ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Podobno byłeś kiedyś potężnym wojownikiem Kruszący Czaszki, jeśli w rzeczywistości tak było to powinieneś dobrze wiedzieć iż nie zostawia się towarzyszy w niedoli. Faktem jest iż ci wszyscy ludzie mają zupełnie inne poglądy niźli ja i gdyby nie Arena moglibyśmy spotkać się na polu bitwy, ale wszyscy jedziemy na tym samym wózku nieprawdaż? A na i oprócz tego mam zamiar zwyciężyć, a do tego są mi przecież potrzebni godni, żywi rywale. A co do twojego ostatniego pytania... Czemu uratowałem ci życie? Z kilku powodów, większość już wymieniłem powyżej, póki mamy wspólnego wroga jesteśmy towarzyszami... A ja nie zostawiam ich na pastwę losu. Nigdy. Uznaj to za przejaw mojego pokrętnego elfiego honoru-elf wyszczerzył swoje białe, równe ząbki.
-Nie odpowiedziałeś jeszcze na jedno moje pytanie elfie. Dlaczego zabijasz tych których twój naród nazywa sprzymierzeńcami?-uśmiech elf zrzedł.
-Bo muszę-odpowiedział krótko.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- W honorze nie ma nic pokrętnego, ani skomplikowanego- rzekł powoli Kharlot- Nie jest mi obca braterska więź, którą wykuwa się w wspólnej walce. Są to najmocniejsze więzy, jakie można stworzyć- walcząc ramię w ramię. Nie przypuszczałem jednak, że ty ją dostrzegasz.
- Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz- zaśmiał się Menthus- Lecz nazwanie cię bratem byłoby dla mnie obelgą nie do zniesienia. Bo choć widzę w ludziach wiele dobrego, czego wielu z mojej rasy nie dostrzega, to ludy północy stanowiły wyjątek.
- Nie mam czasu na dysputy z tobą elfie- rzucił niemiło Aesling- Jeśli masz dość odwagi i sił, dołącz do mnie w poszukiwaniu godnego przeciwnika. W końcu nosisz miecz z kuźni Laithana nie od parady.
- Skąd wiesz...?
- Ja również spotkałem wielu z twojego rodzaju. Próbowali stanąć mi na drodze. Żaden mi nie zaimponował. Laithan był jednym z nielicznych, co przeżył- wybraniec spojrzał przed siebie, w poszukiwaniu walki- Idziesz?
- Pytanie.

Poszukiwania nie zajęły długo. Wszędzie roiło się od przeciwników, więc wojownicy nie narzekali na nudę. Niestety, kilku rozproszonych maruderów z imperialnej armii, parę gargulców, czy przerażeni kultyści nie zapewnili godziwej rozrywki dla czempiona. Zewsząd jednak dochodziły odgłosy walki, więc Kharlot nie tracił nadziei.
- Słyszysz? Szczęk oręża i odgłosy rannych. Melodia wojny. Czujesz jej woń? Zapach zwycięstwa? Smród wrogiego strachu?
- Jesteś chory- mruknął Menthus
- Obaj czerpiemy z tego przyjemność Menthusie, tyle, że ja się z tym nie kryję.
- Nie czerpię... -urwał. W oddali dostrzegł spory oddział najemników, którzy walczyli z Horkessonami.
- Chodźmy, nie pozwólmy zgarnąć im całej zabawy dla siebie!- krzyknął Kharlot, który zdążył wystrzelić do przodu, zostawiając za sobą smoczego maga.
Wpadł na kilku strzelców, którzy nieporadnie próbowali załadować bełty do kusz, roztrącając ich dynamicznymi uderzeniami łokci. Chwilę potem Blodfar wypił ich krew.
Dowodzący Robert Guilleman obejrzał się, słysząc odgłosy walki z tyłu, wypatrując kolejnego wroga. Oczy jego błysnęły niebezpiecznie na widok khornity.
- Ty!- warknął. Kharlot obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.
- Czy ja cię przypadkiem nie pogrzebałem żywcem?- spytał, jakby usiłując sobie przypomnieć dawne dzieje.
- To był twój błąd- odrzekł kapitan najemników. Kruszący Czaszki uśmiechnął się.
- Nie powtórzę go.
- Nie. Zadbam o to w każdym detalu- rzucił z nienawiścią Guilleman, wznosząc rapier do ataku.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Korytarz był ciasny, używanie w nim magii ognia zakrawało o grupowe samobójstwo. Dlatego też Menthus płynnym ruchem dobył Kła i ruszył za Kharlotem. Nie szarżował jak on, zamiast tego starał się wynaleźć słaby punkt, miejsce w które będzie mógł się wbić i rozsadzić grupę atakujących od środka. I znalazł. Wbił się pomiędzy dwa uzbrojone w halabardy gargulce. Zawirował w piruecie, spodziewał się iż ithilmair odbiję sie od twardego kamienia i jedynie wytrąci posągi z rytmu. Ku jego zdziwieniu stal przecięła kamienną skórę niby ludzka. Zamiast krwi w ich żyłach płynęła gorąca lawa i teraz ona trysnęła z przeciętych tętnic. Uniknął ciosu halabardą po czym wbił klingę aż po rękojeść w tors gargulca po czym zrzucił go zniej kopniakiem. Prześlizgnął się pod kolejnym ciosem i zgrabnym cięciem odrąbał kolejnemu głowę. W tej samej chwili jakiś ludzki najemnik ciął go na odlew szablą. Stary brzeszczot złamał się na ithilmairowym pancerzu nie wyrządzając Smoczemu Magowi szkody. Ten uderzył Psa Wojny w twarz pancerną rękawicą i już wznosił miecz do ciosu gdy Kruszący Czaszki jednym ciosem rozpłatał łeb jego oponenta po czym ponownie rzucił się w wir wali. Walczył w absolutnym berserkerskim szale, krew tryskała ochlapując jego i tak karmazynową zbroje.
Menthus nie zwrócił na to zbytniej uwagi, uchylił się przed ciosem trzeciego, ostatniego już gargulca i trysnął z ręki ogniem. Płomienie objęły kamienne ramiona, te jednak nie zajęły się ogniem. Posąg cofnął się jedynie, po czym zaatakował ponownie z dzika furią. Assur wystrzelił do przodu, odbił się bok aby uniknąć pchnięcia halabardą, wykręcił młynka mieczem i wbił go pod żebra gargulca. Poczuł jak gorąca lawa zalewa mu dłoń i cofnął ją. Pancerz ochronił rękę ale i tak metal nagrzał się niesamowicie.
Wyszarpnął ostrze i rozejrzał się wokoło. Podłogę pokrywała krew i lawa, zaś pośrodku Kharlot właśnie kończył ostatniego przeciwnika.
-Jakoś poszło-rzucił.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ O Nurglici, może jak się zamkniemy w kwaterach to cały ten motłoch powybija się nawzajem ? ]
[ W każdym razie tu jest kawałek wprost pod Nurglo-imperium i obecną akcję: http://www.youtube.com/watch?v=MTSitlFXEX8 ]

Edward Von Starken zagryzł zęby, słysząc wrzask i odgłos kamienia zgniatającego metal. Po chwili zza rogu Fortecy dosłyszał jeszcze ryk sir Teomara galopującego na koniu lecz sekundę poźniej ujrzał rycerza lecącego łukiem przez dziedziniec i wraz z koniem roztrzaskującego się o pogruchotane mury. Generał uczynił znak kłów, żałując wysyłania przedniej straży.
- To tyle jeśli chodzi o wejście, przynajmniej dopóki te posągi tam stoją. - von Starken westchnął nad poobijanym pancerzem zdobionym w zatarte teraz wilki i nadpalonym płaszczem. Obeszli wszystko za murami, znajdując jedynie kilku ocalałych, garść oszalałych kultystów i broniąc się przeciw gargulcom. Potem przez wybite armatami dziury w fortecy usłyszeli okrzyki Tileańczyków. Grupa ojca Gunthara została zaatakowana, a oni nie mogli nic z tym zrobić.
- Co teraz, moi żołnierze ? - zapytał opierając się na czarnym ostrzu Lodu.
- Panie, spójrz... - rzekł magister Feuerman, wskazując drżącą ręką na ruiny stajni, spichlerza i gruzowisko dookoła nich. Jęcząc i powłócząc nogami, wydając okropny bulgot nadchodzili w ich kierunku pozostawieni ranni ich armii. Obrzydliwie rozdęci i pochlonięci rozkładem. Prowadził ich ogromny, wydęty poza zdrowy rozsądek zgnilec okryty zielonym pancerzem i dzierżący kapiącą żółcią kosę. Lord zadrżał gdy w rozciągniętej, poczerniałej twarzy pod strzępami kaptura rozpoznał pułkownika Tottenkopfa. Teraz prawdziwie tott.
- Za... za Ulryka! Winter ist kommen! - ryknął lord, zrezygnowany do reszty, pozbawiony nawet możliwości dobicia obrońców twierdzy jak dumnie zakładał. Lecz wykrzesał z siebie ostatki siły i powiódł falę Białych Wilków oraz żołnierzy na dawnych kamaratów. Gdy powalał ociekające śluzem ciała byłych pikinierów na obie walczące strony opadły kamienne smoki, gargulce i rogate golemy masakrując pospołu gnijących Imperialnych jak i ich prawych braci.
- Magistrze Feuerman, miecz Ruin! - nakazał ciskającemu kule ognia magowi, lecz zamiast oczekiwanego zaklęcia z ust piromana dobiegł bulgoczący charkot. Von Statrken odwrócił się i ujrzał jak pierś maga przebija i wykręca się w niej ułamany zweihander. Feuerman upadł, tocząc dym i płonącą pianę z ust, ukazując swego zabojcę. Von Starken zamarł. Był to pokryty bąblami i toczącymi śluz ropniami, wyrastającymi kiściami z dziury w napierśniku kapitan Helsturm. Twarz weterana pożółkła i wydęła się obleśnie.
- Bogowie, dlaczego ?! Szturmowałem by cię ocalić kapitanie, a teraz... Ulryku daj mi siłę. - Edward wzniósł czarny miecz i rozkruszywszy atakującej kamiennej chimerze nos, zaczął powalać kolejnych ożywieńców pośród karnawału chaosu i okropności.
********

