
ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[O Ragnarze miałeś czas pisać
. Jestem w drugim sezonie, dobry jest.]

Powrót do rzeczywistości był dla Reinera równie nagły, co bolesny. Wątły płomień świec teraz zdał mu się silniejszy od dziesięciu słońc, a ból w klatce piersiowej gorszy od siedzącego na nim stegadona, jak to mawiał jego dawny znajomy z Areny na morzu. Cierpienie jednak uświadamiało jeden, niepowtarzalny fakt- wciąż żył. Na tym jednak kończyła się jednak lista pozytywów. Kaszlnął sucho i spróbował usiąść. Gdyby nie przytomna i szybka reakcja uzdrowicielki, wylądowałby na podłodze. Kolejny atak bólu i kaszlu uderzył weń zdradziecko.
- Musisz odpoczywać- rzekła łagodnie Julia- Krwawisz.
- Nie mam czasu krwawić- rzucił jej oschle inkwizytor- Muszę ogarnąć cały ten palący się burdel. Magnus i reszta...
Zauważył, że krwawi z ust. Wytarł krew kawałkiem lnianej szmatki, po czym zacisnął wściekle pięść.
- Że też się tak dałem podejść...- zaklął, po czym spojrzał na uzdrowicielkę- Muszę iść. Ten heretyk nie może wymknąć się po raz kolejny.
- Ledwo ustoisz na nogach, a chcesz się pakować w sam środek inferna?- zaprotestowała Aurumhardt- To cholerna strefa wojny!- a potem dodała mniej śmiale- Zginiesz, nim zdołasz im pomóc.
Reiner spojrzał na nią pogardliwie.
- Co jest warte moje życie, jeśli tego nie zrobię?!
Uniosła spuszczoną głowę i spojrzała mu w oczy...
***
[ http://www.youtube.com/watch?v=2V7tCMo6Hpk ]
Ziemia była usłana trupami i zalana krwią w takiej ilości, że nie wydać spod niej było posadzki. Atak mutantów wytracił impet, a pozbawiony swych ciężkich atutów w postaci projektów TN-1 i poruczników Alphariusa, nie mogli sforsować muru z tarcz. Gdy kolejne porąbane zwłoki heretyka padały u stóp Norsmenów, w serca obrońców wkradła się nadzieja na zwycięstwo i... zemstę. Niemal każdy z nich miał swe powody, by nienawidzić Alphariusa, a teraz, gdy szala wiktorii przychylała się na ich stronę, cel był tak blisko, niemal w zasięgu ręki. Przywódca kultu po prostu stał na trybunach, wpatrując się w krwawą jatkę. Tyle, że wciąż pozostało niemało mutantów, zarówno kultystów, jak i ogarów. By go dorwać, należało się przerąb przez ich szeregi.
Tyfus chwycił za sterczący z jego twarzy ułamany róg i wyciągnął go. Pokryta śluzem kość wysunęła się z mlaskiem z ciała czempiona zarazy. Zabulgotał niewyraźnie, tocząc z ust ropę i czarną posokę, pragnąc dopaść tego, co mu to uczynił.
- To ciało nie zna bólu...- syknął, lecz nagle zauważył, że nie może wstać. Zerknął swym jedynym, cudem ocalałym okiem w dół i ujrzał sterczący z jego piersi długi miecz. Cień padł na niego, gdy niebo rozświetlił grzmot i wtedy dostrzegł zwalistą, metalową sylwetkę swego oprawcy.
Aszkael znów miał wizje. Bogowie w swej łaskawości objawili mu część nici losu, które znów wiązały się w nieregularnym suple. Ostrze Bogów nie raz doświadczał czegoś podobnego, gdy przeznaczenie stawało na rozstaju. On był od tego, by ten węzeł przeciąć.
Stalowym buciorem rozgniótł głowę czempiona zarazy, który jakimś cudem wciąż się ruszał, kończąc jego żałosną egzystencję, po czym wycinając sobie ścieżkę pośród wrogów, dołączył do Norsmenów. Wydarzenia, jakie mu się ukazały nastąpią wkrótce.
Gdy ostatnia fala wrogów została odparta, zostawiając przy życiu zaledwie garstkę mutantów, w porównaniu do hordy, jaka ich zaatakowała, Bjarn niemal czuł jak wydusza życie z tego łysego patałacha. Wydawało się, że nie znające strachu potwory rzucą się na nich w ostatnim, szaleńczym zrywie, lecz tak się nie stało. Zamiast tego z trybun zszedł do nich sam Namaszczony. Nie wyglądał na kogoś, kto właśnie przegrywał bitwę.
- Wspaniałe widowisko panie Ingvarsson- rzekł heretyk spokojnie, a jego brat zawtórował mu skrzeczącym śmiechem- Niestety, pan i pańscy przyjaciele popsuli moje zabawki...
- Będziemy mieli wielką trudność by je zastąpić- rzucił Omegon kpiąco- A nie, czekaj! Nie będziemy!
Obaj jednocześnie zaintonowali inkantację, która po długości i skomplikowaniu słów nie wydawał się szczególnie groźna. Tym większe było zaskoczenie wszystkich, gdy rzeczywistość nad ich głowami rozdarła się niczym prześcieradło, uwalniając do tego świata mroczne energie. Za nimi nadeszły demony.
[ http://youtu.be/CG6JrqFARRY?t=2m51s ]
- Legiony bogów! Oto świat, który wam obiecałem! Bierzcie, podbijajcie w imię swych panów!- krzyknął Namaszczony.
Norsmeni jak jeden mąż zaklęli szpetnie. Zemsta znów wywijała im się z rąk, gdy wojska Osnowy przelewały się przez portal. Bjarn zaklął ponownie, lecz tylko jedna decyzja była możliwa. Z trudem zdobył się na słowa.
- Odwrót!- ryknął, wskazując na wschodnią kratę. Norsmeni spojrzeli po sobie, lecz ruszyli za nim bez szemrania. Kompania Wilka, mając na względzie dobro Anny dołączyła do nich czym prędzej. Wola bogów najwyraźniej nakazywała podobnie, bowiem Aszkael, choć trzymał się z tyłu, nie odłączał się od reszty. Gorzej było z pozostałymi. Magnus z zapałem godnym samego Sigmara eksterminował chodzące bluźnierstwa, krzywo patrząc na odwrót. Drugni i Kharlot, kierowani bitewnym szałem, przywitali taki obrót spraw z radością, trzymając się grupy z czystej przyzwoitości. Trzeba było wziąć ich za bary i zaciągnąć siłą, co wymagało za każdym razem niemal tuzina chłopa.
I choć odwrót przebiegał w miarę sprawnie, szybko znaleźli się w potrzasku.
- Otoczyli nas!- krzyknął Skąpiec. Drugni wyszczerzył się.
- Znakomicie! Będzie można wymachiwać toporzyskiem we wszystkie strony!
Pierwsze przerażacze uderzyły o norskie tarcze swymi długimi pazurami, drąc metal i drewno jednako. Poszły w ruch miecze, topory i włócznie, lecz na nic była odwaga obrońców, gdy za każdego powalonego wroga z wyrwy w czasoprzestrzeni wyłaniało się trzech kolejnych. Odsyłane do swoich panów plugawe pomioty wrzeszczały piskliwie, a ich cielesne formy spalały się błękitnym ogniem, jednak coraz więcej ran pokrywało ciała obrońców, a zmęczenie coraz bardziej zaglądało im w oczy. Nikt tego nie wypowiadał, lecz niemal każdy o tym wiedział.
- Więc to ten moment Bjarnie?- zapytał Olaf wbijając ostrze swego miecza w pierś płomiennokształtnego (flamer).
- Niemal czuć zapachy potraw na uczcie u Odyna- zaśmiał się Thorlac. Ingvarsson stanął ramię w ramię z Kharlotem i razem powalili herolda pana zmian, tnąc go jednocześnie na pół.
- To jest to, stary druhu- rzekł z lekkim uśmiechem Wydarty Śmierci, wyciągając dłoń do przyjaciela- Żyj wolny!
- Umieraj dobrze!- odparł Thorgarsson chwytając mu rękę w żelaznym uścisku. Demoniczne ostrza rozbiły właśnie mur z tarcz. Bjarn już widział rozpromienione oblicze Jory...
Błysnęło. Oślepiające światło uderzyło im w oczy, odcinając na chwilę od rzeczywistości. Ich uszy zapełnił gniewny ryk odsyłanych do Osnowy demonów, zaś nozdrza woń ozonu. Magia...
Gdy Galreth otworzył oczy, pierwsze, co pomyślał, to że śni. Ujrzał Julię, jej piękną twarz i sylwetkę otoczoną złocistymi promieniami. Uśmiechnął się błogo, zapominając na chwilę o swym położeniu. A może po prostu umarł i trafił do innego, lepszego świata.
Potem jednak wzrok wrócił zupełnie, a on dostrzegł, że wciąż jest na arenie. Julia jednak nie zniknęła.
Czarodziejka stała za nimi, dumna i wyprostowana, nie taka, jak ją znał. W jej oczach nie było lęku, jedynie gorąca zawziętość i odwaga, siła, by walczyć za tego, którego kochała. Za nią widniał niewielki portal. To nim zapewne przybyła w to miejsce- pomyślał Galreth. Z rąk czarodziejki uwalniane były jasne strumienie energii, które układały się w barierę trzymające demony w ryzach. Nie dało się jednak ukryć, że kosztowało ją to wiele wysiłku.
- Idźcie! Nie zdołam utrzymać tego długo- krzyknęła ciężko, usiłując zachować koncentrację w samym środku szaleństwa.
Pierwsi przestąpili przez portal Kompanioni Wilka. Zadanie ochrony Anny było dla nich priorytetem, a zostanie w tym miejscu nic nie wnosiło. Wraz z brzemienną poszła Iskra.
Zaraz za nimi ruszyli Norsmeni, trzymając za bary szamoczącego się Drugniego, który lżył i kopał tych, którzy nie pozwalali mu umrzeć tu o teraz. Bjarn, który pozostał jako ostatni z nich spojrzał pytająco na Kharlota, jakby mając podejrzenia, że ten nie zechce zostać.
- Idź. Będę tuż za tobą- zapewnił Kruszący Czaszki.
- Coś się jednak zmieniło- uśmiechnął się lekko Ingvarsson- Selina?
Khornita przytaknął. Po chwili zostali już tylko Julia, Galreth i Aszkael.
Bariera poczęła uginać się i pękać pod naporem demonicznych żołnierzy. Krew popłynęła z nosa czarodziejki, która z wielkim wysiłkiem utrzymywała wciąż kurczącą się aurę.
[ http://www.youtube.com/watch?v=3qgVIisfOEY ]
- Uciekaj!- jęknęła do elfa. Widać było, że się łamie.
- Nie zostawię cię!- odparł Druchii- Nie zdążysz uciec, oboje to wiemy!
Nie odpowiedziała. W oczach zalśniły jej łzy. Kolejne pęknięcie naznaczyło barierę.
- Żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach. Żałuję, że nie wyznałem ci wcześniej, co czuję. Żałuję...
- Wiem- przerwała mu- Ja ciebie też.
Czyjaś pancerna ręka grzmotnęła go w kark. Galreth osunął się na ziemię. Zamglonym wzrokiem dostrzegł jedynie jak zostaje wrzucony do kurczącego się portalu. Potem była ciemność...
***
Gdy się ocknął, było już po wszystkim. Leżał na posadzce komnaty, której sobie nie przypominał. Wokół panowała względna cisza, a przynajmniej dźwięki, które słyszał nie sugerowały toczącej się w pobliżu walki. Uniósł nieco głowę. Targnęły go potworne boleści i mdłości, lecz zmusił się do wstania.
