ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Byqu »

anast3r pisze:[ wstawiam świerszcza niezręcznej ciszy, jako iż widywałem światy-grobowce nekronów bardziej żywe niż dzisiejszy rolplej :twisted:
https://www.youtube.com/watch?v=K8E_zMLCRNg ]
Obrazek
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Kiedy Skit spacyfikował już elfa, zasiadł przy stole i rozpoczął kolejną sagę o swoich morskich przygodach. Po jej zakończeniu wszyscy parsknęli śmiechem.
Von Drake prawie zakrztusił się kawałkiem pieczonego boczku. Popił go natychmiast piwem, przetarł usta rękawem, następnie powstał.
- Ha! Panie Skit, uwielbiam morskie opowieści. Szczególnie takie z wystrzałowym zakończeniem, przy których szklanica rumu wchodzi lepiej od lodowatej wody w upalny dzień!
- Aye! Odpowiedzieli mu wszyscy zebrani.
- Pozwólcie, że i ja wam opowiem pewną historię, która przydarzyła mi się jakieś osiem lat temu. Pływałem wtedy na wielorybniczym Szkunerze.
Płynęliśmy niemal od trzydziestu dni na morze chaosu w poszukiwaniu olbrzymiego wieloryba albinosa. Miał na imię Mobydick lub coś w tym stylu. Byłem wtedy drugim oficerem, nasz kapitan miał cholerną obsesję na punkcie tego stworzenia. Bez względu na sztormy, wiry wodne ,skały, piratów z Norski czy inne plugastwa gnaliśmy co sił za poczwarą.

Francis przepłukał gardło zimnym piwem i kontynuował dalej.
- W końcu udało na się dopaść go w okolicach jednego z fiordów. Wsiedliśmy w cztery łodzie, były załadowane po brzegi harpunami, linami i innym osprzętem. Rozpoczęliśmy łowy, raz za razem wiosła uderzały o taflę wody, gdy zajmowaliśmy pozycje. Ustawiliśmy łodzie w kwadrat, co sto metrów, i czekaliśmy. Mijały godziny, jedynym sygnałem, że Mobydick tam był, były bąbelki unoszące się z dna w stronę powierzchni.
Wszyscy, siedzieli cicho i słuchali opowieści kapitana. Goście z okolicznych stolików również zamilkli i się przysłuchiwali.
- Wiedzieliśmy, że skubaniec może wytrzymać tam maksymalnie do czterech godzin. W końcu nadeszła upragniona chwila. Bestia wynurzyła się na powierzchnię, zaczerpnąć świeżego powietrza.
Wszystkie łodzie ruszyły w jego stronę. Harpunnicy rozpoczęli ostrzał. Kilka z wyrzuconych pocisków sięgnęło celu. Jednak stwór nie zamierzał się poddać. Zamiast próbować uciekać, zmienił kierunek i zaatakował naszą łódź. Wszyscy próbowali ratować się ucieczką i skakali w morską toń. Ale nie ja! Stanąłem na łodzi, dzierżąc w dłoniach dwa harpuny. Skubaniec był olbrzymi, miał prawie sto-dwadzieścia metrów długości i ze trzydzieści wysokości.

Dain stuknął łokciem Skita.
- Ostatnio, jak opowiadał tę historię, to ten potwór był o połowę mniejszy.
Ork pokiwał ze zrozumieniem głową. Von Drake w tym czasie kontynuował swoją opowieść.
- Rozwarł swoją paszczę, pokazując rzędy ostrych kłów. W jego czerwonych ślepiach było widać żądzę mordu. Wyczekałem skubańca. Gdy był wystarczająco blisko wskoczyłem do jego paszczy!
Niemal pół sali zamarło. Co słabsi westchnęli z przerażenia.
- Jednak nie straciłem zimnej krwi! Wbiłem pierwszy harpun w jego język, ostrze przebiło go na wylot i przyszpiliło go do żuchwy. Drugim uderzyłem prosto w podniebienie. Los tak chciał , że trafiłem idealnie w pustą przestrzeń, która pozwoliła przebić się do mózgu. Po kilku minutach szamotania się, Mobydick był martwy, jego cielsko dryfowało na powierzchni morza. Dzięki pomocy moich towarzyszy, udało mi się wydostać na zewnątrz. Kapitan w nagrodę za męstwo dał mi 30% zysku z wyprawy i to właśnie wtedy postanowiłem zmienić branżę na wojaczkę, Arrr!!!
Ci którzy słuchali, zaczęli klaskać i wiwatować. Francis nie wiedział, czy było to z grzeczności, czy rzeczywiście im się ta opowieść podobała. W sumie miał to gdzieś.
Wzniesiono toast, za dzielnego harpunnika. Bosman Jegorow chwycił swoją gitarę i uderzył w struny, które wydały dźwięk znajomy dla każdego wilka morskiego. Dźwięk pieśni o nazwie "Morskie Opowieści!" Po chwili w całej karczmie zagrzmiał głośny śpiew kilkunastu przepitych marynarzy.

Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętniej słucha człowiek
Morskich opowieści.

Kto chce, ten niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.

Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom.

Pływał z nami raz szantymen,
śpiewał bardzo niskim basem,
W rękach zawsze miał gitarę,
ster trzymał kutasem!...
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Pływał z nami raz szantymen,
śpiewał bardzo niskim basem,
W rękach zawsze miał gitarę,
ster trzymał kutasem!...

Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom.

