ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Matis »

Byqu pisze:[Matis, pomysł dobry, ale za wcześnie. Mówiłem, by zsynchronizować pomysły... :roll: tak to wyjdzie lipa]
[Jeszcze nawet nie zacząłem :P Zmniejszyłem ilość żołnierzy do 100. 19 Norsmenów z Bjarnem i Kharlotem powinno sobie z nimi poradzić ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Taran miarowo uderzał w bramę, niosąc się głuchym echem. Kharlot przysłuchiwał się temu dudnieniu, wyczekując na trzask okutego drewna zwiastującego rozbicie drzwi. Jak na złość nie nadchodził. Słychać było syk cięciw, gdy Ivar z Grunladim szyli do nadchodzących żołnierzy z łuków, stęknięcia trafionych, którzy osuwali się w błoto, raźny krzyk południowego sierżanta, który zagrzewał do boju swych podkomendnych, odległy szczęk oręża i wciąż ten miarowy stukot tarana. Czempion Khorna pragnął znaleźć się tam, po drugiej stronie, by zatracić się do reszty w bitewnym zgiełku. Nie walczył jednak dla siebie, zobowiązania, których się podjął wymuszały na nim zastosowanie strategii, która poskutkuje zwycięstwem. To dlatego nie brał udziału w początkowej części bitwy. I bardzo go to denerwowało.
Postukiwał nerwowo palcami po stylisku topora w oczekiwaniu na rzeź. Słyszał za sobą stabilne oddechy kilkunastu Norsmenów, którzy za murem z tarcz byli gotowi, by zabić... i umrzeć. W ich oczach nie było widać strachu. Byli jak głodne lwy, które należy hamować, by nie rozpierzchły się po okolicy za ofiarą, tracąc rozeznanie w sytuacji.
Kharlot uśmiechnął się lekko na widok wpatrzonego w niego Thorrvalda, który próbował naśladować drobne zwyczaje Kruszącego Czaszki. Nigdy nie zdarzyło mu się, by ktoś go stawiał za wzór, nie wiedział więc za bardzo co czynić. Z jednej strony schlebiało mu, że młody jarl go podziwia, lecz jednocześnie odczuwał ulgę, że Torstensson nie zazna jego losu.
- Nigdy nie widziałem cię przed bitwą... Nie taką dużą- zagadnął jarl- Spodziewałem się zachowania w stylu Eigla. Nie sądziłem, że będziesz taki spokojny.
- Zawsze staraj się zachować kontrolę nad sobą Thorrvaldzie- odparł Kharlot- Nigdy nie bądź niewolnikiem własnej natury.
- Zapamiętam- przytaknął Torstensson.
Kolejne dudnienia.
- Słyszałem, że przywiozłeś ze sobą Bretonkę- rzucił Thorgarsson- Ładną podobno.
- No! Ale to Leif z nią raczej kręci. Choć jakiś kutasiarz pociął ją trochę i ma takie dwie blizny...
- Skurwysyn
- Gryzie ziemię. Lefi urwał u jaja. Dosłownie.
Kharlot parsknął śmiechem.
Powietrze przeszedł charakterystyczny trzask.
- Nareszcie!- zachrypiał khornita, zakręcając toporem w powietrzu. Norsmeni nie spuszczali oka z bramy.
W końcu drzwi ustąpiły, a przez wyważony otwór wlali się żołnierze. Cesarscy podbiegli do drugiej kratownicy, zupełnie nie zauważając pierwszej, podniesionej. Gdy tłum zebrał się w portalu, czarna krata opadła z sufitu, przybijając kilku nieszczęśników do podłogi. Z otworów w kamieniu trysnął olej. Kharlot z obrzydzeniem przypatrywał się jak wrząca ciecz oblewa wojaków, nie chcąc się odkleić. Obserwował, jak żywoczerwona skóra odłazi od kości wraz z mięsem, słyszał krzyki podobne do tych, jakie przed chwilą słyszał na arenie. Zaklął pod nosem.
- To nie jest śmierć godna wojownika- mruknął posępnie.
Choć przerażeni paskudną śmiercią swych towarzyszy, żołnierze Imperium nie cofnęli się. W końcu nadszedł długo wyczekiwany moment. Blodfar zasmakował krwi.
Dwie grupy walczących zderzyły się z łoskotem, gdy cesarscy żołnierze z okrzykiem bojowym na ustach uderzyli na norski mur z tarcz. Nie było tu miejsca na pokazy szermierczej doskonałości i lekki taniec z ostrzem. Tu, w ścisku, błocie i krwi ludzie tratowali się nawzajem, usiłując przepchnąć się wielkimi tarczami naprzód.
Kharlot rozpłatał na pół biegnącego na niego wojaka, który miał akurat tego pecha, że biegł po prawej stronie formacji i nie oglądając się za nim rąbnął kolejnego. Atakujący próbowali przytłoczyć obrońców liczebnością i w tym ścisku Kruszący Czaszki nie był w stanie wskazać, ilu z napastników już położył. Imperialni napierali, zaś Norsmeni starali się zatrzymać ich impet. Mimo to, wciąż się cofali. Do czasu.
- STAĆ!- ryknął Bjarn. Formacja wojów z północy zatrzymała się, zupełnie jakby ugrzęzła w glinie. Żołnierze cesarza napierali, lecz ze zgrozą stwierdzali, że mur z tarcz nie chciał nawet drgnąć. Na znak od Ingvarrsona wybraniec cofnął się do tyłu, aczkolwiek bardzo niechętnie. Zrównał się z Eiglem Berserkerem, który aż kipiał z bitewnego podniecenia. Spojrzał na Thorgarssona obłędnym wzrokiem, szczerząc zęby. Głowa zaczęła chodzić mu na boki, cały począł drżeć jak w febrze.
- OTWIERAĆ!!!- wrzasnął basowo Bjarn.
Jak w dobrze naoliwionej maszynie, Norsowie w formacji unieśli jednocześnie tarcze, pchając znienacka włóczniami, kosząc pierwszy szereg południowców. Eigl śmiał się opętańczo.
- Nawet nie myśl, że mi dorównasz słabeuszu!- warknął doń Kharlot, zaciskając ręce mocniej na toporze. W jednej chwili zerwali się z miejsca i popędzili do przodu. Jacyś czterej wojownicy już szykowali tarcze na ich nadejście, po dwóch na każdego. Klęknąwszy, ustawili tarcze poziomo, czekając na berserkerów. Kharlot i Eigl w tej samej chwili wskoczyli na tarcze, po czym wybiwszy się z nich silnie, przelecieli nad linią frontu i wylądowali w raju- samym sercu wrogich formacji. Khornita zamachnął się horyzontalnie swym ciężkim toporem, kosząc południowców jak zboże. Odbił skierowaną weń halabardę i powalił zamaszystym ciosem dwóch wrogów. Jakiś krępy wąsal naparł na niego tarczą, siekąc jednocześnie mieczem z boku, jednak imperialna stal nie przebiła krwawej zbroi. Kharlot warknął i uderzył potężnie z góry, rozrąbując malowaną tarczę na pół, a wraz z nią ramię wojaka. Nim jednak czempion dobił wojaka, ten padł przebity mieczem Eigla. Kharlot rzucił mu nienawistne spojrzenie, rzucając w nim jednocześnie nieme wyzwanie. Chwilę później znów wspólnie wycinali krwawą ścieżkę wśród middenladnczyków.

