ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2
Re: ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2
- E! A w sumie po kiego my tam idziemy?
Szli dosyć powoli, przedzierając się przez bagienne haszcza wąskimi ścieżkami, nie mogą iść więcej niż dwóch obok siebie. Szczęśliwie, prowadził ich człowiek, który znał okolicę, przez co podjęcie pościgu w nocy było w ogóle możliwe.
Przez chwilę zdwało się, że nikt nie odpowie na pytanie Gloina, co zapewne zakończyłoby się naruszeniem etykiety krasnoludzkiej, bądź też zwykłej przyzwoitości. Wyjaśnień jednak udzielił mu Azrael.
- Chcesz usłyszeć wersję mistyczno- filozoficzną, spiskową, czy klasyczną?
- Tyle ich?! No nieźle... dawaj wsystkie po kolei- sapnął w odpowiedzi krasnolud- Zacznij od tej... pizdyczno- fizjologicznej.
- To nasza misja. Nasza drużyna zebrała się by powstrzymać czające się w mroku zło. Niezależnie od naszych intencji, pobudek, czy czynimy to ze szlachetności serca, czy z czystego wyrachowania, nasze czyny doprowadzą do dobrego uczynku, nie wiedzieć czemu. Zupełnie jakby musimy udowodnić sobie sami, że nie jesteśmy jedynie pasożytami i czasem dajemy coś od siebie. I oto los daje nam możliwość zaprzeczenia naszym własnym charakterom...
Gloin cmoknął na te słowa.
- Ale pieprzenie....! Jak przodków kocham, dawno takich bredni nie słyszałem... dawaj kolejną!
- Spiskowa teoria zakłada, że wydarzenia te z góry ukartowane zostały przez poszkodowanych. Czy to sama czarodziejka, czy jej pracodawca wydali rozkaz, wiadomo jest, że porywacz jest jedynie kozłem ofiarnym na usługach ofiary, która realizuje w ten sposób swój bliższej nieokreślony cel.
Tym razem Gloin uniósł krzaczaste brwi.
- Mówił ci już ktoś, żemasz nasrane w bani?
Azrael zignorował kąśliwą uwagę i pociągnął dalej temat.
- Klasyczna jest najmniej skomplikowaną teorią. Mamy ściąć kilka głów,, po których nikt nie będzie płakał, wmówi się nam o porzytecznści naszego uczynku, a chodzić będzie jedynie o zapewnienie nam rozrywki, byśmy sami nie skoczyli sobie do gardeł.
- Już lepiej pizdusiu, gadasz nieco sensowniej. Jak na elfie standardy.
Azrael znów zignorował komentarze krasnoluda. Przez chwilę jechali w milczeniu.
- A ty...- odezwał się w końcu Gloin- po kiego się tam pchasz? Którą teorię wybierasz?
- Żadną.
- Że jak?
- Jestem mieczem sprawiedliwości. Skierowano mnie ku grzesznikom, jadę więc wykonać swoją powinność.
Gloin pokręcił głową z rezygnacją.
- Nasrane w bani... po uszy!
Szli dosyć powoli, przedzierając się przez bagienne haszcza wąskimi ścieżkami, nie mogą iść więcej niż dwóch obok siebie. Szczęśliwie, prowadził ich człowiek, który znał okolicę, przez co podjęcie pościgu w nocy było w ogóle możliwe.
Przez chwilę zdwało się, że nikt nie odpowie na pytanie Gloina, co zapewne zakończyłoby się naruszeniem etykiety krasnoludzkiej, bądź też zwykłej przyzwoitości. Wyjaśnień jednak udzielił mu Azrael.
- Chcesz usłyszeć wersję mistyczno- filozoficzną, spiskową, czy klasyczną?
- Tyle ich?! No nieźle... dawaj wsystkie po kolei- sapnął w odpowiedzi krasnolud- Zacznij od tej... pizdyczno- fizjologicznej.
- To nasza misja. Nasza drużyna zebrała się by powstrzymać czające się w mroku zło. Niezależnie od naszych intencji, pobudek, czy czynimy to ze szlachetności serca, czy z czystego wyrachowania, nasze czyny doprowadzą do dobrego uczynku, nie wiedzieć czemu. Zupełnie jakby musimy udowodnić sobie sami, że nie jesteśmy jedynie pasożytami i czasem dajemy coś od siebie. I oto los daje nam możliwość zaprzeczenia naszym własnym charakterom...
Gloin cmoknął na te słowa.
- Ale pieprzenie....! Jak przodków kocham, dawno takich bredni nie słyszałem... dawaj kolejną!
- Spiskowa teoria zakłada, że wydarzenia te z góry ukartowane zostały przez poszkodowanych. Czy to sama czarodziejka, czy jej pracodawca wydali rozkaz, wiadomo jest, że porywacz jest jedynie kozłem ofiarnym na usługach ofiary, która realizuje w ten sposób swój bliższej nieokreślony cel.
Tym razem Gloin uniósł krzaczaste brwi.
- Mówił ci już ktoś, żemasz nasrane w bani?
Azrael zignorował kąśliwą uwagę i pociągnął dalej temat.
- Klasyczna jest najmniej skomplikowaną teorią. Mamy ściąć kilka głów,, po których nikt nie będzie płakał, wmówi się nam o porzytecznści naszego uczynku, a chodzić będzie jedynie o zapewnienie nam rozrywki, byśmy sami nie skoczyli sobie do gardeł.
- Już lepiej pizdusiu, gadasz nieco sensowniej. Jak na elfie standardy.
Azrael znów zignorował komentarze krasnoluda. Przez chwilę jechali w milczeniu.
- A ty...- odezwał się w końcu Gloin- po kiego się tam pchasz? Którą teorię wybierasz?
- Żadną.
- Że jak?
- Jestem mieczem sprawiedliwości. Skierowano mnie ku grzesznikom, jadę więc wykonać swoją powinność.
Gloin pokręcił głową z rezygnacją.
- Nasrane w bani... po uszy!
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[czas na trochę akcji w tle]
Stukanie do drzwi wyrwało pochyloną nad plikiem dokumentów Ilsę z zamyślenia. Choć ze szpitala wypisaną ją już jakiś czas temu wciąż jeszcze nie wyleczyła do końca swojej nogi, złamanej w pamiętnym pojedynku w opuszczonym magazynie, wiec jedyne co jej pozostało, to prowadzić śledztwo zza biurka w na poddaszu kamienicy w Suiddock.
- Otwarte. - Powiedziała w stronę wejścia. Zawiasy skrzypnęły cicho, a do pokoju wkroczył mężczyzna w klasycznym stroju łowcy czarownic. - Witaj, Decker. Masz coś? - Rzuciła na wstępie.
- Tak. Zobacz na to. - Powiedział Oskar, wykładając na biurko niewielki zwitek papieru. Ilsa przyciągnęła go do siebie i zaczęła czytać treść krótkiej notki. - To list gończy. Z samej góry.
- Ale nie za Reinhardem, tylko za jakimiś zbiegami, którym oberwało się od chaotycznej detonacji. Wiem, chodzi o tę grupę uderzeniową, sama robiłam analizę ich prawdopodobnego położenia, jeszcze na polecenie mojego... mistrza. - Westchnęła po krótkiej chwili. - Najpewniej są teraz gdzieś w Bretonii, ucieczka przez całe Imperium jest i tak już niebezpieczna, nawet jeżeli faktycznie mają te mutacje, którymi mogą sobie pomagać. Na północ, do Norski też, z deszczu pod rynnę, tak samo jak na południe, nic tam nie ma oprócz gór pełnych zielonoskórych. Na schronienie w którejś z twierdz też bym na ich miejscu nie liczyła, krasnoludy obejdą się z nimi obcesowo, jak tylko skaza chaosu wyjdzie na jaw. Czyli od razu.
