ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Vahanian »

Smok rzucał płomienia z powietrza, my otoczni na sporawym rynku walczyliśmy resztkami sił. Zamieć zrzuciła Annę i rzuciła się do walki, kobieta pomknęła za nią. Doskonale współpracowały. Dziwne, aczkolwiek jak na razie było mi to na rękę. Znikąd pojawił Imperialny Czołg Parowy, widziałem je kiedyś w akcji. Oboje z wilczycą wiemy na co stać te przerośnięte puszki, dlatego trzymaliśmy się z daleka. Dopóki miałem nadmiar strzał, pozbawiałem życia kogo popadnie zwykłymi strzałami w czaszkę. Szybka śmierć, jednak teraz zostało mi tylko kilka sztuk. Jeden z magów miotający błyskawicami został zabity, podajże przez hobbita. Ale równie szybko i niespodziewanie pojawił się drugi, który rozpraszał magię Menthusa. Potrzebujemy jego mocy by skutecznie pozbywać się kuszników, dlatego logiczne było że zabicie nowego maga stało się teraz celem nadrzędnym, pomijając blaszaka, którym zajął się już Krasnoludzi Zabójca z Norsmenami.
-Rozpieprz tą puszkę Zabójco!- krzyknąłem do krasnoluda, ten uśmiechnął się i zadał kolejny cios tworząc wyrwę w pancerzu przez którą spokojnie mógł się prześliznąć ktoś małych gabarytów. Następnie uderzenie niemal otworzyło maszynę, wilczyca spojrzała w ich stronę. Odepchnęła krasnoluda i wpadła do środka, dobiegł stamtąd przeraźliwy krzyk. Zamieć wyszła po chwili cała zakrwawiona i wróciła do miejsca gdzie walczyła chwilę wcześniej. Norsmeni wpadli do środka. Teraz czołg był nasz! O ile będą umieli się tym posługiwać... Pomyślałem. Napiąłem cięciwę i wystrzeliłem kolejno kilka strzał, Mag stał i patrzył na mnie rozradowany. Żadna nie trafiła do celu... A przynajmniej tak mu się wydawało. Wypowiedziałem zaklęcie i stanął w kręgu ognia, nad którym za cholerę nie mógł zapanować.
-Nikt nie okiełzna mojego płomienia.- powiedziałem pod nosem. Następnie wypuściłem ostatnią, która spowodowała wybuch i wystrzelenie gejzeru ognia w powietrze omal nie uderzając w smoka. Po magu pozostał tylko popiół, a imperialni znajdujący się w jego pobliżu płonęli żywcem.
-Idealnie.- krzyknąłem, a Zamieć obrzuciła mnie zawiedzionym spojrzeniem. Westchnąłem i przekląłem w duchu, dobyłem mieczy i znów rzuciłem do walki w pierwszej linii u boku Akszela i Magnusa. Niestety, za uliczki wyskoczył kolejny czarodziej, który stanął teraz twarzą w twarz z naszym Smoczym Magiem. Chciałbym obejrzeć tą walkę, lecz sam mierzyłem się teraz z całą grupą Imperialnych Rycerzy...
Ostatnio zmieniony 6 sty 2014, o 15:22 przez Vahanian, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[W takim razie finał tej przygody wieczorkiem, gdy MMH zawita ponownie przed komputer :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Wiesz Kordelas dokładnie o to mi chodziło, min krzycząc: „Wyciągnij nas stąd…” do kultysty.
Po prostu mamy 3 nieustraszonych Norsmenów, którzy nie poddadzą się choćby nie wiem co, 2 Asasynów zabijających ludzi ot tak; Wojownika Chaosu z demonicznym kotem i demonicą; Zabójcę i Farina; Powóz Inkwizycji wypełniony Łowcami i Robocopem z miotaczem ognia; 3 trolle; 3 magów ognia efów ze smokiem i wilczycą; Ronina masakratora; 2 rycerzy; Farlina z bombami; 10 orków z szamanem; Skavena z bestiami i wampirostrzygę oraz psychopatę + inne ciury które na razie nie walczą. Toteż jest nas dobrze ponad 40 stu i żeby realnie coś takiego zatrzymać to musiałem walnąć coś naprawdę niezabijalnego i mocnego oraz pułapkę by móc powalczyć. Chodziło tylko o inicjację ucieczki i epicką walkę, miej wiarę ;) Może co najwyżej go nieco uszkodzimy tak jak Wielkiego Mistrza… :D ]

Bjarn okładał bok czołgu młotem, aż ćwieki na obuchu odłamały się i spłaszczyły co do jednego, wtem usłyszał dziwny szczęk w górze pojazdu…

