługów mrocznych bogów, depcząc ich plugawe ciała. Wtem naprzeciw nich stanął wielki wój zakuty w czarną zbroję. Zaatakowali, lecz on okazał się godnym przeciwnikiem. I gdy miecz Iskry zagłębił się w jego ciele ostatkiem sił rozciął tętnice smoka. Bitwa była wygrana, lecz jej towarzysz poległ. Zdołała jedynie przez łzy zapytać się go:
-Jak się nazywasz?
A wtem w jej umyśle rozległ się ciepły i głęboki głos:
-Jestem Calahirilius i czekam na przebudzenie...

Obudziła się gdy już zmierzchało. A raczej została obudzona. Menthus energicznie potrząsnął jej ramieniem, a gdy tylko otworzyła oczy, wyjaśnił:
-Ubierz się w jakieś odświętne szaty, za parę godzin idziemy na ucztę powitalną na naszą cześć która zacznie się o północy.
-Już.-rzekła rozespana. Miała taki piękny i równocześnie straszny sen...

Gdy wieczorem zeszła na dół nieliczni goście oniemieli na jej widok. Długie, czerwone włosy związała w zgrabny kok, na szyję nałożyła złoty naszyjnik z rubinem wielkości jajka, zaś palce ozdobiła licznymi pierścieniami. Suknia, z czerwonego jedwabiu i aksamitu, z wzorkami wyszytymi złotą nicią prezentowała się nadzwyczaj olśniewająco. Jednak w długim rękawie, bezpiecznie ukryty znajdował się sztylet. Długie wąskie ostrze, było groźne i w walce bezpośredniej i skrytobójczej. W brązowych oczach elfki zatańczyły iskierki zadowolenia gdy zauważyła tęsknie powodzące za nią spojrzenia mężczyzn.

Menthus ubrany był zaś w szkarłatno-czerwone szaty, wyszywane również złotymi nićmi w motywy płomienne. Na plecy jak zwykle zarzucił płaszcz z futra fretek, blond włosy pozostawił jednak jak zwykle rozpuszczone. Na ramię zarzucił jednak Kieł, zauważyła iż jej mentor nigdy nie rozstawał się z mieczem wykutym jak podejrzewała przez Lathaina.

Razem ruszyli ulicami miasta, ku pałacu w którym za niedługo miała odbyć się wspaniała uczta na cześć uczestników Areny.

[Czy gdy MG będzie rozdawał miksturki brana jest pod uwagę tylko historia czy także roplej przed walkami?]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Zgodnie z tradycją miksturki są przyznawane za samą historię. Roleplay jest zaliczany a conto relikwi na koniec fazy eliminacyjnej.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Ygg obudził się na parterze noclegowni "Śpij Dobrze", co było bardzo dziwne, ponieważ spał na piętrze. Pod sobą miał szczątki podłogi, a nad sobą wielką dziurę. Udał się w stronę bazaru, na którym było tłoczno i głośno, wszyscy rozmawiali o wczorajszej aferze, a Troll obwiniał się, że nie poszedł traktem. Kupił pieczonego dzika i zjadł go w całości. Dotarło do niego, że dzisiaj ten cały bankiet, i musi się ładnie ubrać. Wrócił do noclegowni po ozdobę, czyli po pierścień ze złota, na którym były wyryte nieczytelne zapisy, widoczne dopiero podczas podgrzania, zaczynały się na: Minë Corma turië...
Umył się też, chociaż z pewnym oporem, i powoli zaczął wybierać się na przyjęcie. Jeszcze wziął "mały" sztylet wielkości całkiem sporego topora, który włożył w małą skrytkę pod koszulą. Udał się w stronę pałacu, myśląc: Ciekawe czy bendom takie kolorowe cosie które znalazłem w jukach podróżnika...
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

