ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Re: ARENA ŚMIERCI nr 37- Smocze Wyspy

Post autor: GrimgorIronhide »

Piątka marynarzy, której w uznaniu wyjątkowego posłuszeństwa wobec poleceń szkolących ich żołnierzy pozwolono na próbę podjąć samodzielną wartę stała teraz ze spuszczonymi głowami przed Hansem.
- No i ja się was pytam, co to do jasnej cholery jest ? - krzyknął blondyn wskazując na głaz - Skąd się to tutaj wzięło ?
Jeden z estalijczyków, człek o kręconej, nastroszonej czuprynie włosów i zarośniętej twarzy złożył ręce jakby obejmując jakąś małą kulę.
- Magia. - rzekł tylko. Potem jego twarz spotkała się z karzącą piąchą sierżanta. Eberwald wzruszył ramionami, odwracając się do kilku innych Jaegerów.
- No nic, widać ktoś z naszego oddziałku musi cały czas trzymać wartę. Przynajmniej wiemy kto będzie walczył.
Albrecht, który zrobił sobie przerwę od składania muszkietów i nadzorowania mielenia prochu by zapalić fajkę obrócił z kolei wzrok ku zboczu wulkanu.
- Biedny Razandir... ale kapitan chyba nie przestrzeli staruszkowi łba tylko dlatego, że tak napisały łuskowate ? Prawda ?
Hans ruszył wąsikiem, spuszczając wzrok.
******

Pojedynczy skink wystawił język, łapiąc nań zapach i ściskając mocniej pokunę w łapce. Woń człowieka była dobrze, wyczuwalna w wilgotnym powietrzu... był niedaleko. Jaszczuroczłek prześlizgnął się przez krzak paproci zauważając leżący na ziemi okrągły przedmiot z parą piór podobną tym z ogonów kolorowych ptaków jakie śpiewały im z koron drzew. Skink podszedł do dziwnego przedmiotu, zdecydowanie był źródłem zapachu, choć nie całego... ludzie używali takich rzeczy jako nakryć głowy. Może da radę po jego zapachu wytropić właściciela...
Gdy tylko mały jaszczur wziął w dłoń kapelusz spod jego ronda zawinął się zwój liny, zaciskając się wokół nóg i ogona skinka, szarpiąc nim w górę. Po chwili dyndał już głową w dół, sycząc głośno i machając pokuną.
Z cienia za jednym z drzew wyszedł Lothar, podnosząc z ziemi swój kapelusz, który schował za połę płaszcza po czym jednym ciosem kolby ogłuszył szarpiącego się skinka, odciął go ostrzem pałasza i związując łapy oraz szczękę luźnym kawałkiem liny zarzucił go sobie na plecy.

Wprawdzie 'jeniec' nie wyjawił mu lokalizacji obozu głównych sił wroga, lecz wypełniający pół puszczy hałas i wydeptane całe pasma ścieżek równie skutecznie doprowadziły Brennenfelda w okolice starych ruin. Niestety jego plan się skomplikował, gdy ujrzał straże na ścieżce. O dziwo nie składały się z saurusów, a orków.
Spojrzał w oczy spętanego skinka.
- Cóż, mój mały łuskowaty przyjacielu, zieloni mogą nie podzielać sentymentów twoich współplemieńców... bezpieczniej będzie dla nas obu, jeśli zamiast ryzyka coś wymyślę...

Jakkolwiek zdziwiony obecnością orków, Lothar wyszedł na pozycję zajmowaną przez szeroko rozstawioną piątkę strażników. Dosłownie.
Orkowie zajęci rozglądaniem się przez chwilę go nie dojrzeli, dopóki nie stanął dokładnie naprzeciw nich. Przez chwilę wgapiali się w niego tępo.
- Witam, moglibyście mnie przepuścić ? - zapytał powoli, dokładnie oceniając odległość od wojowników.
Ork w kościanej zbroi warknął coś, wznosząc kamienną pałkę nad głowę. Nie zdążył nią zakręcić, gdy już ryknął wystrzał. Kula z Astrid trafiła orka tuż pod okiem, z tak bliskiej odległości impet kuli dosłownie roztrzaskał potylicę orka, wylatując w fontannie odłamków kostnych i skrawków mózgu. Zanim jeszcze cielsko runęło na ścieżkę Lothar wziął nogi za pas, powiewając zielonym płaszczem maskującym, gdy uciekał ile sił w nogach. Orkowie przez chwilę patrzyli zadziwieni na martwego kompana po czym z głośnym 'Waagh!' popędzili za człowiekiem.
Brennenfeld przypomniał sobie jak słabym był biegaczem, zwłaszcza obciążony ciężką rusznicą eksperymentalną gdy już zaledwie po kilkuset metrach złapała go kolka. Wtedy spojrzał na zapamiętany dokładnie kamień i dwa rosnące obok siebie drzewa tworzące niemal idealny trójkąt, dla pewności że ich nie minie wyrył na nich numery.
- Kuh... huh... wa... oby tylko się nie wyłożyć! - wydyszał, dając długiego susa i zmawiając niemą modlitwę do Shallyi.
Jego wysokie buty plasnęły o zwilżony grunt. Odetchnął z ulgą i słysząc pogoń za sobą odwrócił się ku niej dobywając pary pistoletów po czym zaczął metodycznie robić kroki w tył i je odliczać.
- osiem... dziewięć... dwanaście... czternaście... - zatrzymał się - Maksymalny zasięg rażenia dziesięć kroków, pięć na wszelki wypadek... chodźcie brudasy!
Pierwszy z orków, który wpadł na polanę wskazał człowieka krzemiennym toporem i skoczył w biegu, przeskakując niewidoczną dla siebie linię, Lothar zaklął szpetnie celując z pistoletów, lecz już następny biegnący bosą, zieloną stopą zerwał zamaskowaną przyklejonymi błotem liśćmi na wysokości kostek linkę. Dał się słyszeć krótki brzęk opuszczanego tygla siarkowego.

