ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[Słowo klucz to PODEJRZEWAM. Vahanian tak sądzi i dobrze. Jak bohaterowie są wszechwiedzący, to realizm spada.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Ja już dzisiaj nie dam rady nic wrzucić, możemy poczekać do jutra (tak koło 21:30) z dojsciem do spiżowej cytadeli, czy wszyscy chcą już iść? Ja się dostosuje...]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... &start=500
Link do tego pojedynku
Farlin jest względnie normalny, więc nie wiem o co ci chodzi Klafuti ]
http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... &start=500
Link do tego pojedynku
Farlin jest względnie normalny, więc nie wiem o co ci chodzi Klafuti ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ @Matis, tak wogóle to odnoszę wrażenie że mamy bardzo podobny gust muzyczny. Do zobaczenia kiedyś na jakimś koncercie
Ahh Kilian to chyba był jedyną postacią, która czerpała taki fun z walk na śmierć i śmierć... I wszedł i odszedł z hukiem
Nikt się nie rozczulił nad melancholijną pogadanką Bjarna i Aszkaela rodem z Silmarilionu ? No to czekamy na tą fortecę... ]
Ahh Kilian to chyba był jedyną postacią, która czerpała taki fun z walk na śmierć i śmierć... I wszedł i odszedł z hukiem
Nikt się nie rozczulił nad melancholijną pogadanką Bjarna i Aszkaela rodem z Silmarilionu ? No to czekamy na tą fortecę... ]
[Mnie aż słów zabrakło, tak się wzruszyłem czasem dobrze wpleść tekst o takim wydźwięku.]GrimgorIronhide pisze:[Nikt się nie rozczulił nad melancholijną pogadanką Bjarna i Aszkaela rodem z Silmarilionu ? No to czekamy na tą fortecę... ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[W sumie to czekam na fortecę z ocuceniem swojej postaci, więc możnaby
PS. Właśnie się kapnąłem Byqu, że my z jednej wsi ]
PS. Właśnie się kapnąłem Byqu, że my z jednej wsi ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
[Nie zwracam uwagi na takie rzeczy Ale dobrze wiedzieć, jak mi będzie jakieś piwko zalegać ]
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
Zmęczenie w końcu zmogło naszych bohaterów, którzy jeden po drugim legli w objęciach Morfeusza. Jedyny, który nie szukał ukojenia w śnie był Aszkael. Czempion mrocznych bogów już od dawna nie miał potrzeby jedzenia, czy snu. Czasem zastanawiał się, ile zostało w nim człowieka, lecz teraz nie zaprzątał sobie tym głowy. Rozmyślał o tym, co przynieść może Arena i kto lub co się za nią kryje. Spojrzał w niebo. Wielka, fioletowa mgławica a nocnym nieboskłonie wprawiała w zachwyt zawodników, lecz tylko wybraniec wiedział czym ona jest.
Burza Osnowy. To znak od bogów. Ich oczy zwrócone są na nas....
***
Poranek przyniósł nieco więcej ciepła, niż by się można było spodziewać. Krople wody na gałązkach drzew odbijały promienie słońca, zamarznięty strumień ożył, szybki nurtem pokonując las. Zawodnicy wstali skoro świt, chcąc jak najszybciej dotrzeć do celu podróży. Sytuację utrudniał topniejący śnieg, który odsłonił rozmiękły od wody trakt. Droga zmieniła się w bagno, przez co pokonanie jej było długie i męczące, na szczęście nie dzieliła ich duża odległość od fortecy. Po około dwóch godzinach drzewa przerzedziły się, a oczom podróżników ukazała się monumentalna budowla.
- Fiuuuu.- gwizdnął Drugni na widok fortecy.
- Tego, co to zaprojektował powinni powiesić. Toż to zbrodnia na sztuce architektonicznej!- skrzywił się Menthus.
- Toporne, lecz wytrzymałe- nie dawał za wygraną Dawi
- Powinieneś zobaczyć smukłe wieże Saphery, wspaniałe pałace Caledoru...
- Chętnie! Zbiorę tylko chłopaków, weźmiem parę baterii armat i będziemy oglądać te wasze "cuda architektoniki". Głównie przez przyrządy celownicze, hehe- zarechotał krasnolud.
Któryś z Norsmenów wybuchł głośnym śmiechem, lecz pozostali nie czynili głośnych komentarzy.
