Arena of Death nr 5
jaki lol mój paladina jaki piwożłop i obszczymur zabija,,,
a hobgoblin to mój idol
a hobgoblin to mój idol
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Istota w klatce wyła z nienawiści do wszystkiego. Złapano go i przewieziono do zbiorowiska istot którą niegdyś był. Axeheart teraz nienawidził ich wszystkich. Najchętniej by zabijał zabijał zabijał a potem wypił ich krew. Ale nic nie mógł zrobić. Był w klatce bezsilny a na dodatek dookoła niego na podwyższeniu siedzieli ludzie mnóstwo ludzi. Gdyby tylko mógł ich zabijać. Ugasiłby w sobie pragnienie mordu i krwi.
Manfred spokojnie wyszedł na piasek. Był weteranem i ekscytacja przed bitwami dawno go opuściła. Dobył swoich długich mieczy a te zapłonęły ogniem. Najemnik jakich wielu. Oto co widziano w nim w tym miejscu. Po tej walce będzie zwycięscą. A chwały potrzebował równie mocno jak złotych koron. Ostatecznie, burza chaosu się skończyła i większość najemników udała się tam gdzie zawsze znajdowałą zatrudnienie. Do Tilei albo do księstw granicznych. Arena będzie małym urozmaiceniem- pomyślał Manfred. Dobył buteleczki i łyknął solidnie z niej. Była to mikstura którą kupił od jednego magika. Podobno miała go wzmocnić. Rzeczywiście poczuł się silniejszy.
Rozległ się gong. Sznurek przywiązany do klatki został szarpnięty ręką nadzorcy z bezpiecznej odległości i nagle Axelheart odkrył że jest wolny. Ryknął i wypadł z klatki. Oczywiście jego oczom ukazał się samotny człowiek na środku kręgu piaskowego. Nie ważne. Axelhert musiał zabić i tam popędził. Dopadł i szarpnął pazurami ryjąc nimi ciało i zbroję Tileańczyka którego odrzuciło metr w tył. Z ciosem przypłynęła adrenalina. Manfred na szczęście był ciężko opancerzony bo mógłby tego ciosu nie przeżyć. Wypuścili na niego jakiegoś potwora ale to zwykły zwierzak. Najemnik zrobił krok w przód rąbiąc kreaturę chcącą zbliżyć się do niego. Rozszedł sięswąd palonego ciała i teraz Axelheart się cofnął rycząc z bólu. W jego piersi dymiła osmalona bruzda. Przezwyciężył jednak instynktowną obawę przed ogniem i rzucił się ponownie z zawziętością na swego przeciwnika . Dopadł Manfreda w długim skoku i powalił na ziemię. Rwał pazurami i gryzł zanim z ciałą nie pozostało zbyt wiele poza ochłapami mięsa. Makabryczne widowisko wzbudziło spory entuzjazm. Nieczęsto na arenie rozrywano kogoś na sztuki. Axelheart nie nacieszył się długo zwycięstwem bowiem zamroczyło go nagle. Nadworny czarodziej założył zaklęcie snu na niego.
Manfred spokojnie wyszedł na piasek. Był weteranem i ekscytacja przed bitwami dawno go opuściła. Dobył swoich długich mieczy a te zapłonęły ogniem. Najemnik jakich wielu. Oto co widziano w nim w tym miejscu. Po tej walce będzie zwycięscą. A chwały potrzebował równie mocno jak złotych koron. Ostatecznie, burza chaosu się skończyła i większość najemników udała się tam gdzie zawsze znajdowałą zatrudnienie. Do Tilei albo do księstw granicznych. Arena będzie małym urozmaiceniem- pomyślał Manfred. Dobył buteleczki i łyknął solidnie z niej. Była to mikstura którą kupił od jednego magika. Podobno miała go wzmocnić. Rzeczywiście poczuł się silniejszy.
Rozległ się gong. Sznurek przywiązany do klatki został szarpnięty ręką nadzorcy z bezpiecznej odległości i nagle Axelheart odkrył że jest wolny. Ryknął i wypadł z klatki. Oczywiście jego oczom ukazał się samotny człowiek na środku kręgu piaskowego. Nie ważne. Axelhert musiał zabić i tam popędził. Dopadł i szarpnął pazurami ryjąc nimi ciało i zbroję Tileańczyka którego odrzuciło metr w tył. Z ciosem przypłynęła adrenalina. Manfred na szczęście był ciężko opancerzony bo mógłby tego ciosu nie przeżyć. Wypuścili na niego jakiegoś potwora ale to zwykły zwierzak. Najemnik zrobił krok w przód rąbiąc kreaturę chcącą zbliżyć się do niego. Rozszedł sięswąd palonego ciała i teraz Axelheart się cofnął rycząc z bólu. W jego piersi dymiła osmalona bruzda. Przezwyciężył jednak instynktowną obawę przed ogniem i rzucił się ponownie z zawziętością na swego przeciwnika . Dopadł Manfreda w długim skoku i powalił na ziemię. Rwał pazurami i gryzł zanim z ciałą nie pozostało zbyt wiele poza ochłapami mięsa. Makabryczne widowisko wzbudziło spory entuzjazm. Nieczęsto na arenie rozrywano kogoś na sztuki. Axelheart nie nacieszył się długo zwycięstwem bowiem zamroczyło go nagle. Nadworny czarodziej założył zaklęcie snu na niego.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Kolejna walka i kolejni zwycięzcy. Taka była arena. Teraz kolejnych dwóch przeciwników stanęło naprzeciw siebie. Posępny i ponury Angelus naprzeciw wojownika chaosu Kapstrupa.
