ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Kordelas »

Matis pisze:[Eh te Elfy, odwieczni wrogowie chaosu XD ]
[+1 :) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[MMH napisz chociaż jak to się stało, że twój wielki wojownik światła ugiął kark przed Tzeenchem.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Dobra, wreszcie coś zdołałem napisać. Wybrałem relikwię i wprowadziłem sneaky plana Bliźniaków do fabuły. No i uznałem że rozdzielimy się w Labiryncie boga-wrony by (jak to u spess mahreenz w pewnej grze planszowej) zwiększyć heroizm ;) Tak więc pierwsza grupa to Bjarn i Norsmeni, 2ga sześciu łowców czarownic + Kilian, 3cia Anna z wilkami i kompanią, i 4ta Kharlot z Iskrą oraz Smaugiem. :mrgreen: ]

Gdy wszyscy zawodnicy stali, niepewni co mają robić wobec tak sprzecznych ze sobą emocji. Wszak jeszcze wczoraj zanim posnęli wśród zabaw którymi umilali sobie czas w spartańskich komnatach Barad-dur, oddaliby wszystko by móc osobiście wypatroszyć Alphariusa a teraz mieli być jego zabawkami ? Psami które będą się zagryzać pod groźbą bicza ku uciesze tego plugawca ? Do tego zdrada Aszkaela... Ufali mu, Ostrze Bogów był im towarzyszem i nawet gdy niedawno zachowywał się bardzo nietowarzysko, przecież ufali mu jako nieugiętemu wojowi i dawnemu towarzyszowi Bjarna. Lecz to i tak nie ten zdrajca był w ich centrum uwagi.
- Asgeir, ty sprzedajna łajzo! - mruknął Olfarr, ściągając hełm za jeden z wyrastających z czoliska czwórgraniastych, lekko zagiętych rogów.
- Zasuszony, zgniły skorupiak pokazał swe prawdziwe kolory bracie. - zawtórował Ulfarr, obrzucając vitkiego gniewnym spojrzeniem.
Dłonie braci zacisnęły się ze szczękiem żelaza na rękojeściach broni, jednakże nie chcieli ryzykować poddania się magii dwóch czarowników i wraz z resztą tylko nieśmiało postawiła krok lub dwa w kierunku wypełnionego żelaznymi maskami wyjścia. Nagle nadarzyła się okazja, Magnus stanął nad Alphariusem i wzniósł swoją ognistą broń.
- Postraszmy starucha.
Nagle topór i runiczy miecz znalazły się ledwie paręnaście cali od Asgeira, który dopiero teraz spojrzał uważniej na górujących nad nim Horkessonów i otworzył szerzej oczy na chwilę.
- Pamiętajcie, wszyscy wasi drodzy towarzysze i pan Ingvarsson błądzą teraz gdzieś poza czasem i waszym pojmowaniem. Jeśli chcecie żeby wrócili bezpiecznie do Norski... - powiedział Alpharius, odwracając się na bok lecz zaraz znów wrócił do lufy z małym płomyczkiem, tańczącym mu przed twarzą.
Teraz dopiero zwątpienie zatańczyło na twarzy Olfarra i w trójkątnym wizjerze hełmu jego brata. Złość i chęć zemsty na tym padalcu walczyła z powinnościami i troską o krewnych. Ukryty pod blachami na piersiach Bliźniaków znak Khorna dudnił, rządając krwi Asgeira zaś zęby Horkessonów zgrzytały powstrzymując zbielałe kłykcie od pochopnego wypadu. Asgeir ostrożnie uczynił krok w tył i zebrał moc do lewej dłoni, formując kulę lodu. Jego twarz na moment straciła swój obojętny wyraz po czym wróciła do zimnej pewności i powagi. W końcu w starciu z szybkim cięciem stali i utratą głowy nie pomogłyby mu zastępy bestii za nim ani magia, no a fakt że pomści go kilkunasty lub może kilkudziesiąty mutant (pamiętając ostatnią sprawność braci i wąskie przejście) nie był zbytnią pociechą.
-Następnym razem... twoje ścierwo spłonie ,gdy będziesz jeszcze dyszał... i nawet twoi chędożeni bogowie nie uratują twej marnej duszy...- warknął chłodno Magnus i wyszedł z łopotem płaszcza oraz stukotem stali i mechanizmów.
Po chwili syk stali chowanej do pochwy uspokoił także Asgeira, gdy Horkessonowie w podobnym toku rozumowania doszli do tego co Magnus. Przechodząc obok wbijającego w nich wzrok szamana, Olfarr splunął mu na stopy, zaś Ulfarr przeciągnął żelaznym palcem po gardle, po czym oba skrzydlate hełmy opuściły komnatę przechodząc obok rozsuwających się z sapaniem lub pomrukami mutantów.

Idąc korytarzem Bliźniacy w myślach żywo dyskutowali o spadających nagle jak atak lodowego jaszczura na uśpioną wioskę wydarzeniach. Gdzieś mignął im płaszcz Magnusa, gdy ten zmierzał prawdopodobnie do swej komnaty.
- Pamiętasz, zawahał się przed zabiciem tego padalca. Czyżby jednak martwił się o swych towarzyszy ?
- Prędzej uwierzę, że zabrakło mu odwagi... to zimny sukinsyn, a my będziemy musieli go ukatrupić.
- Właśnie, kolejne walki! Nie powinniśmy jakoś to zbojkotować ?

