ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Matis »

[Poprawiłem jego imię. Około 21 dodam fragment z dalszymi losami Farlina. Obiecuje, że was zaskoczę i mam nadzieję Byqu, że nie rozwalę ci dalszej koncepcji wydarzeń :P]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Powzolę sobie jeszcze włączyć jeden wątek do odchodzącej armii na pożegnanie. Przez śmierć kapitana Helsturma ;) ]

Armia wycofywała się. W milczeniu... straszliwe wydarzenia i krawa walka mocno wbije się w pamięć nawet najbardziej zatwardziałych weteranów. Długie kolumny rannych żołnierzy ciagnęły się leśną drogą prowadzącą do Miasta Białego Wilka. Nagle jednak naprzeciwko wojska pojawiła się inna ,spora grupa imperialistów ,w mundurach o tej samej barwie. Były to posiłki eskortujące ciężką artylerię wezwaną do oblężenia. Za późno.

-Wracają?!- rzekł idący w równym szeregu ciężkiej piechoty Gregor. Trzymał na ramieniu swego zweihandera i przyglądał się ponurym żołnierzom wracającym z bitwy. -Chyba wygrali! Ale coś tu nie gra!- odezwał się ktoś z oddziału.
-Wygrali tak szybko?No to ojciec nieźle mnie załatwił wysyłając z posiłkami! A sam stanął do boju!- rzekł radośnie okuty w płytową zbroję żołnierz. -Oj ,Gregor! Kapitan nie odmówiłby sobie stanięcia w boju! Chociaż nadal nie rozumiem co robisz w szeregowcach skoro twój ojciec to ofcier!- odezwał się jego towarzysz idący obok.
-Ha! Taka rodzinna tradycja można powiedzieć! Mój dziad zaczynał w pierwszej lini! On zaczynał w pierwszej lini! Ja zaczynałem! I mój syn też tam będzie zaczynał! Jeszcze trochę podrośnie i nauczę go trzymać miecz!- odparł zadowolony piechociarz.
-Tak! Tak! Kogo nie spotkam od was to słyszę tą historię! A potem do Wielkich Mieczy i może na samego elektora? Hę?! Jeszcze trochę zresztą poczekasz! Walczyłem u boku twojego starego zeszłej zimy! Sam Morr nie ściągnię sukinsyna do zaświatów!- zaśmiał się sierżent z przodu oddziału.
-He he! Zobaczymy! A co do elektorstwa...niestety ,panie sierżancie! Ludziom z gminu nie jest to pisane! Służba Imperium to jest nagroda!-
Oddział maszerował równo mijając przeżartych bitwą żołnierzy. Nagle jednak ,gdy przejeżdzała obok nich świta elektora ,stanęli oni i na komendę zwrócili się w lewo ,w stronę księcia ,po czym stanęli na baczność.
Sierżant wyszedł krok w przód i zasalutował -Książe elektorze! Posiłki meldują się na rozkaz!-
Boris Todbringer przeszył go wzrokiem i odparł chłodno-Za późno ,żołnierzu...dziękuję...- po czym ruszył dalej ,zatrzymał się jednak przed końcem oddziału gdzie stał wysoki Gregor -Ten sam północny wyraz twarzy...współczuję żołnierzu ,to była ciężka bitwa... zgłoście się do elektorskiego zamku...słyszałem o waszych czynach... potrzebuję nowych gwardzistów...- po czym odjechał.
Gregor spojrzał pytająco po towarzyszach. Jeden z nich klepnął go z gratulacjami po ramieniu. -Ale czego mi współczuje? Trudnej służby w jego luksusowym zamku?!-
Za elektorem jechała jego świta ,jeden z Rycerzy Białego Wilka zatrzymał się przed odzianym w płytę Gregorem i rzekł głośno -To był twardy skurwysyn!- po czym rzucił mu jakiś pakunek. Żołnierz złapał go ,po czym oparł swego zweihandera i odwinął paczkę z drżącymi rękoma. W środku znajdował się złapany na pół ,cały we krwi rodowy miecz jego rodziny.
Gregor jęknął coś ,po czym zatoczył się lekko podpierajac się na mieczu. Dwójka jego towarzyszy w ostaniej chwili go złapała. -Helsturm! Do szeregu!- wykrzyknął sierżant.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Farlin przemierzał mroczne korytarze. Co jakiś czas atakowała go jakaś zbroja lub pomniejsze posągi. Sprawnymi ruchami miecza rozbijał je.
Jego nowe oko pozwalało mu dostrzec wiatry magii, a także magiczną energię zasilającą "naturalnych obrońców" twierdzy. Dzięki temu wiedział o zagrożeniu o wiele wcześniej.
Zbliżał się do rozwidlenia korytarzy. Z tego po lewej dochodziły głosy. Hobbit oparł się plecami o ścianę i ostrożnie wyjrzał zza rogu.
Tą odnogą szli dwaj "zagubieni" czarodzieje. Alpharius i Asgeir. Za nimi szło 10 mutantów. Niziołek załadował bombę do procy i wyskoczył na wroga. Obaj magicy pomimo ataku z zaskoczenia, uniknęli pocisku. Mutanci niestety zorientowali się zbyt późno. Wybuch pochłonął ich wszystkich.

Farlin stał na przeciwko dwóch magów.
- Zabije go i ruszamy dalej.
- Nie, on jest mój Alphariusie.


Asgeir wyciągnął rękę i wypuścił lodową lancę prosto w hobbita. Malec wyciągnął otwartą dłoń przed siebie. Lodowy pocisk rozprysł się na dwie połowy, tuż przed niziołkiem.
- Nie przyszedłem tu z wami walczyć.
Alpharius uniósł brew do góry.
- Więc czego od nas chcesz hobbicie?
- Nie chcę nic od ciebie. Mam sprawę do Asgeira.

Drugi czarodziej spojrzał pytająco.
- Chcę nauczyć się magii lodu, w zamian ofiarowuje ci moje skromne usługi.
Obaj magicy wybuchnęli śmiechem.
- W czym możesz nam niby pomóc?? Zaśmiał się Alpharius.
- Do tego jak chcesz się nauczyć magii lodu, skoro nie jesteś nawet czarodziejem? Zaszydził Asgeir
Hobbit uśmiechnął się niemal od ucha do ucha.
- Sam Tzeench mnie naznaczył i ofiarował mi część swojej boskiej mocy. Znam już podstawy magii, poza tym dzięki zmianom w moim oku potrafię ją dostrzec.
Żeby nie rzucać słów na wiatr, malec wyczarował w dłoni kulę światła.
Zrobiło to nie małe wrażenie na obu czarodziejach. Nastała cisza, po chwili przerwał ją nors.
- Nadal pozostaje kwestia tego, co nam możesz zaoferować w zamian za naukę.
- Mogę być waszym szpiegiem i donosić o działaniach Bjarna i Kharlota
Czarodzieje spojrzeli po sobie.
- Zgoda hobbicie, będę twoim nauczycielem. Odparł Asgeir.

*****************************************

Norsmeni odparli kolejną falę mutantów. Nagle przed nimi rozległ się olbrzymi wybuch. Fragmenty ciał uderzyły o ich tarcze.
Byli gotowi na kolejną nową potworność, jednak czekało ich rozczarowanie. Ujrzeli bowiem biegnącego Farlina, który miał opaskę na lewym oku. Szybko przebiegł między nimi. W końcu mógł odpocząć w bezpiecznym miejscu.

