ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2
Re: ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2
-No co milczysz?!- wykrzyknął sztygar widząc ,że elf zdaje się ich ignorować paląc fajkę. Zwłaszcza ,że jego krasnoludzki kompan zwrócił elfowi grzecznie uwagę na jego zachowanie.
Ten jednak nadal milczał wpatrując się w ogień
-Nie słyszysz jak starsi pytają?- rzucił Skralg
-Eee! Pewnie nie umie gadać z fajką w gębie!- warknął sztygar
-Albo już mu uderzyła do głowy! Zostawmy plebeja! Napijmy się!-mruknął najemnik
Bafursson machnął ręką na elfa i rzekł -Nie wypada odmówić! Nie wypada ,prowadź!-
Ze znacznej odległości Thori przypatrywał się sytuacji. Ojciec znowu zaczepiał elfy. Thori niby rozumiał ich przewinienia i podłą naturę ,ale nie rozumiał ciągłego atakowania słabszych. Choć elf nic nie robił to górnik czuł ,że pewnie coś przeskrobał ,ale żeby aż tak? No nic. Ojciec pewnie odczuł dyskomfort podróży i musiał zwalić winę na źle wyszkolone konie elfa. Thori doskonale zdawał sobie sprawę ,że nie ma to sensu ,ale nim dłużej o tym myślał tym bardziej przypominał sobie krzywdy od elfów. Więc napił się piwa i zaczął oglądać gwiazdy. Tygodnie w kopalni nie dostarczały mu tego. I nawet po wyjściu z nich rzadko kiedy opuszczał fortecę ,więc widok był niecodzienny.
Nagle usłyszał coś od strony lasu. Był okropnie ciemna noc ,ale wyraźnie z mroku dobiegł dźwięk.
-Pewnie te posrane wiewióry...- warknął ,po czym położył się dopijając piwo.
Ten jednak nadal milczał wpatrując się w ogień
-Nie słyszysz jak starsi pytają?- rzucił Skralg
-Eee! Pewnie nie umie gadać z fajką w gębie!- warknął sztygar
-Albo już mu uderzyła do głowy! Zostawmy plebeja! Napijmy się!-mruknął najemnik
Bafursson machnął ręką na elfa i rzekł -Nie wypada odmówić! Nie wypada ,prowadź!-
Ze znacznej odległości Thori przypatrywał się sytuacji. Ojciec znowu zaczepiał elfy. Thori niby rozumiał ich przewinienia i podłą naturę ,ale nie rozumiał ciągłego atakowania słabszych. Choć elf nic nie robił to górnik czuł ,że pewnie coś przeskrobał ,ale żeby aż tak? No nic. Ojciec pewnie odczuł dyskomfort podróży i musiał zwalić winę na źle wyszkolone konie elfa. Thori doskonale zdawał sobie sprawę ,że nie ma to sensu ,ale nim dłużej o tym myślał tym bardziej przypominał sobie krzywdy od elfów. Więc napił się piwa i zaczął oglądać gwiazdy. Tygodnie w kopalni nie dostarczały mu tego. I nawet po wyjściu z nich rzadko kiedy opuszczał fortecę ,więc widok był niecodzienny.
Nagle usłyszał coś od strony lasu. Był okropnie ciemna noc ,ale wyraźnie z mroku dobiegł dźwięk.
-Pewnie te posrane wiewióry...- warknął ,po czym położył się dopijając piwo.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Cóż nie powitali go radośnie, ale mógł się tego spodziewać. Nie przybył do Caledorskiego pałacu, ale w barbarzyńską krainę między barbarzyńców. Cóż nie ma nic przeciwko ich ignorancji, to ona da mu siłę. Niech go lekceważą, mają za wypudrowanego lalusia. Tym większe będzie ich zaskoczenie gdy pozabija swoich rywali, a nim się zorientuję wygra turniej. Siadł samotnie przy ognisku, i napił się z manierki czerwonego wina wytrawnego z Saphery. Wtem ujrzał siadającą przy pobliskim ognisku postać zakutą w straszliwą zbroję. Gdy Ramazal ją ujrzał, od razu wiedział iż musi być to elfia robota. Z drugiej jednak strony był pewny, że należy do Druhiiego, po cóż dostojnemu Assurowi tak cholernie przerażający pancerz? Jednak ku jego zdziwieniu gdy zamaskowana postać zdjęła hełm, Kobra ujrzał elfie oblicze, zaś wrodzona intuicja podpowiadała mu, że spotkał rodaka. Rzucił mu krótkie spojrzenie. Cóż może wypadałoby się przedstawić? Zyskał by sobie chociaż jednego sojusznika...
W tej samej chwili dobiegły go okrzyki krasnoludzkiej bandy. Jego doskonały słuch sprawił iż rozumiał każde słowo, nawet te które Dawi między sobą szeptali. Uśmiechnął się, nie miał zamiaru odpowiadać na ich zaczepki, wiedział iż jednym skutkiem jego odpowiedzi mogłaby być otwarta agresja, a on nie zamierzał zabijać ich poza turniejem. Ciekawe czy znajdzie tu sobie jakiegoś sojusznika?
Nie nikomu nie wolno ufać, nie spoufalaj się zbytnio. Wspólnika tak, sojusznika nie.
Wstał i podszedł do nieznajomego elfa.
-Jestem Ramazal-rzekł wyciągając do niego opancerzoną dłoń.