Przekroczyli wielką bramę i weszli na dziedziniec. Tam zastali kilkunastu jednakowo ubranych mężczyzn, w długich, czarnych habitach ze złotymi zdobieniami. Z grupy wystąpił szczupły, przystojny blondyn o hipnotyzującym spojrzeniu. Długie, starannie ułożone włosy opadały mu na kark. Jako jedyny zamiast szaty nosił dublet, na widok którego pierwsze słowo, jakie przyszło do głowy Iskrze było "wystrzałowy". Reiner spojrzał pytająco na swojego mistrza, lecz ten pokręcił głową przecząco.
- Witajcie szlachetni przybysze!- rzekł kultysta kłaniając się. Głos miał niezwykle melodyjny, choć nie byłe elfem, to naśladował ich akcent.- Witajcie w naszych skromnych progach! Jestem Petronius, zwany Gładkolicym. Czcigodny Alpharius Namaszczony wysłał mnie, bym podglądał..., znaczy doglądał was i upewniał się, że niczego wam nie brak. W swej dobroci nasz uświęcony pan udostępnił wam najlepsze komnaty, które umeblowałem osobiście biorąc pod uwagę wasze... preferencje.- wzrok kultysty podejrzanie długo spoczął na Menthusie.- Ach!- rzachnął się- Ależ gdzie są moje maniery, jesteście pewnie głodni i zziębnięci, zapraszam do środka. Ci oto słudzy odprowadzą was do odpowiednich pomieszczeń, gdzie czeka was wasz pozostawiony w mieście ekwipunek, gorrrąca kąpiel i wygodne łoże. Wiem, że opuściliście miasto w pośpiechu, więc zapewne nie zdążyliście go dobrze zwiedzić?- uśmiechnął się heretyk. Nikt nie odpowiedział
-Posiłki odbywają się w głównej sali, pokażę wam po drodze.- kontynuował nie zrażając się.- Potem będziecie mogli obejrzeć sobie to wasze koloseum.- to mówiąc przewrócił oczami i kazał zawodnikom iść za sobą.
- Ach, i jeszcze jedno!-rzekł nagle, odwracając się- Witamy na Arenie Śmierci.
***
Drugni wreszcie został sam. Miał dosyć towarzystwa elfów i tego dziwnego kultysty, który elfa udawał. Na jego szczęście obchód nie trwał długo, a jemu przydzielono kwaterę jako pierwszemu. Rozglądając się po nowym lokum mimowolnie sięgnął do niewielkiej torby podróżnej. Rozległ się charakterystyczny dźwięk uderzania jednej butelki o drugą. Niestety wszystko to, co wyniósł ukradkiem z przyjęcia, oraz to, co otrzymał od dobrodusznych Norsmenów było puste. W akcie czystej desperacji odwrócił torbę do góry dnem w poszukiwaniu czegokolwiek zdatnego do picia. Coś wysunęło się z bocznej kieszeni i w brzdękiem upadło na podłogę.
-A to skąd się wzięło?- zmarszczył brwi krasnolud, podnosząc niewielką buteleczkę z czerwonym płynem.
***
Bracia Horkessonowie przechadzali się po twierdzy szukając kuchni. Co prawda zjedli przed ruszeniem w drogę resztki wczorajszej kolacji, lecz dwa tęgie chłopy miały spore zapotrzebowanie, a skoro mieli okazję żyć na koszt bogatego, jak im się wydawało, kultu, to czemu nie skorzystać? Poszukiwania przerwał im szman.
- Ulfarr i Olfarr!- zawołał Vitki.
Bracia jak na komendę obrócili się w stronę starca, z niemym pytaniem w oczach, czemu przeszkadza w lokalizacji strategicznego punktu zamczyska.
- Chłopcy, Arena Śmierci to nie byle jaki turniej, gdzie dwóch wojów okłada się pięściami. Na to miejsce zwrócone są oczy bogów, zarówno Asów... jak i Czwórki.
Norsmeni uśmiechnęli się.
- Nie martw się szamanie.... -zaczął Olfarr.
-... poradzimy sobie z tą zgrają! -zapewnił Ulfarr w charakterystyczny dla nich sposób.
Vitki pokręcił głową w rezygnacji.