***
- Kapitanie von Stoedke, raport!
Zasuszony wojak w płytówce zasalutował służalczo, po czym zarysował sytuację regulaminowym tonem.
- Walki o mur i bramę trwają. Grupa operacyjna "Westfaust" napotkała opór złożony z heretyków i zawodników z turnieju. Udało się ustabilizować przyczółek, choć bez wsparcia zostaną odparci. Zgrupowanie "Ostfaust" została zmuszona do odwrotu. Silny opór skoncentrowany na niedużej powierzchni.
- Co z bramą?- spytał elektor
- Ciężkie straty, lecz żołnierze się nie cofają. Jeśli kapitan Taube zdąży na czas...
- Nie martwcie się tym kapitanie- przerwał mu książę- Taube zawsze słynął z punktualności. Wyślij Gwardię do wsparcia "Westfaustu". "Ostfaust" niech kontynuuje pozorowane ataki. I każ odpalić pierwszą racę.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Maszerować!- wykrzyknął kapitan Helsturm w rytm werbli przekrzykując odgłosy walki idac na czele długiej lini żołnierzy ,która coraz bardziej zbliżała się do murów. Oprócz jego regimentu halabardników dowodził jednostką mieczników kpt. Fritza oraz liczną kompanią toporników.
-KRYJ RYJ!- rozległ się donośny głos jakiegoś żołnierza ,po czym momentalnie w murów pomknęło w szeregi żołnierzy mnóstwo pocisków w tym martwa bestia z kanałów zamku wystrzelona przez kultystów za pomocą trebusza . Wielu z podkomendnych weterana ,zwłaszcza niewyszkoleni w drylu wojskowym topornicy załamali szereg widząc trsykajacą krew ,przeraźliwe źrący kwas i konajacych towarzyszy padających od pocisków i silnej trucizny ,w bolesnych konwulsjach uśmiercającej wojskowych.
-TRZYMAĆ LINIE!- ryknął Helsturm widząc dezorganizację -NIE COFAĆ SIĘ ,KURWA! NAPRZÓD!!!- wykrzyknął zdeterminowany ,nie zważając na wystrzeliwane okropieństwa ,jakiś żołnierz obok niego zwymiotował puszczając halabardę. Weteran złapał jego broń ,po czym szarpnął go za kołnierz -Do szeregu żółtodziobie! Trzymaj broń ,kurwa!- wrzasnął mu w twarz ,po czym rzucił go w stronę żołnierzy.
-Trzymać linie! Raz! Raz! Raz!- powtórzył donośnie i żołnierze natychmiast wrócili na swe pozycje. Co młodsi z przerażeniem w oczach patrzyli w stronę zamku.- Co jest ,korniszony! Jesteście armią cesarza! Z dumą! Z odwagą! Za Ulryka!- wrzasnął ,po czym machnął swym zweihanderem i pobiegł niezłomnie w stronę posępnych murów ,gdzie walkę toczyły inne regimenty.
-ZA ULRYKA!- powtórzyły jednostki ,po czym ruszyły za kapitanem w bój.

Helsturm dopadł do drabin ,gdzie wchodzili ostatni żołnierze innych regimentów. Podbiegł do niego łysy oficer w biało-niebieskiej liberii i kolczudze ,cały czas zasłaniając się żelazną tarczą ,po czym wrzasnął przekrzykujac hałas walki -Szykujcie się! Zaraz szturmujecie! Niech was Sigmar prowadzi!- nagle obok niego spadł żołnierz ze zmasakrowaną twarzą i ten odskoczył od niego.
-Tak jest!- wykrzyknął Helsturm i zasalutował.
Oficer odwrócił się w stronę swoich regimentów i wrzasnął -Żołnierze! Zaraz okaże się ,czy jesteście godni nazywać się wojskiem cesarza! Czy może jesteście zwykłymi pizdami! Macie napierać do góry tymi chędożonymi drabinami! Nie cofać się! Walczyć i umierać jak na ludzi północy przystało! Gott mit uns!-
-GOTT MIT UNS!- wykrzyknęli żołnierze ,po czym rozległ się dźwięk trąbki. Helsturm obrócił się po czym wykrzyknął -Nasza kolej! Zdobyć te mury! Niech przeleje się krew wrogów Imperium! ULRYYYYK!!!-
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Dobra niech żołnierze wpuszczeni przez hobbitów wejdą dopiero w momencie kulminacyjnym. Na razie nic więcej nie pisze, bo to nie ma sensu. ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Aha, jeszcze jedno. Przyjmujmy dla spójności fabuły, że Alpharius spotkał się z Asgeirem przed rajdem Magnusa i Saito.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Zadrżał z przerażenia i smutku gdy zmasakrowane ciało Vahaniana upadło na ziemię i Methus pojął, że jego przyjaciel nie żyje. Moc jaką w czasie walki uwolnił Assari była nadzwyczaj potężna i Assur czuł szacunek przed jego potęgą. Niestety bliźniacy okazali się zbyt silni.
Gdy walka trwała wewnątrz Spiżowej Cytadeli na zewnątrz czyhało prawdziwe niebezpieczeństwo. Dziesiątki imperialnych żołdaków rozbiło swój obóz pod twierdzą kultystów, budowali wieże i trebusze, przygotowywali się do szturmu. Vahanian mógł odwrócić losy obrony zamku, lecz ten psi syn Kharlot wolał zabić Assariego niż wykorzystać jego moc w słusznym celu. Przypomniał sobie swoją ostatnią rozmowę ze zadufanym w sobie norsem. Ten jeśli dobrze pamiętał kazał mu nie walczyć ze smoka... Ale tak się radośnie składało że Mentus miał jego rozkazy głęboko w dupie.
Powrócił do pokoju, wziął łyk wina z kielicha i przetarł twarz. Iskra spała w swoim pokoju wymęczona przepłakaną nocą. Nie miał serca powiedzieć jej, że Vahanian również nie żyje. Już i tak była załamana. Powinien ja odesłać, tu było o wiele niebezpieczniej niż się spodziewała. Arena okazała się dużo bardziej brutalna niż w jego najśmielszych oczekiwaniach, nie chciał aby elfce coś się stało..

Brama zadrżała pod uderzeniami tarana, imperialni uderzali w nią raz po raz z furią. Menthus przyglądał się temu niewzruszenie z okna jego kwatery. Nie obchodzili go ani norsmeni ani ten zasrany Kharlot. Nie miał zamiaru płaszczyć się przed jakimś sługą chaosu ani tym bardziej wypełniać jego rozkazków, nie miał jednak także zamiaru pozwolić aby zamek upadł. Włożył ithilmairową zbroje, na ramiona zarzucił futro, przypasał Kieł. Zszedł po krętych schodach i dotarł na dziedziniec na którym trwały walki. Krew bluzgała na płyty, lała się strumieniami. Przycisnięci do ściany norsowie walczyli niby wściekłe psy, dźgając przeciwnika włóczniami zza muru tarcz. Smoczy Mag stanął na schodach, tak aby znajdować się ponad walczącymi sojusznikami.
Imeprialni żołdacy napierali z prymitywną furią robiąc klingami gdy nagle coś z hukiem eksplodowało tuż obok. Na schodach naprzeciw stała postać w czarno-metalicznej zbroi, o ciężkim futrze zarzuconym na ramiona. Jej dłonie płonęły żywym ogniem, oczy miotały gromy. Zamachnął się gwałtownie z jego dłonie wyleciała kula ognia która spadła prosto w formację żołnierzy, eksplodowała z hukiem zalewając wszystko morzem płomieni. Kolejne ogniste pociski spadały na przerażonych wojów siejąc panikę i pożogę w ich szeregach.

Iskra przebudziła się z twarzą wtuloną w poduszkę. Była cała zesztywniała, spała długo i na dodatek w ubraniu... Ale dlaczego?
Nagle wszystkie zdarzenia ostatnich dni spadły na nią i przygniotły ją swym ciężarem. Przypomniała sobie zakrwawione ciało Averiusa pochowane przez jej Mistrza w górach. Wstała prostując się i przyglądając ciemnej jaskini w której się znajdowała. Pośrodku niej znajdował się Smaug który zwinął się i najwyraźniej spał. Podeszła do wnęki w której mistrz schował jedzenie i wyciągnęła stamtąd butelkę wina. Wypiła dwa kieliszki nasłuchując odgłosów toczącej się niedaleko bitwy. Jaskinia w górach do której nakazał udać się jej mistrz była wysoką i niedostępna wnęką skalną z której jednak rozciągał się widok na Spiżową Cytadele. Imperialne wojska szturmowały mury i najwyraźniej wdarły się już do środka.
-Smaugu-rzekła do ogromnego gada który na dźwięk jej głosu podniósł łeb-jeśli jakieś niebezpieczeństwo groziłoby Mnetusowi powiedz mi o tym dobrze?
Smok kiwnął głową.
Pociągnęła jeszcze jeden łyk wina (zdecydowanie zbyt dużo piła od ostatnich trzech dni, ale tylko to pozwalało jej choć trochę uśmierzyć ból) i nagle podjęła decyzję. Nie będzie siedziała w tej jaskini jak jakaś zastraszona, płaczliwa cnotka. Na dole jej Mistrz w każdej chwili może stracić życie... A ona wypłakuje oczy za umarłymi w jaskini gdy na dole żywi toczą bój.
-Wstawaj Smaug! Czas spopielić kilka tyłków!
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

[Smaug, hobbici? wam się pochrzaniły światy ? :D ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Krew... prawdziwy potok krwi.
Kharlot nie liczył powalonych wrogów. Nie było sensu. U jego stóp leżał stos zaszlachtowanych żołnierzy, którzy padli od jego topora i miecza Eigla.
Kolejny słabeusz padł po zamaszystym cięciu. Siła rozpędu sprawiła, że poleciał dalej, mimo, że jego miednica i nogi pozostały na miejscu. Berserker, który walczył u boku Thorgarssona toczył pianę z ust w zupełnym zatraceniu. Kharlota również poniosły emocje i niemal nie zauważył włączenia się do bitwy Menthusa. W koń jedna ogniste wybuchy łatwo przeoczyć, nie?

