ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Drugni przechadzał się po wysokich murach Spiżowej Fortecy, oglądając wszystko z niespotykaną u krasnoluda ciekawością. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zaiste niewielu oglądało to miejsce od środka, a jeszcze mniej przeżyło, żeby o tym opowiedzieć. Jak na razie, po pół godziny obchodu, czuł nieco... rozczarowany.
Spiżowa Twierdza była miejscem niemalże legendarnym. Każdy w Imperium wiedział, że tu stoi, ale nikt nie odważył się o niej rozmawiać. Górnicy i leśnicy omijali to miejsce szerokim łukiem. Patroli Hochlandu, Middenlandnu czy Nordlandu nikt nie widział tutaj od wieków. Nawet zbójcy i inni przestępcy woleli pójść na szafot, niźli szukać schronienia w lasach rosnących nieopodal przeklętej twierdzy. Ba, nawet krasnoludy mają swoje mroczne opowieści dotyczące tych ziem.
Drugni pokręcił głowa z pogardą. To miejsce stanowczo nie zasługiwało na swoją reputację. Spodziewał się zastać potężnych wojowników Mrocznych Bogów, jakiegoś demona albo chociażby starożytną klątwę. A tu co ? Banda bardzo dziwnych i raczej niegroźnych kultystów. To znaczy, jak na standardy Krasnoludzkiego Zabójcy, oczywiście.
Dawi zszedł z fortyfikacji i minąwszy kilku zawodników łażących po dziedzińcu, wszedł do fortecy.
- Przydałoby się czegoś napić, cholera... - Mruczał do siebie, idąc długim, pogrążonym w półmroku korytarzem. Wczorajszy dzień był zaiste pełny wrażeń i Drugni ubawił się setnie, ale wszystko miało swoją cenę. Morze wypitego alkoholu, długa, ekscytująca walka i w końcu paniczna ucieczka z Middenheim zaowocowały potwornym wręcz kacem. Marzył teraz o kufelku pełnym zimnego, spienionego piwerka.
Niestety, na chwilę obecną miał tylko...
- A właśnie, już bym zapomniał - Krasnolud wsadził wielgachną łapę do sakwy i wydobył z niej kilka oberżniętych miedziaków, guzik, kłak włosów nieznanego pochodzenia i małą, szklaną buteleczkę wypełnioną ciemnoczerwoną cieczą. Pozbywszy się śmieci, podniósł fiolkę do góry i obejrzał ją pod światło pochodni. Był to niewątpliwie eliksir jakiegoś rodzaju, bowiem był zalakowany woskiem ze znakiem jakiejś alchemicznej pracowni, jakich wiele w Mieście Białego Wilka. Na oko była to mikstura zdrowia, ale nie mógł mieć pewności. Wszak sam kolor o niczym nie świadczył.
- Skąd ja to do cholery wziąłem ? - Zastanawiał się na głos, drapiąc się po brodzie.
Pamiętał, że podczas ewakuacji z dworku Freihoffa "pożyczył" sobie kilka flaszek stojących na stole. Jako, że wszędzie roiło się od zbrojnych morderców, robił to raczej szybko i na chybił trafił, bo zaraz trzeba było wrócić do rozwalania łbów. Może wtedy niechcący zgarnął miksturkę ?
Z drugiej strony, kto normalny bierze magiczne mikstury na uczty ?
Krasnolud zastanowił się nad tym chwilę, po czym parsknął śmiechem. Przecież w świetle ostatnich brutalnych wydarzeń, to wcale nie wydawało się takie dziwne. W każdym razie nie bardziej niż banda uzbrojonych drabów z kuszami i mieczami, która wpada na imprezę i zabija wszytko, co się rusza.
Drugni w końcu dał sobie spokój z dywagacjami i ruszył w głąb korytarza, pogwizdując z cicha. Miał eliksir i już. Po cholerę się nad tym rozwodzić ?
Skręciwszy kilka razy, w końcu stanął przed drzwiami do swojej komnaty. Pchnął ciężkie, dębowe drzwi i wlazł do środka.
Dziwnie zniewieściały (w końcu mówił z elfim akcentem) kultysta zapewnił wszystkich zawodników, iż osobiście umeblował ich kwatery, biorąc pod uwagę ich preferencje. Drugni wprawdzie nie umiał sprecyzować swoich gustów co do wystroju pomieszczeń, ale mógł z całą pewnością stwierdzić, że w przypadku jego pokoju heretyk nie wysilił się za bardzo.
Pod gołą, kamienna ścianą stało zwykłe, schludne łóżko, jakie zwykło się widywać w nieco lepszych karczmach przeznaczonych dla kupców. U jego wezgłowia stała drewniana skrzynia zamykana na klucz. Przy przeciwległej ścianie znajdował się niewielki stół i dwa krzesła. Całości wieńczyła półka wisząca na ścianie naprzeciw wejścia.
Drugni walnął się na wyrko, kładąc ręce pod głowę. Poleży chwilę i pójdzie poszukać czegoś do picia. Zabójca czy nie Zabójca, kac był tak samo dotkliwy jak zawsze.
Spiżowa Twierdza była miejscem niemalże legendarnym. Każdy w Imperium wiedział, że tu stoi, ale nikt nie odważył się o niej rozmawiać. Górnicy i leśnicy omijali to miejsce szerokim łukiem. Patroli Hochlandu, Middenlandnu czy Nordlandu nikt nie widział tutaj od wieków. Nawet zbójcy i inni przestępcy woleli pójść na szafot, niźli szukać schronienia w lasach rosnących nieopodal przeklętej twierdzy. Ba, nawet krasnoludy mają swoje mroczne opowieści dotyczące tych ziem.
Drugni pokręcił głowa z pogardą. To miejsce stanowczo nie zasługiwało na swoją reputację. Spodziewał się zastać potężnych wojowników Mrocznych Bogów, jakiegoś demona albo chociażby starożytną klątwę. A tu co ? Banda bardzo dziwnych i raczej niegroźnych kultystów. To znaczy, jak na standardy Krasnoludzkiego Zabójcy, oczywiście.
Dawi zszedł z fortyfikacji i minąwszy kilku zawodników łażących po dziedzińcu, wszedł do fortecy.
- Przydałoby się czegoś napić, cholera... - Mruczał do siebie, idąc długim, pogrążonym w półmroku korytarzem. Wczorajszy dzień był zaiste pełny wrażeń i Drugni ubawił się setnie, ale wszystko miało swoją cenę. Morze wypitego alkoholu, długa, ekscytująca walka i w końcu paniczna ucieczka z Middenheim zaowocowały potwornym wręcz kacem. Marzył teraz o kufelku pełnym zimnego, spienionego piwerka.
Niestety, na chwilę obecną miał tylko...
- A właśnie, już bym zapomniał - Krasnolud wsadził wielgachną łapę do sakwy i wydobył z niej kilka oberżniętych miedziaków, guzik, kłak włosów nieznanego pochodzenia i małą, szklaną buteleczkę wypełnioną ciemnoczerwoną cieczą. Pozbywszy się śmieci, podniósł fiolkę do góry i obejrzał ją pod światło pochodni. Był to niewątpliwie eliksir jakiegoś rodzaju, bowiem był zalakowany woskiem ze znakiem jakiejś alchemicznej pracowni, jakich wiele w Mieście Białego Wilka. Na oko była to mikstura zdrowia, ale nie mógł mieć pewności. Wszak sam kolor o niczym nie świadczył.
- Skąd ja to do cholery wziąłem ? - Zastanawiał się na głos, drapiąc się po brodzie.
Pamiętał, że podczas ewakuacji z dworku Freihoffa "pożyczył" sobie kilka flaszek stojących na stole. Jako, że wszędzie roiło się od zbrojnych morderców, robił to raczej szybko i na chybił trafił, bo zaraz trzeba było wrócić do rozwalania łbów. Może wtedy niechcący zgarnął miksturkę ?
Z drugiej strony, kto normalny bierze magiczne mikstury na uczty ?
Krasnolud zastanowił się nad tym chwilę, po czym parsknął śmiechem. Przecież w świetle ostatnich brutalnych wydarzeń, to wcale nie wydawało się takie dziwne. W każdym razie nie bardziej niż banda uzbrojonych drabów z kuszami i mieczami, która wpada na imprezę i zabija wszytko, co się rusza.
Drugni w końcu dał sobie spokój z dywagacjami i ruszył w głąb korytarza, pogwizdując z cicha. Miał eliksir i już. Po cholerę się nad tym rozwodzić ?
Skręciwszy kilka razy, w końcu stanął przed drzwiami do swojej komnaty. Pchnął ciężkie, dębowe drzwi i wlazł do środka.
Dziwnie zniewieściały (w końcu mówił z elfim akcentem) kultysta zapewnił wszystkich zawodników, iż osobiście umeblował ich kwatery, biorąc pod uwagę ich preferencje. Drugni wprawdzie nie umiał sprecyzować swoich gustów co do wystroju pomieszczeń, ale mógł z całą pewnością stwierdzić, że w przypadku jego pokoju heretyk nie wysilił się za bardzo.
