ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Iskra uśmiechnęła się zawadiacko.
-Jak nikt nie ma nic przeciwko możemy spróbować.
-Jak nikt nie ma nic przeciwko możemy spróbować.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Farlin przewrócił oczami
- Pierdole, wysadzam to przejście!!!
Niziołek chwycił za swoją torbę z bombami.
[ ]
- Pierdole, wysadzam to przejście!!!
Niziołek chwycił za swoją torbę z bombami.
[ ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- W końcu są dwa zapasowe. -usłyszeli głos po drugiej stronie wielkiego cielska.
Jedyną osobą, która zachowała powagę był Batiathus. W końcu odpowiadał za dostarczenie zawodników na miejsce. Zamyślił się.
-Gdyby tylko jeden z naszych czarowników tu był... magowie chaosu specjalizują się w otwieraniu szczelin do Osnowy i podróżują dzięki nim.... Do diaska! A już myślałem, że limit niefortunnych zdarzeń mamy wyczerpany.- strapił się kultysta.
A wtedy usłyszał "genialny" pomysł niziołka. Zamarł.
Jedyną osobą, która zachowała powagę był Batiathus. W końcu odpowiadał za dostarczenie zawodników na miejsce. Zamyślił się.
-Gdyby tylko jeden z naszych czarowników tu był... magowie chaosu specjalizują się w otwieraniu szczelin do Osnowy i podróżują dzięki nim.... Do diaska! A już myślałem, że limit niefortunnych zdarzeń mamy wyczerpany.- strapił się kultysta.
A wtedy usłyszał "genialny" pomysł niziołka. Zamarł.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Drugni podrapał się po pomarańczowej głowie.
- Ej, może potniemy go na kawałki, wypchniemy na drugą stronę a on się tam zregeneruje ? - Zaproponował.
Jego pomysł spotkał się z taka samą reakcją, jak genialny plan Farlina.
- Kurde, tylko chciałem pomóc - Zabójca mruknął niezadowolony.
- Ej, może potniemy go na kawałki, wypchniemy na drugą stronę a on się tam zregeneruje ? - Zaproponował.
Jego pomysł spotkał się z taka samą reakcją, jak genialny plan Farlina.
- Kurde, tylko chciałem pomóc - Zabójca mruknął niezadowolony.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Farlin znów przewrócił oczami
- Dobra, to Krasnolud najpierw porąbie go na kawałki a potem ja wysadze przejście!!
- Dobra, to Krasnolud najpierw porąbie go na kawałki a potem ja wysadze przejście!!
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Problem był jakby to powiedzieć... Duży! Wszyscy stali w miejscu, albo przechadzali się z punkt A do B, bez większego celu. Rzucając to coraz głupsze pomysły. Trolle orkowego szamana były znacznie mniejsze od Ygga, przez co z łatwością przemieszczały się przez kanały, gdy on musiał ciągle chodzić zgarbiony a w niektórych częściach tuneli nawet się czołgać. A teraz na domiar złego utknął. Wilczyca była oburzona, Anna znudzona, a ja zirytowany. Gdy za zaułku pojawiła się nieznana nam postać. Wysoki mężczyzna z dość krótkimi włosami spiętymi w kucyk.Patrzył na nas jak na bandę oszołomów. Spojrzał na trolla i podrapał się po głowie.
-Kim jesteś?- zapytałem spokojnie widząc, że Zamieć nie wyczuwa w nim zagrożenia.
-Bezi?-odpowiedział szybko, gmerając w dużej torbie na plecach.
-Jak?- rzuciła Anna, nie dowierzając by ktokolwiek mógł mieć takie imię.
-Bezi!- powtórzył, tym bardziej z lekką irytacją w głosie.
-Mów wyraźnie...- westchnął Smoczy Mag.
-Bezimienny do cholery!- warknął w końcu, wyciągnął z pakunku kilka zwojów i wręczył je Iskrze.- Pomniejszonego łatwiej zabić... A teraz,- dodał po chwili milczenia.- Powiedzcie mi jak dojść do tego pierdolonego wyjścia przy porcie w Khorinis.- Batiathus spojrzał na niego zdziwiony i wskazał dłonią jeden z korytarzy.
-Dzięki.- odpowiedział i natychmiast ruszył w drogę.- Zawszę tu się kurwa gubię, zawsze.
Wszyscy spojrzeli po sobie nie będąc do końca pewnymi tego, co tak właściwie się przed chwilą stało. Iskra rozwinęła jeden zwój i przeczytała na głos "Zaklęcie Zmniejszenia Potwora", poniżej widniała krótka instrukcja obsługi...
[Mam nadzieję, że się nie obrazicie xD]
-Kim jesteś?- zapytałem spokojnie widząc, że Zamieć nie wyczuwa w nim zagrożenia.
-Bezi?-odpowiedział szybko, gmerając w dużej torbie na plecach.
-Jak?- rzuciła Anna, nie dowierzając by ktokolwiek mógł mieć takie imię.
-Bezi!- powtórzył, tym bardziej z lekką irytacją w głosie.
-Mów wyraźnie...- westchnął Smoczy Mag.
-Bezimienny do cholery!- warknął w końcu, wyciągnął z pakunku kilka zwojów i wręczył je Iskrze.- Pomniejszonego łatwiej zabić... A teraz,- dodał po chwili milczenia.- Powiedzcie mi jak dojść do tego pierdolonego wyjścia przy porcie w Khorinis.- Batiathus spojrzał na niego zdziwiony i wskazał dłonią jeden z korytarzy.
-Dzięki.- odpowiedział i natychmiast ruszył w drogę.- Zawszę tu się kurwa gubię, zawsze.
Wszyscy spojrzeli po sobie nie będąc do końca pewnymi tego, co tak właściwie się przed chwilą stało. Iskra rozwinęła jeden zwój i przeczytała na głos "Zaklęcie Zmniejszenia Potwora", poniżej widniała krótka instrukcja obsługi...
[Mam nadzieję, że się nie obrazicie xD]
[Nie no, spoko. Ja się nie obrażę. Po prostu, Ygg rozproszy bound spella, i kombinujemy dalej. Swoją drogą, ciekawe co dalej? Będziemy przechodzić przez tunel metra? Potem do kopalni na Śląsku, i wyjdziemy gdzieś w Sosnowcu, a potem tylko PKS-em do Świebodzina, do Fortecy Bogów. Larpowcy.
PS. - Xardas, co robisz w tej beczce? - Odbudowałem tu swoją wierzę.]
PS. - Xardas, co robisz w tej beczce? - Odbudowałem tu swoją wierzę.]
Iskra rozwinęła jeden zwój i przeczytała na głos "Zaklęcie Zmniejszenia Potwora", Lecz zanim je zdążyła rzucić zielony pierścień na palcu błysnął, rozpraszając zaklęcie. Dotarły do niego wszystkie głupie pomysły.
-Jak mnie zapalisz, to się nie zregeneruję. - Myślał Troll. Potem dopadł go ból brzucha, a głowę miał skierowaną wprost na Batahiusa.
-Odsuń siem ludku.- Powiedział po czym zanieczyścił kanał wymiocinami. Wyraźnie schudł, ale to ciągle było za mało. Zaczęło go nudzić to czekanie. A gówna w kanale było coraz więcej.
-Jak mnie zapalisz, to się nie zregeneruję. - Myślał Troll. Potem dopadł go ból brzucha, a głowę miał skierowaną wprost na Batahiusa.
