ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Byqu »

[Powergamerzy.... [-X ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Nie spieszyło im się do pokoju Julii, który był połączony z lazaretem, więc ostatecznie wylądowali na kozetce. Nie można było powiedzieć, że jest przestronna. Czarodziejka leżała więc na nim. Z tego powodu Galreth w ogóle nie zasnął. Byli odsłonięci, dlatego czuwał całą noc, od czasu do czasu zachwycając się widokiem jej ciała. Widział, że śpi spokojnie. Ona czuła się przy nim bezpieczna, uważała że ją ochroni. Sam Druchii już nie był o tym taki przekonany. Bardziej liczył na to, że ochroni ją jej przydatność dla planów Alphariusa. Nie przez przypadek nie wylądowała razem z resztą w jego więzieniu. Musiała dalej leczyć zawodników. Trudno było określić porę dnia, ale chyba nie była to już głęboka noc, bo słyszał więcej dźwięków dochodzących zza drzwi. Nawet nie wiedział czy mutanci potrzebują snu, ale zakładał, że tak i że najwyraźniej już wstali. I tak zabawił tu zbyt długo. Lekko obudził Julię, ale tylko, żeby dać jej znać, że wychodzi. W końcu musiał przecież spod niej wyjść. Pomimo przebudzenia, dalej była w wesołym humorze.
- Chcesz już wyjść? – Zapytała lekko ziewając.
- Powiedziałbym raczej, że muszę. – Odpowiedział wysuwając się z jej objęć.
- No tak. Rozumiem. – Jednak w jej głosie dało się usłyszeć zawód.
Galreth musiał go zignorować. Zebrał swoje rzeczy i szybko się ubrał. Był już w drzwiach, ale jeszcze raz obejrzał się na czarodziejkę leżącą pod jakimś futrem. Ta odpowiedziała pytającym wzrokiem.
- Było miło. Nie żałuję tego co zrobiliśmy.
- Ja też.
Zabójca skinął głową i wyszedł, rozglądając się czy nikt go nie widzi.
Obrazek

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Klafuti pisze:[Na następnej cisnę WoChem, tym mi zawsze najlepiej szło.]
[Phi... Hobbit wompierz, do tego wybraniec chaosu, zakuty w pancerz chaosu, uzbrojony w wybuchające bomby i procę.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Wczoraj nie chciało mi się bez posta pisać to walnę teraz. Genialna walka Byqu, podkład jak w mrocznej walce na miecze świetlne i zwrocik akcji. Czekamy na więcej! :) ]
[ O, czekajcie aż się Iskra dowie to z Warpa wypadnie i strzeli mu liścia... A w sumie to i tak go nie kocha.. chyba :lol2: Don Juan de Galreth, romantycznie uwikłany w turniej morderców zabójca :mrgreen: ]
[ @Matis, nie zapominaj że jeszcze przeszkolony przez Asasynów i Inkwizycję oraz wychodzący z Warpa... czyżby Kilian 2.2 ?! O.O A co do Saito to właśnie Klafuti może tak ? Demony to największe PG dopiero, a zżerany żalem niewypełnionego marzenia i złością porażki, romantyczny samuraj-demon Khorna to nawet syty motyw... ]

- Na tron..
- ..Jednookiego...
Bliźniakom aż rogi osunęły się w uchwytach gdy ujrzeli jak Aszkael najzwyczajniej w świecie wyciąga sobie miecz z twarzy i za chwilę odpłaca pięknym za nadobne Saito, który jednakże nie zniósł już takiego samego ciosu. Ciało samuraja upadło z łoskotem zielonej zbroi a błyszcząca w świetle pochodni klinga Hattoriego Hanzo brzęknęła o kamienne podłoże.
- Kiedy mówiliśmy Kanedzie że jest twardy to nie myślałem że aż tak... - mruknął Olfarr, dopijając resztkę piwa i chowając róg za pas.
- Jeśli do nas i innych zawodników zwrócił się Kharnath, to może on także oddał się którejś z Mrocznych Mocy ? - zasępił się Ulfarr, pociągając ręką po jasnej brodzie.
- Sądzisz że został sługą Noigala ? Władcy Padliny ? - wypowiedział myśli ich obu na głos Olf. Nurgle był bóstwem raczej pogardzanym w ich ojczystej Norsce, gdzie berserkerzy oraz Aeslingowie zazwyczaj walczyli ku chwale Khorna zaś kult Slaanesha rozwijał się jedynie wśród plemion Graelingów i Vargów. Nurglowi przeciwstawiano tam opiekuńcze w dużo mniej odrażający sposób bóstwa z rodu Vanów, zaś sam Pan Much pozostawał kojarzony z okropnościami pustkowi i zamieszkującymi odległe, północno-zachodnie wybrzeża Zamarzniętego Morza Hungami.
- Jeśli tak to będzie trudnym przeciwnikiem... przynajmniej dopóki ktoś nie porąbie go tak gęsto by stracił kształt człowieka... Bracie, patrz!
Bliźniacy zauważyli jak Aszkael kopie leżącą na palcach Saito katanę, po czym najzwyczajniej w świecie zabiera ją ze sobą. Obyczaje Norsmenów mówiły że jeśli wojownik nie odszedł i nie spoczął z bronią w ręku to jego dusza błąkać się będzie dopóki jej nie odnajdzie, dlatego czyn ten uszedł w ich oczach za poważną obrazę i pogardę okazaną kunsztowi honorowego przeciwnika jakim był Kaneda.
Bracia opuścili Arenę, śledzeni nienawistnym spojrzeniem Asgeira. Horkessonowie minęli kordon mutantów i wraz z resztą zawodników udali się do swych kwater. Tam po zjedzeniu skromnej (jak na ich standardy) kolacji, odczekali aż do późnej nocy ostrząc broń i czyszcząc pancerze lub prowadząc rozmowy w myślach na temat kolejnych walk jak i całokształtu Areny oraz oczywiście największej zagadki jaką był Aszkael.
- Będziemy musieli złożyć Ostrzu Bogów pilną wizytę...
- ...jak już wrócimy. Chyba północ.
Olfarr ziewnął i zamknął okiennicę, blask gwiazd mieszał się z żarem paleniska w ich pokoju, wypychając ciemność w kąty mieszaniną świateł.
Horkessonowie skinęli głowami. Ulfarr wyciągnął ich mapy z pustego antałka brandy i wziął ich ostre jak brzytwy saksy, a także włócznię Olfa oraz własny łuk i posrebrzany wilczy miecz zabrany jeszcze z Middenheim. Jeśli chcieli pozostać niewykryci to ich wyposażenie bitewne, które widzieli wszyscy musiało pozostać w komnacie. W podobnym celu Olfarr wcisnął pod kołdry zwinięte futra i przygasił ognisko lecz wlał weń nieco zimnej wody by buczenie ulatującej pary imitowało chrapanie. Oczywiście działałoby to wyłącznie gdyby ktoś zajrzał lecz nie obszukiwał komnaty, jednak cóż za idiota ryzykowałby wściubić coś więcej niż nos ryzykując odrąbanie głowy ? Podobnie zostawiliby też swe zbroje... jednak nie zrobili tego z oczywistego powodu, po prostu nie mogli. Od Aszkaela w jednym ze spokojniejszych momentów minionego oblężenia usłyszeli jak zdejmuje się zbroje z pokonanych lub martwych wybrańców i bliźniacy krzywili się od samych opisów, które deklasowały okropnością nawet historie tortur i wycinania Krwawych Orłów. Zakończywszy przygotowania, bracia ujęli wszystko czego potrzebowali i wymknęli się, zostawiając lekko uchylone drzwi. Straszliwie nadkładając drogi i ryzykując zgubienie tylko po to by patrole mutantów nie miały najmniejszej szansy usłyszeć ich stalowych kroków dotarli wreszcie w okolice zejścia w niższe rejony twierdzy i bez wahania zagłębili się w ciemności podmroku. Gdzieś tam był Archaon, a z nim być może jedyna szansa na uratowanie towarzyszy i obalenie Alphariusa. Tej szansy nie zamierzali przepuścić nawet mimo wielu zagrożeń.
- Możemy się tam zgubić, - podsunął Ulfarr. - A przecież nie wzięliśmy prowiantu. Ja... nie chcę żreć bestii albo kamieni... - obaj pomyśleli też przez krótki moment o kanibaliźmie lecz doskonale wiedzieli że raczej przebiją się nawzajem nożami z okrzykiem "Odyn!" niż upadną tak nisko, no i żaden nie mógł znieść myśli o śmierci drugiego...
- Zaraz! - Olfarr palnął się w stalowy hełm. - Przecież jesteśmy teraz wojownikami bogów w pancerzach Chaosu! Nie musimy pić, jeść ani spać... do tego jeśli wierzyć opowieściom, co niedługo sprawdzimy, jesteśmy odporni na choroby i zmęczenie oraz w walce możemy osiągnąć więcej niż przeciętny śmiertelnik!
- Zajebiście! - obaj uśmiechnęli się. - Zaraz... czyli jak się zgubimy to będziemy tak krążyć do usranej śmierci. To znaczy dopóki nie spotkamy czegoś dość potężnego by nas zabić bo upływ lat też nie... Chędożyć to! Uda się i tyle!
- Pamiętaj tylko że musimy wrócić na kolejną walkę. Nasza nieobecność może wywołać niezły burdel.
- To oby Wszechwybraniec chował się za tamtym rogiem... Forsvar!
Bliźniacy z cichnącym w niebycie hukiem pancernych podeszw wchodzili w ogrom korytarzy i jaskiń, w którym nawet gigant mógł zdawać się zagubionym insektem.
*******

