ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów

Post autor: Pitagoras »

[https://www.youtube.com/watch?v=ASj81daun5Q
epic music is epic :D . jak zobaczyłem te cztery arty, to aż se pomyślałem, że dobrze, że Galreth zginął, bo wtedy nie byłoby tak epicko. :wink: ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

ach ta epickość https://www.youtube.com/watch?v=PH8ALyYC-hw

Stali tu. Stali w owianej legendą Spiżowej Cytadeli. Twierdzy Chaosu. Jednak wszystkie legendy i mity. Opowieści i przekazy mówiące o tym zamku umilkną i zostaną rozwiane ,gdy historia ujrzy te dzieje. Dzieje ,które zapisane zostaną krwią tutaj poległych . Krwią setek istnień ,które padły w tych murach. Ich płaczem i bólem. Zostaną zapisane czyny. Akty odwagi. Lojalność swym racją i chwalebny bój. Jednak ta historia nie zaczęła sie tutaj. O nie... zaczęła się wiele lat temu. Pod ziemią. W spaczonym mieście. Wśród tchórzliwego i podstępnego ludu. Jednak nie byli to ci samu ludzie co wtedy. Ta czwórka która stała na placu Spiżowej Cytadeli nie była już garstką zabjiaków ,którzy przybyli wtedy do szczurzego miasta. O nie...
Stali teraz niewzruszeni. Nienawidzili się. Każdy marzył o zabiciu w boju drugiego. Jednak teraz stali ramię w ramię dzierżąc swą broń. Stali wpatrując się w hordy demonów. W krwiste Krwiopuszcze (wtf?) ,w ogarniętych zarazą i zgnilizną Siewców Zarazy ,w płonących fioletowym ogniem Flamerów oraz rozpustnie wijące się demonice. Wpatrywali się jak te istoty demoniczne ,na których samą nazwę drżą mieszkańcy wszelkich krain uważajac je za postacie z bajek. Tutaj były naprawdę i bynajmniej prowadziły rzeź większą niż w najkrwawszych bajkach opowiadanych w sierocińcach północnego Imperium. Walczyły one wspólnie przeciwko jeszcze większej mocy zła jaką nosi ta ziemia - przeciwko Archaonowi Wszechwybrańcy i jego gwardii - śmiercionośnych wojowników zdolnych masakrować całe regimenty.
Jednak czwórka nie zląkła się ,o nie...a wręcz przeciwnie...
- EISSVANRFIOOOOORD! - wydarł się dziko, acz bohatersko Bjarn Wydarty Śmierci, tłukąc toporem o łuskowatą tarczę.
- Sigmarze bądź ze mną, Malleus sancta sit... mihi lux... - przyrząd w zbroi Magnusa wyterkotał w zastępstwie okrzyku fragment nagranego na tryby przemówienia Wielkiego Teogonisty, a niemogący mówić Bittenberg zacisnął dłoń na buzdyganie.
- ŚMIERĆ WROGOM BOGÓW, JAM JEST ŚMIERĆ, JAM JEST OSTRZE LOSU! - huknął Aszkael.
Ruszyli w chwalebny bój. Bez litości ,bez wahania. Niczym jeźdzcy apokalipsy parli do przodu. Kolejne fale wrogów legły martwe pod nimi. Magnus z gniewem i płomieniami w oczach gruchotał kości wrogów. Buzdygan aż błyskał światłem pod wpływem oczyszczającej mocy. Rozbijał czaszki ,łby i gęby heretyków. Masakrował demony. Gęsta posoka i fioletowe płomienie lały się na wszystkie strony ,skwiercząc na błogosławionym pancerzu Magnusa. Te stwory ,które nie wpadły pod mocarne ciosy buzdyganu ,natychmiast brutalnie ginęły pod ciosami drugiej ręki. Von Bittenberg złapał jednego Krwiopuszcza i za róg i wręcz wbił go w ziemię łamiąc mu kark. Nie było litości ,nie było zbawienia. Bramy piekielne otworzyły się... jakiś skurwiel musiał je zamknąć. A gdy było ich czterech to można było jeszcze zamieszać w piekle.
Broń czwórki opadała na wrogów bezlitośnie. Ci jednak nie ustępowali napierając.
Czterej Siewcy Zarazy rzucili się na Magnusa. Nie byli jednak w stanie go powalić ,a jedynie uderzyć bezskutecznie w jego święty pancerz ,próbując coś wskurać swą zardzewiałą bronią.. Von Bittenberg w fanatycznym szale urządził wroga rzeź. Uniósł swą rękę i buchnął z niej ogień. Fala świętych płomieni wybiła pochłaniając kilkanaście demonów. Wrzeszczały one i wił się po ziemi w konwulsjach ,gdy błogosławiony ogień pochłaniał ich.
Jakiś Krwiopuszcz zaatakował inkwizytora od tyłu wbijając w niego swój spływajacy krwią miecz ,a racze próbując. Von Bittenberg poczuł to i gwałtownie odwrócił się łapiąc bestię za szyję. Zgnitół jej szyję i obserował jak twór bogów chaosu zdycha boleśnie. Rzeź trwała.
Czwórka walczyła jak dobrze naoliwiona maszyna. Niczym dobrze sterowany żyrokopter ,który wykonuje korkociągi zrzucając przy tym dynamity. (*)
Kamienna posadzka spływała krwią i inną mazią. Żelazne buty jednak stąpały w niej skąpane ,bezlitośnie pozyłając kolejne bestie w otchłań. Jednak kiedy Ci potężni wojownicy dokonywali dzieła ,nad nimi rozpętywała się Burza Osnowy.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

https://www.youtube.com/watch?v=uDjZceU ... ata_player
Brakowało mu tego uczucia. Zanurzyć się w nurcie Styksu, krwawej rzece ośmiokrotnie opasającej królestwo Khorna, niosàcej dusze słabych i niegodnych, słuchać ich krzyków przerażenia.... Demony, ani wybrańcy nie krzyczeli, to jednak nie umniejszało mu przyjemności zabijania ich. Świadomość powalania godnych wrogów działała na niego, niczym płachta na byka. Zabijał więc i nie zatrzymywał się.
Mięśnie napęczniały mu od napływu krwi, niemal rozsadzając jego skórę. Grube postronki żył wyszły na jej powierzchnię. Blodfar wznosił się i opadał. Za każdym razem, gdy czuł, jek jego ostrze rozdziera metal pancerza, jak tnie ciało, łamie kości, ogarniała go euforia.
Zwinna demonetka uniknęła jego cięcia, przeskakując nad ostrzem, lecz pochwycił ją w locie za nogę i z rozmachem trzasnął nią o ziemię. Smukła kończyna pozostała mu w ręku. Reszta stanowiła różowo- białą papkę, która wktótce wyparowała, gdy esencja demonicy powróciła do jej pani/pana. Kharlot nie oglądał jednak swojego dzieła- już był przy kolejnym przeciwniku. Wrzaskun zanurkował lotem koszącym, zmieniając tor lotu chaotycznie. Nie pomogło mu to wiele. Został rozcięty na pół.
Kruszący Czaszki przestał szybko liczyć ofiary. Było ich zbyt wiele. Każda przeciwstawiała mu pełnię swych mocy, każda stawiała zacięty opór. Każda jednak w końcu legła u jego stóp.
Drogę zaszedł mu wysoki wybraniec z jelenimi rogami na hełmie. Wzrostem i posturą mógł konkurować z Olafem. Zbroja jego była czarna, miejscami zaciągnięta szlamem i rdzą, zaś tarczę zdobiły trzy ogary na żółtym tle. Upadły rycerz milczał, na przekór powszechnemu zwyczajowi pośród wybrańców, by oznajmić swe imię i znaczące czyny. Kharlot nie sądził, że wynikało to ze skromności.
Przepuścił sztych, który zarysował mu zbroję i usunął się minimalnie przed topornym cięciem, po czym sam odpowiedział kopnięciem w kolano i lewym sierpem w hełm. Głowa domniemanego nurglity odskoczyła, a on sam zachwiał, lecz jakimś cudem utrzymał się na nogach. Kharlot uderzył potężnie z góry, lecz jego przeciwnik zasłonił się tarczą, po czym odpowiedział cięciem czarnego miecza dwuręcznego, którego trzymał jednorącz. Khornita zakręcił toporem, odbijając cios, po czym przeszedł płynnie w poziomie, zatapiając ostrze w biodrze przeciwnika. Zauważył przy tym wielki jak pięść otwór w podbrzuszu wybranca, z którego sączyła się cuchnąca ropa.
Kharlot wyszarpnął topór z blach i przechwycił uderzenie z góry, łapiąc rycerza za nadgarstek. Metal zbroi zgrzytnął i jęknął, zaś dłoń nurglity wykręciła się na zewnątrz. Kości trzasnęły, a ręka trzymająca miecz obwisła nagle, trzymana jedynie przez miękkie tkanki. Kruszący Czaszki uderzył po raz ostatni, wkładając w cios całą swoją siłę. Jego okrzyk był długi i donośny. Blodfar uderzył w uniesioną tarczę, przechodząc przez nią, lewe ramię, bark, dochodząc aż do miednicy. Wybraniec milcząc osunął się na kolana, po czym padł jak długi. Grunladi ułożył krótkie epitafium dla bezimiennego wybrańca rozkładu. Kharlot już odbierał kolejne życia. Taka była cena za chwałę i ocalenie świata- całe morze przelanej krwi.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Znajdowali się w centrum wszystkiego, przyciągając nawet Boskie spojrzenia. Aszkael wiedział że wiele rzeczy się teraz waży, i to właśnie ta czwórka ma ukształtować nurt przeznaczenia. Cała arena miała ich do tego przygotować, wszystko należało do jednego planu. Wszystkie te zmagania miały być dla nich nauką, sposobem który miał im dać szanse wypełnienia Boskiego planu. Wybraniec uderzył od góry w kark molocha, zmuszając swoje mięśnie do tytanicznego wysiłku. Demoniczne ostrze przeszło przez bestie, zalewając podłogę krwią a mosiężny łeb uderzył tuż obok buta Ostrza Bogów. Aszkael rzucił spojrzeniem w stronę odprawianego rytuału, po czym wyrównał krok z pozostałą trójką. Kroczyli w stronę jeszcze nie spisanego przeznaczenia, przeznaczenia o którym nie zadecydowali Bogowie, przeznaczeniu które zaważy na losach wielu istnień i które sami muszą napisać. Za pomocą swoich niezłomnych duchów, nieugiętej woli i sile własnych mięśni.