- Arena to coś, z czym nigdy się nie spotkaliście. Różny los może spotkać was na tej ścieżce. Dlatego przygotowałem dla was TO!- to rzekłszy wyjął zza pazuchy fiolkę z ciemnoczerwonym płynem. Bracia spojrzeli na nią uważnie.
- Szamanie, powiedz nam do cholery...
-....jak się mamy tym podzielić?!- skrzywili się Ulfarr i Olfarr naraz.
***
Ostatnim, który otrzymał przydział kwatery był Menthus. Do wyznaczonej komnaty odprowadzał go osobiście Petronius.
- Mam nadzieję, że będzie ci się podobać. -uśmiechnął się do elfa.- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, będę na twoje wezwanie.
- Jeśli sądzisz, że nie wiem co knujesz, to muszę cię rozczarować...-rzucił pogardliwie smoczy mag.
- Czyli możemy przejść do rzeczy?- sapnął nagle kultysta stając tuż przed elfem. Menthus błyskawicznym ruchem wykręcił mu nadgarstek i przystawił sztylet do pachwiny.
- Spróbuj, a pożegnasz się ze swoim skarbem.- warknął.
Heretyk uśmiechnął się czarująco, odsuwając się nieśpiesznie od Asura.
-Gra toczy się dalej- szepnął, po czym odszedł.
Elf odprowadził wzrokiem mężczyznę, po czym wszedł do komnaty. Dopiero teraz zauważył, że kultysta wsunął mu za pas jakiś przedmiot. Menthus zaklął w duchu, rozwijając dołączony doń liścik.
Na szczęście.- głosiła jego treść. Elf spojrzał na niewielką buteleczkę z wygrawerowaną nań jaskółką...
***
Zawodnicy doprowadzili się wreszcie do porządku i teraz korzystali z chwili spokoju. Niektórzy zwiedzali twierdzę, inni dzielili się wrażeniami z przyjaciółmi, jeszcze inni odsypiali przebyte trudy. Ci, którzy udali się do sali balowej ujrzeli, oprócz długiego, dębowego stołu z jadłem, marmurową tablicę z wyrytymi nań imionami.
1.Olfarr i Ulfarr Horkessonowie
2.Galreth "Ostatni Szept"
3.Aszkael o czarnym sercu, po tysiąckroć kroć przeklęty i błogosławiony, marionetka losu i ostrze bogów
4.Drugni
5.Magnus von Bittenberg
6.Ygg
7.Menthus z Caledoru
8.Saito Kaneda
9.Nicolas z Manhi
10.Kheltos
11.Farlin
12.Gahraz Rozum Morka Renka Gorka
13.Vahanian
14.Skrenq Szczurołap
15.Marr
16.Ulrich Argrend
[Miałem cholernie ciężką decyzję do podjęcia w sprawie potek... Nic tylko pogratulować wyrówanego, wysokiego poziomu. ]
Burza Osnowy. To znak od bogów. Ich oczy zwrócone są na nas....
***
Poranek przyniósł nieco więcej ciepła, niż by się można było spodziewać. Krople wody na gałązkach drzew odbijały promienie słońca, zamarznięty strumień ożył, szybki nurtem pokonując las. Zawodnicy wstali skoro świt, chcąc jak najszybciej dotrzeć do celu podróży. Sytuację utrudniał topniejący śnieg, który odsłonił rozmiękły od wody trakt. Droga zmieniła się w bagno, przez co pokonanie jej było długie i męczące, na szczęście nie dzieliła ich duża odległość od fortecy. Po około dwóch godzinach drzewa przerzedziły się, a oczom podróżników ukazała się monumentalna budowla.
- Fiuuuu.- gwizdnął Drugni na widok fortecy.
- Tego, co to zaprojektował powinni powiesić. Toż to zbrodnia na sztuce architektonicznej!- skrzywił się Menthus.
- Toporne, lecz wytrzymałe- nie dawał za wygraną Dawi
- Powinieneś zobaczyć smukłe wieże Saphery, wspaniałe pałace Caledoru...
- Chętnie! Zbiorę tylko chłopaków, weźmiem parę baterii armat i będziemy oglądać te wasze "cuda architektoniki". Głównie przez przyrządy celownicze, hehe- zarechotał krasnolud.
Któryś z Norsmenów wybuchł głośnym śmiechem, lecz pozostali nie czynili głośnych komentarzy.
