ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[Przyjmijmy, że byli pijani i szaleni]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Jestem wcześniej!]
Wokół grzmiały działa, lała się posoka, szalały smocze płomienie. Wśród ryku słonecznej bestii, obrzydliwych odgłosów trolla opróżniającego żołądek i wrzasków żołnierzy biegł Menthus. Jego srebrne ostrze, Kieł stało w ogniu. Ten raz rósł, raz opadał zależnie od siły wiatru Aqashy. Lecz nie ogień był jego najgorszą bronią. Kute w kuźni Vaula ostrze, przecinało i inne klingi, i zbroję. Wkrótce więc obok Smoczego Maga pojawiło się trochę wolnej przestrzeni.
-Musimy zniszczyć ten cholerny czołg!-ryknął w myślach.
-Nie dacie rady. Będę was osłaniał, ale nie przez całą wieczność.-odpowiedzi mu smok.
W tej samej chwili w jego stronę wystrzeliły muszkiety. Kule ze świstem poleciały ku niemu.
Nie zdążył by nic zrobić. Umarł by samotnie, naszpikowany ołowiem.
W tej samej chwili tuż przed nim pojawiła się ściana ognia. Ognista tarcza dobrze spełniła swe zadanie i nawet jeden pocisk, nie musnął jego zbroi.
-Dzięki Isk...-lecz w tej samej chwili zdał sobie sprawę iż to, że żyję nie jest zasługą jego adeptki.-Dzięki Vahanian.
Asari skinął głową i pomknął w sam środek kotła, który utworzył się wokoło trolla.
W rękach Menthusa uformowała się kula ognia. Cisnął ją tam, żołdacy polecieli na wszystkie strony, zaś okoliczne stragany stanęły w płomieniach.
Iskra zasypywała ich mrowiem pocisków, z nieba lał się nieustanny strumień ognia, furia jej i Smauga połączyły się i teraz była w stanie rozpieprzyć to całe cholerne miasto. Szkoda tylko, że tam w środku były dwie ważne dla niej osoby.
-Jedna, cholera jedna!-poprawiła się w myślach.
Z pomiędzy kłów Smauga strzeliła pożoga, ogarniając cała wytoczoną przez Imperialnych artylerie. Działa pod wpływem gorących, rubinowych płomieni rozpłynęły się jak płynne masło.
-Przynajmniej tak mogę i pomóc-pomyślała.
Smok zanurkował, potężnymi łapami wbił się w czołg. Jego długie jak włócznia pazury jednak nie były w stanie przełamać grubej, imperialnej blachy z kuźni Nuln. Słoneczna Bestiia uderzyła skrzydłami, mając najwyraźniej zamiar poderwać czołg w powietrze. Smaug pominął jednak jedne bardzo ważny szczegół. Działo na szczycie czołgu obróciło się w jego stronę.
-Uwaga!-wrzasnęła ze wszystkich swoich sił Aenwyrhies.
Na całe szczęście zrozumiał. Już wznosił się w powietrze, gdzie działo nie mogło go dosięgnąć...
Rozległ się ogłuszający huk.
A zaraz potem ryk.
Na ziemię spadł deszcz karminowych kropel i rubinowych łusek. Kula z działa, z niesamowitą siłą rąbnęła w bok Smoka. Na całe szczęście smoczy łuskowy pancerz był zbyt twardy aby przeszła na wylot. Mimo to uderzyła w Smauga i odbiła się od niego wywołując fontannę posoki.
-Smaug!-wrzasnął w dole mentor Iskry.
Ryk jaki rozdarł odgłosy bitwy był tak głośny iż pękły szyby w oknach. Smok zalał płomieniami większość placu, w puch rozbił resztki gwardii elektorskiej, zniszczył stanowiska muszkietów, nawet płyty czołgu rozgrzały się do niebotycznych temperatur (załoga jednak była wciąż sprawna, choć z poparzeniami!). Po czym wzniósł się w górę, bluznął jeszcze raz ogniem kończąc swe dzieło. Proch zgromadzony w beczkach przy muszkieterach eksplodował z ogłuszającym hukiem. Smaug załopotał skrzydłami i obniżył lot.
Wylądował tuż przy Menthusie, ogonem rozrzucił grupkę żołnierzy. Kłapnął zębami i niedobitki uciekły z krzykiem. Iskra z wdziękiem zsunęła się po jego nie rannym boku.
-Musisz uciekać Smaug!-krzyknął za pomocą telepatii-w góry do jaskiń! Za niedługo się zobaczymy, obiecuję!
-Uważaj na siebie Menthusie!-odrzekł Smok.
Po czym wzbił się w górę, w zimne nocne powietrze i poszybował ku górom.
Po chwili jakiś mężczyzna otworzył właz do studzienki kanalizacyjnej.
-Ja tam nie zejdę!-rzekła Iskra, ponieważ po tych wszystkich wydarzeniach tej nocy miała lekką chrypę, ktoś źle słyszący mógł wsiąść ją za jej mentora.
Smoczy Mag był zły, nawet bardzo. Jego smok był ranny, a on za chwilę miał się taplać w gównie.
-Pewnie że zejdziesz!-rzekł-to rozkaz do cholery!
Ku jego zdziwieniu adeptka nie zaprotestowała.
Po chwili sam zszedł za nią. Wymruczał formułę i na jego palcach zatańczyły ogniki rozświetlając ciemności kanału.
-Gdzie teraz?-zapytał Batiathusa.
Wokół grzmiały działa, lała się posoka, szalały smocze płomienie. Wśród ryku słonecznej bestii, obrzydliwych odgłosów trolla opróżniającego żołądek i wrzasków żołnierzy biegł Menthus. Jego srebrne ostrze, Kieł stało w ogniu. Ten raz rósł, raz opadał zależnie od siły wiatru Aqashy. Lecz nie ogień był jego najgorszą bronią. Kute w kuźni Vaula ostrze, przecinało i inne klingi, i zbroję. Wkrótce więc obok Smoczego Maga pojawiło się trochę wolnej przestrzeni.
-Musimy zniszczyć ten cholerny czołg!-ryknął w myślach.
-Nie dacie rady. Będę was osłaniał, ale nie przez całą wieczność.-odpowiedzi mu smok.
W tej samej chwili w jego stronę wystrzeliły muszkiety. Kule ze świstem poleciały ku niemu.
Nie zdążył by nic zrobić. Umarł by samotnie, naszpikowany ołowiem.
W tej samej chwili tuż przed nim pojawiła się ściana ognia. Ognista tarcza dobrze spełniła swe zadanie i nawet jeden pocisk, nie musnął jego zbroi.
-Dzięki Isk...-lecz w tej samej chwili zdał sobie sprawę iż to, że żyję nie jest zasługą jego adeptki.-Dzięki Vahanian.
Asari skinął głową i pomknął w sam środek kotła, który utworzył się wokoło trolla.
W rękach Menthusa uformowała się kula ognia. Cisnął ją tam, żołdacy polecieli na wszystkie strony, zaś okoliczne stragany stanęły w płomieniach.
Iskra zasypywała ich mrowiem pocisków, z nieba lał się nieustanny strumień ognia, furia jej i Smauga połączyły się i teraz była w stanie rozpieprzyć to całe cholerne miasto. Szkoda tylko, że tam w środku były dwie ważne dla niej osoby.
-Jedna, cholera jedna!-poprawiła się w myślach.