[Zdaje się, że zostawiliśmy Iskrę na pastwę losu :twisted: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Poczytalem wasze teksty przed snem i cos mi sie wydaje, ze jesli wysnie choc polowe tych wydarzen to bedzie sie dzialo xd. Tez sie wlasnie zastanawialem, moze smok cos zdziala ;D]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kontynuujemy fabułę? Chciałbym zakończyć już walki, mam nadzieję, że Wam się spodoba...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Jasne]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Ja to osobiście jakoś nie przepadam za kolejnymi opisami klepania następnych fal przeciwników, ale jak ktoś chcę to nie popędzam.]
Obrazek

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Ja wrzucę coś dzisiaj albo jutro, proszę nie kończcie beze mnie [-o<
PS;Pitagoras +1 też wolę rozmowy i interakcję pomiędzy zawodnikami a nie taką napieprzanke, ale event trzeba skończyć... ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- To się źle skończy...- mruknął Grunladi.
Leif stał z napiętym łukiem pod ścianą, mierząc przed siebie. Jego brat stał naprzeciw, z dzbanem wody na głowie. Leif przymknął jedno oko, chwiejąc się na nogach. Oczywiście wypili wcześniej kapkę dla kurażu.
Cięciwa bzyknęła, a pierzasta strzała syknęła przez powietrze, lecąc ku Thorrvaldowi. Roxanne zasłoniła oczy.
Gliniany dzban brzdęknął i rozpadł się na kawały, oblewając swoją zawartością młodego jarla. Rozległy się rozbawione głosy Norsmenów.
- Gratulacje, reszta miodu jest twoja- Olaf stał i klepnął przyjacielsko łucznika w plecy. Pod ciężarem sękatej łapy olbrzyma Leif aż stęknął. Zabawę jednak przerwał Bjarn.
- Dosyć tego dobrego, niedługo zmiana warty!- rzekł, na co bawiący się świetnie wojowie jęknęli z zawodem.
Jak mali chłopcy pomyślała Julia. Mali chłopcy chorzy na gigantyzm. Przysunęła się nieco bliżej Galretha. Tylko przy nim czuła się bezpiecznie.
Bjarn obrzucił stojącego w kącie Magnusa, który wraz ze swymi podkomendnymi mamrotał pod nosem psalmy.
- Miej na niego oko- szepnął do Olafa- Idę zobaczyć co u Kharlota.
Thorgarsson stał u szczytu schodów wraz z Thorlaciem i Einarrem, wypatrując niebezpieczeństwa. Wydarty Śmierci podszedł do nich.
- Spokój... Nikt się nie pojawił od czasu, gdy ich odparliśmy- oznajmił czempion na pytające spojrzenie Ingvarssona.
- Powinniśmy się cieszyć. Niektórzy z nas potrzebują odpoczynku, wiesz?- zaśmiał się blondwłosy wódz kompanii, lecz w duchu podzielał niepokój khornity.
- Nie podoba mi się to. Trudno mi odgadnąć co knują, lecz z każdą chwilą są bliżej celu- warknął posępnie Kharlot.
- Sądzisz, że będą chcieli nas wziąć głodem?- strapił się Bjarn.
- Nie mam pewności, lecz nie wydaje mi się. Mogliby nas zmieść przewagą liczebną, lecz tego nie robią...
- Za chwilę przyślę Horkessonów na zmianę- poinformował Ingvarsson, po czym dodał ciszej- Uważaj na Magnusa. Zdradziecki pies już raz chciał nas zdradzić i jest znów z nami tylko dzięki temu, że chce śmierci Alphariusa bardziej niż naszej.
- To dobry powód, lecz można po tej gnidzie bez honoru spodziewać się wszystkiego- odparł Kharot- Będę miał na niego oko.
- Dobrze- Wydarty Śmierci położył rękę na ramieniu druha- Odpocznij przyjacielu. Długo już tu stoisz. Niech inni sobie postoją.
- Może masz rację...- zwątpił Thorgarsson.
- Bliźniacy i Drugni poradzą sobie doskonale. Chodź, opowiem ci, jak mój dziad ograł Ymira w grze w kości!

Rozmowy trwały do późnej nocy, lecz w końcu sen zmorzył naszych bohaterów. Ufni w czujne oczy wartowników, wszyscy posnęli, gdzie stali. Annie i Julii oddano do dyspozycji wielkie łoże Kharlota, zaś pozostali usadowili się na podłodze i tam wpadli w objęcia Morfeusza. Nie była to jednak spokojna noc i niektórych trapiły koszmary. To jednak ranek był straszniejszy.

- Bjarnie, ten łysy kutas zbliża się...- krzyknął Ulfarr wpadając przez drzwi, lecz oniemiał- O kurwa...- rzekł w końcu.
W samej komnacie pozornie nic się nie zmieniło. Kilka sprzętów, które zmutowało wczorajszego dnia zrzucili ze schodów i cieszyli się spokojem. Tyle, że kilku osób brakowało. A właściwie całkiem sporo. Obudzony krzykiem Magnus zerwał się z półsnu i od razu zauważył.
W sali znajdowała się prócz niego śpiąca jeszcze nieco Julia, Galreth, który zerwał się na nogi z mieczem w dłoni, Saito, Farlin, Aszkael, Reiner i Menthus. Ulfarr stał przy drzwiach, widać było również fragment zbroi Olfarra i zaglądającego do komnaty z zaciekawieniem Drugniego. Prócz jego pomocnika i uzdrowicielki pozostali byli zawodnikami. Cała reszta zniknęła!
- Gdzie oni są?!- krzyknął zaskoczony krasnoludzki zabójca- Poszli bez nas walczyć?
- Uwaga id...- zaczął Olfarr.
Fala energii dosłownie wtłoczyła ich do środka. Wszyscy w sali porwali za broń, skierowując wzrok w kierunku drzwi.
- Proszę, panowie, bez nerwów- rzekł spokojnie Alpharius wchodząc. Omegon zaśmiał się skrzekliwie. Za nimi stał Asgeri, Ithiriel i horda mutantów. Galreth z początku nie poznał czarodziejki- Widzę, że trapią was pytania.
- Coś ty zrobił?! Gdzie są pozostali?!- krzyknął w jego kierunku Menthus. Namaszczony uśmiechnął się lekko.
- Dla czego nie spytanie jego?- odparł, wskazując na Aszkaela.
Wszyscy jak na komendę spojrzeli na czarnego wybrańca.
- Są w bezpieczni... na razie. Użyłem pewnego artefaktu, którego fragmenty podrzuciłem do waszych komnat, podczas waszej wyprawy w góry- oznajmił wybraniec- Musisz bowiem wiedzieć Menthusie, że to ja kazałem otruć twoją uczennicę!
Oczy smoczego maga rozszerzyły się w zdumieniu. Chwilę później iluzja na jego policzku zamazała się i zniknęła, a on sam wybuchł gniewem.
- Ty przeklęty zdrajco! Spalę cię żywcem za to!- krzyknął Asur, lecz nagle poczuł, jak zebrane przezeń wiatry magii słabną, a palce kostnieją mrozem. Asgeir zaśmiał się gardłowo.
- Przedmiot ten działał w czasie snu wybranych przeze mnie osób. Dziś w nocy jego działanie osiągnęło swój cel- dodał Alpharius- Jeśli okażecie posłuszeństwo, nic im się nie stanie. Jeśli nie... jeśli wykażecie się choćby odrobiną swawoli... wasi towarzysze już nigdy nie odnajdą drogi do tego świata.
- Po co? Jaki miałeś w tym cel?- spytała przerażona Julia.
- Zamierzam dokończyć ten turniej- odparł Namaszczony- Nie obawiajcie się, na wygranego wciąż czeka nagroda, wspanialsza, niż wcześniej. Wygrany będzie mógł prosić, o co tylko zapragnie. To dotyczy również pana, panie Kaneda!
Nippończyk o marsowym spojrzeniu schował z powrotem wysuniętą nieco katanę.
- A teraz powróćcie do swych cel i gotujcie się do swych pojedynków- zaskrzeczał Omegon.
- Nie będę twoim psem!- rzucił Saito. Wtem poczuł pancerną rękawicę na swym ramieniu.
- Pokażesz coś wart na arenie... W walce ze mną!- huknął Aszkael.
Gladiatorzy spojrzeli po sobie.
- Tak, wasz przyjaciel mówi prawdę- zapewnił ich Pierwszy Akolita- Zmierzy się on z panem Kanedą w pierwszym pojedynku. Potem walczyć będzie pan Drugni przeciw panu Farlinowi, następnie panowie Horkessonowie z panem Magnusem, a wreszcie ponowie Galreth z Naggaroth rozwiąże swoje niesnaski z Menthusem z Caledoru.
- Chwila, chwila- przerwał im Drugni na widok znajomej sylwetki wśród mutantów- Zahin? Co do kurwy nędzy wyrabiasz z tym popaprańcem?
- M-mam długi. Kurewsko wielkie długi- jęknął kowal- On obiecał, że je spłaci. Poza tym pozwalają mi pracować w piekielnej kuźni w sercu zamku.
- Kurwa, Zahin, czy ty siębie w pizdę palec słyszysz?! Coś ty za krasnolud?!
Zahin Schmartz spuścił głowę. Jeszcze nigdy nie czuł takiego wstydu.