- Przynajmniej twoje podejrzenia są trafne Ilso. Mówisz, że von Preuss był wtedy jeszcze twoim przełożonym...?
- Tak, też mi się to nasunęło na myśl. - Łowczyni wstała, podpierając się kulą. Stęknęła, gdy złamana noga odezwała się pod zbytnim obciążeniem. - Mógł postanowić ich wytropić i pozabijać, po kultyście Malala spodziewałabym się tego. - Kontynuowała, wędrując o lasce z jednego końca pokoju na drugi, czemu towarzyszył miarowy stukot kuli o świerkowe klepki w podłodze.
- Mógł tez po prostu chcieć się do nich przyłączyć i razem pójść na tą cała Arenę.
- Oby nie. Z tego co się dowiedziałam, to Areny same z siebie przyciągają wszelkiego rodzaju męty, w dodatku tamten oddział to też nie byle co, tylko elitarni egzekutorzy. Gdyby nagle okazało się, że mają po swojej stronie wybrańca chaosu...
- I chyba właśnie tak się stało. Ostatnio otrzymałem list: Altdorf chce wiedzieć, co się stało z operatorami z Ordo Xenos monitorującymi aktywność leśnych elfów z pogranicza Bretonii.
- Wiem, też to dostałam. Ich zadania: cel pierwszorzędny - zorganizować zasadzkę na zbiegów, celem drugorzędnym było zaś doprowadzenie do jak największych strat w lokalnej populacji leśniaków. - Zamyśliła się na chwilę. - Jak na mój gust, to nasi postanowili załatwić sprawę rękami długouchów, dwie pieczenie na jednym ogniu, sam rozumiesz. Ale coś poszło nie tak... Spisek najwyraźniej został wykryty, stąd dalszych wieści brak.
- To oznacza tylko jedno: zbiegowie zagłębiają się coraz bardziej w tereny bretońskie, teraz jak już rozmawiamy pewnie właśnie zbliżają się do Mousillon, żeby się tam ukryć, a następnie spierdolić najbliższym statkiem do Lustrii albo do Arabii. I tyle ich widzieliśmy, bo w tamtych rejonach nasza siatka wywiadowcza nie jest tak dobra jak w Starym Świecie.
- Chciałeś powiedzieć: prawie nie istnieje. Kupowanie lub wyciskanie informacji ze skavenów się nie liczy.
- Taaak, złapanie właściwego szczura jest trudne, a paktowanie z nimi... Co najmniej kontrowersyjne. Ale my tu mitrężymy na pogaduchach, a czas leci. Jak twoja noga, Ilso?
- Jak widzisz chodzę. Trochę jeszcze daje się we znaki, ale dam radę. Daj mi tylko czas na przygotowanie i wyruszamy do Mousillon. Znając Reinharda pewnie będzie chciał uczestniczyć w arenie, nie wiem jak z pozostałymi.
- Nie wątpię. Ostatnia arena skończyła się masywnym pandemonium, na własne oczy widziałem. Jeżeli więc Reinhard weźmie udział w arenie, to prawie na pewno jego problem rozwiąże się sam. W kocu przeżywa tylko jeden z szesnastu.
- Dlatego tym bardziej nie mamy czasu do stracenia. Chcę go dorwać osobiście, tylko tak możemy odzyskać twarz, zanim ktoś inny postanowi nas ścigać. Z resztą słusznie.
- Bywaj więc. Wrócę do siebie i przygotuje się do drogi. Za jakąś godzinę możemy wyruszać. - To powiedziawszy Oskar odwrócił się i wyszedł na schody, znikając w ciemnej klatce.
Stukanie do drzwi wyrwało pochyloną nad plikiem dokumentów Ilsę z zamyślenia. Choć ze szpitala wypisaną ją już jakiś czas temu wciąż jeszcze nie wyleczyła do końca swojej nogi, złamanej w pamiętnym pojedynku w opuszczonym magazynie, wiec jedyne co jej pozostało, to prowadzić śledztwo zza biurka w na poddaszu kamienicy w Suiddock.
- Otwarte. - Powiedziała w stronę wejścia. Zawiasy skrzypnęły cicho, a do pokoju wkroczył mężczyzna w klasycznym stroju łowcy czarownic. - Witaj, Decker. Masz coś? - Rzuciła na wstępie.
- Tak. Zobacz na to. - Powiedział Oskar, wykładając na biurko niewielki zwitek papieru. Ilsa przyciągnęła go do siebie i zaczęła czytać treść krótkiej notki. - To list gończy. Z samej góry.
- Ale nie za Reinhardem, tylko za jakimiś zbiegami, którym oberwało się od chaotycznej detonacji. Wiem, chodzi o tę grupę uderzeniową, sama robiłam analizę ich prawdopodobnego położenia, jeszcze na polecenie mojego... mistrza. - Westchnęła po krótkiej chwili. - Najpewniej są teraz gdzieś w Bretonii, ucieczka przez całe Imperium jest i tak już niebezpieczna, nawet jeżeli faktycznie mają te mutacje, którymi mogą sobie pomagać. Na północ, do Norski też, z deszczu pod rynnę, tak samo jak na południe, nic tam nie ma oprócz gór pełnych zielonoskórych. Na schronienie w którejś z twierdz też bym na ich miejscu nie liczyła, krasnoludy obejdą się z nimi obcesowo, jak tylko skaza chaosu wyjdzie na jaw. Czyli od razu.
- Przynajmniej twoje podejrzenia są trafne Ilso. Mówisz, że von Preuss był wtedy jeszcze twoim przełożonym...?
- Tak, też mi się to nasunęło na myśl. - Łowczyni wstała, podpierając się kulą. Stęknęła, gdy złamana noga odezwała się pod zbytnim obciążeniem. - Mógł postanowić ich wytropić i pozabijać, po kultyście Malala spodziewałabym się tego. - Kontynuowała, wędrując o lasce z jednego końca pokoju na drugi, czemu towarzyszył miarowy stukot kuli o świerkowe klepki w podłodze.
- Mógł tez po prostu chcieć się do nich przyłączyć i razem pójść na tą cała Arenę.
- Oby nie. Z tego co się dowiedziałam, to Areny same z siebie przyciągają wszelkiego rodzaju męty, w dodatku tamten oddział to też nie byle co, tylko elitarni egzekutorzy. Gdyby nagle okazało się, że mają po swojej stronie wybrańca chaosu...
- I chyba właśnie tak się stało. Ostatnio otrzymałem list: Altdorf chce wiedzieć, co się stało z operatorami z Ordo Xenos monitorującymi aktywność leśnych elfów z pogranicza Bretonii.
- Wiem, też to dostałam. Ich zadania: cel pierwszorzędny - zorganizować zasadzkę na zbiegów, celem drugorzędnym było zaś doprowadzenie do jak największych strat w lokalnej populacji leśniaków. - Zamyśliła się na chwilę. - Jak na mój gust, to nasi postanowili załatwić sprawę rękami długouchów, dwie pieczenie na jednym ogniu, sam rozumiesz. Ale coś poszło nie tak... Spisek najwyraźniej został wykryty, stąd dalszych wieści brak.
