ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Byqu »

- Wysokość sześćdziesiąt metrów, wiatr stały, boczny. Niedługo będziemy nad celem kapitanie- oznajmił Ulrich Bury.
Lionell Johanson przytaknął, po czym wyjrzał za niewielki bulaj. Gęste chmury to jedyne, co dało się w tej chwili ujrzeć ujrzeć. Mag się sprawdził. Podchodzili niezauważeni.
Dwie sylwetki w kształcie cygar posuwały się mozolnie do przodu pod magiczną osłoną. Monotonne buczenie silników, choć uciążliwe, na dole, pośród zgiełku bitwy z pewnością nie było słyszalne.
Sterowce były darem krasnoludzkiej gildii inżynierów, jako zapłata za dawne usługi kompanii. Nadawały się idealnie do akcji taka, jak te.
Kapitan "Lwów Tilei" omiótł wzrokiem swych podkomendnych. Żołnierze sprawdzali po raz kolejny ekwipunek, ucinali niezobowiązujące pogawędki, bądź siedzieli w milczeniu w oczekiwaniu na to, co miało nastać.
Wtem odległy huk i czerwona łuna wybuchu przykuła uwagę kapitana kompanii.
- Jest sygnał kapitanie- stwierdził Szczygieł, najemnik w stopniu porucznika- Brama została wysadzona.
- Widzę- rzekł Lionell, nie odrywając wzroku z bulaja- Jaka pozycja?
- Jesteśmy na miejscu- odparł Ulrich.
Żołnierze sprawnie otworzyli rampę na tyle sterowca, po czym zrzucili dwie liny. Załoga z drugiego statku powietrznego uczyniła tak samo. Johanson wystąpił przed żołnierzy.
- Śmiali zwyciężają panowie! Do dzieła!
Najemnicy jeden po drugim zsuwali się po linach, zajmując pozycje za murami zamku. Według obliczeń poczynionych przez Guillemana przed bitwą, powinni mieć około dziewięćdziesiąt sekund, zanim zostaną zauważeni. Wystarczy.

***
- Ulryk! Naprzód chłopcy, do boju!- krzyknął jakiś kapitan. Gunthar nie pamiętał jego imienia. Nie zadawał się z oficerami. Wdrapał się w końcu na mury, choć wędrówka po drabinie kogoś jego postury wyglądała z pewnością groteskowo. Wrogowie nie dali mu ani chwili spoczynku. Potężnym zamachem pogruchotał trzech kultystów, którzy śmieli podważyć potęgę Sigmara. Kapłan wzniósł młot i zakrzyknął.
Jego donośny krzyk zagłuszył na moment wszelkie inne odgłosy, podrywając strudzonych żołnierzy do walki. Ci, co w ogniu bitwy zwątpili, na nowo stanęli na nogi z ogniem w sercach. Wrogowie z kolei padali, najczęściej z rozłupanymi czerepami.
Gunthar wypatrzył w tłumie walczących Helstruma i dołączył do niego.
- Sigmar zesłał nam dobry dzień przyjacielu- zagadnął kapłan pomiędzy jednym ciosem młota, a drugim.
- Sigmar... i Ulryk- odparł kapitan- Widzisz? Ich linie chwieją się, a szeregi topnieją.
- No to nie traćmy czasu! ZA IMPERIUM!
Kultyści padali jak muchy pod naporem imperialnej stali. Proste miecze, wielkie młoty, topory, czy Zwiehandery wycinały w nich krwawą ścieżkę. Obecność gladiatorów ratowała nieco sprawę, lecz wkrótce stawało się jasne. Nie mogli tu wygrać.
- Odwrót!- krzyknął jasnowłosy kultysta, o grubych manicach na ramionach. Powalił atakującego żołnierza krzyżowym ciosem gladiusów, osłaniając ucieczkę. Cesarskie wojsko napierało. Ostatni z pozycji zeszli dwaj zakuci w stal wybrańcy i krasnoludzki zabójca, którego siłą trzeba było ściągać z pola bitwy.

***
Guilleman się pomylił. Najemnicy zostali zauważeni dopiero w chwili ataku, czyli dwie minuty po spodziewanym czasie. Załoga trebusza nawet nie jęknęła. Dopiero krasnolud, który stał nieco dalej narobił hałasu.
- ALARM! WRÓG W TWIERDZY!- wrzasnął, po czym czmychnął z wprawą wybitnego sprintera. Najemnicy już mieli mu wpakować bełt między łopatki, lecz znalazły się inne, bardziej wartościowe cele.
Załoga balisty dała zaciekły odpór, lecz walka była krótka. Jeden z "Lwów" został ranny. Nie minął czas potrzebny na wypowiedzenie zdania " załogi machin wojennych są podatne na ataki wrogich zwiadowców", gdy cała artyleria obrońców została unieszkodliwiona. Wtedy skierowali się ku walczącym z siłami von Starkena rzezimiechami.

***
Kharlot nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny. Pierwszym znakiem, że wciąż żyje był ból. Chwilę potem wrócił wzrok. Z początku widział jedynie rozmazane sylwetki, potrzebował parę sekund, nim w pełni zaczął rozróżniać kontury. Dopiero teraz uświadomił sobie, że ktoś go wlecze po ziemi. Spojrzał w górę. Olaf, który chwycił go pod ramiona, mówił coś do niego, lecz jedyne, co khornita słyszał, to dzwonienie i gwizd w uszach. Usiłował ruszyć nogą, lecz nie dał rady. Mógł tylko bezradnie patrzeć, jak cesarscy żołnierze wlewają się przez odległą bramę. Świat wirował w koło. Kruszący Czaszki czuł się jak pijany. Nawet rzygać mu się chciało.
Potem stwierdził, że widzi kamienny sufit. Nie pamiętał momentu wejścia do zamku. Poczuł na ramionach dotyk delikatnych, kobiecych dłoni. Chwilę potem targnął nim ból.
- ...z nim jest?- zadudnił jakiś basowy głos.
- Źle reaguje na zaklęcia uzdrawiające. Jeśli będzie się rzucał, mogę go zabić- odpowiedział kobiecy głos. Wszelkie dźwięki dobiegały jak z pod wody. Ktoś zdjął mu hełm, a on ujrzał orzechowe oczy Julii. Zamrugał półprzytomnie, po czym ponownie targnął się w bólu. Czuł jak wiele silnych rąk przytrzymuje go w miejscu. W spojrzeniu uzdrowicielki dostrzegł strudzenie. Potem osunął się w mrok.

- Co mu się stało?- spytała Julia.
- Był najbliżej bramy, gdy nastąpił eksplozja. Odrzuciło go na wiele metrów, nim grzmotnął w coś- opowiedział Leif- Nie możesz mu pomóc?
Czarodziejka pokręciła głową.
- Wykazuje odporność na zaklęcia, w tym przypadku to spora wada. Obawiam się, że nie zdziałam wiele. Jak sytuacja?
- Właśnie, jak sprawa wygląda?- rzucił Olaf, odwracając się. Zgromadzeni mieli raczej posępne miny. Pierwszy odezwał się Gannicus.
- Zepchnęli nas z murów. Cały niższy zamek należy do wroga. Na razie nie wdarł się do twierdzy.
- Straty?
- Zostało dwudziestu jeden kultystów i wszyscy zawodnicy z powierzchownymi ranami.
- Co z odcinkiem południowo- wschodnim?
Tu wstał Oblech.
- Szesnastu ludzi padło podczas walki o mur. Nasze odwody przyszły nam z pomocą, lecz straciliśmy kolejnych trzynastu. Do tego ośmiu posłanych na południowo- zachodni odcinek i załoga machin.
- Ilu was zostało?- spytał Olaf.
- Pięćdziesięciu jeden. Tyle, że czternastu z najlepszych. No i wilki. Co z wami?
- Pod bramą padło kilku naszych. Jakimś cudem Grunladi przeżył... Nie mamy wieści o Bjarnie, Haakarze i Thorrvaldzie.
- Nikt, kto nie zdołał wycofać się do Cytadeli, nie przeżył- rzucił Gannicus.
- Bjarna zwą Wydartym Śmierci nie bez powodu- odparł Olaf
- Nie liczył bym na wiele...- parsknął Oblech.

[Chwila przerwy w walkach. Cesarskie wojska walą do drzwi twierdzy, mury padły, Bjarn z Haakarem i Thorrvaldem zaginęli. Podleczcie się, ogarnijcie się, za chwilę atak pod wodzą von Starkena z jednej i von Taubego z drugiej! :twisted: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Trzymać pozycje!- wykrzyknął dosnie Helsturm do oddziału po czym wbił swego zweihandera w konajacego wojownika w kolczudze i misiurce. Przekrecil ostrze skracajac jego męki po czym wyszarpnal zakrwawiony miecz. Chwile pózniej z krzatajacych sie wojowników podbiegł do niego brodaty sierżant w starym mudurze i poobijanym napiersniku dzierżący zakrwawiony topór i salutując zaraportował chrypowatym głosem -Przeciwnik odparty ,sir! Żołnierze na pozycjach ,sir! Pełna gotowość do obrony bastionu ,sir!-
-Dobra robota!- odparł Helsturm wyrywajac ze sporego naramiennika jakiś zagubiony bełt. -SZYKOWAĆ SIE ,ŻOŁNIERZE! To dopiero przedsionek ogrodów Morra!- wykrzyknął do podkomendnych. Nie byli już mięczakami ,łajzami i żóltodziobami... Byli żołnierzami północy. Odsiecz Von Starkena już nadchodzila z setkami Doborowych wojowników,jednak ich zadanie było ważne dla powodzenia natarcia. I ich rozkazem była obrona bastionu Imperium na tych przekletych murach mrocznych bogów. Byli światłem Sigmara rozpraszajacym ciemność. Byli kłami Ulryka. Byli...
-EISSVANFIOOORD- rozległ sie potężny okrzyk z dziedzińca...
Byli w ciemnej dupie...
Helsturm zamarł. Już dawno nie słyszał potężnego okrzyku nacierajacych Norsmenów ,chodź znał go dobrze. Wielki Miecz obrocil sie w strone nacierajacych barbarzyńców ,po czym wzniósł swój miecz i wykrzyknął -Zamek Ulryka czeka! Po ŚMIERĆ!- wykrzyknął tubalnym głosem wychodząc na przód żołnierzy ,którzy nie powtorzyli okrzyku. Oprócz brodatego sierżanta śmiejącego sie chrypowatym głosem -Dawno już nie widziałem tych twardych skurwieli!- rzekł pod nosem wymachujac toporem.
-Strzelcy! Szykować sie! Szybciej ,leniwe dziwki!- wydał komendę Helsturm szykujac sie do walki.