Najpierw ujrzał Reinera. Ranny łowca stał oparty o laskę, omotany pokrwawionymi bandażami, blady jak upiór, ale żywy. Obok niego stał Magnus, jak zwykle z marsową miną, który jednym uchem przysłuchiwał się jazgotowi, jako teraz do Galretha doszedł. Źródłem hałasu był Drugni, który wciąż nie wybaczył swym kamratom, że nie dali mu zginąć. Dostrzegł jeszcze Bjarna,starego Grunladiego i pocałowaną przez ognień Iskrę, brzemienną Annę i całą resztę. Prócz jednej osoby.
- Gdzie ona jest?!- krzyknął, zwracając na siebie uwagę. Jakaś część niego wciąż wierzyła w to, że udało jej się uciec- Gdzie jest Julia?!
Cisza. To była chyba najgorsza odpowiedź, lecz w gruncie rzeczy takiej się spodziewał. Nie było jej tu.
- Twoja kobieta była silniejsza, niż sądziła elfie- odezwał się metaliczny głos. Galreth odwrócił się. Przypomniał sobie, że to Aszkael był ostatnim, który uciekł.
- Dysponowała mocą większą, niż by wskazywała jej słaba wola- dodał Marionetka Losu- Zdołała uciec, wbrew jej obawom. Była na tyle silna, by wymknąć się ze szponów Alphariusa, plując mu przy tym w twarz. Ha! Czy to nie dość, by stwierdzić, że bogowie nie są z nim?!
Zabójcę mało obchodziły dowody i poparcie bogów.
- Co się z nią stało?- spytał powoli, niemal cedząc każdą sylabę. Aszkael spojrzał mu prosto w oczy, sięgając ręką w poły płaszcza.
- Miała właśnie wkroczyć w portal, gdy ujrzałem jej ingerencję w ścieżki losu, ingerencję, której nie mogłem zaakceptować... Rozwiązałem więc problem i wziąłem ją ze sobą.
Druchii milczał, nie spuszczając oczu z wybrańca. Aszkael wyciągnął dłoń wyjmując uwiązany u pasa przedmiot, który zasłaniał jego płaszcz.
- A przynajmniej część z niej...- dodał, rzucając zabójcy pod nogi uciętą głowę Julii...
Galreth "Ostatni Szept", zabójca z Naggaroth vs Aszkael o Czarnym Sercu, Po Tysiąckroć Przeklęty i Błogosławiony, Marionetka Losu i Ostrze Bogów, Wywyższony Wybraniec Chaosu Niepodzielnego
- Musisz odpoczywać- rzekła łagodnie Julia- Krwawisz.
- Nie mam czasu krwawić- rzucił jej oschle inkwizytor- Muszę ogarnąć cały ten palący się burdel. Magnus i reszta...
Zauważył, że krwawi z ust. Wytarł krew kawałkiem lnianej szmatki, po czym zacisnął wściekle pięść.
- Że też się tak dałem podejść...- zaklął, po czym spojrzał na uzdrowicielkę- Muszę iść. Ten heretyk nie może wymknąć się po raz kolejny.
- Ledwo ustoisz na nogach, a chcesz się pakować w sam środek inferna?- zaprotestowała Aurumhardt- To cholerna strefa wojny!- a potem dodała mniej śmiale- Zginiesz, nim zdołasz im pomóc.
Reiner spojrzał na nią pogardliwie.
- Co jest warte moje życie, jeśli tego nie zrobię?!
Uniosła spuszczoną głowę i spojrzała mu w oczy...
***
[ http://www.youtube.com/watch?v=2V7tCMo6Hpk ]
Ziemia była usłana trupami i zalana krwią w takiej ilości, że nie wydać spod niej było posadzki. Atak mutantów wytracił impet, a pozbawiony swych ciężkich atutów w postaci projektów TN-1 i poruczników Alphariusa, nie mogli sforsować muru z tarcz. Gdy kolejne porąbane zwłoki heretyka padały u stóp Norsmenów, w serca obrońców wkradła się nadzieja na zwycięstwo i... zemstę. Niemal każdy z nich miał swe powody, by nienawidzić Alphariusa, a teraz, gdy szala wiktorii przychylała się na ich stronę, cel był tak blisko, niemal w zasięgu ręki. Przywódca kultu po prostu stał na trybunach, wpatrując się w krwawą jatkę. Tyle, że wciąż pozostało niemało mutantów, zarówno kultystów, jak i ogarów. By go dorwać, należało się przerąb przez ich szeregi.
Tyfus chwycił za sterczący z jego twarzy ułamany róg i wyciągnął go. Pokryta śluzem kość wysunęła się z mlaskiem z ciała czempiona zarazy. Zabulgotał niewyraźnie, tocząc z ust ropę i czarną posokę, pragnąc dopaść tego, co mu to uczynił.
- To ciało nie zna bólu...- syknął, lecz nagle zauważył, że nie może wstać. Zerknął swym jedynym, cudem ocalałym okiem w dół i ujrzał sterczący z jego piersi długi miecz. Cień padł na niego, gdy niebo rozświetlił grzmot i wtedy dostrzegł zwalistą, metalową sylwetkę swego oprawcy.
Aszkael znów miał wizje. Bogowie w swej łaskawości objawili mu część nici losu, które znów wiązały się w nieregularnym suple. Ostrze Bogów nie raz doświadczał czegoś podobnego, gdy przeznaczenie stawało na rozstaju. On był od tego, by ten węzeł przeciąć.
Stalowym buciorem rozgniótł głowę czempiona zarazy, który jakimś cudem wciąż się ruszał, kończąc jego żałosną egzystencję, po czym wycinając sobie ścieżkę pośród wrogów, dołączył do Norsmenów. Wydarzenia, jakie mu się ukazały nastąpią wkrótce.
Gdy ostatnia fala wrogów została odparta, zostawiając przy życiu zaledwie garstkę mutantów, w porównaniu do hordy, jaka ich zaatakowała, Bjarn niemal czuł jak wydusza życie z tego łysego patałacha. Wydawało się, że nie znające strachu potwory rzucą się na nich w ostatnim, szaleńczym zrywie, lecz tak się nie stało. Zamiast tego z trybun zszedł do nich sam Namaszczony. Nie wyglądał na kogoś, kto właśnie przegrywał bitwę.
- Wspaniałe widowisko panie Ingvarsson- rzekł heretyk spokojnie, a jego brat zawtórował mu skrzeczącym śmiechem- Niestety, pan i pańscy przyjaciele popsuli moje zabawki...
- Będziemy mieli wielką trudność by je zastąpić- rzucił Omegon kpiąco- A nie, czekaj! Nie będziemy!
Obaj jednocześnie zaintonowali inkantację, która po długości i skomplikowaniu słów nie wydawał się szczególnie groźna. Tym większe było zaskoczenie wszystkich, gdy rzeczywistość nad ich głowami rozdarła się niczym prześcieradło, uwalniając do tego świata mroczne energie. Za nimi nadeszły demony.
[ http://youtu.be/CG6JrqFARRY?t=2m51s ]
- Legiony bogów! Oto świat, który wam obiecałem! Bierzcie, podbijajcie w imię swych panów!- krzyknął Namaszczony.
Norsmeni jak jeden mąż zaklęli szpetnie. Zemsta znów wywijała im się z rąk, gdy wojska Osnowy przelewały się przez portal. Bjarn zaklął ponownie, lecz tylko jedna decyzja była możliwa. Z trudem zdobył się na słowa.
- Odwrót!- ryknął, wskazując na wschodnią kratę. Norsmeni spojrzeli po sobie, lecz ruszyli za nim bez szemrania. Kompania Wilka, mając na względzie dobro Anny dołączyła do nich czym prędzej. Wola bogów najwyraźniej nakazywała podobnie, bowiem Aszkael, choć trzymał się z tyłu, nie odłączał się od reszty. Gorzej było z pozostałymi. Magnus z zapałem godnym samego Sigmara eksterminował chodzące bluźnierstwa, krzywo patrząc na odwrót. Drugni i Kharlot, kierowani bitewnym szałem, przywitali taki obrót spraw z radością, trzymając się grupy z czystej przyzwoitości. Trzeba było wziąć ich za bary i zaciągnąć siłą, co wymagało za każdym razem niemal tuzina chłopa.
I choć odwrót przebiegał w miarę sprawnie, szybko znaleźli się w potrzasku.
- Otoczyli nas!- krzyknął Skąpiec. Drugni wyszczerzył się.
- Znakomicie! Będzie można wymachiwać toporzyskiem we wszystkie strony!
Pierwsze przerażacze uderzyły o norskie tarcze swymi długimi pazurami, drąc metal i drewno jednako. Poszły w ruch miecze, topory i włócznie, lecz na nic była odwaga obrońców, gdy za każdego powalonego wroga z wyrwy w czasoprzestrzeni wyłaniało się trzech kolejnych. Odsyłane do swoich panów plugawe pomioty wrzeszczały piskliwie, a ich cielesne formy spalały się błękitnym ogniem, jednak coraz więcej ran pokrywało ciała obrońców, a zmęczenie coraz bardziej zaglądało im w oczy. Nikt tego nie wypowiadał, lecz niemal każdy o tym wiedział.
- Więc to ten moment Bjarnie?- zapytał Olaf wbijając ostrze swego miecza w pierś płomiennokształtnego (flamer).
- Niemal czuć zapachy potraw na uczcie u Odyna- zaśmiał się Thorlac. Ingvarsson stanął ramię w ramię z Kharlotem i razem powalili herolda pana zmian, tnąc go jednocześnie na pół.
- To jest to, stary druhu- rzekł z lekkim uśmiechem Wydarty Śmierci, wyciągając dłoń do przyjaciela- Żyj wolny!
- Umieraj dobrze!- odparł Thorgarsson chwytając mu rękę w żelaznym uścisku. Demoniczne ostrza rozbiły właśnie mur z tarcz. Bjarn już widział rozpromienione oblicze Jory...
Błysnęło. Oślepiające światło uderzyło im w oczy, odcinając na chwilę od rzeczywistości. Ich uszy zapełnił gniewny ryk odsyłanych do Osnowy demonów, zaś nozdrza woń ozonu. Magia...
Gdy Galreth otworzył oczy, pierwsze, co pomyślał, to że śni. Ujrzał Julię, jej piękną twarz i sylwetkę otoczoną złocistymi promieniami. Uśmiechnął się błogo, zapominając na chwilę o swym położeniu. A może po prostu umarł i trafił do innego, lepszego świata.
Potem jednak wzrok wrócił zupełnie, a on dostrzegł, że wciąż jest na arenie. Julia jednak nie zniknęła.
Czarodziejka stała za nimi, dumna i wyprostowana, nie taka, jak ją znał. W jej oczach nie było lęku, jedynie gorąca zawziętość i odwaga, siła, by walczyć za tego, którego kochała. Za nią widniał niewielki portal. To nim zapewne przybyła w to miejsce- pomyślał Galreth. Z rąk czarodziejki uwalniane były jasne strumienie energii, które układały się w barierę trzymające demony w ryzach. Nie dało się jednak ukryć, że kosztowało ją to wiele wysiłku.
- Idźcie! Nie zdołam utrzymać tego długo- krzyknęła ciężko, usiłując zachować koncentrację w samym środku szaleństwa.
Pierwsi przestąpili przez portal Kompanioni Wilka. Zadanie ochrony Anny było dla nich priorytetem, a zostanie w tym miejscu nic nie wnosiło. Wraz z brzemienną poszła Iskra.
Zaraz za nimi ruszyli Norsmeni, trzymając za bary szamoczącego się Drugniego, który lżył i kopał tych, którzy nie pozwalali mu umrzeć tu o teraz. Bjarn, który pozostał jako ostatni z nich spojrzał pytająco na Kharlota, jakby mając podejrzenia, że ten nie zechce zostać.