Przekroczyli wielką bramę i weszli na dziedziniec. Tam zastali kilkunastu jednakowo ubranych mężczyzn, w długich, czarnych habitach ze złotymi zdobieniami. Z grupy wystąpił szczupły, przystojny blondyn o hipnotyzującym spojrzeniu. Długie, starannie ułożone włosy opadały mu na kark. Jako jedyny zamiast szaty nosił dublet, na widok którego pierwsze słowo, jakie przyszło do głowy Iskrze było "wystrzałowy". Reiner spojrzał pytająco na swojego mistrza, lecz ten pokręcił głową przecząco.
- Witajcie szlachetni przybysze!- rzekł kultysta kłaniając się. Głos miał niezwykle melodyjny, choć nie byłe elfem, to naśladował ich akcent.- Witajcie w naszych skromnych progach! Jestem Petronius, zwany Gładkolicym. Czcigodny Alpharius Namaszczony wysłał mnie, bym podglądał..., znaczy doglądał was i upewniał się, że niczego wam nie brak. W swej dobroci nasz uświęcony pan udostępnił wam najlepsze komnaty, które umeblowałem osobiście biorąc pod uwagę wasze... preferencje.- wzrok kultysty podejrzanie długo spoczął na Menthusie.- Ach!- rzachnął się- Ależ gdzie są moje maniery, jesteście pewnie głodni i zziębnięci, zapraszam do środka. Ci oto słudzy odprowadzą was do odpowiednich pomieszczeń, gdzie czeka was wasz pozostawiony w mieście ekwipunek, gorrrąca kąpiel i wygodne łoże. Wiem, że opuściliście miasto w pośpiechu, więc zapewne nie zdążyliście go dobrze zwiedzić?- uśmiechnął się heretyk. Nikt nie odpowiedział
-Posiłki odbywają się w głównej sali, pokażę wam po drodze.- kontynuował nie zrażając się.- Potem będziecie mogli obejrzeć sobie to wasze koloseum.- to mówiąc przewrócił oczami i kazał zawodnikom iść za sobą.
- Ach, i jeszcze jedno!-rzekł nagle, odwracając się- Witamy na Arenie Śmierci.
***
Drugni wreszcie został sam. Miał dosyć towarzystwa elfów i tego dziwnego kultysty, który elfa udawał. Na jego szczęście obchód nie trwał długo, a jemu przydzielono kwaterę jako pierwszemu. Rozglądając się po nowym lokum mimowolnie sięgnął do niewielkiej torby podróżnej. Rozległ się charakterystyczny dźwięk uderzania jednej butelki o drugą. Niestety wszystko to, co wyniósł ukradkiem z przyjęcia, oraz to, co otrzymał od dobrodusznych Norsmenów było puste. W akcie czystej desperacji odwrócił torbę do góry dnem w poszukiwaniu czegokolwiek zdatnego do picia. Coś wysunęło się z bocznej kieszeni i w brzdękiem upadło na podłogę.
-A to skąd się wzięło?- zmarszczył brwi krasnolud, podnosząc niewielką buteleczkę z czerwonym płynem.
***
Bracia Horkessonowie przechadzali się po twierdzy szukając kuchni. Co prawda zjedli przed ruszeniem w drogę resztki wczorajszej kolacji, lecz dwa tęgie chłopy miały spore zapotrzebowanie, a skoro mieli okazję żyć na koszt bogatego, jak im się wydawało, kultu, to czemu nie skorzystać? Poszukiwania przerwał im szman.
- Ulfarr i Olfarr!- zawołał Vitki.
Bracia jak na komendę obrócili się w stronę starca, z niemym pytaniem w oczach, czemu przeszkadza w lokalizacji strategicznego punktu zamczyska.
- Chłopcy, Arena Śmierci to nie byle jaki turniej, gdzie dwóch wojów okłada się pięściami. Na to miejsce zwrócone są oczy bogów, zarówno Asów... jak i Czwórki.
Norsmeni uśmiechnęli się.
- Nie martw się szamanie.... -zaczął Olfarr.
-... poradzimy sobie z tą zgrają! -zapewnił Ulfarr w charakterystyczny dla nich sposób.
Vitki pokręcił głową w rezygnacji.