-Chyba dawno nie mieliście razem z wilczycą chwili spokoju?- zapytała mnie Anna, leżąca nago obok. Wyjrzałem za okno i zauważyłem księżyc w nowiu, oświetlający swym blaskiem cały apartament i Zamieć wpatrującą się w niego z zachwytem.
-Przespałem cały dzień, czyż nie?- odpowiedziałem pytaniem, a ona przytaknęła głową. Usiadła na progu łóżka i powoli zaczęła zakładać na siebie ubrania. Co i raz odwracała się i patrzyła na mnie z tym samym rumieńcem, który gościł na jej twarzy w chwili naszego poznania. Zaśmiałem się.
-Niedługo odbędzie się uczta Panie.- powiedziała, krótko układając swoje włosy w zgrabny kok.
-Domyślam się.- rzuciłem krótko, patrząc na grupy ludzi w eleganckich strojach zmierzające w górę miasta. Liczne karoce, powozy z żywnością i trunkami. Miasto żyło teraz zbliżającą się ucztą.- Dlatego,- dodałem po chwili.- dziwię się, że nie masz na sobie jeszcze wieczorowej sukni.
-Słucham?- odparowała zaskoczona.- Panie...
-Mów mi Van.- przerwałem jej błyskawicznie.- Na "pana" trzeba mieć i wiek i pieniądze.- zaczęła się śmiać, a Zamieć podeszła do niej i uderzyła ją przyjaźnie łbem.
-Van, to uczta dla zawodników. Podpisz jeszcze te papiery, organizator uznał twoje uczestnictwo, ale musi mieć wszystko czarno na biały.- szybko machnąłem tam gdzie trzeba było to uczynić i wróciłem do właściwego tematu.
-A ty jesteś moją partnerką.- zrozumiała, że nie ma sensu dalej się ze mną spierać. To była nasza wspólna decyzja. Moja i Zamieci. Szara wyczuła, że Anna jest dobrą osobą, nigdy co do tego się nie myli. Dlatego też stwierdziliśmy, że warto będzie mieć kogoś wewnątrz tego wszystkiego. Dziewczyna stała teraz zakłopotana pod oknem. Wiedziała, że nie może już odmówić. Chciała pójść tam razem z nami, lecz była zwykłym żołnierzem. Nic nie widziała o wystawnym życiu, czy o tym jak należy zachowywać się na balu, o tańcu już nawet nie wspominając.
-Nie mam sukni.- westchnęła. Nagle drzwi otworzyły się, a do mojego pokoju wpadł właściciel, jego syn i dwie pokojówki. Wszyscy uśmiechnięci, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nas podsłuchują od dłuższego czasu.
-O to się nie martwcie!- krzyknął zadowolony, mamy coś w sam raz dla was! Pokojówki uwijały się jak szalone po pomieszczeniu, nosząc różne ozdoby i ubrania. Mijały całe kwadranse, przymierzałem coraz to nowe zestawy, czując się jak lalka w rękach rozbawionych pokojówek. Złośliwe spojrzenie Zamieci wcale mi nie pomagało, ale sam miałem nie lada radochę, gdy dwie pozostałe zabrały się za jej czesanie i zakładanie wszelakich ozdób. Śmiałem się w głos, który jednak szybko mi odebrało gdy zobaczyłem Anne. Stała przede mną w długiej białej sukni, idealnie dopasowanej do jej talii. Podkreślała tylko perfekcje jej ciała. Na szyi wisiał długi, złoty naszyjnik, zdobiony diamentami, a jej włosy opadały na ramiona niczym fale.
-Powiesz coś?- była wyraźnie zawstydzona. Nie czuła się komfortowo w takim stroju, podobnie zresztą jak ja. Cały odziany byłem w coś na wzór aksamitnego fraka z kołnierzem o szerokich klapach, podciętego z przodu w kształcie odwróconej litery U na tyle wysoko, że widoczny był dół jasnej kamizelki, oraz obcisłe jasne spodni. Białe. Oboje byliśmy ubrani na biało, co miało podkreślać to że jesteśmy "parą". Na szyi właściciel przybytku zawiesił mi złoty wisiorek z grotem strzały, wykonanym z masy perłowej i zdobionego runami, zaś za jeden z mankietów włożył mi krótki sztylet.
-Tak dla pańskiego bezpieczeństwa.- wyszeptał, a ja uścisnąłem mu dłoń w podzięce.
-Odwdzięczę się.- odpowiedziałem błyskawicznie, a on zbył to machnięciem dłoni i wskazał na Zamieć, która teraz rzeczywiście mogła przypominać tutejsze bóstwa. Była śnieżnie biała, a z szyi zwisał jej złoty łańcuszek. Nie wiem jak to zrobili, ale wyglądała zupełnie inaczej i była z tego o dziwo zadowolona.
-Na zewnątrz czeka kareta.- powiedział cicho syn właściciela.
-Niech zgadnę, biała?- zapytałem starając się by zabrzmiało to jak najbardziej arogancko.
-Oczywiście.- odparł z szarmanckim uśmiechem.-Zaprzęgnięta w białe konie i z woźnicą w białym płaszczu.- na moje nieszczęście był jak najbardziej poważny.
-Dawno nie widziałem takiej szopki...- opadłem zrezygnowany na siedzenie w karocy, tuż obok Anny, Zamieć ułożyła się naprzeciwko nas zadowolona z prezentu w postaci dwóch bażantów, które pochłonęła w mgnieniu oka.- Teraz już na pewno będziemy w centrum uwagi.- spojrzałem na Anne, która była przerażona, chwyciłem delikatnie jej dłoń.- Rób to co ja i będzie dobrze. Miejmy nadzieje, że i tym razem hobbit zwróci na siebie całą uwagę...

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Przerobiony strój wieczorowy był już gotowy. Udało mu się schować dwa małe noże na ramionach, odpowiednio owinięte, by przy ewentualnym przeszukaniu nie dało się wyczuć ich obecności. Wyglądał trochę bardziej muskularnie niż w rzeczywistości był, ale to nie był duży problem. Nie zdradzało go to natychmiastowo, że ma pod rękawem coś więcej niż mięśnie. Oczywiście nie było pewności czy taki sposób wystarczy, ale warto było spróbować. To samo tyczyło się normalnego miecza, warto było spróbować. W najgorszym wypadku każą mu zdeponować zarówno miecz, jak i noże i pójdzie dalej.
Będąc mistrzem fechtunku, Galreth nauczył się walki wieloma rodzajami broni, ale zawsze najbardziej lubił miecze. Najprostszy przyrząd do zabijania, a skoro tak to czemu by nie powalczyć dwoma. I tutaj pojawiał się problem, gdyż tylko szlachta mogła nosić dwa długie miecze przy pasie. Była to niejako oznaka ich pozycji. Dwa miecze sprawiałyby mu trudność poruszania się po mieście dlatego zaopatrzył się w krótszy, chociaż i tak często patrzono na niego z dezaprobatą. Lata stoczonych pojedynków pozwoliły mu przyzwyczaić się do krótszego miecza i teraz nie miał żadnych problemów z tym, że w lewej ręce jego zasięg był stanowczo krótszy.
Przez całe wieki ukrywania swoich zdolności pozwolił sobie na jeden dowód próżności. Nazwał swoje miecze jego własnym przydomkiem, który dostał jak większość assasynów przy okazji nawet o tym nie wiedząc. Tak więc dłuższy miecz nazywał się "Ostatni", a krótszy "Szept". Nigdy nie był z tego dumny, ale nie miał zamiaru tracić czasu na wymyślenie czegoś lepszego. Pomimo tego, że "Szept" miał stanowczo mniej zabójstw na koncie, a liczył je skrupulatnie, na przyjęcie wziął ze sobą "Ostatniego". Pewniejszy w razie zagrożenia.

Późnym wieczorem poszedł na przyjęcie. Idąc drogą, którą wiele osób uczęszczało na ucztę, spośród małego "tłumu" wypatrzył smoczego maga, ale nie samego. Towarzyszyła mu kobieta o czerwonych włosach. Stąd gdzie stał, Galreth nie był w stanie zobaczyć jej twarzy, ale kształty, które widział na pewno należały do elfki. Minęło już kilka tygodni odkąd ostatni raz mógł zobaczyć ten rodzaj piękna, który mogła uosabiać tylko elfia rasa. Czyżby udało mu się znaleźć słaby punkt Assura? Kim była dla niego jego piękna towarzyszka? Dalszą część podróży spędził próbując podsłuchać cokolwiek, ale para nie była zbyt rozmowna. Przynajmniej ewentualne wykrycie nie miałoby zbyt poważnych konsekwencji. W końcu szedł tylko na ucztę.
Obrazek

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

Dostarczę Wam świeżej krwi :D
Obrazek
Marr
Wampir - linii krwi Strigoi
Broń: Bastard
Zbroja: Ciężka zbroja, tarcza średnia, hełm łuskowy - średni
Ekwipunek: Narkotyk
Umiejętność: Strigoi - gdy opada z sił i odnosi dotkliwe rany, Marr przeobraża się w nieobliczalną bestię. Strzyga dysponuje okrutną siłą, forma ta ustępuje, gdy zaspokojona zostaje żądzy krwi i energia życiowa wampira zostaje odnowiona.