[PS:Ktoś w ogóle czytał mój pojedynek pomiędzy Aenerionem a czterema demonami? Bo tak biednie z komentarzami i ten brak odzewu trochę mnie martwi... Za wszelkie komentarze
także te negatywne się nie obrażę, a fajnie by było się dowiedzieć że ktoś to przeczytał... (jak coś to nie piszcie tu, żeby nie zaśmiecać wątku, tylko rzecz jasna pod walką )
W tej samej chwili dobiegły go okrzyki krasnoludzkiej bandy. Jego doskonały słuch sprawił iż rozumiał każde słowo, nawet te które Dawi między sobą szeptali. Uśmiechnął się, nie miał zamiaru odpowiadać na ich zaczepki, wiedział iż jednym skutkiem jego odpowiedzi mogłaby być otwarta agresja, a on nie zamierzał zabijać ich poza turniejem. Ciekawe czy znajdzie tu sobie jakiegoś sojusznika?
Nie nikomu nie wolno ufać, nie spoufalaj się zbytnio. Wspólnika tak, sojusznika nie.
Wstał i podszedł do nieznajomego elfa.
-Jestem Ramazal-rzekł wyciągając do niego opancerzoną dłoń.
[PS:Ktoś w ogóle czytał mój pojedynek pomiędzy Aenerionem a czterema demonami? Bo tak biednie z komentarzami i ten brak odzewu trochę mnie martwi... Za wszelkie komentarze
także te negatywne się nie obrażę, a fajnie by było się dowiedzieć że ktoś to przeczytał... (jak coś to nie piszcie tu, żeby nie zaśmiecać wątku, tylko rzecz jasna pod walką )
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Spojrzał na wyciągniętą doń dłoń, po czym przeniósł wzrok na oblicze elfa. Nic, co mówiło nie było prawdziwe. Jak każdy inny zawodnik, udawał i sprawdzał. Ale to nic nie szkodzi. Anioł Śmierci również sprawdzał.
- Azrael- odparł, ściskając temtemu prawicę.
- Z Ellyrionu, jak mniemam?- spytał Ramazal. Przytaknął- Poznałem po akcencie.
Wyciągnął bukłak w zachęcającym geście, lecz Azrael odmówił. Nie z jakiegoś wysublimowanego powodu, po prostu nie miał ochoty na wino. Ramazal wzruszył ramionami i pociągnął łyk.
- Wydajesz się znajomy... Nie spotkaliśmy się kiedyś?- spytał Azrael. Jego rozmówca uśmiechnął się lekko.
- Nie... nie sądzę. Zapamiętałbym tę-tu uczynił ruch dłoni obejmujący twarz, lecz zaraz się zreflektował- Wybacz.
- Nic nie szkodzi- odparł Anioł Śmierci. Szczerze- Uprzedzam pytanie, jestem tu z powodów czysto rycerskich. A ty? Jaka jest twoja historia?
- Azrael- odparł, ściskając temtemu prawicę.
- Z Ellyrionu, jak mniemam?- spytał Ramazal. Przytaknął- Poznałem po akcencie.
Wyciągnął bukłak w zachęcającym geście, lecz Azrael odmówił. Nie z jakiegoś wysublimowanego powodu, po prostu nie miał ochoty na wino. Ramazal wzruszył ramionami i pociągnął łyk.
- Wydajesz się znajomy... Nie spotkaliśmy się kiedyś?- spytał Azrael. Jego rozmówca uśmiechnął się lekko.
- Nie... nie sądzę. Zapamiętałbym tę-tu uczynił ruch dłoni obejmujący twarz, lecz zaraz się zreflektował- Wybacz.
- Nic nie szkodzi- odparł Anioł Śmierci. Szczerze- Uprzedzam pytanie, jestem tu z powodów czysto rycerskich. A ty? Jaka jest twoja historia?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Jestem tutaj bo ktoś komu się nie odmawia i u kogo mam dług wdzięczności mi kazał. Nie przybyłem tu po chwałę, bo już ją posiadam, złoto w moich oczach ma niewielką wartość (choć mój ojciec uważa je za dziwaczny wyznacznik swojego społecznego statusu). Mam zamiar jedynie wygrać ten turniej i wrócić do domu.
Azrael spojrzał na niego zaciekawiony.
-Chwałę już posiadasz?-zapytał zaciekawiony.
Ramazal wyszczerzył do niego zęby.
-Jestem Kobra, najlepszy z elfich szlachciców. Uczył mnie Caladris z Caledoru i Cynathil z Białej Wieży, pokonałem wielu wśród sławnych między innymi Korhila z Chrace-dowódcę Białych Lwów. Wsławiłem się w bitwie i w turnieju, a od trzech lat nie przegrałem żadnej walki.
-Imponujące-rzekł Azrael, elfi wojownik nie był w stanie stwierdzić czy w jego głosie brzmiała ironia czy podziw, wyszczerzył więc jedynie zęby.
Po krótkiej chwili milczenia Ramazal zdecydował się kontynuować rozmowę, na dodatek nagle skojarzył sobie elfa z kimś kogo znał...
-Przypominasz mi elfa którego poznałem w czasie inwazji Druhii na Ellyrion, służył pod Żelaznym Wilkiem a nazywał się Faenerion. Gdy Żelazny Wilk trzymał dzielnie psy wiedźmiego króla, Caladris dowodzący armią ,,Skrzydło Smoka" flankował jego siły i łamał linie szarżami. Faenerion spisywał się dzielnie, ale podobno wpadł w kocioł i zginął. Jesteś nim wskrzeszonym pod innym mieniem, czy też zwyczajnie cię z nim pomyliłem?
Azrael spojrzał na niego zaciekawiony.
-Chwałę już posiadasz?-zapytał zaciekawiony.
Ramazal wyszczerzył do niego zęby.
