ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Rogal700 »

Aszkael zasiadł przy ścianie, nieopodal ''sztabu'' przysłuchując się rozmowie Kharlota i Bjarna. Ich aktualna pozycja była po prostu do dupy, narażeni na atak z każdej strony pozbawieni jakichkolwiek zasobów. Wybrańcowi co prawda to nie przeszkadzało, jednak inni robili z tego nie lada problem. Pomysł opuszczenia tego miejsca nasuwał się sam, jednak w aktualnym stanie fizycznym tu zebranych wydawał rzeczą dosyć odległą. Bjarn zarządził wymarsz za pietnaście minut, do tego czasu powinna wrócić demonica z informacjami na temat najbliższego terenu. W tym samym czasie koci demon polował na Alphariusa, odkrycie miejsca pobytu akolity było aktualnie najważniejszym zagadnieniem. Aszkael nie spuszczając wzroku z aktualnych dowódcow, wyczekiwał momentu kiedy grupa pościgowa wyruszy. Niepokoiło go tylko że nurt przeznaczenia ponownie się zmienił, śmierć Horkenssonów była jedną z przyczny tego zajścia. Ponadto piętno chaosu zaczełogo piec, Mroczne Potęgi ponownie debatowały na losem świata. Ostrze Bogów wyczekiwał kiedy kolejne punkt w Boskim planie się wypełni, miał także nadzieję że uwięzieni pojeli nauki którym poddano ich w labiryncie. Aszkael wkońcu zerwał się ze swojego miejsca i pewnym krokiem zbliżył się do miejsca w którym debatował Bjarn i Kharlot. W mgnieniue oka pojawiła się koło niego demonetka, a na jej twarzy gościł sadystyczny uśmiech. Wybraniec poprawiwszy miecze przy pasie przyszpieszył kroku, w ten twierdzy pora zaprowadzić Boski porządek.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

Oślepłem, przez dłuższy moment nie widziałem przed sobą nic prócz bieli. Przez pierwsze kilka sekund czułem potworny gorąc, jednakże ustąpił on niesamowicie szybko. Po nim przyszła lekkość i spokój, nie czułem bólu w plecach, który towarzyszył mi od miesięcy. Udo niegdyś przebite przez bretońską włócznie, teraz zdawało się być jak nowe. Powoli odzyskiwałem wzrok. Zobaczyłem demoniczną postać Oblecha, który szczerzył się do mnie ukazując potworne kły, przypominające te u Zmierzcha, czy Podmucha. Z jego gałek ocznych buchnęły płomienie, on nic sobie z tego nie robił. Z mutanta pozostał popiół, lekko uniósł się na wietrze i rozsypał po arenie, stając się jej nieodłączną częścią.
-Odpowiednie bodźce zewnętrzne i też to potrafisz.- zaśmiał się Vice Kapitan, wolnym krokiem zmierzając w moim kierunku spoglądał na walczącego Kapitana, wraz z ekipą. Zmierzch już dawno skończył robotę, on również nie miał zamiaru pomóc walczącym. Jedynie od czasu, do czasu rzucił jakąś uwagę, lub radę.
-Mogłeś mnie...- urwałem i spojrzałem na swoje ręce. Nie było już na nich skóry, a jedynie coś przypominającego łuskę, w szparach miedzy nią płynęła lawa. Mimo to podobnie jak w przypadku Oblecha, pancerz Leworękiego pozostawał nienaruszony.- To dziwne uczucie.- odezwałem się w końcu.- Czuję siłę jaka się z TYM- to słowo wyraźnie podkreśliłem.- wiążę, ale...
-Ale to nie wszystko.- dokończył za mnie Vice, spojrzał na mnie tak jak robi to wykładowca, zmuszony do tłumaczenia czegoś niezbyt inteligentnemu studentowi.- Ta moc jest ograniczona, ale tylko przez nas.- uśmiechnął się.- Im więcej pracy włożymy w jej rozwój, tym limit będzie stawał się mniejszy. Chodzi tu o pełną kontrolę, na tym polega siła Wybrańców Kosstuh'a. Spokój i skupienie.
-Skąd to wszystko wiesz?
-Od Van'a.
-Co?- zapytałem piskliwie, zupełnie nie wiedziałem, że ten ma tak dobre kontakty z naszym drugim założycielem w "zaświatach".- Zresztą, co mnie to... Czyli nie możemy się równać z Kharoltem, czy Aszkaelem?
-Kiedyś, może i tak.- zerknąłem na nich z ukosa, coś planowali. A gdy oni coś planują, to naprawdę głupotą byłoby w to się mieszać. Z drugiej strony kronika... Wszystko zależy od Oblecha, on również zerkał w ich stronę. Zaskoczył mnie spokój Braci, nie robili sobie nic z naszego aktualnego wyglądu. Widocznie, bo atrakcjach zafundowanych przez Vahaniana, to było czymś znośnym.
-Idziemy z nimi Skąpiec.- to nie była sugestia a rozkaz, spojrzałem na niego z uśmiechem. Młot który wcześniej z ledwością dźwigałem w dwóch dłoniach teraz bez większego wysiłku dzierżyłem w prawej ręce, zdawał się nie ważyć nic.
-Jak każesz...
Nie dokończyłem gdyż na naszych Braci biegło stado mutantów. Anna nie była zdolna do walki, podobnie jak Iskra. Zmierzch oraz Podmuch sami nie dadzą rady ich obronić, nawet wsparci ogniem Winchestera, który również odkrył w sobie Ogień Kosstuh'a. Już mieliśmy ruszyć w ich kierunku i zaniechać udział w misji Wybrańca Khorna i Wydartego Śmierci, gdy na niebie pojawiło się jakby drugie słońce. Jego blask był po stokroć mocniejszy od tego, znanego nam. Co gorsza, z każdą sekundą zdawało się robić coraz większe.