- Idź. Będę tuż za tobą- zapewnił Kruszący Czaszki.
- Coś się jednak zmieniło- uśmiechnął się lekko Ingvarsson- Selina?
Khornita przytaknął. Po chwili zostali już tylko Julia, Galreth i Aszkael.
Bariera poczęła uginać się i pękać pod naporem demonicznych żołnierzy. Krew popłynęła z nosa czarodziejki, która z wielkim wysiłkiem utrzymywała wciąż kurczącą się aurę.
[ http://www.youtube.com/watch?v=3qgVIisfOEY ]
- Uciekaj!- jęknęła do elfa. Widać było, że się łamie.
- Nie zostawię cię!- odparł Druchii- Nie zdążysz uciec, oboje to wiemy!
Nie odpowiedziała. W oczach zalśniły jej łzy. Kolejne pęknięcie naznaczyło barierę.
- Żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach. Żałuję, że nie wyznałem ci wcześniej, co czuję. Żałuję...
- Wiem- przerwała mu- Ja ciebie też.
Czyjaś pancerna ręka grzmotnęła go w kark. Galreth osunął się na ziemię. Zamglonym wzrokiem dostrzegł jedynie jak zostaje wrzucony do kurczącego się portalu. Potem była ciemność...
***
Gdy się ocknął, było już po wszystkim. Leżał na posadzce komnaty, której sobie nie przypominał. Wokół panowała względna cisza, a przynajmniej dźwięki, które słyszał nie sugerowały toczącej się w pobliżu walki. Uniósł nieco głowę. Targnęły go potworne boleści i mdłości, lecz zmusił się do wstania.
Najpierw ujrzał Reinera. Ranny łowca stał oparty o laskę, omotany pokrwawionymi bandażami, blady jak upiór, ale żywy. Obok niego stał Magnus, jak zwykle z marsową miną, który jednym uchem przysłuchiwał się jazgotowi, jako teraz do Galretha doszedł. Źródłem hałasu był Drugni, który wciąż nie wybaczył swym kamratom, że nie dali mu zginąć. Dostrzegł jeszcze Bjarna,starego Grunladiego i pocałowaną przez ognień Iskrę, brzemienną Annę i całą resztę. Prócz jednej osoby.
- Gdzie ona jest?!- krzyknął, zwracając na siebie uwagę. Jakaś część niego wciąż wierzyła w to, że udało jej się uciec- Gdzie jest Julia?!
Cisza. To była chyba najgorsza odpowiedź, lecz w gruncie rzeczy takiej się spodziewał. Nie było jej tu.
- Twoja kobieta była silniejsza, niż sądziła elfie- odezwał się metaliczny głos. Galreth odwrócił się. Przypomniał sobie, że to Aszkael był ostatnim, który uciekł.
- Dysponowała mocą większą, niż by wskazywała jej słaba wola- dodał Marionetka Losu- Zdołała uciec, wbrew jej obawom. Była na tyle silna, by wymknąć się ze szponów Alphariusa, plując mu przy tym w twarz. Ha! Czy to nie dość, by stwierdzić, że bogowie nie są z nim?!
Zabójcę mało obchodziły dowody i poparcie bogów.
- Co się z nią stało?- spytał powoli, niemal cedząc każdą sylabę. Aszkael spojrzał mu prosto w oczy, sięgając ręką w poły płaszcza.
- Miała właśnie wkroczyć w portal, gdy ujrzałem jej ingerencję w ścieżki losu, ingerencję, której nie mogłem zaakceptować... Rozwiązałem więc problem i wziąłem ją ze sobą.
Druchii milczał, nie spuszczając oczu z wybrańca. Aszkael wyciągnął dłoń wyjmując uwiązany u pasa przedmiot, który zasłaniał jego płaszcz.
- A przynajmniej część z niej...- dodał, rzucając zabójcy pod nogi uciętą głowę Julii...
Galreth "Ostatni Szept", zabójca z Naggaroth vs Aszkael o Czarnym Sercu, Po Tysiąckroć Przeklęty i Błogosławiony, Marionetka Losu i Ostrze Bogów, Wywyższony Wybraniec Chaosu Niepodzielnego
Ostatnio zmieniony 4 cze 2014, o 19:43 przez Byqu, łącznie zmieniany 3 razy.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Ehh tyle się wydarzyło przez ten miesiąc, że moja obecność już w sumie nie ma sensu
, napisze jakiegoś posta pożegnalnego i się zwijam z Areny ]

Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ No długiego tekstu dotąd nie miałem czasu machnąć. Ale proszę bardzo, pozwoliłem sobie wzbogacić los naszego kowala z Wiedźmina 1.
No i tak, Byqu doskonale trafiłeś z tą Raven. Jakby nie było chyba ulubiona bohaterka z kreskówek z lat dziecięcych.
https://www.youtube.com/watch?v=ge7XNnbCdnk ]
Norsmeni chóralnym okrzykiem powitali upadek ostatniego ze znienawidzonych gigantów z ciała oraz stali. Teraz, z dawno martwą awangardą zmutowanych psów walczyli już wyłącznie przeciw nieustannie trzebionemu lecz nacierającemu z szaloną determinacją morzu mutantów. Na prawo, obok stającej dzielnie w obliczu strat formacji Kompanionów Szarej Wilczycy wściekła Iskra wraz z władającym ogniem staruszkiem o twarzy naznaczonej mądrością wieków toczyła zażarty pojedynek przeciw Ithiriel, na której pancerzu zdążyły już pojawić się dziury o syczących od gorąca krawędziach. Mimo tego zbroja wciąż używając jedynej metalowej ręki, smagała Aenwyrhies oraz Roksa najczarniejszymi pokładami energii Dhar. Po przeciwnej stronie koloseum wokół Magnusa walczyli już tylko Kurt, Krugger, Kilian i szalony mnich, wszyscy rozpaleni wiarą i gniewem lecz widocznie zmęczeni bojem czy ranami. Wtedy, gdy Magnus rzucił coś do podkomendnych i stalą oraz ogniem zaczął przebijać się ku pojedynkowi magiczek tak jak tryumfujący nad jeszcze bardziej niż za życia cuchnącymi trupami nurglitów Aszkael, skromną czwórkę wojowników Inkwizycji zasiliło dwóch zupełnie nowych jej przedstawicieli. Posępniejszy z dwóch łowców, zimny typ w żelaznej masce i pobrzękującym rządku medali wyrąbał bastardem drogę do pobratymców i krzyknął coś do Kruggera, który akurat walczył o życie, wbijając w żylastego mutanta coraz to nowe ostrza. Wojownicy z Norski, powtórnie zmuszeni do stanięcia w murze tarcz mając tyły zabezpieczone przez Galretha i szalejący duet Haakara oraz Eigila sprawnie pozbawiali kończyn, a nawet życia nacierających mutantów. Siąpiący z grzmiącego nieba deszcz ciężkich kropli bębnił o zwarty szereg tarcz, podobnych swoim właścicielom. Poobijanych i zbryzganych krwią, ale trzymających się twardo.
https://www.youtube.com/watch?v=dRDkgB2jC9Q
Bjarn po raz trzeci zagłębił topór w dopiero co powalonym mutancie i odetchnąwszy głęboko, starł krew z oczu. Pół jego twarzy oraz jasnych włosów pokrywała rozmazana krew, kolczugę miał porozrywaną w tuzinie miejsc a potworny grymas berserkera na jego pokrytym plątaniną utwardzonych posoką włosów obliczu wystarczyłby by wypłoszyć całą ludność z dowolnego miasteczka i skutecznie zniechęcić ją do przerwania rejterady przez najbliższe trzydzieści staj.
Wydarty Morzu uniósł z rykiem swą tarczą, prąc naprzód z dala od jego wojów, zostawiając komendę Einarrowi. Bjarna interesowało teraz wyłącznie brutalne powalanie kolejnych wrogów. Łuskowa tarcza zbiła zakończone trzema hakami ramię mutanta, a jej krawędź łupnęła w twarz Mandraka, wgniatając żelazną maskę w zmiażdżoną twarz, podczas gdy opadający topór przerąbał blade ciało od obojczyka po ostatnie żebro. Bjarn kopnięciem zdarł zesztywniałe ścierwo z broni i rzucił się na kolejnych mutantów, w parę chwil przerabiając najbliższą trójkę w stos porąbanych ochłapów. Kolejny przeciwnik z charkotem zamachnął się od góry ząbkowatą kolekcją ostrzy wbitych w ramię, lecz Ingvarsson odskoczył w bok, rąbiąc toporem po łapie i wchodząc prosto pod kolejny wysoki cios mutanta. Bjarn łupnął go tarczą z taką siłą, że łuski krakena rozszarpały bladą skórę, a sam Mandraka aż obrócił się wokół własnej osi w fontannie lepkiej krwi.
Wydarty Morzu ryknął, zadowolony z ciosu po czym zmiażdżył podkutym butem kolano szkaradnika z głośnych chrzęstem. Zanim mutant upadł, Bjarn złapał go za metaliczną szczecinę na głowie i ciął okrutnie wijącą się pokrakę dwa razy wzdłuż kręgosłupa. Choć przez rozbryzg krwi i szał, targający kończynami drugi cios padł raczej wskroś, ciskając kreaturę w śmiertelnych drgawkach na zalane deszczem i krwią kamienie.
Syn Dalekopodróżującego podniósł się, mocniej ściskając tarczę. Pozostałe mutanty cofnęły się od niego jakby miał zaraz eksplodować, zwalniając pole widzenia. Deszcz dzwonił o pozostające fragmenty kolczugi Bjarna i spłukiwał krew z postaci Norsmena, laniane wiązki włosów kapały mętnoróżowymi stróżkami, gdy ochłonął i ujrzał niesamowity widok.
Kharlot rycząc w niewyobrażalnym gniewie, przebiegł po świeżym trupie ostatniego Mutilatora i wdał się w epicki pojedynek z nikim innym jak największym dostępnym przeciwnikiem. Smaug ryczał i wił się, gdy Blodfar wgryzał się w jego ciało, lecz odpowiadał Thorgarssonowi mocarnymi uderzeniami w pewnym momencie nawet łapiąc go w szczęki. Bjarn nijak nie mógł tego pojąć, dlaczego wdają się w walki między sobą jak zielonoskórzy zamiast wykańczać resztę wrogów ? I do tego Kharlot dokładał wszelkich starań by ubić ich największy atut w szalejącej bitwie...
https://www.youtube.com/watch?v=p3MrtMJP6Jo
Ingvarsson jednak ufał druhowi i skoczył mu bez myślenia na ratunek, niestety otaczający Kompanię Vahaniana kordon mutantów skutecznie spowolnił jego szarżę, tak jakby niezmordowany biegacz z lądu wpadł pod wodę, wciąż przebierając nogami. Tylko że Bjarn przebierał toporem jak baardzo dobry biegacz, skrząca się od mocy błękitna stal runiczego topora wyczuwała wiszący na niebie kataklizm i wypełniała trzonek oraz ręce właściciela niebywałym wigorem ciągnąc swój krwawy sprint przez arterie oraz członki Mandraków, powalając w czystej norskiej furii wroga za wrogiem. Kompanioni Szarej Wilczycy z przejęciem odsuwali się od niego, wyraźnie zaniepokojeni nadmiarem agresji i płonącymi błękitnym ogniem oczyma Bjarna, który po tylu latach znów był o krok od wpadnięcia w stan gniewu Einherjera...