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Skrenq biegł. Jego skaveńska natura już dawno kazała mu uciekać jak najdalej. To wszystko wymknęło się z pod kontroli. Miasto, do którego zostali zaproszeni, zwróciło się przeciwko nim. Szczurołap już zakwalifikował Middenheim jako miejsce, do którego nie będzie chciał wracać.
Wokół nich miasto płonęło. Niektóre budynki zawalały się tworząc ogniste zapory i rumowiska zagradzające drogi. Żar od nich płynący sprawiał, że Skrenq nie czuł już zimna. Przeciwnie, czuł się jakby trafił na pustynie Khemri.
Mijając jakoś boczną uliczkę na wszelki wypadek zamachnął się biczem… i w ostatniej chwili zdołał zmienić jego trajektorię.
- Ku…wa o mało mi głowy nie urwałeś. – Pełny pancerz, który Edwin miał na sobie błyszczał na tle pożarów. Za rycerza wyszedł kaszlący Farin ubrany z powrotem w kolczugę i płaszcz zwiadowcy.
- Zabraliśmy twoje graty. – powiedział krasnolud, uspokajając się trochę. Rzucił mu torbę, w której Skrenq rzeczywiście zauważył swoje wyposażenie.
Przed skavenem stanęła ciężka decyzja ponieważ nie mógł tachać dwóch worków na raz. Przeklinając na czym świat stoi wyrzucił w ogień ten pełen serów.
Jak na komendę z ognia i cienia wychynęły jego bestie, a właściwie tylko połowa z nich. Te, które przeżyły miały na sobie skutki pożaru: poparzone lub nawet spalone niektóre części ciała. Skrenq odetchnął z ulgą widząc wśród nich szczuroogra, którego jakoś nigdy nie miał czasu nazwać. Jego jednego nie mógł odtworzyć. Jedynym wyjściem byłoby kupienie nowego od klanu Moulder, co od momentu wygnania nie wchodziło w rachubę.
- Nie zatrzymujmy się. – powiedział Edwin widząc, że smok nie zatrzymał rycerzy Białego Wilka na długo.
Szybko dogonili resztę grupy, wraz z nią przebijając się przez gwardię Elektorską i wypadając na plac. Na widok czołgu parowego wszyscy zamarli.
- Jak niby mamy rozwalić to cholerstwo? – Edwin chciał wrócić skąd przyszli ale drogę zagrodziła wypadająca kawaleria.
Zanim ktoś odpowiedział rozgorzała bitwa. Taka, z rodzaju tych o których śpiewa się pieśni i opowiada legendy. Garstka zawodników z towarzyszami starła się z chyba całą armią Middenheim.
Sytuacja wydawała się opanowana gdy wilczyca wślizgnęła się do środka czołgu i zabiła załogę. Metalowy kolos zatrzymał się ale armia MIddenheim wciąż miała przewagę liczebną. Trzymając się trochę z tyłu szeregu, siedział na swoim koniu Wielki Mistrz wykrzykując rozkazy i zagrzewając swoich ludzi do walki.
-Już wiem!– krzyknął w pewnym momencie Skrenq doznając olśnienia.
Postawił przed sobą swoją torbę ale nie zdążył nic z niej wyjąć. Rosły gwardzista zaatakował go i Skrenq skoczył do tyłu unikając rozcięcia na pół. Następny cios trafił go w rękę, na szczęście tylko końcówką ostrza. Czując w niej ból Skrenq wreszcie poczuł, że naprawdę uczestniczy w bitwie. Gdy jego przeciwnik wzniósł miecz do kolejnego ataku, mistrz mutacji zwinnie zanurkował pod ostrzem, wbijając swoje pazury w oczy człowieka i pewnie przebijając mózg. Silnym szarpnięciem wyciągnął broń z ciała, wyczuwając kolejną dawkę bólu. Nie było teraz czasu obejrzeć rany. Skaven uznał, że zajmie się tym po walce.
Nie niepokojony na razie przez nikogo wyciągnął z torby stalowe pudełko. Gdy je otworzył, środek okazał się wyłożony skórami, wokół trzech szklanych kul. Z wyrazem triumfu na twarzy Skrenq chwycił kulę morowego wiatru i posłał je w stronę ludzkiego dowódcy. Niestety widząc pociski rycerze wokół zasłonili Wielkiego Mistrza własnymi piersiami ginąc w męczarniach. „Przeklęte ludziki” przeklnął skaven zarzucając swoją torbę na plecy i wracając do walki.
Trochę dalej Farin osłaniany przez parę ogromnych szczurów raził rycerzy z kuszy, za każdym razem powalając jednego. Edwin walczył w pierwszej linii osłaniając siebie i innych tarczą i kontratakując kiedy była okazja.
Skrenq trzaskał biczem na lewo i prawo, raz po raz doskakując i dobijając rannych z pazurów. Obok jego szczuroogr zabijał zbrojnych nie zważając na drobne rany. Wydawał się równie niepowstrzymany jak zawodnicy.
Ostatnio zmieniony 6 sty 2014, o 16:20 przez MikiChol, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Drugni musiał przyznać, że tym razem przeszedł samego siebie. Od zawsze miał mocne poczucie własnej wartości i siły, ale żeby rozwalić pancerz czołgu parowego ? Jakiś bard powinien to uwiecznić w balladzie !
Po kilku ciosach jego topora wyrwa w metalowej osłonie mechanicznego kolosa stała się na tyle duża, żeby coś małego mogło się tam przecisnąć. Pierwszą rzeczą, jaka przyszłą Zabójcy na myśl, było wrzucenie tam Farlina z zestawem bomb zapalających. Zanim jednakże zdołał chociażby odszukać niziołka wzrokiem na polu bitwy, do czołgu wpadł ten cholerny wilk, co wcześniej o mało go nie pokąsał.
Drugni splunął z pogardą, słysząc wrzaski bólu i powarkiwania wilka dochodzące z środka. Uznawszy, że jego robota przy czołgu była skończona, odwrócił się do resztek Wielkich Mieczy. Imperialni wojownicy właśnie rzucili się kupą na samotnego Vahaniana, saito, Aszkael i inni walczyli zbyt daleko, by przyjść mu z odsieczą. I chociaż elfy była drugą najbardziej pogardzaną przez niego rzeczą na świecie (pierwszą był słonecznik), krasnolud postanowił pomóc długouchowi w potrzebie. Wszak siedzieli w tym gównie razem i tylko współpraca mogła uratować im życie.
Zabójca zakręcił gromrilowym toporem nad głową i bitewnym okrzykiem wpadł pomiędzy middenheimczyków. Już na wejściu sparował cios gigantycznego miecza wzmocnionym styliskiem swojego topora i wykręciwszy się niezgrabnym piruecie, gładko odrąbał nogę przeciwnika na wysokości kolana. Zanim nieszczęsny żołnierz padł na ziemię, strzała wypuszczona przez Vahaniana wbiła mu się w czoło, kończąc jego żywot.
Następny weteran pchnął Drugiego swoim zweihanderem, chcąc przebić go na wylot. Ten jednak zbił sztych krótkim młyńcem topora i wypadł do przodu, uderzając krótko znad lewego ramienia. Wielki Miecz, popisując się niesamowitą sprawnością bojową, w mgnieniu oka uniósł miecz do parady, łapiąc go za ostrze by lepiej rozłożyć ciężar. Kiedy gromrilowe ostrze zjechało po jego skośnym bloku, odepchnął Zabójcę kopnięciem i po raz kolejny pchnął go w twarz. Drugni uśmiechnął się, unikając morderczego sztychu. Walczyli w niezłym ścisku i middenheimscy weterani nie mogli wziąć porządnego zamachu swoimi niedorzecznie wręcz długimi mieczami, bowiem istniało ryzyko trafienia kolegi z oddziału. Krasnolud miał zamiar wykorzystać tą słabość.
Wielki Miecz zachwiał się, gdy jego ostrze trafiło w pustkę. Zdeterminowany Dawi już dawno znalazł się na jego flance, uderzając toporem. Światło księżyca odbiło się w runicznej, gromrilowej stali, po czym weteran poczuł tępy ból w żebrach. Potem było szarpnięcie, mnóstwo krwi i zapadająca ciemność...
Drugni, zostawiając wykrwawiającego się przeciwnika, rąbnął w kark kolejnego, który wcześniej został trafiony strzałą leśnego elfa. Gdzieś w oddali dało się usłyszeć potężny okrzyk Wydartego Morzu, po którym zwykle następował paskudny dźwięk młota kruszącego czyjąś czaszkę. Katana Saito świszczała przeciągle, krojąc adwersarzy ronina na kawałki. Ygg to spółki ze swoimi rodakami ze świty Gahraza wyrzucał imperialnych w powietrze potężnymi ciosami maczugi. Menthus ciskał wściekle kulami ognia, a Farlin eliminował kolejnych zbrojnych precyzyjnymi strzałami ze swojej pozornie nieszkodliwej procy. Aszkael i Magnus, dwójka zaprzysięgłych wrogów, walczyli teraz ramię w ramię, korzystając ze swojej nadludzkiej siły.
Drugni zaśmiał się radośnie, odrąbując ręce, krusząc tarcze i wgniatając napierśniki. Jak dla niego, to nikt nie musiał ich ratować. Było pięknie !
W tak wspaniałej bitwie mógłby zginąć bez żalu.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Nie no spoko ;) a co Wielkiego Mistrza to... zobaczycie w sumie :twisted: ]

