ARENA ŚMIERCI nr 39 - Zharr-Naggrund
ARENA ŚMIERCI nr 39 - Zharr-Naggrund
Zakuty w grube płyty z czernionego kobaltu posłaniec pokonywał niestrudzenie kolejne stopnie sięgającego, zdawałoby się samych zasnutych nieprzerwanie czarnym dymem niebios zigguratu wyciętego z wielkich brył litego obsydianu. Przez swą przysadzistą i masywną sylwetkę nie odrywającą się niemal od stopni z oddali przypominał wielkiego, pancernego żuka pnącego się w górę na krótkich odnóżach.
Obejrzał się tylko kilka razy, gdy mijał stojące pod kolumnami ciężkich łuków przejściowych posągi, nad wyraz realistycznie wyrzeźbione. Prawda była znacznie bardziej groteskowa, gdyż posągi były niegdyś żywymi, brodatymi istnieniami pożartymi przez demoniczne moce, którymi posługiwali się przez całe nikczemne żywoty.
W końcu dotarł do wielkiego otworu wyrzeźbionego w zębatą paszczę, ziejącą na zewnątrz gorącem i hukiem młotów. Podobne odgłosy rozbrzmiewały aż tutaj, z pozostawionego u stóp Wielkiej Świątyni Hashuta wspaniałego miasta Zharr-Naggrund. Setki i tysiące kuźni oraz odlewni, tuziny kopalni, pajęczyny torowisk wózków i ożywianych żarem pieców pociągów, które pomiędzy mniejszymi zigguratami rozwoziły do pracy i innych zadań mieszkańców, surowce oraz niewolników, harujących pod biczem ku chwale Ojca Ciemności. W błyszczących czerwono przez szpary hełmu oczach posłańca nie było wspanialszego miasta.
I nie będzie.
Lecz teraz musiał się pospieszyć, albo faktycznie świat zostanie pozbawiony jego wielkości...
Zhardrug Dor potrząsnął poprzetykaną żeliwnymi łańcuchami brodą. Nie mógł nawet tak myśleć.
Mijając truchtem wielkie sale upiornie gorące od płynących przez nie strumieni magmy dotarł wreszcie do komnaty ze spiżu i czarnego żelaza, w której jak zwykle zastał Wielkiego Kapłana siedzącego na chodzącym na mechanicznych, pajęczych odnóżach tronie i spoglądającego na miasto z masywnego tarasu. Zarówno nogi jak i oczy wiekowego krasnoluda popękały i poczerniały, twardniejąc w czysty bazalt. Wiedział jednak o obecności Żelaznego Kasztelana, wzywając do pokłonu stuknięciem kostura.
-O Wielki! Biada nam na Wszechojca! -zadudnił, padając na nagolennice- Podległe rasy zniszczyły oba wysłane przeciw nim legiony Piekielnej Gwardii i zrabowały pięć kopalni na swojej drodze. Tamtejsi niewolnicy podnieśli rewoltę i przyłączyli się do hord tego jednookiego diabła z magicznym toporem. Mogą zagrozić nawet...
-Milczeć. -wychrypiał Wielki Kapłan- Mingol Zharr jest wieczne jak sam Hashut! A nasza broń wkrótce będzie gotowa jeśli będziemy dalej pracować! Każdego kto wspomni o tej klęsce karać śmiercią wraz z rodziną, a niewolników trzeba czymś zająć...
Autorytet Kapłana momentalnie przywrócił złośliwą pychę w Zhardrugu.
-Za pozwoleniem... mój bratanek Demoniczny Kowal, Khulmarr Mroczne Kowadło właśnie za łaską Ojca Ciemności powrócił z niewoli kogoś kto organizował pewne zawody, które znakomicie nadadzą się na ten cel... mogę kazać rozesłać wiadomości obiecujące wielką nagrodę liczoną w stosach najlepszych pancerzy i oręża dla zwycięzcy...
Witajcie!
Po raz kolejny zapraszam miłośników klimatu Warhammera oraz krwawej jatki do dobrze znanych i lubianych forumowych igrzysk. Zasady są proste - szesnastu szaleńców wchodzi do klatki, przeżywa tylko jeden, zgarniając całą chwałę, sławę i inne takie.
Przypominam, że prowadzę po raz pierwszy więc miejscami upraszam o wyrozumiałość :/
TABLICA SŁAW I RELIKWIE: viewtopic.php?f=2&t=21756&p=1084830#p1084830
W celu zgłoszenia na Arenie swojego udziału należy podać informacje o swojej postaci w taki sposób, w jaki zapisano to poniżej:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Empire Captain, Dwarf Thane)
-Broń, wybierana z listy Oręża
-Zbroja lub jej brak, wliczając hełmy, tarcze i opancerzenie wszelakie.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności. W tym miejscu dopisujemy też Mutacje, jeśli dotyczą postaci.
-Historia Postaci, krótki rys samej postaci oraz jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci. Zachęcam do pisania ciekawych i klimatycznych historii, gdyż najciekawsze trzy zostaną nagrodzone miksturkami zdrowia.
-Limit graczy wynosi 16. Każdy gracz może wystawić tylko jedną postać. (Oczywiście jak zgłosi się dość chętnych to robimy 32)
UWAGA: Nie istnieje opcja "zaklepywania" sobie miejsc. Zgłoszenie powinno zawierać wszystkie wymienione wyżej elementy, z których historia postaci NIE JEST elementem dodatkowym i zbędnym. Jest najważniejsza i jej kompletność stanowi pierwsze kryterium uznania zgłoszenia. W przypadku, w którym zapisze się 17 graczy, z czego jeden w z swoim zgłoszeniu nie zawrze historii postaci, na jego miejsce wchodzi gracz, który taką historię napisał, choćby był zapisany później.
Zasady podstawowe:
- Każdy może zgłosić jedną postać.
- Postać może być przedstawicielem dowolnie wybranej rasy z uniwersum Warhammera.
- Magowie dozwoleni.
- Każdy zawodnik startuje z wybraną z listy oręża bronią. Mamy dwie ręce do wykorzystania (chyba, że bogowie byli łaskawi ). Możliwe jest posiadanie do dwóch broni jednoręcznych, lub jednej dwuręcznej. Broń zasięgowa nie będąca ekwipunkiem zajmuje jedną rękę. Czarowanie zajmuje jedną rękę, chyba, że używamy kostura, czy kija- wyjątki rasowe niżej.
- Na Arenę nie zgłasza się lordów z żadnej z ras. Są zbyt dumni i zajęci niszczeniem/ratowaniem świata by bawić się w coś tak przyziemnego.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane w pełnej rozciągłości.
-Magowie posługują się jedną domeną, którą wybierają spośród dostępnych ich rasom domen magii. Każdy mag na potrzeby walki na Arenie zna jedno zaklęcie ofensywne i jedno defensywne. Siła i skuteczność tych zaklęć różnią się w zależności od Umiejętności Specjalnych, Ekwipunku, Domeny oraz rasy maga. W razie nieopisania używanych zaklęć Mistrz Areny sam wymyśli coś klimatycznego.
-Postacie z zasadą Armed to da Theef mogą wziąć dwa razy tyle co 'normalnie' czyli cztery sztuki DOWOLNEGO oręża ignorując ograniczenia kompozycyjne ale NIE dostępnościowe.
-Skinki, Skaveny, Gnoblary, Ludzie maści wszelakiej, Gobliny oraz Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Assassyni Skavenów i Mrocznych Elfów, a także Wiedźmy Mrocznych Elfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi ani tarczy.
-Driady oraz Branchwraith nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku. Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony nie mogą wybierać broni ani zbroi, walczą zawsze odpowiednią dla nich formą oręża z określonymi cechami. Dotyczy to wszystkich demonów, nie tylko heraldów (tak, można grać np. zwykłą demonetką).
- Gnoblary, Niziołki oraz Snotlingi z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
- Demony zawsze posiadają piętno odpowiednie do ich pochodzenia od jednego z Bogów Chaosu.
- Bycze Centaury, Smocze Ogry oraz Minotaury posiadają tylko umiejętność specjalną, bez ekwipunku.
Oręż:
Wybieramy sprzęt po jednym z każdej kategorii- główna i zapasowa. Broń z * można używać z tarczą/puklerzem/innym odpowiednikiem.
Broń główna:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki*
- miecz jednoręczny
- topór jednoręczny*
- młot jednoręczny*
- miecz półtoraręczny*
- buzdygan*
- falchion*
- macuahuitl* (tylko jaszczuroludzie)
- włócznia* (jest to wyjątkowa broń, po utracie tarczy staje się dwuręczną do końca walki, co zmienia styl walki i zasady)
- pazury bitewne
- sztylet
- rapier*
- kiścień*
- szabla*
- cep bojowy
- halabarda
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- katana (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- nadziak*
- szpada*
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- koncerz
- rembak* (tylko orkowie)
- okuta różdżka (tylko dla magów)
- kopia rycerska* (tylko dla jeźdźców)
- miecz oburęczny
- topór dwuręczny
- młot dwuręczny
- kilof
-glewia
- morgenstern*
- kij
- kostur (tylko dla magów)
- ostrza toporów na łańcuchu (tylko doomseekerzy i wybrańcy Khorna, tylko po dwa naraz)
- kadzidło zarazy (tylko klan pestilens)
- kula fanatyka (tylko goblińscy fanatycy)
- młot białych wilków (tylko rycerze białego wilka)
- kadzielnica Świętego Ognia (tylko Ludzie z Imperium)
- ognista glewia (tylko dawi zharr)
- łuk refleksyjny
- długi łuk
- łuk yumi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- łuk Strażnika Polany (tylko asrai)
- oszczepy*
- pokuna (tylko skinki)
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- arkebuz (tylko ludzie z Estalii)
- muszkiet (tylko ludzie z Imperium)
- arbalet (tylko najemnicy z Estalii)
- krasnoludzki muszkiet (tylko krasnoludy)
- blunderbuss (dawi zharr)
- bumerang (dzicy orkowie i jaszczuroludzie)
- miotacz ołowiu (ogry)
- garłacz (tylko krasnoludy)
- kusza (nie dla jaszczuroludzi i wybrańców Chaosu)
- kusza powtarzalna (tylko mroczne elfy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- podręczny miotacz ognia (krasnoludy wszelkiego rodzaju)
Broń zapasowa:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki
- topór jednoręczny
- młot jednoręczny
- katzblager
- sztylet
- proca
- lewak
- kukri (tylko najemnik z Indu)
- wakizashi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- bicz
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- pazury bitewne
- łamacz mieczy (tylko najemnicy)
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- shurikeny (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- igły Sen-bon (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- miotane toporki
- sieć
- noże do rzucania
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- bagnet (tylko Imperium, tylko z muszkietem jaką bronią główną)
Tarcze: (miast broni zapasowej)
- żelazna pięść (tylko ogry)
- puklerz (nie zajmuje ręki)
- tarcza, kałkan
- pawęż
Pancerze:
(Magowie oprócz magów chaosu i kapłanów Hashuta, nie mogą nosić zbroi cięższej niż lekka)
- tatuaże ochronne
- ceremonialna szata (tylko kapłani i magowie)
- lekka zbroja (utwardzona skóra, gruba wełna, etc.)
- średnia zbroja (kolczuga, bechter, brygantyna etc.)
- ciężka zbroja (napierśnik z taszkami i naręczakami, półpłytowa, karacena etc.)
- pełna płytowa (tylko Imperium oraz czarni orkowie)
- zbroja z ithilmaru (tylko wysokie elfy)
- zbroja z gromrilu (tylko krasnoludy)
- zbroja Chaosu (tylko wywyższeni wybrańcy i krasnoludy chaosu)
Hełm:
-Lekki (tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni (Łuskowy, Stożkowy, Morion etc.)
-Ciężki (Garnczkowy, Przyłbica, Szturmak etc.)
Wierzchowiec:
(Posiadanie wierzchowca nie jest wliczane do ekwipunku. Można wyruszyć do walki wierzchem nie wykorzystując żadnego limitu. Ma to swoje wady i zalety)
(Wierzchowca można utracić. Możliwa jest sytuacja, w której zawodnik wygra walkę, ale jego wierzchowiec zginie. Wtedy przepada on bezpowrotnie, chyba że zaznaczono inaczej)
Krasnoludy
- Kuc
- Niosący tarczę (tylko Thanowie)
- Żyro-napęd skokowy (tylko dla Inżynierów)
Gobliny
- Wilk
- Pajonk
- Squigg (tylko Nocna odmiana)
- "Mangler" Squiggi (tylko Nocne Gobasy, wymaga Umiejętności: Kompletny Szaleniec)
Orkowie
- Dzik bojowy
Ludzie
- Kuc
- Rumak
- Byk Korridera (tylko Estalianie, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Kislevski niedźwiedź bojowy (tylko Kislevici, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Mechaniczny Koń (tylko Inżynierowie)
- Rumak rycerski (tylko rycerze wszelacy)
- Demoniczny rumak (tylko wojownicy chaosu)
- Demoniczny wierzchowiec (tylko wojownicy chaosu z piętnem odp. boga - zabiera miejsce ekwipunku)
Nieumarli (wszystko podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Zombie wierzchowca
- Szkieletowy koń
- Zmora (tylko wampiry)
- Lekki rydwan bojowy
Elfowie
- Lekki rumak elficki
- Ciężki bojowy rumak elficki (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
- Młody Górski Orzeł (zabiera miejsce w Ekwipunku, nie dla Mrocznych Elfów)
- Zimnokrwisty (tylko Mroczni Elfowie)
- Wielki Jeleń (tylko Leśne Elfy)
- Jednorożec (tylko Leśne Elfy)
Ogry:
- Żałobny Kieł (zabiera miejsce ekwipunku)
Gnoblary:
- Gnoblar wierzchowy (zawsze podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
Jaszczuroludzie:
- Zimnokrwisty (tylko Saurusy)
- Tichi-Huichi (tylko Skinki)
- Młody Pterodaktyl (zabiera miejsce ekwipunku, tylko Sknki)
Szczuroludzie:
- Lektyka
- Szczur wierzchowy
- Obdzieracz zagłady (tylko Spacz-inżynierowie)
- Ogroszczur wierzchowy (zabiera miejsce w ekwipunku postaciom innym niż Moulderowie)
Demony (wszystko wymaga umiejętności Najeźdźca Rzeczywistości):
- Moloch (tylko demony Khorne'a)
- Dysk (tylko demony Tzeencha)
- Ścigacz (tylko demony Slaanesha)
- Ropucha/Truteń (tylko demony Nurgle'a)
Ekwipunek:
Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Gwiazda energetyczna (tylko dla magów)
Maska ochronna
Święty Oręż
Bomby zapalające
Bomby dymne
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXX (tylko Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
На посошок Oгровaя 160% (nie dla elfów i jaszczuroludzi)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Eliksir mocy (tylko dla magów)
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Przeklęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu (tylko Asrai i Branchwraithy)
Lwi płaszcz (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Okular z górskiego szkła (tylko Krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Osobisty Ochroniarz (tylko najemnicy z Marienburga)
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla (tylko gobliny)
Pożeracz mocy
Płaszcz Mrozu (tylko Norsmeni oraz Białe Wilki)
Lustrijskie zioło odurzające
Ametystowa biżuteria
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (tylko Druchi)
Księga Tajemnic (tylko magowie)
Personalna Księga Krzywd (tylko Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Spaczeniowe ostrze
Podręczne Kowadło Run (tylko Kowal Run)
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Demoniczna broń (tylko Wybrańcy Chaosu z piętnem jednego z Bogów)
Runiczny Oręż (tylko Krasnoludy i Norsmeni)
Renkawice Ryjobicia Morka (albo Gorka) (tylko Orkowie)
Stymulant
Gwiazda Chaosu
Korona Z Czarnego Metalu
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Trucizna Zguby (tylko assasini Druchii)
Olej Przemian (tylko wyznawcy Tzeentcha)
Iskra z ogona Fenika (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Płaszcz Strażnika Ścieżek (tylko Asrai)
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze
Zapasowy wierzchowiec (utrata wierzchowca powoduje zastąpienie go nowym)
Wzmacniany kropierz (dostępne niezależnie od rodzaju wierzchowca)
Gwiazda zaranna (tylko istoty z ras zaliczanych do Ładu)
Zwój rozproszenia (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem ofensywnym (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem defensywnym (jednorazowy)
Eksperymentalna Broń (tylko inżynierowie Skavenów, Krasnoludów i Imperium- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica (tylko Ludzie)
-Obrotowy Pistolet/Muszkiet von Meinkopta (tylko Ludzie)
-Krasnoludzka Niezawodna Strzelba Dwulufowa (tylko Krasnoludy)
-Trójnóg z obrotowym zestawem luf średniego kalibru (tylko Krasnoludy)
-Mechaniczny Młot Parowy (tylko Dawi Zharr i Inżynierowie Krasnoludów)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia (tylko Skaveny)
-Skraplacz eteru (tylko Skaveny)
-Kule Morowego Wiatru (tylko Skaveny)
-Jezzail (tylko Skaveny)
-Mechaniczna Sowa/Gołąb Kamikadze (tylko ludzie i krasnoludy)
-Granaty/Bomby z zapalnikiem
Chowańce:
(Każda postać ma prawo wziąć zamiast ekwipunku chowańca.)
(Chowaniec może polec w walce na takich samych zasadach jak wierzchowiec)
(Na chowańca nie działa zasada "zapasowy wierzchowiec")
(Dla nieumarłych wszystkie chowańce niezastrzeżone dla innych ras mogą występować w "wersji nieumarłej" i są zawsze "zapasowymi wierzchowcami")
- Ptak
- Nietoperz
- Pies/wilk
- Białe Lwiątko (młody Biały Lew - tylko dla Elfów Wysokiego Rodu)
- Ulubiony Niewolnik (tylko dla Skavenów)
- Pajonk Przyjaciel Goblina (tylko dla goblinów)
- Gnoblar Ostrzegawczy (tylko dla ogrów i gnoblarów - wyjątkowo podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Chochlik/lalka manekin (tylko postaci na usługach Bogów Chaosu)
- Nurgling (tylko dla naznaczonych piętnem Nurgle'a)
- Wąż (tylko Jaszczuroludzie)
- Skorpion (Khemrijczycy i Arabowie)
- Kulawy Goblin (tylko dla orków)
- Zmutowany szczur (tylko Skaveni)
- Leśne liszko (tylko Asrai)
Specjalne Umiejętności:
Armed to da teeth
Rajtar
Przerażający
Najeźdźca Rzeczywistości
Szał bojowy
Chwytny Ogon (tylko Skaveni)
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Artylerzysta (tylko ludzie i krasnoludy)
Niezmącona Samokontrola (nie dla Demonów)
Błogosławiony przez Panią (tylko Bretończycy)
Honor i Cnota (tylko Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu (tylko Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensei (tylko Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Kompletny Szaleniec
Nie Jedno Widział W Swym Życiu
Celne Ciosy
Cyrkowiec
Hycel
Mistrz Fechtunku
Żołnierz Od Dziesięciu Pokoleń (tylko ludzie)
Strzelec Doskonały
Skrytobójca
Odporny na magię
Odważny
Kanibal
Wytrzymały
Niezwykle Silny
Naznaczony bliznami
Nieprawdopodobne Szczęście
Najlepszy przyjaciel chowańca
Tarczownik
Pogromca kawalerii
Wilk Morski
Sadysta
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie ( tylko Elfy maści wszelakiej, Dawi i Saurusi oraz Nieumarli)
Chaos Niepodzielony
Fanatyzm
Socjopata
Jeździec Doskonały
Wszechwiedzący (tylko magowie)
Zguba Demonów
Zło wcielone
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych (tylko Nieumarli i Demony)
Łaska Bogów
Niekontrolowana Potęga (tylko magowie)
Błyskawiczny Unik
Kusiciel
Treser chowańców
Niewzruszony Niczym Góra
Kontrola nad Mocą (tylko magowie)
Łowca Nagród/Głów (tylko ludzie i Druchii)
Mutant
Mały ciałem, wielki duchem (Niziołki, Gnoblary i Snotlingi)
Rasista
Władca zwierząt
Truciciel
Prekognicja
Starożytny Władca (tylko Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa (tylko Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Omen
Syn Słońca, Brat Księżyca
Słuszny Gniew (nie dla Chaosu i jaszczuroludzi)
Opętanie
Równie Głupi Co Odważny
Łowca Czarownic (tylko Ludzie)
Nemesis Nieumarłych (wszyscy oprócz nieumarłych)
Gladiator
Płomień Który Przynosi Zmiany
Odporny na choroby
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich
Medytacyjne Skupienie
Mistrz Magii Ofensywnej
Mistrz Magii Defensywnej
Mentor
Wampirza Linia Krwi (tylko Wampiry zamiast umiejętności specjalnej):
- Necrarch
- Krwawy Smok
- Lahmia
- Strigoi
- Von Carstein
Mutacje: (zamiast umiejętności specjalnej)
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Dodatkowe Paszcze
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Kryształowe Ciało
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Głos Zagłady
Ogon
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Teleportacja
Skrzydła/Lewitacja
Kryształowe Ciało
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażająca Aparycja
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Syreni Śpiew
Hipnotyczne Spojrzenie
Spaczenie Bezcielesności
Piętna Chaosu: (w ramach umiejętności specjalnej) :
- Piętno Khorna
- Piętno Nurgla
- Piętno Tzeentcha
- Piętno Slaanesha
Lista zapisanych uczestników:
1. Grób
2. Mistrz Stabilo Dorrgeray
3. Sędzia Czempion Rogatego Szczura i Prorok Wyniesienia
4. Gorgoth
5. Radog Szalony
6. Gerhard Wattzon
7. Ogrimm "Zagłada" Czarnoręki
8. Baurehaar Złotogrzywy
9. Zarthyon
10. Rajmund Dreslar
11. Eovezoch
12. Rozpacz
13. Darius van der Meppel
14. Aulard Siedmiokrotnie Zgładzony
15. Songhi Hayate
16. Yog Sottoth
Obejrzał się tylko kilka razy, gdy mijał stojące pod kolumnami ciężkich łuków przejściowych posągi, nad wyraz realistycznie wyrzeźbione. Prawda była znacznie bardziej groteskowa, gdyż posągi były niegdyś żywymi, brodatymi istnieniami pożartymi przez demoniczne moce, którymi posługiwali się przez całe nikczemne żywoty.
W końcu dotarł do wielkiego otworu wyrzeźbionego w zębatą paszczę, ziejącą na zewnątrz gorącem i hukiem młotów. Podobne odgłosy rozbrzmiewały aż tutaj, z pozostawionego u stóp Wielkiej Świątyni Hashuta wspaniałego miasta Zharr-Naggrund. Setki i tysiące kuźni oraz odlewni, tuziny kopalni, pajęczyny torowisk wózków i ożywianych żarem pieców pociągów, które pomiędzy mniejszymi zigguratami rozwoziły do pracy i innych zadań mieszkańców, surowce oraz niewolników, harujących pod biczem ku chwale Ojca Ciemności. W błyszczących czerwono przez szpary hełmu oczach posłańca nie było wspanialszego miasta.
I nie będzie.
Lecz teraz musiał się pospieszyć, albo faktycznie świat zostanie pozbawiony jego wielkości...
Zhardrug Dor potrząsnął poprzetykaną żeliwnymi łańcuchami brodą. Nie mógł nawet tak myśleć.
Mijając truchtem wielkie sale upiornie gorące od płynących przez nie strumieni magmy dotarł wreszcie do komnaty ze spiżu i czarnego żelaza, w której jak zwykle zastał Wielkiego Kapłana siedzącego na chodzącym na mechanicznych, pajęczych odnóżach tronie i spoglądającego na miasto z masywnego tarasu. Zarówno nogi jak i oczy wiekowego krasnoluda popękały i poczerniały, twardniejąc w czysty bazalt. Wiedział jednak o obecności Żelaznego Kasztelana, wzywając do pokłonu stuknięciem kostura.
-O Wielki! Biada nam na Wszechojca! -zadudnił, padając na nagolennice- Podległe rasy zniszczyły oba wysłane przeciw nim legiony Piekielnej Gwardii i zrabowały pięć kopalni na swojej drodze. Tamtejsi niewolnicy podnieśli rewoltę i przyłączyli się do hord tego jednookiego diabła z magicznym toporem. Mogą zagrozić nawet...