Nagle potężny wybuch wysadzil bramę zamieniajac ja w stertę gruzu. Setki odlamkow rozpryslo sie na spore odległości ,a gigantyczna chmura dymu przyslonila pole bitwy. Helsturm został zwalony z nóg siła wybuchu i dopiero po chwili otworzył oczy słysząc w uszach syk i przytłumione dźwięki. Chciał złapać powietrze jednak utrudniał mu to stalowy obojczyk wgnieciony jakimś odprysnietym kamieniem. Weteran zerwał element pancerza i odrzucił go po czym próbował wstać co było trudne w pełnej zbroi płytowej. Złapał sie za obolałą twarz skąd ciekla smuga krwi wstajac. Przetarl szczypiace oczy z pyłu i rozejrzał sie. Przez chmure dymu mało było widać ,jednak zauważył powalonych żołnierzy jak on wstajacych w amoku ,jednak niektórzy ,jak sierżant nie mieli tyle szczęścia i padli pod setkami odlamkow. Helsturm modlił sie w duchu ,aby teraz nie dopadli ich Norsmeni. Ci jednak nie nadchodzili. Kapitan podniósł swego zweihandera po czym ruszył w strone zamku skąd rozlegał sie odgłosy trąbki i krzyki o zwycięstwie przed zamkiem. Szedł sam przez ciemny pył ,mijając martwych albo kaszlacych żołnierzy.
Nagle zobaczył jak leży pod nim masywny Norsmen ogluszony wybuchem i leżącym obok zakrwawionym odłamkiem. -I co za mięczak to zrobił...- rzekł do siebie ,po czym sięgnął po manierke nawet nie myśląc o dobijaniu rannych.
-Nie dotkniesz ,jarla poludniowcu!- usłyszał tubalny głos i w ostatniej chwili zasłonil sie przed silnym ciosem wysokiego Norsmena.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Brama eksplodowała.
Odłamki kamienia i gruz poleciały we wszystkie strony roztrzaskując się na kamiennych płytach dziedzińca i przywalając wielu walczących. Jeden z potężnych kamieni grzmotnął Kruszącego Czaszki w głowę a ten zachwiał się i padł na ziemię.
Paru norsmenów podbiegło do niego natychmiast i zaczęło go ciągnąć ku schodom. Ich wysiłki nie zdałyby się jednak na wiele gdyby nie Metnhus. Imperialni Żołdacy z krzykiem wbiegli przez zawaloną bramę, z furią szturmując załamujące się umocnienia.
Smoczy Mag miał wybór: osłonić odwrót Kharlota czy też dać psiemu synowi zginąć zatłuczonym na śmierć przez imperialną zgraję. Cóż, choć nienawidził szczerze zadufanego w sobie północnego wojownika nie miał zamiaru pozwolić mu zginąć.
Wzniósł ręce krzycząc zaklęcie a po chwili z pomiędzy jego długich białych palców wystrzeliły strugi ognia. Pożoga spadła na szeregi żołnierzy zmieniając je w zdezorientowany i przerażony tłum. Płomienie z trzaskiem ogarniały kolejne połacie dziedzińca zatrzymując wojów tuż przed wycofującymi się norsmenami.
Hucząca i tańcząca na wietrze ściana ognia napełniała serca atakujących przerażeniem, od czasu do czasu wylatywały zza niej ogniste kule które wybuchały z hukiem sypiać wokoło iskry i raniąc żołnierzy.
Po niedługiej chwili gdy ludzie północy minęli go już na schodach Menthus przestał wysyłać dawki mocy i wysokie na paręnaście metrów płomienie zaczęły przygasać. Pobiegł za norsmenami i pomógł im wtaszczać nieprzytomnego Kharlota. Po krótkiej chwili doszli do głównej sali, otworzył im jeden z kultystów, po czym natychmiast gdy weszli zatrzasnął dębowe wrota. Pod ścianami zebrali się ranni i umierający, wielu krwawiło lecz uzdrowicieli było zdecydowanie za mało. Julia troiła się jak mogła, lecz ona sama nie dawała rady. Menthus pomógł dotaszczyć do uzdrowicielki Kharlota po czym wzrokiem poszukał Anny. Elfka siedziała przy ścianie, na jej kolanach głowę opierał jeden z wilków. Podszedł do niej.
-Witaj Anno-zaczął...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

- Dwadzieścia siedem ! Dwadzieścia osiem ! Dwadzieścia dziewięć !
Drugni rąbał toporem aż iskry szły. Żołnierze atakujący go bezładną falą byli ścinani jak zboże. Padali na ziemię z odrąbanymi rękoma, skruszonymi czaszkami i zmiażdżonymi żebrami. Wściekłe okrzyki dowódców próbujących zaprowadzić porządek wśród rozdygotanych ze strachu midenheimczyków mieszały się z przeraźliwymi piskami rannych i umierających oraz stukotem końskich kopyt.
Dosłownie przed chwilą Dawi był zmuszony wycofać się z murów opanowanych przez wroga i teraz czynił spustoszenie na dziedzińcu Fortecy, walcząc w ramię w ramię z Norsmenami, Menthusem i wycofującą się Szarą Kompanią. Sytuacja tutaj prezentowała się jeszcze lepiej niż na murach (według Drugniego rzecz jasna; dla każdej innej zdrowo myślącej istoty cały misterny plan obrony zamku właśnie walił się w posadach). Żołnierzom Middenlandu udało się sforsować bramę oraz przedostać się podziemnymi tunelami do środka, przez co atakowali teraz z dwóch stron. Drugni musiał przyznać, że ich nie docenił.
Jakiś rycerz Białego Wilka zaatakował Zabójcę galopując na swoim potężnym rumaku, roztrącając pozostałych piechociarzy.
- ZA ULRYKAAAAA ! - Krzyknął, unosząc swój kawaleryjski młot wysoko nad głowę.
Drugni ruszył mu na spotkanie w równie karkołomnej szarży. Wszak co pojedynczy, nieopancerzony krasnolud mógł zdziałać w starciu z tak potężnym jeźdźcem ?
Jak się okazało, całkiem sporo.
Gdy rycerz wychylił się w siodle, by móc trafić niskiego Dawiego w jego pomarańczowy łeb, ten padł szczupakiem na ziemię, jeszcze w locie tnąc jego konia po nieosłoniętych niczym nogach.
Ciężko ranione zwierzę zakwiliło żałośnie i zwaliło się na zbryzganą krwią posadzkę, wyrzucając swego jeźdźca z siodła.
Dzielny rycerz przeleciał kilka metrów wrzeszcząc i wymachując nogami po czym mocno przygrzmocił w trebusz stojący na środku placu. Na całe szczęście prowizoryczna machina wojenna okazała się być dość solidnym konstruktem, przez co wojownik Middenlandu ucierpiał dużo bardziej od niej. Mimo to udało mu się przeżyć ten niefortunny wypadek i już miał wracać do walki, gdy jeden z załogantów trebusza rozkwasił mu głowę jego własnym młotem.
Na ten widok Drugni tylko wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu i czym prędzej wrócił do boju.
Po kilkunastu sekundach krwawej roboty udało mu się powiększyć swój rekord do trzydziestu jeden ubitych przeciwników.
- Bułka z masłem ! - Warknął, ścierając krew z oczu wcale nie czystszym przedramieniem - TO WSZYSTKO NA CO WAS STAĆ KORNISZONY ?!
Jakby w odpowiedzi na jego zuchwałe wyzwanie, cała brama razem z nadkasztelem wyleciały w powietrze w gigantycznej eksplozji.
Zabójca, tym razem pozbawiony osłony w postaci jakiegoś pechowego kultysty, padł na ziemię krwawiąc z licznych ran po odłamkach. Deszcz kamieni i gruzu zmiótł jeszcze kilkudziesięciu żołnierzy walczących na dziedzińcu i ostatecznie rozbił formację dotychczas nieugiętych Norsmenów.
Drugni z trudem zebrał się z ziemi, wypluwając krew z przegryzionego policzka. Dosłownie cała przednia część jego ciała była w mniejszym lub większym stopniu pocięta malutkimi odłamkami. Miał farta, że żaden nie wybił mu oczu czy coś.
- Sukinsyny ! - Wymamrotał pod adresem tajemniczych piromanów - I amatorzy ! DO ROZWALENIA TEJ BRAMY WYSTARCZYŁABY POŁOWA TYCH ŁADUNKÓW, DEBILE ! Jak ja wam zaraz pokażę...
Zanim jednak zdążył chociażby mocniej ująć topór, dwie pary umięśnionych rąk wzięło go pod ramiona i zaniosły go w stronę fortecy. Drugni poznał w nich Norsmenów z oddziału Bjarna, teraz całych zakrwawionych i uwalonych tynkiem.
- Ej ! - Krzyknął rozeźlony, merdając w powietrzu bosymi stopami - Puszczajcie mnie, łązjy !
- Musimy wycofać się do kasztelu ! - Wyjaśnił po szybkości jeden z nich, obracając głowę w kierunku nacierających imperialnych.
- Nie będę spierdalał z pola bitwy jak jakiś elf ! - Wrzasnął Zabójca.
- My nie uciekamy, my wycofujemy się na z góry upatrzony pozycję ! Nic nie działasz w otwartym polu, otoczony wrogami !
Drugniemu nagle przypomniała się krótka rozmowa z Saito na rynku Middenheim, kiedy to znajdowali się w całkiem podobnej sytuacji. Drużyna, otoczona Middenladnczykami, wycofywała się do kanałów. Tylko Dawi wolał zostać i nadal zabijać przeciwników. Dopiero logiczna argumentacja ronina uświadomiła mu, że będąc zawodnikiem Areny, nie mógł tak po prostu zatracić się w szale zabijania.
Mając to na uwadze, uspokoił się i pozwolił by Norsmeni zanieśli go to kasztelu.
Gdy już znaleźli się w środku, brama prowadząca na zewnątrz zatrzasnęła się z hukiem. Norsmeni założyli na drzwi potężna drewnianą zasuwę, która jednak nie mogła zatrzymać zdeterminowanego ataku imperialnej armii.
- No to pięknie - Westchnął, po czym usiadł pod ścianą. Prędzej czy później Middenheimczycy wyważą te drzwi, a wtedy przywita ich gromrilową stalą.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