Obrazek

Domena śmerci:
Czar ofensywny: Wyssanie – siły powoli opuszczają cel czaru, energia życiowa przechodzi na wampira i wzmacnia go.
Czar defensywny: Widmowy płaszcz – nastaje wszechobecna ciemność i ukrywa oblicze wampira przed oczami przeciwników.



Marr za życia był dumnym szlachcicem posiadającym skromny majątek. Wiódł życie wraz ze swoją służbą pod lasem. Jego głównym zajęciem w ciągu dnia było polowanie.

Na jednej z wypraw łowieckich, rozpoczął się pościg za ogromną bestią. Druzyna Marr’a tropiła zwierze cały wieczór – jednak to oni byli na tym polowaniu ofiarą. Bestia szarżą zza krzaków runęła z całą siłą na Marr’a i towarzyszy. Po kilku minutach walki i rozlewu krwi, wszyscy zostali pozbawieni życia. Bestia, jak się okazała, była wygłodniałą strzygą, która na kolację wybrała sobie właśnie ludzkie mięso tego wieczoru. Marr ocknął się następnego dnia. Z rozszarpanym ramieniem, zalany krwią powrócił pieszo do domu. Serce nie biło, skóra blada jak grudniowy śnieg, a jego kły wyeksponowane z pośród innych zębów. Mroczne wiatry śmierci owładnęły jego umysłem. Łaknął krwi, był głodny i wycieńczony, musiał się zregenerować. W obliczu wycieńcznia jego ciało zmieniło się nie do poznania, stał się przerażającym potworem. Jego ofiarami padła służba, zwierzęta w zagrodzie, a na koniec jego własna rodzina.

Gdy szał i żądza krwi przeminęły, Marr zdał sobie sprawę, co zaszło i czym się stał…
Ostatnio zmieniony 3 sty 2014, o 14:21 przez Rabsp, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dodany do listy. Witamy :D ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Skrenq przemykał ciemnymi uliczkami, raz po raz wychodząc na główną drogę by przyjrzeć się lub nawet kupić jakiś towar. Pieniędzy miał dość, w jego zawodzie można było szybko się wzbogacić lub umrzeć. On był profesjonalistą. Z umieraniem zamierzał jeszcze jakiś czas poczekać.
Bardziej niepokoiły go spojrzenia miejscowych. Od razu było widać, że uczestniczy w Arenie. Wcześniej niewielu ludzie wiedziało nawet, że tacy jak on istnieją. Brakowało mu swojego płaszcza, który niestety spłonął w wybuchu razem z karczmą. Nowego nie zamierzał na razie kupować. Skoro już go odkryli to niech zawładnie nimi strach, na myśl o potężnym Skrenqu Szczurołapie, łowcy głów, mistrzu mutacji z klanu Moulder.
Ta uczta była idealną okazją by się pokazać, ale bardzo niepokoił go wymóg dotyczący stroju. Gdyby nie to już dawno ubrałby się w pełny pancerz i obwiesił całym wyposażeniem. Idealnym dopełnieniem byłyby jego bestie u boku ale niestety te jeszcze nie dotarły do miasta.
W społeczeństwie skavenów ubiór pełnił funkcję praktyczno-ochroną, wszak w każdej chwili można było się spodziewać noża w plecach, ale też miał podkreślać funkcję jaką pełnił właściciel. Zasiewać strach w podwładnych, onieśmielać wrogów czy pokazać swoją pozycję wśród sojuszników. Niestety Skrenq wiedział, że u ludzi było trochę inaczej. Co prawda także ubierali się tak aby pokazać bogactwo czy potęgę, ale im bardziej ich stroje były reprezentatywne tym mniej użyteczne. A Skrenq miał wszelkie powody by sądzić, że na balu wybuchnie rozróba.
Nagle przystanął, gdy do głowy wpadł mu świetny pomysł. Nikt nie wyrzuci go jeśli ubierze się normalnie, bo nikt nie miał pojęcia jakie zwyczaje panowały wśród jego „nieistniejącego” przecież ludu! Szczurołap uśmiechnął się do samego siebie. Tak, tak trzeba było być genialnym żeby rozwiązać problem w tak prosty sposób. Skrenq był z siebie zadowolony.
Ostatecznie mistrz mutacji założył na siebie świeżo kupioną, skórzaną kurtę bez rękawów, idealnie pokazującą jego ciemnobrązową sierść. Słusznie uznał, że zbroja byłaby przesadą. Natomiast taka kurta mogła odbić co lżejsze uderzenia. Dodatkowo przewiesił przez ramiona dwa pasy tak by krzyżowały się na piersi. Na nich powiesił cały swój podstawowy sprzęt. Parę noży, kilka buteleczek z eliksirami oraz mutagenami i oczywiście swój kolczasty bicz. Tak ubrany udał się na ucztę.