[Jest epicko, nawet bardzo... krótki bo krótko, rano coś dopisze bo z imprezy teraz wróciłem]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Ja tylko chciałem powiedzieć, że przerobiłem tamten post z akcją odbijania inkwizytorów na coś ekstra, żeby akcja działa się w dwóch miejscach na raz. Będzie można pisać w oczekiwaniu na reakcję na wydarzenia w drugim miejscu.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Byqu, świetna walka, mimo tego że serce ukłuło jak Drugni umierał :cry:
Skoro uściślono gdzie jest arena, czas zacząć tworzyć historię postaci :wink:
Miłej zabawy w finale! :) ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Uroniłem za nim łzę :wink:
Pierzemy się dalej, czy mam pchnąć akcję? Wolałbym to pierwsze...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[Dopiero usiadłem do kompa, brak zasilania ale ja jestem za praniem. Dajcie mi z 30 min to postaram się coś wrzucić]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dobra, bez pośpiechu. Chciałem tylko wiedzieć. :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ też coś wrzucę ofc jak tylko obejrzę pewien film o szkotach :D ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Braveheart?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ tia, wszedłem w posiadanie kiltu i przechodzę maraton, jutro Rob Roy oraz ekranizację powstań Jakobickich ]

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Ci na których barkach spoczął los niemal całego świata kroczyli przed siebie, nieugięci, niezłomni i niewzruszeni. Mimo że ze wszystkich stron otaczały ich demon, twarz wojowników pozostały wolne od strachu czy wątpliwości. Przez całą arenę między czwórką bohaterów wydarzyło wiele, ich odczucia względem siebie na wzajem nieraz zmieniały swoją barwę. No może tylko to skierowana w Magnusa zawsze było takie same, chędożony inkwizytor od siedmiu boleści. Jednak teraz wszyscy mimo tych niesnasek polegali na sobie, walcząc niczym jedno. Tonąc w zalewie wrogów nie było innej możliwości, jeśli teraz któryś z nich odwrócił bym się plecami do reszty nie było możliwości aby chociaż zbliżyli się do celu. Właśnie tego miało ich nauczyć całe zajście z labiryntem, tego i jeszcze kilku innych rzeczy które swoją rolę odegrają później. Aszkael ciosem tarczy wytrącił krwiopuszcza który znajdował się najbliżej niego z równowagi, tyle wystarczyło aby chwile później topór Khralota przerąbał go na pół.
- Bjarn w dół!-krzyknął chwili później Ostrze Bogów tnąc z obrotu, norsmen jak na znak schylił się pozwalając demonicznemu ostrzu przelecieć tuż nad nim. Klinga bez problemu sięgnęła swojego celu, odrąbując głowy dwójce demonetek które wytyczyły sobie Bjarna na ofiarę.
- A ja myślałem że te cholerstwa można w naszym świcie co najwyżej odegnać- rzucił Wydarty Śmierci stając do Aszkaela plecami, gotów do dalszej walki- A ty mi je tu patroszysz- rzucił jeszcze po czym uderzając tarczą zbił paradę Siewcy Zarazy aby następnie skrócić go o głowę.
- Trochę się różnimy Bjarnie, tak jakoś mi bliżej do nich niż do was momentami- rzucił Marionetka Losu krzyżując ostrze z heraldem Khrona- Ty chyba źle trafiłeś! Czempion twojego Boga jest tam!- krzyknął Aszkael wykonując obrót po czym z całej siły uderzył tarczą. Demon stracił równowagę i wykonał kilka kroków do tyłu starając się ją odzyskać. To był błąd, potężny cios wymierzony przez Kharlota prawie odrąbał mu czerep. Kruszący Czaszki niezbyt zadowolony z rezultatu ataku grzmotnął pięścią w już i tak naderwany pysk heralda. Kręgosłup nie wytrzymał siły uderzeniowej, co spowodowało jego odłączenie się od ciała.
- Jeszcze chwila i ugrzęźniemy w ich masie- krzyknął Kharlot do reszty, na te słowa Magnus miotnął strumieniem świętego ognia w grupę demonów znajdujących się tuż przed czwórką. Po czym ścisnąwszy mocniej buzdygan ruszył przed siebie, Kharlot i Bjarn ruszyli tuż za nim ścinając demony które opuściła Łaska Bogów. Pochód zamykał Aszkale na którego rzucił się nagle krzyczący, wybraniec bez problemu uniknął ataku i samemu wykonał kontratak rozcinając płaszczkę wzdłuż.
- W sumie przydał by mi się nowy płaszcz- rzekł sam do siebie Ostrze Bógów lecz nagle piętno na jego karku zapulsowało, kolejna wizja. Kolejna zmiana w strumieniu losu, tego wcześniej nie przewidział. Niczym poparzony przyspieszył, kiedy znajdował się tuż koło Bjarna wykrzyczał:
- Pilnuj tyłu drobna zmiana planów!- nie czekając na odpowiedź pognał dalej, Bjarn bez ociągania zajął pozycje
- A co ty zamierzasz zrobić!- ryknął jeszcze do wybrańca lecz ten nie odpowiedział, po porostu nie słysząc pytania.
Aszkael w mgnieniu oka znalazł się tuż koło wielkiego inkwizytora, po czym go wyprzedził. Znajdując się kilka kroków przed nim przyjął postawę, to nadchodziło.
- Nie rozwalasz szyku!- ryknął Kharlot odrąbując czerep kolejnej demonetce, lecz Aszkael zignorował krzyk.
Zaledwie cztery metry od wybrańca energia chaosu zebrała się, po czym wybuchła fioletowym światłem. Pochłaniając znajdujące się w pobliżu demony, Marionetka Losu odruchowo podniósł tarczę, chroniąc oczy przed klującym światłem. Chwile później stało tam monstrum, którego ciało było wykonane z czarnego metalu. Między złączeniami płyt tańczył fioletowy płomień, to samo tyczyło się wizjera rogatego hełmu. Cały konstrukt miał co najmniej trzy metry, a za broń służyło mu coś na kształt masywnego tasaka zdolnego przerąbać sporego chłopa w jednym cięciu.
- Znów się spotykamy! Cóż za perfidną niespodziankę przygotował Alpharius- ryknął Aszkael poprawiając chwyt na tarczy.
- Zamknij się kundlu, zarazo powinieneś cierpieć większe męki niż to co odczuwasz teraz!- grzmiał głos istoty który wyraźnie wypełniony był gniewem.
- Więc chodź do mnie Aszkoru z Czarnej skały, jeszcze raz z tobą zatańczę jak wiele lat temu. Lecz również dziś udowodnię ci że jesteś słaby mimo nowego ciał, pokaże ci że Bogowie są ze mną!- krzyknął Aszkael mierząc swojego przeciwnika spojrzeniem- Tym razem nie tylko odbiorę ci życie ale też rozerwę twą duszę!
- Więc przymknij się kundlu!- ryknęła bestia unosząc swój tasak w górę.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Klafuti, mega akcja o wiele epickniejsze niż poprzednie że tak powiem, a za Kreatora i Berzerkera masz u mnie wikiński kurhan pogrzebowy w razie, gdybyś chciał równie fajnego pochówku... :D ]