-Milczeć. -wychrypiał Wielki Kapłan- Mingol Zharr jest wieczne jak sam Hashut! A nasza broń wkrótce będzie gotowa jeśli będziemy dalej pracować! Każdego kto wspomni o tej klęsce karać śmiercią wraz z rodziną, a niewolników trzeba czymś zająć...
Autorytet Kapłana momentalnie przywrócił złośliwą pychę w Zhardrugu.
-Za pozwoleniem... mój bratanek Demoniczny Kowal, Khulmarr Mroczne Kowadło właśnie za łaską Ojca Ciemności powrócił z niewoli kogoś kto organizował pewne zawody, które znakomicie nadadzą się na ten cel... mogę kazać rozesłać wiadomości obiecujące wielką nagrodę liczoną w stosach najlepszych pancerzy i oręża dla zwycięzcy...
Witajcie!
Po raz kolejny zapraszam miłośników klimatu Warhammera oraz krwawej jatki do dobrze znanych i lubianych forumowych igrzysk. Zasady są proste - szesnastu szaleńców wchodzi do klatki, przeżywa tylko jeden, zgarniając całą chwałę, sławę i inne takie.
Przypominam, że prowadzę po raz pierwszy więc miejscami upraszam o wyrozumiałość :/
TABLICA SŁAW I RELIKWIE: viewtopic.php?f=2&t=21756&p=1084830#p1084830
W celu zgłoszenia na Arenie swojego udziału należy podać informacje o swojej postaci w taki sposób, w jaki zapisano to poniżej:
-Imię postaci
-Informacje dotyczące tego, kim jest Twój Bohater-(dla przykładu, Empire Captain, Dwarf Thane)
-Broń, wybierana z listy Oręża
-Zbroja lub jej brak, wliczając hełmy, tarcze i opancerzenie wszelakie.
-Ekwipunek, wybierany z listy Ekwipunku.
-Umiejętności specjalne, wybierane z sekcji Umiejętności. W tym miejscu dopisujemy też Mutacje, jeśli dotyczą postaci.
-Historia Postaci, krótki rys samej postaci oraz jak i dlaczego znalazła się na Arenie Śmierci. Zachęcam do pisania ciekawych i klimatycznych historii, gdyż najciekawsze trzy zostaną nagrodzone miksturkami zdrowia.
-Limit graczy wynosi 16. Każdy gracz może wystawić tylko jedną postać. (Oczywiście jak zgłosi się dość chętnych to robimy 32)
UWAGA: Nie istnieje opcja "zaklepywania" sobie miejsc. Zgłoszenie powinno zawierać wszystkie wymienione wyżej elementy, z których historia postaci NIE JEST elementem dodatkowym i zbędnym. Jest najważniejsza i jej kompletność stanowi pierwsze kryterium uznania zgłoszenia. W przypadku, w którym zapisze się 17 graczy, z czego jeden w z swoim zgłoszeniu nie zawrze historii postaci, na jego miejsce wchodzi gracz, który taką historię napisał, choćby był zapisany później.
Zasady podstawowe:
- Każdy może zgłosić jedną postać.
- Postać może być przedstawicielem dowolnie wybranej rasy z uniwersum Warhammera.
- Magowie dozwoleni.
- Każdy zawodnik startuje z wybraną z listy oręża bronią. Mamy dwie ręce do wykorzystania (chyba, że bogowie byli łaskawi ). Możliwe jest posiadanie do dwóch broni jednoręcznych, lub jednej dwuręcznej. Broń zasięgowa nie będąca ekwipunkiem zajmuje jedną rękę. Czarowanie zajmuje jedną rękę, chyba, że używamy kostura, czy kija- wyjątki rasowe niżej.
- Na Arenę nie zgłasza się lordów z żadnej z ras. Są zbyt dumni i zajęci niszczeniem/ratowaniem świata by bawić się w coś tak przyziemnego.
Zasady dodatkowe:
Umiejętności przynależne do rasy są respektowane w pełnej rozciągłości.
-Magowie posługują się jedną domeną, którą wybierają spośród dostępnych ich rasom domen magii. Każdy mag na potrzeby walki na Arenie zna jedno zaklęcie ofensywne i jedno defensywne. Siła i skuteczność tych zaklęć różnią się w zależności od Umiejętności Specjalnych, Ekwipunku, Domeny oraz rasy maga. W razie nieopisania używanych zaklęć Mistrz Areny sam wymyśli coś klimatycznego.
-Postacie z zasadą Armed to da Theef mogą wziąć dwa razy tyle co 'normalnie' czyli cztery sztuki DOWOLNEGO oręża ignorując ograniczenia kompozycyjne ale NIE dostępnościowe.
-Skinki, Skaveny, Gnoblary, Ludzie maści wszelakiej, Gobliny oraz Krasnolud Kultu Zabójców posiadają dodatkową Umiejętność Specjalną.
-Assassyni Skavenów i Mrocznych Elfów, a także Wiedźmy Mrocznych Elfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
-Saurusi-Weterani, Grobowi Książęta i Asrai nie mogą nosić zbroi cięższych niż średnia.
-Krasnoludzki Zabójca nie może mieć żadnej zbroi ani tarczy.
-Driady oraz Branchwraith nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku. Posiadają za to 3 umiejętności do wyboru.
-Demony nie mogą wybierać broni ani zbroi, walczą zawsze odpowiednią dla nich formą oręża z określonymi cechami. Dotyczy to wszystkich demonów, nie tylko heraldów (tak, można grać np. zwykłą demonetką).
- Gnoblary, Niziołki oraz Snotlingi z bazy zyskują umiejętność Niesamowite Szczęście.
- Demony zawsze posiadają piętno odpowiednie do ich pochodzenia od jednego z Bogów Chaosu.
- Bycze Centaury, Smocze Ogry oraz Minotaury posiadają tylko umiejętność specjalną, bez ekwipunku.
Oręż:
Wybieramy sprzęt po jednym z każdej kategorii- główna i zapasowa. Broń z * można używać z tarczą/puklerzem/innym odpowiednikiem.
Broń główna:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki*
- miecz jednoręczny
- topór jednoręczny*
- młot jednoręczny*
- miecz półtoraręczny*
- buzdygan*
- falchion*
- macuahuitl* (tylko jaszczuroludzie)
- włócznia* (jest to wyjątkowa broń, po utracie tarczy staje się dwuręczną do końca walki, co zmienia styl walki i zasady)
- pazury bitewne
- sztylet
- rapier*
- kiścień*
- szabla*
- cep bojowy
- halabarda
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- katana (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- nadziak*
- szpada*
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- koncerz
- rembak* (tylko orkowie)
- okuta różdżka (tylko dla magów)
- kopia rycerska* (tylko dla jeźdźców)
- miecz oburęczny
- topór dwuręczny
- młot dwuręczny
- kilof
-glewia
- morgenstern*
- kij
- kostur (tylko dla magów)
- ostrza toporów na łańcuchu (tylko doomseekerzy i wybrańcy Khorna, tylko po dwa naraz)
- kadzidło zarazy (tylko klan pestilens)
- kula fanatyka (tylko goblińscy fanatycy)
- młot białych wilków (tylko rycerze białego wilka)
- kadzielnica Świętego Ognia (tylko Ludzie z Imperium)
- ognista glewia (tylko dawi zharr)
- łuk refleksyjny
- długi łuk
- łuk yumi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- łuk Strażnika Polany (tylko asrai)
- oszczepy*
- pokuna (tylko skinki)
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- arkebuz (tylko ludzie z Estalii)
- muszkiet (tylko ludzie z Imperium)
- arbalet (tylko najemnicy z Estalii)
- krasnoludzki muszkiet (tylko krasnoludy)
- blunderbuss (dawi zharr)
- bumerang (dzicy orkowie i jaszczuroludzie)
- miotacz ołowiu (ogry)
- garłacz (tylko krasnoludy)
- kusza (nie dla jaszczuroludzi i wybrańców Chaosu)
- kusza powtarzalna (tylko mroczne elfy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- podręczny miotacz ognia (krasnoludy wszelkiego rodzaju)
Broń zapasowa:
- oręż naturalny (kły, pazury, rogi)
- miecz krótki
- topór jednoręczny
- młot jednoręczny
- katzblager
- sztylet
- proca
- lewak
- kukri (tylko najemnik z Indu)
- wakizashi (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- bicz
- kama (tylko najemnik z Dalekiego Wschodu)
- pazury bitewne
- łamacz mieczy (tylko najemnicy)
- wachlarz bojowy (tylko najemnicy z Dalekiego Wschodu)
- shurikeny (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- igły Sen-bon (tylko klan Eshin oraz najemnik z dalekiego wschodu)
- miotane toporki
- sieć
- noże do rzucania
- pistolet (tylko skaveni-nie assasini, ludzie i krasnoludy)
- kusza pistoletowa (mroczne elfy i łowcy czarownic)
- bagnet (tylko Imperium, tylko z muszkietem jaką bronią główną)
Tarcze: (miast broni zapasowej)
- żelazna pięść (tylko ogry)
- puklerz (nie zajmuje ręki)
- tarcza, kałkan
- pawęż
Pancerze:
(Magowie oprócz magów chaosu i kapłanów Hashuta, nie mogą nosić zbroi cięższej niż lekka)
- tatuaże ochronne
- ceremonialna szata (tylko kapłani i magowie)
- lekka zbroja (utwardzona skóra, gruba wełna, etc.)
- średnia zbroja (kolczuga, bechter, brygantyna etc.)
- ciężka zbroja (napierśnik z taszkami i naręczakami, półpłytowa, karacena etc.)
- pełna płytowa (tylko Imperium oraz czarni orkowie)
- zbroja z ithilmaru (tylko wysokie elfy)
- zbroja z gromrilu (tylko krasnoludy)
- zbroja Chaosu (tylko wywyższeni wybrańcy i krasnoludy chaosu)
Hełm:
-Lekki (tudzież czapka, kawał szmaty, zapewniający minimalną ochronę)
-Średni (Łuskowy, Stożkowy, Morion etc.)
-Ciężki (Garnczkowy, Przyłbica, Szturmak etc.)
Wierzchowiec:
(Posiadanie wierzchowca nie jest wliczane do ekwipunku. Można wyruszyć do walki wierzchem nie wykorzystując żadnego limitu. Ma to swoje wady i zalety)
(Wierzchowca można utracić. Możliwa jest sytuacja, w której zawodnik wygra walkę, ale jego wierzchowiec zginie. Wtedy przepada on bezpowrotnie, chyba że zaznaczono inaczej)
Krasnoludy
- Kuc
- Niosący tarczę (tylko Thanowie)
- Żyro-napęd skokowy (tylko dla Inżynierów)
Gobliny
- Wilk
- Pajonk
- Squigg (tylko Nocna odmiana)
- "Mangler" Squiggi (tylko Nocne Gobasy, wymaga Umiejętności: Kompletny Szaleniec)
Orkowie
- Dzik bojowy
Ludzie
- Kuc
- Rumak
- Byk Korridera (tylko Estalianie, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Kislevski niedźwiedź bojowy (tylko Kislevici, wymaga Umiejętności: Władca zwierząt)
- Mechaniczny Koń (tylko Inżynierowie)
- Rumak rycerski (tylko rycerze wszelacy)
- Demoniczny rumak (tylko wojownicy chaosu)
- Demoniczny wierzchowiec (tylko wojownicy chaosu z piętnem odp. boga - zabiera miejsce ekwipunku)
Nieumarli (wszystko podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Zombie wierzchowca
- Szkieletowy koń
- Zmora (tylko wampiry)
- Lekki rydwan bojowy
Elfowie
- Lekki rumak elficki
- Ciężki bojowy rumak elficki (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
- Młody Górski Orzeł (zabiera miejsce w Ekwipunku, nie dla Mrocznych Elfów)
- Zimnokrwisty (tylko Mroczni Elfowie)
- Wielki Jeleń (tylko Leśne Elfy)
- Jednorożec (tylko Leśne Elfy)
Ogry:
- Żałobny Kieł (zabiera miejsce ekwipunku)
Gnoblary:
- Gnoblar wierzchowy (zawsze podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
Jaszczuroludzie:
- Zimnokrwisty (tylko Saurusy)
- Tichi-Huichi (tylko Skinki)
- Młody Pterodaktyl (zabiera miejsce ekwipunku, tylko Sknki)
Szczuroludzie:
- Lektyka
- Szczur wierzchowy
- Obdzieracz zagłady (tylko Spacz-inżynierowie)
- Ogroszczur wierzchowy (zabiera miejsce w ekwipunku postaciom innym niż Moulderowie)
Demony (wszystko wymaga umiejętności Najeźdźca Rzeczywistości):
- Moloch (tylko demony Khorne'a)
- Dysk (tylko demony Tzeencha)
- Ścigacz (tylko demony Slaanesha)
- Ropucha/Truteń (tylko demony Nurgle'a)
Ekwipunek:
Amulet Trzykrotnie Błogosławionej Miedzi
Pierścień Protekcji
Gwiazda energetyczna (tylko dla magów)
Maska ochronna
Święty Oręż
Bomby zapalające
Bomby dymne
Paraliżująca Toksyna
Bugman XXX (tylko Krasnoludy- reszta zachlała by się na śmierć)
На посошок Oгровaя 160% (nie dla elfów i jaszczuroludzi)
Obręcz Szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Eliksir mocy (tylko dla magów)
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Święta/Przeklęta Ikona
Korzeń wielkiego dębu (tylko Asrai i Branchwraithy)
Lwi płaszcz (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Okular z górskiego szkła (tylko Krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni
Osobisty Ochroniarz (tylko najemnicy z Marienburga)
Wampiryczny Oręż
Mięso trolla (tylko gobliny)
Pożeracz mocy
Płaszcz Mrozu (tylko Norsmeni oraz Białe Wilki)
Lustrijskie zioło odurzające
Ametystowa biżuteria
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Płaszcz z morskiego smoka (tylko Druchi)
Księga Tajemnic (tylko magowie)
Personalna Księga Krzywd (tylko Krasnoludy)
Żałobne Ostrze
Spaczeniowe ostrze
Podręczne Kowadło Run (tylko Kowal Run)
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Demoniczna broń (tylko Wybrańcy Chaosu z piętnem jednego z Bogów)
Runiczny Oręż (tylko Krasnoludy i Norsmeni)
Renkawice Ryjobicia Morka (albo Gorka) (tylko Orkowie)
Stymulant
Gwiazda Chaosu
Korona Z Czarnego Metalu
Trucizna Jadowa
Trucizna Czarny lotos
Trucizna Mantikory
Trucizna Zguby (tylko assasini Druchii)
Olej Przemian (tylko wyznawcy Tzeentcha)
Iskra z ogona Fenika (tylko Elfowie Wysokiego Rodu)
Płaszcz Strażnika Ścieżek (tylko Asrai)
Usypiacz
Woda Święcona
Wyostrzenie broni
Ząbkowane Ostrze
Zapasowy wierzchowiec (utrata wierzchowca powoduje zastąpienie go nowym)
Wzmacniany kropierz (dostępne niezależnie od rodzaju wierzchowca)
Gwiazda zaranna (tylko istoty z ras zaliczanych do Ładu)
Zwój rozproszenia (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem ofensywnym (jednorazowy)
Zwój z zaklęciem defensywnym (jednorazowy)
Eksperymentalna Broń (tylko inżynierowie Skavenów, Krasnoludów i Imperium- Pozwala pobrać jedną eksperymentalną broń z listy poniżej):
-Personalna Hochlandzka Eksperymentalna Rusznica (tylko Ludzie)
-Obrotowy Pistolet/Muszkiet von Meinkopta (tylko Ludzie)
-Krasnoludzka Niezawodna Strzelba Dwulufowa (tylko Krasnoludy)
-Trójnóg z obrotowym zestawem luf średniego kalibru (tylko Krasnoludy)
-Mechaniczny Młot Parowy (tylko Dawi Zharr i Inżynierowie Krasnoludów)
-Mini-Miotacz Spaczo-Płomienia (tylko Skaveny)
-Skraplacz eteru (tylko Skaveny)
-Kule Morowego Wiatru (tylko Skaveny)
-Jezzail (tylko Skaveny)
-Mechaniczna Sowa/Gołąb Kamikadze (tylko ludzie i krasnoludy)
-Granaty/Bomby z zapalnikiem
Chowańce:
(Każda postać ma prawo wziąć zamiast ekwipunku chowańca.)
(Chowaniec może polec w walce na takich samych zasadach jak wierzchowiec)
(Na chowańca nie działa zasada "zapasowy wierzchowiec")
(Dla nieumarłych wszystkie chowańce niezastrzeżone dla innych ras mogą występować w "wersji nieumarłej" i są zawsze "zapasowymi wierzchowcami")
- Ptak
- Nietoperz
- Pies/wilk
- Białe Lwiątko (młody Biały Lew - tylko dla Elfów Wysokiego Rodu)
- Ulubiony Niewolnik (tylko dla Skavenów)
- Pajonk Przyjaciel Goblina (tylko dla goblinów)
- Gnoblar Ostrzegawczy (tylko dla ogrów i gnoblarów - wyjątkowo podlega zasadzie "zapasowy wierzchowiec")
- Chochlik/lalka manekin (tylko postaci na usługach Bogów Chaosu)
- Nurgling (tylko dla naznaczonych piętnem Nurgle'a)
- Wąż (tylko Jaszczuroludzie)
- Skorpion (Khemrijczycy i Arabowie)
- Kulawy Goblin (tylko dla orków)
- Zmutowany szczur (tylko Skaveni)
- Leśne liszko (tylko Asrai)
Specjalne Umiejętności:
Armed to da teeth
Rajtar
Przerażający
Najeźdźca Rzeczywistości
Szał bojowy
Chwytny Ogon (tylko Skaveni)
Onieśmielający
Wytrawny Demagog
Wirujący Atak
Artylerzysta (tylko ludzie i krasnoludy)
Niezmącona Samokontrola (nie dla Demonów)
Błogosławiony przez Panią (tylko Bretończycy)
Honor i Cnota (tylko Bretończycy i Kapitanowie Imperium)
Defensywny Styl Walki
Ofensywny Styl Walki
Szaleńczy Styl Walki
Błogosławiony przez Duchy Lasu (tylko Asrai i Branchwraith'y)
Wytrawny Taktyk
Mistrz Oręża
Obrońca Pokrzywdzonych
Kensei (tylko Najemnik, pochodzący ze Wschodu)
Kompletny Szaleniec
Nie Jedno Widział W Swym Życiu
Celne Ciosy
Cyrkowiec
Hycel
Mistrz Fechtunku
Żołnierz Od Dziesięciu Pokoleń (tylko ludzie)
Strzelec Doskonały
Skrytobójca
Odporny na magię
Odważny
Kanibal
Wytrzymały
Niezwykle Silny
Naznaczony bliznami
Nieprawdopodobne Szczęście
Najlepszy przyjaciel chowańca
Tarczownik
Pogromca kawalerii
Wilk Morski
Sadysta
Dekapitator
Błyskawiczny Blok
Sprawny Kontratak
Tysiącletnie Wyszkolenie ( tylko Elfy maści wszelakiej, Dawi i Saurusi oraz Nieumarli)
Chaos Niepodzielony
Fanatyzm
Socjopata
Jeździec Doskonały
Wszechwiedzący (tylko magowie)
Zguba Demonów
Zło wcielone
Skłonności Masochistyczne
Zguba Śmiertelnych (tylko Nieumarli i Demony)
Łaska Bogów
Niekontrolowana Potęga (tylko magowie)
Błyskawiczny Unik
Kusiciel
Treser chowańców
Niewzruszony Niczym Góra
Kontrola nad Mocą (tylko magowie)
Łowca Nagród/Głów (tylko ludzie i Druchii)
Mutant
Mały ciałem, wielki duchem (Niziołki, Gnoblary i Snotlingi)
Rasista
Władca zwierząt
Truciciel
Prekognicja
Starożytny Władca (tylko Wampiry i Książęta Grobowców)
Zabójcza Klątwa (tylko Książęta Grobowców)
Dłoń Losu
Intrygant
Kontakty z Półświatkiem
Omen
Syn Słońca, Brat Księżyca
Słuszny Gniew (nie dla Chaosu i jaszczuroludzi)
Opętanie
Równie Głupi Co Odważny
Łowca Czarownic (tylko Ludzie)
Nemesis Nieumarłych (wszyscy oprócz nieumarłych)
Gladiator
Płomień Który Przynosi Zmiany
Odporny na choroby
Niewrażliwy na Ból
Sokole Oko
Mistrz Sztuk Czarnoksięskich
Medytacyjne Skupienie
Mistrz Magii Ofensywnej
Mistrz Magii Defensywnej
Mentor
Wampirza Linia Krwi (tylko Wampiry zamiast umiejętności specjalnej):
- Necrarch
- Krwawy Smok
- Lahmia
- Strigoi
- Von Carstein
Mutacje: (zamiast umiejętności specjalnej)
Obrzydliwie Opasły
Śluzowate Ciało
Dodatkowe Kończyny
Dodatkowe Paszcze
Podmieniec
Spaczona Wola
Zwierzęce Kończyny
Trująca Krew
Kryształowe Ciało
Pasożytniczy Bliźniak
Podwojenie
Mechanoid
Głos Zagłady
Ogon
Psychopatyczna Mizantropia
Płomienne Ciało
Potężne Rogi
Macki
Teleportacja
Skrzydła/Lewitacja
Kryształowe Ciało
Bestia o Tysiącach Oczu
Likantropia
Żywiciel Tysiąca Plag
Odurzające Piżmo
Kły Jadowe
Oblicze Demona
Wywrócony na Wierzch
Przerażająca Aparycja
Ognisty Dech
Nienaturalny Refleks
Pożeracz Dusz
Syreni Śpiew
Hipnotyczne Spojrzenie
Spaczenie Bezcielesności
Piętna Chaosu: (w ramach umiejętności specjalnej) :
- Piętno Khorna
- Piętno Nurgla
- Piętno Tzeentcha
- Piętno Slaanesha
Lista zapisanych uczestników:
1. Grób
2. Mistrz Stabilo Dorrgeray
3. Sędzia Czempion Rogatego Szczura i Prorok Wyniesienia
4. Gorgoth
5. Radog Szalony
6. Gerhard Wattzon
7. Ogrimm "Zagłada" Czarnoręki
8. Baurehaar Złotogrzywy
9. Zarthyon
10. Rajmund Dreslar
11. Eovezoch
12. Rozpacz
13. Darius van der Meppel
14. Aulard Siedmiokrotnie Zgładzony
15. Songhi Hayate
16. Yog Sottoth
Ostatnio zmieniony 16 paź 2016, o 01:01 przez Inglief, łącznie zmieniany 11 razy.
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."
Siedziałem przy kontuarze, rozkoszując się kolejnym kuflem świeżego piwa. Dawniej dziwiło mnie, że krasnoludy z Mrocznych Ziem w swojej stolicy miały cokolwiek innego, poza maszynami, kuźniami i klatkami pełnymi niewolników, jednak przez ostatnie trzy lata zdołałem poznać je całkiem dobrze. Ostatecznie wyszło na to, że krasnoludy to krasnoludy, nieważne skąd pochodzą i kogo czczą.
-Rozmowny, jak zawsze - zaczął Krogan, ktoś w rodzaju mojego przyjaciela. - Dalej łazisz z Cornelią? Co u niej? No tak, wybacz. Przywiozłeś kilku nowych? Masz za nich weksle? Świetnie! Wiesz, uwielbiam twoje wizyty, tylko ty jesteś w stanie nie zmarnować tych pomyj.
Zawsze mnie to zastanawiało. Skoro to, jakby nie spojrzeć, wyjątkowo smaczne piwo było pomyjami, to co mógłbym dostać za zapłatę? Na każde jego pytanie odpowiadałem odpowiednim ruchem głowy i piłem dalej. Wreszcie zaczęło szumieć mi w głowie i stwierdziłem, że warto by się pożegnać zanim przesadzę.
-Do następnego, Grobie. Obyś nauczył się mówić.
Uśmiechnąłem się krzywo i odszedłem. Kiedy wreszcie wyszedłem na światło słoneczne, zrazu ruszyłem na południe. Czekała mnie długa droga przez Kraj Trolli, gdzie czekała na mnie moja pani.
W drodze przypomniało mi się całe moje życie. Chyba znowu za dużo wypiłem.