Z pomiędzy kłów Smauga strzeliła pożoga, ogarniając cała wytoczoną przez Imperialnych artylerie. Działa pod wpływem gorących, rubinowych płomieni rozpłynęły się jak płynne masło.
-Przynajmniej tak mogę i pomóc-pomyślała.
Smok zanurkował, potężnymi łapami wbił się w czołg. Jego długie jak włócznia pazury jednak nie były w stanie przełamać grubej, imperialnej blachy z kuźni Nuln. Słoneczna Bestiia uderzyła skrzydłami, mając najwyraźniej zamiar poderwać czołg w powietrze. Smaug pominął jednak jedne bardzo ważny szczegół. Działo na szczycie czołgu obróciło się w jego stronę.
-Uwaga!-wrzasnęła ze wszystkich swoich sił Aenwyrhies.
Na całe szczęście zrozumiał. Już wznosił się w powietrze, gdzie działo nie mogło go dosięgnąć...
Rozległ się ogłuszający huk.
A zaraz potem ryk.
Na ziemię spadł deszcz karminowych kropel i rubinowych łusek. Kula z działa, z niesamowitą siłą rąbnęła w bok Smoka. Na całe szczęście smoczy łuskowy pancerz był zbyt twardy aby przeszła na wylot. Mimo to uderzyła w Smauga i odbiła się od niego wywołując fontannę posoki.
-Smaug!-wrzasnął w dole mentor Iskry.
Ryk jaki rozdarł odgłosy bitwy był tak głośny iż pękły szyby w oknach. Smok zalał płomieniami większość placu, w puch rozbił resztki gwardii elektorskiej, zniszczył stanowiska muszkietów, nawet płyty czołgu rozgrzały się do niebotycznych temperatur (załoga jednak była wciąż sprawna, choć z poparzeniami!). Po czym wzniósł się w górę, bluznął jeszcze raz ogniem kończąc swe dzieło. Proch zgromadzony w beczkach przy muszkieterach eksplodował z ogłuszającym hukiem. Smaug załopotał skrzydłami i obniżył lot.
Wylądował tuż przy Menthusie, ogonem rozrzucił grupkę żołnierzy. Kłapnął zębami i niedobitki uciekły z krzykiem. Iskra z wdziękiem zsunęła się po jego nie rannym boku.
-Musisz uciekać Smaug!-krzyknął za pomocą telepatii-w góry do jaskiń! Za niedługo się zobaczymy, obiecuję!
-Uważaj na siebie Menthusie!-odrzekł Smok.
Po czym wzbił się w górę, w zimne nocne powietrze i poszybował ku górom.
Po chwili jakiś mężczyzna otworzył właz do studzienki kanalizacyjnej.
-Ja tam nie zejdę!-rzekła Iskra, ponieważ po tych wszystkich wydarzeniach tej nocy miała lekką chrypę, ktoś źle słyszący mógł wsiąść ją za jej mentora.
Smoczy Mag był zły, nawet bardzo. Jego smok był ranny, a on za chwilę miał się taplać w gównie.
-Pewnie że zejdziesz!-rzekł-to rozkaz do cholery!
Ku jego zdziwieniu adeptka nie zaprotestowała.
Po chwili sam zszedł za nią. Wymruczał formułę i na jego palcach zatańczyły ogniki rozświetlając ciemności kanału.
-Gdzie teraz?-zapytał Batiathusa.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ VETO! Nie wchodziłem do żadnej piekielnej machiny buzującej parą! Prysznic też się liczy, to w końcu Norsmeni!
może wycięliśmy tak podliczając cały rolplej z ponad 300 + plebs ale nas samych jest z 50 + smok itp.
Czas kończyć...]
Bjarn spojrzał zdyszany w górę czołgu, skąd wychynął młody inżynier z powtarzalnym pistolotem. Seria zabębniła o pancerz, a Bjarn zsunął się po spadzistym pancerzu, instynktowyn skrętem ciała unikając kul, z których jedna i tag zerwała mu pozostający naramiennik inkrustowany srebrem. Zanim Ingvarsson zdążył cokolwiek zrobić inżynier zawisł na wieżyczce, z pojedynczą strzałą która przeszyła mu gardło. Wydarty Morzu skinął głową Vahanianowi i odtrącił miecz jednego z ostatnich Wielkich Mieczy po czym wbił mu okuty koniec trzonka w twarz i przekręcił, ciskając żołnierza ze zmielonym nosem na podarty kołami czołgu bruk. Gwardzista usiłował jeszcze dźgnąć go sztyletem, jednak Ingvarsson wykazał się znów refleksem i obuchem zmiażdżył mu dłoń i odtrącił ostrze, a samego wojownika wepchnął potężnym kopnięciem między koła czołgu. Zmielona głowa i kark zbryzgały bruk. Wtedy ciało inżyniera zsunęło się z wieżyczki, za nim łapiąc powietrze jak wynurzający się pływak wypadł dowódca z czarną brodą. Jednak nie atakował on Bjarna, statrał się tylko wydostać z czołgu. Inżynier zamachał rękami w pokrwawionym i podartym surducie, po czym coś wciągnęło krzyczącego człowieka do środka maszyny. Bjarn w przerwie pomiędzy kolejnymi ciosami młota zauważył wyskakującą wilczycę z pyskiem ociekającym krwią.
- I masz za swoje, piromanie... - warknął Ingvarsson, szukając wzrokiem sojuszników. Wróg ustępował. Zobaczył za to Saito oraz Batiathusa siłujących się z ukrytą w zgliszczach, pordzewiałą kratą. Podbiegł do nich i wzniósł młot.
- Z drogi! Tak to się robi, na Thora! - rzekł i jednym ciosem posłał zgiętą kratownicę w dół ciemnego tunelu.
- Teraz zbierzmy tam zawodników! - wykrzyczał Kaneda. Bjarn skinął głową i pobiegł osłonić powóz z Leifem i Thorrvaldem przed rycerzami.
Dwie arystokratki próbowały utrzymać leżącego ze zmęczenia Thorrvalda na siedzeniu, lecz woj w zbroi był po prostu za ciężki i runął obok swego brata. Wtedy drzwi przebiła czwórka kolców, zagiętych jak wilcze szpony. Kotś szarpnął i młot wyrwał drzwi z zawiasów. Stojący za nimi Biały Wilk o związanych w kucyk, srebrnych włosach uniósł kord w drugiej ręce i postąpił krok naprzód. Prosto na zarzygane przez Leifa schodki do powozu. Wojak runął na dywan w środku i szarpnął się z także leżącym Thorrvaldem. Nagle kabinę wypełnił pisk. Zanim bezimienny Łowca Czarownic zareagował ruda dziewczyna wyrwała mu zza pasa sztylet i w szale zagłębiała go raz po raz w głowie i szyi szamoczącego się rycerza. Zbryzgana krwią upadła pod okienko, głośno dysząc i puszczając broń. Nad ciałem towarzysza wstąpił kolejny zakonnik - zwalisty drab o rozwidlonej brodzie. Ten od razu przygrzmocił łowcy w zęby, tak że czerep w kapeluszu przebił okienko po drugiej stronie. Thorrvald ostatkiem sił wraził sztylet porzucony przez szlachciankę między płyty panerza na nodze. Wilk zawył i wzniósł buzdygan z lodem w oczach. Wtedy druga z dziewczyn wyrwała dochodzącemu do siebie po ciosie łowcy czarownic, szpadę i zaczęła na ślepo smagać brodacza po twarzy, ten jednym ruchem skręcił jej kark i wyrzucił z powozu, jednak jej poświęcenie nie poszło na marne. Z tyłu ktoś wrzasnął, coś co Thorrvald przyjął na moment przed zaśnięciem jako ratunek.