- Leif, widziałeś moją osełkę do topora ? Tą którą dał mi...
Eskil nie zdążył dokończyć, gdy nagle w resztki stosu pogrzebowego Drugniego wpadł jakiś przedmiot. Eskil klęczący przed związanym Hansem z nożem w dłoni by poprzecinać mocowania jego zbroi i sprawdzić czy ten nie chowa jakichś kosztowności, nagle bystro zauważył jak jego petent spogląda na syczące ogniki, towarzyszy niewoli a potem zamyka gwałtownie powieki. Ciemnoniebieskie oczy Eskila zwęziły się, gdy ten przeniósł spojrzenie na kawałki drewna i dogorywające szczątki Zabójcy. Wtedy zrozumiał i zasłonił twarz rękoma, wrzeszcząc ile sił w płucach.
- KRYJCIE OCZY! TO PUŁAP..!
Nagły huk uciął resztę jego zdania, a unoszący się gęsty, gryzacy dym wywołał symfonię kaszlnięć. Kilku Norsów którzy nie zdążyli zamknąć oczu, padło z jękiem na ziemię obejmując twarze. Olaf zaś porwał obydwa dwuręczne topory i zerwał się, szukając wroga. Gdy dym opadł wstający Leif nałożył strzałę na cięciwę. Spośród kłębów szarego smogu wybiegł z uniesionym mieczem południowiec w żelaznej masce.
- To on, zabić go! - krzyknął Snorri, wstając i ciskając oszczepem. Nagle spadający jak znikąd harpun skrzyżował się z dzidą Wielorybnika i oba upadły z brzękiem na kamienie. Snorri zaklął i znów złożył się płynnie do rzutu. Wróg nieznacznie tylko wykrzywił tors bokiem, by drzewce przeleciały zaledwie parę cali od jego piersi po czym skoczył naprzód. Leif nie czekając strzelił. Strzała spudłowała, żłobiąc delikatnie policzek maski. Młody łowca znów naciągnął cięciwę.
Grot pomknął prosto ku oku nieznajomego z prędkością gromu i... zamatrzymał się. Inkwizytor trzymał w zaciśniętej pięści drgającą strzałę. Parę milimetrów od własnego oka.
- Czym jest ten..?! - westchnął Thorrvald, przecierając oczy. Kapelusznik wpadł z wyskoku i powalił kopnięciami obu strzelców po czym lądując ciął z piruetu. Einarr w ostatniej chwili zasłonił się tarczą, jednak impet bastarda aż nim zachwiał w tył. Kilka szerokich zamachów odpędziło Norsów, i wybiło Eigilowi miecz z łapy. Berserker zarobił płytki sztych w plecy i został popchnięty na dwóch szarżujących pobratymców, przewracając ich i potęgujac zamieszanie. Zaczajeni po obu stronach wejścia Hrothgar i Haakar nawet nie zdążyli dobiec do braci. Inkwizytor cięciem bastarda przerąbał łańcuchy Hansa i ryzykownym wystrzałem odstrzelił kolejny.
- Chodzi mu o jeńców! Poddaj się albo ich zabijemy! - ryknął wciąż oślepiony Turo i zamachnął się saksą w kierunku więźniów, podrzynając ukośnie i niedbale gardło pojmanemu żołnierzowi z podbitym okiem. Von Preuss kopniakiem ogłuszył grubego Norsa i chwycił wór z bronią łowców. Mieli szczęście że łupieżcy właśnie wyjęli go ze studni by z nudów wyłupić z oręża złoto i inne świecidełka. Reinhard gwizdkiem od Magnusa przywołał do siebie mnicha i wybiegł, prowadząc drużynę, która minęła zataczających się Norsów, którzy na ślepo wymachiwali toporami. Reiner mało nie starcił głowy, biegnąc między nimi. Przy drzwiach, na łowców skoczył zmieniony w wilka Haakar. Reinhard zwinnie uskoczył, pozwalając bestii zgrzytnąć pazurami o ziemię i zanim ulfwerenar obrócił się, chlasnął go mieczem lecz skóra i mięso zaraz zagoiła się na wilkołaku. Zamaskowany łowca prześlizgnął się pod zamachem szponów i wyszarpnął pistolet. Nabity kulą z bardzo ciekawego stopu. Zwanego przez alchemików nawet metalem szlachetnym.
Nagle całe futro spadło z Norsmena, który zwijał się z wrzaskiem na podłodze, trzymając się za postrzelone udo.

Norsmeni po chwili zebrali się i podjęli pościg. Zagnali wroga w ślepy zaułek na wieży, gdzie Eskil ku swemu zdziwieniu przegrał pojedynek z południowcem, który dodatkowo przekonał ich co do priorytetów w obecnej sytuacji świata wiszącego na krawędzi zagłady. Gdy Olaf rozwalił drzwi kilkoma mocarnymi zamachami (tym bardziej imponującymi z racji braku miejsca na porządne wzniesienie toporzyska), ich oczom ukazała się pozbawiona dachu oraz części ścian spalona komnata, wypełniona gruzem, zwęglonymi zwłokami oraz beczkami, z których sypały się czarne jak smoła ziarna... Wtedy wielki cień odgrodził ich i wieńczący Barad-dur taras od zatłoczonego czernią i wirem roniącym krwawe łzy nieba. A potem huknął w podłoże, paręset metrów nad ziemią wstrząsając wieżą aż po fundamenty.
- Do broni! Zabić to bydlę! - zakrzyknął Einarr, wyciągając miecz zza tarczy.
- Na krowie cyce Frei, ten jest dwa razy większy niż tamten od elfa! - sapnął Hrothgar, zadzierając wzrok.
- Tarcze, tarcze, ukryjcie się za gruzami! Eigil, Eskil, Thorrvald i ty Haakar za mną! - ryknął Olaf, cisnąwszy wilkołakowi w płaszczu swój dwuręczny topór, zaś samemu unosząc nad głowę oręż Drugniego i przebiegając nad zwałami gruzu, ku ogromnej bestii.
- Szukać osłony, celować w oczy, uważać na proch! - pokrzykiwał mechanicznie von Preuss idąc niewzruszenie przez siekące wszędzie odłamki gruzu i spadające płomienie.
Strzały Leifa nie mogły nawet zadrapać łusek gada chaosu, i po chwili Norsmeni skulili się za gruzem i osłonili tarczami, gdy przelało się wokół nich morze ognia.
- Nie myślałem że to powiem, ale... - wystękał, kaszląc od smrodu siarki Torstensson. - Było cholera zostać w tej chędożonej twierdzy!
Tymczasem piątka atakujących z dzikimi okrzykami oraz wzniesioną bronią smoka sięgnęła celu przy akompaniamencie kul, przebijających ze świstem skrzydła gada i grzechoczących o jego łby. Zaatakowali frontalnie, z kilku stron rąbiąc ostrzami z ognistym zapamiętaniem. Niestety nie zrobili niczego oprócz sporego hałasu. Smok ryknął ogłuszająco i obrócił się machając wolno łapami. Norsmeni musieli odskoczyć lub ustąpić, wobec tytanicznego natarcia. Tnący zapamiętale mieczem bok gada, Eigil przewrócił się o beczułkę prochu i ujrzał opadający nań brzuch bestii.
- Eeeemh... Fus ro dah ?
Tuż zanim Berserker stał się papką, wraził swój miecz w miękkie podbrzusze wroga. Po chwili przypadł do niego ślizgiem Von Preuss robiąc to samo. Obaj wbili ostrza głęboko, aż stwór stanął na tylne łapy i zawył przeciągle. Swym ogromem oszołomił wszystkich, wtem jedna z łap opadła, chcąc zmieść intruzów. Łowca zwinnie odskoczył, jednak podnoszący się Eigil był za wolny. Szpony wielkości mieczy szarpnęły nim i cisnęły o skałę na samej krawędzi przepaści, wyrywając z woja kawał mięsa razem z płatem skórzanej zbroi.
- EIGIL! Osłaniać mnie! - Thorrvald skoczył na flankę gada, gdy ostrzelali smoka i jął rąbać toporami Kharlota po stawie skrzydła. Stal z Zharr Nagrund wyśmienicie cięła łuski i po chwili szału całe skrzydło zadrgało z bólu przeciętych żył. Rąbiący z tyłu ogon Haakar i Eskil, padli na ziemię gdy kolczasty bicz smoczego tyłka zawinął się i strzelił w Thorrvalda. Młody jarl przetoczył się pod ogonem i rąbnął weń jednym z toporów, odrąbując mały jego skrawek. Wtedy, kiedy już chciał wstać ogon zawinął się za jego plecami i podciął Torstenssona, który ślizgając się na żwirze, zsunął się z krzykiem z platformy. W ostatniej chwili poczuł żelazny uchwyt za dłoń.
- Trzymamy cię bracie... huh... nie uciekniesz tak z walki! - wysapał Leif, obejmowany w pasie przez Eskila i Turo. Tymczasem smok zionął ogniem w skaczących łowców. Wiszący Thorrvald usłyszał za plecami ryk wybuchu...
*********