Farin przybył pierwszy na miejsce spotkania. Nawet nie spojrzał na dworek, ale natomiast z uwagą przyjrzał się stojącym przy wejściu gwardzistom. Ci dwaj wyglądali na sprawionych w boju weteranów, ale zarówno ich zbroje jak i halabardy, które dzierżyli były wykonane stanowczo na pokaz. Walka czymś takim byłaby samobójstwem. Widocznie hrabia uznał, że gwardziści i tak nie poradzą sobie z zawodnikami. Co innego pochowani na dachach strzelcy, których zwiadowca wypatrzył jedynie dzięki doświadczeniu oraz odrobinie szczęścia. CI raczej nie dostali zabaweczek.
Krasnolud z uwagą przyglądał się wchodzącym gościom starając się wypatrzeć ewentualnych zawodników. Podejrzewał jednak, że ci bardziej cywilizowani mogli i ukryli się w tłumie. W takiej masie jaskrawych stroi, biżuterii, czy masek, które założyli ludzie chcący zachować anonimowość, Farin nie wiedział czy wypatrzyłby elfa czy nawet Edwina. Sam miał na sobie ciemnoszary żakiet i spodnie tego samego koloru. Pod spodem założył granatową kamizelkę. Brodę zaplótł w trzy warkocze. Do tego solidnie wykąpany, czuł, że w ogóle nie pasuje do tego miejsca. Jego naturalnym środowiskiem była puszcza albo góry, nie eleganckie przyjęcia człeczej szlachty. Powinien dziękować bogom, że zdołał zdobyć taki strój w tak krótkim czasie. Poszczęściło mu się ponieważ miejscowy krawiec akurat kończył niezbyt ważne i pilne zamówienie od jakiegoś mieszkającego tu krasnoluda. Za odpowiednią zapłatą zgodził się sprzedać go Farinowi, a dla tamtego wykonać po prostu nowy strój. Zwiadowca starał się być wdzięczny losowi, ale nie był. Gdyby nie taki zbieg okoliczności mógłby założyć swój strój zwiadowcy, który odpowiednio wyprany sprawiał choć trochę wrażenia odpowiedniego.
Widząc więc idącego w jego stronę Skrenqa aż się zakrztusił z wściekłości. Jak to możliwe, że skaven po prostu olał wymóg stroju balowego i ubrał się jak typowy najemnik? Niestety Farin wiedział, że Szczurołapa przepuszczą nawet jeśliby założył samą przepaskę biodrową, co innego z nim. Ciekawiło go tylko co zrobią z taką ilością broni jaką się obwiesił.
Pozdrowili się krótkim skinięciem głowami i stanęli czekając na Edwina. Farin miał nadzieję, że dawny herszt przybędzie, że nie zachlał się w jakimś barze. Rano nie miał najlepszego humoru. Wizja spędzenia całego przyjęcia jedynie w towarzystwie skavena była strasznie odrażająca.
Przed nimi zatrzymał się czarno- biały powóz. Farin nie zwróciłby na niego większej uwagi gdyby nie wystąpienie woźnicy pełniącego widocznie też funkcję herolda.
- Rycerz Edwin z Pantragof, syn Alderda Pogromcy Olbrzyma, dziedzic zamku Duycamp w Bretonii!
Rzeczywiście zza otwartych drzwi powozy wyskoczył Edwin we własnej osobie. Ubrany był w elegancki zielony frak z białymi obszyciami, z tego co się orientował Farin obecnie szczyt mody w Imperium. Jednak rozpięta przy szyi, nonszalancko biała marynarka świadczyła, że rycerz nie zamierza w pełni dostosować się do reguł panujących wśród wyższych sfer.
Farin już zamierzał wyprowadzić uszczypliwą uwagę na temat edwinowskich tytułów i ziem, kiedy bandyta obrócił się, pomagając wyjść z powozu dwóm kobietom. Podczas tego zdołał uszczypnąć jedną z nich w tyłek, co skwitowała filuternym śmiechem.
Krasnolud przyglądał się jak Edwin obejmując swoje towarzyszki w pasie mówi coś do woźnicy po czym podchodzi do nich.
- Pozwólcie, że przedstawię wam moich towarzyszy, o których wam opowiadałem, krasnoludzki zwiadowca Farin oraz mój szczurzy „przyjaciel” Skrenq, uczestnik Areny.
Kobiety zaszczyciły Farina jedynie krótkim spojrzeniem po czym całą uwagę przeniosły na Szczurołapa, a krasnolud miał czas by się je uważnie obejrzeć. Ta z lewej miała na sobie długą, granatową suknię do kostek z dużym dekoltem. Na szyi miała kolię z błyszczących kamieni szlachetnych ale zwiadowca nie dał się zwieść. Jego uważne, krasnoludzkie oczy od razu rozpoznały podróbki. Swoje długie, blond włosy zostawiła rozpuszczone. Druga ubrała się w obcisłą, czarną sukienkę do ud. Na nogach ciemne pończochy. Gdy wysiadała Farin zauważył, że od góry do połowy jej plecy były odkryte. Krasnolud uznał to za strasznie głupie ubierać się tak podczas gdy na dworze panuje mróz. Widocznie liczyła na gorącą atmosferę na balu, Tak samo jak towarzyszka rozpuściła swoje, farbowane na rudo, włosy.
- Jeśli pozwolicie – kontynuował Edwin – to przedstawię moje towarzyszki. Ta cudowna blondynka to Karren, a ta po prawej ma na imię Astrid.
- Nie mogę uwierzyć – Farin powoli artykułował słowa, zaciskając zęby i starając się nie wybuchnąć – że na wystawne przyjęcie, przyprowadziłeś dwie dziwki.
Kobiety nie obraziły się na słowa krasnoluda. Przeciwnie zignorowały je. Natomiast Edwinowi została widać jakaś namiastka rycerskiego kodeksu w sercu.
- Jak zwał tak zwał. – W jego oczach pojawiły się iskry gniewu. – Inni nazywają je "paniami do towarzystwa” więc wykonują swoją pracę – towarzyszą mi. Coś ci się nie podoba?
- Nie – Farin przejechał ręką po twarzy. – Muszę się tylko napić.

[Kiedy zaczynamy imprezę?]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[No to Morti wrzuca postać i mamy komplet :D widzę ,że wszyscy przynoszą broń ,jakie toto przebiegłe :lol2: ]

-Mistrzu ,dzień się kończy ,zaraz uczta!- rzucił Reiner patrząc na zegarek.
-Wiem... podjąłem decyzję... idziemy...- odparł Magnus zamekając czytaną książkę.
-Posłaniec mówił ,że będą obowiązywały stroje wieczorowe.- rzekł Reiner sugestywnie.
-Chyba kpisz... po pierwsze nie mogę zdjąć zbroi... po drugie nie mam takich rzeczy w garderobie... a po trzecie nie uważasz ,że elegencki płaszcz i równie szarmancki kapelusz nie jest wystarczająco wieczorowy?- rzucił oschle Wielki Inkwizytor zakładajac charakterystyczny kapelusz
Reiner nie wiedział co powiedzieć ,wydawało mu się ,że to żart ,ale obawiał się zaryzykować ,więc jedynie przytaknął. Łowca czarownic wyciągnął złotą broszkę z kometą Sigmara i przypiął ją do płaszcza ,po czym zapytał -A co z bronią ,mistrzu?-
-Jak to co? Bierzemy ,naprawdę uważasz ,że będzie to jakiś wieczorek zapoznawczy?- odrzekł kpiąco Magnus czyszcząc szmatką zdobienia zbroi.
-Czyli mam przygotować Święty Buzdygan?- zapytał niepewnie Reiner otrzepując płaszcz z pyłu.
-Nie... niech jeszcze zostanie zabezpieczony...- odparł chłodno Von Bittenberg poparawiając czyszcząc lufę miotacza ognia wbudowanego w rękę.
-Dobra... czas ruszać... zamknij okna...- mruknął po czym wóz ruszył.
Kiedy jechali Magnus przeglądał ostatnie dokumenty i instruował ucznia -Zajedziemy od tyłu... odpowiedni ludzie wpuszczą nas przez zaplecze ,pamietaj żeby uważać ,bo nie przybli jeszcze wszyscy zawodnicy i nie wiemy kogo się spodziewać... nie będzie żadnych przebieranek ,kiedy zadecyduję wejdziemy na salę balową ,tylko przedtem złozymy wizytę panu hrabiemu ,on zapewne już wie ,że tu jesteśmy... staraj się unikać rozmów i ciekawskich jednak rozglądaj się uważnie ,nie wiemy jak zareagują niektórzy na widok inkwizycji...-