Szanta, śpiewana przez jednego pirata z bandy siedzącej przy palenisku, przypomniała Skgargowi jego, jakże ciężkie, młodzieńcze życie, kiedy to pracował na starym kutrze rybackim, gdzie stał na najniższym szczeblu drabiny. Później zaczął pracować na pirackim okręcie "Wolność" niejakiego kapitana Ekleiza, opiekował się tam działami. Pracując na tym właśnie okręcie poznał, a raczej przygarnął swojego Gnoblara Pięknego, który uwielbiał zakładać strój papugi i w nim zawsze towarzyszył Skgargowi podczas bitwy. Również podczas pracy na "Wolności" znalazł swój piracki strój w rozmiarze XXL. Pewnego dnia gdy "Wolność" przybiła do portu wysuniętego tak bardzo na północ, że widać było z niego szyty Gór Żałoby, Skgarg poczuł zew plądrowania więc przystąpił do bandy Draga Łupiciela, którą potem zostawił na rzecz Areny Śmierci. Eeee, żal tak wspominać dawne dzieje w samotności, wypadałoby tak przysiąść się do kogoś, tylko do kogo?. Gdy od stolika piratów przy palenisku dobiegły zwrotki szanty "Hiszpańskie Dziewczyny" Skgarg już wiedział do kogo.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

Obrazek
[ @byqu: nigdy nie wiesz, co robi twój czempion, kiedy akurat nie kombinuje ci czaszek do tronu :mrgreen: ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dość już internetu na ten dzień...]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Anast3r, dawaj lepiej kolejny kawałek tekstu. Jeżeli będzie trzeba, będę prowadził dalej rollplay sam ze sobą :evil: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

[ @matis: mutacja: osobowość wieloraka to jest to, co powinieneś wziąć :D zara coś rzucę. ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[ Dobra udało się wreszcie skończyć historię, zapraszam do czytania i mam nadzieję że nie popełniłem jakiejś grafomani, a slaaneshowatość nie zryje zbytnio mózgów :lol2: ]
[ Rolplej widzę, arcyciekawy :D ]

Podróż przez portal najpierw zmroziła wszystkie kości, by potem zalać niebywałym gorącem. Miało się wrażenie bycia ciągniętym gdzieś z nieprawdopodobną prędkością, a chwilę potem powolnego spadania. Na dobrą sprawę nie wiedzieli czy byli tam rok, miesiąc czy parę chwil.
Faktem było tylko, że zostali wyrzuceni gdzieś nocą na wzgórze z jakiegoś piasku. Co więcej, mimo że była to noc wciąż czuło się ciepło i przyjemną bryzę, a więc Pustkowia Chaosu definitywnie odpadały. I to właściwie wszystko co udało im się ustalić.
-Kurna, ale mnie bolą kości... napiłbym się czegoś. -warknął Zograth, szukając w piachu swojej buławy.
-Ja bym się za to przespał. Wymęczony jestem. -Sepphirion przeciągnął się w siodle węszącego w piasku Solhira.
-Idioci. -skwitowała Fey prowadząc konno te demonetki pozostałe z tuzina, które zabrali ze sobą, a nie zagubiły się w odmętach Domeny Chaosu- Trzeba znaleźć punkt zapisów. Naprawdę trzeba być tępym by nie widzieć że tuż obok jest miasto południowców.
Srebrnousta piękność pokręciła głową.
-Los Porto Maltese... -wyczytał niezdarnie Sepphirion, oglądając tablicę. W czasie najazdów liznął trochę Reikspielu i run południowców- ¡Hola!... co to ma być na wielkiego Slaanesha?
-Jeśli portal Ahtaara wypluł nas tutaj to nieprzyopadkowo. -Feyhlin wzięła delikatnie za uzdę Solhira i odjechała ku miastu z demonicami- Ja zajmę się jakąś ustronną od tych południowców kwaterą, a wy wielcy mężczyźni wymyślcie gdzie zapisać tego białowłosego bufona!