https://www.youtube.com/watch?v=yrIUZCWhKxo
Bjarn ściął jeszcze jednego Krwiopuszcza i podziękował Aszkaelowi za ostrzeżenie. Wydarty Morzu odbił tarczą nacierającego Harta (fiend) Slaanesha i wskoczył na powaloną bestię, miażdżąc krtań butami i rąbiąc na oślep toporem. Runy zabłysły zimno i stwór obrócił się w skrzącą się breję. Ingvarsson ze wstrząsającym okrzykiem, rezonującym czymś spoza tego świata znów zagłębił się w motłoch wrogów, zarąbując i rozczłonkowując skotłowane naprzeciw ich szarży pomioty. Epicki atak zakończyły trzy uderzenia tarczą w szyję powalonej i przydeptanej butem między biodrami heroldzicy Boga Rozkoszy, odcinające jej lubieżnie wykrzywiony łeb, który potoczył się dalej z zawiedzionym piskiem. Bjarn z warkotem splunął pianą i krwią z przegryzionego policzka po czym wykonał mocarny poziomy zamach po łuku, który powalił z pół tuzina wrogów. Korzystając ze zdobytej przestrzeni, uniósł wzrok i ujrzał jak rąbiącego wogów Kharlota zachodzi od tyłu wielki Krwiopuszcz na Behemocie. Wódz Norsmenów sięgnął do pętli u pasa. Zostały mu już tylko dwa toporki...
Bez namysłu cisnął jeden, który trafił jeźdźca prosto w czaszkę. Przykuty łańcuchami do wierzchowca demon zwalił się na bok, pociągając ryczącą bestię za sobą. Ingvarsson dopędził do spiżowej pokraki i naskoczył na przebierającego łapami demona, impetem przewracając go z boku na plecy. Gdy tylko niemogące się poruszać w boki łapy zaczęły machać nieszkodliwie wokół niego, Bjarn wziął topór w dwie ręce i rąbał zapamiętale znad głowy, dopóki nie przerąbał się w fontannie krwi i odłamków do kręgosłupa bestii. Wydarty Śmierci zeskoczył z trupa i dołączył do Kruszącego Czaszki. Opór demonów nagle stał się słabszy, a oni znajdowali się już w połowie drogi do ołtarza. Daleko na lewo Archaon płonącym Zabójcą Królów toczył tytaniczny pojedynek z olbrzymim Krwiopijcem, którego pancerz obwieszony był ciałami pokonanych, zaś ze złotego miecza buchała krwawa para. Z tyłu zaś Strażnik Tajemnic pochwycił w szpony wybrańca o hełmie w kształcie kolczastej korony z wydłużoną maską i mimo że ten trafił go korbaczem w pysk, cztery kleszcze rozerwały wojownika na części. Po chwili dwaj inni wybrańcy z halabardami, odrąbali większemu demonowi nogi i zaszlachtowali wyjące bydle w milczącej zemście.
- To nasza szansa, Archaon jest zajęty tak jak jego gwardia... Musimy dostać się do portalu! - przekrzyczał rumor Bjarn, wskazując toporem pulsujące karmazynowo wrota do Domeny Chaosu.
- Naprzód więc, ostatni wysiłek towarzysze... oraz Magnusie! - huknął Thorgarsson.
- Dostanie czaski tego śmiertelnika wynagrodzi mi każdy trud! - rzekł Aszkael, przepoławiając na dwoje Niosącego Zarazę o porowatym jęzorze i owadzich ślepiach. Magnus tylko skinął głową i wypalił im kierunek jęzorem ognia. Ostrza i obuch nie miały dziś ani krzyty litości... właściwie nigdy jej nie miały, ale dziś znaczenie odpoczynku szerzenia destrukcji było im wyjątkowo odległe. Bjarn z wysiłkiem rozwarł tarczą żelazne kleszcze jakiejś przepięknej demonicy o czarnych skrzydłach i splunąwszy jej w twarz, odrąbał pół czerepu z rozbryzgiem pachnącej jak piżmo cieczy. Odpychając trzonkiem topora wciąż zaciśnięte na nim ciało Sukkuba, Bjarn ryknął ku niebu.
- ALPHARIUUS! - nienawiść i złość tego zawołania zwróciła uwagę Pierwszego Akolity, który odwrócił się na podeście i z uśmiechem rozłożył szeroko ręce, stając na tle portalu.
https://www.youtube.com/watch?v=pbEdZFHvamI
- A HA HA HA HA! Natręci, czekałem na was! Przyszliście uświadczyć chwały Mrocznego Portalu ? Zbliżcie się więc, zobaczcie jak entropia Osnowy przejmuje i łamie tak ciało jak i stal! Będę się rozkoszować waszą rozpaczą!
- Rozpaczam jedynie, że nie dane mi było cię rozdeptać gdy mogłem, słabeuszu! Lecz nie martw się, zaraz naprawię swój błąd. - warknął Kharlot, przerąbując kolejnego demona. Alpharius wyraźnie mało zważał na ich groźby, gdyż z wyrazem zachwytu obrócił się ku portalowi.
- Wspaniały, czyż nie ? Powiodło nam się tam, gdzie zawiódł nawet sam wielki Lorgan! - wyskrzeczał Omegon.
- Zbliżcie się, spójrzcie uważnie w samą paszczę Spaczni! Jeśli szczęście wam sprzyja to zginiecie pochłonięci przez nią, zamiast przez ostrza moich legionów. - dokończył wielbiącym tonem Alpharius.
Wtedy czerwona tafla bramy napęczniała i pękła w białych rozbłyskach, do koloseum wylały się nowe niekończące się hordy demonów, wiedzione potężną falą surowego Chaosu. Opętańczy śmiech Akolity zagłuszył wrzask atakującej fali. Każdy Wybraniec Archaona na drodze został dosłownie zmieciony, zaś szczelna jak ściana powódź przeciwników ścisnęła czterech towarzyszy pośrodku piekła. Mimo że każdy walczył za dziesięciu i siebie samego, to kolejne hordy rozdzieliły ich samą masą. Wkrótce dosłownie niknęli pod mieczami i mackami. Ziemia rozpaliła się obok Aszkaela i wyszedł na niego z gorejącego kręgu stalowy kolos. Wnioskując z wymiany zdań znajomy Ostrzu Losu, który wdał się z nim w pojedynek. Na lewo monstrualny Wielki Nieczysty, dzierżący ociekający ropą buzdygan wielkości domu sięgnął do kotłowaniny w dole i uniósł w zaciśniętej pięści Magnusa wraz z wyjącą garścią demonów po czym zaczął zbliżać łapę do paszczy będącej otchłanią zgnilizny. Bjarn rąbał toporem, odrąbywał sięgające po niego łapy, kopał gryzące pyski i miażdżył tarczą masy wrogów. Desperacko walcząc toporem o każdy haust powietrza i piędź wolnej przestrzeni poznał iż stracił z oczu Kharlota oraz resztę, a zbliżenie się do Alphariusa było osiągnięciem możliwym jedynie dla bogów lub boginek. Nie mieli najmniejszych szans wobec takiej liczby i potęgi... nawet Archaon nie miał...
- Mmmmm już czuję cię w Ogrodach mego patrona, wojowniku... spędzimy tam razem całą wieczność... - wyjęczała ekstatycznie fioletowowłosa demonetka, oplatając się wokół szyi Bjarna i skrobiąc szponami jego hełm. Demony naparły tak blisko, że nie było nawet możliwości cięcia, zaś wszystkie kończyny walczyły o to by tłum nie rozdarł go na strzępy. Demonica złapała krzywiącego się woja za policzki i agresywnie przywarła do niego ustami, długi język pomiotu zmysłowo wił się w ustach Ingvarssona, sięgając gardła i uniemożliwiając krzyk. Po chwili rozległ się mokry mlask, który niespodziewanie zagłuszył wcale nie ekstatyczny wrzask demonetki. Bjarn splunął wyszarpniętym zębami językiem i drugi raz, krwią obłudnicy.
- JA! JESTEM! JUŻ! ZAJĘTY! - krzyczał po jednym słowie przy każdym uderzeniu głową w twarz demonicy, lewy róg hełmu przeorał twarz jakiegoś innego pomiotu obok. Po chwili demonetka z nienawistnym, zakrwawionym obliczem strzeliła go w twarz i przystawiła mu czarny sztylet go oka. Stal zadzwoniła, ocierając się o wnętrze okulara jego hełmu i zmierzając ostrym jak żądło szpicem prosto w jego tęczówkę...