Magnus puścił bezwładne ciało martwego zawadiaki i padł na kolana na dach wozu widząc spływający krwią rynek ,martwych żołnierzy ,płonące budynki i opadajacych z sił zawodników cudem utrzymujacych się przy życiu dzięki wzajemnej pomocy wśród szalejących czarów i pocisków. -Sigmarze!- wrzasnął Wielki Inkwizytor unosząc żelazne ręce -Czy tego właśnie chcesz?! Masakry w cesarskim mieście?! Śmierci twoich żołnierzy!-
Von Bittenberg złapał amulet młota na szyji i mruknął do siebie patrząc w dół -Ale czemu do tego doszło... co mnie do tego zmusiło...- w końcu spojrzał na rynek -Arena Śmierci...tak... trzeba ją raz na zawsze zakończyć...-
W końcu krasnolud z pomocą innych zawodników zaczął dobijać się do czołgu -Ale nie unicestwię jej na tym etapie... muszę kontynuować moje działanie... mimo tego co widzę nie mogę przestać...- westchnął -Ale co poszło nie tak?! Gdzie mój plan zawiódł?!- wykrzyknął chrypowatym głosemi ,w końcu jego wzrok natknął się na tego kogo szukał -Pierwszy spośród Białych Wilków... tfu!- splunął -Odpowiesz za próbę podważenia woli Sigmara...- drżącymi rękoma podniósł sie z kolan nie odrwacając wzroku od zajetego walka Wielkeigo Mistrza -Panie... daj siłę ,abym wytrwał... niech się dzieje twoja wola!!!- warknął i jego oczy zrobiły sie całe białe ,a wszystkie mechanizmy w jego ciele zaczęły szybko pracować -Omnia pro Sigmar rege...- rzekł chrypowatym głosem i wyrwał z drzwi wozu dwuręczny miecz wbity tam przez jakiegoś rycerza ,po czym zeskoczył z wozu.

Reiner parował cios za ciosem starajac sie uniknąć obrażeń. W końcu podbiegł do niego jakiś Gwardzista z wielkim mieczem ,który ocalał z masakry ich oddziału. Zamachnął sie wielkim flambergiem na łowcę czarownic ,jednak ten sparował cios i odskoczył. -W imię elektora!!!- wrzasnał weteran i atakując z obrotu. Inkwizytor w ostatniej chwili schylił się i wyszarpnął pistolet spod płaszcza ,jednak nie zdążył wypalić jak odziany w stal żołnierz rzucił się na niego uderzajac go w twarz rękojeściom broni. Łowca czarownic warknął i odepchnął wroga po czym z całej siły uderzył go rapierem od góry ,ten jednak bez trudu sparował cios i wyprowadził kontrę. Miecz cudem uniknął Reinera ,który wykonał szybka fintę i przeciął przeciwnikowi aortę po czym krewe oblała go jeszcze bardziej. Reiner stanął nad krztuszącym się krwią wojowniku i mruknął chłodno -W imię Sigmara.- i dobił rannego szybkim cięciem.
Wtedy dostrzegł swego mistrza. Z początku myślał ,że Magnus po prostu wdał sie w walkę ,póki nie zorientował się ,że jego zbroja paruje ,a on sam bez cienia wątpliwości przyjmuje ciosy ,jakby ich nie czuł i masakruje każdego napotkanego wroga.