***
Kharlot obudził się gwałtownie. Już nim otworzył oczy czuł, że coś jest grubo nie w porządku. Rozejrzał się i zaklął. Grupa nieruchomych dotąd sylwetek nagle ożyła i wstała. Aesling od razu wyłapał, że brakuje wśród nich kilku osób i tak się jakoś składało, że byli to zawodnicy. Nie miał już wątpliwości, kto za tym stał.
- Gdzie my do cholery jesteśmy?- spytała Anna patrząc na gładko wypolerowane ściany, które ich otaczały.
- W kryształowym labiryncie Tzeentcha- odparł Kruszący Czaszki.

Aszkael vs Saito Kaneda
Drugni vs Farlin
Ulfarr i Olfarr Horkessonowie vs Magnus von Bittenberg
Galreth "Ostatni Szept" vs Menthus z Caledoru


[To już oficjalne, wchodzimy w kolejny etap! \:D/ Lista jak wyżej. Po ciężkich bojach i moich długich zastanawianiach się relikwia za rolplay wędruje do GRIMGORA. Konkurencja była ciężka jednak i niech nikt nie spoczywa na laurach, bo wszystko się może zdarzyć! :twisted:
Jak w tekście, Norsmeni, Anna z wilkami i jej kompania, Kharlot, Smaug i Iskra i Killian zostali uwięzieni przez Aszkaela w labiryncie na cały ten etap i pozostaną w nim do ostatniego pojedynku ćwierćfinałów. Nie martwcie się jednak, nie są oni "niedostępni". Fabuła rozdziela się na dwie części i toczą się one niezależnie. Obejmować będzie to wędrówkę w labiryncie i inne przygody w tymże obiekcie. Nie będą to jednak walki, bo jedynie co spotkamy tutaj, to błąkające się zaginieni wędrowcy, tacy jak my. Postarajcie się nie stracić zmysłów :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[ I teraz czuje się jak ten zły... i dobrze 8)... strasznego mam tego farto-pecha do pierwszych walk.]

Wszystko zaczęło się pomału dopełniać, boski plan ruszył. Arena wracała na swój pierwotny tor, Aszkael był zadowolony z tego obrotu sytuacji, mimo nienawiści jaką teraz zapewne obdarzą go inni zawodnicy. Jednak tak było lepiej, postronni nie ucierpią plan się ich nie dotycz. Niech w spokoju odczekają swoje, wybraniec opuścił komnatę unikając zbędnych pytań które na pewno powędrują w jego stronę. Jak nie teraz to później, ponad to czekała go walką. Saito będzie ciężkim przeciwnikiem, nippończykowi nie można odmówić umiejętności. Przynajmniej nie był magiem, co wywołało uśmiech na twarzy Aszkaela.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[O kurde, ale się porobiło :shock: . Ale dobra, bitwa jest skończona, wreszcie mogę się ustosunkować do wydarzeń. Szczerze mówiąc, staram się być aktywny, ale kończą mi się pomysły na opisywanie sieczki coraz to nowych hord przeciwników.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Budynek, w którym schronił się Reinhard i jego adiutant Oskar okazał się być czymś w rodzaju stajni zaadaptowanej do roli rupieciarni. Przez niewielkie, wąskie okienka wlewały się snopy światła, wyraźnie rysujące się na unoszącym się kurzu. Reinhard von Preuss był wściekły. Przed chwilą właśnie stracił człowieka, ucznia, którego osobiście wybrał do tej misji i to przez jawną głupotę jakiegoś nadętego szlachetki. Sprawiedliwości stało się zadość jednak to nie poprawiało ich sytuacji. Gdzieś po twierdzy hasał sobie Archaon wraz z drużyną wybrańców, nie mówiąc już o cholernie niebezpiecznych uczestnikach areny. Major zdjął swoją maskę by otrzeć pot z twarzy i usiadł pod ścianą. Oskar, oparłszy znaleziony muszkiet o ścianę, odezwał się:
- Co robimy? Wygląda na to, że nasz cel uciekł, w dodatku Rudi poległ. - Reinhard milczał przez chwilę, namyślając się nad odpowiedzią, lecz odrzekł, a w jego głosie dało się słyszeć nie niepokój, lecz coś w rodzaju ekscytacji, przywodzącej na myśl łowcę w lesie pełnym zwierzyny.
- Znaleźliśmy się na terenie wroga. Można powiedzieć, że wleźliśmy prosto w paszczę lwa. Poczekajmy do nocy, wtedy będziemy mogli przedrzeć się niezauważeni. I zrób jeszcze jedno. Wyjmij z torby wszystkie pieczęcie czystości i przyczep je gdzie tylko możesz. Ile ich tam jest?
- Około dziesięciu, było dwanaście, ale część się uszkodziła.
- Cóż, załóż je wszystkie, coś czuję, że będą potrzebne...
- A co z tobą?
- Mi... Powiedzmy, że poradzę sobie bez nich. Jestem doświadczonym inkwizytorem i mam swoje sposoby.
- Sposoby... Wybacz ciekawość, majorze, ale mógłbyś mi je choć trochę przybliżyć? - Reinhard westchnął i spojrzał na Oskara bardzo poważnie.
- Dowiesz się, gdy nadejdzie na to czas. Pamiętaj, jeszcze nie ukończyłeś szkolenia, więc cierpliwości.
- Wygląda na to, że utknęliśmy tu. - Zmienił nagle temat młody łowca. - Wokół są hordy kultystów, zaś Archaon okazał się potężniejszy niż się spodziewałem. W dodatku Rudolf... Eh, czy może być gorzej?
- Może. - Odpowiedział ze złowieszczym zadowoleniem von Preuss, niejako komentując kataklizm odbywający się na zewnątrz. Jakby na potwierdzenie tych słów drzwi wejściowe rozwarły się na oścież z hukiem, jakby uderzyła w nie jakaś cyklopowa maczuga. Pośród latających drzazg i pyłu do pomieszczenia wpadły zwiewnym ruchem demonetki. Inkwizytorzy spojrzeli w ich kierunku, ona zaś lubieżnie wysunęły swoje długie, ciemno fioletowe jęzory i ruszyły ku nim wymachując smukłymi sztyletami oraz podrygującymi spazmatycznie szczypcami. - Oskar, za mną! - Uczeń błyskawicznie wykonał polecenie, gotów bronić pleców swojego mistrza. Pierwsza z demonicznych kobiet padła ugodzona rzuconym harpunem, jednak jej towarzyszki rozpierzchły się po pomieszczeniu. Reinhard uśmiechnął się pod maską - nawet pomioty z najgłębszych otchłani Osnowy w świecie rzeczywistym muszą podlegać obowiązującej fizyce. Mogą sobie być szybkie, zwinne i silne, jednak zawsze muszą przemierzyć dystans w określonym czasie. Bastard zawirował ze świstem, roztrącając walające się wokół graty, zaś Oskar uchylał się, parował i kontrował na przemian zajadłą nawałnicę sztyletów i pazurów. Szerokie ostrze Reinhardowego miecza zachrobotało na chitynowo-cielistych szczypcach, wbijając się do połowy ramienia. Demonica jednak zasyczała tylko w obsceniczny sposób i cięła sztyletem w gardło majora. Ten jednak zbił cios pancerną rękawicą, sztylet zazgrzytał tylko po stalowej masce, znacząc ją wąską rysą. Szybkim kopnięciem odepchnął przeciwniczkę od siebie, w samą porę, by uchylić się przed pazurzastą stopą, która runa nań od boku. Wyuczonym ruchem łowca czarownic chwycił ją za kostkę i przyciągnął do siebie, lecz demonica wygięła się nienaturalnie, bardziej przypominając zwieszającego się z gałęzi węża. Reihard zakręcił się i trzepnął pierwszą demonicę, to z rozrąbanym ramieniem, która właśnie zebrała się z podłogi, powalając obie. Wnet przydusił je butem do gleby i porąbał na kawałki serią gorączkowych cięć. Dreszcz emocji, jaki towarzyszył mu zawsze przy eksterminowaniu stworów chaosu, sprzwił, że na moment stracił koncentrację na otoczeniu, pochłonięty ćwiartowaniem rozsypujących się przeciwniczek. Nawet nie zauważył jak od ściany odbija się jeszcze jedna demonetka mierząc w jego głowę.
- Uważaj! - Krzyknął Oskar, w ostatnim momencie rzucając się pomiędzy dowódcę, a nadlatującą maszkarę. Co prawda von Preuss zdołał jeszcze odruchowo złożyć paradę, lecz nie było to konieczne - bohaterski uczeń wpadł z bara w demonetkę i oboje runęli w jakiś regał, który przywalił ich z donośnym łoskotem. Rozpoczęła się dzika kotłowanina, gdy ostatnia z ocalałych demonic próbowała dostać się do szyi młodego łowcy, rozpaczliwie opędzajacego się wolną ręką od gratów. Wtem obluzowany świecznik runął mu na głowę, pozbawiając przytomności, zaś wszeteczna kreatura już owinęła mu się udami wokół klatki piersiowej i, odrzuciwszy głowę w tył zajęczała ekstatycznie, gotowa wypatroszyć leżącego. Jednak sztylet nie opadł - pancerna rękawica zacisnęła się wokół nadgarstka i zaczęła go miażdżyć. Zaskoczona demonetka obróciła groteskowo głowę do tyłu i ich spojrzenia spotkały się. Reinhard uwielbiał to uczucie: widzieć strach w oczach tych, którzy odczuwać go nie mogli. Jego źrenice rozbłysły na biało, zaś szare tęczówki jawiły się czarne jak węgiel. Cięcie miecza odrąbało szczypce, które upadły na podłogę, zadrgały i rozsypały się w proch. Inkwizytor odwlókł żeńskiego demona od obezwładnionego Oskara i cisnął ją o ziemię i przyszpilił za nogę do podłogi mieczem. Obraz przeciwniczki rzedł coraz bardziej, co to to nie! Nie mógł pozwolić, by mu umknęła gdzieś do Osnowy, skąd znowu powróci. Uderzenie pancernej rękawicy przebiło brzuch leżącej, a gdy palce łowcy wymacały kręgosłup, ten wyrwał kawał z chrzęstem.
- Nowe uczucie prawda? Takiego jeszcze nie znałaś, sukwo. - Mówił niemal czule do rozpływającej się coraz bardziej demonicy. - A podobno wasz pan przyjemności zna je wszystkie. Pozwól jednak, że nauczę cię strachu. Zimnego i omdlewającego we wnętrznościach strachu przed unicestwieniem.
- Nie jesssteś jednym z nich. Ty służysz jemu! - Zasyczała demonetka ostatkiem sił. Reinhard nie odpowiedział, patrzał tylko z satysfakcją jak ciało przygwożdżonej demonicy zdaje się płonąć i gotować jednocześnie. Bynajmniej nie rozpadała się, jak działo się to w przypadku istot wygnanych do Osnowy, ona po prostu zdechła - zostało tylko ciało, przypominające bladofioletową, wyssaną przez pająka mumię.

