![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
-Schneller!-ryczał dowódca.
Rzucili się wszyscy do szaleńczego biegu, on i reszta oddziału, ciężki karabin który niósł w dłoniach ciążył mu niemiłosiernie, nogi grzęzły w błocie. Siekący desz zalewał mu twarz, grzmoty i jasne rozbłyski błyskawic dezorientowały. Sprintowali do murku, cały czas wyglądając na balustradę. Na całe szczęście pieciu obecnych tam marines było zajętych zupełnie czym innym.
Grzali ze swoich maszynowych karabinów, do pięciu Etolies które z bitewnym śpiewem na ustach szarżowały na ich pozycję. Na całe szczęście byli to zwykli, prości rekruci. Większosć ich pocisków nawet nie drasnęła dzielnych wojowniczek. Wystrzały z ich M50 mieszały się z błyskami, zlewając się w jedno.
Byli już zaledwie kilka kroków od murku który moknął w strugach zimnego deszczu , gdy zza balustrady, wychnęła gigantyczna postać. Kolos miał nie ponad dwa metry wzrostu, po jego nagich, umięśnionych ramionach spływały krople wody, w dłoniach trzymał dwa miniguny.
Tyle przynajmniej zdążył zauważyć. W następnej chwili rozległ się ogłuszający, toczący krew z uszu ryk luf, które zaczęły obracać się w szaleńczym tańcu. Hussar obok krzyknął, ale grzmot zagłuszył jego agonię. Odleciał dwa metry do tyłu, tocząc krew z licznych ran, pokonany miażdżącą siłą ognia. Kolejny z żołnierzy Bauchausu, przewrócił się gwałtownie, z jego pancerza posypały się iskry, on sam jęknął, ale chyba wytrzymał.
Dopadli osłony. Ale to bynajmniej ich nie uratowało. Grad pocisków który ich zasypał, stalowy, śmiercionośny deszcz ołowi prześlizgnął się po murku który zatrząsł się, posypał się z niego pył, kolejny z żołnierzy poleciał do tyłu, gdy pocisk przebił osłone.
Hussar nie czekał, wychlnął zza osłoony i przycelował. Nacisnął spust, poczuł jak ramie odlatuje mu do ryłu, z karabinu z sykiem wyleciały niebieskie, świetliste pociski plazmy. Oszałamiająco jasne w ciemności groty uderzyły w kolosa, z hukiem rozbiły się na jego pancerzu, gdzieś w oddali rozległ się grzmot.
Olbrzym odwrócił się w jego stronę i hussar padł na ziemię. To uratowało mu życie. Setki pocisków, z obracających się luf roztrzasało większość muru który oddzielał go od nieuchronnej śmierci.
W tej samej chwili ktoś przebiegł obok nich... to była Valerie biegnąca z dwoma jasnymi plazmowymi ostrzami. Przeskoczyła murek, pognała dalej, zdawało się że płynęła w powietrzu. Jej stopy niemal nie dotykały ziemi, a ona sama biegła z zawrotną prędkością. Szykowała się już do skoku na balustrdę, kiedy miniguny zwróciły się w jej stronę.
Rozległ się oszałamiający huk, iskry poleciały na wszystkie strony a Valerie rzuciło do tyłu, rąbnęła głucho o murek jęknęła i skonała.
Hussar zawrzał z wściekłości widząc jak umiera jego dowódczyni. Wychlnął zza muru, przycelował i strzelił. Trzy pociski poleciały w stronę kolosa, przed jednym zdołał się uchylić. Drugi uderzył go w ramię, przebił je na wylot, ale olbrzym nawet się nie zachwiał. Trzeci rozbił się na jego pancerzu.
Inny z żołnierzy Bauchausu również wystrzelił, jego pociski wbił się w tułw kolosa który spłynął krwią. Ale ten wciąż stał, co gorsza ponownie skierował w ich stronę ścianę ognia. Hussar który przed chwilą postrzelił go w tułw poleciał do tyłu, padł na ziemię i umarł. Rozległ się huk błyskawicy, zostało ich już tylko dwóch. Hussar spojrzał na swojego towarzysza, tamten ściskał w swoich dłoniach załadownego pancerfausta. Skineli głową, rozumiejąc się bez słów. Żołnierz Bauchausu uzbrojony w karabin wychlnął zza osłony, i strzelił serią w olbrzyma, skupiając na sobie jego uwagę. Drugi wstał z kolan, przycelował i wystrzelił z przeciwpancernej broni.
Pocisk wyleciał z bazukki ciągnąc za sobą strumień dymu i uderzył w kolosa. Rozległ się huk, głośniejszy od grzmotów, oślepiająco eksplodował ogień, całą balustradę skrył dym. Usłyszeli głuchy trzask upadającego miniguna.
Odetchnęli oboje z ulgą, a wtedy spośród kłębów szarego oparu wystrzeliły pociski. Hussar uzbrojony w pancerfausta poleciał cztery metry do tyłu, przygwożdżony niepojętą siłą ognia. Z jego ciała została jedynie krwawa miazga.
Kolos stał. Wytrzymał. Jego pancerz był zniszczony, jedno ramię broczyło krwią, twarz była osmalona a jednej z dłoni brakowało palców.
A mimo wszystko stał.
Kto to kurwa jest?-pomyślał ostatni z Hussarów, rozpaczliwie płaszcząc się zza osłoną która trzezszczała w szwach, wokół latały odłamki i rykoszety.
To już jest koniec-zdał sobie sprawę gdy pocisk rozorał mu brzuch, przewrócił się na ziemię, pancerz zalewała mu posoka.
Olbrzym stał tam, w strugach deszczu na tle błyskawic. Już celował w niego minigunem. Hussar spojrzał w jego bezlitosne, zimen oczy. Kolos nacisnął spust. Lufa obróciła się, zatańczyła w jego rękach, ale ani razu nie wystrzeliła.
Brak amunicji zaksoczył Olbrzyma tak samo jak żołnierza Bauchausu. Stali przez chwilę, mierząc się wzrokiem, a potem w jednej chwili Hussar ostakiem sił podniósł karabin. Wrzała w nim wściekłość za poległych towarzyszy broni, zimny gniewm który dał mu siłę na zemstę. Wiedząc iż nie może spudłować, nacisnął spust.
Jasny, świetlity pocisk rozciął ciemność, zalewając wszystko niebieskim światłem. A potem urwał kolosowi głowę. Jego gigantycznę ciało zwaliło się przez balustradę, spadło w dół, roztrzaskało się na ziemi.
A Hussar skonał od odniesionej rany.
Wszelkie opinie (zwłaszcza krytyczne) mile widziane
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)