-Jestem Kobra, najlepszy z elfich szlachciców. Uczył mnie Caladris z Caledoru i Cynathil z Białej Wieży, pokonałem wielu wśród sławnych między innymi Korhila z Chrace-dowódcę Białych Lwów. Wsławiłem się w bitwie i w turnieju, a od trzech lat nie przegrałem żadnej walki.
-Imponujące-rzekł Azrael, elfi wojownik nie był w stanie stwierdzić czy w jego głosie brzmiała ironia czy podziw, wyszczerzył więc jedynie zęby.
Po krótkiej chwili milczenia Ramazal zdecydował się kontynuować rozmowę, na dodatek nagle skojarzył sobie elfa z kimś kogo znał...
-Przypominasz mi elfa którego poznałem w czasie inwazji Druhii na Ellyrion, służył pod Żelaznym Wilkiem a nazywał się Faenerion. Gdy Żelazny Wilk trzymał dzielnie psy wiedźmiego króla, Caladris dowodzący armią ,,Skrzydło Smoka" flankował jego siły i łamał linie szarżami. Faenerion spisywał się dzielnie, ale podobno wpadł w kocioł i zginął. Jesteś nim wskrzeszonym pod innym mieniem, czy też zwyczajnie cię z nim pomyliłem?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
-Słyszę, Słyszę...- Pomyślał. Na tym etapie stary sztygar i Skralg chyba byli już jego wrogami. Pewnie wcześniej już byli. Odwrócił głowę w stronę odchodzących Dawi i zobaczył dwójkę elfów z Ulthuanu siedzących przy kolejnym ognisku. Wstał, i podszedł do nich.
-Można się dosiąść?- Zapytał.
-Można się dosiąść?- Zapytał.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
Podróżowaliśmy, to akurat było mi na rękę. Idąc przed siebie dość często udawało mi się zapomnieć choć na krótką chwilę o głodzie. Z czasem jednak to wraca, a wówczas muszę szukać dusz.
-Jak tam studnio bez dna?- Gloin rzucił na mnie krótkie spojrzenie.- Pewnie już bardzo chętnie byś ich wszystkich zeżarł!
-Nie przypominaj.- rzuciłem oschle.- Są ciekawsze tematy.
-Powątpiewam.- splunął, na ślepo wymacał pod skórzaną tuniką małą piersióweczkę.- Na czarną godzinę. Zanudzi mnie ten marsz.
-W życiu nie chodzi tylko o ciągłą rzeź.- z moich ust musiało to brzmieć dość idiotycznie. Nieumarły, który od wieków morduje wszystko co się rusza, poucza krasnoluda o szacunku do życia. Gloin zaśmiał się cicho.
-Kto to mówi...
Rozbiliśmy obóz. Gloin wciąż obrażony na resztę krasnoludów za brak informacji o możliwości mordowania elfów siedział przy mnie i patrzył się zrozpaczony na niemal pustą buteleczkę.
-Nawet się nie wstawiłem.- wyciągnął wolną dłoń w kierunku ognia.- Przypomina mi się nasza wyprawa na ziemie tych cholernych skośnookich.
-Tam też nie miałeś czego pić.- parsknąłem śmiech.
-O tym mówię.
-Popatrz co też kot przyniósł.- uśmiechnąłem sie do Gloina, a ten skrzywił się niemal równie potwornie jak ja podczas stosowania magii iluzji.
-Pięknie... Jeszcze jedna do kolekcji.- wypił resztę krasnoludziego spirytusu.- Wybijcie się nawzajem pieprzone księżniczki!
Elfy zignorowały go, podobnie jak nowo przybyły. Uważnie mi się przyglądał, niektórzy mają zdolność wyczuwania magii. Jak ta kobieta, wywodząca się z druchii. Gloin z każdą chwilą był coraz bardziej zdenerwowany, zbliżał się do granic swoich możliwości. Nienawidził gdy musiał przebywać w pobliżu żywych elfów.
-Idę spać.- warknął gniewnie, po czym przekręcił się na lewy bok. Momentalnie usną, jak to miał w zwyczaju. Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w stronę jedynej znanej mi tu osoby. A mianowicie elfa imieniem Azrael.
-Mogę się dosiąść?- rzekł nieznany mi dotąd zawodnik.
-Przyłącze się do pytania.- nieznajomy odskoczył zaskoczony, a jego dłoń powędrowała na rękojeść miecza.- Spokojnie, taka już moja natura, że wszędzie się skradam.- uśmiechnąłem się lekko.
-Jak tam studnio bez dna?- Gloin rzucił na mnie krótkie spojrzenie.- Pewnie już bardzo chętnie byś ich wszystkich zeżarł!
-Nie przypominaj.- rzuciłem oschle.- Są ciekawsze tematy.
-Powątpiewam.- splunął, na ślepo wymacał pod skórzaną tuniką małą piersióweczkę.- Na czarną godzinę. Zanudzi mnie ten marsz.
-W życiu nie chodzi tylko o ciągłą rzeź.- z moich ust musiało to brzmieć dość idiotycznie. Nieumarły, który od wieków morduje wszystko co się rusza, poucza krasnoluda o szacunku do życia. Gloin zaśmiał się cicho.
-Kto to mówi...
Rozbiliśmy obóz. Gloin wciąż obrażony na resztę krasnoludów za brak informacji o możliwości mordowania elfów siedział przy mnie i patrzył się zrozpaczony na niemal pustą buteleczkę.
-Nawet się nie wstawiłem.- wyciągnął wolną dłoń w kierunku ognia.- Przypomina mi się nasza wyprawa na ziemie tych cholernych skośnookich.