Zograth przeliczył pozostałe cygara w sakwie ukrytej pod gęstwiną swojej brody.
-Mam wrażenie, że ona naprawdę cię chyba nie cierpi.
-A ja mam wrażenie, że wręcz przeciwnie... typowe zachowanie "silnej i niezależnej" księżniczki... -czempion przez chwilę zapatrzył się za odjeżdżającą- Ale mniejsza z tym, masz pomysł gdzie mogą być te cholerne zapisy?
Krasnolud Chaosu pogładził się po brodzie.
-Po mojemu to bym se wypił. A zapisy to rodzaj interesu. A interesy można najlepiej robić tam gdzie jest dużo ludzi. A dużo ludzi jest tam gdzie alkohol. i tu wracamy do punktu pierwszego.
-Nie mamy czasu do stracenia, ruszmy się. -Sepphirion przeczesał palcami długie srebrne włosy i dziarsko ruszył przed siebie do budynku, który mógłby wyglądać na karczmę. Brzmiał też na karczmę, bo ktoś właśnie nucił stamtąd jakieś kosmate podśpiewki.
Czempion Slaanesha i Dawi Zharr ostrożnie weszli do środka, miarkując się, że takie dziwne indywidua zapewne spotkają się z wrogością. I wtedy ich uderzyło.
Ogrzy najemnik, Ork w spódniczce, zapijaczeni piraci z czterech stron świata, jakiś dziad wyglądający na pustelnika i... pulsacja piętna Slaanesha nie mogła się mylić, ten w kącie to na pewno elf. Do tego wszyscy akurat bawili się w najlepsze i głośno ryczeli coś co nazywali piosenkami przy nadmiernych ilościach alkoholu, które dostarczały dziewki służebne, zdaniem pobieżnej oceny Sepphiriona zdatne może do wzięcia od tyłu z nudów, albo przy założeniu worka na głowę.
W takiej kompanii nawet wysoki nieludzko piękny wojownik w jaskrawym pancerzu chaosu i smoliście czarny krasnolud nie byli nagradzani nawet minimum atencji. Sepphirion postanowił zmienić ten stan rzeczy. Siląc się na przypomnienie sobie poprawnego Reikspielu zagadnął pomocnicę karczmarza.
-Wina mierna kobieto, natychmiast! I kufla piwa dla mego przyjaciela. -spodziewał się wzbudzić w niej prawdziwy terror. Smagła panna o czarnych lokach tylko skinęła głową i odeszła za kontuar.
-Ej panie Wybraniec. Chyba znalazłem punkt zapisów. -Zograth szarpnął go za pelerynę i pokazał grubym paluchem jakiegoś skrybopodobnego chudzielca siedzącego za biurkiem. Sepphirion zapisał się, choć nie obyło się bez problemów lingwistycznych i trochę musiał wytłumaczyć na migi. Na przykład 'demoniczny rumak Slaanesha'. W końcu jednak formalnościom stało się zadość i ze świadomością, że Fey ich nie pozabija obaj usiedli przy stoliku, pijąc zamówione napoje. O dziwo bez konieczności zapłaty. Nie żeby oczywiście mieli czym, jednak czempion wydumał, że mogło to mieć związek z jakimiś przywilejami dla zawodników.
-Coraz bardziej mi się to podoba. -rzekł wypijając kielich wina. Podłego w smaku ale lepsze to niż nic- Ciekawe, czy narkotyki też tu mają... bo mam sporo do...
Wtedy ją ujrzał. Bladolica piękność w skąpym stroju dosłownie powalała. Dodawszy to z uwiązanym przy pasie biczem było to wszystkim, czego Slaaneshyta mógłby chcieć od życia. Wstał od stołu.
-Ej. Nie powinieneś wypytać się o innych zawodników? W końcu to twoi przyszli przeciwnicy.
-Słuszna uwaga. -Sepphirion od razu zauważył nieopodal jakiegoś człowieka w dość zawadiackim odzieniu, noszącego przy pasie rapier i jakiś sztylet. A że zajmował się on akurat jakąś pasjonującą opowieścią, skonstatował, że to pewnie jakiś miejscowy bajarz lub skald i zapewne wie co i jak. Podszedł więc do niego i spojrzawszy na niego z góry złapał go za kołnierz i uniósł na wysokość swoich czarnych oczu.
-Południowcu! Zali w stanie jesteś mi objaśnić, kimże jest ów ideał piękna przy tamtym stoliku? -wyrzucił w swoim najlepszym Reikspielu do nieco skołowanego kapitana von Drake.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

W jednej chwili nastrój przy stoliku zmienił się nie do poznania. Piraci sięgnęli po oręż, nawet Jegorow zamienił gitarę na topór, a że wszyscy byli już nielicho podchmieleni, mord wisiał w powietrzu. Skit obnażył zęby i warknął:
- Puść go, póki jeszcze masz ręce...
Sepphirion spojrzał nań, zaskoczony. TO umie mówić? pomyślał. Wprawdzie w swoim życiu spotkał - i zabił - wielu orków, ale jedyną okazją, przy jakiej dane mu było się z nimi komunikować, były krótkie polecenia wydawane zielonoskórym niewolnikom znajomych davi zharr.
- Zamilcz, prymitywny stworze - odparł wreszcie pogardliwym tonem - Mówiłem do twojego pana...
- Kurwa, to już za wiele - zielonoskóry szybkim ruchem zdjął zawieszony na ramieniu arkebuz i wymierzył w głowę Wybrańca.
Podobnie uczynili siedzący przy stole davi, po chwili ich śladem podążyła reszta kompanii. Brodaty towarzysz Sepphiriona nie pozostał dłużny, biorąc orka na muszkę swojego Blunderbussa.
- No? - warknął wściekle ork, najwyraźniej nie przejmując się, że w wypadku strzelaniny podzieli los przeciwnika - Jak będzie?
[ @inglief, wybacz, że tak bez pytania się za wybrańca wypowiadam, ale to żeby nie spamować jednolinijkowych postów :D ]
Ostatnio zmieniony 19 lip 2015, o 11:51 przez anast3r, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Skgarg podchodząc nierównym krokiem do stolika piratów, zauważył białowłosego mężczyznę w błyszczącym pancerzu chaosu, który trzymał jednego z piratów, zapewne kapitana, za kołnierz. Wszyscy inni natychmiast dobyli broni. Ogr podszedł do wybrańca bóstw Chaosu, chwycił w żelaznym uścisku za kark i powiedział.
- Proszę puścić kolegę. Nie wiesz, że nie wolno zabijać innych przed tą, noo.. Areną? - Wybraniec puścił pirata nie wiadomo, ze strachu czy z zwykłej ciekawości co stanie się później. Skgarg podniósł go na wysokość, jakby ten nic nie ważył, i odstawił go z powrotem metr dalej po czym wrócił do stolika piratów.
- Skgarg jestem, można się napić? - Przedstawił się Ogr.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

- Kanieczno! - odparł Jegorow, przysuwając nieoczekiwanemu wybawcy krzesło. Obrzucił potężnego ogra skonsternowanym spojrzeniem, po czym, tak dyskretnie, jak tylko się dało, dostawił obok drugie. Stwór z wdzięcznością opadł na siedzisko; meble skrzypieniem wyraziły swój protest przeciw obciążeniu. Przed nim od razu pojawiła się szklanka gorzały. W chwilę później od stołu znów niosły się słowa pieśni żeglarskich:
Okręt nasz wpłynął w mgłę i fregaty dwie
popłynęły naszym kursem, by nie zgubić się...
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

Docent
Pseudoklimaciarz
Posty: 22

Post autor: Docent »

Karczma , do której zamierzał Harald nie wyróżniała się niczym innym od pozostały karczmy , w których Harald zwykle bywał . Posiada jedno piętro , jest zbudowana z drewna , obok po lewej stronie znajdowała się stodoła dla wierzchowców.

