ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Re: ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2

Post autor: kubencjusz »

[ +-30 glade guardów
+-10 eternal guardów
+-4 treekiny
+- 7 wildów nie najgorzej
rozpa na jakieś 1,5k :D
to kiedy bijemy oriona ? :lol2: ]

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

[Nie policzyłeś Wardancerów :wink:
Później coś napiszę, teraz nie mam weny.]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Proszę, w poprzedniej arenie biliśmy się z całą armią prowincji, a później czterech bohaterów przebijało się przez powódź demonów. U szczurów też było nieźle, jak pojawiły się te wszystkie abominacje.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[Klafuti taka moja drobna uwagą, albinosem jest vice-kapitan zwany Ishwaldem. Eliot jest normalny...w miarę]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Durrr... :oops: to może po prostu osiwiał, na skutek traumatycznych przeżyć. Faktycznie, napisałeś, że włosy ma ciemne, w pamieć wrył mi się albinos bo jest bardziej charakterystyczny. I pewnie jeszcze przez to demoniczne ramię. Sam rozumiesz: ramię, bajerancki miecz, wzmianka o białowłosym z grzywką na oko. Ale już poprawione.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[Spoko, rozumiem...sam się skapnąłem w połowie czytania twojego tekstu że coś jest nie tak. Błędy zdarzają się nawet najlepszym]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Sytuacja na polu bitwy szybko się zmieniała, a najgorsze chyba były wielkie, chodzące drzewce, które wybiegły na obrońców z lasu. Nie dość, że elfy nie były głupie i nie ruszyły bezmyślnie na zapory utworzone z wozów, to jeszcze doskonale sobie z nimi radziły. Zwłaszcza drzewa, które potrafiły jednym kopniakiem powalić powóz i wedrzeć się do środka. Przynajmniej osłona na tyle się przydała, że częściej dochodziło do walki w zwarciu i Asrai dalej mieli trudność w bezpiecznym ostrzeliwaniu przeciwnika. Zarthyon wreszcie miał okazję zabić paru napastników. Jego zakrzywiony miecz precyzyjnie trafiał tam gdzie należało, a brak zbroi u leśnych elfów powodował natychmiastowy efekt każdego uderzenia. Każdy, który zbliżył się do ich pozycji prędzej czy później padał pod jego ostrzem. To dawało Denethrill szanse spokojnie przygotować zaklęcie. Pojawienie się drzewców zmusiło ją do zmiany taktyki. Nigdy nie była specjalnie dobra w magii ognia, skupiając się na mrocznej domenie Druchii, ale nie potrzeba było wiele, by podziałać na chodzące drewno. Żeby nie tracić czasu wykorzystała absolutnie najprostszy czar, czyli kulę ognia. Pierwszy z pocisków uderzył w najbliższego stwora, a ten od razu odstąpił od jednego z wozów. Strzał był na tyle udany, że nadpaliła mu się głowa. Powietrze przeszył nienaturalny wrzask, a ofiara jej pocisku rzuciła się do ucieczki. Denethrill szybko zauważyła swoją szansę i posłała drugą kulę, celując w prawą nogę. Tym razem trafiła już trochę gorzej, ale zgodnie z planem drzewiec przewrócił się na prawą stronę i wpadł prosto na swojego kompana. Kiedy obaj upadli na ziemię, tąpnęło aż uniosła się chmura kurzu. Zanim zdążyli się wyplątać ze swoich własnych gałęzi czy w ogóle wstać, czarodziejka zmieniła ich na podpałkę, potężniejszym czarem. Teraz ogień był tak wielki, że nawet żaden nie krzyknął, tylko natychmiast legli bez życia. Denethrill obawiała się tylko czy nie przesadziła z wielkością płomienia, zważywszy na bliskość lasu.
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Pitagoras pisze:Denethrill obawiała się tylko czy nie przesadziła z wielkością płomienia, zważywszy na bliskość lasu.
[Oczywiście, że przesadziła: karczma to za mało :twisted: , ale o tym później.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Wyleciał w powietrze na parę metrów, by zobaczyć drzewce roztrącające wozy i zabijające Bretońskich rycerzy. Ale najboleśniejszy to było zderzenie z ziemią. Obok niego próbował wstać bretoński zbrojny, ale jego zapędy zostały zatrzymane strzałą w wizjerze hełmu. Gilraen podniósł się i rzucił dwoma pozostałymi nożami w Asrai siedzących na drzewie około 50 metrów od niego, a celnie posłane ostrza skierowały ich martwe ciała w kierunku ziemi. zdążył wyjąć tylko miecz zanim tancerz wojny z dwoma toporkami zwarł się z nim. Przeciwnik miał przewagę ilości broni, ale prawdopodobnie nie kilku wieków w szeregach Mistrzów Miecza. Ciał na odlew, by wyprowadzić cios z półobrotu który musnął czarne włosy przeciwnika. Przyjął cios obu broni adwersarza na blok, by następnie uchylić się przed ciosem na poziomie głowy. Uderzył znad głowy, ale zapomniał o drugiej broni przeciwnika. Toporek rozciął jego prawy policzek, powodując kapanie krwi. Z kolei tancerz wojny oberwał swoją bronią po twarzy z powodu ogromnej siły uderzenia. Złapał się dłonią za miejsce uderzenie, kiedy Gilraen podciął go, i rozciął mu tchawicę. Odwrócił głowę w stronę pozostałych zawodników, a na pierwszym planie zobaczył mroczno elficką czarodziejkę która miotała kulami ognia. Mógł skrócić jej życie, czystym cięciem pozbawiając ją głowy, ale z racji faktu że była zawodniczką nie mógł. Wtedy wybuchł ogromny płomień z ciał dwóch powalonych drzewców, wyglądał zupełnie jak ten z pożaru z karczmy.