- EISSVANRFIORD! - prawy sierpowy uderzył z taką siłą, że Biały Wilk aż zadzwonił zębami i obrócił się. Bjarn wpadł na niego, przygniatając go do drzwiczek powozu i waląc z dołu styliskiem, podbił w górę z trzaskiem szyi łeb brodacza. Ten na ślepo zamachnął się młotem, lecz ingvarsson zwinnie uchylił się w dół i szybkim zamachem zdmuchnął głowę z barków Wilka. Trup w zbroi zwalił się z łoskotem w śnieg, a właściwie krwawe błoto.
- Woźnico! - ryknął Bjarn, łapiąc się za bok karocy i stając w jej progu jedną nogą. - Do tamtego tunelu!!!
Milczący mnich skinął głową i popędził przerażone konie, tak że przejeżdżając plac tratowały zarówno sojuszników jak i wrogów. Łowcy Czarownic doszli do siebie i rozeźleni 'heretycką odwagą' panienek palili z pistoletów do strzelców na dachach. Na sekundę przed tym minął ich pędzący na złamanie karku czołg parowy, cały w gorącej wodzie i płomieniach. Rozpędzona maszyna minęła walczące trolle i wprasowując w grunt połowę konnych rycerzy wjechała w jakiś budynek, gdzie niewiadomego źródła eksplozja zasnuła jego ostateczny kurs.
- Dobrze, jesteśmy! Za mną, pomóżcie mi nieść tych dwóch tam do tunelu! - ryknął Bjarn do skulonej panny, łowców i mnicha.
Olfarr przeturlał się pod ciosem młota i z ponurym uśmiechem wraził ląśniące runami ostrze Prunthila w krwawiące po poprzednim ciosie udo rycerza. Ten ryknął jak zarzynane zwierzę i pochylił się nad raną, upuszczając młot. Olfarr złapał go za kłaki i raz po raz walił żelaznym kantem tarczy z wygrawerowaną lilią, aż cała twarzoczaszka zmieniła się w bulgoczącą, krwawą masę. Zanim ciało zsunęło się z konia kolejny cios młota przysłonił mu światło księżyca. Olfarr instynktownie uniósł żelazny puklerz który jednak poszedł w kawałki pod impetem młota, a jego ramię zatrzeszczało nieprzyjemnie pulsując okropnym bólem. Upadając ciął z nawyku po nogach przeciwnika, lecz runicza stal zatrzymała się na pancerzu. Biały Wilk uniósł młot.
- Za Ulryka!!! - zanim skończył biała piana cieknąca mu na brodę przybrała różowy i w końcu czerwony odcień. Z wbitym bełtem w kark rycerz odwrócił się niemrawo. Lecz nie ujrzał już tego co Olfarr, bo Ygg złapał go w pasie i po prostu skonsumował rycerza, odgryzając merdające mu spazmatycznie z pyska nogi. Na rogu dachu stał Ulfarr podświetlany srebrnym blaskiem księżyca, dzierżąc wciąż drgającą kuszę. Jego brat został wcześniej ciśnięty przez Ygga na dach by wyrżnął strzelców. Zadanie wykonał z taką krwawą dokładnością iż ostatni z nich woleli skręcić sobie kark skacząc w dół, niż się z nim uczciwie zmierzyć. Ulfarr ujrzał brata i usłyszał Bjarna. Skinął głową i nagle w biegu cisnął na schody budynku po przeciwnej stronie tarczę i po majestatycznym skoku spadł na nią, zjeżdżając po niej jak niegdyś pewien leśny elf w czasie oblężenia. Tylko że Ulfarr nie tracił czasu na takie duperele jak strzelanie. Szybkim ciosem wilczego miecza odpędził lub zranił kilku żołnierzy w błękicie po czym dobiegł do Olfarra i zdjął mu z ręki resztki puklerza.
- Idziemy, trza stąd uciekać! - Olfarr skinął głową i zwołał także Ygga oraz Drugniego i sir Nicolasa. Razem jak niepowstrzymany, pancerny taran dotarli do Bjarna i tunelu, bez słowa pogrążając się w mroku. Cała piątka Norsów była już w tunelu z większoscią zawodników. Nie czekali już i Magnus nasunął częściowo kratę za nimi. Resztę miała zrobić ostatnia grupka zawodników, uganiajaca się za niedobitkami po zgliszczach i hałdach trupów oraz kończyn. Krew ciurkiem wlewała się za nimi do tunelu przez szczeliny kraty. Dochodził smród spalenizny i krzyki. Middenheim zapamięta ich na długo.
*****
Tymczasem w wieży dowodzenia straży miejskiej słynny na całą prowincję kapitan Otto von Volk poprawił beret i krzyczał do blaszanego wynalazku, opierając spocone ręce na mapie rynku i kilku najnowszych szkicach sytuacji oraz raportów.
- CO?! Powtórz żołnierzu... Rayan, gdzie wy kurwa jesteście... - odpowiedział mu chrobot, potem dźwięki jakby jęczącego błagania uciętego ciosem miecza.
- Cholera... Druftmann! Meldować! Co się tam dzieje! - ryknął, patrząc na płonący plac przez podwójną lunetkę z krzywym napisem 'U.S.Armien'.
- Nie możemy... ostrzeliwuje nas własna artyleria, przygwoździli nas... nie mamy kontaktu z Wielkim Mistrzem, herr inżynier Hauptmann także gdzieś znikął wraz z czołgiem 'Furia Ulryka'... TO ISTNA RZEŹ! Aaaargghhh, puszczaj PSYCHOPATO... aaaa!!! - chrobot i dźwięki któruych lepiej byłoby nie nazywać.
- Cholera! Ar-Ulryk i Książę Elektor odebrali mi autoryzację... kończymy... ale wpierw... - Otto przełączył coś na tym huczącym ustrojstwie od magów. Rzekomo cudowny wynalazek do kooperowania działań w całym wielki Mieście Białego Wilka...- Przeklęty złom... Baterie dział na murach! Tu kapitan Otto von Volk... baterie "Magnus", "Wilczy kieł" i "Kij w oko Archaona" ostrzelać plac targowy!!! Macie zrobić tam jebany krater do wnętrza góry... eeech, gdzie ja pracuję...
Za kilka sekund działa obróciły w perzynę caly plac w raz z przyległymi domami. Ale oprócz stosów trupów i rzek krwi nie było tam juz nic. Świetliste kule i huk rozświetlały miasto na długo po tym jak zawodnicy opuścili je tunelami...
[ EDIT: sorka Kordelas za pożyczenie sobie powozu i łowców ale przynajmniej ich uratowałem wraz z mnichem, a potrzeba była nagląca - odwdzięczę się kiedyś. Kurde, jesteśmy chyba najgorszą plagą Middenheim od czasów Archaona, a może, kto wie ? ]
może wycięliśmy tak podliczając cały rolplej z ponad 300 + plebs ale nas samych jest z 50 + smok itp.
Czas kończyć...]