-Niemożliwe, nie mógłby w tak szybkim czasie tego dokonać...- Wielki Inkwizytor spojrzał na gorejącą kulę, przygotowany na najgorsze. Wszyscy zastygli w bezruchu, nawet potwory tego cholernego Pierwszego Akolity.- Sigmarze miej nas w opiece.- były to ostatnie słowa, które wtedy usłyszałem. Zaraz po nich na ziemię runął ogień, nie czyniący jednak krzywdy nikomu. Znałem go, ten sam, który żyje teraz w nas. Zmierzch wydawał się być niesamowicie zadowolony. Z tych płomieni zaczęły formować się postacie. Wojownicy, składający się jedynie z ognia. Na ich "ciałach" pojawiły się pancerze, przypominające te z zamierzchłych czasów. Zatkało mnie. http://www.google.pl/imgres?imgurl=http ... 17&ndsp=22. Było ich zaledwie czterech, odcięli drogę naszym przeciwnikom, przyglądającym się nowemu zagrożeniu z uwagą. Nie wydawali z siebie żadnych dźwięków, po prostu ruszyli przed siebie i nim się obejrzałem te pokraki, leżały martwe. Nasi nowi sprzymierzeńcy ustawili się w szeregu przed Braćmi. Ci nie okazywali strachu, nie po tym jak te Żywiołaki uratowały ich życie. Po ich przybyciu, w ziemię uderzyła jeszcze jedna postać. Tym razem starca, przy nim Riees zdawał się być dzieckiem.
http://coolvibe.com/wp-content/uploads/ ... ulfish.jpg Przerażający. Bez słowa przeszedł między naszymi i ukłonił się przed zdezorientowaną Anną.
-Jestem Roks.- powiedział krótko, po czym pochwycił jej dłoń i lekko ją ucałował.- Będę chronił naszego Stwórce i Ciebie drogie dziecko.- stałem tuż za nim, nie dowierzając własnym oczom.- Widzę, że część z was odkryła już swój dar. Gratuluje.- teraz wydawał się być sympatycznym staruszkiem z tawerny, ale gdy stało się zaraz obok niego nie można było nie poczuć tej mocy. Ukłoniłem się mu i poszedłem w stronę Oblecha. Ten bez słowa kroczył za Kharoltem i resztą. Wkrótce do nich dołączyłem.

[Oraz mój młot i Kły ;D! Roks nie ingeruje w sprawy areny, chyba, że ta usilnie będzie próbowała zabić Annę i dzieciaka ;d. Jest mocnym przeciwnikiem, ale i bardzo sympatycznym dziadkiem! :)]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Chwilę po powrocie do kwatery po wypędzeniu dusz Braci do piekła wybuchły walki. Te łajzy z Tilei chciały coś zrobić ,ale zostali zmasakrowani. Przynajmniej nie obarczą skarbca cesarza swym żołdem. Z tego co dowiedział się łowca ,trochę ich było. Czyli unikali walki podczas oblężenia. Magnus był "naprawiony". Po morderczej walce ,piekielnie bolesnych naprawach jego zbroi oraz długiej modlitwie doszedł do siebie. To był męczący i trudny proces. Ale skuteczny. Procedura zakłada naprawę zbroi czemu towarzyszy okropne cierpienie oraz oczyszczenie ducha. Siedział teraz na swym żelaznym krześle w nowej kwaterze ,sącząc czerwone wino przez starcze usta i w zamyśleniu patrząc przed siebie swym pustym wzrokiem. Do tego jeszcze przypełz do niego ten cały Lionelli. Ostatnio widział go w obozie Imperium przed oblężeniem. Wprawdzie wtedy mu groził ,ale czym jest reprymenda przy chęci oddania swej broni ku chwale Sigmara. Pozwolił mu ,wszak każdy powinien mieć szansę odpokutowania win. Zwłaszcza ,że Tileańczyk doskonale zdawał sobie sprawę co się z nim stanie ,gdy zawiedzie. Teraz siedział w swym zielonym mundurze jedząc łapczywie jakiś chleb.
-Mistrzu!- rozległ się donośny głos Reinera i przykuty do ściany mnich podniósł gwałtownie głową ,jednak po chwili opuścił ją w amoku. -Do finału coraz bliżej... zrobiłem zarys zawodników...- rzekł poparozny łowca czarownic ,po czym zaczął czytać listę.
-Aszkael... marionetka bogów chaosu. Swą siłę zawdzięcza zakazanym darom ,opisanym w "Bulli o zaprzedaniu duszy" z 2231 roku oraz wielkiemu doświadczeniu w boju. Styl walki doskonale znasz ,inkwizytorze ,pominę tę częśc... nosi potężną zbroję ,wykutą w kuźniach północych Pustkowi metodami ściganymi prawem na mocy "Deklaracji Imperialnej o zdradzie Dawi'Zharr" ,pancerzem obarczono go dawno temu ,to właśnie jemu zawdzięcza doskonałą ochronę ,jednak spowalnia go. Do tego jest obarczona czarną magią ,co zgodnie z naszą wiarą zaszkodzi mu w starciu ze Świętym Buzdyganem...zresztą walka z khornitami to pokazała... I w końcu najwazniejsze... Aszkael jest poplecznikiem Alphariusa. Z obserwacji walki z Saito wynika ,że na wojowniku spoczywa jakieś mroczne piętno ,które chroni jego materialne ciało. Jednak nie wątpię ,że święty ogień i błogosławiony buzdygan rozbiją tą zaporę...
Kolejny jest krasnoludzki Zabójca Drugni... tu nie ma dużo informacji... krasnoludzki fanatyk wojenny o potężnej budowie ciała i pefekcyjnym wyszkoleniu bojowym. Nie jest skażony przez Chaos. Nie korzysta z wiatrów magii. Nie korzysta z broni zasięgowej. Nie nosi opancerzenia. Problemem zaś jest jego broń. Potężne ostrze z gromnillowej stali niszczyło w Middenheim nawet czołgowy pancerz. Do tego w sprawnych rękach dawiego.
A elfy... po następnej walce sporządzę charakterystykę...-
Zapadła cisza. Reiner oczekiwał jakiegoś gestu ,potwierdzenia... jednak Magnus siedział zamyślony. Lionelli wpatrywał się w niego ,oczekując jakichś wskazówek. Zaskoczyła go tak dokładna charakterystyka ,żałował jedynie że nie zna dokumentów o których mówił Reiner. W końcu Wielki Inkwizytor pociągnął ostatni łyk wina i przemówił swym twardym głosem.