- To oznacza tylko jedno: zbiegowie zagłębiają się coraz bardziej w tereny bretońskie, teraz jak już rozmawiamy pewnie właśnie zbliżają się do Mousillon, żeby się tam ukryć, a następnie spierdolić najbliższym statkiem do Lustrii albo do Arabii. I tyle ich widzieliśmy, bo w tamtych rejonach nasza siatka wywiadowcza nie jest tak dobra jak w Starym Świecie.
- Chciałeś powiedzieć: prawie nie istnieje. Kupowanie lub wyciskanie informacji ze skavenów się nie liczy.
- Taaak, złapanie właściwego szczura jest trudne, a paktowanie z nimi... Co najmniej kontrowersyjne. Ale my tu mitrężymy na pogaduchach, a czas leci. Jak twoja noga, Ilso?
- Jak widzisz chodzę. Trochę jeszcze daje się we znaki, ale dam radę. Daj mi tylko czas na przygotowanie i wyruszamy do Mousillon. Znając Reinharda pewnie będzie chciał uczestniczyć w arenie, nie wiem jak z pozostałymi.
- Nie wątpię. Ostatnia arena skończyła się masywnym pandemonium, na własne oczy widziałem. Jeżeli więc Reinhard weźmie udział w arenie, to prawie na pewno jego problem rozwiąże się sam. W kocu przeżywa tylko jeden z szesnastu.
- Dlatego tym bardziej nie mamy czasu do stracenia. Chcę go dorwać osobiście, tylko tak możemy odzyskać twarz, zanim ktoś inny postanowi nas ścigać. Z resztą słusznie.
- Bywaj więc. Wrócę do siebie i przygotuje się do drogi. Za jakąś godzinę możemy wyruszać. - To powiedziawszy Oskar odwrócił się i wyszedł na schody, znikając w ciemnej klatce.
[Klafuti, mutanci mieli by większe szanse przeżycia w Czarnym Zamku niż w Lustrii ]
Jak na razie nic nie zakłócało pochodu. Z chwilą wejścia na tereny wroga rozmowy przycichły, ograniczając się jedynie do urywanego szeptu. Zamiast tego słychać było nocne odgłosy bagien. Śpiew świerszczy i rechot żab odzywały się z ciemności, z zesłych konarów dobiegał głos puchacza, jakby oburzonego nadejściem intruzów. Delikatny jęk nieumarłych przycichł i tylko miarowe zapłony błędnych ogników trwały niezmiennie. Z daleka doszedł ich przeciągły jęk, upiorne zawodzenie niesione taflą wody na znaczną odległość. Niektórzy odwrócili się z niepokojem, wypatrując nadchodzącego zagrożenia, lecz nic nie nadchodziło. To nie uspokajało nikogo. Nikt nie miał ochoty na spotkanie z banshee.
Drapanie gałęzi o zbroje i sapania Gloina to jedyne dźwięki, które mogły ich zdradzić. Azrael ufał jednak, że ich przewodnik nie zwiedzie ich na manowce lub, co gorsza, prosto w zastawione sidła. Niepokoił go tylko brak śladów zostawionych przez uciekinierów. Czarodziejka musiała być nieprzytomna, skoro nie było oznak stawiania oporu, o ile jej trup nie spoczywał w mule, na dnie jednej z sadzawek.
W końcu teren stał się nieco mniej podmokły, a prócz olch, brzóz i buków, pojawiały się powykrzywiane sylwetki sosen. Przewodnik przyspieszył nieco kroku, mając więcej przestrzeni i pewniejszy grunt pod nogami, dzięki czemu po dość krótkim czasie oczom ich ukazał się niewielki kasztel.
Zatrzymali się w zagajniku młodych sosen. Zapach żywicy uderzał mocną wonią, gdy obserwowali z ukrycia obiekt przeciwnika, usiłując na próżno dostrzec coś w mroku. Wyglądało na to, że uderzą na ślepo.
- Przydałby się jakiś plan ataku- zauważył Gloin. Nikt jednak nie kwapił się do podzielenia się swoimi przemyśleniami. Do czasu...
Jak na razie nic nie zakłócało pochodu. Z chwilą wejścia na tereny wroga rozmowy przycichły, ograniczając się jedynie do urywanego szeptu. Zamiast tego słychać było nocne odgłosy bagien. Śpiew świerszczy i rechot żab odzywały się z ciemności, z zesłych konarów dobiegał głos puchacza, jakby oburzonego nadejściem intruzów. Delikatny jęk nieumarłych przycichł i tylko miarowe zapłony błędnych ogników trwały niezmiennie. Z daleka doszedł ich przeciągły jęk, upiorne zawodzenie niesione taflą wody na znaczną odległość. Niektórzy odwrócili się z niepokojem, wypatrując nadchodzącego zagrożenia, lecz nic nie nadchodziło. To nie uspokajało nikogo. Nikt nie miał ochoty na spotkanie z banshee.
Drapanie gałęzi o zbroje i sapania Gloina to jedyne dźwięki, które mogły ich zdradzić. Azrael ufał jednak, że ich przewodnik nie zwiedzie ich na manowce lub, co gorsza, prosto w zastawione sidła. Niepokoił go tylko brak śladów zostawionych przez uciekinierów. Czarodziejka musiała być nieprzytomna, skoro nie było oznak stawiania oporu, o ile jej trup nie spoczywał w mule, na dnie jednej z sadzawek.
W końcu teren stał się nieco mniej podmokły, a prócz olch, brzóz i buków, pojawiały się powykrzywiane sylwetki sosen. Przewodnik przyspieszył nieco kroku, mając więcej przestrzeni i pewniejszy grunt pod nogami, dzięki czemu po dość krótkim czasie oczom ich ukazał się niewielki kasztel.
Zatrzymali się w zagajniku młodych sosen. Zapach żywicy uderzał mocną wonią, gdy obserwowali z ukrycia obiekt przeciwnika, usiłując na próżno dostrzec coś w mroku. Wyglądało na to, że uderzą na ślepo.
- Przydałby się jakiś plan ataku- zauważył Gloin. Nikt jednak nie kwapił się do podzielenia się swoimi przemyśleniami. Do czasu...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
[... Gdy boska inkantacja Sigmara zstąpiła na uczestników i wyjawiła im sekret: Mistrz gry prowadzi was w bambuko, nie idźcie tam! Po czym rozmył się w glorii i chwale. ]Byqu pisze:Do czasu...
Szli przez moczary i bagna, na horyzoncie widać było powłóczące nogami zombie, idące w bliżej nieokreślonym kierunku, a na jego buta wskoczyła mała, zielona żabka. Zignorował ją, i szedł dalej z resztą zawodników. Wydawało się że coś czai się na krawędzi pola widzenia, ale najwyraźniej niektórzy czuli się zaalarmowani, mimo tego to coś nie nadchodziło. Gdy wyszli z bagien przyśpieszyli wiedząc że grunt raczej nie zapadnie się pod ich nogami, dzięki czemu po dość krótkim czasie oczom ich ukazał się niewielki kasztel. Zatrzymali się w zagajniku młodych sosen. Zapach żywicy uderzał mocną wonią, gdy obserwowali z ukrycia obiekt przeciwnika, usiłując na próżno dostrzec coś w mroku. Wyglądało na to, że uderzą na ślepo.
- Przydałby się jakiś plan ataku- zauważył Gloin.
-Ja jestem ciekaw czy mają straże na zewnątrz- Odpowiedział mu Gilraen.