Po chwili jazdy wóz stanął na nieoświetlonej ulicy z wieloma zniszczonymi budynkami i z jedngo z nich wyszedł mężczyzna w kapeluszu rozgladajacy się wokół. Podszedł do wozu i zapytał cicho mnicha -Gdzie Wielki Inkwizytor?- ten nie odpowiedział jednak otworzyło się okno i przybyły łowca czarownic ujrzał w mroku wielkiej postury człowieka ,kiedy ujrzał naszyjnik padł na jedno kolano zdejmuja kapelusz -Więc to prawda... wielki inkwizytorze...- po czym wstał ,gdy Magnus gestem kazał mu powstać -Wstawaj idioto... jesteś na misji... ilu was jest?-
Łowca czarownic założył nakrycie głowy i odparł -Pięciu łowców i sześciu najemników...-
Von Bittenebrg westchnął -Najemników odpraw...rozumiem ,że ich nie wtajemniczyłeś w nic?-
Łowca czarownic odparł niepewnie -W nic ,panie... o niczym nie wiedzą...-
-Dobrze... jednego człowieka chcę mieć przy wejściu ,jednego w prywatnej części domu ,kolejny ma pilnować ulic wokół ,a reszta wtopić się w tłum gości... incognito oczywiście...- skończył Magnus zamekajac okno po czym wóz ruszył dalej.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Farlin szedł główną ulicą do zamku. Uczta miała zacząć się niebawem. Może i miał dwie sprawne nogi, jednak były one dosyć krótkie. Ubrany był w aksamitną koszulę i spodnie. Do tego marynarka podszyta metalowymi łuskami. O dziwo zapewniała bardzo dużo swobody w poruszaniu się. Wszystko to przykrył czerwonym płaszczem z głębokim kapturem. Na plecach wisiała jego magiczna lutnia, w rękawach miał pochowane sztylety a w kieszeniach marynarki trzymał po kilka garści soli. Hobbit złapał się za kieszenie w spodniach, po czym z ulgą westchnął. Ponieważ wyczuł bez problemu te kilka specjalnych mini bomb, oraz eksperymentalną zapalniczkę na czarną wodę, którą sam zbudował. Na jego twarzy zagościł uśmiech, który mógł by przerazić niejednego doświadczonego zabijakę. Wiatr rozwiewał jego białe włosy.

- Hihihi. Coś czuję, że będzie to bombowa impreza. Hihihi. Powiedział sam do siebie.

Po trzydziestu minutach przepychania się przez tłum, niziołkowi udało się w końcu dotrzeć do głównych drzwi pilnowanych przez dwóch strażników.

- Stać!! Jak widzę jest pan jednym z zawodników. Hrabia kazał przeszukać każdego gościa a was w szczególności.

Hobbit nadal się uśmiechał.

- Proszę bardzo Sir. Może zaczniemy od uścisku dłoni z panem i pana kolegą?? Przywitanie się to podstawa.

Strażnicy popatrzyli po sobie pytająco.

- Jam jest Farlin

Niziołek uścisnął dłoń obu strażnikom. Następnie został przeszukany i bez problemu wpuszczony do środka. Dzięki niesamowitej zręczności hobbit, nikt nie zauważył mieszków ze złotem, które wylądowały w dłoniach gwardzistów.

Po kilkunastu minutach wreszcie znalazł sobie odpowiednie miejsce. Na widoku, blisko jadła i wykwintnego wina. W sam raz dla gwiazdy tego wieczoru. Po usadowieniu się, nalał sobie Bretońskiego wina z Akwitani. Trunek z tego księstwa był słynny na cały stary świat. Hobbit na początku zaciągnął się jego aromatem po czym wziął mały łyk. Gdyby mógł to uśmiechnął by się jeszcze bardziej.
Następnie ściągnął z pleców Elficki instrument. W jego denku była ukryta procą, którą wyciągnął i schował pod marynarką.

Gdy do sali weszło więcej ludzi, zaczął grać. http://www.youtube.com/watch?v=ka3oT6o_gMI

[Znowu strzyga!! Fuj!! Na czarnej grani przebiła ręką na wylot mojego rycerza :/ To już wole walczyć z trollem XD]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Matis pisze: [Znowu strzyga!! Fuj!! Na czarnej grani przebiła ręką na wylot mojego rycerza :/ To już wole walczyć z trollem XD]
[Trollem wojujesz, od trolla giniesz :mrgreen: ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Nie, po prostu staram się przełamać stereotyp, że Hobbici to spokojny i pokojowy lud ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Mistrzu wpuszczają z bronią nieukrytą czy nie? :D ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Nie, ale gościcie w dworku szlacheckim-na ścianach wisi mnóstwo broni :twisted: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

[ciekawe czy wiedzą, że bumerang to też broń :p ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Dobra, zawarłem wszystkie wydarzenia aż do balu w jednym poście. Mam nadzieję że nie zrąbałem nadgonki i włączenia się do rolpleju. Miłego czytania o tym jak to rośli barbarzyńcy rozwiązali kwestię strojów wieczorowych! A zaraz, na bal! :) ]