-Sigmar wskaże drogę...-
Wielki Inkwizytor odłożył kielich na biurko i powstał. -Topór.- rzekł krótko. Reiner natychmiast podszedł do ściany i podniósł opaty o nią topór. Wyrwany z ramienia Magnusa po walce z bliźniakami. Eisenwald chwycił go oburącz i z powodu ciężaru ledwo przeniósł do Magnusa. Ten złapał go jednak bez trudu i uniósł oglądając -Wiesz ,Reinerze fragmenty czyjej broni się tu znajdują?-
-Tak... Ragnaxa Aeslingera..- odparł łowca
-Dobrze... bardzo dobrze...- mruknął Magnus -I wiesz zapewne co zrobił bardzo wiele lat temu?-
-Wiem ,inkwizytorze... Ragnax Aeslinger zdekapitował mego wuja ,inkwizytora Volker von Eisenwalda... podczas Areny Śmierci przerywając tym czynem testowy program Ubersoldat...-
-Doskonale...i wiedzień musisz ,że ta bezbożna relikwia jest pożądana przez wielu...wiele ugrupować twierdzi ,że posiadając ją jest w stanie przerwać moją działalność. Tępe kmioty... zresztą sam widziałeś co broń wspomagana tym robi...-
Reiner nie odpowiedział ,gdy Magnus rzucił na ziemię topór ,a ostrze upadło na nią ciężko.Tileńczyk wstał od razu wiedząc ,że zaraz coś się będzie działo.
-Teraz Reinerze... pozbędziemy się tego bluźnierstwa...- warknął Von Bittenberg i chwycił buzdygan.
W drugą żelazną dłoń chwycił fiolkę wody święconej i wylał jej zawartośc na broń. Ta pod wpływem błogosławieństwa zaczęła dziwnie syczeć ,a woda zabarwiła się na jasną zieleń ,po czym wyparowała. -Z woli Sigmara Młotodzierżcy...pana naszego i orędownika świętej wojny...rozbijam pieczęć zawartą na tym ostrzu!- warknął ponuro inkwizytor i uniósł buzdygan. Lionelli zrobił krok w tył ,lecz drogę zablokowała mu ściana ,podczas gdy Reiner ujął w dłoń swój symbol młota.
-In nomine Sigmar!- wykrzyknął Magnus i jego broń błysnęła lekko białym płomieniem ,a mnich przykuty do ściany zaczął coś mamrotać uderzając głową o posadzkę w faantycznym amoku
-Vade Retro Chaos! Malleus Sancta sit mihi lux!- rzekł twardo Magnus ,po czym opuścił gwałtownie broń i potężny buzdygan uderzył o topór leżacy przed nim.
Błysk oślepił wszystkich ,błysk który powstał w momencie zetknięcia się broni. Lionelli aż upadł na ziemię zasłaniając twarz rękoma. Zamrugał oślepiony i zorientował się i pierwsze co ujrzał to posępną ,zakrwawioną twarz. -Mamma mia!- wykrzyknął i odsunął się momentalnie od mnicha.
Magnus stał niewzruszenie ,a obok niego równie bezemocjonalnie znajdował się Reiner. Wielki Inkwizytor odczynił znak Młotodziezcy ,a po nim zrobił to jego uczeń ,po czym poparzony łowca czarownic podszedł do odłamków. Święty buzdygan rozbił ostrze w malutkie kawałeczki ,drobne i ledwo widoczne ,spalając rękojeść. Zamiast dumnego topora ,który odebrał żywoty wielu istnień ,leżały tam teraz jedynie trzy fragmenty pulsujące na czerwono ,na których widać było symbole Khorna. Reiner zbliżył się i uklęknął ,po czym rozłożył przed sobą małą jedwabną ,czerwoną chustę ,na której wyszyta była złota kometa Sigmara. Następnie chwycił szczypce do tortur i przeniósł powoli trzy fragmenty na chutę. Ta po zetknięciu z nimi poczerniała ,tam gdzie ułożono fragmenty. Łowca zawinął ją dokładnie ,po czym starannie obwiązał małym łańcuchem. -Gotowe ,mistrzu.- rzekł cicho wstając. Von Bittenberg przejął pakunek ,po czym chwycił umieszczoną przy pasie księgę ,na ktorej okładce widniał misternie wykonany napis "Malleus Maleficarum". Wielki Inkwizytor otworzył ją ,po czym poruszył specjalny mechanizm w grzbiecie księgi. Ten otworzył się lekko i Magnus umieścił tam zapieczętowane fragmenty ostrza Ragnaxa. -Te przedmioty są objęte klauzurą tajności... niech przepadną na wieki wśród świętych słów...-

Dzwony rozległy się po zamku i czas było iśc obejrzeć pojedynek. Teraz siedzieli wśród widowni, Chociaż to określenie było niedopowiednie ,bo było tu prawie pusto Gdyby nie immunitet zawodnika oraz to ,że ma miotacz ognia pomyślałby ,że to pułapka za zamach. W końcu tylko on ,Drugni oraz Reiner ,Lionelli i mnich siedzieli na kamiennych krzesłach otoczeni mutantami. Von Bittenberg patrzył na Arenę ,ale widział wszyzstko wokół. Wiedział ,że w loży siedzi sobie Alpharius jak gdyby nigdy nic.
Wtedy zobaczył ,że zawodnicy wchodzą na Arenę. Wielki Inkwizytor był ciekawy wyniku. Wszak w przypadku wygranej Smoczego Maga czekała go robota. Wszak zdrajca i zaprzedaniec Chaosu musiał zostać ukarany. Jednak kara już czekała. Bolesna kara ,która nie zważa na żałosne zasady tego przeklętego turnieju ,wszak kto by je teraz respektował. Niektórzy w sumie mieli szczęście ,że nie dożyli tych dni.

*******

I po walce. Krwawa rzeźnia jaką zgotował Galreth nie zrobiła na nikim z obecnych wrażenia. W sensie Drugni to olał ,a Magnus poczuł się w głębi duszy zawiedziony ,że jego arcybolesna kara nie dosięgnie elfa. Pozostaje jedynie przkeazać do ambasady notę o zdradzie. Nagle jednak stało się coś pozornie nieoczekiwanego. Nad trybunami otworzył sie portal i wszyscy uwięzieni w Osnowie znów wrócili do tego świata. Wywołało to szok wszystkich. Oprócz Magnusa rzecz jasna ,który zbyt wiele widział i za stary był na takie zbędne emocje. Siedział spokojnie, z mrocznym uśmiechem oglądając rozwój sytuacji. Rzecz jasna Bjarn i Kharlot aż rwali się do urżnięcia łba Alphariusowi i pierwsze co zrobili to zwrócili się do niego wrzeszcząc groźnie.