Wtedy Bliźniacy weszli do swojej kwatery, z niezadowoleniem zauważając że rozwalone drzwi z sośniny i runiczych okuć zawalają przejście.
- Cholera, potrzebujemy drzwi! - stwierdził Ulfarr.
- Ta, a widziałeś tu jakiś sklep z meblami ? Może norski zakład cieśli Ikea Ikeassona ? - zachichotał Olfarr, wspominając pracownię stolarza w Hallasholm.
Nie przedłużając zdecydowali się na najpraktyczniejsze rozwiązanie - Olfarr wyrwał drzwi z najbliższej pustej komnaty i założył je na własne zawiasy po czym uradowany postawił przewrócony fotel i wyciągając z szafy dzban ale usiadł przed dogasającym ogniem. Po chwili jego brat zrobił to samo. W obawie przed 'słyszącymi ścianami' prowadzili dalej rozmowę telepatycznie, zwłaszcza że zawsze było im tak wygodniej.
- Zanim pojawił się tu Kharlot walczyliśmy na zasadach Alphariusa. Pytanie czy zależy nam bardziej na wygranej w tym wielkim turnieju czy też na pomszczeniu towarzyszy.
- Twarda ostryga do rozłupania bracie. Napijmy się.

W końcu uradzili że najlepiej będzie jeśli zachowają postawę spokojnej niechęci i poczekają aż kultysta uwolni w końcu ich krewnych. Albo jeśli tego nie uczyni to dołożą starań aby zwyciężyć i sobie tego zażyczyć. Jeśli zaś i życzenie było kłamstwem, pozostawała tylko krwawa zemsta.
- Ooo tak. Wytniemy im wszystkim Krwawego Orła! - wykrzyknął, wznosząc kufel Olfarr.
- A ta dziwna chodząca zbroja w kształcie kobiety ?
- Jeśli się nie da zgwałcić to przetopimy ją na gwoździe... albo kolczugi. Jakiś graelingski czempion Slaanesha oddałby wszystko za pancerz z kobiety!
- Tak czy inaczej należy się skupić na walkach.
- Racja. - Olf odchylił się w miękkim futrze, które wygniatała i pruła teraz zbroja chaosu. - Trzeba coś wymyśleć na tego Magnusa... może mamy sporo czasu, ale...
- Co innego mamy do roboty. - dokończył Ulfarr i pogładził swą brodę. - Chyba będziemy musieli spełnić naszą groźbę z korytarza i... Pamiętasz ?
- Zanieść jego blaszany łeb Archaonowi. Właśnie...
- ARCHAON! - wykrzyknęli nagle obaj Horkessonowie otwierając szeroko oczy.
~ Wszechwybraniec jest przecież w twierzy! Powinien z łatwością wyrżnąć sługusy Alphariusa i jego samego... Ale wciąż, co z naszymi ?
~ Ej! A czy stary Grunladi nie mówił wtedy że on wyszedł z wybrańcami przez portal ? Jeśli potrafi podróżować w osnowie to może sprowadzić z tamtąd Bjarna i resztę!
~ O ile faktycznie tam są i żyją... a nawet jeśli zamknął ich gdzieś tutaj to z Archaonem dotrzemy wszędzie, nic nas nie zatrzyma!
~ Teraz jak zdobyć jego łaski... Ingvarsson opowiedział jak przed bramą, pośród armii południowców zaoferował mu walkę dla niego. My moglibyśmy zrobić to samo...
~ Ale teraz może odzyskał już siły, wtedy trochę to mało... Wiem! Ten kaprawy śledź Asgeir zrabował po zniknięciu Alphariusa wszystkie artefakty i relikwie ze skarbca Fortecy. Teraz pewnie muszą się kłócić o ich zwrot...
~ Czyli... zapewne aby osiągnąć kompromis leżą gdzieś na neutralnym gruncie...
~ ...pod strażą lecz bez ich uwagi. Zaniesiemy je Wszechwybrańcowi i jeśli one go nie zadowolą to jesteśmy synami południowych dziwek! To doskonały plan bracie!
~ Teraz wystarczy 'jedynie' odnaleźć naszego Archaona. Te podziemia ciągną się w nieskończoność... może na drugą stronę świata...
~ Ulf, przecież ziemia jest płaska. Jeśli przebędziesz podziemia spadniesz między gałęziami Yggdrasila do korzeni i Muspelheimu.
~ Nieważne, w każdym razie widziałem wtedy w komnacie Kharlota jakieś mapy. Może pokazują podziemia ? Odczekamy godzinę aż mutanty rozejdą się po twierdzy i wracamy do Barad-dur.


