ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
Re: ARENA ŚMIERCI NR 35 -Forteca Bogów
[Oj dzieje, się dziej . Już nie mogę doczekać się finałowej walki !]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Kto ? Bjarn ?!Kordelas pisze:Ale... ale... on był mój...
@Rogal - genialnie pomyślane, syty motyw z zabraną duszą wojownika ]
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ A podpisany był ? poza tym i tak go przecież wykończył... ]
[Zapowiada się wyśmienity finał ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
Walka piętnasta- Finał!
Aszkael o Czarnym Sercu, Po Tysiąckroć Przeklęty i Błogosławiony, Marionetka Losu i Ostrze Bogów, Wywyższony wybraniec Chaosu Niepodzielnego vs Magnus von Bittenberg, Żelazny Inkwizytor
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=LOf552AhZ-o ]
Ogień i krew.
Zdawały się być wszechobecne. Ziemia była przesiąknięta szkarłatną posoką, drapana dotkliwie przez języki płomieni. Powietrze było wypełnione żarem, swądem śmierci i szaleństwa. Bezkształtna masa chaosu, którą tworzyli walczący zawirowała, chyląc się jeszcze bardziej ku otchłani.
W chwili śmierci Alphariusa ostatnia namiastka porządku legła w gruzach. Demony rzucały się jedne na drugie, a kruchy sojusz pomiędzy bogami poszedł w zapomnienie. Pośród nich zastęp Valkirii, aniołów chwały jaśniał niczym srebrzysty grot w ranie, wycinając sobie drogę pośród tego szaleństwa. Po środku stało dwóch ostatnich gladiatorów.
Gorący wiatr targał ich płaszcze, obrzucając twarze żarem, płomienie odbijały się od ich zakrwawionych pancerzy, tańcząc słabym blaskiem. Kharlot wypuścił topór z rąk. Nie był w stanie nic zrobić. Cały jego poszedł na marne.
Magnus zmierzył surowym wzrokiem Aszkaela. Jego palce odruchowo zacisnęły się mocniej na rękojeści świętego buzdyganu.
- A więc tak kończy się Arena!- rzekł Aszkael, patrząc swemu rywalowi prosto w oczy.
- Dziś rzeczywiście coś się kończy… ale jeszcze nie teraz - zaprzeczył Magnus- Jeszcze jedna osoba musi zginąć, by zakończyć to szaleństwo!
Aszkael uniósł miecz, mierząc sztychem w inkwizytora.
- W tym zgadzam się całkowicie!
Ruszyli na siebie jednocześnie, jakby na niewypowiedzianą komendę, która padłą w ich umysłach jednocześnie. Stal zabrzęczała o posadzkę, wzbijając tuman kurzu. Spotkali się w połowie drogi. W tej jednej chwili nie istnieli żadni inni bogowie, prócz nich… Bogów Areny.
Pierwszy uderzył Magnus, zamachnąwszy się ciężkim buzdyganem niczym niegdyś sam Sigmar Ghal Marazem i opuścił go na tarczę Aszkaela z gwałtownością grzmotu. Święty oręż huknął o ciężką pawęż niczym młot o stalowe kowadło, krzesząc deszcz iskier. Wybraniec odepchnął od siebie przeciwnika i ciął po okręgu. Demoniczny miecz zgrzytnął okrutnie po złoconym pancerzu inkwizytora, żłobiąc w nim głęboką bruzdę prowadzącą przez tors. Żelazny Inkwizytor cofnął się pół kroku, wyciągając lewą rękę w kierunku swego adwersarza, uwalniając święte ognie niebieskie. Gniew płomieni był jednak niestraszny wybrańcowi, który ponownie zastawił się wielką tarczą. Języki ognie lizały wykutą na jej powierzchni gwiazdę Chaosu, lekko ją jeno rozgrzewając, zupełnie jakby heretycki symbol śmiał się w twarz boskiej sprawiedliwości. Ostrze Bogów postawił ciężko krok w kierunku swego adwersarza, rozbijając strugę plazmy na dwoje, usiłując dostać się na odległość cięcia mieczem. Magnus to przewidział i opuścił broń tuż przed nadchodzącym atakiem, zbijając buzdyganem demoniczne ostrze, samemu kontrując. Błogosławiony oręż opadł z hukiem na naramiennik wojownika o Czarnym Sercu, zgrzytnął zgniatany metal, a z pomiędzy popękanych blach popłynęła ta sama co poprzednio ciemnobrunatna ciecz, tym razem jednak sycząc i parując w kontakcie z powietrzem. Aszkael żachnął się, widząc to, cofając ramię jak gdyby poczuł oparzenie.
- Zbyt dużo czasu minęło odkąd zapadł na ciebie wyrok heretyku! Zbyt długo każące ręce sprawiedliwości nie mogły cię dosięgnąć- zakrzyknął Magnus- Dokończę to, co zaczął Hyshis ponad osiem lat temu!
- Jego moc nie była w stanie zatrzymać mnie w objęciach śmierci!- odparł Aszkael głosem głębszym, niż zwykł- Twoja nie będzie w tym skuteczniejsza.
- To się okaże.
Ostrze Bogów zbił mieczem uniesiony miotacz ognia i uderzył rantem tarczy szyję von Bittenberga. Krew i płyn hydrauliczny trysnęła spod maski na twarzy wysłannika Świętego Oficjum, spływając po zbroi, lecz szybko ginęła w szkarłatnym impregnacie, który pokrył ją po całej bitwie. Aszkael uderzył ponowie, rozcinając metal na ramieniu inkwizytora, odsłaniając przewody, lecz ten odpowiedział mu podwójnym uderzeniem krzyżowym. Pierwszy z nich huknął głucho o tarczę, lecz drugi odnalazł drogę, lądując prosto na hełmie wybrańca. Uderzenie, które zabiłoby każdego śmiertelnika zatrząsało upadłym rycerzem, który cofnął się kilka kroków. Bo choć wybrańcy nie są ludźmi, nie potrzebują snu, ni strawy, wciąż można ich ogłuszyć. Magnus wiedział to jak nikt inny.
Nie zaprzestawał ataku, nie chcąc tracić inicjatywy, uderzał więc raz po raz. Pancerz Chaosu ugiął się pod mocą błogosławionego oręża, pozostawiając wgłobienie na brzuchu, wyginając kolano na bok, krusząc zawiłe ornamenty na zbroi wybrańca pod swymi uderzeniami.
Przyparty do muru Aszkael uderzył mieczem w powietrze, rozcinając barierę pomiędzy wymiarami i zniknął w niej w jednej chwili. Magnus przystanął na moment, oczekując zdradzieckiego ciosu w plecy, lecz ten nie nadszedł.
Ujrzał swego przeciwnika nieco dalej, nieco zdezorientowanego. Najwidoczniej nie wyszedł w miejscu, w którym zamierzał. Von Bittenberg domyślał się, że to pobliski niestabilny portal zaburzał moc wybrańca.
- Nigdzie nie uciekniesz…- rzucił oschle.
- Nie zamierzam uciekać- odwarknął Aszkael, wznosząc miecz do ataku.
Sypnęły się iskry, stal zadźwięczała o stal, gdy obaj przeciwnicy zwarli się ponownie, pełni gniewu i nienawiści, w próbie sił. I choć obaj dzielnie stawali, nie dane było poznać zwycięzcy, gdyż obaj uciekli się do fortelu.
Aszkael zmienił chwyt na rękojeści, przesuwając jednocześnie punkt podparcia i wyprowadził sztych w bark inkwizytora przeszywając go na wylot. Magnus warknął z bólu. Wybraniec wyszarpnął miecz, ciągnąć w górę, rozpruwając naramiennik rywala. Z gardła inkwizytora wydobył się zdławiony krzyk, mimo podwyższonej tolerancji na ból.
Ostrze Bogów cofnął się o kilka kroków, rozkoszując się widokiem cierpienia u starego wroga. Nie zauważył, że ten podczas zwarcia podrzucił mu małą bombę zapalającą.
Eksplozja odrzuciła go do tyłu. Szybujące ze świstem odłamki przecinające skórę na twarzy von Bittenberga nie były w stanie zetrzeć satysfakcji w jego spojrzeniu. Wrażenie to pogłębiło się, gdy ujrzał powstającego wybrańca, z wyrwą w jego pancerzu. Zamiast ciała jednak, Magnus dostrzegł jedynie bijącą światłość, purpurową energię Osnowy zasilającą ruchomy pancerz.
- Powinienem wiedzieć lepiej, że klątwa Ahrimana to nie mit…- rzekł inkwizytor. Oczy wybrańca błysnęły czerwienią.
- Po tysiąckroć przeklęty i błogosławiony, jestem wieczny!- zakrzyknął.
- Czymkolwiek teraz jesteś, śmiertelnikiem, czy demonem, przepadnij! Niech światłość Sigmara rozproszy twój mrok!
Uderzył w czempiona Chaosu Niepodzielnego z wielką siłą, jednak buzdygan ześlizgnął się jedynie po ciężkiej tarczy.
- Głupcze! Nie masz pojęcia jak wielu pragnęło mojego końca! Nie jesteś bliżej niż prymitywne dzikusy z dzidami i pochodniami, których spotkał gniew bogów, za moim posłaniem.