-Odsuń siem ludku.- Powiedział po czym zanieczyścił kanał wymiocinami. Wyraźnie schudł, ale to ciągle było za mało. Zaczęło go nudzić to czekanie. A gówna w kanale było coraz więcej.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
[Nie ma sprawy ,ale uważaj zanim obiecasz coś inkwizycji... ]GrimgorIronhide pisze: sorka Kordelas za pożyczenie sobie powozu i łowców ale przynajmniej ich uratowałem wraz z mnichem, a potrzeba była nagląca - odwdzięczę się kiedyś
Magnus wrzucił w ogień Wielkiego Mistrza i padł na kolana podtrzymując się flambergiem otoczony zmasakrowanymi trupami ,podczas ,gdy z jego zbroi unosił się mały dym ,a uszkodzone ramię iskrzało. Klęczał tak przez chwilę ,jednak żaden z wrogów nie śmiał się do niego zbliżyć szeroko go omijajac i biegnąc na innych zawodników. W końcu szepnął pod nosem -Ofiara została spełniona...- i powstał pozostawiając zakrwawiony miecz po czym skierował się w stronę zawodników uciekajacych do tunelu. Szedł powoli nie zwracając na nic uwagi. Minął dymiący czołg ,przewrócony wóz ,którym przybył ,dziesiatki martwych żołnierzy i biegajacych żywych. Minął kratę i wszedł do środka. Po chwili drogi ciemnym korytarzem usłyszał wrzaski i hałas zawodników ,w końcu ktoś wrzasnął -Idą! Idą!- i jeden z magów utworzył świetlistą kulę ,kiedy zobaczyli Von Bittenberga wrócili do wędróki ,gdyż że odetchnęli z ulgą powiedzieć nie można na jego widok.
-Choćbym nawet kroczył ciemną doliną ...zła się nie ulęknę... bo młotodzierżca ze mną...- Reiner zaczął recytować modlitwę do Sigmara idąc z tyłu obok mnicha ,który niósł na plecach wielki pakunek. Wielki Inkwizytor mruknął do ucznia -Kto nas prowadzi?-
-Jeden z kultystów ,ten sam który wyprowadził nas z rezydencji...- odparł ścionym głosem uczeń.
-Dobrze... ilu naszych przeżyło?- zapytał chłodno Magnus
-Ja ,mnich i dwóch łowców... oni jednak zgodnie z poleceniem wycofali się do miasta ,aczkolwiek nie wiem czy by się nie przydali mistrzu...-
-Nie będą potrzebni... Sigmar jest przy nas...- odparł Magnus usmiechajać się złowieszczo i nie odrywając wzroku od maszerujących zawodników.
Po chwili marszu w milczeniu Reiner jak najciszej -Mistrzu...na morzu widziałem siłę ładunków wybuchowych... jesteśmy w stanie zawalić ten tunel z tymi wszystkimi heretykami.- Wielki Inkwizytor zatrzymał się ,po czym natychmiast złapał poparoznego ucznia za szyję i przygniótł go do kamiennej ściany -Coś ty powiedział?- zapytał mroźno Magnus wbijajac oczy w ucznia -Jeszcze jedna taka idiotyczna propozycja i skończysz na stosie... MYŚL! Znasz organizatora? Znasz miejsce Areny? Masz zaplanowana drogę ucieczki? NIE!- warknął jak najciszej ,po czym puścił Reiner ,który złapał sie za szyję.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Pchaj mocniej!!!! Dawaj maleńki, jeszcze trochę!!!- stęknął czerwony od wysiłku Olfarr.
- Razem, raz dwa iiii... -zarządził jego brat.
- I dupa- stwierdził zrezygnowany Batiathus.
- Jeszcze raz! -ryknął Aszkael, który nie zwykł się poddawać.
Vahanian wyprostował się nagle i nadstawił uszu.
- Czekaj, chyba coś słyszałem!- rzucił pośpiesznie.
Inni natychmiast porzucili próbę wydobycia trolla i jęła nasłuchiwać. Rzeczywiście, z daleka dochodził ich dźwięk rozmów. Były to właściwie niewyraźne jęki, niesione echem po kamiennym sklepieniu, lecz nie było wątpliwości- ktoś się zbliżał.
Wojownicy momentalnie chwycili za broń. Byli zmęczeni i głodni, lecz w obliczu pogoni zamierzali drogo sprzedać skóry. Głosy stawały się coraz głośniejsze. Menthus i Vahanian zaczerpnęły mocy, między ich dłońmi pojawiła się pomarańczowa poświata. Musieli robić to wyjątkowo ostrożnie, gdyż zmęczeni, łatwiej mogli popełnić błąd, który kosztowałby życie ich i wszystkich w okół, kończąc swój byt w spektakularnej eksplozji.
Na ścianach tunelu pojawił się cienie, długie i niewyraźne. Trudno było ocenić liczebność przybyszów, lecz Batiathus zgadywał, że było ich sporo. Galreth przełknął ślinę, mocniej ściskając rękojeść miecza. Jeszcze chwila i...
- Stać!- ryknął Ingvarsson. Wszyscy zamarli. Dopiero po chwili okazało się kim są przybysze.
- Dobrze znów widzieć twoją paskudną gębę Bjarnie- wyszczerzył się Olaf- Widzę, że macie tu mały problem.
- Pasuje wiele określeń, ale na pewno nie "mały"- Wydarty Morzu przewrócił oczami.
-Zaraz coś poradzimy- uśmiechnął się ponownie berserker.- E! Chłopy! Zakasać rękawy i do roboty!
Z prostopadłego korytarza wysypała się banda Norsmenów. Popatrzyli, pokiwali głowami i razem naparli na trolla. Wzięta do kupy siła norskich ramion przemogła niecodzienny problem i wreszcie Ygg był wolny. Batiathus odetchnął z ulgą. Wreszcie mogli podjąć przerwaną podróż.
Szli niecałą godzinę, gdy korytarz, dotychczas względnie prosty, skręcał nagle. Batiathus przystanął na chwilę.
-Co jest?- spytał ktoś z tyłu.
Kultysta odetchnął i odwrócił się.
-Za tym zakrętem jest wyjście na powierzchnię. Tam odpoczniemy chwilę i ruszymy prosto do Cytadeli. Czeka nas jeszcze kilka godzin drogi. -wyjaśnił.
-Na co więc jeszcze czekamy?- rzucił któryś z Norsmenów- Komu w drogę, temu czas, jak mawiał mój dziadunio, niech mu ziemia lekką będzie.
-Tuż przed wejściem zastawiliśmy pułapkę, na wypadek, gdyby ktoś odkrył to wejście. Wiem, jak ją rozbroić, lecz podczas walki zostałem ranny w rękę- tu uniósł dłoń pokrytą brudnym opatrunkiem. Jakiś chętny do pomocy?
[Jak wyżej, kto chce zapraszam. Potem wyjdziemy na powierzchnię i siądziemy przy ognisku. Pora na nieco integracji ]
- Razem, raz dwa iiii... -zarządził jego brat.
- I dupa- stwierdził zrezygnowany Batiathus.
- Jeszcze raz! -ryknął Aszkael, który nie zwykł się poddawać.
Vahanian wyprostował się nagle i nadstawił uszu.
- Czekaj, chyba coś słyszałem!- rzucił pośpiesznie.