Bjarn spojrzał zdyszany w górę czołgu, skąd wychynął młody inżynier z powtarzalnym pistolotem. Seria zabębniła o pancerz, a Bjarn zsunął się po spadzistym pancerzu, instynktowyn skrętem ciała unikając kul, z których jedna i tag zerwała mu pozostający naramiennik inkrustowany srebrem. Zanim Ingvarsson zdążył cokolwiek zrobić inżynier zawisł na wieżyczce, z pojedynczą strzałą która przeszyła mu gardło. Wydarty Morzu skinął głową Vahanianowi i odtrącił miecz jednego z ostatnich Wielkich Mieczy po czym wbił mu okuty koniec trzonka w twarz i przekręcił, ciskając żołnierza ze zmielonym nosem na podarty kołami czołgu bruk. Gwardzista usiłował jeszcze dźgnąć go sztyletem, jednak Ingvarsson wykazał się znów refleksem i obuchem zmiażdżył mu dłoń i odtrącił ostrze, a samego wojownika wepchnął potężnym kopnięciem między koła czołgu. Zmielona głowa i kark zbryzgały bruk. Wtedy ciało inżyniera zsunęło się z wieżyczki, za nim łapiąc powietrze jak wynurzający się pływak wypadł dowódca z czarną brodą. Jednak nie atakował on Bjarna, statrał się tylko wydostać z czołgu. Inżynier zamachał rękami w pokrwawionym i podartym surducie, po czym coś wciągnęło krzyczącego człowieka do środka maszyny. Bjarn w przerwie pomiędzy kolejnymi ciosami młota zauważył wyskakującą wilczycę z pyskiem ociekającym krwią.
- I masz za swoje, piromanie... - warknął Ingvarsson, szukając wzrokiem sojuszników. Wróg ustępował. Zobaczył za to Saito oraz Batiathusa siłujących się z ukrytą w zgliszczach, pordzewiałą kratą. Podbiegł do nich i wzniósł młot.
- Z drogi! Tak to się robi, na Thora! - rzekł i jednym ciosem posłał zgiętą kratownicę w dół ciemnego tunelu.
- Teraz zbierzmy tam zawodników! - wykrzyczał Kaneda. Bjarn skinął głową i pobiegł osłonić powóz z Leifem i Thorrvaldem przed rycerzami.
Dwie arystokratki próbowały utrzymać leżącego ze zmęczenia Thorrvalda na siedzeniu, lecz woj w zbroi był po prostu za ciężki i runął obok swego brata. Wtedy drzwi przebiła czwórka kolców, zagiętych jak wilcze szpony. Kotś szarpnął i młot wyrwał drzwi z zawiasów. Stojący za nimi Biały Wilk o związanych w kucyk, srebrnych włosach uniósł kord w drugiej ręce i postąpił krok naprzód. Prosto na zarzygane przez Leifa schodki do powozu. Wojak runął na dywan w środku i szarpnął się z także leżącym Thorrvaldem. Nagle kabinę wypełnił pisk. Zanim bezimienny Łowca Czarownic zareagował ruda dziewczyna wyrwała mu zza pasa sztylet i w szale zagłębiała go raz po raz w głowie i szyi szamoczącego się rycerza. Zbryzgana krwią upadła pod okienko, głośno dysząc i puszczając broń. Nad ciałem towarzysza wstąpił kolejny zakonnik - zwalisty drab o rozwidlonej brodzie. Ten od razu przygrzmocił łowcy w zęby, tak że czerep w kapeluszu przebił okienko po drugiej stronie. Thorrvald ostatkiem sił wraził sztylet porzucony przez szlachciankę między płyty panerza na nodze. Wilk zawył i wzniósł buzdygan z lodem w oczach. Wtedy druga z dziewczyn wyrwała dochodzącemu do siebie po ciosie łowcy czarownic, szpadę i zaczęła na ślepo smagać brodacza po twarzy, ten jednym ruchem skręcił jej kark i wyrzucił z powozu, jednak jej poświęcenie nie poszło na marne. Z tyłu ktoś wrzasnął, coś co Thorrvald przyjął na moment przed zaśnięciem jako ratunek.
- EISSVANRFIORD! - prawy sierpowy uderzył z taką siłą, że Biały Wilk aż zadzwonił zębami i obrócił się. Bjarn wpadł na niego, przygniatając go do drzwiczek powozu i waląc z dołu styliskiem, podbił w górę z trzaskiem szyi łeb brodacza. Ten na ślepo zamachnął się młotem, lecz ingvarsson zwinnie uchylił się w dół i szybkim zamachem zdmuchnął głowę z barków Wilka. Trup w zbroi zwalił się z łoskotem w śnieg, a właściwie krwawe błoto.
- Woźnico! - ryknął Bjarn, łapiąc się za bok karocy i stając w jej progu jedną nogą. - Do tamtego tunelu!!!
Milczący mnich skinął głową i popędził przerażone konie, tak że przejeżdżając plac tratowały zarówno sojuszników jak i wrogów. Łowcy Czarownic doszli do siebie i rozeźleni 'heretycką odwagą' panienek palili z pistoletów do strzelców na dachach. Na sekundę przed tym minął ich pędzący na złamanie karku czołg parowy, cały w gorącej wodzie i płomieniach. Rozpędzona maszyna minęła walczące trolle i wprasowując w grunt połowę konnych rycerzy wjechała w jakiś budynek, gdzie niewiadomego źródła eksplozja zasnuła jego ostateczny kurs.
- Dobrze, jesteśmy! Za mną, pomóżcie mi nieść tych dwóch tam do tunelu! - ryknął Bjarn do skulonej panny, łowców i mnicha.
Olfarr przeturlał się pod ciosem młota i z ponurym uśmiechem wraził ląśniące runami ostrze Prunthila w krwawiące po poprzednim ciosie udo rycerza. Ten ryknął jak zarzynane zwierzę i pochylił się nad raną, upuszczając młot. Olfarr złapał go za kłaki i raz po raz walił żelaznym kantem tarczy z wygrawerowaną lilią, aż cała twarzoczaszka zmieniła się w bulgoczącą, krwawą masę. Zanim ciało zsunęło się z konia kolejny cios młota przysłonił mu światło księżyca. Olfarr instynktownie uniósł żelazny puklerz który jednak poszedł w kawałki pod impetem młota, a jego ramię zatrzeszczało nieprzyjemnie pulsując okropnym bólem. Upadając ciął z nawyku po nogach przeciwnika, lecz runicza stal zatrzymała się na pancerzu. Biały Wilk uniósł młot.
- Za Ulryka!!! - zanim skończył biała piana cieknąca mu na brodę przybrała różowy i w końcu czerwony odcień. Z wbitym bełtem w kark rycerz odwrócił się niemrawo. Lecz nie ujrzał już tego co Olfarr, bo Ygg złapał go w pasie i po prostu skonsumował rycerza, odgryzając merdające mu spazmatycznie z pyska nogi. Na rogu dachu stał Ulfarr podświetlany srebrnym blaskiem księżyca, dzierżąc wciąż drgającą kuszę. Jego brat został wcześniej ciśnięty przez Ygga na dach by wyrżnął strzelców. Zadanie wykonał z taką krwawą dokładnością iż ostatni z nich woleli skręcić sobie kark skacząc w dół, niż się z nim uczciwie zmierzyć. Ulfarr ujrzał brata i usłyszał Bjarna. Skinął głową i nagle w biegu cisnął na schody budynku po przeciwnej stronie tarczę i po majestatycznym skoku spadł na nią, zjeżdżając po niej jak niegdyś pewien leśny elf w czasie oblężenia. Tylko że Ulfarr nie tracił czasu na takie duperele jak strzelanie. Szybkim ciosem wilczego miecza odpędził lub zranił kilku żołnierzy w błękicie po czym dobiegł do Olfarra i zdjął mu z ręki resztki puklerza.