Jak uradzili tak zrobili. Wyszli ostrożnie, zamykając drzwi i ruszyli najmniej uczęszczanymi korytarzami w kierunku najwyższej wieży. Co jakiś czas słyszeli odgłosy walki mutantów z jakimiś niedobitkami szaleńców, demonów lub rzeźb albo mijali kręcące się po salach i czatujące mandraki. Stwory łypały na nich niewidzącymi oczyma zza stalowych masek i cicho warczały lub dygotały, potrząsając ostrzami wbitymi w kończyny ale nie niepokoiły zawodników. Horkessonowie przywołując sztuczne uśmiechy na brodate oblicza podziękowali bogom i czujnie wypatrywali Alphariusa i Asgeira oraz nasłuchiwali ewentualnych rozmów magów. W końcu dotarli do podnóża wieży, ktoś zadał sobie sporo trudu by uprzątnąć ciała mandraków ze schodów, zaściełające je od wczorajszej obrony.
- Widać że nasz stary-nowy gospodarz...
- Wciąż jest pedalskim pedancikiem.
Nie przedłużając swego fartownego niewykrycia weszli do owalnej sali i wspięli się po schodach. Przed wejściem do pierwszego piętra stały dwa mutanty, niestety te już ich nie przepuściły i gdy zbliżyli się do nich, ostrzegawczo zasyczały i uniosły broń.
- Witamy, my tylko... - zaczął Olfarr, machając im.
- Chcieliśmy powiedzieć - dodał Ulfarr, występując przed brata i widząc jak ten spojrzał w dół i skinął głową zbliżył twarz do żelaznej maski stwora. Za wizjerem prześwitywało zbielałe, pocięte mięso. - jacy wy jesteście kurwa brzydcy.
Mówiąc to Ulf jednym ruchem zerwał topór z paska i mocarnym łukiem z prawa wbił ostrze w pobliźnioną pierś stwora i naparł na trzonek, ciskając jednym mutantem na drugiego pod ścianę. Olfarr nie czekał i natychmiast doskoczył, przebijając obu mieczem jak dwie norki na rożnie. Jednak te jak na złość nie chciały umierać, przynajmniej nie dopóki Ulfarr huknął o siebie ich czerepami a jego brat poderżnął im gardła saksą by nie wrzasnęli.
Bliźniacy złapali wystrzępione szmaty i powleki ciała za sobą do pierwszej komnaty, uprzednio dokładnie wycierając nimi ślad krwi na schodach. Tam gdzie wczoraj nocowali pośrodku podłogi była nakryta żelazną pokrywą studzienka, na dnie której rozpalano ogień by ogrzać podłoże komnaty. Z radością stwierdziwszy że ogień od nocy nie wygasł cisnęli tam trupy i nakryli ciężkim włazem po czym wdrapali się na samą górę do komnaty Kharlota. Tam nie czekając doskoczyli do szafy i stołów, z doświadczeniem zdobytym na plądrowaniu niezliczonych domostw przeszukując meble.
- Dobra zgarnąłem wszystkie papierzyska, możemy już spa...
- Pssst. Ulf, obczaj co znalazłem.
Lekko zdenerwowany Ulfarr podszedł do brata, który w skrytce w ramie łoża odnalazł jakieś pudełko z wyrytymi znakami runiczymi. Teraz obaj zaciekawieni jakież skarby mógł chować Kruszący Czaszki otworzyli je.
W środku, na brudnym od czegoś czerwonego katajskim jedwabiu spoczywały sipięte srebrnym łańcuszkiem dwa kawałki stali o ostrych acz nieregularnych krawędziach, jakby ułomki. Stal miała ciemnoczerwoną barwę i była pokryta czymś lepkim. Jak się okazało gdy wzięli je w ręce ułomki były piekielnie ostre a opływały gęstą, sączącą się jakby z ich wnętrza krwią, która powoli wypełniała dziury w warstwie płynu w miejscach dotyku. Oba miały wielkość szeroko otwartego oka.
- Dziwne... skąd to krwawi ? Musi to być potężny artefakt...
- Na pudełku są napisy... ekhem "Ja Thorgar Złamane Wiosło, syn Svena i Hjalli ryję te runy nad kawałkami topora mego dziada, największego z Aeslingów, zwycięzcy Areny Śmierci na Przeklętej Polanie i jak mój ojciec przekażę je memu synowi Kharlotowi by moc bogów która odrodziła jego naddziada miała w pieczy nasz ród."
- Na grzmiący obuch Mjollnira... - wyrwało się braciom, którzy zasłonili sobie nawzajem usta, zamurowani nie wiadomo czy tym do kogo należały owe odłami czy też faktem że Kruszący Czaszki był jego potomkiem. Ragnax Aesling i jego krwawa historia była dobrze znana w połowie Norski i na Pustkowiach a oni właśnie patrzyli... mało tego - trzymali... Pudełko stało się nagle jakby dwa kamienie cięższe.
- To... taki skarb nie może wpaść w ręce tych kultystów, co bracie ?
- Właśnie... poza tym, cholera moc samego Ragnaxa może pomóc nam opanować piętno... wspomóc w walce na arenie i tym samym zapewnić czas na znalezienie Archaona i wreszcie... osłonić przed magią vitkiego i Alphariusa.
Obaj wyszczerzyli się i zamknąwszy skrytkę z pudełkiem poszli do drzwi.
- Dzięki temu moc Księcia Demonów faktycznie może pomóc ocalić ród Kharlota. On chciałby tego... chyba obaj to jakoś tak czujemy ?
- Zgadza się. Dla Kharlota. - mówiąc to każdy założył na szyję srebrny łańcuszek z krwawiącą płytką stali, które zaraz umazały posoką kilka run na ich napierśnikach. Nagle czujący się jakby mogli zmieść całą fortecę i przynajmniej kilka armii, Horkessonowie z pewnością siebie, dumnie wypięci doszli ignorując wszystko wokół do swych kwater. Gdy ochłonęli po wszystkim przyszło znów wrócić do planu.
- Czyli teraz szukamy pokoju z relikwiami, bierzemy je i w przerwach między walkami szukamy Archaona z tymi mapami ?
- Ta, tylko widzisz tu jest mały problem... ten czerwony matoł pooznaczał te mapy cholernymi, nippońskimi krzaczkami i południowymi gryzmołami zamiast po ludzku runami! Za cholerę tego nie odczytamy!
- Kurde, Eskil by potrafił ale zniknął z resztą... reszta... reszta zawodników! Zawołamy tu Saito i Drugniego na piwko to pomogą nam. Magnus by się nadał ale jemu nie można ufać... idź ich zawołaj Olfarr, ja zostanę z mapami.
- Jasne. Jacy my jesteśmy sprytni... Bjarn byłby dumny.
***********