Pod gołą, kamienna ścianą stało zwykłe, schludne łóżko, jakie zwykło się widywać w nieco lepszych karczmach przeznaczonych dla kupców. U jego wezgłowia stała drewniana skrzynia zamykana na klucz. Przy przeciwległej ścianie znajdował się niewielki stół i dwa krzesła. Całości wieńczyła półka wisząca na ścianie naprzeciw wejścia.
Drugni walnął się na wyrko, kładąc ręce pod głowę. Poleży chwilę i pójdzie poszukać czegoś do picia. Zabójca czy nie Zabójca, kac był tak samo dotkliwy jak zawsze.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
Magnus szedł na końcu eskapady w milczeniu ,wszyscy zawodnicy i ich towarzysze weszli przez wielkie wrota do zamku ,gdy on powoli zbliżył się do milczącego pocztu powitalnego z założonymi na plecach rękoma patrząc bladymi oczyma przed siebie.
Kiedy mężczyźni w czarnych szatach go ujrzeli nagle kilku z nich zrobiło krok w tył ,a inni zaczęli szemrać między sobą pod kapturami.
Magnus ze srogą twarzą maszerował między nimi. W końcu stanął i natychmiast zapadła cisza ,a kulstyści spojrzeli na niego z niepokojem. Von Bittenberg zrobił powoli krok w tył i spojrzał na jednego z kultystów. Ten jednak stał niewzruszenie ze schowaną pod kapturem twarzą. Wielki Inkwizytor szepnął coś pod nosem po czym skierował się do wrót fortecy.
Magnus podszedł do żelaznych drzwi z wygrawerowanym na drzwiach swoim nazwiskiem i popchnął je wchodząc do środka.
Pomieszczenie było obszerne ,ale puste a po środku przy oknie stał Reiner i mnich przy wielkim tobołku. Kiedy jego mistrz wszedł do środka ten odwrócił się i skinął lekko. -Co to za kpina?- zapytał chrypowatym głosem okuty w stal łowca czarownic rozglądając sie po gołych ścianach.
-Zostawili kartkę...- odparł Reiner wręczajac ja Magnusowi.
"Witajcie Serdeczni Przyjaciele!
Każdy dostał pokój umeblowany zgodnie z jego upodobaniami.
Wam co byśmy nie przygotowali to i tak byście to zniszczyli szukajac podstępu.
Napiszcie listę przedmiotów i przekaźcie służbie ,a dostarczymy co trzeba.
Podpisano:
Organizatorzy Areny Śmierci"
-Wiesz co robić ,Reiner...- mruknął Magnus do ucznia zgniatając w ręku kartkę.
**********
Przez kilka godzin do komnaty Wielkiego Inkwizytora słuzba znosiła meble i asortyment zamówony w liście. Kiedy wszystko zostało ostatecznie uporządkowane Reiner odetchnął z ulgą. Po środku wielkiego pokoju stało porządne dębowe biurko z wieloma szafkami i przygotowanymi przyrządami do pisania i tortur ,przy ścianie na regałach leżały księgi i przygotowane pliki kartek. Okno przy którym stała skomplikowana luneta i drzwi zostały zabezpieczone pułapkami ,a wszystkie ściany ,podłoga i sufit z wielką dokładnością sprawdzone na wypadek przyrządów szpiegowskich. Magnus powiesił na ścianach symbol komety oraz młota przy czym poświęcił całe pomieszczenie. W szafie obok drzwi zawieszone były płaszcze oraz kilka przebrań a obok niej stała żelazna skrzynia. W kącie stało również zwykłe drewniane łóżko przy klęczniku ,a po drugiej stonie małe łóżko polowe. Typowy tymczasowy gabinet Inkwizytora ,jednak było w nim również coś niezykłego. Bowiem przy ścianie stało wielkie żelazne krzesło z bardzo wieloma przewodami i mechanizmami oraz dwoma kroplówkami.
Von Bittenberg założył kapelusz ,po czym udał sie z uczniem do sali balowej na kolację ,zostawiając klęczącego z ksiegą mnicha.
Łowcy czarownic weszli do gigantycznego pomieszczenia z długim stołem. Nad nim górował spory żyrandol w kształcie ośmioramiennej Gwiazdy Chaosu. Było już tam kilku zawodników ,wszyscy siedzieli spożywajac posiłek ,jednak już nie w ścisku jak u hrabiego ,ale w znacznych odległościach od siebie. Wokół nich krążyli kultyści lokaje ,a co chwilę z porozrzucanych wszedzie drzwi wychodzili i wchodzili heretycy w czarnych szatach. Magnus bez słowa minął stół z bogatym poczęstunkiem i podszedł do tablicy z uczestnikami. Reiner natychmiast wyciagnął binokle i wręczył je mistrzowi po czym sięgnął po mały notes i zaczął wszystko notować. -Dobrze... bardzo dobrze ,mój drogi... do tej listy dodaj wszelkie zebrane do tej pory obserwacje...- szepnął Magnus. W końcu dotarł do swego nazwiska i warknął -Cooo?!- jego uczeń przerwał pisanie ,aby sprawdzić czym jego mentor sie oburzył.
-"Manugs von Bittenberg..." nigdy nie grzeszyłem pychą ,ale tak bez tytułu... pamietaj mój uczniu ,aby zawsze zasiać strach zanim przyjdzie ci się zmierzyć z wrogiem... zgłoś tą korektę słuzbie... a ja coś zjem ,potem do mnie dołącz.-
Kiedy mężczyźni w czarnych szatach go ujrzeli nagle kilku z nich zrobiło krok w tył ,a inni zaczęli szemrać między sobą pod kapturami.
Magnus ze srogą twarzą maszerował między nimi. W końcu stanął i natychmiast zapadła cisza ,a kulstyści spojrzeli na niego z niepokojem. Von Bittenberg zrobił powoli krok w tył i spojrzał na jednego z kultystów. Ten jednak stał niewzruszenie ze schowaną pod kapturem twarzą. Wielki Inkwizytor szepnął coś pod nosem po czym skierował się do wrót fortecy.
Magnus podszedł do żelaznych drzwi z wygrawerowanym na drzwiach swoim nazwiskiem i popchnął je wchodząc do środka.
Pomieszczenie było obszerne ,ale puste a po środku przy oknie stał Reiner i mnich przy wielkim tobołku. Kiedy jego mistrz wszedł do środka ten odwrócił się i skinął lekko. -Co to za kpina?- zapytał chrypowatym głosem okuty w stal łowca czarownic rozglądając sie po gołych ścianach.
-Zostawili kartkę...- odparł Reiner wręczajac ja Magnusowi.
"Witajcie Serdeczni Przyjaciele!
Każdy dostał pokój umeblowany zgodnie z jego upodobaniami.
Wam co byśmy nie przygotowali to i tak byście to zniszczyli szukajac podstępu.
Napiszcie listę przedmiotów i przekaźcie służbie ,a dostarczymy co trzeba.
Podpisano:
Organizatorzy Areny Śmierci"
-Wiesz co robić ,Reiner...- mruknął Magnus do ucznia zgniatając w ręku kartkę.
**********
Przez kilka godzin do komnaty Wielkiego Inkwizytora słuzba znosiła meble i asortyment zamówony w liście. Kiedy wszystko zostało ostatecznie uporządkowane Reiner odetchnął z ulgą. Po środku wielkiego pokoju stało porządne dębowe biurko z wieloma szafkami i przygotowanymi przyrządami do pisania i tortur ,przy ścianie na regałach leżały księgi i przygotowane pliki kartek. Okno przy którym stała skomplikowana luneta i drzwi zostały zabezpieczone pułapkami ,a wszystkie ściany ,podłoga i sufit z wielką dokładnością sprawdzone na wypadek przyrządów szpiegowskich. Magnus powiesił na ścianach symbol komety oraz młota przy czym poświęcił całe pomieszczenie. W szafie obok drzwi zawieszone były płaszcze oraz kilka przebrań a obok niej stała żelazna skrzynia. W kącie stało również zwykłe drewniane łóżko przy klęczniku ,a po drugiej stonie małe łóżko polowe. Typowy tymczasowy gabinet Inkwizytora ,jednak było w nim również coś niezykłego. Bowiem przy ścianie stało wielkie żelazne krzesło z bardzo wieloma przewodami i mechanizmami oraz dwoma kroplówkami.
Von Bittenberg założył kapelusz ,po czym udał sie z uczniem do sali balowej na kolację ,zostawiając klęczącego z ksiegą mnicha.
Łowcy czarownic weszli do gigantycznego pomieszczenia z długim stołem. Nad nim górował spory żyrandol w kształcie ośmioramiennej Gwiazdy Chaosu. Było już tam kilku zawodników ,wszyscy siedzieli spożywajac posiłek ,jednak już nie w ścisku jak u hrabiego ,ale w znacznych odległościach od siebie. Wokół nich krążyli kultyści lokaje ,a co chwilę z porozrzucanych wszedzie drzwi wychodzili i wchodzili heretycy w czarnych szatach. Magnus bez słowa minął stół z bogatym poczęstunkiem i podszedł do tablicy z uczestnikami. Reiner natychmiast wyciagnął binokle i wręczył je mistrzowi po czym sięgnął po mały notes i zaczął wszystko notować. -Dobrze... bardzo dobrze ,mój drogi... do tej listy dodaj wszelkie zebrane do tej pory obserwacje...- szepnął Magnus. W końcu dotarł do swego nazwiska i warknął -Cooo?!- jego uczeń przerwał pisanie ,aby sprawdzić czym jego mentor sie oburzył.