Von Bittenberg parł do przody z litanią Młotodzierżcy na ustach. Zaszarżował na niego żołnierz w biało niebieskim mundurze i futrze ,który z okrzykiem bojowym zaatakował go ukośnie młotem. Broń trafiła z impentem w bok Magnusa ,jednak ten nie zwracajac uwagi na cios złapał zaskoczonego wroga za szyję i warknął -"Święty Sigmarze! Daj mi zbawienie!"- po czym całej siły ścisnął żelazną rękę zgniatając jego gardło. Wtedy już dwóch Rycerzy Białego Wilka na niego pędziło. Wielki Inkwizytor wykrzyknął -"Święty Sigmarza! Daj mi wiarę!"- i z całej siły uderzył z bara pierwszego wojownika i mimo jego zbroi powalił go na bruk. Kolejny rycerz juz był przy nim i zamachnął się dwureczna maczugą. Von Bittenberg sparował cios szybką paradą ,po czym niezwykle szybko kopnął napastnika w brzuch mechaniczną nogą. Brodacz jeknął i padł przed łowca czarownic krztusząc się -"Święty Sigmarze! Ukaraj zdrajców!"- wykrzyknął po czym zdekapitował przeciwnika ,a następnie wbił długie ostrze w leżacego ,wrzeszczącego rycerza ,którego wcześniej powalił.
-Na niego!!!- ryknęła piątka chłopów uzbrojonych w łopaty , widły i inne narzędzia po czym pierwszy z nich uderzył łoptą w plecy Magnusa ,który dobijał wroga ,narzędzie złapało się od uderzenia nie robiąc uderzanemu żadnej krzywdy. Von Bittenberg odwrócił się szybko i drżący ze strachu chłopi spjrzeli w jego puste ślepia -Kurt! Coś ty zrobił! Toż to kościelny!- jęknął jeden z nich ,inny z gniewem w oczach warknął -Ale zabijał naszych! Dokopmu mu!- ,z tyłu grupki odezwał się jakiś głos -Nie wolno! To sługa pana! Nie widzicie młota!?- ,Magnus skierował w ich stronę rękę -"I każdy ,kto podniesie rękę na sługę Pana ,podnosi ją na jego samego i strącony zostanie w ognie piekielne..."- warknął ,po czym w jego ręce poruszyły sie mechanizmy i z otworu buchnął strumień ognia. Cała piątka stanęła w ogniu wrzeszcząc i tarzajac sie po ziemi. Wtedy Von Bittenberg dosztrzegł tego kogo szukał. Wielki Mistrz siedział an koniu za oddziałem muszkieterów. -Odpowiesz za zdradę wobec Sigmara...- warknął Magnus i wyszarpnął z trupa dwuręczny miecz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mikram
Warzywo
Posty: 14

Post autor: Mikram »

Nicolas dotarł na miejsce uczty, dopiero gdy kolejna fala rycerzy z okrzykiem na ustach szturmowała dwór.
-Nieźle się zaczyna - stwierdził gdy dołączył do tłumu obserwującego wysiłki sił zbrojnych Imperium. Odgłosy dobiegające z budynku sugerowały zaciętą walkę, a szale biorąc pod uwagę liczbę wynoszonych rannych rycerzy, przechylały się wyraźnie na stronę obrońców. Rycerz z Manhi uśmiechnął się. By odeprzeć taki atak w piętnastu każdy z obrońców musiał być światowej klasy wojownikiem.
- Będzie ciekawie - pomyślał w momencie gdy z wnętrza dworu buchnął płomień. Tłum zafalował. Widząc ogień wszyscy rzucili się pomóc go gasić niestety z niewielskim skutkiem. Płomienie szybko przenosiły się na sąsiednie budynki szerząc panikę wśród ludności. Nicolas odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę od rozszerzającego się ognia. Po jakimś czasie usłyszał odgłosy walki z innej strony. Wahał się przez moment i podjąwszy decyzję postawił sprawdzić co się tam też dzieje. Idąc w danym kierunku trafił do starszej kamiennej dzielnicy miasta gdzie znajdował się rynek tradycyjnie tonący w gnoju. Na kwadratowym placu nie było śladu po stoiskach handlarzy a zamiast nich stał tam cały pułk. Ale jaki pułk! Sama gwardia elektorska pofatygowała się by przywitać uczestników.
- Kim jesteś! - ktoś wrzasnął tuz obok ucha. Nicolas odwrócił się powoli napotykając wzrokiem nagi miecz wycelowany w jego twarz a za nim wyjątkowo zdenerwowanego całą sytuacją gwardzistę.
- Nicolas z Manhi, błędny rycerz bretoński, przybyły tutaj jako eskorta karawany. Wystarczy?
Gwardzista jakby odetchnął z ulgą - Całe szczęście, już myślałem że jesteś jednym z tych "uczestników" jak się sami nazy... - W tym momencie grupa złorzona z przedstawicieli bodajże każdej rasy wpadła na plac i ruszyła na oddział.
- Jestem jednym z nich. - powiedział Nicolas do gwardzisty, który odwrócił się zaskoczony w stronę walki.
- Co powiedzia... - słowa strażnika urwały się gdy otrzymał ciężki cios w podstawę czaszki. - Idiota - pomyślał Nicolas biorąc miecz do ręki. Dobrze było poczuć miecz w ręku, zwłaszcza mając na uwadze rozwijającą się przed nim bitwę. I czołg. Rycerz zamrugał. Czołg? Jaki idiota używa w środku miasta gdzie połowa uliczek jest dla niego za ciasna? Nicolas spotykał się już z tymi behemotami na polu bitwy i znał ich siłę, ale teraz załatwienie tego czołgu będzie proste. Nawet bardzo proste. Nicolas skrzywił się. Albo byłoby bardzo proste gdyby miał z pięciu rycerzy do pomocy. - Trudno - stwierdził i przyjrzał się jeszcze raz walce. Wszyscy byli skoncentrowani na osobnikach ( bo nie można powiedzieć ludziach) wybiegających z uliczki po przeciwnej stronie rynku. On sam jakimś cudem stał za liniami wroga nie niepokojony przez nikogo. Przed nim stał ten nieszczęsny oddział Wielkich Mieczy i czołg. Szarżę na czołg odrzucił od razu, ale ten oddziałek... Nicolas przykłęknął przy gwardziście, ściągnął z niego hełm i płaszcz. Hełm niezbyt pasował, za to peleryna była w sam raz. Umieścił miecz przy boku i ruszył w stronę tyłu oddziału. Stojący na tyle dowódca, zajęty masakrą dziejącę się przed nim, nawet nie zauwarzył gdy rycerz podszedł luźnym krokiem i stanął za nim. Nicolas w międzyczasie przygotował sobie misericordię, z której nie omieszkał teraz skorzystać. Chwycił dowódcę po ramię od tyłu lewą ręką wbijając jednocześnie cieńkie ostrze w kręgosłup u podstawy hełmu przebijając najwyraźniej słabej konstrukcji kolczugę. Śmierć była natychmiastowa. Rycerz podtrzymał ciało chowając się za nim tworząc wrażenie jakby dowódca jeszcze żył po czym wrzasnął z całej siły - ODWRÓT! - Resztki Wielkich Mieczy zaczęły uciekać.