[@Pitagoras Palimy las? :mrgreen: Karczma to za mało? :mrgreen: ]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

[To bardzo luźna sugestia, którą zamieściłem znając mozliwości forumowiczów na Arenie :wink: ]
Obrazek

Awatar użytkownika
Slayer Zabójców
Masakrator
Posty: 2332
Lokalizacja: Oleśnica

Post autor: Slayer Zabójców »

Z zewnątrz można było usłyszeć odgłosy walki oraz huki strzelby Bafura.
- No nekromanto na nas już czas trzeba pomóc tym na górze, problem w tym, że te przeklęte elfy nie pozwolą nam opuścić tej jaskini! - krzyknął Falthar.
- Racja brodaczu, postaram się abyśmy wydostali się stąd bez uszczerbku na zdrowiu.
Po krótkiej chwili gdy Duszołap dokończył inkantację całą jaskinię wypełnił gęsty dym, dzięki któremu Falthar, Gromni, Gloin i Duszołap mogli spokojnie opuścić jaskinię nie obawiając się elfich strzał.
Nie spodziewali się tego co zobaczyli po wyjściu na powierzchnię, jeszcze przed chwilą gęsty las praktycznie opustoszał, a wielkie drzewa razem z masą elfich wojowników atakowali obóz uczestników areny.