Wściekłość Wydartego Morzu ustąpiła nieco gdy ujrzał jak Drugni oswobadza Kharlota, powierzając mu krasnoludzką świętość - własny topór. Wybraniec nie zamierzał zawieść Zabójcy i wyskakując niemal pod same grzmiące niebiosa, jedym zamachem rozbił czaszkę Smauga. Ryk tryumfu Kharlota zlał się z radosnym krzykiem samego Bjarna, spojrzenia wojowników spotkały się dokładnie w momencie gdy Ithiriel padła, roztopiona na szlakę przez połączoną moc zasilanej gniewem Iskry oraz ognistego staruszka, stojącego obok wyczerpanej Anny. Ingvarsson mimo że nie wiedział czemu smok musiał zginąć, wyraźnie przekazał przyjacielowi szacunek za tak piękną walkę i kończący ją cios.
- Niech mnie Valkirie poniosą, teraz obaj jesteśmy smokobójcami synu Thorgara Złamanego Wiosła!
Krzyk Bjarna ucichł gdy na pole bitwy wkroczyła ziejąca piekielnym ogniem maszyneria, niosąca wewnątrz udręczoną powłokę Zahina Schmartza.
https://www.youtube.com/watch?v=vjThwMQE8yk
Olaf pomógł ściągnąć nieprzytomnego Grunladiego z trybun po czym stanął koło zeskakujących obok Leifa i południowca w ciemnozielonym płaszczu z Lwem.
- Mur długo się nie utrzyma... Musimy wybić to plugastwo! - sapnął wielki Nors, raz jeszcze wznosząc ogromny topór, który dziś pozbawił życia niejeden szereg pokrak Alphariusa. Bohaterska walka miała jednak swoją cenę, wielki korpus olbrzyma nosił rozliczne rany, zaś odkąd jego plecy zgruchotał cios TN-1, Olaf poruszał się widocznie wolniej.
- Do dzieła więc, na brodę Odyna! Patrzaj na Bjarna! - Leif podniósł z ziemi połówkę tarczy, jednak z nieuszkodzonym umbem i z okrzykiem wywijając runiczym mieczem stanął obok swego brata w murze.
- Tylko nie połam nam rodowego ostrza półdupku Jotuna! Ojciec znów każe nam spać w górach! - rzucił z udawanym oburzeniem Thorrvald, tnąc mutantów naprzemian oboma czarnymi toporami Kharlota. Młody jarl Torstensson doszedł już do całkiem niemałej wprawy w użyciu śmiercionośnego oręża z Zharr Nagrund i Leifowi nieodmiennie kojarzył się z Kharlotem wyżynającym skavenów w czasie poprzedniej Areny.
- Zawrzyj tę mordę bo smród twego oddechu powali te biedne pokraki... a ubici tak wrogowie się nie liczą!
Werwa i zapalczywość braci wyraźnie ożywiła tą flankę formacji i nawet miażdżący kolejne łby złoconym młotem Einarr pozwolił sobie na drgnięcie kącików ust, słuchając przekomarzań Torstenssonów.
Tymczasem Haakar otrzepał swe futro, w deszczu posoki po czym zawył i znów zanurkował swym wilczym pyskiem w tłum wrogów, rozrywając ich szponami oraz kłami ze zwierzęcą siłą, a skoro o zwierzętach mowa to niewiele w dziele zniszczenia ustępował mu zostawiający za sobą gościniec zmiażdżonych rąk i porąbanych na ochłapy torsów Eigil Berserker. Bjarn wraz z Drugnim przebijał się przez ostatnie szeregi mutantów, mijając łowców oraz Aszkaela, który nie zdążył dotrzeć do Ithiriel, obecnie rozszarpywanej w Domenie Chaosu przez siły wykraczające poza pojmowanie śmiertelników. W końcu dotarli do Zahina, machającego toporami na Galretha i Magnusa. Kolejnego mutanta, który zachodził parę z tyłu położyło ostrze Halfdana. Jednooki chwiał się na nogach, a w jego wiszące resztki lewej ręki wbite były pozostałości tarczy, lecz woj cały czas parł naprzód. Nawet gdy w piątkę skoczyli na Zahina.
Czarny automat gwałtownie odparł część z nich, tylko Drugni i Bjarn napierali toporami na ramię maszyny, stękając z wysiłku.
- ŻELAZO WEWNĄTRZ, ŻELAZO NA ZEWNĄTRZ UAHAHAHAHAHA! - ryczał metalicznie oszalały kowal.
Nagłe szarpnięcie tłoków odrzuciło Bjarna, nad którym zawisł cień topora ostrego jak brzytwa. Wtedy o kadłub maszynerii brzęknęło ostrze Halfdana, zostawiając rysę i ucinając kawałek skołtunionej brody, pokrytej sadzą. Zahin szarpnął wystającymi rękami w kajdanach, lecz stalowy behemot pokonał skromny opór krasnoluda i odwrócił się na Norsa, który skinął Bjarnowi głową z zacięciem w oczach. Ingvarsson znał to spojrzenie. Aż za dobrze.
Patrzyli tak tylko ci, którym spieszno było do Hal Przodków. Halfdan skoczył, atakując z okrzykiem lecz jego miecz znów odbił się od żelaza. Jednooki odskoczył i uniósł miecz do parady. Jednak nie dało to nic. Opadający oręż złamał ostrze na pół, wbił się końcem w nos woja, przerąbał jego szczękę, gardło, tchawicę i zatrzymał się między żebrami ze zwisającymi wyżej na boki połówkami ciała Norsmena. Równocześnie drugi topór odrąbał mu poziomym zamachem nogi i Zahin zrzucił z topora beznogi korpus. Bjarn z niedowierzaniem śledził upadający pośród trupów zewłok towarzysza i ze zwężonymi ze złości oczyma porwał topór i skoczył na konstrukt. Magnus potężnym ciosem buzdygana rozbił wylot silnika, gdy Galreth zajął się osłoną i Drugni wraz z Bjarnem doskoczyli do świszczącego żelastwa, z okrzykiem w Khazalidzie i Norskim wrąbując aż po trzonki ostrza runiczych toporów w sam środek machinerii. Z otwrów spłynęła krew, a przez gruchot i świst pękającego kondensatora dały się słyszeć wypowiedziane z trudem dwa słowa...
- Dziękujęęęę... wybaczcie... khtreeekh...
Po tym napędzana osobnym silnikiem ręka Magnusa chwyciła Drugniego, zaś druga złapała za kolczugę Bjarna, odrywając obu od toporów i mocarnym szarpnięciem odrzucając obu daleko w tył na skrwawiony kamień. Chwilę potem połową pola walki wstrząsnęła wielka eskplozja. Odłami przeleciały nad leżącymi berserkerami, zaś blask przyćmił wszystko inne.
Gdy doszli w końcu do siebie i zaczęli rozglądać się za toporami... było już po wszystkim. Aszkael sztychem dobił ostatniego stojącego mutanta, zaś kompania najemników oddała kilka strzałów do dygocących trupów. Wszyscy stali po łydki w trupowisku, pod ich stopami płynęły hektolitry krwi i gorszych płynów, wnikając w materiał butów. Bój był wygrany, jednak jakim kosztem... straceni towarzysze, ciężkie rany i wyczerpanie znaczyły każdego kto jeszcze stał na nogach. Najciężej ranni nie wyglądali lepiej od trupów na posadzce. Bjarn podniósł swój topór, który eksplozja cisnęła na drugi koniec koloseum i z wściekłym parsknięciem zauważył że runy wciąż lśnią, wyczuwając nadchodzące zło...
- To jeszcze nie koniec przyjacielu. Musimy dorwać Alphariusa zanim jego plan się ziści... - rzekł cicho Kharlot zbliżając się z rozbieganym spojrzeniem do Bjarna.
Wtedy sam Alpharius zszedł na piach, mijając dobijających ostatnich z jego sługusów Norsów i z uśmiechem spuścił na nich podwoje piekła. Dosłownie. Ocalali obrońcy zostali zepchnięci do wschodniej kraty przez legion wyjących demonów i żaden heroiczny opór (jaki z resztą mało kto miał siłę dać) nie dawał absolutnie nic. Bjarn niemal widział już Walhallę, przodków, walkirie... szczególnie jedną i... I gdyby nie nagła interwencja Julii zapewne jego majaki, zrodzone ze skołatanego wysiłkiem umysłu stałyby się prawdą. Będąc obok portalu, Bjarn uklęknął przy przeszytym kilkunastoma demonicznymi ostrzami Thorlacu Pogromcy. Ingvarsson zamknął oczy dawniej rubasznego woja, przyłożył zaciśniętą na połówce topora dłoń do zimnej piersi i zmawiając modlitwę obrócił się do Kharlota. Rozumiejąc, że z jakiegoś powodu przyjaciel podąży za nim Bjarn niemal bez słowa przeszedł przez magiczną bramę, honorując ostatnią ofiarę najdzielniejszej z czarodziejek jaką miał okazję kiedykolwiek poznać.
No i tak, Byqu doskonale trafiłeś z tą Raven. Jakby nie było chyba ulubiona bohaterka z kreskówek z lat dziecięcych.

https://www.youtube.com/watch?v=ge7XNnbCdnk ]
Norsmeni chóralnym okrzykiem powitali upadek ostatniego ze znienawidzonych gigantów z ciała oraz stali. Teraz, z dawno martwą awangardą zmutowanych psów walczyli już wyłącznie przeciw nieustannie trzebionemu lecz nacierającemu z szaloną determinacją morzu mutantów. Na prawo, obok stającej dzielnie w obliczu strat formacji Kompanionów Szarej Wilczycy wściekła Iskra wraz z władającym ogniem staruszkiem o twarzy naznaczonej mądrością wieków toczyła zażarty pojedynek przeciw Ithiriel, na której pancerzu zdążyły już pojawić się dziury o syczących od gorąca krawędziach. Mimo tego zbroja wciąż używając jedynej metalowej ręki, smagała Aenwyrhies oraz Roksa najczarniejszymi pokładami energii Dhar. Po przeciwnej stronie koloseum wokół Magnusa walczyli już tylko Kurt, Krugger, Kilian i szalony mnich, wszyscy rozpaleni wiarą i gniewem lecz widocznie zmęczeni bojem czy ranami. Wtedy, gdy Magnus rzucił coś do podkomendnych i stalą oraz ogniem zaczął przebijać się ku pojedynkowi magiczek tak jak tryumfujący nad jeszcze bardziej niż za życia cuchnącymi trupami nurglitów Aszkael, skromną czwórkę wojowników Inkwizycji zasiliło dwóch zupełnie nowych jej przedstawicieli. Posępniejszy z dwóch łowców, zimny typ w żelaznej masce i pobrzękującym rządku medali wyrąbał bastardem drogę do pobratymców i krzyknął coś do Kruggera, który akurat walczył o życie, wbijając w żylastego mutanta coraz to nowe ostrza. Wojownicy z Norski, powtórnie zmuszeni do stanięcia w murze tarcz mając tyły zabezpieczone przez Galretha i szalejący duet Haakara oraz Eigila sprawnie pozbawiali kończyn, a nawet życia nacierających mutantów. Siąpiący z grzmiącego nieba deszcz ciężkich kropli bębnił o zwarty szereg tarcz, podobnych swoim właścicielom. Poobijanych i zbryzganych krwią, ale trzymających się twardo.
https://www.youtube.com/watch?v=dRDkgB2jC9Q
Bjarn po raz trzeci zagłębił topór w dopiero co powalonym mutancie i odetchnąwszy głęboko, starł krew z oczu. Pół jego twarzy oraz jasnych włosów pokrywała rozmazana krew, kolczugę miał porozrywaną w tuzinie miejsc a potworny grymas berserkera na jego pokrytym plątaniną utwardzonych posoką włosów obliczu wystarczyłby by wypłoszyć całą ludność z dowolnego miasteczka i skutecznie zniechęcić ją do przerwania rejterady przez najbliższe trzydzieści staj.