Inni natychmiast porzucili próbę wydobycia trolla i jęła nasłuchiwać. Rzeczywiście, z daleka dochodził ich dźwięk rozmów. Były to właściwie niewyraźne jęki, niesione echem po kamiennym sklepieniu, lecz nie było wątpliwości- ktoś się zbliżał.
Wojownicy momentalnie chwycili za broń. Byli zmęczeni i głodni, lecz w obliczu pogoni zamierzali drogo sprzedać skóry. Głosy stawały się coraz głośniejsze. Menthus i Vahanian zaczerpnęły mocy, między ich dłońmi pojawiła się pomarańczowa poświata. Musieli robić to wyjątkowo ostrożnie, gdyż zmęczeni, łatwiej mogli popełnić błąd, który kosztowałby życie ich i wszystkich w okół, kończąc swój byt w spektakularnej eksplozji.
Na ścianach tunelu pojawił się cienie, długie i niewyraźne. Trudno było ocenić liczebność przybyszów, lecz Batiathus zgadywał, że było ich sporo. Galreth przełknął ślinę, mocniej ściskając rękojeść miecza. Jeszcze chwila i...
- Stać!- ryknął Ingvarsson. Wszyscy zamarli. Dopiero po chwili okazało się kim są przybysze.
- Dobrze znów widzieć twoją paskudną gębę Bjarnie- wyszczerzył się Olaf- Widzę, że macie tu mały problem.
- Pasuje wiele określeń, ale na pewno nie "mały"- Wydarty Morzu przewrócił oczami.
-Zaraz coś poradzimy- uśmiechnął się ponownie berserker.- E! Chłopy! Zakasać rękawy i do roboty!
Z prostopadłego korytarza wysypała się banda Norsmenów. Popatrzyli, pokiwali głowami i razem naparli na trolla. Wzięta do kupy siła norskich ramion przemogła niecodzienny problem i wreszcie Ygg był wolny. Batiathus odetchnął z ulgą. Wreszcie mogli podjąć przerwaną podróż.
Szli niecałą godzinę, gdy korytarz, dotychczas względnie prosty, skręcał nagle. Batiathus przystanął na chwilę.
-Co jest?- spytał ktoś z tyłu.
Kultysta odetchnął i odwrócił się.
-Za tym zakrętem jest wyjście na powierzchnię. Tam odpoczniemy chwilę i ruszymy prosto do Cytadeli. Czeka nas jeszcze kilka godzin drogi. -wyjaśnił.
-Na co więc jeszcze czekamy?- rzucił któryś z Norsmenów- Komu w drogę, temu czas, jak mawiał mój dziadunio, niech mu ziemia lekką będzie.
-Tuż przed wejściem zastawiliśmy pułapkę, na wypadek, gdyby ktoś odkrył to wejście. Wiem, jak ją rozbroić, lecz podczas walki zostałem ranny w rękę- tu uniósł dłoń pokrytą brudnym opatrunkiem. Jakiś chętny do pomocy?
[Jak wyżej, kto chce zapraszam. Potem wyjdziemy na powierzchnię i siądziemy przy ognisku. Pora na nieco integracji ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[Powiedział to kultysta ,tak?]
-Radź sobie sam ,brudny heretyku...- warknął kroczący powoli Magnus i patrząc na Batiathusa. Ten odsunął się mu z drogi i przełknął ślinę ze strachu odwracajac wzrok.
-Radź sobie sam ,brudny heretyku...- warknął kroczący powoli Magnus i patrząc na Batiathusa. Ten odsunął się mu z drogi i przełknął ślinę ze strachu odwracajac wzrok.
Ostatnio zmieniony 7 sty 2014, o 19:40 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
Galreth wyszedł przed szereg.
- Żaden problem. Nawet nie wiesz jakie pułapki musiałem rozbroić, żeby dostać się do takiego jednego szlachcica, który wszędzie widział spisek na swoje życie. Pokrył całą posiadłość ukrytymi mechanizmami, a wszystko patrolowała straż. To było jedno z najtrudniejszych zadań, ale i tak nic to nie pomogło. Mam tylko nadzieję, że to nic magicznego. Z całą resztą powinienem sobie poradzić. Chyba nie am takiej pułapki, którą człowiek wymyślił, a adept Khaina nie byłby w stanie jej rozbroić.
- Żaden problem. Nawet nie wiesz jakie pułapki musiałem rozbroić, żeby dostać się do takiego jednego szlachcica, który wszędzie widział spisek na swoje życie. Pokrył całą posiadłość ukrytymi mechanizmami, a wszystko patrolowała straż. To było jedno z najtrudniejszych zadań, ale i tak nic to nie pomogło. Mam tylko nadzieję, że to nic magicznego. Z całą resztą powinienem sobie poradzić. Chyba nie am takiej pułapki, którą człowiek wymyślił, a adept Khaina nie byłby w stanie jej rozbroić.
Wreszcie udało się przepchnąć trolla który, opróżniwszy żołądek, z pomocą Norsmenów uwolnił się. Drużyna szła przez ściek jeszcze jakiś czas, aż idący na przedzie szlachcic zatrzymał się, by oznajmić o konieczności rozbrojenia pułapki. Saito uznał, że lepiej będzie zostawić te sprawy komuś bardziej obeznanemu. Nie był on ninja, tylko samurajem, więc nie szkolono go do stosowania zdradzieckich zagrań.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Gothic... brawka Vahanian. ]
Idąc przez dość długi czas mrocznymi i w dodatku śmierdzącymi tunelami Norsmeni zaczęli powoli odczuwać tytaniczny wysiłek z ostatnich godzin, gdy płonąca krew sytgła a adrenalina wraz z alkoholowym odurzeniem poczęły opuszczać twarde łby z północy. Bjarn oraz bliźniacy Horkessonowie oderwali od podszewek ozdobnych zbroi małe pasma materiału i splunąwszy nań wciąż przesiąkniętą oparami etanolu śliną dla dezynfekcji, obwiązali kilka co powierzchowniejszych ran i zadrapań. Innych obrażeń (poza paroma siniakami) nie było - osmalone po większej części i poharatane pancerze Białych Wilków, choć zdobne nad przesadę i bardziej reprezentacyjne niż bojowe, doskonale spełniły swe zadanie. Teraz podniszczone fragmenty zbroi piątki Norsów co i rusz były odrywane i lądowały w rynsztoku, świecąc w nikłym blasku pochodni szczerniałym srebrem oraz okruchami szafiru. Zabrane imperialnym rycerzom zbroje już od balu dawały im się mocno we znaki i wszyscy byliby w siódmym Asgardzie, gdyby natrafiła się okazja na postój i zmianę odzienia. Właśnie! Nie mieli się w co przebrać. Ich ubrania wraz z całym dobytkiem podążały teraz wraz z całym oddziałem Norsów jakimiś innymi tunelami ku Górom Środkowym. Bjarn wyminął szepczącego z uczniem Magnusa oraz ich niemego sługę, zignorował lubieżne spojrzenie demonicy zza naramiennika Aszkaela i podszedł do prawie sięgających głowami sufitu braci Horkessonów. Ulfarr raźnym krokiem szedł naprzód i niósł Leifa w zbroi, jak gdyby ten nic nie ważył. Obok Olfarr pomagał iść dochodzącemu do siebie niemal zemdlałemu z wysiłku Thorrvaldowi i jego rudej towarzyszce w podartej, czarnej sukni.