Zdezorientowani elfi łucznicy którzy próbowali zakończyć ich żywot (lub jakkolwiek nazwac egzystencję nekromanty) gdy tylko mgła opadła padli martwi od plugawej magii Duszołapa. Wokół rozpętał się prawdziwy chaos, długouszy wojownicy tłukli się w bratobójczej walce z innymi przedstawicielami swej rasy, najemnicy wspólnymi siłami niszczyli wielkie drzewne demony, a grupa ogrów która raczej preferuje mięso obijali swymi pałami inne leśne potwory.
- Szybko musimy dołączyć do reszty!
Biegli prosto w paszczę lwa, ale nie wypadało zostawić towarzyszy bez pomocy tym bardziej, że atakowały ich parszywe elfy!
- Taak, na to czekałem, wreszcie okazja legalnie skopać kilka elfich tyłków! - oznajmił z entuzjazmem Gloin.
Dokładnie, elfie dusze są nawet smaczne, chociaż żeby zaspokoić głód trzeba ich wiele - pomyślał Duszołap.
Gromni parł naprzód niczym taran, lecz bieg ten przerwał nagły cios wielkiego konaru, który zaczął się poruszać i zaatakował krasnoluda.
Duszołap już gromadził moc, aby cisnąć zaklęcie w drzewnego kolosa, lecz był zbyt wolny.
-A masz leśne ścierwo! - krzyknął Falthar po czym zamachnął się, Kesmarex rozgorzał czerwonym blaskiem i ostrze topora uderzyło w drewnianą postać a ta zawyła nienaturalnym głosem raniąc uszy - chociaż po uderzeniu nie było widocznego śladu to drzewiec był już na granicy wytrzymałości ponieważ drugi cios przeniknął dębowy konar a leśne licho nagle opuściło życie.

Tenk razem z innymi krasnoludami odpierał atak leśnych gołodupców. Długobrody ochroniarz Falthara przez moment stał na tronie swego pana i wymachiwał szerokim mieczem skracając elfie łby, lecz w końcu razem z resztą krasnoludów zwinął się do prowizorycznej fortecy.
Obrazek