Wydarty Morzu uniósł z rykiem swą tarczą, prąc naprzód z dala od jego wojów, zostawiając komendę Einarrowi. Bjarna interesowało teraz wyłącznie brutalne powalanie kolejnych wrogów. Łuskowa tarcza zbiła zakończone trzema hakami ramię mutanta, a jej krawędź łupnęła w twarz Mandraka, wgniatając żelazną maskę w zmiażdżoną twarz, podczas gdy opadający topór przerąbał blade ciało od obojczyka po ostatnie żebro. Bjarn kopnięciem zdarł zesztywniałe ścierwo z broni i rzucił się na kolejnych mutantów, w parę chwil przerabiając najbliższą trójkę w stos porąbanych ochłapów. Kolejny przeciwnik z charkotem zamachnął się od góry ząbkowatą kolekcją ostrzy wbitych w ramię, lecz Ingvarsson odskoczył w bok, rąbiąc toporem po łapie i wchodząc prosto pod kolejny wysoki cios mutanta. Bjarn łupnął go tarczą z taką siłą, że łuski krakena rozszarpały bladą skórę, a sam Mandraka aż obrócił się wokół własnej osi w fontannie lepkiej krwi.
Wydarty Morzu ryknął, zadowolony z ciosu po czym zmiażdżył podkutym butem kolano szkaradnika z głośnych chrzęstem. Zanim mutant upadł, Bjarn złapał go za metaliczną szczecinę na głowie i ciął okrutnie wijącą się pokrakę dwa razy wzdłuż kręgosłupa. Choć przez rozbryzg krwi i szał, targający kończynami drugi cios padł raczej wskroś, ciskając kreaturę w śmiertelnych drgawkach na zalane deszczem i krwią kamienie.
Syn Dalekopodróżującego podniósł się, mocniej ściskając tarczę. Pozostałe mutanty cofnęły się od niego jakby miał zaraz eksplodować, zwalniając pole widzenia. Deszcz dzwonił o pozostające fragmenty kolczugi Bjarna i spłukiwał krew z postaci Norsmena, laniane wiązki włosów kapały mętnoróżowymi stróżkami, gdy ochłonął i ujrzał niesamowity widok.
Kharlot rycząc w niewyobrażalnym gniewie, przebiegł po świeżym trupie ostatniego Mutilatora i wdał się w epicki pojedynek z nikim innym jak największym dostępnym przeciwnikiem. Smaug ryczał i wił się, gdy Blodfar wgryzał się w jego ciało, lecz odpowiadał Thorgarssonowi mocarnymi uderzeniami w pewnym momencie nawet łapiąc go w szczęki. Bjarn nijak nie mógł tego pojąć, dlaczego wdają się w walki między sobą jak zielonoskórzy zamiast wykańczać resztę wrogów ? I do tego Kharlot dokładał wszelkich starań by ubić ich największy atut w szalejącej bitwie...
https://www.youtube.com/watch?v=p3MrtMJP6Jo
Ingvarsson jednak ufał druhowi i skoczył mu bez myślenia na ratunek, niestety otaczający Kompanię Vahaniana kordon mutantów skutecznie spowolnił jego szarżę, tak jakby niezmordowany biegacz z lądu wpadł pod wodę, wciąż przebierając nogami. Tylko że Bjarn przebierał toporem jak baardzo dobry biegacz, skrząca się od mocy błękitna stal runiczego topora wyczuwała wiszący na niebie kataklizm i wypełniała trzonek oraz ręce właściciela niebywałym wigorem ciągnąc swój krwawy sprint przez arterie oraz członki Mandraków, powalając w czystej norskiej furii wroga za wrogiem. Kompanioni Szarej Wilczycy z przejęciem odsuwali się od niego, wyraźnie zaniepokojeni nadmiarem agresji i płonącymi błękitnym ogniem oczyma Bjarna, który po tylu latach znów był o krok od wpadnięcia w stan gniewu Einherjera...
Wściekłość Wydartego Morzu ustąpiła nieco gdy ujrzał jak Drugni oswobadza Kharlota, powierzając mu krasnoludzką świętość - własny topór. Wybraniec nie zamierzał zawieść Zabójcy i wyskakując niemal pod same grzmiące niebiosa, jedym zamachem rozbił czaszkę Smauga. Ryk tryumfu Kharlota zlał się z radosnym krzykiem samego Bjarna, spojrzenia wojowników spotkały się dokładnie w momencie gdy Ithiriel padła, roztopiona na szlakę przez połączoną moc zasilanej gniewem Iskry oraz ognistego staruszka, stojącego obok wyczerpanej Anny. Ingvarsson mimo że nie wiedział czemu smok musiał zginąć, wyraźnie przekazał przyjacielowi szacunek za tak piękną walkę i kończący ją cios.
- Niech mnie Valkirie poniosą, teraz obaj jesteśmy smokobójcami synu Thorgara Złamanego Wiosła!
Krzyk Bjarna ucichł gdy na pole bitwy wkroczyła ziejąca piekielnym ogniem maszyneria, niosąca wewnątrz udręczoną powłokę Zahina Schmartza.
https://www.youtube.com/watch?v=vjThwMQE8yk
Olaf pomógł ściągnąć nieprzytomnego Grunladiego z trybun po czym stanął koło zeskakujących obok Leifa i południowca w ciemnozielonym płaszczu z Lwem.
- Mur długo się nie utrzyma... Musimy wybić to plugastwo! - sapnął wielki Nors, raz jeszcze wznosząc ogromny topór, który dziś pozbawił życia niejeden szereg pokrak Alphariusa. Bohaterska walka miała jednak swoją cenę, wielki korpus olbrzyma nosił rozliczne rany, zaś odkąd jego plecy zgruchotał cios TN-1, Olaf poruszał się widocznie wolniej.
- Do dzieła więc, na brodę Odyna! Patrzaj na Bjarna! - Leif podniósł z ziemi połówkę tarczy, jednak z nieuszkodzonym umbem i z okrzykiem wywijając runiczym mieczem stanął obok swego brata w murze.
- Tylko nie połam nam rodowego ostrza półdupku Jotuna! Ojciec znów każe nam spać w górach! - rzucił z udawanym oburzeniem Thorrvald, tnąc mutantów naprzemian oboma czarnymi toporami Kharlota. Młody jarl Torstensson doszedł już do całkiem niemałej wprawy w użyciu śmiercionośnego oręża z Zharr Nagrund i Leifowi nieodmiennie kojarzył się z Kharlotem wyżynającym skavenów w czasie poprzedniej Areny.
- Zawrzyj tę mordę bo smród twego oddechu powali te biedne pokraki... a ubici tak wrogowie się nie liczą!
Werwa i zapalczywość braci wyraźnie ożywiła tą flankę formacji i nawet miażdżący kolejne łby złoconym młotem Einarr pozwolił sobie na drgnięcie kącików ust, słuchając przekomarzań Torstenssonów.
Tymczasem Haakar otrzepał swe futro, w deszczu posoki po czym zawył i znów zanurkował swym wilczym pyskiem w tłum wrogów, rozrywając ich szponami oraz kłami ze zwierzęcą siłą, a skoro o zwierzętach mowa to niewiele w dziele zniszczenia ustępował mu zostawiający za sobą gościniec zmiażdżonych rąk i porąbanych na ochłapy torsów Eigil Berserker. Bjarn wraz z Drugnim przebijał się przez ostatnie szeregi mutantów, mijając łowców oraz Aszkaela, który nie zdążył dotrzeć do Ithiriel, obecnie rozszarpywanej w Domenie Chaosu przez siły wykraczające poza pojmowanie śmiertelników. W końcu dotarli do Zahina, machającego toporami na Galretha i Magnusa. Kolejnego mutanta, który zachodził parę z tyłu położyło ostrze Halfdana. Jednooki chwiał się na nogach, a w jego wiszące resztki lewej ręki wbite były pozostałości tarczy, lecz woj cały czas parł naprzód. Nawet gdy w piątkę skoczyli na Zahina.
Czarny automat gwałtownie odparł część z nich, tylko Drugni i Bjarn napierali toporami na ramię maszyny, stękając z wysiłku.
- ŻELAZO WEWNĄTRZ, ŻELAZO NA ZEWNĄTRZ UAHAHAHAHAHA! - ryczał metalicznie oszalały kowal.
Nagłe szarpnięcie tłoków odrzuciło Bjarna, nad którym zawisł cień topora ostrego jak brzytwa. Wtedy o kadłub maszynerii brzęknęło ostrze Halfdana, zostawiając rysę i ucinając kawałek skołtunionej brody, pokrytej sadzą. Zahin szarpnął wystającymi rękami w kajdanach, lecz stalowy behemot pokonał skromny opór krasnoluda i odwrócił się na Norsa, który skinął Bjarnowi głową z zacięciem w oczach. Ingvarsson znał to spojrzenie. Aż za dobrze.
Patrzyli tak tylko ci, którym spieszno było do Hal Przodków. Halfdan skoczył, atakując z okrzykiem lecz jego miecz znów odbił się od żelaza. Jednooki odskoczył i uniósł miecz do parady. Jednak nie dało to nic. Opadający oręż złamał ostrze na pół, wbił się końcem w nos woja, przerąbał jego szczękę, gardło, tchawicę i zatrzymał się między żebrami ze zwisającymi wyżej na boki połówkami ciała Norsmena. Równocześnie drugi topór odrąbał mu poziomym zamachem nogi i Zahin zrzucił z topora beznogi korpus. Bjarn z niedowierzaniem śledził upadający pośród trupów zewłok towarzysza i ze zwężonymi ze złości oczyma porwał topór i skoczył na konstrukt. Magnus potężnym ciosem buzdygana rozbił wylot silnika, gdy Galreth zajął się osłoną i Drugni wraz z Bjarnem doskoczyli do świszczącego żelastwa, z okrzykiem w Khazalidzie i Norskim wrąbując aż po trzonki ostrza runiczych toporów w sam środek machinerii. Z otwrów spłynęła krew, a przez gruchot i świst pękającego kondensatora dały się słyszeć wypowiedziane z trudem dwa słowa...
- Dziękujęęęę... wybaczcie... khtreeekh...
Po tym napędzana osobnym silnikiem ręka Magnusa chwyciła Drugniego, zaś druga złapała za kolczugę Bjarna, odrywając obu od toporów i mocarnym szarpnięciem odrzucając obu daleko w tył na skrwawiony kamień. Chwilę potem połową pola walki wstrząsnęła wielka eskplozja. Odłami przeleciały nad leżącymi berserkerami, zaś blask przyćmił wszystko inne.
Gdy doszli w końcu do siebie i zaczęli rozglądać się za toporami... było już po wszystkim. Aszkael sztychem dobił ostatniego stojącego mutanta, zaś kompania najemników oddała kilka strzałów do dygocących trupów. Wszyscy stali po łydki w trupowisku, pod ich stopami płynęły hektolitry krwi i gorszych płynów, wnikając w materiał butów. Bój był wygrany, jednak jakim kosztem... straceni towarzysze, ciężkie rany i wyczerpanie znaczyły każdego kto jeszcze stał na nogach. Najciężej ranni nie wyglądali lepiej od trupów na posadzce. Bjarn podniósł swój topór, który eksplozja cisnęła na drugi koniec koloseum i z wściekłym parsknięciem zauważył że runy wciąż lśnią, wyczuwając nadchodzące zło...
- To jeszcze nie koniec przyjacielu. Musimy dorwać Alphariusa zanim jego plan się ziści... - rzekł cicho Kharlot zbliżając się z rozbieganym spojrzeniem do Bjarna.