Ich podróż przez wielki las Drakwald upłynęła w miarę spokojnie jak na Norskie standardy. Poruszającą się w pewnym oddaleniu od głównych traktów kolumnę koni i piechurów prowadził doskonale znający te lasy i ruchliwość szlaków kultysta, wskazujący im drogę na mapie Asgeira z grzbietu karego konika. Przeważna część wielkich, brukowanych dróg w Drakwaldzie była zupełnie pusta, przydrożne karczmy i poczty w ruinach, a wielkie, poskręcane czarne drzewa nachylały swe ostre konary nad podróżnymi jak czatujące upiory. Ich oddział był zbyt duży i za głośny, by leśne plugastwo odważyło się do nich zbliżać, a gdy zwiadowcy pod wodzą Leifa alarmowali o zbrojnych chorągwiach kawalerii, które w pośpiechu przejeżdżały upiorną puszczą jedynie z surowego rozkazu elektora Middenlandu, Norsmeni schodzili w mrok między drzewami. Mniej liczni wędrowcy czmychali już słysząc pieśni Norsów lub ich miarowy krok, a z poszycia i szczelin skalnych regularnie lustrowały ich ślepia najróżniejszego kształtu i barwy. Drakwald źle wpływał na morale bandy, wojownicy cichli stopniowo wobec ponurego majestatu zabójczej kniei i już całkiem niedługo jadący na czele Asgeir jako jedyny odzywał się do Bjarna głosem o wyższym natężeniu niż szept, vitki co jakiś czas badał obszar swymi magicznymi zmysłami, animując przerażającym fioletowym światłem runicze krucze kości. Pewnego dnia zatrzymali się w ruinach zajazdu, otoczonego murem. W samym środku nocy Leif i Ulfarr obudzili Ingvarssona, pokazując mu ubitego pająka wielkości sporego wilka.
- Jakiś goblin na tym jeździł ale zwiał…
Innym razem las zatrząsnął się na zachód od nich, a wspiąwszy się na korony drzew Ulfarr krzyczał o obalanych drzewach. Niestety cokolwiek to było najpewniej minęło ich w pogoni za bardziej atrakcyjną zdobyczą.
- A już myślałem, że dane mi będzie ubić jednego z tych słynnych Arachnaroków albo Gorgon… - żalił się bratu Olfarr.
Sam olbrzymi las był skądinąd znany Norsmenom także z legend. Dawniej zamieszkiwało go w czasach Sigmara wojownicze plemię Turyngian, berserkerów których prący na południe w pogoni za pokonanym Młotodzierżcą król Kormak Krwawy Topór dosłownie wdeptał w ziemię razem z ich królem. Każdy bogobojny woj, który jeszcze parę dni temu liczył na potyczkę z pająkiem wielkości góry, przed snem czynił znak młota i długo szeptał o duchach razem z towarzyszami nim zmrużył oczy. Przedostatniego dnia zaatakowali ich zwierzoludzie, cała horda, najpewniej ośmieleni osobą wielkiego zwierza z rogami. Bestie zbyt późno uświadomiły sobie swój błąd, kiedy to zmasakrowane już w pierwszym starciu były długo gonione przez przednią straż od wąwozu do wąwozu i szpikowane strzałami łowców. Olfarr i Ulfarr dokonali istnego aktu heroizmu, w starciu z minotaurem którego olbrzymi topór wciąż nosił ślady pancerzy ludzi, z których go wykuto, odrzucili precz broń oraz tarcze, które w żadnym razie nie mogły zatrzymać wielkiego oręża i gołymi rękoma złapali za trzonek broni. Sapiąc i warcząc obaj, czerwoni z wysiłku jednym susem naparli w końcu na topór, zakleszczając drugie ostrze głęboko w czaszce bykoluda. Po tym zwycięstwie bliźniaków niemal doniesiono na rękach w rejon administracji Middenheim. Na lewo widzieli majestatyczny masyw gór środkowych, skryte we mgle niedostępne szczyty. Na prawo sterczał ze środka małej równiny pojedynczy szczyt, pozornie większy i bardziej majestatyczny przez swą samotność, niczym krewny wygnany z grona swych ziomków na samotną tułaczkę. Wokół gigantycznego masywu Fauschlag drogi stale pełne były podróżnych. Tam też kultysta Khorna odebrał z nieba wielkiego jastrzębia pocztowego, który spadając niemal zerwał go z siodła. Odczytawszy wiadomość, człowiek uśmiechnął się i rzekł.
- Mamy szczęście, większość zawodników już jest i niedługo ruszymy do Spiżowej Cytadeli…
- To ma być szczęście ? – warknął Bjarn. - Spóźniliśmy się przez te wasze głupie marudzenie i pierdzenie o przeklętym lesie… Dobra tu jest za tłoczno… Mam pomysł jak dostać się niezauważenie! Przebierzemy cię za tego no… waszego możnego w tych ubraniach zrabowanych z Akrendorfu, a ja i kilku z nas będzie udawało twoich… ochroniarzy. Reszta zostaje na krawędzi lasu i nie robiąc nic głupiego czeka na dalsze rozkazy. Otóż teraz nie plądrujemy i nie mordujemy, jeno podpatrujemy i skrywamy się…
- Wiecznie jakieś komplikacje, wiecznie. – szepnął do towarzysza zwalisty topornik o zaciętej minie.
- Ale panie Ingvarsson… - jęknął kultysta, już myśląc o bólu jaki przyniesie mu przebieranka w skręconych stopach. – Arena jest pod protekcją i tą no… tolerancją!! Możemy wejść normalnie, pewnie setka innych dziwolągów panoszy się tam od dawna… my będziemy przy nich nicz…
Kultysta zamilkł w ostatniej chwili i uratował się przed zapewne śmiercionośną obrazą prostolinijnego łupieżcy.
- Cicho tam i przebieraj się! Ze mną jadą Olfarr, Ulfarr skołujemy wam potem zapisy… Asgeirze, ty też… Thorrvald niech ci będzie… i… i… o już dobrze niech pojedzie skald, przynajmniej nie sprowokuje was tu do niczego swym wyciem! Leif!
- Tak, wuju. Mam dowodzić pod twoją nieobecność? – zapytał z szeroko otwartymi oczyma łowca.
- Nie, na Odyna! Zadbaj by za dużo przechodniów nie znikało gdy będziecie głodni… nie chcemy sobie psuć dobrego imienia…
Po godzinie trzydziestka Norsów usiadła wokół obozu tuż za linią drzew, a szóstka zwalistych mężów skrytych pod płaszczami i kultysta przebrany w iście arystokratyczny strój pojechali na koniach w stronę Fauschlagu. Minęli zieloną dolinkę usianą chatami i oberżami, strzeżoną przez palisadę i całkiem spory kontyngent wojska, po czym nie zwracając niczyjej uwagi podjechali do stóp Middenheimu. Prawie dwa i pół tysiąca lat temu miasto oblegała potężna armia Norsów, wzmocniona demoniczną prezencją swego straszliwego króla. W ostatecznym szturmie berserkerzy przełamali mury jako jedyna oprócz zielonoskórych Groma Brzucha armia w dziejach, lecz na moment przed rzezią resztki obrońców, Sigmar ciosem Ghal-Maraza zabił księcia demonów Kormaka i zmusił Norsów do ucieczki na spustoszone przez nich wybrzeże, gdzie grabili i rabowali jeszcze przez długi czas.
- Wspaniały masyw. I jakie mury! Nic dziwnego że Archaon rozbił sobie na nich łeb… - oniemiał z zachwytu Ivar Skald.
- Możemy dostać się na górę tymi tam klatkami, albo pokonując długą i męczącą… - kultysta spojrzał po wpatrzonych jak w malowane wrota Norsmenach. – nużącą, niekończącą się… zawaloną drogą.
- Nie będę się gramolił na jakieś wciągane ustrojstwo, toż to pewna śmierć! – syknął vitki Asgeir spod swej odświętnej białej szaty z kapturem z wilczego łba. Szaman zmienił jedynie swe szaty, uznali że przebranie za kogoś podobnego do kapłana Ulryka zadziała lepiej niż szary płaszcz. – Ty, południowcu! Poudawaj jakiegoś księcia albo króla i każ tej chołocie zrobić miejsce!
- Dobrze… już… - wtajemniczony opatulił się ciaśniej aksamitnym kubrakiem z kołnierzem z gronostaja i nasunął na czoło upstrzony piórami kapelusz. Krzycząc coś w swym narzeczu utorował im drogę wśród klękającego tłumu. Po niemal godzinie jazdy dotarli ekspresowo pod jedną z monumentalnych, przysadzistych bram miasta z białego kamienia. Znad muru wyglądały żelazne wilcze łby, przez które zapewne w czasie Burzy Chaosu wylewano na skotłowanych zwierzoludzi olej lub smołę.
- Nieźle przyznam. – szepnął kultyście do ucha Bjarn. – Za kogo się podałeś ?
- Nie podałem. Powiedziałem że eskortujemy samego Ar-Ulryka Emila Valgeira na nabożeństwo z okazji Dnia Artura. To taki ważny miejscowo kapłan… Ten plebs i tak go w życiu na oczy nie widział więc klękał jak głupi przed waszym szamanem, chłe chłe.
Widząc, że Norsmen się nie śmieje podjechali do zapchanej gęsto trzykratowej bramy, między uchylonymi wrotami z żelaza i brązu. Przyjezdnych lustrował twardo szereg drabów w potężnych, płytowych pancerzach i wilczych futrach. Templariusze Białego Wilka. Widocznie nikt inny nie miał już dość siły by ogarniać ten burdel. Widząc kapłana Ulryka, zarośnięci rycerze ukłonili się bez słowa i kompania wjechała na Plac Szary za Bramą Wilczej Gardzieli. Olbrzymie miasto wypchane było tłumem ponurych ludzi oraz śniegiem. Prawie jak w rodzimej Norsce.

