ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: Byqu »

[Mapki nie będzie, bo musiałbym sam narysować :)
Ale ok, rozumiem jego sytuację. Wciąż ma sens unieszkodliwianie balist przed atakiem Revenge. Zmienimy lokalizację jego planu i pasuje.

A tak btw. Strona 22 :wink: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Inglief
Mudżahedin
Posty: 214
Lokalizacja: Koszalin "Zad Trolla"

Post autor: Inglief »

[ Yup, nie za bardzo widzę tam opcję dla mojego czempiona, żeby się na łodzie pchał to powiedzmy że prześlizgnie się groblą w końcu ma Acute Senses także na 4+ z przerzutem powinien wyoutflankować na dobrą stronę :P

Myślę, że po prostu Mroczne klify podmienię mu w tekście na Wielką Kahoonę i nie będzie trzeba planu tak mocno zmieniać.
A co do mapki toć to parę minut w gimpie czy innym paintcie kontury z nazwami i ot :P Chyba że się jest Grimgorem, który na swoje "szybko" to rysowałby to tydzień i stworzył coś z mikroskopijnie odwzorowanymi lokacjami :mrgreen: ]
Ostatnio zmieniony 9 lis 2015, o 00:54 przez Inglief, łącznie zmieniany 1 raz.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[ok, spróbuję, ale jestem w rysowaniu zupełne beztaleńcie]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Leśny Dziad
Wałkarz
Posty: 97
Lokalizacja: Knieja

Post autor: Leśny Dziad »

Stojąc w mrokach nocy wśród cienia jakie dawała gęsta roślinność Małej Kahoony, ze swoją tajemną księgą w ręku i z różdżką w dłoni, Razandir nieśpiesznie splatał Ulgu wypowiadając cicho słowa zaklęcia. Mrok gęstniejący wokół pełzł powoli w stronę maga, przywierał do jego ciała upodabniając go raczej do jednej z wielu plam cienia sprawiając, że z pewnej odległości trudno byłoby go wypatrzyć pośród nocy. Manipulacja Szarym Wiatrem nigdy nie była mocną stroną Razandira ale miał sporo czasu by się przygotować toteż teraz zaklęcia zdawały się działać tak jak sobie to zaplanował. Miał nawet przygotowany czar zsyłający mgłę gdyby mimo wszystko okazała się przydatna, wystarczyło wyszeptać słowa zaklęcia a gęsty opar zacząłby gęstnieć wokół niego.

Wszystko było gotowe. Ludzie Corteza oraz kilku uczestników Areny przyczajonych przy plaży na Małej Kahoonie wpatrywało się przeciwległy brzeg Wielkiej Kahoony. Smukłe łodzie jaszczuroludzi czekały na zwodowanie. Pozostawało wypatrywać znaku od skinków płynących już unieszkodliwić wrogie przyczółki mrocznych elfów. Wystarczy, że zwiadowcy Pakji ugaszą dwa ogniska przy których grzali się strażnicy druchii. To będzie sygnał do ataku.

[To jak, będzie mapka czy bierzemy się do roboty? ;)]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Rany, cały ten czas czekacie na mapkę? :shock: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

[Powiedzmy]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Wiecie co, nie czekajcie na mnie, bo to co narysowałem nie nadaje się do publikacji :oops: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Klafuti
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3443
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Klafuti »

[kutasy na mapie? jeszcze Cie to bawi?]
Obrazek
"Głos opinii publicznej nie jest substytutem myślenia."
~Warren E. Buffett

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Panowie , nie chce sprawiać wrażenie że się narzucam ale ja mam sporo gotowych opisów na arenę już napisanych i czekam na jakiś ruch . ]

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Mikichol miał zacząć... :roll:
Nie czekaj na nikogo. ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Co jest? Jak MG nie prowadzi za rękę, to nikt nie chce się bawić? :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

[Jakiś brak weny, przez weekend, wrzucę opis desantu]

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Piękny, ruszając wyjątkowo szybko, swoimi rękami i nogami wspinał się po sznurowej drabince REVENGE. Gdy dotarł na samą górę szybko dostał się na beczkę z winem, zapewne mającej zapewnić ochronę przed Sally, obok, której stał Arzim. Gnoblar Przyłożył palce do oczu, popatrzył na odległy widnokrąg, zmarszczył brwi, oblizał wargi długim językiem, pomruczał coś pod nosem by w końcu odwrócić się do maga.
- Noo, ni huja nie wiem, która godzina, ale pewnie jest już późno. Kiedy lecimy rozłożyć te znaczniki?
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Słońca już dawno zostało pożarte przez jaguara, gdy smukłe łodzie jaszczuroludzi zostały spuszczone na wodę. Wiosła bez najmniejszego plusku zagłębiły się w czarną toń, gdy waka, jak to mówili saurusi zepchnięte zostały z miękkiego piasku. By zachować ciszę, płynęli powoli. Mieli szczęście- srebrna tarcza księżyca skryła się dziś za pokrywą chmur, co skrywało ich przed bystrym wzrokiem elfów.
Łodzie obładowane były bronią, owiniętą grubymi pledami, by błysk i szczęk nie zdradził czających się w ciemnościach napastników. Ci, co nosili zbroje z metalu zarzucili pledy na siebie i choć gorąco szybko dało im się we znaki, a pot spływał po nich grubymi strugami, to względy bezpieczeństwa wzięły górę. Stawka była zbyt wielka.
Minęło mniej więcej pół godziny, które wydawało się wiekami, nim dotarli do skalistych wybrzeży Małej Kahoony. Jakaś zbudzona ze snu uchatka zsunęła się do wody, mewa pisnęła cicho, spłoszona niespodziewanymi intruzami, lecz potem znów nastała cisza.
- Co teraz?- szepnął Razandir, gdy już wszyscy stanęli na morskich skałach.
- Teraz czekamy- odparł Pakja.

***
Tymczasem Revenge wznosiło się nad wyspą Pao. Nie chcąc przedwcześnie ostrzec wroga buczeniem swych silników, sterowiec czekał. Nie mógł zbliżyć się, póki mordercze bełty balist celowały w niebo. Załoga i grupa uderzeniowa spędzała czas na sprawdzaniu oręża, inspekcji systemów parowych czy w zamyśleniu patrzyli na ledwo widoczną sylwetkę ich celu. Jakie myśli ich trapiły? Mało kto się nimi dzielił, gdyż zarządzono ciszę na pokładzie.

***
- Pssst. Hej! Orku!
Etchan naprawdę silił się, by zbudzić zielonoskórego, nie zwracając przy okazji uwagi połowy garnizonu. Ork spał jak zabity po całym dniu pracy przy naprawie okrętu Druchii.
- Zbudź się bydlę!- elf musiał podpełznąć i kopnąć zielonego.
- Hmh, ekhe- charknął ork, otwierając nieprzytomnie oczy- Czego ty chce?
- No wreszcie- przewrócił oczami Asrai- Jesteś mi potrzebny. Słyszysz? Bitka będzie.
- Elfiok dostał w łeb za słabo. Zara strażniki usłyszą jego gadanie i dołożą.
- Posłuchaj- Etchan silił się na spokój- Nie masz dość bycia pod butem mrocznych elfów? Widzę tu wielu silnych orków i saurusów. Dlaczego się nie zbuntujecie?
- Głupi elfiok. Oni kusze mają. Wócznie. My bez broni. W kajdanach. Raz dwa uciachają nas. Kanaak już próbował...
- Jak to?
- Wiele księżyców temu zielone i jaszczury podniosły bunt. Nie chciały żyć więcej pod butem elfioków. Nie chcieli pracować bez jedzenia. Dużo, dużo nas zginąć... Reszta być ukarana. Mocno- mocno.
Tu ork pokazał blizny. Dość świeże. Rany zadano tak, by niewolnik mógł pracować, lecz by odczuwał jak największy ból. A potem do niego dotarło.
To było dziwne. Uderzyło Etchana, że ork wspomina poległych.
- Kanaak, możesz ich pomścić. Dziś jeśli zaatakujemy, otrzymamy wsparcie. Wojownicy z Sanguax i dalekich krain przyjdą nam z pomocą. Ich latający statek spuści na Druchii śmierć z nieba. Chcesz wtedy stać bezczynnie?
Ork spuścił głowę, drapiąc się po kwadratowej szczęce. W jego oczach Etchan dostrzegł błysk, głód wolności, chęć zrzucenia okowów.
- To jak?
- Kanaak przekaże chopakom. Orkowie pomogą śmisznemu elfiokowi.

***
Srebrna tarcza Huanchiego skryła się za horyzontem, gdy Pakja trącił Razandira. Mag zbudził się momentalnie, wzdrygając się, jakby ktoś oblał go kubłem zimnej wody. Porozumieli się bez słów. Saurus spojrzał nań, a potem pyskiem skinął ku Wielkiej Kahoonie. Mag westchnął, strzelił palcami i począł recytować cicho zaklęcie. Zmieniająca się z czerni nocy w szarość poranku aura rozmyła się nieco. Delikatne smużki pary przykryły powierzchnie wody, wdzierając się między drzewa i skały. Mgła postępowała powoli, naturalnie, z lekką pomocą magiczną starego wiarusa. A gdy mleczny kożuch zapadł na okolicę, ruszyli pierwsi łowcy. Kilku skinków i saurusów zanurzyło się w ciemną toń, znikając pod gładką taflą, jak senna mara o poranku. Znów oczekiwanie. To była najgorsza część.
W międzyczasie przygotowano łodzie. Załadowano nań oręż, gladiatorzy i wojownicy zajęli miejsca.