Po chwili jednak oddziały mutantów zaatakowała przybyszów. Reiner skinął kapeluszem po wymianie spojrzeń z mistrzem i wraz z uwolnionym maniakalnym mnichem, Lionelli bardziej nie chcąc niż chcąc, skoczył ku rozbitym na małe kupki mutantom. Drugni, Aszkael, Kharlot, nawet Kilian oraz mnich i cała reszta również wznosili się na wyżyny w walce z pozbawionymi przywódcy mutantami, kładąc je pokotem. Wtem Galreth po prostu wziął swój miecz i odwaracjąc się od płaczącej przy ciele mistrza Iskry, odszedł w ciemność, zaś Magnus dopiero wkroczył na kamienie i uniósł rękę do odchodzącego Alphariusa.
- Stój!- krzyknął Magnus- Nadal nie wiemy gdzie ten heretyk ukrył Serce Lorgana!- ten heretyk był tak blisko ,lecz pewne było że ma drogę ucieczki.
Alpharius uśmiechnął się.
- Dlaczego im pan nie powie, panie Eisenwald?-
Wszystkie oczy spojrzały na poparzonego łowcę, oczekując odpowiedzi. Magnus jedynie wpatrywał się nadal w Pierwszego Akolitę groźnie. Von BIttenberg był wściekły. Jego uczeń... czyżby sytuacja miała się powótrzyć? Czyżby znów musiał dokonać egzekucji której wspomnienie szarpało jego twarde sumienie? Nie... nie tym razem. Reiner zmieszał się.
- Nie mam pojęcia gdzie….ghkghgh- zaczął, lecz urwał padając na ziemię bezwładnie ,a z jego torsu wybił emianujący magią przedmiot.
- Reiner! - zawył Lionelli, przebijając się do Magnusa i ciała Eisenwalda. Trójkę natychmiast otoczyło pięciu łowców, którzy wydostali się z Labiryntu oraz Kilian i warczący mnich.
-Wielki Inkwizytorze!- wykrzyknął Krugger poprawijając monokl ,po czym klęknął przed Magnusem. -Wydostaliśmy się! Jakie są rozkazy?!-
-Wstawaj ,Krugger!- warknął Magnus wściekle ,po czym zwrócił się do postawnego Hansa w ciężkiej zbroi -Ty! Bierz Eisenwalda! Reszta! Szczelny kordon! Macie przebić się do czarodziejki Julii! Ruszać się ,łajzy! Zakazuję wam umierać! Bowiem bramy królestwa bożego nie otworzą się przed tchórzami! Sigmar domine!- wykrzyknął cytując Świętą Księge ,po czym dobył swego buzdyganu ,na którego widok kilku łowców opuściło pokornie wzrok. -Sigmar domine!!!- wykrzyknęła cała grupa po czym zgodnie z rozkazem zaczęli przebijać się do zamku. Z Magnusem zostało jedynie dwóch łowców czarownic uzbrojonych w rapiery i pistolety.
Von Bittenberg został w bitewnym zgiełku. Widział jak jego pokutnik rzuca się ze swym ostrzem na mutantów kładąc szybkimi ,silnymi ciosami jednego za drugim w sym bitewnym szale. Widział nawet jak kilku z walczących odbiega od niego ,nie chcą stawać mu na drodze.
-MAGNUS! - ryknął znany inkwizytorowi głos, po czym poczuł szarpnięcie i ujrzał Bjarna - Zabiłeś ich... powiedz mi to prosto w oczy cholerniku, bo jakem zrodzony z prawego łoża jarla Eissvanrfiordu, wyłupię cię z tej skorupy i rozpieprzę na miał..!
Łowcy i norsmeni położyli niepewnie ręce na broni lecz gesty ich wodzów uspokoiły eskalację konfliktu.
- Tak, zrobiłem to.... -zaczął cicho Bittenberg.
Wnet dziewięc razy grom rozniósł się na niebie.
- Ja pierdolę bogów... zaczyna się... - wyszeptał, wpatrzony w niebo Hrothgar, stojący obok Turo i dyszącego Haakara.

********

Operacja trwała. Magnus nie miał zamiaru bezczynnie czeka .Wolał wymrzeć presję na czarodziejce ,aby skuteczniej działała.
-Będę potrzebowała lekarstw, które są w moim gabinecie.- rzekła do Magnusa
- To teren wroga. Do nas należy zaledwie ten przyczułek.- odparł chłodno
- Wlaśnie. Potrzebuję jednego- góra dwóch wojaków do obstawy. To ma być cicha akcja, a nie szturm z kompanią honorową i trębaczem na czele.
- Dział zasobów ludzkich jest w sztabie- mruknął Magnus, wskazując na dyskutujących Bjarna i Kharlota.
- Utrzymując pozycje narażamy się na kontratak z kilku stron. Mutanci przegrupują się i uderzą ponownie, i to wkrótce- rzekł czempion Khorna
- Moi ludzie pójdą bez ociągania, lecz potrzebują odpoczynku. Pobyt w Osnowie pozbawił ich sił- zaoponował Ingvarsson
- Alpharius spodziewał się nas i zapewne ma przygotowany plan działania. My jesteśmy bez żywności i dachu nad głową. -
- Dobrze więc- zgodził się Wydarty Śmierci- Piętnaście minut. Potem ruszamy.-
- Pójdę z wami...- mruknął chłodno Magnus zbliżając się do wojowników. Ci spojrzeli na niego niepewnie. -Nie pozwolę ,abyście znowu urządzili sobie wakacje.- dodał. Rzecz jasna nie miał zamiaru walczyć o życie tej zgrai. Bój był doskonałą okazją do odlazienia kogoś ,kogo Magnus szukał. Odkąd na placu natknął się na martewgo łowcę ,o którego pochodzeniu nie widział ,postanowił zbadać sprawę ,bo to mogło być kluczowe.

[I mój krucyfiks! ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[ Po tobie raczej stosów się spodziewałem :P ja to skromy jestem i tylko miecz dać mogę...ten od Saito też]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Bracia Tornstenssonowie w końcu dowlekli leżącego na noszach nieprzytomnego Reinera do lazaretu Julii. Czarodziejka kazała im położyć go na stole, sama zaś sięgnęła do szafki z lekami. Dłufgo w niej grzebała, nie mogąc znaleźć pożądanego specyfiku. W końcu odnalazła właściwą fiolkę. Podziękowała Norsmenom za pomoc, po czym odprawiła ich, by mogli dołączyć do towarzyszy.
Reiner spał. Jego stan był ciężki, lecz stabilny. Właściwie to kończyły się jej możliwości, teraz tylko potrzebował czasu, którego nawet magia nie była w stanie skrócić.