-Jeśli tak, i nie jest ich za dużo, możemy wejść spokojnie do środka, w przeciwnym razie...-
Wyciągnął swego rodzaju patyk z małą zawleczką i spojrzał jeszcze raz na kasztel.
-Zobaczymy jak TO działa w praktyce.-
-A co to niby robi długowłosa księżniczko?- Rzucił Gloin w odpowiedzi. Zmarszczył brwi.
-Jak to tu pociągnę i rzucę to gdy dotknie ziemi rozbłyśnie na biało pozwalając na atak z zaskoczenia. Człeczyny z Nuln nazywają to "Granatem Błyskowym"-
-Hehehe.- Zaśmiał się i szturchnął Gilraena w ramię powodując że upuścił trzymany przedmiot. Upadł na ziemię powodując odgłos podobny do odgłosu metalowego drążka walącego o płytki chodnikowe, lecz udało mu się chwycić zanim upadł by drugi raz, a reszta drużyny obejrzała się w ich stronę.
-Ups.- Stwierdził Dawi z uśmiechem na twarzy.
- Przydałby się jakiś plan ataku- zauważył Gloin.
-Ja jestem ciekaw czy mają straże na zewnątrz- Odpowiedział mu Gilraen.
-Jeśli tak, i nie jest ich za dużo, możemy wejść spokojnie do środka, w przeciwnym razie...-
Wyciągnął swego rodzaju patyk z małą zawleczką i spojrzał jeszcze raz na kasztel.
-Zobaczymy jak TO działa w praktyce.-
-A co to niby robi długowłosa księżniczko?- Rzucił Gloin w odpowiedzi. Zmarszczył brwi.
-Jak to tu pociągnę i rzucę to gdy dotknie ziemi rozbłyśnie na biało pozwalając na atak z zaskoczenia. Człeczyny z Nuln nazywają to "Granatem Błyskowym"-
-Hehehe.- Zaśmiał się i szturchnął Gilraena w ramię powodując że upuścił trzymany przedmiot. Upadł na ziemię powodując odgłos podobny do odgłosu metalowego drążka walącego o płytki chodnikowe, lecz udało mu się chwycić zanim upadł by drugi raz, a reszta drużyny obejrzała się w ich stronę.
-Ups.- Stwierdził Dawi z uśmiechem na twarzy.
Ostatnio zmieniony 25 sie 2014, o 13:11 przez Kubaf16, łącznie zmieniany 1 raz.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
[... i żyli długo i szczęśliwie i mieli mnóstwo dzieci ]kubencjusz pisze:[... Gdy boska inkantacja Sigmara zstąpiła na uczestników i wyjawiła im sekret: Mistrz gry prowadzi was w bambuko, nie idźcie tam! Po czym rozmył się w glorii i chwale. ]Byqu pisze:Do czasu...
[Kubaf, a nie błyskowy? Skoro rozbłyska światłem...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[W wojsku takie granaty nazywają właśnie hukowymi bądź gromowymi, powodują błysk światła i huk. Poprawię ][Kubaf, a nie błyskowy? Skoro rozbłyska światłem...]
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
-A mawiają, że elfy mają lepkie łapska.- Gloin spojrzał na dłonie Gilraena.- Łapki.- zarechotał i oddał mu fiolkę, która miała w mniemaniu elfa umożliwić nam atak z zaskoczenia. Głupota.
-Nie musimy wyżynać całej załogi.- spojrzałem w Plan Dusz. Było ich sporo.- Wejdźmy cicho, odbijmy tą czarodziejkę i wróćmy.- Gloin pokiwał twierdząco głową wyrażając swoją aprobatę.
-Powinniśmy skazać winnych.- burknął Azrael.- Sprawiedliwości w końcu musi stać się...
-Pierdolenie.- warknał Gloin.- Przyszliśmy tu uratować tą cnotkę, a nie wyrżnąć cały garnizon. Zaraz...- krasnolud zaczął kojarzyć fakty.- Dus co ty gadasz?!- mój przyjaciel patrzył na mnie tak, jakbym postradał zmysły.- Wiem, ze to głupio zabrzmi, ale sieczka to sieczka... trochę wstyd... A C..J! Nieśmy tą cholerną sprawiedliwość. Z nudów tu niedługo pomrzemy.
-Dziesięciu na murze...- wyszeptałem.- Mógłbym ich otumanić, potem wkroczycie.
-To już coś.- skomentował moją wypowiedź Gilraen.- Coś jeszcze?
-Nie musimy wyżynać całej załogi.- spojrzałem w Plan Dusz. Było ich sporo.- Wejdźmy cicho, odbijmy tą czarodziejkę i wróćmy.- Gloin pokiwał twierdząco głową wyrażając swoją aprobatę.
-Powinniśmy skazać winnych.- burknął Azrael.- Sprawiedliwości w końcu musi stać się...
-Pierdolenie.- warknał Gloin.- Przyszliśmy tu uratować tą cnotkę, a nie wyrżnąć cały garnizon. Zaraz...- krasnolud zaczął kojarzyć fakty.- Dus co ty gadasz?!- mój przyjaciel patrzył na mnie tak, jakbym postradał zmysły.- Wiem, ze to głupio zabrzmi, ale sieczka to sieczka... trochę wstyd... A C..J! Nieśmy tą cholerną sprawiedliwość. Z nudów tu niedługo pomrzemy.
-Dziesięciu na murze...- wyszeptałem.- Mógłbym ich otumanić, potem wkroczycie.
-To już coś.- skomentował moją wypowiedź Gilraen.- Coś jeszcze?
Ostatnio zmieniony 25 sie 2014, o 20:54 przez KrzysiekW, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Boska inkantacja ostrzega przed pisaniem brzidkich słów, do tego z caps lockiem. :P
Powód: Boska inkantacja ostrzega przed pisaniem brzidkich słów, do tego z caps lockiem. :P
Azrael milczał, wpatrzony w mrok przed nimi. Słuchał pomysłów, jakich przedstawiali inni. Zastanawiał się i rozważał ich położenie. Wreszcie przemówił.
- Duszołapie, czy możesz postawić zasłonę z mgły? Zwykłą, nie tą śmiertelną?
- Co ty znowu kombinujesz?- spojrzał nań krzywo Gloin- Mieliśmy nieść sprawiedliwość, znaczy się konfesjonalnie, toporkiem przez łeb!
- Petarda gromowa, choć da przewagę na początku, zaalarmuje resztę załogi. Będą gotowi na atak. Gotowi użyć czarodziejki jako zakładniczki- wyjaśniał Anioł Śmierci- Dlatego strażnicy muszą zostać wyeliminowani po cichu, by zoreintowali się o ataku w chwili, gdy stal rozora ich gardła. Pójdziemy we trójkę, Gilraen, pan Virgil i ja. Duszołap zapewni osłonę, będąc naszymi oczami i uszami. Pan Gloin zaś....
Krasnolud patrzył na niego z zaciętą miną gotów na cały wykład dlaczego miałby nie podążać za rozkazami elfa.
- ... niech czyni co uważa za stosowne- rzekł w końcu, nie widząc lepszej propozycji.
- Duszołapie, czy możesz postawić zasłonę z mgły? Zwykłą, nie tą śmiertelną?
- Co ty znowu kombinujesz?- spojrzał nań krzywo Gloin- Mieliśmy nieść sprawiedliwość, znaczy się konfesjonalnie, toporkiem przez łeb!