Olfarr naparł tarczą na ściśniętych najemników, pozwalając by wgryzły się w skórę na tarczy po czym przesunął wzdłuż niej mieczem, ułamując cienkie ostrza. Norsmen zaśmiał się szaleńczo i zatoczył szeroki łuk mieczem, otwierając brzuchy i ścinając czerepy ku chwale Khorna. Obok jego brat łupnął okutym trzonkiem topora postawnego porucznika w niebieskiej zbroi, na której widniał napis "Marneus de Caligari". Ulfarr zbił miecz wroga i ze śmiechem przyjął na napierśnik jego kastet, jak kulkę masła po czym wzniósł topór i okrutnie ciął Tileańczyka przez szczękę, trąc ostrzem aż o kręgosłup. Korzystając z elementu zaskoczenia już samą szarżą udało im się zabić sześciu najemników na tyłach po czym przeszli do eksterminajci ściśniętej kolumny. Najemnicy starali się trzymać zdala od pokrytych brzęczącymi łańcuchami i kamiennymi dłońmi oraz wyrastającymi z cegieł szczękami po tym jak kilku ich braci spotkał tam godny pożałowania los. Tym łatwiej bliźniacy ścinali Lwy i Bękartów, zaś idący za parą Gannicus zwinnie wykańczał tych którzy przeżyli.
Zanim uczyniony przez nich chaos zniknął, na czoło kolumny wyskoczyli Kharlot i Menthus momentalnie zwielokrotniając spustoszenie. Widząc jak Kruszący Czaszki walczy z kapitanem w niebieskiej zbroi z wymalowaną wapnem podkową, Gannicus skoczył w ciżbę wrogów by zniknąć Khornicie z oczu. Bliźniacy pozdrowili zaś Aeslinga skinieniami hełmów, zważywszy na to że najemnicy odzyskali rezon pod wpływem okrzyków jakiegoś łysola z młotem i otoczyli parę. Tymczasem Menthus wdał się w magiczny pojedynek z Hierofantą w złotych szatach, wymieniając kule ognia z promieniami światła Hysh.
- Mówiłem że dobra zabawa... - zaczął Olfarr, parując atak brodacza w morionie.
- ...zawsze ściąga towarzystwo! - dodał Ulfarr, odrąbując uzbrojonemu w szablę najmicie w zielonym płaszczu pół ręki wraz z puklerzem.
Rozradowany Olfarr wpadł na kusznika w kapalinie, który natychmiast odwrócił się przyjmując cios na niebieski pawęż na plecach. Norsmen wzruszył ramionami i całym ciężarem nastąpił na trzeszczącą tarczę, miażdżąc strzelca pod swoim ciężarem.
- SIGMAAAR! - łysy kapłan rzucił się z młotem na braci, którzy ze zdziwieniem przyjęli cios klechy na tarcze. Gunthar zablokował z wysilkiem cięcie miecza i zakleszczył za obuchem topór Ulfa. Prezbiter gwałtownie wykręcił się i łupnął młotem Olfarra, lecz zanim zdążył powtórzyć cios żelazny kant tarczy rozkwasił mu twarz a ciężki topór przeorał jego pancerz i odsłoniętą rękę. Sigmaryta zdążył jeszcze wznieść młot, jednak mocarny kopniak posłał go na posadzkę kilka metrów dalej bez czucia w piersi. Zobaczył nad sobą okolone długimi blond włosami i podkręconymi wąsami oblicze Johansona.
- Kapitanie... - wydyszał przez rozcięte usta. - Zabij ich.
- Och ktoś zginie na pewno. - szepnął Tileańczyk, wyjmując zza ciemnozielonej peleryny szpadę. - Ktoś ginie by ktoś inny mógł dziś żyć.
Zanim kapłan zdołał krzyknąć ostrze zagłębiło się między jego oczy. Lionelli wytarł szpadę i skinąwszy na kilku stojących na uboczu Lwów Tilei zniknął wraz z nimi w ciemności, zlikwidowawszy ostatniego niezajętego walką świadka.

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Minęło zaledwie kilka godzin, jednakże nawet tak krótki sen dawał ukojenie nadwyrężonym mięśniom i popsutym nerwom. To co widziałem do tej pory przechodzi ludzkie pojęcie, a co ciekawsze mamy tu zostać do końca turnieju. Co za okrutność losu, powinniśmy posłuchać Van'a i nie podejmować tego zlecenia. Chociaż wówczas nie moglibyśmy mówić o jedności w Kompanii, która teraz była tak widoczna. Zmiana warty nastąpiła szybko i sprawnie. Teraz to Riees, Mały i Henryk udali się na spoczynek,a my z Oblechem i Rzeźnikiem zajęliśmy się nasłuchiwaniem. Na górze toczyły się walki, tu byliśmy bezpieczni. Przynajmniej na razie. Kapitan nie dał jasnego rozkazu nie opuszczanie pozycji, gdyż uważał że teraz tylko największy dureń będzie chciał nadstawiać karku za nic. Bo na dobrą sprawę nie można było teraz mówić o oblężeniu, zostaliśmy zamknięci w klatce, w której dosłownie wszystko chce nas zabić.
-Jak tam kroniki?- Rzeźnik podniósł łeb znad Młodego, najmłodszy brat z naszej kompanii był ciężko ranny ledwo oddychał. Wpadł w ramiona jednej z demonic, ta ładnie go uszkodziła, ale nie zabiła. Do dziś dzień zastanawiam się dlaczego. W sumie Młody wygląda dość kobieco, może się jej spodobał?
-Pisanie zajęło mi dwie godziny.- westchnąłem, to prawda tyle czasu siedziałem nad ogromną księgą z piórem w ręku i zapisywałem każdą chwilę z oblężenia. Od naszego pierwszego wyjścia z podziemia do teraz.-A nie mam nawet wstępu.- splunąłem.
-Trochę tych informacji jest, co?- parsknął śmiechem i zaczął znów dezynfekować rany chłopaka.- Wątpię żeby się wylizał, połatałem go ale wewnętrzne narządy są porządnie poobijane. O dziwo nie rozdarła mu bebechów.
-Zastanawia mnie dlaczego, pozostałych czterech Braci zginęło.
-Cholera wie, urodziwy jak panienka. Może się spodobał.- zaśmiał się po czym przykrył go kocem.- Uważaj, żeby Piskutas się do niego nie dobrał!- obaj rechotaliśmy ja idioci. Śmiech nieco zelżał gdy Oblech zmierzył nas oskarżycielskim spojrzeniem.
-Cisza.- rzekł krótko, jak to on. Był od nas wyższy rangą, także nie mieliśmy nic do gadania. Porządny facet, ale czasem ta jego tajemniczość działa na nerwy. Mnie w szczególności. Jak mam stworzyć porządny opis członków naszej ferajny, skoro taki typek (bardzo zresztą istotny) jest dla mnie większą zagadką niż fakt pojawienia się tych przeklętych potworów, czy ożywienia twierdzy. Przechadzałem się po głównej sali i rozdawałem prowiant. Większość naszych nie była głodna, po tym co widzieli wcale nie ma czego się dziwić. Choć ja nie miałem z tym problemów. Stanąłem przed najlepiej zachowanymi drzwiami w całym "obozie", to moja dawna komnata, którą teraz oddałem Annie. Miałem zapukać, kiedy to wrota otworzyły się przede mną same. Stanął w nich Zmierzch, spojrzał na mnie i wpuścił do środka. Anna siedziała przy biurku i czytała stare zapiski Van'a.
-Jak się czujesz?- zapytałem głupkowato i usiadłem na jej łóżku. Riees zapewnił jej najwygodniejsze łoże, ze względu na jej stan, jednak wydaje mi się, że bardzo się polubili. Kapitan poczuwał się czasem do roli ojca tej zgrai, a teraz miał jeszcze zostać dziadkiem. Ja na jego miejscu bym kompletnie osiwiał.
-Fenomenalnie.- odpowiedziała mi sarkastycznie, tego się zresztą spodziewałem.- Jeszcze jakieś inteligentne pytania?
-Mój błąd.- zbeształem sam siebie.- Chciałem po prostu sprawdzić, czy niczego nie potrzebujesz.- zerknęła na mnie, potem na talerz pełen jedzenia.
-Oblech cie wyprzedził Skąpcu, ale dziękuje za troskę.- uśmiechnęła się.- W każdym razie długo będziemy tu siedzieć?
-Nasz nowo wybrany zastępca kapitana stwierdził, że należałoby wyjść na górę i wybić paru żołnierzyków imperium.
-Oblech? Nudzi mu się, co?- zaczęła się śmiać, jednak nie z tego co przed chwilą powiedziałem tylko z tego co wyczytała w dzienniku Vahanian'a.- "Nie mieliśmy wyboru, Zamieć parła naprzód a ja wolnym, starczym wręcz krokiem lazłem za nią w stronę dochodzących odgłosów. znów musiałem się poświęcić..."
-Nie rozumiem.- spojrzałem na nią pytająco. Nie odpowiedziała mi, czytała dalej i lekko uśmiechała się pod nosem. Czasem z jej oczu spłynęła pojedyncza łza.
-Van brał udział w wiejskim konkursie w piciu piwa, Zamieć w jedzeniu drobiu.- rzekł rozbawionym głosem Podmuch.
-Czyli to było to poświęcenie?!- zakląłem w duchu, jak się okazało nie był aż tak sztywnym elfem za jakiego większość go miała.
-Wiele o nim nie widzieliśmy Skrybo.- obdarowała mnie najpiękniejszym spojrzeniem jakie w życiu widziałem, była piękna. Nie dziwię się, że Van jej uległ. Trochę zakłopotany opuściłem jej pokój i podszedłem do Oblecha. Ten spojrzał na mnie i otworzył gębę.
-Będziemy mieć nowe zbroje.- zdziwiłem się, kiedy niby ten chłopina miał czas na zbijanie metalu dla tylu chłopów. Przecież to graniczy z niemożliwym w takich warunkach.
-Kpisz sobie, czy o drogę pytasz?- przewróciłem oczami, ten złapał mnie i wskazał na miejsce z którego dochodziły odgłosy uderzeń młota.
-Nie zauważyłeś, że nasz czcigodny kowal nie brał udziału w bitwie?- Psikuta wyręczył Oblecha, cieszę się bo ten pseudo poeta znów odpowiedziałby mi półsłówkami.- Zaszył się tu po wykonaniu ostatnich pocisków i nie wyłaził, ponoć pracował nad nimi do miesięcy w tajemnicy w swojej kuźni. Do tej pory wykonał pięć sztuk.
-Co on z nimi robi? Wysadza klejnotami do cholery?!- zastanowiłem się na głos. Nagle drzwi od kuźni Leworękiego otworzyły się. Ten wylazł, spocony i brudny od sadzy wyglądał gorzej niż zjawa. Gestem dłoni przywołał do siebie Oblecha, ten z wolna ruszył w jego kierunku. Czekaliśmy jakieś dwa kwadranse na efekty jego pracy, sam nie mogłem się doczekać chwili, w której ujrzę jego dzieło. Nawet nie usłyszałem kroków naszego milczka. Stał tuż przede mną a ja zaniemówiłem. http://img504.imageshack.us/img504/1254 ... e04cy3.jpg Lśniąca zbroja lamelkowa, wyglądała tak jakby wyszła spod ręki elfickich mistrzów kowalstwa. Idealnie dopasowana, nie krępowała jego ruchów na co się ciągle uskarżał w przypadku jego poprzedniego pancerza. Zresztą wielu z nas na narzekało na te starocie. Nie miałem nic innego, a kosztowały mnie gorszę. Tak to jest jak się kupuje na wyprzedażach... Wszystko wcisną.
-Wszystko pięknie, ale pierdolnij w to dwuręcznym mieczem, albo toporem norsów i można się żegnać z życiem.- pokręcił głową Winchester.
-Gówno w życiu widziałeś, to się nie wypowiadaj Psikuta.- warknął Leworęki, chwycił sporej wielkości młot bojowy, który zabrał jednemu z rycerzyków i dał mi go do rąk.- Uderz, ale nie żałuj siły.
Oblech wzruszył ramionami i przyjął pozycję, która pozwoli mu zachować równowagę nawet po silnym uderzeniu.
-Skoro nie masz nic przeciwko...- zamachnąłem się i uderzyłem w niego co pary w rękach, należało mu się za to wieczne milczenie! Ten lekko zachwiał się, a potem wyszczerzył zęby. Na pancerzu nie pojawiło się nawet lekkie odkształcenie, jedynie parę rys. Na które Leworęki rzucił się z polerką.
-Nówka sztuka. Musi błyszczeć przynajmniej pierwszego dnia!- uśmiechnął się.- Dajcie żreć i pić, od tygodnia nic w gębie nie miałem...- rzucił w stronę Brata znajdującego się najbliżej spichlerza. Ten skinął głową i po chwili wręczył mu jego racje.- Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tym metalem. Nie wyobrażacie sobie ile trudu musiałem włożyć w roztopienie jego sztaby, dopiero ta cała Zamieć mi pomogła. Jej ogień go strawił i jej ogień wciąż tam się pali. Szkoda, że odeszła... Ale są jeszcze ten Zmierzch i Podmuch, także będę mógł dalej je robić.
-Skąd go masz? - zapytałem, łaziłem z otwartą gębą wokół Oblecha i co raz uderzałem w niego. Ten powoli tracił cierpliwość, gdy miałem ponownie zdzielić go młotem chwycił mnie za rękę i wykręcił ją, powodując upadek młota i mój przy okazji. Jakbym był mało poobijany...
-A ze skarbca, mieli tego sporo także ukradkiem troszeczkę "pożyczyłem".- zaśmiał się wyraźnie akcentując ostatnie słowo.- W każdym razie by wyposażyć was wszystkich muszę używać materiału oszczędnie. Dlatego wygląda to tak a nie inaczej, zainspirowała mnie zbroja tego Saito. Widzieliście jak się w niej porusza, tak jakby nie miał na sobie żadnego ciężaru...
-To interesujące, ale...- Leworęki spojrzał na mnie tak jakby miał zaraz ukręcić mi łeb.
-Nie przerywaj!- krzyknął i mówił dalej, wciąż wiele mi brakuje do perfekcji, ale jestem zadowolony. A żebym ja był zadowolony to musi mi coś naprawdę dobrze wyjść.- uśmiechnął się tryumfalnie popijając suszone mięso piwem.- Robię je na wymiary, mam już gotowe dla ciebie Skąpiec, dla Małego, Riees'a, Rzeźnika, Henryka i tego idioty Psikuty.
-Winchestera,- poprawił go Psikuta.- i do jasnej cholery nie zapominaj, że tu jestem. Odstrzelę ci kiedyś ten parszywy uśmieszek.
-Próbuj szczęścia psi chuju!- wybuchł śmiechem, podobnie jak reszta braci. Winchester zrobił się czerwony na gębie i rzucił się z pięściami na kowala. Po kilku minutach rozdzieliliśmy ich. Zaskakujące jest to, że od razu po bójce poszli otworzyć kolejną beczkę piwa. Zanosili się od śmiechu, kiedy z góry dochodziły do nas odgłosy walki. Oblech spojrzał w górę.
-Idę na spacer.- rzekł spokojnie, przejmujesz dowodzenie nad zmianą do mojego powrotu.
-Spacer?- spojrzałem na niego zaskoczony.- Czyż tyś do reszty zgłupiał?!
-Pora wypróbować te cudo.- uśmiechnął się i zniknął za drzwiami. Mieliśmy kod, dzięki któremu wiedzieliśmy kiedy otwierać bramę. Uważałem go za idiotę w tym co robił, ale to co mi potem przekazał znacznie wzbogaciło kronikę...