***
Tytus oczywiście trafił do natarcia na bramę. Na szczęście nie szedł w pierwszej linii. Aż ciarki go przechodziły, gdy ujrzał, co spotkało jego towarzyszy uwięzionych pomiędzy kratownicami. Wrzeszczące dzikusy z północy okazali się niewiele lepsi. Cofali się, lecz każdą piędź ziemi cesarscy okupowali krwią i życiem wielu.
Nie wiedział, ile trwa już to starcie. Każda chwila dłużyła mu się niemiłosiernie. Choć w duchu był przerażony, starał się tego nie okazywać. Chłopaki na niego liczyli.
Wtem zdębiał. Wysoka postać w mistrzowsko zdobionej zbroi, dzierżąca miecz z ithilmaru i płomienie nie mogła być nikim innym, jak...
Chwilę radości sierżanta przerwano równie brutalnie, co gorzko. Elf skierował swe ogniste moce nie przeciw barbarzyńcom, lecz własnym sojusznikom. Ostrze z Ulthuanu przeszło gładko przez zbroję wojaka, rozpruwając mu brzuch. Tytus padł na kolana z niedowierzaniem.
- Ale.... dlaczego?- szepnął, po czym osunął się w ciemność.
Nie było mu dane usłyszeć złotego dźwięku trąbki i krzyku oficera.
- WYCOFAĆ SIĘ!

***
- Wreszcie się zdecydowałeś pokazać- mruknął Kharlot do nadchodzącego Menthusa- Tchórzliwe psy pierzchają, a ty dopiero teraz dołączyłeś do bitwy.
- Wycofują się dzięki mojej interwencji- skrzywił się mag.
- Powiedz to jemu!- zaśmiał się Thorrvald, wskazując na Eigla, który urwawszy jakiemuś żołdakowi nogę, okładał nią konającego.
- Barbarzyńcy i dzikusy!- mruknął pod nosem elf- Gdy by tylko...
- Dobra, dosyć chędożenia- przerwał mu Bjarn- Dobrze by było wznieść barykady, bo bramę mamy otwartą na oścież. Do roboty!
Nikt się nie ruszył z miejsca. Ingvarsson zmarszczył gniewnie brwi.
- Eee... wodzu? Chyba to nie będzie konieczne...- stęknął Leif.
Bjarn odwrócił się momentalnie i zamarł. Trzy działa imperialne typu piekłomiot ustawione były na przeciw ich pozycji.
- No i celują w pizdu! I cały misterny plan też w pizdu!- żachnął się Wydarty Śmierci.
- Niekoniecznie- mruknął Kharlot, występując do przodu. Zatrzymał się tak, że był dobrze widoczny rzez imperialnych żołnierzy, po czym pokazał im gest, który nauczył się od krasnoludów- uderzył lewym przedramieniem w prawy dół łokciowy, zginając prawą rękę w niemej obeldze. Zachęceni tym Norsmeni również poczęli ciskać obelgi, zarówno werbalne, jak i te nie wymagające słów.
- Ładuj!- krzyknął naczelny inżynier baterii. . Ci odpowiedzieli coraz wymyślniejszymi epitetami.
- Cel!- rzucił inżynier. Czarne wyloty luf piekłomiotów skierowały się do wojowników północy. Ci odwrócili się nagle, lecz nie w ucieczce, jak sądzili artylerzyści. Jak jeden mąż Norsmeni opuścili spodnie, ukazując cesarskim żołnierzom równy rząd gołych tyłków!
- PAL!- rozkazał inżynier. Pole bitwy wstrząsnęła spektakularna seria eksplozji, gdy w wyniku zapłonu cała bateria wyleciała w powietrze w akompaniamencie płomieni i radosnych wrzasków Norsów.
- To było bardzo nierozsądne!- syknął Kharlot do wyszczerzonego Bjarna.
- Sam zacząłeś- odparł z lekka zaskoczony wódz.
- Nie o tym mówię! To było wielkie ryzyko spuścić spodnie w obecności elfa!- krzyknął Kruszący Czaszki.
Chór śmiechów wybuchł na nowo. Radość ich jednak nie trwała długo. Zaraz po trzeciej eksplozji nastąpiła czwarta i piąta. Potężny wybuch wstrząsnął bramą , wyrzucając w powietrze kamienne odłamki. Chwilę później rozległ się sygnał do ataku.

***
Boris Todbrinnger szalał.
- Co się do cholery stało?!- wrzasnął, uderzając w stół. Drewniane figury na mapie taktycznej podskoczyły i rozsypały się po kątach. Uczynny adiutant od razu rzucił się za nimi w pogoń.
- Cała bateria wyleciała w powietrze książę- odparł kapitan von Stoedke.
- Wiem idioto, że wybuchła. Pytam jak to się stało!
- Inżynierowie coś mówią o przedwczesnym wybuchu...
- Przedwczesny wybuch to miał twój ojciec, jak cię robił! Ośle!- ryknął książę, cały czerwony na twarzy- Czy grupa uderzeniowa "Eisenbahn" przegrupowała się już?!
- Tak jest. Pomimo ciężkich strat, są gotowi do ponownego boju.
- Dobrze, przynajmniej tyle- mruknął elektor- Wyślij zakonników by wsparli gwardię w "Westfauscie", musimy jak najszybciej złamać tam opór! Resztę piechoty wyślij pod bramę. Czekajcie na fajerwerki. Uderzycie jednocześnie z von Taubem. I odpal drugą racę. "Ostfaust" ma mieś pełną uwagę obrońców odcinka południowo- wschodniego, gdy Luftwaffe będzie robić swoje.
Ostatnio zmieniony 19 kwie 2014, o 10:49 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Sytuacja widzę się rozwinęła, wobec tego jutro coś napiszę. Teraz po prostu nie miałem za bardzo czasu na nic.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[
kubencjusz pisze:[Smaug, hobbici? wam się pochrzaniły światy ? :D ]
Spokojnie... inkwizycja jest na swoim miejscu :twisted: ]

Magnus skończył opowiadać Reinerowi wszystko co się stało pod jego nieobecność. Ten przełknął ślinę i rzekł -A więc oblężenie...-
Wielki Inkwizytor milczał. -Znasz rozkaz. Ruszaj przed skarbiec i ani waż się opuszczać swojej pozycji!- rzekł po chwili oschle ,po czym chwycił kielich wina i osuszył go łapczywie -Do zakończenia szturmu nikt... powtarzam NIKT ma nie przekroczyć progu skarbca tej przeklętej fotecy...-
Poparzony łowca czarownic wstał i rzekł dumnie -Wszystko za wiarę! Nic ponad wiarę!- po czym chwycił leżący przy drzwiach pas z pistoletami i rapierem ,po czym wyszedł z kwatery.
Magnus podszedł do okna i spojrzał na trwające oblężenie -Brama padła...- rzekł do siebie po czym spojrzał na zegarek -Już niedługo...-