Wtedy sam Alpharius zszedł na piach, mijając dobijających ostatnich z jego sługusów Norsów i z uśmiechem spuścił na nich podwoje piekła. Dosłownie. Ocalali obrońcy zostali zepchnięci do wschodniej kraty przez legion wyjących demonów i żaden heroiczny opór (jaki z resztą mało kto miał siłę dać) nie dawał absolutnie nic. Bjarn niemal widział już Walhallę, przodków, walkirie... szczególnie jedną i... I gdyby nie nagła interwencja Julii zapewne jego majaki, zrodzone ze skołatanego wysiłkiem umysłu stałyby się prawdą. Będąc obok portalu, Bjarn uklęknął przy przeszytym kilkunastoma demonicznymi ostrzami Thorlacu Pogromcy. Ingvarsson zamknął oczy dawniej rubasznego woja, przyłożył zaciśniętą na połówce topora dłoń do zimnej piersi i zmawiając modlitwę obrócił się do Kharlota. Rozumiejąc, że z jakiegoś powodu przyjaciel podąży za nim Bjarn niemal bez słowa przeszedł przez magiczną bramę, honorując ostatnią ofiarę najdzielniejszej z czarodziejek jaką miał okazję kiedykolwiek poznać.
Ostatnio zmieniony 4 cze 2014, o 19:08 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.
[W naszej obecnej sytuacji fabularnej musiałem wymyślić coś wiarygodnego, a widząc wynik losowania pomysł nasunął się sam...
Grimgor, tyle, że Bjarn ubił wielkiego star dragona, a Kharlot jedynie wyrośniętego sun dragona
Hmm.... moją ulubioną postacią była chyba Black Cat...
choć w sumie nie... VENOM!!! ]


Grimgor, tyle, że Bjarn ubił wielkiego star dragona, a Kharlot jedynie wyrośniętego sun dragona

Hmm.... moją ulubioną postacią była chyba Black Cat...

WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Ja też edytowałem zakończenie mojego posta pod twoją wersję, w szale pisarskim zapomniałem sprawdzić forum
]
[ Nieźle, fabuła zdrad i epickości nieustannie nas zadziwia Byqu! Oby tak dalej, no i walki wpasowują się w moją koncepcję finału, czekamy na przedostatnie trupy z niecierpliwością
]
Nagłe światło i ryk translacji samego jestestwa rzeczywistości cisnął Bjarnem na posadzkę, gdzie tylko dzięki temu że wciąż unosił krakenową tarczę w bojowej postawie uniknął bolesnego spotkania ze ścianą. Ingvarsson pomasował kark i szybko z rosnącym niepokojem zaczął rozglądać się za swą drużyną. Widok obolałej, rannej i wykończonej jak nigdy odkąd ich znał kompanii dość paradoksalnie uspokoił go nieco. Choć może "nieco" to za mocne słowo. Dopiero po ujrzeniu gramolącej się wśród połamanych mebli drużyny, rozejrzał się po pomieszczeniu. Sala jak każda inna w tej przeklętej cytadeli, no może troszkę większa. Był niemal pewny że nigdy tu nie był. Osmalony wybuchem Magnus, obandażowany jak khemrijskii książę Reiner oraz reszta stali także pod ścianiami, odżywając po kosmicznym wysiłku ostatnich równie burzliwych wydarzeń.
Turo podawał siedzącemu ze swoim olbrzymim toporem na kolanach Olafowi ostatni bukłak cudem ocalałego wina, Snorri Wielorybnik opatrywał obitą głowę Grunladiego bandażem z ziołami, zaś bracia Torstenssonowie układali prowizoryczne łóżka dla nieprzytomnych po swoich wojażach Eigila oraz okrytego jedynie długimi włosami Haakara. Eskil i Hrothgar starali się usiąść i zachować równowagę, wgniecione hełmy okularowe wskazywały na o jeden cios w łeb za dużo. Bjarn podszedł do stojącego z założonymi rękoma Einarra, który przyglądał się jak Hrothgar pomstuje i opłakuje zniszczoną podobiznę smoka na szczycie hełmu.
- Znów prawie go mieliśmy...
- I znów odwinął nam się niespodziewanym. - mruknął ponury woj. - Straciliśmy Gunnara, Klakkiego i Halfdana... na miecz Freja, reszta nie wygląda dużo lepiej!
- Thorlac zginął pod mieczami demonów... sam widziałem. Mogliśmy podzielić jego los, gdyby nie ta... - Bjarn zawahał się. Po tym wszystkim nawet nie umiał sobie przypomnieć jej imienia. Niestety przypomniano je mu zaraz w dość obcesowy sposób.
Westchnienie zgrozy wydarło się z co wrażliwszych, gdy Aszkael cisnął na posadzkę własnoręcznie odcięty czerep Julii.
Bjarn podszedł zamurowany do Kharlota.
- Wiedziałem że nasz Aszkael chodzi swoimi drogami, ale tym razem przeszedł samego siebie....
Kharlot nie odpowiedział, z dziwną afirmacją przyglądając się Galrethowi, który z opuszczonym w cieniu obliczem wstaje powoli. I chwilę potem chwyta za miecze, skacząc z rykiem na Ostrze Losu...

[ Nieźle, fabuła zdrad i epickości nieustannie nas zadziwia Byqu! Oby tak dalej, no i walki wpasowują się w moją koncepcję finału, czekamy na przedostatnie trupy z niecierpliwością

Nagłe światło i ryk translacji samego jestestwa rzeczywistości cisnął Bjarnem na posadzkę, gdzie tylko dzięki temu że wciąż unosił krakenową tarczę w bojowej postawie uniknął bolesnego spotkania ze ścianą. Ingvarsson pomasował kark i szybko z rosnącym niepokojem zaczął rozglądać się za swą drużyną. Widok obolałej, rannej i wykończonej jak nigdy odkąd ich znał kompanii dość paradoksalnie uspokoił go nieco. Choć może "nieco" to za mocne słowo. Dopiero po ujrzeniu gramolącej się wśród połamanych mebli drużyny, rozejrzał się po pomieszczeniu. Sala jak każda inna w tej przeklętej cytadeli, no może troszkę większa. Był niemal pewny że nigdy tu nie był. Osmalony wybuchem Magnus, obandażowany jak khemrijskii książę Reiner oraz reszta stali także pod ścianiami, odżywając po kosmicznym wysiłku ostatnich równie burzliwych wydarzeń.
Turo podawał siedzącemu ze swoim olbrzymim toporem na kolanach Olafowi ostatni bukłak cudem ocalałego wina, Snorri Wielorybnik opatrywał obitą głowę Grunladiego bandażem z ziołami, zaś bracia Torstenssonowie układali prowizoryczne łóżka dla nieprzytomnych po swoich wojażach Eigila oraz okrytego jedynie długimi włosami Haakara. Eskil i Hrothgar starali się usiąść i zachować równowagę, wgniecione hełmy okularowe wskazywały na o jeden cios w łeb za dużo. Bjarn podszedł do stojącego z założonymi rękoma Einarra, który przyglądał się jak Hrothgar pomstuje i opłakuje zniszczoną podobiznę smoka na szczycie hełmu.
- Znów prawie go mieliśmy...
- I znów odwinął nam się niespodziewanym. - mruknął ponury woj. - Straciliśmy Gunnara, Klakkiego i Halfdana... na miecz Freja, reszta nie wygląda dużo lepiej!
- Thorlac zginął pod mieczami demonów... sam widziałem. Mogliśmy podzielić jego los, gdyby nie ta... - Bjarn zawahał się. Po tym wszystkim nawet nie umiał sobie przypomnieć jej imienia. Niestety przypomniano je mu zaraz w dość obcesowy sposób.
Westchnienie zgrozy wydarło się z co wrażliwszych, gdy Aszkael cisnął na posadzkę własnoręcznie odcięty czerep Julii.
Bjarn podszedł zamurowany do Kharlota.
- Wiedziałem że nasz Aszkael chodzi swoimi drogami, ale tym razem przeszedł samego siebie....
Kharlot nie odpowiedział, z dziwną afirmacją przyglądając się Galrethowi, który z opuszczonym w cieniu obliczem wstaje powoli. I chwilę potem chwyta za miecze, skacząc z rykiem na Ostrze Losu...
Rogal700 pisze:[ W sensie Oberyn Martell bym rzekł, kawałek fajny... a mój wybraniec znów wychodzi na totalnego chuja...i dobrze]

[Jakoś musiałem uzasadnić, że walczą ze sobą pomimo Alphariusa, który na nich dybie

I podmieniłem właśnie muzyczkę, zły link wkleiłem

Ostatnio zmieniony 4 cze 2014, o 19:43 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Nigdy w życiu nie czuła się tak wyczerpana. I smutna. Jej mistrz nie żył, jego smok został zgładzony, Averius zginął, a ona sama brodziła w morzu krwi wypełniającym Arenę. Zmęczona, dobita i roztrzęsiona przytuliła się na chwilę z Anną, która najwyraźniej była w o wiele lepszym humorze.
-Menthus, Smaug, Averius...-zaczęła szeptać cicho pod nosem gdy uwolniła się z jej objęć. Dopiero teraz zdarzenia poprzednich godzin i dni dotarły do niej z pełną mocą.
-Co?-zapytała Anna.
-To ci którzy zginęli abym ja mogła żyć-szepnęła a po policzku spłynęła jej łza. Nagle jej usta ścięły się a w oczach zapłonął ogień
-Kharlot, Galreth, Drugni-warknęła.
-Co z nimi?-zapytała Assari
Powieki delikatnie jej opadły z wyczerpania
-To imiona tych których kiedyś zabiję-warknęła.
Anna popatrzyła na nią, jakby... zaniepokojona.
-Na pewno wszystko dobrze? Powinnaś odpocząć, ta walka na pewno cię wyczerpała...
-Ok-odrzekła, czując jednak, że nic nie jest ok. Przynajmniej udało jej się zabić Irthilel. Pozostali także odczują jej gniew jednak, zemsta najlepiej smakuje na zimno.
W tej samej chwili na Arene wparowała gigantyczna pokraka, stworzona z ognia i żelaza machina, szła roztrącając wszystkich wokoło i plując płomieniami.
-Uważaj Annno!-krzyknęła gdy machina zamachnęła się na elfkę, ta zręcznie uniknęła i pobiegła w przeciwnym kierunku. Nagle wpadła jej do głowy szaleńcza myśl. Nie może tu pozostać, w miejscu gdzie zginęli prawie wszyscy jej bliscy... Odejdzie stąd ale kiedyś powróci i wymierzy sprawiedliwość. Tak to było szalone, ale ona już oszalała z żalu i wściekłości.
Żegnaj-pomyślała Iskra, spoglądając na Assari, czuła żal że opuszcza Anne ale... zemsta czekała.
Odwróciła się i uciekła z Areny, klucząc pomiędzy niedobitkami mutantów, łatwo było przekradną się pomiędzy resztkami strażników, przedarła się przez opusczoną Spiżową Cytadelę i zaczerpnęła zimnego górskiego powietrza. W około było cicho, odgłosy walki były przytłumione i dochodziły z daleka. Nareszcie mogła odpocząć od szczęku stali. Nie wiedziała jeszcze, czy ma zamiar stąd wyjść czy też czekać w trzewiach twierdzy na odpowiedni moment. Jedno było pewne nie mogła zostać. Zdecydowała się opuścić czarne mury, góry które wznosiły się na horyzoncie, wydawały się dobrym miejscem na czekanie, kto wie, może gdy się namyśli to zdecyduje się wrócić na Ulthuan?
Nie-przyrzekła sobie-Zanim ujrzę Białą Wieżę Galreth i Kharlot będą martwi.
Owinęła się futrem i odeszła w stronę górskich szczytów.
[Wiem trochę naciągnę, ale skoro Smaug (za łatwo poszło Kruszącemu Czaszki!) i Menthus nie żyją to nie ma sensu tego przedłużać, jeśli Byqu zgodzi się na jeden z moich pomysłów to Iskre jeszcze spotkacie, jeśli nie... Cóż uznajmy ją za chwilowo wyłączoną z ropleju.]