Bjarn pomasował głowę i wstając powoli rozejrzał się wokół. Wszędzie nad nimi panowa ciemność, raz kłębiąca się jak chmury i rezonująca odległym grzmotem fioletowej barwy a raz głucha i pusta jak próżnia. Podłoże było taflą czerni która mogłaby przywodzić na myśl boazerię z obsydianu lub hebanu gdyby nie to że było na przemian miękkie i twarde. Lecz poznał dopiero po ścianach. Stali w niekończącej się plątaninie luster i gładkich powierzchni, odblaskujących błękitem i fioletem.
- Nie... Odynie, nie... jesteśmy w labiryncie Tchara... - zaklął Wydarty Morzu, nawet stojąc i patrząc w górę wydawał się sobie mały w tym miejscu.
- Gdzie...? Chyba mi coś umknęło... - jęknął wstający obok Thorrvald.
- Nie trzeba było pić całego miodu z tego bukłaka, chytra suko... łał w takim miejscu się jeszcze po popijawie nie obudziłem. - mruknął, masujący łeb Leif. Obok niego stał blady jak swoje włosy Grunladi, ściskając notatnik i rozgladając się. Za Białym Krukiem podobnie budziło się i zbierało ekwipunek reszta Norsmenów. Poza ich szesnastką i dudniącym w nieskończoność, wracającym jako szydercze szepty echem które wytwarzali nigdzie ni było nikogo...
Co więcej zauważono brak Horkessonów. Z racji że tylko oni byli zawodnikami Bjarn szybko wysnuł wnioski.
- Tylko jedna osoba mogła to uczynić... Pierdolony Alpharius, nie wiem jak nas podszedł we śnie, ale w tym przeklętym miejscu przysięgam jedno... Na wszystkich bogów i przodków, wyjdę stąd choćby po to by rozpierdolić ten jego łysy łeb o kamienie!
Ingvarsson spojrzał na wojów za nim, dziwnie patrzących na labirynt i jego samego. Ich wodza. Musiał działać.
- Formować klin chłopy! Cokolwiek się tu czai zobaczy do czego jest zdolny wkurzony Nors, który nie może wyjść! Naprzód, znając tego bękarta z dwiema głowami to innych też tu wrzuciło i trza ich poszukać! - labirynt głucho rezonował rozkazem Bjarna i krokami Norsów aż wreszcie oba stopiły się w odległy, ptasi rechot.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

GrimgorIronhide pisze:[ i 4ta Kharlot z Iskrą oraz Smaugiem. :mrgreen: ]
CZyli największe PG i Kharlot, który utnie smokowi łeb, gdy zacznie kozaczyć :mrgreen: :mrgreen: :lol2: :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Głodna jestem...
Czerwony wojownik nie zwrócił na nią uwagi. Cały czas szedł, nie obróciwszy się nawet na chwilę.
- Powiedziałam, że jestem głodna- powtórzyła Iskra, tym razem głośniej.
- To tylko wrażenie- odparł wreszcie Kharlot- Iluzja. Gdy przebywasz w Osnowie, nie potrzebujesz pożywienia, ani odpoczynku. Możesz nie jeść latami i nie wyniknie z tego absolutnie nic.
- To znaczy, że nie ma tutaj jedzenia?
- Jest. Zwłaszcza Ogrody Rozkoszy w nie obfitują. Nie masz jednak pewności, w co zmieni się strawa, nim dojdzie do żołądka.
Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu. Jedyne, co było słychać, to dudniące kroki Smauga.
- Wiesz, dokąd idziemy?- spytała Iskra. Ostatnimi czasy wiele przeszła, a samotność w jaskini wcale jej nie pomogła. Chciała móc z kimś porozmawiać, choćby to był troll.
Kharlot, choć trollem nie był, nie należał jednak do najrozmowniejszych.
- Nie- odparł w swoim stylu- krótko i rzeczowo.
- Nie?!- zdumiała się elfka- Po cholerę więc idziemy?!
- Wędrówka, postawiony cel pomaga zachować koncentrację. Im dłużej idziemy, im bardziej staramy się znaleźć wyjście pozwala pozostać przy zdrowych zmysłach. Właściwie jestem zaskoczony, że jeszcze nie zwariowaliśmy. Zupełnie, jakby ktoś o to zadbał, byśmy byli jak najdłużej świadomi...
- Więc wystarczy skupić się na czymś, by...?
- Nie. Z czasem świadomość, że odnosisz porażkę i że nie możesz osiągnąć celu staje się zbyt przytłaczająca i nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym. Wtedy spadasz w otchłań szaleństwa z podwójną siłą.
- Słyszałam, że poległeś. Spędziłeś osiem lat uwięziony, zanim powróciłeś.
Kharlot zatrzymał się.
- Nie są to miłe wspomnienia- mruknął.
- Co pozwoliło ci przetrwać?
Kruszący Czaszki odwrócił się do niej. Smaug, nie wiedząc, czego się spodziewać, warknął ostrzegawczo. Wojownik zignorował go.
- Zemsta- szepnął.
- Na kim?- spytała Iskra. Z jakiegoś powodu chciała brnąć dalej, choćby, by zająć czymś strudzony umysł. Choćby zapomnieć na chwilę o własnej tragedii.
Kharlot odwrócił się i podjął przerwaną wędrówkę.
- Nie zrozumiesz...- mruknął. Oczy adeptki zajaśniały niebezpiecznie.
- Bi jestem elfką?!- syknęła.
- Spotkałem wielu z twojego rodzaju i muszą przyznać, że żaden mi nie zaimponował. Wśród nich był niejaki Caladris, nadęty bufon. Poznałem również jego brata, Laithana, którego miecz nosisz u boku.
- Skąd...?- rzuciła zaskoczona elfka
- Wspaniała broń... dla kobiety. Spotkałem jednak takich, którym z radością dałem chwalebną śmierć.
- Tak ich nienawidziłeś?
- Tak ich szanowałem- rzucił Kharlot, odwróciwszy się na chwilę- Gdy mówiłem, że nie zrozumiesz, nie chodziło mi o twoje pochodzenie, lecz o brak duszy i serca prawdziwego wojownika. Jednak widzę, że nie jesteś tą samą osobą, która przybyła na mój turniej. Wiele przeszłaś...
- Nawet nie masz pojęcia...- odparła cicho Iskra.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