Choć urodziłem się w małej wiosce na pograniczu Imperium, przynajmniej moje najmłodsze lata upłynęły spokojnie. Matka karmiła mnie, ojciec dbał o całą rodzinę, ogólnie było wesoło. Nie pamiętam już, jakie były ich imiona, jednak w pamięci utkwiło mi, że opowiadali mi bajki o wielkich rycerzach, potężnych wojownikach i niepokonanych paladynach. Dziś wiem, że te drobne, w większości zmyślone historie naznaczyły mnie na resztę życia, bowiem zacząłem machać kijem niż zacząłem chodzić. Chyba.
Całe życie poświęciłem treningowi. Każdą wolną chwilę spędzałem na trenowaniu zasłon, pchnięć i cięć, w pojedynkę lub z dzieciakami z wioski. Dla nich to była zabawa, dla mnie - najpoważniejszy trening na jaki mogłem sobie pozwolić. Wyśmiewano mnie, rodzice prosili, bym porzucił te głupie marzenia, ale ja nie słuchałem. Wyruszyłem do Middenheimu, do świątyni na Górze Ulryka. Udowodniłem im swoje zdolności i determinację, a oni przyjęli mnie do zakonu. Trenowałem długo i wytrwale, uczyłem się wielu rzeczy, które dziś wydają mi się głupie, ale wtedy to była część mojego szkolenia. Chyba.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Wyruszyłem w góry, mając na sobie tylko portki i powróciłem ze łbem białego wilka. Zostałem paladynem, do tego najlepiej walczącym w swoim pokoleniu. Z dumy serce niemal rozerwało mi pierś, kiedy składałem słowa ostatniej przysięgi. Dziś wiem, że to były kłamstwa.
Podjąłem się ogromnego wyzwania, nie pamiętam już co mnie do tego skłoniło, lecz wyruszyłem na osobistą krucjatę. Przeszedłem przez ziemie Imperium i mroźne krainy Kislevu, by dotrzeć do Kraju Trolli. To, co robiłem było bezdennie głupie, lekkomyślne, nielogiczne, idiotyczne... Każde słowo związane z brakiem oleju w głowie pasowałoby. Jednak wędrowałem i zabijałem twory Chaosu stojące mi na drodze. Wszystkie. Wędrował ze mną mały orszak, złożony z adeptów zakonu Ulryka, mścicieli za osobiste krzywdy i zapalonych do bitki Kislevitów. Każdego dnia kłóciliśmy się, żeby zakończyć to szaleństwo i wracać, podczas gdy druga połowa chciała iść za mną jeszcze dalej na północ. Właściwie, to tylko krążyliśmy po granicy, bo wejście w głąb Kraju Trolli było samobójstwem dla naszego małego oddziału, ale to umykało wszystkim, wliczając mnie. Wszyscy szliśmy na północ, ku Chaosowi i jego bestiom.
Nie pamiętam dokładnie jak to się stało, jednak przypuszczam, że to sprawka posoki zwierzoludzi lub któregoś z napotkanych czarnoksiężników. Chyba.
Przemieniłem się w bestię, którą w moich dawnych rodzinnych stronach zwano prawdzigorem. Niby dalej byłem człowiekiem, jednak byłem większy, silniejszy, ciało porastało mi futro, a z głowy wyrastały dwa solidne rogi. W jednej, krótkiej chwili towarzysze zwrócili się przeciw mnie. Nie pomagały rozmowy, ani sztuczki, którymi zabawiałem ich wcześniejszego wieczoru. Chcieli mnie zabić. Pokazać, jak bardzo są lepsi ode nie, bo ich nie dotknął okrutny los.
Ale to ja ich zabiłem. I zjadłem. Potem ruszyłem na północ. Chyba.
To, co działo się przez kolejne trzy lata od tamtego dnia, pamiętam jak przez mgłę. Czerwoną mgłę, jeśli mam być konkretny. Walczyłem z napotykanymi potworami, by udowodnić swoją siłę, polowałem na zwierzęta dla mięsa, a kiedy zawędrowałem aż na Mroczne Ziemie, spotkałem oddział krasnoludzkich łowców niewolników. Uznali mnie za łatwą zdobycz, jednak wyprowadziłem ich z błędu. Spróbowali mnie spić, ale też im nie wyszło. Ostatecznie ubili ze mną interes. Ja będę dostarczał im niewolników, a ich bracia zapłacą mi za to w towarze. Wtedy zacząłem polować na ludzi i wszystko inne, co miało ręce, nogi i rozum. Czasem dla mięsa, ale głownie jako towar dla krasnoludów. Wynagrodzili mi to, jak obiecali. Otrzymałem mocny pancerz, chroniący korpus, uda i ramiona, zaś łydki i przedramiona zamknąłem w karwaszach. Nawet dostałem pancerne buty. Później dorobiłem się Żaru, mojego dwuręcznego miecza, który na rozkaz stawał w ogniu. Zestaw noży do rzucania, które przydawały się bardzo w pierwszym etapie niemal każdej walki, zdobyłem od jednej z moich ofiar. Chyba.
Tak mało pamiętam z tego szaleńczego okresu. Mój umysł walczył sam ze sobą, instynkt przetrwania ścierał się z wolą samobójstwa. Sam pragnąłem śmierci, z względu na mój los, niemal cały świat pragnął mej śmierci, ze względu na mój wygląd. Raz nawet spróbowałem zmiażdżyć sobie gardło, co pozbawiło mnie głosu, lecz nie życia.
Wtedy spotkałem Cornelię. Byłem gotów ją zabić lub sprzedać, ale ona mnie pokochała. Tam gdzie witano mnie żelazem i krzykami, ona przywitała mnie rozłożonymi nogami i słodkim głosem. Zatraciłem się w jednej chwili, a moje serce zostało wyleczone. Chyba.
Dołączyłem do jej orszaku i w niespełna miesiąc stałem się jej ulubieńcem. Do walki szedłem u jej boku, do jej łoża zawsze jako pierwszy, broniłem jej i doświadczałem razem z nią. Chyba ją kocham, ale nie wiem. Jednak wiem, że cokolwiek się stanie, będę jej służył.
Jakby przywołana myślą, jej orszak pojawił się na horyzoncie. Podbiegłem ile sił miałem w nogach, a ona już na mnie czekała. Wychyliła się z grzbietu swojego demonicznego wierzchowca i pocałowała mnie. Jej język poczułem aż w żołądku, co jak zawsze było przyjemne.
Była idealna w każdym calu, a mutacje i pancerz chaosu tylko to podkreślały. Wybranka Slaanesha, boga rozkoszy, którego dawniej nienawidziłem, a dziś wychwalałem jego imię, w podzięce za moją panią.
-Nareszcie jesteś, Grobie! - zabrzmiała słodko. - Czy sprzedałeś krasnoludom naszych jeńców? Doskonale. Nie chcę zabrzmieć jak rozpieszczona pannica z dworu, ale chyba musimy tam wrócić.
Spytałem gestem, dlaczego?
-Organizują tam Arenę Śmierci! Wyobrażasz sobie jakie prezenty mogłabym dostać gdybyś wygrał?!
nie musiała mówić nic więcej. Obróciłem się na pięcie i ruszyłem na północ, do Zharr-Naggrund. Zrobię wszystko, o co mnie poprosi. Taki już jestem.
Chyba...
Imię: Grób
Rasa: człowiek - mutant
Profesja: fechmistrz
Broń: miecz dwuręczny
Dodatkowa broń: broń naturalna (rogi), noże do rzucania
Zbroja: ciężka
Ekwipunek: płonący oręż
Zdolność: mistrz broni
Mutacja: podmieniec
-Rozmowny, jak zawsze - zaczął Krogan, ktoś w rodzaju mojego przyjaciela. - Dalej łazisz z Cornelią? Co u niej? No tak, wybacz. Przywiozłeś kilku nowych? Masz za nich weksle? Świetnie! Wiesz, uwielbiam twoje wizyty, tylko ty jesteś w stanie nie zmarnować tych pomyj.
Zawsze mnie to zastanawiało. Skoro to, jakby nie spojrzeć, wyjątkowo smaczne piwo było pomyjami, to co mógłbym dostać za zapłatę? Na każde jego pytanie odpowiadałem odpowiednim ruchem głowy i piłem dalej. Wreszcie zaczęło szumieć mi w głowie i stwierdziłem, że warto by się pożegnać zanim przesadzę.
-Do następnego, Grobie. Obyś nauczył się mówić.
Uśmiechnąłem się krzywo i odszedłem. Kiedy wreszcie wyszedłem na światło słoneczne, zrazu ruszyłem na południe. Czekała mnie długa droga przez Kraj Trolli, gdzie czekała na mnie moja pani.
W drodze przypomniało mi się całe moje życie. Chyba znowu za dużo wypiłem.
Choć urodziłem się w małej wiosce na pograniczu Imperium, przynajmniej moje najmłodsze lata upłynęły spokojnie. Matka karmiła mnie, ojciec dbał o całą rodzinę, ogólnie było wesoło. Nie pamiętam już, jakie były ich imiona, jednak w pamięci utkwiło mi, że opowiadali mi bajki o wielkich rycerzach, potężnych wojownikach i niepokonanych paladynach. Dziś wiem, że te drobne, w większości zmyślone historie naznaczyły mnie na resztę życia, bowiem zacząłem machać kijem niż zacząłem chodzić. Chyba.
Całe życie poświęciłem treningowi. Każdą wolną chwilę spędzałem na trenowaniu zasłon, pchnięć i cięć, w pojedynkę lub z dzieciakami z wioski. Dla nich to była zabawa, dla mnie - najpoważniejszy trening na jaki mogłem sobie pozwolić. Wyśmiewano mnie, rodzice prosili, bym porzucił te głupie marzenia, ale ja nie słuchałem. Wyruszyłem do Middenheimu, do świątyni na Górze Ulryka. Udowodniłem im swoje zdolności i determinację, a oni przyjęli mnie do zakonu. Trenowałem długo i wytrwale, uczyłem się wielu rzeczy, które dziś wydają mi się głupie, ale wtedy to była część mojego szkolenia. Chyba.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Wyruszyłem w góry, mając na sobie tylko portki i powróciłem ze łbem białego wilka. Zostałem paladynem, do tego najlepiej walczącym w swoim pokoleniu. Z dumy serce niemal rozerwało mi pierś, kiedy składałem słowa ostatniej przysięgi. Dziś wiem, że to były kłamstwa.
Podjąłem się ogromnego wyzwania, nie pamiętam już co mnie do tego skłoniło, lecz wyruszyłem na osobistą krucjatę. Przeszedłem przez ziemie Imperium i mroźne krainy Kislevu, by dotrzeć do Kraju Trolli. To, co robiłem było bezdennie głupie, lekkomyślne, nielogiczne, idiotyczne... Każde słowo związane z brakiem oleju w głowie pasowałoby. Jednak wędrowałem i zabijałem twory Chaosu stojące mi na drodze. Wszystkie. Wędrował ze mną mały orszak, złożony z adeptów zakonu Ulryka, mścicieli za osobiste krzywdy i zapalonych do bitki Kislevitów. Każdego dnia kłóciliśmy się, żeby zakończyć to szaleństwo i wracać, podczas gdy druga połowa chciała iść za mną jeszcze dalej na północ. Właściwie, to tylko krążyliśmy po granicy, bo wejście w głąb Kraju Trolli było samobójstwem dla naszego małego oddziału, ale to umykało wszystkim, wliczając mnie. Wszyscy szliśmy na północ, ku Chaosowi i jego bestiom.
Nie pamiętam dokładnie jak to się stało, jednak przypuszczam, że to sprawka posoki zwierzoludzi lub któregoś z napotkanych czarnoksiężników. Chyba.
Przemieniłem się w bestię, którą w moich dawnych rodzinnych stronach zwano prawdzigorem. Niby dalej byłem człowiekiem, jednak byłem większy, silniejszy, ciało porastało mi futro, a z głowy wyrastały dwa solidne rogi. W jednej, krótkiej chwili towarzysze zwrócili się przeciw mnie. Nie pomagały rozmowy, ani sztuczki, którymi zabawiałem ich wcześniejszego wieczoru. Chcieli mnie zabić. Pokazać, jak bardzo są lepsi ode nie, bo ich nie dotknął okrutny los.
Ale to ja ich zabiłem. I zjadłem. Potem ruszyłem na północ. Chyba.
To, co działo się przez kolejne trzy lata od tamtego dnia, pamiętam jak przez mgłę. Czerwoną mgłę, jeśli mam być konkretny. Walczyłem z napotykanymi potworami, by udowodnić swoją siłę, polowałem na zwierzęta dla mięsa, a kiedy zawędrowałem aż na Mroczne Ziemie, spotkałem oddział krasnoludzkich łowców niewolników. Uznali mnie za łatwą zdobycz, jednak wyprowadziłem ich z błędu. Spróbowali mnie spić, ale też im nie wyszło. Ostatecznie ubili ze mną interes. Ja będę dostarczał im niewolników, a ich bracia zapłacą mi za to w towarze. Wtedy zacząłem polować na ludzi i wszystko inne, co miało ręce, nogi i rozum. Czasem dla mięsa, ale głownie jako towar dla krasnoludów. Wynagrodzili mi to, jak obiecali. Otrzymałem mocny pancerz, chroniący korpus, uda i ramiona, zaś łydki i przedramiona zamknąłem w karwaszach. Nawet dostałem pancerne buty. Później dorobiłem się Żaru, mojego dwuręcznego miecza, który na rozkaz stawał w ogniu. Zestaw noży do rzucania, które przydawały się bardzo w pierwszym etapie niemal każdej walki, zdobyłem od jednej z moich ofiar. Chyba.
Tak mało pamiętam z tego szaleńczego okresu. Mój umysł walczył sam ze sobą, instynkt przetrwania ścierał się z wolą samobójstwa. Sam pragnąłem śmierci, z względu na mój los, niemal cały świat pragnął mej śmierci, ze względu na mój wygląd. Raz nawet spróbowałem zmiażdżyć sobie gardło, co pozbawiło mnie głosu, lecz nie życia.
Wtedy spotkałem Cornelię. Byłem gotów ją zabić lub sprzedać, ale ona mnie pokochała. Tam gdzie witano mnie żelazem i krzykami, ona przywitała mnie rozłożonymi nogami i słodkim głosem. Zatraciłem się w jednej chwili, a moje serce zostało wyleczone. Chyba.
Dołączyłem do jej orszaku i w niespełna miesiąc stałem się jej ulubieńcem. Do walki szedłem u jej boku, do jej łoża zawsze jako pierwszy, broniłem jej i doświadczałem razem z nią. Chyba ją kocham, ale nie wiem. Jednak wiem, że cokolwiek się stanie, będę jej służył.
Jakby przywołana myślą, jej orszak pojawił się na horyzoncie. Podbiegłem ile sił miałem w nogach, a ona już na mnie czekała. Wychyliła się z grzbietu swojego demonicznego wierzchowca i pocałowała mnie. Jej język poczułem aż w żołądku, co jak zawsze było przyjemne.
Była idealna w każdym calu, a mutacje i pancerz chaosu tylko to podkreślały. Wybranka Slaanesha, boga rozkoszy, którego dawniej nienawidziłem, a dziś wychwalałem jego imię, w podzięce za moją panią.
-Nareszcie jesteś, Grobie! - zabrzmiała słodko. - Czy sprzedałeś krasnoludom naszych jeńców? Doskonale. Nie chcę zabrzmieć jak rozpieszczona pannica z dworu, ale chyba musimy tam wrócić.
Spytałem gestem, dlaczego?
-Organizują tam Arenę Śmierci! Wyobrażasz sobie jakie prezenty mogłabym dostać gdybyś wygrał?!
nie musiała mówić nic więcej. Obróciłem się na pięcie i ruszyłem na północ, do Zharr-Naggrund. Zrobię wszystko, o co mnie poprosi. Taki już jestem.
Chyba...
Imię: Grób
Rasa: człowiek - mutant
Profesja: fechmistrz
Broń: miecz dwuręczny
Dodatkowa broń: broń naturalna (rogi), noże do rzucania
Zbroja: ciężka
Ekwipunek: płonący oręż
Zdolność: mistrz broni
Mutacja: podmieniec
Ostatnio zmieniony 18 wrz 2016, o 21:43 przez Gror, łącznie zmieniany 3 razy.
Let the bloodbath begin!!! My skin is getting white again.
Błoto z nieprzyjemnym mlaśnięciem wypuszczało z swych zimnych objęć końskie kopyta i koła, wykonanej z ciemnego drewna i bogato zdobionej, karocy. Kilkoro żołnierzy, stanowiących eskortę pojazdu, zamaszystymi ruchami odganiało się od chmary mikroskopijnych krwiopijców, co i rusz starających się dobrać do ich krwi. Natomiast ubrany w spływający do ziemi kaskadami fałd, płaszcz z niezliczoną ilością klapek, zapinek, broszek i innych zbędnych ozdób, Hans-Peter Grieger – jeden z największych handlarzy tekstyliami w Imperium, rozkoszował się czerwonym winem Cabernet Sauvignon, siedząc wygodnie w swej karocy. Jego żona, Doris Grieger z ogromną, białą peruką na głowie i równie wielką, kremową suknią ozdobioną masą falbanek, choć z pozoru pochłonięta dzierganiem, bacznie obserwowała pozostałą dwójkę pasażerów.
Pierwszy z nich Pierre D’Argenson – niegdyś uzdolniony bretoński admirał, teraz dowódca „Słonecznej Kompanii” najemników, rozparty na swym miejscu z uśmiechem na twarzy ostrzył swój półtoraręczny miecz „Blask”. Jego ostrze, podobnie jak i piękna, choć naznaczona śladami walk w postaci licznych wyszczerbień, ciężka zbroja odbijały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Drugą postacią był Mistrz Stabilo Dorrgeray, znany w całym Imperium, a nawet poza jego granicami, kat. Najlepszy z najlepszych.
Pod typowym czarnym strojem kata pobrzękiwała kolczuga, którą mistrz małodobry, nauczony wieloma egzekucjami wśród chłopów, przezornie nosił. Jego wielki, tempo zakończony miecz spoczywał pod siedzeniem, natomiast nieco mniejszy topór podskakiwał radośnie u boku. Zza maski, przedstawiającej twarz wykrzywioną grymasem bólu, dobiegał rzężący, płytki oddech zupełnie jakby kat nie mógł wykorzystywać pełnego potencjału swych płuc.
Osoba oprawcy coraz bardziej intrygowała Doris. Czemu wybrał akurat fach kata? Czy ma to jakiś związek z jego problemami z oddychaniem?. Po kilku godzinach jazdy szlachcianka nie wytrzymała.
- Wybaczcie Mistrzu Dorrgeray, ale bardzo mnie ciekawi co takiego skłoniło pana do wybrania akurat tego zawodu? – Pani Grieger delikatnie odłożyła dzieło swych rąk do czarnej walizki o pozłacanym zapięciu.
- Kochanie – Hans-Peter zwrócił swój karcący wzrok na żonę – Jestem pewien, że Mistrz Stabilo ma ciekawsze rzeczy do roboty niż raczyć cię historiami ze swego życia…
- Właściwie… – Kat przerwał wywód szlachcica swoim chropowatym głosem – właściwie to i tak nie ma tu nic do roboty, chyba że uznajecie Państwo za interesujące oglądanie tych bagien. Akurat tak się składa, że ta historia może was zainteresować.
- Słuchamy więc – rzekł kapitan Pierre, kończąc ostrzyc swój miecz.
- Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach gdy służyłem w wojsku. Gdy mieszkałem w Marienburgu kochaliśmy się z pewną kobietą Vyenne Jensen. Ona pochodziła z bogatej rodziny ja z tej trochę biedniejszej jednak nie przeszkodziło nam to w miłości. Co dziwne jej ojciec nie był temu przeciwny. Twarda była z niej kobieta i nawet gdy wyjechałem na front wytrwała będąc mi wierną. Niestety ja nie byłem jak ona. Po kilku miesiącach żądze wzięły górę… - Oprawca uchylił maskę na tyle by dało się przyłożyć butelkę, z miło chlupocącą zawartością, do ust - W mieście, w którym stacjonowaliśmy była taka karczma „Pod Wagą i Groszem” i w tej oberży pracowała cudna blond-włosa kelnerka Tina Glass. Spędziliśmy razem bardzo przyjemny miesiąc, potem kazano nam wracać do domów. Na razie nie byliśmy potrzebni. Wracałem zupełnie spokojny, no bo przecież skąd moja ukochana miałaby się dowiedzieć? No jednak znalazła sposób… - Butelka po raz kolejny powędrowała do dziwnie pomarszczonych warg - Jeden z moich znajomych z tamtej wyprawy już od dawna czuł coś do Vyenne, jednak trzymał się od niej z daleka. Niestety wiedział on o moim romansie z Tiną i wykorzystał to. Poinformował Pannę Jensen o zdradzie jej ukochanego… a ona postanowiła się zemścić. Zwiodła mnie w pułapkę a potem sprawy potoczyły się tak szybko…
****
Deszcz wystukiwał swój przedziwny rytm o szyby w jednym z portowych magazynów w Marienburgu. Część pudeł, zazwyczaj zajmujących całe wnętrze budynku, została rozsunięta by zrobić miejsce dla prowizorycznego miejsca kaźni. Na samym środku placyku, nagi, zakneblowany i przywiązany do belki podtrzymującej strop, stał młody Stabilo. Dookoła niego powoli krążyła wysoka brunetka w opinającym stroju z czarnej skóry. Idealnie wypolerowany skalpel wesoło podskakiwał w jej rękach. Oprócz nich w magazynie było jeszcze dwóch drabów, zapewne braci sądząc po identycznych, świńskich tworząc, oraz mały, przypominający wychudzonego szczura, doktor, właśnie rozpakowujący zawartość swej pokaźnej torby. Oczy wojaka rozszerzyły się z przerażenia na widok narzędzi lekarza.
- Och widzę że się boisz, cóż trzeba było myśleć za czasu. – Vywienne nachyliła się nad młodzieńcem tak by ich czoła stykały się – Ale jak to mawiają, „Człowiek mądry po fakcie”… Bog, Gog przytrzymajcie go!
Oprychy z obrzydliwym uśmiechem na ustach wykonały polecenie. Stabilo próbował się wyrywać, jednak pod naciskiem ich żelaznego chwytu szybko tego zaniechał. Panna Jensen tymczasem zbliżyła ostrze do czoła wojaka i zaczęła ciąć. Torturowany stęknął delikatnie.
- Zawsze cię kochałam, a teraz po prostu daję tego dowód. – Symbol wycinany w skórze powoli przybierał swoje kształty. – Jeszcze chwila… Już prawie iii Skończone!
Znak okazał się wielkim, krwawym sercem. Doktor przyniósł małe, przenośne lusterko by Stabilo mógł zobaczyć swą nową ozdobę.
- Wiesz co skarbie? Uważam, że twoją zgubą były te piękne oczy, które teraz patrzą na mnie z nienawiścią. Znacznie lepiej będzie gdy jedno z nich już nigdy więcej nie przyczyni się do popełnienia tak tragicznego błędu jakim było skierowanie go na niewłaściwą osobę. – W drobnej dłoni zalśniła mała, srebrna łyżeczka jakich pełno w szlacheckich domach. Dwóch drabów wiedząc co się zaraz stanie zarechotało paskudnie i wzmocniło swój uścisk. Krzyki, głośne nawet pomimo knebla odbiły się od drewnianych ścian.
- Ajaj, po co były te krzyki? Wystarczyła chwila i już sprawiłam, że jesteś przystojniejszy… Haha!!! Vywienne podkutymi stalą podeszwami rozdeptała zakrwawioną gałkę oczną i odsunęła się, robiąc miejsce dla szczurowatego lekarza.
- No doktorze Pesch niech Pan robi co do pana należy, ja trochę zgłodniałam.
Przez ostatnie pół godziny szlachcianka delektowała się gotowanym homarem w „Ognistym Sosie” sprowadzanym prosto z Arabii. Z lubością patrzyła jak znachor wyrywa wojakowi paznokcie u rąk, przy pomocy śrub miażdży palce stóp, a używając tak zwanej „Kociej Łapki” powoli zdziera mu skórę. Co jakiś czas wtrącała swoje propozycje w stylu podsmażania ciała lub posypywania, już zadanych, ran solą i polewania ich octem. Pomimo tego, że krzyki torturowanego były muzyką dla uszu Vywienne to jednak również i to potrafiło ją w końcu znudzić. Wstała z rozmachem z jednej z skrzyń służących jej za krzesło i powoli zbliżyła się do Stabilo.
- No dobrze już koniec tego dobrego czas na finał!