-Bracie,- Zmierzch uniósł Łeb w stronę w którą został zepchnięty Podmuch.-musimy ich wycofać.
-Tak.-odpowiedział mu przejęty, ilość rannych była zaskakująca. Skutecznie siłowałem się z von Starkenem. Niestety nawet moja siła nie była w stanie go powstrzymać, odepchnąłem go i ruszyłem ku wejściu do ostatniej broniącej się baszty. Kompania jako jedyna trwała jeszcze na murach. Ku mojemu zaskoczeniu Podmuch zrobił już porządek z agresorem dając chwilę wytchnienia reszcie ludzi. Ja zaryglowałem drzwi, były grube i dobrze wykonane. Jednak i one niedługo padną. Miarowe uderzenia dudniły w naszych głowach.
-Wycofujemy się do twierdzy.- rzekł Riees. -Przekaż ludziom na górze.
-A co z tunelem?- zapytałem zdezorientowany. To miała być droga naszej ucieczki, pracowaliśmy tam godzinami.
-Przez ten cholerny wybuch wejście od strony baszt się zawaliło.- westchnął Psikuta, zarzucił na plecy kuszę i ruszył poinformować Braci walczących na górze o ucieczce.
-Od środka.- wtrącił się Oblech.
-Ta...- splunąłem.
-Zostają!- krzyknął Psikuta siłujący się z jednym z Braci, który operował na górze. Zaraz za nim ze schodów zleciał Henryk, ciśnięty przez Dużego Harrego. Zaraz za jego dupskiem trzasnęła klapa.- Powiedzieli, że będą nas osłaniać.- łzy lały się z jego oczu.- Oo..oo..słaniać.
Riees spojrzał w górę i zaklął. Nie powinien ich tam zostawić, zginął to pewne. Ale zdawał też sobie sprawę z tego, że jeśli będą tu dłużej siedzieć to liczba ofiar znacznie wzrośnie.
-Jesteśmy...- Kapitan zaczął, nie wyobrażacie sobie Bracia jak ogromne znaczenie miały wówczas i mają nadal te słowa. Po chwili dołączyła do nas reszta, również Ci walczący na górze.- światłem w ciemności. Krzykiem rozszarpującym ciszę. Jesteśmy jednością. Nie walczymy dla bogów, ani dla chwały. Walczymy by przeżyć, by każdy z nas mógł ujrzeć jutro, którego oni już nie zobaczą. Szerzmy śmierć i zniszczenie, a gdy opadniemy z sił przypomnijmy sobie jego ostatnie słowa.
-Zapamiętamy!- wykrzyknąłem przez łzy, a chwilę potem powtórzyła to reszta.- Zapamiętamy.
Ruszyliśmy pędem za Podmuchem, który wziął na swoje barki Annę.

Zmierzch rozejrzał się w okół. Zewsząd otaczali go żołnierze Ulryka. Zjeżył sierść na grzbiecie, która błyskawicznie zamieniła się w stal. Jeden zabłąkany bełt uderzył w niego. Nie spowodował nawet draśnięcia. Jego jedynym celem było wtedy przebić się do cytadeli. Widział odwrót Norsmenów i zawodników. Mury były stracone, lecz i tak utrzymaliśmy się według jego opinii nadzwyczaj długo. Imperialni bali się podejść do wilkora, ten przywarł do muru. Posłał w ich stronę falę ognia, która zmusiła ich do cofnięcia się o parę kroków, co głupsi spłonęli żywcem. Nie widział wyjścia z tej sytuacji, czuł zbliżającą się śmierć, gdy nagle za szeregów wroga wyszedł kapłan. Ten sam, który zneutralizował ich poprzedni atak. Udało mu się to tylko ze względu na to, że zostali przez niego zaskoczeni. Uniósł w górę znak Sigmara i zaczął bełkotać coś pod nosem. Żaden z imperialnych nie drgnął, a za magiem Zmierzch ujrzał prostą drogę do twierdzy.Pora na małe przedstawienie.-- pomyślał. Jego postura zaczęła się zmniejszać, trząsł się i popiskiwał.
-Demonie opuść ciało tego zwierzęcia!- wrzasnął ulrykowiec. Pewny swego zwycięstwa rozluźnił postawę, nie zapomniał jednak o środkach ostrożności. Ustawił kilka barier, które miały uchronić go przed pożogą. Gdy większość żołnierzy skupiła się na egzorcyzmie Zmierzch odczekał na odpowiedni moment. Ten nastał po chwili.
-Jak śmiesz byli cząstkę boską z demoniczną klecho.- potężne warkniecie wilkora zbiło kapłana z tropu zachwiał się na nogach i gdy miał cisnąć w kierunku Zmierzchu bojowe zaklęcie, zauważył to jak potwornym stworzeniem stał się jego przeciwnik. Nie zdążył już nic zrobił. Jego głowa opadła na brukowany dziedziniec oddzielona od tułowia. Wilkor przemknął między żołnierzami, tnąc przy okazji pazurami i odgryzając kończyny. Na pożegnalne zalał wszystko morzem ognia, wspierając zaklęcie Menthus'a.

Spotkaliśmy się dopiero w głównej sali, Rzeźnik pracował nad rannymi wspierając uzdrowicielkę imieniem Julia. To ta, która uratowała życie elfce. Ja zbierałem informacje o poległych, ale musiałem przerwać to, gdyż Henryk ledwo co się trzymał. Długo z nim rozmawiał, nie zważając uwagi na resztę. Gdy doprowadziłem go do porządku rozejrzałem się. Anna siedziała oparta o ścianę. U jej boku leżał Podmuch, Zmierzch przechadzał się pomiędzy naszymi i wymieniał z nimi krótkie uwagi. Podszedłem do Riees, który planował drogę przedostania się do komnat elfa.
-Damy radę.- rzekł spokojnie.- Tylko przez moment będziemy szli głównym korytarzem. Reszta drogi tajne tunele.
-Może.- rzekł sucho Oblech.
- Właśnie, jak sprawa wygląda?- rzucił Olaf, odwracając się. Zgromadzeni mieli raczej posępne miny. Pierwszy odezwał się Gannicus.
- Zepchnęli nas z murów. Cały niższy zamek należy do wroga. Na razie nie wdarł się do twierdzy.
- Straty?
- Zostało dwudziestu jeden kultystów i wszyscy zawodnicy z powierzchownymi ranami.
- Co z odcinkiem południowo- wschodnim?
Tu wstał Oblech.
- Szesnastu ludzi padło podczas walki o mur. Nasze odwody przyszły nam z pomocą, lecz straciliśmy kolejnych trzynastu. Do tego ośmiu posłanych na południowo- zachodni odcinek i załoga machin.
- Ilu was zostało?- spytał Olaf.
- Pięćdziesięciu jeden. Tyle, że czternastu z najlepszych. No i wilki. Co z wami?
- Pod bramą padło kilku naszych. Jakimś cudem Grunladi przeżył... Nie mamy wieści o Bjarnie, Haakarze i Thorrvaldzie.
- Nikt, kto nie zdołał wycofać się do Cytadeli, nie przeżył- rzucił Gannicus.
- Bjarna zwą Wydartym Śmierci nie bez powodu- odparł Olaf
- Nie liczył bym na wiele...- parsknął Oblech.
-Mamy rannych.- zauważyłem.- Trzeba stąd uciekać...
-Pierdolisz człecze.- przerwał mi krasnolud.- To będzie wspaniała walka.
-A raczej samobójstwo.- wtrącił się Riees.- Jest tunel, którym możemy uciec. Droga prowadzi przez szafę adeptki Smoczego Maga do jaskini po drugiej stronie gór.- większość zgromadzonych osób zwróciła się w stronę naszego Kapitana. Ten rozłożył na sporym drewnianym stole mapę i wskazał drogę.
-Przynajmniej mielibyśmy cień nadziei na przeżycie.- rzekł zrezygnowanym głosem Gannicus.
-Decyzje zostawiam wam.- Riees spojrzał po zawodnikach i norsmenach. Ci drudzy łudzili się jeszcze, ze ich towarzysze przeżyją. To piękna wiara. Nie pragnął im jej odebrać.- My udamy się tam, gdy tylko ruszy ich ofensywa.

-Dawno cie nie widziałam.- odpowiedziałam mu, Smoczy Mag nosił na sobie ślady walki.- Ta bitwa nie wyjdzie nam na dobre.
-Jeszcze się nie skończyła.- powiedział krótko i legł obok mnie. Zastanawiałam się po co ktoś taki jak on brał udział w arenie. To wysoko urodzony elf, ma wszystko. Aż tak bardzo ceni sobie rozkazy przełożonych?
-Jeśli zostaniemy tu zginiemy, jeśli nie uda nam się przebić do tunelu zginiemy.- westchnęłam.- Kiepska perspektywa...