Gdy tylko Angelus ujrzał rycerza chaosu załonęły w nim ogniki gniewu i stare rany się otworzyły. Żona, dzieci, tacy jak on byli przyczyną jej utraty. Im więcej zabijał sług chaosu tym bardziej czuł że świat jest bezpieczniejszy i musi być więcej ludzi tak samo jak on ze złamanym życiem. Pragnął dołączyc do ukochanej Emily i małego Heinricha oraz Kurta gdziekolwiek są teraz, ale miał coś jeszcze do zrobienia. Misję a nią było zabicie jak największej liczby wyznawców mrocznych bóstw. A oto jeden z nich stal przeciw niemu.
Kapstrupa nie obchodziły oczywiście przemyślenia Angelusa. Ba nawet o nich nie wiedział ale z gdyby wiedział z chęcią by nawet pomógł gdyby mógl Angelusowi w jego misji. Liczył że spotka się z innym czempionem chaosu lecz trudna rada. Musiał zadowolić się tym co miał. Liczyło się zwycięstwo i je osiągnie.
Rozbrzmiał gong i ruszyli na siebie. Wpierw uderzył Kapłan Sigmara swym wielkim młotem. Był szybszy. Niestety spudłował szeroki zamach trafił powietrze. Wykorzystał to Kapstrup zadając potężny cios dwuręcznym toporem. Źle wymierzył i z tym samym rezultatem broń przeszła obok kapłana. Angelus zaatakował z boku. Ten cios Kapstrup przewidział i ustawił się bokiem i broń kapłana znów nie dosięgła przeciwnika. Rycerz Malala oddał cios tym razem celny. Topór przebił zbroję płytową i głęboko zranił Angelusa aż ten zgiął się w pół. Mając wiarę w Sigmara silną, Angelus nie mógł pozwolić pokonać się przeciwnikowi sludze chaosu. Z okrzykiem „SIGMAR!” zmobilizował się u uderzył na z sił które mu pozostały pchnięciem młota. Nie był jednak w stanie już prawidłowo wykonać uderzenia. Młot wypadł mu z martwiałych rąk. Kastrup kopnął Angelusa i teraz ten wylądował na plecach nie mogąc się podnieść. Ostatni cios Topora dokończył sprawę. Kapstrup triumfował. Publiczność ryczała radośnie. Arena trwała dalej.
Gdy tylko Angelus ujrzał rycerza chaosu załonęły w nim ogniki gniewu i stare rany się otworzyły. Żona, dzieci, tacy jak on byli przyczyną jej utraty. Im więcej zabijał sług chaosu tym bardziej czuł że świat jest bezpieczniejszy i musi być więcej ludzi tak samo jak on ze złamanym życiem. Pragnął dołączyc do ukochanej Emily i małego Heinricha oraz Kurta gdziekolwiek są teraz, ale miał coś jeszcze do zrobienia. Misję a nią było zabicie jak największej liczby wyznawców mrocznych bóstw. A oto jeden z nich stal przeciw niemu.
Kapstrupa nie obchodziły oczywiście przemyślenia Angelusa. Ba nawet o nich nie wiedział ale z gdyby wiedział z chęcią by nawet pomógł gdyby mógl Angelusowi w jego misji. Liczył że spotka się z innym czempionem chaosu lecz trudna rada. Musiał zadowolić się tym co miał. Liczyło się zwycięstwo i je osiągnie.
Rozbrzmiał gong i ruszyli na siebie. Wpierw uderzył Kapłan Sigmara swym wielkim młotem. Był szybszy. Niestety spudłował szeroki zamach trafił powietrze. Wykorzystał to Kapstrup zadając potężny cios dwuręcznym toporem. Źle wymierzył i z tym samym rezultatem broń przeszła obok kapłana. Angelus zaatakował z boku. Ten cios Kapstrup przewidział i ustawił się bokiem i broń kapłana znów nie dosięgła przeciwnika. Rycerz Malala oddał cios tym razem celny. Topór przebił zbroję płytową i głęboko zranił Angelusa aż ten zgiął się w pół. Mając wiarę w Sigmara silną, Angelus nie mógł pozwolić pokonać się przeciwnikowi sludze chaosu. Z okrzykiem „SIGMAR!” zmobilizował się u uderzył na z sił które mu pozostały pchnięciem młota. Nie był jednak w stanie już prawidłowo wykonać uderzenia. Młot wypadł mu z martwiałych rąk. Kastrup kopnął Angelusa i teraz ten wylądował na plecach nie mogąc się podnieść. Ostatni cios Topora dokończył sprawę. Kapstrup triumfował. Publiczność ryczała radośnie. Arena trwała dalej.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Pod porcelanową maską nie widać było twarzy. Czempion Nurgla mamrotał coś do siebie niezrozumiale starając się powstrzymać głód. Zasmakował mocno w ludzkim mięsie ale z jakiś powodów odmówiono mu tego tutaj na arenie i dobitnie ostrzeżono że próby takich praktyk źle się skończą. Był w złym humorze a do tego jeszcze dano mu za przeciwnika jakąś żabkę niewielkiej postury. Ah chyba że tym razem mu pozwolą sobie go zjeść. W końcu nie był to człowiek tylko żabka. No może nie tu na arenie tylko w jego pokoju po walce. Zoltan rozmarzył się.
Dla Tzila to była godzina próby i godzina niepewności. Przed nim stal zakuty w stal od stóp do głów wojownik z niepokojącą maską i obrzydliwym zapachem. Nie lubił takich przeciwników ale został namaszczony do wyższych zadań i ten przeciwnik był pierwszym stopniem do tego. Mocniej ścisnął swoją włócznię i sieć chwytając ją w jedną rękę i przygotował dmuchawkę.
Rozbrzmiał gong i pierwszy ruszył Skinek przytykając rurkę do ust. Strzałki zatrzymały się tylko na zbroi Zoltana. W ślad za nimi poleciała sieć i Zoltan zaplątał się w nią. W tak przechytrzonego wroga Tzil dzgał swą włócznią lecz nie przebił jednej z najsilniejszych zbroi w znanym świecie. Zoltan miotał się tylko zaplątany w sieci. W końcu włócznia przebiła się i przez zbroję zagłębiając się w ciało Zoltana. Ten poczuł jak obce ciało wbija się w niego wypuszczając jego płyny ustrojowe na zewnątrz lecz nie wyplątał się z tej przeklętej sieci. Szybko włożył dwie strzałki do dmuchawki i plunął ponownie. Bez rezultatu. Dobywszy znów włóczni Tzil dzgał w najlepsze wroga nadal zajmującego się siecią chociaż zbroja skutecznie chroniła jego wroga. Wreszcie Zoltan rozciął irytującą sieć i natarł z wściekłością na skinka. Jaszczurka w mgnieniu oka dała nogi za pas i oddaliła się na bezpieczny dystans. Ściskając włócznię przypuścił Tzunkil szarżę na mniej zwinnego wojownika. Zoltan odwrócił się i zanim przeciwnik zdążył go dosięgnąć uderzył go swą maczugą. Skinek odleciał do tyłu. Opadł na plecy lecz podniósł się w mgnieniu oka. Natarł ponownie dzgając włócznią we wroga. Zoltan odrzucił mieczem drzewce na bok i trafił maczugą w łeb stworka. Znów odleciał do tyłu. Podniósł się tym razem dużo wolniej. Tzunkil zaczął się bać. Tym razem ostrożnie trzymał włócznię przed siebie. Zoltan to zauważył i sam zaczął iść na skinka. SKink pchnął. Ostrze włóczni znów przebiło zbroję i ciało Zoltana wchodząc głęboko. Zoltan się zatrzymał i kaszlnął a z pod jego maski zielono czerwona breja skapnęła na piasek. Postąpił ciężko krok w kierunku skinka machnął maczugą trafiając w głowę małego gada. Dał się słyszeć odgłos chrupnięcia i skink odleciał po raz ostani do tyłu. Już nie wstał.
Zoltan oddychał chwilę ciężko. Wyjął ze swoich trzewii włócznię i odrzuciwszy ją podszedł co ciała. Mieczem ociął nogi żabopodobnego stwora i przypiął je do pasa. Będą trofeum a jak zgłodnieje solidnie może nawet i przekąską. Publika nie zwróciła większej uwagi naten czyn przyzwyczajona do różnych zachowań walczących. Oklaskiwała i dawała wyraz swemu zadowoleniu za wspaniałe widowisko.
Dla Tzila to była godzina próby i godzina niepewności. Przed nim stal zakuty w stal od stóp do głów wojownik z niepokojącą maską i obrzydliwym zapachem. Nie lubił takich przeciwników ale został namaszczony do wyższych zadań i ten przeciwnik był pierwszym stopniem do tego. Mocniej ścisnął swoją włócznię i sieć chwytając ją w jedną rękę i przygotował dmuchawkę.
Rozbrzmiał gong i pierwszy ruszył Skinek przytykając rurkę do ust. Strzałki zatrzymały się tylko na zbroi Zoltana. W ślad za nimi poleciała sieć i Zoltan zaplątał się w nią. W tak przechytrzonego wroga Tzil dzgał swą włócznią lecz nie przebił jednej z najsilniejszych zbroi w znanym świecie. Zoltan miotał się tylko zaplątany w sieci. W końcu włócznia przebiła się i przez zbroję zagłębiając się w ciało Zoltana. Ten poczuł jak obce ciało wbija się w niego wypuszczając jego płyny ustrojowe na zewnątrz lecz nie wyplątał się z tej przeklętej sieci. Szybko włożył dwie strzałki do dmuchawki i plunął ponownie. Bez rezultatu. Dobywszy znów włóczni Tzil dzgał w najlepsze wroga nadal zajmującego się siecią chociaż zbroja skutecznie chroniła jego wroga. Wreszcie Zoltan rozciął irytującą sieć i natarł z wściekłością na skinka. Jaszczurka w mgnieniu oka dała nogi za pas i oddaliła się na bezpieczny dystans. Ściskając włócznię przypuścił Tzunkil szarżę na mniej zwinnego wojownika. Zoltan odwrócił się i zanim przeciwnik zdążył go dosięgnąć uderzył go swą maczugą. Skinek odleciał do tyłu. Opadł na plecy lecz podniósł się w mgnieniu oka. Natarł ponownie dzgając włócznią we wroga. Zoltan odrzucił mieczem drzewce na bok i trafił maczugą w łeb stworka. Znów odleciał do tyłu. Podniósł się tym razem dużo wolniej. Tzunkil zaczął się bać. Tym razem ostrożnie trzymał włócznię przed siebie. Zoltan to zauważył i sam zaczął iść na skinka. SKink pchnął. Ostrze włóczni znów przebiło zbroję i ciało Zoltana wchodząc głęboko. Zoltan się zatrzymał i kaszlnął a z pod jego maski zielono czerwona breja skapnęła na piasek. Postąpił ciężko krok w kierunku skinka machnął maczugą trafiając w głowę małego gada. Dał się słyszeć odgłos chrupnięcia i skink odleciał po raz ostani do tyłu. Już nie wstał.
Zoltan oddychał chwilę ciężko. Wyjął ze swoich trzewii włócznię i odrzuciwszy ją podszedł co ciała. Mieczem ociął nogi żabopodobnego stwora i przypiął je do pasa. Będą trofeum a jak zgłodnieje solidnie może nawet i przekąską. Publika nie zwróciła większej uwagi naten czyn przyzwyczajona do różnych zachowań walczących. Oklaskiwała i dawała wyraz swemu zadowoleniu za wspaniałe widowisko.
ejj.... Skinek miał wygrać :D
Kupię bretońskie modele z 5tej edycji:
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
Metalowi quesci,
French Games Day Knight 'L'Hermite De Malemont' !! ,
4ed rycerze na piechotę.
Snot Fanpage <<--- , klikać!
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Aż tak dużo mu nie brakowało, zabrakło mu szczęścia gdy chaośnik był zaplątany a paradoksalnie najbardziej zranił go jak ten się już wyplątał. No a jak się wyplątał Zoltan to wiadomo że ma przewagę i to dużą.
- marcus_cheater
- Oszukista
- Posty: 838
- Lokalizacja: Karak Drazh
No właśnie skinek miał wygrać...!!!!;-) No to moja rywalizacja na arenie znowy dobiegła końca i znów trzeba czekać na kolejną w nadziei na sukces... Ale walka godna, gdyby nie to że Nurglowcy są sztywni, to tamten już by dawno nie żył...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Kurt spojrzał w oczy śmierci. Tak mu się przynajmniej wydawało. Przeciwnik którego przelotnie zdążył obejrzeć w mesie gladiatorów nie wyrzekł nigdy do nikogo żadnego słowa. Był ponury i cichy. Jak zabójca. Kurt wzdrygnął się na samą myśl. A teraz miał z nim walczyć. Właściwie to elf z którym przyjdzie mu się zetrzeć nie samą swoją posturą budził niepokój. Gotowy uderzyć niespodziewanie jak żmija.
Amaruk czekał. Po prostu czekał. Ciche zabójstwo to nie tylko domena zabójców. Także styl otwartej walki. A teraz miał nim pokonać człowieka nędznego jakiegoś. Osobiście wolał mrok i cień. Ale zasady były tutaj jasko sprecyzowane. Spiął się w sobie oczekując sygnały.
Sygnał sprawił że stały się dwie rzeczy. Kurt błyskawicznie dobył i wymierzył z kuszy ręcznej a Amaruk ruszył jak błyskawica w kierunku człowieka z wyciągniętą bronią. Dla amaruka nie stanowilo to problemu. Szybkimi ciosami odbił dwa bełciki co wywołało westchnienie publiki i samego Kurta a trzeci przeleciał od niego w bezpiecznej odległości. Potem był już przy swojej ofierze. Kurt staral uchylić się lecz i tak miecz i sztylet przejechały po nie osłoniętym przedramieniu. Rana zaczęła piec i Kurt niespodziewanie osłabł jakby przygnieciony nagłym zmęczeniem. Mimo tego oddał cios od którego nie zdołał uchylić się Amaruk. Ostrze naznaczyło krwawą raną pierś Amaruka. Ten przykucnął na moment wyskakując wysoko. Lekko balansując swym ciałem skierował się na Kurta szybko starającego się załadować strzałki w kuszy. Miecz i sztylet znów przecięły ciało kurta. Amaruk dobrze się tym bawił a krwotok człowieka się wzmagał. Kurt widocznie skońzył i starał się odskoczyć na bezpieczną odległość. Jego pchnięcie trafiło powietrze. Amaruk wtedy natarł przebiegając obok Kurta. Tym razem broń zsunęła się o zbroję. Przebiegającego obok elfa zdążył zdzielić halabardą przez plecy i ten wypadł z rytmu walki. Przewrócił się i stracił czas starając się powstać. Kurt to wykorzystał wyciągając przed siebie kuszę pistoletową i naciskając spust. Dwie spośród trzech strzałek ugodziły elfa posyłając go znów na ziemię. Kurt nie tracił czasu i chwycił halabardę mimo że białe plamki tańczyły mu przed oczami. Zamszystym ochnięciem przygwoździł szpikulcem Amaruka do Areny. Elf szarpnął się lecz nie miał już siły wstać. Wtedy kurt zamszystym cięciem zakończył życie swego przeciwnika. Widownia radośnie wykrzykiwała imię Kurta. Elfy nie były tu ostatnio mile widziane.
Amaruk czekał. Po prostu czekał. Ciche zabójstwo to nie tylko domena zabójców. Także styl otwartej walki. A teraz miał nim pokonać człowieka nędznego jakiegoś. Osobiście wolał mrok i cień. Ale zasady były tutaj jasko sprecyzowane. Spiął się w sobie oczekując sygnały.
Sygnał sprawił że stały się dwie rzeczy. Kurt błyskawicznie dobył i wymierzył z kuszy ręcznej a Amaruk ruszył jak błyskawica w kierunku człowieka z wyciągniętą bronią. Dla amaruka nie stanowilo to problemu. Szybkimi ciosami odbił dwa bełciki co wywołało westchnienie publiki i samego Kurta a trzeci przeleciał od niego w bezpiecznej odległości. Potem był już przy swojej ofierze. Kurt staral uchylić się lecz i tak miecz i sztylet przejechały po nie osłoniętym przedramieniu. Rana zaczęła piec i Kurt niespodziewanie osłabł jakby przygnieciony nagłym zmęczeniem. Mimo tego oddał cios od którego nie zdołał uchylić się Amaruk. Ostrze naznaczyło krwawą raną pierś Amaruka. Ten przykucnął na moment wyskakując wysoko. Lekko balansując swym ciałem skierował się na Kurta szybko starającego się załadować strzałki w kuszy. Miecz i sztylet znów przecięły ciało kurta. Amaruk dobrze się tym bawił a krwotok człowieka się wzmagał. Kurt widocznie skońzył i starał się odskoczyć na bezpieczną odległość. Jego pchnięcie trafiło powietrze. Amaruk wtedy natarł przebiegając obok Kurta. Tym razem broń zsunęła się o zbroję. Przebiegającego obok elfa zdążył zdzielić halabardą przez plecy i ten wypadł z rytmu walki. Przewrócił się i stracił czas starając się powstać. Kurt to wykorzystał wyciągając przed siebie kuszę pistoletową i naciskając spust. Dwie spośród trzech strzałek ugodziły elfa posyłając go znów na ziemię. Kurt nie tracił czasu i chwycił halabardę mimo że białe plamki tańczyły mu przed oczami. Zamszystym ochnięciem przygwoździł szpikulcem Amaruka do Areny. Elf szarpnął się lecz nie miał już siły wstać. Wtedy kurt zamszystym cięciem zakończył życie swego przeciwnika. Widownia radośnie wykrzykiwała imię Kurta. Elfy nie były tu ostatnio mile widziane.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Cresus był sławny. Gdy tylko herold odczytał jego imię publiczności ta zawyła radośnie. Słąwa dotarła i do księstw granicznych prosto z Tilei. Oparł dłoń na rękojeści rapieru-ulubionej broni fechmistrzów estalijskich, dzis sprawdzi samego siebie. Dziś postawi krok do jeszcze większej chwały a za nagrodę sformuję swą nową kompanię najemniczą. A jeśli zawiedzie umrze. Cresus się godził na taki los. Los najemnika.
PoX kaszlał jak wychodził na piasek. Kaszlał już wcześniej ale tutejsze powietrze robiło źle jego płucom. Nie szkodzi. Gdy tylko wygra arenę opuści to miejsce ale najpierw pozaraża w podzięce za nagrodę księcia i każdego kto się akurat nawinie. Skaven zachichotał. Na ciele poznaczonym chorobami pękł kolejny bąbel.
Po sygnale walka się rozpoczęła. Cresus z obrzydzeniem obserwował Poxa jak ten się zbliża. Znał te śmierdziele . W tilei czasem miałz nimi nieprzyjemność walczyć dla miasta Mirgaliano. A teraz spotkał się z jednym na arenie. Nie myśląc wiele wymierzył pistolet w szczuroluda i wypalił. Poxa jakby raził grom. Nagle odkrył że leci na plecy do tyłu z dziurą w swej piersi. Kula nie wniknęła głęboko bo przebić się musiała najpierw przez twarde narośla strupy i bąble które osłoniły Poxa. Ale pox był zrozpaczony. Te dary Rogatego szczura były jego kochanymi strupami i bąblami. Podniósł się i począł kręcić płonącym korbaczem. Teraz jednak Cresus był tuż przy nim korzystając z chwilowej niedyspozycji Poxa. Cresus musiał być zbyt podekscytowany i jego rapier znalazł się jednak centymetr od głowy Poxa. W odwecie łonący korbacz trafił kawałkiem kuli w bok najemnika. Cresus poczuł swąd palonego ciała, swego ciała a potem ból eksplodował w jego boku. Odskoczył trzymając się wolną ręką za ranę. Założył pchnięcie Margritty lecz zwinny pox unikał jak szalony jego ciosów. Skaven zaśmiewał się i było to słychać w psotaci rzężącego nieprzyjemnego głosu. Sam nie potrafił jednak dosięgnąć wprawnego Tileańczyka. Na nieszczęście dla najemnika kula zdołałą go trafić po którymś ciosie. Z rozbitą głową Cresus padł na ziemię. Martwy. Chwilę na trybunie panowała cisza. I tylko nieliczne oklaski dały aplauz szczuroludowi.
Kolejne walki za godzinkę lub półtorej i będziemy mięli skończoną rundę
PoX kaszlał jak wychodził na piasek. Kaszlał już wcześniej ale tutejsze powietrze robiło źle jego płucom. Nie szkodzi. Gdy tylko wygra arenę opuści to miejsce ale najpierw pozaraża w podzięce za nagrodę księcia i każdego kto się akurat nawinie. Skaven zachichotał. Na ciele poznaczonym chorobami pękł kolejny bąbel.
Po sygnale walka się rozpoczęła. Cresus z obrzydzeniem obserwował Poxa jak ten się zbliża. Znał te śmierdziele . W tilei czasem miałz nimi nieprzyjemność walczyć dla miasta Mirgaliano. A teraz spotkał się z jednym na arenie. Nie myśląc wiele wymierzył pistolet w szczuroluda i wypalił. Poxa jakby raził grom. Nagle odkrył że leci na plecy do tyłu z dziurą w swej piersi. Kula nie wniknęła głęboko bo przebić się musiała najpierw przez twarde narośla strupy i bąble które osłoniły Poxa. Ale pox był zrozpaczony. Te dary Rogatego szczura były jego kochanymi strupami i bąblami. Podniósł się i począł kręcić płonącym korbaczem. Teraz jednak Cresus był tuż przy nim korzystając z chwilowej niedyspozycji Poxa. Cresus musiał być zbyt podekscytowany i jego rapier znalazł się jednak centymetr od głowy Poxa. W odwecie łonący korbacz trafił kawałkiem kuli w bok najemnika. Cresus poczuł swąd palonego ciała, swego ciała a potem ból eksplodował w jego boku. Odskoczył trzymając się wolną ręką za ranę. Założył pchnięcie Margritty lecz zwinny pox unikał jak szalony jego ciosów. Skaven zaśmiewał się i było to słychać w psotaci rzężącego nieprzyjemnego głosu. Sam nie potrafił jednak dosięgnąć wprawnego Tileańczyka. Na nieszczęście dla najemnika kula zdołałą go trafić po którymś ciosie. Z rozbitą głową Cresus padł na ziemię. Martwy. Chwilę na trybunie panowała cisza. I tylko nieliczne oklaski dały aplauz szczuroludowi.
Kolejne walki za godzinkę lub półtorej i będziemy mięli skończoną rundę
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Leśny elf nie czułsiędobrze w mieście. Brakowało mu szumu lasu. Widoku drzew a tu było tego jak na lekarstwo. W ogóle nie rozumiał jak ludzie mogą życ w takich warunkach. Miał jednak do wypełnienia misję. Dobył miecza i czekał cierpliwie na wejście przeciwnika.
Gdy weszła na arenę rozszerzyły mu się oczy ze zdumienia. Piękna –choć zwykle ignorował ludzkie kobiety. Pełna gracji niż najdostojniejsza z elfach pań z Loren. Zbliżała się powoli z rapierem w ręku i biczem. Publika była oczarowana i wodziła za nią wzrokiem. Zwłaszcza mężczyzni. Coś nienaturalnego było niemal w tym.
Gong rozległ się dając sygnał do walki. Arohir niemal żałował że musi ją zabić I nie może poznać bliżej. Ruszył z szybkością wiatru.
Shee La widziała przed sobą tylko kolejnego mężczyznę i do tego jakiegoś słabeusza. Widziała jak wodził za nią wzrokiem. Uśmiechnęła się. Lubiła gdy tak działała na mężczyzn. I sama sobie wybierała nich a ten tutaj nawet nie wart był spojrzenia. Cóż musiała go po prostu zabić. Ale wcześniej pozna on rozkosz bólu. Gdy elf na nią skoczył zareagowała szybko lecz była minimalnie wolniejsza od elfa, ostrze miecza zdołał zranić ją , jednak nie na tyle by wyłączyć ją z walki. Tanecznym krokiem postąpiłą naprzód i strzeliła batem. Ten owinął się wokół broni Arohira. Chciala w ten sposób unieszkodliwionego przeciwnika przebić rapierem. Ten jednak zwinnie wymykał się jej ciosom. Uwolnił broń od bata gotując się do ciosu. Jego uderzenie odbiła Shee La swoim rapierem. Oblizała się lubieżnie ponownie robiąc użytek z bata. Znów unieruchomiła broń przeciwnika. Jej rapier smignął w kierunku oka elfa. Smukłe ostrze przebiło oko i czaszkę z tyłu głowy wychodząc na zewnątrz. Elf zginął natychmiast i jego ciało opadło na ziemię. Shee La schyliła się i złożyła pocałunek na zakrwawionych choć jeszcze ciepłych ustach zabitego przeciwnika. Tłum wiwatował podekscytowany.
Gdy weszła na arenę rozszerzyły mu się oczy ze zdumienia. Piękna –choć zwykle ignorował ludzkie kobiety. Pełna gracji niż najdostojniejsza z elfach pań z Loren. Zbliżała się powoli z rapierem w ręku i biczem. Publika była oczarowana i wodziła za nią wzrokiem. Zwłaszcza mężczyzni. Coś nienaturalnego było niemal w tym.
Gong rozległ się dając sygnał do walki. Arohir niemal żałował że musi ją zabić I nie może poznać bliżej. Ruszył z szybkością wiatru.
Shee La widziała przed sobą tylko kolejnego mężczyznę i do tego jakiegoś słabeusza. Widziała jak wodził za nią wzrokiem. Uśmiechnęła się. Lubiła gdy tak działała na mężczyzn. I sama sobie wybierała nich a ten tutaj nawet nie wart był spojrzenia. Cóż musiała go po prostu zabić. Ale wcześniej pozna on rozkosz bólu. Gdy elf na nią skoczył zareagowała szybko lecz była minimalnie wolniejsza od elfa, ostrze miecza zdołał zranić ją , jednak nie na tyle by wyłączyć ją z walki. Tanecznym krokiem postąpiłą naprzód i strzeliła batem. Ten owinął się wokół broni Arohira. Chciala w ten sposób unieszkodliwionego przeciwnika przebić rapierem. Ten jednak zwinnie wymykał się jej ciosom. Uwolnił broń od bata gotując się do ciosu. Jego uderzenie odbiła Shee La swoim rapierem. Oblizała się lubieżnie ponownie robiąc użytek z bata. Znów unieruchomiła broń przeciwnika. Jej rapier smignął w kierunku oka elfa. Smukłe ostrze przebiło oko i czaszkę z tyłu głowy wychodząc na zewnątrz. Elf zginął natychmiast i jego ciało opadło na ziemię. Shee La schyliła się i złożyła pocałunek na zakrwawionych choć jeszcze ciepłych ustach zabitego przeciwnika. Tłum wiwatował podekscytowany.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Ostatnia walka I rundy. Rafael przyjrzał się stojącemu naprzeciw niemu człowiekowi. Zwykły zjadacz chleba-pomyślał. Wojownik może szubrawiec lub bandzior. Nawet nie spaczony chaosem. Jaka szkoda. A tylu takich się tu kręciło a on trafił na zwykłego człowieka może nawet rodaka. Westchnął . Ale Ojciec Przełożony miał rację. Tutaj jest siedlisko zła. A on Rafael na szczęście się tu znalazł by choć trochę oczyścić je z plugastwa. No tak trochę, potem tak czy inaczej trzeba będzie zrównać to miasto z ziemią bo wpływy chaosu rozchodzić się musiały nawet na ziemie imperium. A tego Rafal nie mógł znieść. Łyknął mikstury z buteleczki w którą zaopatrzył go przełożony jego porządku. Od razu poczuł się wytrzymalszy.
Werner jednym ocalałym okiem lustrował człowieka. Wyglądał na wprawnego wojownika ale przecierz to żaden marynarz. A tylko marynarzy szanował. Rzecz jasna nie mógl tu spotkać wielu z nich walczących na arenie ale i tak… Gdyby naprzykłąd musiał walczyć z piratem czy kimś. Ale co tam. Odrobi sobie po turnieju. Kupi statek i postara się by kupcy i inni piraci drżeli na głos jego imienia.
Gong rozpoczął walkę. Rafael uniósł pistolet i wystrzelił. Kula przeleciała wokół ucha Wernera. Ten się zaśmiał. „HAR HAR spudłowałeś szczurze lądowy, stary Werner już ci pokaże jak się walczy”. Werner jednak się przeliczył bowiem Rafael był szybszy. Werner z łatwością sparował jednak rapier przeciwnika swoim. Wtedy stary marynarz zarzucił sieć na niespodziewającego się tego Rafaela, który się zaplątał. Chwilę cieszył oko zakłopotaniem Rafaela i stracił swoją okazję do zadania celnego ciosu bo Rafael wyplątał się i rządny krwi zaatakował. Werner sparował kolejne ciosy sam atakując. To Rafael sam z kolei parował. Wywiązała się zaciekła walka szermiercza. Marynarz strzelił batem ,choć nie wywarło to wrażenia na Rafaelu. Ten pchnął i wytoczył pierwszą krew. Cieńka szrama wykwitła na policzku marynarza. Werner nie pozostał mu dłużny. Dwa ciosy o przeciął ubranie nieosłonięte zbroją Rafaela na nodze i na ramieniu. Oba miejsca zaczerwieniły się. Teraz batem unieruchomił broń przeciwnika i ten nie miał wyjścia zastosował jeden manewr sensowny w tej sytuacji. Zaszarżował w Wernera z rapierem na uwięzi bata. Im bliżej tym mniej był napięty. Ostrze przebiło Wernerowi pierś. Werner zdołał jeszcze wyszeptać” Do stu beczek zjęczałego tranu” i skonał nim dotknął ziemii.
Werner jednym ocalałym okiem lustrował człowieka. Wyglądał na wprawnego wojownika ale przecierz to żaden marynarz. A tylko marynarzy szanował. Rzecz jasna nie mógl tu spotkać wielu z nich walczących na arenie ale i tak… Gdyby naprzykłąd musiał walczyć z piratem czy kimś. Ale co tam. Odrobi sobie po turnieju. Kupi statek i postara się by kupcy i inni piraci drżeli na głos jego imienia.
Gong rozpoczął walkę. Rafael uniósł pistolet i wystrzelił. Kula przeleciała wokół ucha Wernera. Ten się zaśmiał. „HAR HAR spudłowałeś szczurze lądowy, stary Werner już ci pokaże jak się walczy”. Werner jednak się przeliczył bowiem Rafael był szybszy. Werner z łatwością sparował jednak rapier przeciwnika swoim. Wtedy stary marynarz zarzucił sieć na niespodziewającego się tego Rafaela, który się zaplątał. Chwilę cieszył oko zakłopotaniem Rafaela i stracił swoją okazję do zadania celnego ciosu bo Rafael wyplątał się i rządny krwi zaatakował. Werner sparował kolejne ciosy sam atakując. To Rafael sam z kolei parował. Wywiązała się zaciekła walka szermiercza. Marynarz strzelił batem ,choć nie wywarło to wrażenia na Rafaelu. Ten pchnął i wytoczył pierwszą krew. Cieńka szrama wykwitła na policzku marynarza. Werner nie pozostał mu dłużny. Dwa ciosy o przeciął ubranie nieosłonięte zbroją Rafaela na nodze i na ramieniu. Oba miejsca zaczerwieniły się. Teraz batem unieruchomił broń przeciwnika i ten nie miał wyjścia zastosował jeden manewr sensowny w tej sytuacji. Zaszarżował w Wernera z rapierem na uwięzi bata. Im bliżej tym mniej był napięty. Ostrze przebiło Wernerowi pierś. Werner zdołał jeszcze wyszeptać” Do stu beczek zjęczałego tranu” i skonał nim dotknął ziemii.
No nie moj elf przegral... I to jeszcze sie zabujal w jakiejs laluni...
Blog o malowanych przeze mnie figurkach. http://celedorverminhorde.blogspot.com/
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Oto zakońzyłą sięI runda. W drugiej rundzie odbędą się następujące walki:
Walka nr 1
Wpierdol (Savage Orc Big Boss)
2xChoppa, Duza Miktura Sily
Viktor van Basseler (Warrior Priest of Sigmar)
Młot dwuręczny, pełna zbroja płytowa, ikona Sigmara
Walka nr 2
Bezimienny - (Wood elf noble)
2 krótkie miecze, Duża mikstura siły,bez zbroi
Baltazar Wierzący( Warrior Priest of Sigmar )
cięzka zbroja,młot oburęczny,Ikona Sigmara
Walka Nr 3
Skittice truciciel (Skaven assassin)
Brak zbroi -Pazury bitewne -Buty szybkości
Bartholomeus Koksarius (Empire Capitan)
duża misktura siły (metanabol) -młot -tarcza -<brak zbroi>
walka nr 4
Jakub Landstreicher Alkoholik (empire capitan)
Miecz ,lekka zbroja ,pistolet ,amulet ochronny
Hobgoblin hero (Ztrig Ślepy Zabójca)
2x krótki miecz ,średnia zbroja ,mikstura kamiennej skóry,umagicznienie broni
Walka nr 5
Zattana the Witch Elf Assassin (Dark Elf Assassin)
Miecz, Sztylet, Trucizna, brak zbroi
Axeheart Graspnibble (Strigoi Vampire)
Pazury,Amulet Ochronny
Walka nr 6
Kapstrup (Exalted champion chaosu )
Topor dwureczny, chaos armor ,Pietno chaosu Malala.