Bjarn oparł dwuręczny młot na ramieniu, światło pochodni odbiło się w czterech okrągłych, guzowatych wypustkach na obuchu i zaschłej na nim krwi.
- Dobry ten młot... tłukąc czołg i tych tam z wielkimi mieczami czułem się jak bez mała sam Thor!
- Noo, a ten miecz... - wyszczerzył się Ulfarr, wskazując na miecz u pasa. - ...ścinał pancerz i karki jak masło. Że też tamten stary pryk wszystko trzymał na ścianach. Gdyby nasi wrogowie mieli tak dobrą broń, może byliby jakimś wyzwaniem...
- Ta, jasne. Jeśli można to dalsze wyzwanie sobie podaruję. - mruknął Thorrvald, biorąc w rękę srebrzystą klingę o ząbkowanej do połowy na jednej stronie głowni i gałce rękojeści w kształcie wilczej głowy. - O kurde... dobra brzytwa.
- Brzytwa ? - zagrzmiał ktoś za nimi i przerwał gwizdanie. - Poka, poka, poka!
Drugni wziął bez pytania miecz w rękę i powąchał, pomachał i obmacał dokładnie stal, tak jakby obchodził się z jakimś dziełem sztuki.
- Stal syderytowa... wielokrotnie przekuwana, to widać od razu. Nawet elf by zauważył! - wykrzyknął Zabójca.
- Słyszałem! - rzekł nie odwracając się Menthus. - Gdybyś spotkał pewnego ślepego kowala, który kuł dla mnie miecze...
- Elfie chędożenie! Jak niby ślepy kowal mógłby wykuć broń ?! Idioci... - Drugni oddał miecz Ulfarrowi i zrównał się z nim szybkimi krokami. - Na rękojeści są jakieś dziwne znaki glificzne, bez mała krasnoludzka robota tylko ktoś ją elfimi bazgrołami spaskudził oraz lichą, człeczą rękojeścią. Na twoim miejscu...
Bjarn nie słyszał dalszej zapalonej dyskusji na tematy zbrojeniowe i estetyczne niosącego Leifa Ulfarra i krasnoluda. Obok Olfarr odchylił się przez ramię i zwymiotował do rynsztoka. Na ramieniu Ulfarra, Leif także skręcił się w odruchu wymiotnym, jednakże już dawno wyrzygał wszystko oprócz własnych flaków. Pocieszające było to, że przynajmniej zaczął się budzić. Bjarn także chciał opróżnić pełen skotłowanych trunków, specjałów i deserów żołądek, jednakże zakrył dłonią usta i wytężył siłę woli. Nie było wiadomo ile jeszcze będą tak szli, a odległość mogła być znaczna podczas gdy oni nie mieli ani nic do picia, ani żadnych innych zapasów.
- Hej, ty tam kultysto! - Bjarn rozmyślnie pominął tytuł kultysty, by nie zdradzić że spotkał go już przed balem. - Ile jeszcze ? Okropnie nas suszy, więc napiłbym się czegoś!
Petycję Norsa przerwało gwałtowne "THUUD". Ygg ugrzązł za nimi w przejściu, odcinając tylnią straż od kolumny.
- Wspaniale, na zimne tyłeczki Walkirii! Bo nic tak, nie koi pragnienia jak robota... Za mną chłopy!
Ulfarr położył Leifa obok Thorrvalda i razem z bratem pomogli sporej grupie przepychać wiercącego się trolla.
- Jasna cholera, ile to waży ?! - wysapał Bjarn, ciągnąc za złotą obręcz na szyi.
- Uwaga, ktoś nadchodzi! - syknął ostrzegawczo Batiathus. Drugni ujął uradowany topór.
- Ha! Wiedziałem, szczurze gówno jak raz wydrąży tunel to zawsze do niego wraca! Od lat nie zabijałem skavenów... Eee, wybacz Skrenq...
- Nie ma sprawy-kłopotu, krwawobrodaczu. Ja sam mam z nimi na pieńku! - pisnął szczurołap.
- BJARN, stary capie! A już się z Hrothgarem zastanawialiśmy, czy nie zawrócić i spalić całe cholerne miasto! Tylko wpierw musielibyśmy zakneblować tego kmiota, Asgeira...
W pole widzenia wszedł Olaf Bjornsson, ryjąc okularowym hełmem o strop i dzierżąc olbrzymi topór na ramieniu. Za nim tunel zaroił się od dwóch i pół dziesiątek Norsmenów, obładowanych bronią i zapasami oraz tobołkami z ekwipunkiem.
Mocarna nawała Norsów naparła na trolla od tyłu i samą masą wbiła go wraz z kawałem przejścia w rynsztok naprzeciw. Potem około tuzin kultystów w kapturach otoczył swego pana i po krótkiej konwersacji spytał o pomoc przy otwieraniu jakiejś pułapki. Co prawda Ulfarr był mistrzem w niedźwiedzich szczękach i sidłach, lecz tylko machnął lekceważąco ręką i zaczął łapczywie chłeptać zimną wodę z bukłaka, podanego mu przez jednego z wypełniających po brzegi korytarze Norsów. Być może był to Einarr, bo kto w całym hirdzie, poza Nieuśmiechniętym fatygował się by targać coś innego niż piwo ?
- Haakar! Hyc... dopsze was.. wisieć... - wymruczał półobudzony Leif, zataczając się nawet na siedząco pod ścianą. Bjarn nawet nie chciał oglądać jak kac morderca dopada młodego, więc gdy tylko Hrothgar podał mu zamykany kufel z piwem od razu podał go Leifowi.
- Dz..dz..dzięęęki wuju. - wyjęczał. Ruda dziewczyna wyciągnięta z balu, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności aż tutaj podtrzymywała asekuracyjnie drżące ramiona młodego Norsa. - Tobie, też dzięki... Znamy się...?
- Bjarn! - warknął vitki Asgeir, podchodząc do gromady. Długi warkocz koloru srebra z wplecionymi weń amuletami był obwiązany dookoła szyi szamana i leżał niczym błyszczący wąż na białym futrze puszystego kołnierza. Za nim stał przysypiający co i rusz Haldor Wysoki, grzebiąc dla podtrzymania świadomości długim trzonkiem zrolowanego sztandaru Wysokiego Króla Erika w rynsztoku pod przeciwległą ścianą.
- Co wyście tam zaczęli na balu ?! Jakiś kultysta wbiegł do naszej willi i po tym jak przekonałem ucztujących chłopaków, żeby nie robić z niego piniaty, krzyczał coś o walce w mieście, pożarach... przekazał jakiś plan ucieczki. To postawiłem na nogi cały hird i cudem odrywając tych durni od żarcia i piwska, kazałem zebrać cały ekwipunek i wleźć do wskazanego tunelu. Ile to ja się musiełem nawrzeszczeć... aż zachrypłem i nie mogę rzucać czarów.
- Aj, vitki kiepskie masz podejście do wojów... - Barn wstał, wsparty na młocie, wreszcie czuł przy pasie uspokajający ciężar runiczych toporków, a z pleców zwisała tarcza z łusek krakena. Przybyli od razu oddali balowiczom ich broń, jednak na zmianę pancerzy było za mało miejsca. A chęci jeszcze mniej. - Pewnie po drodze ograbili naszemu Batiathusowi willę do cna, a potem chcieli iść mi w sukurs, jak znam tę bandę...