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Gigantyczna eksplozja bramy, która pozbawiła życia niemal setkę istnień i okaleczyła drugie tyle kompletnie wywróciła do góry nogami i tak mocno pomieszaną sytuację bitwy. Spadający z nieba najemnicy, płonące wilki szarpiące się z żołnierzami i ciskane przez Menthusa kule ognia nie wystarczyły. Norsmeni zdecydowani bronić się do śmierci przy wrotach nagle zostali powaleni siłą fali uderzeniowej oraz zdecydowanie bardziej namacalnym deszczem odłamków. Teraz gdy natłok wrogów wyparował lub leżał porozrzucany jak gruzy wojowie z północy cofnęli się wraz z resztą, unosząc pogruchotane tarcze i rannego Kharlota. W środku za główną bramą do kasztelu założono gigantyczną zasuwę i opadnięto bezsilnie pod ścianami. Po krótkiej naradzie zdecydowano że nie można sobie pozwolić na marnotrawienie czasu. Ranni zostali odtransportowani do głównej sali i kilkukomnatowego lazaretu, Turo przywołał drżącą do tej pory w kuchni służbę i poszedł z nią przynieść napitku dla zmordowanych wojaków. Zaś Szarą Kompanię, a przynajmniej tych z nich którzy wciąż mogli stać na nogach zaprzężono do budowy wielkiej barykady za wrotami. Olaf, który pod nieobecność wodza przejął dowodzenie ustawił za najemnikami kilkunastu kultystów pod bronią i paru Norsów. Usłyszał bowiem pogłoski jakoby ci chcieli ulotnić się z twierdzy...
- Ilu ? - zapytał Olaf, patrząc na ustawiane stoły, krzesła, zrolowane gobeliny i meble karmiące barykadę.
Siedzący lub włóczący się w pobliżu Norsmeni popatrzyli po sobie.
- Widziałem jak Kolgrim Łupieżca padł pod naporem tych wielkich mieczy i halabard. - mruknął Snorri Wielorybnik, przyrządami wyciągniętymi ze swej torby oszczepów opatrując ranę po szrapnelu na ramieniu Hrothgara.
- Ja..ja... - wydukał nagle obrzucony uwagą Ivar Skald, niepozorny Norsmen pokryty był pyłem tynkowym i pobrudzony smołą. W rękach ściskał okrwawione, ułamane drzewce z pomiętym sztandarem królewskim. - Haldor Wysoki skoczył z toporem na południowców, gdy jeden z tych konnych zdmuchnął mu młotem łeb z karku i stratowali jego ciało. Dał mi kruczy sztandar i kazał bronić...
- Ostatni raz widzieliśmy Erika jak runęła brama. - syknął Leif, oparty o kolumnę w holu. Siedzący obok Klakki pokiwał obandażowaną głową jakby potwierdzając. - Już był ciężko ranny ale bił się dalej... Nigdzie go nie ma...
- A więc trzech. Dzięki Bogom, że nie więcej... Niech Odyn podejmie ich w Salach Przodków. Teraz niech chroni Bjarna.
Olfarr i Ulfarr zobaczyli jak odnoszono Kharlota i Eigila do lazaretu. Z ran berserkera poza krwią wypieniał się obrzydliwie gęsty kwas mlekowy, zaś sam Eigil leżał z otwartymi oczyma w dziwnej pozie.
- Pha, berserkerzy! Wyładują się na wrogu a potem nie bawią się dalej, nie mówiąc o sprzątaniu po nich. - mruknął otrzepując zbroję chaosu z odłamków Ulfarr.
- Właśnie. To jak narąbać się aż po nozdrza dziesięcioma rodzajami napitków. Najpierw nieziemski odjazd, a potem padasz z nóg i opuszczasz resztę przyjęcia.
Obaj bracia zaśmiali się wspominając wspólnie pewne wesele i zdejmując skrzydlate hełmy, co groteskowo kontrastowało z atmosferą wewnątrz cytadeli.
- Hej Drugni! - zagadnęli krasnoluda, którego wytargali z pola bitwy. Idąc mijali dziesiątki obrońców, pałętających się z własnymi myślami lub biorących udział w nielicznych przygotowaniach.
- Może byśmy tak przepłukali gardła ? Wciąż mam chyba resztki bramy w gardle. Chyba da się gdzieś tu znaleźć kufel czy dwa.
Odchodząc do jadalni, minęli idącą gdzieś piątkę kultystów Slaanesha z Gannicusem na czele.

Tymczasem Julia niemal wbiegła do swojej komnaty po leki i eliksiry. Rozkazała położyć Kharlota na największym łożu i zaczęła gmerać nerwowo w szufladzie z ziołami. Dokładnie w tym samym momencie, gdy zacisnęła palce na potrzebnej ingrediencji, czyjaś silna ręka jak imadło złapała jej przedramię.
- Witaj ślicznotko. - rzekł uśmiechnięty Gannicus, którego twarz pojawiła się nad jej ramieniem. Julia przelotnie ujrzała kilku innych kultystów ze złowieszczymi minami w jej komnacie oraz upiorną maskę Irrumatora, który kneblował jej asystentki. Chciała krzyknąć, jednak zasłonili jej usta.
- Ćśśśś, słodziutka. - szepnął Gannicus. - Potrzebujemy tylko twojej pomocy. Współpracuj a zobaczysz coś... wspaniałego.
****

[ Teraz zapewne zapytacie jak mój tercet Norsów przeżył wybuch. Odpowiedź jest prosta, oto od lewej Bjarn, Thorrvald i Haakar]
Obrazek
- Nie dotkniesz jarla, południowcu! - huknął Bjarn i ruszył zza krawędzi zrujnowanej przez maga ognia baszty na Helsturma. Gdy zabijali w szale żołnierza za żołnierzem, prąc ku kapitanowi na moment przed eksplozją bramy wilcze zmysły Haakara zadrgały i Norsmen szarpnął Bjarnem, zrzucając obu za kamienny załom gdzie nakryci tarczami i płaszczem przetrwali wybuch. Thorrvald, zwarty z trzema Wielkimi Mieczami nie miał tyle szczęścia. Wprawdzie czarne topory od Kharlota przerąbały dwóch z nich, lecz zanim uporał się z ostatnim lecący odłamek blanki zrobił to za niego i cisnął gdzieś młodym jarlem. Teraz wśród pyłu, dymu i kurzu Norsmeni odnaleźli obydwu, pośród gruzów, ognia i wolno dochodzących do siebie żołnierzy.
Runiczy topór brzęknął o zastawę kapitana, wybijając szczerbę w mieczu. Helsturm ściągnął nadpalony kapelusz i złapawszy miecz nad jelcem wyprowadził krótkie cięcie, przechodzące w sztych. Bjarn wykręcił się przed ostrzem i przyjął szpic na tarczę z łusek krakena, po czym oddał dwoma szybkimi zamachami. Kapitan był dobry, twardy jak na południowca lecz w starciu z ogromnym Norskim wodzem, doświadczonym Areną i długimi latami twardego życia pełnego krwi oraz walki zwyczajnie ustępował. Helsturm sarknął, gdy zimna stal rozcięła bufiasty rękaw, ciało i zgrzytnęła o kość. Ciął jeszcze dwa razy zweihanderem lecz w końcu popełnił błąd, niedocenił szybkości Norsa i za późno znów skręcił miecz. Topór odrąbał większość palców z prawej ręki, wraz z połową rękojeści i gdy Helsturm padł na kolana nie mogąc utrzymać broni, kopniak posłał go na ziemię. Kapitan poczół tępy ból i grzechot żwiru pod potylicą i między włosami, nad nim niebo wciąż zasnuwał dym. Jasnowłosy woj patrzył na niego skrząco niebieskimi oczyma zza hełmu.
- Pozwól... mi chociaż zginąć z mieczem w ręku. - wystękał Helsturm. Norsmen widać zrozumiał, gdyż skinął głową szarpnął weterana na nogi i kopnął w jego kierunku miecz. Kapitan zacisnął palce na uciętej rączce, unosząc jednorącz ostrze w imponującym pokazie silnej woli. - Jestem... gotów. Żelazna!
- To za Svanr. - rzucił łamanym Reikspielem Norsmen i złożył się do ciosu, Helsturm zagryzł zęby pełne pyłu.
- Nieee! - postawny żołnierz w białym płaszczu wpadł na Bjarna, niwecząc zamach. Kapitan Fritz zachwiał Norsem, lecz ten szybko warknął i odbił młodziana kolanem, po czym przywalił mu trzonkiem i znów wzniósł topór. Runicza stal opadła z mlaskiem, przecinając pierś. Fritz stał z szeroko otwartymi ustami i oczyma, dysząc jak miech. Spojrzał na krew na policzku. A potem na człowieka z którego bryznęła.
- Głupi... narwaniec. Zero.. dyscypliny w tych... czasa.. - Helsturm splunął krwią i zwalił się w bok tupem, spadając z ostrza które zagłębiło się w jego piersi aż po trzonek. Bjarn nie czekał i obalając kapitana ręką, odwalił truchło żołdaka z Thorrvalda i uniósł nieprzytomnego jarla.
- Haakar, osłaniaj mnie! - krzyknął Bjarn, schodząc z dziedzińca do ruin stajni i magazynów podczas gdy wokół nadchodzili pierwsi z ocalałych po eksplozji żołnierzy. Równocześnie w stronę gruzowiska po bramie zdążały nowe siły, prowadzone na pobojowisko przez konnego maga światła i ognia. Todbringer obserwował Cytadelę z rosnącą złością, niemal zgniatając lunetę w pancernych dłoniach. Lecz i tak wiedział że jest już jego.
****