Ostrze z mlaskiem weszło w miękką masę i wyszło drugą stroną. Bjarn odchylił się z zaskoczonym okrzykiem, gdy ciężar spadł z jego piersi. A właściwie uniósł się w górę... drgając i skwiercząc na dwumetrowej, złotej włóczni. Nagła światłość i przyjemny chłód zalały Ingvarssona równocześnie z tym jak napierające nań demony poleciały we wszystkich kierunkach, miażdżone, pocięte żelazem i rozpadające się na zamrożone kawałki. Norsmen upadł, uwolniony i osłaniając oczy od ostrego światła uniósł wzrok, usiłując ustalić jaka postać zatrzymała się tuż nad nim. ( https://www.youtube.com/watch?v=uUGwRcLhOqMGdy )
Bjarn wreszcie ujrzał wyraźnie sylwetkę jeźdźca, jego błękitne oczy rozszerzyły się w kompletnym niedowierzaniu.
- I dobrze dla ciebie że o tym pamiętasz, mój wojowniku. - wyrzekł głos jednocześnie zimny jak lód i ujmujący go za serce.
https://storybird.s3.amazonaws.com/artw ... olves.jpeg

Jora siedziała na białym jak śnieg wilku, którego grzywa zapleciona była zupełnie jak końska a z jego boków wyrastała para rozłorzystych, pierzastych skrzydeł. Wierzchowiec był nawet większy od konia, zaś jego paszcza dość duża by przegryźć demona na pół, co właśnie zobaczył. Otoczona magiczną aurą skrzącego się jak od mrozu powietrza, córka bogów wyglądała olśniewająco z rozwianymi warkoczami i odziana w pełny rynsztunek wojenny. Walkiria rzuciła tarczę i podała Bjarnowi rękę, którą uściskała go tak szybko jak tylko ten wstał. Odinsdotter przesunęła twarz, wtuloną w jego włosy i wyszeptała cicho, w kontraście do szalejącego wokół piekła
- Sprawy zaszły dalej niż Asowie śmieli nawet przypuszczać... nie wolno ci dzisiaj paść. - wojowniczka puściła Ingvarssona i spojrzała przed siebie. - A on nie może spełnić swych planów, dlatego skoro nie mogłeś dzisiaj wreszcie się ze mną złączyć, zarządałam spotkania z tobą... i nie przyjechałam sama z Folkvangu.
Ukochana Bjarna uniosła do ust złoty róg i zadęła weń, dobywając dźwięku słyszalnego na całym polu walki niczym bliski grzmot. Gdy tylko ton przebrzmiał zaraz rozbrzmiał chór przerażających wrzasków bitwenych oraz wycie wilków. Snop światłości uderzył w ich fragment pola bitwy, natychmiast spowijając go lodem i paląc żywcem demony oraz wybrańców.
Obrazek Po zamarzniętych trupach z nieba zjechał zastęp Walkirii, grzmiąc stalą oraz kopytami skrzydlatych wilków, z mrożącym krew w żyłach wrzaskiem galopując do walki. Złote włócznie i lodowate miecze natychmiast zebrały straszliwe żniwo śmierci wśród demonów, w kilka chwil wyrąbując klin na znacznej połaci terenu. Półtora tuzina sióstr Jory uformowało klin, przeżynający się w dzikiej szarży prosto w stronę portalu i Alphariusa, zmiatając torujące drogę hordy. Bjarn wypatrzył Kharlota, leżącego pośród trupów i obitego jak nigdy. Norsmen podźwignął przyjaciela, który otrząsnął się gdy tylko zbliżyła się do nich Jora. Kharlot zamrugał powiekami.
- A więc to ty... jednak... - wydukał mało przytomnie, przyglądając się Valkirii. - Zaszczytem jest cię poznać, obyście z Bjarnem...
- Ogarnij się, druhu! Los darował nam jedną szansę, chyba zacznę w niego wierzyć! Pospiesz się, głowa Alphariusa czeka na nasze topory!
Kharlot skinął głową i odżył, gdy tylko wziął w rękę Blodfara.
- Naprzód więc!
Obaj wojownicy wraz z Jorą wysforowali się na czoło klina Walkirii i z każdą sekundą byli coraz bliżej portalu. W końcu szereg heroldów demonicznych bóstw legł martwy u stóp piedestału, a wojowniczki rozjechały się we wszystkie strony, rąbiąc pobliskich wrogów.
- Uważaj na siebie, kochany... - rzekła Jora, nachylając się z siodła, by pocałować Bjarna. Ten objął ją i odwzajemnił pocałunek, po czym skinął do niej głową.
- Ty także, jeśli polegnę kto odniesie mnie do Hal Przodków jeśli upadniesz ?
Jora przez chwilę patrzyła jak dwójka wbiega na piedestał z portalem, po czym zaszarżowała pomóc Inkwizytorowi południowego boga, który zmagał się z Wielkim Nieczystym.