Matis pisze:[MMH napisz chociaż jak to się stało, że twój wielki wojownik światła ugiął kark przed Tzeenchem.]
[Nie ugiął, po prostu na pieczęć światłości nie zasługuje ze względu na używanie magii i pewne czyny w przeszłości, Khorne to raczej nie jego liga, Nurgle tym bardziej, a Slaanesh się w ogóle nie kwalifikuje. ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Używanie magii nie przeszkadza w noszeniu pieczęci.
Swoją drogą mogę zdradzić, że większość z Was chciał przygarnąć papa Nurgle :) ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Bleh]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Magnus ruszył do swego pokoju wraz z Reinerem Sytuacja wyjątkowo go drażniła Miał tego padalca na wyciągnięcie ręki ,a coś go powstrzymało. Moment wydawał się idealny do egzekucji... ale to było zbyt proste... dla inkwizytora najgorsze było to ,że nie mógł cały czas zrozumieć jak Alpharius mógłby go powstrzymać przed słusznym gniewem. Zapewne w krótce sytacja stanie się dla niego jaśniejsze. Póki co jednak musiał walczyć w Arenie.
I właśnie to zajęło teraz myśli Wielkiego Inkwizytora. Von Bittenberg przypomniał sobie słowa tego heretyckiego psa.
"Panowie Horkessonowie walczą z panem Magnusem"
-Ciężki paring...- mruknął do siebie Magnus krocząc korytarzami w zamyśleniu "Cholernie ciężki paring... zważywszy ,że Norsmeni obeszli nędzne zasady tego przeklętego turnieju i walczą we dwóch... i jeszcze ta ich bluźniercza przemiana podczas walki z tym podejrzanie emanującym magią elfem... chmm...zapewne ta fala mrocznej energi również na nich wplynęła... chociaż to dobrze ,nabywając swym plugawych mocy staną się bardziej podatni na Święty Buzdgynan i oczyszczający ogień..."
Von Bittenberg znalazł się przed schodami i w milczeniu wszedł ze swym uczniem na górę. "Ostatnio ,gdy walczyłem w Arenie pokonałem Norsmena... Bjarna znaczy się...a miałem wtedy tylko rapier i pistolet... oczywiście zwyciężyłem dzięki łasce Sigmara ,który ukarał Bjarna..."
Inne walki łowca czarownic również przemyślał. Walka Aszkaela z Saito będzie ciekawa. Wojownikowi Chaosu ciężko będzie trafić ,a z kolei ,gdy ronin uderzy ,to jego miecz może nie przebić się przez czarny pancerz. Magnus podejrzewał też ,że Alpharius chce się pozbyć Aszkaela. Mroczni magowie często tak robią z tymi ,którzy pozornie z nimi współpracują. Inni zawodnicy rzucali się o zdradę Aszkaela. Von Bittenberg zawsze uważał ,że każdy czciciel mrocznych bogów ma w sobie coś ze zdrajcy ,poza tym ta "zdrada" szczególnie nie zakłóciła jego planów ,na nieszczęście Alphariusa.
Potem miał walczyć Drugni i Farlin. Niziołek długo się nie pokazywał po oblężeniu. Pozornie może się wydawać ,że ta walka to kpina i po jednej szarży Zabójcy ,malec padnie zmasakrowany. Jednak długie życie doświadczyło Magnusa o zaradności tej rasy z Krainy Zgromadzenia.
Ostatnią walkę miały toczyć elfy ,które od wieków pałają do siebie nienawiścią. Dobrze... ich gniew wobec siebie da pokaz potężnej siły. Czarny Zamek oczekiwał ,że zwycięży elf z Ulthuanu ,inne zdanie było by politycznie niepoprawne. Jednak w tym momencie gardził zarówno Druchii jak i Smoczym Magiem. Ten zdrajca popełnił błąd atakując żołnierzy Imperium swą pozornie czystą magią. W gruncie rzeczy był to dowód ,że żadna magia nie jest do końca czysta co zawsze twierdził Magnus ,a mroczne potęgi nawet na pozornie wrogie im elfy z Ulthuanu bez trudu nimi władają.
Nagle przemyślenia przerwał Reiner wypowidając coś poprędce.
-Co tam szemrzysz?- dopytał Magnus,
-Ja nie zostałem przechwycony ,mistrzu.- powtórzył poparzony inkwizytor.
-Niestety...-odparł sucho Magnus.
Reiner milczał. Z twarzy jego nauczyciela nie można było wyczytać intencji wypowiedzianych słów (norma ,he he) ,ale nawet jeśli by ją znał i tak nie śmiał zaprzeczać. W tym zawodzie nie można było sobie pozwolić na podważanie zdania przełożonych ,również na tak prywatny temat. Von Bittenberg dodał jednak -Nie myśl sobie ,że próbuję być opryskliwy ,nie mam czasu na takie pierdoły...zastanów się... uczeń Wielkiego Inkwizytora w kryjówce ,którą chcą za wszelką cenę odizolować od śmiertelnie niebezpiecznych zawodników...-
Rener nie odpowiedział rozważając słowa Magnusa. W końcu dotarli do kwatery. Drzwi były wyłamane jak w prawie wszystkich pokojach. Reiner wyciągnął pistolet i wszedł pierwszy przez roztrzaskane drzwi.
-Na Sigmara!- wykrzyknął łowca czarownic i rozległ się huk strzału. Magnus nie czekając władował się swym żelaznym ciałem do środka wyłamując resztki drzwi i ujrzał jak zakapturzony mnich niezwykle prędko zmierza w kierunku poparzonego inkwizytora sunąc po posadzce miecz.
-Na kolana! Psie!- wrzasnął Magnus i pokutnik momentalnie padł na ziemię uderzając czołem o posadzkę ,a ręcę składając w gest modlitwy.
-Co tu się ,kurwa stało?- warknął Von Bittenberg widząc pokój pełen żółtej krwi mutantów i zasłany wieloma trupami bestii takich samych jak w wieży Barad-Dur. Pomiędzy nimi klęczał w pokutnej pozycji zakapturzony mnich ,cały zbrukany żółtą krwią ,włącznie z postrzałem na ramieniu ,a obok niego leżał jego długi miecz ,również spływający żółtą cieczą.
-To chyba on...- jęknął Reiner z przeraźeniem patrząc na rzeź uczynioną przez wycieńczonego ,umartwiajacego się mnicha. Eisenwald podszedł do wyrwanych ze ściany łańcuchów i podniósł je -To na pewno on...-
Magnus podjął decyzję o zmianie kwatery. Ten nie nadawał się już do użytku ,Templariusz Młotodzierżcy nie miał zamiary dbać o posprzątanie tego pokoju. Kazał Reinerowi zabrać święte symbole ,płaszcze i kapelusze z szafy oraz zapasową broń i wodę świeconą wraz z narzędziami tortur. No i zapas jedzenia oczywiście. W sumie przeprowadzka trwała około godziny ,Magnus uznał ,że pokój pokonanego Kheltosa będzie idealny ,tylko w nim nie waliło się od syfu i brudu.
Magnus osobiście przeniósł najważniejszą kartotekę paląc zbędne dokumenty. W końcy przyszedł moment na najtrudniejszy do przeniesienia element - jego żelazne krzesło. Jednak po wielu wysiłkach Reinera i przerwach ,żeby złapał oddech ,które denerwowały Magnusa przenieśli oni wielkie narzędzie. Kiedy już wszystko było na swoim miejscu Magnus chwycił paczkę przyniesioną jeszcze przed oblężeniem i również ukrył ją w nowym gabinecie. -Wychodzę...- rzekł Magnus zakładając na siwe włosy kapelusz ,po czym opuścił kwaterę. Czas było znaleść innych zawodników. Był pewien ,że nie maja zamiaru biernie przyglądać się nowej sytuacji ,a w tej sytuacji nie mógł działać sam. Zapewne wszyscy oddali się lubieżnie mrocznym mocom oprócz niego i Drugniego ,który odnalazł ścieżkę światłości w tej ciemnej dolinie.Mogą też zacząć jęczeć o sytuacji w trakcie bitwy ,gdy inkwizytor dał im szansę ,aby się nawrócić. Mimo to jednak musiał odnaleźć tych pogan i spróbować ich nawrócić. Zapewne tradycyjne metody nie pomogą i dopiero stal i ogień coś wskurają ,ale trzeba było spróbować... chociaż w sumie stal i ogień w tych trudnych czasach stały się tradycją...