- Co.. co chcesz mi zrobić ? - jęknęła Julia gdy po przebudzeniu ujrzała co stało się z jej gabinetem. W powietrzu unosił się prawdziwy konglomerat oparów najróżniejszych zapachów, gryzące kadzidła, różowe duszące słodkie opary i inne, dochodzące ze świec i czarek. Pośrodku pomieszczenia, gdzie wywalono jej biurko różowym proszkiem wyrysowano na kamieniach gwiazdę chaosu z umieszczonym pośrodku symbolem Slaanesha. Jednak ku jej przerażeniu na strzałki użyto przeraźliwego budulca - jedna nawet jeszcze żyła i miotała się, dopóki Irrumator nie poderżnął jej gardła sztyletem. Osiem jej akolitek, początkujące uzdrowicielki zgwałcono, sądząc po objawach naszpikowano narkotykami i zabito. Wyszczerzony Gannicus prowadził ją na środek kręgu, obok Kwirinius i dwóch innych także odurzeni śpiewało jakąś pieśń.
- Wszyscy wiemy że gdy brama padnie zginiemy, niezależnie od tego co mówią ci brutale wojska Middenladnu nas zaleją. Lecz ja mam plan i trochę czasu. I tu właśnie pojawiasz się ty. - blondyn pchnął Julię do wnętrza kręgu po czym wyjął jakąś fiolkę i wypił jej zawartość. "Viagr-" Naczynie było tak wąskie że przeczytała tylko urywek nazy ale wystarczyło.
- Ten tam na łóżku. - wskazał gladiusem na nieprzytomnego Kharlota. - Chce ofiary dla Khorna. My zaś ubiegniemy go wzywając Pana Rozkoszy. Dzięki bliskości Osnowy nawet prosty rytuał wystarczy by ściągnąć jej moc. Zaś śmierć czarodziejki... Cóż, będzie ciekawie. Legiony Księcia Chaosu wyjdą po twoim ciele do tej cytadeli, jakiż śmiertelnik sprosta armii demonic ? Ocalimy Fortecę Bogów, zmieciemy czyhających za murami wrogów!
Gannicus odpiął pas i chwycił nagą Julię za bark, usiłując ją przewrócić. Magiczka szarpnęła się i ugryzła go w palce. Ten łupnął ją pięścią, zaciśniętą na gladiusie.
- Ty suko... - warknął Gannicus i zamachnął się ostrzem. Krew z rozciętego ramienia Julii kapnęła na krąg. Nagle pomieszczenie rozbłysło fioletowym światłem, ciszę wypełniły jęki rozkoszy w tysiącach brzmień i z poszerzającego się portalu wychynęły demoniczne istoty, smukłe, piękne, zabójcze. Gannicus zaśmiał się i rzucił z rządzą w oczach na Julię zamierzając dopełnić rytuału. Wtedy wielki, czerwony kułak ucapił go za kark. Kharlot łupnął o ziemię zaskoczonym kultystą po czym cisnął nim w szafkę w kącie, która zwaliła się na slaneszowca. Wokół Demonetki wypadały ze stale poszerzającej się szczeliny. Troje kultystów zawyło w uwielbieniu i rzucił się ku zniewalającym duszę demonom, sam Kharlot skrzywił się pod hełmem, widząc jak skończyli. Wtedy piski i zgrzyt sztyletów drących ciało przerwał trzask. Irrumator skoczył na Kharlota, strzelając z pistoletu strzałkowego. Bełty były już prawie przy Julii, za moment dokona się dzieło Gannicusa... gdy... Kharlot obrócił się, chroniąc Julię swym ciałem. Irrumator zawył gdy krew Khornity skapnęła na krąg. Nagle różowy portal zafalował i zmienił barwę na czerwień, rosnąc niekontrolowanie. Tłum demonetek porwał zamaskowanego kultystę i gdy ten kończył w ich sadystycznych objęciach szepnął zza maski do cofającego się w kąt czempiona.
- Coś ty... uczynił!
Czerwony portal rozbłysnął oślepiającym światłem, a ryk jaki z niego dobiegł usłyszeli nawet umacniający bramę kultyści, Norsi, zbiry Vahaniana i zawodnicy.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Gratuluje opisu =D> jestem zadowolony z Helsturma ,oszedł w dobrym stylu! Szczerze to chciałem go wykorzystać w jakiejś Arenie ,ale wpadłem na coś innego :twisted: ale to kiedyś...

@Vahanian
Troszkę mylisz atrybuty ,raz piszesz relikwia Sigmara ,innym razem Ulrykowiec :) ale to mniej ważne ,bardziej chodzi o to ,ze IMO magia kapłańska w Warhammerze działa bardziej na zasadzie gorącej modlitwy i wiary w łaskę od boga [ktora rzadko przychodzi ] niż naparzaniem spelami ochronnymi ,ale i tak fajnie sie czytało ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[W końcu!!!! :twisted: :mrgreen: ]
...Czerwony portal rozbłysnął oślepiającym światłem, a ryk jaki z niego dobiegł usłyszeli nawet umacniający bramę kultyści, Norsi, zbiry Vahaniana i zawodnicy.
Był to głos samego Khorna.
- Ty głupcze!!!! Uszkodziłeś mój cenny tron, mam już tego dość!!!!! Wypie..dalaj z mojego królestwa i nie wracaj tu nigdy więcej!!!!!!!!!!!
Po chwili Kharlot usłyszał krzyk, na dodatek wydawał mu się bardzo znajomy.
Nagle coś uderzyło w niego z dużą siłą i posłało go pod ścianę. Następnie tajemnicza postać przetoczyła się na bok.
Kruszący czaszki szybko powstał i stanął w pozycji bojowej, gotowy do walki z nowym przeciwnikiem.
Jednak na jego tworzy bardzo szybko pojawiło się przerażenie. Zaraz powróciły wspomnienia, straszne wspomnienia.
- Tttto... nie możliwe, przecież ty zginąłeś!!!!
- Nawet bogowie chaosu nie są wstanie zatrzymać Kiliana, największego (w jego mniemaniu) łowcę czarownic!!!!!