-Menthus, Smaug, Averius...-zaczęła szeptać cicho pod nosem gdy uwolniła się z jej objęć. Dopiero teraz zdarzenia poprzednich godzin i dni dotarły do niej z pełną mocą.
-Co?-zapytała Anna.
-To ci którzy zginęli abym ja mogła żyć-szepnęła a po policzku spłynęła jej łza. Nagle jej usta ścięły się a w oczach zapłonął ogień
-Kharlot, Galreth, Drugni-warknęła.
-Co z nimi?-zapytała Assari
Powieki delikatnie jej opadły z wyczerpania
-To imiona tych których kiedyś zabiję-warknęła.
Anna popatrzyła na nią, jakby... zaniepokojona.
-Na pewno wszystko dobrze? Powinnaś odpocząć, ta walka na pewno cię wyczerpała...
-Ok-odrzekła, czując jednak, że nic nie jest ok. Przynajmniej udało jej się zabić Irthilel. Pozostali także odczują jej gniew jednak, zemsta najlepiej smakuje na zimno.
W tej samej chwili na Arene wparowała gigantyczna pokraka, stworzona z ognia i żelaza machina, szła roztrącając wszystkich wokoło i plując płomieniami.
-Uważaj Annno!-krzyknęła gdy machina zamachnęła się na elfkę, ta zręcznie uniknęła i pobiegła w przeciwnym kierunku. Nagle wpadła jej do głowy szaleńcza myśl. Nie może tu pozostać, w miejscu gdzie zginęli prawie wszyscy jej bliscy... Odejdzie stąd ale kiedyś powróci i wymierzy sprawiedliwość. Tak to było szalone, ale ona już oszalała z żalu i wściekłości.
Żegnaj-pomyślała Iskra, spoglądając na Assari, czuła żal że opuszcza Anne ale... zemsta czekała.
Odwróciła się i uciekła z Areny, klucząc pomiędzy niedobitkami mutantów, łatwo było przekradną się pomiędzy resztkami strażników, przedarła się przez opusczoną Spiżową Cytadelę i zaczerpnęła zimnego górskiego powietrza. W około było cicho, odgłosy walki były przytłumione i dochodziły z daleka. Nareszcie mogła odpocząć od szczęku stali. Nie wiedziała jeszcze, czy ma zamiar stąd wyjść czy też czekać w trzewiach twierdzy na odpowiedni moment. Jedno było pewne nie mogła zostać. Zdecydowała się opuścić czarne mury, góry które wznosiły się na horyzoncie, wydawały się dobrym miejscem na czekanie, kto wie, może gdy się namyśli to zdecyduje się wrócić na Ulthuan?
Nie-przyrzekła sobie-Zanim ujrzę Białą Wieżę Galreth i Kharlot będą martwi.
Owinęła się futrem i odeszła w stronę górskich szczytów.
[Wiem trochę naciągnę, ale skoro Smaug (za łatwo poszło Kruszącemu Czaszki!) i Menthus nie żyją to nie ma sensu tego przedłużać, jeśli Byqu zgodzi się na jeden z moich pomysłów to Iskre jeszcze spotkacie, jeśli nie... Cóż uznajmy ją za chwilowo wyłączoną z ropleju.]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
[Jakoś dałem rade
]

Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Pole bitwy bywa zmienne, w końcu nikt nie dotarł tam gdzie chciał. Pomyślał Aszkael kopiąc ciało Tyfusa, z którego twarzy sterczał teraz potężny róg. Sytuacja zaczęła się klarować, wybraniec śmiał już nazwać aktualny stan rzeczy zwycięstwem. Zahin i jego zbroja stanowią teraz tylko płonący wrak, dowództwo mutantów oraz ich główne siły uderzeniowe przestały istnieć. Teraz wystarczy dobić pozostałe mięso armatnie, wojownikowi nie podobało się tylko że Kharlot znów dał się ponieść. Smaug był przydatny, a ten zamiast zając się poplecznikami Aplhariusa wolał z niego zrobić krwawą sieczkę. Ostrze Bogów miał nadzieje że reszta sobie poradzi przez pewien czas bez niego, miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Bogowie wyznaczyli kolejną duszę która należy ukarać, Marionetka Losu chwycił oburącz swój miecz. Piętno na jego szyi zaczęło pulsować, demoniczna klinga rozcięła rzeczywistość ku przerażeniu mutantów które krążyły wokół wybrańca. Ten nie przejmując się nimi wkroczył w powstały portal.
Wiatry magii wypełniały osnowę, potężne wyładowanie energii szargały tutejszy krajobraz. Ithiriel stałą pośród wszystkiego, na jej twarzy malowało się przerażenie. Wybraniec nigdy by się nie spodziewał że zobaczy ją w takim stanie, ale nie miał teraz czasu na rozmyślenia. Żwawym krokiem ruszył w jej stronę, poprawiając chwyt na mieczu. Jakież to wielkie zdziwienie zagościło na jej twarzy kiedy tylko spostrzegła Ostrze Bogów. Maniakalnie zaczęła machać rękami, magiczne pociski raz po raz przecinały powietrze. Jednak albo uderzały nie wyrządzając szkód w czarną tarcze wybrańca, albo były znoszone przez wiatry magii które tu szalały. Aszkael kroczył niewzruszenie, jego peleryna powiewała unoszona magicznym tajfunem. Przerażona elfka zaczęła kroczyć do tyłu, po czym przez własną nieuwagę wylądowała na ziemi.
- Odejdź ode mnie, też służę czwórce- rzekła spoglądając w wizjer hełmu Aszkaela, lecz tam przywitały ją tylko chłodne spojrzenie
-Zbluźniła przeciw czwórce, służąc Alphariusowi. Wydałaś tym na siebie wyrok.- Wybraniec wbił podeszwę swego pancernego buta w klatkę piersiową Ithiriel.
- Sam mu służyłeś, sam jesteś tak samo winien!
- Nie ugiąłem kolana przed żadnym śmiertelnikiem! Jego plan zbiegał się z boską wizją… tylko dlatego mu pomogłem- rzekł wybraniec przykładając ostrze do szyi elfki.
-Bogowie cie wykorzystają i porzucą! Tak ja mnie i Aplhariusa! Zrozum kracząc tą drogą nie ma dla ciebie nadziei!- krzyczała elfka próbując dosięgnąć rozsądku wybrańca
- Między nami jest jedna znacząca różnica, ja jestem marionetką… a ty tylko zbuntowanym żołnierzykiem- Aszkael wykonał pchnięcia, Ithiriel odruchowo wyzwoliła masę magicznej energii. Ładunki elektryczne zaczęły skakać po zbroi wybrańca, a sama moc zahamowała jego miecz który pomału zaczął się cofać. – PORA WYMAZAĆ TWE ISTNIENIE!- Aszkael przebił się przez magiczne pole, wbijając klingę w szyję elfki. Ciało Ithiriel zaczęło pomału się rozpadać, a wybraniec ruszył w stronę nadal otwartego portalu.
***
Areną ponownie wstrząsnęło Aplharius przypuścił kolejny atak, demony zaczęły zalewać całe to miejsce. Bestie spychały walczących który nie nadążali z odpychaniem kolejnych fal, ratunek przyszedł z miejsca skąd by się nie spodziewali. Julia, taka młoda a jej czyny wywarły by wrażenie na nie jednym arcymagu. Bariera którą stworzyła oddzieliła demony od zawodników, którzy mieli teraz chwile na przegrupowanie. Portal rozwarty pośrodku całości był aktualnie jedyną drogą ucieczki, mimo niechęci pomału zaczęła się ewakuacja. Aszkaela trochę zdziwiło że Kharlot bez słowa przeszedł przez niego… w przeciwieństwie do Drugiego którego wynieśli siłą. Po krótkiej chwili pod barierą znajdowały się tylko trzy osoby, wybraniec oraz para kochasi… czemu Aszkael nie ruszył wcześniej. Nie czuł takiej potrzeby w przeciwieństwie do innych zostając tu nie ryzykował niczym, po za kolejnymi odwiedzinami w osnowie.
- Uciekaj!- jęknęła do elfa. Widać było, że się łamie.
- Nie zostawię cię!- odparł Druchii- Nie zdążysz uciec, oboje to wiemy!
Nie odpowiedziała. W oczach zalśniły jej łzy. Kolejne pęknięcie naznaczyło barierę. A wybraniec pomału miał już wszystkiego dość, zapewne gdyby nie ta cała emocjonalna gadka cała trójka była by już za portalem. Ale co on może na to poradzić… zakochani są tacy nieprzewidywalni. Już raz widział podobne wydarzenia… Kharlot i Selina… chodź ten związek był zabawniejszy niż podchody elfów.
- Żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach. Żałuję, że nie wyznałem ci wcześniej, co czuję. Żałuję...- Wybraniec pomału nie dowierzał temu co słyszy, spojrzał na demony próbujące przebić się przez barierę a zaraz potem na parę zakochany. Miał wrażenie że właśnie wylądował w jakiejś komedii.
- Wiem- przerwała mu- Ja ciebie też.- Wybraniec nie wytrzymał, pancerna pięść uderzyła w kark zabójcy który niczym szmaciana lalka padł na ziemie. Na twarzy Juli malowało się teraz prócz zmęczenia też zdziwienie.
- Ratuje wam życie idioci… i swoje nerwy- smętnie powiedział wybraniec ciskając Galretha w portal- Teraz ty idź dziecinko, powinnaś jeszcze zdążyć- stwierdził Ostrze Bogów chwytając za miecz
- Ale co z tobą, jak stąd pójdę bariera i portal znikną.- powiedziała, ręce zaczęły się jej trząść a bariera coraz bardziej pękała
-O mnie się nie martw, sam sobie otworze drogę zaraz po tym jak zetnę kilka demonicznych czerepów. Więc biegnij!- Krzyknął Aszkael popychając Julie, wystarczyło aby bariera zniknęła. Jednak portal nadal się utrzymywał, czarodziejka zerwała się w jego stronę a wybraniec przyjął postawę bojową aby zmierzyć się z nacierającymi demonam.
Jednak jak by nagle czas się zatrzymał, kolejna wizja tego który zmienia drogi zstąpiła na wybrańca. Zobaczył Julie i Galretha w uścisku przy okazji dzieląc pocałunek, zobaczył wszystkich innych bezpiecznych. Wybraniec uśmiechnął się, już od dawna nie zesłano mu wizji która nie przynosiła śmierci i cierpienia. Jednak jak to bywa nie mów hop zanim nie przeskoczysz, wizja zmieniła się. Śmierć zawitała, wybraniec ujrzał Bjarna skąpanego we krwi, Kharlota którego czerep zmienił miejsce. Drugiego i Magnusa wtopionych w podłogę oraz wilczą kompanie po której zostały tylko krwawe plamy… podobny los miał też spotkać Galretha, którego trzewia aktualnie zdobiły podłogę. Zaraz po scenach rzezi Aszkael zobaczył triumfującego Aplhariusa, a zaraz potem twarz Julii… to ma być jej wina? Tyle się natrudziła aby ostatecznie przynieść zgubę wszystkim?
-Wybacz mi drogie dziecię- rzekł Aszkael tnąc z półobrotu, ostrze trawiło prosto w szyje Julii po czym pozbawiło jej głowy. – Naprawdę mi przykro, ale taka jest wola bogów- głowa dziewczyny spadła na ziemie a jej ciało upadło nieopodal. Wybraniec wyszarpał za pazuchy płachtę i zaczął zbliżać się do czerepu czarodziejki.
Demony pędzące w jego stronę nagle odleciały we wszystkie strony, Ostrze Bogów ściskając amulet inkantował coś w mrocznej mowie. Wiatry magii utworzyły swoistą barierę dookoła niego, chwile później zabierając głowę Julii przeszedł przez portal który sam wydarł w rzeczywistości.