[Zakładam, ze Oblech dołączy do was Panowie :).]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Menthus obserwował styl walki Kharlota. Choć wspólny rozlew krwi zawiązywał między nimi pewną więź, Asur nie był na tyle lekkomyślny, by zaufać czempionowi. Dlatego śledził teraz każdy jego ruch, nie wiedząc, czy w przyszłości ta wiedza może okazać się użyteczna.
Styl walki Thorgarssona był brzydki. Dla zręcznego szermierza, jakim był Menthus, przywykłego przez wieki do klasycznej szkoły ulthuańskiej, technika Kharlota budziła uśmieszek pobłażliwości. To znaczy budziłaby, gdyby nie jej skuteczność.
Ciosom Aeslinga brakowało finezji, zamiast próbować precyzyjnych technik, które ominęłyby obronę przeciwnika, on po prostu ją przełamywał. Oszczędnymi, brutalnymi razami męczył przeciwnika, doprowadzając go do granicy wytrzymałości bólowej.
Robert Guilleman stanął w pozycji szermierczej, z prawą ręką zbrojną w rapier wysuniętą do przodu. Kharlot stał wyprostowany, niemal na baczność, trzymając swój topór tuż przy obuchu. W jednej chwili najmita ruszył do przodu krótkim cięciem na wysokości szyi oponenta, usiłując szybkością skompensować gorsze warunki fizyczne. Kharlot rozluźnił chwyt na stylisku, pozwalając, by broń zsunęła się nieco i złapał ją w połowie, schodząc nieco na bok. Robiąc półkrok uniósł oręż nad głowę, po czym opuścił ją w zamaszystym ciosie. Guilleman był na to gotów, odskoczył momentalnie, nawet nie próbując blokować ciosów Kruszącego Czaszki.
- Widzę, że czegoś się nauczyłeś od naszego ostatniego spotkania- rzekł Thorgarsson.
- Dobrze zapamiętałem swoje błędy, by ich dzisiaj nie popełnić- odparł Robert z zaciętością.
- To nie wystarczy. Niedługo sam się przekonasz.
Kharlot zbił na bok błyskawiczne cięcie i grzmotnął pięścią przeciwnika. Krew trysnęła z rozbitego łuku brwiowego. Nie czekając, aż najemnik się otrząśnie, khornita zakręcił się w półobrocie i pchnął zza pleców trzonkiem w splot słoneczny kapitana, po czym masywnym kopniakiem pod kolana powalił go na bruk.
Bękart Wojny zakaszlał, brodząc w roztopionym śniegu zmieszanym z krwią, walcząc o oddech.
- Żałosne- parsknął Kruszący Czaszki częstując leżącego soczystym kopniakiem w żebra. Robert syknął z bólu.
Kharlot odwrócił się, słysząc okrzyk. To trzy Bękarty pośpieszyły na odsiecz swemu kapitanowi, widząc jego upadek. Wybraniec boga wojny powali pierwszego bez trudu, miażdżąc mu klatkę piersiową potężnym uderzeniem. Drugi zachował nieco więcej zimnej krwi, atakując nisko bastardem. Kruszący Czaszki odbił kolanem płaz miecza, po czym grzmotnął łokciem w twarz atakującego, po czym zaatakował trzeciego, zbrojnego w falchion i tarczę. Wojak zastawił się tą drugą, wierząc w jej wytrzymałość. Tileańscy płatnerzy najwyraźniej nie przewidywali konfrontacji ze stalą Blodfara, gdyż topór rozłupał tarczę na dwoje wraz z hełmem i głową najmity. Khornita powrócił do drugiego najemnika, który zdołał otrząsnąć się i zaatakować z krzykiem. Kharlot zaatakował nisko, tnąc pod kolanem. Ucięta goleń poszybowała w powietrzu w kierunku Menthusa, który odbił ją mieczem.
- Zrobiłeś to specjalnie, prawda?- krzyknął do czempiona elf.
Thorgarsson powrócił do Guillemana, który już na niego czekał. Pewnym ruchem ciął ukośnie, po czym odskoczył, zamarkował atak na pachwinę, po czym zakończył fintą. Pierwsze uderzenie Kharlot przyjął na pancerz, jako, że nic przy tym nie ryzykował, po czym zbił rapier styliskiem na bok i ciął poziomo, mierząc w szyję.
Głowa Roberta Guillemana potoczyła się po bruku z wyrazem niemiłego zaskoczenia wyrytym na twarzy.
Kharlot odwrócił się. Bracia Horkessonowie stali przy stercie porąbanych zwłok, która jeszcze przed chwilą była niedobitkami słynnej kompanii najemniczej "Bękarty Wojny". Sprawiali wrażenie zadowolonych z siebie.
- Gdzie Tileańczycy?- spytał Aesling.
- Zmyli się, zanim skończyliśmy z tymi tutaj- odparł Olfarr.
- Z resztą pies z nimi tańcował, pora poszukać godniejszego przeciwnika!- zakrzyknął Ulfarr.
- W porządku. Widzę jednak, że będę musiał was nauczyć kontrolować wasz dar.
- A co tu jest do kontrolowania?!- oburzył się Ulfarr.
- Zabijamy delikwenta i tyle!- dodał Olfarr.
- A chwałę zgarnia wasz pan, lecz nie wy! Bo to nie wy dokonujecie świadomych czynów, lecz jesteście sterowani!- zakrzyknął gniewnie Kruszący Czaszki. Bracia zmieszali się nieco.
- Pokaż nam- odparli po chwili jednogłośnie.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Drzwi do kwatery Drugniego otworzyły się z hukiem i do pomieszczenia wpadły dwa krasnoludy.
- Kurwa mać, jedna lezie za nami ! - Wrzasnął Zahin, wskazując swym kowalskim młotem coś za plecami Drugniego.
Zaalarmowany Zabójca obrócił się w porę, by sparować mordercze cięcie zabójczo pięknej demonetki. Dwa zakrzywione sztylety zatrzymały się na wzmacnianym metalem trzonku jego runicznego topora, wycinając na nich głębokie bruzdy. Demon naparł mocniej na czerwieniącego się z wysiłku krasnoluda, dając przy tym pokaz niesamowitej siły mocno kontrastującej z raczej delikatną sylwetką.
- Pocałuj mnie, twardzielu... - Demonetka wysunęła swój długi, fioletowy język i polizała policzek Drugniego z obrzydliwym mlaskiem. Ten zaś nie mógł nic uczynić - jeśli odchyli głowę, straci równowagę i przeciwniczka go przesiłuje, jeśli spróbuje wyswobodzić się z klinczu, nieludzko szybszy demon z łatwością pokroi go na kawałki.
- Khurwaaaa - Wycedził przez zęby, napinając mięśnie i próbując odepchnąć plugawą oblubienicę Slaneesha. Bez skutku.
Gdy po chwili zaczynał oswajać się z myślą o śmierci poprzez gwałt oralny, nadeszło wybawienie. W postaci dwu i pół kilogramowego młota z impetem uderzającego jego przeciwniczkę w śliczną twarz. To Zahin popisał się rzutem godnym samego Thora, ratując swego rodaka z opresji.
Demonetka padła na ziemię w samym progu drzwi do kwatery Drugniego,, układając się w dosyć dziwnej pozycji. Mianowicie zalotnie położyła się na boku, podpierając głowę pełną pazurów ręką.
- Namaluj mnie jak jedną z twoich bretońskich dziewczyn ! - Rzekła w stronę brodaczy.
- NA GRIMNIRA ! - Drugni dopadł leżącą poczwarę i przepołowił ją jednym potężnym ciosem znad głowy.
Gdy jej ciało zdematerializowało się, Zabójca czym prędzej zatrzasnął drzwi i pozamykał je używając do tego pokaźnej kolekcji zamków, zasuw i łańcuchów.
- Na bogów, co tam się działo ? - Zahin odłożył swój młot i ciężko usiadł pod ścianą.
- Radzę o tym nie myśleć - Drugni przyłożył ucho do drzwi, nasłuchując dźwięków z zewnątrz - Może się o tego pomieszać w głowie.
- Zaraz mi odpierdoli nawet bez tego ! - Warknął kowal, chowając twarz w wielgachnych łapach - Podsumujmy: Imperialni zdobyli dziedziniec, więc musieliśmy zabunkrować się w zamku. Wtedy ten cały inkwizytor okazał się być zdrajcą i chciał nas aresztować.
- W sumie to się tego spodziewałem. Magnus od dawna coś kombinował. Heh, tak w zasadzie to byłem ciekaw, jak zachowa się podczas szturmu jego ukochanego Imperium. No i się doczekałem.
- Potem o sali wpadły te... rzeczy - Kowal kontynuował - I zaczęliśmy walczyć. I nagle rozpętało się piekło...
Drugni usiadł na swoim łózko, patrząc się tępo w ścianę. Zaiste, to, co wydarzyło się potem, przeraziło nawet jego. Potężna fala surowej energii chaosu przeszła przez Fortecę, zmieniając ją w miejsce rodem z najgorszych koszmarów. Wszelkie przedmioty martwe nagle ożyły i rzuciły się na intruzów, nie wyłączając potężnych rzeźb demonów stojących w holu. Zabójca z gorzkim rozbawieniem przypomniał sobie, jak bardzo narzekał na to miejsce gdy przybył tu po raz pierwszy. Czuł się wtedy szerze rozczarowany "zwykłością" Spiżowej Cytadeli, znanej w całym Imperium jako siedlisko zła i szaleństwa. Wygląda na to, że dopiero teraz te przeklęte mury odzyskały pełnie swojej mocy. To by znaczyło, że przez ten cały czas Cytadela znajdowała się w stanie swoistego uśpienia.
- Na bogów - Drugni podrapał się po swojej pomarańczowej czuprynie - Przez ostatnie miesiące mieszkaliśmy w najbardziej przeklętym miejscu Imperium. W dodatku cały czas piliśmy, tłukliśmy się po gębach i jakby nigdy nic łaziliśmy po najmroczniejszych lochach i piwnicach, nieświadomi zła, które się tu czaiło.
Zahin kompletnie zignorował wtręt Zabójcy i kontynuował swój wywód.
- ...a potem do sali wtarabanił się ten gigantyczny typ w zbroi, na widok którego wszyscy zesrali się w gacie.
- Ten "typ" to Archaon, jeden z największych czempionów Chaosu, jakiego kiedykolwiek nosiła ta ziemia. To on jest bezpośrednio opowiedziany za Burzę Chaosu, która nieomal starła Imperium na proch. Szczerze mówiąc myślałem, że będzie wyższy...
- Widziałeś, jak on walczył z tymi demonetkami ? Jednym ciosem ubił z tuzin !
- Też mi wyczyn - Drugni dumnie wyprężył pierś - Ja samemu załatwiłem z pięć, a nie jestem żadnym chędożonym Wrzechwybrańcem.
- Takiś mocny ? - Zahin uśmiechnął się złośliwie - To dlaczego uciekliśmy tutaj zamiast zostać tam i walczyć ?
- JA NIGDY NIE UCIEKAM ! Teraz po prostu wycofaliśmy się na z góry upatrzone pozycje ! Jakbyś nie zauważył, wszyscy nasi "sojusznicy" rozbiegli się po korytarzach. Mieliśmy zostać tam sami z bandą tych zboczonych plugastw ? Poza tym jest coś jeszcze...
- Niby co ? Bo przysiągłbym że widziałem już wszystko...
- Wytęż słuch.
Zahin zaiste nadstawił uszu i po chwili wzruszył ramionami.
- To co zwykle. Odgłosy walki, krzyki, wrzaski, szczęk oręża i demoniczne śmiechy.
- Może źle sformułowałem pytanie. Skoncentruj się, staraj się olać cały ten burdel za ścianą.
Zahin spojrzał na Drugniego jak na idiotę.
- Czyli że co mam zrobić ? Weź mów jasno, a nie układasz jakieś zaga... O kurwa.
Oczy kowala rozszerzył się z przerażenia.
- Słyszę... szepty. W środku mojej głowy. Jakiś nienawistny głos gada mi okropne rzeczy...
Drugni kiwnął głową ze straszną miną.
- Jesteśmy spaczeni. Opętani przez demony. Będą nam tak szeptać dzień i noc, do czasu aż zupełnie nam odbije i staniemy się plugawymi sługusami Chaosu.
- CO ?! To niemożliwe ! Jesteśmy Dawi, do cholery ! Mamy na to immunitet !
- Bynajmniej. Jesteśmy odporniejsi od innych, to prawda. Pewnie tylko dlatego pozostaliśmy przy zmysłach. Ale po pewnym czasie nawet my ulegniemy. Widywałem już naszych spaczonych braci, walczyłem z nimi... Kurwa mać, pewnie cała reszta zawodników Areny już przeszła na Chaos. Mamy przesrane. Przesrane po całości.
Zahin spojrzał na topór Drugniego z wyrazem kompletnej beznadziejni w oczach.
- W takim razie skończmy to. Gromril jest ostry jak diabli, przy odrobinie wprawy łatwo i bezboleśnie pozbawimy się życia.
Drugni przeszył kowala spojrzeniem swych stalowych oczu.
- Chcesz popełnić samobójstwo jak jakiś tchórz albo inny elf ? Nie, ja dopełnię swojej przysięgi... Wyjdę tam i zginę w walce z tymi paskudami. Chodź ze mną, odejdziemy, jak na krasnoludy przystało !
Kowal wstał z podłogi z młotem w ręku i ogniem w oczach.
- Tak ! Na śmierć ! Nie damy tym skurwysynom satysfakcji !
Zabójca zaśmiał się opętańczo i ujął topór oburącz.
- Za mną więc ! Na początek rozwalimy blaszany łeb temu cholernemu inkwizytorowi ! Nie cierpię zdrajców ! A kiedy już...
Drugni przerwał w połowie, a jego oczy rozszerzyły się wyrazie nagłego zrozumienia. Po chwili z rozmachem pacnął się w czoło.
- No tak, MAGNUS !
- Co Magnus ? - Zdziwił się Zahin.
- Jest zasranym Wielkim Inkwizytorem ! Czyli najbardziej sumiennym, obowiązkowym, zatwardziałym i fanatycznym skurczybykiem jakiego w życiu widziałem ! Kto jak kto, ale on nigdy nie przeszedłby na Chaos !
- I co z tego ? To MY mamy problem, nie on !
Drugni pokręcił głową, nadal uśmiechając się głupio.
- Nie rozumiesz ?! Na bank musiał się jakoś zabezpieczyć ! Nie wiem, odprawił egzorcyzmy, posiada jakieś oczyszczające artefakty, dał na tacę kapłanom Sigmara... Cokolwiek ! Grunt, że może się tym podzielić z nami !
- Może ? - Kowal uniósł brwi - Czy aby na pewno ? Prędzej spali nas na stosie.
- Będzie musiał się podzielić, do cholery ! - Drugni dosyć wymownie uniósł swój topór - Za mną ! Do kwatery Magnusa !
Oba krasnoludy odryglowały drzwi i wybiegły na korytarze pełne niewypowiedzianych koszmarów.
Ostatnio zmieniony 22 kwie 2014, o 19:04 przez Chomikozo, łącznie zmieniany 1 raz.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Farlin stał w oknie i przyglądał się swojemu dziełu. Musiał przyznać jedno, wybuch był wyjątkowo skuteczny. Szkoda tylko, że zabił setki imperialnych żołnierzy, a nie kultystów.
Teraz jego przyszła kariera łowcy czarownic rozprysła się jak żyrandol na statku morskiego księcia...
Nagle jego uwagę przykuło coś na niebie. Anomalia zaczęła się jeszcze szybciej kręcić i rozszerzać. Po chwili zaczęło się prawdziwe piekło. Niebo rozbłysło, błyskawica wystrzeliła z nieba i uderzyła w teren znajdujący się przed fortecą, powstała tam zielona bariera. Hobbit widział jak kilku żołnierzy próbowało ją przekroczyć i prawie zwymiotował widząc, co się z nimi stało. Nurgl opanował ich ciała i dusze.
Wojsko, które już świętowało zwycięstwo, teraz musiało walczyć o przetrwanie.
Jednak to nie był jeszcze koniec, wszystko zatrzęsło się, rzeczywistość rozerwała się tuż obok bramy, wtedy właśnie hobbit usłyszał w głowie ten straszliwy okrzyk.
- KREW DLA BOGA KRWI!!!!!
Sam Archaon przybył by mordować na chwałę pana wojny. Rzeź jednak nie trwała zbyt długo. Wybraniec bogów wyważył z kopa wrota i wszedł do środka zamku.
Znów nastąpiły wstrząsy. Równowaga magi została zachwiana i nagle olbrzymia presja, która ciążyła w powietrzu zniknęła. To co nastąpiło potem, zmroziło krew w żyłach wszystkim. rzeźby, płaskorzeźby, posągi itp... OŻYŁY!!!!!!!!! Malec przypomniał sobie teraz, jak po jednej z libacji, obudził się w paszczy kamiennego smoka. Teraz dopiero do niego dotarło, że mógł wtedy zginąć. Cała sytuacja nie zapowiadała się najlepiej.