[Teraz, jak mój hobbit wrócił, możecie wypuszczać armię demonów ;) Przepraszam, ale on musiał wrócić :mrgreen: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[ CO ?! To Drugni może już pakować manatki, ta twierdza jest stracona :wink: ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Walka na murach trwała krótko. Tak jak przewidywał Galreth, było to starcie dwóch potężnych formacji i ściany tarcz. W takim przypadku lekko uzbrojeni kultyści nie mieli szans. Sam asasyn również na wiele się nie zdał. Nie mógł nawet się dobrać do przeciwników, tym bardziej nie miał miejsca na swój taniec. Obręcz szybkości pomogła mu dwa razy uniknąć zmiażdżenia i nic więcej. Dokładnie nic więcej, bo za trzecim razem lewa ręka trafiła między tarcze przeciwników. Zabójca usłyszał tylko trzask łamanej kości, a potem kończyna zwisała już u jego boku, nieprzydatna do walki. Druchii wrzasnął z bólu, ale zachował przytomność i podniósł „Szept”, który wcześniej mimowolnie upuścił na ziemię. Zaczął się przedzierać w tył walczących obrońców, co za chwile ułatwił mu całkowity ich odwrót. Sycząc przy każdym ruchu, starał się jak najszybciej razem z resztą uciec w bezpieczne miejsce. Krasnoluda oczywiście trzeba było ciągnąć siłą. Wyglądało na to, że wycofują się wszyscy jak leci zwłaszcza po potężnej eksplozji w okolicy bramy, która już tak naprawdę nie stanowiła przeszkody. „Nie dość, że użyli stanowczo za dużo materiałów wybuchowych, to jeszcze na otwartą bramę. Kto mógł być tak głupi?” Dotarł już jednak za dębowe drzwi gdzie pomału zbierała się cała reszta ocalałych. Po liczbie stwierdzał, że bitwa nie idzie zbyt dobrze. Ukłucie bólu przypomniało mu, że nie pójdzie lepiej dopóki ma tylko jedno ramię do walki. Pobiegł do lazaretu. Zanim tam dotarł usłyszał potężny ryk, który odbił się echem po całym zamku. Przyspieszył, a kiedy otworzył drzwi nawet nie był w stanie opisać tego co zobaczył.
Był to głos samego Khorna.
- Ty głupcze!!!! Uszkodziłeś mój cenny tron, mam już tego dość!!!!! Wypie..dalaj z mojego królestwa i nie wracaj tu nigdy więcej!!!!!!!!!!!
Po chwili Kharlot usłyszał krzyk, na dodatek wydawał mu się bardzo znajomy.
Nagle coś uderzyło w niego z dużą siłą i posłało go pod ścianę. Następnie tajemnicza postać przetoczyła się na bok.
Kruszący czaszki szybko powstał i stanął w pozycji bojowej, gotowy do walki z nowym przeciwnikiem.
Jednak na jego tworzy bardzo szybko pojawiło się przerażenie. Zaraz powróciły wspomnienia, straszne wspomnienia.
- Tttto... nie możliwe, przecież ty zginąłeś!!!!
- Nawet bogowie chaosu nie są wstanie zatrzymać Kiliana, największego (w jego mniemaniu) łowcę czarownic!!!!!
Szok minął, Galreth zobaczył dziwne trio. Jakiegoś nowego niziołka, pokiereszowanego Kharlota i naga Julię.
- Ten portal nie wygląda za ciekawie! – Krzyknął do Julii jednocześnie pomagając Kruszącemu Czaszki wyjść z pokoju, zdrową ręką. – Spadajmy stąd!
Czarodziejka szybko posłuchała, zabierając wszystko co się uchowało przydatnego do leczenia. Druchii wyprowadził wszystkich na korytarz. Hobbici chodzą własnymi ścieżkami, więc nawet się nie zastanawiał co z małym przybyszem, nie miał na to czasu.
- Właśnie się okazało, że w kwestii naszego przeżycia, jest jeszcze gorzej niż myślałem. Musisz szybko to nastawić. – Wskazał na luźno zwisającą kończynę.
- Zrastanie się kości potrzebuje czasu. Żeby przyspieszyć ten proces, potrzeba dużej ilości energii, a ja jestem osłabiona po leczeniu kogo popadnie. Nie dam rady!
Galreth patrzył się na nią chłodnym wzrokiem, starając się nie zauważać jej nagości. Skoro nie da rady nawet złożyć kości, to co z Kharlotem. Bronił bramy w trakcie eksplozji, a teraz oberwał paroma bełtami. Nawet nie wiedział od kogo.
- A co z nim? Może jego uda ci się wyleczyć.
- Nie mogę dostać się do niego magią, otacza go jakaś swego rodzaju bariera. Być może przy dużym nakładzie energii, mogłabym się przebić, ale tak jak mówiłam nie ma takiej możliwości.
- Dobra nie znam się na magii, ale może to coś da. Korzystam z magicznego artefaktu, który przyspiesza moje ruchy. Po dłuższym używaniu, stwierdziłem, że obręcz, którą mam na przedramieniu, nagrzewa się, dochodząc do swojego maksimum możliwości. Machałem mieczem przez ostatnia godzinę non stop. Może uda ci się zebrać zgromadzoną w niej energię i wykorzystać do swoich czarów?
Julia odwinęła jego rękaw i obejrzała lekko zaczerwieniony metal. Nie tracąc czasu na gadanie skupiła się na drugiej, złamanej ręce. Galreth poczuł, jak traci ciepło, a obręcz staje się coraz zimniejsza. Za to druga ręka pomimo bólu, stawała się tak jakby, bardziej na miejscu.
- Uffff. – Sapnął kiedy czarodziejka skończyła. – Doskonale. Coś tam jeszcze zostało. Teraz on.
- Nie wiem czy zostało wystarczająco. Być może dalej wysysając, naruszę magiczną strukturę tego artefaktu i wtedy straci swoje właściwości.
- Nie ważne. Jeśli nie przeżyję to na nic mi po błyskotce. A on jest ważniejszy nawet ode mnie. – Uśmiechnął się zabójca. – W końcu to on musi mi powiedzieć, gdzie mam dalej machać mieczem, świeżo naprawioną ręką. Bez względu na wszystko, nie przestawaj leczyć.
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Tysiące żołnierzy parło bez ustanku na mury, jednak którykolwiek chociażby wychynął spomiędzy blanków wnet walił się w błoto otaczające zamek. Saito uwijał się jak w ukropie przeskakując pomiędzy odcinkami muru i pojedynczymi ciosami ścinając kolejnych żołdaków. Już po chwili mury i dziedziniec zwalone były stosami okrutnie okaleczonych ciał - lekkie półpancerze i przeszywanice nie mogły równać się ze stalą Zabójcy Oni, w dodatku dzierżonego przez kensai. Choć wokół kultyści szybko zaczęli ulegać przemożnej masie napierających oddziałów, to zawodnicy areny nadal eksterminowali atakujących z zatrważającą efektywnością. Saito nawet nie liczył zabitych, starczy powiedzieć, że na bronionym przez niego odcinku musiał się już poruszać po stosie ciał w niektórych miejscach sięgających blanków. Imperialni byli tak powolni i niezdarni, zupełnie jakby ledwie oderwano ich od pługa. Mimo, że poległych już liczono w setkach, napór się nie zmniejszał, wręcz przeciwnie, pojawiały się następne drabiny, i nawet Saito musiał zacząć odpierać ataki imperialnych, którym udało się wejść na sam mur. Trzech wrogów, korzystając z okazji rzuciło się na niego jednocześnie, jednak zalegające pod nogami ciała utrudniały im utrzymanie równowagi. Kaneda jednak bez trudu doskoczył do halabardnika, i chwyciwszy za drzewce, wbił z półobrotu katanę w podbrzusze topornika. Trzec, który usiłował zajść od tyłu zwalił się po schodach, gdy żeleźce halabardy, ciągniętej już przez ronina zagłębiło mu się w barku. Natomiast sam halabardnik został po prostu zepchnięty za mury wraz ze swoją bronią, pociągając kilku żołnierzy usiłujących wspiąć się po drabinie. Jednak nie było czasu na smakowanie zwycięstwa, gdy następna grupa wyskoczyła na mury w kilku oddalonych od siebie punktach. Ich los również był marny, tak jak wszystkich ich poprzedników, których zakrwawione ciała zaścielały mury, położony pod nimi bruk i błotną "fosę" dookoła twierdzy.
Starcie przeciągało się, z każdą chwilą, z każdym poległym, o twierdzę uderzały coraz silniejsze podmuchy wiatru niosąc jakiś nieziemski, niepodobny do niczego zapach, w którym jednak czuć było ozon i spaleniznę. Saito kątem oka dostrzegł burzę Osnowy gromadzącą się nad Spiżową Cytadelą. Stała się już naprawdę gwałtowna, siny cień spowił twierdzę, jakby dławiąc i tak już wyblakłe od stalowych chmur słońce. Wyładowania energii raz po raz pruły anomalię, uważny obserwator mógłby uznać, że na krótkie momenty tworzą rozcięcia w rzeczywistości, odsłaniając oniryczne obrazy z koszmarów.

Wreszcie, Zabójca Oni zatrzymał się. Jego srebrzysta, faliście hartowana klinga była cała czerwona od krwi, podobnie jak oliwkowo zielona zbroja właściciela, teraz niemal w całości pokryta ciemnymi plamami czerwieni. Kaneda nie znalazł następnego celu dla swego miecza, choć jego zmysły rejestrowały wszystkie szczegóły otoczenia, jedyne co do niego docierało to walka w oddali, okrzyki dowódców i jęki rannych. Norsmeni i Galreth również uporali się z początkową fazą szturmu, jednak każdy z nich zdawał sobie sprawę, że jest to dosłownie tylko chwila wytchnienia. Poszło łatwo, bo dowódcy rzucili do ataku mięso armatnie, by wybadać siłę obrońców.

Wtem całym polem bitwy targnęła eksplozja, a pradawna warownia, mimo swoich gabarytów zatrzęsła się w posadach, jak wiejska chałupa w czasie burzy. Saito wnet spojrzał w tamtym kierunku: brama wyleciała w powietrze, gigantyczne kawały gruzu, stali i strzępy ciał zostały rozrzucone we wszystkich kierunkach, nawet na setki metrów. Nippończyk rzucił się w kierunku wyłomu z szybkością błyskawicy, na złamanie karku skacząc po gruzach i tylko dzięki wyrobionej intuicji unikając spadającego deszczu odłamków. Jego oczom ukazał się iście dantejski widok: setki rozszarpanych eksplozją ciał w strzępach imperialnych mundurów walały się pośród rumowiska, niektórzy byli jednak na tyle cali, aby jęczeć i wrzeszczeć nieludzko, trzymając się za kikuty kończyn i wypływające wnętrzności. Jakiś zaklinowany pomiędzy blokami poborowy dygotał spazmatycznie, tocząc różową pianę z ust. Saito w akcie łaski pozbawił go głowy jednym sprawnym ruchem i wstąpił na rozwalony głaz. Jego oczom ukazała się armia, częściowo skryta w cieniu drzew, jednak proporce, włócznie i halabardy ciągnęły się jak okiem sięgnąć. Gdyby się o to troszczył, pewnie pomyślałby, że patrzący na niego pozostali uczestnicy pomyśleli, że zwariował. On jednak zajął idealną pozycję do obrony. Pomiędzy gruzem można było łatwo unikać ostrzału, zaś osoby niewyćwiczone w utrzymywaniu równowagi mogły mieć poważne trudności w poruszaniu się. W tym momencie horda ruszyła z wrzaskiem przeciwko samotnemu wojownikowi. To był ich błąd, trzeba było dalej atakować mury, tam przynajmniej liczebną przewagę.

Jednak nim pędząca ława wojska zbliżyła się do wyłomu, Saito poczuł na twarzy uderzenie kropli. Rozległ się plusk. I znów. I jeszcze raz... Ronin z niedowierzaniem zauważył, że bynajmniej nie jest to woda tylko... Krew. Kharlot najpewniej również to dostrzegł, gdyż ponad bitewnym zgiełkiem, rezonującym wśród spiżowych murów rozległ się okrzyk:
- Krew dla boga krwi! - Saito mimowolnie zerknął w górę: w rzeczy samej, z pokaleczonego nieba padał deszcz krwi. https://www.youtube.com/watch?v=z8ZqFlw6hYg Jakie jeszcze szalone niespodzianki czekają walczących? Jednak ronin zdał sobie sprawę z jeszcze jednego faktu: to nie był głos Kharlota, ani żadnego z innych Norsmenów. A więc czyj?

Pędzący na niego żołnierze zdawali się zwolnić kroku, jakby zobaczyli coś przerażającego. Saito obejrzał się za siebie i zobaczył jego: masywna, rosła na ponad dwa metry postać w czarnej zbroi chaosu majestatycznie kroczyła przez pobojowisko. Miecz w jego dłoni zdawał się aż drżeć i iskrzyć energią, jakby chciał ugasić swoje nienasycone pragnienie we krwi nieprzeliczonych wrogów. Ciężki płaszcz kolosa kołysał się i omiatał gruzy, a buty miażdżyły ciała poległych. Jednak najstraszniejszy był trójoki hełm, przyozdobiony koroną budzącą pierwotną, irracjonalną grozę nawet w najmężniejszych sercach. W dodatku nieznajomy nie był sam: starczył jeden zamach jego miecza, aby rozciąć osnowę rzeczywistości, zaś z wyrwy zaczęli wyłaniać się inni wybrańcy. Jakiś imperialny oficer, dotychczas ukrywający się pośród ruin rzucił się z mieczem na przybysza, ten jednak nabił go na miecz jakby od niechcenia, uniósł nad głowę i brutalnie cisnął o ziemię.