-Tam też nie miałeś czego pić.- parsknąłem śmiech.
-O tym mówię.
-Popatrz co też kot przyniósł.- uśmiechnąłem sie do Gloina, a ten skrzywił się niemal równie potwornie jak ja podczas stosowania magii iluzji.
-Pięknie... Jeszcze jedna do kolekcji.- wypił resztę krasnoludziego spirytusu.- Wybijcie się nawzajem pieprzone księżniczki!
Elfy zignorowały go, podobnie jak nowo przybyły. Uważnie mi się przyglądał, niektórzy mają zdolność wyczuwania magii. Jak ta kobieta, wywodząca się z druchii. Gloin z każdą chwilą był coraz bardziej zdenerwowany, zbliżał się do granic swoich możliwości. Nienawidził gdy musiał przebywać w pobliżu żywych elfów.
-Idę spać.- warknął gniewnie, po czym przekręcił się na lewy bok. Momentalnie usną, jak to miał w zwyczaju. Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w stronę jedynej znanej mi tu osoby. A mianowicie elfa imieniem Azrael.
-Mogę się dosiąść?- rzekł nieznany mi dotąd zawodnik.
-Przyłącze się do pytania.- nieznajomy odskoczył zaskoczony, a jego dłoń powędrowała na rękojeść miecza.- Spokojnie, taka już moja natura, że wszędzie się skradam.- uśmiechnąłem się lekko.
- Faenarion....- powtarzał Azrael, jakby usiłując, przypomnieć sobie jegomościa o którego pytał Ramazal. Po dłuższym namyśle w końcu odszukał w pamięci elfa o tym imieniu- Tak, spotkałem kogoś takiego. Darmozjad i obibok, wyżej cenił sobie wino i śpiew, niż walkę, a obowiązek i cnotę miał za nic. Z tego co wiem, nie żyje.
Ramazal milczał przez chwilę, jakby rozważając nad odpowiedzią. Azrael spojrzał nań.
- Czemu mnie wziąłeś za niego?- spytał. Nie uzyskał jednak odpowiedzi- nadejście Duszołapa i Asura, którego nie znał zakłóciło nieco przebieg rozmowy.
- Zapraszam- rzekł z uśmiechem Ramazal, wskazując miejsca gestem. Gdy tamci usadowili się wreszcie, Azrael spojrzał pytająco na Kobrę, oczekując odpowiedzi.
Ramazal milczał przez chwilę, jakby rozważając nad odpowiedzią. Azrael spojrzał nań.
- Czemu mnie wziąłeś za niego?- spytał. Nie uzyskał jednak odpowiedzi- nadejście Duszołapa i Asura, którego nie znał zakłóciło nieco przebieg rozmowy.
- Zapraszam- rzekł z uśmiechem Ramazal, wskazując miejsca gestem. Gdy tamci usadowili się wreszcie, Azrael spojrzał pytająco na Kobrę, oczekując odpowiedzi.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
-Wybacz jeśli uraziłem cię tym porównaniem-powiedział Ramazal do Azraela przypatrując się czujnie Duszołapowi od którego wyczuwał nieprzychylną aurę-Masz do niego bardzo podobny głos. Ale skoro to pomyłka, to nie rozprawiajmy o nim więcej.-Kobra rzucił spojrzenie nowo przybyłemu-Wina?-zapytał.
-Chętnie-odrzekł mag, po czym pociągnął solidnego łyka. Ku zdziwieniu Duszołapa wino było bardzo mocne.
Ramazal dorzucił szczapę drewna do ogniska.
-No to może teraz ty opowiesz nam coś o sobie?-zapytał Kobra maga.
-Chętnie-odrzekł mag, po czym pociągnął solidnego łyka. Ku zdziwieniu Duszołapa wino było bardzo mocne.
Ramazal dorzucił szczapę drewna do ogniska.
-No to może teraz ty opowiesz nam coś o sobie?-zapytał Kobra maga.
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Galiwyx był wściekły. W połowie drogi na Arenę Tark odkrył, że są śledzeni. Brat szefa był kiedyś łowcą i tropicielem w plemieniu, więc znał się na takich sprawach. To było zanim stracił dwa palce u stopy w jakieś bitwie i dostał bzika na punkcie własnej ochrony, który szybko przemienił się w niezdrowy pociąg do ciężkich pancerzy wszelkiego rodzaju. Wracając do głównego tematu Galiwyx zdecydował się zastanowić pułapkę. Rozstawił czujki goblinów schowane w linii, wysłał kolejne drogą, a sam z przybocznymi ukrył się na cały dzień pod listowiem. Tym sposobem słyszał jak prześladowcy wpadają na czujki i jak wywiązuje się nierówna bitwa. Potem oddział wojowników Nurgla pałający żądzą zemsty,pojechał dalej traktem, a drużyna zielonoskórych wznowiła marsz, bez pościgu na karku i innych goblinów. Drugi problem pojawił się po przekroczeniu granic Bretonii. Patrole rycerzy skutecznie spowolniły czempiona. Przez te wszystkie wydarzenia spóźnili się na miejsce zbiórki. Zastali tylko spaloną karczmę i pusty dziedziniec. Galiwyx na szczęście roztropnie powysyłał gobliny, żeby potajemnie go zapisały.
Dzień później jakimś cudem udało się im dogonić konwój. Powód był prozaiczny. Pojedyńczy, doświadczeni piechurzy mogą być szybsi od kolumny wozów z taborami.
