Arena of Death nr 8
Uriel słusznie był pewien zwycięstwa, zawdzięczał je przecież swojemu treningowi, przez niego nie oglądał walk potencjalnych przeciwników.
-Nie doceniłem tego ścierwa- syknął po walce Shadowdancer - jeszcze jedno spotkanie z jego bronią a mogłoby to się źle skończyć.
Ludzie mnie ciągle zaskakują mój informator był pewien, że mój cel tu będzie, będę musiał z nim porozmawiać. - Na samą myśl o torturach jakimi mógłby go uraczyć pojawił mu się uśmiech na twarzy skrywaną maską
Cały dzień mnie nie było, dobrze że choć mogłem coś powiedzieć, głupio byłoby zginąć a nie uczestniczyć w zabawie, jaką jest roleplayowanie
-Nie doceniłem tego ścierwa- syknął po walce Shadowdancer - jeszcze jedno spotkanie z jego bronią a mogłoby to się źle skończyć.
Ludzie mnie ciągle zaskakują mój informator był pewien, że mój cel tu będzie, będę musiał z nim porozmawiać. - Na samą myśl o torturach jakimi mógłby go uraczyć pojawił mu się uśmiech na twarzy skrywaną maską
Cały dzień mnie nie było, dobrze że choć mogłem coś powiedzieć, głupio byłoby zginąć a nie uczestniczyć w zabawie, jaką jest roleplayowanie
Podejżewam, że wiedzima rozniosła Elfa w pierwszej turze walkiChmuruś pisze:Nie denerwuj mnie. Z tego co mi się wydaje to nieArtein pisze:Ten mizerny elfik trafił chociaż raz?

Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
z assasinem było tak ze asasin go trafiał bez problemy a priest nie mógł w koncu się udało priestowi trafic mocniej elfa a do tego go przytruł, sam też się przytruł i w rezultacie padł.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
nie zdołał
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Mody człowiek z turbanem na głowie znamionujący pochodzenie gdzies z dalekiego południa nie wzbudzał sensacji. Był po prostu niepozornym młodzikiem na pierwszy rzut oka. Natomiast wewnątrz drzemał w nim niespokojny duch pragnący docenienia. W mniemaniu Yassara uznanie mógł zdobyć najłatwiej tutaj i pokazać swemu ojcu i jego braciom że muszą do niego zmienić nastawienie i w końcu traktować jak dorosłego a nie szczeniaka. Stojąc na środku areny nie myślał o śmierci. Nie poświęcał możliwości porażki ani chwili.
Nagle dało się słyszeć chrzęst potem znowu i znowu coraz głośniej aż na arenę wyszedł chodzący szkielet. Publika była przyzwyczajona do takich widoków ale Yassar na widok „nie-spiącego” zrobiło się zimno. Słyszał w legendach i opowieściach o chodzących szkieletach z pustyni lecz uważał to za bajki dla niegrzecznych dzieci. Teraz błyskawicznie musiał uwierzyć stojąc przed milczącą istotą dawno martwego wojownika. Judasz rozpamiętywał i pragnął śmierci żywych za krzywdy doznane w życiu. Widząc żywego człowieka musiał ujrzec go martwym, tak mu nakazywał instynkt.
Gdy rozległ się gong serce biło Yassarowi jak oszalałe tak że nie mógł się ruszyć zmrożony nawet jak szkielet w ciężkiej zbroi zaczął na niego iść. Obudził się dopiero gdy dwuręczny miecz szkieletu zaczął na niego lecieć. Yassar ledwo zdołał odskoczyć. Arab uniósł Sejmtary starając się bronić lecz jego ciosy były niezgrabne i słabe. Yassar na miękkich nogach zaczął się cofac. Yassar powoli acz konsekwętnie parł do przodu zadając ciosy. Yassarowi strach najwyraźniej dodał skrzydeł bo uciekał za każdym razem przed ciosem. W końcu opanował się na tyle by wziąć się w garść, uderzenia Yassara stawały się pewniejsze i celniejsze jak przypomniał sobie nauki pałacowego nauczyciela. Tu i ówdzie ciosy zgrzytnęły na zbroi nieumarłego. Czasem nieumarłemu udało się trafic i człowieka lecz z takim samym skutkiem. W końcu udało się Yassarowi odrąbać kawałek kości. Chwilę potem młodzieniec syknął gdy musiał odbić wyjątkowo silny cios nadwyrężając sobie trochę rękę. Judasz swym nieziemskim glosem zdołał wyszeptać ,”ZEMSTAAAAAAAA” że Yassara znów przeszły ciarki, sięgnął ręką do buteleczki którą miał przy pasie. Kosztowało go to chwilę nieuwagi co Judasz wykorzystał zadając czysty cios w szyję przeciwnika. Ostrze przeszło jak przez masło i głowa młodego araba spadła na piasek. ‘SMIERC’ wyszeptał Judasz opuszczając miecz i schodząc z areny wrotami z których wyszedł.
Nagle dało się słyszeć chrzęst potem znowu i znowu coraz głośniej aż na arenę wyszedł chodzący szkielet. Publika była przyzwyczajona do takich widoków ale Yassar na widok „nie-spiącego” zrobiło się zimno. Słyszał w legendach i opowieściach o chodzących szkieletach z pustyni lecz uważał to za bajki dla niegrzecznych dzieci. Teraz błyskawicznie musiał uwierzyć stojąc przed milczącą istotą dawno martwego wojownika. Judasz rozpamiętywał i pragnął śmierci żywych za krzywdy doznane w życiu. Widząc żywego człowieka musiał ujrzec go martwym, tak mu nakazywał instynkt.