Harald wkroczył do karczmy niosąc koszyk pomidorów pod pachą . Przechodząc przez drzwi w blasku lamp naftowych zauważył bandę uzbrojonych piratów , którzy mierzyli z swoje broni do białowłosego wojownika-zboczeńca chaosu . Jego wzrok szczególne obadał siedzącego Ogra .
- Nie mój problem – pomyślał Harald ucieszony wizją śmierci tego białowłosego pasożyta
Po chwili doszło do szamotaniny między jednym z piratów i -zboczeńcem . Na tą bójkę zareagował ogr, który wstał i podszedł do nich . Złapał -zboczeńca- podnosząc go do góry , coś do niego powiedział i upuścił na podłogę .
- Ciekawe ….... naprawdę ciekawe. – pomyślał Harald , spoglądając dyskretnie na ogra z ciekawością
Podszedł wolnym krokiem do stolika , stojącego przy schodach na górne piętro . Wskazując na pomocnika karczmarza , serdecznym gestem przywołał go do stolika .Był to młody,rudowłosy , piegowaty chłopak , który trzymał małą drewnianą tackę na kufle . Po jego chodzie i zachowaniu można stwierdzić , że chłopak jest czymś mocno przestraszony .
- W-wwww czym pomóc www-wielmożny Pp-Panie – powiedział z wytrzeszczem na twarzy
- Czy macie może gin ? - zapytał Harald
Po tych słowach , chłopak rozpłakał się i zmienił ton swojej wypowiedzi na błagalny
- Nie mamy Ginu , nie mamy go w sprzedaży !- jęknął chłopak
Harald rozejrzał się dookoła i upewnił się , czy nikt na niego spogląda
- Spokojnie chłopcze ….. ja tylko- rozpoczął spokojnie Harald
Kiedy Harald próbował chłopakowi wyjaśnić , że wszystko jest w porządku , wtedy chłopak przerwał jego wypowiedź .
- Wybacz mi Panie – uchyli głowę na znak pokory – ale nikt tego gów....gów...... gówna nie pije- odpowiedział nie pewny swojego losu chłopak
- Uspokój się – powiedział bardzo powoli - i zamknij się !
Chłopak wyprostował się i spojrzał na jego twarz .
- Niee spali pan za to karczmy ? - zapytał chłopak
- Jaaaaa ? - powiedział zakłopotany – Po co miałbym to robić ?
- No jaaaa , nooo wie Pan , nooooo – ciągnąc dalej chłopak – Większość osób , które chcą wziąć udział w Arenie Śmierci , zawsze chcą podpalić karczmę. – po czym dodał – Pan na takiego wygląda człowieka , który czerpie przyjemności z podpalania lub wysadzania różnych budynków .
-Serio !?? Czy to jest AŻ TAK WIDOCZNE? – pomyślał Harald pełen podziwu dla chłopaka
Chłopak otarł swoje łzy z twarzy i zaczął mówić z żalem w głosie
- Mój dziadek , pracował w takiej samej karczmie …... dopóki nie odbyły się zapisy do Areny Śmierci
- Co się stało ? - zapytał Harald
- Spłonął w pożarze , który został podłożony przez uczestników z poprzedniej edycji
- Eeeeeee …. przykro mi – powiedział niepewny swojego smutku Harald
- Później mój ojciec …..... też pracował w karczmie ….... takiej samej jak ta – robiąc DRAMATYCZNĄ PAUZĘ pełną emocji i napięcia – dopóki nie zjawili się gracze z poprzednich edycji
- Co się mu przytrafiło ? - później dodał do siebie mówiąc – Niech zgadnę ,też spłoną w karczmie , która została podpalona przez uczestników „konkursu”
- Skąd Pan wiedział ? - powiedział zaskoczony chłopak
- Dedukcja chłopcze – powiedział Harald pewnym głosem
- Że co ? - zapytał chłopak
- Nie ważne. – odrzekł zniechęcony dalszą rozmową
Chłopak podrapał się po głowie i nie wiedząc co odpowiedzieć , zaczął kontynuować swoją historię – Moje dwie siostry , też pracowały w takiej samej karczmie ….....dop
W tym momencie Harald nie wytrzymał i przerwał chłopakowi jego „ciekawą” wypowiedź
- Też spłonęły !?
- Nie, zatruły się nieświeżą żywnością z karczmy . - powiedział chłopak
-Ahaaa – robiąc zdziwioną minę :shock:
- Ahaaa – odpowiedział żywo chłopak
- Nooooo …..- proszą w swoich myślach żeby chłopak przestał opowiadać o swojej rodzinie
- Noooo, coś Panu podać , do picia , DO JEDZENIA ? - zapytał chłopak
- Nie , dziękuje ! - powiedział Harald
- Czy coś jeszcze Pan chce ?
- Tak , poproś karczmarza do mnie , muszę z nim porozmawiać .
Chłopak skinął głowę i poszedł w stronę karczmarza.
- No cóż …..... ten chłopak , jednak ma przesrane w życiu. – powiedział sam do siebie Harald zastanawiając się , jak wysoki będzie ogień bijący z tej karczmy
Po krótkiej chwili ,do niego podchodzi karczmarz .
- Proszę nie podpalaj mojej karczmy – powiedział z kruszonym głosem
- Nie jestem w tej sprawie – powiedział cichy głosem
- Nie ? - odpowiedział zainteresowany karczmarz
- Czy możemy gdzieś pójść na ubocze ? - po czym dodał mówiąc głośniej – Chciałbym zamówić pokój .
- Proszę tędy. – pokazał ręką na schody
Harald wstał od stolika i poszedł za karczmarzem , który go prowadził na górę
Otworzył pokój na górze i poprosił go do środka . Weszli do pomieszczenia , po czym karczmarz zamknął za sobą drzwi .
- W jakiej sprawie Pan przybył ? - zapytał ściszonym głosem
- Tydzień temu przybył do ciebie człowiek , który zostawił przesyłkę zaadresowaną dla „Emila Racy”
- Czy to Pan ?– zapytał karczmarz
Po chwili milczenia , Harald wyciągnął z sakiewki 5 srebnych monet ( monety z Reiklandu), wręczył go karczmarzowi i powiedział
- Pod Brenegą był wybuchowo . - powiedział Harald
- Jak bardzo ? - zapytał karczmarz oczekując odpowiedzi
- Tak bardzo , że niebo się paliło .
Po tych słowach , karczmarz wyciągnął małą kart z kieszeni i wręczył ją Haraldowi
- Pamiętaj o dyskrecji . - powiedział karczmarzowi , upewniając się czy zrozumiał
- Pamiętam – powiedział z powagą karczmarz
Wymienili między sobą spojrzenie , po czym wyszli z pomieszczenia i zeszli na dolne piętro .
- Mam nadzieje , że lokum panu odpowiada. - powiedział karczmarz
- Taaa. – odpowiedział oschle Harald
Poszedł do swojego stolika i usiadła z powrotem.Położy pod swoimi nogami koszyk pomidorów. Krzyknął do karczmarza żeby przyniósł do niego kufel z piwem . Karczmarz przyniósł piwo , położy je na stoliku i zapytał się
- Czy coś do jedzenia Pan sobie życzy ?
- Nie ! - powiedział raptownie, po czym dodał – Nie dziękuje , nie jestem głodny .
Karczmarz odszedł od stolika i zajął się swoimi sprawami . Harald pociągnął łyk piwa i sięgnął do kieszeni , aby sprawdzić zawartość treści przesyłki . Otworzył kartę i zaczął czytać treść .
Była to zaszyfrowana informacja , z której Harald dowiedział się , że mieście znajduje się kilka tajnych skrytek .W skrytkach został umieszczony sprzęt ,zapas żywności i broń .
- Bardzo dobrze – pomyślał Harald
Schował kartkę do kieszeni i pociągnął łyk piwa. Rozejrzał się dookoła i zauważył siedzącego człowieka , który trzymał przed sobą książkę . Na jego stoliku leżała kartka z podpisem „Zapisy do Areny Śmierci”. Harald spojrzał na człowieka i pociągnął kolejny łyk piwa .
- No dobra , czas zaczynać – pomyślał Harald
Wstał z swojego miejsca i poszedł się zapisać na turniej .