**************************************************************

Oficer odwrócił się w stronę swoich regimentów i wrzasnął -Żołnierze! Zaraz okaże się ,czy jesteście godni nazywać się wojskiem cesarza! Czy może jesteście zwykłymi pizdami! Macie napierać do góry tymi chędożonymi drabinami! Nie cofać się! Walczyć i umierać jak na ludzi północy przystało! Gott mit uns!-
-GOTT MIT UNS!- wykrzyknęli żołnierze ,po czym rozległ się dźwięk trąbki. Helsturm obrócił się po czym wykrzyknął -Nasza kolej! Zdobyć te mury! Niech przeleje się krew wrogów Imperium! ULRYYYYK!!!-
Weteran chwycił zweihandera w jedną rękę i rzucił się na drabinę ,łapiąc się jej szczebli żelazną rękawicą po czym ruszył zdeterminowany w górę ,a w ślad za nim na wszystkich sześciu drabinach ruszyli żołnierze nie zważając na pociski i rzucane kamienie.
W końcu oficer zatrzymał się i spojrzał w górę ,jakiś młody żołnierz nad nim trzymał się kurczowo drabiny z mieczem schowanym w pochwie i nie chciał się ruszyć. -No jazda ,psia wasza kurwa jego mać!-
Ten spojrzał w dół i jęknął ze strachem w oczach-Zabiją mnie! Jestem z poboru!-
-JA CIĘ ZABIJĘ ,ŁAJZO Ruszaj swój zasrany zad!- warknął Helsturm wnerwiony pizdowatowością żołnierza.
Ten jednak przełknął ślinę i ruszył powoli w górę zatrzymując się kurczowo za każdym razem gdy z góry nadlatywały pociski.
Weteran trzymał jedną ręką ciężkiego zweihandera ,aby cały czas mieć dobytą broń i klnął pod nosem widząc jak jego żołnierze próbują wejść na mury podczas ,gdy jego natarcie zatrzymuje jakiś nieprzeszkolony żółtodziób.Nagle po polu bitwy rozległ się odgłos trąbki ,oznajmiajacej o wyłamaniu bramy. Siwy Wielki Miecz spojrzał w jej stronę i zobaczył jak jednostki szturmują ją.
-No do ataku!- wrzasnął znowu do poborowca widząc jak jego halabardnicy ,nawet gdy wejdą na mury ,nie mogą się zorganizować bez dowódcy.
Nadeszła kolejna fala pocisków. Długi bełt wbił się w kark tchórzliwego żołnierza i ten z wrzaskiem padł martwy na drabinę trzymając się jej kurczowo. Helsturm złapał zwłoki żołdaka za kołnierz i zrzucił go z drabiny -Świeć Sigmarze nad jego duszą...- rzekł do siebie po czym jak najprędzej ruszył w górę. Weteran poczuł jak jakiś pocisk wbija się w jego lewę ramie ,jednak grot nie dosięgł go dzieki grubej zbroi. Czym prędzej wszedł na koniec drabiny i wskoczył zręcznie na blanki. Mury spływały krwią. Leżały tam stosy zmasakrowanych trupów ,w większości żołnierzy ,jednak byli też marwi w strojach kultystów i jeszcze jedna kompania ,której Helsturm nie znał. Na całym odcinku muru trwały walki. Z tej wysokości oficer dostrzegł kilku wyróżniających się walczących - byli to zawodnicy Areny z przeraźliwą skutecznośią wybijający walczących do końca imperialistów. Helsturm nie miał więcej czasu na przemyślenia ,czym prędzej zeskoczył z blanek nie torując drogi szturmu. -PRZEGRUPOWAĆ SIĘ!!!- wykrzyknął donośnie -Zająć pozycje! Trzymać mur!- wykrzyknął szukajac wzrokiem dobosza wśród krzątaniny żołnierzy.
Jakiś kultysta w czerwonej zbroi ,a raczej skleconym poprędce opancerzeniu rzucił się na niego z dwoma szablami. Helsturm w porę zawuażył go i zbił cios swoim zweihanderem ,po czym ustawił się w pozycji ofensywnej opierając dwuręczną broń na swym ramieniu. Kultysta odskoczył ,jednak weteran nie czekajac wyprowadził potężny cios swym zweihanderem i heretyk jedynie dzięki szczęściu o centymetr uniknął koszącego ostrza. Oficer mimo ciężaru i siły wyprowadzonego ciosu ,dzięki doświadczeniu i szkoleniu doskonale panował nad bronią i od razu był w stanie zablokować cios wyprowadzony przez przeciwnika w kontrze. Ten zaatakował z góry jednym ostrzem podczas gdy drugie momentalnie wbiło się w bok żołnierza. Heretyk siłując się jednym ostrzem z potężnym zweihanderem spojrzał w srogą twarz Wielkiego Miecza ,który wydawał się nie odczuć ciosu. Szabla bowiem zagnieździła się w zbroi płytowej i kultysta mimo panicznego szarpania nie był w stanie jej wydobyć. Helsturm zaśmiał się po czym gwałtownie kopnął zaskoczonego przeciwnika w goleń. Ten padł w bólu puszczając broń ,podczas gdy weteran momentalnie zamachnął się bronią i zdekapitował przeciwnika. Oficer splunął wyjmując szablę po czym złapał w końcu dobosza. Przyciągnął do siebie i warknął w twarz młodzieńcowi przekrzykując odgłosy bitwy -Sygnał reorganizacji! JUŻ!- po komendziemuzyk natychmiast począł silnie wybijać głośny sygnał. Żołnierze słysząc go rzucili się w stronę dowódcy formując się na murach w silną formację. Helsturm wykrzyknął -Kapitan Fritz! Szukać kapitana Fritza! Ma tu zostać trzymać tą pozycję z tarczownikami! Mają osłaniać natarcia z dołu!- weteran zwrócił się w stronę murów dalej ,gdzie resztki kultystów i ta nieznana mu kompania szykowała się do obrony. -Panowie! Zdobyć ten mur dla Ulryka!- wykrzyknął po czym wyrwał z drżącej ręki chorążego oddziału sztandar Żelanzej Dywizji -Halabardnicy ,topornicy ,reszta z poprzednich natarć! Za mną! Do ataku!!! Niczym kły Ulryka wbijcie im się w dupę! Ulryk!!!- wrzasnął donośnym ,groźnym głosem człowieka północy.
-ULRYYYK!- powtórzyli zagrzani do boju żołnierze po czym w zbitej ,silnej formacji rzucili się za kapitanem i powiewajacym dumnie sztandarem cesarstwa.
Kultyści zlękli się widząc nacierający regimeny imperialistów podczas gdy Kompania szyła do szturmujących żołnierzy z powtarzalnych kusz. Mało jednak to dało i potężna formacja wpadła w obrońców maskarując ich i zrzucając agresywnie z murów. Ci którzy nie uciekli kończyli martwi pod natłokiem toporów ,mieczy i reszty groźnej broni albo w bolsenych konwulsjach padali pod nogi napierających żołnierzy przebijani halabardami. Helsturm mimo iż dzierżył dwuręczne ostrze w jednej ręce raził nim groźnie wrogów napierając swoją pełną płytą. Jakiś gruby kultysta w zielonej szacie z wrzaskiem rzucił się w oddział żołnierzy Middenheimu i mimo licznych cięć i ataków łapał imperialnych wbijajac im w brzuchy swe zardzewiałę ostrze zdając się nie czując ataków. Kapitan skoczył w jego stronę i potężnym ciosem z góry odciął mu tłustą rękę ,jednak zamiast krwi z kikuta poleciała obrzydliwa zielona ciecz. Ten zaśmiał się widząc zdziwioną twarz kapitana i rzucił się na niego ze swym ostrzem. Helsturm jednak zręcznym chwytem wywinął się i płazem zweihandera uderzył przeciwnika w zakapturzoną głowę. Ten wpadł na blanki i zwymiotował po czym wrzasnął -Papa mnie chroni! Hihiihihi!- nie zdążył jednak się nawet obrócić kiedy trzech toporników dopadło go i zrzuciło z murów. Ten z piskiem spadł na potężne kolce ,gdzie jego ciało rozprysło się na setki małch części z których wypełzły robale. Weteran splunął po czym wykrzyknął widząc uciekające w panice niedobitki Kopmani i kultystów -ULRYK Z NAMI!- po czym silnym ciosem ściął sztandar z ośmioramienną gwiazdą ,który spadł na dziedziniec ,a w jego miejsce wbił sztandar Żelaznej Dywizji -Zniszczyć balisty! Zająć pozycję! Przegrupować się!- wrzeszczał do żołnierzy radujących się ze zwyciestwa na tym odcinku muru.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Kordelas zdajesz sobie sprawę z tego, że balisty są w zupełnie innym odcinku murów? Poza tym zastrzegłem sobie fakt, że Oblech przeżyje. Bądź, co bądź martwy nie przekazałby informacji o starciu do kronik.I zapomniałeś o naszym poczciwym Zabójcy ;).]