***
Dwoje wyłupiastych oczu i nozdrza wychynęły nad wodę, lustrują okolicę. Skink przywarł do nabrzeżnej skały, zlewając się z glonami. Zaraz wychwycił obecność wroga. Dwóch elfów w lekkich zbrojach, wspartych na włóczniach. Łowca czuł bijącą od nich senność.
Jaszczur dał sygnał drugiemu łowcy i wyciągnął pokunę. Wylot dmuchawki wycelował w niczego nie spodziewającego się Druchii i dmuchnął. Mała strzałka ugodziła elfa w szyję. Ten zdążył się tylko skrzywić, nim padł miękko na ziemię. Trucizna zadziałała błyskawicznie. Jego towarzysz legł uderzenie serca później.
Skinki wtedy wypełzły z wody i ugasiły ognisko wartowników. Dalej łowcy zauważyli jak gasną kolejne ognie- znak, że kolejne czujki zostały zneutralizowane. Wtedy to łowcy ukryli się w zaroślach w oczekiwaniu na resztę sił.

***
Waka dobiły wreszcie do brzegu. Pełen napięcia okres oczekiwania minął i można było odetchnąć z ulgą widząc oczekujących łowców. Póki co mieli pełne zaskoczenie.
Pakja zebrał wojowników. Czuł ich łaknienie gorącej krwi, tą niecierpliwość drapieżnika, który czuje już smak swej ofiary. Potem spojrzał na tych kilku zawodników, którzy zdecydowali się ruszyć z nim. Byli gotowi. Druga grupa, złożona głownie z marynarzy pod wodzą Corteza właśnie przekraczała utworzoną przez odpływ ścieżkę łączącą Pao z Wielką Kahooną.
Niczym duchy, wojownicy zniknęli w zaroślach. Tam rozdzielili się- Toari wraz ze skinkami mieli zneutralizować załogę balist, podczas gdy Pakja na czele reszty uderzyć mieli na główny obóz.
A wtedy, pośród mgieł padły pierwsze palby muszkietów. Cortez rozpoczął atak.
- Vode an- rzekł Pakja i dał sygnał do ataku.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

Tlące się liście oświetlały twarze więźniów kucających w kręgu , ukrytych przed wzrokiem strażników. Pokryte bliznami saurusy w milczeniu zaciskały pięści , nawet wojownicy Starej Krwi czuli niepokój i podniecenie na myśl o szansie zakończenia upadlających obowiązków , drwin i niewoli jakże ciężkiej dla honorowych wojowników. Kilku ludzi z nieskrywaną niechęcią patrzących przekrwionymi oczami na smukłego elfa. Asari o zmęczonym wyrazie twarzy , uważnie przyglądał się grupie najsilniejszych więźniów osadzonych w tej części obozu , nazwanej przez ich oprawców " Sprawiedliwością" , sprawiedliwą karą za próbę oporu. Elf czuł też że puszcza śpiewała tej nocy inaczej , zwierzęta , drzewa i nawet wiatr nuciły pieśń o krwi , zemście i prawowitych władcach tych terenów. I ork , pokryty wyblakłymi już rytualnymi tatuażami w spokoju żuł nasiona jakiejś rośliny. Wygląda na to że to ja muszę się odezwać. Ktoś musipomyślał Etchan , obserwując powoli gasnący płomyk. Wstał i cicho zaczął mówić do grupy :
- Zacznę szybko i od razu powiem wam wszystko. - przerwał żeby zobaczyć reakcje reszty grupy. Ta sama niechęć ludzi , neutralność Saurusów i brak reakcji orka.- Prawdopodobnie właśnie teraz w kierunku naszego obozu pędzą wasi bracia - wskazał na saurusów- pałających rządzą zemsty za śmierć wojowników i spalenie wioski. I dla tego tu chce żebyśmy spróbowali uciec.
- Pojebało cię elfie. Zabiją nas - Odezwał się jeden z ludzi
Czy oni zawszę są takimi kutasami ? Próbuje wyciągnąć jego pobliźnioną gębę z kłopotów to chociaż mógłby współpracować
- Jeżeli nic nie zrobimy , zabiją nas i tak. Oni są pojebami , zastrzelą nas tylko po to żeby oni nas nie uratowali. Musimy spróbować , przynajmniej będziemy walczyć.- Powiedział z naciskiem elf licząc na reakcje Jaszczuroludzi , nie było jej. Albo jestem beznadziejnym mówcą albo oni nie potrafią mówićmyślał elf
- Mój plan jest prosty niczym widły przyjacielu - Etchan starał się nie być sarkastycznym ale niezbyt mu to wychodziło- - Sporządzamy sznur z lian , mimo twojej wspaniałej sylwetki to ja jestem najszczuplejszy - Elf spojrzał na jego dość wydatny brzuch , świadczący o długiej niewoli. I niespodziewanie były najemnik uśmiechnął się ponuro a chwile potem jego towarzysze. Nawet Saurusy obdarzyły ich czymś na uśmiechu.- Więc ja względnie szybko otwieram bramę , wy - wskazał na Jaszczuroludzi- swoją siła wyważacie drzwi zbrojowni , zabijamy pijaną lub śpiącą straż i uzbrajamy resztę. - Nagle Etchan przerwał i spojrzał na wstających saurusów. Wstały one i wykonały ich gest wojenny : uderzyły pięścią o klatkę piersiową i wyszczerzyły lekko kły.
- Jesteśmy gotowi. Zemsta - powiedział jeden ubogim językiem wspólnym po czym syknął.

***
Etchan czuł wyraźnie , zdenerwowanie i stres gdy przygotowywał się na wspięcia się na palisadę. Słyszał za sobą niespokojne oddechy swoich towarzyszy i czuł że drugiej szansy na wolność nie będzie. Wiedział że reszta więźniów jest prawdopodobnie za słaba do walki ponieważ Druchi wsypywali narkotyki do jedzenia i tylko niewielu więźniów o tym wiedziało i jeszcze mniej umiało się przed tym powstrzymać. Elf złapał linę i odwrócił się do reszty więźniów
- Pamiętajcie że kiedy wedrzemy się do zbrojowni musimy czekać na odgłosy walki. Nie możemy atakować od razu pamiętajcie - Powiedział z naciskiem po czym zaczął wspinaczkę . Dzięki służbie w elitarnych oddziałach Artel Loren posiadał on duże zdolności wspinaczki więc szybko pokonał przeszkodę. Lecz pokonał ją właśnie wtedy gdy wcześniej niż zwykle , nadszedł strażnik. Etchan szybko zakrył się płaszczem i modlił się do Ishy że nie zobaczył go skaczącego. Widać Isha była potężniejsza niż przewidywał bo faktycznie go nie zauważył i nawet odwrócił się patrząc czy nikogo nie ma , a następnie zaczął ... załatwiać swoją potrzebę fizjologiczną . Nawet nie poczuł małego sztyletu z wewnętrznej strony nogawki wbitego w tył głowy. Etchan uzbrojony w kuszę , upewniwszy się czy nikt inny nie patroluje tego rejonu obozu podbiegł do zbrojowni , nie mógł pozwolić saurusom teraz na zaatakowanie elfów. Nie miały problemu z dyscypliną ale ich rządza zesmty była tak wielka że obawiał się czy uda im się opanować. Zabicie dwóch grających w kości strażników przy użyciu powtarzalnej kuszy nie stanowiło problemu. Potem podbiegł do bramy i z trudem otworzył ją , a potem zamarł. Przed nim stali wszyscy więźniowie. Nikt nie wyglądał na otumanionego narkotykiem. Za to wszyscy mieli rządze zemsty i krwi elfów w oczach. Etchan spojrzał na Kannaka. Ork wyszczerzył żółte kły i pokazał mu totem jakiegoś nieznanego bożka i kubek z zalanymi wodą ziołami. Elf miał się uśmiechać lecz wtedy całą dżunglę przebudziła potężna palba z muszkietów.
- Zemsta. - powiedział do wszystkich więźniów
- Zemsta ! - odkrzyknęli wymachując bronią

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Czas oczekiwania spędzony wśród palm i innych denerwujących zarośli, powoli zaczynał się dłużyć. Merxerzis i tak bardzo dobrze znosił nudę, gdyż dopiero co zaspokoił swoją potrzebę zabijania na boisku tubylców. Oczywiście tych paru orków oraz jego pobratymców, jakoś tam się liczyło, ale to Xothal był prawdziwą wisienką na torcie. Wciąż kiedy tylko przyglądał się swojemu Draichowi, przypominało mu się jakie to wspaniałe uczucie zabić tak wartościowego przeciwnika. Zabić tak wartościowego wojownika, dla Khaina, poprawił się w duchu. Bez niego to nie byłoby możliwe.
Im dłużej stał w swoim ukryciu, chociaż nazwanie tych chaszczy ukryciem mogło być nadużyciem tego słowa, tym częściej zerkał na światła obozu łowców niewolników. Miał szczęście, że kiedy dogadywał się z tymi Druchii jeszcze przed meczem, dowiedział się gdzie osiedli na tej dzikiej wyspie. Ponieważ znał wynik walki, w której sam brał udział, wiedział o ataku na wioski i znał możliwości Druchii, oraz wiedział na co stać zawodników Areny, nie miał problemu z określenie gdzie przeniesie się ciężar wydarzeń. Musiał tylko poczekać pewien czas w ukryciu, aż połączone siły jaszczuroludzi i zawodników zorganizują akcję odwetową. Nawet gdyby chciał przystać do którejś strony, żadna by już go nie chciała. Pozostawało więc, podążając za własnymi celami, wejść w konflikt jako trzecia niezależna, jednoosobowa armia. Tylko on, przeciwnicy i Pan Mordu.
Sam obóz był zaskakująco duży. Merxerzis znał liczebność z jaką przypłynęły tu elfy i dobrze wiedział, że jego rasa specjalizuje się w szybkich wypadach w głąb lądu i natychmiastowym wypłynięciu z powrotem w morze. Tutaj pewnie tego typu zagrożenie było mniejsze, ale w przypadku na przykład Starego Świata, jego mieszkańcy byli już przyzwyczajeni do takich ataków. Nie raz i nie dwa, nawet większe floty musiały szybko uciekać ze swoim łupem, gdyż ludzie mobilizowali swoje okręty. W tym przypadku łowcy niewolników niewątpliwie osiedli tu na dłużej, sądząc po rozległości i zaawansowaniu zabudowań. Od razu jednak można było stwierdzić, że brakowało im krasnoludzkich niewolników. Po samym wyglądzie konstrukcji, które towarzyszyły Druchii wiadomo było czy do pracy przy nich były wcielone te karły. Tutaj ewidentnie brakowało jakiegokolwiek kunsztu czy wykończenia. Kilka postawionych baraków, prócz oczywistych namiotów, było tutaj wyłącznie z konieczności i postawione na szybko, bez typowego dla Dawi profesjonalizmu. Rozmiar z kolei sugerował, że najeźdźcy mają ze sobą całkiem dużo niewolników. Niewykluczone, że wyspa nie była i pierwszym celem, przed powrotem do Naggaroth i przywieźli tu już pewną liczbę ze sobą. Ten rozmiar właśnie dawał egzekutorowi dużą szansę na infiltrację, w której z oczywistych względów się nie specjalizował. Czujki i strażnicy musieli być bardzo rzadko rozmieszczeni, rozciągnięci tak, aby być w stanie pilnować w miarę całego obwodu. Merxerzis oczywiście nie miał zamiaru się skradać i zabijać po kryjomu, jak na przykład asasyni z ich świątyni, tylko żeby nie dostać magazynkiem powtarzalnej kuszy jak tylko wychynie z lasu. Nie, kiedy się już zacznie, rozrzedzone siły mrocznych elfów, będą musiały zebrać każdego zdolnego do walki i wtedy będzie mógł wkroczyć do otwartego obozu.
Jego oczekiwanie i towarzyszące mu rozmyślania, miała się właśnie skończyć. Cokolwiek działo się wewnątrz, albo od strony morza, obóz wypełniły okrzyki. Czy był to alarm, czy zawodzenie umierających w ataku, a może tylko jęk bitych niewolników, z tej odległości nie był w stanie tego ocenić. Strażnicy jednak natychmiast zareagowali i pobiegli w ich stronę. Egzekutor wyciągnął Ghaz`lera i nie zwlekając ani chwili dłużej wyszedł ze swojego ukrycia. Podczas kiedy jego ciężkie buty zapadały się w sypkim piasku, okrzyki nie tylko nabrały na sile, ale były też klarowne. Ostrzeżeniu o ataku w dobrze mu znanym języku Druhir, towarzyszyły dobrze mu znane odgłosy walki. Przyspieszył do pełnego biegu. Nic tak go nie nastrajało jak te piękne dźwięki, ścierających się oręża, a później śmierci.
Wpadł pomiędzy pierwsze zabudowania i liczne namioty. Nie zauważył, żeby ktokolwiek atakował obóz od strony, z której on sam przyszedł, więc z góry założył że oddział ratunkowy podpłynął od strony morza. Mijając opustoszałe już ogniska, przy których na pewno jeszcze przed chwilą siedzieli łowcy, zobaczył po lewej stronie ogrodzenie. Wystarczająco duże, by odgadnąć jego zastosowanie. Musiało być to miejsce przetrzymywania niewolników. Merxerzis natychmiast odbił w prawą stronę. Nie interesowali go wychudzeni, osłabienie i bezbronni niewolnicy. Prawdziwi przeciwnicy czekali na niego na brzegu. Miał na myśli zarówno atakujących obóz jak i go broniących. Na tych drugich, nie musiał długo czekać.
Cokolwiek zaplanowali mieszkańcy wioski, udało im się bezpiecznie podpłynąć i wysadzić całą grupę na brzeg, co samo w sobie było już imponujące. Merxerzis spodziewał się raczej trudności, spowodowanych strażnikami rozstawionymi od strony morza. Z ich elfim wzrokiem i kuszami powtarzalnymi, do brzegu nie powinna dopłynąć nawet połowa. Tej przeszkody jednak atakujący się jakoś pozbyli i teraz stali przed następną. Może i udało im się zaskoczyć łowców niewolników na ich własnym terenie, ale Druchii szybko sie mobilizowali. W tym fachu, jeśli się nie umiało dostatecznie szybko reagować, to pierwsza wyprawa łupieska, stawała się również ostatnią. Przynajmniej dziesięć mrocznych elfów stało, zasłoniętych okolicznymi skrzynkami i namiotami, przed jaszczuroludźmi i pruło w nich magazynek za magazynkiem. To rzeczywiście musiała być ich ostatnia wyprawa, gdyż nie szczędzili amunicji. Albo teraz bronią sie wszystkim co mają, albo już nie wrócą do domu. Merxerzis wydał z siebie bojowy okrzyk, by zwrócić uwagę strzelających. Nie było nic ciekawego we wbijaniu miecza, niezorientowanym przeciwnikom w plecy. Pierwszy z nich, zaalarmowany, natychmiast się obrócił i wystrzelił w szarżującego egzekutora. Odległość jednak była na tyle mała, że nie miał czasu poprawnie wycelować i bełt tylko świsnął obok jego głowy. Chwilę później Merxerzis był przy nim i może pomimo okrzyku ostrzeżenia, tamten wciąż był bezbronny, niegotowy na atak, to przynajmniej teraz mógł obserwować uciekające z elfa życie w jego gasnących oczach. Lecz na to wystarczyła dosłownie sekunda i już ruszył do kolejnego przeciwnika. Tym razem stal spotkała stal i to kilkukrotnie w udanych obronach łowcy, do momentu gdy siła uderzenia dwumetrowego draicha była dla nie go zbyt duża. Ramię elfa lekko się załamało, a Gahz`ler przerąbał jego głowę na pół. Ciało stało jeszcze przez chwilę w miejscu, dostatecznie długo by Merxerzis mógł zerknąć mu przez ramię co sie dzieje bezpośrednio za nim i zanim padło na ziemię, złapał je za rękę i przyciągnął do siebie. Praktycznie w tym samym momencie 3 bełty wbiły się z głuchym stukiem w plecy zabitego. Merxerzis poczekał jeszcze chwilę za naturalną zasłoną, ale kiedy juz za niej wyjrzał, reszta kuszników odbiegła już na lewo, by uniknąć walki ze śmiercionośnym egzekutorem i jednocześnie nie oddać pola atakującym jaszczuroludziom. Teraz pogoń za nimi była zdecydowanie ryzykowna, więc były kapitan skierował się w przeciwna stronę. Do tego czasu pojedyncze walki odbywały się juz praktycznie wszędzie, rozsiane po całym obozie. Merxerzis zobaczył przed sobą dwójkę mrocznych elfów z siecią służącą do łapania niewolników. Gniew zagotował krew w jego żyłach na ten widok. Dobra śmierć to wyłącznie ta w walce, najlepiej w walce wręcz. Już dostatecznie irytowały go wszechobecne kusze powtarzalne, a co dopiero jebana siatka. Zresztą, Merxerzis gardził ludźmi, którzy na własnym podwórku dali się złapać w siatkę, wiec jak mógłby potem takich złapanych zabić z czystym sumieniem? Znowu ryknął, tym razem również z wściekłości i dwaj łowcy natychmiast porzucili swoje narzędzie zła. Obaj nie zamierzali się w ogóle patyczkować, bo zaatakowali jednocześnie i to z dwóch stron. Jeden miecz Merxerzis odbił swoim, ale drugi zatopił się w jego lewym ramieniu. Nie pomogła jego ciężka kolczuga, bo cios bez żadnych przeszkód trafił czysto i z dużą siłą. W ten sposób prędzej czy później dwójka przeciwników zapędzi go w kozi róg. Wysokim kopnięciem odrzucił tego z lewej strony i z całą furią natarł na pozostałego. Tamten dzielnie stawał, ale egzekutor wiedział, że lada chwila powalony przeciwnik zaatakuje go od tyłu i musi załatwić sprawę szybko. Ruchem dopracowanym na Xothalu złapał swoje ostrze lewą ręką i podbił gardę przeciwnika w górę, by chwilę później zaznaczyć długą ranę na wskroś jego klatki piersiowej. Nie patrząc nawet chwili dłużej, by sprawdzić czy rana była śmiertelna, odwrócił się dokładnie w momencie by zablokować atak z tyłu. Najpierw ostrożnie skupiał się obronie, ale kiedy usłyszał za sobą ciche osunięcie się ciała na ziemię, wiedział że może już pewnie zaatakować. Pozostały łowca niewolników nie mógł się równać z maestrią egzekutora, wyszkolonego w walce swoim draichem do doskonałości. W końcu przebił swojego przeciwnika, aż po rękojeść. Elf kaszlnął jeszcze przed siebie krwią co Merxerzis obserwował z zadowoleniem, by ostatecznie wyrwać Ghaz`lera na wolność, siekając wnętrzności zadziorem i kończąc jego życie.
Jak na razie całkiem nieźle, udało mu się po części zaspokoić jego głód zabijania, ale walczył tu na tyle długo, że sytuacja w obozie na pewno się już zmieniła. Jaszczuroludzie na pewno ruszą w kierunku zagrody dla niewolników i to tam będzie głównie sie działo. Nie wiedział tylko, czy ich celem jest wyłącznie uwolnić złapanych, czy też wybić mroczne elfy do nogi, w akcie zemsty. On sam z całą pewnością wolał to drugie.
Obrazek

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

Arzim siedział na burcie latającego okrętu, raz w życiu zdarzyło mu się zobaczyć podobny dziw, podczas pobierania nauk w Aldorfie. Smętnie spoglądał na pojawiający się krajobraz, był już pewien że wypaczone teleporty mają jakiś związek z bytującymi tu druchii, kiedy próbował magicznego wejrzenia na połacie na których mieli znajdować się jeńcy ujrzał tylko spękaną kamienną ścianę pokrytą dziwnym spaczonym śluzem. Był pewien że coś lub ktoś nagina wiatry magii czyniąc te miejsce niezwykle niestabilne.
Usłyszał za sobą kroki.
-Już czas- pomyślał skupiając się na miejscu w który ma oddać skok z dużym balastem. O kilku skokach dwójkami nie było nawet mowy, zależało mu na zwycięstwie tubylców ale nie zamierzał ryzykować, co mogło się odbić wysokim kosztem po jego tymczasowych towarzyszach.
W ciszy uchodzącego słońca odezwał się w końcu Jegojir
-Mam nadzieję że nie będziemy musieli trzymać się za ręce, podczas tego waszego skoku.-mówiąc to spojrzał krytycznie na podnieconego gnorblara.
-Nie, wystarczy że będziecie blisko mnie, a tak przy okazji jak już będziemy się przenosić pod żadnym pozorem nie wolno wam się ruszyć, odzywać czy w jakikolwiek inny sposób odpowiadać na głosy z osnowy.
-Jakie głosy?-wymksnęło się Pięknemu.
-Zobaczysz- cicho odpowiedział mag nakładając białą pozbawioną jakichkolwiek szczegółów maskę.
-Jak on przez to widzi.- zastanawiał się gnorblar.

Skok był niezwykle ciężki same przedzieranie się przez inną rzeczywistość była uciążliwa, co dopiero w tak agresywnych warunkach. Kiedy lecieli wyczuwał emocje pozostałych. Malec był wystraszony, jednak determinacja trzymała go przy zdrowych zmysłach, szaman nie okazywał niczego, tak jakby był to dla niego skok nad kałuża, jedynym problemem był kislevita, Arzim nie był pewien czy to z powodu wpływu osnowy, czy to jego własne ja sprawiało że ciarki przeszły go po krzyżu.
Z cichym chrupnięciem wylądowali w ciemności. Usłyszeli ciche.
-Cyka bliet.
Po którym rozległ się odgłos naciągania kusz.
-Czekałam na ciebie synu pana rozkoszy, mimo to zaskoczyli mnie twoi nowi towarzysze.- powiedziała elfia wiedźma stojąca kilkanaście metrów od nich. Jak miały w zwyczaju ubrane były niezwykle skąpo, co nawet połechtało zmysł Arzima, gdyby nie tuzin kusz wycelowanych w miejsce w którym stali.
-Skąd...
-Widziałam ciebie w moich wizjach, poza tym twoje zaklęcie czuć można było nawet w tak odległym miejscu jak to, jednak jestem rozczarowana spodziewałam się po tobie więcej, a nie tylko stania się poduszka na igły. Mówiąc to spojrzała wymownie na dowódcę kuszników i zniknęła a odmętach ciemności.
Nim rozległ się odgłos zwalnianych cięciw, w umyśle trzech pozostałych osób rozległo się:- Zamknijcie oczy.
Po tym powietrze wypełniła nagła kakofonia jęków, krzyków, śmiechu i sapnięć. Kiedy arenowicze otworzyli oczy, ukazały im się zwijające się po ziemi elfy, jedni cali powykrzywiani w grymasach bólu, drudzy śmiali się kiedy z ich uszy, ust i oczu wypływały strumyki krwi, a kolejni dostali drgawek kiedy ich ciała przechodziły spazmy rozkoszy.
-Что ебать.- powiedział Jegorij patrząc na klęczącego Arzima, na plecach którego widniał gorejący znak Slaanesha wypalający jego górną część odzienia.
[Wybaczcie mi ale nawał przedświątecznej pracy skutecznie eliminuje mój wolny czas]

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Cyka bliet :wink: Czyżby CS dotarł nawet do bastionu konserwatyzmu jakim jest BP ?

Awatar użytkownika
KERSZUR
Mudżahedin
Posty: 254

Post autor: KERSZUR »

[Powiedzmy że niecodzienna kultura rosyjska wemknęła się do naszego życia codziennego.]

Awatar użytkownika
Stabilo
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 119

Post autor: Stabilo »

Piękny, rozradowany bliską możliwością uratowania swojego szefa, ustawił się w odpowiednim miejscu wcześniej wskazanym przez Arzima. W czasie podróży ogarnął go dziwny niepokój, jakby przeczucie mówiące, że lecą prosto w pułapkę. Gnoblar chcący za wszelką cenę przyczynić się do zwycięstwa tubylców powstrzymał się jednak od paniki i stał niewzruszony.
Zaraz po wylądowaniu okazało się, że przeczucia męczące malca wcale nie były takie bezpodstawne. Całą ich trójkę otaczała pokaźna grupa mrocznych elfów z gotowymi do strzału kuszami powtarzalnymi. Przed czoło żywej ściany czarnych pancerzy wyszła nad wyraz skąpo ubrana elfka, rozpoczynając swój monolog kierowany do maga. Piękny, cały czas utrzymując swój wzrok na bełcie kuszy najbliższego korsarza, zaczął przemieszczać się w kierunku najbliższej ściany zieleni. Nie wiadomo czy to przez szpiegowskie zdolności, czy też przez ignorancję elfów względem małego, niegroźnego ludzika, Gnoblar dotarł w mrok roślinności bez żadnego bełtu sterczącego z małego ciałka. Piękny szybko dostał się na tyły elfów. Z miejsca, w którym siedział zdołał zauważyć elfkę, sądząc po energii rozchodzącej się z jej ciała, zapewne czarodziejkę odchodzącą w mrok dżungli. Nie namyślając się wiele, wyciągnął, zza pazuchy, małe szare zawiniątko, przekazywane z ojca na syna w rodzinie Pięknego od wieków, z napisem "Załatw czarodzieja, na śmierć!". W środku znajdował się podręczny, prawie nie wykrywalny zakłócacz magii X-533Y2. Gnoblar podbiegł do czarodziejki, ciągle nie zauważony podrzucił jej już działający zakłócacz,po czym szybko powrócił na miejsce "egzekucji". Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że egzekutowanymi są wijące się po ziemi elfy.

***
Słońce oświetlało zielonkawą skórę Gauntera. Pasikoniki grały swój magiczny koncert schowane gdzieś głęboko w trawie. Pszczoły bzyczały, strumyk szemrał. Słowem wiosna przechodziła swój złoty okres. Gaunter zaciągnął się dymem z rzeźbionej w mityczne sceny fajki. Gęsty dym powoli ulatniał się przez jego usta.
-Dziadku Gaunter! Dziadku Gaunter!
Zza zakrętu wybiegł mały zielony gnoblarek.
-To jest list co do dziadka przyszedł! Proszę przeczytasz mi co w nim piszę?
Stary gnoblar wyciągnął swój sfatygowany nóż, przeciął pożółkły papier, po czym dobrał się do zawartości.
- Dziadku co tam jest napisane?
- To list od mojego brata, nazywaliśmy go Piękny, a brzydki był jak noc. Pisze, że na wyprawie, na którą wyruszył dobre kilkadziesiąt lat temu wraz z jakimś ogrem udało mu się zwiedzić jakąś wyspę pełną wielkich jaszczurów. Załatwił ponadto jakąś wiedźmę i pomógł w ogólnej rebelii niewolników.
- Jaaa, ale masz super brata dziadku. Nie to co mój, on by tylko mnie bił i spał. Bił i spał i tak w kółko.
- Nie narzekaj na swojego brata i nie wierz tak temu co pisze w tym liście. Piękny zawsze bujał w chmurach.
Mały gnoblar popatrzył na Gauntera oczami pełnymi wyrzutów za zniszczenie kolejnych dziecięcych marzeń. Chwilę później obaj wybuchli perłowym śmiechem. Tylko osoba bardzo uważna i posiadająca sokoli wzrok mogłaby zobaczyć pojedynczą łzę płynącą po zmarszczonym policzku starego gnoblara. Łzę wywołaną dalekimi i mglistymi wspomnieniami.

***
- Panie Magu! Panie Magu! Nic panu nie jest?! - Piękny nachylił się nad Arzimem z twarzą pełną zatroskania...
Skaveni potrzebują wodza, który przy użyciu mądrej retoryki (czyt. bata) bądź siły perswazji (czyt. bata) jest w stanie poprowadzić ich w miarę zorganizowanych przeciwko wrogowi.

Obrazek[/

ODPOWIEDZ