- Idziemy, trza stąd uciekać! - Olfarr skinął głową i zwołał także Ygga oraz Drugniego i sir Nicolasa. Razem jak niepowstrzymany, pancerny taran dotarli do Bjarna i tunelu, bez słowa pogrążając się w mroku. Cała piątka Norsów była już w tunelu z większoscią zawodników. Nie czekali już i Magnus nasunął częściowo kratę za nimi. Resztę miała zrobić ostatnia grupka zawodników, uganiajaca się za niedobitkami po zgliszczach i hałdach trupów oraz kończyn. Krew ciurkiem wlewała się za nimi do tunelu przez szczeliny kraty. Dochodził smród spalenizny i krzyki. Middenheim zapamięta ich na długo.
*****
Tymczasem w wieży dowodzenia straży miejskiej słynny na całą prowincję kapitan Otto von Volk poprawił beret i krzyczał do blaszanego wynalazku, opierając spocone ręce na mapie rynku i kilku najnowszych szkicach sytuacji oraz raportów.
- CO?! Powtórz żołnierzu... Rayan, gdzie wy kurwa jesteście... - odpowiedział mu chrobot, potem dźwięki jakby jęczącego błagania uciętego ciosem miecza.
- Cholera... Druftmann! Meldować! Co się tam dzieje! - ryknął, patrząc na płonący plac przez podwójną lunetkę z krzywym napisem 'U.S.Armien'.
- Nie możemy... ostrzeliwuje nas własna artyleria, przygwoździli nas... nie mamy kontaktu z Wielkim Mistrzem, herr inżynier Hauptmann także gdzieś znikął wraz z czołgiem 'Furia Ulryka'... TO ISTNA RZEŹ! Aaaargghhh, puszczaj PSYCHOPATO... aaaa!!! - chrobot i dźwięki któruych lepiej byłoby nie nazywać.
- Cholera! Ar-Ulryk i Książę Elektor odebrali mi autoryzację... kończymy... ale wpierw... - Otto przełączył coś na tym huczącym ustrojstwie od magów. Rzekomo cudowny wynalazek do kooperowania działań w całym wielki Mieście Białego Wilka...- Przeklęty złom... Baterie dział na murach! Tu kapitan Otto von Volk... baterie "Magnus", "Wilczy kieł" i "Kij w oko Archaona" ostrzelać plac targowy!!! Macie zrobić tam jebany krater do wnętrza góry... eeech, gdzie ja pracuję...
Za kilka sekund działa obróciły w perzynę caly plac w raz z przyległymi domami. Ale oprócz stosów trupów i rzek krwi nie było tam juz nic. Świetliste kule i huk rozświetlały miasto na długo po tym jak zawodnicy opuścili je tunelami...
[ EDIT: sorka Kordelas za pożyczenie sobie powozu i łowców ale przynajmniej ich uratowałem wraz z mnichem, a potrzeba była nagląca - odwdzięczę się kiedyś. Kurde, jesteśmy chyba najgorszą plagą Middenheim od czasów Archaona, a może, kto wie ? ]
[działa już nie istnieją od jakiegoś czasu ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
[skromnie powiadając - wątpię, baterie powypierdzielały się nawzajem w kosmos, a jak coś zostało to spalił to Smaug ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
[nawet nie szaleni czy pijani. po prostu kibice lokalnego klubu blood bowla. agresywne bigoty/lewacy/polaczki-cebulaczki]
Po rozwaleniu kraty do tuneli, Saito pobiegł do reszty walczących, by pokazać im wyjście. Bełty świszczały mu nad głową, zbił jeden, ale nagle poczuł szarpnięcie za lewe ramię - pocisk wgryzł się w jego ciało i rękaw wypełnił strumień ciepłej wilgoci. Okazało się że Aszkael, Magnus i troll Ygg, otworzyli w międzyczasie drugie przejście, prowadzące do kanalizacji miejskiej. Większość zawodników bez oporu wskoczyła w ziejącą w bruku jamę, zwłaszcza Skrenq, lecz Saito był niechętny. Wciąż miał przed oczami wyjście z jego płonącego w domu w Kisogo, poszedł wtedy pierwszy, a budynek zawalił się, pochłaniając w płomienie jego przyjaciół i rodzinę. Drugni wręcz chciał pozostać na polu bitwy, zapewne licząc na heroiczny koniec, jednak wtedy samuraj odezwał się do niego, usiłując przekrzyczeć zgiełk:
- Drugni! Zobowiązałeś się walczyć w Arenie! Rozumiem to, że możesz znaleźć tutaj godny los, aRe nie to jest twoim przeznaczeniem! Musisz iść razem z nami, inaczej... Złamiesz przysięgę wobec Areny! Z resztą, jeżeRi spotkamy się w pojedynku, obiecuję dać ci lepszy koniec, niż ta hałastra! - Powiedziawszy to, ronin wskoczył do dziury, zostawiając zabójcy decyzję.
W kanałach było wilgotno i ciepło - to rozkład odchodów i odpadków, jakie zalegały w kanałach. Powietrze zaś śmierdziało amoniakiem i zgnilizną. Chyba tylko Skrenq był tu naprawdę szczęśliwy. W dodatku coś się ruszało w ciemnościach. Chcąc nie chcąc, zawodnicy i ich towarzysze ruszyli w głąb kanalizacji, licząc, że ich tropem nie pójdzie więcej wojska.
Po rozwaleniu kraty do tuneli, Saito pobiegł do reszty walczących, by pokazać im wyjście. Bełty świszczały mu nad głową, zbił jeden, ale nagle poczuł szarpnięcie za lewe ramię - pocisk wgryzł się w jego ciało i rękaw wypełnił strumień ciepłej wilgoci. Okazało się że Aszkael, Magnus i troll Ygg, otworzyli w międzyczasie drugie przejście, prowadzące do kanalizacji miejskiej. Większość zawodników bez oporu wskoczyła w ziejącą w bruku jamę, zwłaszcza Skrenq, lecz Saito był niechętny. Wciąż miał przed oczami wyjście z jego płonącego w domu w Kisogo, poszedł wtedy pierwszy, a budynek zawalił się, pochłaniając w płomienie jego przyjaciół i rodzinę. Drugni wręcz chciał pozostać na polu bitwy, zapewne licząc na heroiczny koniec, jednak wtedy samuraj odezwał się do niego, usiłując przekrzyczeć zgiełk:
- Drugni! Zobowiązałeś się walczyć w Arenie! Rozumiem to, że możesz znaleźć tutaj godny los, aRe nie to jest twoim przeznaczeniem! Musisz iść razem z nami, inaczej... Złamiesz przysięgę wobec Areny! Z resztą, jeżeRi spotkamy się w pojedynku, obiecuję dać ci lepszy koniec, niż ta hałastra! - Powiedziawszy to, ronin wskoczył do dziury, zostawiając zabójcy decyzję.