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Oblech zachwiał się, gdy jakiś przerośnięty oficer uderzył go goleń. Wzmocnienia na pancerzu czasem się przydają, teraz okazały się być czymś niezbędnym. Gdyby nie metalowe płyty zapewne miałby złamaną nogę, a tak skończyło się na bolesnym obiciu. Chwycił w locie szablę, którą wcześniej ciał przeciwnika i wykonał przewrót przez bark. Znalazł się wśród braci.
-Chyba o takiej sytuacji mówił Stary.- Psikuta splunął, po czym Braci oddali kolejną salwę. Pociski na niewiele się zdawały mur tarcz i ciężkie pancerze żołnierzy uniemożliwiały przebicie bełtów do celu. Wymienili spojrzenia.
-Taktyczny odwrót.- rzekł spokojnie Oblech.- Gangrena, wyślij wiadomość do Henryka.
-Jaką? - mężczyzną skrył się z tyłu i pobieżnie, piórem nasączonym w atramencie na skrawku papieru zaczął pisać.
-Doświadczony przeciwnik. Wyceluj jedną balistę w dziedziniec.- najemnik wyjął za kolczugi gołębia i przyczepił do jego nogi wiadomość. Ptak momentalnie wzbił się w powietrze i w mgnieniu oka znalazł się przy Henryku.
-A co z nami?- Zbyszek spojrzał na dowódcę, który z beznamiętnym spojrzeniem obserwował jak kultyści jeden po drugim giną pod mieczami i toporami przeciwnika.
-Wycofać się pod nasze pozycje.- powiedział, bracia wykonali rozkaz. Po chwili nożownik spostrzegł, że Duży Harry, niesie ciała dwóch martwych braci. Wiosło i Kamyk nie mieli tyle szczęścia co reszta. Zaklął i rzucił sporą fiolkę w stronę żołnierzy imperialnych. Tak, gdy tylko uderzyła o brukowany dziedziniec pękła uwalniając śmiercionośny gaz.
-Dostawa świeżego powietrza.- splunął i chwycił Kamyka, odciążając przy tym Harrego i przyspieszając odwrót. Doświadczony generał zatkał usta szmatą, jednak kilku jego ludzi nie miało tyle szczęścia. Zaciągnęli się niebieskawym dymem, a następnie padli na ziemię. Wili się jak węże rzucone do ognia i darli w niebo głosy.
-Skrócić ich męki! Znajdą ukojenie u boku Ulryka!- wrzasnął ich dowódca.- Naprzód!
Nie zdążył jednak wykonać nawet kroku, gdy "Obleśny pocisk" uderzył w ich pozycję. Wybuch nie był potężny, ale pozbawił życia kilkunastu żołnierzy, a jeszcze więcej imperialnych i kultystów zostało rannych. Co ważniejsze szyk został złamany. Bracia ustawili się w linii, kusze zdążyli przeładować w biegu. Nim wróg zdołał się zorientować, maszynki Henryka wystrzeliły, a wróg padł na ziemie martwy.
-Widzicie!- wrzasnął zwycięsko Psikuta.- To jest prawdziwa broń.- odwrócił się i dołączył do biegnących towarzyszy. Kolejny pocisk z balisty runął w ich stronę, tym razem zwykły. Nadział kilku nieprzyjaciół. Henryk wrzeszczał i poganiał swoich. Oblech twierdzi, ze było go słychać aż tam. Przebiegł wokół norsmenów. Ci spojrzeli na niego osłupieni.
-Dokąd psi synu!?- wrzasnął któryś.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Vahanian pisze:[Kordelas zdajesz sobie sprawę z tego, że balisty są w zupełnie innym odcinku murów? Poza tym zastrzegłem sobie fakt, że Oblech przeżyje. Bądź, co bądź martwy nie przekazałby informacji o starciu do kronik.I zapomniałeś o naszym poczciwym Zabójcy ;).]
:?: :) przecież nie zabijalem nikogo z imienia ,a koleś z szablami to był kultysta - tak jak napisałem :roll: :) A elf... Zawsze sie palętają i cieżko trafić ,jak mawiał Bothan :wink:
Jednak tez bym prosił o rozwagę w działaniach - rzucenie fiolki i smierć kilkunastu żołnierzy... Kompania najemników ,bractwo zawadiaków i nagle wsród nich wyszkoleni wynalazcy i rębajłowie. Proszę ,szturmuje armia północy a nie jacyś nieuzbrojeni wieśniacy. Rownież po to wprowadzilem Helsturma ,żeby to pokazać... To nie D&D :mrgreen: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[A no jest paru dobrych zolnierzy i jeden inzynier o ktorym wspomnialem z jednym z tekstow. Wzialem go za Oblecha, tez byl kultysta ;d. No ale skoro to nie o nim to w porzadku, w kazdym razie tanio skory nie sprzedam xd!]

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[ A chodzilo o Drugniego, glowe Ci Chomikozo ukreci za zniewage ;D.]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Vahanian pisze:[ A chodzilo o Drugniego, glowe Ci Chomikozo ukreci za zniewage ;D.]
[ O cholera :!: :shock: :shock: :shock: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Run Magnus, run!]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ W drugim akapicie podkręcam temperaturę, co byśmy nie zmarzli :twisted: ]
[ http://www.youtube.com/watch?feature=pl ... CkIOA#t=83 EJ! Ta scena z muszkieterami to jest dokładnie to co dzieje się u nas! Po prostu fenomenalnie to oddaje. ]