- To co teraz robimy? – szepnął spod kaptura vitki.
- Proste. Ja, ty i nasz kultysta pójdziemy do jego przełożonych i damy znać o całej sprawie. Olfarr i Ulfarr poszukają punktu zapisów czy czegoś, a Thorrvald i Ivar pójdą z nimi by nie zrobić czegoś głupiego.
- Głupszego niż spalenie karczmy pierwszego dnia ? – zagadnął ktoś z boku. Przysadzisty jegomość w grubym futrzanym płaszczu i takiej samej czapie z wilczym ogonkiem pojawił się przy nich jak znikąd. Konie zarżały, a kultysta już miał coś powiedzieć, gdy… – To pewnie na was czekam…
Mówiąc to odciągnął nieco kołnierz, ukazując Runę Khorna wytatuowaną na szyi.
- Droghaal. – syknął grubas. Po chwili wahania zjechali w boczną alejkę, gdzie kultysta także pokazał swój znak.
- Anspach… eee to znaczy Khor-Phaal. – wtedy Bjarn nie wytrzymał i huknął, przerywając wymianę uprzejmości.
- Jak na wilka Fenrira, nas rozpoznałeś człowieczku ?!
- Błagam, panowie… wasz tak zwany szlachcic chrobocze paskudnym, nordlandzkim akcentem na milę, a wam spod płaszczy doskonale widać topory, warkocze i eee… Reasumując, widzieli tu już trolla, bandę orków, smoka, wojownika chaosu w czarnej zbroi i tym podobnych, więc Norsmeni to dla nich… przepraszam za wyrażenie… małe piwo. Wczoraj do miasta wtarabaniło się co najmniej trzynastu zabijaków z towarzystwem i zdążyli już nieźle namieszać, spaliwszy przy okazji karczmę…
- Choleraaa! Zdekonspirowano nas! Mimo mojego mistrzowskiego planu, a co ważniejsze… Spóźniłem się. Już nawet karczmę spalili. W podziemiach to chociaż poczekali na mnie… Dobra, prowadź do swych panów grubasie! I opowiedz mi więcej o tym wojowniku w czarnej zbroi…
Bjarna naszły natychmiastowe wspomnienia związane z innym wojownikiem chaosu odzianym w czarny pancerz. Ale tamten poczciwy towarzysz zaginął w tym piekle jeszcze zanim opuścił Arenę w podziemiach. Vitki, Wydarty Morzu oraz obu kultystów pojechali w kierunku tajemniczej rezydencji, skąd tunelami mieli dostać się do kwatery najściślejszego zarządu kultów Middenheimu, prawdziwych władców ciemności miasta, wbrew temu co głosił Elektor Todbringer. Tymczasem Thorrvald, Skald i bliźniacy pojechali za anonimowym przewodnikiem-kultystą w kierunku punktu zapisów. Po drodze minęli wielkie pogorzelisko z którego wciąż unosił się dym po wczorajszym pożarze, ludzie patrzyli na ich wielkie sylwetki, runicze topory i futra najpierw nieprzyjaźnie, ale potem zerkali na ruiny karczmy i migające w tłumie zielone sylwetki, a ich wzrok wyrażał wtedy niemal wdzięczność. W końcu, mimo że wciąż byli słabymi południowcami Norsmenom najbliżej było do właśnie tego ludu. Gdyby tylko pamiętali kto dwakroć niemal spalił ich miasto…
W końcu młody kultysta w błękitnym płaszczu straży miejskiej, wskazał im głową budynek z szyldem „Zapisy – nie wchodzić pod żadnym pozorem” i rozpłynął się w tłumie.
W środku zastali jakiegoś siwego jegomościa, czytającego gazetę „Kurier Północny” z najświeższymi ‘niusami’ na pierwszej stronie. „Kolejny nieślubny syn elektora von Raukova – czy Wielki Teogonista położy kres hulankom zacnego księcia?” albo „Prohibicja wzmaga się w Reiklandzie-diuk Van der Maaren wycofuje swe udziały w miejscowym przemyśle rusznikarskim!” „Nielegalni imigranci zalewają Averland-Kurt Hellbor domaga się zamknięcia granic.”
Dalej, za wielką barykadą z mebli dwaj urzędnicy mieszali właśnie herbatkę, kiedy gazeciarz chrząknął i ci, zauważywszy zawodników, rozlali napoje biegnąc za biurko.
- Witamy, panowie czym możemy służyć ?
- My na… - zaczął Olfarr.
- Arenę Śmierci. – dokończył Ulfarr.
- Obaj ? – urzędas poprawił okulary. – Obawiam się, że zostało już tylko jedno miejsce…
Olfarr spojrzał na brata. Thorrvald chciał skoczyć między nich i sam się zapisać podług zasady, ‘gdzie dwóch się bije tam trzeci łby rąbie’, ale zatrzymał go ręką Ivar Skald kręcąc głową.
Po dość długiej i wymownej dla obu braci konsultacji spojrzeń, odwrócili się na powrót do urzędasów.
- Żaden z nas nie ustąpi, ani nie będzie walczył bez drugiego! – oświadczyli. – Chcemy razem na jedno miejsce!
- Ale to wbrew zasadom! Pojedynki toczymy jeden na jeden, honorowo… - zapiszczał skryba, odchylając się ze strachem przed groźnymi minami i toporami. Wtem z tyłu rozległo się skrzypienie desek.
- Nie tak szybko… Olfarr, Ulfarr walczycie razem i kropka! – w podłodze za biurkiem otwarła się klapa i wyszedł z niej Bjan we wspaniałym futrzanym płaszczu, a obok niego Asgeir i kilku kultystów w bogatych strojach. – Mam tu nakaz od samego Quintusa Batiathusa, który rządzi tą nędzną zbieraniną szajek! Wynegocjowałem też sporą willę w szlacheckiej dzielnicy oraz pełne utrzymanie na koszt Króla Erika! Alkoholu także!
Gazeciarz przy drzwiach pokazał na ręce znak Slaanesha i zamknął drzwi na zasuwkę, zasłaniając okienko gazetą. Skryba spojrzał na wiszący nad jego karkiem runiczy topór oraz edykt samego wodza kultu. Jęcząc coś nieskładnie podał im inkaust oraz papier z piętnastoma imionami, a bracia dodali do nich dwa – wykropione w runiczym, kanciastym Futharku.
- Dobrze, zapisani na brodate jajca Odyna! – ryknął Bjarn. – A teraz chodźmy odpocząć do naszej willi tymi tunelami. Wieczorem jakiś możny pan prosi nas na wieczerzę i chyba musimy znaleźć na tę popijawę schludne stroje…