- Arena to coś, z czym nigdy się nie spotkaliście. Różny los może spotkać was na tej ścieżce. Dlatego przygotowałem dla was TO!- to rzekłszy wyjął zza pazuchy fiolkę z ciemnoczerwonym płynem. Bracia spojrzeli na nią uważnie.
- Szamanie, powiedz nam do cholery...
-....jak się mamy tym podzielić?!- skrzywili się Ulfarr i Olfarr naraz.
***
Ostatnim, który otrzymał przydział kwatery był Menthus. Do wyznaczonej komnaty odprowadzał go osobiście Petronius.
- Mam nadzieję, że będzie ci się podobać. -uśmiechnął się do elfa.- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, będę na twoje wezwanie.
- Jeśli sądzisz, że nie wiem co knujesz, to muszę cię rozczarować...-rzucił pogardliwie smoczy mag.
- Czyli możemy przejść do rzeczy?- sapnął nagle kultysta stając tuż przed elfem. Menthus błyskawicznym ruchem wykręcił mu nadgarstek i przystawił sztylet do pachwiny.
- Spróbuj, a pożegnasz się ze swoim skarbem.- warknął.
Heretyk uśmiechnął się czarująco, odsuwając się nieśpiesznie od Asura.
-Gra toczy się dalej- szepnął, po czym odszedł.
Elf odprowadził wzrokiem mężczyznę, po czym wszedł do komnaty. Dopiero teraz zauważył, że kultysta wsunął mu za pas jakiś przedmiot. Menthus zaklął w duchu, rozwijając dołączony doń liścik.
Na szczęście.- głosiła jego treść. Elf spojrzał na niewielką buteleczkę z wygrawerowaną nań jaskółką...
***
Zawodnicy doprowadzili się wreszcie do porządku i teraz korzystali z chwili spokoju. Niektórzy zwiedzali twierdzę, inni dzielili się wrażeniami z przyjaciółmi, jeszcze inni odsypiali przebyte trudy. Ci, którzy udali się do sali balowej ujrzeli, oprócz długiego, dębowego stołu z jadłem, marmurową tablicę z wyrytymi nań imionami.
1.Olfarr i Ulfarr Horkessonowie
2.Galreth "Ostatni Szept"
3.Aszkael o czarnym sercu, po tysiąckroć kroć przeklęty i błogosławiony, marionetka losu i ostrze bogów
4.Drugni
5.Magnus von Bittenberg
6.Ygg
7.Menthus z Caledoru
8.Saito Kaneda
9.Nicolas z Manhi
10.Kheltos
11.Farlin
12.Gahraz Rozum Morka Renka Gorka
13.Vahanian
14.Skrenq Szczurołap
15.Marr
16.Ulrich Argrend
[Miałem cholernie ciężką decyzję do podjęcia w sprawie potek... Nic tylko pogratulować wyrówanego, wysokiego poziomu. ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Galreth od razu przeszedł się do głównej sali i znalazł się na liście. Resztę zawodników znał z widzenia, jak siekali ludzi na uczcie i na ulicach miasta. Ze zdziwieniem stwierdził, że alkohol jednak nie miał tak dużego wpływu, a Olfarr i Ulfarr rzeczywiście startują razem. Nie wiedział kto na to pozwolił, ale rozumiał jakie dla nich miało znaczenie. W Middenheim miał chwilę, by zobaczyć jak świetnie się uzupełniają w walce. Sprawdziwszy co chciał sprawdzić, postanowił, że trzeba się wreszcie sobą zająć i ogarnąć ten bałagan jaki sam uosabiał.
Galreth wszedł do swojej kwatery. Pokój nie był imponujący, ale niczego więcej się nie spodziewał, ani nie potrzebował. Bez namysłu postanowił się umyć i kiedy wychodził z małej łaźni stwierdził, że właściwie nie ma co założyć. Zanim zdążył się nad tym porządniej zastanowić, rozległo się pukanie do drzwi. Zabójca otworzył, a w progu stali dwaj ludzie. Na ramionach mieli opaski, które jak się dzisiaj dowiedzieli, oznaczały kultystów przeznaczonych do usługiwania zawodnikom.