Jego garda znów była nie do poruszenia, nawet dla świętego buzdygana. Jego tarcza zdawała się być wieczna, nie poddając się straszliwym razom inkwizytora. Na każdy cios odpowiadał cięciem swego miecza, rozdzierając coraz liczniej pancerz Magnusa. Inkwizytor cofał się pod naporem tej nawałnicy mieczy, pozostawszy z coraz mniejszą liczbą okazji do ataku.
W końcu jednak wyczuł odpowiedni moment, blokując miecz lewym przedramieniem. Metal zgrzytnął, gdy ostrze przeszło na wylot. Magnus momentalnie wygiął rękę, uniemożliwiając wyszarpnięcie broni, samemu rozpoczynając zmasowany atak. Aszkael wzniósł tarczę, na którą spadał cios za ciosem. Stalowy kolec w jej centrum wygiął się i złamał, jej obrzeżne części wyginały się do wewnątrz przy każdym razie i choć niewiele, to nieustająco. Wybraniec szarpnął mieczem, lecz wzmocniona konstrukcja miotacza, efekt analizy poprzednich starć nie pozwoliła mu na to. Widząc, że próżne są jego starania, kopnął silnie w przód, odrzucając od siebie oponenta, wyrwawszy w końcu swą broń. Zakręcił nią młynka i zaatakował.
Kharlot klęczał przy umierającym przyjacielu nie wiedząc co czynić. Czuł, jak z każdą kroplą krwi życie uchodzi z Bjarna. Jednak wstęp do Walhalli został Ingvarssonowi odebrany… przez niego.
- Co ja uczyniłem…- szepnął ciężko- To wszystko moja wina. Sprowadziłem zagładę na własnego brata…
- Nie możesz stać bezczynnie!- krzyknęła Jora- Z każdą chwilą portal…
- Rozejrzyj się kobieto! Świat obraca się w ruinę. To, co widzisz nie da się rozwiązać ciosem topora!- wybuchł Kruszący Czaszki- Rozwiązanie tego, jeśli istnieje, jest poza moim zasięgiem. A Bjarn… on umiera przez mój egoizm…- dodał ciszej, gorzkim tonem.
Aszkael wzniósł ponownie tarczę, zatrzymując kolejny cios i odpowiedział sztychem w podbrzusze Magnusa. Żelazny Inkwizytor nie zareagował niczym więcej, jak przelotnym grymasem na twarzy, nie przerywając ataku. Pchnął silnie w twarz wybrańca, po czym zakręcił buzdyganem nad głową i uderzył go w ramię. Momentalnie zbił przy tym kontrę, szykując się do kolejnego ataku, lecz zamarł na chwilę.
Ziemia zadrżała mu pod stopami, wzbijając kurz i drobne kamyki. Targany surową mocą Osnowy grunt począł pękać i kruszeć. Magnus zabalansował ciałem, usiłując odzyskać równowagę, po czym uniósł wzrok. Choć z wizjera w hełmie wybrańca ział jedynie mrok, inkwizytor wyczuł, że się uśmiecha.
- Świat wali się w proch. Gdy już to się stanie, stworzę nowy, wspanialszy niż kiedykolwiek, z ognia i krwi!- krzyknął, spoglądając w niebo- Sami bogowie zachwycą się mym dziełem!
Magnus spojrzał ledwie na moment na otaczającą go bitwę.
- Cały ten Chaos… Będę miał wiele do naprawienia, gdy już cię zabiję- oznajmił.
Aszkael wzniósł miecz do postawy an garde.
- Czas to zakończyć- rzucił rezonującym głosem. Von Bittenberg przytaknął.
- Prawda, mój stary wrogu, czas najwyższy.
Balansując na niestabilnych płytach marmuru, ostatni gladiatorzy ruszyli ku sobie wyciągając oręż do ataku. Pierwszy uderzył Aszkael, wykorzystując przewagę zasięgu i otworzył kolejną wyrwę w zbroi przeciwnika. Żaden śmiertelnik nie przeżyłby tak wielu ran, lecz niewiele pozostało z dawnego ciała von Bittenberga, a maszyna była w stanie znieść wiele. Żelazny Inkwizytor odpowiedział ciosem w korpus wybrańca. Czarny metal aż pękł od świętej mocy buzdyganu. Chcąc wytrącić przeciwnika z równowagi, stary łowca pchnął dyszą miotacza w hełm Marionetki Losu, po czym uwolnił płomień. Ogień jednak minął swoją ofiarę, gdyż wybraniec grzmotnął rantem tarczy w przedramię oponenta, zbijając je na bok. Włożył w cios wiele siły, wykorzystał więc bezwładność i ciął nisko, z pełnego obrotu, otwierając brzuch przeciwnika. Trysnął olej i płyn hydrauliczny, ze środka wysypały się śruby, koła zębate i przewody, lecz szczeremu ku zawodowi Aszkaela nie było ani trochę krwi czy jelit.
Uszkodzenie mimo to było znaczne. Magnus cofnął się kilka kroków, chwytając za brzuch, sycząc przy tym ze złości. Aszkael zbliżył się powolnym krokiem, a gdy inkwizytor poderwał się do ataku, pełen gniewu i frustracji, grzmotnął tarczą w przegub i zatopił z rozmachem miecz w jego piersi.
Magnus stęknął głucho. Ból jednak dopiero miał nadejść.
Aszkael uwolnił drzemiącą w demonicznym mieczu moc Chaosu, poddając piekielnej katusze zarówno ciało, jak i dusze przeciwnika. Magnus wrzeszczał, jak nie wrzeszczał nigdy w życiu. Cierpienie przeszywało na wskroś resztki jego ciała, uderzając prosto w umysł, stwarzając wrażenie, jakby bolało go jego metalowa skorupa. Dusza rozdzierana była na dwoje, po czym znów brutalnie łączona, by cierpienie mogło trwać i trwać…
- A więc czujesz… mimo pancerza, mimo nowego ciała ze stali, czujesz- mruknął Aszkael z zadowoleniem. Odpowiedział mu krzyk, bezskutecznie duszony przez zaciśnięte zęby. Krzyk, przez który co dziesiąte słowo było urywkiem modlitwy. Ostrze Bogów zaśmiał się, słysząc je.
- Ha! Żałosne próby i starania! Prawdziwi bogowie ucztują na duszy tego śmiertelnika, którego nazywasz Sigmarem!
To był moment, w którym w Magnusie coś pękło. Nie w sensie fizycznym jednak, jako, że ledwo trzymał się w jednym kawałku. To słowa Aszkaela były jak ukłucie rozżarzoną igłą prosto w jego serce, które zepchnęło pozostałe cierpienie na dalszy plan. W jego ciało zstąpiła ostatnia iskra życia, pchając go do jeszcze jednego zrywu.
Jego lewa ręka odruchowo odszukała zrobioną wcześniej wyrwę, pulsującą plugawą energią. Wepchnął doń swój miotacz.
I odpalił.
Płomienie wybuchły wrzącym gniewem niebios, zalewając wnętrze pancerza wybrańca. Ogień wylewał się wszelkimi pęknięciami i otworami w jego zbroi, buchając przez łączenia i wizjer. Żelazny Inkwizytor nie puszczał spustu. Nie przegapiłby takiego widoku, choćby świat miał się zawalić.
- Oto są drogi demonów!- krzyknął, odpowiadając na ostatnie słowa Ostrza Bogów- Kłamać, zwodzić na manowce! Zniszczenie ich to jedyna droga!
Gorejące inferno rozgrzewało czarny metal, krwawy deszcz parował w styku z nim. I choć Marionetka Losu stał się żywą pochodnią, to nie miał zamiaru się poddać. Odrzucił on tarczę i wyciągnął dłoń, chwytając za gardło von Bittenberga. Odsłonięta skóra paliła żywym ogniem, lecz Magnus na to nie zważał. Wzniósł on swój święty buzdygan w górę, a gdy cios opadł, niósł ze sobą ciężar boskiej sprawiedliwości. Hełm wgniótł się do środka pod siłą razu, drugi cios odrzucił go do tyłu. Magnus dopadł czempiona Chaosu Niepodzelnego, uderzając w kolano, wyginając w drugą stronę, niż powinno.
Czarny kolos padł. Aszkael charczał ciężko, usiłując ruszyć którąkolwiek kończyną, lecz nie był w stanie. Magnus podszedł doń powoli, stając nad nim niczym grabarz nad świeżo wykopanym grobem. Posępny wzrok opadł na wybrańca, a on sam doznał czegoś, czego nie miał okazji stwierdzić od bardzo dawna.
- Czujesz to, prawda?- rzucił ochryple Żelazny Inkwizytor- Zdołałeś o tym zapomnieć, lecz my żyjemy z tym na co dzień. To twoja śmiertelność.
Aszkael chciał coś rzec, lecz nie zdołał. Czuł jak obca moc uderza nie w jego fizyczną powłokę, lecz w samo centrum jego jestestwa.
Jedynie jego ciężki dech rezonował w metalowej skorupie.
- Nie martw się, przeżyjesz. Zaklęcie leżące na tej broni nie jest dość silne, by zniszczyć twoją esencję. Wrócisz do swych lalkarzy, kukiełko.
- Są rzeczy gorsze niż śmierć- odezwał się w końcu Aszkael.
- Sam żeś sobie winien- odparł oschle inkwizytor. Wybraniec pokręcił głową.
- Nie mówię o swoim losie- wycharczał- Zapamiętaj moje słowa, bo kiedyś jeszcze je wspomnisz.