Bjarn zakręcił trzonkiem swego starożytnego topora runiczego, a zawieszony na nim rogaty hełm zabrzęczał głucho kręcąc się z wolna. Szli już tak długo... od tak dawna... choć w sumie nie był tego pewien. Lecz oczywiście nie mógł być pewien niczego w królestwie boga knowań i zdrad. Tu nie mógł ufać nawet niezawodnej stali i nawet umysł kiedyś odmówi mu posłuszeństwa... żaden Nors nie mógł wyobrazić sobie gorszego losu. Szli tak długo labiryntem luster, zawsze wybierając drogę prosto i poruszając się zbitą formacją że w prawdziwym świecie, gdyby mogli chodzić po wodzie jak bóg Njord pewnie dotarliby już do Albionu albo nawet Svartalfheimu. W pewnym momencie lustra po prostu zostały daleko za nimi, droga do minionych odcinków trasy wyciągnęła się w nieskończoność jak w jakimś koszmarze i mogi już tylko iść dalej naprzód. A robiło się coraz ciekawiej... lub coraz monotonniej zależy kogo spytać. Obecnie krajobraz wszędzie wokół był nieskończonością czerni, nieprzeniknionej ciemności i czarnej pustki zaś podłoga skrzyła się jasno-szafirowo niebieskimi poblaskami. Raz falowała jak morze, odbijające promienie gwiazd i księżyca zaś innym razem wabiła jak błękitne oczy pozostawionych w Norsce kochanek, namawiając do padnięcia na twarz i poddania się nieuniknionemu. "Nigdy stąd nie wyjdziemy." - pomyślał Bjarn i spojrzał na innych. - "Moja przysięga mnie potępi... lecz jeśli chłopaki zginą od stali, może chociaż oni dojdą do Hal Przodków..."
Na błękitnym podłożu rozpalili ognisko, używając porąbanego mebla który znalazł się tu wraz z nimi. Nie dokuczał im w prawdzie chłód ani dzikie zwierzęta, upiec lub podgrzać nie mieli czego a światło wiele nie dawało lecz święta tradycja obozowania nakazywała siedzieć wokół ognia. Czternastu wojowników siedziało wokół ognia, rzucając zdawkowe uwagi i słuchając jak Grunladi Biały Kruk śpiewa, przygrywając sobie na lutni. Bjarn złapał się na tym że sam porzucił ciemne rozmyślania i skupił się na pieśniach starego skalda. W tym momencie podziękował bogom za obecność białowłosego pieśniarza, dzięki niemu wciaż mieli coś co niejako łączyło ich z prawdziwym światem.

- Dobra, uciszcie się... ekhem, ekhem... A więc... - Grunladi odkszalnął i zaczął śpiewać, przebiegając palcami po strunach. - https://www.youtube.com/watch?v=UNZl09IpoB0 Hej, i wszyscy razem! Gdy łeb jego z hukiem upadł na klepisko!