-"Manugs von Bittenberg..." nigdy nie grzeszyłem pychą ,ale tak bez tytułu... pamietaj mój uczniu ,aby zawsze zasiać strach zanim przyjdzie ci się zmierzyć z wrogiem... zgłoś tą korektę słuzbie... a ja coś zjem ,potem do mnie dołącz.-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Szanowny Mistrzu Teclisie z rodu Aeneriona, Władco Białej Wieży, Arcymagu Ulthuanu, Wielki Mistrzu Wiedzy Tajemnej, Biały płomieniu z równiny Finiuval.
Jako twój zaufany sługa donoszę iż na razie nie wykryłem niczego, co zagrażałoby interesom Lordów Pięknej Wyspy. Chce również wtrącić iż zawody odbywają się w Spiżowej Cytadeli, zamku w imperium, jego współrzędne przesyłam na odwrocie listu. Chwilowo posiadam godnych przeciwników, martwi mnie jednak imperialny inkwizytor wściubiający wszędzie swój tłusty nochal. Jest zbyt przebiegły i radykalny, wkrótce może odkryć to iż jestem twym szpiegiem . Iskra czyni postępy w nauce, lecz martwi mnie jej stan psychiczny, brakuje jej rówieśników i przyjaciół, jeśli dotrwam do drugiej rundy, proszę cię abyś przysłał mi kogoś kto mógłby umilić jej pobyt w tym miejscu (adept ostrza, Averius wydaję się być dobrym kandydatem). Chce również bardzo podziękować za przesłaną miksturę leczniczą, choć żywię szczerą nadzieję iż będę mógł ci ją zwrócić w stanie nienaruszonym, przy naszym najbliższym spotkaniu.
Pozdrawiam i ponownie dziękuję za udzieloną pomoc.
Menthus z Caledoru, Smoczy Mag, Sługa Ognia i Mistrz wśród Smoków.
Jako twój zaufany sługa donoszę iż na razie nie wykryłem niczego, co zagrażałoby interesom Lordów Pięknej Wyspy. Chce również wtrącić iż zawody odbywają się w Spiżowej Cytadeli, zamku w imperium, jego współrzędne przesyłam na odwrocie listu. Chwilowo posiadam godnych przeciwników, martwi mnie jednak imperialny inkwizytor wściubiający wszędzie swój tłusty nochal. Jest zbyt przebiegły i radykalny, wkrótce może odkryć to iż jestem twym szpiegiem . Iskra czyni postępy w nauce, lecz martwi mnie jej stan psychiczny, brakuje jej rówieśników i przyjaciół, jeśli dotrwam do drugiej rundy, proszę cię abyś przysłał mi kogoś kto mógłby umilić jej pobyt w tym miejscu (adept ostrza, Averius wydaję się być dobrym kandydatem). Chce również bardzo podziękować za przesłaną miksturę leczniczą, choć żywię szczerą nadzieję iż będę mógł ci ją zwrócić w stanie nienaruszonym, przy naszym najbliższym spotkaniu.
Pozdrawiam i ponownie dziękuję za udzieloną pomoc.
Menthus z Caledoru, Smoczy Mag, Sługa Ognia i Mistrz wśród Smoków.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Farlin wszedł do swojego pokoju i... wszystko było jak trzeba. Na przeciwko drzwi znajdowało się duże okno. Pod nim biurko i przyrządy do pisania. Po prawej stronie stało łóżko a obok wbudowany był w ścianę kominek. Po lewej stronie wisiał olbrzymi obraz przedstawiający Sir Gwidona de Fannaes. Rycerza Bretońskiego, który dwukrotnie wygrał Arenę Śmierci. Każdy o nim słyszał. Prawdziwa legenda.
Pod obrazem stała wielka metalowa skrzynia, po prawej stała ogromna biblioteczka. W pokoju znajdowało się jedno krzesło i bujany fotel.
Wewnątrz skrzyni Niziołek odnalazł resztę swoich gratów, a także materiały potrzebne do produkcji bomb. Całe pomieszczenie w nocy, było oświetlane żyrandolem w kształcie pentagramu.
Do pomieszczenia należała również łazienka o wysokich standardach, takich jak: Bieżąca woda, wanna itp... Do tego wszystko pasowało do wzrostu hobbita.
Farlin zamknął drzwi na klucz. Torba z bombami, miecz i lutnia wylądowały na biurku. Następnie wziął kąpiel. Większość zawodników schodziła do jadalni na posiłek, jednak on nie musiał tego robić. Poprzedniego dnia zrobił w jaskini zapasy. Teraz rozpakował to co mu zostało, podgrzał w kominku i zjadł. Na koniec pozostało mu tylko jedno. Położyć się i w końcu porządnie wyspać.
[Mam nadzieję, że zdjęcie nie rozjechało za bardzo forum U mnie jest co najmniej 5cm zapasu jeszcze ]
Pod obrazem stała wielka metalowa skrzynia, po prawej stała ogromna biblioteczka. W pokoju znajdowało się jedno krzesło i bujany fotel.
Wewnątrz skrzyni Niziołek odnalazł resztę swoich gratów, a także materiały potrzebne do produkcji bomb. Całe pomieszczenie w nocy, było oświetlane żyrandolem w kształcie pentagramu.
Do pomieszczenia należała również łazienka o wysokich standardach, takich jak: Bieżąca woda, wanna itp... Do tego wszystko pasowało do wzrostu hobbita.
Farlin zamknął drzwi na klucz. Torba z bombami, miecz i lutnia wylądowały na biurku. Następnie wziął kąpiel. Większość zawodników schodziła do jadalni na posiłek, jednak on nie musiał tego robić. Poprzedniego dnia zrobił w jaskini zapasy. Teraz rozpakował to co mu zostało, podgrzał w kominku i zjadł. Na koniec pozostało mu tylko jedno. Położyć się i w końcu porządnie wyspać.
[Mam nadzieję, że zdjęcie nie rozjechało za bardzo forum U mnie jest co najmniej 5cm zapasu jeszcze ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Twierdza sprawiała monumentalne wrażenie. Toporna, ciężka konstrukcja z czarnego kamienia najeżona była pokrytymi patyną, spiżowymi kolcami, zaś nad przypominającym wygłodniałą paszczę bramę umieszczono gwiazdę chaosu. Na wieżach znajdowały się ogniska, czekające na podłożenie płomienia. Wszędzie walały się czaszki, na ścianach wymalowano krwią plugawe symbole chaosu, zaś zamiast sztandarów, z masztów zwisały rozdziobane przez ptactwo strzępy skór, należących do pechowców, którzy wpadli w ręce kultystów. Saito, po powitaniu przez przedstawiciela kultystów wszedł do mrocznego wnętrza, rozświetlanego tylko przez pochodnie trzymane przez kute z żelaza figury gargulców. Atmosfera tego miejsca była przytłaczająca, nie tylko ze względu na wystrój, samo przebywanie tu budziło niepokój, jakby była tu jakaś niepokojąca obecność. Samuraj został zaprowadzony przez jednego z kultystów do swojego pokoju. Ku jego miłemu zaskoczeniu znajdowały się tu wszystkie jego rzeczy, pozostawione w Middenheim, a co najważniejsze była wśród nich zbroja, umieszczona na specjalnym stojaku.
Pomieszczenie faktycznie było umeblowane w stylu Nippońskim, podłoga była wyłożona matą, również był niski stolik i materac do spania. Organizatorzy zadbali nawet o umieszczenie stojaka na broń oraz pudełka na inne rzeczy.
Po zapoznaniu się z komnatą, Saito poszedł zwiedzić fortecę. W większość miejsc nie pozwolono mu wejść, tak więc szybko znalazł się w sali balowej, po środku której ustawiono suto zastawiony stół z jadłem, a także wiszącą na przeciwko wejścia, tablicę z wyrytymi na niej imionami uczestników. Samuraj odszukał swoje, znajdowało się ono pod numerem osiem. Ronin uznał to za dobry znak, gdyż ósemka była związana z Khornem, bóstwem wojny, a także honoru wojownika i sprawności wojennej. Oczywiście, Khorne, miał też swoją mroczną stronę, związaną z bezmyślną przemocą i niekontrolowanym szałem, jak wszyscy bogowie chaosu, jednak Nippończycy postrzegali ich inaczej, niż elfy, czy ludzie Imperium, gdyż ich filozofia opierała się na równowadze we wszystkim.
Nie mając na razie nic lepszego do zrobienia, Saito postanowił usiąść przy stole i posilić się, czekając na dalsze wydarzenia.
Pomieszczenie faktycznie było umeblowane w stylu Nippońskim, podłoga była wyłożona matą, również był niski stolik i materac do spania. Organizatorzy zadbali nawet o umieszczenie stojaka na broń oraz pudełka na inne rzeczy.