[Swoją drogą mogę zdradzić, że większość z Was chciał przygarnąć papa Nurgle :) ]
TO PRZEZ TE IMPERZY! :mrgreen:
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth był w drodze do swojego pokoju. Po drodze mijał patrole zmutowanych kultystów, ale jedyne czego od nich uświadczył to przelotne spojrzenia. Tak naprawdę to tylko odwracali głowy, przez ich zasłonięte twarze nie dało się stwierdzić na co patrzą. Czasami towarzyszył im jeden z posągów, wyglądało na to, że Alpharius przejął kontrolę nad cytadelą. Jednak po tym piekle na ziemi jakie zawitało w te mury, asasyn wątpił, by ktokolwiek był całkowicie bezpieczny. Przez portal czy to przez bramę, dostało się tu wiele nowych gości w tym większość pomutowała. Pomimo wszystkich swoich umiejętności, zabójca bał się co może spotkać za rogiem. Jednak sama droga do kwatery odbyła się bez zakłóceń i Galreth rozsiadł się na fotelu. Zabrał się za porządne czyszczenie i ostrzenie broni. W trakcie bitwy zabił dziesiątki przeciwników nawet nie chowając jej do pochwy. Zastanawiał się jak przygotować się do pojedynku z Menthusem. Miał okazję obejrzeć jego walkę z człowiekiem, ale tamten był kompletnym psychopatą i to na jakimś narkotyku. Wytrzymał magie ognia trzy razy dłużej niż Galreth sam by zniósł. Prawdę mówiąc liczył na swoja szybkość w unikaniu pocisków, bo pierwszy trafiony pewnie spaliłby go żywcem. Jeśli chodzi o walkę wręcz to liczyło się tylko znalezienie luki w zbroi, bo uważał się znacznie lepszego szermierza. Kiedy w zasadzie uporał się już z konserwacją „Ostatniego” i „Szeptu”, poczuł kiedy ostatnim razem coś w ogóle jadł. Było to jeszcze przed ostatnia walką. Potem już tylko przenosił się z miejsca na miejsce, tam gdzie należało kogoś zabić. Ciekawiło go w jakim stanie znajdowała się kuchnia, która była dosyć daleko od miejsca głównych wydarzeń. Wszedł do środka i zaskoczony zobaczył jak przy blatach chodzi dosyć uszczuplona, ale jednak normalnie wyglądająca załoga składająca się z kultystów. „Może chociaż na dobre obiadki po staremu będzie można liczyć.”
- Macie coś gotowego na ciepło? Umieram z głodu. – Zagadnął do pierwszego z brzegu przechodzącego kultysty.
- Tak, chociaż nie jest tego dużo. Kiedy zaszliśmy po bitwie do magazynu, zapasy okazały się dużo mniejsze niż się spodziewaliśmy.
- No to macie szczęście, że Alpharius pozbył się większości mieszkańców zamku. Ale nadal zostało dziewięciu głodnych zawodników. Zobaczę co się da zrobić, ale najpierw dajcie coś zjeść.
Kultyści nie wyszli z wprawy, a chociaż nie było z nimi Turo, jedzenie nie było takie złe. Asasyn dalej się zastanawiał jak kuchnia uchowała się przed tym wszystkim, przed czym nie uchroniła się reszta zamku. Chyba po prostu nikt nie przejął się kucharzami, kiedy wszędzie indziej buszowały demony, zawodnicy, żywe posągi i żołnierze Imperialni. Wstał od stołu i nareszcie poczuł się zarówno wypoczęty jak i najedzony. Nie wspominając o przygotowanej broni, która ostatnio jak nigdy, była dla niego najważniejsza. Poszedł do magazynu, by zbadać tajemnicę zaginionych zapasów. Najwyraźniej miał szczęście, bo usłyszał za drzwiami jakieś ciche odgłosy, jakby ktoś w środku przeszukiwał po kolei zawartość skrzynek. Wyciągnął swoją broń i jak najciszej otwierając drzwi, wszedł do środka. Hałasy, teraz już lepiej słyszalne, nie ustały, więc najwyraźniej nie zdradził się przed tym, kto ukrywał się w środku. Pokój był jednak pełen skrzyń, kufrów i worków, niektóre sterty sięgały aż pod sufit. Kto by pomyślał, że te sterty to nadal mało. Obszedł przeszkody tworzące mały labirynt nie wzbudzając najmniejszego dźwięku. Wreszcie zobaczył szkodnika i natychmiast wezbrał w nim gniew, zwielokrotniony przez szepty przy uchu. Nad jedną ze skrzyń pochylał się blond włosy kultysta z para krótkich mieczy, w których Galreth natychmiast poznał gladiusy, a w samym złodzieju Gannicusa, którego obiecał zabić. Broń nie była wcale dziwna, wręcz zrozumiała w rękach kultysty. Nieskomplikowana, łatwo dostępna, ale że Julia nie była specjalistą od broni, to tylko utwierdziło go w przekonaniu, że to właściwa osoba. Normalnie skorzystałby z sytuacji i zabił cel zanim ten by się dowidział, że zaraz zginie. Jednak nowo nabyte piętno i jego wściekłość nie pozwoliły mu na to. Wyprostował się i wyszedł z ukrycia.
- Nie obchodzi mnie po co kradniesz to jedzenie. Gdybyś dalej był z nami nie musiałbyś tego teraz robić.
- Spokojnie, mogę wszystko zostawić, nie ma o co się denerwować.
- Jest o co. – Odpowiedział Galreth przez zaciśnięte zęby. – Nie pamiętasz już co zrobiłeś w Lazarecie?
- O czym ty mówisz? Nic przecież nie zrobiłem.
- Mógłbym cie zabić za samo otworzenie portalu i wypuszczenie na nas tych demonów. Ale zanim zakończę twoje nędzne życie wiedz, że zabijam cię przez to co zrobiłeś Julii.
Gannicus widząc, że nic nie zdziała dalszym wypieraniem się, również wyciągnął swoją broń.
- Hahahaha, jej przecież nic się nie stało. Powinieneś zobaczyć co zrobiliśmy jej pomocnicom. Chociaż efekty przecież widziałeś.
Galreth nie wytrzymał i ruszył do szaleńczego ataku. Gannicus jednak celowo starał się go rozzłościć, by ten stracił panowanie nad sobą. Nawet nie musiał blokować serii szybkich ataków, gdyż odsunął się na czas i sam zaatakował w odsłonięty tył elfa. Nie on pierwszy dał się zaskoczyć szybkości swojego przeciwnika. Cięcie, które miało zabić zostało zablokowane, przez krótsze, szybsze ostrze „Szeptu”. Galreth wygiął lewą rękę, praktycznie do niemożliwości, by zasłonić plecy. Przewaga człowieka momentalnie zniknęła. Nie miał już wystarczająco miejsca, by uniknąć ataku jak na początku i ograniczył się do rozpaczliwej obrony przed tornadem ostrzy wirującym wokół niego. Za to Druchii, coraz lepiej odnajdywał się w połączeniu szybkości obręczy, a nowym piętnem i siłą jaką mu dawało. Pozwolił sobie nawet na śmiech, widząc swoją kontrolę nad przeciwnikiem i jak bardzo tamten nie ma z nim szans. Gannicus też to dostrzegł i postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Zamiast bronić się swoimi gladiusami, wykonał efektowny skok za rząd skrzynek. Zanim mroczny elf zdążył podążyć za nim ten sięgnął do najbliższego worka i cisnął Galrethowi garścią jakiegoś pyłu w twarz. Musiała być to jakaś bardzo mocna przyprawa, bo natychmiast zapiekły go oczy i aż krzyknął z bólu.
- Obiecałem jej, że cię zabiję! - Zawołał jeszcze za nim. – Dorwę cię!
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Kharlot był zajęty swoimi problemami, przez co nie miał czasu wyjaśnić nam sytuacji. Sam fakt, że Bogowie Chaosu zaczęli w tak bezpośredni sposób ingerować w wydarzenia na arenie nie dawał spokoju ani mi, ani reszcie oficerów. Anna również była nieco podenerwowana. Jednakże, ona pokładała całą swoją nadzieje w Van'ie, który według niej jest teraz w królestwie Kosstuh'a i sprawuję tam pieczę nad jego wyznawcami. Czyli teraz i nad nami. W sumie jest mi to na rękę.
Z otwartą gębą słuchałem opowieści Oblecha, którą uzupełniał Menthus. Tak na dobrą sprawę to opowieści Smoczego Maga, gdyż nasz Brat mówił głównie bezokolicznikami. Aż żal go było słuchać czasami, dlatego odwróciłem się od niego i słuchałem opowieści elfa. Anne zmorzył sen, mnie i Braci chwilę potem. Zwyczajna sprawa, byliśmy zmęczeni.