Pierwszy mały ładunek eksplodował w odprysku grudek ziemi, wyrzucając małą cynową puszkę na wysokość ludzkiej twarzy i zapalając w jej podstawie krótki lont, który zniknął w ułamku sekundy.
Wyjący huk eksplodującego szrapnela zmieszał się tylko z wrzaskami zielonoskórych, którym kule oraz rozgrzane odłamki metalu dosłownie rozerwały gęby.
Pierwszy, który przeskoczył linkę oberwał szrapnelem w plecy, przerywając swą szarżę i wypinając się w spaźmie bólu.
Lothar nie czekał i wypalił prosto w odsłonięte gardło zielonoskórego, który chwytając się za bluzgający ciemną posoką otwór runął na twarz, jednak chwytając jeszcze oręż spróbował podnieść się na czworaka i odszukać wśród chmury dymu i pyłu przeciwnika. Ten był tuż koło niego dzierżąc oburącz zwrócone w dół szerokie ostrze pałasza, które wraził mu jednym ruchem w kark z głośnym chrupnięciem, następnie przytrzymując zwłoki butem wyrwał oręż i rozejrzał się po pozostałych, którzy zginęli na miejscu bądź trwali w torsjach. Tak czy inaczej już po nich.
Teraz musiał szybko obejść ruiny od innej strony, w czasie gdy zbiegną się tu wszystkie zaalarmowane całym tym rumorem straże obozu. Brennenfeld zawinął się płaszczem i zniknął w rozwiewającej się chmurze dymu prochowego.