Po zapoznaniu się z komnatą, Saito poszedł zwiedzić fortecę. W większość miejsc nie pozwolono mu wejść, tak więc szybko znalazł się w sali balowej, po środku której ustawiono suto zastawiony stół z jadłem, a także wiszącą na przeciwko wejścia, tablicę z wyrytymi na niej imionami uczestników. Samuraj odszukał swoje, znajdowało się ono pod numerem osiem. Ronin uznał to za dobry znak, gdyż ósemka była związana z Khornem, bóstwem wojny, a także honoru wojownika i sprawności wojennej. Oczywiście, Khorne, miał też swoją mroczną stronę, związaną z bezmyślną przemocą i niekontrolowanym szałem, jak wszyscy bogowie chaosu, jednak Nippończycy postrzegali ich inaczej, niż elfy, czy ludzie Imperium, gdyż ich filozofia opierała się na równowadze we wszystkim.
Nie mając na razie nic lepszego do zrobienia, Saito postanowił usiąść przy stole i posilić się, czekając na dalsze wydarzenia.
Magnus siedział przy bogato zastawionym stole pijąc piwo ,a na przeciwko niego Reiner wypełniał stos różnych dokumentów.
-O! Torcik czekoladowy!- mruknął Magnus widząc ciasto wśród mnóstwa pożywienia i nałozył żelaznymi rękoma za pomocą małego sztućca kawałek deseru na swój porcelanowy talerz -Dawno go nie jadłem... w sumie nie pamiętam kiedy...-
-Mistrzu!- rzekł Reiner -Skończyłem papierkową robotę.- ,Von Bittenberg chwycił mały srebrny widelczyk ,po czym wytarł go chustką i przyjrzał się błyszczącemu przyrządowi -Dobrze... czy lista zawodników stanowiących niepewność gotowa?-
-Tak ,inkwizytorze... uczestników podzieliłem na godnych uwagi i zwykłych ,przypadkowych natarczywców...-
-Nikt nie jest przypadkowy!- odparł Magnus i wbił deliketnie widelczyk w kawałek ciasta.
-Wybacz... i pozostaje jeszcze druga sprawa... sam ich zbeształem ,że niepokoją Wielkiego Inkwizytora na tej arcyważnej misjii ,ale liczą ,na twoje zdanie mistrzu w pewnej drażliwej kwestii...-
Von Bittenberg bez słowa podniósł kawałek deseru wbity na widelczyk ,po czym jego uczeń kontynuował.
-Śledztwo numer 23H ,przypomnę w sprawie szesnastoosobowej sekty ,która kontaktuje się za pomocą magicznych ksiąg ,aby pisać niestworzone historie z innych światów... rzecz w tym ,że owe księgi od pewnego czasu są puste ,a na przesłuchaniach milczą...-
Magnus uśmiechnął sie złowrogo -Zgładzić wszystkich...- po czym spożył kawałek torcika. -Mmmm... wyśmienity...-
[ ]
-O! Torcik czekoladowy!- mruknął Magnus widząc ciasto wśród mnóstwa pożywienia i nałozył żelaznymi rękoma za pomocą małego sztućca kawałek deseru na swój porcelanowy talerz -Dawno go nie jadłem... w sumie nie pamiętam kiedy...-
-Mistrzu!- rzekł Reiner -Skończyłem papierkową robotę.- ,Von Bittenberg chwycił mały srebrny widelczyk ,po czym wytarł go chustką i przyjrzał się błyszczącemu przyrządowi -Dobrze... czy lista zawodników stanowiących niepewność gotowa?-
-Tak ,inkwizytorze... uczestników podzieliłem na godnych uwagi i zwykłych ,przypadkowych natarczywców...-
-Nikt nie jest przypadkowy!- odparł Magnus i wbił deliketnie widelczyk w kawałek ciasta.
-Wybacz... i pozostaje jeszcze druga sprawa... sam ich zbeształem ,że niepokoją Wielkiego Inkwizytora na tej arcyważnej misjii ,ale liczą ,na twoje zdanie mistrzu w pewnej drażliwej kwestii...-
Von Bittenberg bez słowa podniósł kawałek deseru wbity na widelczyk ,po czym jego uczeń kontynuował.
-Śledztwo numer 23H ,przypomnę w sprawie szesnastoosobowej sekty ,która kontaktuje się za pomocą magicznych ksiąg ,aby pisać niestworzone historie z innych światów... rzecz w tym ,że owe księgi od pewnego czasu są puste ,a na przesłuchaniach milczą...-
Magnus uśmiechnął sie złowrogo -Zgładzić wszystkich...- po czym spożył kawałek torcika. -Mmmm... wyśmienity...-
[ ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
[Jeżeli chodzi o boty:
https://www.youtube.com/watch?feature=p ... 6fOwU#t=91
- legolas wypowiedział się]
https://www.youtube.com/watch?feature=p ... 6fOwU#t=91
- legolas wypowiedział się]
W końcu byli na miejscu. Wybraniec stał na murach potężnej fortecy. Wiatr hulał między basztami. Dopiero teraz mógł odsapnąć i przemyśleć wszystko. Oczy mrocznych potęg zwracały się ku cytadeli. Aszkael nie chciał tego przyznać ale słowa które skierował do Bjarna leżały mu na sercu. Widział że zawiódł. Bogowie mieli względem niego plan, a on poszukiwał Kharlota. Czuł że się zbliża, raz słyszał jego krzyk ale nigdy nie dotarł do celu. Kaprys wielkiej czwórki krzyżował jego poczynania. Próbował wielu sposobów, za namową pewnego plugawego strachulca chciał zdobyć amulet z poprzedniej areny, aby trafić na trop Kruszącego Czaszki. Jednak roztrzaskani odcięli go od całego zdarzenia. Z rozmyślań wyrwał go dzwon zwołujący wszystkich na wieczorną ucztę.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Ledwo Bjarn zdołał rozgościć się w swojej komnacie, rozległo się pukanie do drzwi. Nieco poirytowany, że nie może odnaleźć chwili spokoju podszedł doń i otworzył. Oczom jego ukazał się Batiathus. Pozbył się imperialnego ubrania, odziany teraz w typową dla kultystów czarną szatę, choć bez rękawów. Czarne loki jego włosów, dotychczas schowane pod peruką, teraz swobodnie opadały mu na kark. U pasa wisiały dwa gladiusy. Na widok Norsmena heretyk uśmiechnął się przyjaźnie.
-Witaj ponownie Bjarnie. Czcigodny Alpharius prosi na rozmowę.- oznajmił, po czym kazał iść za sobą.
Wydarty Morzu miał już grubiańsko odmówić, jako, że żołądek upominał się o swoje, lecz wspomniał słowa króla Erika i bez sprzeciwu podążył za kultystą.
***
Bjarn musiał przyznać, że przywódca kultu nie zrobił na nim wrażenia. Jak na kogoś okrytego tak złą sławą, spodziewał się ujrzeć kogoś... bardziej majestatycznego. Tymczasem był to zwyczajny południowiec, tyle, że z wytatuowaną gwiazdą na łysej glancy i tym ich niepraktycznym uniformie. Sama konieczność kooperacji z kimś takim sprawiała, że wewnątrz wszystko się w nim przewracało.
- Cieszę się, że wreszcie dotarł pan, panie Ingvarsson.- rzekł nieśpiesznie Alpharius. To również drażniło Bjarna- naczelny heretyk do wszystkich zwracał się per "pan", lecz robił to w delikatnie szyderczym tonie. Norsmena kusiło, by poprosić o to, by przestał- prosto w twarz.
- Przybyłem na prośbę Erika Czerwonego Topora, najwyższego króla Norski.- powiedział Wydarty Morzu zimno, niczym północny wiatr.
- Tak, jak go prosiłem.- rzucił niedbale Uświęcony.- Przejdźmy jednak do rzeczy. Obecność inkwizytora von Bittenberga świadczy, że wiedzą gdzie nas szukać, raporty zapewne już są na ich biurkach w Czarnym Zamku. Potrzebujemy każdego z pańskich ludzi. Ponadto zapewnią porządek wśród całej tej zbieraniny, choć jestem realistą i wiem, że dodatkowa ekipa sprzątająca to nie będzie zbędna kurtuazja.
Norsmen milczał.
- Przyznać muszę, że jestem wielkim fanem pańskich wyczynów panie Zabójco Smoka. Śledzę pańskie poczynania od całkiem dawna. Intryguje mnie zwłaszcza przygoda w podziemnym miescie...
- Masz do powiedzenia coś konkretnego? Jeśli nie, to żegnam.- przerwał ostrym tonem Bjarn, po czym nie czekając na odpowiedź, podążył do drzwi.
- Niech pan uważa na siebie i swoich ludzi. Naszemu organizatorowi bardzo zależy na każdym z zawodników.
Ingvarsson udał, że tego nie słyszał.
***
Pokrzewiwszy się jadłem, wrócił mu humor. Nie miał pojęcia skąd kucharz zna norskie przepisy, lecz pieczony narwal wyszedł mu znakomicie. W dodatku od razu podali wódkę, co Bjarn stwierdził z ulgą, pamietając przyjęcie u hrabiego. Mina jednak mu nieco zrzedła, gdy ujrzał zmierzającego ku niemu Batiathusa. Przez głowę przeszło mu rozpaczliwe pytanie, czy kiedykolwiek uwolni się od tego natręta?
- Bjarnie, uznałem, że powinieneś to zobaczyć...- rzekł kultysta pokazując Wydartemu Morzu trzymany pergamin.
Norsmen przeczytał i pokiwał głową.