***
- Gdzie ona jest?!- krzyknął, zwracając na siebie uwagę Galerth. Jakaś część niego wciąż wierzyła w to, że udało jej się uciec- Gdzie jest Julia?!
Cisza. To była chyba najgorsza odpowiedź, lecz w gruncie rzeczy takiej się spodziewał. Nie było jej tu.
- Twoja kobieta była silniejsza, niż sądziła elfie- odezwał się metaliczny głos. Galreth odwrócił się. Przypomniał sobie, że to Aszkael był ostatnim, który uciekł.
- Dysponowała mocą większą, niż by wskazywała jej słaba wola- dodał Marionetka Losu- Zdołała uciec, wbrew jej obawom. Była na tyle silna, by wymknąć się ze szponów Alphariusa, plując mu przy tym w twarz. Ha! Czy to nie dość, by stwierdzić, że bogowie nie są z nim?!
Zabójcę mało obchodziły dowody i poparcie bogów.
- Co się z nią stało?- spytał powoli, niemal cedząc każdą sylabę. Aszkael spojrzał mu prosto w oczy, sięgając ręką w poły płaszcza.
- Miała właśnie wkroczyć w portal, gdy ujrzałem jej ingerencję w ścieżki losu, ingerencję, której nie mogłem zaakceptować... Rozwiązałem więc problem i wziąłem ją ze sobą.
Druchii milczał, nie spuszczając oczu z wybrańca. Aszkael wyciągnął dłoń wyjmując uwiązany u pasa przedmiot, który zasłaniał jego płaszcz.
- A przynajmniej część z niej...- dodał, rzucając zabójcy pod nogi uciętą głowę Julii, czuł się źle robiąc to ale taka była wola Bogów. Dziewczyna ta przyniosła by im zgubę, na co nie mógł pozwolić.
Na widok głowy Julii Druhi z wściekłością ruszył do boju, wybraniec w ostatniej chwili zablokował atak swoją tarczą odpychając wroga od siebie. Wyszarpując ostrze zapasa Aszkael stanął gotów do boju, zimnym spojrzeniem zmierzył assasyna z którego furia aż kipiała.
Wiatry magii wypełniały osnowę, potężne wyładowanie energii szargały tutejszy krajobraz. Ithiriel stałą pośród wszystkiego, na jej twarzy malowało się przerażenie. Wybraniec nigdy by się nie spodziewał że zobaczy ją w takim stanie, ale nie miał teraz czasu na rozmyślenia. Żwawym krokiem ruszył w jej stronę, poprawiając chwyt na mieczu. Jakież to wielkie zdziwienie zagościło na jej twarzy kiedy tylko spostrzegła Ostrze Bogów. Maniakalnie zaczęła machać rękami, magiczne pociski raz po raz przecinały powietrze. Jednak albo uderzały nie wyrządzając szkód w czarną tarcze wybrańca, albo były znoszone przez wiatry magii które tu szalały. Aszkael kroczył niewzruszenie, jego peleryna powiewała unoszona magicznym tajfunem. Przerażona elfka zaczęła kroczyć do tyłu, po czym przez własną nieuwagę wylądowała na ziemi.
- Odejdź ode mnie, też służę czwórce- rzekła spoglądając w wizjer hełmu Aszkaela, lecz tam przywitały ją tylko chłodne spojrzenie
-Zbluźniła przeciw czwórce, służąc Alphariusowi. Wydałaś tym na siebie wyrok.- Wybraniec wbił podeszwę swego pancernego buta w klatkę piersiową Ithiriel.
- Sam mu służyłeś, sam jesteś tak samo winien!
- Nie ugiąłem kolana przed żadnym śmiertelnikiem! Jego plan zbiegał się z boską wizją… tylko dlatego mu pomogłem- rzekł wybraniec przykładając ostrze do szyi elfki.
-Bogowie cie wykorzystają i porzucą! Tak ja mnie i Aplhariusa! Zrozum kracząc tą drogą nie ma dla ciebie nadziei!- krzyczała elfka próbując dosięgnąć rozsądku wybrańca
- Między nami jest jedna znacząca różnica, ja jestem marionetką… a ty tylko zbuntowanym żołnierzykiem- Aszkael wykonał pchnięcia, Ithiriel odruchowo wyzwoliła masę magicznej energii. Ładunki elektryczne zaczęły skakać po zbroi wybrańca, a sama moc zahamowała jego miecz który pomału zaczął się cofać. – PORA WYMAZAĆ TWE ISTNIENIE!- Aszkael przebił się przez magiczne pole, wbijając klingę w szyję elfki. Ciało Ithiriel zaczęło pomału się rozpadać, a wybraniec ruszył w stronę nadal otwartego portalu.
***
Areną ponownie wstrząsnęło Aplharius przypuścił kolejny atak, demony zaczęły zalewać całe to miejsce. Bestie spychały walczących który nie nadążali z odpychaniem kolejnych fal, ratunek przyszedł z miejsca skąd by się nie spodziewali. Julia, taka młoda a jej czyny wywarły by wrażenie na nie jednym arcymagu. Bariera którą stworzyła oddzieliła demony od zawodników, którzy mieli teraz chwile na przegrupowanie. Portal rozwarty pośrodku całości był aktualnie jedyną drogą ucieczki, mimo niechęci pomału zaczęła się ewakuacja. Aszkaela trochę zdziwiło że Kharlot bez słowa przeszedł przez niego… w przeciwieństwie do Drugiego którego wynieśli siłą. Po krótkiej chwili pod barierą znajdowały się tylko trzy osoby, wybraniec oraz para kochasi… czemu Aszkael nie ruszył wcześniej. Nie czuł takiej potrzeby w przeciwieństwie do innych zostając tu nie ryzykował niczym, po za kolejnymi odwiedzinami w osnowie.
- Uciekaj!- jęknęła do elfa. Widać było, że się łamie.
- Nie zostawię cię!- odparł Druchii- Nie zdążysz uciec, oboje to wiemy!
Nie odpowiedziała. W oczach zalśniły jej łzy. Kolejne pęknięcie naznaczyło barierę. A wybraniec pomału miał już wszystkiego dość, zapewne gdyby nie ta cała emocjonalna gadka cała trójka była by już za portalem. Ale co on może na to poradzić… zakochani są tacy nieprzewidywalni. Już raz widział podobne wydarzenia… Kharlot i Selina… chodź ten związek był zabawniejszy niż podchody elfów.
- Żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach. Żałuję, że nie wyznałem ci wcześniej, co czuję. Żałuję...- Wybraniec pomału nie dowierzał temu co słyszy, spojrzał na demony próbujące przebić się przez barierę a zaraz potem na parę zakochany. Miał wrażenie że właśnie wylądował w jakiejś komedii.
- Wiem- przerwała mu- Ja ciebie też.- Wybraniec nie wytrzymał, pancerna pięść uderzyła w kark zabójcy który niczym szmaciana lalka padł na ziemie. Na twarzy Juli malowało się teraz prócz zmęczenia też zdziwienie.
- Ratuje wam życie idioci… i swoje nerwy- smętnie powiedział wybraniec ciskając Galretha w portal- Teraz ty idź dziecinko, powinnaś jeszcze zdążyć- stwierdził Ostrze Bogów chwytając za miecz
- Ale co z tobą, jak stąd pójdę bariera i portal znikną.- powiedziała, ręce zaczęły się jej trząść a bariera coraz bardziej pękała
-O mnie się nie martw, sam sobie otworze drogę zaraz po tym jak zetnę kilka demonicznych czerepów. Więc biegnij!- Krzyknął Aszkael popychając Julie, wystarczyło aby bariera zniknęła. Jednak portal nadal się utrzymywał, czarodziejka zerwała się w jego stronę a wybraniec przyjął postawę bojową aby zmierzyć się z nacierającymi demonam.
Jednak jak by nagle czas się zatrzymał, kolejna wizja tego który zmienia drogi zstąpiła na wybrańca. Zobaczył Julie i Galretha w uścisku przy okazji dzieląc pocałunek, zobaczył wszystkich innych bezpiecznych. Wybraniec uśmiechnął się, już od dawna nie zesłano mu wizji która nie przynosiła śmierci i cierpienia. Jednak jak to bywa nie mów hop zanim nie przeskoczysz, wizja zmieniła się. Śmierć zawitała, wybraniec ujrzał Bjarna skąpanego we krwi, Kharlota którego czerep zmienił miejsce. Drugiego i Magnusa wtopionych w podłogę oraz wilczą kompanie po której zostały tylko krwawe plamy… podobny los miał też spotkać Galretha, którego trzewia aktualnie zdobiły podłogę. Zaraz po scenach rzezi Aszkael zobaczył triumfującego Aplhariusa, a zaraz potem twarz Julii… to ma być jej wina? Tyle się natrudziła aby ostatecznie przynieść zgubę wszystkim?
-Wybacz mi drogie dziecię- rzekł Aszkael tnąc z półobrotu, ostrze trawiło prosto w szyje Julii po czym pozbawiło jej głowy. – Naprawdę mi przykro, ale taka jest wola bogów- głowa dziewczyny spadła na ziemie a jej ciało upadło nieopodal. Wybraniec wyszarpał za pazuchy płachtę i zaczął zbliżać się do czerepu czarodziejki.
Demony pędzące w jego stronę nagle odleciały we wszystkie strony, Ostrze Bogów ściskając amulet inkantował coś w mrocznej mowie. Wiatry magii utworzyły swoistą barierę dookoła niego, chwile później zabierając głowę Julii przeszedł przez portal który sam wydarł w rzeczywistości.
***
- Gdzie ona jest?!- krzyknął, zwracając na siebie uwagę Galerth. Jakaś część niego wciąż wierzyła w to, że udało jej się uciec- Gdzie jest Julia?!
Cisza. To była chyba najgorsza odpowiedź, lecz w gruncie rzeczy takiej się spodziewał. Nie było jej tu.
- Twoja kobieta była silniejsza, niż sądziła elfie- odezwał się metaliczny głos. Galreth odwrócił się. Przypomniał sobie, że to Aszkael był ostatnim, który uciekł.
- Dysponowała mocą większą, niż by wskazywała jej słaba wola- dodał Marionetka Losu- Zdołała uciec, wbrew jej obawom. Była na tyle silna, by wymknąć się ze szponów Alphariusa, plując mu przy tym w twarz. Ha! Czy to nie dość, by stwierdzić, że bogowie nie są z nim?!
Zabójcę mało obchodziły dowody i poparcie bogów.
- Co się z nią stało?- spytał powoli, niemal cedząc każdą sylabę. Aszkael spojrzał mu prosto w oczy, sięgając ręką w poły płaszcza.
- Miała właśnie wkroczyć w portal, gdy ujrzałem jej ingerencję w ścieżki losu, ingerencję, której nie mogłem zaakceptować... Rozwiązałem więc problem i wziąłem ją ze sobą.
Druchii milczał, nie spuszczając oczu z wybrańca. Aszkael wyciągnął dłoń wyjmując uwiązany u pasa przedmiot, który zasłaniał jego płaszcz.
- A przynajmniej część z niej...- dodał, rzucając zabójcy pod nogi uciętą głowę Julii, czuł się źle robiąc to ale taka była wola Bogów. Dziewczyna ta przyniosła by im zgubę, na co nie mógł pozwolić.
Na widok głowy Julii Druhi z wściekłością ruszył do boju, wybraniec w ostatniej chwili zablokował atak swoją tarczą odpychając wroga od siebie. Wyszarpując ostrze zapasa Aszkael stanął gotów do boju, zimnym spojrzeniem zmierzył assasyna z którego furia aż kipiała.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35