- Witaj assasynie. Pan Alpharius mając zadowolenie uczestników Areny Śmierci w najwyższym poważaniu, wysłał nas do Middenheim po ich ekwipunek. Oto twoje rzeczy. - Jeden z nich podał Galrethowi worek. Lekko zaskoczony nie zdążył nic powiedzieć, gdyż dwójka od razu się ukłoniła i odeszła, nie zajmując więcej niepotrzebnie czasu zawodnikowi. Galreth nie wiedział czy się cieszyć z tego co odzyskał, czy martwic tym, że kultyści znaleźli jego kryjówkę. Sama miejscówka nie miała już większego znaczenia, ale skoro tak dużo o nim wiedzieli, co jeszcze mogli wykryć? Zawsze myślał, że się dobrze maskuje, ale od momentu, w którym wszedł do miasta, czuł, że sytuacja go przerasta. Arena była sceną zmagań nie tylko wojowników i magów, ale najwyraźniej również zawiłej polityki. Polityki, w której nawet nie miał okazji się odnaleźć.
Galreth podszedł do łóżka i odwrócił worek do góry nogami. Zawartość wyglądała znajomo. Odzyskał swój strój, normalnie niezastąpiony w jego fachu, teraz przydatny. Wygodny do walki, z wieloma kieszeniami, również tymi ukrytymi. Jeszce bardziej zadowolił go widok "Szeptu". Teraz znów był kompletny. W środku okazał się być jeszcze jeden mniejszy worek, ale nie przypominał sobie, by jeszcze coś posiadał przed wyjściem na ucztę. Zaciekawiony otworzył go i znalazł w środku klingę. Znawca taki jak on od razu zauważył, że wykonano go na elfią modłę. Niezbyt duży, rękojeść wręcz rzekłby malutka. Czyżby klinga należała do kobiety? Dodając do siebie te kilka faktów, Galreth stwierdził, że czy to przez pomyłkę, czy specjalnie, dano mu szansę na poprawę stosunków z Iskrą.
Galreth wszedł do swojej kwatery. Pokój nie był imponujący, ale niczego więcej się nie spodziewał, ani nie potrzebował. Bez namysłu postanowił się umyć i kiedy wychodził z małej łaźni stwierdził, że właściwie nie ma co założyć. Zanim zdążył się nad tym porządniej zastanowić, rozległo się pukanie do drzwi. Zabójca otworzył, a w progu stali dwaj ludzie. Na ramionach mieli opaski, które jak się dzisiaj dowiedzieli, oznaczały kultystów przeznaczonych do usługiwania zawodnikom.
- Witaj assasynie. Pan Alpharius mając zadowolenie uczestników Areny Śmierci w najwyższym poważaniu, wysłał nas do Middenheim po ich ekwipunek. Oto twoje rzeczy. - Jeden z nich podał Galrethowi worek. Lekko zaskoczony nie zdążył nic powiedzieć, gdyż dwójka od razu się ukłoniła i odeszła, nie zajmując więcej niepotrzebnie czasu zawodnikowi. Galreth nie wiedział czy się cieszyć z tego co odzyskał, czy martwic tym, że kultyści znaleźli jego kryjówkę. Sama miejscówka nie miała już większego znaczenia, ale skoro tak dużo o nim wiedzieli, co jeszcze mogli wykryć? Zawsze myślał, że się dobrze maskuje, ale od momentu, w którym wszedł do miasta, czuł, że sytuacja go przerasta. Arena była sceną zmagań nie tylko wojowników i magów, ale najwyraźniej również zawiłej polityki. Polityki, w której nawet nie miał okazji się odnaleźć.
Galreth podszedł do łóżka i odwrócił worek do góry nogami. Zawartość wyglądała znajomo. Odzyskał swój strój, normalnie niezastąpiony w jego fachu, teraz przydatny. Wygodny do walki, z wieloma kieszeniami, również tymi ukrytymi. Jeszce bardziej zadowolił go widok "Szeptu". Teraz znów był kompletny. W środku okazał się być jeszcze jeden mniejszy worek, ale nie przypominał sobie, by jeszcze coś posiadał przed wyjściem na ucztę. Zaciekawiony otworzył go i znalazł w środku klingę. Znawca taki jak on od razu zauważył, że wykonano go na elfią modłę. Niezbyt duży, rękojeść wręcz rzekłby malutka. Czyżby klinga należała do kobiety? Dodając do siebie te kilka faktów, Galreth stwierdził, że czy to przez pomyłkę, czy specjalnie, dano mu szansę na poprawę stosunków z Iskrą.