Magnus von Bittenberg nachyli się nad nim.
- Ty też coś zapamiętaj- rzekł- Ten moment. Nie obchodzi mnie bowiem czy wrócisz, czy cierpieć będziesz wieczne męki, czy znikniesz pogrążając się w niebycie. Niezależnie jakiż będzie twój los, chcę, byś przez te lata, przez wieki zapamiętał tego, który cię pokonał!
Buzdygan opadł prosto na twarz Aszkaela, wgniatając go w ziemię. Wtedy to wszelkie pęknięcia w zbroi wybrańca zajaśniały złociście, by po chwili cała zbroja miała zapaść się w sobie, płonąc ogniem czystym i jasnym. Po chwili pył jedynie pozostał z Ostrza Bogów, pozostawiając Magnusa von Bittenberga zwycięskim.
Magnus jednak padł na kolano, dysząc z wysiłku. Być może za chwilę podzieli los Aszkaela i wszystkich pozostałych zawodników, lecz przynajmniej był pewien, że żaden nie wymknął się oczyszczeniu. Pozostało jeszcze jedno.
Spojrzał na huczący portal i stwierdził, że nie da rady nic więcej uczynić. Poczuł, że cztery pary oczu, które od początku spoglądały na Arenę, teraz skierowane są wyłącznie na niego…
http://youtu.be/7FWoEyiQZnw?t=1m16s
Kharlot nie obserwował tytanicznych zmagań ostatnich jego gladiatorów. Klęczał, trzymając za dłoń umierającego Bjarna.
- Co ja uczyniłem… Jakiż los sprowadziłem na brata, tylko, by ulżyć własnemu cierpieniu… Dlaczego ratując bliską mi osobę, gubię tuzin innych?!
Delikatna dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Nie pogrążaj się w żałobie, bowiem jego los nie jest jeszcze przesądzony- wyszeptała słodko Jora- Wiesz dobrze, że trafi tam, gdzie przeznaczone mu było lata temu. Zasiądzie przy stole Odyna wśród swych przodków. Wtedy wreszcie będziemy mogli być razem. Nie stawaj mu na drodze do szczęścia!
- Szczęścia?! Bjarn nie zazna szczęścia. Zniszczyłem to marzenie, sprowadzając na ten świat Ragnarok!
- Wciąż jest jeszcze nadzieja- szepnęła, ujmując go za podbródek i spoglądając w oczy- Wierzę w ciebie.
Westchnął ciężko i zamknął oczy. Ujrzał swe dawne porażki, zapierające dech w piersiach przegrane i nieudane próby, momenty wstydu i upokorzenia. Te wspomnienia ponownie rozpaliły wygasający w jego sercu płomień gniewu.
Wstał i założył hełm. Magnusa, który zadawał właśnie ostatni cios obdarzył ledwie przelotnym spojrzeniem. Nie zasługujesz na ten honor- przeszło mu przez myśl.
Skoczył na pobliskiego krwiopuszcza dosiadającego potężnego molocha, ścinając go jednym uderzeniem topora. Bestia ruszyła na niego, lecz ten pochwycił jej łańcuchy, wykręcając jej kark. Siłą woli i mięśni zmuszał behemota do posłuszeństwa, nie przestając, dopóty nie pozwolił się dosiąść.
Archaon w końcu dotarł do celu. Jego przeciwnicy leżeli pobici, martwi lub złamani, a on stawiał właśnie kolejny krok ku jeszcze większej potędze. Oto przed nim widniał najwspanialszy dar, pośród tych, które dotąd ofiarował bogom. Wyciągnął dłoń, a artefakt sam powędrował ku niemu.
- Nareszcie! Serce Lorgana! Słyszcie mnie bogowie, oto biorę w posiadanie ten relikt w imię wasze i Chaosu! Niech…- umilkł, słysząc ostrzegawcze rżenie Dorghara. Obejrzał się i zdumiał.
http://www.youtube.com/watch?v=xzRYCz3CV2o
Spiżowy behemot wpadł na niego z pełną prędkością, przebijając rogiem jego bark. Wszechwybraniec warknął ze złości.
- Któż ośmiela się wystąpić przeciw mnie!- zakrzyknął.
- Ja- odparł Kharlot, po czym grzmotnął go pięścią prosto w hełm. Odpowiedził mu tylko zduszony warkot, gdy Archaon stoczył się pod kopyta behemota.
Kruszący Czaszki zatoczył krąg, tratując tych, którzy stanęli mu na drodze, po czym skierował wierzchowca spowrotem w kierunku portalu. Serce Lorgana leżało na ziemi pulsując magią. Nawet nie zwalniając Aesling porwał je z ziemi, obejrzał się jeszcze raz na leżącego Bjarna, po czym przekroczył wrota pomiędzy wymiarami.
Przejście przez wyrwę w rzeczywistości było bolesne, jakby tysiąc igieł z najczystszego lodu przeszyło jego skórę. Demony i wybrańcy zapewne nie mieli z tym problemu, lecz on był śmiertelnikiem. Zignorował jednak ból, zduszając go w sobie. Nie mógł się teraz zatrzymać. Słyszał ciężki, miarowy tętent kopyt, który podążał za nim. Obrócił głowę i ujrzał Archaona.
Wszechwybraniec również przekroczył portal, ścigając Kharlota, by odebrać mu to, co uważał za swoje. Khornita popędził bestię, wiedział jednak, że spiżowy moloch nie sprosta Dorgharowi w próbie szybkości.
- Bluźnierco! Pokłoń się przed moim majestatem i zwróć mi Serce, a dam ci szybką śmierć!- zakrzyknął Wszechwybraniec gniewnie.
- Wierz mi, walka z tobą jest okazją, którą nie przepuściłbym w innych okolicznościach, lecz teraz jestem zajęty czymś innym…- odprał Kharlot, zbyt cicho jednak, by tamten mógł go usłyszeć.
Archaon doganiał go szybko… zbyt szybko. Nie oddalili się na wystarczający dystans od portalu, by choćby myśleć o podjęciu ryzyka zniszczenia Serca.
Spojrzał za siebie w ostatniej chwili, łowiąc wzrokiem spadający miecz. Życie uratował mu błyskawiczny wyrzut topora za plecy, zbijając w ukośnej paradzie Królobójcę. Choć był to jedynie miecz, o zwyczajnej długości, Kharlot poczuł uderzenie jak po ciosie metalowym drągiem o średnicy kilku centymetrów. Zamachnął się Blodfarem i ciął potężnie, lecz Archaon zdołał już się oddalić na swym wierzchowcu.
Archaon atakował mądrze, z lewej strony, przez co Aesling miał trudności z sięgnięciem przeciwnika. Ponadto szybszy i zwrotniejszy Dorghar umożliwiał mu błyskawiczne manewry. Kharlot zdawał sobie doskonale z tego sprawę, dlatego zawrócił behemota w kierunku przeciwnika. Bestia, której dosiadał idealnie nadawała się do druzgoczących szarż i rozbijania szyków wroga w pył, lecz teraz musiał ściągać łańcuch, by powstrzymać ją przed ślepym atakiem.
Wszechwybraniec zatrzymał się naprzeciw niego. Jego Wierzchowiec Apokalipsy drapał niecierpliwie spalony grunt kopytem, parskając przy tym.
- Pokłoń się przede mną czempionie, a może okażę ci łaskę!- huknął Archaon, tonem przypominającym mu Aszkaela, lecz znacznie głębszym.
- Nie kłaniam się nikomu! A zwłaszcza parszywemu południowcowi!- krzyknął Kharlot. Zwiastun Końca Czasów zaśmiał się basowo.
- Śmiałe słowa wojowniku. Głupie, ale śmiałe.
Puścili wodze jednocześnie, ruszając pędem do szarży. Kruszący Czaszki zmienił chwyt na Blodfarze, chwytając broń w jednej trzeciej od dołu, wznosząc go jednorącz.
Jego topór z hukiem zderzył się z ostrzem Królobójcy. Fale energii rozeszły się po okolicy przy impakcie. Obaj zawrócili wierzchowce, mierząc się ponownie.
- Nie musimy walczyć wojowniku! Oddaj mi Serce Lorgana, a ocalę duszę Bjarna Wydartego Morzu!- rzekł Archaon.
Znów zwarli się w szarży. Blodfar huknął o tarczę Wszechwybrańca z niewiarygodną siłą, lecz ten nawet nie zachwiał się w siodle. Królobójca spłynął krwią.
Był to najgorszy fizyczny ból, jakiego Kharlot doznał w życiu. Sprawiało, że odarcie żywcem ze skóry i posypanie solą było niczym wobec tego cierpienia. Lewa ręka Kruszącego Czaszki zdrętwiała, zwisając bezwładnie.
- Nie zawiedź go, Aeslingu! Choć raz w swym żałosnym życiu nie zawiedź!- Archaonowi najwyraźniej kończyła się cierpliwość- Nie zawiedź go tak jak zawiodłeś swoją kobietę!
To było to. Ból, który zadawał mu U’zhul odszedł tłumiony bezkresnym gniewem i nienawiścią. Zaszarżował po raz ostatni.
Jego okrzyk był długi i donośny. Krew wrzała mu w tętnicach, mięśnie spięły się do szczytu możliwości, łamiąc bariery fizjologii człowieka. To było to.