[Oni mają Borisa z Wielkimi Mieczami, a my Archaona i czołzenów. Ale to jeszcze nie wszystko, bitwa (mam nadzieję) dopiero się rozkręca]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Wybacz Kordelas, jestem w tym zielony... Poprawie sie! :) Oj dzieeeje sie, pozniej cos dopisze. ;D]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Tak gwoli ścisłości rycerze atakowali bramę, wielkie miecze zachód, a Szare wilki walczyły z Wilczą kompanią (sic!) Więc z zakonnikami Van raczej nie powalczyłeś. No i zakładam, że zabiłeś jakiegoś innego kapłana, skoro Gunthar był po drugiej stronie pola bitwy. Choć zawsze myślałem, że kapłanów biwtenych w armii jest do licha i ciut. :)
Wstrzymajcie się chwilę, bo widzę, że już szykujecie inwazję z Warpa [-X
Dobrym popołudniem ruszę z akcją.
Swoją drogą Klafuti znalazłeś idealny obrazek do mutantów Alphariusa- ten w temacie "Spinanie pośladów"
Aha, nawet nie myślcie, że wygramy tę bitwę :mrgreen:
Z Archaonem, jeśli koniecznie musisz, to też ostrożnie, bo nie widzę powodu, dla którego nie miałby pozabijać wszystkich zawodników i ich krewnych i znajomych. ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Mamy Kiliana. Sumując nawet armię imperium i Archaona, to i tak mamy nad nimi przewagę :mrgreen: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Zamek był na skraju upadku. Imperialne wojsko sforsowalo bramę i zdobyło mury ,mimo iż okupili to wielkimi stratami o czym świadczyły stosy pokonanych cesarskich i wrzaski rannych wsród plonacych budynków. Forteca pełna była krwi ,trupów i cierpienia. Wszędzie roznosil sie fetor bitwy i gdzie nie spojrzeć widać było smierć i zniszczenie spowodowane wojenną pożogą. Imperialni żołnierze wdarli sie do środka przez pozostałości bramy ,przez zmasakrowane ciała poległych i wchodząc drabinami splywajacymi strumieniami krwi obok powiewającego dumnie ,zakrwawionego sztandaru Żelaznej Dywizji zatkniętego tu w boju przez kapitana Helsturma ,Wielkiego Miecza dowodzącego tą kompanią, z której potyczke przetrwalo jedynie kilku z kilkuset żołnierzy walczących w przełomowym momencie bitwy o dostęp do murów i przełamanie oporu wroga. Szturm tej jednostki do ostatniego dnia Imperium pozostanie zapamietany jako wzór bohaterstwa i doskonałej dyscypliny taktycznej świadczący o tym ,że dzięki odwadze i harcie ducha nawet zwykły szeregowiec zostać może oficerem i przyczynić sie do chwały Imperium.
Imperialni zgodnie z rozkazem dowódctwa szukali jak największej liczby wejść do zamku ,jednak droga była tylko jedna - główna brama za którą czekali ostatni twardzi obrońcy Spiżowej Cytadeli ,zdeterminowani w obronie swego życia. I mimo ,że na najwyższej wieży powiewała flaga Middenlandu zawieszona przez hobbitow to pewne było kolejne ,równie krwawe natarcie ,jednak szeregowi żołnierze byli dobrej myśli z powodu wsparcia doborowych oddziałów i zdecydowanie lepszej pozycji niż w pierwszych natarciach ,wiec z zapałem próbowali wywarzyc wrota szukając zemsty za poległych towarzyszy i czując smak nadchodzacego zwyciestwa. Mimo to jednak to każdy czuł w sercu grozę ,która biła z legendarnej twierdzy Chaosu i niepokój ,a nawet strach przed krwawym starciem z przypartym do muru przeciwnikiem.

*********************************


Obrońcy od rządnych krwi jednostek Imperium oddzieleni byli jedynie bramą i usypaną popredce barykadą ,by jak najdłużej móc odeprzec nadchodzący szturm. Do jej budowy użyto wszystkiego co było po ręka - stołów z jadalni ,wielkich swieczników ,krzeseł ,ław ,a nawet przytaszczono tablicę z wynikami. Jedyną z większych rzeczy nieuzytych w budowie była sporych rozmiarów beczka piwa ,która według Drugniego prezentowała większa sprawność bojową niż kultysci i zasłużyła na stanie obok niego ,by mógł ja chronić.
Wszyscy oczekiwali ostatecznego boju ,gdy nagle rozległ sie zgrzyt metalu i ciężkie kroki ,jakby żelazny młot uderzał o kamienną posadzke. Wszyscy obrońcy spojrzeli w korytarz z którego nadchodziły ,po czym wyłonił sie z niego Magnus.
Von Bittenberg wyprostował sie i wciągnął mocno powietrze widząc jak spogląda na niego kilkadziesiąt osób. -Wreszcie przyszedleś! Przyda sie twój miotacz!- parsknal jakis kultysta do inkwizytora ,jednak nikt nie podzielił jego entuzjazmu. Menthus spojrzał z pogardą na wyznawce chaosu ,po czym zacisnal w gniewie pięść. Smoczy Mag wiedział ,ze Von Bittenberg nie przyszedł tutaj walczyć w obronie zamku przelewajac krew imperialnych ,wiedział że łowca czarownic pełni fanatyczną w jego mniemaniu misje w obliczu ktorej smierć garstki obrońców jest jak mrugniecie okiem. Saito rownież nie spodziewał sie ,ze Magnus rzuci sie na barykadą i odda swe życie w obronie Spiżowej Cytadeli. Jednak coś niepokoilo go bardziej ,jego wysotrzone zmysły czuły tu obecność kogoś wiecej i bynajmniej nie był to nikt z mieszkańców zamku.
W końcu Wielki Inkwizytor przemówił chłodnym głosem -W imieniu Mlotodzierżcy nakazuje wam otworzyć wrota i poddać sie sądowi inkwizycji... nie wiecie co czynicie broniąc tej twierdzy...-
Natychmiast rozległ sie tubalny śmiech Norsmenów. Magnus wtedy odchylił płaszcz i ujął w dłoń swój Święty Buzdygan ,który emanował białym switlem tam ,gdzie wygrawerowne były napisy ,a na miotaczu ognia pojawił sie płomień. Wnet śmiechy ucichły i wszysc cofnęli sie o krok ,oprócz Drugniego który osuszal kufel piwa i Saito ,który usiadł pod ścianą zdejmując hełm i chwytajac za rękojeśc katany ze spokojem.
-In nomine Sigmar...- rzekł Magnus i z cienia nagle wyloniły sie postacie w czarnych plaszczach i charakterystycznych kapeluszach gwałtownie podchodzac do niespodziewajycych sie kultystow przebijajac ich zrecznie rapierami. Heretycy padli martwi na kamienną posadzke. Zaskoczeni obrońcy momentalnie ustawili sie w krąg widząc ,ze są otoczeni. -Macie ostatnia szanse...- rzekł tubą nie Inkwizytor do zaskoczonych wojowników. Wtedy podszedł do niego Reiner z wyciągnietym pistoletem i kiwnał głowa.
-Piwo wyszło!- warknal Drugni -Rozwalmy sukinsynów!- wrzasneli ronwoczesnie blizniacy obnazajac broń.
-KREEEW DLAAA BOOOGAAA KRWIIII!!!- rozległ sie potężny głos ,penetrujacy głowy wszystkich zgromadzonych. Wszyscy ,nawet Magnus ugieli sie pod nim zaskoczeni nie mogąc dojść do siebie. Von Bittenberg zatoczyl sie i oparł o ścianę unikając upadku. -Sigmarze... Miej nas w opiece ,bo zbłądziliśmy...- rzekł chrypowatym głosem widząc powalonych potężnym głosem wszystkich w holu ,którzy próbowali dojść do siebie.
-
Ostatnio zmieniony 20 kwie 2014, o 13:08 przez Kordelas, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Byqu pisze:Wstrzymajcie się chwilę, bo widzę, że już szykujecie inwazję z Warpa [-X
[Wręcz przeciwnie :twisted: Oj, tam Byqu, fajnie będzie.
Archaon siedział tam cały czas, tylko teraz wyczuł bitwę i wyszedł z głębi twierdzy, zrobić sobie przerwę w knuciu następnej inwazji. Z resztą mam też oddział inkwizycji, który go szuka, zaś Reinhard nie jest bynajmniej zwykłym inkwizytorem, ale o tym później.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[To raczej nie jest duży problem Kordelas, ale Galretha tam nie było.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Poprawione]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ahahaha, dzięki za mocarny sojusz Klafuti :D ]