Odwróciła się nagle, słysząc jakiś szelest w składziku z lekami obok. Od razu pożałowała, że pozwoliła odejść braciom, lecz potem uznała, że gdyby to były ukryte mutanty, to zapewne nie zachowywały się tak cicho. Pokrzepiona tą myślą, podeszła powoli do drzwi, po czym uchyliła je delikatnie. Gdy zajrzała do środka, westchnęła mimowolnie.
W środku był Galreth, który buszował po szafkach i szufladach, jakby szukając jakiś specyfików. Cały był we krwi i poparzeniach i czarodziejce zrobiło się jego żal. Wtem odwrócił się w jej stronę, chyba ją usłyszał. Chwilę walczyła z myślami, lecz pragnienie pomocy i uczucie, jakie do niego żywiła zwyciężyło. Otworzyła drzwi na oścież, gotując się na trudną rozmowę...
Ostatnio zmieniony 27 maja 2014, o 22:14 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

- Cholera… - Druchii westchnął i spuścił głowę. Chwilę wpatrywał się bezcelowo w półki przed sobą. Wreszcie spojrzał jej w oczy. – Będzie łatwiej jak wskażesz mi coś na poparzenia. Nie chcę ci zajmować czasu.
- A dlaczego nie miałabym ci poświęcić swojego czasu? Dlaczego nie uważasz, że na to zasługujesz.
Galreth wyprostował się i wyszedł ze składziku, przechodząc obok niej.
- Ten na stole wygląda gorzej ode mnie. Ja przynajmniej chodzę.
- Teraz może mu pomóc tylko czas i odpoczynek. Zresztą dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
- Dokładnie. Bo chodzi o to, żebym nie zrobił ci krzywdy. Jestem teraz jaki jestem i podoba mi się to. Wystarczy mi, że potrafię skrzywdzić swoich przeciwników. Ciebie nie muszę.
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Nie musisz? Nie musisz?!- zatrzymała go chwytając za rękę, sama dziwiąc się swojej śmiałości- Nie jesteś jakąś bezduszną maszyną do zabijania, jak Kharlot! Masz silne serce! Galreth, którego znałam nie poddał by się tak łatwo czyimś wpływom. Nie zabijałby dla samej przyjemności mordu. Widziałam, jak starasz się o tych, na których ci zależy! Chcesz to tak po prostu odrzucić precz?
Umilkł na moment. Julia nie wiedziała czy rozważa jej słowa, czy próbuje powstrzymać gniew.
- Pozwól sobie pomóc. Nie każ mi stać bezczynnie i patrzeć jak staczasz się w otchłań szaleństwa- dodała ciszej spuszczając głowę- Nie pozwolę, byś był w tak ciężkiej chwili sam...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth roześmiał się, w sposób, który nieszczególnie się jej spodobał, ale za chwilę już spoważniał.
- W życiu nie słyszałem takich bzdur. Silne serce? Znaczy, że pompuje więcej krwi? Chciałbym zobaczyć jak komuś tryska krew, po tym jak przebiłbym go własnoręcznie.
- Ale co do reszty na pewno nie zaprzeczysz. Może to szaleństwo przysłoniło ci wspomnienia, ale tak było. – Odpowiedziała cicho, trochę urażona.
- Może i kiedyś było inaczej. Nie twierdzę, że sposób w jaki walczyłem był zły. W końcu sprawdzał się przez tysiąc lat. Ale Arena wymaga wyższych środków. Gdybyś się znała na walce, wiedziałabyś, że pokonałem Menthusa tylko dzięki nowym umiejętnościom i dopasowanemu do nich stylowi. Chwila może i jest ciężka, ale przez to w jakim znalazłem się położeniu. A nowo nabyte piętno mi w tym pomoże.
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

-Ghrrrgh...- rozległ się odgłos bólu wydawany przez Reinera ,który przerwał dysputę ,a oczy Julii i Galretha skierowały się w jego stronę. Ten ledwo obrócił się na bok i wbił w nich przekrwione ,łzawiące oczy. Po chwili jednak zamknął je bezwładnie, [ =P~ ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Przestań! Wszystko sprowadzasz do walki. Życie to nie tylko zabić, lub dać się zabić! Są jeszcze ludzie, którzy kochają, którym zależy na tobie! Jak możesz być tak samolubny, by tego nie zauważyć?!
- Mylisz się... Życie to gra, w której wygrywasz, albo umierasz. Nie ma pośrednich rozwiązań, nie ma drugiego miejsca i nagrody pocieszenia. Jest tylko śmierć.
- Nie wierzę- Julia pokręciła głową- Nie chcę uwierzyć! Mówisz, jak ktoś zupełnie inny, jak ktoś, kogo serce jest z kamienia.
- Rozejrzyj się kobieto!- rzucił jej prosto w twarz, chwytając za ramię- Życie to nie bajka o szczęśliwym zakończeniu! Egzystencja znośna jest tylko dla silnych Świat, jaki znamy chwieje się i zaraz rozleci w ruiny. Wszystko, co znałaś, niedługo przestanie istnieć. Sądzisz, że łagodność pozwoli ci przetrwać?
- Puść mnie! To boli!
- Ja mam zamiar przetrwać. Widziałaś tych głupców, tych pretendentów?! Zabiję ich wszystkich, a potem kolejnych, gdy się pojawią. Stanę na ich bezgłowych zwłokach śmiejąc się w ich martwe twarze, dopóki kruki i wrony nie wydziobią ich oczu!
- Myślałam... myślałam, że łączy nas coś pięknego- zaszlochała- Dlaczego chcesz to wszystko zniszczyć?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Galreth momentalnie ją puścił kiedy zobaczył, że jest bliska płaczu.
- Sama widzisz. Nawet gdybym bardzo chciał, to już nic na to nie poradzę. Tak samo jak w tunelu, nawet nie zauważyłem, że robię ci krzywdę. Dlatego najlepiej cię po prostu unikać. Dla twojego dobra.
- Ja widzę moje dobro inaczej. – Odpowiedziała lekko łkając. – Z tobą.
- Na to już chyba nie ma szans. Przykro mi.
- Czyli jednak. Pomimo wszystkiego co mówiłeś, jednak ci zależy. Poza tym za każdym razem się opamiętałeś, co jasno sugeruje, że nie jest za późno.