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Panowie, przypominam, że Von Drake ma prawie 190cm wzrostu i jest dość dobrze zbudowany. Do tego właśnie podeptałeś godność kapitana na oczach wszystkich. Ta zniewaga Krwi wymaga.
Sytuacja chcąc, nie chcąc się zagęszcza. :twisted: Proszę was, że jeżeli wasze postacie nie mają skłonności samobójczych, to żeby brały pod uwagę to, że obraza majestatu przywódcy przy jego podwładnych powinna skończyć się pojedynkiem lub srogim wpier...dolem. Dzisiaj do 24 dam większy tekst

Elfowi mogłem jeszcze wybaczyć zniewagę słowną, bo grupa nie traktuje go na serio. Inglief napisz mi na pw, na ile mogę sobie pozwolić przy wymierzaniu kary dla twojego chaośnika. A muszę to zrobić.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Matis pisze:[
Elfowi mogłem jeszcze wybaczyć zniewagę słowną, bo grupa nie traktuje go na serio. Inglief napisz mi na pw, na ile mogę sobie pozwolić przy wymierzaniu kary dla twojego chaośnika. A muszę to zrobić.]
[Możesz próbować. Niekoniecznie z pozytywnym skutkiem. Może w końcu uda Wam się karczmę spalić? :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Byqu ja już mam tu grubszą akcję zaplanowaną, tylko proszę uprzejmie, żebyście dali mi ją zacząć. Potem niech gra muzyka.]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dobra, dogadaj się z czempionem i rób swoje. Inni mieli szansę na włączenie się do zabawy.
Oficjalnie zamykam zapisy na Arenę numer 37!
Jeszcze dziś przyznam dwie miksturki, zaś jeden z Was przejdzie do ćwierćfinałów po walce z botem.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[ Spoko, Anast3r. Gadki mogą być, tylko żebyśmy nie zabrnęli za daleko w granie czyimiś postaciami.]