Około godziny dziewiętnastej Bjarn wyjrzał na zasypiające miasto w dole przez zdobione hebanem i złotem okno wielkiego pałacu w dzielnicy magnackiej. Brandy, mimo że słodka do punktu obrzydzenia świetnie rozgrzewała żołądek na takiej wysokości. Odwrócił się i popatrzył jak za wysokim murem pałacu w dole jego pełna drużyna Norsów mości sobie miejsca pod przyszłą ucztę. Zaraz po zapisach kazał Thorrvaldowi sprowadzić dwudziestu czekających w lesie chłopów, skoro była tu ta ich tolerancja… Mimo małej sprzeczki ze strażą elektorską udało im się skupić czterdziestu chłopa w pałacu, ku zgrozie czekającej karnie służby.
- No, pany! Zmierzcha się i na bal nam spieszno, zakładać te żakiety bo podobno sam wielki książę południowców się tu zjawi… ten no Boris…
- Todbringer. I Ar-Ulryk oraz Wielki Mistrz Rycerzy Białego Wilka, a także baron von Wolfschrank i… - wyliczył posłusznie paź-kultysta pod ścianą.
- Ehe, no powiem wam że śmiesznie wyglądacie! – autentycznie zarżał Bjarn na widok Thorrvalda, Leifa i bliźniaków Horkessonów, skaczących jak trefnisie, częściowo wciśnięci w przymałe, bufiaste brokatowane ubrania z pelerynami okręconymi wokół nóg. Thorrvald potknął się o kapelusz z piórami, który spadł mu z głowy i przewrócił Leifa drąc stroje które obaj zakładali. Służba rzuciła się na pomoc, a Norsowie spod stołu w centrum halli dawniej tronowej, teraz jadalnej ryknęli śmiechem. Bjarn warknął zdegustowany i wychylił się przez okno, widząc grupkę ogromnych mężczyzn w zdobionych szafirami zbrojach i białych, wilczych futrach stojącą na ulicy.
- Ej, o ile te marne podróbki Norsmenów z młotami są dość rosłe to już wiem skąd weźmiemy eleganckie stroje! – odwrócił się do wygrzebywanych z warstw jedwabiu i złota wojowników. – Zostawcie te szmaty i chodźcie za mną na dwór! Wczorajsza bójka nas minęła to przed balem zrobimy sobie powtórkę i spacerek w wieczornym powietrzu. Tylko szybko bo nasza ‘wypożyczalnia’ się oddala!
Ostatnio zmieniony 3 sty 2014, o 22:51 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Byqu pisze:[Nie, ale gościcie w dworku szlacheckim-na ścianach wisi mnóstwo broni :twisted: ]
[Właśnie sprzedałeś nam spojler co do przebiegu uczty :) ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Krwawe gody!!!! Na ucztę idzie ode mnie tylko Bjarn, obaj zawodnicy, a także Thorrvald i Leif. Dwudziestu jeden wojowników grzeje się w ofiarowanym od wodza kultu pałacu pod wodzą szamana. Może będzie masakra, ale wolałbym nie przesadzać :wink:

Btw, może w dzień urodzin mistrza Tolkiena (dziś) wysilimy się na jakieś okazjonalne High Fantasy, zamiast syfu, flaków i Grimdarku ? :roll: :roll: ]
Ostatnio zmieniony 3 sty 2014, o 19:13 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