Zajęci dotychczasowym odpoczynkiem, bądź pracami przy obozie jaszczuroludzie i orkowie spojrzeli ciekawie w stronę, z której dało się słyszeć przytłumiony wizg, a w którą zaraz po tym pobiegli ich uzbrojeni kamraci, okrzykami dając znać o domniemanym ataku ludzi.
Prawda była zgoła nieco inna, ale Brennenfeld ze śmiechem przyznał, że na wszelki wypadek w istocie dobrym posunięciem taktycznym byłaby dywersja i niespodziewany atak na wroga.
Sam szturchnął kolanem prowadzonego przed sobą skinka, przyciskając mu lufę Julii do łuskowatej głowy. Po czym jak gdyby nigdy nic wyszli z dżungli od strony zupełnie przeciwnej do źródła całego zamieszania, ściągając po kilkunastu krokach pełnię zaskoczonych spojrzeń pozostałych w obozowisku. Kilka skinków sięgnęło po oszczepy.
Lothar zaklął.
- Oby Ranald mi sprzyjał... a mój plan się powiódł. W przeciwnym razie to będzie wyjątkowo głupi koniec jak dla oficera. - potem odciągnął skałkowy kurek w pistolecie ze słyszalnym szczękiem i zwracając się do najbliższego skinka na cały głos wyrzucił - JESTEM TU SAM! POWSTRZYMAJCIE SIĘ ALBO WASZ KOLEGA ZGINIE! Chcę się tylko zobaczyć z Pakją!
Mimo, że para orków chciała nań od razu skoczyć, skinki po chwili wahania (pewnie kumple pojmanego) skoczyły do największego stożkowego namiotu, z którego zaraz wyłonił się Pakja odziany w pióra i jakieś pancerzopodobne elementy przysługujące zapewne wodzu, z tego co mgliście pamiętał o poprzednim wodzu, dzierżył także jego symbol władzy.
Saurus zasyczał gardłowo na jego widok, zaciskając szpony na broni.
- Jeśli myślisssz, że pojmanie jednego z nassss uratuje ci ssskórę Cho to jesteśśś w błędzie.
Lothar odetchnął i zbierając całą pewność siebie pokręcił głową, z której zsunął się kaptur. Etchan, Jegorij i Skgarg stojący niedaleko aż zagwizdali rozpoznając innego zawodnika.
- On wcale nie musi ginąć, chcę tylko porozmawiać... lecz wiem i tak, że zbyt cenisz życie każdego ze swoich współplemieńców by poświęcać go bez potrzeby. W tym jednym jesteśmy podobni Pakja.
- W czym takim ? - odparł wciąż mało przekonany Saurus, jednak gestem powstrzymał resztę.
- Ty jesteś teraz wodzem swoich, ja także jestem wodzem dla moich ludzi. Obu nam zależy na tym, by utrzymać ich przy życiu, to nasza odpowiedzialność.
- Kilku waszych Cho przybyło zabijać i rabować do nasssszej świątyni. Niemal zabili naszego kapłana.
- Tak więc słusznie spotkała ich śmierć. Jednakże w drewnianym forcie, który zamierzacie zaatakować lub zmóc głodem i pragnieniem są ludzie, któremu każdemu z osobna zaglądałem w oczy. Sam ich wyszkoliłem i znam od wielu lat. Oni chcą jedynie opuścić tę wyspę żywymi i wrócić do domu ze swoją ilością bogactw, którymi w akcie dobrej woli się podzieliliście. To moi żołnierze, oddawali życie w obronie tej wyspy i dla uwolnienia twoich wojowników. W czasie walki z Mrocznymi Elfami musieli pochować trzech swoich towarzyszy broni i teraz żyje ich jedynie dziesięciu. Nie chciałbym niepotrzebnie kopać grobów kolejnym, lecz nie oddadzą swego życia bez walki to świetni strzelcy, położą wielu twoich wojowników zanim sami padną.
Saurus zdawał się zacząć rozumieć główny punkt człowieka.
- Mówisz z mądrością szamana albo wodza Cho, lecz jako wódz musisz brać odpowiedzialność za działania wszystkich bez wyjątku. Na szczęście są tu też tacy, którzy przybyli na naszą wyspę po śmierć. - rzekł wódz, wskazując Lothara i trójkę zawodników - Etchan zaproponował rozwiązać to pojedynkami między wami, tak jak wypisane są na skale, którą przynieśliśmy pod wasz dom z drewna koło wulkanu.
Lothar odetchnął z ulgą, zupełnie w tym momencie nie myśląc o niewielkiej dysproporcji w liczbie poszczególnych zawodników. Puścił skinka, chowając pistolet do kabury. Po chwili dobył też bagnetu, którym przeciął mu więzy, uśmiechając się do łuskowatej jaszczurki, która zasyczała na niego i odskoczyła w bok, masując nadgarstki. Gdy wstał z kolan ujrzał jednak, że otaczające go saurusy wcale nie opuściły broni.
- By pozwolić ci odejść będzie potrzeba większego gestu dobrej woli niż ten. - syknął Pakja.
Lothar zastanowił się.
- Czy pomoc w uratowaniu całej twojej wyspy i plemienia wystarczy ?
Wódz otworzył szerzej oczy.
- Jakże to ?
- Pewnie wiecie o przybyciu tu statku z innymi ludźmi z mojego kraju, jednak nie wiecie, że von Drake wezwał także kolejną, liczniejszą z innej południowej krainy zamorskiej. Pierwotnie by zwrócić ją przeciw pierwszej i załatwić obie, jednak teraz jak widzę sytuacja się skomplikowała...
Jaszczur prychnął.
- Mamy teraz dość wojowników. W dżungli niewielu może nam dorównać - zrobił przerwę by spojrzeć na Lothara - Mniejszą wybijemy w zasadzkach, podczas gdy las wokół waszego fortu obstawimy łowcami tak gęsto by żaden Cho nie mógł doń wejśśśść żywy. Potem zasadzimy się na kolejną gdy przypłynie. Wybijemy najeźdźców pojedynczo.
Zgromadzonych zdziwił wybuch śmiechu Lothara. Saurusy spojrzały po sobie.
- Uwierz mi wodzu, że tak nie będzie. Ludzie którzy tu przypłynęli dziś rano jest w istocie niewielu, nie więcej niż 20 wojowników, ale nie będziecie w stanie ich powstrzymać. Każdy ich wojownik jest równie dobrze uzbrojony i bezlitosny jak ten człowiek - Brennenfeld wskazał na nadzianą na jeden z patyków, niemą i pożółkłą głowę Stirlitza. Bynajmniej nie było mu żal inkwizytora. Widział skutki swego przykładu, kilku saurusów którzy najwyraźniej musieli widzieć jak przed śmiercią dawał im się we znaki łowca czarownic zaczęło coś do siebie syczeć - Poza tym wspomaga ich czwórka potężnych eee... szamanów, którzy zamienią waszą dżugnlę w proch i ściągną wam na głowy gniew nieba, a przeciw tym którzy zastawią na nich zasadzki zwrócą te same cienie, w których będą się ukrywać. Nie macie szans.
Teraz całe obozowisko rozbrzmiewało szmerem, nawet nieprzekonany do niego Etchan zmarszczył brwi.
- Zakładając, że nie kłamiesz człowieku... gdzie w tym ten gest dobrej woli ?
Lothar nałożył zawadiacko na włosy kapelusz wyciągnięty zza płaszcza i podkręcił wąsik.
- Ano w tym, że zamiast oglądać z palisady fortu jak będą zamieniać w spalone mięso najpierw was, a potem nas pomogę wam razem z moimi żołnierzami celnością swoich rusznic oraz wiedzą o przeciwniku wyeliminować tego wroga. Jaka jest więc twoja odpowiedź wodzu ? Wiedz, że wpłynie ona na los wyspy.
********

Kapitan Gefenschier, krępy człowiek z imponującymi bokobrodami, schował się pod rondem kapelusza przed oślepiającymi promieniami słońca, w czasie gdy jego marynarze opuszczali szalupy z grupą desantową. Podpłynęli by bliżej, oszczędzając zachodu jednak perspektywa wpadnięcia na mieliznę jako że nie znali tych wód była zbyt przeważająca nawet dla tak nowoczesnej jednostki jak galeon "Liberator".

Stanąwszy na piaskach plaży magister Matthias Tauler wciągnął poranne powietrze.
- Prawdziwy raj, powiedzieliby niektórzy. Szkoda, że rozkazali wam go zamienić w piekło. - rzucił do dowódcy egzekutorów na usługach Inkwizycji mag kolegium cienia. Ów zupełnie zignorował uwagę, wpatrując się zza monokla w gęstą linię palm przechodzącą w dżunglę.
- Cholera... rzeczywiście paskudny teren. Zasadzki i jakieś jadowite pierdoły murowane. Stirlitz pisał, że potrafią wtapiać się w otoczenie i posyłać strzałki nasączone trucizną ze wszystkich kierunków. Za mało nas na straty.
Inny zabójca machnął ręką, klepiąc się po licznych sakwach i pasach.
- Czyż nie wyekwipowano nas w odtrutki i surowice na wszystkie znane, konwencjonalne trucizny i jady ? Do tego z tona eliksirów wzmagających odporność, wytrzymałość i mikstury lecznicze. Te ich strzałki skończą co najwyżej na skaleczeniach. Boicie się skaleczeń ? Do tego mamy maga Niebios. Powinien wysondować te krzaczki Proroctwami Annulii, prawda magistrze Archibaldzie ?
Starzec pozrzędził na coś pod orlim nosem, co miało uchodzić za zgodę. Dowódca Tottenkorpsu przetarł monokl.
- Cóż chyba nie ma wyjścia, ale zanim naszprycujemy się wszyscy tą całą alchemią i Wetterbericht porzuca te swoje czary zejdzie z kilka godzin... w tym czasie...
Stojący opodal ze skrzyżowanymi, nagimi i umięśnionymi ramionami magister Ignitius od rana w paskudnym humorze warknął z irytacji.
- Kilka godzin ?! Wy chyba żartujecie do cholery! Miejsce! - krzyknął po czym ujął w dłoń swój kostur, zwieńczony osmaloną, kolczastą klatką z której strzelały języki płomienia. Na jego wyciągniętej, pokrytej czarnymi tatuażami ręce zaczęły tańczyć płomyki, zaś w dłoni utworzyła się jaśniejąca sfera. Długie rude włosy i broda piromanty również zaczęły falować na podobieństwo ognia, teraz strzelającego wysoką kitą z jego kostura. Gdy powietrze stało się jeszcze gorętsze i cuchnące jak spaliny a woda przy brzegu zaczęła się gotować i bulgotać nawet inni magowie odsunęli się w przerażeniu. Po chwili cała postać maga już jaśniała od ognia.
- IGNIS MARE! - wykrzyknął wśród trzasku płomieni Ignitius.
Przez chwilę nie stało się nic.
Potem jednak bez ostrzeżenia cały fragment puszczy w zasięgu wzroku przed magiem stanął w płomieniach, buchając nieznośnym żarem nawet w twarze marynarzy na statku wiele metrów od brzegu. Rozłożyste liście niknęły w uderzeniach serca, gałęzie skręcały się, osmalone łamiąc się wśród gąszczu ognia, zaś strzelający z nich ogrom dymu zasnuł niebo. Rajskie ptaki na chwilę wyleciały z tej hekatomby, lecz płonące pióra nie uniosły ich wysoko i zaraz znów runęły z wrzaskiem w szalejące inferno, które powoli zaczęło się rozprzestrzeniać na otaczające fragmenty puszczy.
Chichoczący i dyszący jak miech Ignitius skinął na kilku siepaczy, ruszając na ich czele w szalejące piekło, osmalone próchno rozsypywało im się pod nogami, zaś żaden z płomieni nawet nie ruszył ich ubrań.