- Petarda gromowa, choć da przewagę na początku, zaalarmuje resztę załogi. Będą gotowi na atak. Gotowi użyć czarodziejki jako zakładniczki- wyjaśniał Anioł Śmierci- Dlatego strażnicy muszą zostać wyeliminowani po cichu, by zoreintowali się o ataku w chwili, gdy stal rozora ich gardła. Pójdziemy we trójkę, Gilraen, pan Virgil i ja. Duszołap zapewni osłonę, będąc naszymi oczami i uszami. Pan Gloin zaś....
Krasnolud patrzył na niego z zaciętą miną gotów na cały wykład dlaczego miałby nie podążać za rozkazami elfa.
- ... niech czyni co uważa za stosowne- rzekł w końcu, nie widząc lepszej propozycji.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Przyczajeni w pachnącym sośniną zagajniku członkowie oddziału ratunkowego postanowili ułożyć naprędce plan działania. Kawałek dalej, w smolistych ciemnościach majaczyła kanciata bryła niewielkiego zamku, stanowiącego zarazem siedzibę pana tej okolicy, Tremonda de Rais, a zarazem źródłem dziwnego zakłócenia w Osnowie, wyróżniającego się na tle wszechobecnego poczucia rozkładu, na którego blankach snuło się kilka niewielkich płomyków - pochodni niesionych przez straż patrolującą mury. Póki co nie zdawali sobie sprawy z grupy szturmowej, skrytej wśród drzew, ale to omal nie uległo zmianie gdy krasnolud potrącił elfa, trzymającego granat ogłuszający, tak, że ten upuścił ładunek. Reinhard tylko wzruszył ramionami z dezaprobatą dla takiego braku ostrożności. Jeszcze tylko tego by brakowało, żeby zaczęli się sprzeczać. Póki co, wybraniec postanowił zaczekać, może ktoś mimo wszystko zaproponuje sensowne rozwiązanie. Niestety, jego nadzieje okazały się płonne, ponieważ Azrael, ten elf w pretensjonalnie straszliwej zbroi zaproponował wymierzenie sprawiedliwości winnym i choć von Preuss całkowicie popierał takie podejście, jego towarzysze, a w zasadzie Gloin stwierdził, że należałoby przeprowadzić frontalny atak, bo mu się nudzi. Inkwizytor stwierdził, że ma tego dość. Wtedy Gilraen zapytał, czy są jeszcze jakieś pytania, von Preuss uznał, że to doskonały moment by zabrać głos.
- Tak, jest coś jeszcze. - Odezwał się stłumiony maską głos. - Idziemy tam z akcją ratunkową, prawda? To znaczy, że naszym zadaniem jest odbić zakładniczkę, nie prowokować jej porywaczy do zabicia jej. Szczerzę wątpię, aby porywali ją dla okupu, zwłaszcza po tym, co powiedział sir Ronnel. De Rais jest sadystą, a wiele wskazuje na to, że również kultystą. To często idzie w parze. Więc, jeśli wkroczymy tam głównym wejściem i przy dźwięku trąbek staną się na pewno dwie rzeczy: cel ucieknie przez jakieś tajne wyjście, takie zamki zawsze mają tajne wyjścia. - Ostatnie słowa wypowiedział ze szczególnym naciskiem. - Drugą rzeczą, która się stanie, jest to, że nasza cnotka, jak to zręcznie określiłeś, panie krasnoludzie, zostanie zarżnięta w ofierze, najpewniej dla Slaanesha. Wiem co mówię, mam doświadczenie w tych sprawach. Dlatego priorytetem jest, żeby nie doprowadzić do sytuacji, przynajmniej do momentu przejęcia przesyłki, inaczej akcja spalona. Będzie o tyle trudniej, że nie wiemy, jaki jest rozkład pomieszczeń, ani gdzie ją trzymają. Oczywiście po tym, jak już zlokalizujemy przesyłkę, należy wymierzyć winnym sprawiedliwość. Tu również należy zadbać, żeby nikt nie wymknął się na zewnątrz, w dodatku, jeżeli faktycznie są to kultyści dotknięci chaosem, wtedy wyrżniemy wszystkich, a ich melinę spalimy do szczętu, czego dopilnuję osobiście. - Tu Reinhard zwrócił się do Duszołapa. - Mówisz, że możesz ich otumanić, nekromanto? Jeśli tak, to na jak długo, i czy pozwoli to nam wślizgnąć się niepostrzeżenie do zamku? - Na co zapytany odrzekł po krótkiej chwili namysłu.
[ech, Byqu, ubiegłeś mnie]
- Tak, jest coś jeszcze. - Odezwał się stłumiony maską głos. - Idziemy tam z akcją ratunkową, prawda? To znaczy, że naszym zadaniem jest odbić zakładniczkę, nie prowokować jej porywaczy do zabicia jej. Szczerzę wątpię, aby porywali ją dla okupu, zwłaszcza po tym, co powiedział sir Ronnel. De Rais jest sadystą, a wiele wskazuje na to, że również kultystą. To często idzie w parze. Więc, jeśli wkroczymy tam głównym wejściem i przy dźwięku trąbek staną się na pewno dwie rzeczy: cel ucieknie przez jakieś tajne wyjście, takie zamki zawsze mają tajne wyjścia. - Ostatnie słowa wypowiedział ze szczególnym naciskiem. - Drugą rzeczą, która się stanie, jest to, że nasza cnotka, jak to zręcznie określiłeś, panie krasnoludzie, zostanie zarżnięta w ofierze, najpewniej dla Slaanesha. Wiem co mówię, mam doświadczenie w tych sprawach. Dlatego priorytetem jest, żeby nie doprowadzić do sytuacji, przynajmniej do momentu przejęcia przesyłki, inaczej akcja spalona. Będzie o tyle trudniej, że nie wiemy, jaki jest rozkład pomieszczeń, ani gdzie ją trzymają. Oczywiście po tym, jak już zlokalizujemy przesyłkę, należy wymierzyć winnym sprawiedliwość. Tu również należy zadbać, żeby nikt nie wymknął się na zewnątrz, w dodatku, jeżeli faktycznie są to kultyści dotknięci chaosem, wtedy wyrżniemy wszystkich, a ich melinę spalimy do szczętu, czego dopilnuję osobiście. - Tu Reinhard zwrócił się do Duszołapa. - Mówisz, że możesz ich otumanić, nekromanto? Jeśli tak, to na jak długo, i czy pozwoli to nam wślizgnąć się niepostrzeżenie do zamku? - Na co zapytany odrzekł po krótkiej chwili namysłu.
[ech, Byqu, ubiegłeś mnie]
[Niezamierzenie. Chyba to już drugi raz
Po wysłuchaniu propozycji inkwizytora Azrael i Reinhard przybili justice-h-five!
Proszę szanownego KrzysiaW o nie cenzurowanie Areny, która jest swoim rodzaju opowieścią fabularną i wulgaryzmy w niej użyte wyrażają postać a nie brak kultury piszącego.]
Po wysłuchaniu propozycji inkwizytora Azrael i Reinhard przybili justice-h-five!