Jedna, ostatnia szarża.
http://www.youtube.com/watch?v=4JWCUuhnrzU
Królobójca wbił się prosto w splot słoneczny. Krwawy pancerz jęknął, darty przez demoniczny miecz Archaona. Krew trysnęła obficie. Blodfar jednak odnalazł swój cel.
Ciężki topór wgryzł się w blachy na wysokości lewego obojczyka posłańca bogów, miażdżąc metal i ciało. Jego ostrze posmakowało krwi Wszechwybrańca.
Kharlot ciężko zarył o ziemię, tracąc dech. Miecz, wciąż wbity w jego ciało sprawiał mu niewyobrażalny ból. Nie był w stanie się ruszyć, wciąż jednak ściskał w lewej dłoni Serce Lorgana.
Archaon wstał. Za chwilę odbierze mu Serce, a on nie będzie mógł się bronić. Nie miał więc wyboru…
Zdobywając się jeszcze na jeden, ostatni wysiłek położył relikt na kamieniu, po czym z rozmachem grzmotnął weń toporem. Skruszone Serce rozpadło się na setki tysięcy drobniutkich odłamków, które rozprysły się po okolicy, parując momentalnie. Gniewny krzyk Archaona dobiegł jego uszu. Kharlot się tym nie przejmował. Leżał nieruchomo z rozłożonymi rękoma, patrząc w niebo…
Jora wciąż pełniła straż przy ciele Bjarna, gdy nadszedł koniec.
Od razu wyczuła, że coś się stało. Kilka sekund później portal zafalował, po czym eksplodował strumieniem jasnej energii. Oślepiający błysk i huk, od którego nawet jej zakręciło w głowie pozbawił ją na chwilę rozeznania. Fala uderzeniowa rzuciła nią o podłoże.
Gdy otworzyła oczy, demonów już nie było. W miejscu, gdzie znajdował się portal nie było nic, zupełnie, jakby rozdarcie nie miało nigdy miejsca.
Odnieśli zwycięstwo.
Wtedy poczuła, jak grunt trzęsie się jej pod nogami. Spiżowe ściany, marmurowe posągi i kolumny poczęły się walić jak domek z kart. Spękana podłoga ustąpiła do reszty, spadając na niższe kondygnacje. Cała forteca obracała się w ruinę. Trzeba był uciekać.
Zebrała niedobitki swego hufca, zabierając ciało kochanka ze sobą. Nie było już tu nic do zrobienia…
Archaon wyciągnął miecz z mlaskiem, po czym schował do pochwy. Kharlot stęknął przy tym z bólu.
- Zawiodłeś moje oczekiwania, wojowniku- rzekł spokojnie stojący nad nim Wszechwybraniec.
Thorgarsson odkaszlnął sporą ilością krwi.
- Nie pisane jest jednak, byśmy walczyli, ani teraz, ani w przyszłości- dodał- Więcej nie wchodź mi w drogę.
Wzrokiem zachodzącym mgłą dostrzegł, jak Archaon wsiada na Dorghara i odjeżdża.
Głowa ponownie opadła mu na ziemię. Czekał...
[A więc koniec turnieju! Wiwat zwycięscy, chwała pokonanym! Ale ale, to jeszcze nie koniec historii. Pozostały jeszcze epilogi... ]
Aszkael o Czarnym Sercu, Po Tysiąckroć Przeklęty i Błogosławiony, Marionetka Losu i Ostrze Bogów, Wywyższony wybraniec Chaosu Niepodzielnego vs Magnus von Bittenberg, Żelazny Inkwizytor
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=LOf552AhZ-o ]
Ogień i krew.
Zdawały się być wszechobecne. Ziemia była przesiąknięta szkarłatną posoką, drapana dotkliwie przez języki płomieni. Powietrze było wypełnione żarem, swądem śmierci i szaleństwa. Bezkształtna masa chaosu, którą tworzyli walczący zawirowała, chyląc się jeszcze bardziej ku otchłani.
W chwili śmierci Alphariusa ostatnia namiastka porządku legła w gruzach. Demony rzucały się jedne na drugie, a kruchy sojusz pomiędzy bogami poszedł w zapomnienie. Pośród nich zastęp Valkirii, aniołów chwały jaśniał niczym srebrzysty grot w ranie, wycinając sobie drogę pośród tego szaleństwa. Po środku stało dwóch ostatnich gladiatorów.
Gorący wiatr targał ich płaszcze, obrzucając twarze żarem, płomienie odbijały się od ich zakrwawionych pancerzy, tańcząc słabym blaskiem. Kharlot wypuścił topór z rąk. Nie był w stanie nic zrobić. Cały jego poszedł na marne.
Magnus zmierzył surowym wzrokiem Aszkaela. Jego palce odruchowo zacisnęły się mocniej na rękojeści świętego buzdyganu.
- A więc tak kończy się Arena!- rzekł Aszkael, patrząc swemu rywalowi prosto w oczy.
- Dziś rzeczywiście coś się kończy… ale jeszcze nie teraz - zaprzeczył Magnus- Jeszcze jedna osoba musi zginąć, by zakończyć to szaleństwo!
Aszkael uniósł miecz, mierząc sztychem w inkwizytora.
- W tym zgadzam się całkowicie!
Ruszyli na siebie jednocześnie, jakby na niewypowiedzianą komendę, która padłą w ich umysłach jednocześnie. Stal zabrzęczała o posadzkę, wzbijając tuman kurzu. Spotkali się w połowie drogi. W tej jednej chwili nie istnieli żadni inni bogowie, prócz nich… Bogów Areny.
Pierwszy uderzył Magnus, zamachnąwszy się ciężkim buzdyganem niczym niegdyś sam Sigmar Ghal Marazem i opuścił go na tarczę Aszkaela z gwałtownością grzmotu. Święty oręż huknął o ciężką pawęż niczym młot o stalowe kowadło, krzesząc deszcz iskier. Wybraniec odepchnął od siebie przeciwnika i ciął po okręgu. Demoniczny miecz zgrzytnął okrutnie po złoconym pancerzu inkwizytora, żłobiąc w nim głęboką bruzdę prowadzącą przez tors. Żelazny Inkwizytor cofnął się pół kroku, wyciągając lewą rękę w kierunku swego adwersarza, uwalniając święte ognie niebieskie. Gniew płomieni był jednak niestraszny wybrańcowi, który ponownie zastawił się wielką tarczą. Języki ognie lizały wykutą na jej powierzchni gwiazdę Chaosu, lekko ją jeno rozgrzewając, zupełnie jakby heretycki symbol śmiał się w twarz boskiej sprawiedliwości. Ostrze Bogów postawił ciężko krok w kierunku swego adwersarza, rozbijając strugę plazmy na dwoje, usiłując dostać się na odległość cięcia mieczem. Magnus to przewidział i opuścił broń tuż przed nadchodzącym atakiem, zbijając buzdyganem demoniczne ostrze, samemu kontrując. Błogosławiony oręż opadł z hukiem na naramiennik wojownika o Czarnym Sercu, zgrzytnął zgniatany metal, a z pomiędzy popękanych blach popłynęła ta sama co poprzednio ciemnobrunatna ciecz, tym razem jednak sycząc i parując w kontakcie z powietrzem. Aszkael żachnął się, widząc to, cofając ramię jak gdyby poczuł oparzenie.
- Zbyt dużo czasu minęło odkąd zapadł na ciebie wyrok heretyku! Zbyt długo każące ręce sprawiedliwości nie mogły cię dosięgnąć- zakrzyknął Magnus- Dokończę to, co zaczął Hyshis ponad osiem lat temu!
- Jego moc nie była w stanie zatrzymać mnie w objęciach śmierci!- odparł Aszkael głosem głębszym, niż zwykł- Twoja nie będzie w tym skuteczniejsza.
- To się okaże.
Ostrze Bogów zbił mieczem uniesiony miotacz ognia i uderzył rantem tarczy szyję von Bittenberga. Krew i płyn hydrauliczny trysnęła spod maski na twarzy wysłannika Świętego Oficjum, spływając po zbroi, lecz szybko ginęła w szkarłatnym impregnacie, który pokrył ją po całej bitwie. Aszkael uderzył ponowie, rozcinając metal na ramieniu inkwizytora, odsłaniając przewody, lecz ten odpowiedział mu podwójnym uderzeniem krzyżowym. Pierwszy z nich huknął głucho o tarczę, lecz drugi odnalazł drogę, lądując prosto na hełmie wybrańca. Uderzenie, które zabiłoby każdego śmiertelnika zatrząsało upadłym rycerzem, który cofnął się kilka kroków. Bo choć wybrańcy nie są ludźmi, nie potrzebują snu, ni strawy, wciąż można ich ogłuszyć. Magnus wiedział to jak nikt inny.
Nie zaprzestawał ataku, nie chcąc tracić inicjatywy, uderzał więc raz po raz. Pancerz Chaosu ugiął się pod mocą błogosławionego oręża, pozostawiając wgłobienie na brzuchu, wyginając kolano na bok, krusząc zawiłe ornamenty na zbroi wybrańca pod swymi uderzeniami.
Przyparty do muru Aszkael uderzył mieczem w powietrze, rozcinając barierę pomiędzy wymiarami i zniknął w niej w jednej chwili. Magnus przystanął na moment, oczekując zdradzieckiego ciosu w plecy, lecz ten nie nadszedł.