Ledwie ogr zdążył puścić zaskoczonego Sepphiriona, gdy tuż przy jego oczach błysnęła zakrzywiona smuga srebra, piekielnie ostrą końcówką długiego bękarta ledwie dotykając czybka ogrzego nochala. Czempion Slaanesha przygładził zmierzwioną grzywę wolną ręką i zacisnął zęby z gniewu.
-Jeszcze raz ważysz się tknąć moich włosów ty przepasiona góro bezmóżdża, a pożegnasz się z tymi brudnymi, spoconymi łapskami paluch po paluchu zanim jeszcze twój mały móżdżek zdąży to zarejestrować. -wypalił lodowato chaosyta, gotów w każdej chwili puścić w taniec swoją śmiercionośną klingę.
-Ale mu powiedział, heh. -Zograth napił się piwa, obserwując znad lufy opuszczonego już Blunderbussa rozwój wydarzeń.
-Mam nadzieję, że spotkamy się na Arenie w pierwszym pojedynku, bym mógł nauczyć cię, co znaczy raz obrazić czempiona. -Sepphirion rozszerzył nieco zwężone oczy i chowając do długiej pochwy zakrzywioną brzytwę podszedł do kapitana von Drake, lekko skłaniając głowę- Wybacz mi tę impertynencję, południowcu. Naprawdę nie miałem pojęcia, że jesteś jednym z zapisanych na ten turniej. Prawdę powiedziawszy to obejrzawszy resztę, wydajesz się być jednym z rozważniejszych indywiduów.
Francis von Drake wydał krótkie, zirytowane "hmpf", zadzierając głowę i poprawiając swoją apaszkę, zawiązaną na zdobnej krezie.
-Umyślnie czy nie, powaga kapitańska i nieskazitelny strój zostały naruszone. Bądź pewien, że będę szukał satysfakcji, jak mawiają na Albionie: one way or annother.
Sepphirion uśmiechnął się.
-Więc jestem do usług, na Arenie i poza nią.
Powiedziawszy to przysiadł się z powrotem do Zogratha, już zaczynającego drugi kufel.
-Widzę, że nie poszedłeś do ich towarzystwa?
-Żartujesz? -Dawi Zharr splunął piwem w brodę- Pić z orkiem? Niewolniczym bydłem? Co prawda straciłem K'daaia i włóczę się z czempionem pokręconego boga oraz jego babską eskortą by zarobić na nowego, ale tak nisko to jeszcze nie upadłem. Poza tym...
Tu brodacz postukał się w żelazne puzderko cygar pod brodą.
-Znam ja człeczyny, to chciwe i podłe bestie, prawie tak jak my. Zobaczą tacy, że masz cygara i zaraz każdy będzie się chciał częstować, nieroby chędożone, wszystko by za darmo chcieli. Jak studiowałem metalurgię demonologiczną w Zharr Nagrund to za darmo mogłeś dostać ołowiem w twarz. A i to nie zawsze.
Sepphirion znów kończąc swe wino i przyglądając się ciekawie nieznanej sobie pięknej kobiecie, w rzeczywistości będącej wampirzycą o imieniu Nadia zauważył, że przez drzwi wszedł jakiś kapelusznik, obrzucający go pogardliwym spojrzeniem. Wybraniec odwzajemnił je dwakroć bardziej obelżywym. Lata praktyki.
-Zamówię następną kolejkę. Korzystajmy, póki Feylhin nadal jest zajęta szukaniem nam kwatery.
-Pijmy spokojnie, tym bardziej, że za darmo. W ludzkim mieście chyba ciężko znaleźć lokum dla wielkiego wężowego demona i ośmiu demonic-uwodzicielek.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Słońce powoli zachodziło za horyzontem, sprawiając ze ulice mieniły się na złoto, co nadawało miastu specyficzny charakter.
Straż miejska otoczyła dom burmistrza. Sam Señor stał na przeciwko głównego wejścia, dzierżąc zdobiony rapier. Na głowie miał swój elegancki cylinder. Obok niego stał kapitan Rodrigo. W oknie na pierwszym piętrze czatowało dwóch strzelców. Byli to Jim i Tim, nowi członkowie załogi, ubrani w czarne mundury. Pierwszy wychylił lekko głowę i obserwował to co działo się na rynku.
- Co robimy Tim?
- Nie jestem pewien Jim... Kapitan kazał nam pilnować domu do czasu powrotu reszty załogi i strzelać do każdego, kto przekroczy ten smieszny wzorek z kostki, który jest tam na placu.
- Dobra, to ja będę gadał a ty w razie czego strzelaj.

Gdy już halabardnicy się rozstawili, burmistrz i Rodrigo stanęli tuż przed wyznaczoną przez Francisa linią.
- W imieniu prawa nakazuję wam opuszczenie tego domostwa i poddanie się bez walki!!! Krzyczał kapitan.
- Nie ma takiej opcji!!!
- W takim razie weźmiemy haciendę szturmem!
- Nie odważycie się, mamy córkę zarządcy miasta!! Odejdźcie a nie stanie się jej żadna krzywda!!!

Burmistrz znów zrobił się czerwony jak burak, emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i dziarskim krokiem ruszył w stronę drzwi.
- Skurczybyk, przeszedł linię!!! Tim strzelaj kurwa!!
- Ale jak mam strzelać, daj mu najpierw jakieś ostrzeżenie!
- No dobra. Proszę się zatrzymać bo będę strzelał!!!

Burmistrz nie zwrócił na to uwagi, był już prawie w połowie drogi do drzwi.
- No dobra, skoro się nie zatrzymał to strzelam.
Jim wycelował i pociągnął za spust. Chmura białego dymu przysłoniła okno. Kula poszybowała ze świstem i dosięgnęła celu. Trafił idealnie w cylinder, strącając go z głowy urzędnika, który skulił się ze strachu.
- O kurwa!!!! Stary, to było niesamowite!!! Strąciłeś mu z głowy kapelusz!!!
Strzelec odłożył broń i popatrzył ze wstydem na towarzysza.
- Tylko, że ja celowałem w kapitana, który stał z dziesięć metrów dalej....
- Na cycki Shallyi, chędożyć to!!! Popatrz na to, cofają się!! Zadziałało!

