ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
kubencjusz
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3720
Lokalizacja: Kielce/Kraków

Re: ARENA ŚMIERCI NR 36 - Mousillon 2

Post autor: kubencjusz »

[przepraszam wszytskich najmocniej że moja postać wręcz wegetuje. Śliczne podziękowania za wręcnie jej w akcję dotyczącą najemników Chomika. Jeśli ktoś odczówa wenę twórczą śmiało może coś Wasilijem zabić, wypić, wychędożyć czy podpalić. Proszę nie robić krzywdy Bojce i nie próbować mnie pozbawić flaszki niewypitki. Brak neta normalnego w domu +1 rok dają kopa w dupala.]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

- Pani?
Zmarszczyła się nieco, jakby wyrwana z transu czy głębokich rozważań. Zaraz jednak przybrała ponownie pogodny wyraz twarzy. Azrael uśmiechnął się w duchu.
- Pani, racz mi wybaczyć, lecz brak mi twojej wytrwałości. Zmuszony jestem pokrzepić się przy stole tutejszymi specjałami, nim powrócę do tanów.
Przyjęła to dobrze. Świetnie.
- W porządku- skinęła lekko- Również skorzystam. Pozwól, że zamienię słówko z innymi gośćmi. W końcu zasługują na to.
Puściła mu oko, gdy się oddalał. Elfowi zrobiło się gorąco.
Ochłodę przyniosło mu cabernet, który dotrzymywał towarzystwa pasztetowi z zająca. Wyraźnie się wysilając, by specjały nie wylatywały mu przez dziurę w policzku, zauważył gawędzących Denethril i Reinharda. Udał, że interesuje go co innego. Jeśli współpraca z wybrańcem Malala miała przynieść jakiekolwiek rezultaty, musiał ograniczyć kontakty z nim do minimum. Zamiast więc podejść, sięgnął po kolejny puchar z winem.
Wtem zdało mu się, że dostrzega w tłumie znajomą, zielono- fioletową kratę i zakończoną trzema dzwonkami czapkę błazna. Mrugnął zaskoczony i odłożył kielich. Udał się w tłum, podążając, jak mu się zdawało, tropem jego nie-do końca-prawdziwego towarzysza. Widział go, tu, w tej chwili, własnymi oczami. A jednak, gdy już miał go złapać za rękaw, ten wywijał mu się, rozpływając się w powietrzu, jakby nigdy nie istniał.
Zaczynam wariować- pomyślał Azrael- Powinienem się leczyć
Przeprosił łysiejącego rycerza, którego potrącił, idąc za Dzwoneczkiem, a ten był na tyle rozsądny, by nie żądać satysfakcji. Wtedy niemal wpadł na Duszołapa.
- O, tu jesteś! Właśnie się zastanawialiśmy...- zaczął wyraźnie uradowany, lecz potem spojrzał podejrzliwie- Co ci jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył trupa...
Zmroził przy tym wzrokiem Gloina, który wybuchł rechotem równie głośnym, co nietaktownym. Azrael spojrzał na jego ręce. Były całe we krwi.
- Wszystko w porządku?- rzucił nekromanta.
Elf obejrzał się raptownie, wodząc wzrokiem po sali. Nie tylko krasnolud miał zbrukane ręce.
Chudy konetabl przy misie z zupą. Szpakowaty kupiec z Giseraux. Młoda towarzyszka barona z trzema lwami w herbie. Soren. Eliot. Denethril. Zarthyon. Ramazal. Reinhard.
Wszyscy oni nosili ślady swych zbrodni. Krwawe ślady sięgały im po łokcie i wyżej. Puste, czarne oczodoły spoglądały na niego, wwiercając się w jego duszę sądnym spojrzeniem. I szepty. Wołanie o pomstę. Wybiegł na taras, wzbudzając wśród niektórych gości wyraźne zainteresowanie.
Chłodne powietrze nocy mousillońskiej przyniosło wyraźną ulgę. Oddychał głęboko, starając uspokoić drżące ręce. Uniósł dłoń do nosa, po czym patrzył, jak po jego bladej skórze spływa kropla krwi...
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kubaf16
Chuck Norris
Posty: 570
Lokalizacja: Kraków "Vanaheim"

Post autor: Kubaf16 »

Gilraen spokojnie rozmawiał o tym dokładnie o czym rozmawiali przed napaścią na zamek Barona de Rais. Czyli o wszystkim i o niczym.
-A wyobraź sobie, co by się stało z wschodnią granicą Imperium bez Kislevu. Rozpadła by się. Mniej więcej będzie tak samo ze światem bez starszych ras.-
Nalał sobie Akwitońskiego wina do kielicha skosztował, po czym spojrzał na butelkę. Wyborny rocznik 60'. Azrael wstał od stołu, zaraz po tym jak się dosiadł i podążył w tłum. Gryf zjeżył sierść na lwiej części ciała, i podniósł badawczo głowę, a zaraz po tym Azrael podszedł do nich z wyrazem zaniepokojenia na twarzy.
-O, tu jesteś! Właśnie się zastanawialiśmy...- zaczął Duszołap,wyraźnie uradowany, lecz potem spojrzał podejrzliwie- Co ci jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył trupa...-
Rzeczywiście Azrael nie wyglądał za dobrze. Rozejrzał się po sali, po czym wybiegł na taras, nie unikając zainteresowania obecnych. On i jego towarzysze rozmowy milczeli.
kubencjusz pisze:Że stronic zapisanych ilość, o jakości areny nie świadczy uświadomić sobie musisz, młody padawanie. Hmmmm.
Naviedzony pisze: A po co pomagać ludziom? Ludzie są niegodni elfiej pomocy. :P

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Po pierwszej w nocy cos dopisze. ;-)]

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Wyglądało na to, że elfy nie tak bardzo różnią się od ludzi pod względem psychiki, nawet jeśli same uważały że jest inaczej. Gdyby nie to, że stalowe płyty maski stały się jednością z twarzą wybrańca, uśmiechałby się on pod maską słuchając tych szytych grubymi nićmi banialuk. Jak setki, a może nawet tysiące razy wcześniej. Śledztw i przesłuchań nawet już nie liczył. W chwilach takich jak ta porównywał się czasami do muzyka, jakkolwiek próżne by to nie było. Niemniej, tak jak lirnik, wiedział w którą stronę uderzyć, tak samo on, zadając odpowiednie pytania był w stanie stwierdzić czy ktoś kłamie wymyślając niestworzone historie. To jak ktoś udawał idiotę było nawet zabawne. To co działo się później - już niekoniecznie. Mowa ciała, pozorna spontaniczność, nabieranie wina w usta, aby dać sobie czas na odpowiedź - widział już to tyle razy, że mógłby rozróżniać prawdę od kłamstwa nawet zbudzony z głębokiego snu. Rzecz w tym, że Reinhard już nie musiał spać. Dobrze chociaż, że Denethrill chciała współpracować. Mimo to, von Preuss nie zamierzał jej ufać bardziej niż to konieczne - koniec końców, zasada "nie ufaj nikomu" była pierwszą, którą uczono wszystkich członków inkwizycji - gdy walczy się z wrogiem wewnętrznym, nigdy nie wiadomo, czy domniemany przyjaciel nie zamierza wbić noża w plecy... Może więc elfka wymyśliła tą historię celowo, by wziąć ją za naiwną dziewczynkę? Wpierw należało się więc przekonać jak dalej potoczy się ta gra pozorów. Ze względu na sytuację, łowca-renegat nie miał możliwości, by zaprząc bardziej bezpośrednie środki, z resztą tortury, przemoc i rozlew krwi i tak były środkami, do których uciekał się jedynie w ostateczności, ze względu na silną indukcję emocji, stanowiących wszak pożywkę dla bogów chaosu. Z resztą i tak miał lepszy pomysł - skoro elfy nie różniły się psychicznie od ludzi, jedynie bardziej zadzierały nosa, to ich kobietom z pewnością da się tak samo zawrócić w głowach. Była nawet na to specjalna procedura. Mówiła ona: "każda dziewka chce, aby wychędożył ją król. Jeżeli bycie królem z jakiegoś powodu nie jest możliwe, należy poobracać ją w tańcu. Tego one również chcą." Wtedy też Denethrill odezwała się.
- A tym czasem, powinniśmy chyba oczekiwać naszego gospodarza. - Tym samym pozostawiając otwarcie do dalszej rozmowy.
- Bynajmniej. Pozwoli pani, że zatańczymy? Tak dawno nie miałem okazji.
- Słucham? Chyba jednak będę zmuszona odmówić, wątpię aby Mon-Keigh był w stanie dorównać gracją elfce. W takiej zbroi w szczególności. Tak samo wasze... pląsy, budzą we mnie co najwyżej politowanie. - Machnęła ręka w stronę podrygujących na polerowanych kamieniach par.
- Odnoszę wrażenie, że pani che po prostu, by ją zaskoczyć. Nie oszukujmy się, przy waszej długowieczności nie trudno znudzić się światem. Zaś naprawdę nudne jest podpieranie ścian. Śmiem natomiast twierdzić, że nie miała pani okazji zatańczyć z kimś mojego pokroju... I pewnie mieć nie będzie. - Reinhard był pewien, że Denethrill zorientowała się, że jest wybrańcem chaosu - inaczej byłaby tak durna, że całe te zabiegi byłyby zbędne. To jednak Reinhard odrzucił. Miał przed sobą Druchii - w jej kraju, głupcy ginęli szybko. Mogła próbować oszukać otoczenie, udawać niedostępną i tak dalej. Ale sama siebie nie oszuka w życiu.
- Skoro tak... Nie widzę przeciwwskazań. - Odrzekła w końcu nieco nadmiernie znudzonym tonem, natomiast on mruknął pod nosem z ukontentowaniem. Nie żeby miał jakąś szczególną ochotę tańczyć. Prawdziwym powodem było oczyszczenie się z potencjalnych podejrzeń - dla postronnego obserwatora byli teraz po prostu jedną z par, która zamieniła kilka niezobowiązujących zdań nim ruszyła na parkiet. Rycerz poprosił damę do tańca - nic nadzwyczajnego. Być może Denethrill również doszła do takiego samego wniosku, gdyż wyprostowała prawe ramię, pozwalając by stalowa dłoń zamknęła się wokół jej smukłych palców, natomiast von Preuss położył wolną rękę na łopatce elfki. Czekali przez chwilę na właściwy moment, by wpasować się w rytm muzyki. Gdy ten nastąpił, zamaskowany wojownik lekko "bujnął" partnerką, by złapała ciężar na lewo, tym samym wymuszając krok z odpowiedniej nogi. Musieli wyglądać co najmniej karykaturalnie: on, znacznie wyższy, wręcz kanciaty w swym profilowanym pancerzu wykonywał jedynie nieznaczne ruchy nogami, podczas gdy wiotka Druchii, sięgająca mu nosem zaledwie do kołnierza musiała ze swojej perspektywy stawiać bardzo długie kroki by nadążyć za partnerem*. Jednak dzięki swojej wrodzonej zwinności, będącej udziałem wszystkich elfów, zdawała się nie mieć najmniejszych problemów by poradzić sobie w tańcu mimo jawnej dysproporcji we wzroście. Natomiast sam taniec, w jaki prowadził ją von Preuss absolutnie w niczym nie przypominał niezdarnych pląsów i podrygiwań, którym oddawali się Bretończycy. Renegat i czarodziejka, w przeciwieństwie do reszty nad wyraz efektownie wirowali po kwadracie w płynnym, rozkołysanym ruchu, ciągnąc za sobą rozmigotaną czerń długich włosów elfki. Muzyka mogła być nieco inna, ale przynajmniej tempo było odpowiednie, czyli szybkie.
Reinhardowi było to na rękę: brzdąkanie mandolin i pohukiwanie okaryn, choć nie umywało się do imperialnych, złożonych kompozycji, wystarczyło do rzucenia się w wir walca cesarskiego**. Zgodnie z oczekiwaniami wybrańca co do zdolności motorycznych jej rasy, elfia partnerka szybko zorientowała się w krokach podstawowych i po chwili mógł on dodać również obroty, umożliwiając sobie ogląd na całą salę przy jednoczesnej szybkiej i stałej zmianie pola widzenia. Gdy potrzebował popatrzeć dłużej w określonym kierunku po prostu zmieniał ruch obrotowy na wahadłowy w bok lub przód i tył. Na sali jednak nie działo się nic ciekawego - ludzie (i nie tylko) byli zajęci dyskutowaniem, jedzeniem, tańcem czy rozlewaniem zawartości naczyń. Inną zaletą tego tańca było to, że potrafił wyczerpać. Choć von Preuss już dawno nie odczuwał tego, co zwykł w przeszłości nazywać zmęczeniem, to jego elfia partnerka nadal była ograniczana przez swoją kondycję. Jako użytkowniczka magii oczywiście była wytrwalsza od jej zwykłych krajan, o czym były łowca doskonale wiedział, jednak on z racji wzrostu wykonywał jedynie nieznaczne ruchy, podczas gdy Denethrill prawie biegła. Pozbawienie jej sił pomogłoby natomiast w dalszym przejmowaniu kontroli nad sytuacją.
Wybraniec pozwolił sobie zerknąć na partnerkę, by sprawdzić jak sobie radzi. Czarodziejka sprawiała wrażenie zachwyconej - przymknięte o czy i coś w rodzaju nieznacznego uśmiechu na kamiennej zazwyczaj twarzy. Choć on sam wątpił, by podobał się jej ludzki taniec, może raczej była po prostu zaskoczona, że wysilił się na coś bardziej finezyjnego niż cokolwiek toporne bretońskie pląsy. Przy zmianie kierunku obsydianowa kurtyna czarnych włosów zawinęła się, zakrywając ucho i część twarzy, zaś pomarańczowy blask z kandelabrów nadał im opalizujący kasztanowo odcień. Wybraniec poczuł na ten widok dziwne nie ukłucie, ni dreszcz, gdy wspomnienie dawno zepchnięte na skraj niepamięci wypłynęło na wierzch jak banieczka powietrza w wodzie. Każdy szczegół - niby żywcem wyjęty obrazów najlepszych mistrzów malarskich stanął mu przed oczami, jakby to było przed chwilą, choć próżno było ich szukać w dokumentach, notatkach służbowych czy raportach. To bowiem działo się wcześniej.

Tamtego dnia, przeszło trzydzieści lat wcześniej odbywała się uroczystość nadania stopni generalskich po udanej kampanii przeciwko najeźdźcom z Norski pustoszącym pogranicze Imperium i Kisleva. Wojny z tym twardym ludem zawsze należały do ciężkich, a zatem, co nie może dziwić, wymagały nieodmiennie uzupełnień braków kadrowych, również wśród wysokich rangą oficerów. Na tak świetnym bankiecie nie mogło zabraknąć żadnej ważnej osobistości, z samym cesarzem włącznie. Wśród zaproszonych gości, oprócz dygnitarzy i rzecz jasna, przyszłych generałów znalazł się również pewien młody junkier, nad wyraz obiecujący student szkoły oficerskiej. Choć jego miejsce znajdowało się z tyłu i tak mógł czuć się zaszczycony - był tu jedynym wojskowym dopiero zdobywającym szlify. Na tę okazję specjalnie przywdział śnieżnobiały mundur galowy i wysokie do kolan oficerki z czarnej skóry, wypolerowane tak pieczołowicie, że można było się w nich przeglądać tak dobrze jak lustrze. Być może, wtedy jeszcze pułkownik, Hermann von Rotha docenił talent i błyskotliwość, wykazywane przez kadeta, i chciał pomóc mu zawczasu pozyskać kontakty, by przypadkiem potencjał nie został zaprzepaszczony. Może też chodziło o wyniesioną z domu patriotyczną postawę, a może...
- Von Preuss, chcę was z kimś przedstawić. - Rzekł generał von Rotha dziarskim, choć już przepalonym od wieloletniego wykrzykiwania rozkazów głosem. Weteran nadchodził ku niemu, z każdym sprężystym krokiem błyskając dystynkcjami i monoklem wyrżniętym z górskiego kryształu gdy zmieniał się kąt padania światła. Przy ogorzałym wąsalu Reinhard prezentował się cokolwiek skromnie, jednak co innego zaprzątało mu głowę. Błyskawicznie strzelił cholewami i wyprężył się jak struna, nie tylko dlatego, że tak wymagał protokół, ale też by zrobić jak najlepsze wrażenie na notablu, którym równie dobrze mógł być Wielki Teogonista, co któryś z mistrzów zakonnych. Tym większe jego zdziwienie było, gdy Hermann odsunął się na bok, gestem wskazując na młodą kobietę o ciemnobrązowych, prostych włosach, zaplecionych w okręcony wokół głowy warkocz na wzór kislevskich szlachcianek. Trzeba było przyznać, że była wielce urodziwa, o szlachetnych, regularnych rysach i jasnej cerze. - To moja córka, jedyna z resztą, Adalheid von Rotha. - Dziewczyna dygnęła dworsko, koniuszkami palców chwytając boki sukni. - "A więc chce mnie wyswatać." - Pomyślał Reinhard. Tymczasem generał kontynuował: - Nie chcę, aby Ada została starą panną, nie zamierzam też wydawać jej za któregoś z tych - dało się czuć krótką pauzę, najwyraźniej pan von Rotha powstrzymał się od wypowiedzenia "żołnierskiego" słowa w obecności damy - rozwydrzonych rajtarów-bufonów, co nadają się najwyżej do odwracania uwagi wroga. A jak to przeżyją, to idą do zakonu. Na szczęście w naszej wspaniałej armii zawsze znajdzie się właściwy człowiek do właściwego zadania, czyli wy, von Preuss. - Hermann podsumował niemal radośnie.
- Bez wątpienia panie generale! - Opowiedział wciąż stojący na baczność Reinhard.
- I o to chodzi. Zaraz zaczną się tańce, jestem więc przekonany, że będziecie mieli okazję do rozmowy i zapoznania się. Tymczasem ja... idę zażywać chwały z politykami. - Westchnął wąsaty oficer. Mężczyźni zasalutowali sobie i generał poszedł w stronę grupki nieco podtuczonych arystokratów, żywo dyskutujących o czymś przy dzbanie z winem. Von Preuss i panna von Rotha zostali sami. Nieoczekiwany obrót wydarzeń i taktowna skromność szlachcianki, kryjącej rumieniec za koronkowym wachlarzem niechybnie doprowadziłyby do sytuacji niezręcznej. Na szczęście od strony orkiestry popłynęły żwawe dźwięki walca cesarskiego, zaś w Altdorfskiej akademii wojskowej, przyszłych oficerów uczono nie tylko taktyki i fechtunku, ale też zasad zachowania się w towarzystwie, włączając w to naukę tańca.

Wybraniec zastanawiał się, czy późniejszym wydarzeniom dałoby się zapobiec? Od spotkania Adelheide, nastęne wydarzenia były już tylko ciągiem konsekwencji, które, koniec końców doprowadziły do tego, że dołączył do Inkwizycji - bo po tym, co się wydarzyło nie mógł inaczej. Przebłysk wspomnień trwał zaledwie chwilę, gdyż przerwał je widok Azraela zataczającego się ku wyjściu na balkon. Jego zniszczona twarz była zdjęta wyrazem trwogi i obłędu, przybierając jeszcze bardziej koszmarny wyraz, o ile było to w ogóle możliwe. Reinhard widział już kiedyś coś podobnego - u amatorów goblińskich grzybków, którym zdarzyło się mieć przerażającą halucynację. Czyżby ktoś podtruł elfa? Jeśli tak, to kto? Czujne spojrzenie białych oczu omiotło salę i zgromadzonych gości, w miarę jak walc obracał jego i Denethrill, lecz, co było tym bardziej intrygujące, nie zauważył podobnego zachowania u innych. "Interesujące. Będzie trzeba zamienić z nim kilka słów." - Pomyślał von Preuss, tłumiąc słabnące echa przeszłości.

[*true story.
**jakby ktoś nie wiedział, walc cesarski to muzyka do walca wiedeńskiego, ale w świecie warhammera nie ma Wiednia. jest za to cesarz.

Przy okazji doszedł jeszcze jeden fragment do historii postaci. :roll: No nie zmieściłem wszystkiego na raz, ale tak nawet będzie ciekawiej, jak nowe szczegóły zostaną ujawnione z czasem.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Chłód i czerń nocy przywitały go łagodnie na zamkowym tarasie. W skroniach szumiała mu krew i wino, lecz Azrael był pewien, że to nie alkohol był przyczyną jego stanu. Robiło mu się gorąco i zimno na przemian, serce łomotało mu w piersi. Drżącą dłonią sięgnął do skrytki w pasie, w której przezornie ukrył niewielką fiolkę. Odkorkował ją, podsuwając sobie pod nos. Inhalował się powoli, zaś objawy delirium powoli ustawały. Znów znalazł się w świecie cieni, który poznał wiele miesięcy temu, w jaskini starego ślepca. Jego wrażenia zmieniły się od tego czasu, do tego stopnia, że strach przeszedł w uzależnienie, pewien stan ducha, w której mógł lepiej się komunikować z... z nim.
Oddychał powoli i spokojnie, czując, jak wyostrzają mu się zmysły. Słyszał odgłosy przyjęcia, lecz wypaczone, jak obraz z krzywego zwierciadła. Widział przesuwające się cienie, a w jego głowie spontanicznie powstał schemat ataku. Widział uczynki i przewinienia. Widział winy...
- Pajęczyca zastawił sidła...- szepnął- Uradowana, szykuje się do uczty, widząc, co się złapało w jej sieci. Ciesz się, póki możesz, piękne dziecię nocy. Tej uczynki bowiem, niczym odważniki lądują na szalach mej wagi...
- Wszystko gra?
Odwrócił głowę z ociąganiem, mierząc obojętnym wzrokiem nadchodzącego. Wiedział, że się zbliża, ten, który wypacza nierozerwalny cykl życia i śmierci.
Duszołap.
- Trochę nas wystraszyłeś, tam na sali. Czy dobrze się czujesz?- spytał ponownie nekromanta.
- Moje zdrowie nie jest powodem do niepokojów. Troska twoja jest zbędna- odparł.
Gdy go mijał, poczuł pewien chłód. Zatrzymał się i spojrzał na maga. Sprawdzał go.
- Wydajesz się nieco... inny- rzekł Duszołap. Złapał elfa odruchowo za ramię. Ten spojrzał mu w oczy. Nekromanta puścił go. Ujrzał bowiem w jego czach siebie.

Wielu się zgromadziło i wielu zostanie osądzonych, jedni prędzej, inni później. W pewnych przypadkach zwłoka nie jest na rękę.
Amond Mais, hrabia La'Qiulle był pod pewnymi względami wyjątkowy. Nie chodziło jednak o jego oczy, każde innej barwy, czy jakiś szczególnych talentach. Hrabia wykazywał pospolite, iście ludzkie upodobania. Dobre jedzienie, czy wino, piękne kobiety. Złoto. Władza. Amond cieszył się tym od dobrych kilu lat, nie nękany duchami przeszłości. Szczęśliwy bowiem los sprawił, że starszy brat Amonda, dziedzic posiadłości rodzinnej, raniony przez dzika na polowaniu, zmarł po pięciu dniach męczarni, trawiony bólem i gorączką. Amond opłakiwał brata obficie i przykładnie, a widok jego żalu udzielał się gościom na stypie i wiele dni później. Gdy minął czas żałoby, wdowa po Meinardzie, który, o nieszczęśliwy, nie zdążył skonsumować związku, przestała być zarówno wdową, jak i dziewicą. Umarł hrabia, niech żyje hrabia.
Skąd Azrael to wiedział? Paziowie i giermkowie lubili chełpić się w towarzystwie dwórek, a nic tak nie działa na panny, jak plotki i opowieści, im bardziej zawiłe, tym lepiej. Taka panna nie poczuje ręki pazia pod sukienką, zajęta słuchaniem historii z dalekich ziem. Na przyjęciu nie ma tajemnic. Anioł Śmierci słuchał i zapamiętywał.

Powróciwszy do stołu, zauważył, że Reinhard niespodziewanie porwał w tany Denethrill. Doprawdy, elf nie widział nigdy bardziej groteskowej pary. Azrael jednak, choć nie znał wybrańca dość dokładnie, podejrzewał, iż nie szukał on przyjemności w tańcu z piękną elfką. Co przypomniało mu o innej sprawie, która...
Idealne wyczucie czasu.
Lady de Hane zdała się być lekko zniecierpliwiona.
- Jesteś wreszcie. Zdaje się, że miałeś mi coś do powiedzenia?
Zamiast odpowiedzieć, porwał ją na parkiet. Wirując wśród innych par, przyciągnął ją mocniej do siebie, czując, jak jej palce wpijają mu się w ramiona. Stąpali lekko, lecz już nie tak niewinnie, jak poprzednio. Azrael szedł na całość, a ona zdała się być nieco onieśmielona jego śmiałością. Muzyka przyspieszała, a oni również. Jej uchwyt stawał się coraz silniejszy, jakby gotowała się na błyskawiczną reakcję, lecz na razie pozwalała mu działać.
Wtedy, gdy orkiestra weszła w kulminacyjny takt, odchylił ją gwałtownie do tyłu i pocałował. Wśród gości rozległ się szmer. A wampirzyca odpowiedziała. Donośnym policzkiem.
Skupiając całą uwagę gości, nikt nie przejął się tym, że baron Sauxen zadławił się migdałem ukrytym w swoim kawałku ciasta, hraba Mais, choć uważał z alkoholem, unikając mocniejszych trunków, dostał nagłego ataku trzustki, zaś hrabiego Nueporta znaleziono martwego na wychodku. Nie można było nic ustalić, prócz faktu, że zanieczyścił całe pomieszczenie. Obficie.
To jednak nic. Azrael, choć wciąż czuł pieczenie na policzku, przybrał najbardziej zadowoloną minę, na jaką pozwalała mu fizjonomia. Lord de Hane posyłał mu piorunujące spojrzenie. Przed rzuceniem elfowi rękawicy powstrzymywał go chyba tylko fakt, że Azrael był uczestnikiem Areny. A może jednak...?
Orkiestra umilkła, zaś jej dźwięki w sali zastąpił szum rozmów podnieconych gości, w których niknął nawet nerwowy stukot pantofelków wściekłej wampirzycy. Anioł Śmierci właśnie stał się ojcem co najmniej tuzina plotek dworskich...

[Trochę dla podgrzania atmosfery... :wink:]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Wydawało się, że pokiereszowany elf miał tylko chwilową niedyspozycję. Może zwyczajnie poczuł się gorzej i musiał zaczerpnąć powietrza? To było całkiem sensowne wyjaśnienie - skoro od zewnątrz jego ciało było w kompletnej ruinie, może odezwały się jakieś obrażenia wewnętrzne, które odniósł w przeszłości. Ciekawym było jednak to, z jaką werwą Azrael porwał madame de Hane do tańca po swoim powrocie z balkonu. Czyżby faktycznie był pod wpływem środków odurzających, lub silnych emocji? Skoro tak, to dlaczego? Sala zdążyła zawirować jeszcze kilka razy, nim gwar i muzyka ucichły, ucięte głośnym jak trzask bicza plaśnięciem w twarz. Zarówno wybraniec jak i jego partnerka natychmiast spojrzeli w tamtą stronę, podobnie jak reszta zgromadzonych. Dokładnie na środku uformowanego przez zgromadzonych koła stał paskudnie wyszczerzony elf i ciskająca z oczu błyskawice wampirzyca. Gdyby nie brak krążenia pewnie byłaby cała purpurowa. Tak jak dławiący się pod stołem szlachcic kawałek dalej. Wszyscy byli zbyt zaaferowani, by zwrócić na niego uwagę. Reinhard zastanawiał się, czy stojący nieopodal lord de Hane zaraz nie rzuci wyzwania, na to się jednak nie zanosiło.
- Co za bezczelny prostak! Wiedziałam, że to Asur. Można się po nich spodziewać takiego rozkładu obyczajów. - Fuknęła Denethrill. Reinhard nie skomentował, pokusił się jedynie na zdawkowe przytaknięcie, które zniknęło jednak w gwarze rozmów i rozbrzmiewającej na nowo muzyki. - To żałosne, że jest szpetny a i tak za wszelką cenę próbuje nasycić swoje niskie żądze.
- W rzeczy samej, to niedopuszczalne, pani Denethrill. - Skwitował wybraniec, by jego partnerka nie zdążyła się rozgadać. Tylko tego jeszcze było mu trzeba. Przy najbliższej nadarzającej się okazji musiał koniecznie pomówić z Azraelem, by na tej podstawie stwierdzić, w jakim stopniu i czy w ogóle będzie mógł jeszcze z nim współpracować, skoro elfi wojownik wykazywał objawy zaburzeń psychicznych.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Slayer Zabójców
Masakrator
Posty: 2332
Lokalizacja: Oleśnica

Post autor: Slayer Zabójców »

Całe towarzystwo krasnoludów nagle się ożywiło, zaczeli rzucać w elfa mięsem, dosłownie i w przenośni.
-W morde go lej! Dobrze, dobrze jeszcze raz! Gromni pomóz paniusi z tym elfem! - krzyknął Falthar siedząc na swym zdobionym tronie, w lewej ręce trzymając kawał mięcha a w prawej kufel piwa.
- Haha toest bitka! - krzyknął jeden z podchmielonych krasnoludów.

Na te hasło grupka ogrów podniosła głowy przerywając delikatnie mówiąc "konsumpcję", rozejrzeli się po sali i po krótkiej chwili do ich mózgów dotarła prosta informacja, że czas na zapasy!
Jeden z ogrów wytarł swe tłuste łapska w jeszcze tłustsze spodnie i z impetem ruszył na środek sali, wszystkie tańczące pary musiały zrobić miejsce szalejącemu monstrum.
-Ja być pierwszy! - zaryczał prymitywny olbrzym.
Siedzący przy stole brodaty potwór popatrzył na łysego brzydala, wcisnął połowę świniaka do gęby, zdjął podartą kamizelkę i wybiegł z miejsca wpadając jak taran w ogra stojącego na środku sali, ten przeleciał na jej drugi koniec wlatując w orkiestrę.
- Osz ty! - krzykneło wkurzone monstrum i ruszyło w kierunku swego rywala.
- J-ja następny! - zaklepał sobię miejsce w kolejce najgrubszy z ogrów
Rozpoczął się ogrzy taniec.

Tenk popijając ciepłą herbatę przyglądał się z zażenowaniem całemu zajściu.
Ostatnio zmieniony 28 paź 2014, o 21:42 przez Slayer Zabójców, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Zarthyon siedział sobie samotnie przy stole i tylko ukradkiem obserwował towarzystwo, jednocześnie korzystając z możliwości zjedzenia czegoś lepszego niż podróżne suchary. Pomimo tego, że wolał typ kuchni rodem z Naggaroth, musiał przyznać, że wszystkie potrawy, których spróbował były wykonane porządnie i niczego im nie brakowało. Oczywiście nie umknęła jego uwadze rozmowa między Denethrill a Reinhardem. Ale przestało mu już zależeć, co wyprawia czarodziejka. Jego zadaniem było tak naprawdę chronić ją przed śmiercią niemającą związku z Areną, co w połączeniu z jej immunitetem zawodnika była znacznie mniej prawdopodobne niż kiedyś. Swoją drogą dziwił się dlaczego wybrano właśnie ją. Nie była nawet Wysoką Czarodziejką, które były o poziom lub nawet o dwa potężniejsze od niej. W społeczeństwie Druchii uchodziły wręcz za Lordów. I to pewnie mogło być problemem. Być może to zadanie wymagało, kogoś mniej wartościowego na wypadek niepowodzenia. Albo w sumie czegokolwiek innego, czego zwykły gwardzista nie dostrzegał, a Wiedźmi Król tak. Właśnie w tym momencie Zarthyon stwierdził, że Denethrill wciąż jest w stanie go zaskoczyć, kiedy to człowiek, z którym rozmawiała, wręcz porwał ją do tańca. Rozsiadł się wygodniej i z pewnym rozbawieniem oglądał jak jego podopieczna jest miotana po parkiecie w przeróżnych piruetach, goniąc za swoim partnerem. Jednocześnie była w stanie zachować typowo elficką grację i z całą pewnością, nadążała. Gwardzista zaczął wręcz czerpać przyjemność z widowiska zwłaszcza kiedy inkwizytor przyspieszył jeszcze bardziej. Denethrill na pewno nie można było odmówić figury, a ta wypadała co najmniej korzystnie w tym szybkim tańcu. Kątem oka zobaczył dziwne zachowanie Azraela, ale miał Assura w głębokim poważaniu, zresztą ten szybko zniknął na balkonie. Jednak nie minęło dużo czasu nim, elf znów przypomniał o sobie i to całej sali. Wampirzyca, którą uratowali zdzieliła Anioła Śmierci po twarzy i szybkim krokiem oddaliła się, co najmniej wzburzona. Zarthyon normalnie powściągliwy w okazywaniu emocji, roześmiał się w głos, z głupoty wysokiego elfa. „Co on sobie myślał?”

W tej chwili liczył się tylko taniec. Od razu była zaskoczona tym jak Reinhard dobrze radzi sobie na parkiecie, a to było nawet mało powiedziane. Dawał jej porządny wycisk, a dotrzymanie mu kroku było nie lada wyzwaniem. Nie trwało długo zanim całkowicie zapamiętała się w wirowaniu po parkiecie. Głównie dlatego, że dawno już nie miała takiej okazji, a tym bardziej gdzieś poza Naggaroth. Czuła euforię podobna do tej przy rzucaniu skomplikowanego czaru. Czas, który mijał, była w stanie poznać po swoim stopniowym zmęczeniu, bo cała reszta została gdzieś bardzo daleko. Wyglądało na to, że niedługo może już nie dać rady. Ale wtedy wydarzyło się coś, czego na pewno się nie spodziewała. Uwagę wszystkich gości zwróciły ekscesy Azraela, które na pewno nie spodobały się wampirzycy, lady de Hane.
- Co za bezczelny prostak! Wiedziałam, że to Assur. Można się po nich spodziewać takiego rozkładu obyczajów. - Fuknęła Denethrill. Reinhard nie skomentował, pokusił się jedynie na zdawkowe przytaknięcie, które zniknęło jednak w gwarze rozmów i rozbrzmiewającej na nowo muzyki. - To żałosne, że jest szpetny a i tak za wszelką cenę próbuje nasycić swoje niskie żądze.
- W rzeczy samej, to niedopuszczalne, pani Denethrill. - Skwitował wybraniec, by jego partnerka nie zdążyła się rozgadać.
Już, tak jak reszta gości, mieli wrócić do tańca, kiedy to inna grupa osobników zachowała się tak jak można było się spodziewać. Orkiestra w ciągu sekund przestała istnieć kiedy do akcji weszły ogry. Momentalnie Zarthyon znalazł się przed nią mrucząc coś jakby „Immunitet…taaaa”.
Obrazek

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

-Co się stało?- Gloin spojrzał na mnie z wyraźnie zmieszany.- Pierwszy raz wyglądasz na...
-Zaskoczonego...- skinąłem głową.- Tak, to dobre określenie przyjacielu.
-Masz coś konkretnego na myśli.- zmierzył wzrokiem przez ramię oddalającego się Azreala.- Ma nierówno pod sufitem?
-Coś w tym guście.- uśmiechnąłem się delikatnie i wyjąłem z kieszeni płaszcza małą piersiówkę. Podałem ją krasnoludowi, który jednym łykiem wysuszył jej zawartość.- Zachłanny jak zawsze.
-Skąd masz krasnoludzi spirytus?- uderzył mnie zamkniętą pięścią w ramię.- Co więcej zgniły kutasie, czemu mi o tym nie powiedziałeś wcześniej?!
-Niespodzianka.- wryłem spojrzenie w okolicę, niegdyś potężne miasto, teraz ruina próbująca się pozbierać. Ludzie potrafią zniszczyć wszystko.- Jak myślisz długo będziemy czekać na organizatora?
-A chuj go tam wi.- zbył moje pytanie machnięciem dłoni.- Jest żarcie, jakieś tam piwo...
-"choć piwem bym tego nie nazwał"- dokończyłem za niego.
-No właśnie, to po cholerę nam tam ten książulek?

Wspominaliśmy dłuższą chwilę nasze wyprawy, niezliczone potyczki, przygody o których nie jeden bard mógłby ułożyć misterne pieśni. Gloin zanosił się śmiechem, na każdą wzmiankę o pobycie Nekromanty i Krasnoluda w świętym lesie elfów. Ukrywaliśmy się tam kilka tygodni, tylko po to by zgubić pościg pewnego bretońskiego lorda, któremu wyrżnęliśmy większą część załogi. Banici, złodzieje i gwałciciele. "Kwiat Rycerstwa".
-Nasz kumpel chyba bardzo chce pochędożyć tego nietoperka!- Gloin zwrócił się w stronę sali balowej i nieco chwiejnym krokiem zaczął zmierzać w jej kierunku. Chcąc, nie chcąc ruszyłem za nim.
-Za kogo on się ma?- wyszeptał jakiś dworzanin, do swoich ziomków. Trzymał dłoń na rękojeści miecza, musiał być kimś znaczącym skoro mógł wejść z nim na salę.- Zaraz rzucę mu...
-Zesrasz się gówniarzu.- Gloin pchnął go lewą ręką z taką siłą, że ten z hukiem uderzył w stół z przystawkami. Młodzian stracił przytomność. Kilku ludzi rzuciło się w jego stronę by opatrzyć jego "rany".- Jak snopkiem siana.- splunął.
Muzyka ustała już wcześniej, jedyne dźwięki jakie można było usłyszeć to szmery gości. Głównie obelgi skierowane w stronę Anioła Śmierci i Gloina, który nieco podpity szukał zaczepki. A o to wcale nie było trudno. Wkrótce kilku arystokratów zastąpiło mu drogę...
Ja stanąłem u boku Azraela.
-Co tu się dzieję?- zapytałem go wysokim, kobiecym głosem.- Czyżbyś zaczął karać zbrodniarzy? Trzy dusze to dobra przekąska, jak na początek.

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

Na temat aren i tego się podczas nich działo Reinhard już dawno zorientował się z raportów, a także własnego udziału w poprzedniej, co prawda nie jako zawodnik, ale wciąż uczestnik tamtych wydarzeń. Wtedy posiadłość szlachcica reprezentującego organizatorów zmagań została spustoszona, wręcz obrócona w zgliszcza przez zawodników, a samo miasto poniosło dotkliwe szkody, ale to bardziej na własne życzenie, gdyż użyto artylerii. W sumie nie było się czemu dziwić - przekonanie, że zgromadzenie skłonnych do gwałtownych aktów agresji rębajów w jednym miejscu i utrzymanie nad nimi kontroli to zwyczajna naiwność. Może i miałoby to sens, gdyby na bankiet wpuszczano tylko zawodników pochodzących z bardziej okrzesanych ras, w dodatku zabraniając podawania alkoholu. Inaczej nawet, a może przede wszystkim, rycerze nie zachowywali się lepiej niż banda ogrów, która właśnie postanowiła urządzić sobie zapasy, ponieważ ktoś (a wybraniec dokładnie wiedział kto) rzucił kluczowym słowem. Z ogrami był jednak ten problem, że od rycerzy, nawet najbardziej krzepkich, miały znacznie większą siłę przebicia, proporcjonalną do masy.

Tak więc gdy orkiestra została unicestwiona przy akompaniamencie tłuczonego szkła, kilku zduszonych wrzasków i rwanych strun jasnym stało się, że sala balowa obróci się niebawem w perzynę. Co bardziej łagodnie usposobieni biesiadnicy, jak również część tych, którzy przyprowadzili tu swoje wytworne damy, zaczęli się wycofywać ku wyjściu. Przelotnym spojrzeniem Reinhard sprawdził solidność wykonania ław i stołów. Sądząc po grubości dębiny z jakich je wykonano, a także śladach po żelastwie, tego typu incydenty nie mogły być w Bretonii nowością. Koniec końców obyczaje, przynajmniej wśród szlachty, były nadal bardziej zbliżone do standardów Norski niż Imperium, gdzie przestrzegano etykiety, szczególnie na eleganckich balach.
- To jak Druchii, pewnie nie możecie doczekać się, by znowu zobaczyć jak leje się krew? - Zwrócił się do stojących plecami do niego Denethrill i Zarthyona, samemu sprawadzając, czy Gotterdammerung gładko wysuwa się z pochwy.

Tymczasem daleko na Północy...
Impreza urodzinowa Bjarna Wydartego Morzu rozkręcała się w najlepsze. Zarówno kobiety jak i mężczyźni okładali się czym popadło, zaczynając od pięści, przez kufle i krzesłach z jodły, na innych uczestnikach kończąc. http://cdn4.spong.com/artwork/a/g/ageof ... s-PC-_.jpg
- Jestem królem bitwy! - Zakrzyknął walecznie, choć mocno bełkotliwe wielki wojownik wstąpiwszy na masywny stół. Zupełnie jak podczas oblężenia cytadeli, gdy bronili murów. - Jam jest ten, który zmógł Archaona i... - nie dokończył, gdyż zarobiwszy w łeb mosiężnym kuflem padł jak długi.
- Haha! Znowu baba cię położyła! - Zaśmiał się jubilat, siedzący pośród całego tego rozgardiaszu i napawający się swojskim zapachem piwa, pieczeni, potu i chyba też jakiejś przypadkowej aktywności seksualnej odchodzącej po kątach.
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Stojąc po środku niemałego zbiegowiska, Azrael spojrzał na obrzucającego go pytającym spojrzeniem Duszołapa wzrokiem nie osoby, która nie do końca zdaje sobie sprawę z wago swego uczynku, ani z echa, jakim się rozeszło po sali. W końcu uśmiechnął się lekko i rzucił pojednawczo:
- Z tobą chyba jeszcze nie piłem...
Chuchnął przy tym nekromancie w twarz winem i czosnkiem, którym obficie okraszone były raki gotowane z koprem, podane właśnie z masłem, zawierającym ów kłopotliwy towarzysko komponent. Duszołap jednak nie skrzywił się, bowiem dalekie mu były ludzkie odruchy od dawien dawna, a przynajmniej te zapachowe.
Widząc pewne wahanie w oczach nie-do-końca- żywego kompaniona, elf skrzywił się i wymówił najpotężniejsze zaklęcie, jakie znają ten i inne światy, a które często używał w młodości:
- Ze mną się nie napijesz?
Przyjęcie coraz mniej przypominało te z gatunku eleganckich.

***
Tymczasem daleko na północy, gdzie ludzie umieli się dobrze bawić
- Ueehh. Mój czerep...
Szepnięcie to było pierwszymi słowami, jakie potężny wojownik wymówił, gdy powitała go poranna jutrzenka o trzynastej rano. Był to mąż w sile wieku, posiadający kilka pierwszych srebrnych pasm w swej bujnej, związanej w pojedynczy warkocz brodzie, czarnej jak smoła, tak samo jak włosy, choć te związane były w krótki koński ogon. Mąż ów imponował wzrostem i posturą nawet wśród swych ziomków i choć siłę miał niedźwiedzia, to lata świetności jego sylwetka miała za sobą.
Co tu dużo mówić, Kharlot nieco rozpasł się na Alsowym wikcie.
- Bogowie... miejcie litość... czemu nie umarłem na tej przeklętej Arenie...- szepnął słabo- A nie, chwila...
- Czego się drzesz?!- mruknął wyrwany z półsnu gospodarz imprezy, Pogromca Smoków i Zguba Demonów, Wydarty Morzu Bjarn Ingvarsson, przede wszystkim kompan na schwał i tęga głowa do picia.
Kharlot podrapał się po krzaczastej fizjonomii, zastanawiając się, czy dojdzie do najgorszego. Gdy tylko szerzej otworzył oczy, stwierdził, że tak.
Przed nim stał najstraszniejszy demon Jotunheimu, który samym swym spojrzeniem lodowych oczu przebijał swą złowrogością Archaona, Bela'kora i wszystkich Carnsteinów, oczu które głęboki błękit najczystszych lodowców równy był z tym u jej brata. Demon ów szczycić się mógł dwom długimi warkoczami o barwie dojrzałego zboża, opadające na lnianą suknię granatowej barwy, z białymi wtrąceniami.
Alsa Ingvarsdottir nie wyglądała na zadowoloną. Załatwienie sprawy na piękne oczy będzie niesłychanie trudne.
- Kochanie, ja...
- Nawet nie zaczynaj mi tej gadki!- syknęła ostro, grożąc mu palcem. Leżący obok Bjarn, wciąż z zamkniętymi oczami próbował coś dodać, lecz mu nie pozwoliła.
- Ty również się zamknij! Banda gamoniów i pijaczyn!
- To tylko niewinna zabawa...
- Niewinna zabawa! Też mi! A kto wczoraj....
Kharlot nie do końca kojarzył, co prawdziwy potok słów w sobie niósł, ale wiedział, że żarty się skończyły. Trzasnął się przeto po mordzie, trzeźwiejąc nieco, po czym wstał i podszedł do Alsy pewnym krokiem. Gdy znalazł się tuż przed nią, porwał w ramiona z szybkością jastrzębia, całując gorąco w usta. Nie mówił tego na głos, lecz jej złość napawała go szczególnie gorącym uczuciem.
Po chwili odstawił ją na ziemię, delikatnie, jak szklany bibelot.
- Co słychać u mojego maleństwa?- spytał potulnie, widząc, jak topnieją lody Alsowego gniewu. Przyłożył ucho do pękatego brzucha, który jego żona nosiła od kilku miesięcy.
- Codziennie się modlę do bogów, by nie odziedziczyło rozumu po ojcu- rzuciła z przekąsem.
Leżący pod ławą Bjarn roześmiał się cicho.
- Ani po wuju- dodała, wzdychając z rezygnacją.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Bafursson w końcu przywdział granatowy kaftan i przepasał się żelaznym pasem. Ubiór ten nie był pełen bogatych zdobień ,ale gołym okiem było widać szlachetnosc materiału. Bafur spędził cały kwadrans wpatrując się w lustro w bezruchu. Dawno już nie widział swojej zmęczonej twarzy. W końcu ocknął się i nie tracąc czasu wyczyscił szybko brodę i twarz ,po czym udał się na bal do zamku. Postanowił nie zabierać ze sobą syna ,który nieswiadomy poważnej rozmowy między krasnoludami na górze ,bawił się w najlepsze siedząc z kilkoma podróżnikami w głównej izbie. Sztygar ujrzał go przez szybę wychodząc z karczmy tylnym wyjsciem i kierując się przed budynek. Nie chciał zabierać go na bal ,niech jeszcze nieswiadom bawi się wsród rodaków ,zanim przekaże mu informację o powrocie do bractwa.
Mały powóz czekał przed wejsciem. Nie był to jeden z wykwintnych dyliżansów sunących po ulicach Altdorfu ,ale i tak był nadmiernie zdobny jak na gust dawiego. Kiedy Bafur kierował się do niego ,by w końcu odjechać na bal,poczuł szarpnięcie za rękaw. Odwrócił się gwałtownie i ujrzał jakiegos żebraka w syfiastych szmatach ,który szczerząc żółte zęby wyciągał do niego rękę w żebraczym gescie. "Górnik" nie zdołał nic zrobić ,kiedy woźnica dyliżansu pojawił się nagle i silnym kopnięciem powalił biedaka ,po czym jednym ciosem wręcz wbił go w błoto.
-Przepraszam panie Bafursson ,zapraszam do wozu panie Bafursson.- rzekł krasnoludzki woźnica kłaniając się lekko i ocierając o kaftan krew z ręki.
-Dobra robota...- odparł cicho sztygar ,po czym wszedł do wozu.

https://www.youtube.com/watch?v=HWqKPWO5T4o
Siedział sam w mroku przemierzając ulice upadłego miasta. Mimo późnego wieczoru roiło się tu od mend i łotrów gotowych zabić za bukłak wina. Ale w jego starej głowie siedział żebrak ,który przed chwilą go zaczepił. Chciał pieniędzy ,widział w sztygarze bogatego przybysza z daleka. Bogacza ze złotych gór krasnoludów "Głupie człeczyny... naiwni ludzie. Mendy zepsute... jakby każdy krasnolud urodził się w kopalni złota... gówno prawda... sam zaczynałem 200 lat temu w przesiąkniętej zgnilizną dzielnicy Marienburga... jako nikt... ubogi krasnolud ,który opuscił twierdzę i udał się na zachód... wsród zdegenerowanej ludnosci ,bandytów...cwaniaczków i złodziei... innych emigrantów dążących do nowej ziemi... do wielkiego miasta portowego ,gdzie zarobkiem marzeń było kwota starczająca na żarcie...i piwo... jednak w tej wylęgarni liczyło się jedno... rodzina... krasnolud dla krasnoluda był bratem... i jedyną pewną podporą... i do dzis nie powinno to się zmieniać... nie tak jak młody Fredro.... mówiłem mu...mówiłem ,że jest moim bratem... ale wystąpił przeciwko rodzinie..."
-NA MIEJSCU!- wrzasnął woźnica ,a Bafursson przerwał głębokie rozmyslanie. Wysiadł z wozu i udał się do wejscia. Nie miał zamiaru wchodzić głównymi drzwiami. Wolał boczne wejscie ,bez fanfarów i zapowiedzi. Wpuszczono go bez problemy za okazaniem glejtu uczestnika Areny.
W srodku zabawa trwała w najlepsze. Grający skoczne piosenki bardowie ,ogry atakujące orkiestrę oraz dwa młokosy w pełnych zbrojach fikające po parkiecie. Pełne smakowitego jedzenia i wykwintnych trunków stoły ,stale uzupełniane przez biegającą wszędzie służbę. Krasnolud nie chciał rzucać się w oczy. Przeczyć temu mógłby jego strój ,ale mało kto wiązałby go z organizacją ,a nawet jesli to dzielenie się tą wiedzą nie należało do rozsądnych poczynań. Nie miał zamiaru dosiadać się do ludzi ,a tym bardziej do elfów ,więc skierował się w stronę krasnoludów. Ci byli już mocno wstawieni ,a on wolał nie zostawać w tyle. Nagle muzyka ucichła ,a wszyscy skierowali wzrok na srodek parkietu. Bafursson jakby chciał nie mógł dojrzeć co tam się dzieje i zignorował to ruszając do stołów pełnego wielu karafek i dzbanów. W końcu zaschło mu w mordzie od tej podróży ,tutejsze powietrze nie działa dobrze na płuca. Zatem by je przewietrzyć dobył zręcznie fajki.
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

[zapewne kilka osób by mnie ukrzyżowało za dość długą nieobecność, szczerze przepraszam. Dopiero wczoraj skończyłem przeprowadzkę i stałego net mam w sumie od dziś, do tego nowa uczelnia i miasto. Był bym wielce wdzięczny jak by ktoś z lekka skrócił co się stało to jeszcze dziś wrzucę tekst]
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[No, po tym jak zniszczyliśmy zamek barona de Rais, dotarliśmy do Mousillon (wreszcie), opis zwiedzenia miasta/załatwiania spraw i bezpośrednio po tym nastąpiła impreza, która, na skutek działań postaci Byqa jest bliska zważeniu.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Oj tam oj tam, byle było ciekawie :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Vahanian
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 190

Post autor: Vahanian »

[Każda uczta musi się kiedyś skończyć... W ten czy inny sposób. Co za różnica ;D.]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Jak sięgam pamięcią, kończyły się raczej tak samo :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[Jutro, panowie szlachta, jutro. Jak wrócę z pracy zadbam o stosowny wybuch gwałtownej przemocy.]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Rogal700
Chuck Norris
Posty: 429
Lokalizacja: Bieruń

Post autor: Rogal700 »

Od przybycia do miasta wyklęta kompanie nie miała zbyt wiele czasu, większość go spędzili na rozładunku i sprawdzeniu przywiezionego sprzętu. Zanim się spostrzegli czas do balu upływam nieubłaganie, a nietaktownie jest spóźniać się będąc jednym z ważniejszych gości. Eliot co prawda nie posiadał przy sobie żadnego wykwintnego stroju, podobnie jak wszyscy jego ludzie, to wcale nie znaczyło że nie zadbają o swój wygląd. Stare mundury inkwizycyjne po odpowiednich przeróbkach i wyczyszczeniu nadawały się idealnie, co prawda nadal nie był to poziom szlachecki ale lepszy ryc niż nic. Najważniejszym elementem stroju Lionhearta było zakrycie mutacji, demoniczna ręka ostatecznie skończyła pod masą bandaży i ćwiekowaną rękawiczką.
****
Cały bal był tak nudny jak Eliot sobie wyobrażał, albo nawet nudniejszy. Przez całą swoją karierę unikał takich imprez, wolał spędzić kilka godzin w podziemiach czarnego zamku czytają akta. Siedząc przy stoliku nieustanie kręcił kieliszkiem, patrząc jak czerwona substancja w środku tańczy. W dziwnego transu znudzenia wyrwał go dopiero Ishwald, szturchając go delikatnie.
- Byś się trochę rozerwał- rzucił albinos którego połowa twarzy skrywała się pod opadającą grzywką.
- Nie mam takiego zamiaru, tu jest mi dobrze- rzekł Lionheart rozglądając się po sali.
W pewnym momencie całą salę obeszło niezwykłe poruszenie, wynikające z poczynań Azraela. Eliotowi było ciężko to przyznać ale Asur go zaintrygował, było jedną z najbardziej tajemniczych person tej areny. Chodź Eliot chciał z kim innym zamienić słówko, jego spojrzenie mimowolnie skierowało się na wybrańca. Tak musiał z nim przedyskutować kilka spraw, szczególnie kiedy kilka jego teorii się sprawdzi a dzięki wiedzy jaką pozyskał z archiwów czarnego zamku miał już pewność.
- Masz zamiar z nim rozmawiać- rzekł Ishwald biorąc łyk z kieliszka
- Tak, ale poczekam jeszcze chwile- rzucił Eliot
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł- wtrąciła się Elina mówiąc ze swoim kislevskim akcentem.
- Tak postanowiłem, mam dziwne przeczucie że może się to opłacić- rzucił Lionheart biorąc w końcu łyk wina- pff to jednak nie dla mnie- dodał po chwili skwaszony smakiem tutejszego trunku
WoCH W.19/R.9/P.7
Razem:35

ODPOWIEDZ