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Odcięci od pozostałych, Reinhard i nieznajomy stali do siebie plecami, broniąc się przed zbliżającym się w akrobatycznych figurach tancerzom wojny. Elfy były niezwykle szybkie, wywijały obłędne salta i piruety tak, że nawet mimo lepszego od większości ludzi refleksu, mógł tylko pomarzyć o wyprowadzaniu skutecznych trafień. Zakręcił młynka nad głową, równego niby cyrklem, by w trzech czwartych pełnego okręgu zmienić gwałtownie tor ostrza, by dosłownie zmieść wytatuowanego długoucha z nóg. Ten jednak nie tylko podskoczył mu na wysokość twarzy, jak podrzucony przez niewidzialną trampolinę, ale zdołał też kopnąć von Preussa w czarno-białą czaszkę zdobiącą jego kirys. Wojownik chaosu był jednak zbyt masywny, by choćby się zachwiać, siła uderzenia wciąż była na tyle duża, by gruby pancerz zatrząsł się - w innym razie pewnie padłby na plecy ze strzaskanym mostkiem, czekając tylko aż długouchy zerwą mu skalp. Tymczasem Asrai odbił się i z gracją wylądował na porośniętym trawą i mchem podłożu, zaś na jego miejsce natychmiast wskoczył drugi, uderzając z dwóch stron krzemiennymi toporkami. Inkwizytor usunął się na bok, jednocześnie wykonując szybkie pchnięcie, zatapiając okrwawione ostrze Gotterdammerunga na kilka centymetrów w wątrobę elfa. Ten natychmiast padł na ziemię, lecz ku zaskoczeniu von Preussa wcale nie znieruchomiał, ani nie zwinął się z bólu, zamiast tego zakręcił się poziomo, próbując podciąć zamaskowanego przeciwnika. "Mogę przysiąc, że go dźgnąłem. Cholerne talizmaniczne tatuaże." - Pomyślał, widząc, że miejsce w którym wraził stal w trzewia tancerza wojny jest nienaruszone. Jednak ci, którzy służyli w Inkwizycji zwykli doprowadzać sprawy do końca. Nie inaczej było w tym przypadku - gdy elf odtaczał się na bezpieczną odległość, von Preuss skoczył za nim, przywalając go kolanem niczym głaz wystrzelony z katapulty, akurat w momencie gdy wytatuowany dzikus odbijał się od ziemi. Bastard natychmiast śmignął po łuku w tył, profilaktycznie powstrzymując pędzących od tyłu nieprzyjaciół. Jeden z nich spróbował przeskoczyć nag głową przyklękającego inkwizytora, lecz ten chwycił go za łydkę, powalając na ziemię. Asrai ciał swoim brązowym mieczem w desperackiej próbie odpędzenia wybrańca, zamiast tego stalowa rękawica zacisnęła mu się bezlitośnie na nadgarstku.
- Zobaczymy jak teraz poskaczesz... - Warknął von Preuss, wykręcając elfowi rękę. Ten wrzasnął, lecz wnet zamilkł gdy Reinhard wtłoczył mu bastard prosto do gardła po czym strącił kopniakiem precz. W tym momencie las rozbłysnął gwałtowną eksplozją. Łowca renegat odruchowo spojrzał w tamto miejsce - spomiędzy porozwalanych wozów wyleciała z sykiem kolejna kula ognia, podpalając jednego z drzewców, który w zamieszaniu wpadł na drugiego, podobnego potwora, plącząc się z nim gałęziami i zajmując go ogniem. Leśne demony wyły i ryczały osobliwym, dudniącym głosem przypominającym z jednej strony głuche skrzypienie, z drugiej zaś szum wiatru szarpiącego liściaste korony. Chwilę później umilkły, gdy kolejny, masywny pocisk ognia eksplodował pośród oszalałych drzewców, zamieniając ich w drewno opałowe. Po prawdzie uderzenie ognia było tak potężne, że ognień pochłonął również stojące w pobliżu żywiczne sosny, zamieniając ich pnie, a później igły w prawdziwe, gigantyczne pochodnie. Zarąbawszy kolejnego przeciwnika, Reinhard zwrócił się do nieznajomego:
- Musimy podpalić las. Za osłoną ognia będziemy mogli uciec, i to szybko inaczej zginiemy i to bynajmniej nie w płomieniach. - Nieznajomy skinął głową, na znak że rozumie, zaś von Preuss wyciągnął spod płaszcza dwie ceramiczne bańki i cisnął nimi w sosnowe pnie. Jedna była wypełniona kwasem, który zaczął kipieć i płonąć w zetknięciu z substancją organiczną, druga zaś zawierała w sobie mieszankę oleju oraz pasty alchemicznej gwałtownie reagującej z powietrzem https://www.youtube.com/watch?v=MXSHnam0ezs. Tak więc, gdy pierwszy z pojemników uwolnił łatwopalne soki iglaka, druga podziałała niczym katalizator, dodatkowo rozchlapując i tak już zabójczo skuteczny defoliant w promieniu kilku metrów, natychmiast podkładając ogień na gęstą roślinność. Widzące to elfy zawyły ze zgrozy na widok tak odrażającego w ich mniemaniu czynu. Jeden z nich w ogóle zaniechał dalszej walki i pobiegł nad pobliski strumień, by nabrać do porzuconego tam wiadra spływającej krwią wody. Nim jednak (ku zgubie własnej i lasu, gdyż bez wątpienia było to jego pierwsze spotkanie z trietyloglinem) zdążył dokonać próby ugaszenia napalmu, Reinhard i jego tajemniczy sojusznik zdążyli wyciąć sobie drogę w pobliże wozów, akurat gdy w sukurs przyszła im grupa charakterystycznych postaci, wśród których znajdował się miedzy innymi Norsmen i kobieta o kislevskim akcencie. Za plecami Reinhard usłyszał tylko odgłos wybuchu i kilka makabrycznie brzmiących wrzasków. "Niezwykła substancja. Nie dość, że zapala się w kontakcie z powietrzem, to jeszcze eksploduje w kontakcie z wodą." Pomyślał Reinhard, jednocześnie trochę żałując, że odtworzenie zapasów będzie trudno osiągalne, zwłaszcza w krainie, do której zmierza. Na szczęście w Czarnym Zamku nauczył się wielu innych przydatnych przepisów, wykradzionych od samych krasnoludów.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Klafuti pisze:[Proszę, w poprzedniej arenie biliśmy się z całą armią prowincji, a później czterech bohaterów przebijało się przez powódź demonów. U szczurów też było nieźle, jak pojawiły się te wszystkie abominacje.]
[Z armią przegraliśmy, a demony nawalały się z wybrańcami Archaona :wink: Z drugiej strony ja mam skrupuły walczyć z siedmioma łucznikami otwarcie, bo PG, a tu taka bitwa... :lol2: ]