Galreth zamyślił się, analizując swoje wspomnienia. Nadal uważał, że przemiana jest już ostateczna. Ale próbował teraz chociaż dokonać wyboru. Na czym mu bardziej zależy. Przypomniał sobie, że to sama naznaczona chaosem twierdza go zmieniła. Tak naprawdę, od bardzo niedawna napawał się swoją furią. I nagle zdał sobie sprawę, że to się nie skończy. Jeszcze jakiś czas temu powiedziałby, że nie może marzyć o niczym lepszym niż zemsta na smoczym magu. Kiedy jednak to się już stało, to ledwo zmniejszyło jego gniew. Uświadomił sobie, że teraz jest bezcelowy, pusty. W sumie stał się kimś, kim kiedyś gardził. Zabijanie dla zabijania, to było dalekie od jego standardowego stylu. Skulił się sam w sobie i jakby zmęczony po długiej walce padł na krzesło.
- Jak? – Jedyne co zdołał z siebie wykrztusić.
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Prawdę mówiąc... nie wiem- pokręciła głową z rezygnacją- Sądzę, że izolacja od tego miejsca, połączona z terapią psioniczną mogłaby złagodzić objawy...
- Mogłaby?!- przerwał jej gwałtownie- To trochę mało, zważywszy na ryzyko!
Poczuł się głupio, gdy ujrzał jej wystraszoną minę.
- Przepraszam. Widzisz, że to silniejsze ode mnie.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by cię uratować- rzekła z zacięciem w głosie- Przyrzekam!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Jej zapał zdecydowanie poprawił mu humor. Chyba jeszcze nigdy, nikomu, na nim nie zależało. To było miłe uczucie. Chociaż znamię przy uchu i towarzyszący mu głos twierdził inaczej.
- To tutaj. – Wskazał na problematyczne miejsce. – Ma chyba spore znaczenie.
- Już to oglądałam. Nie widzę żadnego sposobu, żeby się tego pozbyć. Wygląda „naturalnie”. Jakbyś miał to od urodzenia.
- Może wystarczy nad nim zapanować?
- Nad kim?
- Nieważne. Postaram się przytemperować tego sukinsyna. – „To byłby nie lada wyczyn, postawić się bogu.” Zakpił w myślach.
- Mogę się teraz zająć twoimi ranami?
Asasyn skinął głową. Pomimo tego jak obecność napędzała jego wściekłość, teraz nie miała nic do powiedzenia. Ostatecznie to było tylko leczenie, którego niewątpliwie potrzebował i było konieczne, czy to do dalszego zabijania, czy do czegokolwiek innego. Poza tym bliskość Julii, kiedy już wytłumaczyli sobie to i owo była zdecydowanie miła, a to jakby przyduszało nienawistny głos. „Wystarczy tylko unikać walki i negatywnych emocji? Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, w tym przeklętym miejscu. A może pobłogosławionym, tylko nie przez tych bogów co trzeba?”
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Choć było to ledwo kilkanaście minut, każda chwila wypoczynku była cenna. Wszyscy wykorzystywali to jak tylko mogli. Niektórzy drzemali, inni rozmawiali niezobowiązująco, jeszcze inni czyścili broń i sprawdzali stan pancerzy. Kharlot usiadł sam, w oddaleniu od wszystkich, by zaznać chwili spokoju. Płatki śniegu padały na jego nieruchomą sylwetkę, zdawało by się, że spał. Wojownik czuwał jednak, kontemplując zbliżającą się bitwę. W powietrzu czuć było nadchodzącą apokalipsę, niebiosa nad nimi targane były wyładowaniami magicznych energii od których skóra cierpła na całym ciele. Zbliżała się godzina wilka.
Plan był prosty. Mieli rozbijać kolejne ogniska oporu, likwidując przy tym poruczników Aphariusa, aż wreszcie przebiją się do niego samego, gdziekolwiek on jest. Z tym Kharlot nie miał problemu. Szkopuł tkwił gdzie indziej. Magnus i Aszkael, dwaj zawodnicy i jego wrogowie stanęli po jego stronie. Powiedzieć, że im nie ufał, to jak stwierdzić, że na dnie oceanu jest dość wilgotno. Powinien ich zabić na miejscu, gdyby nie ten turniej, który miał zamiar poprowadzić do końca. Co oznaczało, że nie jemu przypadnie radość skruszenia im czerepów. Ta myśl była dość frustrująca. Gdyby nie stawka, o którą walczył, odesłałby swych przyjaciół w bezpieczne miejsce, pozabijał resztę, po czym sam stawił czoła Namaszczonemu. A przez wysoką stawkę nie miał bynajmniej na myśli losy świata. Liczyła się tylko ona.
Potem podszedł do niego Bajrn. Kharlot poznał po minie, że nie był w najlepszym humorze.
- Jest nieciekawie-mruknął, od razu przechodząc do rzeczy- Chłopaki staną do boju, choćby to był Ragnarok, ale wiele przeszli w tym chędożonym labiryncie.
- Co proponujesz?- spytał khornita spokojnie.
- Ano nie mam pomysłu- Bjarn podrapał się po brodzie- Nie mamy żarcia, ani czasu na wypoczynek, a łysy skurwiel ma przewagę liczebną- poczerwieniał na twarzy nagIe- Tu nie chodzi o jakieś gadanie o chwale. W każdej chwili jestem gotów na Valhallę, tak samo jak każdy z chłopaków, ale...
- Ale oceniasz na chłodno sytuację- dokończył za niego Kruszący Czaszki- Nie jesteśm tutaj, by odkryć się chwałą ginąc w starciu z tym robakiem, tylko zatykając jego czerep na włóczni.
- A do tego będzie wam potrzebny każdy człowiek- rzekł zbliżający się Aszkael. Kharlot spojrzał nań wrogo.
- Nie, nie każdy. Nie potrzeba nam łaskawość kundla bez honoru.
- W niecodzienny sposób dziękujesz mi za uratowanie was wszystkich z labiryntu.
- Do którego sam nas wtrąciłeś!
- Znów zaczynacie- mruknął Wydarty Śmierci.
- Zrobiłem to, czego oczekiwali ode mnie bogowie- oznajmił Czarne Serce.
- Naprawdę?- rzachnął się Thorgarsson- To była część boskiego planu? A może twojego własnego?
- Śmiesz poddawać w wątpliwość wolę bogów?- odparł gniewnie Aszkael. Kharlot powstał i spojrzał mu prosto w oczy.