I tak było w rzeczywistości, na rozkaz czołgającego się burmistrza, wszyscy gwardziści zaczęli się wycofywać do bocznej uliczki.
- To było tylko ostrzeżenie!!! Rzucił im na odchodne Jim.
Oddział ustawił się w kolumnie na trzy rzędy szeroką i dziesięć szeregów długą. Zasapany señor stał naprzeciwko nich, z boku podtrzymywał go Rodrigo.
- Panie, wrócimy tu w nocy i weźmiemy ich z zaskoczenia, na razie załatwmy sprawę w portowej karczmie. Ci wszyscy awanturnicy stanowią zbyt duże zagrożenie dla porządku publicznego! Musimy ich powstrzymać przed wyrządzeniem większej ilości szkód!
- No dobra, Von Drake osobiście mi za to wszystko zapłaci, Za mną!!

W tym czasie w karczmie atmosfera wciąż się zagęszczała. Po małym incydencie z czempionem najbardziej perwersyjnego ze wszystkich bogów chaosu, i pomimo jego przeprosin Francis nie mógł usiedzieć w miejscu. Na samym początku Grog musiał go trzymać w swoim żelaznym uścisku, by ten nie usiekł z miejsca wybrańca bogów. Po kilku głębszych, w końcu udało mu się uspokoić.
- Dobra, już jestem spokojny, możesz puścić moja rękę Grog... Ogr spojrzał na krasnoludy, te kiwnęły twierdząco głowami. Kapitan był wolny.
- No w końcu! Ale nie zamierzam tego tak zostawić. Zostaje tylko pojedynek!
- Ale Sir!!
Wyrwał się Dain. - Przecież to jeden z zawodników.Nie może go pan teraz zabić!!
- I nie zamierzam. Będziemy walczyć jak prawdziwi mężczyźni, na pięści!!

Von Drake powstał i dziarskim krokiem podszedł do stolika, przy którym siedział jego adwersarz. Wszystkie oczy w karczmie zwróciły się w ich stronę, rozmowy ucichły, dało się słyszeć tylko szepty z różnych stron, od zaniepokojonych gości.
- Pomimo twoich przeprosin psie chaosu, nie mogę tego tak zostawić. Znieważyłeś moją osobę i mundur. Wyzywam cię na pojedynek!!! Tu cisnął swoje rękawice na stół.
Wybraniec powstał i stanął na przeciwko niego. Ich spojrzenia się spotkały.
- Przyjmuję wyzwanie człowieku. Ale wiedz, że zgodnie ze starym Bretońskim zwyczajem trzeba uderzyć wyzywanego rękawicą w twarz, by było to ważne. O tak! Chwycił skórzane rękawice Francisa i zdzielił go nimi w twarz. Pirat nawet się nie skrzywił, jego jastrzębi wzrok wciąż był wbity w swoją zwierzynę.
- Dobrze więc, skoro tak stawiasz sprawę pomiocie chaosu. Podniósł ze stolika pancerną rękawicę i trzasnął nią wybrańca w twarz. Morda wojownika odskoczyła delikatnie w bok. Z kącika jego ust popłynęła stróżka krwi. Uśmiechnął się pod nosem.
- Dziewki biją mocniej od Ciebie. Na co się pojedynkujemy?
- Będzie to pojedynek na gołe pięści, pierwszy, który upadnie lub się podda przegrywa.
- Dobrze więc, zaczynajmy.


Obaj odpięli pasy z bronią. Grog dostał wyjątkowo odpowiedzialne zadanie strzeżenia Ultimo Suspiro oraz dwulufowego pistoletu.
Davi Zharr dostał do rąk dłógi srebrny miecz.

Rozsunięto stoliki i utworzono prowizoryczny ring po środku karczmy. Wszyscy goście ustawili się dookoła, część obstawiała wynik walki. Zawodnicy ustawili się po przeciwnych stronach, ich kompani robili za sekundantów, mieli pilnować by nikt nie oszukiwał i żeby obyło się bez ofiar. W końcu karczmarz uderzył stalowym tłuczkiem do ziemniaków w pokrywę od gara, walka się rozpoczęła. Francis miał utrudnione zadanie, gdyż jego przeciwnik startował w pełnej zbroi, której nie mógł ściągnąć. Pozostawało tylko liczyć na to, że jego mięśnie będą równie twarde i wytrzymają nawałę ciosów. Obaj krążyli po ringu. Badali się, czekali aż któryś straci czujność. Pierwszy ruszył slaneshyta. Wyskoczył z wykrocznej nogi. Wyprowadził w powietrzu dość słaby cios lewą ręką, Von Drake z łatwością przyjął go na gardę, wtedy odsłonił delikatnie głowę, by przygotować się do kontry. Bomba z prawej ręki spadła niczym grom z jasnego nieba ciskając piratem o drewniany słup. Dało się słyszeć trzask łamanego nosa i pękającego drewna, lub na odwrót. Nie było czasu na przejmowanie się bólem, bo w jego stronę ponownie napierał slaneshyta. Kapitan uchylił się w lewą stronę, pod prawym sierpowym i wyprowadził solidnego haka w podbródek przeciwnika. Oszołomiony długowłosy, zrobił kilka kroków do tyłu starając się zrobić porządną gardę. Domagający się satysfakcji wojownik napierał wyprowadzając kolejne ciosy. Tłum wykrzykiwał imiona zawodników, starając się tym sposobem dodać sił swoim faworytom. Sepphirion kopnął w brzuch dowódcę kompani, by zrobić sobie trochę miejsca. Gdyby nie napięte mięśnie i wypuszczone powietrze, to był by już koniec walki. Teraz obaj okładali się po mordach jak dzikie zwierzęta. Alkohol i furia sprawiły, że ból w tym momencie dla nich nie istniał. Cios, blok, cios, blok. Wymiana "uprzejmości" trwała w najlepsze. Krew sączyła się ze zdartych knykci, leciała też drobnymi stróżkami z warg i rozbitych nosów. Żaden z nich nie był w stanie zdobyć przewagi, po kolejnym zablokowanym prostym, Francis okręcił się na pięcie, by na prostej ręce przywalić pięścią z obrotu w mordę przeciwnika. Nie przewidział, że on pomyśli o tym samym. Trafili jednocześnie. Obaj włożyli w to całą swoja siłę i gniew. Pod wpływem potęgi wyprowadzonego podwójnego ciosu, pędu i alkoholu który płynął w ich żyłach, padli na ziemię w tym samym czasie. Na sali zapanowała cisza.
- Remis!! wykrzyczał Skit. - Kurwa Remis, Całe złoto moje pizdeczki, dawać hajs!! Kiedy wszyscy ocknęli się z szoku, jaki wywołał wynik pojedynku, rozległy się głośne brawa, bowiem było na co popatrzeć. Ustawiono z powrotem stoliki, trochę już spokojniejszy karczmarz wtoczył kolejna beczkę piwa dla kompanii siedzącej przy największym stole. Przyniósł też miskę z lodowatą wodą i szmatę do zrobienia okładów.