Na jednej z jej drobnych dłoni pojawiła się gruba rękawica, a w niej kawał rozgrzanego do czerwoności żelaza. Dwa oprychy ściągnęły wojakowi prowizoryczny knebel z ust i przy pomocy brutalnej siły otworzyły mu usta. Metal zasyczał w kontakcie z wargami i językiem. Dało się słyszeć dźwięk pękających od gorąca zębów. Szlachcianka, pomimo jęków torturowanego, dalej zawzięcie wypychała żelazo w głąb ust, po czym nagle je wyciągnęła i nonszalancko odrzuciła w prowizoryczne palenisko.
- Oj biedaczku, chyba przydałby ci się łyk orzeźwiającej wody. – Stwierdziła szyderczo Vywienne i nie czekając na odpowiedź wlała mu do gardła całą zawartość kubka. Płynem okazał się wrzątek, który dotkliwie uszkodził krtań i część płuc Stabilo. Przyszyły kat zemdlał.
- Wrzućcie to… Coś… do rynsztoku. Ja wracam do domu.
****
- Och… przecież to okropne. – Doris patrzyła teraz na Stabilo Dorrgeray’a jak na jeden z pomiotów chaosu. – Ale jak to możliwe, że pomimo takich obrażeń nadal żyjecie Mistrzu?
- Hahaha – Śmiech kata zabrzmiał jak trzask łamanej gałęzi. – To akurat zabawna historia. Wręcz jak z jakiejś bajki. Uratował mnie inny kat – Wilhelm Schmiegel, który właśnie zajmował się jednym z naszych obowiązków, czyli oczyszczaniem miasta z padliny i zwłok. Jako, że znamy się również co nieco na leczeniu, zajął się mną do czasu przybycia lekarza. No i tak wyszło, że jakoś przeżyłem. Wilhelm, pomimo mego wieku, zgodził się uczyc mnie fachu kata. Po pierwszych zarobkach dokonałem niezbędnych „renowacji” mego ciała by być w pełni funkcjonalnym. Teraz pragnę tylko zemsty…
Monolog Dorrgeraya’a został przerwany przez zdecydowane pukanie do drzwi karocy.
- O co chodzi? – Zabrzmiał gromki głos kapitana Pierre.
- Jesteśmy na miejscu! – Dobiegł ich przytłumiony głos jednego z żołnierzy.
Delikatne buty z krokodylej skóry opadły w błoto. Chwilę po nich w breję zanurzyły się podkute, żołnierskie buciory. Jako ostatnie na ziemi stanęło czarne, typowe dla katów obuwie.
- To jest ta wiocha? – Hans-Peter z niedowierzaniem popatrzył na najemnika.
- Taaak. Co prawda spodziewaliśmy się czegoś więcej niż tylko spalonych ruin, ale tak to jest Nijmlingen.
Oczom podróżnych ukazał się iście żałosny widok. Na małym skrawku suchej ziemi, w deszczu błyszczały resztki zwęglonych chat, a wśród nich bielały najróżniejsze szkielety. Były ludzkie, elfie a nawet skaveńskie.
- Wiadomo, czy któryś z nich to Bachmann? – Na twarzy szlachcica wykwitło obrzydzenie na myśl masakry, która musiała się tu odbyć.
- Niestety nie. Lecz wiemy czemu, wraz z niewolnikiem, udali się w te strony. Chcieli wziąć udział w Arenie Śmierci, zapewne by wygrac całą masę pieniędzy dzięki której Oliver mógłby spłacić dług wobec pana.
- Czyli od Bachmanna złota nie dostanę… - W głowie Hansa-Petera Griega już kwitnął kolejny plan na biznes. Niespodziewanie odwrócił się w stronę kata.
- Mistrzu Stabilo, niestety nie będzie mógł się pan popisać swym kunsztem, torturując winnego, ale może pan zarobić, nie mało, w inny sposób. Trzeba będzie tylko wziąć udział w tak zwanej Arenie Śmierci, gdzie zabije pan resztę pretendentów do pierwszego miejsca. Co Pan na to?
- Nagrodą dzielimy się pół na pół tak?
- Oczywiście.
- A więc wchodzę to. – Oprawca i szlachcic uścisnęli swe dłonie na zgodę. – Gdzie mam się udac?
- Razem z kapitanem Pierre pojedziecie do Zharr Naggrund . Jeszcze dzisiaj.
Imię: Mistrz Stabilo Dorrgeray
Profesja: Kat
Broń główna: Oburęczny katowski miecz
Broń zapasowa: Topór jednoręczny
Zbroja: Średnia – Kolczuga pod typowymi czarnym strojem kata
Hełm: Lekki – jaskrawoczerwony kaptur
Ekwipunek: Maska ochronna
Umiejętności: Dekapitator, Naznaczony bliznami
Pierwszy z nich Pierre D’Argenson – niegdyś uzdolniony bretoński admirał, teraz dowódca „Słonecznej Kompanii” najemników, rozparty na swym miejscu z uśmiechem na twarzy ostrzył swój półtoraręczny miecz „Blask”. Jego ostrze, podobnie jak i piękna, choć naznaczona śladami walk w postaci licznych wyszczerbień, ciężka zbroja odbijały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Drugą postacią był Mistrz Stabilo Dorrgeray, znany w całym Imperium, a nawet poza jego granicami, kat. Najlepszy z najlepszych.
Pod typowym czarnym strojem kata pobrzękiwała kolczuga, którą mistrz małodobry, nauczony wieloma egzekucjami wśród chłopów, przezornie nosił. Jego wielki, tempo zakończony miecz spoczywał pod siedzeniem, natomiast nieco mniejszy topór podskakiwał radośnie u boku. Zza maski, przedstawiającej twarz wykrzywioną grymasem bólu, dobiegał rzężący, płytki oddech zupełnie jakby kat nie mógł wykorzystywać pełnego potencjału swych płuc.
Osoba oprawcy coraz bardziej intrygowała Doris. Czemu wybrał akurat fach kata? Czy ma to jakiś związek z jego problemami z oddychaniem?. Po kilku godzinach jazdy szlachcianka nie wytrzymała.
- Wybaczcie Mistrzu Dorrgeray, ale bardzo mnie ciekawi co takiego skłoniło pana do wybrania akurat tego zawodu? – Pani Grieger delikatnie odłożyła dzieło swych rąk do czarnej walizki o pozłacanym zapięciu.
- Kochanie – Hans-Peter zwrócił swój karcący wzrok na żonę – Jestem pewien, że Mistrz Stabilo ma ciekawsze rzeczy do roboty niż raczyć cię historiami ze swego życia…
- Właściwie… – Kat przerwał wywód szlachcica swoim chropowatym głosem – właściwie to i tak nie ma tu nic do roboty, chyba że uznajecie Państwo za interesujące oglądanie tych bagien. Akurat tak się składa, że ta historia może was zainteresować.
- Słuchamy więc – rzekł kapitan Pierre, kończąc ostrzyc swój miecz.
- Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach gdy służyłem w wojsku. Gdy mieszkałem w Marienburgu kochaliśmy się z pewną kobietą Vyenne Jensen. Ona pochodziła z bogatej rodziny ja z tej trochę biedniejszej jednak nie przeszkodziło nam to w miłości. Co dziwne jej ojciec nie był temu przeciwny. Twarda była z niej kobieta i nawet gdy wyjechałem na front wytrwała będąc mi wierną. Niestety ja nie byłem jak ona. Po kilku miesiącach żądze wzięły górę… - Oprawca uchylił maskę na tyle by dało się przyłożyć butelkę, z miło chlupocącą zawartością, do ust - W mieście, w którym stacjonowaliśmy była taka karczma „Pod Wagą i Groszem” i w tej oberży pracowała cudna blond-włosa kelnerka Tina Glass. Spędziliśmy razem bardzo przyjemny miesiąc, potem kazano nam wracać do domów. Na razie nie byliśmy potrzebni. Wracałem zupełnie spokojny, no bo przecież skąd moja ukochana miałaby się dowiedzieć? No jednak znalazła sposób… - Butelka po raz kolejny powędrowała do dziwnie pomarszczonych warg - Jeden z moich znajomych z tamtej wyprawy już od dawna czuł coś do Vyenne, jednak trzymał się od niej z daleka. Niestety wiedział on o moim romansie z Tiną i wykorzystał to. Poinformował Pannę Jensen o zdradzie jej ukochanego… a ona postanowiła się zemścić. Zwiodła mnie w pułapkę a potem sprawy potoczyły się tak szybko…
****
Deszcz wystukiwał swój przedziwny rytm o szyby w jednym z portowych magazynów w Marienburgu. Część pudeł, zazwyczaj zajmujących całe wnętrze budynku, została rozsunięta by zrobić miejsce dla prowizorycznego miejsca kaźni. Na samym środku placyku, nagi, zakneblowany i przywiązany do belki podtrzymującej strop, stał młody Stabilo. Dookoła niego powoli krążyła wysoka brunetka w opinającym stroju z czarnej skóry. Idealnie wypolerowany skalpel wesoło podskakiwał w jej rękach. Oprócz nich w magazynie było jeszcze dwóch drabów, zapewne braci sądząc po identycznych, świńskich tworząc, oraz mały, przypominający wychudzonego szczura, doktor, właśnie rozpakowujący zawartość swej pokaźnej torby. Oczy wojaka rozszerzyły się z przerażenia na widok narzędzi lekarza.
- Och widzę że się boisz, cóż trzeba było myśleć za czasu. – Vywienne nachyliła się nad młodzieńcem tak by ich czoła stykały się – Ale jak to mawiają, „Człowiek mądry po fakcie”… Bog, Gog przytrzymajcie go!
Oprychy z obrzydliwym uśmiechem na ustach wykonały polecenie. Stabilo próbował się wyrywać, jednak pod naciskiem ich żelaznego chwytu szybko tego zaniechał. Panna Jensen tymczasem zbliżyła ostrze do czoła wojaka i zaczęła ciąć. Torturowany stęknął delikatnie.
- Zawsze cię kochałam, a teraz po prostu daję tego dowód. – Symbol wycinany w skórze powoli przybierał swoje kształty. – Jeszcze chwila… Już prawie iii Skończone!
Znak okazał się wielkim, krwawym sercem. Doktor przyniósł małe, przenośne lusterko by Stabilo mógł zobaczyć swą nową ozdobę.
- Wiesz co skarbie? Uważam, że twoją zgubą były te piękne oczy, które teraz patrzą na mnie z nienawiścią. Znacznie lepiej będzie gdy jedno z nich już nigdy więcej nie przyczyni się do popełnienia tak tragicznego błędu jakim było skierowanie go na niewłaściwą osobę. – W drobnej dłoni zalśniła mała, srebrna łyżeczka jakich pełno w szlacheckich domach. Dwóch drabów wiedząc co się zaraz stanie zarechotało paskudnie i wzmocniło swój uścisk. Krzyki, głośne nawet pomimo knebla odbiły się od drewnianych ścian.
- Ajaj, po co były te krzyki? Wystarczyła chwila i już sprawiłam, że jesteś przystojniejszy… Haha!!! Vywienne podkutymi stalą podeszwami rozdeptała zakrwawioną gałkę oczną i odsunęła się, robiąc miejsce dla szczurowatego lekarza.
- No doktorze Pesch niech Pan robi co do pana należy, ja trochę zgłodniałam.
Przez ostatnie pół godziny szlachcianka delektowała się gotowanym homarem w „Ognistym Sosie” sprowadzanym prosto z Arabii. Z lubością patrzyła jak znachor wyrywa wojakowi paznokcie u rąk, przy pomocy śrub miażdży palce stóp, a używając tak zwanej „Kociej Łapki” powoli zdziera mu skórę. Co jakiś czas wtrącała swoje propozycje w stylu podsmażania ciała lub posypywania, już zadanych, ran solą i polewania ich octem. Pomimo tego, że krzyki torturowanego były muzyką dla uszu Vywienne to jednak również i to potrafiło ją w końcu znudzić. Wstała z rozmachem z jednej z skrzyń służących jej za krzesło i powoli zbliżyła się do Stabilo.
- No dobrze już koniec tego dobrego czas na finał!
Na jednej z jej drobnych dłoni pojawiła się gruba rękawica, a w niej kawał rozgrzanego do czerwoności żelaza. Dwa oprychy ściągnęły wojakowi prowizoryczny knebel z ust i przy pomocy brutalnej siły otworzyły mu usta. Metal zasyczał w kontakcie z wargami i językiem. Dało się słyszeć dźwięk pękających od gorąca zębów. Szlachcianka, pomimo jęków torturowanego, dalej zawzięcie wypychała żelazo w głąb ust, po czym nagle je wyciągnęła i nonszalancko odrzuciła w prowizoryczne palenisko.
- Oj biedaczku, chyba przydałby ci się łyk orzeźwiającej wody. – Stwierdziła szyderczo Vywienne i nie czekając na odpowiedź wlała mu do gardła całą zawartość kubka. Płynem okazał się wrzątek, który dotkliwie uszkodził krtań i część płuc Stabilo. Przyszyły kat zemdlał.
- Wrzućcie to… Coś… do rynsztoku. Ja wracam do domu.
****
- Och… przecież to okropne. – Doris patrzyła teraz na Stabilo Dorrgeray’a jak na jeden z pomiotów chaosu. – Ale jak to możliwe, że pomimo takich obrażeń nadal żyjecie Mistrzu?
- Hahaha – Śmiech kata zabrzmiał jak trzask łamanej gałęzi. – To akurat zabawna historia. Wręcz jak z jakiejś bajki. Uratował mnie inny kat – Wilhelm Schmiegel, który właśnie zajmował się jednym z naszych obowiązków, czyli oczyszczaniem miasta z padliny i zwłok. Jako, że znamy się również co nieco na leczeniu, zajął się mną do czasu przybycia lekarza. No i tak wyszło, że jakoś przeżyłem. Wilhelm, pomimo mego wieku, zgodził się uczyc mnie fachu kata. Po pierwszych zarobkach dokonałem niezbędnych „renowacji” mego ciała by być w pełni funkcjonalnym. Teraz pragnę tylko zemsty…
Monolog Dorrgeraya’a został przerwany przez zdecydowane pukanie do drzwi karocy.
- O co chodzi? – Zabrzmiał gromki głos kapitana Pierre.
- Jesteśmy na miejscu! – Dobiegł ich przytłumiony głos jednego z żołnierzy.
Delikatne buty z krokodylej skóry opadły w błoto. Chwilę po nich w breję zanurzyły się podkute, żołnierskie buciory. Jako ostatnie na ziemi stanęło czarne, typowe dla katów obuwie.
- To jest ta wiocha? – Hans-Peter z niedowierzaniem popatrzył na najemnika.
- Taaak. Co prawda spodziewaliśmy się czegoś więcej niż tylko spalonych ruin, ale tak to jest Nijmlingen.
Oczom podróżnych ukazał się iście żałosny widok. Na małym skrawku suchej ziemi, w deszczu błyszczały resztki zwęglonych chat, a wśród nich bielały najróżniejsze szkielety. Były ludzkie, elfie a nawet skaveńskie.
- Wiadomo, czy któryś z nich to Bachmann? – Na twarzy szlachcica wykwitło obrzydzenie na myśl masakry, która musiała się tu odbyć.
- Niestety nie. Lecz wiemy czemu, wraz z niewolnikiem, udali się w te strony. Chcieli wziąć udział w Arenie Śmierci, zapewne by wygrac całą masę pieniędzy dzięki której Oliver mógłby spłacić dług wobec pana.
- Czyli od Bachmanna złota nie dostanę… - W głowie Hansa-Petera Griega już kwitnął kolejny plan na biznes. Niespodziewanie odwrócił się w stronę kata.
- Mistrzu Stabilo, niestety nie będzie mógł się pan popisać swym kunsztem, torturując winnego, ale może pan zarobić, nie mało, w inny sposób. Trzeba będzie tylko wziąć udział w tak zwanej Arenie Śmierci, gdzie zabije pan resztę pretendentów do pierwszego miejsca. Co Pan na to?
- Nagrodą dzielimy się pół na pół tak?
- Oczywiście.
- A więc wchodzę to. – Oprawca i szlachcic uścisnęli swe dłonie na zgodę. – Gdzie mam się udac?
- Razem z kapitanem Pierre pojedziecie do Zharr Naggrund . Jeszcze dzisiaj.
Imię: Mistrz Stabilo Dorrgeray
Profesja: Kat
Broń główna: Oburęczny katowski miecz
Broń zapasowa: Topór jednoręczny
Zbroja: Średnia – Kolczuga pod typowymi czarnym strojem kata
Hełm: Lekki – jaskrawoczerwony kaptur
Ekwipunek: Maska ochronna
Umiejętności: Dekapitator, Naznaczony bliznami
Bogowie. Wielu-dużo marnych istot wyznaje te żałosne istoty. Wznoszą modły płacą-dają ofiary. Kapłani łamiąc własne zasady żyją w grzechu. Proste , niczego nie świadome rzesze kłębią się w świątyniach. Nie wiedzą , że nie ma już nadziei. Zignorowali-pominęli wieści o nas. Dalej oddają cześć Sigmarowi Kłamcy , Słabej Czwórce , Mrocznemu Karłowi czy laso-puszczy Loren. Gdyby tylko wiedzieli co się zbliża , padali by przed nami. Przeklinali by swoich fałszo-kłamstwo bogów. Dostrzegli by że choroby i śmierć są karą i zarazem zapowiedzią. Oni nie wiedzą , lecz ja-my wiemy. Wielkie Wyniesienie się zbliża. Nadejdzie szybciej niż nawet my przewidujemy. Wtedy nie będzie już czasu na nawrócenie , tak jak ja gdy karze-miażdze kolejnych słabych wojowników , będzie-nadejdzie jeden werdykt. Śmierć.
Pod-Imperium
Zardzewiały , podziurawiony dzwon kołysał się powoli , wprawiany w ruch przez przykrytego szarym habitem skavena. Zawodzący dźwięk rozległ się w całej fortecy. Mnisi przerwali na moment odmawianie sześćdziesiątej-szóstej Litani Nienawiści , toczeni przez eksperymentalne choroby niewolnicy w podziemiach skulili się słysząc znienawidzony dzwon. Całe Sanktuarium Rogatego Szczura na moment zastygło w oczekiwaniu. Wszystkie przykryte kapturami pyski skierowały się ku dzwonnicy , wyznawcy niemal równocześnie dotknęli symboli boga narysowanych na ich podziurawionych strojach lub trzymały w małych dłoniach toporne symbole. Głęboko pod groteskowymi świątyniami , wieżami i korytarzami w sali w której strop niknął w ciemnościach , odbywała się narada. Gdyby ktoś poza najważniejszymi kapłanami klanu Pestilens , znajdował się tam zapewne uderzyłaby go przerażająca wręcz cisza. Zarażeni chorobami , które nawet nie miały nazw , powoli wodzący zaczerwienionymi ślepiami po reszcie zgromadzonych, i mamroczący pod nosem modlitwy do pana zarazy. Na honorowym , trzynastym miejscu rozsiadł się obrzydliwe opasły , kapłan podpierający się wykrzywioną laską. Wymawiał każde słowo i co jakiś czas z jego pyska ciekła mu ślina.
- Zapewne-na pewno wszyscy już wiedzą-rozumieją że kolejna Arena Śmierci - przerwał na chwile , aby poprawić bandaż zakrywający większą część twarzy. W sali cały czas słychać było cichy zaśpiew pozostałych zgromadzonych.
Ojcze swoich dzieci.
- Kolejna Arena Śmierci będzie miała miejsce w Zharr-Naggrund.
Ześlij zagładę na naszych wrogów.
- Zbyt długo-długo wyznawcy Rogatego , nie zwyciężyli tego bluźnierczego turnieju. - Głos Grolkha stawał się coraz bardziej wypełniony świętym gniewem. Niektórzy z zgromadzonych nachylili się nieznacznie , sugerując że chcą zabrać głos , lecz znali zasady. Gdy ich brata opanowuje gniew i nienawiści nie przerywa się mu.
Daj nam siłę-moc do walki.
- Teraz-dzisiaj to się zmieni ! - krzyknął , po czym zamilkł i zaczął wodzić powoli pazurem po nabrzmiałych , żółtych czyrakach na swojej piersi.
Ojcze swoich dzieci
- Kto będzie walczył-zabijał ? - cienki , zimny głos należący do wychudzonego diakona , w przytrzymującym szary habit na wpół przegniłą łapą. Znowu nastała cisza.
Ukarz nieświadomychNikt nie zabierał głosu. Dla bardziej doświadczonych w naradach wyznawców , jasne było to jaką propozycje teraz przedstawią "Krwawi". Nawet w klanie który najmniej skupia się na zdaniu jednostki , istniały dwa stronnictwa. "Chorzy" wierzyli że klan powinien skupić się tylko i wyłącznie na rozsiewaniu darów Rogatego Szczura. Wierzyli że zarażanie kolejnych miast oraz wpuszczanie zainfekowanych szczurów do kanałów winno być głównym celem Kultu Zarazy.Ich przeciwnicy byli zgoła inni. Z furią atakowali wrogów Rogatego , i mieczem i groźbą szerzenie wiary wśród innych skavenów. Cisza która nagle zapanowała w kręgu , była spowodowana jednym słowem które przemknęło przez spaczone myśli każdego z szczuroludzi. " Sędzia". Po chwili jeden z "Chorych" wypowiedział na głos , myśli wszystkich.
- Nie bracia , on nie jest nawet kapłanem ! Zamiast szerzyć zarazę zabija wojowników wroga - jego piskliwy głos został od razu zagłuszony przez Glorkha.
- Znasz-widzisz jakiegoś z nas , który walczy lepiej ? - zapytał się wyjątkowo szybko i dość ironicznie. Zapytał się po raz kolejny :
- Kto walczy-zabija lepiej ?
Lützen , Hochland
Scheise , co się dzieje z tym światem ?! - wyszeptał kapitan Unger von Kropenlitz. Mimo zasłaniania twarzy skórzaną rękawicą , nie mógł nie czuć wręcz nieludzkiego zapachu. Trzy rodziny drwali gniły w wspólnej mogile wykopanej przez jego włóczników. Ich twarze zatraciły już cechy ludzkie , stały się nadgniłymi maskami. Jego żołnierze ponurzy i zmęczeni usiedli ziemi i popijali wódkę z jednej manierki. Kapitan obserwował przez chwilę pijących żołnierz , nie miał zamiaru ich za to ganić. Nie jesteśmy przecież w jakimś pieprzonym Reiklandzie. Z cichym westchnieniem oparł się o ścianę chaty.
Daj mi siłę w walce Dowódca wiedziony przez niejasne przeczucie wstał i rozejrzał się. Ukaraj nieświadomych. Słyszał przybliżające się kroki. Ukaż się nam Krzyknął głośno gdy zobaczył kordon szarych postaci otaczających wioskę. Niskie , zdeformowane stwory podchodziły coraz bliżej.
- Do mnie chłopcy ! - krzyknął lekko drżącym głosem. Piechurzy błyskawicznie utworzyli krąg. Odór podobny do napotkanego w wiosce uderzył w ich nozdrza. Włócznie zostały skierowane w szczuroludzi. Obserwowali toczące piane z ust skaveny które uderzały sztyletami w ziemię i piszczały chorobliwie. Lecz nie atakowały. Po chwili nerwowego wyczekiwania podczas którego Unger miał wrażenie że znalazł się w samym środku koszmaru , szeregi skavenów rozstąpiły się. Na przeciwko niego stanął kapłan zarazy , większy od swoich pobratymców o ponad dwie głowy. Jego ciemno szary habit był równie zniszczony jak ubrania reszty jego wojowników a stadium rozkładu jego ciała nie odbiegała znacznie od większości wyznawców zarazy. Jedna rzecz odróżniała go do reszty brudnej bandy. Trzymał na ramieniu ogromny , czarny młot. Na jego głowicy wyryto runy których znaczenia Unger nawet nie chciał się domyślać. Lecz potem zauważył szczegół który jeszcze bardziej wytrącił go z równowagi. Broń skavena należała kiedyś do kapłana Sigmara.