Bez problemów weszli do obozowiska. Stróżującym pachołkom wystarczało zapewnienie, że jest się uczestnikiem Areny. Galiwyx rozejrzał się w poszukiwaniu przyszłych oponentów. Zauważył ogra, jakiegoś maga oraz tłum krasnoludów i spiczastouchych. Z nimi raczej się nie dogada, może z wyjątkiem druchni, ale ci też pewnie będą traktować go jak śmiecia. Nie widząc innego wyjścia rozpalił własne ognisko przy, którym usiadł razem z Trakiem i Grogkiem
Dzień później jakimś cudem udało się im dogonić konwój. Powód był prozaiczny. Pojedyńczy, doświadczeni piechurzy mogą być szybsi od kolumny wozów z taborami.
Bez problemów weszli do obozowiska. Stróżującym pachołkom wystarczało zapewnienie, że jest się uczestnikiem Areny. Galiwyx rozejrzał się w poszukiwaniu przyszłych oponentów. Zauważył ogra, jakiegoś maga oraz tłum krasnoludów i spiczastouchych. Z nimi raczej się nie dogada, może z wyjątkiem druchni, ale ci też pewnie będą traktować go jak śmiecia. Nie widząc innego wyjścia rozpalił własne ognisko przy, którym usiadł razem z Trakiem i Grogkiem
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Wasillij spokojnie podróżował nie wadząc nikomu. Jego pacyfistyczna dusza nie przewidywała możliwości zbędnego rozlewu krwi. Usmiechnięty nie za bardzo pijany( znaczy nie posiadający więcej jak 5 promili we krwi) spacerował sobie i rozglądał się między ogniskami. Jego uwagę przykuł człowiek z kompani najemników który siedząc z boku z kamienną twarzą patrzył na niebo. Wasilij rad że znalazł kompana do oglądania chmurek podszedł do jegomościa i spytał się czy może usiąść. Jak z rozmowy jego towarzyszy wynikało mający za godność Virgill skinął głową rad że znalazła się dusza szukająca czegoś więcej niż z rozróby z mało męskim gatunkiem humanoidów.
- Ładne mamy dziś niebo. -Powiedział siadając.- Też lubisz obserwować chmury ?- Virgill znowu tylko skinął głową. -Nie lubisz za dużo gadać co?- Znowu kiwnięcie.- Ech, rację masz. Czasem lepiej zamknąć pysk niż pieprzyć głupoty.- Łyka ?
Nowy kolega naszego bohatera rzucił okiem na butelkę. Powąchał i umoczył język. Delikatnie tylko na ułamek chwili jeden z jego kancików ust uniósł się ku górze w substytucie zadowolenia po czym pociągnął głęboki był.
Siedzieli razem i ciągnęli z flaszki niewypitki długi czasz aż w końcu rumieńce zagościły na twarzy kislevity.
-Ech dobry z Ciebie kumpel wiesz Vilbil, hyc. Fajnie że chce Ci się ze mną siedzieć. Dobrze jest mieć czasem do kogo otworzyć mordę. Ech ja mam tylko mojego Bojkę wiesz.-Dodał wyjmując wróbelka z kieszeni swojego kaftana.- Smutno mi czasem tak samemu siedzieć. Ze sobą tylko pić. Zabiłeś kiedyś kogoś? Ba, jasne że zabiłeś. Widzisz ja też zabijałem. Dużo. I tak sobie myśle o tych wszystkich wyprutych flakach. Czy powinienem się budzić w nocy. Nie mam problemów ze snem. Po prostu pamiętam te zdarzenia i próbuję zrozumieć. Najpierw zabijam potem dopiero zaczynam myśleć. A źle mi jak zaczynam myśleć. Bo myśle sobie... Słuchasz mnie GillVil jeszcze? No więc czasem sobie myśle. Czy to wszystko ma sens? Zabijać by żyć. Czy gdybym sam się zabił to pewnie bym uratował ludzi, których miałbym zabić bym ja mógł żyć. Taka transakcja, moje za wielu. Równorzędna wymiana. Ani nie boli mnie w sumieniu. Ba jak mam pociągnąć za spust to nawet nie mrugnę. Ale gdyby tak na przykład się ustatkować. Znaleźć jakąś kobitę. Kawałek ziemi uprawiać. Kupiłbym kurczaków parę. Ba nawet krowę. I sobie spokojnie żyć. Chciałby się człowiek ustatkować ale brzemie przeszłości żyć nie daje. W kraju mnie nie chcą. Wszędzie ścigają. Lubie moją robotę. Naprawdę. Ale myślę sobie, że... - Nagle przerwał. Mimo że jego kompan pozostał wyprostowany to jego oczy zmrużyły się. Widać alkohol i zmęczenie podróżą dały o sobie znaki. Wasilij wstał i odszedł by odpocząć również przed kolejnym dniem podróży.
- Ładne mamy dziś niebo. -Powiedział siadając.- Też lubisz obserwować chmury ?- Virgill znowu tylko skinął głową. -Nie lubisz za dużo gadać co?- Znowu kiwnięcie.- Ech, rację masz. Czasem lepiej zamknąć pysk niż pieprzyć głupoty.- Łyka ?
Nowy kolega naszego bohatera rzucił okiem na butelkę. Powąchał i umoczył język. Delikatnie tylko na ułamek chwili jeden z jego kancików ust uniósł się ku górze w substytucie zadowolenia po czym pociągnął głęboki był.
Siedzieli razem i ciągnęli z flaszki niewypitki długi czasz aż w końcu rumieńce zagościły na twarzy kislevity.