- Magnusie, zwany cholernym... - zagrzmiał Olaf, podchodząc z uniesionym toporem i spoglądając z gory zza brody nawet na Magnusa. - Nie wiesz co czynisz. Biorąc czynnie ich stronę doprowadzisz do swej śmierci i zakłócenia przebiegu walk.
Jakby na potwierdzenie Norsmeni wokół chwycili za broń i wstali, niepewni co robić lecz w każdej chwili gotowi porąbać kogoś na szczapy. Resztki kultystów pod bronią także cofnęły się panicznie między Norsmenów, gotowe stawić opór znienawidzonej Inkwizycji, która musiała w zamieszaniu wedrzeć się do zamku. Szara kompania zadrżała na barykadzie, gorączkowo rozglądając się to na dudniącą bramę, to na korytarz blokowany przez Magnusa - ich cenną drogę ucieczki.
- Nas jest ponad siedemdziesięciu a was ledwo tuzin! - warknął Einarr Nieuśmiechnięty, porzucając zszywanie rany na barku i stając z młotem. - Niewiele pomoże komukolwiek wasza śmierć.
Wtedy z kuchni i twierdzy nadbiegł zdyszany Turo wraz ze służbą uzbrojoną w pałki i noże oraz garstką kultystów strażników.
- Nawet najmniejszy płomyczek światła wiary wystarczy by rozpędzić ciemności. - huknął Magnus i uczynił znak młota buzdyganem.
- Mistrz chce wskazać, że wystarczy że sforsują tę bramę... - rzekł Reiner, jednak nagle... Łupanie taranu ucichło. Obrońcy spojrzeli dziwnie na drzwi po czym wyszczerzyli się. Reiner skonfundowany spojrzał na mistrza. Oblicze Magnusa pozostawało nieodgadnięte w swym wyrazie pod rondem kapelusza. Wtedy drzwi w końcu korytarza otworzyły się za inkwizycją stanęło dwóch podekscytowanych Norsów.
- Widziałem! Widziałem, na własne chędożone oczy! To dlatego ucichło, taran padł! - wykrzyknął Leif, odgarniając włosy za ucho. Występujący zza niego Grunladi Biały Kruk skinął głową. Obaj dopiero co wrócili z wysoko ulokowanego balkonu obserwacyjnego z widokiem na dziedziniec.
- To... Wszechwybraniec. - słowo starca wzbudziło stęknięcie tłumu. - Jest tam we własnej potędze... wyszedł z samej Osnowy wraz z tuzinem Wybrańców. Bogowie zesłali nam ratunek!
- Mistrzu! - Reiner spojrzał na Magnusa, który zachwiał się wyczuwając arcy-potrójnie-wszeteczną dawkę herezji w powietrzu. Tłum obrońców zbliżył się z uśmiechem do najeżonej rapierami formacji łowców.
- Zaniesiemy twój siwy, blaszany łeb Archaonowi! - zaśmiali się idący na przedzie Bliźniacy, wznosząc miecz i topór. Nagle, na moment przed eskalacją walki korytarz wypełnił wrzask.
- Demonice w zamku... ratunkuuu! - wydarł się biegnący kultysta, gdy ciemność rozświetliły jaskrawe smugi i padł w kawałkach na posadzkę u stóp biegnącej ze śmiechami i wzdychaniem ciżby Demonetek Slaanesha. Kultyści i Norsmeni odskoczyli w zaskoczeniu jak opażeni, stając plecami do barykady. Demonice wpadły prosto na formację Magnusa.
Jęzor płomieni momentalnie objął kilka z nich lecz reszta z niewiarygodną szybkością opadła jego ludzi. Jeden strzelec w kapturze został zdekapitowany szczypcami zanim się obejrzał, zaś jego brat w kapeluszu z żółtymi piórami został ciśnięty o ścianę i zadrapany na śmierć. Magnus zawinął się buzdyganem, dosłownie zmiatając kilka z nich. Światło błogosławionego oręża wygnało je do ich pana. Von Bittenberg osłonił swego ucznia i bez wahania oblał ogniem inkwizycyjnego sługę, opadniętego przez demonice które nagle zwolniły i zaczęły zmysłowo się kołysać.
- Zakryjcie uszy! Opanujcie swe ciała na Sigmara! - wrzasnął metalicznie łowca. Za późno - dwóch łowców rzuciło precz broń i dawszy się ponieść syreniej pierśni zgubili medaliony młota, skacząc w objęcia 'kochanek' gdzie jeden został w prawdzie obscenicznie ucałowany przez demonicę, lecz zbliżenie zakończyła odgryzając mu język i przebijając szczypcami. Drugi znalazł jedynie pocałunek wibrujących sztyletów na gardle.
- Niech to wszyscy święci! - sapnął Reiner, stwory były zbyt szybkie by trafić je z pistoletu a Norsmeni z tyłu odgrodzili się od upiornego tańca murem tarcz.
- A to ci ironia... inkwizycja tańcuje z pomiotami chaosu! - splunął usadowiony na barykadzie obok Drugniego Zahin Schmartz, opierając się na dzierżonym kluczu bretońskim i podziwiając rzeź zza pleców i tarcz Norsów.
*****

- Jam jest lord końca czasu! Namaszczony i wybrany syn Wszechchaosu! Klękajcie przede mną ścierwa! - huczący i rezonujący w głowach zebranych głos Archaona sprawił że większośc żołnierzy cofnęła się szybciej niż na najgłośniejszy rozkaz odwrotu własnych dowódców. Wszechwybraniec z płonącyi wizurami hełmu zamachnął się gigantycznym ostrzem, odcinając załodze tarana nogi w kolanach, jakby zmuszając ich do wspomnianego pokłonu. Niebieski ogień strawił ich wraz z drewnianym taranem. Niemal zakrzywiający swą obecnością rzeczywistość lord wraz z tuzinem potężnych postaci odgradzał stojącą po przeciwnej stronie dziedzińca armię od wrót do kasztelu Spiżowej Cytadeli.
- To nasza szansa! Za mną Haakar! - rzekł Bjarn, widząc przerażenie na oczach imperialnych. Wilkołak ściął dwóch drżących halabardników i trójka norsmenów dobiegła do olbrzymiej sylwetki Archaona. Chcąc nie chcąc, lecz chowając dumę w buty i przyklękając Bjarn zwrócił się do Pana końca Czasu.
- O potężny wodzu legionów samych bogów... władco północy... - Bjarn nigdy nie był dobry w korzeniu się i schlebianiu. - Jam jest Bjarn Wydarty Śmierci, syn Ingvara Lodowego Oka jednego z wielu jarlów służących w twej flocie drakkarów podczas chwalebnej wojny z południowcami. Wraz z moimi wojami pragnę zaoferować ci nasze ostrza i b... b.. błg... błah...
- Powiedz to karwasz! - syknął klęczący Haakar.
- ...błagamy o poświęcenie uwagi twym oddanym żołnierzom w tym świętym dla bogów miejscu!
Archaon opuścił na nich trójoki hełm.
- Moja moc nie wróciła w pełni po tak długim pobycie w osnowie... przyjmuję twą służbę Norsmenie. - wzniósł swój wielki miecz. - Czas przypomnieć Bogom o licznych ofiarach jakie składało im to ostrze, ku mnie Nieśmiertelni!
Bjarn odetchnął i położywszy Thorrvalda za Wybrańcami, zajął wraz z Haakarem miejsce w skąpym acz potężnym szeregu Wybrańców obok Archaona. Uzbrojony w czarny miecz dwuręczny lord i magowie na czele armii zadrżeli, nie wiedząc co uczynić z tym... czymś... koszmarem z dawnych lat. Legendą którą straszono dzieci.
- Ordynans... ordynans do księcia... przekaż... TO. - wydukał Von Starken do kapitana Errschena, po raz pierwszy w życiu czując ukłucie strachu.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-DEMONY ROZPUSTY!- wykrzyknął Magnus silnym ciosem buzdygana stracając łeb jednej z demonic ,której cialo momentalnie zaplonęło niebieskim ogniem ,który w moment zmienił barwę na biel i zgasł zostawiając kupkę popiołu. Nagle Inkwizytor poczuł jak któraś z poplecznic skoczyła mu na plecy łapiąc sie płaszcza ,po czym zaczęła sapać swym piekielnym oddechem do jego ucha. -Zdychaj! Sukkubie!- warknal twardo ,po czym z całej siły uderzył głową w tył. Żelazne rondo kapelusza przebilo demonicy gardło i padła ona przeraźliwie piszcząc i wijąc sie pod nogami łowcy czarownic. Ten bez wachania rozgniótł jej głowę żelaznym butem. Stojący obok niego łowca czarownic puścił broń na posadzke i rzucił sie w podskokach w strone slużek mrocznych bogów zachecajacych go swymi ciałami i magia ,jednak Wielki Inkwizytor w porę go złapal go za gardło i z ponurym wyrazem twarzy wypalil mu w czaszke swym pistoletem puszczajac go martwego powoli na posadzke.Von Bittenberg ujrzał ,ze kolejne demonice napływają z korytarza ,wiec czym prędzej zalał go strumieniem świętego ognia. Dzięki swemu doświadczeniu ,mimo zaciętej walki przeanalizował sytuacje do okoła ,a nie była ona dobra. Demonice rzucały sie na łowców czarownic oraz resztki obrońców bez cienia niepewności. Wytwarzaly one bowiem wokół siebie przeraźliwa aure ,opetujacą umysły. Kilku kultystów i członków Kompani wręcz rzucało im sie w ramiona kończąc w bolesnych ,fetyszystycznych katuszach. Podobnie skończyło dwóch łowców ,których wiara nie była dostatecznie silna. Norsmeni rownież hipnotyzowani byli rozpustnymi sztuczkami i co chwile któryś z nich chciał opuścić tarcze ,by oddać sie obscenicznym orgią ,ci jednak w porę powstrzymywani byli przez towarzyszy z formacji ,którzy jak tylko dawali radę trzymali swych bardziej podatnych braci siłą. Jedynie jeden Norsmen nie został w porę powstrzymany i w szale radości rzucił sie w strone demonic zrzucając swój hełm. Wpadł w ramiona nagich bestii i śmiał sie ucieszony ,gdy te powoli zaczęły go obmacywać ,po czym gwałtownie oderwaly mu naraz nogi i ręce zanim zostały obrzucone fiolkami z woda swięconą i zapłoneły w pisku. Najlepiej ze wszystkich radził sobie Menthus ,ani na moment nie zawładnięty sztuczkami. Elf skutecznie ciskał pociskami z nienawiścią ciszcząc nagie sługi zła.
-Oddział! Do mnie ,na Sigmara!- wrzasnał Magnus skrecajac łeb jakiejś demonicy która przylegla do jego nogi. Łowcy czarownic zrecznie zabijali demonice swymi blogoslowianymi rapierami ,gdy tylko udawało im sie trafić ,najczęściej jednak w kilku musieli rzucać sie na jedną bestie ,by ja uśmiercić. Równie skuteczne okazały sie fiolki z wodą swięconą ,jednak mimo to demony uzyskiwały przewagę nad śmiertelnikami. Magnus zebrał wokół siebie łowców i warknal -Nie rozdzielać się! ORA ET LABORA!- wykrzyknął i znów wypuścił z ręki strumień ognia. -Reiner! Biegnij do kwatery ,masz przynieść pakunek z szafy!- poparzony Inkwizytor bez wachania opuścił mistrza i ciskajac fiolki świętej wody pobiegł w strone kwater.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

ODPOWIEDZ