Jak zawsze na chwilę przed walką Sędzia zaczynał wprowadzać się w stan religijnego szału. Niskim głosem powtarzając słowa psalmów zarazy , podchodził do kapitana ludzi. Chciał się na niego rzucić , zgnieść lecz powstrzymał się. Na śmierć wroga Rogatego Szczura jeszcze przyjdzie czas. Miejsce przebywania patrolu wysokiego oficera którego żywot zaraz miał się zakończyć wyjawił Sędziemu łowca czarownic który zarażony pojedyńczym "podmuchem" zarazy , po . Tropił-zabijał innych herertyków aż przyszedł czas na niego. Zacisnął mocniej pazury na rękojeści młota i uderzył przygotującego się już do wypadu człowieka. Ten uskoczył szybko lecz następny wściekły cios sprawił że Unger upadł kilka stóp dalej z głębokim wgłębieniem w kirysie. Diakon Zarazy tylko warknął krótko. Nie zwracał uwagi na wersy które wykrzykiwał gdy z każdym kolejnym zamaszystym ciosem. Mimo towarzyszącej atakom Sędziego furii jego ataki zawsze był na swój sposób przemyślane. Każdy zamaszysty cios męczył przeciwnika i zmuszał go do rozpaczliwych uników. Ten pojedynek nie był wyjątkiem. Już po chwili kapitan słaniał się i próbował nie skupiać się na połamanych żebrach , bliźnie po ciosie trzonkiem w twarz oraz zranioną nogę. Kolejny cios wytrącił Ungerowi miecz z ręki. Oficer padł na kolana. Sędzia stanął naprzeciwko niego. Podniósł młot. Oczy żołnierza były studniami przerażenia. Nawet umrzeć-zdechnąć jak wojownik nie umie.
- Wróg Rogatego , wróg Pestilens. Śmierć.- powiedział skaven po czyn zmiażdzył jego głowe jednym ciosem młota.
Klan Skyre i Eshin zdobywają Skavenblith. Wyprawa krasnoludów przeciwko całemu Podimperium. Zaraza w Nuln , Marienburgu i Middenheim. Wśród błyskawicznie znikających scen i wydarzeń świadomość Sędziego próbowała znaleźć swoją drogę. Wśród wszechobecnego śmiechu demonów i skrzącej się magii , znalezienie odpowiedniej ścieżki było prawie niemożliwe. Cały czas powtarzając modlitwe która miała zapewnić mu przetrwanie szukał czegoś co mogłiby mieć związek z nim lub wolą Rogatego Szczura. Nagle zobaczył to. Ciemne świątynie Davi Zahr , oraz wojowników z różnych zakątków świata. Gdy wrócił do swojej materialnej postaci , nawet nie pomyślał o tym jak odnalazł odpowiedni trop.. A w tym samym momencie narada w Sanktuarium się zakończyła i jeden z kapłanów wyszczerzył kły w czymś w rodzaju uśmiechu.
Sędzia , Czempion Rogatego Szczura i Prorok Wyniesienia
Rasa : Skaven , Kapłan Zarazy
Broń główna : Poczerniały od zaklętych w niego klątw , pokryty bluźnierczymi runami , ogromny młot bojowy. Należał kiedyś do zabitego przez Sędziego kapłana Sigmara ( młot dwuręczny )
Broń zapasowa : ostre , krótkie pazury i ogon ( broń naturalna )
Zbroja : Szary , brudny habit czciela zarazy ( ceremonialna szata ) , podarty , krótki kaptur ( lekki hełm )
Ekwipunek : Przeklęta broń
Umiejętności specjalne : Fanatyk , Niewrażliwy ból
Zaklęcia , Magia Zarazy
Dary Rozkładu ( czar ofensywny ) - Ciało wroga zaczyna powoli gnić , pojawiają się bolesnie pękające czyraki i krosty , które osłabią przeciwnika kapłana.
Wejrzenie Rogatego Szczura ( czar defensywny ) - Raz podczas pojedynku plugawe spojrzenie boga Podimperium może sprawić że jedna z lżejszych ran zasklepia się i przestaje przeszkadzać w walce.
[ Nie mam ostatnio weny twórczej , historia trochę mnie nie zadowala więc pewnie później coś zmienię , ale tymczasem witam ponownie ]
Pod-Imperium
Zardzewiały , podziurawiony dzwon kołysał się powoli , wprawiany w ruch przez przykrytego szarym habitem skavena. Zawodzący dźwięk rozległ się w całej fortecy. Mnisi przerwali na moment odmawianie sześćdziesiątej-szóstej Litani Nienawiści , toczeni przez eksperymentalne choroby niewolnicy w podziemiach skulili się słysząc znienawidzony dzwon. Całe Sanktuarium Rogatego Szczura na moment zastygło w oczekiwaniu. Wszystkie przykryte kapturami pyski skierowały się ku dzwonnicy , wyznawcy niemal równocześnie dotknęli symboli boga narysowanych na ich podziurawionych strojach lub trzymały w małych dłoniach toporne symbole. Głęboko pod groteskowymi świątyniami , wieżami i korytarzami w sali w której strop niknął w ciemnościach , odbywała się narada. Gdyby ktoś poza najważniejszymi kapłanami klanu Pestilens , znajdował się tam zapewne uderzyłaby go przerażająca wręcz cisza. Zarażeni chorobami , które nawet nie miały nazw , powoli wodzący zaczerwienionymi ślepiami po reszcie zgromadzonych, i mamroczący pod nosem modlitwy do pana zarazy. Na honorowym , trzynastym miejscu rozsiadł się obrzydliwe opasły , kapłan podpierający się wykrzywioną laską. Wymawiał każde słowo i co jakiś czas z jego pyska ciekła mu ślina.
- Zapewne-na pewno wszyscy już wiedzą-rozumieją że kolejna Arena Śmierci - przerwał na chwile , aby poprawić bandaż zakrywający większą część twarzy. W sali cały czas słychać było cichy zaśpiew pozostałych zgromadzonych.
Ojcze swoich dzieci.
- Kolejna Arena Śmierci będzie miała miejsce w Zharr-Naggrund.
Ześlij zagładę na naszych wrogów.
- Zbyt długo-długo wyznawcy Rogatego , nie zwyciężyli tego bluźnierczego turnieju. - Głos Grolkha stawał się coraz bardziej wypełniony świętym gniewem. Niektórzy z zgromadzonych nachylili się nieznacznie , sugerując że chcą zabrać głos , lecz znali zasady. Gdy ich brata opanowuje gniew i nienawiści nie przerywa się mu.
Daj nam siłę-moc do walki.
- Teraz-dzisiaj to się zmieni ! - krzyknął , po czym zamilkł i zaczął wodzić powoli pazurem po nabrzmiałych , żółtych czyrakach na swojej piersi.
Ojcze swoich dzieci
- Kto będzie walczył-zabijał ? - cienki , zimny głos należący do wychudzonego diakona , w przytrzymującym szary habit na wpół przegniłą łapą. Znowu nastała cisza.
Ukarz nieświadomychNikt nie zabierał głosu. Dla bardziej doświadczonych w naradach wyznawców , jasne było to jaką propozycje teraz przedstawią "Krwawi". Nawet w klanie który najmniej skupia się na zdaniu jednostki , istniały dwa stronnictwa. "Chorzy" wierzyli że klan powinien skupić się tylko i wyłącznie na rozsiewaniu darów Rogatego Szczura. Wierzyli że zarażanie kolejnych miast oraz wpuszczanie zainfekowanych szczurów do kanałów winno być głównym celem Kultu Zarazy.Ich przeciwnicy byli zgoła inni. Z furią atakowali wrogów Rogatego , i mieczem i groźbą szerzenie wiary wśród innych skavenów. Cisza która nagle zapanowała w kręgu , była spowodowana jednym słowem które przemknęło przez spaczone myśli każdego z szczuroludzi. " Sędzia". Po chwili jeden z "Chorych" wypowiedział na głos , myśli wszystkich.
- Nie bracia , on nie jest nawet kapłanem ! Zamiast szerzyć zarazę zabija wojowników wroga - jego piskliwy głos został od razu zagłuszony przez Glorkha.
- Znasz-widzisz jakiegoś z nas , który walczy lepiej ? - zapytał się wyjątkowo szybko i dość ironicznie. Zapytał się po raz kolejny :
- Kto walczy-zabija lepiej ?
Lützen , Hochland
Scheise , co się dzieje z tym światem ?! - wyszeptał kapitan Unger von Kropenlitz. Mimo zasłaniania twarzy skórzaną rękawicą , nie mógł nie czuć wręcz nieludzkiego zapachu. Trzy rodziny drwali gniły w wspólnej mogile wykopanej przez jego włóczników. Ich twarze zatraciły już cechy ludzkie , stały się nadgniłymi maskami. Jego żołnierze ponurzy i zmęczeni usiedli ziemi i popijali wódkę z jednej manierki. Kapitan obserwował przez chwilę pijących żołnierz , nie miał zamiaru ich za to ganić. Nie jesteśmy przecież w jakimś pieprzonym Reiklandzie. Z cichym westchnieniem oparł się o ścianę chaty.
Daj mi siłę w walce Dowódca wiedziony przez niejasne przeczucie wstał i rozejrzał się. Ukaraj nieświadomych. Słyszał przybliżające się kroki. Ukaż się nam Krzyknął głośno gdy zobaczył kordon szarych postaci otaczających wioskę. Niskie , zdeformowane stwory podchodziły coraz bliżej.
- Do mnie chłopcy ! - krzyknął lekko drżącym głosem. Piechurzy błyskawicznie utworzyli krąg. Odór podobny do napotkanego w wiosce uderzył w ich nozdrza. Włócznie zostały skierowane w szczuroludzi. Obserwowali toczące piane z ust skaveny które uderzały sztyletami w ziemię i piszczały chorobliwie. Lecz nie atakowały. Po chwili nerwowego wyczekiwania podczas którego Unger miał wrażenie że znalazł się w samym środku koszmaru , szeregi skavenów rozstąpiły się. Na przeciwko niego stanął kapłan zarazy , większy od swoich pobratymców o ponad dwie głowy. Jego ciemno szary habit był równie zniszczony jak ubrania reszty jego wojowników a stadium rozkładu jego ciała nie odbiegała znacznie od większości wyznawców zarazy. Jedna rzecz odróżniała go do reszty brudnej bandy. Trzymał na ramieniu ogromny , czarny młot. Na jego głowicy wyryto runy których znaczenia Unger nawet nie chciał się domyślać. Lecz potem zauważył szczegół który jeszcze bardziej wytrącił go z równowagi. Broń skavena należała kiedyś do kapłana Sigmara.
Jak zawsze na chwilę przed walką Sędzia zaczynał wprowadzać się w stan religijnego szału. Niskim głosem powtarzając słowa psalmów zarazy , podchodził do kapitana ludzi. Chciał się na niego rzucić , zgnieść lecz powstrzymał się. Na śmierć wroga Rogatego Szczura jeszcze przyjdzie czas. Miejsce przebywania patrolu wysokiego oficera którego żywot zaraz miał się zakończyć wyjawił Sędziemu łowca czarownic który zarażony pojedyńczym "podmuchem" zarazy , po . Tropił-zabijał innych herertyków aż przyszedł czas na niego. Zacisnął mocniej pazury na rękojeści młota i uderzył przygotującego się już do wypadu człowieka. Ten uskoczył szybko lecz następny wściekły cios sprawił że Unger upadł kilka stóp dalej z głębokim wgłębieniem w kirysie. Diakon Zarazy tylko warknął krótko. Nie zwracał uwagi na wersy które wykrzykiwał gdy z każdym kolejnym zamaszystym ciosem. Mimo towarzyszącej atakom Sędziego furii jego ataki zawsze był na swój sposób przemyślane. Każdy zamaszysty cios męczył przeciwnika i zmuszał go do rozpaczliwych uników. Ten pojedynek nie był wyjątkiem. Już po chwili kapitan słaniał się i próbował nie skupiać się na połamanych żebrach , bliźnie po ciosie trzonkiem w twarz oraz zranioną nogę. Kolejny cios wytrącił Ungerowi miecz z ręki. Oficer padł na kolana. Sędzia stanął naprzeciwko niego. Podniósł młot. Oczy żołnierza były studniami przerażenia. Nawet umrzeć-zdechnąć jak wojownik nie umie.
- Wróg Rogatego , wróg Pestilens. Śmierć.- powiedział skaven po czyn zmiażdzył jego głowe jednym ciosem młota.
Klan Skyre i Eshin zdobywają Skavenblith. Wyprawa krasnoludów przeciwko całemu Podimperium. Zaraza w Nuln , Marienburgu i Middenheim. Wśród błyskawicznie znikających scen i wydarzeń świadomość Sędziego próbowała znaleźć swoją drogę. Wśród wszechobecnego śmiechu demonów i skrzącej się magii , znalezienie odpowiedniej ścieżki było prawie niemożliwe. Cały czas powtarzając modlitwe która miała zapewnić mu przetrwanie szukał czegoś co mogłiby mieć związek z nim lub wolą Rogatego Szczura. Nagle zobaczył to. Ciemne świątynie Davi Zahr , oraz wojowników z różnych zakątków świata. Gdy wrócił do swojej materialnej postaci , nawet nie pomyślał o tym jak odnalazł odpowiedni trop.. A w tym samym momencie narada w Sanktuarium się zakończyła i jeden z kapłanów wyszczerzył kły w czymś w rodzaju uśmiechu.
Sędzia , Czempion Rogatego Szczura i Prorok Wyniesienia
Rasa : Skaven , Kapłan Zarazy
Broń główna : Poczerniały od zaklętych w niego klątw , pokryty bluźnierczymi runami , ogromny młot bojowy. Należał kiedyś do zabitego przez Sędziego kapłana Sigmara ( młot dwuręczny )
Broń zapasowa : ostre , krótkie pazury i ogon ( broń naturalna )
Zbroja : Szary , brudny habit czciela zarazy ( ceremonialna szata ) , podarty , krótki kaptur ( lekki hełm )
Ekwipunek : Przeklęta broń
Umiejętności specjalne : Fanatyk , Niewrażliwy ból
Zaklęcia , Magia Zarazy
Dary Rozkładu ( czar ofensywny ) - Ciało wroga zaczyna powoli gnić , pojawiają się bolesnie pękające czyraki i krosty , które osłabią przeciwnika kapłana.
Wejrzenie Rogatego Szczura ( czar defensywny ) - Raz podczas pojedynku plugawe spojrzenie boga Podimperium może sprawić że jedna z lżejszych ran zasklepia się i przestaje przeszkadzać w walce.
[ Nie mam ostatnio weny twórczej , historia trochę mnie nie zadowala więc pewnie później coś zmienię , ale tymczasem witam ponownie ]
Ostatnio zmieniony 18 wrz 2016, o 10:51 przez Dziad, łącznie zmieniany 3 razy.
Świeże, górskie powietrze wdarło mu się do płuc przez orli nochal, gdy zaczerpnął chciwie w głębokim wdechu. Od razu wyczuł w nim poranek. Chłód. Suchość. Siarkę. Naftę.
Zapach zwycięstwa.
Donośny okrzyk przerwał jego kontemplację nad trupami orków. Kolejni zielonoskórzy wznosili swoje WAAAAAGH! nad górskimi dolinami. Banda nie była szczególnie liczna, ale zaciekła. I mieli trolla.
Krasnlud zeskoczył z głazu, na którym była jego pozycja ogniowa i przywitał zielonoskórych toporkiem. Szybsze gobliny, popędzane kopami szefa dopadły go pierwsze. Tym gorzej dla nich. Bez trudu rozwalił łeb pierwszemu, aż krwawe kawałeczki mózgu ochlapały mu zbroję. Drugiego kopnął zamaszyście w krocze pancernym butem, aż wyleciał w powietrze, krwawiąc z obu biegunów ciała. Stawiając stopę krasnolud nadepnął na zwęglonego trupa wcześniej zabitego orka. Rozległ się chrzęst wyjątkowo nieprzyjemny dla ucha. Pozostała piątka gobbosów zawahała się. Na krótko.
Troll wpadł w nie w pełnym pędzie, rozgniatając ich ciała kwadratowymi stopami jak dojrzałe pomidory. Maczuga grzmotnęła w głaz, na którym jeszcze niedawno stał krasnolud, aż drzazgi poleciały z improwizowanej broni. Dawi wycofał się za głaz, chowając topór, a szykując dyszę miotacza. Większa kropla paliwa spadła na górski mech, wypalając go na węgiel.
W tym momencie troll targnął łbem, bełkocząc coś niewyraźnie. Bełt utknął mu za uchem, drażniąc ośrodek równowagi. Cięciwy szczęknęły ponownie. Kolejne pociski raziły go w usta i oko. Bestia wydarła się, szukając nowego wroga. Krasnolud, z którym dotychczas walczyła pierwszy ich dostrzegł. Niskie postaci w szarozielonych płaszczach.
Osławieni krasnoludzcy Strażnicy (rangers), zbrojni w kusze i dwuręczne topory. Pierwsza linia frontu w górach.
Dawi otoczyli trolla półkolem, rażąc z kusz. Potwór ryczał i machał bezmyślnie łapami, usiłując sięgnąć niewielkich przeciwników, lecz wtedy atak następował z drugiej strony. Jeden z nich, krasnolud o bujnej brodzie koloru miodu doskoczył, wznosząc topór. Kolczuga jego w górskim słońcu lśniła jak rybie łuski. Runiczny topór wgryzł się pod kolano trolla, tnąc ścięgna i tętnice. Szkarłat pokrył szarą zieleń płszcza i stal kolczugi. Zaraz odskoczył przed wielką stopą usiłującą go zmiażdżyć. Inny uderzył swym młotem w kolano trolla. Miał jednak pecha- trafiona w nerw kończyna wystrzeliła do przodu w odruchu bezwarunkowym, wyrzucając nieszczęsnego Dawiego w przepaść. Widząc to, blondwłosy, chyba ich przywódca zakrzyknął przejmująco.
- Baruk Khazad! Khazad ai menu!
Słysząc jego okrzyk, cała reszta skoczyła na trolla, rąbiąc bez litości. Straszne rany się jednak zasklepiały, a troll walczył dalej. Ciężkozbrojny krasnolud, pierwszy na polu walki miał dosyć ogladania.
Pociągnął za dźwignię, pompując do przewodu ciekłą mieszankę łatwopalną uśmiechając się pod pełnym hełmem. Dysza wyrzeźbiona na smoczy łeb rzygnęła ogniem. Gęsta ciecz oblepiła trolla, raniąc go w sposób, którego nie umiał zregenerować. Bestia wrzasnęła, dusząc się gorącymi oparami. A gdy otworzyła mordę, miotacz ziąnął ponownie. Niczym fontanna spragnionego, tak dawi napoił trolla swą ognistą mieszanką. Bestia krztusząc się i dławiąc w okrutnych męczarniach, miotała się na wszystkie strony, nie mogąc złagodzić bólu. W końcu trafiła na przepaść, lecąc jak ognista kometa w dół, rozbijając się o skały sto stóp niżej. Ciało jej jednak wciąż płonęło.
Dowódca Strażników oparł się o dwuręczny topór, dysząc lekko. Zdjął kaptur, ukazując rumiane od zimna lica. Przypatrzył się wtedy nieznajomemu krasnoludowi. A właściwie jego zbroi. Nic bowiem, ni oczy, ni skóra nie wyglądały spod czarnej, płytowej zbroi mistrzowskiej jakości. Okucia i zdobienia, a także nity kontrastowały z resztą barwą złota. Spod armetu wylewała się niczym płomień sięgająca do pasa ruda broda.
- Nic ci nie jest, bracie?- rzucił dowódca Strażników.
- Nieeee- rzekł nonszalancko obcy.
- Kim jesteś? Z jakiego Karaka pochodzisz?
- Nazywam się Gorgoth- rzucił niedbale ciężkozbrojny, po czym pociągnął głośno nosem.
Pozostali Strażnicy zajęli się opatrywaniem rannych, niektórzy wyciągnęli prowiant. Jeden z nich obserwował uciekających po starciu zielonoskórych, ważąc, czy nie zawrócą w przypływie odwagi. Nie zanosiło się jednak na to.
- Nie jesteś ranny?- rzekł już chłodniej dowódca górskich Strażników, nieco zaskoczony nonszalancją obcego- Potrzeba ci jadła, wody?
- Nie- odparł tamten- Ale mam jedną prośbę.
Strażnik uniósł brew.
- Jaką?
Pod armetem ciężkozbrojny uśmiechnął się paskudnie.
- Krzycz- rzucił cicho.
Czarny smok splunął płomieniem, topiąc Strażnika w ognistej cieczy. Krasnolud wrzasnął przeszywająco, wyjąc wniebogłosy, a jego oprawca wtórował mu sadystycznym śmiechem. Inni Strażnicy zaraz zerwali się w szoku, lecz oto smok skierował ku nim swą dyszę. Ci, których nie ogarnęły płomienie, stali jak wryci. Ich umysły nie były w stanie pojąć co się dzieje. Oto na ich oczach działa się rzecz niemożliwa- krasnolud zabijał krasnoluda. I to z jakim okrucieństwem...
Dwanaście czarnych zwłok dopalało się za jego plecami, a ich dymy łączyły się w jeden, strzelający ku niebu. Gorgoth odwiesił dyszę na haczyk, raźno schodząc w dół po ścieżce, jakby wracał z poobiedniego spaceru. W dole czekał na niego wóz. Nie byle jaki powóz, nawet nie kareta. Coś o wiele wspanialszego. Była to ruchoma platforma z czarnej stali, o trzech osiach, napędzany umieszczonym z przody bojlerem parowym, pękatym zbiornikiem w kształcie walca. Dwa nieduże kominy po bokach buchały teraz leciutką parą. Na bocznych powierzchniach każdej z trzech par kół umocowane były kosy jak w rydwanie, zaś z przodu dumnie sterczał lemiesz, równie dobry do ścinania krzaków z drogi, jak i innych niższych form życia, które znajdują się na drodze tej piekielnej machiny. Przynajmniej krzaki nie krzyczały gdy się je rozjeżdżało. Nie mogło też zabraknąć obligatoryjnej czaszki na przedzie opancerzonego bojlera.
Za machiną był krótki wagonik pełen węgla, na którym wartę pełnił hobgoblin z łopatą, czarny jak czarny ork, jak mawiał mały zielonoskóry. To dodawało mu splendoru pośród innych niewolników. To, lecz przede wszystkim możliwość służenia na machinie typu Żelazny Demon, czy jak brzmiała nazwa tego egzemplarza, Thomasie. Widząc swego pana, gobbos zasalutował mu szpadlem.
- E! Toudi!- ryknął krasnolud- Machina miała być rozgrzana! Co to ma być!
- Pali siem szefuńciu!- rzekł usłużnie hobgoblin- Ale złapaliśmy gumę...
Gorgoth spojrzał na wkręconego w koła drugiego goblina, który miał ładować węgiel. Flaki zaczynały się na pierwszym kole, ale kończyły na trzecim.
- Faktycznie...- mruknął Dawi Zharr- No, daruję ci tym razem, bo miejsce na wakacje wskazałeś pierwszorzędne!
- Dzienkujem szefunciu! Toudi jezd szczenśliwy!
- Dobra, dość całowania dupy, zawijaj szuflą, wracamy do domu!- przerwał chwalebny monolog krasnolud, wspinając się po drabince na platformę. Szpadel zgrzytnął, chciwy ogień pieca pochłąnął czarne paliwo w trymiga. Gorgoth chwycił za drążki sterownicze i po chwili machina ruszyła do przodu. Gorgoth zdjął ciężki hełm, odsłaniając rudego irokeza, nieco oklapłego od osłony głowy. Zaraz poczuł wiatr na skórze ogorzałej od ogni kuźni Zharr Naggrund. Silnik huczał, wprawiając machinę w ruch, pędząc z zawrotną prędkością.
- To jest życie- rzekł do siebie- A ty Toudi się nie obijaj- dodał, kopiąc pancernym butem w zadek goblina.
***
Od kilku dni niebo było czarne od chmur i toksycznych wyziewów. Ziemia była sucha, pokryta popiołem, a na jej powierzchni bielały kości. Co piędź ziemi rósł sukulent, wyschnięty krzak czy inne kolczaste badyle. Ziemia uboga i bogata zarazem. Gorgoth wciągnął powietrze do płuc.
- Ach! Czujesz to Toudi? Tak pachnie dom!- rzucił wesoło.
Bojler przyjemnie buczał, napędzając okute żelazem koła, które miażdżyły swą masą cokolwiek się nawinęło. Thomas pędził przez jałową krainę, dalej i dalej. Przed nim, hen daleko rosły góry. Pośród nich zaś najwspanialsze miasto świata. Zharr Naggrund.
Trzask bicza, szczęk łańcuchów. Huk kowalskich młotów dudniących o kowadła. Jęki strudzonych niewolników, wydających ostatnie tchnienie w wiecznym kręgu pracy. Muzyka dla jego uszu. Lecz oto czarne chmury wzbierały nad pierwszym i największym cudem świata. Nie dosłownie, rzecz jasna. Tu zawsze było pochmurno.