Proszę szanownego KrzysiaW o nie cenzurowanie Areny, która jest swoim rodzaju opowieścią fabularną i wulgaryzmy w niej użyte wyrażają postać a nie brak kultury piszącego.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[Sorki, że mnie tak długo nie było, ale sami wiecie, wakacje i DMP robią swoje]
dy ściemniło się, Ronnel nakazał rozbić obóz i posłał sir Rudolfa by pojechał przodem i zaniósł wiadomość do miasta. Do Mousillon lepiej było wjeżdżać świtem, by uniknąć paskudztw na mokradłach i Sierocych Wzgórzach w jego pobliżu. Przynajmniej tak powiedział zawodnikom sir Harrevaux. Zbici przy ogniskach, pośród kręgu wozów przeczekiwali noc nie szczędząc sobie trunków i debat oraz przechwałek. Po wspólnej podróży nawet ponurzy rycerze z Mousillon zdobyli się na pogawędki z niektórymi zawodnikami oraz ich towarzystwem. Spoufalanie się, przybrało jednak w pewnym momencie bynajmniej spokojny obrót. Przy beczce z winem dwóch rycerzy spróbowało jednocześnie napełnić bukłaki, lecz jeden potknął się oblewając drugiego trunkiem. Tristan de Castelrosse warknął, zwracając się do natręta.
- Już nie żyjesz ty bękarcie! Ty... ty... MŁODY ?! - rycerz z Carcassonne, zamarł widząc Bertelisa. Ów również zakłopotany nagle wbił w brata zdecydowane spojrzenie. - Jak śmiesz... obiecałem że zabiję każdego, kogo ojciec za mną wyśle!
- A ja poprzysiągłem wyciąć skazę z rodu! - niemal pisnął swoim młodzieńczym głosem Bertelis. - Ukraść rodowy miecz i połowę skarbca ojca po czym uciec z byle pasterką rozkładającą nogi dla baranów!
- Jak śmiesz ją lżyć gołowąsie! Była córką sir Duncana z Pogranicza, którego zabili Estalianie... ale gówno ci do tego, Bercie Prawiczku. Nadal chowasz się za ojcowską nogą ? Uciekniesz pod spódnicę matki czy mam opłazować cię jak chłopskiego chłystka ?
- Nie ustąpię Tris. Zabiłeś naszego kuzyna w ucieczce... jesteś gorszy od najlichszej estalijskiej kurwy... i... i...
Wywód młodego de Castelrosse przerwała rękawica, która trzasnęła go w twarz aż zachwiał się, roniąc kroplę krwi z przegryzionej wargi.
- Wyciągaj więc miecz, gówniarzu i broń się w pojedynku! Zabiłem jednego krewnego, myślisz że kolejny zrobi różnicę ? Znajdę ci ładne bagno na grób...
Sir Ronnel wstał od ogniska, za późno by ich powstrzymać zanim uciekli się do świętego zwyczaju rycerskiego. Niosąc więc kubek wina oddalił się od gwaru...
Bertelis splunął pod nogi brata, następnie wyciągnął swój miecz. Jego brat również wyciągnął swoją broń, był to piękny miecz, z bogato zdobioną rękojeścią, zakończoną głową lwa, do tego ostrze wykonane z błękitnej stali.
Młody uniósł miecz nad głowę i wysunął prawą nogę do przodu. Tristan prawą rękę założył za plecy, ostrze skierował przed siebie i skierował do dołu.
- No Braciszku, zobaczymy ile zapamiętałeś z naszych lekcji fechtunku. 3 ciosy, tyle wystarczy, żeby cię zabić. Dawaj!!
Dla Bertelisa czas zwolnił, adrenalina jaka towarzyszyła mu podczas jego pierwszego w życiu pojedynku na śmierć i życie, pozwalała na lepsze rozpatrzenie sytuacji. Wiedział, że brat jest lepszy, można powiedzieć, że urodził się z mieczem w ręce. Zaś on sam był najzwyklejszą ciapą, której nigdy nic nie wychodziło, wszystkie damy miały go gdzieś, nawet ojciec nim gardził. O ironio losu, to właśnie starszy z braci zdradził ich ród. Ojciec nie miał wyboru i musiał go zaakceptować takiego jakim był. Skoro miał być dziedzicem, musiał dbać o honor swojego domu i właśnie to czynił.
Wiedział, że przeciwnik jest szybszy i lepiej wyszkolony. Szanse były małe, jednak zawsze jakieś były. Jego rozmyślenia przerwał cios miecza, który nadszedł z prawej strony. W ostatniej chwili zdążył go zablokować, nim ostrze uderzyło w głowę. Instynktownie zrobił wypad do przodu i spróbował wyprowadzić cios w pachę, która była słabiej chroniona przez zbroję. Tristan widząc to, przywalił mu w twarz z prawego sierpowego. Pięść zmiażdżyła nos i posłała młodzieńca na ziemię. Chłopak instynktownie złapał się za bolącą część twarzy i starał się powstrzymać krwawienie. Prawą ręką próbował dosięgnąć swojego miecza, lecz ten został kopnięty dalej przez przeciwnika.
- No co jest braciszku? Ktoś tu coś mówił o zmazaniu hańby, jaką okryłem ród. Tyle ostrych słów, tyle obietnic i co?... nadal jesteś słabym dzieciakiem, którego nikt nie szanował, nie szanuje i nigdy nie będzie szanował. Taka jes prawda mój drogi. Jesteś większą hańbą dla naszego rodu niż ja. Teraz czas na śmierć, ale nie zabije cię mieczem, o nie. to była by dla ciebie zbyt duża łaska!
Tristan podszedł do Bertelisa i silnym kopniakiem złamał mu rękę w łokciu. Młodzieniec krzyknął z Bólu. Ale to nie był koniec, okuty but przygniótł jego gardło. Po chwili zaczęło mu brakować powietrza, lewą ręką starał się odsunąć nogę oprawcy, niestety... był zbyt słaby. Całe życie przeleciało mu przed oczami. W myślach pogodził się ze swoim losem.
- Rzeczywiście, przez całe życie byłem nieudacznikiem, nie udało mi się zdobyć serca żadnej damy, do tego ojciec mną gardzi... Tak będzie lepiej dla wszystkich...
Uśmiechnięta twarz brata zaczęła się rozmywać, oczy powoli mu się zamykały...
Tristan śmiał się głośno, w końcu znów triumfował. Zabił kolejnego głupca, który śmiał go obrazić, ba wytykać błędy w jego postępowaniu!!! Tak to on był w tej chwili najlepszy! Uniósł głowę do góry, czół się jak bóg, pan życia i śmierci. Gdy ją opuścił, zamarł ze strachu. Przed nim stał rycerz, odziany w czerwony pancerz ozdabiany wizerunkami smoków. Jego długie włosy opadały na bladą twarz. Do tego te oczy! Potworne, przewiercające duszę spojrzenie. Krwiście czerwoną rękawica złapał go za gardło, pomimo ciężkiej zbroi, Ferragus uniósł go w powietrze bez najmniejszego problemu. Bertelis złapał haust powietrza, znów dał o sobie znać niesamowity ból, po chwili zemdlał.
Wampir wpatrywał się w oczy duszącego się Tristana.
- No chłopcze, a teraz co powinienem z tobą zrobić?
dy ściemniło się, Ronnel nakazał rozbić obóz i posłał sir Rudolfa by pojechał przodem i zaniósł wiadomość do miasta. Do Mousillon lepiej było wjeżdżać świtem, by uniknąć paskudztw na mokradłach i Sierocych Wzgórzach w jego pobliżu. Przynajmniej tak powiedział zawodnikom sir Harrevaux. Zbici przy ogniskach, pośród kręgu wozów przeczekiwali noc nie szczędząc sobie trunków i debat oraz przechwałek. Po wspólnej podróży nawet ponurzy rycerze z Mousillon zdobyli się na pogawędki z niektórymi zawodnikami oraz ich towarzystwem. Spoufalanie się, przybrało jednak w pewnym momencie bynajmniej spokojny obrót. Przy beczce z winem dwóch rycerzy spróbowało jednocześnie napełnić bukłaki, lecz jeden potknął się oblewając drugiego trunkiem. Tristan de Castelrosse warknął, zwracając się do natręta.