Olfarr zaryczał radośnie, wykręcając runiczą klingę nad skrzydlatym hełmem i opuszczając ją syczącym zygzakiem, który cisnął rozpłatanym zbrojnym o blanki. Obok Ulfarr przyjął na tarczę prawdziwą nawałę ciosów po czym bez ostrzeżenia obrócił ją i wbił żelazny kant w wizjer hełmu krzyczącego oficera. Spod złoconej salady z piórkiem trysnęła krew a komendy nagle przerodziły się w charkot.
- Przynajmniej się zamknął... - syknął ze środka pancerza Nors i kopnąwszy umierającego sierżanta tak aby zasłonić pole ataku jego podkomendnym, zakreślił podwójnie mocowanym na trzonku toporem śmiercionośny łuk, rozbijając jeden czerep w hełmie jak gliniany garnek z owocowym przecierem, kolejnemu przerąbując kark i zmuszając dwóch innych do podania pola.
- To pokrzykiwanie działało mi już na nerwy. - dodał Olfarr, następując w mocarnej szarży na niedobitków. Ciął zamaszyście od boku, na co Middenheimer zastawił się regulaminowo tarczą i mieczem. Blok ocalił życie wojaka, który jednakże samym impetem został ciśnięty o blanki i stracił dech. Zanim zdążył pozbyć się gwiazdek sprzed oczu całe pole widzenia szybko zajęła mu czarna tarcza ze stalową wysepką. Umbo przywaliło w łeb żołnierza, rozkwaszając nos i wybijając oko z mokrym mlaskiem. Kilka ciosów później skrwawiony korpus osunął się po kamieniach, ciągnąc za sobą rozbryzgane pozostałości głowy i znacząc blankę pionową ścieżką, podobną poza czerwoną barwą do śladu ślimaka. Ulfarr odgrodził się tarczą od rannego zbrojnego i łapiąc między trzonek a ostrze sztych halabardy wykręcił pozornie śmiertelne pchnięcie. Zdeterminowany wojak zastawił się do góry trzonkiem halabardy. Lecz Ulfarr uśmiechnął się dziko pod hełmem i ciął okrutnie znad głowy. Potworna siła cięcia przerąbała trzonek jak ździebełko słomy i rozdzierając napierśnik, przerąbała krzyczącego szeregowca od obojczyka po ostatnie żebro. Jeszcze zanim kopniakiem zdarł truchło z topora, drugi Horkesson wyskoczył przed brata, osłaniając go zakrwawioną tarczą i unosząc na jej kancie zbrojnego z młotem, którego nawet nie zdążył unieść. Ćwiekowane okucie przyciskało szyję do krawędzi muru, Olfarr sapnął i gładko odciął zarośnięty łeb, równo nad linią tarczy. Głowa upadła w nasiąknięte krwią błoto przed fosą zamku i z plaśnięciem zagłębiła się weń aż po oczy. Wokół pozostali imperialni uciekali z krzykiem, niezważając na dyscyplinarki sierżantów, krzyczących, łojących pałkami lub strzelających z pistoletów do dezerterów, jak to czynił jeden typ w płaszczu i wysokiej czapie z daszkiem.
Taktyka braci sprawdziła się. Pozwalali imperialnym wchodzić na mury po czym przypierali ich do blanek i tak uwięzionym między dwoma Wybrańcami w pułapce pozostawało walczyć lub skoczyć do fosy, jak to uczyniło kilku gołowąsów. Z radością jednak Horkessonowie stwierdzili że większość dzielnych południowców zapewniała godziwą walkę, to mury działały na korzyść kultystów. Olfarr zadowolony rozejrzał się po rzezi i oparł się o mur. Zbroje Chaosu były prawdziwie cudownym darem, uwijająca się jak w ukropie przy najcięższych walkach dnia para normalnie przypłaciła by starcie z taką liczbą wrogów kolekcją ran, lecz żywe żelazo okrywające ich od walki z Vahanianem wyprowadziło ich nawet nie draśniętych. Nawet rysy pancerza zaczęły się już zasklepiać. Stojący obok Gannicus westchnął, długo i świszcząco po czym upuścił okrwawione gladiusy i ześlizgnął się na tyłek po blance. Jego cała skąpa zbroja na najważniejszych częściach ciała, a także fioletowa przepaska biodrowa opryskane były krwią, poza małym rozcięciem na ramieniu wyłącznie jego wrogów. Kultysta spojrzał na dyszących metalicznie Horkessonów.
- Bez nich bylibyśmy już martwi... na tyłeczki demonetek, rozrywali ludzi jak szmaciane kukły. - przez skrajne zdyszanie nie wiadomo było czy jest to pochwała czy też wyrzut.
- Widziałem... - rzucił uśmiechnięty Kwirinius, wysoki kultysta z posrebrzanym bastardem na ramieniu, którego pancerz i czarny warkocz także pokrywała krew. - Wspaniałe, na Mrocznego Księcia, wspaniałe.
Olfarr i Ulfarr przeszli się kawałek murem, po drodze Olf zrzucił żelaznym butem ciało baryłkowatego żołnierza z muru. Skinęli głowami Saito i Galrethowi po czym zatrzymali się na chwilę przy Drugnim. Krasnolud wyszczerzony jak maniak, opierał się na swym toporze, obok jakaś banda ludzi Vahaniana z kuszami opatrywała rany i odciągała zabitych.
- No i taką walkę to ja rozumiem! Nie narąbałem się tak od czasu obrony przełęczy Szalonego Psa przed hordą goblinów... Znaczy jest jeszcze kwestia narąbania się na uczcie którą wyprawił po tym król Ungrim, ale to już inna narąbka... - Zabójca pokręcił głową z imponującym irokezem po czym wyszczerzył nieliczne zęby. - Ale szczać na to! Iluście wrogów położyli ?
- Czter... - zaczął Ulfarr, lecz przerwał mu wybuch rechotu krasnoluda.
- Czternastu ? Co to jest na dwóch takich wyrostków! Ja ubiłem dwudziestu TRZECH.
- Niemal cztery tuziny, krasnoludzie. - dokończył z błyskiem stalowoszarych oczu Ulf.
- Licząc tych trzech co to ich z drabiną do fosy zrzuciłem. - mruknął Olfarr, wylewając bukłak wody na hełm i napierśnik.
- Cholera, przynajmniej nie jestem gorszy od elfa. - wszyscy trzej spojrzeli się na Galretha, który wzruszył ramionami. Pod hełmami Bliźniacy szczerzyli się równie maniakalnie co Drugni.
- Hej, panowie nie chciałbym przeszkadzać, ale... - zaczął nieśmiało, zbliżając się kultysta w za dużym rogatym garnczaku z kuszą.
- Co jest kundlu, czego nam przerywasz ? - huknęli Horkessonowie. Kultysta przełknął głośno ślinę i drżącą ręką wskazał za mury.
- Wydaje mi się że będzie szansa na rewanż. - zachichotał Ulfarr, na widok nadchodzących grzmiącą, równą falą wyborowych pułków Middenlandu.
- Gotowi, do startu, BIJ! - dokończył Olfarr, tym razem o dziwo asystowany przez Drugniego.
- ZAŁADOWAĆ KUSZE! Stawać na pozycje! - zagrzmiał Gannicus, stając na blance muru z rozwianymi blond włosami. Po obu stronach zagrały rogi. Bliźniacy skinęli głowami krasnoludowi i pobiegli na własne stanowisko - wszak każdy miał swój blok startowy w dzisiejszym krwawym wyścigu.
****

TURURURURURUM TUM-TUM TURURURUM TUTUTUTUM-TUM-TUM.
Grzmiały werble jak wściekłe psy spuszczone na wrogów, rozjuszone wiszącymi na drabinach i w fosie towarzyszami.
Zaraz dołączył do nich piszczący dźwięk fletni i piszczałek, wszystko jak muzyka zdaniem księcia Todbringera. Zdaniem lorda von Starkena był to hymn śmierci, zwiastun rychłego końca dla wielu z chłopców i mężczyzn których prowadził. Jego wielki, biały ogier kroczył dumnie w pierwszym szeregu czworoboków piechoty, a podbity futrem czarny płaszcz z kołnierzem falował, sięgając aż końskiego zada. Wielkie, czarne ostrze Lodu spoczywało na ramieniu lorda, tuż obok hełmu w kształcie wilczego łba, który maskował długie, brązowe włosy i ściągniętą marsowo twarz generała.
W końcu przez chłostane kamieniami i innym cholerstwem z trebusza i balist pole dotarli w zasięg półszturmowy od murów. Kapitanowie w białych płaszczach i grzebieniastych szturmakach wykrzyczeli komendę. Natychmiast poprzedzające regimenty szeregi muszkieterów wystąpiły kontrmarszem naprzód i wbiwszy forkiety złożyli się do strzału. Równocześnie z trzaskiem zamków skałkowych brzęknęły kusze, lecz muszkieterowie stali zbyt luźno i trup padł niezby gęsty. Z murów dosłyszeli zdawkowe krzyki rannych. Zanim opadły dymy strzelcy karnie z bronią na ramieniu odstąpili i minęli się z kolejnym szeregiem. Tym razem muszkieterzy powtórzyli procedurę bez przeszkód.
- Siktaaa. FEUER! - wydarł się Heinz Baulheim, strzelec wyborowy w kapeluszu na bakier. Kule grzechotały o blanki i rykoszetowały między nimi, wzbijając obłoczki tynku oraz odłamków, nie pozwalając obrońcom wystawić nosa poza osłony nie mówiąc już o odstrzeliwywaniu się czy szykowaniu obrony.
- Tak walczy Imperium. - rzekł do najbliższych lodowatym głosem Edward. - Szykujcie się panowie, zaraz idziemy.
Po czwartej salwie, która gruchnęła wzdłuż całych murów fortecy, poza szturmowanym przez Helsturma bastionem muszkieterzy wzięli forkiety i odmaszerowali obok nich. Lord von Starken widział Wilcze Ogonki, jak nazywano strzelców Baulheima od trofeów wiszących przy lufach. Stary Heinz spojrzał na niego i brzdękając łańcuszkiem monokla pokręcił głową i minął konia arystokraty. Gdy muszkiety zniknęły werble ucichły.
- Gotóóów. - wykrzyknęło oficerstwo. - ATAAAK!
- Za Imperium i honor! - wykrzyknął von Starken, spinając konia ostrogami. Z rzadka niepokojeni muszkietami czy kuszami żołnierze runęli na mury. Kilku mieczników z krzykiem poślizgnęło się na krwawym błocie przy murach i wpadło do fosy.
- Bij kto w boga wierzy! Na muryyy! Drabiny, darbiny!
Regimenty zamiast drabin ustawiły pięć wielkich konstrukcji z hakami przy końcach. Zamiast szczebli miały drewniane osłony po bokach i prawdziwe stopnie z desek, zaś szerokie były na pięciu ludzi i dzierżyć je musiało sześć razy tyle. W momencie zaczepu jedną obrzucono ogniem alchemicznym i schody stanęły w płomieniach, lecz zaraz zielony płomień zajaśniał na złoto i podrywając się od konstrukcji skoczył w górę i spadł na kilku kultystów i ludzi w kolczugach, strzelających z kusz. Żołnierze, wbiegając wykrzyknęli radośnie. Wraz ze sporą grupą Welkich mieczy - olbrzymich gwardzistów elektora, wybieranych spośród szczególnie rosłych wojaków z Middenlandu nadchodził magister Feuerman. Na ręcę maga ognia zaczęła formować się kula ognia i zaśmierdziało siarką. Gdy hucząca sferfa była równie wielka jak sam mag ten cisnął ją w górę. Kula trafiła prosto w jedną z dwóch wież na wschodnim odcinku, dosięgając balisty. I jak się okazało składu prochu gdy górna część wieżycy eksplodowała, sypiąc topiącymi się cegłami i kawałkami obsługi. Mag zrobił minę piromana, który właśnie został wpuszczony na uniwersytet balistyczny w Nuln po czym pobiegł do schodów z drewna wraz z Wielkimi Mieczami. Szturm poszedł pełną parą. Gdzieś z boku młody Striphoff, siedząc na koniu zagrzewał ludzi w sposób typowy dla arystokraty.
- Daalej! Naprzód! Kto pierwszy na wieży, temu wina nigdy nie zabraknie! - wrzeszczał znad złotej bródki, wskazując mieczem basztę ze smoczym łbem.