- Każ wykuć to na tablicy. I zbierz zawodników na arenie. Sam im to powiem.- rzekł cicho.
***
Jakiś czas potem cała siedemnastka stanęła na piaskach areny, rozglądając się w koło. Widok robił wrażenie. Przyszłe pole krwawych starć było przestronne, otoczone kamiennym okręgiem ścian. Wszędzie wykute były plugawe wzory, niekiedy z kamienia wystawały żelazne kolce. Dokładnie co jedną ósmą obwodu okręgu wisiała pochodnia. Wokół areny rociągała się widownia. Dla bardziej wymagających była rozczarowaniem, gdyż stanowiły ją jedynie kamienne siedziska z oparciem. Wyjątek stanowiła loża dla ważniejszych gości, czyli dla przywódcy kultu i kilku jego zaufanych. Co innego jednak było zaskakujące. Koloseum znajdowało się na zewnątrz, w górnym zamku. Do niej przylegała najwyższa wieża fortecy, jedyny obiekt, który wznosił się wyżej. Jak się potem dowiedzieli, nazywano ją Barad-dur.[ ]
- Jakim cudem nawieźli tu tyle piachu?- zastanawiał się głośno Farlin.
Drugni, który zdołał uzupełnić niedobory procentów we krwi zrobił minę eksperta i uniosłwszy dłonie, zupełnie jakby pokazywał rozmiar złowionej ryby odparł:
- Czary.
Wreszcie przybył Bjarn. Stojący w szeregu zawodnicy od razy obrzucili go pytającym wzrokiem. Ten jednak zamiast odpowiedzieć, stanął do nich tyłem. Omiótł wzrokiem powierzchnię areny, jakby dostrzegał w niej przyszłe wydarzenia, po czym schylił się i zagarnął piachu w garść. Odwrócił się w kierunku gladiatorów, ważąc żwir w dłoni, po czym rozluźnił chwyt. Patrzył, jak ziarna przesypują się pomiędzy jego palcami, aż ostatnie z nich spadło na grunt. Wojownik podniósł wzrok.
- Co jest pod waszymi stopami?- spytał głośno.
Umilkły ciche komentarze, zapadła zupełna cisza. Jedynie słychać było jęki wiatru tańczącego wśród promieni słońca.
- Piasek.- odpowiedział ktoś w końcu. Bjarn uśmiechnął się półgębkiem.
- Wiele lat temu mój przyjaciel zadał mi to samo pytanie. Moja odpowiedź wtedy była podobna. Wiecie co mi odrzekł? Powiedz im Aszkaelu.
Czarny wybraniec wystąpił z szeregu. Jego wielki cień padł na twarze innych zawodników.
- Święta ziemia Bjarnie, obficie zroszona potem, krwią i łzami!- zahuczał czempion.
- Waszą krwią! Waszymi łzami!- krzyknął Ingvarsson- Wykujcie z tego coś wartościowego. Obserwujcie, uczcie się i być może, przeżyjcie. Batiathusie!
Kultysta podszedł do Norsmena.
- Na tablicy w sali balowej wykuto imiona wybranych tych, którzy pierwsi złożą ofiarę.- rzekł, po czym rozwinął trzymany pergamin.- W pierwszym starciu zmierzą się Ygg, leśny troll i Farlin, niziołek!
Ygg, głodny leśny troll vs Farlin, włamyhobbit, łowca nagród, z zamilowania bard i hazardzista
Aszkael o Czarnym Sercu vs Gahraz Rozum Morka Renka Gorka, szaman dzikich orków
[Poszedł edit, bo pomyliłem linijki przy przepisywaniu ]
-Witaj ponownie Bjarnie. Czcigodny Alpharius prosi na rozmowę.- oznajmił, po czym kazał iść za sobą.
Wydarty Morzu miał już grubiańsko odmówić, jako, że żołądek upominał się o swoje, lecz wspomniał słowa króla Erika i bez sprzeciwu podążył za kultystą.
***
Bjarn musiał przyznać, że przywódca kultu nie zrobił na nim wrażenia. Jak na kogoś okrytego tak złą sławą, spodziewał się ujrzeć kogoś... bardziej majestatycznego. Tymczasem był to zwyczajny południowiec, tyle, że z wytatuowaną gwiazdą na łysej glancy i tym ich niepraktycznym uniformie. Sama konieczność kooperacji z kimś takim sprawiała, że wewnątrz wszystko się w nim przewracało.
- Cieszę się, że wreszcie dotarł pan, panie Ingvarsson.- rzekł nieśpiesznie Alpharius. To również drażniło Bjarna- naczelny heretyk do wszystkich zwracał się per "pan", lecz robił to w delikatnie szyderczym tonie. Norsmena kusiło, by poprosić o to, by przestał- prosto w twarz.
- Przybyłem na prośbę Erika Czerwonego Topora, najwyższego króla Norski.- powiedział Wydarty Morzu zimno, niczym północny wiatr.
- Tak, jak go prosiłem.- rzucił niedbale Uświęcony.- Przejdźmy jednak do rzeczy. Obecność inkwizytora von Bittenberga świadczy, że wiedzą gdzie nas szukać, raporty zapewne już są na ich biurkach w Czarnym Zamku. Potrzebujemy każdego z pańskich ludzi. Ponadto zapewnią porządek wśród całej tej zbieraniny, choć jestem realistą i wiem, że dodatkowa ekipa sprzątająca to nie będzie zbędna kurtuazja.
Norsmen milczał.
- Przyznać muszę, że jestem wielkim fanem pańskich wyczynów panie Zabójco Smoka. Śledzę pańskie poczynania od całkiem dawna. Intryguje mnie zwłaszcza przygoda w podziemnym miescie...
- Masz do powiedzenia coś konkretnego? Jeśli nie, to żegnam.- przerwał ostrym tonem Bjarn, po czym nie czekając na odpowiedź, podążył do drzwi.
- Niech pan uważa na siebie i swoich ludzi. Naszemu organizatorowi bardzo zależy na każdym z zawodników.
Ingvarsson udał, że tego nie słyszał.
***
Pokrzewiwszy się jadłem, wrócił mu humor. Nie miał pojęcia skąd kucharz zna norskie przepisy, lecz pieczony narwal wyszedł mu znakomicie. W dodatku od razu podali wódkę, co Bjarn stwierdził z ulgą, pamietając przyjęcie u hrabiego. Mina jednak mu nieco zrzedła, gdy ujrzał zmierzającego ku niemu Batiathusa. Przez głowę przeszło mu rozpaczliwe pytanie, czy kiedykolwiek uwolni się od tego natręta?
- Bjarnie, uznałem, że powinieneś to zobaczyć...- rzekł kultysta pokazując Wydartemu Morzu trzymany pergamin.
Norsmen przeczytał i pokiwał głową.
- Każ wykuć to na tablicy. I zbierz zawodników na arenie. Sam im to powiem.- rzekł cicho.
***
Jakiś czas potem cała siedemnastka stanęła na piaskach areny, rozglądając się w koło. Widok robił wrażenie. Przyszłe pole krwawych starć było przestronne, otoczone kamiennym okręgiem ścian. Wszędzie wykute były plugawe wzory, niekiedy z kamienia wystawały żelazne kolce. Dokładnie co jedną ósmą obwodu okręgu wisiała pochodnia. Wokół areny rociągała się widownia. Dla bardziej wymagających była rozczarowaniem, gdyż stanowiły ją jedynie kamienne siedziska z oparciem. Wyjątek stanowiła loża dla ważniejszych gości, czyli dla przywódcy kultu i kilku jego zaufanych. Co innego jednak było zaskakujące. Koloseum znajdowało się na zewnątrz, w górnym zamku. Do niej przylegała najwyższa wieża fortecy, jedyny obiekt, który wznosił się wyżej. Jak się potem dowiedzieli, nazywano ją Barad-dur.[ ]
- Jakim cudem nawieźli tu tyle piachu?- zastanawiał się głośno Farlin.
Drugni, który zdołał uzupełnić niedobory procentów we krwi zrobił minę eksperta i uniosłwszy dłonie, zupełnie jakby pokazywał rozmiar złowionej ryby odparł:
- Czary.
Wreszcie przybył Bjarn. Stojący w szeregu zawodnicy od razy obrzucili go pytającym wzrokiem. Ten jednak zamiast odpowiedzieć, stanął do nich tyłem. Omiótł wzrokiem powierzchnię areny, jakby dostrzegał w niej przyszłe wydarzenia, po czym schylił się i zagarnął piachu w garść. Odwrócił się w kierunku gladiatorów, ważąc żwir w dłoni, po czym rozluźnił chwyt. Patrzył, jak ziarna przesypują się pomiędzy jego palcami, aż ostatnie z nich spadło na grunt. Wojownik podniósł wzrok.
- Co jest pod waszymi stopami?- spytał głośno.
Umilkły ciche komentarze, zapadła zupełna cisza. Jedynie słychać było jęki wiatru tańczącego wśród promieni słońca.
- Piasek.- odpowiedział ktoś w końcu. Bjarn uśmiechnął się półgębkiem.
- Wiele lat temu mój przyjaciel zadał mi to samo pytanie. Moja odpowiedź wtedy była podobna. Wiecie co mi odrzekł? Powiedz im Aszkaelu.