Postawił wszystko na jedną kartę. Dużo ryzykował, lecz z drugiej strony wciąż żył, a to było najważniejsze. Dostrzegł wahanie w oczach tamtego i nadzieja wstąpiła w serce Azraela. Wtedy zjawił się Ramazal.
I cały plan poszedł aep arse.
Strażnicy polany, którzy dotychczas w niego celowali odruchowo skierowali napięte łuki w intruza, który nagle wyłonił się z krzaków. Zaskoczył ich, a oni zareagowali nerwowo. Nim Delethiel zdołał rzucić najkrótszy rozkaz, Strażnicy Polany posłali w Ramazala swe śmiercionośne pociski. Kobra zawinął się momentalnie, uskakując na bok niczym wirująca dziecięca zabawka, zbijając jedną strzałę, która znalazła się zbyt blisko. Azrael był pełen podziwu dla refleksu i szybkości tamtego, które były ponadprzeciętne, nawet jak na elfów. Nie czas jednak był na podziwiania. Asrai nakładali już kolejne strzały.
Zerwał się z ziemi na tyle szybko, jak pozwalała mu zbroja, skacząc ku dowódcy kommanda. Miał zamiar powalić go jak najszybciej, licząc, że reszta pójdzie w rozsypkę. Niestety, przeciwnik był zbyt szybki. Pancerna pieść przeszyła jedynie powietrze, a Delethiel zdołał przemieścić się na tył Azraela, starając wykręcić mu rękę. Anioł Śmierci grzmotnął wiec głową w tył, jednocześnie rzucając kolejną bombę pod nogi łuczników. Nim kłęby gazu ogarnęły walczących, Asur poczuł, że Delethiel go puszcza, porwał więc miecz i natarł na krztuszących się Asrai.
Wrzasnęli, gdy go ujrzeli, gdy wyłonił się z kłębów gazu z powiewającym, poszarpanym płaszczem koloru nocy, z lśniącym lodowym blaskiem mieczem, z czarnymi oczodołami ithilmarowej czaszki przewiercającymi ich dusze osądzającym wzrokiem. Jego miecz przeszedł przez ich ciała z lekkim mlaskiem, szybko i śmiertelnie, zraszając leśną ściółkę szkarłatnymi kropelkami. Przerażeni, niemal się nie bronili, unosząc nieporadnie swe jednosieczne miecze, lub wręcz niemal oczekując na cios. Dwóch z nich zerwało się do ucieczki, lecz po dwudziestu krokach dopadł ich Kobra.
Wkrótce było po wszystkim. Resztki gazu opadały, lecz Azrael dał znak Ramazalowi, by się nie zbliżał. Nie chciał go niepotrzebnie eksponować, zdecydował się na użycie gazu tylko ze względu na znaczną odległość między nimi.
- Gdzie ich dowódca?- rzucił Azrael, zbliżając się do Kobry. Ten wzruszył ramionami z kwaśną miną.
- Uciekł. Żebyś nie zasłonił wszystkiego, to bym go dopadł- odparł z nutą żalu w głosie.
- Bitwa jeszcze nie skończona, zdążysz się nawalczyć- odburknął Azrael wskazując na polanę.
Tam rzeczywiście trwała niemała batalia, która w niczym już nie przypominała leśnej napaści partyzanckiej. Huk wystrzałów mieszał się z rykami leśnych duchów i przeciągłym bojowym wyciem Asrai. Ramazal uśmiechnął się pod nosem i klepnął Azraela w naramiennik. Anioł Śmierci jednak go powstrzymał.
- Jeśli im pomożemy, nie dogonimy potem Delethila.
- Kogo?
- Dowódcę kommanda- wyjaśnił- Decyduj.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Z racji, że jutro rano wybywam na doroczny zlot brudów i kultystów wszelakich na granicy z Brandenburgią to znów muszę opuścić Arenę aż do niedzieli. W poniedziałek elfy będą już martwe a my ruszamy z kopyta prosto do samego Przeklętego Księstwa 8) Oddam też wreszcie tą trzecią miksturkę, o której cały czas zapominam.
W połowie kolejnego tygodnia mam urodziny, więc liczę że Norscy bogowie będą mi dawać dobre rzuty na testy Mocnej Głowy i będę na bieżąco kręcić akcję, bo będzie się dziać. :mrgreen: ]