W kanałach było wilgotno i ciepło - to rozkład odchodów i odpadków, jakie zalegały w kanałach. Powietrze zaś śmierdziało amoniakiem i zgnilizną. Chyba tylko Skrenq był tu naprawdę szczęśliwy. W dodatku coś się ruszało w ciemnościach. Chcąc nie chcąc, zawodnicy i ich towarzysze ruszyli w głąb kanalizacji, licząc, że ich tropem nie pójdzie więcej wojska.
Mimo chwilowej przewagi, liczebność wroga dała się nam we znaki. Sam miałem jeszcze siły by walczyć, ale gdy spojrzałem na Anne, zrozumiałem, że długo nie dotrzyma tępa Zamieci, która rozrywała wszystko co się jej napatoczyło na strzępy. Magnus, zabił dowódcę naszego nieprzyjaciela, dzięki czemu morale wroga znacznie spadło ale dysproporcja w liczebności wciąż była zbyt duża. Jegomość, który wyprowadził nas z pałacu, przy pomocy Ygga, Wielkiego Inkwizytora, oraz Wojownika Chaosu, stworzył dla nas drogę ucieczki. Oczywiście przez pieprzone kanały, nie mogę doczekać się miny Zamieci gdy się o tym przekona. Choć teraz biel jej sierści zamieniła się w purpurę, wciąż będzie oburzona. "Siostro"-zwróciłem się do wilczycy w myślach"Nie mamy szans na zwycięstwo. Zabieraj ją do włazu, ja zaraz dołączę. Warknęła tak wściekle, że nowa grupa mieszczan nadbiegająca dopiero z oddali, rzuciła broń i z wrzaskiem zmieniła kierunek biegu. Jej niezadowolenie było ogromne, powaliła jeszcze trzech rycerzy zanim lekko chwyciła za dłoń Anny i poprowadziła ją w stronę włazu, przy którym stał Saito, zabezpieczając odwrót. Ledwo stał na nogach. Nic zresztą dziwnego, sam powalił kilkudziesięciu ludzi na rynku, kiedy ja zaledwie trzydziestu dziewięciu rycerzy, motłochu chyba żaden z nas nie liczył. (Choć uważam, że maga powinno liczyć się potrójnie!). Drugni wciąż parł do przodu na żołdaków, siekąc i rąbiąc każdego osobnika na swojej drodze. Spojrzałem porozumiewawczo na nieznanego mi wcześniej rycerza, który jednak walczył po naszej stronie, podbiegliśmy do krasnoluda i chwyciliśmy go pod pachy. Unosił się w powietrzu a mimo to powalił dwóch kolejnych przeciwników.
-Plugawe elfy...- wrzeszczał wściekle, klnąc przy tym jak szewc.- Idźcie chędożyć wiewiórki, a mnie zostawcie w spokoju! Nie wycofam się do kurwy nędzy!- miotał się na wszystkie strony, powalił na glebę chłopa który bieg za nami z tasakiem silnym kopnięciem.
-Nie uciekasz...- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.- Tylko elf i pewien człowiek siłą zabierają cię z pola bitwy, potem urżniesz nam za to głowy.- powiedziałem, uspokoił się przez chwilę. Po czym wyszeptał:
-Przynajmniej będę udawał, ze stawiam opór psiakrew.- uśmiechnął się pod nosem, tym razem pierwszy raz widziałem w oczach krasnoluda wdzięczność, aż odebrało mi dech w piersiach. Chociaż do tego akurat mogło przyczynić się jego kolejne kopnięcie. Dosłownie wrzuciliśmy go do środka. Rycerz zszedł za nim, a ja następnie.
Znajdowaliśmy się w tunelu. I co dalej? Podbiegłem do Zamieci i Anny, by upewnić się czy są całe. Obie zalane krwią, ale na szczęście nie swoją...
-Plugawe elfy...- wrzeszczał wściekle, klnąc przy tym jak szewc.- Idźcie chędożyć wiewiórki, a mnie zostawcie w spokoju! Nie wycofam się do kurwy nędzy!- miotał się na wszystkie strony, powalił na glebę chłopa który bieg za nami z tasakiem silnym kopnięciem.
-Nie uciekasz...- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.- Tylko elf i pewien człowiek siłą zabierają cię z pola bitwy, potem urżniesz nam za to głowy.- powiedziałem, uspokoił się przez chwilę. Po czym wyszeptał:
-Przynajmniej będę udawał, ze stawiam opór psiakrew.- uśmiechnął się pod nosem, tym razem pierwszy raz widziałem w oczach krasnoluda wdzięczność, aż odebrało mi dech w piersiach. Chociaż do tego akurat mogło przyczynić się jego kolejne kopnięcie. Dosłownie wrzuciliśmy go do środka. Rycerz zszedł za nim, a ja następnie.
Znajdowaliśmy się w tunelu. I co dalej? Podbiegłem do Zamieci i Anny, by upewnić się czy są całe. Obie zalane krwią, ale na szczęście nie swoją...
Ostatnio zmieniony 6 sty 2014, o 20:10 przez Vahanian, łącznie zmieniany 2 razy.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ nindza - to jest Middenheim - drugie największe miasto w Imperium. Więc wojska to mogliby zmobilizować na małą kampanię. Na nas rzucili to, co mieli akurat pod ręką. Poza tym pisałem o bateriach na murach i to salwą już jak skończycie tam walczyć. Nie przesadzajmy...
Klafuti - Blood Bowl to chyba dobre wyjaśnienie. W końcu ich lokalny klub Maruderów mógł znów przegrać z tymi oszustami na dopingu z Reiklandu od Griffa Oberwalda
Jak ktoś chce jeszcze dokńczyć to proszę bardzo - ja zaznaczyłem że rozpier*^wkosmos09spraso76wyjebi^%ują to po tym jak pójdziemy. ]
Klafuti - Blood Bowl to chyba dobre wyjaśnienie. W końcu ich lokalny klub Maruderów mógł znów przegrać z tymi oszustami na dopingu z Reiklandu od Griffa Oberwalda
Jak ktoś chce jeszcze dokńczyć to proszę bardzo - ja zaznaczyłem że rozpier*^wkosmos09spraso76wyjebi^%ują to po tym jak pójdziemy. ]
Gdy Nicolas odzyskał przytomność leżał przykryty trupem jakiegoś chłopa. Miał mroczki przed oczami i dzwoniło mu w uszach tak strasznie, że nie słyszał nic innego. Gdy spróbował się ruszyć całe ciało dało o sobie znać. Zebrawszy siły zepchnął z siebie ciało i obrócił się na brzuch jęcząc z bólu. Spróbował wstać lecz od razu się przewrócił. Gdy uderzył o ziemie znowu zajęczał z bólu. Druga próba podniesienia się zakończyła się lepszym skutkiem niż poprzednia, udało mu się usiąść. Ignorując niesamowity ból głowy spróbował zorientować się w sytuacji. Czołg, do którego biegł by ukryć się przed ogniem dział, wybuchł z niewiadomego powodu równając z ziemią dobrą połowę rynku. Zwymiotował. Miał szczęście, że przeżył. Ten chłop go zasłonił. - Lepiej on niż ja.- Jego uwagę zwrócił jakiś ruch. Wysoki elf z kompanią właśnie pakował się do jakiejś dziury wyglądającej na studzienkę kanalizacyjną. - Muszę tam dotrzeć - taka myśl zaświtała mu w głowie pomiędzy kolejnymi odruchami wymiotnymi. Ostatkiem sił wstał i ruszył w stronę celu. Wiedział, że jeśli upadnie to już nie wstanie. Odległość mimo, że niewielka zdawała się nie zmniejszać lecz nawet rosła z każdym krokiem. Ból nie z tej ziemi wstrząsał ciałem rycerza przy każdym ruchu, a w głowie świtała tylko jedna myśl dotrzeć do studzienki. Widział jak elfy się przez chwilę wahają. Lecz w końcu schodzą do kanałów. Jeszcze kilka kroków, to już niedaleko, jeszcze chwila i... Jego nogi nie wytrzymały wywrócił się wprost do studzienki spadając w dół. Uderzył plecami i ból wstrząsnął jego ciałem. Ostatnim co zobaczył była twarz elfa oświetlona magicznym płomieniem. Zdołał wykrztusić - Pomocy. - i ogarnęła go ciemność. Zemdlał.