Czarny wybraniec wystąpił z szeregu. Jego wielki cień padł na twarze innych zawodników.
- Święta ziemia Bjarnie, obficie zroszona potem, krwią i łzami!- zahuczał czempion.
- Waszą krwią! Waszymi łzami!- krzyknął Ingvarsson- Wykujcie z tego coś wartościowego. Obserwujcie, uczcie się i być może, przeżyjcie. Batiathusie!
Kultysta podszedł do Norsmena.
- Na tablicy w sali balowej wykuto imiona wybranych tych, którzy pierwsi złożą ofiarę.- rzekł, po czym rozwinął trzymany pergamin.- W pierwszym starciu zmierzą się Ygg, leśny troll i Farlin, niziołek!
Ygg, głodny leśny troll vs Farlin, włamyhobbit, łowca nagród, z zamilowania bard i hazardzista
Aszkael o Czarnym Sercu vs Gahraz Rozum Morka Renka Gorka, szaman dzikich orków
[Poszedł edit, bo pomyliłem linijki przy przepisywaniu ]
Ostatnio zmieniony 11 sty 2014, o 22:50 przez Byqu, łącznie zmieniany 5 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Gahraz przebudził się niedługo przed dotarciem do celu. Nadal był wycieńczony swoim najsilniejszym dotąd zaklęciem, ale mógł już poruszać się i mówić. O twierdzy nie mógł powiedzieć zbyt wiele, gdyż nie był fanem architektoniki jakiegokolwiek typu, zamknięte pomieszczenia były nieco nie w naturze orków, wyjątkiem była jego lektyka, którą w plemieniu i tak uważano za zbytek. A przemówienie zwyczajnie go nudziło. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swojej kwaterze.
Pokój dzielił ze wszystkimi swoimi orkami i trollami, co oznaczało największe, obszerne pomieszczenie z dwoma wygodnymi leżami i ośmioma łdnie wyścielonymi łóżkami. Podłogi zdobiły skóry zwierząt, na ścianach wisiały łby różnych stworzeń (w tym goblinów), wszędzie widać było leśne, dzikie akcenty - gdyby pomalować ściany na zielono, mogłoby to wszystko sprawiać wrażenie dżungli. Luksus.
Co go jednak zadziwiło i mile zaskoczyło, to to co zastał. Jego rembak, dwa rembaki martwych ochroniarzy z masakry w Middenheim, wszystko co zielonoskórzy zostawili w swojej kwaterze i... lektyka. Nie to, żeby nienaruszona, ale sam fakt, że ktoś podniósł ją z ulicy i postanowił wysłać tu, był godzien uwagi. A chłopaki poskładają ją rano.
Nie poszedł na ucztę, wymagał odpoczynku, ale chłopakom pozwolił iść, zasłużyli. Nawet trolle.
Pokój dzielił ze wszystkimi swoimi orkami i trollami, co oznaczało największe, obszerne pomieszczenie z dwoma wygodnymi leżami i ośmioma łdnie wyścielonymi łóżkami. Podłogi zdobiły skóry zwierząt, na ścianach wisiały łby różnych stworzeń (w tym goblinów), wszędzie widać było leśne, dzikie akcenty - gdyby pomalować ściany na zielono, mogłoby to wszystko sprawiać wrażenie dżungli. Luksus.
Co go jednak zadziwiło i mile zaskoczyło, to to co zastał. Jego rembak, dwa rembaki martwych ochroniarzy z masakry w Middenheim, wszystko co zielonoskórzy zostawili w swojej kwaterze i... lektyka. Nie to, żeby nienaruszona, ale sam fakt, że ktoś podniósł ją z ulicy i postanowił wysłać tu, był godzien uwagi. A chłopaki poskładają ją rano.
Nie poszedł na ucztę, wymagał odpoczynku, ale chłopakom pozwolił iść, zasłużyli. Nawet trolle.
Natomiast wszystkim prawicowym purystom ideologicznym, co to rehabilitują nacjonalizm, moge powiedziec że odróżanianie nacjonalizmu od faszyzmu, przypomina poznawanie rodzajów gówna po zapachu;-)).
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Na twarzy Menthusa zabłąkał się pojedynczy uśmiech. Ich kwatera była przestronna, zawierała duże, wpuszczające światło okna, śliczną mozaikę na podłodze i co najważniejsze wyłożoną kafelkami łazienkę. Zadowolony był również z tego iż zapewniono im prywatność, razem z Iskrą choć dzielili łazienkę i salon, mieli oddzielne pokoje. Niestety, w ich kwaterze nie znalazło się dość miejsca dla Smauga. Ten więc niezadowolony położył się na dziedzińcu, od czasu do czasu groźnie powarkiwał na widok jakiegoś kmiotka, a ci ku jego uciesze zwykle uciekali z kwikiem.
Menthus poświęcił dłuższą chwilę na pisanie listu, wodził orlim piórem po pergaminie, wypisując na nim zielonym atramentem tajemną wiadomość przeznaczoną dla jego Lorda Białej Wieży, w końcu zapieczętował kopertę woskiem, odbił na nim swój sygnet (przedstawiający wzlatującego w niebo smoka) i ruszył wysłać go przez jastrzębia.
-Zaczekaj na mnie-rzekł do Aenwyrhies-nigdzie nie wychodź tu jest cholernie niebezpiecznie. Gdy wrócę i poćwiczymy magię ognia, spróbuję porozmawiać z tym rycerzem Nicolasem. Uważaj na siebie i nikogo nie wpuszczaj!
-Oczywiście Mistrzu-powiedziała cicho.
Smoczy Mag wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nudziła się i to strasznie. Już od tak dawna nie było takiego dnia aby nie miała nic do roboty, teraz zaś siedziała samotna w ślicznym pokoiku którego nie wolno je było opuścić. Zdenerwowana swym losem fuknęła ze złością. Menthus nie wracał już od godziny i Iskra zaczynała się o niego martwić. Z drugiej strony pewnie po prostu zagadał się z Vahanianem lub Nicolasem, może Samugiem, no bo co mogło by mu się stać?
Zirytowana nudą pomyślała.
-Żeby tak coś się stało...
Jak zawsze los wypaczył jej życzenie.
Ktoś zapukał do drzwi.
Gdy otworzyła stał za nimi Galreth.
Menthus poświęcił dłuższą chwilę na pisanie listu, wodził orlim piórem po pergaminie, wypisując na nim zielonym atramentem tajemną wiadomość przeznaczoną dla jego Lorda Białej Wieży, w końcu zapieczętował kopertę woskiem, odbił na nim swój sygnet (przedstawiający wzlatującego w niebo smoka) i ruszył wysłać go przez jastrzębia.
-Zaczekaj na mnie-rzekł do Aenwyrhies-nigdzie nie wychodź tu jest cholernie niebezpiecznie. Gdy wrócę i poćwiczymy magię ognia, spróbuję porozmawiać z tym rycerzem Nicolasem. Uważaj na siebie i nikogo nie wpuszczaj!
-Oczywiście Mistrzu-powiedziała cicho.
Smoczy Mag wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nudziła się i to strasznie. Już od tak dawna nie było takiego dnia aby nie miała nic do roboty, teraz zaś siedziała samotna w ślicznym pokoiku którego nie wolno je było opuścić. Zdenerwowana swym losem fuknęła ze złością. Menthus nie wracał już od godziny i Iskra zaczynała się o niego martwić. Z drugiej strony pewnie po prostu zagadał się z Vahanianem lub Nicolasem, może Samugiem, no bo co mogło by mu się stać?
Zirytowana nudą pomyślała.
-Żeby tak coś się stało...
Jak zawsze los wypaczył jej życzenie.
Ktoś zapukał do drzwi.
Gdy otworzyła stał za nimi Galreth.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Galreth stał razem z resztą zawodników na Arenie. Obejrzenie przyszłego terenu zmagań było oczywiście bardzo ważne, ale w tym przypadku nie zauważył nic ciekawego. Dobre miejsce do szermierczego pojedynku. Pojawiał się tylko pytanie, czy do takiego w ogóle dojdzie. Natura i styl walki większości zawodników zdawały się temu przeczyć. Nors, który jak dowiedział się wreszcie Galreth, miał na imię Bjarn, razem z Aszkaelem, budzącym grozę zapuszkowanym w czarną zbroję wojownikiem, mieli dla reszty jakieś przesłanie. Prawdę mówiąc niewiele to dla Galretha znaczyło. Nie ma niczego pięknego w śmierci, ani niczego specjalnego. Zwycięzca mógł być tylko jeden zabijając całą resztę i tyle. W jego przypadku zrobi to bez wahania. Pierwsza pojedynkująca się parą miał być troll Ygg, największy spośród wszystkich i Farlin, niziołek. Jak łatwo było zgadnąć...najmniejszy. Assasyn jak tylko mógł wyszedł. Miał zamiar załatwić teraz coś ważnego. Może później dołączy do jedzących kolację.