- Jako żywo! - zaśmiali się momentalnie, gruby Turo, unoszący baryłki z trunkami oraz zwalisty Eigil Berserker w ćwiekowanych karwaszach. - Do tego napotkaliśmy przy tunelu małą przeszkodę... Mianowicie wejście było w piwniczce z trunkami i... ha ha ha, no nie mogę...! Ale doszliśmy tutaj i proszę, wszyscy zawodnicy cali choć pogrom zrobiliście istnie przezacny...
- Noo... - zaśmiali się Olfarr oraz Ulfarr. - Było warto się cisnąć w te pancerzyki!
- Asgeir. - przywołała szamana Bjarn. - Słuchaj, my jesteśmy zbyt zmęczeni i zaraz za tunelem obozujemy wraz z resztą zawodników. Ty weź oddział i idźcie do Cytadeli od razu jak ten parch-kultysta rozbroi pułapki. Einarr, Olaf, Hrothgar, Turo, Haakar i Eigil niech zostaną, przyda nam się pomoc.
- Dobrze wobec tego. Zrobię wstępne rozpoznanie. - szepnął mag po czym zarzucił warkoczem i ryknął na cały korytarz. - Ruszać się leniwe dziwki! Wymaszerowujemy!
Nagle korytarze znów zrobiły się puste, tylko zawodnicy kórzy nie rozbrajali pułapek odpoczywali tu i ówdzie. Szmer i pogłosy, tracące na sile mówiły że hird bezpiecznie wyszedł w mrok nocy na powierzchnię i maszeruje równym krokiem w stronę gór. Bjarn opadł pod ścianę i wyszczerzył się do Turo.
- No, skoro wygwizdałem Asgeira i cały tłum, to piwo mamy jeno dla siebie! Drugni, Aszkael!!! Chodźcie się przysiąść, przepłuczemy gardło po walce! - wezwani zawodnicy przerwali nudzenie się i ochoczo podeszli. Olfarr i Ulfarr odeszli od ucztującej w suchym, przytulnym kąciku gromady i podeszli do kanału. Zdziwili się na widok bladego jak ściana pod lnianą brodą Haldora ze sztandarem.
- Haldor ?! Ty tutaj ?! Mieliście... - zaczął Olfarr, zdejmując z ramion swą ukochaną, ciężką tarczę z malunkami w skręcone węże.
- ...iść za vitkim! Co to jest ? - dokończył Ulfarr, wpatrując się w znalezisko, nabite na dolny kolec chorągwi.
- To... to jest... - wysapał woj. Pojawiwszy się z cienia Skrenq obejrzał przedmiot.
- Łapa-szpon skavena. Ucięta świeżo-świeżo... Są blisko... - zawarczał skaven, wyjmując długi nóż. Jego ogroszczur zaskrzeczał w powstrzymywanym gniewie. Olfarr i Ulfarr złapali za miecze oraz tarcze i wymienili się spojrzeniami. Cała czwórka wpatrzyła się z napięciem w ciemność...
[ A dla osłaniajacych naszych majstrów od pułapek, mam mini-eventa. Kilka lub kilkanaście skavenów do rozsmarowania. Tylko bez przesady i ciężkiego sprzętu, to ma być szybka i mała walka w klimacie tunelarskim. A moja kompania wojów już polazła więc wszystko dla nas ]
Idąc przez dość długi czas mrocznymi i w dodatku śmierdzącymi tunelami Norsmeni zaczęli powoli odczuwać tytaniczny wysiłek z ostatnich godzin, gdy płonąca krew sytgła a adrenalina wraz z alkoholowym odurzeniem poczęły opuszczać twarde łby z północy. Bjarn oraz bliźniacy Horkessonowie oderwali od podszewek ozdobnych zbroi małe pasma materiału i splunąwszy nań wciąż przesiąkniętą oparami etanolu śliną dla dezynfekcji, obwiązali kilka co powierzchowniejszych ran i zadrapań. Innych obrażeń (poza paroma siniakami) nie było - osmalone po większej części i poharatane pancerze Białych Wilków, choć zdobne nad przesadę i bardziej reprezentacyjne niż bojowe, doskonale spełniły swe zadanie. Teraz podniszczone fragmenty zbroi piątki Norsów co i rusz były odrywane i lądowały w rynsztoku, świecąc w nikłym blasku pochodni szczerniałym srebrem oraz okruchami szafiru. Zabrane imperialnym rycerzom zbroje już od balu dawały im się mocno we znaki i wszyscy byliby w siódmym Asgardzie, gdyby natrafiła się okazja na postój i zmianę odzienia. Właśnie! Nie mieli się w co przebrać. Ich ubrania wraz z całym dobytkiem podążały teraz wraz z całym oddziałem Norsów jakimiś innymi tunelami ku Górom Środkowym. Bjarn wyminął szepczącego z uczniem Magnusa oraz ich niemego sługę, zignorował lubieżne spojrzenie demonicy zza naramiennika Aszkaela i podszedł do prawie sięgających głowami sufitu braci Horkessonów. Ulfarr raźnym krokiem szedł naprzód i niósł Leifa w zbroi, jak gdyby ten nic nie ważył. Obok Olfarr pomagał iść dochodzącemu do siebie niemal zemdlałemu z wysiłku Thorrvaldowi i jego rudej towarzyszce w podartej, czarnej sukni.
Bjarn oparł dwuręczny młot na ramieniu, światło pochodni odbiło się w czterech okrągłych, guzowatych wypustkach na obuchu i zaschłej na nim krwi.
- Dobry ten młot... tłukąc czołg i tych tam z wielkimi mieczami czułem się jak bez mała sam Thor!
- Noo, a ten miecz... - wyszczerzył się Ulfarr, wskazując na miecz u pasa. - ...ścinał pancerz i karki jak masło. Że też tamten stary pryk wszystko trzymał na ścianach. Gdyby nasi wrogowie mieli tak dobrą broń, może byliby jakimś wyzwaniem...
- Ta, jasne. Jeśli można to dalsze wyzwanie sobie podaruję. - mruknął Thorrvald, biorąc w rękę srebrzystą klingę o ząbkowanej do połowy na jednej stronie głowni i gałce rękojeści w kształcie wilczej głowy. - O kurde... dobra brzytwa.
- Brzytwa ? - zagrzmiał ktoś za nimi i przerwał gwizdanie. - Poka, poka, poka!
Drugni wziął bez pytania miecz w rękę i powąchał, pomachał i obmacał dokładnie stal, tak jakby obchodził się z jakimś dziełem sztuki.
- Stal syderytowa... wielokrotnie przekuwana, to widać od razu. Nawet elf by zauważył! - wykrzyknął Zabójca.
- Słyszałem! - rzekł nie odwracając się Menthus. - Gdybyś spotkał pewnego ślepego kowala, który kuł dla mnie miecze...
- Elfie chędożenie! Jak niby ślepy kowal mógłby wykuć broń ?! Idioci... - Drugni oddał miecz Ulfarrowi i zrównał się z nim szybkimi krokami. - Na rękojeści są jakieś dziwne znaki glificzne, bez mała krasnoludzka robota tylko ktoś ją elfimi bazgrołami spaskudził oraz lichą, człeczą rękojeścią. Na twoim miejscu...