Reinhard wstał i wciągnął głęboko powietrze, jakby delektował się jakimś trunkiem czy wykwintną potrawą. Zew polowania obudził się w nim na dobre, a żarłoczna żądza niszczenia chaotycznych bytów rwała się jak szalony pies łańcuchowy, gotowy rzucić się do gardła nawet największym z potworów. Oficer spojrzał jeszcze tylko na nieprzytomnego Oskara i upewniwszy się, że nic mu nie jest ruszył w kierunku wyjścia.
- Czas na świeże mięcho! - I roześmiał się w głos, https://www.youtube.com/watch?v=hfrWchX5rAU widząc hordy mutantów, demonów, kultystów i imperialnych rzucające się sobie nawzajem do gardeł. Wszyscy walczył ze wszystkimi, bez względu na przynależność i pochodzenie - prawdziwe szaleństwo, batalia każdy na każdego. Inkwizytor długo czekał na taką okazję i wzniósłszy swój miecz nad głowę pognał prosto we wściekłą ciżbę, gnany niemal obsesyjnym pragnieniem zarąbania każdego pomiotu chaosu jaki wpadnie mu pod ostrze.

[Teraz napiszę co u Saito, akurat fragment inkwizytora miałem już napoczęty wcześniej. I owszem, to jest jakiś badass, jeszcze o nim usłyszycie.
Tymczasem muzyczka: https://www.youtube.com/watch?v=78_FhIppQdU]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Oblech przez dłuższą chwilę krążył za braćmi, którzy większość przeciwników zgarniali dla siebie. Walczyli jak dobrze naoliwione maszyny, lub zbroje... Jak kto woli. Kunsztu i okrucieństwa w tym co robią nie można było im odmówić, aczkolwiek siła nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Wiele razy to spryt i inteligencja przesądzają o wyniku walki. Nie mówiąc już o szczęściu. Obserwował zarówno ich, jak i Kruszącego Czaszki. Mężczyzna będący wybrańcem samego Khorna był znacznie bardziej opanowany od swoich norskich braci, jego ruchy były oszczędne i nie tak bardzo chaotyczne jak w przypadku Horkessonów. Widać było, że ten wojownik posiada doświadczenie i świadom jest swojej siły, oraz przemienia jakim była jego moc. Nasz nożownik mało mówi, ale bardzo dużą część swojej uwagi poświęca na zbieranie informacji, dlatego też Riees tak bardzo go sobie ceni. Nieodparte wrażenie wyrył na nim elficki mag, Menthus jest uzdolnionym Smoczym Magiem. To w jaki sposób walczył sprawiało, że Oblech czuł niepokój. Asur łączył bowiem umiejętności magiczne ze zwykłą szermierką, a magia zawsze fascynowała naszego Vice Kapitana.
W każdym bądź razie Oblech trzymał się z tyłu, spokojnie stawiając krok za krokiem obserwował w jaki sposób walczą zawodnicy i organizator całego przedsięwzięcia zwanego "Areną Śmierci". Gdyby zwrócili się przeciwko Kompanii, takie informacje będą na wagę złota. Trzeba pamiętać, że dość często bywa tak, że chlebodawca zwraca się przeciwko swoim pracownikom. Głównie wtedy gdy trzeba zapłacić...
-Nie przykładasz się zbytnio do walki.- zauważył Asur i obrzucił naszego Brata pretensjonalnym spojrzeniem. Ten nie odpowiedział, dalej przyglądał się walczącym. Od czasu do czasu, gdy zaszła taka potrzeba dobył broni i skrócił życie jakiegoś przeciwnika. Lecz i to jak twierdzi, robił od niechcenia. Monotonie walki przerwało wtargnięcie nurglitów, teraz oprócz kamiennych posągów, imperialnych pojawiły się demony Nurgla. Cóż, Oblech nieco się ich brzydził. Trucizny nic w ich przypadku by nie zdziałały dlatego też dobył Kłów. Reszta jego "kompanów" walczyła w znacznej odległości od niego, zobaczył już dość dlatego też, zapragnął skupić się na walce z nowo przybyłymi i zdobyć jakiekolwiek doświadczenie w starciu z tymi dziwadłami. Oblazły go. Stał okrążony przez nurglitów, którzy włócząc swoje gnijące części ciała powoli zbliżali się w jego kierunku. Kula ognia uderzyła w jednego z nich, tworząc z niego (powiedzmy) żywą pochodnię. Menthus obrócił się i zaczął biec w stronę naszego Brata.
-Trzymaj się!- krzyknął i posłał kolejny pocisk, Oblech pokiwał zakutą głową i ruszył na pierwszego przeciwnika. Szybkim cieciem jednym z Kłów pozbawił go głowy, ku jego zdziwieniu to "coś" wciąż na niego parło. Poczuł jak ciepły wiatr przechodzi przez jego ciało, wówczas usłyszał głos.
-Nie bez przyczyny dałem Ci to żelastwo.- poznał go od razu, nie rozglądał się jednak. Odpierał ataki reszty nurglitów i jednocześnie nasłuchiwał. Vahanian znów przemówił.-Wszyscy tutaj są targani przez Bogów Chaosu, wy nie. Dlaczego?
-Ze względu na Twego ojca.- odpowiedział mu, niemal szeptem. Było to dziwne, ale biorąc pod uwagę fakt, że był w środku walki nie mógł sobie pozwolić na choćby chwilę nieuwagi.
-Jak zawsze konkrety.-parsknął śmichem.- Jesteście pod moją opieką i będziecie gwardią mego syna, naznaczam was i wszystkich przyszłych członków Kompanii. Zostaliście wybrani.-głos urwał się, a Oblech upadł na kolana. Czuł jak ogień wypala jego ciało, przeszywa wnętrzności oraz umysł. Wszystkie nerwy przesyłały tylko jedną wiadomość do mózgu. Ból. Gdyby nie interwencja Menthus'a, zapewne nie mógłby przekazać mi wieści o tym wydarzeniu.
-Co robisz do cholery?- wrzasnął i silnym szarpnięciem ręki poderwał go z ziemi.- Zachowaj spokój, walcz...- zamilkł. Przez szpary w hełmie Oblecha wydobyły się wiązki jaskrawego światła, które zniknęły równie szybko jak się pojawiły. Nasz Brat zacisnął dłonie na rękojeściach Kłów, te odpowiedziały. Dziwne symbole lekko się zaiskrzyły, chwilę potem ostrza stanęły w płomieniach.- Ten ogień...- Smoczy Mag wydawał się być zaskoczony.- należy do Vahanian'a.
-A kompania należy do niego.- odparł mu. Ruszył na przeciwnika i jednym cieciem przeciął go w pół, jednocześnie obracając jego truchło w popiół.
-Co to ma znaczyć Oblechu?- zapytał, wykonał zgrabny obrót, następnie szybkie pchniecie i kulą ognia spopielił kolejnego opętanego.
-Jesteśmy pod jego opieką.- odpowiedział mu, po tych słowach doszedł do niego krzyk Kruszącego Czaszki.
-Do cytadeli!- bez słowa sprzeciwu Oblech ruszył w stronę twierdzy. Menthus biegł u jego boku.