Schowawszy ostrze w swoim płaszczu, Galreth wyszedł ze swojego pokoju w poszukiwaniu kwatery Iskry. Ostrożnie szedł korytarzem, aż w końcu dotarł do swojego celu.Nie ryzykował konfrontacji z Menthusem i schował się za dużą kolumną, gdzie nie docierało światło i jego płaszcz assasyna dawał doskonałą kryjówkę. Tysiąc lat w jego fachu dało mu olbrzymią cierpliwość. Mógł tak czekać naprawdę długo. Galreth nie liczył czasu skupiając się na pozostaniu niewidocznym i nie przegapieniu wychodzącego smoczego maga. Wreszcie zobaczył go wychodzącego z pokoju. Jednak pomimo tego nie był w stanie ruszyć się z ukrycia. Brakowało mu odwagi, by spojrzeć jej w twarz. Czas mijał i w końcu stwierdził, że jeśli nie teraz to nigdy, a smoczy mag mógł wrócić w każdej chwili. Żeby tylko Iskra była w środku. Przyszedł tu naprawić parę spraw, więc zapukał. Usłyszał kroki, a potem drzwi się otworzyły, a w nich stała Iskra. Przez chwilę zdawała się go nie poznać, pewnie przez to jak był ubrany. Zdecydowanie inaczej niż na balu. Jej reakcją było natychmiastowe zamknięcie drzwi, jednak Galreth był szybszy i zablokował je nogą.
- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale mam powody, by z tobą porozmawiać jak i również ci coś dać. - Powiedział Galreth przez szparę w drzwiach.
Chyba zaciekawiło ją co takiego mógł jej dać Druchii, bo z wahaniem pozwoliła mu wejść.
- Dziękuję. Mam nadzieje, że nie pożałujesz swojej decyzji. - Powiedział na wejściu Galreth.
- Ja też. - Odpowiedziała Iskra ze spuszczoną głową, nadal niepewna czy postąpiła słusznie. Gdyby nie to, że Menthus wyszedł na długo wysłać jakiś list, w ogóle by nie zaryzykowała. - Usiądź proszę. - Wskazała łóżko nie zapominając o manierach.
- Zacznę od razu od tego po co tu przybyłem. Czyli, żeby cie przeprosić za kłamstwo i jego późniejsze konsekwencje. Nie wiem co mnie podkusiło, by to zrobić, ale bardzo żałuję. - Kolejne kłamstwo gładko przeszło przez usta. Prawda o tym, że chciał z niej wyciągnąć informacje o jej mistrzu zniszczyłaby wszystko co próbował osiągnąć. - Nie liczę na to, że mi przebaczysz. Zrozumiem jeśli zachowasz tą urazę, gdyż była zaiste duża. Chciałbym tylko móc czasem spędzić z tobą trochę czasu. Brakuje mi rzeczowych rozmów, których nie mógłbym prowadzić z ponad połową tu przybyłych, a dobrze wiesz, że na twojego mistrza nie mogę liczyć. Co powiesz? Mogę liczyć na ciebie?
Schowawszy ostrze w swoim płaszczu, Galreth wyszedł ze swojego pokoju w poszukiwaniu kwatery Iskry. Ostrożnie szedł korytarzem, aż w końcu dotarł do swojego celu.Nie ryzykował konfrontacji z Menthusem i schował się za dużą kolumną, gdzie nie docierało światło i jego płaszcz assasyna dawał doskonałą kryjówkę. Tysiąc lat w jego fachu dało mu olbrzymią cierpliwość. Mógł tak czekać naprawdę długo. Galreth nie liczył czasu skupiając się na pozostaniu niewidocznym i nie przegapieniu wychodzącego smoczego maga. Wreszcie zobaczył go wychodzącego z pokoju. Jednak pomimo tego nie był w stanie ruszyć się z ukrycia. Brakowało mu odwagi, by spojrzeć jej w twarz. Czas mijał i w końcu stwierdził, że jeśli nie teraz to nigdy, a smoczy mag mógł wrócić w każdej chwili. Żeby tylko Iskra była w środku. Przyszedł tu naprawić parę spraw, więc zapukał. Usłyszał kroki, a potem drzwi się otworzyły, a w nich stała Iskra. Przez chwilę zdawała się go nie poznać, pewnie przez to jak był ubrany. Zdecydowanie inaczej niż na balu. Jej reakcją było natychmiastowe zamknięcie drzwi, jednak Galreth był szybszy i zablokował je nogą.
- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale mam powody, by z tobą porozmawiać jak i również ci coś dać. - Powiedział Galreth przez szparę w drzwiach.
Chyba zaciekawiło ją co takiego mógł jej dać Druchii, bo z wahaniem pozwoliła mu wejść.
- Dziękuję. Mam nadzieje, że nie pożałujesz swojej decyzji. - Powiedział na wejściu Galreth.
- Ja też. - Odpowiedziała Iskra ze spuszczoną głową, nadal niepewna czy postąpiła słusznie. Gdyby nie to, że Menthus wyszedł na długo wysłać jakiś list, w ogóle by nie zaryzykowała. - Usiądź proszę. - Wskazała łóżko nie zapominając o manierach.
- Zacznę od razu od tego po co tu przybyłem. Czyli, żeby cie przeprosić za kłamstwo i jego późniejsze konsekwencje. Nie wiem co mnie podkusiło, by to zrobić, ale bardzo żałuję. - Kolejne kłamstwo gładko przeszło przez usta. Prawda o tym, że chciał z niej wyciągnąć informacje o jej mistrzu zniszczyłaby wszystko co próbował osiągnąć. - Nie liczę na to, że mi przebaczysz. Zrozumiem jeśli zachowasz tą urazę, gdyż była zaiste duża. Chciałbym tylko móc czasem spędzić z tobą trochę czasu. Brakuje mi rzeczowych rozmów, których nie mógłbym prowadzić z ponad połową tu przybyłych, a dobrze wiesz, że na twojego mistrza nie mogę liczyć. Co powiesz? Mogę liczyć na ciebie?
Ostatnio zmieniony 11 sty 2014, o 23:07 przez Pitagoras, łącznie zmieniany 1 raz.
Drugni wrócił do sali biesiadnej, by na spokojnie przemyśleć wszystkie nowe rewelacje z kilku ostatnich godzin. Na szczęście kultyści nie zdążyli jeszcze posprzątać po uczcie, więc na stole nadal znajdowało się sporo smakowitych różności.
Krasnolud usiadł ciężko na dębowej ławie i przysunął ku sobie gąsior wódki i słoik ogórków kiszonych. Wziął kilka sążnistych łyków, zagryzł korniszonem i po chwili wahania zdecydował się na smażonego łososia.
Potem wstał, otarł uwaloną tłuszczem gębę wcale nie czystszym przedramieniem i udał się na przechadzkę.
Mijając identycznie wyglądających kultystów i okazjonalnych zawodników, Drugni zastanawiał się nad słowami Bjarna.
Irytowała go maniera, w jakiej zwracał się do bandy śmiertelnie niebezpiecznych morderców, którzy, jakby nie spojrzeć, odebrali setki żyć walcząc w pełnym okrążeniu na rynku najbardziej zmilitaryzowanego miasta Imperium. "Obserwujcie, uczcie się i być może, przeżyjcie" ? Za kogo on się ma ?
Z tego, co Zabójcy udało się usłyszeć podczas uczty i wspólnej podróży, Ingvarsson był tylko na jednej Arenie Śmierci i w dodatku przegrał. A Drugni ? Był na dwóch ! Czyli technicznie rzecz biorąc, to właśnie on był większym ekspertem, jeśli chodzi o krew i piach.
Co zaś się tyczy ogłoszenia Bathiatusa... No cóż, nasz kochany włamyhobbit miał wyjątkowego pecha w doborze przeciwników. Zabójca wprawdzie znał jego wartość bojową i wiedział, że był niezrównoważonym, sprytnym i zaskakująco niebezpiecznym kurduplem, ale w starciu z trollem potrzeba było czegoś więcej. Na przykład dużych mięśni i jeszcze większego topora.
Po krótkiej chwili ponurych rozmyślań, Drugni nagle zdał sobie sprawę, że zaczął marudzić. Działo się tak tylko wtedy, kiedy po wypiciu pewnej ściśle określonej ilości alkoholu poczynał powoli trzeźwieć. Jeśli zaraz nie podejmie stanowczych przeciwdziałań, popadnie w jeszcze gorszy stan: zacznie filozofować. A na to nie mógł sobie pozwolić. Tak więc, zawróciwszy w połowie korytarza, udał się z powrotem na salę biesiadną znaleźć więcej wódy.
[ No, ciekawie się zapowiada Wiadomo, kiedy mniej więcej możemy spodziewać się walki ? ]
[ Ps. Byqu, czy fakt, że nasz kultysta-przewodnik nazywa się Batiathus, a przemowa Bjarna była taka a nie inna, świadczy o twoim zamiłowaniu do pewnego epickiego serialu o walkach na arenie ? ]
Krasnolud usiadł ciężko na dębowej ławie i przysunął ku sobie gąsior wódki i słoik ogórków kiszonych. Wziął kilka sążnistych łyków, zagryzł korniszonem i po chwili wahania zdecydował się na smażonego łososia.
Potem wstał, otarł uwaloną tłuszczem gębę wcale nie czystszym przedramieniem i udał się na przechadzkę.
Mijając identycznie wyglądających kultystów i okazjonalnych zawodników, Drugni zastanawiał się nad słowami Bjarna.