- Wszyscy są? Nikt nie został na górze?- spytał Batiathus, drżącymi rękoma zapalając pochodnię. Odeszli kawałek od wejścia i upewniwszy się, że nie są ścigani, przeliczył kompanię.
-Trzynaście, czternaście.... Marr i Ulrich. Świetnie- mruknął.- Możemy ruszać.
- Ale im pokazaliśmy- wyszczerzył się Farlin.
Wtedy kultysta nie wytrzymał. Odwrócił się na pięcie z pasją w oczach.
- Mieliśmy kurewsko dużo szczęścia. Wiesz czemu nie rozsmarowali nas po bruku, wiesz, hę? Bo książę-elektor Todbrinnger wyruszył z większą częścią sił na zachód! Gdyby nie to, nie opuścilibyśmy willi żywi. Więc nic... nie mów mi kurwa nic o zabijaniu... BO COŚ O TYM WIEM!!!- krzyknął heretyk.
Zapadła kłopotliwa cisza, przerywana odległym dudnieniem na powierzchni, gdy kule armatnie wgryzały się w kamień.
- Ruszajmy. Trzymajcie się blisko, łatwo się zgubić. Te korytarze ciągną się na setki, jeśli nie tysiące mil i tylko ja wiem jak nimi bezpiecznie podróżować.
Chcąc nie chcąc bohaterowie ruszyli, brodząc w cuchnącej brei. Niektórzy cieszyli się, że mają na sobie wieczorową "kreację", którą i tak mieli wyrzucić nad ranem do śmieci.
[@Grimgor: powinno być raczej U.S. Armee ]
-Trzynaście, czternaście.... Marr i Ulrich. Świetnie- mruknął.- Możemy ruszać.
- Ale im pokazaliśmy- wyszczerzył się Farlin.
Wtedy kultysta nie wytrzymał. Odwrócił się na pięcie z pasją w oczach.
- Mieliśmy kurewsko dużo szczęścia. Wiesz czemu nie rozsmarowali nas po bruku, wiesz, hę? Bo książę-elektor Todbrinnger wyruszył z większą częścią sił na zachód! Gdyby nie to, nie opuścilibyśmy willi żywi. Więc nic... nie mów mi kurwa nic o zabijaniu... BO COŚ O TYM WIEM!!!- krzyknął heretyk.
Zapadła kłopotliwa cisza, przerywana odległym dudnieniem na powierzchni, gdy kule armatnie wgryzały się w kamień.
- Ruszajmy. Trzymajcie się blisko, łatwo się zgubić. Te korytarze ciągną się na setki, jeśli nie tysiące mil i tylko ja wiem jak nimi bezpiecznie podróżować.
Chcąc nie chcąc bohaterowie ruszyli, brodząc w cuchnącej brei. Niektórzy cieszyli się, że mają na sobie wieczorową "kreację", którą i tak mieli wyrzucić nad ranem do śmieci.
[@Grimgor: powinno być raczej U.S. Armee ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-I właśnie do tego przydaję się magia życia-rzekł z przekąsem Menthus patrząc na leżącego tuż przed nim rycerza.-Ale ja się jej cholera nie byłem wstanie nauczyć!
Ściszył głos i zza pasa wyciągnął jakąś butelkę, odkorkował. Do nozdrzu wszystkich zebranych w kanałach dotarł cierpki odór. Smoczy Mag wlał wszystko rycerzowi do gardła, po czym wyjął kolejną butelkę. Skropił jej zawartością obficie ranę na boku błędnego, a resztę wylał do kanału obok. Nagle Nicolas zatrząsł się konwulsyjnie, z jego nosa pociekły strumyczki krwi.
-Najbliższe minuty zadecydują o wszystkim, umrze bądź przeżyje.-Nastała głucha cisza, zagłuszana jedynie przez krzyki u góry.
Po chwili jednak rycerz otworzył oczy, przeturlał się na bok i zwymiotował żółcią. Próbował wstać, ale upadł.
Mnethus podał mu dłoń.
-Pomogę ci przyjacielu-powiedział cicho.
Nicolas z wdzięcznością chwycił jego dłoń, po czym wstał na chwiejnych nogach.
-Lepiej?-zapytał elf.
-Lepiej-potwierdził człowiek.
Ściszył głos i zza pasa wyciągnął jakąś butelkę, odkorkował. Do nozdrzu wszystkich zebranych w kanałach dotarł cierpki odór. Smoczy Mag wlał wszystko rycerzowi do gardła, po czym wyjął kolejną butelkę. Skropił jej zawartością obficie ranę na boku błędnego, a resztę wylał do kanału obok. Nagle Nicolas zatrząsł się konwulsyjnie, z jego nosa pociekły strumyczki krwi.
-Najbliższe minuty zadecydują o wszystkim, umrze bądź przeżyje.-Nastała głucha cisza, zagłuszana jedynie przez krzyki u góry.
Po chwili jednak rycerz otworzył oczy, przeturlał się na bok i zwymiotował żółcią. Próbował wstać, ale upadł.
Mnethus podał mu dłoń.
-Pomogę ci przyjacielu-powiedział cicho.
Nicolas z wdzięcznością chwycił jego dłoń, po czym wstał na chwiejnych nogach.
-Lepiej?-zapytał elf.
-Lepiej-potwierdził człowiek.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Galreth szedł razem z cała resztą w milczeniu tunelem. Pilnował się, żeby nie zgubić człowieka, który wyprowadził ich z willi. Śmierć w kanałach z głodu czy jakiegokolwiek świństwa, którego było tu pełno, była chyba najgorszą rzeczą na jaką mógł w tej chwili wpaść. Nie miał zamiaru zgubić się w tym parszywym miejscu. Wszyscy byli zbyt wyczerpani, by cieszyć się "zwycięstwem". Być może mieli szczęście, ale Galreth wiedział, że niejeden dowódca chciałby mieć tak zabójczą grupę pod swoimi rozkazami. Kątem oka zobaczył idącą gdzieś na przedzie ekipy Iskrę, ale nie miał jej nic do powiedzenia. Poza tym wyglądał okropnie. Szata już dawno poszarpana, do tego pokryty potem, krwią przeciwników i sadzą od wszelkich wybuchów, pożarów i wystrzałów. Ciekawy wstęp do Areny. To miał, być jakiegoś rodzaju test, czy zawodnicy się nadają? Gdyby wiedział może dwa razy by się zastanowił, czy brać udział w zawodach z ryzykiem śmierci jeszcze zanim cokolwiek się zaczęło. Niestety każdy kto przeżył dzisiejszy wieczór udowodnił, że będzie poważnym zagrożeniem na arenie. Miał już tylko nadzieję, że podróż tunelami nie potrwa zbyt długo i że nie będą musieli z niczym walczyć. W jeden wieczór zabił więcej niż w przeciągu 50 lat...