Hobbitem nagle targnęła o ścianę niszczycielska energia. Kiedy otworzył oczy, znajdował się w straszliwej dolinie. Zakapturzone postacie stały wzdłuż niej aż po horyzont.
Obrazek
Malec wyciągnął z kieszeni zapalniczkę na czarną wodę (nowy krasnoludzki wynalazek) i krzyknął.
- Choć bym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Młotodzierżca ze mną. A z modlitwą na ustach zniszczę wszystkie cienie!!!!
Niestety, cienie nie ustąpiły i musiał iść naprzód w mroku. Cały czas miał wrażenie, że mówią do niego jakieś głosy.

W końcu doszedł do otwartej przestrzeni. Rozciągał się przed nim majestatyczny i zarazem straszny widok.
Obrazek
W oddali stały 4 olbrzymie trony. Nie widział dokładnie postaci, które na nich siedziały, jednak domyślił się, że są to bogowie chaosu.
Malec ponownie krzyknął.
- Choć bym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Młotodzierżca ze mną. A z modlitwą na ustach zniszczę wszystkie cienie!!!!
Po tych słowach, jedna z postaci machnęła ręką od niechcenia. Zapalniczka eksplodowała w dłoniach hobbita, jednak nie uczyniła mu krzywdy.

Pierwszy przemówił Pan zmian.
- Jeśli mnie wybierzesz, moja moc będzie cię chroniła, wrogowie ugną swe kolana przed twoim intelektem i intrygami. Jeżeli wykażesz się gorliwą wiarą, pozwolę ci nawet zgłębić tajniki magii.

Drugi odezwał się pan bitew.
- Jeśli mnie wybierzesz zyskasz olbrzymią siłę i wieczną sławę.

Jako trzeci przemówił pan rozkoszy.
- Jeżeli mnie wybierzesz już zawsze będziesz doznawał tylko rozkoszy.

Ostatni przemówił pan zarazy i gnuśności.
- Wybierz mnie, a sprawię, że będziesz żył wiecznie i już nigdy nie zaznasz bólu.

Farlin rozumiał w jakiej sytuacji się znalazł. Sigmar go opuścił, widocznie za to, że przez przypadek zabił kilkuset jego wyznawców. Poza tym Książe elektor każe go powiesić za jaja.
Teraz musiał ratować życie i wybrać swojego patrona. Milczał przez krótką chwilę, jednak końcu podjął decyzję.
- Wybieram Tzeentcha

Trzy trony zniknęły, pozostał tylko jeden. Postać na nim siedząca powstała i wskazała na hobbita ręką.
- Od samego początku wiedziałem, że to mnie wybierzesz. Przyglądałem się tobie od pierwszej minuty turnieju. Naznaczam cię teraz moim piętnem. Idź, walcz i knuj dla mojej chwały a zyskasz nagrody i błogosławieństwa, o jakich ci się nawet nie śni.