- Myślę, że twoją drugą naturą stało się ciągłe nim zasłanianie. Bogowie nie składaliby cię spowrotem w całość, gdybyś był tylko narzędziem. Widziałem dziesiątki takich jak ty, wiernie oddanych, gotów służyć bez szemrania. Żaden nie osiągnął nic znaczącego. Musisz mieć coś w zanadrzu, skoro Cztery Potęgi wybaczyło ci już tyle porażek...
- Muszę pogratulować przenikliwości- zakpił wybraniec Chaosu Niepodzielnego- Jestem tym, czego potrzebują bogowie. Posłańcem. Ucieleśnieniem woli i prawą ręką. Niosę ich słowo i wprowadzam plan w życie. Kim ty jesteś? Mówi się, że wściekłym psem, który w swej arogancji i egoiźmie lekceważy konsekwencje swych decyzji. Mówi się, że nie ma dla ciebie świętości. Pytam jeszcze raz, kim jesteś? Norsmenem? Spytaj Bjarna, czy kogokolwiek z jego ludzi. Bez wahania odpowie, że nie nosisz się jak Nors, nie zachowujesz się jak Nors, każdy z nich powie, że się wyróżniasz, że jesteś inny.
- Cóż, jest w tym trochę racji...- wtrącił Ingvarsson- Zwłaszcza po akcji z tą południówką.
- Może więc jesteś wybrańcem? Czempionem wybranego patrona, zarzarcie zabiegając o jego względy? Znów nie. Odmawiasz boskich darów, nie jesteś wierny swemu panu, gwałcąc i bezczeszcząc jego wolę.
- Jeśli sądzisz, że Khorna raduje, gdy ktoś wzywa jego imię, że jego ulubieńcami są zatraceni w furii berserkerzy, czy psychopatyczni mordercy, to muszę cię zawieść-rzucił sarkastycznie Kharlot.
- A może jesteś jednym z obcych? Z południowców? Spędziłeś wiele lat w krainach ludzi od Estalii i Arabii po daleki Nippon. Może nasiąkłeś ich kulturą, ich sposobem myślenia?
-Nauczyłem się wtedy wiele- przerwał mu Aesling- Większość z tych umiejętności pozostaje niezauważona.
- Co wtedy czułeś, gdy przebywałeś wśród nich? A co ważniejsze, co oni czuli? Powiem ci. Strach, pogardę, nienawiść, wszystko zmieszane w swoistej mieszance, którą częstowano cię w każdym zakątku ziemi. Nigdzie nie miałeś domu, zawsze byłeś kimś obcym, nawet na północy. Zwłaszcza na niej. Mówili, że nie ma dla ciebie miejsca, że powinieneś odejść. Ile razy nazywano cię potworem, dziwadłem?
- Słowa nic nie znaczą- odparł Thorgarsson.
- Same słowa nie. Zwykle idą jednak za nimi czyny.
- Nie Aszkaelu, a ty jesteś tego idealnym przykładem. Wciąż mówisz o boskim planie, od momentu, gdy odmówiłeś wycofania się na północ po klęsce Archaona, wciąż wyczekujesz momentu, aż Be'lakor nałoży ci tę chędożoną koronę na twój blaszany łeb.
Aszkael roześmiał się metalicznie.
- Sądzisz, że jestś przenikliwy? Że przejżałeś moje zamiary, że jesteś na tyle sprytny, by mnie rozgryźć?
- Sądzę, że twój czerep lepiej będzie wyglądał nad moim kominkiem!
- Proszę, dzieci, nie kłóćcie się!- zabrzmiał znajomy głos- Nie ma powodów do niesnasek. Wkrótce nic z tego nie będzie miało znaczenia.
Wszyscy odwrócili się a kierunku trybun, skąd dobiegał głos.
- Alpharius- szepnął Bjarn- Kundel bezczelnie kpi sobie z nas.
Heretyk uśmiechnął się lekko.
- Nie mogłem zostawić moich gości bez opieki. Dlatego, choć opuściłem państwa towarzystwo, wracam teraz z komitetem powitalnym!
Na znak Namaszczonego ze wszystkich wejść wylały się mutanty. Przez północne wejście na arenę wkroczył dzierżący wielką kosę Tyfus na czele człapiących powoli, lecz niepowstrzymanie nurglitów. Z trybun nadchodzili zmutowani kultyści prowadzeni przez Ithiriel, która szukała w tłumie Iskry.
- Ach, no i jeszcze starzy znajomi i nowe nabytki!- dodał Alpharius, zajmując miejsce na widowni, jakby w oczekiwaniu na spektakl.
Przez południowe wejście na arenę wpadły bestie. Były to ogary i inne psy bojowe, jakis mieszkały w psiarni, teraz bez sierści, wielkości lwów górskich, o przekrwionych ślepiach, bardziej przypominające zdeformowane góry mięcha, niż zwierzęta. Za nimi wpadły trzy TN-1. Na ich widok Bjarn zaklął. Trzeba było ruszać od razu.