Bjarn nie słyszał dalszej zapalonej dyskusji na tematy zbrojeniowe i estetyczne niosącego Leifa Ulfarra i krasnoluda. Obok Olfarr odchylił się przez ramię i zwymiotował do rynsztoka. Na ramieniu Ulfarra, Leif także skręcił się w odruchu wymiotnym, jednakże już dawno wyrzygał wszystko oprócz własnych flaków. Pocieszające było to, że przynajmniej zaczął się budzić. Bjarn także chciał opróżnić pełen skotłowanych trunków, specjałów i deserów żołądek, jednakże zakrył dłonią usta i wytężył siłę woli. Nie było wiadomo ile jeszcze będą tak szli, a odległość mogła być znaczna podczas gdy oni nie mieli ani nic do picia, ani żadnych innych zapasów.
- Hej, ty tam kultysto! - Bjarn rozmyślnie pominął tytuł kultysty, by nie zdradzić że spotkał go już przed balem. - Ile jeszcze ? Okropnie nas suszy, więc napiłbym się czegoś!
Petycję Norsa przerwało gwałtowne "THUUD". Ygg ugrzązł za nimi w przejściu, odcinając tylnią straż od kolumny.
- Wspaniale, na zimne tyłeczki Walkirii! Bo nic tak, nie koi pragnienia jak robota... Za mną chłopy!
Ulfarr położył Leifa obok Thorrvalda i razem z bratem pomogli sporej grupie przepychać wiercącego się trolla.
- Jasna cholera, ile to waży ?! - wysapał Bjarn, ciągnąc za złotą obręcz na szyi.
- Uwaga, ktoś nadchodzi! - syknął ostrzegawczo Batiathus. Drugni ujął uradowany topór.
- Ha! Wiedziałem, szczurze gówno jak raz wydrąży tunel to zawsze do niego wraca! Od lat nie zabijałem skavenów... Eee, wybacz Skrenq...
- Nie ma sprawy-kłopotu, krwawobrodaczu. Ja sam mam z nimi na pieńku! - pisnął szczurołap.
- BJARN, stary capie! A już się z Hrothgarem zastanawialiśmy, czy nie zawrócić i spalić całe cholerne miasto! Tylko wpierw musielibyśmy zakneblować tego kmiota, Asgeira...
W pole widzenia wszedł Olaf Bjornsson, ryjąc okularowym hełmem o strop i dzierżąc olbrzymi topór na ramieniu. Za nim tunel zaroił się od dwóch i pół dziesiątek Norsmenów, obładowanych bronią i zapasami oraz tobołkami z ekwipunkiem.
Mocarna nawała Norsów naparła na trolla od tyłu i samą masą wbiła go wraz z kawałem przejścia w rynsztok naprzeciw. Potem około tuzin kultystów w kapturach otoczył swego pana i po krótkiej konwersacji spytał o pomoc przy otwieraniu jakiejś pułapki. Co prawda Ulfarr był mistrzem w niedźwiedzich szczękach i sidłach, lecz tylko machnął lekceważąco ręką i zaczął łapczywie chłeptać zimną wodę z bukłaka, podanego mu przez jednego z wypełniających po brzegi korytarze Norsów. Być może był to Einarr, bo kto w całym hirdzie, poza Nieuśmiechniętym fatygował się by targać coś innego niż piwo ?
- Haakar! Hyc... dopsze was.. wisieć... - wymruczał półobudzony Leif, zataczając się nawet na siedząco pod ścianą. Bjarn nawet nie chciał oglądać jak kac morderca dopada młodego, więc gdy tylko Hrothgar podał mu zamykany kufel z piwem od razu podał go Leifowi.
- Dz..dz..dzięęęki wuju. - wyjęczał. Ruda dziewczyna wyciągnięta z balu, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności aż tutaj podtrzymywała asekuracyjnie drżące ramiona młodego Norsa. - Tobie, też dzięki... Znamy się...?
- Bjarn! - warknął vitki Asgeir, podchodząc do gromady. Długi warkocz koloru srebra z wplecionymi weń amuletami był obwiązany dookoła szyi szamana i leżał niczym błyszczący wąż na białym futrze puszystego kołnierza. Za nim stał przysypiający co i rusz Haldor Wysoki, grzebiąc dla podtrzymania świadomości długim trzonkiem zrolowanego sztandaru Wysokiego Króla Erika w rynsztoku pod przeciwległą ścianą.
- Co wyście tam zaczęli na balu ?! Jakiś kultysta wbiegł do naszej willi i po tym jak przekonałem ucztujących chłopaków, żeby nie robić z niego piniaty, krzyczał coś o walce w mieście, pożarach... przekazał jakiś plan ucieczki. To postawiłem na nogi cały hird i cudem odrywając tych durni od żarcia i piwska, kazałem zebrać cały ekwipunek i wleźć do wskazanego tunelu. Ile to ja się musiełem nawrzeszczeć... aż zachrypłem i nie mogę rzucać czarów.
- Aj, vitki kiepskie masz podejście do wojów... - Barn wstał, wsparty na młocie, wreszcie czuł przy pasie uspokajający ciężar runiczych toporków, a z pleców zwisała tarcza z łusek krakena. Przybyli od razu oddali balowiczom ich broń, jednak na zmianę pancerzy było za mało miejsca. A chęci jeszcze mniej. - Pewnie po drodze ograbili naszemu Batiathusowi willę do cna, a potem chcieli iść mi w sukurs, jak znam tę bandę...
- Jako żywo! - zaśmiali się momentalnie, gruby Turo, unoszący baryłki z trunkami oraz zwalisty Eigil Berserker w ćwiekowanych karwaszach. - Do tego napotkaliśmy przy tunelu małą przeszkodę... Mianowicie wejście było w piwniczce z trunkami i... ha ha ha, no nie mogę...! Ale doszliśmy tutaj i proszę, wszyscy zawodnicy cali choć pogrom zrobiliście istnie przezacny...
- Noo... - zaśmiali się Olfarr oraz Ulfarr. - Było warto się cisnąć w te pancerzyki!
- Asgeir. - przywołała szamana Bjarn. - Słuchaj, my jesteśmy zbyt zmęczeni i zaraz za tunelem obozujemy wraz z resztą zawodników. Ty weź oddział i idźcie do Cytadeli od razu jak ten parch-kultysta rozbroi pułapki. Einarr, Olaf, Hrothgar, Turo, Haakar i Eigil niech zostaną, przyda nam się pomoc.
- Dobrze wobec tego. Zrobię wstępne rozpoznanie. - szepnął mag po czym zarzucił warkoczem i ryknął na cały korytarz. - Ruszać się leniwe dziwki! Wymaszerowujemy!
Nagle korytarze znów zrobiły się puste, tylko zawodnicy kórzy nie rozbrajali pułapek odpoczywali tu i ówdzie. Szmer i pogłosy, tracące na sile mówiły że hird bezpiecznie wyszedł w mrok nocy na powierzchnię i maszeruje równym krokiem w stronę gór. Bjarn opadł pod ścianę i wyszczerzył się do Turo.
- No, skoro wygwizdałem Asgeira i cały tłum, to piwo mamy jeno dla siebie! Drugni, Aszkael!!! Chodźcie się przysiąść, przepłuczemy gardło po walce! - wezwani zawodnicy przerwali nudzenie się i ochoczo podeszli. Olfarr i Ulfarr odeszli od ucztującej w suchym, przytulnym kąciku gromady i podeszli do kanału. Zdziwili się na widok bladego jak ściana pod lnianą brodą Haldora ze sztandarem.