Francis i Sepphirion spojrzeli sobie w oczy jeszcze raz.
- Kiedy zmierzymy się na arenie, zbroja cie nie ochroni tak jak teraz. Zapamiętaj to sobie.
- Nie zdołasz jej nawet zadrapać człowieku.


Wojownicy już nic więcej nie mówili, odwrócili się na piętach i odeszli do swoich towarzyszy.

Znów rozbrzmiały śpiewy, a alkohol lał się litrami. Nikt nie przeczuwał tego, co miało się wydarzyć...

[O 24.00-1.00 napiszę kolejny post, który rozpocznie burdę. W tym czasie ciskajcie dalej rollplay i integrujcie się w dobrym tego słowa znaczeniu :D W końcu sojusze to podstawa :wink: ]
Ostatnio zmieniony 19 lip 2015, o 19:48 przez Matis, łącznie zmieniany 1 raz.
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

- Dobrze panie von Drake, dobrzeście mu przysolili, temu kutasowi. Ja mu próbowałem kurturarnie czy jak to się tam u was mówi, że przed Areną nie lza zabijać uczestników, a on mi tu z bezmózgiem i kosą jakową wyjeżdża. Jak chce się bić w pierwszym pojedynku to próbować może. No ale fakt, faktem, że ładną ma te kłaki. - Ciągnął swój wywód na temat zeszłej sytuacji Ogr, w tym czasie mały gnoblar siedzący na ramieniu wielkoluda pokazał środkowy palec mówiący więcej niż tysiąc słów.
- Haa, dobrze goblasie czy inny stworze tak im pokazuj!! - Wykrzyknął nagle Skit.
Co? A zresztą nieważne, napijmy się piwa. - Zakończył rozgrzebywanie ostatniej zatarczki Skgarg.
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
anast3r
Wałkarz
Posty: 74
Lokalizacja: Puławy/Warszawa

Post autor: anast3r »

- Remis! Kurwa remis! Całe złoto moje, pizdeczki, dawać hajs! - uradowany głos orka zabrzmiał idiotycznie głośno w ciszy, jaka zapadła po zakończonym pojedynku. Zadziałał jak kubeł zimnej wody wylany na widzów; wokół ponownie rozległy się rozmowy, brzęknęły kufle i szklanki.
Dwaj davi siedzący przy stole zaklęli cicho po krasnoludzku, supłając z mieszków błyszczące złote monety. Każdy z nich postawił na innego z zawodników, żeby w razie czego zawsze wyjść na plus, takiego obrotu spraw jednak mało kto się spodziewał.
Poza orkiem, oczywiście.
Skit tryumfował, ściągając kolejne należności. Aby pozostać w zgodzie z chlubną tradycją orkowej skromności (czy też raczej jej braku) przechwalał się głośno i drwił z pokonanych.
- W sumie... - rzucił wreszcie, chcąc jeszcze bardziej pognębić swych kompanów - Ja coś czuje, że dzisiaj szczenście to mie sprzyja. Co wy powiedzą na karty? - wyciągnął z cholewy buta potwornie sfatygowaną talię, która wyglądała, jakby obejrzała sobie z bliska niejedno pole bitwy, szczególną uwagę poświęcając błotu, kałużom i krwawiącym zwłokom.
Propozycja spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem i po chwili cała piątka - Skit, jego oficerowie oraz dwóch davi - zajadle rżnęła w brydża, czy też coś, co za brydża mogłoby uchodzić, gdyby uczestnicy zdawali sobie sprawę, iż jest to gra dla czworga.
- Ha! Patałachy - ryknął Dain, przejrzawszy ze zmarszczonym ze skupienia czołem swoje karty - Kareta!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Niedługo później partia przerodziła się w zajadłą sprzeczkę, gdy Drain zagrał drugiego asa pod rząd.
Zarzewiem konfliktu był fakt, iż pan Smith trzy miał już podówczas na ręku.

[ ogłoszenia świątynne: na prośbę szlachetnego pana gieema skit od dziś wraca do upośledzonej składni i okrutnego katowania gramatyki. miłego rozszyfrowywania "ocomukurwachodziło" :P ]
Obrazek

>IF A HERETIC, A XENO AND AN ORC JUMP OFF THE CLIFF, WHO IS TO WIN?
>I HARDLY HAVE AN IDEA, BROTHER.
>THE IMPERIUM.

ODPOWIEDZ