Ujrzał swego przeciwnika nieco dalej, nieco zdezorientowanego. Najwidoczniej nie wyszedł w miejscu, w którym zamierzał. Von Bittenberg domyślał się, że to pobliski niestabilny portal zaburzał moc wybrańca.
- Nigdzie nie uciekniesz…- rzucił oschle.
- Nie zamierzam uciekać- odwarknął Aszkael, wznosząc miecz do ataku.
Sypnęły się iskry, stal zadźwięczała o stal, gdy obaj przeciwnicy zwarli się ponownie, pełni gniewu i nienawiści, w próbie sił. I choć obaj dzielnie stawali, nie dane było poznać zwycięzcy, gdyż obaj uciekli się do fortelu.
Aszkael zmienił chwyt na rękojeści, przesuwając jednocześnie punkt podparcia i wyprowadził sztych w bark inkwizytora przeszywając go na wylot. Magnus warknął z bólu. Wybraniec wyszarpnął miecz, ciągnąć w górę, rozpruwając naramiennik rywala. Z gardła inkwizytora wydobył się zdławiony krzyk, mimo podwyższonej tolerancji na ból.
Ostrze Bogów cofnął się o kilka kroków, rozkoszując się widokiem cierpienia u starego wroga. Nie zauważył, że ten podczas zwarcia podrzucił mu małą bombę zapalającą.
Eksplozja odrzuciła go do tyłu. Szybujące ze świstem odłamki przecinające skórę na twarzy von Bittenberga nie były w stanie zetrzeć satysfakcji w jego spojrzeniu. Wrażenie to pogłębiło się, gdy ujrzał powstającego wybrańca, z wyrwą w jego pancerzu. Zamiast ciała jednak, Magnus dostrzegł jedynie bijącą światłość, purpurową energię Osnowy zasilającą ruchomy pancerz.
- Powinienem wiedzieć lepiej, że klątwa Ahrimana to nie mit…- rzekł inkwizytor. Oczy wybrańca błysnęły czerwienią.
- Po tysiąckroć przeklęty i błogosławiony, jestem wieczny!- zakrzyknął.
- Czymkolwiek teraz jesteś, śmiertelnikiem, czy demonem, przepadnij! Niech światłość Sigmara rozproszy twój mrok!
Uderzył w czempiona Chaosu Niepodzielnego z wielką siłą, jednak buzdygan ześlizgnął się jedynie po ciężkiej tarczy.
- Głupcze! Nie masz pojęcia jak wielu pragnęło mojego końca! Nie jesteś bliżej niż prymitywne dzikusy z dzidami i pochodniami, których spotkał gniew bogów, za moim posłaniem.
Jego garda znów była nie do poruszenia, nawet dla świętego buzdygana. Jego tarcza zdawała się być wieczna, nie poddając się straszliwym razom inkwizytora. Na każdy cios odpowiadał cięciem swego miecza, rozdzierając coraz liczniej pancerz Magnusa. Inkwizytor cofał się pod naporem tej nawałnicy mieczy, pozostawszy z coraz mniejszą liczbą okazji do ataku.
W końcu jednak wyczuł odpowiedni moment, blokując miecz lewym przedramieniem. Metal zgrzytnął, gdy ostrze przeszło na wylot. Magnus momentalnie wygiął rękę, uniemożliwiając wyszarpnięcie broni, samemu rozpoczynając zmasowany atak. Aszkael wzniósł tarczę, na którą spadał cios za ciosem. Stalowy kolec w jej centrum wygiął się i złamał, jej obrzeżne części wyginały się do wewnątrz przy każdym razie i choć niewiele, to nieustająco. Wybraniec szarpnął mieczem, lecz wzmocniona konstrukcja miotacza, efekt analizy poprzednich starć nie pozwoliła mu na to. Widząc, że próżne są jego starania, kopnął silnie w przód, odrzucając od siebie oponenta, wyrwawszy w końcu swą broń. Zakręcił nią młynka i zaatakował.
Kharlot klęczał przy umierającym przyjacielu nie wiedząc co czynić. Czuł, jak z każdą kroplą krwi życie uchodzi z Bjarna. Jednak wstęp do Walhalli został Ingvarssonowi odebrany… przez niego.
- Co ja uczyniłem…- szepnął ciężko- To wszystko moja wina. Sprowadziłem zagładę na własnego brata…
- Nie możesz stać bezczynnie!- krzyknęła Jora- Z każdą chwilą portal…
- Rozejrzyj się kobieto! Świat obraca się w ruinę. To, co widzisz nie da się rozwiązać ciosem topora!- wybuchł Kruszący Czaszki- Rozwiązanie tego, jeśli istnieje, jest poza moim zasięgiem. A Bjarn… on umiera przez mój egoizm…- dodał ciszej, gorzkim tonem.
Aszkael wzniósł ponownie tarczę, zatrzymując kolejny cios i odpowiedział sztychem w podbrzusze Magnusa. Żelazny Inkwizytor nie zareagował niczym więcej, jak przelotnym grymasem na twarzy, nie przerywając ataku. Pchnął silnie w twarz wybrańca, po czym zakręcił buzdyganem nad głową i uderzył go w ramię. Momentalnie zbił przy tym kontrę, szykując się do kolejnego ataku, lecz zamarł na chwilę.
Ziemia zadrżała mu pod stopami, wzbijając kurz i drobne kamyki. Targany surową mocą Osnowy grunt począł pękać i kruszeć. Magnus zabalansował ciałem, usiłując odzyskać równowagę, po czym uniósł wzrok. Choć z wizjera w hełmie wybrańca ział jedynie mrok, inkwizytor wyczuł, że się uśmiecha.
- Świat wali się w proch. Gdy już to się stanie, stworzę nowy, wspanialszy niż kiedykolwiek, z ognia i krwi!- krzyknął, spoglądając w niebo- Sami bogowie zachwycą się mym dziełem!
Magnus spojrzał ledwie na moment na otaczającą go bitwę.
- Cały ten Chaos… Będę miał wiele do naprawienia, gdy już cię zabiję- oznajmił.
Aszkael wzniósł miecz do postawy an garde.
- Czas to zakończyć- rzucił rezonującym głosem. Von Bittenberg przytaknął.
- Prawda, mój stary wrogu, czas najwyższy.
Balansując na niestabilnych płytach marmuru, ostatni gladiatorzy ruszyli ku sobie wyciągając oręż do ataku. Pierwszy uderzył Aszkael, wykorzystując przewagę zasięgu i otworzył kolejną wyrwę w zbroi przeciwnika. Żaden śmiertelnik nie przeżyłby tak wielu ran, lecz niewiele pozostało z dawnego ciała von Bittenberga, a maszyna była w stanie znieść wiele. Żelazny Inkwizytor odpowiedział ciosem w korpus wybrańca. Czarny metal aż pękł od świętej mocy buzdyganu. Chcąc wytrącić przeciwnika z równowagi, stary łowca pchnął dyszą miotacza w hełm Marionetki Losu, po czym uwolnił płomień. Ogień jednak minął swoją ofiarę, gdyż wybraniec grzmotnął rantem tarczy w przedramię oponenta, zbijając je na bok. Włożył w cios wiele siły, wykorzystał więc bezwładność i ciął nisko, z pełnego obrotu, otwierając brzuch przeciwnika. Trysnął olej i płyn hydrauliczny, ze środka wysypały się śruby, koła zębate i przewody, lecz szczeremu ku zawodowi Aszkaela nie było ani trochę krwi czy jelit.
Uszkodzenie mimo to było znaczne. Magnus cofnął się kilka kroków, chwytając za brzuch, sycząc przy tym ze złości. Aszkael zbliżył się powolnym krokiem, a gdy inkwizytor poderwał się do ataku, pełen gniewu i frustracji, grzmotnął tarczą w przegub i zatopił z rozmachem miecz w jego piersi.
Magnus stęknął głucho. Ból jednak dopiero miał nadejść.
Aszkael uwolnił drzemiącą w demonicznym mieczu moc Chaosu, poddając piekielnej katusze zarówno ciało, jak i dusze przeciwnika. Magnus wrzeszczał, jak nie wrzeszczał nigdy w życiu. Cierpienie przeszywało na wskroś resztki jego ciała, uderzając prosto w umysł, stwarzając wrażenie, jakby bolało go jego metalowa skorupa. Dusza rozdzierana była na dwoje, po czym znów brutalnie łączona, by cierpienie mogło trwać i trwać…
- A więc czujesz… mimo pancerza, mimo nowego ciała ze stali, czujesz- mruknął Aszkael z zadowoleniem. Odpowiedział mu krzyk, bezskutecznie duszony przez zaciśnięte zęby. Krzyk, przez który co dziesiąte słowo było urywkiem modlitwy. Ostrze Bogów zaśmiał się, słysząc je.
- Ha! Żałosne próby i starania! Prawdziwi bogowie ucztują na duszy tego śmiertelnika, którego nazywasz Sigmarem!
To był moment, w którym w Magnusie coś pękło. Nie w sensie fizycznym jednak, jako, że ledwo trzymał się w jednym kawałku. To słowa Aszkaela były jak ukłucie rozżarzoną igłą prosto w jego serce, które zepchnęło pozostałe cierpienie na dalszy plan. W jego ciało zstąpiła ostatnia iskra życia, pchając go do jeszcze jednego zrywu.
Jego lewa ręka odruchowo odszukała zrobioną wcześniej wyrwę, pulsującą plugawą energią. Wepchnął doń swój miotacz.
I odpalił.