[Nie mogłem pisać przez parę dni i omija mnie cała zabawa :/ Ale teraz już oficjalnie wkraczam do gry. I mam nadzieję, że nie popsułem nikomu planów planów.]

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Dobra o co biega z tym słonecznikiem? :D Muszę wiedzieć.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Zawodnicy i ich towarzysze bronili się dzielnie, choć z każdej strony na plac wlewały się co chwila nowe oddziały straży miejskiej, rycerzy Ulryka i wściekłego tłumu, które szybko lądowały na piętrzących się wszędzie stertach ciał. Bitwa była niewiarygodnie intensywna, lecz po długim biegu i zaciętej walce, uczestnikom Areny zaczynało już brakować sił. Bitewne okrzyki i makabryczne wrzaski rannych co chwila zagłuszały eksplozje magicznych pocisków i kul armatnich. Saito zdołał przewalczyć swoje zmęczenie siłą bezwzględnej dyscypliny, wszak był kensai, jednym z niewielu mistrzów miecza, którzy potrafili dzięki swoim ponadprzeciętnym umiejętnościom walczyć godzinami samotnie stawiając czoła nawet setce przeciwników. Wtem nastąpił wybuch, coś popchnęło Saito w przód, zwalając go z nóg. Dzwoniło mu w uszach i cały był uwalany krwią i ziemią. Tylko odruchy reagujących jak automat mięśni pozwoliły mu sparować cios miecza i odsunąć się od halabardy, która zazgrzytała o bruk. Może trwało to kilka sekund, a może minut, lecz gdy ronin otrząsnął się, zobaczył że jest otoczony, przez ostrożnie zbliżających się imperialnych. Gdy jeden z nich rzucił się na leżącego rozległ się świst, krzyk i łoskot pancerza uderzającego o bruk - Saito odciął agresorowi nogę w kostce, i nie podnosząc się z ziemi zakręcił się jak fryga, szykując taki sam los pozostałym zbrojnym, którzy rzucili się nań kupą. https://www.youtube.com/watch?v=bD5TMdAtmQs
Gdy większość wrogów już leżała, wykrwawiając się, Saito przypomniał sobie o czymś. Wstał jak sprężyna, uchylił się przed ciosem dwuręcznego miecza, i jednocześnie siekąc po gardle innego wroga, wyrwał oko Wielkiemu Mieczowi, po czym rzucił je w otwarte usta szarżującego strażnika miejskiego, który chwycił się za gardło i udławił się. Ronin, nie oglądając się na to, wbił Zabójcę Oni w głowę trzymającego się za twarz Wielkiego Miecza, po czym ruszył w kierunku zastawionej kratą dziury w skale, na której stał jakiś budynek. Tunel był ich najlepszą szansą na ucieczkę.
- TuneR! Musimy dostać się do tuneRu! - zawołał do towarzyszy, usiłując przekrzyczeć zgiełk bitwy. Był już kilka kroków od kraty, gdy stanął przed nim jakiś chłopak, trzymający widły w drżących rękach. Samuraj nie wahał się ani chwili. Gdyby to zrobił, skończyłby z żelastwem w brzuchu, jak pewien słynny łowca potworów. Jednym uderzeniem przeciął spróchniały trzonek wideł, gdy wieśniak próbował zastawić się oburącz, przeciął kij na kolejne dwie połówki. Niechybnie rozpołowiłby adwersarza, gdyby ten instynktownie nie odskoczył w tył, upuszczając przy tym drewno.
- Litości...!
- Miałeś swoją szansę. Wybrałeś swój Ros. Mnie Ritości byś nie okazał, z resztą prawdziwy wojownik tego nie oczekuje. - To mówiąc Saito wziął zamach znad ramienia. Rozległ się świst i plaśnięcie. Kaneda przeszedł ponad rozciętym od obojczyka do biodra wieśniakiem, i kopnięciem rozbił zardzewiałą kratę.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Mikram
Warzywo
Posty: 14