****

Nie sądziłem, że tak piękna kobieta może jednocześnie sprawić tyle bólu. Każdy z tańczył tak, jak ona nam zagrała. Jedynie Riees, oraz Mały nadążali za nią. Reszta w tym ja wyciskała z siebie siódme poty, a mimo to wciąż nie potrafiliśmy choć w na chwilę utrzymać się na jej poziomie. Trening powoli dobiegał końca, a Anna nie wydawała się być w najmniejszym stopniu zmęczona. Kapitan stanął obok niej, skrzyżował dłonie na torsie i ze skwaszona miną wysłuchiwał o swoich błędach, podobnie było w przypadku Małego. Choć naprawdę wydawało mi się, że poruszali się najlepiej z nas wszystkich. Skupiła swoją uwagę jeszcze na kilku innych Braciach, którzy w jej mniemaniu przeciętnie radzili sobie na jej zajęciach, resztę (ze mną i Henrykiem na czele) odesłała na szkolenie u Kapitana. Ku naszemu niezadowoleniu przystąpił do niego natychmiast. Ja wyłgałem się koniecznością uzupełnienia kronik, on sprawdzeniem pułapek. Inni nie mieli tyle szczęścia... A Kapitan był w wyjątkowo podłym humorze. Zasiadłem za kroniką i zaczynałem zapisywać, to co zdarzyło się wcześniej. Wciąż byłem daleko w tyle, a musiałem zapisywać wszystkie szczegóły. Mój osobisty dziennik jest dla mnie miłą odskocznią. Tu skupiam się na najważniejszych sprawach, przez co stał się swego rodzaju streszczeniem wszystkich zdarzeń jakie miały miejsce od tego powstania naszej Kompani w Spiżowej Cytadeli. Po treningu Anny skupiłem się głównie na pisaniu, wysiłek psychiczny jest moim zdaniem boleśniejszy od fizycznego. Wydawało mi się, że mijają godziny, a kończyłem dopiero zapisywać listę poległych w pierwszych fazach szturmu. Musiałem jakoś ich uhonorować. Należała im się jakaś porządna wzmianka, a nie pojedyncze zdanie "Zginął na początku." To byłoby zbyt okrutne. Pisałem i pisałem, pisałbym nadal gdyby nie krzyk. Wybiegłem z komnaty z bronią w reku. Co ujrzałem. Młodego, z którego otwartych ust lał się dziwny śluz.
-Nurgl.- zaklął Leworęki, z pokoju Anny wybiegły Wilkory. Obaj w demonicznych postaciach. Wyczuły zagrożenie.- Opętał go, jest stracony...- Kapitan wyszedł z szeregu i spojrzał prosto w oczy Brata.
-Posiadasz jeszcze wolną wolę?- zapytał, ten nie odpowiedział rzucił się na naszego przywódcę z okropnym jękiem. Chwilę potem spostrzegłem, że kilku innych ciężej rannych również zostało naznaczonych przez Boga Chaosu. Rzeźnik zaczął płakać. Winchester chwycił za swą kusze i roześmiał się.
-Uciekaliśmy od walki do naszej spokojnej ostoi, a ona dopadła nas nawet tutaj.- skinął dłonią do swoich najlepiej wyszkolonych kuszników. Ci ustawili się w szeregu i wycelowali.
-Czekacie!- krzyknąłem.- To wciąż nasi Bracia!
Wszyscy spojrzeli na mnie. Wiedzieli, że miałem rację. Dlatego Riees zamiast kontratakować cały czas unikał ciosów, dlatego Rzeźnik klęczał w rogu Wielkiej Sali i cicho łkał osłaniany przez mur kuszników z Winchesterem na czele. Jeden z opętanych Braci imieniem Roger zaczął się ze mną siłować, wcześniej uchodził za słabeusza lecz teraz ledwo dawałem sobie z nim radę. Udawało mi się jednak trzymać go na odległość. Spojrzałem w jego oczy, po chwili zauważyłem, że oprócz śluzu wypływają z nich łzy. Zakląłem pod nosem. Nie mieli wpływu na to co robią...
-Skończ to...-wydyszał, każda wypowiadana litera przychodziła mu z trudem.- Skąpiec, błagam...- po tych słowach rzucił mną o ścianę, omal nie straciłem przytomności. Chwiejącą się na wszystkie strony uniosłem się z ziemi. Gdyby nie Podmuch, który wskoczył przede mnie, zginałbym. Ten potężnym uderzeniem łba odtrącił Rogera.
-Słyszałeś Skąpiec.- głos wilkora zadudnił w mojej głowie.-Musimy to skończyć.
-Oni...- zacząłem, nie mogło mi to przejść przez gardło.- Proszę... że.. żeb...żeby...
-Wykrztuś to z siebie Skąpiec.- rzucił Kapitan, po czym z ledwością uniknął ciosu wymierzonego przez Młodego, ten cały czas próbował coś powiedzieć, lecz nie było mu to dane.
-Żeby skrócić ich męki...- zakończyłem. Ponownie poczułem na sobie wzrok wszystkich Braci, tym razem jednak szybko zeszli ze mnie. Z krzykiem rzucili się na opętanych. Bojowy okrzyk przemieniał się w lament, chwilę później zapanowała głucha cisza. Anna stała pod ścianą i patrzyła na nas. Każdy jeden czuł się tak jakby zdradził własną rodzinę.
-Tylko udajecie takich głupich czy naprawdę tacy jesteście.- spojrzałem po Braciach, mieliśmy oczy większe od pięści. Strach, czy zdziwienie. Czasem trudno to odróżnić. To był głos Van'a. Anna uśmiechnęła się.-Wasi polegli braci są już w królestwie Kosstuha. Tu nie cierpią. Dziękują wam...- urwał. Riees powstał z miejsca i patrząc na Annę zaczął mówić.
-Co to miało znaczyć?- zapytał, w jego głosie nie było pretensji. Chciał po prostu wiedzieć, jak i my wszyscy.
-Bogowie Chaosu igrają z wami, nie jestem w stanie ochronić tych, którzy wybiorą jednego z tej czwórki.-odpowiedział spokojnie, lecz z troską.-Walczyłem o nich, jednak w bólu łatwo stracić równowagę i odróżnić dobro od zła.
-Popełniać błędy...- kolejny głos, Zamieć.
-Będziesz mi to wypominała do końca, co?- rzekł zrezygnowany.
-Ano.- odpowiedziała mu a kilku naszych się zaśmiało.-Wybraliśmy was jako obrońców Anny, oraz dziecka. Naznaczamy was wiecznym ogniem Kosstuha.
Głosy ucichły a my padliśmy na ziemię, ciepły powiew wiatru zamienił się w palący ból. Czułem jak trawi on wszystkie części mojego ciała, wypala umysł. Nagle to wszystko się skończyło, ostatnią rzeczą jaką zobaczyłem był blask. Potem ciemność, straciłem przytomność.
Obudziłem się ponoć po kwadransie, zalany potem. Nie czułem już bólu, wręcz przeciwnie czułem się wyśmienicie. Głosy, które czasem nękały mnie godzinami ucichły. Czułem się wolny. Bracia przechadzali się po Wielkiej Sali i prowadzili między sobą burzliwe rozmowy. Gwar głosów wydawał się być nie do opanowania, gdy nagle Riees huknął.
-Cisza!- zwróciliśmy się w jego stronę i umilkliśmy. Leworęki drapał się po plecach, zdjął swój kowalski strój i krążył w kółko w samych gaciach. Wyglądało to dość komicznie. Gdy zorientował się, ze to on jest teraz w centrum uwagi speszył się nieco i przywołał do siebie Psikute, to jest Winchestera.
-Co mam na plech Psikuta ?!- krzyknął ten zmierzył go wzorkiem.
-A no jakiś wzorek tam masz.- odpowiedział mu z uśmiechem na twarzy.- A ja?
-Ty też!- odrzekł błyskawicznie.
Obrazek
-To symbol Kosstuha.- odpowiedziała Anna i wskazała na swoją dłoń, miała na niej wypalony identyczny znak.- Chroni nas, lecz to nie czyni was niezwyciężonymi. Pamiętajcie o tym...- wróciła do swojego pokoju.
-Czyli staliśmy się jego sługami.- skomentował krótko Kapitan, zapukał do Anny. Ta otworzyła mu.- Weź wilkory i porozmawiaj z Kharoltem.- potem spojrzał na mnie.- Ty, Mały i Winchester też idziecie.


[Później dopiszę resztę, muszę w końcu nauczyć się prezentacji maturalnej. Cierpię z tego powodu na niedostatek czasu..]

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth zerwał się na nogi z mieczem w dłoni, jednak nawet nie wiedziałby co z nią zrobić, gdyż zastanawiał się tak jak reszta gdzie podziała się znacząca liczba osób. Nie myślał nad tym zbyt długo gdy gala energii rzuciła nim na dobre parę metrów, a do pokoju weszło ciekawe trio w osobach Alphariusa, Asgeira i jakiejś, kobieco wyglądającej, chodzącej zbroi. Z każdym wypowiedzianym w sali słowem, asasyn był coraz bardziej pod wrażeniem. Pierwszy Akolita z łatwością wprowadził wszystkie swoje plany w życie, w tym najwyraźniej odesłanie wszystkich nie-zawodników do jakiegos innego świata. Okazało się, że miał rację i otucie Iskry było dywersją, by mieszkańcy zamku mieli zajęcie, a w tym czasie podstępem umieszczono w ich kwaterach kryształy. Nigdy nie spodziewałby się tylko, że był to Aszkael. Nie posądzał go władanie magią umysłu, więc ta zagadka nie została w sumie rozwiązana, ale też nie miała już większego znaczenia. Uwięzionym mieli być bezpieczni, jeśli zawodnicy nie będą sprawiać kłopotów. Galreth nie zamierzał tego robić. W gruncie rzeczy mało go obchodziło, kto da mu nagrodę, kiedy już pokona wszystkich. Zastanawiał się tylko czemu postanowili zostawić Reinera w spokoju, bo razem z Julią byli jedynymi, którzy nie zostali zamknięci poza zawodnikami oczywiście. Zrozumiałe było, że Julia była potrzebna jako uzdrowicielka dla walczących. Galreth postanowił pójść za sugestią główki wyrastającej z Alphariusa i udać się do swojej kwatery przygotowywać się do walki. O ile chciał zabić Menthusa, dalej niepokoiło go to, że władał on magią i to dość potężną. Miał tylko nadzieję, że tak jak Kharlota broniła jakaś aura antymagiczna, tak samo jego ochroni nowo nabyte piętno Khorna.
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