Von Starken przekazał rozkazy oficerowi po czym zagrzewając ludzi do boju ostrzem Lodu pojechał na inną część bitwy. Po drodze zauważył dziwnego człowieka z harpunem i dwóch innych zamaskowanych ludzi... "Zapewne najemnicy czy inna chołota... a miały iść same doborowe... Cóż każdy żołnierz się liczy." Minął bramę, przez którą do środka wjechał zagon ryczących i wywijających młotami Białych Wilków. Prawie żal mu było tych co staną na drodze rycerzy. Choć sam czuł nieodpartą chęć aby pogalopować w ślad za nimi. Lord szarpnął za wodze, odskakując od halabardnika którego wraz z kilkoma towarzyszami zalała smoła. Wrząca ciecz bryznęła na nogi konia i buty Edwarda, jednak zignorował to. Żołnierze z Żelaznej Kompanii okrzykiem radości powitali dywizję Frudsberg, prowadzoną przez Von Starkena.
- Johan, odprowadź go do obozu! - Johan Schnee, czarnowłosy giermek lorda posłusznie skłonił głowę i odjechał do tyłu z rumakiem chorążego Middenlandu.
- Naprzód synowie Ulryka! Po chwałę i podróż na dwór Ulryka! - Edward ryknął i mijając ustępujących mu żołnierzy pognał w górę największej drabiny. Tuż za nim gnał jego osobisty ochroniarz uzbrojony w buzdygan i pawęż oraz kapitan Errschen, za którym zaś wspinał się sapiący gruby kapłan Ulryka, niosący topór i relikwię Kłów Artura.
W kilka chwil znaleźli się na zdobytym odcinku murów, między walczącymi ludźmi Helsturma. Generał spróbował go odnaleźć lecz nie zdołał w chaosie i z rodowym zawołaniem
- WINTER IST KOMMEN! - zeskoczył na mur. Od razu zatrzymało go trzech najemników w misiurkach i kolczugach. Na zakazanych mordach zbirów natychmiast wykwitł strach. - Ulryyyk!
Z tym okrzykiem lord w zbroi zatoczył wielki łuk swoim dwuręcznym, czarnym Lodem. Zbóje usiłowali się zastawić, lecz czarna stal czarnoksięskiego ludu przerąbała wszystkich trzech, w powietrze prysnęły ogniwa kolczug i krew. Arystokrata w wilczym hełmie i płaszczu przestąpił nad trupami robiąc miejsce dla wojska. Ochroniarz zastawił swego lorda tarczą, zaś kapitan Errschen doskoczył do uciekającego najemnika i przystawił mu pistolet do czterech liter.
- In deinen Arschloss! - wypalił. Korzystając z osłony gwardzisty minął sztandar Helsturma i szybkim sztychem przebił kolejnego najemnika. Wtedy gdy już mieli rozpierzchnąć się po murach usłyszał warkot. Dwa płonące wilki stały z boku rozeźlone rzezią swych towarzyszy. Nagle stała się rzecz niesłychana - z ich paszcz pofrunął jęzor ognia. Lord już czuł potworne gorąco gdy nagle... ogień zniknął. Stojący przed nim kapłan wzniósł relikwię i lodowata aura odparła płomienie demonów. Z rykiem znów naparli na wilki. Te z przerażającą siłą rozerwały gardła dwóch silnych mieczników Edwarda i zwarły się z lordem. Lód ozdobił płonące futra dwoma wielkimi szramami, jednak zwierzęta ani myślały ustępować.
- Paaanie! - gwardzista runął naprzód, zastawiając lorda pawężem. Szybki cios buzdygana cisnął jednym wilkiem na schody, gdzie walczono o dostęp do dziedzińca, zaś drugi uczepił się tarczy i razem z wojownikiem gruchnął o dziedziniec, gdzie zaraz zaroiło się od Rycerzy Ulryka.
- Dalej! - Von Starken otrzepał się. - Musimy zdobyć drugą balistę! Helsturm wytrzymaj, już idziemy... - dodał widząc jak po drabinach wchodzą weterani z dywizji Frudsberg.
****