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna. Zapora z wozów uszkodzona po ataku jazdy, została rozbita przez drzewce, a na pole bitwy wypadli prawdziwi mistrzowie miecza wśród asrai. Ostrzał trochę się zmniejszył, pewnie przez wybicie sporej ilości łuczników, ale w tym momencie nie miało to takiego znaczenia. Galiwyx zastanawiał się czy przyjdzie tu mu dziś umrzeć. Wolałby nie. A wszystko przez jedno drzewo? Goblin nie był głupcem i umiał łączyć fakty. Leśne elfy atakowały, gdy wejdzie się na ich teren, ale taka zaciętość sugeruje inny powód. Na przykład sprofanowanie sławnego Drzewa Serca. Opierając się o ocalały wóz i wystrzeliwując bełt za bełtem, Galiwyx zastanowił się czy było warto. Może gdyby udało im się napełnić te beczki. Z drugiej strony jeśli przeżyją zyska przewagę nad rywalami.
Wtedy ognisty pocisk podpalił drzewca, który zderzył się po chwili z towarzyszem. Z obu pozostała po chwili sterta drewna. Na nieszczęście ogień przeniósł się na pobliskie rośliny. Oddziały elfów załamały się. Długouchy nie wiedziały czy biec chronić świętą przyrodę czy walczyć dalej. Galiwyx uśmiechnął się nad geniuszem tego posunięcia, ale zaraz jego mina zrzedła. Czy sami nie są pośrodku lasu? Czas się wynosić zanim otoczy ich ściana ognia. Nie żeby miał coś przeciwko niekontrolowanym płomieniom. Goblin podniósł się i ruszył w kierunku odwrotnym do pożaru, gdy drogę zagrodziła mu trójka tancerzy wojny okrążających siły obrońców. Elfy krzyknąły z satysfakcją widząc, przed sobą jedynie chuderlawego przeciwnika. Jak wielu innych, szybko pożałowali niedocenienia Galiwyxa. Ten bowiem zaszarżował na pierwszego głową do przodu. Nietypowa i wydawałoby się niebezpieczna taktyka, okazała się skuteczna. Tancerz wojny wykonał co prawda unik, ale przez to, że dzieliła ich teraz minimalna odległość goblin nie mógł spudłować. I nie spudłował. Bełt wbił się w nagi brzuch asrai przechodząc na wylot. Dwaj pozostali skoczyli z różnych stron na Galiwyxa wyprowadzając prawdziwą burzę ostrzy. Trafili w pustkę, a potem jeden z mieczy odrąbał ramię zaskoczonego towarzysza. Elf myślał, że ofiara jedynie się uchyli, a nie całkowicie zniknie. Błąd kosztował go zadanie rany bratu. Tak odejdzie na wygnanie, jak tylko dorwie tego goblina. Gdy tak rozmyślał nad swoim nieszczęściem oraz zemstą, Galiwyx przejechał mu morgensternem po nogach. Kolczasta kula nie wyrządził jednak żadnej szkody, a tatuaże na ciele asrai rozbłysły we wszystkich kolorach tęczy. Goblin nie zrezygnował. Elf obrócił się dokładnie w momencie, kiedy szefu wyskoczył uderzając z góry. Tym razem długouchy złożył paradę, odskakując w tył nad swoim rannym towarzyszem.
Do Galiwyxa zaczęły docierać opary gorąca. Łatwopalne igliwie wysuszone w upale idealnie prowadziła płomienie coraz dalej. Elfy, które nie walczyły uciekały jak na jakiś niemy rozkaz. Pochowani w lesie łucznicy zaprzestali zupełnie ostrzału starając się ochronić życie. Pożar dość szybko i nieubłaganie rozdzielał walczące strony. Galiwyx ledwo uchylił się przed kolejnym atakiem przeciwnika. Teleportował się za jego plecy chcąc szybko zakończyć walkę, ale elf to przewidział i tylko dzięki niemal szóstemu zmysłowi goblin nie stracił głowy. Dłuższa walka wręcz z lepiej wyszkolonym tancerzem wydawała się bezsensu.
Ale Galiwyx miał jeszcze parę asów w rękawie.
Kątem oka ujrzał jak elf z odciętą ręką zbliża się chcąc zabić zielone paskudztwo od tyłu. Zielonoskóry rzucił się na płask na ziemię wyrzucając wysoko w górę bombę. Ta była wyjątkowo mała i odłamki jedynie wszystkich poraniły, łącznie z właścicielem, ale dały mu cenny czas. Elfy wkurzone jak nigdy już szykowały się do dobicia przeciwnika, gdy ten ranny upadł, z podciętymi tętnicami ud. Łącznie z przerąbaną ręką wykrwawił się prawie od razu. Na jego dawnym miejscu stał Tark uzbrojony w długi nóż o poszarpanym ostrzu. Stalowy hełm z przyłbicą zdobyty na jakimś imperialnym rycerzu, zakrywał mu twarz, ale Galiwyx znał go na tyle długo by wiedzieć, że jego brat szczerzy się jak głupi. Ostatni asrai splunął w stronę pancernego goblina, krzyknął coś w swoim języku i skoczył efektownym saltem pod pobliski, przewalony wóz. Mając osłonięte plecy elf poczuł się bezpieczniej, szczególnie że widać było dopadające go zmęczenie. Całe ciało miał już pokryte drobnymi ranami, głównie spowodowanymi wybuchem. Krew spływała na magiczne tatuaże zakrywając je. Jednak tancerz wojny ani myślał uciekać. Chciał pomścić zmarłych towarzyszy albo zginąć próbując. Galiwyx podejrzewał, że teraz będzie walczyć z ogromną zajadłością. Goblin nie zamierzał ryzykować. Z szatańskim uśmiechem podniósł kamień wielkości pięści. Następnie wyczuł przepływające wokół drobne prądy chaosu i zaczerpnął z nich energię jak to czynił podczas teleportacji. Potem wlał ją w głaz, skupiając się na elfie. Nagle kamień zniknął, a asrai złapał się za serce. Galiwyx zakrzyknął triumfalnie. Pierwsza próba teleportacji czegoś innego niż on sam przeszła pomyślnie, choć nie wiedział czy będzie umiał to powtórzyć. Zrobił to w sporej mierze intuicyjnie. Zielonoskóry od razu pomyślał o milionie możliwości jeśli nauczy się to robić na zawołanie. Dopiero po chwili odegnał marzenia o bogactwie i skupił na się na wciąż trwającej bitwie i falom gorąca.
Właśnie pożar. Tak jak wezwał Tarka wysłał energie w poszukiwaniu drugiego przybocznego. Długie przebywanie z tymi dwoma w połączeniu z podziemnym darem sprawiło, że umiał określić ich przybliżone położenie oraz zasiać w ich umyśle rozkaz jak najszybszego przybycia do szefa. Przydatne, ale Galiwyx miał przez to czasami przebłyski myśli ochroniarzy. W przypadku orka było to wysoce nieprzyjemne.
Wycofująca się dwójka goblinów widziała jak banda rycerzy, najemników oraz krasnoludów z wojownikiem chaosu i Mork wie z kim jeszcze ściera się z pozostałymi tancerzami wojny i leśnymi stworami. Oglądając bitwę Galiwyx nie patrzył na to co mają przed sobą i tylko dzięki szarpnięciu za ramię przez Tarka nie wpadł na wysokiego elfa i kogoś w potwornej zbroi. Zielonoskóry skojarzył ich siedzących w obozie przy jednym ognisku. „Zawodnicy”.

