ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2
Re: ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2
- Dość tej paplaniny...- Gloin westchnął ciężko i uniósł swój poczciwy łeb w górę, tak by móc spojrzeć mi w oczy.- Kolejna cholerna robota Dus. Co ja z tobą mam.- uśmiechnął się, po czym ruszył w stronę fortyfikacji. Ja poszedłem krok za nim zostawiając z tyłu wciąż rozmawiających zawodników i ich kompanów.
Nie mieliśmy dużo czasu. Obaj doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ja musiałem w szybko ułożyć odpowiednią sekwencję run i dostosować ich przebieg do wahań Planu Dusz, na tyle perfekcyjnie by nie wywołać burzy, czy kolejnego tsunami czarnej fali śmiercionośnej mgły. Ciekawe czy są wystarczająco blisko by pochwycić ich dusze? Pytanie uderzyło we mnie znienacka i mówiąc krótko zamuliło na moment. Gloin spojrzał na mnie zniecierpliwiony i kopnął w kostkę.
- Kurwa... Dus nie mamy całej nocy.- powiedział tak spokojnie jak tylko potrafił.
Czekał aż zakończę rytuał. Nie miało to być zaklęcie czysto bojowe, lecz inteligentny a do tego cichy zabójca, który dorwie wszystkie wyznaczone przeze mnie cele.
Otworzyłem Plan Dusz, odnalazłem ich. Byli zdenerwowani, może nawet przestraszeni. I... inni. Nie nazwałbym ich czysto ludzkim tworem. Coś było z nimi nie tak. Nie mogłem jednak jasno określić tego czym są. To nie było teraz zresztą istotne. Dopadłem ich. Moje szpony zacisnęły się na ich cienkich liniach życia, wplotły się w nie i powoli zaciskały. Nie mogli tego w jakikolwiek sposób poczuć.
-Nadchodzę.- wyszeptałem.
-Nie cierpię tego.- krasnolud spojrzał w stronę zamku.- Zawsze krasnoludy odpierdzielają najgorszą robotę, do chuja... Wyobraź sobie jedną z tych naszych księżniczek w takiej akcji... Mogiła.- po tym słowie ruszył pędem w stronę murów. Ja zaś w końcu ją wypuściłem. Moje oczy straciły jakąkolwiek barwę, dłonie zatrzęsły się kiedy to powoli, jedna po drugiej wąska nic czarnego dymu wydobywała się z moich rąk. Z każdą chwilą nabierały na prędkości i kształcie. Jedne przypominały rój pszczół, kolejne innego rodzaju robactwo. Łączyło je trzy elementy. Spowijała je mgła, były bezszelestne, oraz śmiercionośne.
-Albo ja tracę formę, albo on jest coraz lepszy...- Gloin wspinał się po stromej ścianie muru obronnego widząc jak kilkanaście strugów czarnego dymy z prędkością czysto krwistego wierzchowca zbliża się w jego stronę. Mgła miała to do siebie, że po drodze zabijała wszystko to co żywe, dlatego też tak pewne było, że mój przyjaciel, również będzie narażony na jej działania. Wszystkie elementy uderzyły w niego wtedy, gdy stał już na murze, skryty za sporych rozmiarów beczką. Dawi uklęknął na jedno kolano i zaczął ciężko oddychać. Zimny pot zaczął lać się po jego plecach, serce waliło tak jakby miało zaraz przebić się przez płuca. Z ledwością łapał powietrze. Gdy został już od niej uwolniony spróbował wstać. Nie było to jednak tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Wszystkie mięśnie przyjmując na siebie mgłę zostały zmuszone do maksymalnego wysiłku.
-Kurwa, kurwa, kurwa...- powtarzał szeptem pod nosem kiedy jeden z wartowników padł nieprzytomny tuż obok jego stóp. Miał wyszczerzone oczy, zębami ściskał dolną wargę tak mocno, że krew zaczynała obficie sączyć sie z rany. Gloin nie czekał, chwycił za swój ukochany topór oburącz i jednym szybkim cięciem, skrócił żołnierza o głowę.
-Coś jest z nimi nie tak.- towarzyszyłem Gloinowi, w takich akacjach zawsze służyłem mu pomocą.
-Da się zabić.- stwierdził krótko i kuśtykając ruszył w stronę bramy.
Nie mieliśmy dużo czasu. Obaj doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ja musiałem w szybko ułożyć odpowiednią sekwencję run i dostosować ich przebieg do wahań Planu Dusz, na tyle perfekcyjnie by nie wywołać burzy, czy kolejnego tsunami czarnej fali śmiercionośnej mgły. Ciekawe czy są wystarczająco blisko by pochwycić ich dusze? Pytanie uderzyło we mnie znienacka i mówiąc krótko zamuliło na moment. Gloin spojrzał na mnie zniecierpliwiony i kopnął w kostkę.
- Kurwa... Dus nie mamy całej nocy.- powiedział tak spokojnie jak tylko potrafił.
Czekał aż zakończę rytuał. Nie miało to być zaklęcie czysto bojowe, lecz inteligentny a do tego cichy zabójca, który dorwie wszystkie wyznaczone przeze mnie cele.
Otworzyłem Plan Dusz, odnalazłem ich. Byli zdenerwowani, może nawet przestraszeni. I... inni. Nie nazwałbym ich czysto ludzkim tworem. Coś było z nimi nie tak. Nie mogłem jednak jasno określić tego czym są. To nie było teraz zresztą istotne. Dopadłem ich. Moje szpony zacisnęły się na ich cienkich liniach życia, wplotły się w nie i powoli zaciskały. Nie mogli tego w jakikolwiek sposób poczuć.
-Nadchodzę.- wyszeptałem.
-Nie cierpię tego.- krasnolud spojrzał w stronę zamku.- Zawsze krasnoludy odpierdzielają najgorszą robotę, do chuja... Wyobraź sobie jedną z tych naszych księżniczek w takiej akcji... Mogiła.- po tym słowie ruszył pędem w stronę murów. Ja zaś w końcu ją wypuściłem. Moje oczy straciły jakąkolwiek barwę, dłonie zatrzęsły się kiedy to powoli, jedna po drugiej wąska nic czarnego dymu wydobywała się z moich rąk. Z każdą chwilą nabierały na prędkości i kształcie. Jedne przypominały rój pszczół, kolejne innego rodzaju robactwo. Łączyło je trzy elementy. Spowijała je mgła, były bezszelestne, oraz śmiercionośne.