Sen przyniósł mi ukojenie, był spokojny a przede wszystkim długi, jak nigdy od paru dobrych miesięcy. Wstałem i przeciągnąłem się, spojrzałem na Riees'a siedzącego pod kryształową ścianą, uśmiechnąłem się i przeszedłem trochę dalej by się odlać. Pogwizdując i robiąc to co każda żywa istota robić musi, zacząłem łączyć fakty. Wcześniej byliśmy w ciasnej izbie, gdzie ruszyć się na krok nie dało. Tu wiało chłodem, a tam było parno. Do tego Kapitan... Przecież go z nami nie było! Doprowadziłem się do porządku i jeszcze raz spojrzałem za siebie Może przez to picie z norskimi wojami coś mi się we łbie poprzekręcało.- pomyślałem i zacząłem iść w stronę Riees'a. Stanąłem nad nim i zastanawiałem się. Sen czy jawa? Jak można to sprawdzić? Bardzo prostu, zamachnąłem się i spróbowałem uderzyć w twarz Kapitana, ten wykonał unik, po czym uderzył mnie kolanem w brzuch. Zachwiałem się, szybko straciłem równowagę i padłem na ziemie... kryształową posadzkę.
-Co ty wyrabiasz Skąpiec?- zapytał oburzony, teraz łaził od jednego brata do drugiego i budził go. Mały zachował się w identyczny sposób jak ja i również skończył na glebie. Jak często wspominam, lepiej nie zadzierać z naszym Kapitanem, to twardy człowiek. Gwar głosów zniszczył błogą ciszę, która tutaj panowała. Te same pytania. "Gdzie? Jak? Kiedy" Nikt nie znał na nie odpowiedzi. Jedynie Oblech, Kapitan i Henryk zachowali spokój, ja sam byłem nieco zdenerwowany. Głównie dlatego, że Winchester nie chciał podzielić się beczką piwa, która jakimś cudem znalazła się tu razem z nim.
-Było wziąć swoją do cholery!- krzyknął i odwrócił się ode mnie plecami, dwóch innych Braci poparło mnie twierdzą, że w Kompanii nie ma miejsca na takie zachowanie. Takimi dobrami powinniśmy się dzielić.- Spierdalać!- wrzasnął znowu, tym razem już z mniejszym przekonaniem. Leworęki zbliżył się w naszym kierunku był lekko mówią wkurzony.
-Ty samolubny Psi chuju.- zaczął podwijać rękawy.- Już ja cię nauczę manier.- rzecz jasna ich bijatyka po raz kolejny przyciągnęły tłumy, a ja zbierałem zakłady. Większość obstawiała Leworękiego, chociaż Oblech (który na chwilę oderwał się od Kapitana) dał dziesięć złotych monet na Psikute. Przez co i ja poważnie nie zastanawiałem się nad zmianą mojej decyzji. Nim jednak doszło do rozstrzygającego uderzenia Riees złapał ich obu za karki i uspokoił, tłum zaklął zawiedziony i skupił się na Kapitanie.
-Jesteśmy w Labiryncie Obłąkanych.- stwierdził Henryk, który wyskoczył za Kapitana.- Tak mówi się na to w moich rodzinnych stronach.
-Czyli,- wtrącił się Kapitan.- bardzo łatwo jest stracić tu panowanie nad własnymi zmysłami i stać się szaleńcem.- popatrzył po nas i uśmiechną się.- Choć większość z was już nimi jest.- zaśmiał się po czym dodał.- Nikt o zdrowych zmysłach nie wstąpiłby w nasze szeregi.- nagrodziliśmy jego poczucie humoru gromkimi brawami.
-Musimy jednak uważać.- za moich pleców wyłoniła się Anna z wilkorami.- Należy iść przed siebie, Zmierzch i Podmuch znajdą wyjście.- wiedziałem, że kłamała. Wszyscy wiedzieli. Nie jeden z nas słyszał o tym miejscu. Labirynt parszywego Boga Chaosu, bez wyjścia. Bez drogi ucieczki... Przynajmniej z tego co wyczytałem wszelkie potrzeby fizjologiczne w tym miejscu nie miały znaczenia.
-Przynajmniej oszczędzimy na żarciu.- rzuciłem i zacząłem tłumaczyć mniej oczytanym członkom kompanii. Czyli niemal wszystkim, ruszyliśmy przed siebie na ślepo, nie wiedząc nawet co czeka nas za kolejnym zakrętem...