Wieści dotarły uszu Gorgotha na jednym z tysięca stopni wiądących ku świątyni Hashuta. Spotkał bowiem u ich szczytu kapłana Byka-Ojca, Burzuma o Czarnym Języku.
- Witaj Gorgrocie- rzekł w tej swojej manierze, głosem spokojnym i aroganckim- Pragniesz oddać pokłon Hashutowi i jego najwyższemu kapłanowi?
- No z tym może być problem, bo mnie cosik w krzyżu rypie- wyszczerzył się Gorgoth.
- Zważ na słowa, trutniu- odparł z niesmakiem kapłan- Wciąż nie wyrobiłeś swojej normy produkcyjnej, snując się swoim Żelaznym Demonem po pustkowiach.... Gdybyś chociaż niewolników przywoził...
Co za kutas- pomyślał kowal, po czym odrzekł- Przywoziłbym, ale jak przytroczę ich do wozu, by biegli za mną i dodam gazu, to wszystkim lecą karki!
- Dość! Wszyscy, co chcą siebie zwać kowalami muszą płacić trybut, w stali lub w mięsie! A ty nie posiadasz nic z tego.. Chociaż...
Paskudny uśmiech nagle wstąpił na oblicze kapłana. Gorgoth uniósł brew w pytającym spojrzeniu. Wybałuszył nagle oczy, z przerażeniem uświadamiając sobie, co te podłe klechy planują.
- Nie! Nie Thomas! Nie moja ciuchcia!- ryknął pechowy inżnier- Ja wam kurwie syny dam! Ruszycie ją, choćby tkniecie palcem, nogi z dupy...
- Jest inne wyjście- przerwał mu Burzum, wręczając mu kawał pergaminu- Hashut się do ciebie uśmiecha, trutniu.
Gorgoth spojrzał na runy zdobiące pergamin. Obrócił go kilka razy w rękach, czytając raczej pobieżnie.
- Co kurwa?- rzucił mimowoli- A... Arena? Mam walczyć z robactwem na Arenie jak jakiś zielonoskóry?
- Znasz alternatywę- wyjaśnił kapłan- Ale spójrz na to z drugiej strony. Jeśli wygrasz, nie tylko umożymy wszelkie należności wobec świątyni, to jeszcze otrzymasz wielką nagrodę. Mógłbyś przestać być podrzędnym wyklepywaczem stali i wstąpić w rangi najlepszych mistrzów cechu... o ile przeżyjesz...
Chuj ci w rzyć- pomyślał Gorgoth, ale ugryzł się w język. Mimo wszystko propozycja była kusząca, a on z natury był chciwy. I lubił palić ludzi żywcem.
- No dobra- żachnął się wreszcie- Wchodzę w to!
Imię: Gorgoth
Klasa: Inżynier Krasnoludów Chaosu
Broń główna: Podręczny miotacz ognia (piekielnego)
Broń zapasowa: topór jednoręczny
Pancerz: Zbroja Chaosu i takiż hełm
Ekwipunek: Maska ochronna (filtry węglowe wbudowane w hełm, w celu ochorny przed toskycznymi oparami paliwa do miotacza)
Umiejętność: Sadysta
Portret:
Zapach zwycięstwa.
Donośny okrzyk przerwał jego kontemplację nad trupami orków. Kolejni zielonoskórzy wznosili swoje WAAAAAGH! nad górskimi dolinami. Banda nie była szczególnie liczna, ale zaciekła. I mieli trolla.
Krasnlud zeskoczył z głazu, na którym była jego pozycja ogniowa i przywitał zielonoskórych toporkiem. Szybsze gobliny, popędzane kopami szefa dopadły go pierwsze. Tym gorzej dla nich. Bez trudu rozwalił łeb pierwszemu, aż krwawe kawałeczki mózgu ochlapały mu zbroję. Drugiego kopnął zamaszyście w krocze pancernym butem, aż wyleciał w powietrze, krwawiąc z obu biegunów ciała. Stawiając stopę krasnolud nadepnął na zwęglonego trupa wcześniej zabitego orka. Rozległ się chrzęst wyjątkowo nieprzyjemny dla ucha. Pozostała piątka gobbosów zawahała się. Na krótko.
Troll wpadł w nie w pełnym pędzie, rozgniatając ich ciała kwadratowymi stopami jak dojrzałe pomidory. Maczuga grzmotnęła w głaz, na którym jeszcze niedawno stał krasnolud, aż drzazgi poleciały z improwizowanej broni. Dawi wycofał się za głaz, chowając topór, a szykując dyszę miotacza. Większa kropla paliwa spadła na górski mech, wypalając go na węgiel.
W tym momencie troll targnął łbem, bełkocząc coś niewyraźnie. Bełt utknął mu za uchem, drażniąc ośrodek równowagi. Cięciwy szczęknęły ponownie. Kolejne pociski raziły go w usta i oko. Bestia wydarła się, szukając nowego wroga. Krasnolud, z którym dotychczas walczyła pierwszy ich dostrzegł. Niskie postaci w szarozielonych płaszczach.
Osławieni krasnoludzcy Strażnicy (rangers), zbrojni w kusze i dwuręczne topory. Pierwsza linia frontu w górach.
Dawi otoczyli trolla półkolem, rażąc z kusz. Potwór ryczał i machał bezmyślnie łapami, usiłując sięgnąć niewielkich przeciwników, lecz wtedy atak następował z drugiej strony. Jeden z nich, krasnolud o bujnej brodzie koloru miodu doskoczył, wznosząc topór. Kolczuga jego w górskim słońcu lśniła jak rybie łuski. Runiczny topór wgryzł się pod kolano trolla, tnąc ścięgna i tętnice. Szkarłat pokrył szarą zieleń płszcza i stal kolczugi. Zaraz odskoczył przed wielką stopą usiłującą go zmiażdżyć. Inny uderzył swym młotem w kolano trolla. Miał jednak pecha- trafiona w nerw kończyna wystrzeliła do przodu w odruchu bezwarunkowym, wyrzucając nieszczęsnego Dawiego w przepaść. Widząc to, blondwłosy, chyba ich przywódca zakrzyknął przejmująco.
- Baruk Khazad! Khazad ai menu!
Słysząc jego okrzyk, cała reszta skoczyła na trolla, rąbiąc bez litości. Straszne rany się jednak zasklepiały, a troll walczył dalej. Ciężkozbrojny krasnolud, pierwszy na polu walki miał dosyć ogladania.
Pociągnął za dźwignię, pompując do przewodu ciekłą mieszankę łatwopalną uśmiechając się pod pełnym hełmem. Dysza wyrzeźbiona na smoczy łeb rzygnęła ogniem. Gęsta ciecz oblepiła trolla, raniąc go w sposób, którego nie umiał zregenerować. Bestia wrzasnęła, dusząc się gorącymi oparami. A gdy otworzyła mordę, miotacz ziąnął ponownie. Niczym fontanna spragnionego, tak dawi napoił trolla swą ognistą mieszanką. Bestia krztusząc się i dławiąc w okrutnych męczarniach, miotała się na wszystkie strony, nie mogąc złagodzić bólu. W końcu trafiła na przepaść, lecąc jak ognista kometa w dół, rozbijając się o skały sto stóp niżej. Ciało jej jednak wciąż płonęło.
Dowódca Strażników oparł się o dwuręczny topór, dysząc lekko. Zdjął kaptur, ukazując rumiane od zimna lica. Przypatrzył się wtedy nieznajomemu krasnoludowi. A właściwie jego zbroi. Nic bowiem, ni oczy, ni skóra nie wyglądały spod czarnej, płytowej zbroi mistrzowskiej jakości. Okucia i zdobienia, a także nity kontrastowały z resztą barwą złota. Spod armetu wylewała się niczym płomień sięgająca do pasa ruda broda.
- Nic ci nie jest, bracie?- rzucił dowódca Strażników.
- Nieeee- rzekł nonszalancko obcy.
- Kim jesteś? Z jakiego Karaka pochodzisz?
- Nazywam się Gorgoth- rzucił niedbale ciężkozbrojny, po czym pociągnął głośno nosem.
Pozostali Strażnicy zajęli się opatrywaniem rannych, niektórzy wyciągnęli prowiant. Jeden z nich obserwował uciekających po starciu zielonoskórych, ważąc, czy nie zawrócą w przypływie odwagi. Nie zanosiło się jednak na to.
- Nie jesteś ranny?- rzekł już chłodniej dowódca górskich Strażników, nieco zaskoczony nonszalancją obcego- Potrzeba ci jadła, wody?
- Nie- odparł tamten- Ale mam jedną prośbę.
Strażnik uniósł brew.
- Jaką?
Pod armetem ciężkozbrojny uśmiechnął się paskudnie.
- Krzycz- rzucił cicho.
Czarny smok splunął płomieniem, topiąc Strażnika w ognistej cieczy. Krasnolud wrzasnął przeszywająco, wyjąc wniebogłosy, a jego oprawca wtórował mu sadystycznym śmiechem. Inni Strażnicy zaraz zerwali się w szoku, lecz oto smok skierował ku nim swą dyszę. Ci, których nie ogarnęły płomienie, stali jak wryci. Ich umysły nie były w stanie pojąć co się dzieje. Oto na ich oczach działa się rzecz niemożliwa- krasnolud zabijał krasnoluda. I to z jakim okrucieństwem...
Dwanaście czarnych zwłok dopalało się za jego plecami, a ich dymy łączyły się w jeden, strzelający ku niebu. Gorgoth odwiesił dyszę na haczyk, raźno schodząc w dół po ścieżce, jakby wracał z poobiedniego spaceru. W dole czekał na niego wóz. Nie byle jaki powóz, nawet nie kareta. Coś o wiele wspanialszego. Była to ruchoma platforma z czarnej stali, o trzech osiach, napędzany umieszczonym z przody bojlerem parowym, pękatym zbiornikiem w kształcie walca. Dwa nieduże kominy po bokach buchały teraz leciutką parą. Na bocznych powierzchniach każdej z trzech par kół umocowane były kosy jak w rydwanie, zaś z przodu dumnie sterczał lemiesz, równie dobry do ścinania krzaków z drogi, jak i innych niższych form życia, które znajdują się na drodze tej piekielnej machiny. Przynajmniej krzaki nie krzyczały gdy się je rozjeżdżało. Nie mogło też zabraknąć obligatoryjnej czaszki na przedzie opancerzonego bojlera.
Za machiną był krótki wagonik pełen węgla, na którym wartę pełnił hobgoblin z łopatą, czarny jak czarny ork, jak mawiał mały zielonoskóry. To dodawało mu splendoru pośród innych niewolników. To, lecz przede wszystkim możliwość służenia na machinie typu Żelazny Demon, czy jak brzmiała nazwa tego egzemplarza, Thomasie. Widząc swego pana, gobbos zasalutował mu szpadlem.
- E! Toudi!- ryknął krasnolud- Machina miała być rozgrzana! Co to ma być!
- Pali siem szefuńciu!- rzekł usłużnie hobgoblin- Ale złapaliśmy gumę...
Gorgoth spojrzał na wkręconego w koła drugiego goblina, który miał ładować węgiel. Flaki zaczynały się na pierwszym kole, ale kończyły na trzecim.
- Faktycznie...- mruknął Dawi Zharr- No, daruję ci tym razem, bo miejsce na wakacje wskazałeś pierwszorzędne!
- Dzienkujem szefunciu! Toudi jezd szczenśliwy!
- Dobra, dość całowania dupy, zawijaj szuflą, wracamy do domu!- przerwał chwalebny monolog krasnolud, wspinając się po drabince na platformę. Szpadel zgrzytnął, chciwy ogień pieca pochłąnął czarne paliwo w trymiga. Gorgoth chwycił za drążki sterownicze i po chwili machina ruszyła do przodu. Gorgoth zdjął ciężki hełm, odsłaniając rudego irokeza, nieco oklapłego od osłony głowy. Zaraz poczuł wiatr na skórze ogorzałej od ogni kuźni Zharr Naggrund. Silnik huczał, wprawiając machinę w ruch, pędząc z zawrotną prędkością.
- To jest życie- rzekł do siebie- A ty Toudi się nie obijaj- dodał, kopiąc pancernym butem w zadek goblina.
***
Od kilku dni niebo było czarne od chmur i toksycznych wyziewów. Ziemia była sucha, pokryta popiołem, a na jej powierzchni bielały kości. Co piędź ziemi rósł sukulent, wyschnięty krzak czy inne kolczaste badyle. Ziemia uboga i bogata zarazem. Gorgoth wciągnął powietrze do płuc.
- Ach! Czujesz to Toudi? Tak pachnie dom!- rzucił wesoło.
Bojler przyjemnie buczał, napędzając okute żelazem koła, które miażdżyły swą masą cokolwiek się nawinęło. Thomas pędził przez jałową krainę, dalej i dalej. Przed nim, hen daleko rosły góry. Pośród nich zaś najwspanialsze miasto świata. Zharr Naggrund.
Trzask bicza, szczęk łańcuchów. Huk kowalskich młotów dudniących o kowadła. Jęki strudzonych niewolników, wydających ostatnie tchnienie w wiecznym kręgu pracy. Muzyka dla jego uszu. Lecz oto czarne chmury wzbierały nad pierwszym i największym cudem świata. Nie dosłownie, rzecz jasna. Tu zawsze było pochmurno.
Wieści dotarły uszu Gorgotha na jednym z tysięca stopni wiądących ku świątyni Hashuta. Spotkał bowiem u ich szczytu kapłana Byka-Ojca, Burzuma o Czarnym Języku.
- Witaj Gorgrocie- rzekł w tej swojej manierze, głosem spokojnym i aroganckim- Pragniesz oddać pokłon Hashutowi i jego najwyższemu kapłanowi?
- No z tym może być problem, bo mnie cosik w krzyżu rypie- wyszczerzył się Gorgoth.
- Zważ na słowa, trutniu- odparł z niesmakiem kapłan- Wciąż nie wyrobiłeś swojej normy produkcyjnej, snując się swoim Żelaznym Demonem po pustkowiach.... Gdybyś chociaż niewolników przywoził...
Co za kutas- pomyślał kowal, po czym odrzekł- Przywoziłbym, ale jak przytroczę ich do wozu, by biegli za mną i dodam gazu, to wszystkim lecą karki!
- Dość! Wszyscy, co chcą siebie zwać kowalami muszą płacić trybut, w stali lub w mięsie! A ty nie posiadasz nic z tego.. Chociaż...
Paskudny uśmiech nagle wstąpił na oblicze kapłana. Gorgoth uniósł brew w pytającym spojrzeniu. Wybałuszył nagle oczy, z przerażeniem uświadamiając sobie, co te podłe klechy planują.
- Nie! Nie Thomas! Nie moja ciuchcia!- ryknął pechowy inżnier- Ja wam kurwie syny dam! Ruszycie ją, choćby tkniecie palcem, nogi z dupy...
- Jest inne wyjście- przerwał mu Burzum, wręczając mu kawał pergaminu- Hashut się do ciebie uśmiecha, trutniu.
Gorgoth spojrzał na runy zdobiące pergamin. Obrócił go kilka razy w rękach, czytając raczej pobieżnie.
- Co kurwa?- rzucił mimowoli- A... Arena? Mam walczyć z robactwem na Arenie jak jakiś zielonoskóry?
- Znasz alternatywę- wyjaśnił kapłan- Ale spójrz na to z drugiej strony. Jeśli wygrasz, nie tylko umożymy wszelkie należności wobec świątyni, to jeszcze otrzymasz wielką nagrodę. Mógłbyś przestać być podrzędnym wyklepywaczem stali i wstąpić w rangi najlepszych mistrzów cechu... o ile przeżyjesz...
Chuj ci w rzyć- pomyślał Gorgoth, ale ugryzł się w język. Mimo wszystko propozycja była kusząca, a on z natury był chciwy. I lubił palić ludzi żywcem.
- No dobra- żachnął się wreszcie- Wchodzę w to!
Imię: Gorgoth
Klasa: Inżynier Krasnoludów Chaosu
Broń główna: Podręczny miotacz ognia (piekielnego)
Broń zapasowa: topór jednoręczny
Pancerz: Zbroja Chaosu i takiż hełm
Ekwipunek: Maska ochronna (filtry węglowe wbudowane w hełm, w celu ochorny przed toskycznymi oparami paliwa do miotacza)
Umiejętność: Sadysta
Portret:
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
- GrimgorIronhide
- Masakrator
- Posty: 2723
- Lokalizacja: "Zad Trolla" Koszalin
[ O, zaraz zmajstruję postać! ]
Ostatnio zmieniony 20 wrz 2016, o 17:07 przez GrimgorIronhide, łącznie zmieniany 1 raz.
Imię: Radog Szalony
Rasa: Nocny Goblin
Profesja: Fanatyk
Broń: kula fanatyka
Dodatkowa broń: krótki miecz
Zbroja: ciężka(czerwona szata nocnego goblina,z naramiennikami ,napierśnikem i rękawicami)
Ekwipunek: Grzybek kapelusznik
umiejętności: Niezwykle silny, szaleńczy styl walki
Wierzchowie: Giant Squigg
Jako że jest to moja pierwsza arena to proszę o porady i możliwą korektę.
[/
Rasa: Nocny Goblin
Profesja: Fanatyk
Broń: kula fanatyka
Dodatkowa broń: krótki miecz
Zbroja: ciężka(czerwona szata nocnego goblina,z naramiennikami ,napierśnikem i rękawicami)
Ekwipunek: Grzybek kapelusznik
umiejętności: Niezwykle silny, szaleńczy styl walki
Wierzchowie: Giant Squigg
Jako że jest to moja pierwsza arena to proszę o porady i możliwą korektę.
[/
Ostatnio zmieniony 22 wrz 2016, o 17:46 przez minority, łącznie zmieniany 5 razy.
[Tekst, który nie jest historią czy roleplayem piszemy w nawiasach kwadratowych.
Postać wygląda dobrze. MG wyda finalny werdykt, ale wszystko jest chyba na legalu. A grzybki, jako, że nie jest napisane iż są jednorazowego użytlu, starczą na wszystkie Twoje pojedynki.
Aha, postaraj soię szybciej wrzucić historię. Jeśliby zapadła decyzja o zrobieniu Areny w 8, a byłoby dajmy na to 9 chętnych, odpadają najpierw ci bez historii.]
Postać wygląda dobrze. MG wyda finalny werdykt, ale wszystko jest chyba na legalu. A grzybki, jako, że nie jest napisane iż są jednorazowego użytlu, starczą na wszystkie Twoje pojedynki.
Aha, postaraj soię szybciej wrzucić historię. Jeśliby zapadła decyzja o zrobieniu Areny w 8, a byłoby dajmy na to 9 chętnych, odpadają najpierw ci bez historii.]
WELCOME TO ESTALIA GENTLEMEN
[Wybrany ekwipunek służy przez wszystkie walki.minority pisze: [czy fanatyk na squigach nie jest pogwałceniem klimatu?
fanatycy zaczynają się obracać gdy zjedzą grzybki,czy ilość ich dla postaci jest czymś ograniczona?
Co do fanatyka na Manglerze... wow. Oczywiście żadnych obiekcji, pomyślę na potrzeby opisu jak będzie to działać
@Gror - o co do mutacji to jeśli postać liczyć w zasadach pod kapitana DoW albo innego człowieka to proszę bardzo, jeśli pod Beastmena to albo umiejka albo mutacja ]
"This quiet offends Slaanesh! Things shall get loud now."
Altdorf. Podziemia placówki śledczej zakonu płomiennego serca Łowców Czarownic - komórka organu wykonawczego.
-Gerhard ! Musisz spojrzeć prawdzie w oczy … Jesteś kurwa kretynem ! Fafluhter ekhm ekhm … -Rzekł refleksyjnie z pewnym podkreśleniem starszy dowódca szturmowo-śledczy Alf Koben (wiek:63,173,82kg, 49 lat służby)
-Tak jest Herr Obersturmbannführer ! -Po raz wtóry dzisiejszego popołudnia odrzekł Gerhard Wattzon(wiek:36,185cm,96kg,36 lat służby), stanowczo , z przytupem.
-Gdy chcesz wyciągnąć zeznania strzelając z wunder waffe w gruszkę postawioną na głowie podejrzanego to przynajmniej nie pudłuj ! I nie śmiej się później widząc efekt ! - Wrzasnął uderzając ręką w masywny blat swojego starego biurka Koben
-Tak jest Herr Kapitan ! Spec-inżynier Alfred(wiek:82,176cm,74kg,42 lata służby) nie wyjaśnił wcześniej , że to specwaffe do walki w pomieszczeniach i że mnogo strzela kulami. - Rzucił w odpowiedzi broniący się Gerhard
-Gerhard ! Nie mam do Ciebie siły . Wiesz że Alfred ma już swoje lata, poza tym wcale go o specwaffe nie pytałeś , tylko wziąłeś ją pomimo tego , że wiesz że jest jeszcze nieukończona ! Kolejne wykroczenie! Zbierając wszystkie fakty śmiem twierdzić , że piłeś ! - Sprecyzował starszy śledczy .
-Nie Herr Obersturmbannführer ! - Szybko zaprzeczył Gerhard , jednak nie dało się ukryć kłamstwa ...
-Gdybym Cię Wattzon nie znał , gdybym ja Cię nie znał!!! … Piłeś wiem o tym , bo zawsze pijesz i teraz też jesteś na rauszu ! Chuchnij ! - Wydał rozkaz Koben
-Tak jest Herr Obersturmbannführer ! - Odpowiedział kolejny raz , po czym wykonał rozkaz.
-Kurwa Wattzon dobrze , że nie mamy tu w pomieszczeniu otwartego ognia! - Wymamrotał krzywiąc się i energicznie machając ręką zrezygnowany dowódca
-Tak jest Herr Obersturmbannführer ! - Przytaknął zgodnie ze świętym regulaminem starszy oficer szturmowo-śledczy.
-Gdybyś nie był najlepszy… Morrowa Śmierć , jak ja to wszystko wyjaśnię w raporcie ! Jesteśmy najlepszą komórką łowczą w całym imperium , wspólne połączenie płomiennych łowców czarownic , najtęższych głów szkoły inżynieryjnej altdorfu i magistrów niebiańskiego kolegium i Ty ! I Ty… !!! Bogowie muszą mieć co do Ciebie wielkie plany skoro tak odstajesz od naszej układanki. - Westchnął wzruszając ramionami Alf Koben .
-Koniec samowolki . Przydzielam Ci adiutanta , może działając we dwójkę uda się ominąć kilku nieszczęść zwłaszcza że to syn... ta dam! ta dam! Herr Jeagera. Zagiąłem Cię Wattzon co ? Myślałeś , że przez Twoje zasługi wszystko ujdzie Ci płazem ? Ha Ha ! Mam Cię ! Co prawda , nie do końca ja Cie mam , bo to rozkaz z samej góry , ale pewnie wiesz jak bardzo się cieszę . - Wesoło zagadywał zacierając ręce zasłużony staruszek.
-Ależ Herr Obersthurm !
-Milcz Gerhard ! Czy Ty nie widzisz że to ratuje Ci dupe ? Z resztą jak zwykle coś Ci ją ratuje... Kultysta którego tylko miałeś przesłuchać a odstrzeliłeś mu pół głowy był poszukiwany przez ponad sześć miesięcy , co najmniej dwunastu naszych łowców poświęciło życie by rozpracować ten sabat a Ty spartoliłeś wszystko w minutę nawet nie zadając pytania ! -Aflowi chyba przypomniał się temat przewodni rozmowy, znów spochmurniał.
- Herr Obersturmbannführer to był wypadek , potknąłem się robiąc szybki odwrót , chciałem go tylko wystraszyć, krzyknąć - Ha Ha mamy Cię !
-Czyli to nie wina nadmiernych ilości alkoholu ? - Spuścił z tonu drylowego upomnienia starszy dowódca szukając uzasadnienia swoich diagnoz.
-Ależ skąd ? Przecież to nie alkohol go zabił tylko kula ze specwaffe. - Ripostował Gerhard wbijając sobie gwóźdź do trumny.
-Dosyć ! Za drzwiami czeka na Ciebie młody Ursyn Jeager a jego pierwsza sprawa to jakieś tam zastraszenie poprzez zrobienie bałaganu jakimiś flakami zwierząt w brudnej gospodzie w dzielnicy portowej . Pomóż młodemu i zaprzyjaźnij się z nim dbaj o jego bezpieczeństwo . Odmaszerować. - Rzucił szczątkowo, z premedytacją uwikłując starszego oficera szturmowo-śledczego w zawiłą intrygę.
-Gerhard ! Z piwnicy zniknął materiał dowodowy w sprawie zaginionych partii alkoholu z zamorskich ambasad , wiesz coś o tym ? - Raczej poinformował na rozchodne, że rozgryzł swojego podwładnego niżeli pytał starszy dowódca. Stary Lis był w tym dobry.
Alf Koben nigdy nie przedstawiał szczegółów Gerhardowi , wiedział , że to może wpłynąć na jego zmysł dedukcji, wiedział , że Gerhard Wattzon był najlepszym śledczym, najlepszym w całym zakonie płomiennego serca i że sobie poradzi sam , po co mu ułatwiać , skoro można się później trochę pośmiać ?Znał końcu gnojka od chwili narodzin. Zaginione partie towaru w magazynie , to wewnętrzne podchody , po tym poznaje się kto dopełnia swoje obowiązki. 46 lat służby to dla Alfa ciężkie brzemię , dziadzia lubi się czasem rozerwać. Swoją drogą sam szepnął słówko podkomendnemu o nowej gwintowanej spec waffe , sam podmienił amunicję i sam zlecił przesłuchanie podpitemu Gerhardowi wiedział , że tą sprawę trzeba rozwiązać szybko, ominąć procedury. Szkoda mu było tylko krwi poświęcenia młodych adeptów wylanej podczas pojmania. Taka praca , jedyna i najlepsza jaką miał .
Gerhard Wattzon wyszedł z gabinetu dowódcy. Znał Kobena odkąd tylko sięgał pamięcią , był dla niego jak ojciec, on go wszystkiego nauczył, wychował i wprowadził do zakonu. Jednak coś mu nie dawało spokoju. Lata służby, więzi niemal że rodzinne , a on zawsze rozmawiał z nim jak z przełożonym - według świętego regulaminu. Nigdy nie było czasu na rozmowę o tym skąd znalazł się jako noworodek w zakonie , co z kolegami z którymi się wychowywał... co z ...
Jego myśli urwał czyiś głos.
-Herr Wattzon ? Ursyn Jeager melduje się ...
-Młody przestań ... Idziemy się napić . - Przerwał mu Starszy oficer.
-Her Wattzon mamy rozkaz udać się bezwłocznie do "Kajuty Kapitana" przy wielkim nabrzeżu . - Przeszedł od razu do obowiązków zapalony młodzian.
-Dobrze... Dobrze... przecież wiem... Mam już swoje lata, chyba nie zabronisz mi zrobić małego przystanku po drodze ? Poza tym ja dostałem swoje rozkazy, nic mi nie wiadomo o Twoich. - Uciął rozmowę Gerhard i pogrążył się w refleksji .
Szli dłuższą chwilę zatłoczonymi, cuchnącymi ulicami Altdorfu kierując się na północ ku wielkiemu nabrzeżu portowemu. Dzień był deszczowy z wystających dachów nie wiadomo jakim cudem trzymających się domu przybudówek na ulicę kapał deszcz zmywając z bruku ślady bytności ludzi. Brukowana ulica latami szlifowana podeszwami stóp , podkowami koni i kołami wozów i karoc lśniła deszczem. Gerhard pogrążony myślami szedł środkiem drogi a wszyscy ustępowali mu miejsca, nawet tego nie zauważał , był przyzwyczajony. Co chwila słyszał krople deszczu rozbijające się o jego ciemnobrązowy stożkowy kapelusz z rondem noszonym tak , by ukrywać część twarzy pokazując tylko ponury grymas niezadowolenia. Upijał go lekko w prawe ramie nowy węgielno-żeliwny naramiennik ze skórzanym zasobnikiem zasłaniającym nowy węgielno-żeliwny dwuwarstwowy napierśnik. Alfred zapewniał Gerharda , że nowe elementy pancerza są znacznie wytrzymalsze od poprzednich , podobno to idealna proporcja węgla przy przetapianiu żelaza znacznie poprawia ich właściwości. Gerhard uśmiechnął się , nie sądził że upijający go naramiennik skieruje jego myśli na ekscentrycznego dziadunia w grubych jak kufel okularach z wiecznie osmoloną twarzą który ręce zawsze wyciera w swój kaftan by po chwili przypomnieć sobie , że jego stanowisko pracy od pięciu lat wyposażone jest w bieżącą wodę - prawdziwy cud opracowany w arabii. Alfred był zawsze przy Gerhardzie, tylko z nim mógł porozmawiać omijając etykietę służbową. To Alfred dbał o ekwipunek oficera śledczego. Zapewniał same najlepsze rzeczy, sprowadzał wynalazki i rozwiązania z najlepszych uczelni w kraju i z zagranicy. Waffe Gerharda wypala 19 na 20 razy , to jest dopiero pewność podczas wywiado-szturmu, Długi rapier jest tak doskonale wyważony i lekki , że początkujący adept może czuć przewagę w starciu z doświadczonymi szermierzami. Co ważniejsze stanowi idealną ochronę razem ze szkieletową rękawicą bojową. Prawdziwy spec-patent inżynierów z nuln. Trzy sztylety i jedna spec rzutka ukryte w rękawicy potrafią rozwiązać problem zanim w ogóle do niego dojdzie. Pogrążony w rozmyślaniach o swoim ekwipunku i o Alfredzie Gerhard uświadomił sobie , że nie pamięta co najmniej połowy spec-rzeczy które ze sobą nosi. Święte kule , kule srebrne, kule wybuchowe, zasobniki dymne , zasobniki usypiające, zasobniki do otwierania drzwi, spec-druty do piłowania krat. Zdecydowanie musi poprosić Alfreda o przegląd dwóch pasów zasobnikowych , dwóch z bronią miotaną , jednego z amunicją do specjalnych polowań , trzy rodzaje prochu strzelniczego, broń parująca , szpikulce w bucie , wysuwane kolce z nałokietników , kastet ogłuszający ...
-Herr Wattzon , mieliśmy się gdzieś zatrzymać.
-Aaaa tak , tak . Zaraz coś znajdziemy . Chodź znam tu jedno miejsce ... Miejsce Biznesu i Interesu ...
Dłuższą chwilę później znaleźli się w bocznej uliczce dzielnicy portowej. Promienie słońca ledwo przebijały się przez ciasne zabudowania i wyziewy bijące z kratki recyrkulacyjnej kanałów miejskich.Gerhard minął trzy identyczne kamienice których tynk obecnie utwardzał błotnistą uliczkę. Cofnął się do pierwszej wziął głęboki wdech nosem i rzekł :
-To tutaj, czujesz ? Śmierdzi potem dwóch tuzinów spoconych dokerów i tym czego szukamy.
-A czego tutaj szukamy ? Jesteśmy dokładnie po drugiej stronie dzielnicy. - Odrzekł pytająco zdemotywowany Ursyn
-Alkoholu. - Uśmiechnął się Gerhard.
Puk Puk ! - Rozbrzmiały drzwi uderzane spec szkieletową rękawicą węglowo żeliwną .
-Kto tam ? - odpowiedział na stukanie zachrypnięty tubalny głos.
-Łowca Czarownic, czy mogę prosić o otwarcie drzwi ? - Uprzejmie poprosił Gerhard.
-Patrz i ucz się młody ... - Wyszeptał do Ursyna oficer Wattzon. Z tamtego okna pierwsza wyskoczy osoba której najbardziej zależy na ucieczce przed nami , to sprawdzona informacja , specjalnie w tamtym tygodniu je wstawiali, to ich najlepsza droga ucieczki , stań tam i pomóż wyskakującemu by pierwsze co dotknie ziemi po wyskoku było jego twarzą. Potem go wprowadź do środka.Resztę uciekinierów możesz puścić. Nie chcemy przecież by brano nas za nieuprzejmych , prawda ?
Żelazna zasuwa w dębowych potężnie okutych drzwiach na chwilę uchyliła się. Zamknęła się trzy razy szybciej.
-O w mordę ! Chłopaki Czarownica ! - Krzyknął ze strachem w oczach przejęzyczając się łysy kark.
-Igor moczymordo , jaka czarownica ? Mówiłem Ci abyś nic nie brał gdy jesteś na zmianie.- Zapytał stary barman dopijając resztki po kliencie.
Rozległ się Huk ! Igor moczymorda w moment stał się warstwą amortyzującą uderzenie drzwi o ścianę. Cała uwaga wszystkich zgromadzonych skierowała się na wejście do speluny. W dymie przebijanym przez wątłe strużki światła pojawiła się masywna sylwetka w stożkowatym kapeluszu o barkach równie szerokich co pozostałości futryny.
-Gerhard Wattzon, Łowca Czarownic, kolejka dla wszystkich !
Zgromadzona gawiedź wpadła w osłupienie.
-Naprawdę ? Ale jest pan hojny ! - zreflektował pijany doker siedzący tuż przy wejściu.
-Stul pysk kretynie ! - Nikt nikomu nie będzie stawiał kolejki . - Odpowiedział uderzając w potylicę partner dokera.
Nagle trzy osoby siedzące po przeciwnej stronie sali zaczęły podsadzać do okna oprycha z tatuażem na twarzy. Jeden celny strzał z spec waffe zredukował ich ilość do dwóch , jednak było już za późno. Stary drab zdążył wyskoczyć. A trzaskowi okiennicy akompaniowało tępe uderzenie i bolesny jęk.
-Spokojnie panowie , z tą kolejką żartowałem , ale mam jeszcze jedną kulę i jeżeli nikt nie chce się nadziać to proszę o spokój , przyszedłem tu miło spędzić czas.- stanowczo rzekł Gerhard dając wszystkim do zrozumienia , że nie warto z nim zadzierać.
-Jeszcze jedną kulę , hę ? - Rzucił się na Gerharda ze sztyletem w dłoni Igor.
Jego szarżę powstrzymał ciężki sztylet przybijający stopę półmózga do ziemi.
-Rzeczywiście, pomyliłem się. Barman ! Gdzie mogę usiąść ?
W pięć sekund prawa strona speluny opustoszała, jednak na stołach nie pozostał ani jeden kufel.
-Czy na prawdę upadliśmy tak nisko ? - Spytał się w duchu Gerhard.
Zajął najwygodniejsze miejsce na szezlongu w rogu lokalu , tuż obok baru . Dokładnie w tym miejscu gdzie dwie minuty wcześniej trzech oprychów pomagało w ucieczce swojemu kompanowi. Kopnął lezącego obok postrzelonego w kolano oprycha. Z uśmiechem mówiąc :
-Możesz już iść , he he ! I pamiętaj , nie zabiłem Cię tylko dlatego , bo mam dobry dzień , chciałem aby Twój był taki sam.
Z jękiem i grymasem bólu postrzelony oprych odsunął się od stolika , po odczołganiu się na około dziesięć stóp pomogli mu odważniejsi koledzy nie spuszczając wzroku z Łowcy , upewniając się czy aby na pewno mogą to zrobić. W ciągu trzydziestu sekund stara gospoda opustoszała , został tylko barman, jęczący Igor i Gerhard zamawiający kolejkę. W wysadzonych drzwiach stanął Ursyn trzymając ogłuszonego oprycha pod ramię.
-Zapraszam! Zapraszam! - Krzynął Gerhard
Na dźwięk głosu Łowcy stary drab oprzytomniał , grzecznie jak zahipnotyzowany udał się do baru, wziął naszykowane do zaniesienia kufle z piwem i przyniósł je Gerhardowi.
-Ho ho ! Stary Kurt ! Długo się nie widzieliśmy. Czy ty na prawdę wierzyłeś w to , że nie odwiedzę już mojego najlepszego informatora ? Siadaj pogadamy. Gdzie Ci się tak śpieszyło ? - Spytał oficer Wattzon nie ukrywając zadowolenia ze spotkania.
-Gerhard , oni mnie zabiją . - rzekł stary Kurt
-Ursyn , pozwól, usiądź z nami ! - zawołał wyglądającego na ulicę przez drzwi młodego adepta.
-Kurt , stary druhu , nie widzę powodu dla którego nie miał bym, tych tajemniczych Ich wyręczyć w tym momencie , no chyba że ... poopowiadasz nam co tam słychać ? No przecież to tylko towarzyska wizyta.
-Gerhard proszę ... To czego ostatnio się dowiedziałem przekracza nawet Twoje możliwości. Nie torturuj mnie proszę. - opowiadał rozdygotany Kurt
-Ależ Kurt , masz niezłą mazie na twarzy , nikt nie pozna , że to ty mi o tym wszystkim powiedziałeś . - Zachęcał Gerhard starego znajomego.
-Gerhard, nie mogę. Twoje metody są niczym w porównaniu do tego co Oni mi uczynią.
-Gerhard, Gerhard , Oni , Oni - powtarzał zdegustowany odpowiedzią Karla - Gerhard !
Łowca w mgnieniu oka przybił dłoń kurta sztyletem do stołu razem z trzymanym kuflem.
-Kurt nie wiem czy zauważyłeś , ale właśnie straciłem cierpliwość , jeżeli chcesz się jeszcze w życiu napić piwa , to zaczynasz opowiadać i masz na to niecałe dwadzieścia minut, potem trucizna ze sztyletu dotrze do Twojego serca i przestanie bić. Właściwie to masz piętnaście bo idę się odlać .
Po dwunastu minutach Gerhard podszedł do stolika przy którym utkwił Kurt, w swoich rozmyślaniach.
-Przepraszam Cię Kurt , Alfred tak skonstruował łączenie napierśnika i spodni , że nie mogłem się zapiąć, mam nadzieję , że już się zastanowiłeś i powiesz mi co tam słychać , prawda ? Ile to nam jeszcze zostało czasu ? - spytał Gerhard patrząc czy aby na pewno dobrze zapiął spodnie.
-Zharr-Naggrund,Zhardrud Dor,Khulmarr Mroczne Kowadło ,Mingol Zharr. Tajna broń mrocznych krasnoludów. - rzucił szybko Kurt
-Jaśniej proszę. - Powiedział Łowca pstrykając w sztylet tkwiący w dłoni Kurta.
-Daj mi odtrutkę ! Szybko ! Błagam , wszystko opowiem ! - prosił zrozpaczony informator.
-Spokojnie, mów wszystko po kolei mi się nie śpieszy . - Spokojnym jak nigdy tonem zachęcał oficer śledczy swoją zdobycz.
-Wczoraj zrobiliśmy skok ! Na podróżnego krasnoluda , był inny niż wszystkie, nawet brodę miał w złotych pierścieniach. Po tym jak napadliśmy go w gospodzie całkiem odurzonego czarnym lotosem wyśpiewał nam wszystko.Tak nam się przynajmniej wydawało. Potem połknął coś na wzór spaczenia , zmówił jakiś pacierz w mrocznej mowie i gołymi rękami zaczął nas rozrywać ! Sigmarze pomóż ! Tylko ja uciekłem ! Błagam Cię Gerhard ratuj mnie ! - rozpłakał się Kurt, to nie było podobne do ludzi jego pokroju.
-Żal rozrywa me serce !... Ooo Kurcie !... Sigmarze pomóż !... Albo powiesz co "wyśpiewał wszystko" , albo wyślę mojego kompana do kaplicy Morra by zaklepał Ci miejsce.- Przedrzeźniał Gerhard Kurta
-Mroczne Krasnoludy organizują Arenę Śmierci, w jej tle konstruują tajną broń-coś strasznego ! Mają problem z buntem niewolników,razem z torbą precjozów skradłem specjalne zaproszenie dla najlepszego wojownika z areny stolicy imperium -Herr Fallusa Van Hooya . Nie pamiętam roli tych nazw , Gerhard to wszystko działo się tak szybko. Błagam daj mi odtrutkę. - Dukał rozłożony psychicznie Kurt
-Kurt he he ! Z tą trucizną to ja tylko żartowałem . Myślałem, że znasz mnie na tyle by normalnie opowiedzieć mi wszystko , przy piweczku. - Roześmiał się Gerhard.
-Spokojnie, sztylet wbiłem tak, by nie przebić Ci żadnej tętnicy , o ile wiesz co to jest. Trucizna to podpucha. A w zamiar za zasługi jutro w czasie bicia dzwonów spotkasz się z Alfredem pod Katedrą Sigmara przy bocznej kaplicy. Da Ci odpowiednie środki i spokojnie pojedziesz do Nuln zakładać nową szajkę. Już nigdy więcej się nie spotkamy, obiecuję. Pozdrów żonę ucałuj Lucy, Gerde i Franka. A no i wiesz ... Jedynym świadkiem tej rozmowy był barman , od Ciebie zależy ile osób usłyszy o naszej rozmowie . Ja wysyłam dusze do Morra tylko wtedy gdy jest to potrzebne. Wiesz co z tym robić.Poza tym wszystkim , nie powiedziałeś mi niczego czego bym nie wiedział wcześniej . Oddaj to zaproszenie na Arenę.- Ciągnął Gerhard temat dając do zrozumienia jaki będzie tok postępowania Kurta.
-Gerhard Ty draniu !Czemu to zrobiłeś skoro wszystko wiedziałeś ! Piąty raz obiecujesz mi nowe życie i piąty raz ... Aaaaaaałuaaaaa ! - Krzyknął Kurt oddając wszystko Gerhardowi
-Dawaj też Sztylet łapczywa mordo , mało masz piwa w kuflu ? - Zapytał szybkim ruchem wyciągając sztylet z przebitej dłoni Gerhard .
-Her Obersturm ! Czy to na prawdę potrzebne ? Nie tak wyobrażałem sobie ...
-Patrz i ucz się !Ooo Przepraszam ! Patrz, Milcz i ucz się !- zripostował Gerhard swojego podkomendnego.
-Wychodzimy ! Igor ! Oddaj sztylet... A ja w zamian nie rzucę nowego między Twoje oczy. Dziękuję ...
Gerhard wraz z młodym Ursynem wyszli z zamaskowanej speluny. Swoje kroki podjęli w kierunku kwater placówki śledczej zakonu płomiennego serca. Słońce rzucało długi cień na bruk z sylwetek naszych bohaterów. Ursyn przyglądał się cieniowi Gerharda , był smukły , znacznie lepiej skomponowany przez naturę niż jego własny. Jego myśli skupiały się na zaistniałych wydarzeniach , wciąż był w szoku.
-Nie tak wyobrażałem sobie służbę wśród Inspektorów Śledczych , myślałem , że to bardziej wzniosłe , to co dzisiaj widziałem ... - Zaczął rozmowę Ursyn
-Stul Pysk ! Co Ty młody kupczyku możesz wiedzieć o szturmo-spec-wywiadzie ? - Szybko uciął Gerhard
-Jesteś piątym z synów Otto Jeagera nie bardzo poważanym przez ojca z dwukrotnie skręconą kostką, synem Otto Jeagera który przekupił władze naszego zakonu by wpoić Cię w struktury naszego wywiadu, by specjalnie wykorzystać Cię później do swoich brudnych interesów które w roku przynoszą mu dziewięćdziesiątpięćtrzystaczterdzieścitrzy korony. Na szczęście nasze macki sięgają nieco dalej niż wasze. Chciałeś się wykazać ? Synku, my wiemy wszystko. Co Ty właściwie wiesz o Łowcach czarownic ?- Pytał mocno zdenerwowany Gerhard.
-No Łowcy Czarownic to ... - Zaczął Ursyn
-Patrz. Milcz. I ucz się - przerwał mu Gerhard
-Łowcy z świątyni Sigmara różnią się od nas diametralnie. My z komórki szturmowo-śledczej jesteśmy zupełnie inni, posiadamy mózg. Interesują nas sprawy dużo ważniejsze niż jakieś mutacje , pomówienia, domniemania. - Tłumaczył młodemu adeptowi doświadczony Łowca.
-Więc po co torturowałeś Kurta , skoro wiedziałeś już wszystko co Ci powiedział ? - odparł Ursyn
-Nie wiedziałem, ale nie możesz nikomu dać po sobie poznać , że jego informacje robią na Tobie wrażenie. Inaczej zaczną kupczyć. Musisz pamiętać , że to zawsze Ty musisz być górą. Ciężka jest nasza robota. Na pocieszenie dodam , że pieniądze z przekupstwa Twojego ojca by przyłączyć Cię do nas będą przeznaczone na mój nowy ekwipunek. A Ciebie złamiemy tak , że będziesz służył nam a nie swojemu ojcu. - Uciął rozmowę Gerhard
-A teraz idziemy do Alfreda, on przygotuje nam , to znaczy mi ekwipunek. I wyruszymy do Mingol Zharr , dorwiemy Zharr-Naggrund i zniszczymy ich kowadło Khulmarr. Nie wiem jeszcze jak , ale Alfred nam to wszystko poukłada , razem z Alfem Kobenem. Miej się na baczności ! - Rzekł Gerhard mocno upojony alkoholem z piersiówki.
-Gerhard ! Pieniądze z młodego Jeagera nie poszły na marne , zobacz co dla Ciebie przygotowałem. Na pewno zainteresuje Cię ta relikwia.- Krzyknął na przywitanie poczciwy Alfred.
-Gerhard.Rozpracuj to. W imię Imperium! Powodzenia. Szkoda strzępić ryja. - Ostatnie słowa pożegnania AlfKobena Obersturmbannführera zakonu płomiennego serca Łowców Carownic.
Imię : Gerhard Wattzon
Profesja: Łowca Czarownic
Broń główna : Rapier (Odkupiciel), Pistolet spec-waffe (Zemsta )
Broń zapasowa : Noże do rzucania (Oskarżyciele)
Ekwipunek: Obręcz Szybkości.
Zbroja: Płytowa (Ekskomunika) - prawa część ciała Łowcy - ta szermiercza
Zdolności :Strzelec Doskonały, Nieprawdopodobne szczęscie
-Gerhard ! Musisz spojrzeć prawdzie w oczy … Jesteś kurwa kretynem ! Fafluhter ekhm ekhm … -Rzekł refleksyjnie z pewnym podkreśleniem starszy dowódca szturmowo-śledczy Alf Koben (wiek:63,173,82kg, 49 lat służby)
-Tak jest Herr Obersturmbannführer ! -Po raz wtóry dzisiejszego popołudnia odrzekł Gerhard Wattzon(wiek:36,185cm,96kg,36 lat służby), stanowczo , z przytupem.
-Gdy chcesz wyciągnąć zeznania strzelając z wunder waffe w gruszkę postawioną na głowie podejrzanego to przynajmniej nie pudłuj ! I nie śmiej się później widząc efekt ! - Wrzasnął uderzając ręką w masywny blat swojego starego biurka Koben
-Tak jest Herr Kapitan ! Spec-inżynier Alfred(wiek:82,176cm,74kg,42 lata służby) nie wyjaśnił wcześniej , że to specwaffe do walki w pomieszczeniach i że mnogo strzela kulami. - Rzucił w odpowiedzi broniący się Gerhard
-Gerhard ! Nie mam do Ciebie siły . Wiesz że Alfred ma już swoje lata, poza tym wcale go o specwaffe nie pytałeś , tylko wziąłeś ją pomimo tego , że wiesz że jest jeszcze nieukończona ! Kolejne wykroczenie! Zbierając wszystkie fakty śmiem twierdzić , że piłeś ! - Sprecyzował starszy śledczy .
-Nie Herr Obersturmbannführer ! - Szybko zaprzeczył Gerhard , jednak nie dało się ukryć kłamstwa ...
-Gdybym Cię Wattzon nie znał , gdybym ja Cię nie znał!!! … Piłeś wiem o tym , bo zawsze pijesz i teraz też jesteś na rauszu ! Chuchnij ! - Wydał rozkaz Koben
-Tak jest Herr Obersturmbannführer ! - Odpowiedział kolejny raz , po czym wykonał rozkaz.
-Kurwa Wattzon dobrze , że nie mamy tu w pomieszczeniu otwartego ognia! - Wymamrotał krzywiąc się i energicznie machając ręką zrezygnowany dowódca
-Tak jest Herr Obersturmbannführer ! - Przytaknął zgodnie ze świętym regulaminem starszy oficer szturmowo-śledczy.
-Gdybyś nie był najlepszy… Morrowa Śmierć , jak ja to wszystko wyjaśnię w raporcie ! Jesteśmy najlepszą komórką łowczą w całym imperium , wspólne połączenie płomiennych łowców czarownic , najtęższych głów szkoły inżynieryjnej altdorfu i magistrów niebiańskiego kolegium i Ty ! I Ty… !!! Bogowie muszą mieć co do Ciebie wielkie plany skoro tak odstajesz od naszej układanki. - Westchnął wzruszając ramionami Alf Koben .