Krótkiej podśpiewce karczemnej zawtórował zaraz wybuch śmiechu, który dobył się nawet z płuc Bjarn i doczekał mruknięcia zadowolenia z ust Einarra. Wtem jasne włosy zjeżyły się na karku Ingvarssona, który nauczony ufać instynktom, szczególnie tutaj choć mogły go zwodzić zaraz złapał za topór i odwrócił się do ciemności. Po chwili nasłuchiwania dobiegł go odległy szmer kroków i łopot jakby płacht materiału. Bjarn kilkoma gestami i wymownym spojrzeniem zawiadomił siedzącego obok Olafa, od któreg z kolei wiadomość poszła do reszty i Norsmeni nie przerywając śpiewania i nie ruszając się z miejsc zaczęli przyciągać do siebie broń oraz rzucać ukradowe spojrzenia na bezmiar czerni wokół.
- Ki czort ? - szepnął Bjarn, usilnie wypatrując intruzów. Już za parę chwil przekonał się kogo licho niosło, a nie było to bynajmniej radosne spotkanie... zaś na pewno skrajnie dziwne.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Matis pisze:
Klafuti pisze:[Na następnej cisnę WoChem, tym mi zawsze najlepiej szło.]
[Phi... Hobbit wompierz, do tego wybraniec chaosu, zakuty w pancerz chaosu, uzbrojony w wybuchające bomby i procę.]
Oczywiście w żyrokopterze :D

Ja tam czekam na jakąś Arenę na Ulthuanie. Mój krasnolud też :mrgreen:
Teraz czy chcieć ,czy nie chcieć musiałem wystawić Magnusa. Taki fach. ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ulthuan ? Słabe imprezy, małe możliwości destrukcji i mordowania i tak już ginącej populacji no i taki drobny szczegół że inne rasy nie mają tam wstępu. Musielibyśmy się ścisnąć w slumsach Lothern, a wtedy spłonęłyby wraz ze statkami :lol2: Ty, to nawet Malekith mógłby taką tam zorganizować jako genialny sposób na zniszczenie swoich wrogów :mrgreen:

A kto organizuje następną ? Podobno MMH deklarował się kiedyś... ]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

GrimgorIronhide pisze:[ Ulthuan ? Słabe imprezy, małe możliwości destrukcji i mordowania i tak już ginącej populacji no i taki drobny szczegół że inne rasy nie mają tam wstępu. Musielibyśmy się ścisnąć w slumsach Lothern, a wtedy spłonęłyby wraz ze statkami :lol2: Ty, to nawet Malekith mógłby taką tam zorganizować jako genialny sposób na zniszczenie swoich wrogów :mrgreen:

A kto organizuje następną ? Podobno MMH deklarował się kiedyś... ]
Nie ma wstępu? Dla floty Krasnoludzkiej Korporacji Handlowej McArmstrong z.o.o. nie ma wstępu? Tak? TAK?! ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Julia przeciągnęła się na kozetce, uśmiechając się perliście. Skarciła się za zachowanie godne nastoletniej podfruwajki, lecz stwierdziła jednocześnie, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Leżąc na pościeli wciąż emanującą jego ciepłem, wspominała to, co zdarzyło się wczoraj. Rumieniec wstąpił jej na lico, a ona znów się uśmiechnęła. Czy to, co się zdarzyło oznacza, że to koniec pomiedzy nim, a Iskrą?
No właśnie, Iskra. Ta jedyna myśl psuła nieco humor Julii. Czuła się, jakby wykorzystała okazję i pod nieobecność elfki zgarnęła Galretha dla siebie. Przez myśl jej przeszło pytanie, gdzie teraz ona się podziewa?

***
Kharlot w końcu postanowił się zatrzymać. Krótki postój nie powinien im zaszkodzić, a musiał wymyślić plan działania. Widział też, że Iskra źle znosi ich eskapadę. Sam nienajlepiej przyjął swój pierwszy pobyt w królestwie bogów, lecz jego przybycie tu było... dość drastyczne.
Krajobraz zmieniał się nieustannie, a sama jego obserwacja była mocno obciążająca dla umysłu. Kharlot usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Skupiając się na tym, co nienawidzi, no tych, którzy muszą posmakować jego gniewu, Kruszacy Czaszki zachowywał zmysły. Choć z trudem.
- Ile...ile już idziemy?- spytała stojąca za nim Iskra, podpierając się o kryształowy filar. Wyglądała niezdrowo.
- Godzinę, tydzień, rok... - odparł wybraniec nie odwracając się- W krainie bogów czas płynie inaczej. Jeśli bedziemy mieli szczęście, czas spedzony tu równać się będzie temu w naszym wymiarze. W innym przypadku gdy powrócimy, ujrzymy groby wnuków naszych braci i sióstr, albo stawimy się po ledwie kilku godzinach... jako starcy. Nie potrafię określić, jaki los nas czeka.Ani jak dawno temu opuścił nas twój smok.
- Co? Nie...- jęknęła elfka, rozglądając się.
- Skup się dziewczyno!- warknął czempion Pana Bitew- Jeśli chcesz wyjść z tego żywa, musisz zachować koncentrację!
Kharlot zastawiał się dlaczego nie zabił Smauga czy Iskry od razu lub nie porzucił jej samotnej po środku tych przeklętych pustkowi. Sam miał większe szanse przeżycia, a ta dziewczyna tylko go spowalniała. Nie potrafił na to odpowiedzieć. Przyzwoitość? Nie, Kharlot uważał, że tylko silni mogą przetrwać i jeśli ktoś potrzebował pomocy, to nie zasługiwał na szacunek.
Usłyszał ciche kroki za plecami. Odczekał chwilę, wyczuwając ruchy napastnika, po czym wyszarpnął topór zza pasa i uniósł go w wyprostowanej ręce do góry, nawet nie podnosząc się, czy obracając. Stal z kuźni Laithana zderzyła się z Blodfarem. Kharlot poderwał się z ziemi i spojrzał w pełne obłedu oczy elfki.
Iskra zaatakowała z wypadu, tnąc ukośnie przez pierś, lecz Thorgarsson zbił jej cios na bok i grzmotnął ją trzonkiem w mostek. Adeptka cofnęła się nieco, a wybraniec przeszedł do ataku, wytrącjąc jej broń z ręki. Iskra syknęła, upuszczając miecz, a Kharlot chwycił ją silnie za ramię.
- Skoncentruj się dziewczyno! Słyszysz mnie?!- warknął. Iskra szarpała się, jej pięści zadudniły o czerwony pancerz, lecz żelazny chwyt Aeslinga był zbyt silny. W końcu przestała stawiać opór, głowa jej opadła. Elfka załkała głośno. Ten zwyczajny odruch, najprostszy, jaki może być zdezorientował khornitę. Jeszcze przed chwilą chciała go zabić, a on gotów był zabić ją. Należała do znienawidzonej przez niego rasy, miał sposobność, gdy się na niego rzuciła. Czemu się zawahał? Wtedy Kharlot poczuł.... że ją pragnie.
W tej samej chwili, gdy sobie to uświadomił, odrzucił ją od siebie, jak oparzony. Iskra upadła, wciąż łkając. Czempion Władcy Krwi nie miał pojecia, co rzec, co uczynić. Jego uczucia zawstydzały go, niemal do obrzydzenia. Stał tak i parzył na leżącą dziewczynę, z potarganymi włosami koloru krwi i oczami czerwonymi od łez. W końcu odwrócił się.
- Wstawaj. Przed nami długa droga- rzucił przez ramię.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Nie dość, że nie kocha, to jeszcze Galreth zabił jej Averiusa. Z mojego punktu widzenia to już pograne :) ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Kordelas pisze:
GrimgorIronhide pisze:[ Ulthuan ? Słabe imprezy, małe możliwości destrukcji i mordowania i tak już ginącej populacji no i taki drobny szczegół że inne rasy nie mają tam wstępu. Musielibyśmy się ścisnąć w slumsach Lothern, a wtedy spłonęłyby wraz ze statkami :lol2: Ty, to nawet Malekith mógłby taką tam zorganizować jako genialny sposób na zniszczenie swoich wrogów :mrgreen:

A kto organizuje następną ? Podobno MMH deklarował się kiedyś... ]
Nie ma wstępu? Dla floty Krasnoludzkiej Korporacji Handlowej McArmstrong z.o.o. nie ma wstępu? Tak? TAK?! ]
[O członkach wydziału Ordo Xenos Świętego Oficjum Imperium Ludzkości nie wspominając.]
GrimgorIronhide pisze:[ @Matis, nie zapominaj że jeszcze przeszkolony przez Asasynów i Inkwizycję oraz wychodzący z Warpa... czyżby Kilian 2.2 ?! O.O A co do Saito to właśnie Klafuti może tak ? Demony to największe PG dopiero, a zżerany żalem niewypełnionego marzenia i złością porażki, romantyczny samuraj-demon Khorna to nawet syty motyw... ]
[Yoshimitsu :lol2: Spoko, tej postaci tak po prostu się nie pozbędę. Poza tym, część akcji dzieje się w warpie, więc może Saito napotka na pozostałych bohaterów. To w sumie też ciekawy motyw i nie marnuje postaci. ]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Klafuti pisze: [O członkach wydziału Ordo Xenos Świętego Oficjum Imperium Ludzkości nie wspominając.]
[Ale tego nikt się nie spodziewa... :D ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[A może właśnie z zazdrości Iskra zapragnie być z Naszym Druchii ;d!]