Malec poczuł przeraźliwy ból na plecach. Pan zmian napiętnował hobbita swoim symbolem.
Obrazek

Białko w jego lewym oku stało się niebieskie i delikatnie świeciło.
Kiedy ból ustał, Farlin zorientował się, że znów jest w swoim pokoju.

*******************


Imperialni wciąż walczyli z posągami i sługusami Nurgla. Zostali otoczeni na środku dziedzińca. Von Starken ciął na odlew swoim mieczem, pozbawiając głowy kolejnego przeciwnika. Ciało nurglity szło jeszcze przez chwilę, po czym eksplodowało. Sytuacja była naprawdę beznadziejna.
Nagle dowódca usłyszał warkot silników. Kiedy spojrzał w górę, dostrzegł dwa sterowce.
Kapitan pierwszego z nich, chwycił magiczny niebieski kamień i wypowiedział formułę zaklęcia. (mógł je wypowiedzieć każdy, ponieważ moc zaklęcia była umieszczona w kamieniu) Magiczny artefakt połączył się z umysłem Von Starkena.
- Tu Sigmar 5-1. Zróbcie miejsce na lądowisko, następnie je zabezpieczcie. Spróbujemy was wyciągnąć z tego piekła.

- No pizdy, odepchnąć wroga i zrobić miejsce w środku koła!!!! Zaraz przyleci wsparcie!!!
Nie trzeba było powtarzać rozkazu drugi raz. Wszyscy chcieli się stąd wydostać.

Kiedy Sigmar 5-1 podchodził do lądowania, Sigmar 5-2 ustawił się na wysokości 15 metrów. Kilkunastu kuszników i kilu łuczników ostrzeliwało dziedziniec. W ten sposób osłaniając swoich towarzyszy.
Dowódca Sigmara 5-2 stał na rufie i wypatrywał nowego zagrożenia. Kiedy dostrzegł błysk przy jednej ze ścian, rozkazał przyprowadzić Małego Hansena, czyli działo pokładowe.
- To chyba czarodziej chaosu, wyślijcie mu prezent!!!
Obsługa działa natychmiast je załadowała i wycelowała.

Alpharius przyglądał się latającym machinom. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy dostrzegł, że na jednej z nich, ktoś celuje do niego z działa. Wypowiedział zaklęcie i wypuścił je w stronę statku.
Mały Hansen eksplodował, zabijając przy tym całą obsługę i kapitana. Odłamki przeszyły pokrywę nośną statku, który po chwili zaczął spadać w dół.

Von Starken w swojej głowie znów usłyszał głos kapitana Sigmara 5-1
- Sigmar 5-2 zestrzelony, Sigmar 5-2 zestrzelony!!! Zabezpieczcie miejsce katastrofy i ewakuujcie rannych. Zabierzemy was na dwie tury.
- Zrozumiałem, ja i moi ludzie zajmiemy się tym.

****************************************************

Farlin stał pół nagi przed lustrem i z zaciekawieniem oglądał symbol, który znajdował się na swoich plecach. Czół wyraźnie wiatry magii. Potrafił nawet wytworzyć w ręce małą kulę światła. W kolegium, adeptowi zajmowało średnio 5 lat nauczenie się czegoś takiego. Hobbit był zadowolony, czół wyraźnie obecność swego patrona. Ubrał się, wziął broń i ruszył w dół wieży w poszukiwaniu innych zawodników.

W tym czasie grupka hobbitów na dachu wciąż machała wielką flagą Middenlanu. Jednak, gdy się zorientowali, co się dzieje na dole, postanowili się szybko ulotnić. Najodważniejszy z nich podszedł do klapy, znajdującej się w podłodze i otworzył ją szybkim ruchem. Sekundę po tym nastąpiła eksplozja, która wysłała hobbitów w objęcia Morra.
Farlin słysząc eksplozję, uśmiechnął się. Skoro teraz służył mrocznym bogom, musiał się pozbyć wszystkich wyznawców Sigmara i Ulryka. Nawet tych, którzy z nim wcześniej współpracowali.

****************************************************

Kilian powoli wychylił głowę z szafy. Na szczęście portal się zamknął, a wszystkie demonetki gdzieś poszły. Doskonale, teraz mógł poszukać Kharlota i spuścić mu porządny wpierdol za to, że pokonał go na Arenie. Być może spotka też innych znajomych. Ale tym sobie na razie głowy nie zawracał. Najpierw musiał załatwić Kharlota.

[ Sorki, że tak długo nie pisałem, ale musiałem nadrobić zaległości (3 strony waszych wypocin :D )Wiara w Sigmara i Khorna jest dla "SUABYCH" :P Poza tym Kordelas nie jest dość gorliwym wyznawcą tego pierwszego. Podczas bitwy z moją Bretonią, Sigmar miał go głęboko w poważaniu (czekam na rewanż ;) ) Liczę, że się przyłączycie do akcji na dziedzińcu (Kordelas, Grimgor, Byqu :twisted: ) ]

[Edit: Sorki za rozjechanie forum :P ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Matis pisze:[ Sorki, że tak długo nie pisałem, ale musiałem nadrobić zaległości (3 strony waszych wypocin )Wiara w Sigmara i Khorna jest dla "SUABYCH" Poza tym Kordelas nie jest dość gorliwym wyznawcą tego pierwszego. Podczas bitwy z moją Bretonią, Sigmar miał go głęboko w poważaniu (czekam na rewanż ) Liczę, że się przyłączycie do akcji na dziedzińcu (Kordelas, Grimgor, Byqu ) ]
A Ty znowu o tej dziwce z jeziora... :x ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Oblech przyległ do jedynej stojącej jeszcze ściany, pozostałej po stajni i nasłuchiwał.
-Gdzie reszta naszych?- jeden z żołdaków imperium nerwowo, przechadzał się między gruzami i wypatrywał zagrożenia. Ręce mu drżały, choć ze względu na warunki panujące w cytadeli nie było to niczym dziwnym. Nawet najdzielniejszych wojowników przechodziły niekiedy ciarki, chociażby na widok kilku metrowego, kamiennego smoka, który przemaszerował teraz obojętnie obok Zastępcy Kapitana. Ten splunął i jeszcze raz wyjrzał za ściany. Sześciu, może ośmiu żołnierzy, należą do grupy która zaatakowała część muru przydzielonego kultystą. Przynajmniej tak mu się wydawało, a on dość rzadko się mylił. Bezpośredni atak był idiotyzmem, tym bardziej, że nie wiedział czego się spodziewać po przeciwnikach, choć teraz wydawali się być przerażeni. Strach może jednak motywować, a Oblech doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Słuchacie mnie do cholery, czy nie?- wrzasnął wściekły, gdy nie usłyszał odpowiedzi na swoje wcześniejsze pytanie. Nasz Brat, wyciągnął za pasa dwa noże, zamoczył je w truciźnie. Była ona stosunkowo nowym nabytkiem. Z tego co mi powiedział (jego noże i specyfiki, są jedynym tematem naszych rozmów w wolnym czasie, o nich potrafi trajkotać godzinami.) zainwestował w nie jakieś dwa miesiące temu. Zainwestował... swój czas i trochę wysiłku. Okradł jakiegoś bogatego kupca, który dostarczał różnego rodzaju trucizny i ich składniki dla Mrocznych. Wracając, ułożył je w dwóch różnych otworach, rękojeściami do wewnątrz zawalonej stajni, zrobił to bardzo ostrożnie, tak by nie uszkodzić szklanej części broni. Jeden z nich udał się na stronę, Oblech wykorzystał to i cichaczem zakradł się w jego stronę, podszedł go od tyłu i szybkim cięciem Kłów (postanowił pozostać przy ich starej nazwie) pozbawił żołdaka głowy, gdy ten osunął się na ziemię nasz Brat zwrócił się w stronę pseudo obozowiska druhów nieboszczyka. Spojrzał w miejsca ulokowania jego sztyletów, były w idealnej pozycji. Wystarczyło odpowiednio się ustawić i celnie rzucić, by unieruchomić dwóch z nich. O ile w ogóle zajdzie taka potrzeba. Podszedł jeszcze parę kroków i przykucnął przy zawalisku, poczuł smród i ujrzał łeb konia przygniecionego przez gruz.
-Biedak.- szepną sam do siebie, po czym lekko się uśmiechnął gdy zobaczył "krzykacza" idącego w jego stronę. Jakimś cudem nie widział Oblecha.
-Ile można lać Markus?- jego głos z wrzasku przeszedł w pisk, gdy ujrzał tułów pozbawiony głowy.- Co do chu...- nie zdążył wypowiedzieć słowa, gdy Oblech rzucił się na niego. Był przerażony i zdezorientowany. Nic zresztą w tym dziwnego. Został zaatakowany przez wojownika w lśniącej zbroi, nie widział jego twarzy. Nasz Brat miał na głowie hełm. Atak dobiegł znikąd, a mimo to zdołał go sparować. Oblech natychmiast odskoczył i uniknął prostego pchnięcia rapierem nieprzyjaciela, dzięki nowemu opancerzeniu mógł poruszać się znacznie sprawnej. Z łatwością przychodziły mu ruchy, jakich nauczył się w jednej ze wschodnich świątyń. (tak, udało mi się coś z niego wydusić!) Wykonał silne kopnięcie z półobrotu w twarz Krzykacza, ten zaskoczony nie zdołał umknąć i padł na ziemie nieprzytomny. Wydał przy tym krótkie, ale głośne stęknięcie, które zawiadomiło resztę jego towarzyszy. Oblech szybko podciął gardło mężczyzny i ruszył w stronę nadbiegających żołdaków, jego ruchy stały się teraz bardzo płynne, a to jak się poruszał można porównać zapewne nawet do tańca. Szybkie kroki, każdy jeden był niezbędny. Nie marnował czasu na niepotrzebne starcia, unikał pchnięć i cieć, a gdy sam miał okazje kąsał ich ostrzami Kłów, sprawiając, że po chwili szóstka jego przeciwników silnie krwawiła. Element zaskoczenia powoli tracił na wartości. Żołnierze przejęli inicjatywę i z tryumfalnym wyrazem twarzy okrążyli go, przypierając jednocześnie do muru. Oblech spojrzał w prawo, potem w lewo. Schował Kły i uniósł powoli ręce górę. Imperialni spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.
-Mądra decyzja, zginiesz szybko.- rzekł jeden i wolnym krokiem zaczął iść w jego stronę. Wówczas nasz Brat opuścił nieco ręce, a gdy te znalazły się na poziomie jego noży ukrytych w wyrwach w ścianie momentalnie cisnął jedną w stronę zbliżającego się przeciwnika i drugiego z kuszą. Obaj znieruchomieli. Jedyna część ciała jaką mogli poruszać to gałki oczne, nim reszta zdążyła zareagować Oblech wdał już między nich i swoimi sztyletami ciął najsłabiej osłonięte punkty ich ciała. Gdy jeden z nich odwinął się i wykonał cięcie, które miało skrócić o głowę Zastępce, ten zdążył przetoczyć się i zgrabnie podciąć ścięgna Achillesa kolejnych dwóch. Schował nożyki i dobył kłów, szybko pozbawił życia reszty wrogów. Policzył trupy, sześciu z tym zabitym na początku, oraz dwóch sparaliżowanych. Krążył wokół nich z katowskim uśmieszkiem. Aż w końcu zdecydował się odejść, nie uczynił nawet dziesięciu kroków, gdy usłyszał ich krzyki. Chwilę później zobaczył gargulca, całego skąpanego we krwi. Starał się nie rzucać w oczy, jednak kilkukrotnie napotkał na swojej drodze pojedynczych imperialnych, albo obłąkanych kultystów. I to i to prosiło się o szybką śmierć, a Oblech jako dobroczyńca musiał im pomóc. Szedł w stronę, z której dochodziły odgłosów porządnej walki i krótkich eksplozji. Obstawiał, że są tam zawodnicy. I miał rację. Dojrzał z daleka osobnika zwącego się Kruszącym Czaszki, bliźniaków w zbrojach chaosu, potrafił scharakteryzować jeszcze elfa, imieniem Menthus. Smoczy Mag. Van od początku obstawiał jego zwycięstwo w tych zawodach, a przynajmniej tak mi mówił.
-Dołączę.- rzekł krótko gdy był już na wyciągnięcie ręki od Kharolta.
-Kim jesteś?- zapytał zaskoczony Menthus, Oblech jak zawsze się skradał. Nic dziwnego, że go nie zauważyli od razu. Choć gdyby wyskoczył przed bliźniakami zapewne musiałby stoczyć z nimi walkę, nim ci zorientowaliby się z kim mają do czynienia. Na szczęście elf pierwszy wyczul jego obecność.
-Oblech.- odpowiedział mu i ruszył za nimi.