-Albo ja tracę formę, albo on jest coraz lepszy...- Gloin wspinał się po stromej ścianie muru obronnego widząc jak kilkanaście strugów czarnego dymy z prędkością czysto krwistego wierzchowca zbliża się w jego stronę. Mgła miała to do siebie, że po drodze zabijała wszystko to co żywe, dlatego też tak pewne było, że mój przyjaciel, również będzie narażony na jej działania. Wszystkie elementy uderzyły w niego wtedy, gdy stał już na murze, skryty za sporych rozmiarów beczką. Dawi uklęknął na jedno kolano i zaczął ciężko oddychać. Zimny pot zaczął lać się po jego plecach, serce waliło tak jakby miało zaraz przebić się przez płuca. Z ledwością łapał powietrze. Gdy został już od niej uwolniony spróbował wstać. Nie było to jednak tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Wszystkie mięśnie przyjmując na siebie mgłę zostały zmuszone do maksymalnego wysiłku.
-Kurwa, kurwa, kurwa...- powtarzał szeptem pod nosem kiedy jeden z wartowników padł nieprzytomny tuż obok jego stóp. Miał wyszczerzone oczy, zębami ściskał dolną wargę tak mocno, że krew zaczynała obficie sączyć sie z rany. Gloin nie czekał, chwycił za swój ukochany topór oburącz i jednym szybkim cięciem, skrócił żołnierza o głowę.
-Coś jest z nimi nie tak.- towarzyszyłem Gloinowi, w takich akacjach zawsze służyłem mu pomocą.
-Da się zabić.- stwierdził krótko i kuśtykając ruszył w stronę bramy.
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ Ekhem... waszmościowie, wakacje się skończyły czas wracać do normalnego świata - Areny
]
[ Bo już myślałem że dawno po zabawie jest i mogę walki zaczynać a tu Van sam biedny do akcji ledwo wkroczył...]

[ Bo już myślałem że dawno po zabawie jest i mogę walki zaczynać a tu Van sam biedny do akcji ledwo wkroczył...]
- Więc mniej więcej już wszystko wiadomo- rzucił Eliot wpatrując się poczynania nekromanty- Azraelu mogę na ciebie liczyć?- spytał się łowca wpatrując się najpierw w elfa a potem Hansa który rozluźniał się przed wykonaniem skoku.
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35
Razem:35
Duszołap zaczął swoje inkantacje, a Zarthyon nie zwlekając ruszył po cichu pod mury. Kiedy znalazł się już przy ścianie kontynuował skradanie tuż przy niej, by pozostać niezauważonym. Jednocześnie uważnie przyglądał się kamieniom, szukając jakiejś szczeliny, mogącej oznaczać ukryte przejście. Całkiem nieźle widział w ciemności, ale i tak zaczął się zastanawiać, czy takiego przejścia nie ma, czy po prostu nie może go znaleźć. Przystanął na chwilę, gdy usłyszał pojedynczy odgłos uderzania metalem o metal. Zza muru. Najwyraźniej doszło już do konfrontacji. No cóż, może przejścia znaleźć nie może, ale jeśli ktoś spróbuje z niego skorzystać, będzie na niego czekał. Okazało się, że nie miało to trwać długo. Miał szczęście, że akurat patrzył w tę stronę, bo nie usłyszałby podnoszącego się kawałka ziemi, porośniętego długą trawą i chwastami. Spod ukrytej klapy wyłoniła się postać, która nie tracąc czasu zamknęła za sobą przejście i ruszyła w ciemność. Zarthyon zerwał się do biegu. Robił to najciszej jak się da, ale uciekinier w końcu obejrzał się i również przyspieszył. Dla elfa nie było żadnym problemem doścignąć człowieka. Gwardzista skoczył i powalił go na ziemię. Szybko chwycił za przegub żołnierza i wykręcił mu rękę w dobrze znanej mu dźwigni. Czarną Straż szkolono również w walce bez broni, by móc chronić Wiedźmiego Króla w każdej sytuacji.
- Proszę nie zabijaj mnie. – Krzyczał przygwożdżony do ziemi człowiek. – Ja nawet nie wiem o co chodzi.
- To dlaczego tak szybko zwiałeś z posterunku.
- Byłem blisko tego przejścia, kiedy zaczęła się walka. Nie wszyscy o nim wiedzą, ale ja go znalazłem i…
- I długo się nie zastanawiałeś, co?
- Ja o niczym nie wiem! Nie miałem wyboru, musiałem mu służyć.
- I dlatego nie uciekłeś wcześniej, znając to ukryte wyjście? – Gwardzista miał dość bełkotu tego tchórza. – Wskaż mi tą klapę.
Podniósł go z ziemi i popchnął przed sobą. Ten lekko się zataczając pod mocnym uściskiem elfa, odnalazł właściwą kępę chwastów i podniósł pokrywę. Spojrzał się pytająco na Zarthyona i w tym momencie przebił go długi zakrzywiony miecz.
- Nie mam na ciebie czasu. – Mruknął do martwego już ciała. Przeszukał go szybko na wypadek, gdyby opuścił zamek na przykład z jakąś wiadomością, ale wyglądało na to, że część jego historyjki mogła być prawdą, bo nie miał niczego przy sobie. Zaraz po wejściu do niskiego tunelu znalazł pochodnię zostawioną przez człowieka. Z powodu jego wzrostu musiał iść stale pochylony i to spory kawałek. Tunel był wydrążony byle jak, a podparcia wyglądały jakby się miały za chwilę załamać. Wreszcie dotarł do innej klapy i ostrożnie wyjrzał na górę z przygotowaną bronią. Teraz wyraźnie słyszał odgłosy towarzyszące walce, ale nie zaskoczyło go to specjalnie. W końcu wysłali na misję po cichu krasnoluda. Zarthyon jednak miał nadzieję, że jego wejście do zamku niejako od tyłu pozwoli zaskoczyć załogę, pomimo tego, że wszyscy musieli już wiedzieć o ataku.
- Proszę nie zabijaj mnie. – Krzyczał przygwożdżony do ziemi człowiek. – Ja nawet nie wiem o co chodzi.
- To dlaczego tak szybko zwiałeś z posterunku.
- Byłem blisko tego przejścia, kiedy zaczęła się walka. Nie wszyscy o nim wiedzą, ale ja go znalazłem i…
- I długo się nie zastanawiałeś, co?
- Ja o niczym nie wiem! Nie miałem wyboru, musiałem mu służyć.
- I dlatego nie uciekłeś wcześniej, znając to ukryte wyjście? – Gwardzista miał dość bełkotu tego tchórza. – Wskaż mi tą klapę.
Podniósł go z ziemi i popchnął przed sobą. Ten lekko się zataczając pod mocnym uściskiem elfa, odnalazł właściwą kępę chwastów i podniósł pokrywę. Spojrzał się pytająco na Zarthyona i w tym momencie przebił go długi zakrzywiony miecz.
- Nie mam na ciebie czasu. – Mruknął do martwego już ciała. Przeszukał go szybko na wypadek, gdyby opuścił zamek na przykład z jakąś wiadomością, ale wyglądało na to, że część jego historyjki mogła być prawdą, bo nie miał niczego przy sobie. Zaraz po wejściu do niskiego tunelu znalazł pochodnię zostawioną przez człowieka. Z powodu jego wzrostu musiał iść stale pochylony i to spory kawałek. Tunel był wydrążony byle jak, a podparcia wyglądały jakby się miały za chwilę załamać. Wreszcie dotarł do innej klapy i ostrożnie wyjrzał na górę z przygotowaną bronią. Teraz wyraźnie słyszał odgłosy towarzyszące walce, ale nie zaskoczyło go to specjalnie. W końcu wysłali na misję po cichu krasnoluda. Zarthyon jednak miał nadzieję, że jego wejście do zamku niejako od tyłu pozwoli zaskoczyć załogę, pomimo tego, że wszyscy musieli już wiedzieć o ataku.
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Wasilij popatrzył na nich. Przekręcił głowę w jedną, potem w drugą stronę. Was chyba pogięło z tym całym chytrym planem. U nas w kislewie to się robi tak. Wyjął okrągłą szklaną kulkę z zakrędką wielkości pięści. Wlał do niej spirytusu 120% z dodatkiem paliwa do krasnoludzkich miotaczy ognia.
Pomieszał delikatnie i z całej siły rzucił pod wały obserwowanego grodu.
-Padnij kurwa komu życie miłe!- Wrzasnął w rzucając się na glebę i łapiąc w locie blaszanego ex-inkwizytora który uległ mu tylko dzięki całkowitemu zaskoczeniu.
Większość od razu położyła się na ziemi a Ci którzy nie zdążyli zostali wywróceni przez falę uderzeniową eksplozji. Duszołap wykazując się wielkim kunsztem skończył zaklęcie mimo pozycji leżącej i teraz cała okolica nie dość że w obłokach kurzu to jeszcze w mgle się skryła.
Azrael wstał wypluł piach - No i cały plan w pizdu.- Orzekł zniesmaczony.
Wasilij wstał, podniósł broń i uśmiechnął się.
- No to co tawariszcze. Kto ostatni przy wyłomie tego matka puściła się z krasnoludem! - I ruszył pędem do wyłomu.
[ macie trochę ruchu. zasnąć idzie przy tych waszych hochsztaplerskich spiskach -.- ]
Pomieszał delikatnie i z całej siły rzucił pod wały obserwowanego grodu.
-Padnij kurwa komu życie miłe!- Wrzasnął w rzucając się na glebę i łapiąc w locie blaszanego ex-inkwizytora który uległ mu tylko dzięki całkowitemu zaskoczeniu.
Większość od razu położyła się na ziemi a Ci którzy nie zdążyli zostali wywróceni przez falę uderzeniową eksplozji. Duszołap wykazując się wielkim kunsztem skończył zaklęcie mimo pozycji leżącej i teraz cała okolica nie dość że w obłokach kurzu to jeszcze w mgle się skryła.
Azrael wstał wypluł piach - No i cały plan w pizdu.- Orzekł zniesmaczony.
Wasilij wstał, podniósł broń i uśmiechnął się.
- No to co tawariszcze. Kto ostatni przy wyłomie tego matka puściła się z krasnoludem! - I ruszył pędem do wyłomu.
[ macie trochę ruchu. zasnąć idzie przy tych waszych hochsztaplerskich spiskach -.- ]
Edward miał nudną wartę na środkowej wieży kasztelu jego pana. Nudna robota, a jego koledzy z baszt na krańcach murów poszli do środka na pyszną ciepłą kawę... Ah, jak tego mu brakowało. Było zimno, ponuro, i nie było wiadomo czy wściekły konwój z którego porwali jakąś czarodziejkę nie przyjdzie się odegrać. Gdyby nie był najlepszym strzelcem zapewne siedziałby wraz z innymi piwo albo kawę. Jego wierna kusza leżała naładowana obok niego, gdy zobaczył ruch pod murem. Na mur po chwili wpłynęła czarna mgła wraz z krasnoludem który zaczął dobijać jego towarzyszy. Wycelował dokładnie, i oddał strzał po prostej linii trafiając go prosto w biceps. Wziął głęboki dech w płuca by krzyknąć i ostrzec resztę granizonu.
-AL...- nie skończył, gdy ogromne cielsko przygniotło go do ziemi i rozszarpało go na kawałki, a na twarzy młodego Edwarda był wymalowany strach z nutką zaskoczenia i zdziwienia.
***
-Kurwa.- Stwierdził Gilraen podnosząc się z ziemi.
-Wszytko poszło w las, plan awaryjny.- Rzucił przebiegając obok Azraela i pobiegł za Kislevitą w stronę dziury w murach, dobywając miecza w biegu.
-AL...- nie skończył, gdy ogromne cielsko przygniotło go do ziemi i rozszarpało go na kawałki, a na twarzy młodego Edwarda był wymalowany strach z nutką zaskoczenia i zdziwienia.
***
-Kurwa.- Stwierdził Gilraen podnosząc się z ziemi.
-Wszytko poszło w las, plan awaryjny.- Rzucił przebiegając obok Azraela i pobiegł za Kislevitą w stronę dziury w murach, dobywając miecza w biegu.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
Pewne przedsięwzięcia skazane są na sukces. Swoista mieszanka przygotowania, determinacji i strategicznego planowania, wspomożone odrobiną szczęścia jest w stanie przeciwstawić się przeszkodom losu.
Inne po prostu nie mają prawa się powieść. Cała ta sytuacja wyglądała na jedną z tych drugich.
Ich misternie planowany atak jednym głupim ruchem zniweczył Wasilij. Wódka najwyraźniej rzuciła mu się na mózg. A podobno Kislevici psują się od wątroby.
Spektakularna eksplozja rozświetliła okolicę i trudno było o bardziej dosadne zaalarmowanie przeciwnika. Rozpoczął się atak.
- Głupcy- mruknął niemal obojętnie Azrael, pozwalając, by grupa zapalczywców ruszyła do boju, zatrzymując jednak jednego z łowców, Hansa. Reiharda nie musiał upominać. Widać inkwizytor w mig dostrzegł to samo, co on sam.
- Wbiegli prosto w tą twoją magiczną mgłę, kretyni- burknął metaliczne czempion Malaala z wyraźną pogardą w głosie- Długo się utrzyma?
Zamiast Duszołapa, odpowiedział Azrael.
- Zbyt długo. Mamy co prawda obstawione tyły, lecz może się okazać, że zdobędziemy szturmem zamek i zastaniemy czarodziejkę z flakami na pół strzelania z łuku.
- Chyba wiem co planujesz. I wiedz, że mi się to nie podoba...- rzekł powoli Reinhard.
- Mnie również- mruknął elf- Jestem jednak gotów podjąć ryzyko. Hans, możesz przeżucić nas dwóch do wnętrza zamku?
Łowca pokręcił głową.
- Bez koordynatów? Na ślepo?! Może was wyrzucić w ścianie, wmurowanych jak płaskorzeźby. To szaleństwo!
- Ty... widzisz rzeczy, prawda?- spytał Reingard Duszołapa- Potrafisz wykryć życie. Zlokalizuj pojedyńczego wroga. Będzie naszym miejscem zrzutu.
- Dobra... dajcie mi chwilę...- rzucił Hans, po czym strzelił palcami.
- Idę z wami!- zarządał Duszołap.
- Wykluczone. Za chwilę ci narwańcy posną jak dzieci, a wtedy komuś z zamku może przyjść do głowy dobić nieprzytomnych. Zapemnisz im osłonę.
- Poza tym za kilka minut dojdą do siebie i dołączycie do nas- dodał Azrael- Nie zdołamy załatwić sprawy w tak krótkim czasie. Uważajcie jednak- nie jesteśmy dość liczni, by walczyć z całym garnizonem.
Rzeczywiście, dobiegające odgłosy walki powoli cichły, by w końcu zamilknąć zupełnie. Powietrze wypełniła ta sama grobowa cisza, co przedtem. Hans spojrzał na nich wymownie, dając znać, że jest gotowy. Azrael spojrzał prosto w oczy Reinharda.
Mam szczęście- pomyślał. Hans odliczał.
- Gotowi? Skok za trzy... dwa... jeden...
Inne po prostu nie mają prawa się powieść. Cała ta sytuacja wyglądała na jedną z tych drugich.
Ich misternie planowany atak jednym głupim ruchem zniweczył Wasilij. Wódka najwyraźniej rzuciła mu się na mózg. A podobno Kislevici psują się od wątroby.
Spektakularna eksplozja rozświetliła okolicę i trudno było o bardziej dosadne zaalarmowanie przeciwnika. Rozpoczął się atak.
- Głupcy- mruknął niemal obojętnie Azrael, pozwalając, by grupa zapalczywców ruszyła do boju, zatrzymując jednak jednego z łowców, Hansa. Reiharda nie musiał upominać. Widać inkwizytor w mig dostrzegł to samo, co on sam.
- Wbiegli prosto w tą twoją magiczną mgłę, kretyni- burknął metaliczne czempion Malaala z wyraźną pogardą w głosie- Długo się utrzyma?
Zamiast Duszołapa, odpowiedział Azrael.
- Zbyt długo. Mamy co prawda obstawione tyły, lecz może się okazać, że zdobędziemy szturmem zamek i zastaniemy czarodziejkę z flakami na pół strzelania z łuku.
- Chyba wiem co planujesz. I wiedz, że mi się to nie podoba...- rzekł powoli Reinhard.
- Mnie również- mruknął elf- Jestem jednak gotów podjąć ryzyko. Hans, możesz przeżucić nas dwóch do wnętrza zamku?
Łowca pokręcił głową.
- Bez koordynatów? Na ślepo?! Może was wyrzucić w ścianie, wmurowanych jak płaskorzeźby. To szaleństwo!
- Ty... widzisz rzeczy, prawda?- spytał Reingard Duszołapa- Potrafisz wykryć życie. Zlokalizuj pojedyńczego wroga. Będzie naszym miejscem zrzutu.
- Dobra... dajcie mi chwilę...- rzucił Hans, po czym strzelił palcami.
- Idę z wami!- zarządał Duszołap.
- Wykluczone. Za chwilę ci narwańcy posną jak dzieci, a wtedy komuś z zamku może przyjść do głowy dobić nieprzytomnych. Zapemnisz im osłonę.
- Poza tym za kilka minut dojdą do siebie i dołączycie do nas- dodał Azrael- Nie zdołamy załatwić sprawy w tak krótkim czasie. Uważajcie jednak- nie jesteśmy dość liczni, by walczyć z całym garnizonem.
Rzeczywiście, dobiegające odgłosy walki powoli cichły, by w końcu zamilknąć zupełnie. Powietrze wypełniła ta sama grobowa cisza, co przedtem. Hans spojrzał na nich wymownie, dając znać, że jest gotowy. Azrael spojrzał prosto w oczy Reinharda.
Mam szczęście- pomyślał. Hans odliczał.
- Gotowi? Skok za trzy... dwa... jeden...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- kubencjusz
- Szef Wszystkich Szefów
- Posty: 3720
- Lokalizacja: Kielce/Kraków
Wasilij wypełniony 15 promilami alkoholu organizm wymieszany z miksturą siły z flaszki niewypitki zapewniły mu rozpęd godny ogrzych bestii. Poza tym Duszołap nie wiedział że na zadku ma specjalny krasnoludzki tatuaż zabójców, dający mu ochronę przed mroczną magią. Skąd pochodzi owy tatuaż nawet sam kislevita nie wiedział. Był wtedy zbyt pijany.
W wyłomie zgromadzili się żołnierze. Kislewita wyjął drugą kulkę, mniejszą i po chwili puścił z dymem 3 gwardzistów. Niespecjalnie się ekscytując, stratował czwartego powalając go na ziemie, siadł na nim okrakiem po czym rozbryzgał mu mózg nadziakiem.
Wasilij spojrzał jak Bojka dziubie gałkę oczną przyklejoną do ścian niedaleko drugiej eksplozji. Strasznie rozczulił go widok jego ptaszka...
- IHAAAAAAAAA!- Krzyknął po czym ruszył sam nie wiedząc dokąd.
[To że nie trzymam się waszego zgrzybiałego planu nie znaczy że zamierzam spać!
]
W wyłomie zgromadzili się żołnierze. Kislewita wyjął drugą kulkę, mniejszą i po chwili puścił z dymem 3 gwardzistów. Niespecjalnie się ekscytując, stratował czwartego powalając go na ziemie, siadł na nim okrakiem po czym rozbryzgał mu mózg nadziakiem.
Wasilij spojrzał jak Bojka dziubie gałkę oczną przyklejoną do ścian niedaleko drugiej eksplozji. Strasznie rozczulił go widok jego ptaszka...
- IHAAAAAAAAA!- Krzyknął po czym ruszył sam nie wiedząc dokąd.
[To że nie trzymam się waszego zgrzybiałego planu nie znaczy że zamierzam spać!

Zarthyon właśnie wyglądał zza rogu czy nikt nie stoi na korytarzu przed nim, kiedy powietrze rozdarł ryk eksplozji. Gwardzistę aż rzuciło na ścianę, przy której stał i stracił na chwilę równowagę. Co oni, działa mają? Sytuacja stawała się poniekąd coraz bardziej bzdurna i Druchii miał ochotę zostawić czarodziejkę w tym cholernym zamku. Przyspieszył, rezygnując z jakiegokolwiek skradania się. Najwyżej będzie musiał walczyć z każdym, kogo napotka. Zamierzał sprawdzić, co spowodowało ten wybuch kiedy nagle z cichym trzaskiem pojawili się koło niego Azrael i wybraniec w olbrzymiej zbroi. Cała trójka jednocześnie uniosła broń w gotowości do ataku i jednocześnie ją opuściła.
- Nieźle. – Przyznał gwardzista.
- Jak się tu dostałeś? – Spytał się Anioł Śmierci.
- Pod zamkiem jest ukryty tunel i klapa ukryta w zielsku. Jeden próbował tamtędy uciec, kiedy usłyszał atak.
- Może się przydać. – Mruknął inkwizytor.
- Wybuch…?
Obaj machnęli ręką. Szkoda czasu na tłumaczenia. Zarthyon kiwnął głową.
- Zmienia to tyle, że należy się pospieszyć. – Rozdzielamy się?
- Nieźle. – Przyznał gwardzista.
- Jak się tu dostałeś? – Spytał się Anioł Śmierci.
- Pod zamkiem jest ukryty tunel i klapa ukryta w zielsku. Jeden próbował tamtędy uciec, kiedy usłyszał atak.
- Może się przydać. – Mruknął inkwizytor.
- Wybuch…?
Obaj machnęli ręką. Szkoda czasu na tłumaczenia. Zarthyon kiwnął głową.
- Zmienia to tyle, że należy się pospieszyć. – Rozdzielamy się?
Gloin siedział przy otwartej bramie i spokojnie palił fajkę regenerując utracone siły, kiedy to do jego uszu doszedł dźwięk potężnego wybuchu.
-Tak to kurwa jest jak się ich nie pilnuje.- mówiąc to westchnął ciężko i spojrzał jak spora grupa zawodników i ich towarzyszy wbiega prosto we mgłę, po czym pada na ziemie w podobny sposób jak "Elf pod ręką krasnoluda z toporem", jak zwykł to zgrabnie określać mój krasnoludzi przyjaciel.
-Ilu tych idiotów wpadło?- zapytałem go telepatycznie.
-Kilku.- odrzekł zrezygnowanym tonem.- Na cholerę ja sie tak męczyłem, co? Skradanie, unikanie bezpośredniej walki, ukrywanie się...- wyliczał, a każde kolejne słowo przychodziło mu z coraz większym rozczarowaniem.
-To już nieistotne.- przerwałem mu.-Wypełniłeś swoją część zadania. Możesz wrócić, pomogę Ci odzyskać siły.- powiedziałem spokojnie, zdawałem sobie sprawę z tego, że odmówi.
-Jakbyś mnie nie znał...- Gloin zwrócił uwagę na spitego wojaka, który jak gdyby nigdy nikt wbiegł w czarny dym, nie robiąc sobie przy tym nic z jego obecności.- Skurwy... Jak pieprzona człeczyna może móc...
-Ma tatuaż, twego ludu.- wyjaśniłem.-Wszystko da się obejść, on również odczuje działanie mgły. Im dłużej będzie w niej przebywał tym jego reakcje będą wolniejsze. Aż w końcu padnie pozbawiony sił.
-Ta...- krasnolud przypomniał sobie przypadek, w którym to przyszło nam walczyć z jednym z krasnoludzich zabójców. Ten początkowo też opierał się mojej mocy. Jednak, nie trwało to zbyt długo.- Przyłazisz tu, czy czekasz na zaproszenie?
-Musze chronić naszych.- Gloin zmierzył wzrokiem paru mniej inteligentnych wojowników.- Idź z Azraelem, dołączę do was.
-Ciężko ich było dopilnować, co księżniczko?- Gloin spojrzał na Anioła Śmierci, który lodując wbił ostrze swego miecza w czaszkę jednego na wpół żywego strażnika.
-Nic na to nie poradzimy.- wzruszył ramionami.- Gdzie mamy iść?
-Najkrócej będzie przez koszary.- odpowiedziałem mu.- Większość z nich wybiegła w stronę Wasilija. Są prawie puste.
-Tak to kurwa jest jak się ich nie pilnuje.- mówiąc to westchnął ciężko i spojrzał jak spora grupa zawodników i ich towarzyszy wbiega prosto we mgłę, po czym pada na ziemie w podobny sposób jak "Elf pod ręką krasnoluda z toporem", jak zwykł to zgrabnie określać mój krasnoludzi przyjaciel.
-Ilu tych idiotów wpadło?- zapytałem go telepatycznie.
-Kilku.- odrzekł zrezygnowanym tonem.- Na cholerę ja sie tak męczyłem, co? Skradanie, unikanie bezpośredniej walki, ukrywanie się...- wyliczał, a każde kolejne słowo przychodziło mu z coraz większym rozczarowaniem.
-To już nieistotne.- przerwałem mu.-Wypełniłeś swoją część zadania. Możesz wrócić, pomogę Ci odzyskać siły.- powiedziałem spokojnie, zdawałem sobie sprawę z tego, że odmówi.
-Jakbyś mnie nie znał...- Gloin zwrócił uwagę na spitego wojaka, który jak gdyby nigdy nikt wbiegł w czarny dym, nie robiąc sobie przy tym nic z jego obecności.- Skurwy... Jak pieprzona człeczyna może móc...
-Ma tatuaż, twego ludu.- wyjaśniłem.-Wszystko da się obejść, on również odczuje działanie mgły. Im dłużej będzie w niej przebywał tym jego reakcje będą wolniejsze. Aż w końcu padnie pozbawiony sił.
-Ta...- krasnolud przypomniał sobie przypadek, w którym to przyszło nam walczyć z jednym z krasnoludzich zabójców. Ten początkowo też opierał się mojej mocy. Jednak, nie trwało to zbyt długo.- Przyłazisz tu, czy czekasz na zaproszenie?
-Musze chronić naszych.- Gloin zmierzył wzrokiem paru mniej inteligentnych wojowników.- Idź z Azraelem, dołączę do was.
-Ciężko ich było dopilnować, co księżniczko?- Gloin spojrzał na Anioła Śmierci, który lodując wbił ostrze swego miecza w czaszkę jednego na wpół żywego strażnika.
-Nic na to nie poradzimy.- wzruszył ramionami.- Gdzie mamy iść?
-Najkrócej będzie przez koszary.- odpowiedziałem mu.- Większość z nich wybiegła w stronę Wasilija. Są prawie puste.
Pół senny żywy wartownik stracił głowę gdy miecz gładko przeciął kręgi szyjne i skórę przeciwnika, był już za murami gdy otoczyła go lepka, czarna mgła. Jego kroki stawały się coraz cięższe, trudno było oddychać i miecz zaczął ciążyć niemiłosiernie.
-Cholerna magia- pomyślał, przed oczami zaczynały tańczyć czarne plamy. W ostatniej chwili chwycił amulet na szyi który zaczął świecić lichym światłem, odganiając mgłę od siebie na tyle, by mógł spokojnie oddychać. Spokojnie szedł przez mgłę, w kierunku, gdzie jak miał nadzieję, znajdowały się główne wrota do kasztelu. Gdy szedł mgłą co parę minut obok padał trupem jeden z żołnierzy którzy nie posnęli w mgle. Jeden z nich trzymał latarnię, którą podniósł i mógł teraz widzieć w mgle na parę metrów w przód, do czasu gdy zaczęła się przerzedzać. Zobaczył wtedy wielkie wrota, podszedł do nich. Były zamknięte. Klejnot przestał świecić, wyszedł z niego duch który towarzyszył mu od jakiegoś czasu.