-Jeszcze się nie obudził?- zapytałem Winchestera, który resztką sił targał na swoich plechach Leworękiego. Henryk skapitulował jakiś czas temu. Nie mogę rzecz jasna określić dokładnie czasu, ze względu na ten pieprzony labirynt. Jedyną pozytywną sprawą jak do tej pory było opuszczenie ogrodu, choć nasz marsz przez to przeklęte miejsce, zdawał się trwać wieczność.
-A... ano.- wydyszał. Winchester był twardym sukinsynem, a co ważniejsze miał zasady według, których postępował i którymi próbował zarazić resztę strzelców z kompanii. Na złe im to nie wychodziło.-Coraz bardziej zaczynam żałować tego, że nie dałem mu wygrać...- pokręcił głową i silnym pociągnięciem poprawił kowala, niemal spadającego już z jego barku.- Co śmieszniejsze nie czuję się zmęczony, ani obolały. To miejsce ma i swoje plusy.
-Powiedz to reszcie, a na pewno przyjmą twoje stwierdzenie gromkimi brawami.- zakpiłem sobie i spojrzałem na Leworękiego. Bydle. Był przytomny, mało tego. Rozmawiał sobie z innymi braćmi za pomocą migów. Tylko Riees i on biegle władali tą sztuką porozumiewania się, ale paru naszych (w tym ja) zdołało podłapać podstawy. Gdy kowal poczuł na sobie mój wzrok lekko odchylił w moją stronę głowę i wyszczerzył pożółkłe zęby. Widocznie miałem dość łatwą do odczytania minę, gdyż Winchester natychmiast zrzucił niepotrzebny balast.
-Ty pasożycie!- wrzasnął, a pochód znów się zatrzymał.- To ja na własnych plecach przez taki szmat drogi cie dźwigałem, a tyś udawał?!
-Jakżeś głupi, to se nieś.- uśmiechnął się, po czym wstał z kryształowej podłogi.- Mnie to było jak najbardziej na rękę. Co prawda komfort średni,- znów wyszczerzył zęby.- ale satysfakcji z twoich żałosnych stęknięć.- zamilkł i spojrzał za siebie, roześmiał się widząc rozbawienie na twarzach Braci.- Muzyka dla moich usz...-urwał gdy poczuł na swoim ramieniu żelazny uścisk Oblecha. Nie odwracał się, nie był aż tak głupi.
-Dokończ.- zaczął nasz Vice Kapitan. Był lekko mówiąc zdenerwowany. Leworęki milczał jak grób. A ja już zacząłem przyjmować zakłady, według których naszego kowala nie czekała zbyt świetlana przyszłość.- Nie?- zapytał go z zawadiackim uśmiechem na twarzy.- Marsz.- Po tym krótkim i jakże zwięzłym rozkazie wszyscy zaczęli znów spokojnie spacerować przed siebie. Ja nieco przyspieszyłem by dogonić Oblecha, ten rzucił na mnie oskarżycielskie spojrzenie, gdy przyuważył notatnik w moich rękach.
-Taki zawód.- powiedziałem na swoje usprawiedliwienia.- Wiesz, że Ci dwaj stanowią dla chłopaków jedyną rozrywkę w tym cholernym labiryncie.- ku mojemu zaskoczeniu nożownik uśmiechnął się.
-Wiem. Niech oszczędzają siły. Długo droga przed nami.- po tej jakże rozbudowanej wypowiedzi, znów zbliżyłem się do naszych "błaznów". Przy nich przynajmniej człowiek się nie nudził. Po kilku kolejnych godzinach, dniach, albo miesiącach Riees zarządził postój. Za moment miała się odbyć narada oficerów, ale moment tu mógł trwać nieco dłużej dlatego postanowiłem zagrać w Pana z chłopakami. Utworzyły się liczne "stoły" przy których Bracia rozdawali karty. Jak załapałem się do jednego z Leworękim Winchesterem, Rzeźnikiem (który za wyraźnym poleceniem Anny dał jej spokój) i Małym, po pewnym czasie dołączył również Oblech. Ten przedostatni zaczynał przejawiać oznaki szaleństwa, ale jak się okazało te latające na wszystkie strony gałki oczne to jego przekleństwo, a on w czasie "porwania" nie miał przy sobie swoich leków.
-Rozdawaj Skrybo.- rzucił niedbale Winchester, po rozdaniu kart ułożyłem je w dłoni i rzuciłem na tarczę służącą za stolik pierwszą dziewiątkę kier. Szybko wyszliśmy z wszystkich, ale przy dziesiątkach zaczęły się schodki. Oblech i Mały nie mieli żadnej, dlatego zaczęli pozbywać się jopków, a mnie i całą resztę starali się skutecznie udupić. Wytężając jednak moje szare komórki i wspierając się Henrykiem udało mi się wybrnąć z sytuacji, gra trwała jednak dalej.
-Rzeźnik, co z Anną?- zapytał Mały, wciąż z fascynacją przypatrywałem się jego latającym we wszystkie strony gałkom ocznym.
-Dziecku śpieszy się na świat.- stwierdził krótko i rzeczowo, a Winchester nagle zbladł.
-To.. t.. to znaczy... że bbbeędzie rodzić?- wydukał, wszyscy spojrzeliśmy na niego pytająco.
-Nie kurwa.- wrzasnął Leworęki łapiąc go za rękę, przyłapał go na kantowaniu.- Bierz pięć kart.- pokiwał z pożałowaniem głową.- Bachor po prostu wyskoczy, a potem spuści ci wpierdol. Nie udawaj większego idioty niż jesteś...
-Po prostu jestem dość wrażliwy na kobiecy krzyk.- wydusił z siebie, a nas zamurowało.
-Zatrzymamy Twoją tajemnicę dla siebie.- skomentował to krótko Oblech, dając nam wyraźnie do zrozumienia, że mamy milczeć w tej sprawie. W końcu udało nam się skończyć grę. Winchester przegrał, choć mało brakowało bym znalazł się na jego miejscu.
Podnieśliśmy nasze tyłki i udaliśmy się do Kapitana, ten rozmawiał ze Zmierzchem. Cały czas widok ludzi gadających do przerośniętych wilków był dla mnie dość... specyficzny. Riees nie miał zamiaru streszczać na całej rozmowy, dlatego z grubsza powiedział nam o co chodzi.
-Gdybyśmy mieli ze sobą jakiegoś potężnego maga pokroju Van'a może dalibyśmy radę się stąd wydostać. Teraz jednak jesteśmy skazani na werdykt tych z góry.
-Czyli kogo?- Henryk wyrwał się z szeregu, nie lubił gdy ktoś wiedział więcej od niego.
-Skąpiec mówił, że ten cały mag, który był organizatorem Areny na samym początku żyje.
-Myślimy, że to jego sprawka.- zakończył za Kapitana Zmierzch.-Jesteśmy na jego łasce, choć gdyby chciał nas zabić już dawno by to zrobił.
-Co sugerujesz?- Henryk dalej zbierał informacje. Zdawało mi się jednak, że sam już wydedukował o co chodzi.
-Jesteśmy zakładnikami, nasze wiszące na włosku życie ma trzymać zawodników w rydzach.
Wszystko by się zgadzało, oprócz tego, że z naszej strony już nikt nie walczył. Komu mogłoby na nas zależeć? Jeśli tak wygląda sytuacja to reszta "nie-zawodników" również gdzieś tu jest, a co z tym idzie Bjarn, który nas najął także błądzi po tym labiryncie. Menthus? Jemu mogło zależeć tylko na Annie i Iskrze. Ta pierwsza jest co prawda z nami. Możliwe, że obawiają się potęgi Smoczego Maga.
-W takim razie jesteśmy w dupie.- zaczął Henryk.- Jeśli nasze życie zależy od tej zbieraniny to już teraz możemy wrócić do tego przeklętego ogrodu i kopać sobie doły. Przecież Bliźniacy zrobią wszystko by uwolnić swoich nie zważając na to, że mogą tym samym ich zabić. To samo tyczy się Inkwizytora. Myślicie, że długo usiedzi na tyłku widząc te wszystkie panoszące się plugastwa?- czułem jak przechodzą mnie ciarki. Rzeczywiście, nasza sytuacja była tragiczna.- Już pewnie kreśli te swoje znaczki, odmawia modły i poprawia miotacz ognia, żeby oczyścić Cytadele ze zła.
-Musimy się wyrwać w takim razie wcześniej.- stwierdził Oblech kończąc wywód Henryka, ten miał jeszcze coś do powiedzenia ale dał za wygraną widząc znudzenie w oczach Kapitana.
-Jakieś pomysły?- zapytałem. Nikt się nie odezwał.- W takim razie nadzieja w Annie i jej jeszcze nie narodzonym dziecku.