Post autor: Mikram »

Po prawej czołg, po lewej odział muszkieterów i Wielki Mistrz, na przeciwko Inkwizytor wrzeszczący coś o zdradzie wiary. Na dachu niziołek, gdzieś tam lata smok. Oprócz tego mag podpalający miasto, banda norsmenów i Pani wie jeszcze kto. Paranoja. Takie go chaosu jeszcze nie widział. Wielkie Miecze w odwrocie, ale walka wygląda na bezsensowną. - Niech Pani nas ratuje - Ale coś się nie zgadzało. Czołg! Czołg przestał się ruszać! Cuda się zdarzają, ciekawe że sporo z nich ma leśniaków jako ich nieodłączną część, bo i teraz mignęła mu charakterystyczna sylwetka akompaniowana przez wilka. - Możemy to wygrać - taka myśl zaświtała mu przez moment. Później zobaczył co się pojawiło za oddziałem muszkieterów. Nie był to przyjemny widok.
- Na Tzeentcha! Mają działa! - rozległ się wrzask. Rzeczywiście na rynek wjechały cztery działa i gotowały się do strzału najpewniej kartaczami. Nicolas rzucił się w stronę jedynej kryjówki na placu - wraku czołgu modląc się by zdążył przed wystrzeleniem.

[Rozwaliliśmy czołg to potrzebne jest nowe urozmaicenie.]

Rabsp
Masakrator
Posty: 2445
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Rabsp »