- Już nie żyjesz ty bękarcie! Ty... ty... MŁODY ?! - rycerz z Carcassonne, zamarł widząc Bertelisa. Ów również zakłopotany nagle wbił w brata zdecydowane spojrzenie. - Jak śmiesz... obiecałem że zabiję każdego, kogo ojciec za mną wyśle!
- A ja poprzysiągłem wyciąć skazę z rodu! - niemal pisnął swoim młodzieńczym głosem Bertelis. - Ukraść rodowy miecz i połowę skarbca ojca po czym uciec z byle pasterką rozkładającą nogi dla baranów!
- Jak śmiesz ją lżyć gołowąsie! Była córką sir Duncana z Pogranicza, którego zabili Estalianie... ale gówno ci do tego, Bercie Prawiczku. Nadal chowasz się za ojcowską nogą ? Uciekniesz pod spódnicę matki czy mam opłazować cię jak chłopskiego chłystka ?
- Nie ustąpię Tris. Zabiłeś naszego kuzyna w ucieczce... jesteś gorszy od najlichszej estalijskiej kurwy... i... i...
Wywód młodego de Castelrosse przerwała rękawica, która trzasnęła go w twarz aż zachwiał się, roniąc kroplę krwi z przegryzionej wargi.
- Wyciągaj więc miecz, gówniarzu i broń się w pojedynku! Zabiłem jednego krewnego, myślisz że kolejny zrobi różnicę ? Znajdę ci ładne bagno na grób...
Sir Ronnel wstał od ogniska, za późno by ich powstrzymać zanim uciekli się do świętego zwyczaju rycerskiego. Niosąc więc kubek wina oddalił się od gwaru...
Bertelis splunął pod nogi brata, następnie wyciągnął swój miecz. Jego brat również wyciągnął swoją broń, był to piękny miecz, z bogato zdobioną rękojeścią, zakończoną głową lwa, do tego ostrze wykonane z błękitnej stali.
Młody uniósł miecz nad głowę i wysunął prawą nogę do przodu. Tristan prawą rękę założył za plecy, ostrze skierował przed siebie i skierował do dołu.
- No Braciszku, zobaczymy ile zapamiętałeś z naszych lekcji fechtunku. 3 ciosy, tyle wystarczy, żeby cię zabić. Dawaj!!
Dla Bertelisa czas zwolnił, adrenalina jaka towarzyszyła mu podczas jego pierwszego w życiu pojedynku na śmierć i życie, pozwalała na lepsze rozpatrzenie sytuacji. Wiedział, że brat jest lepszy, można powiedzieć, że urodził się z mieczem w ręce. Zaś on sam był najzwyklejszą ciapą, której nigdy nic nie wychodziło, wszystkie damy miały go gdzieś, nawet ojciec nim gardził. O ironio losu, to właśnie starszy z braci zdradził ich ród. Ojciec nie miał wyboru i musiał go zaakceptować takiego jakim był. Skoro miał być dziedzicem, musiał dbać o honor swojego domu i właśnie to czynił.
Wiedział, że przeciwnik jest szybszy i lepiej wyszkolony. Szanse były małe, jednak zawsze jakieś były. Jego rozmyślenia przerwał cios miecza, który nadszedł z prawej strony. W ostatniej chwili zdążył go zablokować, nim ostrze uderzyło w głowę. Instynktownie zrobił wypad do przodu i spróbował wyprowadzić cios w pachę, która była słabiej chroniona przez zbroję. Tristan widząc to, przywalił mu w twarz z prawego sierpowego. Pięść zmiażdżyła nos i posłała młodzieńca na ziemię. Chłopak instynktownie złapał się za bolącą część twarzy i starał się powstrzymać krwawienie. Prawą ręką próbował dosięgnąć swojego miecza, lecz ten został kopnięty dalej przez przeciwnika.
- No co jest braciszku? Ktoś tu coś mówił o zmazaniu hańby, jaką okryłem ród. Tyle ostrych słów, tyle obietnic i co?... nadal jesteś słabym dzieciakiem, którego nikt nie szanował, nie szanuje i nigdy nie będzie szanował. Taka jes prawda mój drogi. Jesteś większą hańbą dla naszego rodu niż ja. Teraz czas na śmierć, ale nie zabije cię mieczem, o nie. to była by dla ciebie zbyt duża łaska!
Tristan podszedł do Bertelisa i silnym kopniakiem złamał mu rękę w łokciu. Młodzieniec krzyknął z Bólu. Ale to nie był koniec, okuty but przygniótł jego gardło. Po chwili zaczęło mu brakować powietrza, lewą ręką starał się odsunąć nogę oprawcy, niestety... był zbyt słaby. Całe życie przeleciało mu przed oczami. W myślach pogodził się ze swoim losem.
- Rzeczywiście, przez całe życie byłem nieudacznikiem, nie udało mi się zdobyć serca żadnej damy, do tego ojciec mną gardzi... Tak będzie lepiej dla wszystkich...
Uśmiechnięta twarz brata zaczęła się rozmywać, oczy powoli mu się zamykały...
Tristan śmiał się głośno, w końcu znów triumfował. Zabił kolejnego głupca, który śmiał go obrazić, ba wytykać błędy w jego postępowaniu!!! Tak to on był w tej chwili najlepszy! Uniósł głowę do góry, czół się jak bóg, pan życia i śmierci. Gdy ją opuścił, zamarł ze strachu. Przed nim stał rycerz, odziany w czerwony pancerz ozdabiany wizerunkami smoków. Jego długie włosy opadały na bladą twarz. Do tego te oczy! Potworne, przewiercające duszę spojrzenie. Krwiście czerwoną rękawica złapał go za gardło, pomimo ciężkiej zbroi, Ferragus uniósł go w powietrze bez najmniejszego problemu. Bertelis złapał haust powietrza, znów dał o sobie znać niesamowity ból, po chwili zemdlał.
Wampir wpatrywał się w oczy duszącego się Tristana.
- No chłopcze, a teraz co powinienem z tobą zrobić?
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów
Mówiąc, Azrael wpatrzony był raczej w ciemną sylwetkę zamku, niż rozmówców. Liczył, że posłuchają głosu rozsądku, bo choć nie był on wybitnym strategiem, rozwiązanie było dlań w miarę jasne.
Wtedy przemówił Reinhard.
- Słuchaj tak dalej, a wszyscy przez ciebie zginiemy- prychnął z pogardą elf- Skup się. Może wtedy nie powtarzałbyś stwierdzeń, które padły wcześniej.
Nie patrzył na czempiona Malaala i choć mocno zaznaczył swoje slowa, mówił głosem spokojnym. Nie było w nim gniewu. Nie wiedział jednak, czy można powiedzieć to samo o tamtym...
Wtedy przemówił Reinhard.
- Słuchaj tak dalej, a wszyscy przez ciebie zginiemy- prychnął z pogardą elf- Skup się. Może wtedy nie powtarzałbyś stwierdzeń, które padły wcześniej.