Irytowała go maniera, w jakiej zwracał się do bandy śmiertelnie niebezpiecznych morderców, którzy, jakby nie spojrzeć, odebrali setki żyć walcząc w pełnym okrążeniu na rynku najbardziej zmilitaryzowanego miasta Imperium. "Obserwujcie, uczcie się i być może, przeżyjcie" ? Za kogo on się ma ?
Z tego, co Zabójcy udało się usłyszeć podczas uczty i wspólnej podróży, Ingvarsson był tylko na jednej Arenie Śmierci i w dodatku przegrał. A Drugni ? Był na dwóch ! Czyli technicznie rzecz biorąc, to właśnie on był większym ekspertem, jeśli chodzi o krew i piach.
Co zaś się tyczy ogłoszenia Bathiatusa... No cóż, nasz kochany włamyhobbit miał wyjątkowego pecha w doborze przeciwników. Zabójca wprawdzie znał jego wartość bojową i wiedział, że był niezrównoważonym, sprytnym i zaskakująco niebezpiecznym kurduplem, ale w starciu z trollem potrzeba było czegoś więcej. Na przykład dużych mięśni i jeszcze większego topora.
Po krótkiej chwili ponurych rozmyślań, Drugni nagle zdał sobie sprawę, że zaczął marudzić. Działo się tak tylko wtedy, kiedy po wypiciu pewnej ściśle określonej ilości alkoholu poczynał powoli trzeźwieć. Jeśli zaraz nie podejmie stanowczych przeciwdziałań, popadnie w jeszcze gorszy stan: zacznie filozofować. A na to nie mógł sobie pozwolić. Tak więc, zawróciwszy w połowie korytarza, udał się z powrotem na salę biesiadną znaleźć więcej wódy.
[ No, ciekawie się zapowiada Wiadomo, kiedy mniej więcej możemy spodziewać się walki ? ]
[ Ps. Byqu, czy fakt, że nasz kultysta-przewodnik nazywa się Batiathus, a przemowa Bjarna była taka a nie inna, świadczy o twoim zamiłowaniu do pewnego epickiego serialu o walkach na arenie ? ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Wiecie czemu jako pierwsi walczą Ygg i niziołek? Bo MG chce wyeliminować przynajmniej jednego trolla ]
-Ja... Nie powinnam... Nie!-krzyknęła nagle.-Jesteś Druhii zimnym zabójcą, mordercą dla uciechy! Przekleństwem naszego ludu!--wrzeszczała.
-Ale...-zaczął Galreth.
-Co ale, co ale? Czyż nie zabijałeś Assur? Nie zabijałeś?!
-Zabijałem-przyznał cicho assayn.
W oczach Iskry pojawił się płomień.
-Okłamałeś mnie! Łgałeś w żywe oczy! Masz coś na swoją obronę psie Malekitha?
-Ja... Nie powinnam... Nie!-krzyknęła nagle.-Jesteś Druhii zimnym zabójcą, mordercą dla uciechy! Przekleństwem naszego ludu!--wrzeszczała.
-Ale...-zaczął Galreth.
-Co ale, co ale? Czyż nie zabijałeś Assur? Nie zabijałeś?!
-Zabijałem-przyznał cicho assayn.
W oczach Iskry pojawił się płomień.
-Okłamałeś mnie! Łgałeś w żywe oczy! Masz coś na swoją obronę psie Malekitha?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Magnus stał z innymi zawodnikami na piaskach areny. Kiedy Bjarn skończył chwytajacą za serca przemowę ,która nie poruszyła inkwizytora Batiathus odczytał listę walczących. Po pierwszej parze niektórzy zasmiali sie cicho ,a ktoś z tylu rzucił złośliwy tekst o rychłej porażce niziolka. Farlin odwrócił sie prędko z zaciśnietymi pięściami i wykrzyknal -Który? No który? Może od razu przelejemy krew?-
Wtedy z tłumu odezwał sie chrypowaty głos -Pod ziemią pewien halfing omal nie zabił potężnego wojownika...- od razu zapadła grobowa cisza ,aż Aszkael przemówił -Inkwizytor ma racje ,wiec jeśli rzeczywiście każdy hobbit jest ze sobą powiązany jakimiś wiezami rodzinnymi to ma szanse...-
Wtedy padły nazwiska kolejnych walczących ,jednak Magnus opuścił dyskutujacych i udał sie na bok do Reinera który wyszedł z bocznych drzwi -Sprawdź ten zamek...tylko bądź ostrożny... I dowiedz sie gdzie rezyduje Batiathus... Jednak nie był on tylko przewodnikiem... A to źle... Dla niego...-
Magnus zszedł posępnymi korytarzami na dziedziniec i kierował sie w strone głównej sali kiedy ujrzał coś niezwykłego. potężny słoneczny smok leżał tam jakby odpoczywajac. Łowca czarownic nie przerazil sie ,ze to sztuczki kultystow ,gdyż doskonale wiedział skąd bestia sie tu wzięła. Inkwizytor podszedł do legendarnego stworzenia z pewnej odległości wpatrujac sie w nie. Po chwili zbliżył sie ,jednak bestia nagle otworzyla oko i spojrzala na Magnusa. Ten natchmiast odskoczyl w tył.
-Nie bój sie ,człowieku... jeśli można tak cię nazwać.- rzekł stojący z tylu smoczy mag.
Von Bittenberg uśmiechnął sie okropnie -Raczej nie zaznaje strachu... to zawodowa ostrożność...i podziw dla smoka...- odparł i odwrócił sie do elfa ,który uważnie na niego patrzył.
-Tak...wiem kim jesteś... i zastanawiam sie nadal czy dzialacie jeszcze w słusznej sprawie...- mruknął mag ognia
Inkwizytor podszedł do niego i rzekł chłodno -Spokojnie... Nie jesteś na liście śmierci...-
-Dużo o tobie słyszałem ,Magnusie von Bittenberg... Ale z twym działaniem czy bez... Ddbro zwycięży...-
-Dobro zwycięża tylko wtedy ,gdy ma po swojej stronie takiego bezlitosnego sukinsyna jak ja...- odparł kpiąco Wielki Inkwizytor wpatrujac sie w oczy elfa.
Mag odwrócił wzrok i odszedł rzucając -Spieszy mi sie... ale jeszcze sie do tego wrócimy...-
-Elfy... elfy i ich przekonania...- szepnal Magnus i zapisał coś w notatniku.
Wtedy z tłumu odezwał sie chrypowaty głos -Pod ziemią pewien halfing omal nie zabił potężnego wojownika...- od razu zapadła grobowa cisza ,aż Aszkael przemówił -Inkwizytor ma racje ,wiec jeśli rzeczywiście każdy hobbit jest ze sobą powiązany jakimiś wiezami rodzinnymi to ma szanse...-
Wtedy padły nazwiska kolejnych walczących ,jednak Magnus opuścił dyskutujacych i udał sie na bok do Reinera który wyszedł z bocznych drzwi -Sprawdź ten zamek...tylko bądź ostrożny... I dowiedz sie gdzie rezyduje Batiathus... Jednak nie był on tylko przewodnikiem... A to źle... Dla niego...-
Magnus zszedł posępnymi korytarzami na dziedziniec i kierował sie w strone głównej sali kiedy ujrzał coś niezwykłego. potężny słoneczny smok leżał tam jakby odpoczywajac. Łowca czarownic nie przerazil sie ,ze to sztuczki kultystow ,gdyż doskonale wiedział skąd bestia sie tu wzięła. Inkwizytor podszedł do legendarnego stworzenia z pewnej odległości wpatrujac sie w nie. Po chwili zbliżył sie ,jednak bestia nagle otworzyla oko i spojrzala na Magnusa. Ten natchmiast odskoczyl w tył.
-Nie bój sie ,człowieku... jeśli można tak cię nazwać.- rzekł stojący z tylu smoczy mag.
Von Bittenberg uśmiechnął sie okropnie -Raczej nie zaznaje strachu... to zawodowa ostrożność...i podziw dla smoka...- odparł i odwrócił sie do elfa ,który uważnie na niego patrzył.
-Tak...wiem kim jesteś... i zastanawiam sie nadal czy dzialacie jeszcze w słusznej sprawie...- mruknął mag ognia
Inkwizytor podszedł do niego i rzekł chłodno -Spokojnie... Nie jesteś na liście śmierci...-
-Dużo o tobie słyszałem ,Magnusie von Bittenberg... Ale z twym działaniem czy bez... Ddbro zwycięży...-
-Dobro zwycięża tylko wtedy ,gdy ma po swojej stronie takiego bezlitosnego sukinsyna jak ja...- odparł kpiąco Wielki Inkwizytor wpatrujac sie w oczy elfa.
Mag odwrócił wzrok i odszedł rzucając -Spieszy mi sie... ale jeszcze sie do tego wrócimy...-
-Elfy... elfy i ich przekonania...- szepnal Magnus i zapisał coś w notatniku.
Ostatnio zmieniony 12 sty 2014, o 10:24 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[@Kordelas Menthus lata na słonecznym smoku, gwiezdne są zbyt stare i potężne aby pozwalać dosiadać się narwanym magom, gwiezdne są starsze od ulthuanu (nazywane są gwiezdnymi bowiem pochodzą z czasów gdy na firmamencie rodziły się gwiazdy) i tak potężne że były by wstanie roznieść niewielką armię, i są bardzo rzadkie]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony