Rząd GrimgorIronhide na uchodźstwie pisze: Lothar otarł zarost po wypiciu ciurkiem niemal połowy bukłaka zimnej, górskiej wody. Siedząc na skrzyni pełnej narzędzi górniczych na dziedzińcu kopalnii za palisadą oparł się ciężko czołem o zimną lufę Astrid po czym podniósł wzrok na stojących na baczność żołnierzy. Wszyscy, a zwłaszcza Hans i Albrecht. Zarówno przecięte blizną młodzieńcze oblicze jednego jak i blade lico drugiego znamionowało niepokój, bynajmniej nie spowodowany inwazją łowców niewolników.
- Ech, meine herren, nie dość że pojmali dziś Horsta to teraz takich rzeczy się dowiaduję... Skalanie sigmaryckie z wami... Bez rozkazu i mojej wiedzy oddajecie się za kamienie szlachetne pod dowództwo jakiegoś pirata, narażając się naszym jaszczurzym gospodarzom przejmujecie ich kopalnię, ziemię, budujecie na niej fort, potem przenosicie tu całe zpasy...
- Herr Oberst, Wir... - zaczął Albrecht, gdy Lothar uniósł ostrzegawczo pistolet.
- Ani słowa, gdy mówi oficer. Ty zawsze byłeś krnąbrnym dorobkiewiczem, ale Eberwald... zawiodłeś mnie... W Landwehrze należałoby was rozstrzelać... szczęściem dla was nie jesteśmy już w regularnej armii od lat i nie mam plutonu egzekucyjnego pod ręką. -kapitan wstał, otrzepując mundur- No i w sumie tylko to, że ten fort i jego trzeźwa obrona mojego sierżanta ocaliła dziś nas wszystkich to puszczam to w niepamięć. Ten jeden raz. Najemnicy to też wojsko do kurwy nędzy. Spocznij. Czeka nas jeszcze dziś nieco strzelania.
Brennenfeld minął pozostawionych z nietęgimi minami wojaków i podszedł do stołu narad. Widząc sprzeczającego się Xingama i Sephiriona łupnął kolbą pistoletu w prowizoryczny stół z ustawionej na kozłach deski, na której ktoś wyrysował węglem wyspę.
- Szacowny mistrzu Xingam, twój plan niesie jeden istotny szkopuł. Widzisz, elfy które spotkaliśmy w boju i elfy rezydujące na tej wyspie od dawna to dwa różne oddziały.
- Jak to ? - zdziwił się Pakja.
- Spotkałem von Stirlitza, mojego łowcę czarownic w lesie. Widział on statki, trzy galery niewolnicze na zachodnich, żwirowych plażach oraz podsłuchał jeden z ich patroli, rozprawiający o tym jak znaleźli się tu przypadkiem. Co więcej sami chcą dostać głowę dowodzącego Druchii na leżącej obok naszej wyspy Wielkiej Kahoonie niejakiego Baelora.
- Więcej łowców głów... Cóż więc proponujesz kapitanie ? - sapnął Razandir.
Lothar uśmiechnął się.
- Najpierw tak jak powiedział ten chaosyta nie możemy pozwolić by wypłynęli z naszymi na morze. Okręt senior Corteza sam nie poradzi sobie z trzema uzbrojonymi po zęby galerami. - Lothar przeszedł się wokół stołu z rękami założonymi za plecy - Atak na kolumnę z niewolnikami nie wchodzi w grę, zbyt wielkie ryzyko zabicia naszych pojmanych towarzyszy i plemiennych Pakji.
Żołnierz puknął lufą krócicy w miejsce na mapie, gdzie miały być okręty wroga.
- Ich statki mają pewnie tylko kilkuosobowe warty. Musimy przegonić łowców i je zatopić.
- Jak ? - parsknął Sephirion - Nawet mój wierzchowiec ich nie dogoni o tej porze, a co dopiero wyprzedzić i dojść do statków.
- Wydaje mi się, że mamy coś lepszego niż wierzchowiec. - Lothar zadarł głowę wysoko, tam gdzie kotwiczył Zeppelin REVENGE - Mniemam, że von Drake się nie pogniewa jeśli wykorzystamy ten statek by go uwolnić. Dain, Drain, ilu ludzi potrzebujecie by obsłużyć maszynownię ?
- Pięciu, może sześciu...
- ...ze sterówką poradzimy sobie sami.
- Doskonale. Weźmiecie mnie i moich strzelców i polecimy zatopić te galery zanim dotrą da nich elfy. Uwięzimy ich na tej wyspie. Macie na pokładzie ogień alchemiczny ?
- Co kuhwa ? - zaśmiał się Dain - Wiem, że nie jesteśmy całkiem normalni jak na Dawi...
- ...ale żeby wozić łatwopalne gówno na bardzo niestabilnym, eksperymentalnym obiekcie latającym to trzeba być już tylko pierdolnięty...
- ...albo być Makaissonem.
- ...aye, na jedno wychodzi.
Lothar zmarszczył brwi.
- Albrecht, szykuj w takim razie, trzy równe ładunki prochowe. Podwójna objętość, zapalnik lejowy z wierzchu. Dokonamy abordażu z powietrza i wysadzimy je sami.
- Dobrze... a co dalej ? - nalegał Pakja - Co z jeńcami Itza'xa'khanx i resztą nas tutaj ?
Brennenfeld uniósł palec, zaczynając nakładać swoją wyciągniętą z przyniesionych kufrów płytową zbroję.
- Logika i taktyka podpowiadają, że gdy ich tu uwięzimy bez statków, skierują się nawet do śmiertelnego wroga ale pobratymca. A więc pójdą na Wielką Kahoonę. Tą twierdzę łatwo byłoby zdobyć od wewnątrz naszym Zeppelinem, niestety jak mówiłeś na skałach nad jaskiniami rozstawili zbyt wiele wież, czujek i stanowisk z balistami. Nie podlecimy. Ktoś musi nocą zaatakować na tyle szybko by zniszczyć te posterunki i balisty, a potem dać nam sygnał, żebyśmy dołączyli ze wsparciem z powietrza. To zadanie dla was. Czekajcie aż korowód zdeponuje bezpiecznie niewolników w jaskiniach u wroga i atakujcie.
- Cóż, brzmi to jak plan. Skoro ustalił go imperialny taktyk to nie pozostaje mi nic innego jak wejść w to. -zaaprobował Razandir.
- Doskonale, nie ma czasu do stracenia. Teraz każda minuta na wagę życia i śmierci! Dalej meine soldaten! Schneller, schneller ładować się na REVENGE!
********
ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy
Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy
Ostatnio zmieniony 9 lis 2015, o 00:50 przez Inglief, łącznie zmieniany 1 raz.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."
Tępy i pulsujący ból wybudził Etchana ze niespokojnego snu. Był cały obolały i wyczerpany. Nie sądziłem że można być na tyle zmęczonym by nie móc nawet otworzyć oczu. pomyślał i w na razie wsłuchał się w odgłosy i bodźce wokół niego. Czuł lekki powiew soli , co oznaczało że niezbyt daleko kończyła się wyspa. Czuł szorstki , brudny , pokryty resztkami piasku. Nie czuł delikatnego dotyku trawy ale przynajmniej wiedział że nie jest w budynku. Mogło być gorzej. Przynajmniej jeszcze żyję i nie tkwię w jakimś więzieniu. Może gdyby życie było czymś więcej niż tylko cholernie długim pasmem stale pogarszających się sytuacji , zaraz ktoś troskliwie poprawi mi bandaż na głowię , ja powoli otworzę oczy a nad moim łóżkiem będzie klęczała złotowłosa półelfka , obdarzona przez Ishę długimi włosami i dużym biustem. Może , no dobrze próbujemy. Etchan powoli otworzył jedno oko to mniej bolące czyste niebo , to już coś stwierdził po czym otworzył drugie. Patrzył na błękit nieba dopóki widoku nie zasłonił mu masywny i pokryty bliznami mężczyzna. Braki w uzębieniu , tłuste włosy i włochata pierś widoczna zza dziurawego kaftanu skonfrontowana z wizja pięknej elfki sprawiła że Etchan zaczął śmiać się odrobinę szaleńczym śmiechem. Człowiek popatrzył się chwilę na elfa i powiedział :
- Rozumiem że wszystkie elfy są trochu dziwne ale jeśli dalej będzie ci odbijało jak teraz to w końcu cię zastrzelą po pomyślą żeś chory lub szalony.
- Zaręczam ci przyjacielu że po bójce w karczmie , pieprzonym magicznym tunelu chaosu , walce z mrocznymi elfami , pojedynku z jakąś pieprzoną mam prawo na chwilę zachowywać się tak jak ktoś odrobinę szalony . - powiedział elf wstając
- Czyli to nie pomyłka ? Też jesteś opornym ?
- Nie do końca wiem o czym mówisz ?
- My wszyscy - więzień wskazał na innych wokół siebie , byliśmy na tyle głupi że stawialiśmy opór i na tyle pechowi że przy tym nie zginęliśmy , witamy w samotni.
Etchanowi wystarczyło tyle , spojrzał wokół siebie. Prawię wszyscy więźniowie wyglądali na silnych i wytrzymałych i trzymanie ich ogrodzonych wysoką drewnianą palisadą byłoby głupotą . Cholera tu są też saurusi z wioski. Czyli przegraliśmy Poczuł smutek i rezygnację , czuł się całkowicie bezsilny , bez łuku bez szans na ucieczkę. Ale mam tu grupę zatrzymanych właśnie z powodu stawiania oporu i walki. Czas zacząć rebelię
[ Napisałbym prawię całą historie z mojego punktu widzenia ale poczekam na wasze dalsze ruchy
Skończyłem dość prostu ale mimo wszystko kiedyś spać trzeba
]
- Rozumiem że wszystkie elfy są trochu dziwne ale jeśli dalej będzie ci odbijało jak teraz to w końcu cię zastrzelą po pomyślą żeś chory lub szalony.
- Zaręczam ci przyjacielu że po bójce w karczmie , pieprzonym magicznym tunelu chaosu , walce z mrocznymi elfami , pojedynku z jakąś pieprzoną mam prawo na chwilę zachowywać się tak jak ktoś odrobinę szalony . - powiedział elf wstając
- Czyli to nie pomyłka ? Też jesteś opornym ?
- Nie do końca wiem o czym mówisz ?
- My wszyscy - więzień wskazał na innych wokół siebie , byliśmy na tyle głupi że stawialiśmy opór i na tyle pechowi że przy tym nie zginęliśmy , witamy w samotni.
Etchanowi wystarczyło tyle , spojrzał wokół siebie. Prawię wszyscy więźniowie wyglądali na silnych i wytrzymałych i trzymanie ich ogrodzonych wysoką drewnianą palisadą byłoby głupotą . Cholera tu są też saurusi z wioski. Czyli przegraliśmy Poczuł smutek i rezygnację , czuł się całkowicie bezsilny , bez łuku bez szans na ucieczkę. Ale mam tu grupę zatrzymanych właśnie z powodu stawiania oporu i walki. Czas zacząć rebelię
[ Napisałbym prawię całą historie z mojego punktu widzenia ale poczekam na wasze dalsze ruchy


- Leśny Dziad
- Wałkarz
- Posty: 97
- Lokalizacja: Knieja
Po walce na trybunach i po długiej medytacji jakiej poddał się by przekazać potężną falę Hysh w odpowiedzi na mentalne wezwanie, Razandir był wyczerpany. Ale nie było mu dane odpocząć. Tak samo zresztą jak reszcie wojowników, którzy nie dostali się w niewolę. Już powstawały plany odbicia porwanych i odwetu na najeźdźcach. Czarodziej przekonał się, że tak jak za starych dobrych czasów tak i teraz Imperium nie zaniedbuje szkoleń swoich oficerów z zakresu taktyki wojennej. Żywym tego dowodem był Lothar Brennenfeld, który szybko wykoncypował strategię ataku na statki korsarzy oraz na obóz ich pobratymców na Wielkiej Kahoonie. I trzeba przyznać, że była to strategia całkiem niezgorsza.
- Cóż, brzmi to jak plan. Skoro ustalił go imperialny taktyk to nie pozostaje mi nic innego jak wejść w to. - Razandir pokiwał głową gdy pułkownik skończył już objaśniać szczegóły.
- Doskonale, nie ma czasu do stracenia. Teraz każda minuta na wagę życia i śmierci! Dalej meine soldaten! Schneller, schneller ładować się na REVENGE!
Lothar z iście żołnierskim zapałem od razu wziął się do dzieła i odszedł od pozostałych obradujących by wcielić swój plan w życie.
- W nocy Białego Wiatru używać będzie mi ciężko - Razandir zwrócił się do reszty - ale myślę, że dam radę nagiąć Ulgu. Mogę wywołać gęstą mgłę, która spowije cały obóz druchii, a którą odwołać będę mógł w dowolnym momencie. Mam gdzieś zapisane odpowiednie zaklęcie... Będziemy mogli działać po cichu albo chociaż pozyskamy element zaskoczenia. W mroku i we mgle nawet elfie oczy nie wychwycą zbyt wiele.
Zebrani wokół zgodzili się na taki fortel a mag wydobył z kieszeni opończy fajkę. Do zmroku pozostało jeszcze parę godzin, miał więc trochę czasu by wysłuchać propozycji innych wojowników.
- Cóż, brzmi to jak plan. Skoro ustalił go imperialny taktyk to nie pozostaje mi nic innego jak wejść w to. - Razandir pokiwał głową gdy pułkownik skończył już objaśniać szczegóły.
- Doskonale, nie ma czasu do stracenia. Teraz każda minuta na wagę życia i śmierci! Dalej meine soldaten! Schneller, schneller ładować się na REVENGE!
Lothar z iście żołnierskim zapałem od razu wziął się do dzieła i odszedł od pozostałych obradujących by wcielić swój plan w życie.
- W nocy Białego Wiatru używać będzie mi ciężko - Razandir zwrócił się do reszty - ale myślę, że dam radę nagiąć Ulgu. Mogę wywołać gęstą mgłę, która spowije cały obóz druchii, a którą odwołać będę mógł w dowolnym momencie. Mam gdzieś zapisane odpowiednie zaklęcie... Będziemy mogli działać po cichu albo chociaż pozyskamy element zaskoczenia. W mroku i we mgle nawet elfie oczy nie wychwycą zbyt wiele.
Zebrani wokół zgodzili się na taki fortel a mag wydobył z kieszeni opończy fajkę. Do zmroku pozostało jeszcze parę godzin, miał więc trochę czasu by wysłuchać propozycji innych wojowników.
Gii Yi mierzył wzrokiem znacznie roślejszego i wyższego Sephiriona. I pomyśleć, że to jego nazywali, jeszcze na Pustkowiach, "Nieślubnym dzieckiem Mrocznego Księcia". Teraz widział, że ten przydomek był absurdalny. W niczym nie przypominał Aethelfbana, nigdy nie był taki jak on: wyniosły, obojętny, widzący rozrywkę w najpodlejszych uczynkach. Może kiedyś w młodości, dążył do takiego "ideału", choć zawsze ważni byli też towarzysze broni, "przyjaciele", którzy dawno temu nie żyli. Nie, długi okres niewoli w Cathayu wiele go nauczył. Między innymi pokory, którą czempion nigdy nie uzna za przymiot.
Nie wiedział czy to efekt starych bóstw, którym służył czy wspomnienie dawnej zdrady, ale zalała go nagła fala nienawiści do Sephiriona i wszelkiego chaosu jaki ze sobą niósł.
Żeby się uspokoić usunął się w cień, wysłuchując pomysłów innych. Plan kapitana strzelców był dobry. Nawet za bardzo. Wydawał się nawet zbyt prosty. Statek powietrzny był potężną siłą, którą łatwo było zdmuchnąć z nieba, o ile wiedziało się jak. Bowiem wystarczał jeden sabotażysta na pokładzie z czymś łatwopalnym i katastrofa gotowa. Miejmy nadzieję, że przewaga zaskoczenia spowoduje, że elfy nie wpadną na ten pomysł. Albo, że nie mają ze sobą przynajmniej jednej czarodziejki władającej wiatrem Aqshy. Chociaż z tym powinni sobie akurat poradzić, w końcu posiadali w swoich szeregach własnych magów.
Lothar już zbierał żołnierzy do wejścia na okręt. Pozostali zawodnicy wraz Pakją zaczęli namyślać się nad cichym podejściem pod wrogi obóz.
- W nocy Białego Wiatru używać będzie mi ciężko - Razandir zwrócił się do reszty - ale myślę, że dam radę nagiąć Ulgu. Mogę wywołać gęstą mgłę, która spowije cały obóz druchii, a którą odwołać będę mógł w dowolnym momencie. Mam gdzieś zapisane odpowiednie zaklęcie... Będziemy mogli działać po cichu albo chociaż pozyskamy element zaskoczenia. W mroku i we mgle nawet elfie oczy nie wychwycą zbyt wiele.
Gii Yi pokiwał głową.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli każdy z nas będzie miał przypisane własne posterunki. Nie oszukujmy się większość z nas jest indywidualistami, nie bez powodu liczyliśmy, że damy radę na Arenie. We mgle, atakując nagle powinniśmy poradzić sobie samotnie z czujkami, a da to nam możliwość omiecenia większego terenu w krótszym czasie, a jak wiemy będzie działał on na naszą niekorzyść. Jeśli dowiedzą się o naszej obecności, więźniowie będą w niebezpieczeństwie.
- Trzeba znaleźć jakiś punkt obserwacyjny przy obozie druchni, żeby zapamiętać umiejscowienie wartowni przed zmrokiem. - kontynuował, gdy reszta przetrawiała jego słowa. Odwrócił się do Pakji. - Twoi zwiadowcy znają takie miejsce? Potrzebujemy przewodników.
Nie wiedział czy to efekt starych bóstw, którym służył czy wspomnienie dawnej zdrady, ale zalała go nagła fala nienawiści do Sephiriona i wszelkiego chaosu jaki ze sobą niósł.
Żeby się uspokoić usunął się w cień, wysłuchując pomysłów innych. Plan kapitana strzelców był dobry. Nawet za bardzo. Wydawał się nawet zbyt prosty. Statek powietrzny był potężną siłą, którą łatwo było zdmuchnąć z nieba, o ile wiedziało się jak. Bowiem wystarczał jeden sabotażysta na pokładzie z czymś łatwopalnym i katastrofa gotowa. Miejmy nadzieję, że przewaga zaskoczenia spowoduje, że elfy nie wpadną na ten pomysł. Albo, że nie mają ze sobą przynajmniej jednej czarodziejki władającej wiatrem Aqshy. Chociaż z tym powinni sobie akurat poradzić, w końcu posiadali w swoich szeregach własnych magów.
Lothar już zbierał żołnierzy do wejścia na okręt. Pozostali zawodnicy wraz Pakją zaczęli namyślać się nad cichym podejściem pod wrogi obóz.
- W nocy Białego Wiatru używać będzie mi ciężko - Razandir zwrócił się do reszty - ale myślę, że dam radę nagiąć Ulgu. Mogę wywołać gęstą mgłę, która spowije cały obóz druchii, a którą odwołać będę mógł w dowolnym momencie. Mam gdzieś zapisane odpowiednie zaklęcie... Będziemy mogli działać po cichu albo chociaż pozyskamy element zaskoczenia. W mroku i we mgle nawet elfie oczy nie wychwycą zbyt wiele.
Gii Yi pokiwał głową.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli każdy z nas będzie miał przypisane własne posterunki. Nie oszukujmy się większość z nas jest indywidualistami, nie bez powodu liczyliśmy, że damy radę na Arenie. We mgle, atakując nagle powinniśmy poradzić sobie samotnie z czujkami, a da to nam możliwość omiecenia większego terenu w krótszym czasie, a jak wiemy będzie działał on na naszą niekorzyść. Jeśli dowiedzą się o naszej obecności, więźniowie będą w niebezpieczeństwie.
- Trzeba znaleźć jakiś punkt obserwacyjny przy obozie druchni, żeby zapamiętać umiejscowienie wartowni przed zmrokiem. - kontynuował, gdy reszta przetrawiała jego słowa. Odwrócił się do Pakji. - Twoi zwiadowcy znają takie miejsce? Potrzebujemy przewodników.
- Tak- odparł saurus, zwracając się w stronę maga z Kataju- Na wielkiej Kahoonie znajdowała się osada rybacka. Ci, których nazywacie Druchii spalili ją i odebrali naszemu ludowi wyspę.
Wojownik wskazał na szkic na drewnie.
- Podczas odpływu na wyspę można dotrzeć pieszo- tu wskazał drogę- Z południowo- zachodniego krańca Pao, aż tu- tu wskazał wschodnie wybrzeże Wielkiej Kahoony- Pod osłoną mgły oddział ludzi mógłby dotrzeć na wyspę niezauważony.
- Jeśli wiedzą o tym, będą się spodziewać ataku- zauważył Lothar.
- Można to wykorzystać. Jeśli twoi cho będą pozorowali uderzenie, itza'xa'khanx skierują tam strażników z innych punktów.
- Niezbyt mi się podoba używanie moich ludzi jako przynęty- skrzywił się kapitan- Potrzebujemy lepszego planu.
- Mamy łodzie- odparł Pakja.
- Wąskie- dodał Cortez- Jeden człek zmieści się na szerokość. Ale są znacznie szybsze od szalup. I cichsze.
- Moi bracia mogą przepłynąć niezauważeni pod wodą. Cho mogą użyć naszych łodzi. Wtedy uderzymy z kilku stron.
- Gdzie proponujesz?- spytał Gii Yi.
- Wojownicy mogliby podpłynąć od północy. Dużo tam skał, łodzie by się rozbiły. Pozostali popłynęliby na zachodnie wybrzeże.
- Zatoczyliby wielki łuk- zauważył Lothar- Najlepiej gdyby zaszyli się gdzieś bliżej.
- Tu- odparł Pakja, rysując kolejny kształt na północny zachód od wyspy w rękach elfów- Mała Kahoona. Stąd na dany sygnał szybko dotrą na miejsce.
- A co z buntem? Potrzebujemy kogoś wewnątrz- rzekł Gii Yi.
- Wysłałem Toariego, najlepszego z naszych łowców na Wielką Kahoonę. Zbada on pozycje elfich cho i przekaże wieści jeńcom.
Wojownik wskazał na szkic na drewnie.
- Podczas odpływu na wyspę można dotrzeć pieszo- tu wskazał drogę- Z południowo- zachodniego krańca Pao, aż tu- tu wskazał wschodnie wybrzeże Wielkiej Kahoony- Pod osłoną mgły oddział ludzi mógłby dotrzeć na wyspę niezauważony.
- Jeśli wiedzą o tym, będą się spodziewać ataku- zauważył Lothar.
- Można to wykorzystać. Jeśli twoi cho będą pozorowali uderzenie, itza'xa'khanx skierują tam strażników z innych punktów.
- Niezbyt mi się podoba używanie moich ludzi jako przynęty- skrzywił się kapitan- Potrzebujemy lepszego planu.
- Mamy łodzie- odparł Pakja.
- Wąskie- dodał Cortez- Jeden człek zmieści się na szerokość. Ale są znacznie szybsze od szalup. I cichsze.
- Moi bracia mogą przepłynąć niezauważeni pod wodą. Cho mogą użyć naszych łodzi. Wtedy uderzymy z kilku stron.
- Gdzie proponujesz?- spytał Gii Yi.
- Wojownicy mogliby podpłynąć od północy. Dużo tam skał, łodzie by się rozbiły. Pozostali popłynęliby na zachodnie wybrzeże.
- Zatoczyliby wielki łuk- zauważył Lothar- Najlepiej gdyby zaszyli się gdzieś bliżej.
- Tu- odparł Pakja, rysując kolejny kształt na północny zachód od wyspy w rękach elfów- Mała Kahoona. Stąd na dany sygnał szybko dotrą na miejsce.
- A co z buntem? Potrzebujemy kogoś wewnątrz- rzekł Gii Yi.
- Wysłałem Toariego, najlepszego z naszych łowców na Wielką Kahoonę. Zbada on pozycje elfich cho i przekaże wieści jeńcom.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[ Mały Gnoblar musi uratować szefuńcia więc chyba nikogo nie dziwi to pytanie]
- Wysłałem Toariego, najlepszego z naszych łowców na Wielką Kahoonę. Zbada on pozycje elfich cho i przekaże wieści jeńcom.
Niespodziewanie na stole z wielką mapą pojawił się Piękny w swojej kokosowej zbroi i włócznią u boku.
- A ja?! A ja, co będę robił?!?! Bo szefuńcia uratować muszę!!
- Wysłałem Toariego, najlepszego z naszych łowców na Wielką Kahoonę. Zbada on pozycje elfich cho i przekaże wieści jeńcom.
Niespodziewanie na stole z wielką mapą pojawił się Piękny w swojej kokosowej zbroi i włócznią u boku.
- A ja?! A ja, co będę robił?!?! Bo szefuńcia uratować muszę!!
Hmm. Mały gnoblar był problemem. Ani to dobry wojownik, ani zwinnym zwiadowca mimo rozmiarów. Mógł doprowadzić do ich wykrycia lub co gorsza nieświadomie sabotować całą operację. Jednak zostawienie go bez przydziału stwarzało zagrożenie, że pójdzie z nimi tak czy siak. Wydawał się bardzo zdeterminowany.
- Może - zaczął łagodnie Baastan. - przyczaisz się z nami, wejdziesz na palmę i dasz nam znać gdy nadejdzie sygnał? Potem dołączysz gdy zdejmiemy strażników, przyleci Revenge i zacznie się ogólna jatka? - Pozostali pokiwali głowami. Zgrabne rozwiązanie: gnoblar nie mógł poczuć się pominięty, a zarazem nie będzie się pałętał pod nogami.
[ Stabilo: ofc Piękny nie musi się zastosować do zaleceń i popsuć nam szyki mimo dobrych chęci
]
- Może - zaczął łagodnie Baastan. - przyczaisz się z nami, wejdziesz na palmę i dasz nam znać gdy nadejdzie sygnał? Potem dołączysz gdy zdejmiemy strażników, przyleci Revenge i zacznie się ogólna jatka? - Pozostali pokiwali głowami. Zgrabne rozwiązanie: gnoblar nie mógł poczuć się pominięty, a zarazem nie będzie się pałętał pod nogami.
[ Stabilo: ofc Piękny nie musi się zastosować do zaleceń i popsuć nam szyki mimo dobrych chęci

Arzim czując koncentrującą się w nim energię światła, zmienił słowa inkantacji przerywając jednocześnie połączenie z innymi magami. Nie spodziewał się takiej potęgi ukrytej w tym buszu, same doświadczenie i dopracowanie zaklęć zdziwiło go, wiedział że na wyspie nie ma Slannów, dlatego poziom ich magii był dla niego sporym zaskoczeniem. Sam w aktualnym stanie mógł być wyłącznie przekaźnikiem, bez rąk na której opierał swoją magię był teoretycznie do niczego.
Deportował się kilka metrów przed okopanymi elfami, kilka bełtów świsnęło w powietrzu, ale dla nich było już za późno, złożył dłonie knykciami wskazując na małe wzniesienie, nucąc cicho pieśń o słońcu poznaną na dalekim wschodzie. Nagle cichą melodię zagłuszył potężny huk, pobliskie drzewa i krzaki zmieniły się w kupkę popiołu, ziemia stała się spękaną i wypaloną spalenizną, a nadbiegający korsarze upadli, łapiąc się za spopielone twarze, ich jęki jęły się ponad kwadrans, kończąc ich egzystencję w tak bolesny sposób. Wszystko ucichło, odgłosy walki, szczęk oręża, brzęczące pociski. Samotna postać stała na środku wypalonego kręgu, wokół rozrzuconych zdezintegrowanych ciał.
Czuł się zaniepokojony, nie używał jeszcze protez w tak złożonej magii, hartowana stal była gotowa na wysoką temperaturę, ale przez jakiś czas jego ręce były bezużyteczne. Zaśmiał się czystym śmiechem, oszukał wyrok mrocznych bogów, jednak zamarł w połowie, czuł coś czego nie powinien mianowicie miał pełne czucie w rękach mimo to stalowe dłonie pozostały w bezruchu, tym razem w jego uszach rozległ się rechot.
-Wróć do mnie, do naszego domu rozkoszy, a twoje ukochane członki będą takie jak kiedyś.- rozległ się w jego głowie głos delikatny jak powiew wiatru w upalne letnie dni.
Z ust pociekła mu pojedyncza struga krwi, z dłoni sprężyna wybiła dwa spękane kryształy, emanujące delikatną błękitną poświatą.
Musiał jak najszybciej znaleźć się z dala od podnoszących się z ziemi wściekłych elfów, wbiegł pomiędzy ocalała połać dżungli. Nie zdążył przebiec kilkuset metrów kiedy zza jednego z drzew wychynęła mroczna wiedźma, nie było mowy na jakąkolwiek magię bitewną, praktycznie ocaliło go jedynie zmieszanie, które pojawiło się w głowie druchii po wybuchu w okolicy. Jednak zdziwienie na jej twarzy zastąpił bezlitosny uśmiech, kiedy rzuciła się w jego kierunku. Nie zdążył nawet wypuścić igieł, kiedy ciemne ostrze krzesząc iskry wbiło się w jego lewe ramie. Znów zaskoczenie w oczach elfki, znów ostrze wbite w stalowe dłonie. Arzim ledwo dysząc starał się wydłużyć dystans między nimi, zdołał odskoczyć w przestrzeni kilka metrów, jednak kiedy uniósł dłoń między nim a wiedźmą pojawiło się lecące ostrza, które wbiły się w delikatny mechanizm w jego dłoniach. Po ziemi posypały się igły i krótkie kunaie, a elfka dobywając krótkiego miecza przebiła jego dłonie przyszpilając je do drzewa tuż nad jego głową.
Był całkowicie bezbronny, słyszał jej pełne podniecenia sapnięcia kiedy dopadła ofiarę, widział zastanowienie w jej oczach, wahała się czy warto zachować go przy życiu.
Wtedy Arzim zrobił coś czego wyrzekł się wiele lat temu, kiedy przyglądała się mu jak kupiec przed kupnem rasowego konia, szybkim ruchem nadgryzł delikatnie jej ucho, rozpylając jednocześnie odrobinę zakazanej magi Slaanesha.
Wyczuł w niej te same dzikie żądze które targały jego serce wiele lat temu, skoro miał zginąć chciał zrobić to chociaż podczas czegoś przyjemnego. Uśmiechnęła się, nie tylko on znał ten zakazany aspekt, kiedy oplotła jego ciało, udało mu się rozszyfrować jej myśli.
Widział miesiące wypełnione nudą i rozczarowaniami, w ich obozach nie brakowało dobrze wyposażonych mężczyzn, tylko jej brakowało tego szczególnego czegoś, nie zwierzęcego aktu, w którym brak miejsca na jakąkolwiek wyobraźnie czy delikatność. Mimo zaczerpnięcia z plugawej magi, czarodziej rozproszył swoje zaklęcie co jeszcze bardziej zaintrygowało elfkę. Chciał to zrobić sam, na tych samych prawach bez jakiegokolwiek magicznego wsparcia. Oni byli kruchym zespołem, a nie instrumentem w rękach podłego boga. Oswobodziła jego dłonie, skoro i tak nie miał szans na ucieczkę, przez ponad godzinę szamotali się w miłosnych pozycjach, znaleźli się na cienkiej granicy. Targana bodźcami znów odkryła swój umysł, pokazując ukształtowanie obozu Mrocznych elfów, kolejnym obrazem byli porwani wcześniej jaszczuroludzie, którzy wpadli w ich ręce, widział saurusów, których elfki wykorzystywały dla swych rytuałów.
Mimo najbardziej wyuzdanych prób, zimnokrwiści pozostawali nie wzruszeni, jakby byli martwymi przedmiotami, kolejne rozczarowanie z tej podłej wyprawy. Jednak byli teraz tylko oni w śmiertelnym splocie, był już na wykończeniu, wiedział że kiedy skończy nie będzie odwrotu. Śmierć teraz czy za kilka miesięcy w Nagaroth wydawała się tak samo okrutna.
Kiedy jego ciałem targnęły spazmy, a zadowolona wiedźma sięgnęła po leżący za nimi oręż, wiedział że to koniec.
Nagle rozległy się szybkie kroki, a siedzącą na nim elfkę spadł rozpędzony kiścień, pozbawił ją głowę.
-шлюха матьшлюха мать.-Rozległo się.
Arzim zaskoczony nadal leżąc pod truchłem, zobaczył osmaloną twarz spotkanego wcześniej kilevity.
-Od tego spirytusu, bielmo rzuciło mnie się na oczy.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę co się stało, kiedy uwolnił ścianę magi, musiał nie zwrócić uwagi na pozostałych przy życiu zawodników.
Szybko pozbierał rozrzucone rzeczy i kiedy udało mu się wymienić magiczne kryształy, zdjął efekt oślepienia ze swojego wybawcy.
-Нада еще?- rzucił spoglądając na rozczłonkowane ciało elfki.
Pojawili się w trakcie narady. Arzim przedstawiając się, zdołał zaproponować rozniesienie po obozie znaczników, a kiedy znajdą się na newralgicznych miejscach przeniesie tam ładunki wybuchowe. Potrzebni byli mu tylko ochotnicy do rozniesienia kunai, poznaczonych magicznymi runami.
[Piszę to już 3 raz, z powodu przeklętych przerw w dostawie prądu, wieczorem poprawię ewentualne błędy, Arzim może zabrać z dwie lub trzy osoby, na niezbyt daleki dystans najlepiej już z łodzi lub Revange]
Deportował się kilka metrów przed okopanymi elfami, kilka bełtów świsnęło w powietrzu, ale dla nich było już za późno, złożył dłonie knykciami wskazując na małe wzniesienie, nucąc cicho pieśń o słońcu poznaną na dalekim wschodzie. Nagle cichą melodię zagłuszył potężny huk, pobliskie drzewa i krzaki zmieniły się w kupkę popiołu, ziemia stała się spękaną i wypaloną spalenizną, a nadbiegający korsarze upadli, łapiąc się za spopielone twarze, ich jęki jęły się ponad kwadrans, kończąc ich egzystencję w tak bolesny sposób. Wszystko ucichło, odgłosy walki, szczęk oręża, brzęczące pociski. Samotna postać stała na środku wypalonego kręgu, wokół rozrzuconych zdezintegrowanych ciał.
Czuł się zaniepokojony, nie używał jeszcze protez w tak złożonej magii, hartowana stal była gotowa na wysoką temperaturę, ale przez jakiś czas jego ręce były bezużyteczne. Zaśmiał się czystym śmiechem, oszukał wyrok mrocznych bogów, jednak zamarł w połowie, czuł coś czego nie powinien mianowicie miał pełne czucie w rękach mimo to stalowe dłonie pozostały w bezruchu, tym razem w jego uszach rozległ się rechot.
-Wróć do mnie, do naszego domu rozkoszy, a twoje ukochane członki będą takie jak kiedyś.- rozległ się w jego głowie głos delikatny jak powiew wiatru w upalne letnie dni.
Z ust pociekła mu pojedyncza struga krwi, z dłoni sprężyna wybiła dwa spękane kryształy, emanujące delikatną błękitną poświatą.
Musiał jak najszybciej znaleźć się z dala od podnoszących się z ziemi wściekłych elfów, wbiegł pomiędzy ocalała połać dżungli. Nie zdążył przebiec kilkuset metrów kiedy zza jednego z drzew wychynęła mroczna wiedźma, nie było mowy na jakąkolwiek magię bitewną, praktycznie ocaliło go jedynie zmieszanie, które pojawiło się w głowie druchii po wybuchu w okolicy. Jednak zdziwienie na jej twarzy zastąpił bezlitosny uśmiech, kiedy rzuciła się w jego kierunku. Nie zdążył nawet wypuścić igieł, kiedy ciemne ostrze krzesząc iskry wbiło się w jego lewe ramie. Znów zaskoczenie w oczach elfki, znów ostrze wbite w stalowe dłonie. Arzim ledwo dysząc starał się wydłużyć dystans między nimi, zdołał odskoczyć w przestrzeni kilka metrów, jednak kiedy uniósł dłoń między nim a wiedźmą pojawiło się lecące ostrza, które wbiły się w delikatny mechanizm w jego dłoniach. Po ziemi posypały się igły i krótkie kunaie, a elfka dobywając krótkiego miecza przebiła jego dłonie przyszpilając je do drzewa tuż nad jego głową.
Był całkowicie bezbronny, słyszał jej pełne podniecenia sapnięcia kiedy dopadła ofiarę, widział zastanowienie w jej oczach, wahała się czy warto zachować go przy życiu.
Wtedy Arzim zrobił coś czego wyrzekł się wiele lat temu, kiedy przyglądała się mu jak kupiec przed kupnem rasowego konia, szybkim ruchem nadgryzł delikatnie jej ucho, rozpylając jednocześnie odrobinę zakazanej magi Slaanesha.
Wyczuł w niej te same dzikie żądze które targały jego serce wiele lat temu, skoro miał zginąć chciał zrobić to chociaż podczas czegoś przyjemnego. Uśmiechnęła się, nie tylko on znał ten zakazany aspekt, kiedy oplotła jego ciało, udało mu się rozszyfrować jej myśli.
Widział miesiące wypełnione nudą i rozczarowaniami, w ich obozach nie brakowało dobrze wyposażonych mężczyzn, tylko jej brakowało tego szczególnego czegoś, nie zwierzęcego aktu, w którym brak miejsca na jakąkolwiek wyobraźnie czy delikatność. Mimo zaczerpnięcia z plugawej magi, czarodziej rozproszył swoje zaklęcie co jeszcze bardziej zaintrygowało elfkę. Chciał to zrobić sam, na tych samych prawach bez jakiegokolwiek magicznego wsparcia. Oni byli kruchym zespołem, a nie instrumentem w rękach podłego boga. Oswobodziła jego dłonie, skoro i tak nie miał szans na ucieczkę, przez ponad godzinę szamotali się w miłosnych pozycjach, znaleźli się na cienkiej granicy. Targana bodźcami znów odkryła swój umysł, pokazując ukształtowanie obozu Mrocznych elfów, kolejnym obrazem byli porwani wcześniej jaszczuroludzie, którzy wpadli w ich ręce, widział saurusów, których elfki wykorzystywały dla swych rytuałów.
Mimo najbardziej wyuzdanych prób, zimnokrwiści pozostawali nie wzruszeni, jakby byli martwymi przedmiotami, kolejne rozczarowanie z tej podłej wyprawy. Jednak byli teraz tylko oni w śmiertelnym splocie, był już na wykończeniu, wiedział że kiedy skończy nie będzie odwrotu. Śmierć teraz czy za kilka miesięcy w Nagaroth wydawała się tak samo okrutna.
Kiedy jego ciałem targnęły spazmy, a zadowolona wiedźma sięgnęła po leżący za nimi oręż, wiedział że to koniec.
Nagle rozległy się szybkie kroki, a siedzącą na nim elfkę spadł rozpędzony kiścień, pozbawił ją głowę.
-шлюха матьшлюха мать.-Rozległo się.
Arzim zaskoczony nadal leżąc pod truchłem, zobaczył osmaloną twarz spotkanego wcześniej kilevity.
-Od tego spirytusu, bielmo rzuciło mnie się na oczy.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę co się stało, kiedy uwolnił ścianę magi, musiał nie zwrócić uwagi na pozostałych przy życiu zawodników.
Szybko pozbierał rozrzucone rzeczy i kiedy udało mu się wymienić magiczne kryształy, zdjął efekt oślepienia ze swojego wybawcy.
-Нада еще?- rzucił spoglądając na rozczłonkowane ciało elfki.
Pojawili się w trakcie narady. Arzim przedstawiając się, zdołał zaproponować rozniesienie po obozie znaczników, a kiedy znajdą się na newralgicznych miejscach przeniesie tam ładunki wybuchowe. Potrzebni byli mu tylko ochotnicy do rozniesienia kunai, poznaczonych magicznymi runami.
[Piszę to już 3 raz, z powodu przeklętych przerw w dostawie prądu, wieczorem poprawię ewentualne błędy, Arzim może zabrać z dwie lub trzy osoby, na niezbyt daleki dystans najlepiej już z łodzi lub Revange]
- Może - zaczął łagodnie Baastan. - przyczaisz się z nami, wejdziesz na palmę i dasz nam znać gdy nadejdzie sygnał? Potem dołączysz gdy zdejmiemy strażników, przyleci Revenge i zacznie się ogólna jatka?
- Hmmm, noooo dobra. Każdą rzecz, która pomorze szefuńciowi mogę wykonać. - Piękny z uśmiechem na twarz szykował się do zejścia z stołu gdy nagle w środku narady pojawił się młody mag z kislevitą, przedstawiając się i oznajmiając kolejną część planu tym razem wymagającą ochotników do podłożenia znaczników. Piękny nie czekał ani sekundy.
- Ja! Ja! Ja mogę je rozłożyć!
- Hmmm, noooo dobra. Każdą rzecz, która pomorze szefuńciowi mogę wykonać. - Piękny z uśmiechem na twarz szykował się do zejścia z stołu gdy nagle w środku narady pojawił się młody mag z kislevitą, przedstawiając się i oznajmiając kolejną część planu tym razem wymagającą ochotników do podłożenia znaczników. Piękny nie czekał ani sekundy.
- Ja! Ja! Ja mogę je rozłożyć!
- Jest jeden problem w waszym planie- rzekł w końcu Fernando Cortez po chwili milczenia- Zakładając, że Druchii to nie idioci, powinni się domyśleć, że mgła, raczej rzadkie zjawisko na wyspach ma na celu osłonę naszego ataku.
- Zakładam, że masz lepszy pomysł?- skrzywił się kwaśno Gii Yi.
- Nie jestem magiem- uśmiechnął się kapitan.
- A ja chyba mam- wtrącił Razandir- Domena niebios. Co innego mgła, a co innego chmury, które zakryją księżyc. Nawet elfy nie przebiją ciemności wzrokiem.
- Ogień zaś tylko ich oślepi- dodał Pakja.
- Może nasi zimnokrwiści przyjaciele poradzą sobie bez światła, ale co z nami?
- Drogi Lotharze, może przestałbyś narzekać?- rzucił kąśliwie Gii Yi.
- W porządku senores, mogę się zamknąć- odciął się szyderczo kapitan- Tylko nie płaczcie, jak wybiją was do nogi przez te idiotyczne pomysły.
Katajski mag chrząknął, lecz nic więcej nie mówił. Cortez poprawił pasek mocowania zbroi, po czym tłumaczył dalej.
- Zatem popłyniemy przy księżycu. Nie będą spodziewać się ataku tak szybko po bitwie i bez osłony. Będą potrzebni twoi łowcy- zwrócił się do Pakji- najlepiej z tymi śmiesznymi dmuchawkami...
- Pokunami.
- Zgadza się. Podpłyną wpław i zdejmą wartowników Wtedy na waszych łodziach przeprawimy moich ludzi z Małej Kahoony W międzyczasie Revenge rozpocznie atak, co będzie sygnałem do wybuchu powstania. Wtedy dołączymy my i saurusi idący od zachodu. Senor Arzim, dałbyś radę przerzucić do nich magicznie kilku zawodników? Naszym gospodarzom przyda się nieco wsparcia ogniowego, nie?
Mag przytaknął tylko.
- Zatem do dzieła companieros!- zawołał Fernando Cortez, wbijając sztylet w drewno.
[Uwaga! Jako, że GrimgorIronhide (świadomie lub nie) zignorował mój opis geograficzny, jak i fakt, że balisty zaraz by strąciły sterowiec (o czym też pisałem), jego plan uderzenia nijak ma zastosowanie. Ponadto po konsultacji z Pitagorasem NT. fluffu DE wychodzi, że mało kogo byłoby stać na wynajem dwóch galer korsarskich.
Normalnie nie narzucam przebiegu historii, ale konsekwentnie trzymajmy się opisu innych- graczy również. ]
- Zakładam, że masz lepszy pomysł?- skrzywił się kwaśno Gii Yi.
- Nie jestem magiem- uśmiechnął się kapitan.
- A ja chyba mam- wtrącił Razandir- Domena niebios. Co innego mgła, a co innego chmury, które zakryją księżyc. Nawet elfy nie przebiją ciemności wzrokiem.
- Ogień zaś tylko ich oślepi- dodał Pakja.
- Może nasi zimnokrwiści przyjaciele poradzą sobie bez światła, ale co z nami?
- Drogi Lotharze, może przestałbyś narzekać?- rzucił kąśliwie Gii Yi.
- W porządku senores, mogę się zamknąć- odciął się szyderczo kapitan- Tylko nie płaczcie, jak wybiją was do nogi przez te idiotyczne pomysły.
Katajski mag chrząknął, lecz nic więcej nie mówił. Cortez poprawił pasek mocowania zbroi, po czym tłumaczył dalej.
- Zatem popłyniemy przy księżycu. Nie będą spodziewać się ataku tak szybko po bitwie i bez osłony. Będą potrzebni twoi łowcy- zwrócił się do Pakji- najlepiej z tymi śmiesznymi dmuchawkami...
- Pokunami.
- Zgadza się. Podpłyną wpław i zdejmą wartowników Wtedy na waszych łodziach przeprawimy moich ludzi z Małej Kahoony W międzyczasie Revenge rozpocznie atak, co będzie sygnałem do wybuchu powstania. Wtedy dołączymy my i saurusi idący od zachodu. Senor Arzim, dałbyś radę przerzucić do nich magicznie kilku zawodników? Naszym gospodarzom przyda się nieco wsparcia ogniowego, nie?
Mag przytaknął tylko.
- Zatem do dzieła companieros!- zawołał Fernando Cortez, wbijając sztylet w drewno.
[Uwaga! Jako, że GrimgorIronhide (świadomie lub nie) zignorował mój opis geograficzny, jak i fakt, że balisty zaraz by strąciły sterowiec (o czym też pisałem), jego plan uderzenia nijak ma zastosowanie. Ponadto po konsultacji z Pitagorasem NT. fluffu DE wychodzi, że mało kogo byłoby stać na wynajem dwóch galer korsarskich.
Normalnie nie narzucam przebiegu historii, ale konsekwentnie trzymajmy się opisu innych- graczy również. ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- Leśny Dziad
- Wałkarz
- Posty: 97
- Lokalizacja: Knieja
Przy stole obrad nagle pojawił się człowiek przedstawiający się jako Arzim. Dodał swoje trzy grosze do kształtującego się planu uderzenia na obóz druchii, a Razandir zastanawiał się skąd w ogóle wziął się tu ten mag? I czy to możliwe, że to właśnie on był autorem nieznanego mentalnego wezwania jakie odebrał?
Rozmyślania czarodzieja zaraz jednak przerwał Cortez, który jak do tej pory w milczeniu przysłuchiwał się naradzie.
- Jest jeden problem w waszym planie - rzekł kapitan - Zakładając, że Druchii to nie idioci, powinni się domyśleć, że mgła, raczej rzadkie zjawisko na wyspach ma na celu osłonę naszego ataku.
Razandir poniósł jedną brew w wyrazie zdziwienia. Mgła rzadkim zjawiskiem na wyspach? Przy takiej wilgoci i wahaniach temperatury? Czy Cortez zdążył już zapomnieć, że to właśnie gęsty całun mgły spowijał Klify Tengaru, na których całkiem niedawno odbyła się trzecia walka Areny? Poza tym nawet gdyby druchii zrozumieli, że to tylko zasłona ataku, to przecież i tak nie poprawiłoby ich zdolności widzenia w szarych oparach.
No ale trudno, skoro nie chcą mgły to są przecież jeszcze inne sposoby...
- Zakładam, że masz lepszy pomysł? - skrzywił się kwaśno Gii Yi.
- Nie jestem magiem - uśmiechnął się kapitan.
- A ja chyba mam- wtrącił Razandir - Domena niebios. Co innego mgła, a co innego chmury, które zakryją księżyc. Nawet elfy nie przebiją ciemności wzrokiem.
Jednak i ten pomysł nie przypadł do gustu, mimo że w mniemaniu maga zasłonięcie nieba chmurami było nawet lepszym rozwiązaniem niż mgła. Oczy atakujących przyczajonych w cieniu przyzwyczają się przecież do ciemności, ogień natomiast nie pozwoli na to elfom, jak zresztą zauważył Pakja. I w dodatku Revenge byłaby niemal niewidoczna na tle czarnego nieba gdyby tylko podleciała cicho i bez świateł na pokładzie.
W ogólnym planowaniu zaczęły się jednak pojawiać zalążki kłótni więc Razandir nie wygłaszał głośno swoich racji. Dolewanie oliwy do ognia przy w tak charakternym towarzystwie skończyłoby się pewnie wzajemnym mordobiciem podczas gdy jeńcy porwani przez mroczne elfy potrzebują pomocy. Czasami po prostu trzeba się kilka razy zastanowić zanim się nic nie powie - pomyślał mag uśmiechając się do siebie dumny z tak zgrabnie sformułowanej sentencji. Powoli i z odpowiednim namaszczeniem zaciągnął się ostatni raz fajkowym dymem.
Rozmyślania czarodzieja zaraz jednak przerwał Cortez, który jak do tej pory w milczeniu przysłuchiwał się naradzie.
- Jest jeden problem w waszym planie - rzekł kapitan - Zakładając, że Druchii to nie idioci, powinni się domyśleć, że mgła, raczej rzadkie zjawisko na wyspach ma na celu osłonę naszego ataku.
Razandir poniósł jedną brew w wyrazie zdziwienia. Mgła rzadkim zjawiskiem na wyspach? Przy takiej wilgoci i wahaniach temperatury? Czy Cortez zdążył już zapomnieć, że to właśnie gęsty całun mgły spowijał Klify Tengaru, na których całkiem niedawno odbyła się trzecia walka Areny? Poza tym nawet gdyby druchii zrozumieli, że to tylko zasłona ataku, to przecież i tak nie poprawiłoby ich zdolności widzenia w szarych oparach.
No ale trudno, skoro nie chcą mgły to są przecież jeszcze inne sposoby...
- Zakładam, że masz lepszy pomysł? - skrzywił się kwaśno Gii Yi.
- Nie jestem magiem - uśmiechnął się kapitan.
- A ja chyba mam- wtrącił Razandir - Domena niebios. Co innego mgła, a co innego chmury, które zakryją księżyc. Nawet elfy nie przebiją ciemności wzrokiem.
Jednak i ten pomysł nie przypadł do gustu, mimo że w mniemaniu maga zasłonięcie nieba chmurami było nawet lepszym rozwiązaniem niż mgła. Oczy atakujących przyczajonych w cieniu przyzwyczają się przecież do ciemności, ogień natomiast nie pozwoli na to elfom, jak zresztą zauważył Pakja. I w dodatku Revenge byłaby niemal niewidoczna na tle czarnego nieba gdyby tylko podleciała cicho i bez świateł na pokładzie.
W ogólnym planowaniu zaczęły się jednak pojawiać zalążki kłótni więc Razandir nie wygłaszał głośno swoich racji. Dolewanie oliwy do ognia przy w tak charakternym towarzystwie skończyłoby się pewnie wzajemnym mordobiciem podczas gdy jeńcy porwani przez mroczne elfy potrzebują pomocy. Czasami po prostu trzeba się kilka razy zastanowić zanim się nic nie powie - pomyślał mag uśmiechając się do siebie dumny z tak zgrabnie sformułowanej sentencji. Powoli i z odpowiednim namaszczeniem zaciągnął się ostatni raz fajkowym dymem.
- Leśny Dziad
- Wałkarz
- Posty: 97
- Lokalizacja: Knieja
[Spoko, spoko, z mgłą czy bez atakujmy w końcu
]

- Dobra dosyć. - Gii Yi przerwał spokojnie, acz stanowczo zalążki kłótni. - Możemy tutaj debatować do jutra, ale nie przybliży nas to do uwolnienia jeńców i pokonania druhnii. - Oparł się o stół narad i po kolei zlustrował wszystkich obecnych. - Połączmy wszystkie pomysły i atakujmy wreszcie. Kto jest ze mną!?
Gdy wszyscy zaczęli wreszcie rozchodzić się do swoich zadań, Baastan podszedł do nowo przybyłego maga. Nie ufał mu - mało ludzi dałoby radę samemu dostać się na wyspę i w dodatku od razu zacząć działać. Miał pewne podejrzenia, mag był łudząco podobny do niedawno zmarłego kapitana Erwina. Może jakiś krewny? Był jednak teraz potrzebny i szaman musiał się pogodzić z jego obecnością i pomocą.
- Gdy to wszystko się zacznie. - szepnął mu do ucha. - Teleportujesz mnie z wami do obozu nieprzyjaciela. Potem każdy pójdzie we własną stronę działać jak potrafi najlepiej.
[Chciałem zacząć atak, ale dzisiaj już nie mam siły na dłuższy kawałek. Jutro jednak na pewno się pojawi. Tak w ogóle kto następny ma walczyć na Arenie, bo ostatnia prezentacja kamienia walk była tak dawno, że nie chce mi się szukać wśród tylu stron?]
Gdy wszyscy zaczęli wreszcie rozchodzić się do swoich zadań, Baastan podszedł do nowo przybyłego maga. Nie ufał mu - mało ludzi dałoby radę samemu dostać się na wyspę i w dodatku od razu zacząć działać. Miał pewne podejrzenia, mag był łudząco podobny do niedawno zmarłego kapitana Erwina. Może jakiś krewny? Był jednak teraz potrzebny i szaman musiał się pogodzić z jego obecnością i pomocą.
- Gdy to wszystko się zacznie. - szepnął mu do ucha. - Teleportujesz mnie z wami do obozu nieprzyjaciela. Potem każdy pójdzie we własną stronę działać jak potrafi najlepiej.
[Chciałem zacząć atak, ale dzisiaj już nie mam siły na dłuższy kawałek. Jutro jednak na pewno się pojawi. Tak w ogóle kto następny ma walczyć na Arenie, bo ostatnia prezentacja kamienia walk była tak dawno, że nie chce mi się szukać wśród tylu stron?]
[Mogę wpleść fabularnie listę, ale to dopiero po bitwie, albo teraz na sucho
Dodatkowo ślę zapytanie o status von Drake'a. Co z nim? ]
Etchan wyrwał się z półsnj gwałtownie. Było to dlań nieprzyjemne uczucie, podobne do oblania wiadrem lodowatej wody. Obudził się spocony i bardzo zmęczony.
- Hyhy, elfiok w łańcuchach- doszedł go głos- Kanak się tego nie spodziewał.
Asrai przymrużył oczy i przetarł pot z czoła. Bolało go całe ciało, a każdy ruch, nawet mruganie potęgowało to uczucie.
- Kim... jesteś?- rzucił cicho, na wymuszonym wydechu.
- Elfiok oczy ma popsute? Kanak jest Kanak. Siedzi o, tu.
Etchan zacisnął powieki po czym znów je otworzył. Przed nim, w cieniu palmy siedział wielki ork. Zielonoskóry sprawiał wrażenie zaciekawionego jego osobą.
- Kanak mówi: spać dobra. Złe elfioki nie dawać odpocząć. Kazać naprawiać udź. Pracować. Praca czynić wolnym, mówią. Ale nikogo nie uwolnili, przebrzydłe elfioki. A wszyscy pracują.
Ork, z początku sprawiający wrażenie rozbawionego, sposępniał.
- Ale ty inny, hę?- spytał po chwili.
Dodatkowo ślę zapytanie o status von Drake'a. Co z nim? ]
Etchan wyrwał się z półsnj gwałtownie. Było to dlań nieprzyjemne uczucie, podobne do oblania wiadrem lodowatej wody. Obudził się spocony i bardzo zmęczony.
- Hyhy, elfiok w łańcuchach- doszedł go głos- Kanak się tego nie spodziewał.
Asrai przymrużył oczy i przetarł pot z czoła. Bolało go całe ciało, a każdy ruch, nawet mruganie potęgowało to uczucie.
- Kim... jesteś?- rzucił cicho, na wymuszonym wydechu.
- Elfiok oczy ma popsute? Kanak jest Kanak. Siedzi o, tu.
Etchan zacisnął powieki po czym znów je otworzył. Przed nim, w cieniu palmy siedział wielki ork. Zielonoskóry sprawiał wrażenie zaciekawionego jego osobą.
- Kanak mówi: spać dobra. Złe elfioki nie dawać odpocząć. Kazać naprawiać udź. Pracować. Praca czynić wolnym, mówią. Ale nikogo nie uwolnili, przebrzydłe elfioki. A wszyscy pracują.
Ork, z początku sprawiający wrażenie rozbawionego, sposępniał.
- Ale ty inny, hę?- spytał po chwili.
Ostatnio zmieniony 9 lis 2015, o 00:39 przez Byqu, łącznie zmieniany 1 raz.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[ @Byqu - Grimgor raz że zbanowan i normalnie tu pisać nie może, dwa mało ma czasu, po prostu nie poszperał w lokalizacjach (żadnej mapki nie mamy to trzeba by się do opisu Corteza z początku dokopywać)
Po drugie napisał, że siły naziemne mają zlikwidować balisty, żeby on mógł zaatakować po tym jak zniszczy okręty drugiej frakcji Druchii
No i raczej nie sądziłbym, że jakiegoś rozgniewanego Dreadlorda z Karond Kar nie stać by było na skuszenie trzech kapitanów znaczną nagordą za głowę renegata chowającego się na wyspach]
Po drugie napisał, że siły naziemne mają zlikwidować balisty, żeby on mógł zaatakować po tym jak zniszczy okręty drugiej frakcji Druchii
No i raczej nie sądziłbym, że jakiegoś rozgniewanego Dreadlorda z Karond Kar nie stać by było na skuszenie trzech kapitanów znaczną nagordą za głowę renegata chowającego się na wyspach]
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."