-Koniec samowolki . Przydzielam Ci adiutanta , może działając we dwójkę uda się ominąć kilku nieszczęść zwłaszcza że to syn... ta dam! ta dam! Herr Jeagera. Zagiąłem Cię Wattzon co ? Myślałeś , że przez Twoje zasługi wszystko ujdzie Ci płazem ? Ha Ha ! Mam Cię ! Co prawda , nie do końca ja Cie mam , bo to rozkaz z samej góry , ale pewnie wiesz jak bardzo się cieszę . - Wesoło zagadywał zacierając ręce zasłużony staruszek.
-Ależ Herr Obersthurm !
-Milcz Gerhard ! Czy Ty nie widzisz że to ratuje Ci dupe ? Z resztą jak zwykle coś Ci ją ratuje... Kultysta którego tylko miałeś przesłuchać a odstrzeliłeś mu pół głowy był poszukiwany przez ponad sześć miesięcy , co najmniej dwunastu naszych łowców poświęciło życie by rozpracować ten sabat a Ty spartoliłeś wszystko w minutę nawet nie zadając pytania ! -Aflowi chyba przypomniał się temat przewodni rozmowy, znów spochmurniał.
- Herr Obersturmbannführer to był wypadek , potknąłem się robiąc szybki odwrót , chciałem go tylko wystraszyć, krzyknąć - Ha Ha mamy Cię !
-Czyli to nie wina nadmiernych ilości alkoholu ? - Spuścił z tonu drylowego upomnienia starszy dowódca szukając uzasadnienia swoich diagnoz.
-Ależ skąd ? Przecież to nie alkohol go zabił tylko kula ze specwaffe. - Ripostował Gerhard wbijając sobie gwóźdź do trumny.
-Dosyć ! Za drzwiami czeka na Ciebie młody Ursyn Jeager a jego pierwsza sprawa to jakieś tam zastraszenie poprzez zrobienie bałaganu jakimiś flakami zwierząt w brudnej gospodzie w dzielnicy portowej . Pomóż młodemu i zaprzyjaźnij się z nim dbaj o jego bezpieczeństwo . Odmaszerować. - Rzucił szczątkowo, z premedytacją uwikłując starszego oficera szturmowo-śledczego w zawiłą intrygę.
-Gerhard ! Z piwnicy zniknął materiał dowodowy w sprawie zaginionych partii alkoholu z zamorskich ambasad , wiesz coś o tym ? - Raczej poinformował na rozchodne, że rozgryzł swojego podwładnego niżeli pytał starszy dowódca. Stary Lis był w tym dobry.
Alf Koben nigdy nie przedstawiał szczegółów Gerhardowi , wiedział , że to może wpłynąć na jego zmysł dedukcji, wiedział , że Gerhard Wattzon był najlepszym śledczym, najlepszym w całym zakonie płomiennego serca i że sobie poradzi sam , po co mu ułatwiać , skoro można się później trochę pośmiać ?Znał końcu gnojka od chwili narodzin. Zaginione partie towaru w magazynie , to wewnętrzne podchody , po tym poznaje się kto dopełnia swoje obowiązki. 46 lat służby to dla Alfa ciężkie brzemię , dziadzia lubi się czasem rozerwać. Swoją drogą sam szepnął słówko podkomendnemu o nowej gwintowanej spec waffe , sam podmienił amunicję i sam zlecił przesłuchanie podpitemu Gerhardowi wiedział , że tą sprawę trzeba rozwiązać szybko, ominąć procedury. Szkoda mu było tylko krwi poświęcenia młodych adeptów wylanej podczas pojmania. Taka praca , jedyna i najlepsza jaką miał .
Gerhard Wattzon wyszedł z gabinetu dowódcy. Znał Kobena odkąd tylko sięgał pamięcią , był dla niego jak ojciec, on go wszystkiego nauczył, wychował i wprowadził do zakonu. Jednak coś mu nie dawało spokoju. Lata służby, więzi niemal że rodzinne , a on zawsze rozmawiał z nim jak z przełożonym - według świętego regulaminu. Nigdy nie było czasu na rozmowę o tym skąd znalazł się jako noworodek w zakonie , co z kolegami z którymi się wychowywał... co z ...
Jego myśli urwał czyiś głos.
-Herr Wattzon ? Ursyn Jeager melduje się ...
-Młody przestań ... Idziemy się napić . - Przerwał mu Starszy oficer.
-Her Wattzon mamy rozkaz udać się bezwłocznie do "Kajuty Kapitana" przy wielkim nabrzeżu . - Przeszedł od razu do obowiązków zapalony młodzian.
-Dobrze... Dobrze... przecież wiem... Mam już swoje lata, chyba nie zabronisz mi zrobić małego przystanku po drodze ? Poza tym ja dostałem swoje rozkazy, nic mi nie wiadomo o Twoich. - Uciął rozmowę Gerhard i pogrążył się w refleksji .
Szli dłuższą chwilę zatłoczonymi, cuchnącymi ulicami Altdorfu kierując się na północ ku wielkiemu nabrzeżu portowemu. Dzień był deszczowy z wystających dachów nie wiadomo jakim cudem trzymających się domu przybudówek na ulicę kapał deszcz zmywając z bruku ślady bytności ludzi. Brukowana ulica latami szlifowana podeszwami stóp , podkowami koni i kołami wozów i karoc lśniła deszczem. Gerhard pogrążony myślami szedł środkiem drogi a wszyscy ustępowali mu miejsca, nawet tego nie zauważał , był przyzwyczajony. Co chwila słyszał krople deszczu rozbijające się o jego ciemnobrązowy stożkowy kapelusz z rondem noszonym tak , by ukrywać część twarzy pokazując tylko ponury grymas niezadowolenia. Upijał go lekko w prawe ramie nowy węgielno-żeliwny naramiennik ze skórzanym zasobnikiem zasłaniającym nowy węgielno-żeliwny dwuwarstwowy napierśnik. Alfred zapewniał Gerharda , że nowe elementy pancerza są znacznie wytrzymalsze od poprzednich , podobno to idealna proporcja węgla przy przetapianiu żelaza znacznie poprawia ich właściwości. Gerhard uśmiechnął się , nie sądził że upijający go naramiennik skieruje jego myśli na ekscentrycznego dziadunia w grubych jak kufel okularach z wiecznie osmoloną twarzą który ręce zawsze wyciera w swój kaftan by po chwili przypomnieć sobie , że jego stanowisko pracy od pięciu lat wyposażone jest w bieżącą wodę - prawdziwy cud opracowany w arabii. Alfred był zawsze przy Gerhardzie, tylko z nim mógł porozmawiać omijając etykietę służbową. To Alfred dbał o ekwipunek oficera śledczego. Zapewniał same najlepsze rzeczy, sprowadzał wynalazki i rozwiązania z najlepszych uczelni w kraju i z zagranicy. Waffe Gerharda wypala 19 na 20 razy , to jest dopiero pewność podczas wywiado-szturmu, Długi rapier jest tak doskonale wyważony i lekki , że początkujący adept może czuć przewagę w starciu z doświadczonymi szermierzami. Co ważniejsze stanowi idealną ochronę razem ze szkieletową rękawicą bojową. Prawdziwy spec-patent inżynierów z nuln. Trzy sztylety i jedna spec rzutka ukryte w rękawicy potrafią rozwiązać problem zanim w ogóle do niego dojdzie. Pogrążony w rozmyślaniach o swoim ekwipunku i o Alfredzie Gerhard uświadomił sobie , że nie pamięta co najmniej połowy spec-rzeczy które ze sobą nosi. Święte kule , kule srebrne, kule wybuchowe, zasobniki dymne , zasobniki usypiające, zasobniki do otwierania drzwi, spec-druty do piłowania krat. Zdecydowanie musi poprosić Alfreda o przegląd dwóch pasów zasobnikowych , dwóch z bronią miotaną , jednego z amunicją do specjalnych polowań , trzy rodzaje prochu strzelniczego, broń parująca , szpikulce w bucie , wysuwane kolce z nałokietników , kastet ogłuszający ...
-Herr Wattzon , mieliśmy się gdzieś zatrzymać.
-Aaaa tak , tak . Zaraz coś znajdziemy . Chodź znam tu jedno miejsce ... Miejsce Biznesu i Interesu ...
Dłuższą chwilę później znaleźli się w bocznej uliczce dzielnicy portowej. Promienie słońca ledwo przebijały się przez ciasne zabudowania i wyziewy bijące z kratki recyrkulacyjnej kanałów miejskich.Gerhard minął trzy identyczne kamienice których tynk obecnie utwardzał błotnistą uliczkę. Cofnął się do pierwszej wziął głęboki wdech nosem i rzekł :
-To tutaj, czujesz ? Śmierdzi potem dwóch tuzinów spoconych dokerów i tym czego szukamy.
-A czego tutaj szukamy ? Jesteśmy dokładnie po drugiej stronie dzielnicy. - Odrzekł pytająco zdemotywowany Ursyn
-Alkoholu. - Uśmiechnął się Gerhard.
Puk Puk ! - Rozbrzmiały drzwi uderzane spec szkieletową rękawicą węglowo żeliwną .
-Kto tam ? - odpowiedział na stukanie zachrypnięty tubalny głos.
-Łowca Czarownic, czy mogę prosić o otwarcie drzwi ? - Uprzejmie poprosił Gerhard.
-Patrz i ucz się młody ... - Wyszeptał do Ursyna oficer Wattzon. Z tamtego okna pierwsza wyskoczy osoba której najbardziej zależy na ucieczce przed nami , to sprawdzona informacja , specjalnie w tamtym tygodniu je wstawiali, to ich najlepsza droga ucieczki , stań tam i pomóż wyskakującemu by pierwsze co dotknie ziemi po wyskoku było jego twarzą. Potem go wprowadź do środka.Resztę uciekinierów możesz puścić. Nie chcemy przecież by brano nas za nieuprzejmych , prawda ?
Żelazna zasuwa w dębowych potężnie okutych drzwiach na chwilę uchyliła się. Zamknęła się trzy razy szybciej.
-O w mordę ! Chłopaki Czarownica ! - Krzyknął ze strachem w oczach przejęzyczając się łysy kark.
-Igor moczymordo , jaka czarownica ? Mówiłem Ci abyś nic nie brał gdy jesteś na zmianie.- Zapytał stary barman dopijając resztki po kliencie.
Rozległ się Huk ! Igor moczymorda w moment stał się warstwą amortyzującą uderzenie drzwi o ścianę. Cała uwaga wszystkich zgromadzonych skierowała się na wejście do speluny. W dymie przebijanym przez wątłe strużki światła pojawiła się masywna sylwetka w stożkowatym kapeluszu o barkach równie szerokich co pozostałości futryny.
-Gerhard Wattzon, Łowca Czarownic, kolejka dla wszystkich !
Zgromadzona gawiedź wpadła w osłupienie.
-Naprawdę ? Ale jest pan hojny ! - zreflektował pijany doker siedzący tuż przy wejściu.
-Stul pysk kretynie ! - Nikt nikomu nie będzie stawiał kolejki . - Odpowiedział uderzając w potylicę partner dokera.
Nagle trzy osoby siedzące po przeciwnej stronie sali zaczęły podsadzać do okna oprycha z tatuażem na twarzy. Jeden celny strzał z spec waffe zredukował ich ilość do dwóch , jednak było już za późno. Stary drab zdążył wyskoczyć. A trzaskowi okiennicy akompaniowało tępe uderzenie i bolesny jęk.
-Spokojnie panowie , z tą kolejką żartowałem , ale mam jeszcze jedną kulę i jeżeli nikt nie chce się nadziać to proszę o spokój , przyszedłem tu miło spędzić czas.- stanowczo rzekł Gerhard dając wszystkim do zrozumienia , że nie warto z nim zadzierać.
-Jeszcze jedną kulę , hę ? - Rzucił się na Gerharda ze sztyletem w dłoni Igor.
Jego szarżę powstrzymał ciężki sztylet przybijający stopę półmózga do ziemi.
-Rzeczywiście, pomyliłem się. Barman ! Gdzie mogę usiąść ?
W pięć sekund prawa strona speluny opustoszała, jednak na stołach nie pozostał ani jeden kufel.
-Czy na prawdę upadliśmy tak nisko ? - Spytał się w duchu Gerhard.
Zajął najwygodniejsze miejsce na szezlongu w rogu lokalu , tuż obok baru . Dokładnie w tym miejscu gdzie dwie minuty wcześniej trzech oprychów pomagało w ucieczce swojemu kompanowi. Kopnął lezącego obok postrzelonego w kolano oprycha. Z uśmiechem mówiąc :
-Możesz już iść , he he ! I pamiętaj , nie zabiłem Cię tylko dlatego , bo mam dobry dzień , chciałem aby Twój był taki sam.
Z jękiem i grymasem bólu postrzelony oprych odsunął się od stolika , po odczołganiu się na około dziesięć stóp pomogli mu odważniejsi koledzy nie spuszczając wzroku z Łowcy , upewniając się czy aby na pewno mogą to zrobić. W ciągu trzydziestu sekund stara gospoda opustoszała , został tylko barman, jęczący Igor i Gerhard zamawiający kolejkę. W wysadzonych drzwiach stanął Ursyn trzymając ogłuszonego oprycha pod ramię.
-Zapraszam! Zapraszam! - Krzynął Gerhard
Na dźwięk głosu Łowcy stary drab oprzytomniał , grzecznie jak zahipnotyzowany udał się do baru, wziął naszykowane do zaniesienia kufle z piwem i przyniósł je Gerhardowi.
-Ho ho ! Stary Kurt ! Długo się nie widzieliśmy. Czy ty na prawdę wierzyłeś w to , że nie odwiedzę już mojego najlepszego informatora ? Siadaj pogadamy. Gdzie Ci się tak śpieszyło ? - Spytał oficer Wattzon nie ukrywając zadowolenia ze spotkania.
-Gerhard , oni mnie zabiją . - rzekł stary Kurt
-Ursyn , pozwól, usiądź z nami ! - zawołał wyglądającego na ulicę przez drzwi młodego adepta.
-Kurt , stary druhu , nie widzę powodu dla którego nie miał bym, tych tajemniczych Ich wyręczyć w tym momencie , no chyba że ... poopowiadasz nam co tam słychać ? No przecież to tylko towarzyska wizyta.
-Gerhard proszę ... To czego ostatnio się dowiedziałem przekracza nawet Twoje możliwości. Nie torturuj mnie proszę. - opowiadał rozdygotany Kurt
-Ależ Kurt , masz niezłą mazie na twarzy , nikt nie pozna , że to ty mi o tym wszystkim powiedziałeś . - Zachęcał Gerhard starego znajomego.
-Gerhard, nie mogę. Twoje metody są niczym w porównaniu do tego co Oni mi uczynią.
-Gerhard, Gerhard , Oni , Oni - powtarzał zdegustowany odpowiedzią Karla - Gerhard !
Łowca w mgnieniu oka przybił dłoń kurta sztyletem do stołu razem z trzymanym kuflem.
-Kurt nie wiem czy zauważyłeś , ale właśnie straciłem cierpliwość , jeżeli chcesz się jeszcze w życiu napić piwa , to zaczynasz opowiadać i masz na to niecałe dwadzieścia minut, potem trucizna ze sztyletu dotrze do Twojego serca i przestanie bić. Właściwie to masz piętnaście bo idę się odlać .
Po dwunastu minutach Gerhard podszedł do stolika przy którym utkwił Kurt, w swoich rozmyślaniach.
-Przepraszam Cię Kurt , Alfred tak skonstruował łączenie napierśnika i spodni , że nie mogłem się zapiąć, mam nadzieję , że już się zastanowiłeś i powiesz mi co tam słychać , prawda ? Ile to nam jeszcze zostało czasu ? - spytał Gerhard patrząc czy aby na pewno dobrze zapiął spodnie.
-Zharr-Naggrund,Zhardrud Dor,Khulmarr Mroczne Kowadło ,Mingol Zharr. Tajna broń mrocznych krasnoludów. - rzucił szybko Kurt
-Jaśniej proszę. - Powiedział Łowca pstrykając w sztylet tkwiący w dłoni Kurta.
-Daj mi odtrutkę ! Szybko ! Błagam , wszystko opowiem ! - prosił zrozpaczony informator.
-Spokojnie, mów wszystko po kolei mi się nie śpieszy . - Spokojnym jak nigdy tonem zachęcał oficer śledczy swoją zdobycz.
-Wczoraj zrobiliśmy skok ! Na podróżnego krasnoluda , był inny niż wszystkie, nawet brodę miał w złotych pierścieniach. Po tym jak napadliśmy go w gospodzie całkiem odurzonego czarnym lotosem wyśpiewał nam wszystko.Tak nam się przynajmniej wydawało. Potem połknął coś na wzór spaczenia , zmówił jakiś pacierz w mrocznej mowie i gołymi rękami zaczął nas rozrywać ! Sigmarze pomóż ! Tylko ja uciekłem ! Błagam Cię Gerhard ratuj mnie ! - rozpłakał się Kurt, to nie było podobne do ludzi jego pokroju.
-Żal rozrywa me serce !... Ooo Kurcie !... Sigmarze pomóż !... Albo powiesz co "wyśpiewał wszystko" , albo wyślę mojego kompana do kaplicy Morra by zaklepał Ci miejsce.- Przedrzeźniał Gerhard Kurta
-Mroczne Krasnoludy organizują Arenę Śmierci, w jej tle konstruują tajną broń-coś strasznego ! Mają problem z buntem niewolników,razem z torbą precjozów skradłem specjalne zaproszenie dla najlepszego wojownika z areny stolicy imperium -Herr Fallusa Van Hooya . Nie pamiętam roli tych nazw , Gerhard to wszystko działo się tak szybko. Błagam daj mi odtrutkę. - Dukał rozłożony psychicznie Kurt
-Kurt he he ! Z tą trucizną to ja tylko żartowałem . Myślałem, że znasz mnie na tyle by normalnie opowiedzieć mi wszystko , przy piweczku. - Roześmiał się Gerhard.
-Spokojnie, sztylet wbiłem tak, by nie przebić Ci żadnej tętnicy , o ile wiesz co to jest. Trucizna to podpucha. A w zamiar za zasługi jutro w czasie bicia dzwonów spotkasz się z Alfredem pod Katedrą Sigmara przy bocznej kaplicy. Da Ci odpowiednie środki i spokojnie pojedziesz do Nuln zakładać nową szajkę. Już nigdy więcej się nie spotkamy, obiecuję. Pozdrów żonę ucałuj Lucy, Gerde i Franka. A no i wiesz ... Jedynym świadkiem tej rozmowy był barman , od Ciebie zależy ile osób usłyszy o naszej rozmowie . Ja wysyłam dusze do Morra tylko wtedy gdy jest to potrzebne. Wiesz co z tym robić.Poza tym wszystkim , nie powiedziałeś mi niczego czego bym nie wiedział wcześniej . Oddaj to zaproszenie na Arenę.- Ciągnął Gerhard temat dając do zrozumienia jaki będzie tok postępowania Kurta.
-Gerhard Ty draniu !Czemu to zrobiłeś skoro wszystko wiedziałeś ! Piąty raz obiecujesz mi nowe życie i piąty raz ... Aaaaaaałuaaaaa ! - Krzyknął Kurt oddając wszystko Gerhardowi
-Dawaj też Sztylet łapczywa mordo , mało masz piwa w kuflu ? - Zapytał szybkim ruchem wyciągając sztylet z przebitej dłoni Gerhard .
-Her Obersturm ! Czy to na prawdę potrzebne ? Nie tak wyobrażałem sobie ...
-Patrz i ucz się !Ooo Przepraszam ! Patrz, Milcz i ucz się !- zripostował Gerhard swojego podkomendnego.
-Wychodzimy ! Igor ! Oddaj sztylet... A ja w zamian nie rzucę nowego między Twoje oczy. Dziękuję ...
Gerhard wraz z młodym Ursynem wyszli z zamaskowanej speluny. Swoje kroki podjęli w kierunku kwater placówki śledczej zakonu płomiennego serca. Słońce rzucało długi cień na bruk z sylwetek naszych bohaterów. Ursyn przyglądał się cieniowi Gerharda , był smukły , znacznie lepiej skomponowany przez naturę niż jego własny. Jego myśli skupiały się na zaistniałych wydarzeniach , wciąż był w szoku.
-Nie tak wyobrażałem sobie służbę wśród Inspektorów Śledczych , myślałem , że to bardziej wzniosłe , to co dzisiaj widziałem ... - Zaczął rozmowę Ursyn
-Stul Pysk ! Co Ty młody kupczyku możesz wiedzieć o szturmo-spec-wywiadzie ? - Szybko uciął Gerhard
-Jesteś piątym z synów Otto Jeagera nie bardzo poważanym przez ojca z dwukrotnie skręconą kostką, synem Otto Jeagera który przekupił władze naszego zakonu by wpoić Cię w struktury naszego wywiadu, by specjalnie wykorzystać Cię później do swoich brudnych interesów które w roku przynoszą mu dziewięćdziesiątpięćtrzystaczterdzieścitrzy korony. Na szczęście nasze macki sięgają nieco dalej niż wasze. Chciałeś się wykazać ? Synku, my wiemy wszystko. Co Ty właściwie wiesz o Łowcach czarownic ?- Pytał mocno zdenerwowany Gerhard.
-No Łowcy Czarownic to ... - Zaczął Ursyn
-Patrz. Milcz. I ucz się - przerwał mu Gerhard
-Łowcy z świątyni Sigmara różnią się od nas diametralnie. My z komórki szturmowo-śledczej jesteśmy zupełnie inni, posiadamy mózg. Interesują nas sprawy dużo ważniejsze niż jakieś mutacje , pomówienia, domniemania. - Tłumaczył młodemu adeptowi doświadczony Łowca.
-Więc po co torturowałeś Kurta , skoro wiedziałeś już wszystko co Ci powiedział ? - odparł Ursyn
-Nie wiedziałem, ale nie możesz nikomu dać po sobie poznać , że jego informacje robią na Tobie wrażenie. Inaczej zaczną kupczyć. Musisz pamiętać , że to zawsze Ty musisz być górą. Ciężka jest nasza robota. Na pocieszenie dodam , że pieniądze z przekupstwa Twojego ojca by przyłączyć Cię do nas będą przeznaczone na mój nowy ekwipunek. A Ciebie złamiemy tak , że będziesz służył nam a nie swojemu ojcu. - Uciął rozmowę Gerhard
-A teraz idziemy do Alfreda, on przygotuje nam , to znaczy mi ekwipunek. I wyruszymy do Mingol Zharr , dorwiemy Zharr-Naggrund i zniszczymy ich kowadło Khulmarr. Nie wiem jeszcze jak , ale Alfred nam to wszystko poukłada , razem z Alfem Kobenem. Miej się na baczności ! - Rzekł Gerhard mocno upojony alkoholem z piersiówki.
-Gerhard ! Pieniądze z młodego Jeagera nie poszły na marne , zobacz co dla Ciebie przygotowałem. Na pewno zainteresuje Cię ta relikwia.- Krzyknął na przywitanie poczciwy Alfred.
-Gerhard.Rozpracuj to. W imię Imperium! Powodzenia. Szkoda strzępić ryja. - Ostatnie słowa pożegnania AlfKobena Obersturmbannführera zakonu płomiennego serca Łowców Carownic.
Imię : Gerhard Wattzon
Profesja: Łowca Czarownic
Broń główna : Rapier (Odkupiciel), Pistolet spec-waffe (Zemsta )
Broń zapasowa : Noże do rzucania (Oskarżyciele)
Ekwipunek: Obręcz Szybkości.
Zbroja: Płytowa (Ekskomunika) - prawa część ciała Łowcy - ta szermiercza
Zdolności :Strzelec Doskonały, Nieprawdopodobne szczęscie
Ostatnio zmieniony 18 wrz 2016, o 20:58 przez Napadzior, łącznie zmieniany 1 raz.
[Tak jest ! chciałem nadać spec-skimat szturm-wywiadowi imperium. Te oznaczenia to nic innego jak stopnie w ss ,a bronie Gerharda to tajne wynalazki III rzeszy ujęte w cudzysłowu . Rozumiem , że może to być kontrowersyjne , ale zapewnia nam spore zaplecze pomysłowe dotyczące tajnych odziałów Karla Franza , taki mój wymysł . ]