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Tasak uderzył w tarczę wybrańca, siła uderzenia zmusiła go do przyklęknięcia. Aszkael odrzucił od siebie potężną broń przeciwnika, po czym zaczął krążyć dokoła niego. Swoimi ślepiami starał się wypatrzeć miejsca w którym cios był by wstanie wyrządzić, jakąkolwiek krzywdę bestii. Jednak magiczne ciało utworzone z magii i metalu, wydawało się być pozbawione takiego punktu. Czyżby przyszło mu po prostu brutalną siłą rozczłonkować swojego przeciwnika, tak samo jak zrobił to kiedyś. O ile z pamięci wywalał wiele ważnych lub mniej ważnych faktów, jak zwycięstwo Marii na szczurzej arenie czy zajście podczas którego Kharlot nabawił się napisu na klacie a Aszkael stracił dłoń. To są rzeczy o których po porostu nie mógł zapomnieć, pamiętał ten dzień jak by to było wczoraj. Emocje do niego wracały, wspomnienia nabierały dawno straconego koloru. Jeśli Alpharius chciał w jakiś sposób uderzyć w niego mentalnie, to była to jedyna droga. Szkoda że mało efektywna, Aszkael uchylił się przed kolejnym cięciem samemu wymierzając cios w złączenie na kolanie. Niestety demoniczne ostrze musnęło płomień, nie czyniąc żadnych szkód. Nie chciał tego ale mimowolnie wspominał, jego koncentracja została rozdarta między teraźniejszość a czasy kiedy umysł zaprzątały mu przyziemnie sprawy, jak kobiety czy grabieże. Był to dzień kiedy zaczął wykuwać to kim jest, wtedy też stanął pełen pogardy i nienawiści przeciw Aszkorowi. Byłą to osoba która wzbudzała w nim wiele emocji, od podziwu na lęku kończąc. Czemu stanął na przeciw niego? Z nienawiści, z zemsty, chodź teraz wiedział że to były raczej błahe powody. Nawet teraz nie wiedział czy chciał pomścić matkę i siostrę, czy po porostu była to drogą aby odnaleźć się w świecie.Teraz jednak nie miało to znaczenia był nowy bytem, odrodzonym posiadającym o wiele ważniejszy cel. Tak samo jak wtedy poprawił chwyt na rękojeści swego miecza, lecz tym razem nie ściskała go ręka młodzieńca. Czerwona z zimna i trzęsąca się ze strachu lecz dłoń wojownika wykutego w wirach chaosu. Tym razem jego czarne włosy nie lepiły się od opadającego, co najwyżej przybrały by teraz barwę czerwieni o ile mógł by zdjąć hełm stanowiący aktualnie część jego ciała. Dziś się nie wahał, był ostrzem wykutym przez samych Bogów. Niosącym tysiące przekleństw i błogosławień na swej duszy zamieszkującej Królestwo Chaosu. Aszkael zablokował kolejny atak potężnego tasaka, iskry posypały się na podłogę. Zarówno on jak i bestia zmusili się do pokazu siły, żaden nie miał zamiaru odpuścić. Wybraniec mimo wyraźniej przewagi oponenta nie miał zamiaru się podać, nie mógł tego zrobić. Z krzykiem odrzucił tasak od siebie, kiedy broń uniosła się Marionetka Losu zaatakował z góry. Demoniczne ostrze uderzyło w czarny pancerz, odrąbując go od fioletowego płomienia. Aszkor się cofnął, druga łapa uzbrojona w pazury uderzyła w posadzkę. Aszkael spojrzał na niego tym samym wzrokiem co wiele lat temu, kiedy zadał mu pierwszą ranę. Wtedy Aszkor wybuchnął śmiechem i stwierdził że będzie walczył na poważnie, teraz jego ryk był raczej pełen gniewu. Nie był głupcem który nie uczy się na błędach, jednak przez wiele lat sam Aszkael się zmienił. Wybraniec nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo, nie zauważył kiedy stracił człowieczeństwo i zgodził się na rolę marionetki tańczącej zgodnie z wolą Mrocznych Potęg. Potężna łapa popędziła w stronę Po tysiąckroć przeklętego, ten rzekłszy kilka słów w mrocznej mowie po prostu zniknął. Łapa uderzyła w ziemię wgniatając się w nią, jak nagle zniknął tak nagle się pojawił. Wyłaniając się w osnowy, wybraniec uderzył z pół obrotu ściskając swe demoniczne ostrze oburącz. Klinga rwąc wymiar przeszła przez lukę w czarnym pancerzy bestii, fioletowy ogień stracił jedność a metalowe szpony bezwładnie uderzyły w posadzkę. Aszkor cofnął się, wybraniec kroczył w jego stronę tak samo jak tamtego dnia zanim zadał ostateczny cios. Lecz czuł tych emocji które władały nim wtedy, teraz był po prostu Boskim Ostrzem usuwającym przeszkodę na drodze planu Mrocznych Potęg. Aszkor ryknął po potężną łapa starał się zdeptać wybrańca, ten położywszy rękę na amulecie skupił się. Cios spadł na ziemie, lecz Aszkael już znajdował się na plecach swojego oponenta. Czarna klinga przebiła się przez miejsce gdzie zwykły wojownik miał by szyję, to wystarczyło aby metaliczny kolos zaczął się rozpadać. Towarzyszyły temu ryki i jęki duszy rozrywanej przez uwalnianą moc chaosu wydobywającej się z klingi wybrańca. Pośród tych wrzasków usłyszał też słowa, nie był wstanie ich dokładnie usłyszeć. Były pełne pogardy ale też... aprobaty i pochwał. W sumie była to ostatnia rzecz jaką wybraniec chciał usłyszeć od osoby jaką był jego ojciec, zawsze miał go za śmiecia. Być może nie rozumiał jego podejścia do życia i sposobu okazywania emocji, jednak to nie miało znaczenia. Wybraniec zeskoczył ze stosu metalu pozostałego po Aszkorze, cała reszta bawiła się równie dobrze jak on. Magnus puryfikował Wielkiego Nieczystego a Bjarn z Kharlotem w towarzystwie Walkirii zbliżali się do celu.
- Znów zostawili mnie z tyłu- rzekł wybraniec ponownie zapinając tarczę na ręce, nagle usłyszał obok siebie ryk. Spokojnie rzucił spojrzeniem przez ramie- A więc tu jesteś...ile można na ciebie czekać?!
Chwile później dosiadając potężnej bestii o sześciu łapach i kocich aparycjach Aszkael starał się zmniejszyć odległość między nim a resztą. Demon zesłany mu przez Khrona był teraz znacznie większy niż zazwyczaj, a swoimi gabarytami przewyższał ogary Pana Bitwy.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Demony nie ustawały. Ich napór nie słabnął. Siły Chaosu napierały na Czwórkę. Ci jednak również nie zamierzali się poddawać. Brnęli do przodu. W posoce demonicznych trupów których liczba cały czas narastała. Siecząc i rąbiąc napotkanych przeciwników bez cienia wątpliwości ,bez strachu. Magnus w nieprzerwanej krucjacie gromił najwyższy stopień herezji będąc w tym miejscu ,wśórd hord demonów i trójki pogańskich barbarzyńców jedynym promieniem światłości. Plugastwo o którym przeciętny mieszkaniec Imperium nie wiedział ,a gdyby jednak tak się stało to owy mieszkaniec byłby zlikwidowany przez odpowiednie służby. Wszak wskazywało to na kontakt z nimi. Choć w szególnych przypadkach taki delikwent. Czasem weteran armii która starła się z demonami. W aktach fanatyzmu wstępywał w szeregi band biczowników ,by poprzez pokutę zmyć ten grzech.Demony. Bestie piekielne które nawiedzały wielu w tych ciężkich czasach. I nie chodzi tu tylko o fizyczną postawę. Bowiem demony kłębiły się w umysłach. W czynach. Postać fizyczna jednak to terror i rzeź. Czasem bywało ,że na wielkich polach bitwy ,utrapieni w chaosie czarnoksiężnicy przyzywali te potwory. Jednak nigdy nie na taką skalę jak robił to Alpharius. Zwykle był to jeden ,dwa Krwiopuszcze dla przykładu. I nawet w takiej ilości były w stanie przełamać sie przez szańce wyłaniając sie z portali w najmniej spodziewanym miejscu. I szczęśliwy był wtedy żołnierz obok którego walczył kapłan Sigmara... bądź przedstawiciel Świętego Oficjum. Smród Chaosu aż kuł nozdrza Magnusa swym przeraźliwym swądem. Ten jednak znajdywal ukojenie. Rozbijając czaszki wrogów.
Nieustannie bił swoim buzdyganem. Bez strachu i wątpliwości. Wręcz przeciwnie ,z wielkim oddaniem. Wszak słodko i zaszczytnie jest zarżnąć heretyka za ojczyznę. Święty buzdygan gruchotał kości wrogów ,błyskajac przy tym ,a te wrzeszczały ogarniane świętym ogniem. Bowiem nie dane im było wrócić do Królestwa Chaosu. Demony ,które powalone zostały Błogosławionym Buzdyganem Magnusa Von Bittenberga na wieki wieków popadały w otchłań potępienia. Święty buzdygan raził swym światłem ,a następnie gruchotał wroga mocarnymi urzeczeniami. Magnus nie zważał na ich marne próby ataku. Parł w chęci zniszczenia herezji. Parł w chęci zabicia Alhpariusa. Wreszcie parł by dokonać aktów zemsty. Zarzynał demony poszczególnych bogów ,by ci dostrzegli ,że kuszenie Wielkiego Inkwizytora to nie byle błahostka. Wrzeszczały ,gdy ich materialne ciało płonęło ,a spaczone chaosem dusze rozrywały się i spadały w otchłań wiecznej katorgi. Jednak takie było ich przeznaczenie i dokonywało się w blasku świętego oręża. Sigmar dał. Sigmar zabrał.
Miotacz również nieustannie działał. Coraz to kolejne fale ognia zalewały Arenę swą śmiercionośną pożogą. I również w tym przypadku nie dane było plugawym stworom znów oddać się służbie swych panów ,by za chwilę znów zalać Arenę. Te również w piskach i wrzaskach palonych ciał spadały w najciemniejsze piekło pod każącą ręką sprawiedliwości. Płomienie wybijały z błogosławionego pancerza i ogarniały grupy demonów. Te wnet puszczały broń próbując panicznie się ugasić ,jednak nie było takiej szansy. Ich ciała skwierczały i topiły się. Z oczu wybijały im białe płomienie ,gdyż ich dusze były oczyszczane. Demony wrzeszczały i darły się nie spowodo utraty materialnych powłok ,ale wiecznego potępienia dusz. Czy to rozbite buzdyganem ,czy pod płomieniami miotacza ,czy zmasakrowane żelazną pięścią Magnusa. Ten nawet nie dobywał swych pistoletów. Nie było sensu. Tylko opóźniłyby kolejne ciosy i masakrę herezji. Malleus Maleficarum błyskało pod płaszczem Magnusa ,w obecności tak nasilonej energii Chaosu. W normalnym warunkach odegnało by to złe siły i dało odwagę i moc Magnusowi ,ten jednak stojąc po środku Areny pełnej hord demonów. Jako przestawiciel Sigmara prowadząc oczyszczenie w jego imieniu ,nie potrzebował tego. Z gniewem w oczach i czysta nienawiścią ,spowodowaną swą gorejącą wiarą ,odbierał żywota bez ustanku.
Von Bittenberg wypalił z miotacza po czym chwycił biegnącego Krwiopuszcza. Ten nie zdążył nic zrobić kiedy żelazna ręką rzuciła nim o ziemię ,po czym inkwizytor swym ciężkim butem zgniótł mu czaszkę. I tylko mała fala płomieni spłynęła na niego ,by zbawić jego duszę. Kolejny już zamachnął się ,jednak Magnus w porę zbił cios i wyprowadził silną kontrę znad głowy. Demoniczne ostrze pękło pod natłokiem świętej mocy ,a rzecz ,by taka broń pękła prawie nigdy nie nie zdarzała. Demon odskoczył widząc kawałki swej broni ,po czym z okrzykiem rzucił się na Von Bittenebrga. Ten jednak w porę złapał za jego czaszkę swą żelazną dłonią. Ścisnął ją widząc nienawiśc i krwiste oczy sługi Khorna. Ten w akcie niebywałego szału utraty broni bił łapskami po zbroi Magnusa. Ten jednak trzymając go tak za czaszkę wbił w niego drugą rękę ,a dokładnie lufę miotacza ognia. Wbiła się ona swym bagnetem w brzuch demona ,po czym uwolniony w jego środku ogień rozerwał go na strzępy. Magnus jednak nie ustawał i natychmiast łeb demonetki zostal strącony z karku jednym ciosem. Magnus wymachiwał swą bronią w słusznym gniewie ,jednak nie były to fanatyczne ciosy ,a dokładnie wyćwiczone ataki ,chwyty ,ciosy.
Nagle ujrzał jak coś się dzieje. Podniósł wzrok spod swego żelaznego kapelusza i ujrzał... cud...
Chmury w Osnowie rozstąpiły się. Demony wokół niego spłonęły w moment. Zdawało się słyszeć dźwięk rogów i odgłosy jeźdzców ,a promienie światła biły na całą Arenę oślepiając sługusów zła. Z białych chmur zjechały przepiękne kobiety. Uzbrojone na swych białych koniach. Ze skrzydłami w hełmach spadając z niebios na hordy demonów ,które legły pod ich chwalebnymi ciosami. Padały ,gdy ten jedynie zamachneły się w sługi Chaosu. Magnus padł na swe żelazne kolana ściągając kapelusz wśród setek trupów. -Anioły...- wycharczał przez zakrwawione usta. Wielki Inkwizytor padał tylko przed świętością. Wszak był jej przestawicielem na ziemi.
"Sigmarze... dzięki ci za ten cud... zesłałeś mi swe anioły ,by razem ze mną dopełniły celu...AMEN!" - pomyślał ,gdyż rany nie pozwalały mu mówić. Tak jak wtedy w szczurzym mieście. I teraz Sigmar o nim nie zapomniał. Magnus powstał z gniewem chwytając buzdygan i już miał ruszyć w bój widząc święte istoty. Taki był cel. Cel wskazany przez samego Sigmara ,który sprawił ,iż jego zastępy zstąpiły pod postacią pięknych aniołów
Kiedy jakaś ociekajaca zgnilziną ręką poderwała go do góry.