Bjarn warknął i kopnął zwłoki imperialisty. Nagle tuż po wybuchu dział na dziedziniec wszarżowali rycerze z młotami a na mury uderzyły dwakroć silniejsze nowe siły. Runiczy topór zazgrzytał o zbroje, gruchocząc nogę rycerza.
- Cofać się, cofać! - ryknął, mając nadzieję że Eigil i Kharlot go usłyszą. Norsmeni unikając miażdżącej szarży cofnęli się do tyłu, prawie aż pod drzwi do donżonu i bastion z trebuszetem. Rycerze z rechotem rozjechali sie po dziedzińcu. Na to czekali. Chaos bitwy zagłuszył na moment wściekły wizg i dwa pociski z moździerza upadły na środek dziedzińca.
- Ich własną bronią... dobre synu Ingvara! - skinął zdyszany Kharlot patrząc jak odłamki masakrują konie i powalają rycerzy.
- FREUNDE FEUER! Schweinen Kanoniere! - wydyszał okrwawiony rycerz zanim wielki topór Olafa nie odrąbał mu głowy.
- Teraaaz! - Norsmeni, wsparci czwórką ziomków z Thorlakiem od trebuszetu runęli na ostrzeliwywanych przez własną artylerię, która wszak przez mury nie widziała ze zdwojoną siłą gdy tylko wytracili impet szarży. Nagle z rzezi podniósł się głos. Rąbiący wściekle Bjarn rozpoznał Haakara, wskazującego schody na wschodnim odcinku gdzie walczyli ludzie Vahaniana. Wydarty Morzu spojrzał dokładniej, cofając się za tarcze Hrothgara i Turo. Wtedy dojrzał - wysoki twardy oficer wymachujący zweihanderem i wydający komendy.
- To on był wtedy w lesie, poznaję po mieczu i wzroście! To on zabił Svanra! - krzyczał wilkołak. Bjarn skinął głową.
- Kharlot, przejmij dowodzenie! Thorrvald, Haakar za mną! Wspomożemy te zbiry od elfa i wilków! - Ingvarsson pamiętał łowcę z tatuażami pod oczyma. Dobrze będzie go pomścić, zwłaszcza jeśli pomoże mu to znaleźć godnego przeciwnika w tej hordzie. Wyrywając się z półkola tarcz zauważył jeszcze tylko jak Gannicus i Irrumator wbiegają do Fortecy.
- Tchórze! - zaśmiał się z nich Thorrvald. - Ledwo draśnięci a już lecą do Julii!
- Mamy plan! - odkrzyknął blondyn, lecz jego głos zaginął w zamieszaniu. - Odprawimy dzięki niej rytuał który da nam piękne setki wojowniczek od samych Bogów!
- Plecie trzy po trzy, zgłupiał w walce albo od używek. Chyżej chłopy bo ten z mieczem nam ucieknie! Eissvanrfioooord!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Napływ przeciwników przez chwilę zelżał. Dopiero co walczący obrońcy przechadzali się po murze, zrzucając co jakiś czas jakiegoś trupa do fosy. Wśród nich najbardziej wyróżniali się bliźniacy. Nowo nabyte zbroje chaosu budziły podziw. Sam Galreth raczej nie chciałby być zakuty w takie coś na ponad tysiąc lat. Jednak o ile bogowie nie zaplanowali im czegoś szczególnego, Olfarr i Ulfarr nie będą mieć tego problemu. Przeszli się kawałek murem, po drodze Olf zrzucił żelaznym butem ciało baryłkowatego żołnierza z muru. Skinęli głowami Saito i Galrethowi po czym zatrzymali się na chwilę przy Drugnim. Krasnolud wyszczerzony jak maniak, opierał się na swym toporze, obok jakaś banda ludzi Vahaniana z kuszami opatrywała rany i odciągała zabitych.
- No i taką walkę to ja rozumiem! Nie narąbałem się tak od czasu obrony przełęczy Szalonego Psa przed hordą goblinów... Znaczy jest jeszcze kwestia narąbania się na uczcie którą wyprawił po tym król Ungrim, ale to już inna narąbka... - Zabójca pokręcił głową z imponującym irokezem po czym wyszczerzył nieliczne zęby. - Ale szczać na to! Iluście wrogów położyli ?
- Czter... - zaczął Ulfarr, lecz przerwał mu wybuch rechotu krasnoluda.
- Czternastu ? Co to jest na dwóch takich wyrostków! Ja ubiłem dwudziestu TRZECH.
- Niemal cztery tuziny, krasnoludzie. - dokończył z błyskiem stalowoszarych oczu Ulf.
- Licząc tych trzech co to ich z drabiną do fosy zrzuciłem. - mruknął Olfarr, wylewając bukłak wody na hełm i napierśnik.
- Cholera, przynajmniej nie jestem gorszy od elfa. - wszyscy trzej spojrzeli się na Galretha, który wzruszył ramionami. „Po co liczyć takie owce. Czy rzeźnik liczy ile uśmiercił prosiaków na sprzedaż?”
- Hej, panowie nie chciałbym przeszkadzać, ale... - zaczął nieśmiało, zbliżając się kultysta w za dużym rogatym garnczaku z kuszą.
- Co jest kundlu, czego nam przerywasz ? - huknęli Horkessonowie. Kultysta przełknął głośno ślinę i drżącą ręką wskazał za mury.
- Wydaje mi się że będzie szansa na rewanż. - zachichotał Ulfarr, na widok nadchodzących grzmiącą, równą falą wyborowych pułków Middenlandu. Galreth również stanął w pełnej gotowości. Od razu zauważył, że będzie musiał zmienić taktykę. Nie było mowy o wolnej przestrzeni gdzie mógłby skakać między przeciwnikami. To co zaraz miało nastąpić to typowe zderzenie dwóch, a raczej jednej porządnej formacji, dowodzonej przez ogarniętego człowieka. Mimo tego, mając wokół siebie największych zabijaków jakich do tej pory widział, nie wątpił, kto wyjdzie z tego zwycięsko. Już wcześniej zauważył, że wyłamano bramę i przeciwnicy wdarli się do środka. Po czasie, w którym słyszał tylko krzyki walczących i umierających, teraz słyszał śmiechy typowe dla wojowników z Norski. „Przynajmniej brama się utrzymała. Na razie.” Wszelkie przemyślenia przerwał mu jednak pewien odgłos. Słyszał i widział sporo wybuchów, zarówno w trakcie swojego długiego życia jak i dzisiejszej bitwy. Jednak ten przyćmił wszystkie. Natężenie hałasu dorównywało przez krótką chwilę jego dumie, z udanej misji. Eksplozja pochodziła oczywiście z uszkodzonych Piekłomiotów. O ile bitwa oczywiście nie była przesądzona, to utrata tych maszyn była niewątpliwie bolesnym ciosem dla imperialnej armii. „Można powiedzieć, że uratowałem i tyłki” – Pomyślał Galreth kiedy usłyszał wiwaty Norsmenów jako reakcję na fajerwerki. Tyle wydarzyło się podczas krótkiej przerwy, kiedy to przeciwnicy wzajemnie się obserwowali. Oczywiście nie uszło niczyjej uwagi co wydarzyło się przed chwilą w obozie elektora. Teraz jednak dowódca ze swoim przerośniętym mieczem, wykrzykiwał coś do swoich ludzi, jak było w zwyczaju, by zagrzewać lękliwych żołnierzy, by w ogóle podołali zadaniu ruszenia na wroga. W armiach Druchii nikt nie musiał na nikogo pokrzykiwać, by ci dali z siebie wszystko, chociaż czasem, niektórym się zdarzało. Ruszając z reszta na przeciwnika, Galreth wiedział, że zabicie tego człowieka, będzie kluczowe z pokonaniem tych wyraźnie bardziej wymagających przeciwników.
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Przytłumione odgłosy bitwy niosły się po lochach. Farlin na czele 8 hobbitów stał z pochodnią dzierżoną w prawej ręce.
- Dobra chłopaki. Na chwałę Ulryka wysadzimy tą bramę w pizdu!!!!!!!
Pochodnia zapaliła lont, a ten zaczął dość szybko palić się, po chwili zniknął za narożnikiem. Wtedy odezwał się Peter.
- Farlin, mamy tam 5 ton ładunków wybuchowych i jesteśmy 100 metrów od epicentrum wybuchu. Czy ogień nas przypadkiem tutaj nie dosięgnie?
- Spokojnie, wszystko obliczyłem, tu jesteśmy bezpiecz....
Niestety nie dane mu było dokończyć. W tym momencie brama przestała istnieć. http://youtu.be/vfw8npBtUX4?t=2m34s
Siła wybuchu i płomienie, cisnęły hobbitami w głąb korytarza.

Farlin nie mógł jednak wiedzieć, że brama była już w rękach imperialnych żołnierzy. Eksplozja zabiła co najmniej setkę z nich i cisnęła dziesiątkami odłamków, wielkości czołgu parowego, zabijając nimi kolejne dwie setki ludzi. Von Starken padł na ziemię, pod wpływem uderzenia skały, wielkości ludzkiej głowy.

Książe elektor patrzył na to z niedowierzaniem.
- Karwa!!! Co za debil, mówiłem, żeby wysadził bramę na początku oblężenia, nie wtedy, gdy już mieliśmy w rękach fortecę!!!! Jak tylko to wszystko się skończy, przypomnijcie mi, żebym skrócił Farlina o głowę!!

W tym czasie wojsko wpuszczone przez niziołka tunelami, właśnie wdzierało się na dziedziniec. Setka imperialnych żołdaków z bojowym okrzykiem ruszyła na zaskoczonych Norsmenów.
Gdyby nie wysadzenie bramy, to byli by bez szans, jednak teraz zgliszcza osłaniały ich i mogli skupić się na nowym zagrożeniu.

Farlin powoli otworzył oczy, wciąż dzwoniło mu w uszach. Jednak z odrętwienia wyrwał go widok konającego Petera. Malca przygwoździł do ściany metalowy pręt, który prawdopodobnie pochodził z kraty, osłaniającej boczne wejście. Obrażenia były dość poważne. Pręt najprawdopodobniej przebił prawe płuco. Reszta niziołków leżała martwa. Krew sączyła się z ust młodego zwiadowcy, zwrócił się do Farlina słabym głosem.
- Zbliż się do mnie mój przyjacielu, muszę ci coś ważnego powiedzieć.
Hobbit ze łzami w oczach podszedł bliżej i przystawił ucho do ust Petera.
- Słucham cię.
- Farlin kretynie!!!! Jesteś takim samym nieudacznikiem jak twój ojciec... Kilian!!!

Po tych słowach ranny niziołek skonał.

Trzeba przyznać, że nie tego się spodziewał nasz mały piroman. Nie tak miała wyglądać ta epicka eksplozja, miała zabić wszystkich norsmenów z Kharlotem i Bjarnem na czele. To wszystko wyglądało nie tak. Wybuch zabił 8 dobrych hobbitów i jak się potem okazało 3-4 setki żołnierzy. Gdyby Farlin słóżył siłom chaosu, to czterej bogowie, uczynili by go swoim czempionem za tak niesamowity wyczyn....

W tym czasie na wieży Farlina, kolejnych 7 hobbitów machało wielką flagą Middenlandu na znak, że cytadela jest już prawie zdobyta.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