Zoltan ( Kościany Exalted Champion Nurgla )
Maczuga i krótki miecz. Zbroja Chaosu, mikstura zdrowia(bonusowa)
Walka nr 7
Kurt Brauch (Imperial Captain)Halabarda, Średnia zbroja(kolcza), kusza pistoletowa, buty szybkości ,mikstura zdrowia(Bonusowa)
Pox (plague priest )
bez zbroi ,plonacy korbacz (censer)
Walka nr 8
Shee La the Seducer(Aspiring Champion of Slaanesh)
Lekka zbroja, bicz, rapier
Rafael Łowca heretyków [Empire captain]
Rapier ,Lekka zbroja ,Dwulufowy pistolet ,mikstura zdrowia(bonusowa)
Mikstura(?)
Walka nr 1
Wpierdol (Savage Orc Big Boss)
2xChoppa, Duza Miktura Sily
Viktor van Basseler (Warrior Priest of Sigmar)
Młot dwuręczny, pełna zbroja płytowa, ikona Sigmara
Walka nr 2
Bezimienny - (Wood elf noble)
2 krótkie miecze, Duża mikstura siły,bez zbroi
Baltazar Wierzący( Warrior Priest of Sigmar )
cięzka zbroja,młot oburęczny,Ikona Sigmara
Walka Nr 3
Skittice truciciel (Skaven assassin)
Brak zbroi -Pazury bitewne -Buty szybkości
Bartholomeus Koksarius (Empire Capitan)
duża misktura siły (metanabol) -młot -tarcza -<brak zbroi>
walka nr 4
Jakub Landstreicher Alkoholik (empire capitan)
Miecz ,lekka zbroja ,pistolet ,amulet ochronny
Hobgoblin hero (Ztrig Ślepy Zabójca)
2x krótki miecz ,średnia zbroja ,mikstura kamiennej skóry,umagicznienie broni
Walka nr 5
Zattana the Witch Elf Assassin (Dark Elf Assassin)
Miecz, Sztylet, Trucizna, brak zbroi
Axeheart Graspnibble (Strigoi Vampire)
Pazury,Amulet Ochronny
Walka nr 6
Kapstrup (Exalted champion chaosu )
Topor dwureczny, chaos armor ,Pietno chaosu Malala.
Zoltan ( Kościany Exalted Champion Nurgla )
Maczuga i krótki miecz. Zbroja Chaosu, mikstura zdrowia(bonusowa)
Walka nr 7
Kurt Brauch (Imperial Captain)Halabarda, Średnia zbroja(kolcza), kusza pistoletowa, buty szybkości ,mikstura zdrowia(Bonusowa)
Pox (plague priest )
bez zbroi ,plonacy korbacz (censer)
Walka nr 8
Shee La the Seducer(Aspiring Champion of Slaanesh)
Lekka zbroja, bicz, rapier
Rafael Łowca heretyków [Empire captain]
Rapier ,Lekka zbroja ,Dwulufowy pistolet ,mikstura zdrowia(bonusowa)
Mikstura(?)
Drogi Ojcze,
Tak jak przypuszczałeś tutaj w Księstwach Granicznych a w szczególności na tej arenie jest wiele wszelkiej maści plugastwa, pech chciał, że wylosowano mi zwykłego marynarza. Jego umiejętności nie mogły dorównać tego co uczono mnie przez całe życie. Pokonałem go dość łatwo lecz byłem zbyt stremowany aby pokazać co naprawdę potrafię, nigdy jeszcze nie zabijałem dla publiczności. Następnym razem zrobię im prawdziwe widowisko pełne niebezpiecznych technik, które tak nie pochwalasz. Doszły mnie słuchy, że w kolejnej rundzie będę walczył z kobietą jakąś chorą wyznawczynią Slaanesha. Nareszcie godny mnie przeciwnik.
Żałuje, że jestem w ostatniej parze teraz moje walki są ostatnie, wiesz że cierpliwość to nie jest moja najlepsza cecha... Cały czas trenuję aby moje umiejętności były coraz lepsze.
Jak sytuacja w Imperium? Nadal mnie poszukują? Organizacja znalazła jakieś zastępstwo na moje miejsce?
Życzę Ci zdrowia Ojcze.
Rafael
Tak jak przypuszczałeś tutaj w Księstwach Granicznych a w szczególności na tej arenie jest wiele wszelkiej maści plugastwa, pech chciał, że wylosowano mi zwykłego marynarza. Jego umiejętności nie mogły dorównać tego co uczono mnie przez całe życie. Pokonałem go dość łatwo lecz byłem zbyt stremowany aby pokazać co naprawdę potrafię, nigdy jeszcze nie zabijałem dla publiczności. Następnym razem zrobię im prawdziwe widowisko pełne niebezpiecznych technik, które tak nie pochwalasz. Doszły mnie słuchy, że w kolejnej rundzie będę walczył z kobietą jakąś chorą wyznawczynią Slaanesha. Nareszcie godny mnie przeciwnik.
Żałuje, że jestem w ostatniej parze teraz moje walki są ostatnie, wiesz że cierpliwość to nie jest moja najlepsza cecha... Cały czas trenuję aby moje umiejętności były coraz lepsze.
Jak sytuacja w Imperium? Nadal mnie poszukują? Organizacja znalazła jakieś zastępstwo na moje miejsce?
Życzę Ci zdrowia Ojcze.
Rafael
squiq pisze:Mój Sigmar myśli inaczej.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Niet. Losowanie było w pierwszej rundzie a potem zwycięzcy byli parowani z następnymi w kolejce zwycięzcami. Ogólnie ciekawie wyszło parowanie bo miło będzie rozpartywać hobosa i pijaka oraz chaośnika z nienawidzącym chaośników chaośnikiem.