"Jak będziemy sprawiali kłopoty... zabiją naszych przyjaciół..." pomyślał Magnus obserwując zajście w komnatach.
"Jak będę sprawiał kłopoty...zabiją naszych przyjaciół" obserwując pomieszczenie. Von Bittenberg nie miał nikogo bliskiego ,nie mógł sobie zaprzątać głowy takimi drobnostkami. Jego zawód... służba nie pozwalała ,aby mógł sobie pozwolić na takie nędzne uczucia jak przyjaźń. Te łajzy nie były w stanie szantażować Inkwizytora takimi zagraniami. Inkwizytor rozjerzał się i wnet zorientował się ,że wśród "przyjaciół" znajduje się Kharlot i Bjarn...
Złowrogi uśmiech momentalnie zagościł na starej twarzy łowcy czarownic. To było doskonała szansa na eliminację celów. Egzekucja Alphariusa ,która doprowadzi do śmierci tych bluźnierców Bjarna i Kharlota. Wybornie...
Jego ostatnia akcja nie powiodła się z powodu nagłego "przebudzenia" twierdzy. Magiczna komplikacja. Teraz jednak sytuacja była odpowiednia. Jednak nie planował jej. Gdyby to zrobił działał by impulsem chwili ,czego się wystrzegał. Poprzednie działania były zręcznie i dokładnie zaplanowane ,włącznie z pojawieniem się oddziału łowców ,a ta sytuacja była zbyt prosta... jedną eliminacją mógł wyzbyć się wielu przeciwników i zakończyć zbrodniczy proceder Areny Śmierci. Tak... trzeba było to wykorzystać.
Magnus podniósł się i wyprostował ,nie miał przy sobie żadnej broni ,widocznie dla swojego bezpieczeństwa chcieli wręczać je dopiero przed walką. Inkwizytor ujrzał jak jest ona jeszcze odbierana ,tym którym nie zdążyli jej zabrać przed przebudzeniem. Jednak Wielki Inkwizytor sam w sobie był skuteczną bronią. Zważywszy ,że miotacza oczyszczającego ognia nie mogli zabrać.
-Inkwizytorze ,czy...- Reiner zaczął coś mówić ,jednak przerwał widząc ,że zaraz do czegoś dojdzie. Czym prędzej odczołgał się bliżej szafki nocnej ,gdzie stał ciężki świecznik.
Von Bittenberg przeszedł powoli przez wielką komnatę. Oczy wszystkich zgromadzonych śledziły jego drogę ,a co roztropniejsi odsunęli się lekko szukajac prowizorycznej broni.
Wielki Inkwizytor stąpał twardo ,aż w końcu znalazł się przed Alphariusem ,na którego twarzy gościł wyjątkowy niepokój. Magnus podniósł swój sądny wzrok spod czarnego kapelusza i wbił go w heretyka. Pierwszy Akolita cofnął się lekko widząc posępne oblicze i szybkim rzutem okiem upewnił się ,że stoją za nim jego mutanty, W tym momencie stojacy obok norsmeński mag stworzył w dłoni kulę lodu ,spodziewając się ,że zaraz rozpęta się rzeź. Magnus był od niego o krok. Uniósł swą żelazną rękawicę w jego stronę i... coś w nim drgnęło.
O nie... on nie mógł tak działać... od zawsze zwalczał wśród łowców niecierpliwość i jak najszybsze osiąganie celu ,idąc na niepewne skróty. Zwłaszcza ,że coś mu tu nie pasowało. To by było zbyt proste ,jedną egzekucją zabić tylu potężnych wrogów. Za proste... niepewne...podejrzane... z pewnością mieli jakiś plan w zanadżu. Przerwał zamyślenie i znów spojrzał w Alphariusa.
-Następnym razem... twoje ścierwo spłonie ,gdy będziesz jeszcze dyszał... i nawet twoi chędożeni bogowie nie uratują twej marnej duszy...- warknął chłodno.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Nieco wcześniej]

Kolejne hordy demonetek i mutantów padały pod nawałnicą cięć Zabójcy Oni. Wzrok samuraja zaszedł czerwoną mgłą, podczas gdy ten z oślepiającą szybkością ćwiartował każdego przeciwnika, który stanął mu na drodze. Bydlęta, usiłują go powstrzymać, jednak nie pozwoli im na ucieczkę. Nie ma litości, ani odwrotu, tylko atak! Saito rwał się do walki jak nigdy wcześniej. Tym razem jego zadaniem było zniszczenie każdego wroga, który stanie mu na drodze. Wyrzynał więc sobie drogę poprzez wąskie korytarze z zimną konsekwencją eksterminując najpierw dziesiątki, a później już setki przeciwników. Czuł jak narasta w nim furia, przypominająca wulkan gotowy by wybuchnąć. Nigdzie nie było widać pozostałych uczestników, jednak Kaneda nie dbał o to. Nie potrzebował wsparcia, szczególnie przy wyrzynaniu tych dziwek słabego bożka. Katana przepołowiła dwie demonice na raz, pozostałe dwie roztrącił brutalnymi kopniakami i choć te z gracją wywinęły się w saltach lądując na równe nogi, Saito skoczył za nimi. Gdy jedna z nich zamierzyła się szczypcami, Nippończyk bezpardonowo uderzy w nie oburącz, przebijając chitynową powłokę, aż po sam łokieć. Kopniakiem z półobrotu odepchnął jakiegoś kultystę, rzucając go prosto na mosiężną, kłapiącą paszczę, która rozwarła się w ścianie i rozszarpała wrzeszczącego sekciarza. Wiedziony jakimś wewnętrznym, intuicyjnym podszeptem, Kaneda obrócił się i pchnął w górę, jak się okazało nabijając spadającą z sufitu demonicę, niczym szaszłyk. Ta machnęła jeszcze sztyletem, ale nie trafiła, gdyż ronin cisnął ją płynnie o ziemię i kilkoma uderzeniami z obcasa zmasakrował jej twarz. Nim zdążyła się rozwiać w oparach spalenizny i piżma, głowa zdążyła zamienić się tylko we fioletową galaretę. Saito czuł wobec demonetek pogardę i nienawiść, które narastały z każdą chwilą. To właśnie dzięki zdolności ujarzmiania emocji potrafił mordować je z taką skutecznością.