Świst wystrzałów i szczęk mieczy unosił się nad ciasnymi uliczkami. Uczestnicy Areny toczyli zacięty bój z gwardią. Marr wypadł szaleńczo na ulicę gdzie toczyły się główne walki. Na dachach roiło się od strzelców. Wampir przebiegł kilka metrów brukiem, pozbawił życia dwóch imperialistów, wskoczył na wysoką skrzynię koło jednego z budynków, po czym znalazł się juz na dachu. Uchyliwszy się przed gorejącym płomieniem smoka krążącego po niebie, Marr zaszarżował na kuszników, którzy zajęci byli ostrzeliwaniem Ygg'a. Zaatakował ich od boku, zanim sie zorientowali, wampir był już blisko. Marr wyprowadził kaskadę ciosów i powalił pierwszego ze strzelców, który to straciwszy grunt pod nogami, zsunął się z pochyłego dachu i spadł na ulicę rozbijając głowę o krawężnik. Pozostali przy życiu kusznicy dosięgnęli swych krótkich mieczy. Opór nie zdał się na nic wobec takiego przeciwnika jakim był wampir. Marr uchylił się w lewo przed pierwszym ciosem imperialisty, wyprowadził kontratak i wbił ostrze w plecy przeciwnika po samą rękojeść. Duch uleciał z nędznego człowieka, a Marr wyszarpał swój miecz. Kolejny atak nadszedł z boku. Imperialista ciął z góry, lecz upiór był już gotów i zablokował ten cios swym orężem. Przez chwile wojownicy siłowali się, Marr otworzył szeroko usta eksponując swoje przeraźliwe kły. Siła człowieka nie mogła równać się z mocą nieumarłęgo, który to z łatwością odepchnął swego owładniętego strachem przeciwnika. Doskoczył do oszołomionego wojownika i zatopił w nim swoje szczęki. Kolejne truchło bezwładnie spadło z dachu, a Marr kontynuował szaleńczy atak na swoje przyszłe ofiary. Kusznicy padali jeden za drugim. Ostatni z oddziału zdecydował sam o swoim losie i w obliczu nadchodzącego wampira, sam skoczył z wysokości rozbijając się o zimny bruk. Nieumarły szlachcic oczyściwszy dach, usłyszał donośny huk. Rzucił spojrzeniem na okolicę. Dostrzegł oddział długowłosego woja z północy z potężnym młotem, który próbował przebić się przez gruby, stalowy pancerz czołgu parowego. Zaintrygowany wielką maszyną, którą po raz pierwszy w swoim parszywym życiu widział, Marr ruszył w stronę zawieruchy w pobliżu czołgu.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Bić ich! Niech ogarnie was furia Ulryka!- krzyczał Wielki Mistrz wymachując młotem stylizowanym na głowę wilka. Stał za oddziałem Strzelców Middenheimu - muszkieterach odzianych w wysokie futrzane czapki i futra.
Wielki Mistrz siedział na (nowym) koniu okutym w żelazny kropierz na którym widniały wygrawerowane symbole biegnących wilków. Sam dowódca odziany był w błyszczący potężny pancerz z naramiennikami w kształcie głów wilków. Nie nosił on hełmu ,wiec jego czarna broda i gniewny wyraz twarzy był dobrze widoczy. Wydawał on rozkazy i próbował zebrać reszti Gwardii ,kiedy usłyszał dobiegajacy z tyłu głos -"Memento mori..."- wojownik od razu rozpoznał głos ,splunął i wrzasnął -Magnus Von Bittenberg! Szukałem cię!- rycerz uderzył na odlew dla pewności po czym spiął konia i odjechał trochę skręcajac wierzchowcem -Panowie! Rozwalić go!- wydał komendę do strzelców.
-Ale panie! To wielki inkwizytor!- krzyknął sierżant ,gdy jego ludzie niepewnie spogladali na rycerza i idącego powoli Magnusa ,który recytował modlitwę do Sigmara i unosił miecz spoglądając w górę białymi oczyma.
-A ja jestem Wielkim Mistrzem! Ognia!- ryknął ,po czym salwa przestraszonych muszkieterów huknęła i kilkanaście kul pomknęło w stronę Magnusa. Po chwili dym opadł a wśród zgiełku bitwy roznosił się śmiech Wielkiego Mistrza. W końcu radość się skończyła ,gdy przez dym dostrzegł stojącego na nogach łowcę. Inkwizytor splunął krwia połączoną z dziwną cieczą i zatoczył sie podtrzymujac się na dzierżonym flambergu. Biały Wilk wytrzeszczył oczy i jęknał -Przeładować ,kurwa...-
Von Bittenberg w końcu stanął prosto i wycharczał -Niech poprzez gniew boży... wasze dusze zostaną zbawione...- warknął po czym uniósł miecz i skoczył niezwykle szybko aż pod oddział strzelców uderzajac w pierwszego od góry i rozcinajac mu głowę na pół. Jego towarzysze zostali oblani czerwona mazia i kompletnie nieprzygotowani do walki wręcz zaczęli wrzeszczeć łamiąc szereg. Kilku od razu uciekło. Magnus wyszarpnął ostrze i natychmiast z obrotu uderzył bronią w kolejnego przecinając go podczas wrzasku w pół. Dwójka kolejnych próbowała zaatakowac go muszkietami ,jednak zanim zdążyli uderzyć Wielki Inkwizytor wykonał szybkie cięcie i zdekapitował obu jedym ciosem krzycząc coś o zbawieniu. -ULRYK!!!- w ucho Magnusa wpadł wrzask po czym potężny cios uderzył go w plecy mocno odrzucajac w bok.. To Wielki Mistrz zaszarżował na niego. Z ust Magnusa wypłynęła zielona smuga ,a z lewego ramienia zaczęły lecieć iskry.. Wielki Mistrz znów szarżował. Von Bittenberg wrzasnął -SIGMAR REX!- po czym skierował wzrok w jego stronę. Rycerz ujrzał w oczach inkwizytora nie białe gałki ,ale zdawało mu się ,że widzi płomienie. Jęknął i próbował zatrzymać konia ,jednak nie zdążył i wielki flamberg uderzył wierzchowca w głowę zabijajac go na miejscu. Trucho z impentem wpadło w płonący budynek zrzucając jeźdca. Wielki Mistrz mimo wielkiego pancerza podniósł się szybko z popiołów ,odgarnął włosy z twarzy i pochwycił mocno młot.
Von Bittenberg szedł powoli w jego kierunku krzycząc chrypowatym głosem-Za zdradę Imperium i naruszenie woli Sigmara! Skazuję cię na śmierć! Dura lex! Sed lex!-
Rycerz odparł -Spróbuj!- po czym zamachnął sie młotem od góry. Mimo zbroi Magnus odskoczył w bok i ciął z obrotu. Wielki Mistrz niezwykle sprawnie władał wielki młotem ,więc natychmiast zasłonił się przed mieczem i odepchnął inkwizytora ,który natychmiast wykręcił bronią celując w czaszkę. Jednak Biały Wilk schylił się przed ciosem uderzając młotem w brzuch Magnusa. Cios jednak był na tyle słaby ,że inkwizytor nawet go nie poczuł i kopnął brodacza. Wojownik Ulryka upadł na śnieg i w ostatniej chwili odturlał się mimo szybkim ataków po jego zbroi ,dzieki której uniknął obrażeń od Wielkiego Inwizytora ,który nie mógł go mocno trafić. Wielki Mistrz podniósł się podtrzymując młotem ,zrzucił zwisający ,zniszczony naramiennik i natychmiast musiał sparować sztych. Brodacz odparł cios uderzajac w ostrze przeciwnika i uderzył obuchem ukośnie celując w rękę inkwizytora. Magnus nie zdążył unieść broni i żelazny wilk wbił się w jego ramię. z którego buchnęły iskry i wylałą sie jakaś ciecz ,a mechanizmy w ręce zaczęły wariować. Von Bittenberg wrzasnął szaleńczo i uderzył z góry zszokowanego rycerza wytracajac go z równowagi ,przez szybką paradę. Zatoczył sie i w ostatniej chwili odskoczył od lecacego na niego ostrza Magnusa. Biały wielk warknął i zaatakował od góry. Magnus zablokował cios i doszło do próby sił. Każdy z wojowników z całej siły napierał próbując przesiłować drugiego ,brodacz zaciskał zęby i wpatrywał się w srogą twarz Magnusa i płomienne oczy. Kiedy Wielki Mistrz spostrzegł ,ze flamberg Von Bittenberga niebezpiecznie sie do niego zbliza wyszarpnął jedną ręką sztylet i panicznie chciał wbić go z Magnusa ,kiedy buchnął w niego ogień i cały zapłonął puszczając młot. Wrzeszczał i rzucił się w zaspę śniegu podczas ,gdy Magnus zdmuchnął dym z wylotu miotacza i podszedł do płonącego zbrojengo ,który rzucał sie próbujac ugasić ogień -I tak działa święty ogień na heretyków! Tak skoczńczycie! Mogłeś okryć się chwała w moim planie! Ale zgrzeszyłeś!- wrzasnął po czym złapał płonącego mężczyzne i uniósł go nad ziemię patrza w jego przestraszone oczy ,po czym bez słowa cisnął go w ogień płonącego budynku.
Ostatnio zmieniony 6 sty 2014, o 18:38 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3445
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Poprawną formą jest rex. Powinno być więc Sigmar rex, nie rexus. Uczyłem się łaciny już dawno temu, ale parę rzeczy jeszcze pamiętam. :wink: ]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[No popatrz ,czyli zawsze krzyczałem z błędem idąc na wrogów :lol2: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

Plac wokół szamana powoli pustoszał, gdy ilość przeciwników się zmniejszała, armia Middenheim kurczyła się, po prostu bardziej przejmowano się wielkimi wojownikami, niż mamroczącym orkiem otoczonym gwardią. To był błąd. Skierował swym umysłem działa tak, by wystrzelały siebie nawzajem. Jeden głośny huk... i więcej huków słychać nie było. Działa i tak już wyłączone, przestały istnieć. Jednak to nie koniec, w końcu po coś zostawił ten piekielnik, jednak było to ryzykowne. Wymagało przerwania na chwilę czaru.