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Czy to jest never ending arena? Wy tu w ogóle macie walki ? xD

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[Ciiii, bo ktoś się połapie i zmienią nam nazwę :)]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Lepsze tony rolpleyu i rzadkie walki ,niż śmieciowy rolpley i rzadkie walki :D ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Chomikozo
Chuck Norris
Posty: 598

Post autor: Chomikozo »

[ Zaiste ! Dzięki temu i gracze są szczęśliwy, i MG się nie przemęcza :wink: ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Prowadzę aktywniejszy rolplay od Ciebie Chomikozo... :mrgreen: :mrgreen: :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Cóż za powód stawiałbym życie. I studia. Ale jednocześnie jak Chomikozo coś napisze to zawsze warto przeczytać. ]
[ I abstrahując od kuby hejtera (co ci szkodzi że w przerwach między walkami dużo piszemy :P ), kiedy pierwsza walka ? ]

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

GrimgorIronhide pisze:[ Cóż za powód stawiałbym życie. I studia. Ale jednocześnie jak Chomikozo coś napisze to zawsze warto przeczytać. ]
[ I abstrahując od kuby hejtera (co ci szkodzi że w przerwach między walkami dużo piszemy :P ), kiedy pierwsza walka ? ]
Ja hejtuje!? Ot wypraszam sobie. Rad jestem że macie rączki i nóżki w tym co robicie :) Ostatnia arena z takim rozmachem to piaski khemrii były ;)

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

kubencjusz pisze:
GrimgorIronhide pisze:[ Cóż za powód stawiałbym życie. I studia. Ale jednocześnie jak Chomikozo coś napisze to zawsze warto przeczytać. ]
[ I abstrahując od kuby hejtera (co ci szkodzi że w przerwach między walkami dużo piszemy :P ), kiedy pierwsza walka ? ]
Ja hejtuje!? Ot wypraszam sobie. Rad jestem że macie rączki i nóżki w tym co robicie :) Ostatnia arena z takim rozmachem to piaski khemrii były ;)
Tylko, że tamta miała 50 stron mniej :P
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Post autor: kubencjusz »

Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Ostatnio zmieniony 28 kwie 2014, o 14:50 przez kubencjusz, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