-Ech dobry z Ciebie kumpel wiesz Vilbil, hyc. Fajnie że chce Ci się ze mną siedzieć. Dobrze jest mieć czasem do kogo otworzyć mordę. Ech ja mam tylko mojego Bojkę wiesz.-Dodał wyjmując wróbelka z kieszeni swojego kaftana.- Smutno mi czasem tak samemu siedzieć. Ze sobą tylko pić. Zabiłeś kiedyś kogoś? Ba, jasne że zabiłeś. Widzisz ja też zabijałem. Dużo. I tak sobie myśle o tych wszystkich wyprutych flakach. Czy powinienem się budzić w nocy. Nie mam problemów ze snem. Po prostu pamiętam te zdarzenia i próbuję zrozumieć. Najpierw zabijam potem dopiero zaczynam myśleć. A źle mi jak zaczynam myśleć. Bo myśle sobie... Słuchasz mnie GillVil jeszcze? No więc czasem sobie myśle. Czy to wszystko ma sens? Zabijać by żyć. Czy gdybym sam się zabił to pewnie bym uratował ludzi, których miałbym zabić bym ja mógł żyć. Taka transakcja, moje za wielu. Równorzędna wymiana. Ani nie boli mnie w sumieniu. Ba jak mam pociągnąć za spust to nawet nie mrugnę. Ale gdyby tak na przykład się ustatkować. Znaleźć jakąś kobitę. Kawałek ziemi uprawiać. Kupiłbym kurczaków parę. Ba nawet krowę. I sobie spokojnie żyć. Chciałby się człowiek ustatkować ale brzemie przeszłości żyć nie daje. W kraju mnie nie chcą. Wszędzie ścigają. Lubie moją robotę. Naprawdę. Ale myślę sobie, że... - Nagle przerwał. Mimo że jego kompan pozostał wyprostowany to jego oczy zmrużyły się. Widać alkohol i zmęczenie podróżą dały o sobie znaki. Wasilij wstał i odszedł by odpocząć również przed kolejnym dniem podróży.
-No to może teraz ty opowiesz nam coś o sobie?- zapytał mnie.
-Cóż, zacznijmy od czegoś podstawowego.- uśmiechnąłem się lekko. Alkohol, jak alkohol. Choć nawet Gloin byłby zaskoczony zawartością ilością procentów w tym "elfim" trunku. Zapewne powiedziałby: "Pewnie ta cholerna księżniczka to ukradła... Wiesz jak to elfy, wszystko podpierdolą."- Zwą mnie Duszołapem.
-Tak, to już słyszałem.- otrząsnął się z zamyślenia i po chwili dodał.- Kobra.- wyciągnął dłoń w geście powitania. Uścisnąłem ją.
-Jak zauważyliście jestem magiem.- wzruszyłem ramionami i wbiłem wzrok w ogień.- Co więcej mogę wam powiedzieć? Jestem samotnikiem, choć od pewnego czasu usilnie zmienia to Gloin.
-Ten nietrzeźwiejący krasnolud?- Azrael parsknął śmiechem.
-Tak,- westchnąłem.- prawdziwy przyjaciel. A Ty Kobro? Dość specyficzne imię, czy też przydomek.
-Cóż, zacznijmy od czegoś podstawowego.- uśmiechnąłem się lekko. Alkohol, jak alkohol. Choć nawet Gloin byłby zaskoczony zawartością ilością procentów w tym "elfim" trunku. Zapewne powiedziałby: "Pewnie ta cholerna księżniczka to ukradła... Wiesz jak to elfy, wszystko podpierdolą."- Zwą mnie Duszołapem.
-Tak, to już słyszałem.- otrząsnął się z zamyślenia i po chwili dodał.- Kobra.- wyciągnął dłoń w geście powitania. Uścisnąłem ją.
-Jak zauważyliście jestem magiem.- wzruszyłem ramionami i wbiłem wzrok w ogień.- Co więcej mogę wam powiedzieć? Jestem samotnikiem, choć od pewnego czasu usilnie zmienia to Gloin.
-Ten nietrzeźwiejący krasnolud?- Azrael parsknął śmiechem.
-Tak,- westchnąłem.- prawdziwy przyjaciel. A Ty Kobro? Dość specyficzne imię, czy też przydomek.
Gilraen przysłuchiwał się w milczeniu Duszołapowi i ćmił fajkę. Odwrócił głowę od towarzyszy i zobaczył zielonoskórych wchodzących do obozu i rozpalających ognisko. Kislevita, który najwyraźniej był lekko upity też przykuł jego uwagę. Gadał o chmurach, wróblach i piciu samotnie, więc odwrócił głowę spowrotem w stronę towarzyszy rozmowy.
(Przeczytałem opowieść Klafutiego... W końcu. końcówka mbie powaliła. Gratki. 23 będę spowrotem w domu, ale będę pisał co dzień-dwa.)
Wysyłane z mojego HTC Desire za pomocą Tapatalk 2
(Przeczytałem opowieść Klafutiego... W końcu. końcówka mbie powaliła. Gratki. 23 będę spowrotem w domu, ale będę pisał co dzień-dwa.)
Wysyłane z mojego HTC Desire za pomocą Tapatalk 2
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Ramazal uśmiechnął się radośnie.
-Mówi mi to człek którego zwą Duszołapem-widząc rozchylające się usta maga szybko zaprzeczył-nie, nie chce abyś mi mówił skąd się wziął twój przydomek.
-Mimo to ponawiam pytanie dotyczące twojego imienia lub przydomku Kobro.
Elf wyszczerzył zęby. Miał imponującej wielkości kły, godne wampira.
-Kobra to przydomek, nadany mi w uznaniu mojego stylu walki, naprawdę nazywam się Ramazal Yeluanir z Caledoru.-przerwał, pociągnął łyk z manierki po czym kontynuował-Jesteście tutaj dużej niż ja panowie, co ciekawego moglibyście powiedzieć mi o innych zawodnikach?
-Mówi mi to człek którego zwą Duszołapem-widząc rozchylające się usta maga szybko zaprzeczył-nie, nie chce abyś mi mówił skąd się wziął twój przydomek.
-Mimo to ponawiam pytanie dotyczące twojego imienia lub przydomku Kobro.
Elf wyszczerzył zęby. Miał imponującej wielkości kły, godne wampira.
-Kobra to przydomek, nadany mi w uznaniu mojego stylu walki, naprawdę nazywam się Ramazal Yeluanir z Caledoru.-przerwał, pociągnął łyk z manierki po czym kontynuował-Jesteście tutaj dużej niż ja panowie, co ciekawego moglibyście powiedzieć mi o innych zawodnikach?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
Wyklęta Kompania zajęła miejsca na skraju całego obozowiska, wozy ułożone w podkowę chroniły przed wiatrem. A kilka ognisk skupiało w okół siebie ciut strudzonych podróżą wojowników. Eliot obserwował dość sielankową atmosferę panującą między zawodnikami, tylko krasnoludy wydawały się ciut bardziej podenerwowane i agresywne ale to za pewne z powodu elfów. Inkwizytor wyciągnął rękę po bukłak aktualnie trzymany przez Ishwalda, vice kapitan podał go bez żadnego słowa. Stali tak chwile w milczeniu, która w albinos postanowił w końcu przerwać.
- Co myślisz o nich wszystkich?
- Wszystko i nic... za wcześnie jest ich oceniać
- Mówisz jak Helbrecht podczas gry z szachy, zawsze mnie zaskakiwało jak ten siepacz robi się wtedy spokojny i skrupulatny.
- Możliwe, jednak łypie mnie w kościach. Mam złe przeczucia.- rzucił Eliot poprawiają włosy obandażowaną ręką
- Nie masz zamiaru, porozmawiać z resztą zawodników.
- Mam nie odparte wrażenie że jakoś nas unikają, grupki zaczynają się pomału tworzyć i formować.
- Więc i nam będą potrzebni sprzymierzeńcy.
- I tu masz racje jednak na razie zajmijmy się obserwacją, nie możemy zaufać byle komu.
- Masz kogoś na oku?-rzucił Ishwald przyklękając
- Ten cały Anioł Śmierci... no i ten wojownik skrywający się pod płaszczem. Ruszył na ratunek kobiecie bez cienia wątpliwości, jednak coś mi w nim nie pasuje a zarazem wydaje się znajome. Niestety nie miałem okazji z nim porozmawiać ani nawet przyjrzeć mu się z bliska. Musze przyznać zaciekawił mnie.
- On czy twoje przeczucia względem niego?
- To i to... gdzieś go kiedyś spotkałem
- Zapewne średnio możliwe, prędzej przeczytałeś w aktach panie molu książkowy.- rzucił Rainsteel z uśmiechem
- Co myślisz o nich wszystkich?
- Wszystko i nic... za wcześnie jest ich oceniać
- Mówisz jak Helbrecht podczas gry z szachy, zawsze mnie zaskakiwało jak ten siepacz robi się wtedy spokojny i skrupulatny.
- Możliwe, jednak łypie mnie w kościach. Mam złe przeczucia.- rzucił Eliot poprawiają włosy obandażowaną ręką
- Nie masz zamiaru, porozmawiać z resztą zawodników.
- Mam nie odparte wrażenie że jakoś nas unikają, grupki zaczynają się pomału tworzyć i formować.
- Więc i nam będą potrzebni sprzymierzeńcy.
- I tu masz racje jednak na razie zajmijmy się obserwacją, nie możemy zaufać byle komu.
- Masz kogoś na oku?-rzucił Ishwald przyklękając
- Ten cały Anioł Śmierci... no i ten wojownik skrywający się pod płaszczem. Ruszył na ratunek kobiecie bez cienia wątpliwości, jednak coś mi w nim nie pasuje a zarazem wydaje się znajome. Niestety nie miałem okazji z nim porozmawiać ani nawet przyjrzeć mu się z bliska. Musze przyznać zaciekawił mnie.
- On czy twoje przeczucia względem niego?
- To i to... gdzieś go kiedyś spotkałem
- Zapewne średnio możliwe, prędzej przeczytałeś w aktach panie molu książkowy.- rzucił Rainsteel z uśmiechem
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
-... Azraelu?
Wyrwał się z zamyśleń, spoglądając półprzytomnie na pytającego go Ramazala. Wzrok pozostałych również na nim spoczął.
- A co ty sądzisz o całej tej zgrai?- powtórzył pytanie Kobra. Powieka zadrgała na twarzy Anioła Śmierci, a z oka popłynęła pojedyńcza łza, którą od razu wytarł lnianą chustą.
- Uszkodzony kanalik łzowy- wyjaśnił- Nic szczególnie mistycznego.
- Byłbyś łaskaw odpowiedzieć?- rzekł Ramazal tonem grzecznym, lecz nieco niecierpliwym. Zamiast jednak zdradzić swe przemyślenia, Azrael wyjął z sakiewki monetę. Była cała ze złota. Z jednej strony przedstawiała oblicze władcy, w wspaniałej koronie, a maksyma w obcym języku otaczała jego podobiznę. Anioł Śmierci odwrócił monetę, a oczom zgromadzonych ukazał się rewers tak zniszczony, że nie sposób było poznać co niegdyś przedstawiał.
- Nie znam się na walce Ramazalu, lecz wiem jedno. Jest życie i jest śmierć. Jedno rodzi się z drugiego. Przybyli tu prawi i niegodni, sławni i nieznani, szlachetnie urodzeni i ci z prostego ludu. Co zadecyduje o tym, kto zginie, a kto przeżyje?
Milczeli przez chwilę, próbując odgadnąć do czego zmierza Azrael.
- Oczywiście ten, kto jest najlepszy!- odparł z lekkim uśmieszkiem Ramazal. Anioł Śmierci pokręcił głową.
- Przypadek. Ślepy los. Uczciwe, równe szanse- rzekł, po czym podrzucił monetę w górę. Złocisty metal zabłysł w powietrzu, zanim znów wylądował na dłoni elfa, rewersem do góry- Bowiem wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci.
Wyrwał się z zamyśleń, spoglądając półprzytomnie na pytającego go Ramazala. Wzrok pozostałych również na nim spoczął.
- A co ty sądzisz o całej tej zgrai?- powtórzył pytanie Kobra. Powieka zadrgała na twarzy Anioła Śmierci, a z oka popłynęła pojedyńcza łza, którą od razu wytarł lnianą chustą.
- Uszkodzony kanalik łzowy- wyjaśnił- Nic szczególnie mistycznego.
- Byłbyś łaskaw odpowiedzieć?- rzekł Ramazal tonem grzecznym, lecz nieco niecierpliwym. Zamiast jednak zdradzić swe przemyślenia, Azrael wyjął z sakiewki monetę. Była cała ze złota. Z jednej strony przedstawiała oblicze władcy, w wspaniałej koronie, a maksyma w obcym języku otaczała jego podobiznę. Anioł Śmierci odwrócił monetę, a oczom zgromadzonych ukazał się rewers tak zniszczony, że nie sposób było poznać co niegdyś przedstawiał.
- Nie znam się na walce Ramazalu, lecz wiem jedno. Jest życie i jest śmierć. Jedno rodzi się z drugiego. Przybyli tu prawi i niegodni, sławni i nieznani, szlachetnie urodzeni i ci z prostego ludu. Co zadecyduje o tym, kto zginie, a kto przeżyje?
Milczeli przez chwilę, próbując odgadnąć do czego zmierza Azrael.
- Oczywiście ten, kto jest najlepszy!- odparł z lekkim uśmieszkiem Ramazal. Anioł Śmierci pokręcił głową.
- Przypadek. Ślepy los. Uczciwe, równe szanse- rzekł, po czym podrzucił monetę w górę. Złocisty metal zabłysł w powietrzu, zanim znów wylądował na dłoni elfa, rewersem do góry- Bowiem wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
-Wszyscy?- Zapytał mistrz miecza.
-Tak, wszyscy.- Odpowiedział mu Azrael.
-Gdyby nie moja historia, zgodziłbym się z tobą, a zarazem by mnie tu nie było. Gdybyś chciał, mogę Ci ją opowiedzieć...
Wysyłane z mojego HTC Desire za pomocą Tapatalk 2
-Tak, wszyscy.- Odpowiedział mu Azrael.
-Gdyby nie moja historia, zgodziłbym się z tobą, a zarazem by mnie tu nie było. Gdybyś chciał, mogę Ci ją opowiedzieć...
Wysyłane z mojego HTC Desire za pomocą Tapatalk 2
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
- Mistrz Miecza Hoetha
- Falubaz
- Posty: 1011
Kobra zaśmiał się.
-Podoba mi się twój pogląd Azraelu, jest taki... szlachetny. Wierzysz iż to czy zginę jest ślepym trafem, losem?
-Mniej więcej-rzekł Anioł Śmierci.
-Eh, przyjacielu wytłumacz mi więc jedno. Gdyby przeciwko mnie na Arenie stanął podobny mi wojownik, stoczylibyśmy długą i zaciętą walkę którą bym wygrał to gdzie jest ta równość czy los? Równość-byłem lepszy, silniejszy i szybszy co osiągnąłem dzięki latom treningów, zapracowałem na to więc nie był to los. A co do samego losu właśnie-gdzie według ciebie znajduje się ten czynnik? W tym że wylosowano nas do wspólnej walki? Możemy być równi wobec śmierci, ale to od nas i tylko od nas zależy czy, jak i kiedy zginiemy. Nieprawdaż Duszołapie?
-Podoba mi się twój pogląd Azraelu, jest taki... szlachetny. Wierzysz iż to czy zginę jest ślepym trafem, losem?
-Mniej więcej-rzekł Anioł Śmierci.
-Eh, przyjacielu wytłumacz mi więc jedno. Gdyby przeciwko mnie na Arenie stanął podobny mi wojownik, stoczylibyśmy długą i zaciętą walkę którą bym wygrał to gdzie jest ta równość czy los? Równość-byłem lepszy, silniejszy i szybszy co osiągnąłem dzięki latom treningów, zapracowałem na to więc nie był to los. A co do samego losu właśnie-gdzie według ciebie znajduje się ten czynnik? W tym że wylosowano nas do wspólnej walki? Możemy być równi wobec śmierci, ale to od nas i tylko od nas zależy czy, jak i kiedy zginiemy. Nieprawdaż Duszołapie?
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony
[ Drodzy współarenowicze, oto nadeszła moja kolej aby wybyć na wakacje. Raczej nie uda mi się znaleźć żadnych internetów tam, gdzie się udaję, tak więc wrócę do rolpleju coś około pierwszego. Do zobaczenia (napisania ?) wtedy ]
Prawdziwy krasnolud gardzi słonecznikiem.