- Dobrze! Dobrze! Niech nienawiść płynie przez ciebie, wojowniku! - dudnił gdzieś na krawędzi świadomości jego własny głos. Choć z drugiej strony brzmiał dziwnie obco. Nagle wyczuł zbliżające się niebezpieczeństwo - prysnął na bok i przeturlał się pod ścianę, unikając spiżowych kolców, które wystrzeliły pod sam sufit nabijając jakiegoś zmutowanego, obrzmiałego żołnierza, który zabulgotał i eksplodował śluzem oraz żyjącymi własnym życiem narządami. Samuraj już chciał posiekać je na drobno, gdy coś krzepko zacisnęło mu się na szyi i zaczęło wlec w stronę ściany. Był to jakiś łańcuch, lewą ręką chwycił go, by zmniejszyć nacisk na szyję, drugą zaś zaczął rąbać żelazne ogniwa, które wnet ustąpiły pod wściekłą nawałą mistrzowskiej stali Hattoriego Hanzo. Łańcuch pękł z brzękiem i padł na podłogę podrygując jeszcze przez chwilę.
Saito podniósł się z podłogi dysząc ciężko i potoczył przekrwionymi oczyma po zdemolowanym pomieszczeniu. W drzwiach zauważył jakiś ruch. Natychmiast przybrał agresywną formę Ataru, gotów zmieść następnego nędznika, który tu wejdzie. We wszechobecnej pożodze zakrwawione ostrze Zabójcy Oni zdawało się świecić własnym, karmazynowym poblaskiem. Jednak to co zobaczył, sprawiło, że nie mógł wykonać żadnego ruchu. Nie był to bowiem żaden mutant, demon, czy któryś z zabłąkanych żołnierzy. Ostatnio widział tę twarz, wśród walących się ścian jego płonącego domu w Kisogo. Aoyagi, ubrana w haftowaną w żurawie suknie płynęła ku niemu poprzez szalejący wokół chaos, przesłaniając pół twarzy malowanym w kwiaty wachlarzem. Jednak z każdym jej krokiem Saito wstrząsała fala narastającego gniewu, na podobieństwo dudniącego bębna.
- Stęskniłam się za tobą, ojcze. - Powiedziała śpiewnym głosem. Aż nienaturalnie.
- Nie jestem twoim ojcem, pomiocie. - Warknął ronin. - Moja córka zginęła w płomieniach daleko stąd.
- Lecz czy iluzja nie jest tak samo dobra? Przecież pragniesz ujrzeć ją jeszcze raz, tak samo jak poległych przyjaciół. Czy nie dlatego walczysz w tej arenie? - Kontynuowała podchodząca dziewczyna. - Pan przyjemności zna wasze pragnienia i chętnie je spełni.
- Obrażasz mnie. Obrażasz Aoyagi, przyjmując jej postać!
- Powiedz chociaż, Saito, czy jestem piękna? - Szał narastający w samuraju osiągnął poziom szczytowy. Doskonale wiedział co oznacza to pytanie. Zadawały je kuchisake-onna, czyli kobiety o rozciętych ustach. Były to duchy żeńskie, które zginęły w okrutny sposób i teraz chcą nękać niewinnych. Niezależnie od odpowiedzi, i tak okrutnie okaleczały osobę, która je napotkała, jedyną szansą na ucieczkę było skonfundowanie ich przez zadanie własnego pytania. Jednak Saito ani myślał uciekać, wręcz przeciwnie - interesowało go posiekanie latawicy na wstążki.
- Pokaż swój wielki ryj, żebym mógł ocenić! - Zakrzyknął i rzucił się do ataku, kipiąc od nagromadzonego szału, nad którym panował tylko dzięki swojej żelaznej woli. Emocje były dla niego po prostu jeszcze jedną bronią, którą umiał się posługiwać. Wachlarz zatrzepotał, papier ryżowy zniknął, a stelaż wydłużył się, zmieniając się w stalowe ostrza, odsłaniając szeroką od ucha do ucha paszczę pełną długich, przypominających igły zębisk. Katana zwarła się z tessenem przy wtórze okropnego zgrzytu żelastwa, a demonica odwinęła się przez plecy, świszcząc wachlarzem bojowym. Była to raczej próba zatrzymania szarżującego samuraja, niż skuteczna kontra, gdyż Kaneda miał dość czasu aby znowu zblokować uderzenie. Przeciwniczka skoczyła na ścianę, ciągnąc za sobą rozwiane fałdy jedwabiu, długie jak jakieś fantastyczne węże. Ronin przeskoczył nad obaloną ławą i turlając się po podłodze wylądował za plecami kuchisake i odruchowo składając paradę przyjął na katanę zamaszyste cięcie wachlarza. Stanął na równe nogi i grzmotnął ją kolanem w brzuch, jednak poczwara zdawała się nie odczuwać bólu, mimo, że odleciała na przeciwległą ścianę, zdążyła jeszcze zamachnąć się tessenem i Saito musiał uchylić się w tył, by uniknąć mknących ku niemu ostrzy. Przeciwniczka odbiła się od ściany z nadnaturalną siłą i chyżością i pomknęła ku roninowi sycząc wściekle. Ten był już gotowy i brutalnie grzmotnął tessen, od razu wykręcając Zabójcę Oni tak, by płaz katany zaklinował się pomiędzy promieniami wachlarza. Kuchisake-onna okazała się jednak nad wyraz silna, jednak za namową wewnętrznego głosu Kaneda uwolnił swój szał przy piorunującym kiai, aż demonica zawirowała wokół własnej osi, w obłoku wirujących wstęg i fałd kimona. Nim jednak znalazła oparcie, Nippończyk zdążył ją jeszcze trzasnąć w wyszczerzony pysk, posyłając ją na glebę. Tylko dzięki swej nadnaturalnej zwinności uniknęła przyszpilenia kataną do podłogi, i odtoczywszy się na bezpieczną odległość stanęła na nogach, wywalając obsceniczny jęzor. - Saito ryknął i znów skoczyli ku sobie, wywijając bronią i skacząc pośród sporadycznie usiłujących ich pokąsać ożywionych przedmiotów. Demonica była szybka i zwinna, jednak w końcu ukierunkowana furia kensai przeważyła i samuraj podrzucił swoją przeciwniczkę w powietrze, po czym, wykonując kopnięcie z półobrotu cisnął ją na ścianę, gdzie pochwyciły ją jakieś zakrzywione szpony i zaczęły rozdzierać strój oraz ciało. Jednak Kaneda nie miał zamiaru pozwolić, by jakaś głupia anomalia ukradła mu zabójstwo, przeto chwycił za wywieszony ozór i na siłę wyrwał sponiewieraną demonicę na środek pokoju i wzniósł miecz aż za głowę, po czym wkładając w uderzenie całą nagromadzoną furię przerąbał ją wzdłuż jej osi. Ale to było wciąż za mało. Choć sam cały czas zachowywał zimną trzeźwość umysłu, wezbrany szał skierował niczym potok w ramię prowadzące rękojeść miecza. I zaczął okładać stworę gradem bezlitosnych ciosów, znacząc w powietrzu czerwone smugi, tak długo, aż zjawa pozorująca Aoyagi rozpłynęła się zupełnie.