Gdy wyszedł ja zająłem się zakładaniem mojej nowej zbroi, co prawda szło mi to niezwykle mozolnie, bo ten dureń zrobił ją za małą. Kpił sobie ze mnie mówiąc:
-Dieta Skąpiec, tylko dieta pomoże ci się w to wcisnąć.
Ja jednak nie dawałem za wygraną i w końcu odniosłem sukces. Jak to mówią nie ma rzeczy niemożliwych. Riees wstał nieco wcześniej niż ustawa przewiduje i sam, bez słowa udał się po swój nowy nabytek. Podobnie uczynił Mały i Henryk. Dlaczego wszyscy o nich wiedzieli, a mnie nikt o ich istnieniu nie wspomniał nawet słowem? Zawsze dowiaduje się ostatni, parszywa rzeczywistość... Kapitan spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Ta nowa zbroja podkreśla twoja figurę Skąpiec.- zaśmiał się i spojrzał na Braci. Fakt, była nieco opięta ale i tak o niebo wygodniejsza od tej którą miałem na sobie wcześniej. Kapitan wyprostował się i wyjął swoją szablę.- Panowie zaczynamy trening, Psikuta weź połowę na strzelnicę.
-Strzelnicę...- westchnał Winchester.- dobre sobie, to stary korytarz z sześcioma tarczami.
-Bez marudzenia Psi chuju!- krzyknął Leworęki i stanął za Riees'em. Strzelec miał ogromna ochotę by znów zdzielić go pięścią po twarzy, ale twarde spojrzenie Kapitana zniechęciło go do tego.
-Anna poprowadzi trening.- po sali rozeszły się szepty, "Kobieta ma nas uczyć walki mieczem", "prędzej wyjdę do tych demonic niż dam się babie poucząć!"- Zamknąć japy.- uniósł lekko głos, momentalnie zapanował cisza.- Ja sam chce się od niej jak najwięcej nauczyć, jeżeli któryś mi przeszkodzi to własnoręcznie go wykastruję.- kilku Braci przełknęło ślinę. Riees rzadko się denerwował, ale gdy już do tego doszło lepiej było nie być w jego okolicy. Anna wyszła ze swojej komnaty, jak zawsze towarzyszyły jej wilkory.
-Walka mieczem to nie bezmyślnie machanie nim w prawo i lewo.- zaczęła, wszyscy jej słuchali. A przynajmniej sprawiali takie wrażenie, jak już wspomniałem była niesamowicie urodziwą elfką.- To taniec, jeśli uda wam się pojąć jego podstawowe kroki staniecie się niepokonani...
Nie spodziewałem się, że kobieta może dać nam taki wycisk. Bywały chwile, że zazdrościłem Oblechowi jego pobytu na górze...

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Wybraniec kroczył korytarzami, z miecz który ściskał oburącz nadal skapywała krew. Mimo że moc chaosu ogarnęła cały zamek na korytarzach nadal trwały walk, raz po raz wojownik unosił klingę aby skrócić o głowę jakieś imperialistę czy kultystę który nie przypadł mu go gustu. Nawet walka z demonami nie stanowiła dla niego nowości, zbyt dużo wyrżnął ich w osnowie aby teraz się nimi przejmować. Jedyne co go za ciekawiło to dość znane lica należące do demonic, może dane mu już było skrzyżować ostrze z niektórymi z nich. Zwinnym ruchem Aszkael wyminął żywą zbroję która stanęła mu na drodze, kolejny efekt mocy chaosu. Zanim konstrukt zdążył zareagować potężny cios trafił w spoiwo na pasie, metal nie wytrzymał. Do niedawna żywa istota rozsypała się na części które hucznie uderzyły o podłogę. Wtedy cały świat zawirował, podłoga przybrała barwy czerni i bieli. Ściany zniknęły ustępując miejsca różnokolorowej pustce, Aszkael spostrzegł cztery postacie górujące nad wszystkim. Widział jak debatują nad czymś, widział jak losy tej areny są właśnie spisywane. Następnie jego oczą ukazały się kolejne wizję, widział rozmyte sylwetki inny postaci. Ale jak by przeźroczyste niczym utworzone ze szkła lub mgły, lecz wyraźnie dostrzegał kontury czy zarysy twarzy. Wszyscy zawodnicy… i wiele innych postaci. Każdy z nich zwrócił się w stronę jednej z potęg, każdy z innych podpisał jakąś umowę. Aszkael widział jak swoiste kontury postaci nabierają konkretnych barw i stają się bardziej wyraziste, każdy z bogów oznaczył tych którzy postanowili podpisać z nim swego rodzaju cyrograf. Wybraniec uśmiechnął się pod nosem stawiając kroki w głąb wizji, był właśnie świadkiem wielu wyborów które stanowiły część wielkiego boskiego planu. Wizja pomału rozpadła się a Aszkael ponownie kroczył ciemnymi korytarzami cytadeli, jednak teraz czuł się trochę inaczej niż zwykle. Piętno ośmioramienna gwiazda która zajmowała miejsce na jego karku znów dało o sobie znać, energia wprost płynęła przez jej ramiona. Decyzje podjęte przez całą tą hałastrę… on był ponad nimi, nie był sługą jednego z bogów a całej czwórki. On był tym który został wybrany przez chaos niepodzielny, był ostrzem w które wkład miała każda z mrocznych potęg. Śmiało można go było nazwać tym którym w całym tym syfie był najbliższy chaosowi, swoisty symbol zepsucia które pomału pochłania ten świat. Aszkael bez zbędnych emocji wbił swój półtoratęczny miecz w korpus kolejnego pancerza, zbroja zatrzymała się przez siłę uderzenia. Następnie potężny kopniak posłał ją na ziemie obracając w kupkę złomu, poprawił chwyt na miecze trzymając go teraz jednorącz wzdłuż lewej nogi. Jego przemarsz napotkał nagle przeszkodę inną niż żywe wystrój wnętrz czy banda imperialistów, wybraniec nie mógł powstrzymać śmiechu. Odruchowo prawą rękę zbliżył do otworów w hełmie, tego zaczynało być już pomału za dużo.
- Że też i ty tu się pojawiłeś! Za prawdy bogowie mają poczucie humoru!- rzekł Aszkael opierając miecz na ramieniu. Jego spojrzenie zmierzyło wybuchowego niziołka od stup do głów.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Kilian uśmiechnął się niemal od ucha do ucha.
- Witaj Aszkaelu. Ty powróciłeś do świata żywych dla tego, że Bogowie cie lubią. Ja zaś dla tego, że mieli już mnie dość.
- Zmieniłeś się, nie widzę już w twoich oczach tej... wybuchowości.
- Można powiedzieć, że wyładowałem wystarczająco dużo gniewu w osnowie. Co wyszło mi w gruncie rzeczy na dobre, bo Khorn osobiście mnie wykopał ze swojego królestwa. Poza tym mam kilka niedokończonych spraw.
- W sumie mu się nie dziwię. Wszyscy cię nienawidzili za twój temperament. Ja też mam tu kilka spraw do dokończenia hobbicie. Szukasz pewnie Kharlota?
- Aye, chciał bym z nim wyrównać rachunki. Potem postaram się odszukać syna, kiedy go ostatni raz widziałem, to wysłałem go do Akademii Inkwizycji. Mam nadzieję, że poszedł w moje ślady i został łowcą czarownic.
- Jak się nazywa?
- Farlin.

Aszkael zaśmiał się.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- Co przez to rozumiesz?
- Twój syn jest tutaj. Bierze udział w Arenie.

Kilian palną się otwartą dłonią w twarz.
- Idiota, kompletny idiota... Jednak spotkam się z nim później. Najpierw znajdę Kharlota. Jest tu ktoś jeszcze z naszych "starych znajomych"?
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Aszkael spojrzał prze ramię czy aby kolejne zbyt żywe części opancerzenia nie mają zamiaru przerywać sielankowej rozmowy, bo obeznaniu się w sytuacji odpowiedział na pytanie hobbita:
- Możemy tu mały zjazd sobie zorganizować, Kharlot planując ten burdel raczej nie spodziewał się takiej dawki starych kompanów.
-Sprecyzuj bo nie do końca łapie o co ci chodzi.
-Bjarn przyjechał z gość sporą gromadą norsmenów, a członkowie jego rodu biorą udział w Arenie. No twój stary druh też się pojawił...
-Masz na myś...- nizołek nawet nie dokończył zdania, kiedy chrapliwy głos Aszkael przerwał jego wypowiedź.
-Tak chodzi mi o tego imperialnego psa Magnusa- Na te słowa nizołek lekko się podenerwował, może nie miał w zwyczaju słuchać jak ktoś obraża ludzi w służbie Sigmara.- Problem z nim jest taki że bardziej jest zbroją niż człowiekiem.
-Coś jak ty?
-Prawie... jednak nadal zostało w nim więcej z człowieka niż we mnie.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

- Czyli jednak inkwizycja dokończyła projekt o nazwie "żelazna pięść" Ale mniejsza z tym, co tu się do cholery dzieje.
Kilian kucnął, sekundę po tym, miejsce gdzie była jego głowa przeciął stalowy buzdygan. Hobbit z pół obrotu podciął zbroję. Zachwiała się, w tym momencie Aszkael poprawił jej z kopa, rozsypując ją na kawałki.
- Nabrałeś refleksu i poprawiła się twoja intuicja hobbicie.
- Schlebianie mi, nie zmieni tego, że tobą gardzę...
Gdyby wybraniec nie miał hełmu, to niziołek mógł by dostrzec na jego twarzy uśmiech.
- Jednak nic się nie zmieniłeś...
- Dobra, skoro grzeczności mamy za sobą, powiedz mi co tu się do cholery dzieje???
- Eh... to długa historia. Chodźmy poszukać Bjarna i reszty norsmenów. Wszystko opowiem ci po drodze, poza tym na pewno masz ochotę na grzane piwo lub miód.
- Aye, prowadź. Będę tuż za tobą.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