Nie patrzył na czempiona Malaala i choć mocno zaznaczył swoje slowa, mówił głosem spokojnym. Nie było w nim gniewu. Nie wiedział jednak, czy można powiedzieć to samo o tamtym...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
Obmyślanie strategii przy tylu indywidualistach, okazało się nie lada problemem. Każdy starał się dorzucić coś od siebie albo skorygować logikę poprzednika, Eliot i reszta kompanii przysłuchiwali całej rozmowie, do której dawny inkwizytor postanowił się włączyć.
- Hans ilu jesteś w stanie przerzucić?- rzucił Lionheart do towarzysza, ten poprawiwszy kaput odrzekł.
- Z tej odległości...dwie osoby, chodź może być to ciut wyczerpujące.
- Tyle wystarczy, możliwe że uda nam się wyrwać z tego impasu- skomentował Eliot po czym podszedł do dyskutujących.- A co powiedzieć na to że jest możliwość, aby dwójka z naszych znalazła się już teraz za murami?
- Hans ilu jesteś w stanie przerzucić?- rzucił Lionheart do towarzysza, ten poprawiwszy kaput odrzekł.
- Z tej odległości...dwie osoby, chodź może być to ciut wyczerpujące.
- Tyle wystarczy, możliwe że uda nam się wyrwać z tego impasu- skomentował Eliot po czym podszedł do dyskutujących.- A co powiedzieć na to że jest możliwość, aby dwójka z naszych znalazła się już teraz za murami?
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
-Dwójka naszych za murami?- Zapytał Eliota.
-Tak, dwóch-.
-Mogę dorzucić do tego jeszcze jedną osobę.- W tym momencie z zagajnika wyłonił się Danathiel, który przez prawie całą drogę dreptał za nimi. Rozmówca spojrzał nań pytająco.
-Lądowanie nie będzie zbyt miękkie ale zawsze coś. Tak na marginesie... - Spojrzał w stronę gdzie była reszta grupy.
Tej czarodziejce kończy się czas i jeśli TERAZ nie uzgodnimy planu będzie po niej.-
Większość osób umilkła.
-To jak będzie?- Przystawił manierkę z jeszcze ciepłą herbatą do ust i wziął łyka.
-Tak, dwóch-.
-Mogę dorzucić do tego jeszcze jedną osobę.- W tym momencie z zagajnika wyłonił się Danathiel, który przez prawie całą drogę dreptał za nimi. Rozmówca spojrzał nań pytająco.
-Lądowanie nie będzie zbyt miękkie ale zawsze coś. Tak na marginesie... - Spojrzał w stronę gdzie była reszta grupy.
Tej czarodziejce kończy się czas i jeśli TERAZ nie uzgodnimy planu będzie po niej.-
Większość osób umilkła.
-To jak będzie?- Przystawił manierkę z jeszcze ciepłą herbatą do ust i wziął łyka.
Ostatnio zmieniony 26 sie 2014, o 13:12 przez Kubaf16, łącznie zmieniany 1 raz.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
- Usna,- odpowiedzialem po chwili namyslu.- a snic bede o swych najgorszych lekach co wyczerpie ich zarowno fizycznie jak i psychicznie.- przerwalem swoj wywod i spojrzalem na Gloina. Ten doskonale wiedzial czym to pachnie.
-Nawet jesli odzyskaja przytomnosc, beda senni i pozbawieni sil.- dokonczyl za mnie.- Jest jednak jeden problem.
-Jaki krasnoludzie? - zapytal Azrael nieco zaskoczony nagla powaga Gloina.
-Wy bedziecie mogli wejsc dopiero gdy mgla opadnie.
-Inaczej czeka was ten sam los.- wytlumaczylem zebranym.- Gloin zrobi porzadek z wartownikami i zostawi wam otwarta brame.Moge oczywiscie uzyc magii iluzji, jednakze nagle podniesienie mgly moze rowniez zwrocic ich uwage...
-Nawet jesli odzyskaja przytomnosc, beda senni i pozbawieni sil.- dokonczyl za mnie.- Jest jednak jeden problem.
-Jaki krasnoludzie? - zapytal Azrael nieco zaskoczony nagla powaga Gloina.
-Wy bedziecie mogli wejsc dopiero gdy mgla opadnie.
-Inaczej czeka was ten sam los.- wytlumaczylem zebranym.- Gloin zrobi porzadek z wartownikami i zostawi wam otwarta brame.Moge oczywiscie uzyc magii iluzji, jednakze nagle podniesienie mgly moze rowniez zwrocic ich uwage...
Każdy miał inną teorię co do tego jak dostać się do środka. Zarthyon nie miał ochoty, ani być rzucanym, ani ryzykować kontaktu z magiczną mgłą Duszołapa.
- Ja mogę obejść zamek kiedy się już zacznie. W razie czego mogę przeszkodzić w ucieczce jakimś ukrytym przejściem, o którym wspomniano.
- Co księżniczko chcesz uniknąć walki? - Zarechotał krasnolud. - A może boisz się wysokości?
Gwardzista przewrócił oczami.
- Mam zamiar przypilnować sytuacji, na wypadek gdybyś spartolił swoją robotę, karzełku.
- Coś kurwa powiedział?
- Coś mówiłem? Nie wydaję mi się.
Krasnolud, aż się trząsł z gniewu i pomału sięgał po broń, ale w porę zareagował jego towarzysz, wiedząc, że sytuację najlepiej rozwiąże porządna bitka.
- Dobra to ustalone? - Zapytał Duszołap. - Rzucamy?
- Ja mogę obejść zamek kiedy się już zacznie. W razie czego mogę przeszkodzić w ucieczce jakimś ukrytym przejściem, o którym wspomniano.
- Co księżniczko chcesz uniknąć walki? - Zarechotał krasnolud. - A może boisz się wysokości?
Gwardzista przewrócił oczami.
- Mam zamiar przypilnować sytuacji, na wypadek gdybyś spartolił swoją robotę, karzełku.
- Coś kurwa powiedział?
- Coś mówiłem? Nie wydaję mi się.
Krasnolud, aż się trząsł z gniewu i pomału sięgał po broń, ale w porę zareagował jego towarzysz, wiedząc, że sytuację najlepiej rozwiąże porządna bitka.
- Dobra to ustalone? - Zapytał Duszołap. - Rzucamy?
- W porządku- przytaknął Azrael- Duszołap neutralizuje straże, przerzucamy dwóch lekkozbrojnych do środka, ci otwierają nam bramy i po cichu wchodzimy do zamku. Zarthyon odcina drogę ucieczki.
- Powodzenie misji zależy od precyzji i finezji- dodał Reinhard- Musimy pozostać niezauważeni tak długo, jak tylko się da. Żadnych bojowych okrzyków, czy strugania bohatera.
- Gdy już będziemy w środku, będziemy mieli kawał posiadłości do przeszukania. Rozdzielmy się by [zmniejszyć nasze szanse przeżycia i zwiększyć tym samym dawkę heroizmu ] skuteczniej przeczesać teren. Pytania?
- Powodzenie misji zależy od precyzji i finezji- dodał Reinhard- Musimy pozostać niezauważeni tak długo, jak tylko się da. Żadnych bojowych okrzyków, czy strugania bohatera.
- Gdy już będziemy w środku, będziemy mieli kawał posiadłości do przeszukania. Rozdzielmy się by [zmniejszyć nasze szanse przeżycia i zwiększyć tym samym dawkę heroizmu ] skuteczniej przeczesać teren. Pytania?
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN