ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Byqu »

[Arena 36 toczy się bezpośrednio przed ET. 37 Ma miejsce lata wcześniej, po 31, bo nie wiadomo jeszcze było co będzie po ET. Co na 38? Coś uzgodnimy :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[Ja o End of Times poczytałem , czasem się wzruszyłem ale w sesjach i przy tworzeniu postaci ignoruje zmiany ponieważ uwielbiam klimat WFB przed End of Times ale nie wiem jak jest na arenie]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Mialem już wstawić postac, ale od rana przeczytałem cała Arenę na morzu i w spiżowej Cytadeli :D sry )
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

[To że teraz jesteśmy trochę cofnięci w czasie to wiem, mam tylko nadzieję że później Areny nie przeniosą się do świata Age of Sigmar bo tego bym nie zdzierżył :D ]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Ja też nie jestem w stanie wyobraźić sobie sigimarytów / marinsów na arenie]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Dziad Zbych pisze:[ Ja też nie jestem w stanie wyobraźić sobie sigimarytów / marinsów na arenie]
[ 35 arenę wygrał Mecha inkwizytor Kordelasa (Cyborg z miotaczem świętego ognia i turbo świętą buławą) We fluff wpasował się dobrze więc będziesz musiał sobie coś takiego wyobrazić ;) ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Wiem, że jest podobieństwo, ale porównywanie jakiegokolwiek Arenowego fluffu do AoS to mocne ozłocenie tego drugiego :D ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ Pff... że niby marinsi się nie podobajo? Zgłaszam wszystkich do Ordo Hereticus :P ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Ok, zgłoszenie przyjęte.
Wniosek odrzucony.
Upomnienie.
koniec procedury]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ :< ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Kordelas, nie mędrkuj, tylko postać wrzucaj! [-X ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ Jakie rzeczy mają miejsce, jeżeli nie zbierze się szesnastu graczy? Część ma darmowe wygrane w pierwszej turze? ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

Byqu pisze:[Kordelas, nie mędrkuj, tylko postać wrzucaj! [-X ]
[Zaraz, muszę skończyć :D nie moja wina że rolplay ostatnich Aren był tak epicki, że od rana je czytam całe! ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

anast3r pisze:[ Jakie rzeczy mają miejsce, jeżeli nie zbierze się szesnastu graczy? Część ma darmowe wygrane w pierwszej turze? ]
[Nigdy coś takiego nie miało miejsca, ale to chyba będzie najlepsze rozwiązanie.
A tak na zachętę, w oczekiwaniu na Kordelasa i Warlocka... Otwieram roleplay! Przypominam o pisaniu w nawiasach kwadratowych tego, co nie jest częścią opowieści. Dla wygody uzgodnijmy, że myśli są pisane pochyłą czcionką. Póki co nie opisujcie samego koloseum... z kilku powodów :wink: :twisted:
Tak poza tym nie mam więcej uwag! Do dzieła!
]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Byqu, ty zajmiesz się opisem miasta, czy ja mogę popuścić wodze fantazji?

Edit: Dobra, jestem mniej więcej w 1/4 tekstu]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Miasto opisujcie jak chcecie. Zapisy odbywają się w tawernie portowej. Arena NIE odbywa się w Porto Maltese.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ No i git :D ]

- Panie Avanti, do wejścia na redę! - ryknął pierwszy oficer Jegorow.
- Szmaty dół! Mathias, Shinger, na cumy! - wydarł się bosman.
- Szmaty dół! - powtórzyli, również krzykiem, poszczególni matowie załogi.
Skit, mimo wielu godzin spędzonych na morzu, nadal nie mógł się nadziwić, w jaki sposób wszyscy żeglarze nie kończą głusi jak pniaki.
Przed nimi Porto Maltese właśnie wybudzało się z popołudniowej sjesty. Nabrzeża były przepełnione - szukający przygód wespół z węszącymi okazję kupcami przybywali ze wszystkich stron świata, zwabieni do miasta perspektywą zarobku - Marie Sway musiała więc rzucić kotwicę w rozległej, płytkiej lagunie przed właściwym wejściem do portu. Nie byli tam zresztą jedyni - wiele okrętów, które przybyły zbyt późno, by walczyć o miejsce przy kei, cumowało do drewnianych platform, umocowanych solidnymi, żelaznymi łańcuchami do zarytych w piach dna kamieni.
Ork poprawił chroniącą jego czaszkę przed bezlitosnym słońcem chustę, po czym pociągnął wajchę napędu. Przez te parę miesięcy zdołał tak przerobić układ sterowniczy, by nie musieć więcej pojawiać się w maszynowni pod pokładem - teraz dźwignie biegów znajdowały się tuż obok koła sterowego, zawsze w zasięgu ręki kapitana. Silnik zawył i z wolna jął popychać szkuner naprzód. Skit ostrożnie manewrował między stojącymi na redzie jednostkami, dopóki nie wypatrzył odpowiedniego miejsca na postój.
- DESANT! - ryknął, gdy podskakująca na falach, drewniana konstrukcja znalazła się wystarczająco blisko sterburty. Kolejne stopnie dowodzenia przekazały jego komendę dalej i dwóch pechowców, wyznaczonych do skakania z cumami, wygramoliło się za reling na śródokręciu. Rozległ się głośny plusk; sekundę później zawtórował mu jeszcze głośniejszy krzyk bosmana.
- Shinger, na jaja Sigmara, bodaj by ci w tej wodzie rekiny pusty łeb zeżarły! - wrzeszczał pan Avanti, rodowity Tileańczyk z Tobaro - Wybrać! Wybrać, psiewiary, i niech Ishaak skacze za nimi!
Drugi uczestnik desantu zdołał tymczasem zawiązać swoją cumę na potężnym, żelaznym pierścieniu, umocowanym do belek platformy. Rufa Marie Sway, trzymanej tylko na dziobie, poczęła niebezpiecznie oddalać się od cumowiska, zmierzając na spotkanie sterburty pobliskiej karaki. Skit rzucił okiem na jej pokład. Cała załoga - sądząc po śniadym kolorze skóry, arabska - skupiła się przy relingu, dzierżąc w dłoniach bosaki; kapitan zaś, oparty plecami o bezan, gładził jedną ręką swoją kozią bródkę, jakby już zastanawiał się, jak duże odszkodowanie uda mu się wyciągnąć.
Nagle cuma rufowa ze świstem wzbiła się w powietrze. Ishaak, któremu najwyraźniej nie w smak było lądowanie w lagunie, poczekał, aż przemoknięty do suchej nitki Shinger wygramoli się na drewnianą konstrukcję, parskając i wypluwając słoną morską wodę, po czym cisnął mu związaną na końcu w rzutkę linę. Marynarz chwycił ją, po czym przełożył przez drugi ciężki pierścień. Z pomocą Mathiasa zdołał zawiązać wymykający się z rąk, mokry sznur; ludzie na pokładzie wybrali go, powoli ustawiając okręt we właściwej pozycji.
- Szto tiepier, panie kapitanie? - zapytał Jegorow, kiedy Marie Sway, unieruchomiona, stała już na cumach.
Skit oderwał wzrok od kapitana arabskiej karaki, który patrzył na niego z niemym wyrzutem w oczach.
- Co teraz, panie Jegorow? - udał, że się zastanawia - Teraz zapewne poszukamy karczmy.
Ostatnio zmieniony 14 lip 2015, o 19:45 przez anast3r, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Porto Maltese, zachodnie doki, pomost czwarty, właśnie tam zacumował stary kuter rybacki, którym Skgarg dopłynął do tego małego ośrodka handlu, marynarzom płacąc jedynie kilkoma groźbami i machnięciami miecza. Ogr wytoczył swoje potężne i lekko pijane cielsko na pomost. Wymęczone ciągłymi falami deski skrzypnęły nieprzyjemnie pod ciężarem Skgarga.
- Hej, Piękny widzisz tu jakąś karczmę? – Zapytał swojego ulubionego gnoblara, barczysty wielkolud. Gnoblar skwitował pytanie prostym ruchem głową oznaczający przeczenie.
- Aaaaa, kurwa portowa by to teraz…. No trudno trzeba jakiejś poszukać i nie, nie dziwki, Piękny ty kurwiarzu . – Zaklął Skgarg i ruszył po nabrzeżu, rozpoczynając swoje żmudne poszukiwania. Po mniej-więcej dwudziestu minutach przed oczami Skgarga pojawił się karczemny szyld głoszący "Nieludziom mówimy stanowcze nie". Ogr zaczął jakże trudną sztukę czytania, dukając przy tym niemiłosiernie.
- Ogr, który potrafi czytać. No teraz to chyba widziałem już wszystko. – Odezwał się głos za plecami Ogra. Głos ten należał do niewysokiego (przynajmniej w stosunku do Ogra), rudowłosego mężczyzny, ubranego w zbroję straży miejskiej i uzbrojonego w długą halabardę.
- No a co? To żem Ogr nie znaczy, że mam być gorszy od was. Szef umiał dobrze czytać więc nauczył czytać mnie i resztę chłopaków. A tak w ogóle to co cię to obchodzi? S.. no jak to szło… Aaa, śpiegiem jesteś czy może szukasz krótkiej i bolesnej przygody hmm? – Zaczął dopytywać się Ogr.
- Ja szpiegiem, nie, nie i przygody żadnej nie szukam po prostu przechodziłem i zobaczyłem czytającego Ogra. Już znikam, o widzisz już mnie nie ma. – Odpowiedział strażnik i oddalił się szybkim krokiem. Skgarg śledził go wzrokiem jeszcze przez chwilę, gdy strażnik znikł za rogiem najbliższego budynku Ogr wparował do karczmy, w środku panował półmrok. Gdyby nie piracka opaska na oko w rozmiarze XXL, która teraz zasłaniała prawe oko dzięki czemu lewe było przyzwyczajone do ciemności, Skgarg musiałby stać w progu jak łoś na rykowisku. Jedynie dwa z stołów były zajęte. Przy jednym siedzieli prości marynarze, a drugi zajmował gruby urzędnik z masą papierów walających się po blacie. Ta część umysłu Ogra, która odpowiadała za jako-takie myślenie podpowiadała członkom by skierowały się w stronę pisarczyka. O dziwo członki posłuchały i Skgarg skierował swe kroki do stolika urzędnika.
- Wiiii….Witam, rozumiem (co u Ogrów znaczy naprawdę niewiele), że to tutaj mogę zapisać się na Arenę Śmierci? – Zaczął, aż nader uprzejmie Ogr.
- No nie, Ogr z manierami, no ale dobrze, tak to tu możecie się panie zapisać na Arenę. – Odrzekł urzędnik. – Musicie tylko wypełnić ten formularz.
- Eeeee, panie to, że czytać umiem nie znaczy, że kurwa umiem stawiać te wasze krzywe znaczki. Jesteście po prostu impertynenccy. – Wykrzyknął Ogr.
- Dobrze, dobrze ja napisze wszystko, proszę tylko podać imię. – Zaproponował swoją pomoc pisarczyk.
- Skgarg.
- Dobrze, Skgarg z? – Dopytywał się urzędnik.
- Jak to kurwa z? Po prostu Skgarg. – Po tym urzędnik wypełnił wszystko bez zbędnych pytań. Gdy skończył, Ogr odszedł od stolika i usiadł przy kontuarze opierając się o ścianę, by mieć wszystko na widoku.
Ostatnio zmieniony 14 lip 2015, o 19:52 przez Stabilo, łącznie zmieniany 2 razy.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Porto Maltese, piękne miasteczko portowe w południowej Estali. Liczyło mniej więcej dwa-tysiące-pięciuset mieszkańców. Z zewnątrz otaczał je trzymetrowy mur z białego kamienia. W samym centrum na pagórku znajdował się dom Burmistrza, który było widać niemal z każdego miejsca w mieścinie. Dookoła niego jak okiem sięgnąć ciągnęły się rzędy kamienic, poprzecinane wąskimi uliczkami. Na zachodzie wybudowano ogromne koloseum, gdzie najprawdopodobniej miały odbyć się zawody. Przy samym morzu znajdowała się dzielnica portowa. Miejsce, gdzie strudzeni podróżą marynarze mogli odpocząć w karczmie lub burdelu, przepić całe pieniądze i dostać w mordę.
W związku z Areną miasteczko szykował się do przyjęcia dużej ilości gości z całego świata. Ludzie napływali od niemal tygodnia, dzień w dzień. Wszędzie stały stragany z jadłem i regionalnymi wyrobami. Zapach suszonego mięsa, wina i ryb można było wyczuć niemal w każdym miejscu. Turniej nie był jedynym powodem do świętowania. Tego właśnie dnia, wybitny rzeźbiarz, Franco Polacco, miał odsłonić ukończoną już miejską fontannę, którą rzeźbił przez 10 lat. Znajdowała się tuż przed domem burmistrza. Tam też zebrała się dzisiaj co najmniej jedna czwarta miasta. Orkiestra grała rytmicznie, gdy burmistrz z artystą mieli właśnie odsłonić arcydzieło.

- Moi drodzy, zebraliśmy się dziś by uczcić pamięć mego przodka, Lorenco Cluppo, który jako pierwszy przybył w to miejsce i postanowił zbudować na nim miasto. Z okazji dwusetnej rocznicy tego wydarzenia, Franco Polacco niemal przez 5 lat przygotowywał na moje zlecenie to oto dzieło!

Burmistrz pociągnął kotarę i odsłonił ukrywany obiekt. Było to rzeczywiście najprawdziwsze dzieło sztuki. Podstawa była w kształcie dziesięcioramiennej gwiazdy, na każdym rogu znajdował się aniołek, w jakiejś pozie. W centrum stało czterech rycerzy trzymających wielki dysk. Na ich rogach ustawiono posągi lwów. Na samej górze stał mężczyzna w zbroi konkwistadora z flagą na której znajdował się symbol miasta. Wszystko było wykonane z białego marmuru, krystalicznie czysta woda leciała z lwich paszczy oraz z dysku. Na placu rozgrzmiały gromkie brawa. Burmistrz uciszył mieszczaństwo gestem ręki i oddał głos artyście. Polacco zakręcił swój wąs, odchrząknął i zaczął przemowę.

- Moi drodzy mieszkańcy Porto Maltese!! Wybuchły brawa, artysta odczekał chwilę i kontynuował.
-Czuję się niezwykle zaszczycony tym, że było mi dane tworzyć dla was! Znów wybuchły brawa.
- Musze przyznać, że było to dla mnie nie lada wyzwanie. Z okazji dwusetnej rocznicy, chciałem stworzyć coś wielkiego, dopracowanego w najmniejszych szczegółach!! Dla tego niemal 5 lat zajęło mi ukończenie fontanny imienia Lorenco Cluppo!! Dziś nastał wielki dzień, kulminacyjny moment mego przedstawienia, dzień wielki, gdyż mogę z dumą pokazać wam... rezultat mojej ciężkiej pracy!!!

Ludzie zaczęli wiwatować, bić brawo. Orkiestra zagrała skoczną melodię by jeszcze bardziej podkręcić atmosferę. Radości nie było końca.

Wypowiadając ostatnie słowa, artysta rozłożył szeroko ręce i zadarł w górę nos. Franco był w siódmym niebie, kochał być w centrum uwagi, kochał gdy go podziwiano. Nagle padające na niego słońce przysłonił bliżej nieznany obiekt. Z Góry dało się słyszeć gruby głos, w którym było słychać krasnoludzki akcent.
- Kotwica w dół!!!!
Sekundę później stukilogramowy balast, w kształcie głowy lwa, uderzył w fontannę roztrzaskując ją w drobny mak.
Polacco poczuł, że coś ścisnęło mu serce, gdy marmur pękał pod naporem stali. Tłum zamarł w przerażeniu.
- Wystrzelić harpuny w ten wielki dom i szykować się do lądowania!!
O bruk uderzyła lina, po której zjechał sam Kapitan.
W czarnym stroju, pelerynie i bajeranckim kapeluszu z pawim piórem, stanął przed wszystkimi zebranymi.
Polacco skoczył w jego stronę z pięściami.
- Ty suczy synu!! Jak śmiałeś zniszczyć rezultat pięć lat pracy, moje arcydzieło!!!
Artysta nie zdążył zbliżyć się do niego na dziesięć kroków, gdy spadł na niego Dain, wgniatając nieszczęśnika w podłoże. Dało się słyszeć głośnie chrupnięcie. Tak, to najprawdopodobniej kręgosłup pękł pod wpływem ciężaru Davi. Za nim zjechał Drain i na samym końcu Grog.
- Jestem Kapitan Francis von Drake!!! Postrach siedmiu mórz i oceanów!! Przybywam na waszą Arenę śmierci! A teraz prowadzić mnie do miejsca zapisów, Arrrrr!!!!

Nastała głucha cisza, mieszkańcy, z burmistrzem na czele stali jak wryci. Dopiero po dłuższej chwili,przywódca miasta odezwał się.
- Muszą panowie udać się do portu. Zapisy trwają w karczmie o dość dziwnej nazwie "Nieludziom mówimy stanowcze nie"

Piraci bez słowa ruszyli we wskazane miejsce. Ludzie w strachu odsuwali się, by zrobić im miejsce. Po piętnastu minutach dotarli do celu.

W środku gruby jegomość we fraku siedział za stolikiem. Miał zająć się zapisami, lecz od tygodnia nikt się nie stawił. To całe czekanie doprowadzało go już do szału. Nagle drzwi zostały otwarte z kopa. Do środka wkroczyła Czarna Kompania. Wykidajło próbował wytłumaczyć krasnoludom i ogrowi znaczenie nazwy karczmy, ale Ci szybko pokazali mu, gdzie jest wyjście.
Kapitan podszedł do stolika, postawił na nogę i pochylił się nad grubasem.
- Jestem Francis von Drake, przybywam by zapisać się na arenę śmierci.
Elegancik w końcu się otrząsnął i z entuzjazmem zaczął skrobać piórem na kartce.
- Gotowe Sir, witamy na Arenie Śmierci.

[ Zwracam się z uprzejmą prośbą do dwóch poprzedników o dostosowanie swoich postów do mojego. Chodzi mi głównie o nazwę karczmy i inne szczegóły. Będzie więcej zabawy :D ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

- Co tam jest napisane? - warknął ork, wskazując na szyld wiszący nad drzwiami drewnianego baraku, który, według wszelkich przesłanek, był najlepszą tawerną w dzielnicy portowej.
- "Nieludziom Mówimy Stanowcze Nie", kapitanie - usłużnie odparł Jegorow, mrużąc oczy, by odczytać wyblakłe od słońca i słonych wiatrów litery. Szyld kiwał się smętnie w ledwie wyczuwalnych powiewach dziennej bryzy, skrzypiąc na nieoliwionych długo łańcuchach i okazyjnie sypiąc wokół płatkami rdzy.
- Cóż, chyba dobrze, że nie umiem czytać - wyszczerzył się zielonoskóry - Inaczej musiałbym puścić to miejsce z dymem.
Otworzył kopniakiem skrzypiące, drewniane drzwi, i bezceremonialnie wparował do środka.
Po krótkiej chwili, jaką zajęło jego oczom przyzwyczajenie się do panującego w środku półmroku, wypatrzył przy ustawionym centralnie stoliku elegancko odzianego, otyłego mężczyznę. Grubas wlepiał w okno śmiertelnie znudzone spojrzenie, po jego prawicy zaś piętrzył się pokaźny stos pustych kartek. Po lewej leżały tylko dwa arkusze, oba zapisane ciemnym atramentem.
Skit rozejrzał się wokół dokładniej. Przy kontuarze zasiadał samotny ogr, przed którym walało się kilka opróżnionych kufli, pod ścianą zaś, bliżej paleniska, zgromadziła się zaiste barwna kompania - kilku ludzi, dwa kalekie krasnoludy, kolejny wielki ogr... Ork zaczął się poważnie zastanawiać, jak rasistowska nazwa karczmy miała się do etnicznego składu klienteli, po chwili jednak wzruszył ramionami.
- To pewnie chwyt... ten, no... marektengowy - mruknął pod nosem, po czym skierował się do stolika grubasa, dedukując - jak się później okazało, słusznie - że osoba w tak oczywisty sposób niepasująca do otoczenia musi w rzeczonym otoczeniu przebywać z ważkiego powodu.
- Skit - warknął na przywitanie, gdy urzędnik wreszcie skupił na nim spojrzenie - Zapamiętaj to imię, będą je musieli wyryć na nagrodach.
Człowiek wydawał się kompletnie nieporuszony tą - genialną wszak - prezentacją. Ze stoickim spokojem uniósł pióro i wziął kolejny formularz ze szczytu pokaźnego stosu.
- Skit z? - zapytał, gryzmoląc coś w rubrykach.
- Gor'kk ra Blakk - ork wypiął pierś. Jak zawsze, kiedy mówił o swym klanie, poczuł przypływ dumy i determinacji. Pióro w dłoni grubasa znieruchomiało.
- Mógłby pan przeliterować? - zapytał niepewnie. Zielonoskóry zasępił się.
- Hmmm... To będzie... Gor... kh... hmmm... rhkaaa... Dobra, słuchaj, mała pluskwo, zapamiętasz, jak się to mówi, a ten tutaj pan Jegorow nie wyrwie ci rąk i nie pobije cię nimi na śmierć. - powiedział wreszcie, po czym, zadowolony, że udało mu się uniknąć problemu, odwrócił się od urzędnika i ruszył w kierunku najbliższego wolnego stołu.
- Panie Smith! - rzucił po drodze. Drugi oficer zasalutował.
- Tak, panie kapitanie?
- Idź pan zamówić nam wszystkim to, co tu mają mocnego!
- Tajest, kapitanie!
Kiedy Smith oddalił się entuzjastycznie, by wypełnić kapitański rozkaz, Skit rozparł się na krześle i zmierzył pozostałych klientów gospody szacującym spojrzeniem.
"Ciekawe, ilu z nich spotkam z rembakiem w dłoni" pomyślał.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

ODPOWIEDZ