-Otworzysz?- zapytał się go. Nie zwracając na niego zbytniej uwagi duch przeszedł przez wrota, a po chwili rozległo się skrzypienie i szczęk rygli, by w małym otworze ukazała się twarz wartownika. Dostał latarnią przez łeb, a jego ubrania zapaliły się od ognia - Gilraen miał szczęście że był nieprzytomny i nie krzyczał gdy płomienie go konsumowały, bo inaczej po chwili miałby na głowie większość garnizonu. Podszedł do ocienionego zakątku korytarza, żeby tupot stóp mógł go minąć, i podejść do jeszcze tlącego się ich towarzysza. Ten, z gromadki która przed chwilą przybiegła, który stał najbliżej obejrzał się w stronę Gilraena. Podszedł i wyjął miecz. Tylko tego mu brakowało. Szybkim ruchem pozbawił przeciwnika górnej części ciała, lecz plaśnięcie jej o podłogę zaalarmowała pozostałych trzech strażników.
-Jonas...?-
Wszyscy powoli odwrócili się w jego kierunku, a gdy zobaczyli Gilraena wyjęli miecze i rzucili się na niego. Nie miał dużo czasu, chwycił pistolet który był przypięty przy pasie zmarłego i wystrzelił w kierunku gdzie mieli znajdować się żołnierze - jeden z nich padł trupem, a pozostali z zwolnili i byli w gotowości do walki. Mógłby to wygrać gdyby nie czterech kuszników którzy wypadli z bocznego korytarza, który najwyraźniej prowadził do baraków albo jadłodajni. Wycelowali i oddali strzały. Płytkie odchylenie do tyłu pozwoliło mu wyminąć strzały, ale z w sieni bocznego korytarza zamajaczyło więcej sylwetek. Chwycił petardę wiszącą przy pasie i rzucił sobie pod nogi, i zaczął biec w stronę kolejnych drzwi. Błysnęło, huknęło, i nic nie było słychać poza biciem własnego serca. Wtedy rzeczywistość wróciła z siłą sztormu - wzrok zaczął powoli wracać, biegł licho oświetlonym korytarzem, a za nim biegło przynajmniej dziesięciu wściekłych zbrojnych. Wbiegł za drzwi i zaryglował za sobą, był w komnacie, a z za z czterech stron dobiegały odgłosy żołnierzy i kogoś jeszcze...
-Ja na przedzie... Ty... pilnuj naszej szóstej.-
-Cholerna magia- pomyślał, przed oczami zaczynały tańczyć czarne plamy. W ostatniej chwili chwycił amulet na szyi który zaczął świecić lichym światłem, odganiając mgłę od siebie na tyle, by mógł spokojnie oddychać. Spokojnie szedł przez mgłę, w kierunku, gdzie jak miał nadzieję, znajdowały się główne wrota do kasztelu. Gdy szedł mgłą co parę minut obok padał trupem jeden z żołnierzy którzy nie posnęli w mgle. Jeden z nich trzymał latarnię, którą podniósł i mógł teraz widzieć w mgle na parę metrów w przód, do czasu gdy zaczęła się przerzedzać. Zobaczył wtedy wielkie wrota, podszedł do nich. Były zamknięte. Klejnot przestał świecić, wyszedł z niego duch który towarzyszył mu od jakiegoś czasu.
-Otworzysz?- zapytał się go. Nie zwracając na niego zbytniej uwagi duch przeszedł przez wrota, a po chwili rozległo się skrzypienie i szczęk rygli, by w małym otworze ukazała się twarz wartownika. Dostał latarnią przez łeb, a jego ubrania zapaliły się od ognia - Gilraen miał szczęście że był nieprzytomny i nie krzyczał gdy płomienie go konsumowały, bo inaczej po chwili miałby na głowie większość garnizonu. Podszedł do ocienionego zakątku korytarza, żeby tupot stóp mógł go minąć, i podejść do jeszcze tlącego się ich towarzysza. Ten, z gromadki która przed chwilą przybiegła, który stał najbliżej obejrzał się w stronę Gilraena. Podszedł i wyjął miecz. Tylko tego mu brakowało. Szybkim ruchem pozbawił przeciwnika górnej części ciała, lecz plaśnięcie jej o podłogę zaalarmowała pozostałych trzech strażników.
-Jonas...?-
Wszyscy powoli odwrócili się w jego kierunku, a gdy zobaczyli Gilraena wyjęli miecze i rzucili się na niego. Nie miał dużo czasu, chwycił pistolet który był przypięty przy pasie zmarłego i wystrzelił w kierunku gdzie mieli znajdować się żołnierze - jeden z nich padł trupem, a pozostali z zwolnili i byli w gotowości do walki. Mógłby to wygrać gdyby nie czterech kuszników którzy wypadli z bocznego korytarza, który najwyraźniej prowadził do baraków albo jadłodajni. Wycelowali i oddali strzały. Płytkie odchylenie do tyłu pozwoliło mu wyminąć strzały, ale z w sieni bocznego korytarza zamajaczyło więcej sylwetek. Chwycił petardę wiszącą przy pasie i rzucił sobie pod nogi, i zaczął biec w stronę kolejnych drzwi. Błysnęło, huknęło, i nic nie było słychać poza biciem własnego serca. Wtedy rzeczywistość wróciła z siłą sztormu - wzrok zaczął powoli wracać, biegł licho oświetlonym korytarzem, a za nim biegło przynajmniej dziesięciu wściekłych zbrojnych. Wbiegł za drzwi i zaryglował za sobą, był w komnacie, a z za z czterech stron dobiegały odgłosy żołnierzy i kogoś jeszcze...
-Ja na przedzie... Ty... pilnuj naszej szóstej.-
Ostatnio zmieniony 6 wrz 2014, o 16:23 przez Kubaf16, łącznie zmieniany 1 raz.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy.
Niekompetencja i skrajny idiotyzm. To były jedyne określenia, jakie przychodziły do głowy Reinharda w obliczu pijanego kozaka, który wysadził garniec spirytusu, zrywając na równe nogi całą załogę zamku, z wyłączeniem tych, którzy zostali już obezwładnieni toksyczną mgłą Duszołapa. Jednak los sprzyjał ekipie ratunkowej, gdyż siepacze barona de Rais dość bezmyślnie zaszarżowali na zaskoczoną trójkę zawodników, wpadając w stojący im na drodze miazmat. Wybraniec nie omieszkał wyrazić swojej opinii na ten temat. Tak czy inaczej, zyskali trochę czasu na obmyślenie planu awaryjnego. Tak się złożyło, że był z nimi Hans, inkwizytor spaczony przez chaos podczas jednej z akcji. Mutacja jego polegała na zdolności do tworzenia "robaczych dziur" w Osnowie,a tym samym przenoszenia obiektów na odległość. Dzięki pomocy Duszołapa, Hans mógł ustalić punkt zrzutu i wysłać towarzyszy prosto na osamotnionego nieprzyjaciela.