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

[Przepraszam za nieobecność, dzisiaj wieczorem coś wrzucę.
Jeśli chodzi o kolejną Arenę to przez pewien czas bardzo chciałem ją poprowadzić (i tak, byłaby na Ulthuanie) , ale teraz już nie jestem do tego przekonany, myślicie, że byłbym dobrym MG?
PS:Iskra to nie ma łatwo, najpierw Galreth, potem Averius a teraz Kharlot :o ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Bezproblemowo raczej ;).
Po prostu wszyscy faceci są tacy sami...xD]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Mistrz Miecza Hoetha pisze:Jeśli chodzi o kolejną Arenę to przez pewien czas bardzo chciałem ją poprowadzić (i tak, byłaby na Ulthuanie) , ale teraz już nie jestem do tego przekonany, myślicie, że byłbym dobrym MG?
Czemu nie ;) zawsze warto spróbować
Jednak musiałbyś to dobrze zaplanować ,bo mimo wszystko taka zgraja na Ulthuanie mogął by mocno zagiąć fluff. ;) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kordleas, nie plotkuj, pisz! :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Syf...smród...herezja... kłębi się... napiera...czai się na każdym kroku tej wysranej przez piekło twierdzy...- rzekł Magnus po czym splunął. Inkwizytor stał pośrodku dziedzińca zamku. Ziemia pod nim przesiaknięta była krwią do tego stopnia ,że było to swojego rodzaju błoto. Błoto ochydne ,powstałe z ludzkiej krwi. Krwi istot spoczywających bez ducha pomiędzy ruinami murów ,gdzie nie siegnąć wzorkiem martwi. Zwłoki ich leżały porozrzucane ,zmasakrowane podczas oblężenia i podczas rzezi po nim. Od tamtych wydarzeń polegli leżeli tutaj tak jak padli w walce. Leżeli bez czci ,bez pochówku ,oddani w plugawą rozrywkę Nurgla Pana Rozkładu ,który zdawał się przejąć pałeczkę od Khorna ,gdy ten skoczył krwawą rzeź. Wielki Inkwizytor spoglądał na ten okropny widok ,jednak nawet te plugastwa nie ściągneły z jego twarzy chłodu i bezwzgędności profesjonalisty ,nie mógł sobie pozolić na czułości. W jego głowie kłębiło się nie słabe ubolewanie ,ale chłodne kalkulacje. Analiza dlaczego do tego doszło. Kto był winny.
Dawniej ,mimo że ogarnięte Chaosem ,wysokie mury zostały zburzone ,bądz ożywy w magicznej agonii. Wcześniej broniona potężnymi obrońcami brama ,teraz skruszona leżała jako sterta gruzu ,tworząc swojego rodzaju grobowiec tak zdeterminowanym obrońcom i równie wytrwałym atakującym. Niezależnie gdzie stali - skończyli tak samo.
A wokół tego wszystkiego powstało coś ,co szczególnie przyprawiało Magnusa o złość - magiczna bariera. Osłona i więzienie zarazem. Nieprzebyty mur stworzony mocą równie plugawą co cały ten turniej. Pulsujące pole przeklętej przez Kościół energii otaczało zewsząd Fortecę uniemożliwiając jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.
Nagle jednak coś przerwało obserwację łowcy czarownic. Von Bittenberg wbił wzrok w jedną z istot poległych przed wrotami fortecy. Poczynił on kilka powolnych kroków i znalazł się przy obserwowanym ciele. Był to zmasakrowany mężczyzna odziany w czarny płaszcz i poobijany napierśnik z kometą Sigmara ,a obok niego spoczywał w błocie i krwi kapelusz. Nie trzeba wspominać co to był za kapelusz ,bo bynajmniej nie spotyka się ich na byle targu ,a modyści nie proponują szczególnie często tego kroju. A kto jak kto ,ale Magnus doskonale o tym wiedział.
Inkwizytor kucnął i odwrócił poległego ,aby ujrzeć jego twarz. I bynajmniej nie był to nikt z przyzwanego przez niego oddziału. Jednak gdy przyjrzał sie bliżej ujżał coś jeszcze ciekawszego. Rany łowcy czarownic nie były zadane zwykłym ostrzem. Magnus odchylił płaszcz ,aby lepiej im się przyjrzeć i... wnet przeszły go ciarki widząc je. A rzadko mu się to zdarzało. Bowiem rany zadane były wyjątkowo zdeprawowanym ostrzem. Demoniczny oręż musiał pochodzić z najgorszych kazamatów zamku. Ręką Von Bittenberga zadrżała ,gdyż on sam przebity został podobnym wiele lat temu. W Arenie pod ziemią. Był to jeden z najpiekielniejszych cierpień zadanych mu kiedykolwiek ,a rana nigdy sie nie zabliźniła i tylko cudem przetrwał. Wielki Inkwizytor wyciągnął wodę świeconą ,po czym pokropił zwłoki ,które poprędne ułożył w pozycji pogrzebowej. Następnie zerwał amulet z młotem z szyj i schował go do swojego płaszcza. Magnus powstał i wymamrotał pod nosem modlitwę ,po czym skierował lufę miotacza ognia w stronę poległego -Przez oczyszczający ogień... objaw mu królestwo twoje...- rzekł ,po czym z jego miotarcza splunęła struga ognia i martwy łowca stanął w płomieniach. Wielki Inkwizytor wyciągnął notatnik ,po czym zapisał tam kilka informacji. -Ciekawe... wyjątkowo ciekawe...- rzekł do siebie ,po czym wyprostował się i wciągnął ogarnięte rozkładem powietrze. Magnus pełny był myśli ,podejrzeń ,zagadnień. Sytuacja była zła. Wróg bezczelnie tańczył przed jego oczyma w piekielnym karnawale. Śmiał mu się prosto w twarz drwiąc z najwyższych świętości. I ktokolwiek śmie myśleć (bo nikt nie odwazy się tego powiedzieć) ,ze Magnus jest niecierpliwy? HA! Głupcy ogarnięci w sromocie!!! Cierpliwością grzeszył wyjątkowo długo! Zaraz... z narracji przeszedłem do własnych odczuć... kurde... dobra ,wracam do Magnusa...
-Sigmarze! Czy tego chcesz od swego sługi? Czy tego rządasz i pragniesz?!- wykrzyknął zdejmując kapelusz ,po chwili spoglądania w niebo rzekł zciszonym tonem opuszczając wzrok -Przecież wiem ,że nie... nie taka twa wola... to ma słabość...nie interweniuję... szukam marnych wymówek ,by uciec od działania...- Wielki Inkwizytor. Okuty w stal dwumetrowy mężczyzna. Momentalnie padł na kolana w krwawe błoto pochylajac głowę w pokorze. Niczym pokutnik w agonii bólu wysławiajacy Młotodzierżcę -Ma dusza splamiona ,bom zgrzeszył...- rzekł ponuro ,po czym zacisnął pięśc i uderzył się w pierś. -Mea Culpa! Mea Culpa! Mea Maxima Culpa!- warknął -Przebacz występki... przebacz wachanie...- dodał chłodno ,po czym wstał chwytajac leżacy obok swój kapelusz Jego oczy zabłysły. Zabłysły niczym płomień ,gdy zakładał nakrycie głowy. -Albowiem jest napisane "Kara dosiegnie winnych... a karą będzie śmierć...a winnych jest wielu ,lecz oczyszczenie będzie błogosławieństwem..."- warknął cytując litanię ,po czym odwrócił się w stronę fortecy -Alphariusie...ty jesteś winny...-

[Ora et labora.]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Teren został zabezpieczony, po brutalnym starciu Reinhard pozostał sam na zasłanym zmasakrowanymi ciałami placu. Płyty jego pancerza całe były zachlapane brunatną krwią i ropnym śluzem, jednak inkwizytor nie dbał o to, czuł tylko przyjemne uczucie nasycenia rzezią heretyków, mutantów i demonów. Widział już i robił gorsze rzeczy, teraz należało wrócić do Oskara, zamkniętego w zagraconym pawilonie. Inkwizytor ruszył w drogę powrotną, tylko głupiec łudziłby się, że to była kryjówka pozwalająca na pozostawanie niezauważonym w nieskończoność. Choć bitwa się zakończyła, forteca wciąż była we władaniu mocy chaosu. Było to widać i czuć we wszechobecnym rozkładzie, który z bogów jest teraz dominujący. Ich wpływy zmieniały się jak pory roku, poszczególne moce działały na zasadzie wzajemnych antagonizmów - Reinhard doskonale to rozumiał i zdawał sobie sprawę, że chaos, choć stanowi zagrożenie dla rzeczywistości, jest również zagrożeniem dla samego siebie.