Płomienie wybuchły wrzącym gniewem niebios, zalewając wnętrze pancerza wybrańca. Ogień wylewał się wszelkimi pęknięciami i otworami w jego zbroi, buchając przez łączenia i wizjer. Żelazny Inkwizytor nie puszczał spustu. Nie przegapiłby takiego widoku, choćby świat miał się zawalić.
- Oto są drogi demonów!- krzyknął, odpowiadając na ostatnie słowa Ostrza Bogów- Kłamać, zwodzić na manowce! Zniszczenie ich to jedyna droga!
Gorejące inferno rozgrzewało czarny metal, krwawy deszcz parował w styku z nim. I choć Marionetka Losu stał się żywą pochodnią, to nie miał zamiaru się poddać. Odrzucił on tarczę i wyciągnął dłoń, chwytając za gardło von Bittenberga. Odsłonięta skóra paliła żywym ogniem, lecz Magnus na to nie zważał. Wzniósł on swój święty buzdygan w górę, a gdy cios opadł, niósł ze sobą ciężar boskiej sprawiedliwości. Hełm wgniótł się do środka pod siłą razu, drugi cios odrzucił go do tyłu. Magnus dopadł czempiona Chaosu Niepodzelnego, uderzając w kolano, wyginając w drugą stronę, niż powinno.
Czarny kolos padł. Aszkael charczał ciężko, usiłując ruszyć którąkolwiek kończyną, lecz nie był w stanie. Magnus podszedł doń powoli, stając nad nim niczym grabarz nad świeżo wykopanym grobem. Posępny wzrok opadł na wybrańca, a on sam doznał czegoś, czego nie miał okazji stwierdzić od bardzo dawna.
- Czujesz to, prawda?- rzucił ochryple Żelazny Inkwizytor- Zdołałeś o tym zapomnieć, lecz my żyjemy z tym na co dzień. To twoja śmiertelność.
Aszkael chciał coś rzec, lecz nie zdołał. Czuł jak obca moc uderza nie w jego fizyczną powłokę, lecz w samo centrum jego jestestwa.
Jedynie jego ciężki dech rezonował w metalowej skorupie.
- Nie martw się, przeżyjesz. Zaklęcie leżące na tej broni nie jest dość silne, by zniszczyć twoją esencję. Wrócisz do swych lalkarzy, kukiełko.
- Są rzeczy gorsze niż śmierć- odezwał się w końcu Aszkael.
- Sam żeś sobie winien- odparł oschle inkwizytor. Wybraniec pokręcił głową.
- Nie mówię o swoim losie- wycharczał- Zapamiętaj moje słowa, bo kiedyś jeszcze je wspomnisz.
Magnus von Bittenberg nachyli się nad nim.
- Ty też coś zapamiętaj- rzekł- Ten moment. Nie obchodzi mnie bowiem czy wrócisz, czy cierpieć będziesz wieczne męki, czy znikniesz pogrążając się w niebycie. Niezależnie jakiż będzie twój los, chcę, byś przez te lata, przez wieki zapamiętał tego, który cię pokonał!
Buzdygan opadł prosto na twarz Aszkaela, wgniatając go w ziemię. Wtedy to wszelkie pęknięcia w zbroi wybrańca zajaśniały złociście, by po chwili cała zbroja miała zapaść się w sobie, płonąc ogniem czystym i jasnym. Po chwili pył jedynie pozostał z Ostrza Bogów, pozostawiając Magnusa von Bittenberga zwycięskim.
Magnus jednak padł na kolano, dysząc z wysiłku. Być może za chwilę podzieli los Aszkaela i wszystkich pozostałych zawodników, lecz przynajmniej był pewien, że żaden nie wymknął się oczyszczeniu. Pozostało jeszcze jedno.
Spojrzał na huczący portal i stwierdził, że nie da rady nic więcej uczynić. Poczuł, że cztery pary oczu, które od początku spoglądały na Arenę, teraz skierowane są wyłącznie na niego…
http://youtu.be/7FWoEyiQZnw?t=1m16s
Kharlot nie obserwował tytanicznych zmagań ostatnich jego gladiatorów. Klęczał, trzymając za dłoń umierającego Bjarna.
- Co ja uczyniłem… Jakiż los sprowadziłem na brata, tylko, by ulżyć własnemu cierpieniu… Dlaczego ratując bliską mi osobę, gubię tuzin innych?!
Delikatna dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Nie pogrążaj się w żałobie, bowiem jego los nie jest jeszcze przesądzony- wyszeptała słodko Jora- Wiesz dobrze, że trafi tam, gdzie przeznaczone mu było lata temu. Zasiądzie przy stole Odyna wśród swych przodków. Wtedy wreszcie będziemy mogli być razem. Nie stawaj mu na drodze do szczęścia!
- Szczęścia?! Bjarn nie zazna szczęścia. Zniszczyłem to marzenie, sprowadzając na ten świat Ragnarok!
- Wciąż jest jeszcze nadzieja- szepnęła, ujmując go za podbródek i spoglądając w oczy- Wierzę w ciebie.
Westchnął ciężko i zamknął oczy. Ujrzał swe dawne porażki, zapierające dech w piersiach przegrane i nieudane próby, momenty wstydu i upokorzenia. Te wspomnienia ponownie rozpaliły wygasający w jego sercu płomień gniewu.
Wstał i założył hełm. Magnusa, który zadawał właśnie ostatni cios obdarzył ledwie przelotnym spojrzeniem. Nie zasługujesz na ten honor- przeszło mu przez myśl.
Skoczył na pobliskiego krwiopuszcza dosiadającego potężnego molocha, ścinając go jednym uderzeniem topora. Bestia ruszyła na niego, lecz ten pochwycił jej łańcuchy, wykręcając jej kark. Siłą woli i mięśni zmuszał behemota do posłuszeństwa, nie przestając, dopóty nie pozwolił się dosiąść.
Archaon w końcu dotarł do celu. Jego przeciwnicy leżeli pobici, martwi lub złamani, a on stawiał właśnie kolejny krok ku jeszcze większej potędze. Oto przed nim widniał najwspanialszy dar, pośród tych, które dotąd ofiarował bogom. Wyciągnął dłoń, a artefakt sam powędrował ku niemu.
- Nareszcie! Serce Lorgana! Słyszcie mnie bogowie, oto biorę w posiadanie ten relikt w imię wasze i Chaosu! Niech…- umilkł, słysząc ostrzegawcze rżenie Dorghara. Obejrzał się i zdumiał.
http://www.youtube.com/watch?v=xzRYCz3CV2o
Spiżowy behemot wpadł na niego z pełną prędkością, przebijając rogiem jego bark. Wszechwybraniec warknął ze złości.
- Któż ośmiela się wystąpić przeciw mnie!- zakrzyknął.
- Ja- odparł Kharlot, po czym grzmotnął go pięścią prosto w hełm. Odpowiedził mu tylko zduszony warkot, gdy Archaon stoczył się pod kopyta behemota.
Kruszący Czaszki zatoczył krąg, tratując tych, którzy stanęli mu na drodze, po czym skierował wierzchowca spowrotem w kierunku portalu. Serce Lorgana leżało na ziemi pulsując magią. Nawet nie zwalniając Aesling porwał je z ziemi, obejrzał się jeszcze raz na leżącego Bjarna, po czym przekroczył wrota pomiędzy wymiarami.
Przejście przez wyrwę w rzeczywistości było bolesne, jakby tysiąc igieł z najczystszego lodu przeszyło jego skórę. Demony i wybrańcy zapewne nie mieli z tym problemu, lecz on był śmiertelnikiem. Zignorował jednak ból, zduszając go w sobie. Nie mógł się teraz zatrzymać. Słyszał ciężki, miarowy tętent kopyt, który podążał za nim. Obrócił głowę i ujrzał Archaona.
Wszechwybraniec również przekroczył portal, ścigając Kharlota, by odebrać mu to, co uważał za swoje. Khornita popędził bestię, wiedział jednak, że spiżowy moloch nie sprosta Dorgharowi w próbie szybkości.
- Bluźnierco! Pokłoń się przed moim majestatem i zwróć mi Serce, a dam ci szybką śmierć!- zakrzyknął Wszechwybraniec gniewnie.
- Wierz mi, walka z tobą jest okazją, którą nie przepuściłbym w innych okolicznościach, lecz teraz jestem zajęty czymś innym…- odprał Kharlot, zbyt cicho jednak, by tamten mógł go usłyszeć.
Archaon doganiał go szybko… zbyt szybko. Nie oddalili się na wystarczający dystans od portalu, by choćby myśleć o podjęciu ryzyka zniszczenia Serca.
Spojrzał za siebie w ostatniej chwili, łowiąc wzrokiem spadający miecz. Życie uratował mu błyskawiczny wyrzut topora za plecy, zbijając w ukośnej paradzie Królobójcę. Choć był to jedynie miecz, o zwyczajnej długości, Kharlot poczuł uderzenie jak po ciosie metalowym drągiem o średnicy kilku centymetrów. Zamachnął się Blodfarem i ciął potężnie, lecz Archaon zdołał już się oddalić na swym wierzchowcu.