Drugni pędził przez siebie niczym rozwścieczona chimera, w biegu wymieniając ciosy z okropnościami snującymi się po korytarzu. Biegnący za nim Zahin jeno dobijał ofiary jego gromrilowego topora. I chociaż kowal był kompetentnym wojownikiem, jak każdy krasnolud zresztą, nie mógł się równać z dziką furią Zabójcy który dosłownie przerąbywał sobie przejście do kwatery Magnusa.
Zaraz za zakrętem korytarza wypadała na nich chmara posążków wyrzeźbionych przez wyznawców Pana Rozkoszy. Dawi z godną pozazdroszczenia skutecznością zmiażdżyli kilkanaście kamiennych fallusów różnych kształtów i rozmiarów, po czym zderzyli się z jakimiś zagubionymi i przerażonymi do szpiku kości żołnierzami Imperium. Middenlandczycy nie zdążyli nawet pisnąć, gdy krasnoludzki duet rozbił ich w perzynę. Gdy Drugni wyciągał topór z czaszki jakiegoś nieszczęsnego miecznika, Zahin szturchnął go w ramię.
- Kurde, Wojownik Chaosu - Syknął do towarzysza, wskazując młotem zwalisty kształt na drugim końcu korytarza - Czeka nas ciężka bitwa !
Zabójca tylko machnął ręką.
- Spoko, ten jest swój. To Aszkael, występuje na Arenie. Nic nam nie zrobi. Chyba.
Kowal wcale nie wyglądał na przekonanego.
- Skąd wiesz ? Przecie oni wszyscy mają równo nasrane w tych blaszanych łbach !
- Paradoksalnie Aszkael może być jedyną osobą godną naszego zaufania. On służy Chaosowi od wieków, więc teraz mu nagle nie odbiło. Poza tym piliśmy kiedyś razem, a to czyni nas kumplami. W drogę !
Gdy krasnoludy mijały Ostrze Bogów, ten skinął im głową. Drugni odwzajemnił gest i dopiero teraz zauważył niziołka stojącego obok wojownika.
- Na jaja Grimnira, jest ich tu więcej... - Mruknął pod nosem, bardziej martwiąc się abundancją hobbitów niźli demonicznymi hordami hasającymi po okolicy. Nie to żeby był jakoś uprzedzony do ich rasy, Farlin w końcu był jego dobrym kumplem od kieliszka. Chodziło mu raczej o zaskakująco destrukcyjny potencjał tkwiący w tych małych jegomościach. Z niziołkami było trochę jak z Krasnoludzkimi Zabójcami - są potrzebni i czasami niezastąpieni, ale jeśli zbierze się ich jakaś większa liczba, zaczynają się problemy.
Po kilku minutach chaotycznego (nomen omen) biegu, Drugni i Zahin stanęli w końcu przed kwaterą Magnusa. Świadomi koszmarów czających się za ich plecami, chcieli jak najszybciej wejść do środka.
Drugni zapukał do potężnych dębowych drzwi. Odpowiedziała im cisza. Zabójca spojrzał wymownie na Zahina i zapukał jeszcze raz, mocniej. Tym razem usłyszeli charakterystyczny dźwięk odbezpieczanego pistoletu skałkowego.
- Magnus ! Tu Drugni i Zahin ! - Krzyknął przez drzwi - Wiemy że tam jesteś ! Potrzebujemy... Eeee... Pilnej konsultacji w sprawach duchowych !
- Odejdźcie stąd, pomioty Chaosu! - Usłyszeli przytłumiony głos dochodzący z drugiej strony - Nie damy się nabrać na wasz żałosny podstęp !
To nie był głos Magnusa.
- Kurde, myślą że jesteśmy demonami chcącymi wywabić ich z kryjówki - Szepnął kowal.
Drugni zrobił się czerwony na twarzy. Z każdą sekundą spędzoną na tym przeklętym korytarzu rosło ryzyko rychłego zgonu z rąk jakiejś okropności grasującej po okolicy.
- MAGNUS ! TY CHĘDOŻONA KONSERWO ! OTWIERAJ TE DRZWI ! KORNISZONIE !
Tym razem wyraźnie usłyszeli metaliczny głos Wielkiego Inkwizytora.
- Otwórzcie drzwi.
Zaiste, po kilku pełnych napięcia sekundach drzwi do kwatery stanęły otworem. Dawi raźno wkroczyli do środka i od razu stanęli jak wryci, natknąwszy się na pięciu inkwizytorów trzymających rapiery kilka centymetrów od ich twarzy.
Drzwi zatrzasnęły się za ich plecami.
Zahin głośno przełknął ślinę.
- Zabierajcie ode mnie te wykałaczki ! - Drugni jakby nigdy nic odsunął od siebie ostrza rapierów swoim zakrwawionym toporem i podszedł do Magnusa siedzącego przy wielkim biurku w kącie pomieszczenia.
Wielki Inkwizytor podniósł wzrok znad jakichś papierów i wbił w niego swe przeszywające spojrzenie. To surowe, pomarszczone oblicze budziło paniczny lęk we wszelkich nieprawych ludziach negujących wielkość Sigmara.
- Czego chcesz, Zabójco ? - Spytał oschle.
- Potrzebuję pomocy - Drugni z trudem wykrztusił z siebie to tak bardzo niepodobne do niego zdanie - Czuję, jak mroczne siły chcą zawładnąć moim umysłem ! Nie mogę im się opierać w nieskończoność, nawet ja mam swoje ograniczenia... W tej całej chędożonej twierdzy tylko ty znasz się na tych sprawach. Proszę cię więc, pomóż mi.
Von Bittenberg uniósł pytająco brwi. Jeden z inkwizytorów stojących przy drzwiach wystąpił na przód.
- AHA ! Sam się przyznał, że jest spaczony ! Uwolnijmy go od piętna Chaosu ogniem i mieczem !
- Zamknij mordę psie ! – Drugni ryknął w kierunku nagle pobladłego kapelusznika, unosząc groźnie topór – Mówiłem przecież, że NA RAZIE nic nam nie jest. Jeśli odmówicie nam pomocy, WTEDY zyskacie groźnego wroga. Wybór należy do was.
Magnus spojrzał w oczy krasnoluda.
- Mówi prawdę - Orzekł po chwili - Jeszcze nie jest spaczony Chaosem. Możemy działać.
- Tylko jak ? - Milczący dotychczas Reiner odezwał się nagle z kąta pokoju - Przecież krasnoludy nie wyznają Sigmara, nie możemy więc powołać się na Jego moc podczas egzorcyzmu.
Von Bittenberg wstał i zaczął powoli przechadzać się po pomieszczeniu.
- Istnieją inne i bardziej... hmmm, prymitywne metody. Wprawdzie zakrawa to o zabobonny symbolizm, ale w tym wypadku powinno podziałać...
Wielki Inkwizytor podszedł do ściany, na której wisiały różnorakie narzędzia tortur.
- Ogień oczyści wasze dusze - Rzekł głucho odwrócony do nich tyłem.
- Kurwa mać, a jednak ! Chce nas spalić na stosie ! - Spanikował Zahin.
- Spokojnie, mistrzu kowalu - Magnus zdjął ze ściany długi, metalowy pręt z symbolem młota na końcu - Ten rytuał pozostawi was żywych i względnie nienaruszonych.
Drugni przysiągłby, że zobaczył dziwny błysk w oku Inkwizytora.
Von Bittenberg podszedł do rozpalonego kominka i włożył koniec pręta w ogień.
- Wypalę na waszych grzesznych ciałach symbol Młotodzierżcy. Plugawe i tchórzliwe demony, widząc święty młot naszego Pana Sigmara, odstąpią od waszych cielesnych powłok.
- I tyle ? - Ucieszył się Zabójca - Kurde, bałem się że wymyślisz jakieś głupoty z biczowaniem i śpiewaniem modlitw...
- Gdybyś był zwykłą owieczką w trzodzie, zapewne tak by było.
- A potem i tak byś spłonął - Mruknął Reiner.
- Mówiłeś coś ?
- Nic a nic.
- Zaraz, zaraz - Zahin szturchnął Drugniego - Mamy dać się oznakować jak bydło ? Jak to będzie wyglądać ?
Ten tylko machnął lekceważąco ręką.
- Ja jestem Zabójcą, więc wszytko mi jedno. Ty z kolei jesteś kowalem, więc jak ktoś zwróci uwagę na młot wypalony na twoim ciele, powiesz, że to znak cechowy. Proste.
Po kilkunastu minutach symbol Młotodzierżcy na końcu pręta rozgrzał się do czerwoności. Wtedy Magnus wyjął go z ognia i podszedł do krasnoludów z ponurą miną.
- Który pierwszy ? - Zapytał.
- Dawaj tego skurwiela ! - Drugni wypiął dumnie pierś - Tutaj, obok tatuażu z wywerną! Tylko nie przypal jej ogona bo AŁAAŁAŁA.
Zabójca syknął z bólu, gdy rozrzażony metal dotknął jego ciała.
- Dobrze, będzie ładnie się prezentować - Magnus uśmiechnął się złośliwie, patrząc na pooparzenie trzeciego stopnia na klacie Drugniego - Teraz ty, mistrzu kowalu.
Zahin głośno przełknął ślinę i zdjął koszulę. Będąc kowalem nie raz i nie dwa zdarzało mu się oparzyć od rozrzażonej stali. Mimo to wzdrygał się na myśl, że ktoś mógłby mu to robić z premedytacją. Mangus i tym razem wykazał się rażącym brakiem delikatności i współczucia właściwemu jego zawodowi i po kilkunastu sekundach było po wszystkim.
- I co ? Już ? - Zapytał się Drugni.
- Jeszcze nie - Von Bittenberg podał krasnoludom dwa drewniane kufle wypełnione jakąś cieczą - Pijcie.
Zabójca wlał sobie wszytko do gęby jednym haustem, po czym skrzywił się.
- Ble, co to jest ?
- Woda święcona.
- A pali jak spirytus ! I smakuje dużo gorzej !
- To dobrze. Znaczy że działa. Stójcie spokojnie.
Wielki Inkwizytor zamknął oczy i uniósł swą mechaniczną ręką nad głowy Dawi.
- Potężny Młotodzierżco ! - Przemówił - Nie pozwól, by mroczne byty Chaosu zawładnęły tymi dzielnymi krasnoludami, których przodkowie walczyli ramię w ramię z Tobą przeciw wszelkiemu złu tego świata !
Drugni rozejrzał się wokół zdezorientowany. Po raz pierwszy w życiu ktoś modlił się w jego intencji.
Magnus recytował starożytne wersety jeszcze przez chwilę, po czym odczynił znak młota i z powrotem usiadł przy biurku.
- Już po wszystkim - Rzekł przeglądając papiery - Możecie iść.
- Łał ! - Zahin pomacał się po oparzonej klacie - Głosy w mojej głowie umilkły ! Musiałeś użyć zaiste potężnych zaklęć, żeby...
- To był najprostszy możliwy egzorcyzm - Wielki Inkwizytor przerwał mu oschle - Uczą tego pierwszego dnia w szkółce świątynnej. Tak jak powiedział Reiner, nie do końca wiemy, jak wypędzać złe duchy z krasnoludów... Uznajcie to za pewien rodzaj teologicznego eksperymentu. Postarajcie nie wystawiać się zbytnio na bezpośrednie działanie Chaosu, a może wyjdziecie z tego cali. W sensie duchowym, oczywiście. A jeśli coś pójdzie nie tak, to cóż... Zapraszam ponownie.
Mówiąc to wskazał na miotacz ognia zamontowany w jego ręce. Krasnoludy zrozumiały aluzję.
- Jeśli to wszytko, to już będziemy się zbierać. Wielkie dzięki za wszystko ! - Rzekł Drugni i otworzył drzwi.
- Zabójco ! - Rzekł Von Bittenberg, gdy Dawi przekraczali próg.
- Hę ?
- To nie czyni nas przyjaciółmi.
- Wiem - Drugni uśmiechnął się krzywo - Takich jak ty nie da się lubić.
- To bardzo dobrze - Teraz to Magnus zaszczycił zebranych bardzo, ale to bardzo nieładnym uśmiechem - Lepiej, żeby ludzie się mnie bali. Łatwiej się wtedy egzekwuje lojalność i posłuszeństwo.
- To oznacza, że mam u ciebie dług ?
- Skądże. Mówię tylko, że w tych psich czasach każdy przeciwnik Chaosu o czystej duszy jest na wagę złota. Teraz mam pewność, że do nich należysz. Nie mogę powiedzieć tego samego o, dajmy na to, Saito, ani nawet Menthusie...
- Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował mojej pomocy - Zabójca przeszedł do sedna - Daj mi znać. Aha, i mówiąc "pomocy" mam na myśli "walkę z chędożonymi wyznawcami Mrocznych Potęg". Jeśli będziesz po raz kolejny próbował rozwalić Arenę, nie licz na mnie. Bywaj.
Magnus kiwnął głową na pożegnanie i krasnoludy po raz kolejny ruszyły do szaleńczego biegu do ich kwatery.
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth dalej siedział w swoim kącie, czekając…w sumie nawet nie wiedział, na co. Nie wiedział czego oczekiwał od niego Kharlot, bo chyba nie siedzenie na tyłku, kiedy mógł się przydać ze swoimi mieczami. Odliczał sobie, że jak nic się nie wydarzy przez pół godziny, wyjdzie. Pół godziny później jednak nadal siedział mówiąc sobie, że gdyby po tym coś się miało stać czarodziejce, to co przesiedział poszłoby na marne. Byłoby na pewno łatwiej, gdyby nie nowy nabytek od Pana bitew. Podszeptywania, były co najmniej denerwujące, zwłaszcza, że zgadzał się z nimi w każdym calu. Powinien wyjść i zabijać, zwłaszcza kultystę, który był po części odpowiedzialny za całą sytuację z Julią. Po prostu zobowiązał się do czego innego. Najgorsze było to, że czuł silną potrzebę zadowolenia swojego nowego pana. Jak na razie głosy nie były przydatne w żaden konkretny sposób, więc chętnie, by się ich pozbył. No chyba, że miałoby to zdenerwować Khorna. Wstał i podszedł do Julii.
- Możesz to obejrzeć? – Wskazał na znamię, którego sam, nawet jeszcze nie widział. – Medycyna lub magia cos mówi na ten temat?
Julia, która już najwyraźniej była w lepszym stanie, zbadała wskazane miejsce.
- Piętno Khorna, chyba każdy rozpoznałby ten znak. Nie jest jednak pochodzenia magicznego. Nie widzę też, żeby typowych objawów, dla niedawnych poparzeń, a wcześniej nie widziałam tego u ciebie. Wygląda…naturalnie. Tak jakby zawsze tu było…
„No to się postarał i to bez żadnych magicznych sztuczek. No i miejsce jakoś szczególnie mnie nie zadziwia. To chyba jedyny warty uwagi ślad walki na moim ciele.” Oderwał myśli od poszarpanego ucha i zauważył, że czarodziejka mu się przygląda.
- Nie chcesz wiedzieć skąd to mam. Sam wolałbym nie wiedzieć i chętnie bym się tego pozbył.
- Mówisz jakby to nie była tylko zwykła blizna.
- Sama zauważyłaś, że taką nie jest. – Odparł wykrętnie Galreth, jednak czarodziejka nie zdawała się być tym zainteresowana, chociaż wciąż usilnie się w niego wpatrywała. Asasyn czując się z tym nieswojo wrócił na swoje miejsce.
- W sumie to nie podziękowałam ci za ratunek. Kharlot po wybuchu ledwo dał radę temu kultyście, a co dopiero tym demonom, które wyszły z portalu.
- Widocznie miałaś szczęście, że znowu potrzebowałem twojej pomocy. Nie pamiętasz jak nastawiłaś mi rękę?
- A potem wróciłeś po mnie. – Nie przerywała.
- Kharlot mi kazał. – Odburknął Druchii. Najlepiej nie być nikomu nic winien. Kto radzi sobie sam, ten potem unika takich problemów.
- Oczywiście. – Pierwszy raz uśmiechnęła się tego dnia. – Ale chyba nie jestem ci obojętna?
- Pewnie, że nie. – Powiedział zanim zdążył ugryźć się w język. – Fajnie, że masz mnie za jakiegoś rycerzyka, ale chyba jednak się mylisz.
W odpowiedzi przeszła tylko do wielkiego łoża, w sam raz dla olbrzyma jakim był Bjarn. „Co się kurwa dzieje? To ma być jakaś sugestia?”
Julia w tym czasie przeciągnęła się lubieżnie. Cokolwiek Galreth na ten temat uważał, jego ciało i głosy przy uchu myślały inaczej. Czuł się jakby go ktoś odciął od niego samego. Jednak i tak jakaś część cieszyła się z tego, że wstał do niej. Szybko zrezygnował z opierania się samemu sobie. Kiedy był już jednak blisko widział jak Julia traci pewność siebie. Na jej twarzy przez chwile pojawiło się zawahanie. To wystarczyło, żeby Galreth otrzeźwiał. Siły, które nim kierowały osłabły, a on zdążył się powstrzymać. To doprowadziło do niezręcznej sytuacji. Nie wiedział co się zmieniło, ale sam był rad, że jeszcze do niczego nie doszło. Widocznie wyobrażała sobie to inaczej, a gdy przyszło co do czego, nie była gotowa. A może on sam oczekiwał zbyt wiele i młoda czarodziejka nie miała nic takiego na myśli? Speszony Galreth odszedł od łóżka, wyglądało na to, że teraz będzie jeszcze trudniej usiedzieć w tym pokoju.
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Sigmar 5-1 zakończył ładować ciężko rannych, część załogi zdecydowała się zostać na ziemi i wesprzeć wciąż walczących żołnierzy. Teraz oddalał się w stronę obozującej armii.
Kiedy odlatywał, Von Starken był już prawie na miejscu katastrofy. Prowadził drużynę złożoną z 15 kuszników, 35 mieczników i 20 halabardników. Reszta była już w powietrzu lub zginęła, bądź przeszła na stronę wroga. Lord rąbnął mieczem kolejnego wyznawcę nurgla. Ostrze rozorało mu brzuch, a ze środka zamiast wnętrzności wyleciały setki robaków. Gdyby nie lata walk z chaosem, na pewno zwymiotował by na ten widok. Jednak on był weteranem, który widział już gorsze okropności. Wyprowadził kolejny cios, który pozbawił przeciwnika głowy i uśmiercił go na dobre.
Intuicyjnie przykucnął, unikając ciosu maczugą. Błyskawicznie wyprowadził cięcie z pół obrotu i przerąbał kolejnego przeciwnika na pół. Po niespełna 15 minutach zażartej walki udało im się w końcu dotrzeć do zestrzelonego sterowca.