Zamaskowany łowca popchnął potrzaskane drzwi, które odemknęły się z chrobotem i skrzypem. Przez dziury w zdemolowanym i miejscami zawalonym dachu do wnętrza wlewały się snopy przytłumionego, zdałoby się brudnego, światła. Spojrzał na miejsce, gdzie jakiś czas temu zostawił nieprzytomnego Oskara. Podkomendny zniknął, ale wprawne, wyrobione podczas niezliczonych śledztw spojrzenie od razu powiedziało von Preussowi, że młody nie był wleczony po ziemi, jakby porwano go w stanie nieprzytomności, przeniósł się raczej o własnych siłach. Inkwizytor rozejrzał się w poszukiwaniu dalszych śladów, nie było tu jednak krwi, jedynie wciąż zalegało tu ciało zabitej demonetki. Po pozostałych nie pozostał jednak nawet ślad. Łowca czarownic poszedł więc naprzód, dalej rozglądając się za ordynansem i nasłuchując. Wtem, gdzieś z oćmionej graciarni dało się słyszeć ciche kliknięcie. Reinhard zastygł w bezruchu i chwycił miecz oburącz, lewą ręką chwytając za ostrze, by łatwiej manewrować w ciasnocie.
- Oskar...? - Mruknął.
- Major von Preuss? - Zamaskowany zwrócił się w tamtą stronę. Teraz dostrzegł błyszczące oczy i wycelowaną w niego lufę pistoletu, dla kamuflażu owiniętą strzępem jakiejś szmaty.
- To ja, Reinhard. Podaj swój status.
- Jestem trochę poobijany, ale nic groźnego. Przez chwilę obawiałem się, że zostaliście pochwyceni, majorze.
- Jak widać nie. Dobrze, możesz się poruszać o własnych siłach. Powinniśmy zmienić lokalizację, tu jest zbyt niebezpiecznie. Jak zapewne wiesz, w tej fortecy odbywa się coś w rodzaju turnieju, w którym zawodnicy walczą na śmierć i życie. Najciemniej jest pod latarnią, zatem musimy się przedostać do mieszkań uczestników i zająć lokum poległego - bardzo wątpliwe, żeby ktoś tam chciał zaglądać, plądrowanie jest teraz z resztą zbyt niebezpieczne. Niestety, nie wiemy który pokój jest czyj, zatem w musimy najpierw zaczekać na najbliższą walkę. Wtedy zajmiemy pokój przegranego, co pozwoli uniknąć niezręcznego spotkania.
- Jak zamierzasz poznać, czy pomieszczenie jest właściwe?
- Zabrałeś wytrychy? - Widząc potwierdzające skinienie, Reinhard kontynuował. - Będziemy otwierać pokoje, z tego co wiem, uczestnicy to wyraziste indywidua, zorientujemy się po wystroju. Jakieś pytania?
- Tak, majorze. Ktoś może się zorientować, że jego zamek został otwarty.
- Wtedy cała wina poleci na kultystów, albo rywala danego uczestnika.
- Jeszcze jedno, majorze. Skąd będziemy wiedzieć, gdzie w ogóle są te pokoje?
- Zadbałem o to. Operujący tu Magnus von Bittenberg przesłał swego czasu raporty z cytadeli, zawarł w nich również stosowne plany sytuacyjne.
- Rozumiem. To wszystko. - Wtedy rozległy się dzwony.
- Założę się, że wzywają na walkę. Ruszajmy. Ach, i jeszcze jedno. Daruj sobie te stopnie, to nie szkółka oficerska. - To powiedziawszy obaj łowcy niepostrzeżenie udali się w kierunku areny.

Udało im się zająć gniazdo ponad trybunami, pod zamurowanym krużgankiem, który wyposażono w niewielkie okienka. Otwory te pozwalały na dokładną obserwację wydarzeń, jednak bez narażania się na nieproszone spojrzenia.
Wojownik chaosu, w charakterystycznym, czarnym pancerzu walczył z jakimś egzotycznie uzbrojonym człowiekiem. Reinhard przypomniał sobie opowieści żeglarzy z rodzinnego Marienburga, o dalekiej krainie na Wschodzie, słynącej z cudnych jedwabi i dostojnych mistrzów miecza przyodziewających się w bajeczne zbroje. Cudzoziemiec w rzeczy samej świetnie posługiwał się swym eleganckim orężem i stawał dzielnie, mimo jawnej przewagi Wybrańca. Jednak w ruchach Nippończyka było coś niepojącego. Atakował z dziką furią, narastającą z każdą chwilą. Mimo, że czarna zbroja była zbyt gruba, by można ją było naruszyć, wschodnie ostrze wbiło się w wizjer hełmu. Ku zaskoczeniu wszystkich wojownik chaosu przeżył to i chwilę później zabił adwersarza rogiem odciętym z własnego hełmu. Zwycięzca zabrał broń poległego i przy wtórze pomstowań z widowni szyderczo opuścił arenę.
- Szlag by to. Zwyciężył ten szubrawiec, przez swoje plugawe sztuczki. A już myślałem, że tamten w zielonej zbroi go pokonał.
- Wygrał, bo miał cholernie grubą zbroję, - Odparł zimno Reinhard, i po chwili dodał dziwnym tonem, przywodzącym frustrację i zrezygnowanie: w której nie ma najwyraźniej już nic z człowieka. Jednak jeden był wart drugiego.
- Jak to?
- Widziałeś? Cudzoziemiec wpadł w szał. Inny niż u Norskich berserkerów, czy elfich wiedźm, jednak nie było to naturalne zachowanie. Jego zapewne szlachetna natura została spaczona przez aurę tego miejsca, a może nawet i samego boga krwi.
- Jeśli to prawda... - Mruknął z przekąsem idący z tyłu Oskar - To chaos sam oszczędza nam roboty. - Reinhard nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko pod swą stalową maską. Niech młody uzna swoją wypowiedź za to czym miała być w jego zamyśle - ironią, a nie bezlitośnie celnym komentarzem.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Wyrok śmierci zapadł. Zapadł wiele lat temu zgodnie z prawem Imperium ,zasadami boskimi oraz dekretów Świętego Oficjum i nigdy nie ulegnie przedawnieniu. Alpharius musi zginąć. Jako heretyk i bluźnierca jego umysł ogarnie ociemnienienie,a ciało dopadnie rozkład. Jego duch nie zazna spokoju ,a sumienie nie zostanie oczyszczone. Na to jest za późno.
Tylko jak tego dokonać? Nie jest pospolitym celem. Nie wystarczy przesłuchać szeregu świadków ,dokonać zatrzymania i wykonać egzekucję. Śledztwo trwa ,a cel zostanie osiągnięty. Wszelkimi dostępnymi metodami.
Magnus rozmyślając tak wkroczył do Spiżowej Cytadeli. Tam jak zwykle panował mrok ,a w powietrzu unosił się swąd czarnej magii. Z holu biegło kilka korytarzy ,a przy każdym z nich stał mutant ,stojąc w milczeniu na ponurej warcie. Von Bittenberg minął ich i wkroczył w korytarz prowadżacy do sali jadalnej. Wielkie pomieszczenie ,niegdyś wypełnione śpiewamy i okrzykami biesiadujacych zawodników i krzątajacych się kultystów ,teraz ogarnięte grobową ciszą. Jedynie Reiner siedział na końcu długiego stołu ,spożywając posiłek. W odgłosach swego żelaznego ciała i stukocie ciężkich butów Magnus podszedł do swego ucznia ,który powstał z miejsca przerywając spożywanie strawy.
-Czy wiesz ,gdzie znajduje się Alpharius Heretyk?- rzekł chłodno Magnus do swojego ucznia. Ten zdziwiony pytaniem i w obawie przed mistrzem odparł po chwili -Najprawdopodobniej znajduje się w swoich komnatach...w Barad-Dur...-
-A czy wiesz ,że ciąży na nim wyrok śmierci?- kontynuował Inkwizytor.
Reiner coraz bardziej zaniepokojony rzekł -Tak...-
-I nic z tym nie robisz? Może chcesz okazać mu...łaskę?- chłodno wypowiedział te słowa Magnu unosząc pytająco brew.
Poparozny łowca czarownic przełknął ślinę i odparł -To nie leży w moich konpetencjach ,ale gdyby to ode mnie zależało to przyczyniłbym się ,aby dosiegła go kara...-
-Wspaniale... słuchaj więc co masz robić!- wykrzyknął Von Bittenberg przyciągając ucznia do siebie ,po czym poinstruował go szczegółowo.


-Masz to zrobić natychmiast... idź do Zahina i daj mu to do zrozumienia... ja odwiedzę Drugniego... mógłby się obrazić jakbym wysyłał posłańców...- skończył Magnus kierując się do wyjscia
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Rozgrzany do białości metal giął się i poddawał pod uderzeniami kowalskiego młota. Stal krzesała iskry, jęcząc na potężnym kowadle demonicznej kuźni. Zahin pracował w pocie czoła, kształtując surowiec w broń. Miarowe uderzenia młota zagłuszyły kroki nadchodzącego.
- Zahinie Schmartz! Ordo Hereticus ma do ciebie sprawę- rzekł Reiner na wstępie.
- Kurwa...- stęknął kowal i z zadziwiającą szybkością schował się za kowadło- Nie zbliżaj się! Dobrze wiem po co tu jesteś korniszonie chędożony! Nie dam sobie wrazić kulki w rzyć!
- Posłuchaj mnie...- usiłował mu przerwać Eisenwald, lecz bezskutecznie.
- Nie chciałem tego! Na prawdę! Alpharius... on mnie zmusił! Mam kurewsko wielkie długi i...
- Nie obchodzi mnie to w tej chwili- łowca z pewnością chętnie posłuchałby opowieści krasnoluda, lecz czas naglił- Chcemy, być nam pomógł.
Brodata fizjonomia wysunęła się niepewnie znad kowadła.
- No, to trzeba było tak od razu!- rzucił Zahin nieco odważniej- Czego chcesz? A właściwie czego chce twój szef?
Reiner pokrótce wytłumaczył krasnoludowi o co chodzi, nie zdradzając jednak ważnych szczegółów. Właściwie przekazał mu dokładnie tyle, ile powinien wiedzieć, czyli niewiele. Gdy skończył, brodacz pokręcił głową.
- Nie, sorry, ale to szaleństwo. Mam dość mutantów, heretyków i szaleńców, wiesz, że dziś znalazłem robala w kaszy?! Tak to jest jak gotuje mutant. Poza tym ta licha polewka, którą codziennie nam podają nijak się ma do potraw tego grubego Norsmena, jak on miał... Turo? W każdym razie chętnie bym wam pomógł, ale nie mogę. Ta głupia człeczyna trzyma mnie za jaja. Nie mogę wam pomóc.
Reiner oparł dłoń na kaburze pistoletu.
- Wiesz, co to oznacza?- spytał ponuro. Krasnolud wzruszył obojętnie ramionami. Wtedy łowca czarownic poczuł czyjąś obecność za plecami.
- Witaj południowcu- zagadnął szyderczo Aszkael- Co tu robisz?
Nim zdołał odpowiedzieć, pierwszy odezwał się Zahin.
- Właśnie wychodził. Chciał, bym wykuł mu nowy rapier, ale projekt był do dupy- wyjaśnił- Tyle, że się uparł. Nie chce innego.
- Inkwizycja tak ma- żachnął się wybraniec- Czy zrobiłeś nowy łańcuch dla mojej gwiazdy, jak zażądałem?
- Ta, gdzieś tu go schowałem- mruknął kowal, oddychając z ulgą widząc, że Reiner już wyszedł.

***
- Mistrzu, zrobiłem, jak kazałeś. Opanowałem moc ognia i lodu- obwieścił Farlin. Asgeir uśmiechnął się pomarszczonymi ustami i mlasnął z uznaniem.
- Dobrze. Twoja moc wciąż rośnie mój drogi uczniu- rzekł powoli- Wkrótce będziesz dość potężny, byśmy rozpoczęli realizowanie własnych celów.
- Co tylko rozkażesz- skłonił się niziołek. Szaman spojrzał na niego z góry.
- Pamiętaj... może być tylko dwóch- mistrz i uczeń. Wkrótce pozbędziemy się tych żałosnych marionetek, zwanych gladiatorami, a wtedy Alpharius nie będzie nam już potrzebny. Nim to się jednak stanie, czeka cię próba.
- Co mam zrobić mistrzu?
- Zabij krasnoluda Drugniego. Dzwony wkrótce wezwą was na arenę. Tam udowodnisz swoją wartość i pokażesz, czego się nauczyłeś. Dokonaj tego, a nagroda twoja będzie wielka. Zawiedź mnie, a będziesz żałował tego przez całą wieczność.
- Nie zawiodę- rzekł Farlin.
- Oby. A teraz idź, przygotuj się. Twój sprawdzian niedługo się rozpocznie....

Drugni, krasnoludzki zabójca vs Farlin, włamyhobbit/łowca nagród, z zamiłowania bard i hazardzista
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