[Zaraz dopiszę co było później, bo jeszcze muszę przecież zrobić reakcję na paringi.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Gdzie ja jestem?-to była pierwsza myśl jaka narodziła się w jej głowie.
Wszystko wokoło było wyłożone lustrami czy też kryształami, czuła obecnosć magii, tak wielkiej i potężnej że zadrżała na samą myśl. Cofnęła dłoń i poczuła za sobą ciepłe ciało smoka.
-Ja znam twój zapach Czy nie spotkaliśmy się kiedyś na polu bitwy?-rzekł nieoczekiwanie, ze szczerym zdziwieniem Smaug.
-Co?-zapytała zdziwiona i wciąż zdezorientowana.
W tej chwili spostrzegła, że smok nie mówił do niej. Jego gadzie oczy wpatrzone były w Kruszącego Czaszki.
-Nigdy cię nie spotkałem smoku-odwarknął Kharlot.
-Czy to takie ważne?-zapytała Iskra-Nie lepiej ustalić gdzie jesteśmy, zamiast wspominać dawne spotkania?
-Nie-twarz Wojownika Chaosu wykrzywiła furia gdy zrozumiał...
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Wstał razem z innymi. Jako jeden z nielicznych nie zdziwił się brakiem towarzyszy. Znał plan dwóch magów. Jednak wiadomość o kolejnych walkach jednocześnie go zaniepokoiła i ucieszyła.
Drugni był twardy, silny i wbrew pozorom dość szybki. Jednak to hobbit przewyższał go pod względem zwinności, do tego miał swoje bomby. Krasnolud nie posiadał żadnego pancerza, więc trzeba będzie to wykorzystać i za wszelką cenę starać się nie dopuścić do walki w zwarciu. Farlin widział co stało się z wampirem i nie chciał powtórzyć jego błędu.
Liczył też na to, że Magnus zabije Bliźniaków, Gelrath wykończy Menthusa. Stawiał też na Aszkaela, ponieważ nie przepadał za aroganckim samurajem.

Niziołek, gdy wszyscy spali, sprawdził też inną rzecz. Zauważył, że jego magiczne oko pozwalało przewidywać ruchy przeciwnika 1,5s do przodu, co zwiększało jego szanse. W starych księgach wyczytał też o magicznej ochronie, jaką dawał swoim wyznawcom pan zmian. Hobbit dziękował w duchu Tzeenchowi za tak niesamowite błogosławieństwa. Widać, że nie rzucał słów na wiatr. Do tego Asgeir nauczył go podstawowego zaklęcia ofensywnego z dziedziny magii lodu. A mianowicie lodowej strzały. Polegało to na wystrzeleniu z ręki sopla, który z dużą prędkością wbijał się w cel.

Musiał przyznać, że pobyt w cytadeli uczynił go silniejszym. Jeżeli wygra turniej, to kto wie, może zostanie nawet Wszech-wybrańcem. W końcu mógł sobie zażyczyć wszystkiego.

Jednak teraz trzeba się skupić na przygotowaniach do następnej walki i zrobić kolejną porcję śmiercionośnych bomb.

[W sumie mogłem trafić gorzej z przeciwnikiem :P ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[A i właśnie! menthus wybiera piętno tzeentcha]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Eh te Elfy, odwieczni wrogowie chaosu XD ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