Inżynier dowodzący artylerią obudził się na moment, lekko otumaniony. Zdziwił się potężnie widząc, że jest jedynym ocalałym, a wszystkie działa i moździerze trafił jasny szlag! Gorzej, sytuacja na polu bitwy wyglądała beznadziejnie, trzeba rozgonić to towarzystwo...

Gahraz wlał się strumieniem w umysły walczących sprzymierzeńców, pozostałych uczestników areny i wszystkich ich towarzyszy. Pomyślał w nich: -Ucieczka. Czołg zaraz spłonie, dowódcy polegną, byle szybko!-

Musiał tylko upewnić się, że wszyscy już uciekają, wtedy, nie musząc już poświęcać tyle energii, znów opanował mózg inżyniera, który już gotował się do strzału, wystarczyło tylko wycelować...a potem zmienić cel... przecież to nie są wrogowie, prawdziwym moim wrogiem jest ta wielka machina... i oddać strzał. Czołg bez załogi, osamotniony na środku placu wybuchł, a odłamki pokaleczyły tych, co nie zdążyli uciec na czas, w tym wielu imperialnych żołnierzy.

Po tym wysiłku szaman zemdlał i długo mógł się nie dobudzić.

[to zostało tylko jakieś pospolite ruszenie]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Na oko to wycięliśmy w pień prawie cztery setki doborowej gwardii, stanowisko z działami, czołg, 3 magów, plebsu już nie liczę :twisted: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

[Dobrze, że nie robiliśmy tego na battlowych zasadach - Trolle rzygające do czołgu :D]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3749
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[W tym czołgu był Bjarn z ekipą XD ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

nindza77
Wodzirej
Posty: 770
Lokalizacja: Animosity Szczecin

Post autor: nindza77 »

[Raczej już nie, chyba że zignorowali sygnał do ucieczki ;) ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2724
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Wszystko się, mówiąc kolokwialnie, popieprzyło. Gdy zawodnicy udali się na ucztę Batiathus miał pilnować, żeby nie urwali łba jakiemuś szlachetce, po czym zgarnąć ich i zaprowadzić w omówione miejsce. Wtedy rozpętało się istne piekło. Pozostał jednak optymistą i liczył, że zdołają uciec przed bandą rycerzy i po cichu wymkną się z miasta. Tyle, że oprócz zakonników, zwalił im się na łeb okoliczny garnizon wojska i niemal cała straż miejska. Nawet banda chłopów z podgrodzia uzbrojona w widły i cepy przybyła do miasta by bić heretyków i obcych. Batiathusowi przeszło przez myśl, że jeśli na bankiecie byli w przedsionku piekła, to teraz są w jego sercu.
Rynek aż wrzał. Krew lała się hektolitrami, a śnieg leżący na ulicy stopniał od niej zupełnie, odkrywając kamienny bruk. Wszędzie leżały ciała, porąbane i spalone na popiół. Batiathus skulił się za wywróconym wozem inkwizycji, starając się pod osłoną zebrać myśli i ułożyć dalszy plan działania. Wiedział, że zmęczenie zagląda w oczy dzielnych gladiatorów. Wiedział, że Wielki Mistrz dysponuje jeszcze sporą ilością ludzi. Jeszcze chwila i zmiotą wszystkich w pył.
Wtedy coś zauważył. I roześmiał się. Bogom niech będą dzięki. -pomyślał.
- Ygg, Aszkael, Magnus! Pomóżcie mi przesunąć ten złom! -wrzasnął na całe gardło.
Wybraniec sztychem powalił kolejnego żołnierza i podbiegł do czołgu. Inkwizytor już tam był. We trójkę naparli ile sił. Troll stęknął, z metalowego ciała von Bittenberga poszedł kłąb pary, lecz w końcu udało się przesunąć ten kawał żelastwa. Batiathus momentalnie doskoczył i otworzył właz w bruku.
- Ja tam nie zejdę.- skrzywił się Menthus, gdy zajrzał do środka.
- To jedyne przejście, przez które zmieszczą się wszyscy -rzucił pośpiesznie kultysta, łypiąc okiem na Ygga.- Idziesz z nami, lub zostajesz tu i giniesz.
Elf chciał coś odpowiedzieć, lecz heretyk już zniknął w czeluści kanału. Chwilę później zszedł Skrenq z towarzyszami, Kheltos i Nicolas i zielonoskórzy niosący swojego nieprzytomnego szefa. Saito, choć ranny, upierał się, by zejść ostatni, a Drugni w ogóle nie chciał uciekać. Inni walczyli, póki mogli, lecz szybko stało się jasne, że jest tylko jedna droga- w dół.

[Z tym pospolitym ruszeniem przesadziliście. W przypadku bandy osobników, którzy są na tyle twardzi, by wziąć udział na Arenie i zadawszy poważne straty wojsku, ostatnią rzeczą, którą ludzie by zrobili, to chwycenie za broń i zaatakowanie intruzów... #-o ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