- Gotowi? Skok za trzy... dwa... jeden... - Rozpoczęło się odliczanie. Na "zero" świat zawirował, jakby rzeczywistość została rozerwana na strzępy i uderzona porywem huraganu. Obłąkane obrazy, niechybnie pochodzące z Domeny Chaosu nałożyły się na rozmyte i rozciągnięte w nieskończone struny świata materialnego. Cała historia wszechświata stanęła von Preussowi przed oczyma, gdyż warstwy czasu zostały skompresowane w jedno, ponieważ czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Jednak nim którykolwiek ze śmiałków zdążył postradać zmysły w tym szalonym wirze pełnym wściekłych demonów, które rzuciły się na intruzów by rozerwać ich na sztuki czy też na skutek uczucia jednoczesnego rozciągania i spadania z zawrotną prędkością, cała trójka wylądowała na kamiennej posadzce w jakimś oćmionym korytarzu wewnątrz zamku. Powierzchnie ubrań i zbroi okrywających śmiałków syczały i parowały jeszcze przez chwilę, tak samo jak ich broń, którą dobyli na widok nieznajomej osoby. Jednak cała trójka jednocześnie opuściła miecze, gdy rozpoznali mrocznego elfa towarzyszącego czarodziejce Denethrill. Z krótkiej rozmowy wynikło, że do zamku prowadzi tunel, z wyjściem ukrytym w kępie zielska. Ta informacja mogła okazać się bezcenna. Jednak nie było czasu do stracenia.
- Duszołap. Czy wykrywasz cel główny? - Zapytał wybraniec. Nekromanta po krótkiej chwili pokręcił głową i odparł.
- Niestety nie jestem w stanie stwierdzić kto jest kim, wiem tylko gdzie są.
- Jakieś pojedyncze kontakty? Niewielkie grupy?
- W podziemiach jest coś takiego. Ale droga jest obsadzona.
- Ilu? Kierunki i pozycje?
- Większość leci na zewnątrz, do zamieszania, część miota się po zamku...
- Zdezorientowani. Dobrze. Czy jacyś zbliżają się do nas?
- Nie. Póki co... - Renegat pokiwał głową.
- Świetnie. Formować diament, Duszołap w środku, ja na przedzie... Ty - Tu zwrócił się do Zarthyona. - Pilnuj naszej szóstej.
- Szóstej? - Zdziwił się nieco elf na to taktyczne sformułowanie. A może elfy konstruowały zegary z innymi tarczami (o ile w ogóle korzystały z tego typu mechanizmów).
- Naszych pleców. Dobra, ruszamy. Nie ma czasu do stracenia. Meldować o kontaktach wzrokowych, Duszołap, ostrzegaj o wszystkim, wskazuj drogę. - Wypluwał mechanicznie kolejne słowa wybraniec. Sytuacja i tak była już mocno niekorzystna i nie mogli sobie pozwolić na dalsze błędy. Reinhard miał tylko nadzieję, że jego towarzysze wykażą się profesjonalizmem i wykażą na tyle rozsądku, by zdać się na ekspertyzę inkwizytora.
- Gotowi? Skok za trzy... dwa... jeden... - Rozpoczęło się odliczanie. Na "zero" świat zawirował, jakby rzeczywistość została rozerwana na strzępy i uderzona porywem huraganu. Obłąkane obrazy, niechybnie pochodzące z Domeny Chaosu nałożyły się na rozmyte i rozciągnięte w nieskończone struny świata materialnego. Cała historia wszechświata stanęła von Preussowi przed oczyma, gdyż warstwy czasu zostały skompresowane w jedno, ponieważ czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Jednak nim którykolwiek ze śmiałków zdążył postradać zmysły w tym szalonym wirze pełnym wściekłych demonów, które rzuciły się na intruzów by rozerwać ich na sztuki czy też na skutek uczucia jednoczesnego rozciągania i spadania z zawrotną prędkością, cała trójka wylądowała na kamiennej posadzce w jakimś oćmionym korytarzu wewnątrz zamku. Powierzchnie ubrań i zbroi okrywających śmiałków syczały i parowały jeszcze przez chwilę, tak samo jak ich broń, którą dobyli na widok nieznajomej osoby. Jednak cała trójka jednocześnie opuściła miecze, gdy rozpoznali mrocznego elfa towarzyszącego czarodziejce Denethrill. Z krótkiej rozmowy wynikło, że do zamku prowadzi tunel, z wyjściem ukrytym w kępie zielska. Ta informacja mogła okazać się bezcenna. Jednak nie było czasu do stracenia.
- Duszołap. Czy wykrywasz cel główny? - Zapytał wybraniec. Nekromanta po krótkiej chwili pokręcił głową i odparł.
- Niestety nie jestem w stanie stwierdzić kto jest kim, wiem tylko gdzie są.
- Jakieś pojedyncze kontakty? Niewielkie grupy?
- W podziemiach jest coś takiego. Ale droga jest obsadzona.
- Ilu? Kierunki i pozycje?
- Większość leci na zewnątrz, do zamieszania, część miota się po zamku...
- Zdezorientowani. Dobrze. Czy jacyś zbliżają się do nas?
- Nie. Póki co... - Renegat pokiwał głową.
- Świetnie. Formować diament, Duszołap w środku, ja na przedzie... Ty - Tu zwrócił się do Zarthyona. - Pilnuj naszej szóstej.
- Szóstej? - Zdziwił się nieco elf na to taktyczne sformułowanie. A może elfy konstruowały zegary z innymi tarczami (o ile w ogóle korzystały z tego typu mechanizmów).
- Naszych pleców. Dobra, ruszamy. Nie ma czasu do stracenia. Meldować o kontaktach wzrokowych, Duszołap, ostrzegaj o wszystkim, wskazuj drogę. - Wypluwał mechanicznie kolejne słowa wybraniec. Sytuacja i tak była już mocno niekorzystna i nie mogli sobie pozwolić na dalsze błędy. Reinhard miał tylko nadzieję, że jego towarzysze wykażą się profesjonalizmem i wykażą na tyle rozsądku, by zdać się na ekspertyzę inkwizytora.
[Klafuti, to w końcu kto z nami jest? Duszołap został w zagajniku, myślałem, że wewnątrz znajdują się tylko Reinhard, Zarthyon i Azrael...
]
Podróż przez wymiar pomiędzy wymiarami trwał ledwie kilka sekund. Były to najmniej przyjemne sekundy w całym życiu elfa.