- Jeśli im pomożemy, nie dogonimy potem Delethila. - powiedział ten upiorny .
- Kogo?
- Dowódcę komanda- wyjaśnił- Decyduj.
Wtedy elfy zauważyły wychodzącą z krzaków parę goblinów.
- Spokojnie! Możemy tylko pomóc. - Galiwyx wytężył cały swój zmysł aktorski starając się wyglądać na godnego zaufania. Jego rozmówcy nie dali się nabrać patrząc na zielonoskórych z niechęcią.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Przepraszam za taki zastój ,ale mam zawał Sabat Fiction-Fest i niedzielną inscenizacją Powstania Warszawskiego :oops: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Pierwsze co mi przeszło przez myśl: "faktycznie, coś dawno nie było Magnusa", dopiero później się zreflektowałem, że masz krasnoludy.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Klafuti pisze:[Pierwsze co mi przeszło przez myśl: "faktycznie, coś dawno nie było Magnusa", dopiero później się zreflektowałem, że masz krasnoludy.]
[I pewnie ,gdy się reflektowałeś to myślałeś "No tak! On ma krasnoludy! Magnusa bym się przecież nie spodziewał! Bo nikt nie... i tak dalej" :mrgreen: ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Mistrz Miecza Hoetha
Falubaz
Posty: 1011