Archaon atakował mądrze, z lewej strony, przez co Aesling miał trudności z sięgnięciem przeciwnika. Ponadto szybszy i zwrotniejszy Dorghar umożliwiał mu błyskawiczne manewry. Kharlot zdawał sobie doskonale z tego sprawę, dlatego zawrócił behemota w kierunku przeciwnika. Bestia, której dosiadał idealnie nadawała się do druzgoczących szarż i rozbijania szyków wroga w pył, lecz teraz musiał ściągać łańcuch, by powstrzymać ją przed ślepym atakiem.
Wszechwybraniec zatrzymał się naprzeciw niego. Jego Wierzchowiec Apokalipsy drapał niecierpliwie spalony grunt kopytem, parskając przy tym.
- Pokłoń się przede mną czempionie, a może okażę ci łaskę!- huknął Archaon, tonem przypominającym mu Aszkaela, lecz znacznie głębszym.
- Nie kłaniam się nikomu! A zwłaszcza parszywemu południowcowi!- krzyknął Kharlot. Zwiastun Końca Czasów zaśmiał się basowo.
- Śmiałe słowa wojowniku. Głupie, ale śmiałe.
Puścili wodze jednocześnie, ruszając pędem do szarży. Kruszący Czaszki zmienił chwyt na Blodfarze, chwytając broń w jednej trzeciej od dołu, wznosząc go jednorącz.
Jego topór z hukiem zderzył się z ostrzem Królobójcy. Fale energii rozeszły się po okolicy przy impakcie. Obaj zawrócili wierzchowce, mierząc się ponownie.
- Nie musimy walczyć wojowniku! Oddaj mi Serce Lorgana, a ocalę duszę Bjarna Wydartego Morzu!- rzekł Archaon.
Znów zwarli się w szarży. Blodfar huknął o tarczę Wszechwybrańca z niewiarygodną siłą, lecz ten nawet nie zachwiał się w siodle. Królobójca spłynął krwią.
Był to najgorszy fizyczny ból, jakiego Kharlot doznał w życiu. Sprawiało, że odarcie żywcem ze skóry i posypanie solą było niczym wobec tego cierpienia. Lewa ręka Kruszącego Czaszki zdrętwiała, zwisając bezwładnie.
- Nie zawiedź go, Aeslingu! Choć raz w swym żałosnym życiu nie zawiedź!- Archaonowi najwyraźniej kończyła się cierpliwość- Nie zawiedź go tak jak zawiodłeś swoją kobietę!
To było to. Ból, który zadawał mu U’zhul odszedł tłumiony bezkresnym gniewem i nienawiścią. Zaszarżował po raz ostatni.
Jego okrzyk był długi i donośny. Krew wrzała mu w tętnicach, mięśnie spięły się do szczytu możliwości, łamiąc bariery fizjologii człowieka. To było to.
Jedna, ostatnia szarża.
http://www.youtube.com/watch?v=4JWCUuhnrzU
Królobójca wbił się prosto w splot słoneczny. Krwawy pancerz jęknął, darty przez demoniczny miecz Archaona. Krew trysnęła obficie. Blodfar jednak odnalazł swój cel.
Ciężki topór wgryzł się w blachy na wysokości lewego obojczyka posłańca bogów, miażdżąc metal i ciało. Jego ostrze posmakowało krwi Wszechwybrańca.
Kharlot ciężko zarył o ziemię, tracąc dech. Miecz, wciąż wbity w jego ciało sprawiał mu niewyobrażalny ból. Nie był w stanie się ruszyć, wciąż jednak ściskał w lewej dłoni Serce Lorgana.
Archaon wstał. Za chwilę odbierze mu Serce, a on nie będzie mógł się bronić. Nie miał więc wyboru…
Zdobywając się jeszcze na jeden, ostatni wysiłek położył relikt na kamieniu, po czym z rozmachem grzmotnął weń toporem. Skruszone Serce rozpadło się na setki tysięcy drobniutkich odłamków, które rozprysły się po okolicy, parując momentalnie. Gniewny krzyk Archaona dobiegł jego uszu. Kharlot się tym nie przejmował. Leżał nieruchomo z rozłożonymi rękoma, patrząc w niebo…
Jora wciąż pełniła straż przy ciele Bjarna, gdy nadszedł koniec.
Od razu wyczuła, że coś się stało. Kilka sekund później portal zafalował, po czym eksplodował strumieniem jasnej energii. Oślepiający błysk i huk, od którego nawet jej zakręciło w głowie pozbawił ją na chwilę rozeznania. Fala uderzeniowa rzuciła nią o podłoże.
Gdy otworzyła oczy, demonów już nie było. W miejscu, gdzie znajdował się portal nie było nic, zupełnie, jakby rozdarcie nie miało nigdy miejsca.
Odnieśli zwycięstwo.
Wtedy poczuła, jak grunt trzęsie się jej pod nogami. Spiżowe ściany, marmurowe posągi i kolumny poczęły się walić jak domek z kart. Spękana podłoga ustąpiła do reszty, spadając na niższe kondygnacje. Cała forteca obracała się w ruinę. Trzeba był uciekać.
Zebrała niedobitki swego hufca, zabierając ciało kochanka ze sobą. Nie było już tu nic do zrobienia…
Archaon wyciągnął miecz z mlaskiem, po czym schował do pochwy. Kharlot stęknął przy tym z bólu.
- Zawiodłeś moje oczekiwania, wojowniku- rzekł spokojnie stojący nad nim Wszechwybraniec.
Thorgarsson odkaszlnął sporą ilością krwi.
- Nie pisane jest jednak, byśmy walczyli, ani teraz, ani w przyszłości- dodał- Więcej nie wchodź mi w drogę.
Wzrokiem zachodzącym mgłą dostrzegł, jak Archaon wsiada na Dorghara i odjeżdża.
Głowa ponownie opadła mu na ziemię. Czekał...
[A więc koniec turnieju! Wiwat zwycięscy, chwała pokonanym! Ale ale, to jeszcze nie koniec historii. Pozostały jeszcze epilogi... ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[Fantastyczne zakończenie. Gratulacje dla Magnusa! Chaos Śmierdzi!
Manowar - Die With Honor]
Manowar - Die With Honor]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Byqu, epickością, klimatem i stylem przebiłeś niejeden finał Były starodawne spory, tytaniczne walki i wspaniała gra aktorska (jeśli można to tak nazwać). Wybór finalistów jeszcze to uwydatnił. Do tego płomienie, pościgi i wybuchy oraz starcia tych o najgorszej sławie. Czegóż chcieć więcej ? Bo muzyka jak zwykle dopisała. Po prostu
Bracia Horkessonowie stukają się kuflami i wznoszą toast na cześć MG, zaś ja pochwalę zwycięzcę bo im nie uchodzi
Dobra robota Robocopie i Kordelasie, do finału doszli najtwardsi, wyszedł ten najwredniejszy. Krucjata doprowadzona do samego końca (choć wciąż jest to cholernik i sukinsyn jak żaden inny ).
Podziękuję też wszystkim innym zawodnikom, za najkrwawszą i najproduktywniejszą dotąd Arenę. Vae Victis, Dum Spiro Dum Spero!
Mam ogromną nadzieję że zobaczymy się na Ulthuanie w jeszcze szlachetniejszym gronie i powtórzymy... ba, poprawimy wskaźnik zamętu w Starym Świecie i poza nim! Mój następny rzeźnik już destyluje truciznę
No i oczywiście jak gratulacje i podziękowania się skończą to zaraz epiloguję tak jak wszyscy, czyli o tym jak Norsmeni obrobią smoka i wydostaną się z walącej się Cytadeli. Oczywiście nie zapomniałem też o dzielnym Bjarnie, stay tuned! ]
Bracia Horkessonowie stukają się kuflami i wznoszą toast na cześć MG, zaś ja pochwalę zwycięzcę bo im nie uchodzi
Dobra robota Robocopie i Kordelasie, do finału doszli najtwardsi, wyszedł ten najwredniejszy. Krucjata doprowadzona do samego końca (choć wciąż jest to cholernik i sukinsyn jak żaden inny ).
Podziękuję też wszystkim innym zawodnikom, za najkrwawszą i najproduktywniejszą dotąd Arenę. Vae Victis, Dum Spiro Dum Spero!
Mam ogromną nadzieję że zobaczymy się na Ulthuanie w jeszcze szlachetniejszym gronie i powtórzymy... ba, poprawimy wskaźnik zamętu w Starym Świecie i poza nim! Mój następny rzeźnik już destyluje truciznę
No i oczywiście jak gratulacje i podziękowania się skończą to zaraz epiloguję tak jak wszyscy, czyli o tym jak Norsmeni obrobią smoka i wydostaną się z walącej się Cytadeli. Oczywiście nie zapomniałem też o dzielnym Bjarnie, stay tuned! ]
[ Epicko! Więcej słów tu nie trzeba Co do starcia...mówi się że do trzech razy sztuka, no nic . Naprawdę walka świetna, śmiało rzeknę że to najlepsza arena na jakiej uczestniczyłem. No i pora włożyć wybrańca do szafy, zapewne to już koniec jego arenowych wyczynów (na pewno jako zawodnika)]
Coś się kończy, coś się zaczyna. Aszkael raz jeszcze postawił stopę na splugawionej ziemi, w sercu osnowy. Lecz teraz było inaczej, przegrał jednak nie było mu żal. Magnus cholerny oddalił go od celu, jednakże wybraniec mógł mu podziękować. Jemu i wszystkim tam pozostałym, zdarzenia do których się przyczynili się otwarły mu oczy. Dały cel jemu przeklętemu jestestwu. Demoniczne ostrze w które Aszkael zdążył już ponownie zapieczętować, rysowało kamienne podłoże po którym stąpał wybraniec. Amulet na jego szyi jarzył się wielokolorowym światłem, odpędzając mrok który się w okół niego zbierał. Kocia bestia opuściwszy płaszcz i zasiadła na ramieniu wybrańca, który maszerował dalej w nieznane. Odkąd klapki opadły z jego oczy, a umysł stał się poniekąd wolny. Wojownik nie raz wracał wspomnieniami do minionych wydarzeń, był pewien że podjął by inne decyzje niż te opierające się na ślepym wysłuchiwaniu poleceń. Zastanawiał się jak potoczyły się losy Bjarna i Kharlota. Ciekawe czy ten mosiężny łeb, dostał swoją nagrodę. Wybrańca trochę bolało to że nie dał rady wrócić do Cytadeli i sprawdzić tego osobiście, wyrwa skutecznie negowała wszelką interakcje z najbliższy otoczeniem. W sumie ma całą wieczność, na pewno znajdzie czas aby wymienić kilka słów z towarzyszami. Kolejne korki rozbrzmiały koło wybrańca, demonica kroczyła z gracją eksponując swoje walory.