- Haldor ?! Ty tutaj ?! Mieliście... - zaczął Olfarr, zdejmując z ramion swą ukochaną, ciężką tarczę z malunkami w skręcone węże.
- ...iść za vitkim! Co to jest ? - dokończył Ulfarr, wpatrując się w znalezisko, nabite na dolny kolec chorągwi.
- To... to jest... - wysapał woj. Pojawiwszy się z cienia Skrenq obejrzał przedmiot.
- Łapa-szpon skavena. Ucięta świeżo-świeżo... Są blisko... - zawarczał skaven, wyjmując długi nóż. Jego ogroszczur zaskrzeczał w powstrzymywanym gniewie. Olfarr i Ulfarr złapali za miecze oraz tarcze i wymienili się spojrzeniami. Cała czwórka wpatrzyła się z napięciem w ciemność...
[ A dla osłaniajacych naszych majstrów od pułapek, mam mini-eventa. Kilka lub kilkanaście skavenów do rozsmarowania. Tylko bez przesady i ciężkiego sprzętu, to ma być szybka i mała walka w klimacie tunelarskim. A moja kompania wojów już polazła więc wszystko dla nas ]
Ostatnio zmieniony 7 sty 2014, o 20:06 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 2 razy.
Kultysta i assasyn odeszli kawałek od reszty grupy i zbliżyli się do wyjścia.
- Sprawa jest prosta, żadnej magii. - Tłumaczył człowiek. - Tylko sporo tego. Użyliśmy trucizny. Nie było mowy o żadnym ładunku wybuchowym, bo mogłoby nam rozwalić to przejście.
- Coś pomału widzę. - Odpowiedział Galreth. - Założyliście to na drabince? Nieźle, coś jeszcze poza tym?
- Najtrudniejsze. Uniesiona krata wyzwoli mechanizm wciśnięty pod jej ciężarem. Trzeba bardzo powoli podnosić, aż zrobi się miejsce na narzędzia, ale żeby wciąż się nie odpaliła. Uwierz mi nie chcesz wiedzieć co powoduje.
- I się nie dowiem. A w sprawie narzędzi?
- Oczywiście. Miałem ją rozbrajać, więc cały czas je nosiłem przy sobie. - Kultysta wyjął mały woreczek z cienkimi drucikami jak i grubszymi i dłuższymi prętami.
- Dobra najpierw drabinka oczywiście.
Galreth wziął się do roboty. Czasem po prostu przecinał łączący mechanizm drucik lub sznurek, ale te trudniejsze zostawiał sobie na później. Połączenia wskazywały mu miejsce ukrycia zatrutych pocisków, które pomimo niegroźnych już pułapek, postanowił wyciągnąć odrobinę ryzykując. Jako zabójca nigdy nie przepadał za truciznami, ale znać się oczywiście musiał. Teraz zebrał wszystkie strzałki, które znalazł, gdyż pomimo tego, że nie korzystał z nich zbyt często przy pracy, teraz zagrożenie wydawało się być większe niż kiedykolwiek. Przyda mu się trochę ukrytej przewagi. Najbardziej zaciekawiła go pułapka, która powodowała wylanie się trucizny, której jeszcze nie spotkał z buteleczki zawieszonej przy wylocie. Ostrożnie zdjął ją z haczyka i obejrzał.
- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Wiesz może co to jest?
- To akurat nie jest trucizna, tylko "płynny ogień". Nic dziwnego, że pierwszy raz to widzisz. Imperialny wynalazek, cholernie drogi. Pod wpływem wilgoci wybucha sporym płomieniem, nie do ugaszenia.
- Właśnie się zastanawiałem nad tym. Solidnie zamknięta.
- Próżniowo. Cokolwiek to znaczy. Pewnie po prostu element promocji, bo co to niby ma dać.
W odróżnieniu od kultysty, Galreth doskonale zdawał sobie sprawę co to znaczy. Rzadkie trucizny bardzo często tak pakowano, gdyż łatwo wietrzały i traciły swą zabójczą moc. To oznaczało, że trzymał w ręku coś bardziej wartościowego niż człowiek mógł się spodziewać. Szybkim ruchem schował buteleczkę za pazuchę, próbując nie okazywać zainteresowania i jak gdyby nigdy nic, poszedł rozbroić ostatnią pułapkę przy kracie. "Ogień ogniem zwyciężaj. Czyż nie?" Galreth przyjrzał się kracie. Rzeczywiście będzie ciężko. Za sobą w tunelu usłyszał jakieś piski, ale lepiej było się szybko pozbyć zagrożenia tutaj. Wyczerpany walką potrzebował, by nie trzęsły mu się ręce, więc musi to zrobić już teraz. Ostrożne unoszenie kraty zajęło mu dobre 20 sekund, ale wreszcie ujrzał mechanizm naciskowy. Wsadził w wywalczoną szczelinę jeden z prętów. Potrzebował kolejnej ręki, by jedną utrzymywać nacisk, a drugą wyjąć cholerstwo ze szpary. Operacja była bardzo trudna i niebezpieczna, ale doświadczenie zrobiło swoje. Wyjęty przycisk spiął klamrą, która była przezornie dołączona do zestawu od kultysty.
- Gotowe. - Galreth zeskoczył na dół i podszedł do czekającego człowieka.
- Imponujące. Wkładaliśmy to chyba z 3 razy dłużej.
W tym momencie oprócz pisków, o których prawie już zapomniał usłyszał tez odgłosy walki.
- Co znowu?!
- Sprawa jest prosta, żadnej magii. - Tłumaczył człowiek. - Tylko sporo tego. Użyliśmy trucizny. Nie było mowy o żadnym ładunku wybuchowym, bo mogłoby nam rozwalić to przejście.
- Coś pomału widzę. - Odpowiedział Galreth. - Założyliście to na drabince? Nieźle, coś jeszcze poza tym?
- Najtrudniejsze. Uniesiona krata wyzwoli mechanizm wciśnięty pod jej ciężarem. Trzeba bardzo powoli podnosić, aż zrobi się miejsce na narzędzia, ale żeby wciąż się nie odpaliła. Uwierz mi nie chcesz wiedzieć co powoduje.
- I się nie dowiem. A w sprawie narzędzi?
- Oczywiście. Miałem ją rozbrajać, więc cały czas je nosiłem przy sobie. - Kultysta wyjął mały woreczek z cienkimi drucikami jak i grubszymi i dłuższymi prętami.
- Dobra najpierw drabinka oczywiście.
Galreth wziął się do roboty. Czasem po prostu przecinał łączący mechanizm drucik lub sznurek, ale te trudniejsze zostawiał sobie na później. Połączenia wskazywały mu miejsce ukrycia zatrutych pocisków, które pomimo niegroźnych już pułapek, postanowił wyciągnąć odrobinę ryzykując. Jako zabójca nigdy nie przepadał za truciznami, ale znać się oczywiście musiał. Teraz zebrał wszystkie strzałki, które znalazł, gdyż pomimo tego, że nie korzystał z nich zbyt często przy pracy, teraz zagrożenie wydawało się być większe niż kiedykolwiek. Przyda mu się trochę ukrytej przewagi. Najbardziej zaciekawiła go pułapka, która powodowała wylanie się trucizny, której jeszcze nie spotkał z buteleczki zawieszonej przy wylocie. Ostrożnie zdjął ją z haczyka i obejrzał.
- Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Wiesz może co to jest?