Drugni posłusznie szedł w z innymi ciemnym tunelem, po łydki unurzany w gównie. Czuł się bardziej niż usatysfakcjonowany bitką na rynku, chociaż Grimnir mu świadkiem, zostałby tam na dłużej. Dopiero logiczna argumentacja Kanedy uświadomiła mu, że chwalebna śmierć w walce z przeważającymi siłami middenheimczyków byłaby de facto złamaniem przysięgi, jaką było zdeklarowanie uczestnictwa na Arenie. Dzięki temu, Vahanian i sir Nicolas odciągający go siłą od walki mieli ułatwione zadanie. Zabójca chciał dożyć do swojego pierwszego pojedynku. A potem... Bogowie zadecydują, czy już odkupił swoje winy.
Marsz przez kanały i inne tunele zapowiadał się na długą i nużącą podróż. Krasnolud był autentycznie wdzięczny za swój niski wzrost i niesamowitą wytrzymałość. Dla niego chodzenie po podziemiach było tym, czym dla przeciętnego człowieka spacerek po parku. Z innych zawodników tylko jeszcze niższy Farlin i to dziwne coś w płaszczu czuli się w miarę komfortowo. Cała reszta zaś miał dosyć tęgie miny. Szczególnie, że jeszcze niedawno byli zmuszeni walczyć o życie i większość z nich dosłownie padała ze zmęczenia.
- Śmierdzące kanały i tunele... Przypomina wam to coś ? - Rzucił Aszkael do Magnusa i Bjarna. Ci nie odpowiedzieli, maszerując cierpliwie w płynnych nieczystościach.
Drugni tymczasem pozbył się swojego bezrękawnika, który i tak już nie nadawał się do niczego i zauważył, że przybyło mu trochę nowych ran. W ferworze walki nie poczuł tych kilku płytkich cięć, które "ozdobiły" jego pokryte bliznami ciało. Potem założył zakrwawiony topór na plecy i wesoło pogwizdując, kontynuował podróż przez mroczne podziemia Starego Świata.
Marsz przez kanały i inne tunele zapowiadał się na długą i nużącą podróż. Krasnolud był autentycznie wdzięczny za swój niski wzrost i niesamowitą wytrzymałość. Dla niego chodzenie po podziemiach było tym, czym dla przeciętnego człowieka spacerek po parku. Z innych zawodników tylko jeszcze niższy Farlin i to dziwne coś w płaszczu czuli się w miarę komfortowo. Cała reszta zaś miał dosyć tęgie miny. Szczególnie, że jeszcze niedawno byli zmuszeni walczyć o życie i większość z nich dosłownie padała ze zmęczenia.
- Śmierdzące kanały i tunele... Przypomina wam to coś ? - Rzucił Aszkael do Magnusa i Bjarna. Ci nie odpowiedzieli, maszerując cierpliwie w płynnych nieczystościach.
Drugni tymczasem pozbył się swojego bezrękawnika, który i tak już nie nadawał się do niczego i zauważył, że przybyło mu trochę nowych ran. W ferworze walki nie poczuł tych kilku płytkich cięć, które "ozdobiły" jego pokryte bliznami ciało. Potem założył zakrwawiony topór na plecy i wesoło pogwizdując, kontynuował podróż przez mroczne podziemia Starego Świata.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Drużyna wędrowała przez mroczny tunel, prowadzona przez tajemniczego szlachcica, który towarzyszył zawodnikom od masakry w willi von Freihoffa. Saito miał tylko nadzieję, że pościg nie zapuści się za nimi w te cuchnące kazamaty, w których nie raz musieli się przeciskać na czworaka przez ścieki. Co więksi z zawodników mieli poważne problemy z przeciśnięciem się przez tunel: Norsmeni i orkowie jeszcze dali radę, podobnie Magnus, ale gdy przyszła kolej na Ygga, ten utknął. Zawodnicy musieli szybko działać, nie mogli zostawić żadnego z przyszłych przeciwników w tym miejscu, choć paradoksalnie musieli później stanąć do walki na Arenie. Tymczasem, duże cielsko trolla zablokowało otwór w tunelu, jednocześnie powodując powolne podnoszenie się poziomu wody. Co gorsza, część zawodników znalazła się za trollem, więc problem był bardzo palący.
https://www.youtube.com/watch?v=oavMtUWDBTM
https://www.youtube.com/watch?v=oavMtUWDBTM
Rozmyślanie przerwał mu zator, który nie pozwolił mu iść dalej i wzburzone głosy. Galreth zastanawiał się dlaczego nic nie widzi, ale kiedy przyjrzał się dokładniej zobaczył, że troll utknął w za wąskim dla niego miejscu. Najpierw trochę go to rozśmieszyło, ale potem zobaczył, że w korytarzu zaczyna wzbierać woda. "Nie no bez jaj, ktoś to sobie chyba trolluje... A tak. Ygg. Ygg trolluje."
- Spróbujcie go siłą, może przejdzie. My pchamy, tamci niech spróbują go pociągnąć za ręce. - Krzyknął Galreth, ale że nie należał do najsilniejszych w grupie, rozejrzał się kto został jeszcze po jego stronie trolla.
- Spróbujcie go siłą, może przejdzie. My pchamy, tamci niech spróbują go pociągnąć za ręce. - Krzyknął Galreth, ale że nie należał do najsilniejszych w grupie, rozejrzał się kto został jeszcze po jego stronie trolla.
Po drugiej stronie elfa, praktycznie rzecz ujmując były kolejne dwa trolle niosące szamana. I całe szczęście silna brygada orków. Kilku na sygnał zaczęło pchać bez słowa Ygga, ledwie go jednak ruszając, kilku kolejnych pomagało zaś przejść swojemu trollowi, co też nie należało do zadań najłatwiejszych. Przydałaby się jakaś pomoc z zewnątrz...
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Za trollem kanał się zwężał. Nie było szans by go przeprowadzić tą odnogą dlatego też Ygg próbował na komendę Menthusa próbował się wycofać. Jednak i z drugiej strony coś zaczęło go blokować. Nicolas wyminął elfy stojące przed trollem i mimo bolącego ciągle ciała próbował go pchnąć.
- Nie ma szans - powiedział po chwili bezowocnych prób - ci z drugiej strony też próbują go przepchnąć. Menthus jesteś magiem, prawda? Masz jakieś zaklęcie na taką okazję?
Menthus spojrzał na wielkie cielsko Ygga z niezadowoleniem. Już drugi raz żałował, że był ograniczony do tylko jednej domeny magii.
- Jedyne co to mógłbym go odrobinę przysmażyć, ale wątpię czy dałoby to jakiś rezultat.
- Nie ma szans - powiedział po chwili bezowocnych prób - ci z drugiej strony też próbują go przepchnąć. Menthus jesteś magiem, prawda? Masz jakieś zaklęcie na taką okazję?
Menthus spojrzał na wielkie cielsko Ygga z niezadowoleniem. Już drugi raz żałował, że był ograniczony do tylko jednej domeny magii.
- Jedyne co to mógłbym go odrobinę przysmażyć, ale wątpię czy dałoby to jakiś rezultat.