- A więc co teraz zamierzasz przeklęty- rzekła ukazując piękny lecz zarówno niebezpieczny uśmiech
- Wykuje swoje przeznaczenie, od czasu mojej porażki na szczurzej arenie pozwoliłem się prowadzić sznurkom...koniec z tym
- Naprawdę myślisz że coś znaczysz w wirach przeznaczenia?
- Nie mów mi o przeznaczeniu, zbyt wiele czasu straciłem starając się uformować ten pieprzony nurt tak jak chcieli Bogowie... a wystarczył jeden kamień aby moja robota poszła na marne.
- Jesteś pewien że dasz radę?- rzekła demonica, kręcąc się w okół maszerującego wojownika
- Fragment który do mnie wrócił otworzył mi oczy, powróciły do mnie wspomnienia i doświadczenia.
- I naprawdę myślisz że to wystarczy?
- Wystarczy je tylko zebrać
- A ile ich tak w ogóle jest?
- Nie zgrywaj głupiej, dobrze wiem że od początku nie miałaś mi pomóc tylko mnie pilnować- na te słowa jeszcze potworniejszy uśmiech zagościł na twarzy demonicy
- Nie jesteś taki głupi, jednak dostrzegłeś to zbyt późno
- Wcześniej nie mogłem tego dostrzec...patrząc też z innej strony to nasze pierwsze spotkanie
- Co masz na myśli marion...- demonica nie zdążyła nawet skończyć słowa, gdy pancerna pieść zacisnęła się na jej szyi. Oczy Aszkaela zabłysły czerwienią, spomiędzy pancerza wydobywała się mroczna energia.
- Powiedz to jeszcze raz...a przyrzekam że wypatroszę cie- rzucił po czym odepchnął od siebie demonetke, która z trudem złapała oddech.
- Przebudziłem się, odnajdę pozostałe fragmenty.
- Jak zamierzasz to zrobić, są rozsiane po całym królestwie Bogów i świecie śmiertelników. Nawet jak je zbierzesz to nie pozbędziesz się klątwy Ahrimana.
- Nie zależy mi na tym, mam całą wieczność będzie to żmudna praca ale nie istnieje siła która by mnie powstrzymała. Unicestwię wszystko co stanie mi na drodze, znów wmieszam się w Boskie plany jeśli będzie trzeba.- Po ty słowach wojownik zamilkł i kontynuował podróż w nieznane, w poszukiwaniu fragmentów własnej duszy.
Coś się kończy, coś się zaczyna. Aszkael raz jeszcze postawił stopę na splugawionej ziemi, w sercu osnowy. Lecz teraz było inaczej, przegrał jednak nie było mu żal. Magnus cholerny oddalił go od celu, jednakże wybraniec mógł mu podziękować. Jemu i wszystkim tam pozostałym, zdarzenia do których się przyczynili się otwarły mu oczy. Dały cel jemu przeklętemu jestestwu. Demoniczne ostrze w które Aszkael zdążył już ponownie zapieczętować, rysowało kamienne podłoże po którym stąpał wybraniec. Amulet na jego szyi jarzył się wielokolorowym światłem, odpędzając mrok który się w okół niego zbierał. Kocia bestia opuściwszy płaszcz i zasiadła na ramieniu wybrańca, który maszerował dalej w nieznane. Odkąd klapki opadły z jego oczy, a umysł stał się poniekąd wolny. Wojownik nie raz wracał wspomnieniami do minionych wydarzeń, był pewien że podjął by inne decyzje niż te opierające się na ślepym wysłuchiwaniu poleceń. Zastanawiał się jak potoczyły się losy Bjarna i Kharlota. Ciekawe czy ten mosiężny łeb, dostał swoją nagrodę. Wybrańca trochę bolało to że nie dał rady wrócić do Cytadeli i sprawdzić tego osobiście, wyrwa skutecznie negowała wszelką interakcje z najbliższy otoczeniem. W sumie ma całą wieczność, na pewno znajdzie czas aby wymienić kilka słów z towarzyszami. Kolejne korki rozbrzmiały koło wybrańca, demonica kroczyła z gracją eksponując swoje walory.
- A więc co teraz zamierzasz przeklęty- rzekła ukazując piękny lecz zarówno niebezpieczny uśmiech
- Wykuje swoje przeznaczenie, od czasu mojej porażki na szczurzej arenie pozwoliłem się prowadzić sznurkom...koniec z tym
- Naprawdę myślisz że coś znaczysz w wirach przeznaczenia?
- Nie mów mi o przeznaczeniu, zbyt wiele czasu straciłem starając się uformować ten pieprzony nurt tak jak chcieli Bogowie... a wystarczył jeden kamień aby moja robota poszła na marne.
- Jesteś pewien że dasz radę?- rzekła demonica, kręcąc się w okół maszerującego wojownika
- Fragment który do mnie wrócił otworzył mi oczy, powróciły do mnie wspomnienia i doświadczenia.
- I naprawdę myślisz że to wystarczy?
- Wystarczy je tylko zebrać
- A ile ich tak w ogóle jest?
- Nie zgrywaj głupiej, dobrze wiem że od początku nie miałaś mi pomóc tylko mnie pilnować- na te słowa jeszcze potworniejszy uśmiech zagościł na twarzy demonicy
- Nie jesteś taki głupi, jednak dostrzegłeś to zbyt późno
- Wcześniej nie mogłem tego dostrzec...patrząc też z innej strony to nasze pierwsze spotkanie
- Co masz na myśli marion...- demonica nie zdążyła nawet skończyć słowa, gdy pancerna pieść zacisnęła się na jej szyi. Oczy Aszkaela zabłysły czerwienią, spomiędzy pancerza wydobywała się mroczna energia.
- Powiedz to jeszcze raz...a przyrzekam że wypatroszę cie- rzucił po czym odepchnął od siebie demonetke, która z trudem złapała oddech.
- Przebudziłem się, odnajdę pozostałe fragmenty.
- Jak zamierzasz to zrobić, są rozsiane po całym królestwie Bogów i świecie śmiertelników. Nawet jak je zbierzesz to nie pozbędziesz się klątwy Ahrimana.
- Nie zależy mi na tym, mam całą wieczność będzie to żmudna praca ale nie istnieje siła która by mnie powstrzymała. Unicestwię wszystko co stanie mi na drodze, znów wmieszam się w Boskie plany jeśli będzie trzeba.- Po ty słowach wojownik zamilkł i kontynuował podróż w nieznane, w poszukiwaniu fragmentów własnej duszy.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
[HAHAHAHAHAHAH!!!
HA! HA! HA!
NAAAIWNI GŁUPCY!
Piękna walka! Wyborna doprawdy!
Jak cała Arena. Był klimat mroku i Chaosu! A muzyka dobierana idealnie!
Już niedługo... epilog... Magnusa Cholernego... ]
HA! HA! HA!
NAAAIWNI GŁUPCY!
Piękna walka! Wyborna doprawdy!
Jak cała Arena. Był klimat mroku i Chaosu! A muzyka dobierana idealnie!
Już niedługo... epilog... Magnusa Cholernego... ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
[ Tak więc nasza epicka saga piwa, krwi i stali dobiega końca... Przeszliśmy zaiste długa drogę - od uczty w Middenheim do Armageddonu Naprawdę cieszę się, że mogłem brać udział w czymś takim. Inne fora tematyczne mogą nam pozazdrościć rozmachu w robieniu erpegów. Gratulacje dla niezabijalnego Magnusa Chędożonego za zwycięstwo oraz szczere podziękowania dla Byqa za wybitne mistrzowanie !
I tradycyjnie, do zobaczenia następnym razem ]
I tradycyjnie, do zobaczenia następnym razem ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.
[Miotacz ognia Magnusa]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
[Gratulacje dla MG i graczy
Świetnie się to wszytko czytało, szkoda że Ygg został zniszczony tak wcześnie.
Szczrze mówiąc dopingowałem Aszkaelowi w Finale, ale brawa dla Magnusa i Kordelasa ]
Świetnie się to wszytko czytało, szkoda że Ygg został zniszczony tak wcześnie.
Szczrze mówiąc dopingowałem Aszkaelowi w Finale, ale brawa dla Magnusa i Kordelasa ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.