- To akurat nie jest trucizna, tylko "płynny ogień". Nic dziwnego, że pierwszy raz to widzisz. Imperialny wynalazek, cholernie drogi. Pod wpływem wilgoci wybucha sporym płomieniem, nie do ugaszenia.
- Właśnie się zastanawiałem nad tym. Solidnie zamknięta.
- Próżniowo. Cokolwiek to znaczy. Pewnie po prostu element promocji, bo co to niby ma dać.
W odróżnieniu od kultysty, Galreth doskonale zdawał sobie sprawę co to znaczy. Rzadkie trucizny bardzo często tak pakowano, gdyż łatwo wietrzały i traciły swą zabójczą moc. To oznaczało, że trzymał w ręku coś bardziej wartościowego niż człowiek mógł się spodziewać. Szybkim ruchem schował buteleczkę za pazuchę, próbując nie okazywać zainteresowania i jak gdyby nigdy nic, poszedł rozbroić ostatnią pułapkę przy kracie. "Ogień ogniem zwyciężaj. Czyż nie?" Galreth przyjrzał się kracie. Rzeczywiście będzie ciężko. Za sobą w tunelu usłyszał jakieś piski, ale lepiej było się szybko pozbyć zagrożenia tutaj. Wyczerpany walką potrzebował, by nie trzęsły mu się ręce, więc musi to zrobić już teraz. Ostrożne unoszenie kraty zajęło mu dobre 20 sekund, ale wreszcie ujrzał mechanizm naciskowy. Wsadził w wywalczoną szczelinę jeden z prętów. Potrzebował kolejnej ręki, by jedną utrzymywać nacisk, a drugą wyjąć cholerstwo ze szpary. Operacja była bardzo trudna i niebezpieczna, ale doświadczenie zrobiło swoje. Wyjęty przycisk spiął klamrą, która była przezornie dołączona do zestawu od kultysty.
- Gotowe. - Galreth zeskoczył na dół i podszedł do czekającego człowieka.
- Imponujące. Wkładaliśmy to chyba z 3 razy dłużej.
W tym momencie oprócz pisków, o których prawie już zapomniał usłyszał tez odgłosy walki.
- Co znowu?!
Greich uderzył ogonem o ścianę tunelu w wyrazie podniecenia. Zwiadowcy z jego oddziału wrócili poranieni, donosząc o intruzach przy klapie. Tak bliska leża Greich wolał nie ryzykować i od razu zebrał wszystkie swoje patrole w jedną potężną łapę zdolną zgnieść każdego intruza. Przy klapie podobno byli uzbrojeni uciekinierzy z powierzchni. Łatwy łup, choć pewnie lichy jak ostatnio. Pozwoli mu to jednak zachować twarz przy innych wodzach. Tak, tak Greich walczy dla potęgi klanu. To nie jego winna, że nie wolno atakować powierzchni i zdobyć więcej chwały.
Greich słyszał co prawda jakieś wieści o zamieszkach na górze ale przywódcy jak zawsze kazali czekać. Skaven miał już tego dość. Nie wygrywa się bitew nie przejmując inicjatywy. Co prawda ludziki nie wiedziały dzięki temu o leżu ale czym jest wojna bez ryzyka? Tak przynajmniej skaveński wódz z klanu Mors wolał myśleć.
Jego przekonania zostały wystawione na ciężką próbę gdy oddział wychynął z różnych tuneli spadając na zwykłą grupę awanturników jak myślał o wrogu Greich. Dopiero ryk trolli i szczuroogra oraz widok przedstawicieli różnych ras zmusił go do zmiany nastawienia.
Ponieważ Greich na samym końcu swojego nędznego życia, miał nieprzyjemność spotkać zawodników Areny Śmierci.
Skrenq wyszczerzył siekacze na widok fali szczuroludzi wypływającej z ciemności. Obok jego szczuroogr zaryczał po raz ostatni i razem z resztą ocalałych bestii rzucił się na skaveńskie szeregi. Niestety Szczurołap nie zobaczył na tarczach klan braci, oczekiwanej runy Moulderów, ale te ochłapy Mors wystarczą w zupełności.
Ranną rękę mistrz mutacji zawinął wcześniej w kawałek swojej torby tworząc prowizoryczny opatrunek. W chwili spokoju podczas gdy reszta wyciągała utkniętego trolla, on rozsądnie założył pancerz, hełm zostawiając pod ręką. W tym zatęchłym powietrzu Skrenq wolał nie oddychać przez tak małe otwory ale teraz szybkim ruchem założył go na głowę. Tuż przed skokiem na szeregi napastników, łowca głów poczuł kolejną falę głodu. „W idealnym momencie” pomyślał z ironią.
Wyciągnął z torby kolejne pudełko z kulami morowego wiatru rzucając kilka w tylne szeregi skavenów. Szczuroludzie stojący wokół miejsc gdzie trafiły pociski zwinęli się w konwulsjach. To jednak nie wystarczyło i Skrenq spojrzał na stojących obok norsmenów.
- Czas na rzeź-mord! – powiedział w podnieceniu zapominając o usunięciu skaveńskiego akcentu i sposobu mówienia. A zresztą kogo to obchodziło?
Greich słyszał co prawda jakieś wieści o zamieszkach na górze ale przywódcy jak zawsze kazali czekać. Skaven miał już tego dość. Nie wygrywa się bitew nie przejmując inicjatywy. Co prawda ludziki nie wiedziały dzięki temu o leżu ale czym jest wojna bez ryzyka? Tak przynajmniej skaveński wódz z klanu Mors wolał myśleć.
Jego przekonania zostały wystawione na ciężką próbę gdy oddział wychynął z różnych tuneli spadając na zwykłą grupę awanturników jak myślał o wrogu Greich. Dopiero ryk trolli i szczuroogra oraz widok przedstawicieli różnych ras zmusił go do zmiany nastawienia.
Ponieważ Greich na samym końcu swojego nędznego życia, miał nieprzyjemność spotkać zawodników Areny Śmierci.
Skrenq wyszczerzył siekacze na widok fali szczuroludzi wypływającej z ciemności. Obok jego szczuroogr zaryczał po raz ostatni i razem z resztą ocalałych bestii rzucił się na skaveńskie szeregi. Niestety Szczurołap nie zobaczył na tarczach klan braci, oczekiwanej runy Moulderów, ale te ochłapy Mors wystarczą w zupełności.
Ranną rękę mistrz mutacji zawinął wcześniej w kawałek swojej torby tworząc prowizoryczny opatrunek. W chwili spokoju podczas gdy reszta wyciągała utkniętego trolla, on rozsądnie założył pancerz, hełm zostawiając pod ręką. W tym zatęchłym powietrzu Skrenq wolał nie oddychać przez tak małe otwory ale teraz szybkim ruchem założył go na głowę. Tuż przed skokiem na szeregi napastników, łowca głów poczuł kolejną falę głodu. „W idealnym momencie” pomyślał z ironią.
Wyciągnął z torby kolejne pudełko z kulami morowego wiatru rzucając kilka w tylne szeregi skavenów. Szczuroludzie stojący wokół miejsc gdzie trafiły pociski zwinęli się w konwulsjach. To jednak nie wystarczyło i Skrenq spojrzał na stojących obok norsmenów.
- Czas na rzeź-mord! – powiedział w podnieceniu zapominając o usunięciu skaveńskiego akcentu i sposobu mówienia. A zresztą kogo to obchodziło?