Ja się całkowicie zgadzam, że mechanicznie i z punktu widzenia prowadzenia linii produktu RWM nie wygląda na grę, która jest kierowana do "serio figurkowców". Ba, cały ten wywód który przekleiłem to jest uzasadnienie właśnie tej opinii.Kompletnie się nie zgodzę. Jeśli już jesteśmy w sferze "gdybania" to najbardziej prawdopobnym jest, że FFG kompletnie nie zależy na dotarciu do grupy graczy zaangażowanych w "prawdziwe bitewniaki". Tak się bowiem składa, że te tradycyjne gry opierają się w przytłaczającej większości na przebrzmiałych i mało eleganckich założeniach mechaniki (brak naprzemiennej aktywacji, brak ukrytych informacji, długi czas rozgrywki, przesadnie skomplikowane reguły). Już w tej chwili widać, że intencją FFG jest stworzenie pełnokrwistego bitewniaka z wykorzystaniem najnowszych trendów, które sprawdziły się w X-Wingu oraz planszówkach.
Czy to się komuś podoba czy nie to fani tradycyjnych bitewniakowych systemów są obecnie wykruszającą się mniejszością - każdy trzeźwo myślący wydawca prędzej zwróci się w stronę planszówek i ich nowatorskich mechanik niż w stronę prehistorycznego bitewnego skansenu.
Dysonans poznawczy polega na tym, że CEO firmy mówił w swoim wystąpieniu na GenConie o otwarciu wewnątrz firmy całej oddzielnej Miniatures Wargame Division oraz "silnym wejściu w rynek figurkowych gier bitewnych", po czym pokazał na rzutniku pudełko do RWM. A koleżkowie prezentujący grę na tymże konwencie dwoili się i troili, żeby koniecznie zdążyć w każdej prezentacji opowiedzieć o tym, jak RWM jest lepszy i szybszy i fajniejszy i ładniejszy od innych figurkowych gier bitewnych i po wszystkim jeszcze robi jajecznicę, a artykuł z zajawką na stronie za punkt honoru traktuje fakt, że to jest zajebista sprawa że ludki są do sklejenia i pomalowania bo kreatywność, zbieractwo, hobby i customizacja doświadczeń i wogle. Gra nie jest prepaintowa, ale pokazują wyłącznie pomalowane figurki. Gra ma w pudełku kartonowe elementy terenu 2d, ale pokazują wyłącznie w pełni wykończone makiety, z jebutną zamkowarownią na czele. Mieli do wyboru każdy setting i każdą skalę i styl rozgrywki, wybrali "zwyczajne" fantasy, ca. 28mm i masową grę z regimentami - no zupełnie nie wiem, czemu akurat to
Na przekór wszystkim logicznym argumentom, w FFG serio wierzą, że wydają "prawdziwego bitewniaka", który zaora inne "prawdziwe bitewniaki". A "prawdziwi bitewniakowcy" w przeważającej większości patrzą na to mówią: "That's cute."
Mam taki eksperyment myślowy dla Ciebie, i w zasadzie dla wszystkich, którzy "przesiedli się" z Warhammera na X-Winga.Kolejna, moim zdaniem chybiona, diagnoza. X-Wing wciągnął ludzi nie tylko dlatego, że ma zajebiście zorganizowane środowisko turniejowe wspierane przez producenta, również dlatego, że w porównaniu do przebrzmiałych, archaicznych bitewniaków wykorzystuje najnowsze, mega miodne mechaniki, które upowszechniły się w planszówkach nowej generacji. I to właśnie to ostatnie zadecydowało w głównej mierze o sukcesie tej gry.
Identyczna sytuacja będzie miała miejsce z Runewars: The Miniatures Game - i tu upatrywałbym sukcesu tej gry.
1. Wyobraź sobie grę, która ma 100% identyczne reguły, jak X-Wing. Nazwijmy ją, nie wiem, niech będzie Cosmic Starfighter: The Miniatures Game. No więc CSTMG ma identyczną mechanikę, jak X-Wing. Ma templatki, ma pokrętła, ma te kolorowe kostki z wybuszkami i wogle.
2. CSTMG jest tak samo pakowany i reklamowany, jak X-Wing. Czyli ma Core Set z trzema myśliwcami, który zawiera gadżety bez których nie pograsz, ale tak naprawdę jest tylko demówką która nie pozwala na żadne sensowne i strategiczne granie bez dokupienia przynajmniej drugiego, ma ino dwie frakcje i może kiedyś w końcu na jakimś etapie urodzi jakąś trzecią, ma niezbędne do optymalizacji eskadry karty ulepszeń pakowane pozornie specjalnie, żeby Cię zmusić do kupowania wszystkiego, co wydają i najlepiej w kilku egzemplarzach, etc.
3. CSTMG nie jest osadzony w uniwersum Star Wars. CSTMG nie jest osadzony w żadnym uniwersum. Nie no, pewnie, ma jakieś tam nazwy własne jak "Confederation X-47 Starfighter", ma imiennych pilotów jak na przykład "Lt. Col. James 'Whiplash' Anderson", a z tyłu pudełka coś pisało o dramatycznej wojnie galaktycznej między "Confederation of Zylos" i "Anduvien Protectorate" i ci drudzy na obrazkach wyglądają trochę jak cyborgi, ale w sumie to nie ma nic więcej o tym uniwersum.
4. CSTMG ma całkiem ładnie wyrzeźbione i całkiem znośnie pomalowane modele stateczków. Wszystkie są oparte na autorskich projektach, te z Konfederacji wszystkie wyglądają tak jakby walcowato ze skrzydełkami na górze i na dole, te z Protektoratu mają bardziej zaostrzone, kwadratowe kształty i wyglądają bardziej 'low-tech', mają jakieś rury wydechowe i kabelki sterczące po bokach i inne takie.
5. CSTMG nie ma aktywnej sceny turniejowej. Co prawda wydawca cośtam robi, mają jakiś program co się Structured Play nazywa, niby sklepy mogą zamówić jakieś kity z nagrodami turniejowymi typu karty z alternatywnymi obrazkami, ale sklepy tego nie zamawiają, bo to jest pieruńsko drogie (rzędu 1000zł za paczkę kilkunastu kart, kilku zestawów żetonów i szklaną statuetkę) i mało kto na te eventy przychodzi. Ludzie grają w zasadzie tylko po domach.
6. Obok CSTMG, istnieją wszystkie inne gry, które istnieją obecnie na rynku, oprócz X-Winga i wszelkich innych gier związanych ze Star Wars. Powiedzmy, że to alternatywna rzeczywistość, w której George Lucas cofnął się w czasie i przypadkowo sfragował swojego ojca. Zamiast Gwiezdnych Wojen powstała nieautoryzowana ekranizacja Diuny, która osiągnęła kultowy status, ale nie ma na jej temat żadnych gier ani żadnego merchandisingu, bo od wielu lat trwa wojna prawnicza między reżyserem, a spadkobiercami Franka Herberta.
I teraz puenta: czy, mając do dyspozycji tak niesamowicie różnorodny rynek gier, jak ten, który mamy obecnie w 2016 roku, na "swoją" grę wybierzesz właśnie Cosmic Starfighter: The Miniatures Game, czy jakąkolwiek inną grę?
Nikt nie musi serio odpowiadać, możecie to ino przemyśleć w cichości serca