W pierwszej chwili nie poczuł nic. Jego zmysły zostały wyłączone, z wyjątkiem czucia głębokiego. Wnętrzności Azraela przebiegł nagły skurcz jak przy uderzeniu pioruna, niemal zrywając powięzi, otrzewną i więzadła. Potem odzyskał wizję i słuch. Okazało się to jeszcze gorsze od nicości. Nagle, niczym uderzenie ogromnego młota, jego umysł wypełniły miliardy obrazów i dźwięków, wszystkie na raz. Anioł Śmierci krzyknął rozdzierająco, czując jak krew skapuje mu z nosa. Usiłował zamknąć oczy, lecz to nic nie dało. Gdy już wydawało się, że jest na skraju otchłani, stwierdził, że klęczy na posadzce zamkowej. Było już po wszystkim.
Dyszał ciężko, nie mogąc poruszyć ni jednym mięśniem, a swąd ozonu uderzał w nich intensywnie. Wreszcie wstał, choć z trudem, pod bacznym okiem Reinharda, który pierwszy doszedł do siebie.
- Idziemy?- ponaglił.
Azrael sprawdził, czy miecz dobrze wysuwa się z pochwy.
- Tak.
Wkrótce potem dołączył do nich Gloin.
Poruszali się początkowo razem, starając się zachować ciszę. Wróg nie spodziewał się obcych w zamku, sądząc, że atak prowadzony jest wyłącznie na dziedziniec. Nienależało utracić takiej przewagi.
Szybko doszli do przestronnej sali, która bez ochyby była koszarami. Ustawione pod ścianami w rząd łóżka, po jednej i po drugiej stronie oddzielone były od siebie szafkami. Po środku ciągnął się podłużny stół, pełen powywracanych kielichów, nie do końca opróżnionych misek i walających się kości. Azrael jednak zwrócił na co innego uwagę.
Łóżka były pościelone.
To oznaczało, że mimo później pory nikt nie spał. Spodziewano się ich ataku. Tylko po co ściągali sobie na kark pewną odsiecz?
- Następnym koryazrem w prawo- zakomunikował Glion. Utrzymywał on kontakt z Duszołapem, dzięki czemu radzili sobie jako tako z brakiem rozpoznania. Jednakowoż Azrael nie miał pewności, czy nekromanta jest w stanie połączyć się z pozostałymi. I czy nie przejrzy zawartości ich umysłów.
Dwaj wartownicy byli kompletnie zaskoczeni widząc czwórkę intruzów. Tak bardzo, że nie zdążyli nawet jęknąć.
- Gdzie teraz?- zapytał Azrael wycierając zakrwawiony miecz o płaszcz trupa.
- Gdzieś tu powinny być schody, złociutki- odparł po chwili krasnolud. Reinhard nie odezwał się ni slowem, tylko poszedł na przedzie.

Podróż przez wymiar pomiędzy wymiarami trwał ledwie kilka sekund. Były to najmniej przyjemne sekundy w całym życiu elfa.
W pierwszej chwili nie poczuł nic. Jego zmysły zostały wyłączone, z wyjątkiem czucia głębokiego. Wnętrzności Azraela przebiegł nagły skurcz jak przy uderzeniu pioruna, niemal zrywając powięzi, otrzewną i więzadła. Potem odzyskał wizję i słuch. Okazało się to jeszcze gorsze od nicości. Nagle, niczym uderzenie ogromnego młota, jego umysł wypełniły miliardy obrazów i dźwięków, wszystkie na raz. Anioł Śmierci krzyknął rozdzierająco, czując jak krew skapuje mu z nosa. Usiłował zamknąć oczy, lecz to nic nie dało. Gdy już wydawało się, że jest na skraju otchłani, stwierdził, że klęczy na posadzce zamkowej. Było już po wszystkim.
Dyszał ciężko, nie mogąc poruszyć ni jednym mięśniem, a swąd ozonu uderzał w nich intensywnie. Wreszcie wstał, choć z trudem, pod bacznym okiem Reinharda, który pierwszy doszedł do siebie.
- Idziemy?- ponaglił.
Azrael sprawdził, czy miecz dobrze wysuwa się z pochwy.
- Tak.
Wkrótce potem dołączył do nich Gloin.
Poruszali się początkowo razem, starając się zachować ciszę. Wróg nie spodziewał się obcych w zamku, sądząc, że atak prowadzony jest wyłącznie na dziedziniec. Nienależało utracić takiej przewagi.
Szybko doszli do przestronnej sali, która bez ochyby była koszarami. Ustawione pod ścianami w rząd łóżka, po jednej i po drugiej stronie oddzielone były od siebie szafkami. Po środku ciągnął się podłużny stół, pełen powywracanych kielichów, nie do końca opróżnionych misek i walających się kości. Azrael jednak zwrócił na co innego uwagę.
Łóżka były pościelone.
To oznaczało, że mimo później pory nikt nie spał. Spodziewano się ich ataku. Tylko po co ściągali sobie na kark pewną odsiecz?
- Następnym koryazrem w prawo- zakomunikował Glion. Utrzymywał on kontakt z Duszołapem, dzięki czemu radzili sobie jako tako z brakiem rozpoznania. Jednakowoż Azrael nie miał pewności, czy nekromanta jest w stanie połączyć się z pozostałymi. I czy nie przejrzy zawartości ich umysłów.
Dwaj wartownicy byli kompletnie zaskoczeni widząc czwórkę intruzów. Tak bardzo, że nie zdążyli nawet jęknąć.
- Gdzie teraz?- zapytał Azrael wycierając zakrwawiony miecz o płaszcz trupa.
- Gdzieś tu powinny być schody, złociutki- odparł po chwili krasnolud. Reinhard nie odezwał się ni slowem, tylko poszedł na przedzie.
Ostatnio zmieniony 6 wrz 2014, o 17:33 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[wydawało mi się, że teleportowało się trzech: Azrael, Reinhard i Duszołap. W środku napotkali Zarthyona]
[a dobra, już kumam. pisząc, zapomniałem, że Duszołap NIE miał się przenosić. Dobra, olać ten fragment. Musimy radzić sobie bez niego. Idziemy do lochów, napotykamy tam sponiewierane zwłoki dzieci i inne makabryczne niespodzianki, odbijamy dziewczynę, palimy zamek, robimy epicką egzekucję.]
[a dobra, już kumam. pisząc, zapomniałem, że Duszołap NIE miał się przenosić. Dobra, olać ten fragment. Musimy radzić sobie bez niego. Idziemy do lochów, napotykamy tam sponiewierane zwłoki dzieci i inne makabryczne niespodzianki, odbijamy dziewczynę, palimy zamek, robimy epicką egzekucję.]
Ostatnio zmieniony 6 wrz 2014, o 17:30 przez Klafuti, łącznie zmieniany 2 razy.
[Dobra, nie chce mi się tego od nowa pisać, więc ignorujcie wzmianki o nim. Jest nas mniej, co tylko zwiększa heroizm. Co do samego bossa i tego kim był inspirowany: http://pl.wikipedia.org/wiki/Gilles_de_ ... wo_i_wyrok żeby nie było niedomówień co do opisów.]