[Trochę edytowałem, bo brakowało mi spójności, pomiędzy tym, a dalszymi wydarzeniami. Bawcie się dobrze, bo każdy jest do zabicia. Tylko Alfa nie ruszajcie, bo on jezt na potem. :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Julia szybko uwinęła się z leczeniem. Nie miał żadnej poważnej rany tylko multum mniejszych zadrapań i poparzeń. Mogłaby się z takimi rozprawić z zamkniętymi oczami. Teraz kiedy skończyła pozostało tylko czekać. Jemu i Reinerowi potrzebny był czas. Ale w przeciwieństwie do inkwizytora on mógł normalnie funkcjonować, zamiast leżeć jak kłoda. Wyszedł na chwilę na zewnątrz, miał zamiar unikać niepotrzebnych walek. Opierając się o ścianę przy framudze usłyszał jakiś hałas, jakby szczeknięcia olbrzymich zwierząt. To co za chwilę przebiegło na końcu korytarza odpowiadałoby temu opisowi. Ale takich bestii nie widział jeszcze w cytadeli, a nawet chyba w ogóle w życiu. Zdecydowanie pomutowane psy, bez sierści, ale za to bardziej umięśnione, biegły w kierunku areny w oczywistym celu. Zaraz za nimi asasyn zobaczył już bardziej znajomy widok. Były to trzy olbrzymy, które już trudniej było opisać, ale zawodnicy i Norsmeni już raz mieli tą nieprzyjemność z nimi walczyć. Zanim zdążył zareagować cała grupa zniknęła za zakrętem, a hałas pomału stawał się niesłyszalny. Myślał, że reszta poradziła już sobie z mutantami obecnymi na arenie, ale Alpharius najwyraźniej rzucił wszystkie karty na stół. Zajrzał do lazaretu, gdzie Julia grzebała w szafkach i co jakiś czas zaglądała do Reinera. Może wolałaby, żeby odpuścił i stał się sobą. Ale miał wrażenie, że jeśli Alpharius dopnie swego, to jego przemiana będzie już miała małe znaczenie w obliczu przyszłych wydarzeń. Dlatego bez słowa pobiegł za bestiami. Został daleko w tyle i dotarł na miejsce kiedy te już w większości wpadły w otoczonych obrońców. Wyciągnął broń i ruszył za nimi. Z początku udało mu się zabić jednego psa tnąc od tyłu kilka razy, ale reszta pomimo mordy w oczach nie była taka głupia. Szybko zorientowały się, że maja nowego przeciwnika i wysłały przeciwko niemu trójkę, zachodząc go również z boków. Było gorzej niż mógłby kiedykolwiek się spodziewać. Nie mógł praktycznie nic blokować mieczami, na czym zwykle polegała jego obrona przy walce z normalnym przeciwnikiem. Do tego stopnia sprawiały mu problem, że aż zaczął się cieszyć ze swojego nowego nabytku. Wypożyczone od Zahinna miecze były zarówno szersze jak i grubsze. Łatwiej było mu się przebić przez grube cielsko i uskakując do tyłu przed atakami zdołał zranić je kilka razy. Dużym atutem było to, że im dłużej walczył tym coraz bardziej się denerwowały i atakowały zawzięcie odsłaniając się jednocześnie. Wreszcie jeden z nich skoczył, ale natrafił na pustkę, a chwilę później oberwał kawałem stali w podbrzusze. Skowyt ucichł zaraz po tym kiedy drugi z mieczy wbił się w serce, ostatecznie kończąc jego żywot. Pozostała dwójka nie wahała się ani chwili, ale nie poprzestały swoich szaleńczych ataków. Wkrótce oba odsłoniły się w podobny sposób i dołączyły do kolegi.
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

-Zostawcie ich nam.- Zmierzch powoli oddalił się on kręgu Braci z kompanii, a Podmuch ruszył tuż za nim. Obaj szli w dwóch przeciwnych kierunkach, ich spokój był niezwykły. Mimo pędzącej zgrai stworzeń, przypominających psy (choć przypominających to zbyt dużo powiedziane), nie wyrażali najmniejszego przejawu lęku, czy jakichkolwiek emocji. Obserwowaliśmy to, jak ich wilcza sierść powoli nabiera metalicznego połysku. Momentalnie stali się więksi, z pod ich łap na początku sypały się iskry. Teraz każdy ich krok uprzedzony był potężnym buchnięciem płomieni. Ten Roks, patrzył na nich z uśmiechem. Gdy zauważył iż gapię się na niego, a nie na naszych dwóch "przyjaciół" rzekł.
-Przypominają Zamieć mój drogi Skąpcu.- pogładził Anne po głowie, ta momentalnie usnęła.- Tak będzie lepiej.- westchnął. Jego prywatni wojownicy również przyglądali się temu co działo się w okół, nie włączali się jednak do walki.
-Skąd znasz moją...- zastanowiłem się jak ładnie ubrać to w słowa. Ksywka brzmiało dość obcesowo, a on był kimś z wyższych sfer.- mój przydomek?- poprawiłem się.
-Od lat Kosstuh się wami interesował.- odpowiedział mi.- Służba młodemu Bogowi jest waszym przeznaczeniem.- zamilkł.
Zmierzch uskoczył przed potężnym kłapnięciem szczęk jednego z potworów, by następnie wskoczyć na niego i silnym pchnięciem łapy złamać mu kark. Bestie skupiły się na wilkorach, mimo, że wokół walczyło jeszcze wiele innych ludzi i im podobnych dwunożnych żołnierzy. Pierwotne instynkty? Może... Nim się obejrzałem, dwóch kolejnych przeciwników skoczyło w stronę naszego wilczego Brata, nie zdążyli jednak nic zrobić. Podmuch, runął na nich z góry. Jednego z czworonogów niemal przegryzł na pół, drugiego zaś spopielił śląc ku niemu falę ognia.
-Obrzydlistwo.- usłyszałem jego głos przesiąknięty irytacją, a następnie śmiech jego brata. Ten nie tracił ani chwili. Gdy któraś z bestii pragnąc skorzystać z sytuacji zaczęła biec w naszym kierunku, natychmiast zastawił jej drogę i jednym, potężnym klapnięciem szczęk odgryzł dwie przednie łapy stwora. Ten zaskowyczał, chwilę potem padł martwy po pchnięciu włócznią jednego z Żywiołaków Roksa. Ci wtrącali się do walki tylko wtedy, gdy jakiś mutant zbliżył się zbyt bardzo w stronę Anny.
-Nie będziemy chyba tak stać?- spojrzałem na Oblecha. Ten znowu zmierzył wzrokiem Kharolta.- Wiem, ale może jednak pomóżmy Braciom?
-Zmierzch i Podmuch dają sobie radę.- odpowiedział mi. "Dają radę" to za mało powiedziane, ich przeciwnicy byli nieugięci, lecz rządziła nimi jedynie żądza krwi. Przez co nie mogli równać się z tymi dwoma.
-Pierdolenie.- wtrącił się Winchester, w swojej nowej postaci był jeszcze brzydszy... Dotknął dłonią swojej kuszy, a miejsca na pociski zapełniły się płomiennymi bełtami, które nabierały jaskrawo białej barwy. Cholernie rażącej po oczach, nawet tych demonicznych...- Jak wam się nie chce dupy jak zwykle ruszyć to ja się tymi przerośniętymi jamnikami zajmę.- po tych słowach zaczął słać w stronę przeciwników Zmierzcha i Podmucha pociski, te trafiały zawsze w jedno i to samo miejsce. W czerep. Nikt inny jednak nie wystrzelił, żaden z naszych nie miał takiego doświadczenie w operowaniu kuszą jak Winchester. Obawiali się, że pociski mogłyby zranić któregoś z walczących Braci.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Chcecie się tłuc, czy mam iść dalej z akcją?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Tłuc się! Tłuc! Już piszę! :twisted: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[No to łapcie obrazek Obrazek :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[Dobrze, że to tłukłem po brzuchu :mrgreen: ]
Obrazek

ODPOWIEDZ