Magister Moritarius, w milczeniu naciągnął na głowę czarny, spiczasty kaptur z wyciętymi dziurami na oczy i noga za nogą ruszył powoli w drugą stronę. Kolejna czwórka idąca za nim z rapierami i kuszami pistoletowymi w dłoniach z fascynacją podziwiała przyspieszony upływ lat dookoła, gdy na ich oczach liście brązowiały, żółkły jak jesienią w ich ojczyźnie a zaraz czerniały i spadały z artretycznie marszczących się, zielonkawych gałęzi, z których kora odpadała całymi płatami. Także zwierzęta, węże, ptaki i małpy spadały bez życia makabrycznym deszczem z koron drzew, jedynie dla kontrastu sam mag kolegium Śmierci szedł żwawiej z każdym krokiem.

Matthias westchnął, gładząc się po bródce i oglądając na siedzącego na podstawionej skrzyni magistra Archibalda. Starzec w spokoju siedział nad parującymi we wrzątku ziołami z dalekiego indu, wrzucając do stojącej na talerzyku porcelanowej filiżanki z jeszcze dalszego Cathayu już siódmą (i bynajmniej nie ostatnią) kostkę cukru, cały czas mieszając srebrną łyżeczką.
http://x3.cdn03.imgwykop.pl/c3201142/co ... CvwJ8U.gif
- Pan nie idzie z nami ?
Archibald machnął ręką.
- Ja tam nie będę się w tym wieku brudził w dżungli. Jeszcze z tymi narwańcami kipiącymi od mocy... tak jak mówili będę na spokojnie sondował las i jakby co spuszczę wam na pomoc jakiś huragan, błyskawicę, zbłąkaną kometę czy cotamkolwiek akurat w atmosferze będzie pod ręką. Idźcie już.
Tauler skinął głową i poprowadził pozostałą ósemkę w las, spowijając ich kokonem cieni chowającym grupę przed wzrokiem wszystkich, poza najbystrzejszymi obserwatorami.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Publicznie pochwalę wyśmienity tekst =D>
Btw. Ktoś wyłapał easter eggi z poprzednich postów?]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Pitagoras
Falubaz
Posty: 1443
Lokalizacja: Okolice Warszawy

Post autor: Pitagoras »

Jaszczuroludzie z wioski podstawili przed fortem, w nocy, kamień z wypisanymi kolejnymi pojedynkami Areny. Ponieważ, fakt podejścia przez nich tak blisko, niezauważonymi, był jakimś dużym problemem wśród imperialnych żołdaków, to informacja dotarła również i do Merxerzisa. Znak rzeczywiście stał w takiej odległości, że z łatwością dało się odczytać wszystkie imiona.
Ogr. W sumie, czemu nie? Zabijał już w trakcie Areny orków, człowieka, mroczne elfy i ostatecznie saurusa, to dlaczego nie dołączyć do wyliczanki ogra.
- Jeśli to nie będzie problemem, to małego zostaw mnie. - Dołączyła się do niego Vaedra.
Już nie musiała się ukrywać w obozie, więc stała obok całkiem widzialna. Egzekutor zaryzykowałby stwierdzenie, że nigdy nie musiała, kiedy już była wolna od ustrojstwa zatrzymującego czarowanie. A może właśnie musiała, żeby nie zaczęła się jakaś jatka wewnątrz obozu? Żeby powstrzymać samą siebie. Po wydarzeniach za palisadą atmosfera się uspokoiła, ale elf był pewien, że czarodziejka nie straciła nawet trochę ochoty do zemsty.
- Jakiego małego? - Zdziwił się Merxerzis.
- Twój następny przeciwnik ma przy sobie gnoblara. Jeśli nie wiesz co to jest, to chyba taka mniejsza odmiana goblina.
- Chyba mi się przewinął gdzieś przed oczami. A co ty chcesz od tej pokraki? Jeśli towarzyszy ogrowi, to według zasad areny moja działka.
- Teoretycznie, nie jest zawodnikiem, prawda? A zależy mi dlatego, że właśnie to bydlę jest odpowiedzialne za moje zniewolenie.
- Taki mały goblinek? - Egzekutor zaśmiał się w głos.
- To właśnie on wytrzasnął skądś blokadę i ją założył. Potem już jego rozmiar nie miał znaczenia.
- Zobaczę co da się zrobić. - Odparł w końcu elf. - Ale nie zaryzykuję noża w plecy, tylko dla twojej uciechy. Jeśli będzie musiał zginąć, zginie.
- O nic więcej nie proszę.

Z perspektywy Merxerzisa oczekiwanie była przeraźliwie nudne. Jakiś pojedynek był wypisany w kolejności przed jego, ale tak naprawdę nie mógł mieć pojęcia, czy aby już się nie odbył. Rozważał nawet pójście prosto do wioski, byleby mieć to za sobą. Jakiekolwiek urazy mieli do niego jaszczuroludzie, wyglądał na to, że kontynuowanie areny było dla nich dalece ważniejsze, skoro w ogóle wypisali jego imię.
Rozmyślania przerwała mu łuna idąca od strony morza. To mógł być tylko pożar, chociaż przy wilgoci panującej w dżungli to byłoby bardzo dziwne. Niemniej nie było wątpliwości. Widział już wiele takich widoczków, oddalając się od spalonych wsi. Utworzyło się juz nawet zbiegowisko ciekawskich, oczywiście na tyle na ile pozwalały wszystkim ich obowiązki, których dzięki Brennefeldowi było naprawdę dużo. Wśród zgromadzonych pojawiła się również Vaedra.
- Aqshy. - Powiedziała z zamkniętymi oczami, jakby próbowała wyczuć cos w powietrzu.
- Yyyyy...co?
- Magia ognia. Stąd pożar.
- Jacyś czarodzieje? Myślałem, że tylko tacy porypańcy jak my, zawodnicy idący na smierć, chcieliby przypłynąć na to wypizdowie.
Czarodziejka przerwała mu uniesioną ręką.
- Shyish również. - Westchnęła zrezygnowana, na pytające spojrzenie egzekutora. - Wiatr domeny śmierci. Jeśli to ludzie, to już dwóch.
- Poważna wyprawa, a te fajerwerki to po co?
- Inkwizycja nigdy nie przebiera w środkach. - Na pytanie odpowiedział von Drake, który pojawił się znikąd. - Zależy im na czasie.
Druchii uniósł wysoko ręce.
- Nic mi do tych waszych sekt. Co z walkami? - W oczach egzekutora pojawiła sie drobna iskierka. - Jaszczurki tak po prostu pozwolą kontynuować turniej.
- To właśnie im zależy najbardziej. Niedługo sam się przekonasz. - Uspokoił go korsarz.
- Ulgu. Czyli co najmniej trzech ze sobą przywieźli. - Przerwała Vaedra.
- Jesteś pewna? - Spytał kapitan. - Im więcej będziemy wiedzieli tym lepiej, chociaż juz szykują sie kłopoty.
- Phi! - Prychnęła czarodziejka. - To tylko dh'oine. Za resztę nie mogę się wypowiadać, ale ten posługujący się magią cienia, nie ma ze mną szans.
Francis von Drake uniósł brew z powątpiewaniem. W jego obliczeniach elfka dała się schwytać gnoblarowi, a za przybyłymi arcymagami stał Czarny Zamek. Ich po prostu nie wolno było lekceważyć.
- Mylisz się. - Odezwał się, jakby do siebie Merxerzis.
- A od kiedy ty znasz sie lepiej na arkanach magii?
- Hę? - Zdziwił się wyrwany z własnych przemyśleń egzekutor. - Nie, nie. Mówiłem do kapitana. - Uśmiechnął się szeroko. - To nie jaszczurkom najbardziej zależy na Arenie.
Obrazek

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

Kim był Lothar Brennenfeld? W zależności od osoby, której zadano by to pytanie różne padły by odpowiedzi.
Dowódcą. Żołnierzem. Synem. Kochankiem. Heretykiem.
Większość z tych słów była dla Pakji obca, pozbawiona znaczenia. Przez tygodnie spędzone na wyspie Pao saurus zdołał jednak wydać własną opinię o tym człowieku. Nie znał co prawda motywów, jakie skłoniły go do wzięcia udziału w Arenie Śmierci, nie miał pojęcia o jego życiu sprzed turnieju. Kim więc był?
Dla saurusa jasna była natura jaszczuroludzi, z predestynowaną pozycją w społeczeństwie, z jasnym celem, do którego dążą. Nie jest tajemnicą usposobienie orków, bo choć różnią się od siebie, to w gruncie rzeczy wszyscy pragną tego samego. Ludzie zaś?
Ze wszystkich znanych mu ludów ludzie byli najdziwniejszym gatunkiem. Są słabi, skłóceni, a ich natura sprowadza się do najniższych instynktów. Podatni na wpływy Antytezy powinni upaść dawno temu. Tylko, że tak się nie stało. Niesamowitym było jak bardzo potrafili się różnić. Dwóch przedstawicieli tego rodzaju mogło być skrajnymi przeciwnościami. Ich natura nie była określona z góry przez stwórców. Zdawałoby się, że są ucieleśnieniem chaosu. Osąd musiał być więc wydany indywidualnie.
Pakja nie wątpił w prawdziwość słów kapitana. Od momentu pierwszego spotkania Lothar Brennenfeld prezentował te same cechy, które teraz zmusiły go do szukania sojusznika u skłóconej z von Drakem rasy. Nie jego ludzie wdarli się do świątyni, nie on zagarnął ich ziemię. Wódz nie miał zamiaru odtrącać wyciągniętej ręki. Nie oznaczał to, że nie będzie doszukiwał się drugiej, ukrytej. Takiej co może dzierżyć sztylet.
- Niech tak będzie- odezwał się wreszcie saurus- Ty i twoi ludzie nie będą niepokojeni przez naszych wojowników. Pozostali cho jednak będą traktowani jako wrogowie.
Kapitan przytaknął ze zrozumieniem.
- W porządku- rzucił.
- Pójdź zatem za mną człowieku- rzekł Pakja, wskazując na tipi- Jeśli twoje intencje są szczere, wypalisz z nami ziele pokoju.
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Hah przynęta połknięta, teraz Lothar wysadza się, zabijając wszystkich przywódców i zawodników autochtonów IN YO FACE :lol2: ]

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

Gdyby Jegorij był zwykłym kislevitą miałby już serdecznie dosyć tej dżungli. Nie dość, że komary żarły przez cały czas, żar lał się z nieba, a wszystko kleiło się nieziemsko od potu, to jeszcze to po co tu przybył - Arena, została przerwana przez cholerną sprzeczkę. Zwykły jednak nie był, a mordowanie ludzi sprawiało mu przyjemność, większą nawet od łyka wódki. Natomiast te gady... one ginęły inaczej, jakoś tak nie fajnie. Nie dziwota więc, że zdecydował się z nimi pozostać. Dzikusy, czy nie Jegorij czuł, że ukrywają niejednego asa w rękawie, gdyby takowe rękawy posiadały.
Po walce z przeklętym szamanem, czy właściwie kim on tam był, najemnik pozostawał w ciągłym stanie nietrzeźwości. Co w sumie nie różniło się wiele od jego normalnego stanu. Była jednak drobna różnica o której zawsze zapominał.
- No nie rozumiem w Estali, Tilei, nawet Bretoni czy Księstwach Granicznych! Ale, że na tym zadupia istnieje tatuażysta, którego na dodatek zdołałem po pijaku odnaleźć to w życiu nie zrozumiem. Ech do dupy te boskie wyroki.
I tak na mocarnym ramieniu Jegorija pojawił się wyjątkowo barwny ptak dołączając do kolekcji wielu mu podobnych. No dobra, reszta była nieco mnie egzotyczna. Kislevita wciąż się zastanawiał co go podkusiło żeby wybrać akurat ten wzór.
W czasie, który sam spędził na trzeźwieniu i wściekłych rozmyślaniach, jaszczury zdołały spalić fort, zbratać się z orkami, a teraz układały plan ataku. No i wylosowały pary na kolejną rundę. Jegorij z zadowoleniem stwierdził, że jego pojedynek odbędzie się jako pierwszy, mogąc rozpocząć się właściwie w każdej chwili. Przyjrzał się swojej broni i pancerzowi, ale skinki zdążyły naprawić uszkodzenia w czasie jego leczenia.
Wtem do obozu wpadł Lothar z jedną jaszczurką jako zakładnikiem. Jegorij poderwał się, chwytając za broń. Czy to już? Może znów kogoś zabić?
Niestety żołnierz przyniósł ze sobą propozycję rozejmu i walki z nadpływającymi siłami inkwizycji. Najemnik, który usłyszał o tym po raz pierwszy wzruszył ramionami. Ludzie, jak ludzie i jak ludzie będą umierać.
Nagły powiew wiatru przyniósł ze sobą woń spalenizny i chmury dymu. Jegorij uśmiechnął się, próbując opanować kaszel. Jednak to będzie dobry dzień. Na zachętę pociągnął ze swego cennego bukłaka.

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

GrimgorIronhide pisze:[ Hah przynęta połknięta, teraz Lothar wysadza się, zabijając wszystkich przywódców i zawodników autochtonów IN YO FACE :lol2: ]
[Judaszu! Podstępny biedaku! :shock:
Walka w tym tygodniu. Oby :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Grzmiące kije i fajka pokoju kojarzą mi się z Winetou , imię Mboto kojarzę ale nie wiem skąd ( albo mi się wydaje że gdzieś je "widziałem" ]Wyjście na świeże powietrze , po kilku godzinach spędzonych w dusznym , wypełnionym dymem rytualnej fajki i palonych ziół było naprawdę przyjemne. Ale po chwili elf , czując już lekkie zmęczenie znów dołączył do trwającego jeszcze spotkania wodzów , szamanów i doświadczonych wojowników obu plemion. Mimo że nikt z zgromadzonych , łącznie z elfem nie był zbyt rozmówny , spotkanie trwało dość długo głównie ze względu na dość skomplikowany ceremoniał towarzyszący naradzie. Kilkakrotnie szamani wznieśli prośby do duchów aby zesłały mądrość i rozwagę przywódcą oraz wszystkim zebranym , samo rytualne palenie rzeźbionej fajki także zajęło trochę czasu. Gdy w końcu narada się zakończyła , Etchan skierował się do swojego namiotu. Słońce już zachodziło więc praktycznie od razu zasnął. Następny dzień upłynął mu na polowaniu i szukaniu prowiantu , lecz nawet długie łowy z drobnymi myśliwymi tnie odciągnęło jego myśli od tego jak sforsować umocnienia wroga.

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[No dobra, uwaga ludziska, kto jedzie na pyrkon!!?? Wyszło na to, że będę organizował tam z ramienia naszej szkoły fechtunku Rebel Fencing Arenę śmierci, więc gotujcie broń larpową wszelkiej maści i przybywajcie tłumnie! będzie w końcu możliwość zmierzenia się w realnym świecie ;) :twisted: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

[ Ja i Byqu z tego co wiem będziemy. Jako że orgowie odpisali mi, że mojego Claymora stalowego (mimo że tępego) nie mogę wnieść to chyba rozejrzę się za jakimś dwurakiem larpowym ]

Awatar użytkownika
Kordelas
Masakrator
Posty: 2255
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Kordelas »

[Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie :) ]
Nieważne gdzie patrzy inkwizytor... i tak widzi wszystko!

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[Grimgor, my wnosimy normalnie stal :wink: ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Dobra cwaniaki, w takim razie odwzięczę się zaproszeniem na turniej w siłowaniu się na rękę, który odbędzie się w bazie Szczecińskiej Ligi Superbohaterów :mrgreen: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ Ja też raczej będę . Matis rozumiem że łuk łukiem refleksyjnym nie powalczę ? :twisted: ?

Awatar użytkownika
GrimgorIronhide
Masakrator
Posty: 2723
Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin

Post autor: GrimgorIronhide »

Matis pisze:[Grimgor, my wnosimy normalnie stal :wink: ]
[Grrr jak się dowiem kto stoi za tym oszustwem to na bramkach urządzę rzeź w takt brzmienia dud (ewentualnie mi miecz przemycicie

A skoro już mowa o zabijaniu to Mistrzu Areny - KRWIII!]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

Dziad Zbych pisze:[ Ja też raczej będę . Matis rozumiem że łuk łukiem refleksyjnym nie powalczę ? :twisted: ?
[Jako, że jestem przeciwko poprawności politycznej i tępieniu rasizmu, to banujemy wszystkie elfy i broń zasięgową, główną przyczyną jest walka z homoseksualizmem :mrgreen: :lol2:]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
Byqu
Masakrator
Posty: 2683
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Byqu »

[Przecież nie on lata ubrany w lateks i skórę :lol2: ]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN

Awatar użytkownika
Dziad
Chuck Norris
Posty: 662
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Dziad »

[ A ja myślałem że klimaciarze są postępowi i tolerancyjni :) Po za tym , sam fakt że strzelam z łuku określa moją orientacje kulturową i seksualną ? Fuck Logic #-o ]

Awatar użytkownika
Matis
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3750
Lokalizacja: Puławy/Wrocław

Post autor: Matis »

[ Łuk = broń dla plebsu bez honoru
Bycie Elfem = Homoseksualizm :wink:
Wybacz ale elfy i wąpierze to dwie rasy, które będę tępił zawsze :P ]
M&M Factory - Up. 14.01.2017 Ostatnia trójka pegazów

Awatar użytkownika
MikiChol
Chuck Norris
Posty: 565
Lokalizacja: Poznań

Post autor: MikiChol »

[To trochę hipokryzja, bo grałeś ostatnio na arenach zarówno jednym jak i drugim. :twisted: ]

ODPOWIEDZ