[Dobra panowie! Epickość na epickości epickością pogania! :)
Ja muszę się ewakuować ,aby trochę poinkwizytorować. Wykorzystujcie w swoich opisach Magnusa i łowców w wieży śmiało. Wiecie jak go używać. Szkoda trochę ,że w takim momencie. Wracam w poniedziałek. Wiem o co proszę ,ale proszę poczekać na mnie z Wielkim Finałem ,jakkolwiek do niego dojdzie :twisted:
Anioły Sigmara to rzecz jasna Valkirie ;) oczami Magnusa
ale hańba Wam bo tu powinien być tylko jeden soundtrack:
https://www.youtube.com/watch?v=ruA5E3hy9DI ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

http://www.youtube.com/watch?v=X2tDbEwTqnQ
Blodfar przecinał powietrze z prędkością, w jaką żaden śmiertelnik nie mógłby wprawić tak ciężki oręż, ciągnąc za sobą szkarłatną smugę. Legendarna broń wznosił się i opadała, ze świstem przechodząc przez metal, mięso i kość.
Mimo długości toczącej się bitwy, Kharlot nie zwalniał. Ból i gniew były mu motorem napędowym, a swoista maszyna śmierci i zniszczenia wciąż podkręcała swe obroty. Demony padały od jego broni, nie bacząc przy tym jakiego pana reprezentują. Zwierał się ze wszystkimi, a ogniste kostury, eleganckie, błyszczące rapiery, zardzewiałe i pokryte trucizną miecze, ani piekielne ostrza z brązu, żadne nie było w stanie zatrzymać go na dłużej. Pozbawiał głów charkoczących siewców zarazy, miażdżył kuszące demonice, rozrywał na ćwierci zmiennokształtne przerażacze i upuszczał krwi krwiopuczom. Wyszukiwał przy tym godnych przeciwników, których powalenie byłoby czymś więcej, niż ulotną chwilą. Takim miała okazać się wielka bestia Nurgla.
Kharlot wiele słyszał o tych stworzeniach. Ledwie kilka takich było w stanie zatrzymać szarże elitarnych oddziałów niemal wszystkich armii tego świata, kładąc trupem zakutych w stal rycerzy, mistrzów miecza z Alfheimu i innych, znakomitych wojów. Jedynie ogień był w stanie pokonać chodzącą manifestację Praojca Nurgla. Kharlot tą bronią nie dysponował.
Zapowiadała się dobra zabawa.
Uskokiem w bok uniknął spadającego ciosu łapy i ciął pokryte śluzem i ropniami opasłe cielsko. Trysnęła cuchnąca breja, lecz bestia nawet nie okazała bólu. Oto są dary najstarszego pośród bogów.
Walka z tak wielkim przeciwnikiem zmuszała Aeslinga do ruchu, jak rzadko kiedy. Zwykle przedkładał stabilną pozycję nad pracę nóg, wyprowadzając piekielnie silne ataki przełamujące wolę i obronę przeciwnika, jednak doświadczenie nabyte podczas walki z wielkimi potworami nauczyło go, że jeśli nie zachowa aktywności- zginie.
Przetoczył się pod ciosem pokrytej trującym śluzem macki i ciął po kolanach bestii. Choć potwór nie czuł bólu, zmuszony był nieco cofnąć się. Kharlot wykorzystując ociężałość przeciwnika zmienił kierunek ataku, nadchodząc z drugiej strony. Uderzył z ukosa, odrąbując jedną z czterech macek przy gębie potwora, którą zwykł nagarniać swe ofiary do paszczy. Kończyna wiła się jeszcze przez chwilę, pełznąc w kierunku oprawcy. Bestia odwróciła się, sikając posoką z rany i zaszarżowała gniewnie. Kruszący Czaszki stał w miejscu, jakby oczekując i akceptując los. Gdy potwór był tużprzed nim, zanurkował w dół, między słupowate kończyny bestii w efektownym ślizgu rozcinając jej brzuch. Napęczniałe i pokryte rakowymi ogniskami bebechy stwora wysunęły się z mlaskiem, plącząc się miedzy nogami demona. Bestia potykała się, plącząc we własne jelita, nie mogąc atakować czy umknąć oprawcy.
Kharlot wskoczył na grzbiet potwora, z trudem zachowując równowagę na śluzowatym cielsku, po czym z rozmachem rąbnął demona w kark. Bestia targnęła się, a czempion stracił równowagę i poleciał do przodu. Złapał się w ostatniej chwili wielkiego kła bestii, który wystawał z jej czoła, tuż nad pojedynczym okiem. Śluzowate macki objęły ciało wybrańca, który warknął z gniewu i obrzydzenia. Trucizna paliła jego skórę. Wiedział, że lada chwila przezwycięży go i sparaliżuje, umożliwiając potworowi pożarcie przeciwnika. Ból targnął całym jego ciałem, jednocześnie czuł się jakby był w dole z gliną. Ruchy jego zwalniały, ciało odmawiało posłuszeństwa. Dysząc z wysiłku, wyciągnął rękę w kierunku pojedynczego oka potwora, zatapiając dłoń w oczodole, za gałkę oczną. Kharlot szarpnął silnie, rycząc w furii, starając się wyrwać oko z ciała potwora. Demon poczuł coś, przed czym jego pan miał go uchronić- ból.
Mięśnie i naczynia ustąpiły gdy gałka została wydarta z oczodołu bestii w fontannie posoki. Kruszący Czaszki uniósł makabryczne trofeum i zakrzyknął triumfalnie. Zwaliste cielsko demona osunęło się na ziemię.
Wtem poczuł jak ziemia drży. Kątem oka ujrzał szarżującego krwiogniota, potężnego behemota z brązu dosiadanego przez herolda boga wojny. Jego umysł zareagował błyskawicznie, lecz jego ciało przeżarte trucizną odpowiedziało powoli i ospale. Wiedział, że nie zdąży zabić demona, ani uniknąć jego szarży. Już niemal czuł, jak moloch nabija go na swój róg na nosie, po czym tratuje pod swymi spiżowymi kopytami. Wtedy ujrzał Bjarna.
Wydarty Śmierci skoczył na pomoc bratu, widząc, że grozi mu niebezpieczeństwo, wchodząc między jego, a behemota. Stal jego runicznego topora zabłysła błękitem, drąc ciało i metal potwora. Jego okrzyk odbił się od ścian areny, zasiewając zwątpienie w serca wrogów. On nie walczył dla siebie. Khralot dodał kolejną pozycję do listy długów wobec Ingvarssona.
- Wspaniała szarża- pochwalił Thorgarsson, po czym zaśmiał się- Sami bogowie przeraziliby się tego okrzyku!
- Pieprzyć bogów!- krzyknął Bjarn- Wystarczy, że ten łysy kundel zesrał się w gacie!
Chciał ruszyć dalej, lecz Kruszący Czaszki powstrzymał go.
- Aż dziwi mnie, że dotychczas tego nie zrobiliśmy- rzekł.
Przełożył topór w lewą dłoń i przeciągnął nim po wnętrzu prawej, po czym wyciągnął ją w kierunku syna Dalekopodróżującego. Ten spojrzał nań nieco zaskoczony, lecz po chwili uczynił podobnie.
- Czynisz mi zaszczyt... bracie!- rzekł ściskając mu prawicę. Kharlot uśmiechnął się, po czym klepnął druha w ramię.
- A teraz chodźmy po łeb tego psa!- zakrzyknął, po czym obaj puścili się biegiem.
Ich ścieżkę znaczyły krew i eter, kosząc tych, którzy stanęli im na drodze jak zboże. Stalował nawałnica ich ostrzy powalała jednako demony i wybrańców. W końcu dotarli na miejsce.
- ALPHARIUUS! - Bjarn ryknął ku niebu. Nienawiść i złość tego zawołania zwróciła uwagę Pierwszego Akolity, który odwrócił się na podeście i z uśmiechem rozłożył szeroko ręce, stając na tle portalu.
https://www.youtube.com/watch?v=pbEdZFHvamI
- A HA HA HA HA! Natręci, czekałem na was! Przyszliście uświadczyć chwały Mrocznego Portalu ? Zbliżcie się więc, zobaczcie jak entropia Osnowy przejmuje i łamie tak ciało jak i stal! Będę się rozkoszować waszą rozpaczą!
- Rozpaczam jedynie, że nie dane mi było cię rozdeptać gdy mogłem, słabeuszu! Lecz nie martw się, zaraz naprawię swój błąd. - warknął Kharlot, przerąbując kolejnego demona. Alpharius wyraźnie mało zważał na ich groźby, gdyż z wyrazem zachwytu obrócił się ku portalowi.
- Wspaniały, czyż nie ? Powiodło nam się tam, gdzie zawiódł nawet sam wielki Lorgan! - wyskrzeczał Omegon.
- Zbliżcie się, spójrzcie uważnie w samą paszczę Spaczni! Jeśli szczęście wam sprzyja to zginiecie pochłonięci przez nią, zamiast przez ostrza moich legionów. - dokończył wielbiącym tonem Alpharius.
Nim Kharlot zdołał uczynić krok w kierunku Namaszczonego, potężna fala energii cisnęła nim jak figurką w tłum walczących. Uderzenie w ziemię wycisnęło mu powietrze z płuc. Kontury zamazały się, a głosy stały się odległe. Czerwone plamy wstąpiły mu przed oczy, mieniąc się różnorakimi odcieniami. Zmysły jego odmówiły mu posłuszeństwa, mącąc, mieszając rzeczywistość z ułudą. W ustach czuł smak krwi. Wreszcie nie czuł bólu... nie czuł nic.
Nie wiedział, ja długo tak leżał. Demony i wybrańcy walczyli nad nim i umierali, traktując go jak kolejnego trupa. Chciał się dźwignąć, coś powiedzieć, lecz nie mógł.
Słyszał jakiś znajomy głos nad sobą. Czyjeś silne ramię pomagało mu wstać, lecz on nie mógł. Wtem ujrzał głos... i światłość. Piękna kobieta w lśniącej zbroi przemawiała do niego. Jej głos był słodszy niż najprzedniejszy nektar Saarlsów. Mówiła mu, że jego czas jeszcze nie nadszedł, że ma wstać i walczyć. To przypomniało mu wiersz, który poznał lata temu, wiersz, który po usłyszeniu poprzysiągł spełnić co do joty.

Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,
Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,
Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych
I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.
Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,
Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,
Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,
Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne,
Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!
Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.


Nie było miejsca w jego sercu na zwątpienie, nie było czasu na spoczynek. Jeden był w jego życiu cel, jeden sens. Nie zamierzał go ani na chwilę porzucać.
Znów biegli w szaleńczej szarży na sprawcę całej tej sytuacji, prowadzeni przez zastęp Valkirii. Kharlot znów łaknął krwi. Stos trupów rósł z każdym ich krokiem ku celowi. Jora nachyliła się w siodle, by pożegnać swego kochanka, szepcząc mu coś do ucha. Kharlot poczekał na niego, patrząc jak Magnus i Aszkael doganiają ich. Ostrze Bogów dosiadał swojego kota. Oczywiście nie w kociej postaci.
- Uważaj na niego- szepnęła na odchodne Jora do Bjarna- Ma strudzony umysł. Długo mi zajęło, nim w końcu do niego dotarłam.
Wydarty Morzu spojrzał na Aeslinga z ukosa.
- Wiele przeszedł...- mruknął.

***
Serce Lorgana unosiło się w centrum portalu, jaśniejąc piekielną poświatą. Huczące strumienie energii płynęły z niego, zasilając bramę między światami. Alpharius patrzył urzeczony w wyrwę, wyciągając doń ręce.
- Słyszcie mnie bogowie! Oto ofiarowuję wam ten artefakt, a wraz z nim ten świat, jako ofiarę ku czci waszej wielkości!- krzyknął- W zamian proszę was o obiecaną nagrodę!
Portal zajaśniał czterema odcieniami, a przepływ energii na chwilę zatrzymał się. Kłębiąca się nad zamczyskiem burza Osnowy zakotłowała się, jakby sami bogowie skierowali tu swoje spojrzenie.
Wtem brama międzywymiarowa wybuchła płomieniem, który objął stojącego przed nią Pierwszego Akolitę. Ogień pochłonął jego ciało, paląc jego szaty, skórę, mięśnie i kości. Widząc to Magnus zaklął szpetnie, jak nigdy.
- Co jest?!- spytał Bjarn, targany złym przeczuciem- Skurwiel fajczy się na naszych oczach. To chyba dobrze, nie?- rzekł dość mało pewnie- Powiedz, że jesteś zły tylko dlatego, że nie tobie przypadnie sprzątnięcie tego fajfusa...
- Byłem ślepy przez cały czas! W swej naiwności brałem Alphariusa za zwykłego heretyka. Podstępnego i niezwykle przebiegłego, ale jednak!- syknął Żelazny Inkwizytor- Zwykle portale należy stale podtrzymywać, co wymaga wielu akolitów do tego... lub jednego, lecz potężniejszego.
- Czyli Alphariusa...?- spytał Bjarn
- Tyle, że moc potrzebną do podtrzymania tego pochodzi z tego plugawego artefaktu! Alpharius nie jest tam potrzebny, chyba że...
- Chyba, że właśnie następuje Wstąpienie...- dokończył Aszkael.
- Że co... o kurwa...
Płomienie wypaliły ośmioramienną gwiazdę Chaosu na arenie. Piasek i spiż mieszały się ze sobą, otaczając huczący ogień. Płomienie zakryły ciało Alphariusa, słychać było jedynie jego śmiech..., który ze skrzeczącego, stawał się coraz bardziej nieludzki i basowy. Potem usłyszeli kroki. Ujrzeli wielkie ciało wychodzące z płomieni, przewyższające każdego z nich dwukrotnie. Ciało... księcia demonów.
Kopyta zaryły w piach, wzbijając kurz przy każdym kroku. Bladofioletowe ciało pokryte było znamionami, pulsowało energią Osnowy. Na szerokim karku widniały dwie rogate głowy, o paszcach pełnych zębów jak sztylety. Każda z czterech rąk dzierżyła broń. Żarzący się kostur. Elegancki bicz. Ociekająca śluzem buława. Zębaty miecz o szerokim ostrzu. Oczy demona skierowały się na czwórkę bohaterów.
- Okazujecie się większą niedogodnością, niż się spodziewaliśmy- rzekł książę dudniącym basem, z dwóch głów na raz- Będziemy zmuszeni rozwiązać ten problem osobiście.
- Sądziłem, że wolisz załatwiać wszystko przez swe sługi- zakpił Magnus.
- Prawda- rzekł demon- Lecz czasem nawet bogowie muszą ubrudzić sobie ręce.
Aszkael roześmiał się.
- Cóż takiego zabawnego widzisz, marny śmiertelniku?- rzekł Namaszczony, nieco poirytowany.
- Może jesteś księciem demonów, lecz to my jesteśmy ziarnkiem Chaosu w trybach twoich machinacji- odparł wybraniec.
Chciał coś jeszcze dodać, być może nawet miał dłuższą przemowę, lecz nie pozwolił mu Kharlot.
- Dość tych grzeczności. Pora zatańczyć!- rzekł, uśmiechając się lekko- Graj muzyko!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Byqu pisze: Ostrze Bogów dosiadał swojego kota. Oczywiście nie w kociej postaci.
Kur... to Heman. :shock: Teraz rozumiem, dlaczego Aszkael wygrywa.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[ No to co kładziemy Alphariusa i szukamy pewnego lisza aby ostatecznie uratować świat, ale wracając do sedna. Z usiekaniem księcia demonów czekamy na Kordelasa czy jak?]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Rogal700 pisze:[ No to co kładziemy Alphariusa i szukamy pewnego lisza aby ostatecznie uratować świat, ale wracając do sedna. Z usiekaniem księcia demonów czekamy na Kordelasa czy jak?]
[ A wszyscy czepiali się Kiliana, że zabił coś takiego solo XD Czasy się zmieniają. W ogóle ta arena poszła ze 100x bardziej w pg niż ta za czasów szczurzego miasta :P ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

ODPOWIEDZ