Post autor: Mistrz Miecza Hoetha »

-Gonimy dowódcę-zadecydował Ramazal-To on jest odpowiedzialny za to całe szaleństwo, jeśli zdołamy go pojmać można jeszcze powstrzymać te bezsensowną rzeź.
-Dobra-odrzekł Azrael.
Rzucili się biegiem za Delenthilem.

[Dzisiaj wyjeżdżam, wracam za tydzień, nie wiem czy zdołam coś pisać w tym czasie :/ ]
Moja Galeria: http://forum.wfb-pol.org/viewtopic.php? ... 9#p1076079
"Ludzie uwierzą w każdą prawdę, jeśli tylko podasz ją w cudzysłowiu i podpiszesz nazwiskiem kogoś znanego".
Naviedzony

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Gonimy dowódcę-zadecydował Ramazal- on jest odpowiedzialny za to całe szaleństwo, jeśli zdołamy go pojmać można jeszcze powstrzymać tę bezsensowną rzeź.
- Zgoda-odrzekł Azrael, po czym spojrzał na zielonoskórych- Wy dwaj idziecie z nami.
Po wzroku Ramazala poznał jego dezaprobatę, lecz widać nie chciał mitrężyć ni chwili, gdyż nie zaoponował otwarcie.
- Zabierz nas w do Drzewa- Serce- zażądał Azrael, czym zaskoczył pozostałych.
- Dlaczego tam? - zdziwił się Kobra, wyrażając pytanie ciążące nad całą trójką.
- Delethil jest w swoim środowisku. Nie dogonimy, ani nie wytropimy kogoś, kto od urodzenia żyje w tym lesie- wyjaśniał, po czym zwrócił się do Galiwyxa- Ścigali was od tamtego miejsca, prawda? Stamtąd przybyli. Może poszło o świętokradztwo, a może znalazłeś się zbyt blisko miejsca spotkania...
- Jakiego spotkania?- rzucił zdziwiony goblin.
- Delethila i jego mocodawcy.
Mimo uporczywych pytań, Azrael milczał. Głównie dlatego, że jego gdybania były mętne i jeszcze mniej wiarygodne, niż hipoteza o kimś jeszcze, tym, który stał za napaścią. Wygdybane odpowiedzi tworzyły kolejne pytania. Kim był? Dlaczego kazał napaść karawanę zmierzającą na turniej? Skad znał trasę i czas przejazdu? Im głębiej zanurzali się w leśny mrok, tym bardziej ciążyły pytania na umyśle Asura. Odsunął je nieco na bok, podążając za goblinem.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

ODPOWIEDZ