Kila osób, które ucierpiały najmniej podczas upadku, stawiało zażarty opór wyznawcom chaosu.
Von Starken krzyczał tak głośno jak tylko mógł.
- Kusznicy na górę, macie nas osłaniać!! 15 mieczników na drugą stronę, macie zatrzymać wszystko, co podejdzie na długość miecza!!! Reszta za mną, musimy przygotować lądowisko!! Dalej psy!!! Walczcie o życie swoje i waszych towarzyszy!!!!!

Von Starken ruszył na północną stronę sterowca. Było tam dość mało odłamków , dzięki temu Sigmar 5-1 nie powinien mieć problemu z lądowaniem. Minusem tego było to, że nie mieli żadnej osłony. Ze wszystkich stron nadciągali oślizgli, grubi wyznawcy nurgla. Zapowiadała się wyjątkowo ciężka i nierówna walka.
Po dziedzińcu rozległ się okrzyk pochodzący z dziesiątek gardeł.
- ULRYK!!!!!!!!
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kolejny gargulec rozpadł się w gruz pod uderzeniem Blodfara, a bliźniacy zawtórowali temu dzikim okrzykiem. Kharlot powalił następnie oddanego Nurglowi żołnierza, rozrąbując mu głowę, kręgosłup i dochodząc do miednicy.
- Prawdziwy wojownik walcząc wykorzystuje swój gniew, lecz mu się nie poddaje- tłumaczył braciom- Co sądzicie o stylu Eigla?
- Dobrze walczy- stwierdził Olfarr- To wielki wojownik.
- Wynosili go z pola bitwy.
- Tak jak ciebie.
- Prawda. Lecz oto tu stoję, powalając kolejnych wrogów. Gdzie jest Eigl?
Bracia rozplatali kolejnego imperialnego, po czym spojrzeli na siebie. W końcu zrozumieli.
- Berserk jest kuszący. Wasza siła, wytrzymałość i odporność wzrasta znacząco, jesteście w stanie wyprowadzić więcej ciosów. Jednak tracicie wtedy kontrolę. Razy wasze są chaotyczne i nieskoordynowane. Większość ruchów jest zbędna, a wytracają waszą inicjatywę i przyczyniają się do produkcji kwasu mlekowego. Jesteście wtedy podatni na pułapki i zagrywki przeciwnika, co jest nieuniknione w pojedynkach takich jak te na arenie. Ponadto nie myślicie wtedy o obronie.
Wąsaty halabardnik zamachnął się swym orężem, usiłując utrzymać Kruszącego Czaszki na dystans. Kharlot zamachnął się toporem, klinując Blodfara o obuch halabardy, po czym silnym szarpnięciem rozbroił przeciwnika. Wąsal zdążył jeszcze dobyć korda, zanim Aesling rozrąbał mu podbródek.
- Co w takim razie mamy czynić? Mówiłeś, by korzystać z gniewu. Całkiem dobrze się spisał przeciw leśniakowi!- zauważył Ulfarr.
- Musicie osiągnąć granicę waszej świadomości i ślepej furii- odparł Thorgarsson, nie przerywając eksterminacji cesarskich- Zajmie to wiele czasu, miesiące, może lata. Tylko tak jednak osiągniecie swój pełen potencjał.
Z tłumu wystąpili kusznicy i posłali salwę w kierunku Norsmenów. Horkessonowie skoczyli naprzód, zasłaniając się wielkimi tarczami. Kharlot uśmiechnął się.
Dobrze- rzucił- A teraz naprzód, pokażmy południowym psom norską stal!
Żołnierze Imperium usiłowali ewakuować się na sterowiec i spróbować uciec drogą powietrzną, licząc, że u szczytu bariera jest najcieńsza.
- Niewdzięczne robaki, odrzucacie mój dar chwalebnej śmierci?!- ryknął Thorgarsson, wbijając się w formację zbrojnych. Będąc atakowanym przez żywe posągi, zainfekowanych towarzyszy, musząc uważać na samą fortecę, cesarscy nie dali rady dać skutecznego odporu jeszcze trójki wybrańców.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Byqu, jesteście na dziedzińcu, czy w twierdzy? Atakujecie rozbity sterowiec? ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Na dziedzińcu z Oblechem, Menthusem i Horkessonami. Jeśli kogoś pominąłem, to sory]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