Gdy rozległ się gong serce biło Yassarowi jak oszalałe tak że nie mógł się ruszyć zmrożony nawet jak szkielet w ciężkiej zbroi zaczął na niego iść. Obudził się dopiero gdy dwuręczny miecz szkieletu zaczął na niego lecieć. Yassar ledwo zdołał odskoczyć. Arab uniósł Sejmtary starając się bronić lecz jego ciosy były niezgrabne i słabe. Yassar na miękkich nogach zaczął się cofac. Yassar powoli acz konsekwętnie parł do przodu zadając ciosy. Yassarowi strach najwyraźniej dodał skrzydeł bo uciekał za każdym razem przed ciosem. W końcu opanował się na tyle by wziąć się w garść, uderzenia Yassara stawały się pewniejsze i celniejsze jak przypomniał sobie nauki pałacowego nauczyciela. Tu i ówdzie ciosy zgrzytnęły na zbroi nieumarłego. Czasem nieumarłemu udało się trafic i człowieka lecz z takim samym skutkiem. W końcu udało się Yassarowi odrąbać kawałek kości. Chwilę potem młodzieniec syknął gdy musiał odbić wyjątkowo silny cios nadwyrężając sobie trochę rękę. Judasz swym nieziemskim glosem zdołał wyszeptać ,”ZEMSTAAAAAAAA” że Yassara znów przeszły ciarki, sięgnął ręką do buteleczki którą miał przy pasie. Kosztowało go to chwilę nieuwagi co Judasz wykorzystał zadając czysty cios w szyję przeciwnika. Ostrze przeszło jak przez masło i głowa młodego araba spadła na piasek. ‘SMIERC’ wyszeptał Judasz opuszczając miecz i schodząc z areny wrotami z których wyszedł.
Sywyl patrzył na całą walke, widok szkieleta nie zdziwił go, pod czas swojej misji widział wielu takich ze swoimi legionami. Młody chłopak walczył na poczatku bardzo słabo lecz później sie zaczął rozkręcac. Jednak szkielet wykorzysał to ze chłopak nie oddalił sie przed wypiciem elixiru siły. Z żalem patrzył jak chłopiec umierał pod ostrzem szkieleta. Po walce zbiegał na arene, zabrał ciało, odprawił modlitwe i zakopał gdzies ciało przed areną śniegiem.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Lekko pijany Lotar ponury jak zawsze stanął w pełnym rynsztunku bojowym w końcu na piaskach areny. Po długich wędrówkach znalazł się tam gdzie chciał i być może tu dopełni się jego przeznaczenie. Nie wcześniej jednak nim nie pomści brata Gurthanga równierz poległego na podobnej z aren. Nic nie potrafiło ukoic jego bólu po stracie rodziny nawet litry alkocholu które w siebie wlewał a jeszcze nie mógł stać się zabójcą bo nie doznał żadnej hańby.
Lotar wpatrywał się we wrota z których miał nadejść przeciwnik.
Morte w swym nieżyciu nie znalazł nic wartego by je kontynuować. Tu mógł pożegnać się ze światem choćby z ręki krasnoluda z którym miał waczyć. Wszedł cicho i zwinnie, zupełnie jak w swoim poprzednim życiu. Prawie nie było słychać chrzęstu kości które teraz swieciły swą bielą odarte z ciała. Ponuro pomyślał że z jego szczątków nie zostanie nawet nic dla robaków.
Gong rozbrzmiał. Morte ruszył z gracją żywego mimo że był martwy. Buty niosły go prosto na krasnoluda. Będąc w połowie drogi obnażył swój rapier wymierzając go w krasnoluda. Lotar nastawił tarczę gotowy do przyjęcia ataku niczym skała odpierająca przypływ. Morte nie dał jednak swojemu rapierowi wylądować na tarczy. Nie mierzył w nią. Zwyczajnie przebiegł obok Lotara wbijając ostrze w szczelinę między zbroją. Stal zagłębiłą się w krasnoluda który tarrgnął się boleśnie odwracając się do Mortego. Celnym ciosem zachaczył młotem o przebiegającego upiora i dało się słyszeć trzask kilku kości w jego postaci. Morte niepomny na to znów pchnął przebijając misiurkę na szyi potem szyję i kręgi szyjne. Lotar tylko charknął krótko zwalając się na plecy. Wybuchła wrzawa a morte pomyślał że nie tym razem.
Gurthag obudził się i spojrzał prosto w oblicza swego brata, ojca , dziada i pradziada. Za nimi widniała wielka hala wypełniona krasnoludami ucztującymi i pijącymi piwo. Uśmiechnął się z ulgą w końcu znalazłszy się w halach przodków a duchy jego rodziny powiodły go do wspólnego stołu by z nimi zasiadł.
Lotar wpatrywał się we wrota z których miał nadejść przeciwnik.
Morte w swym nieżyciu nie znalazł nic wartego by je kontynuować. Tu mógł pożegnać się ze światem choćby z ręki krasnoluda z którym miał waczyć. Wszedł cicho i zwinnie, zupełnie jak w swoim poprzednim życiu. Prawie nie było słychać chrzęstu kości które teraz swieciły swą bielą odarte z ciała. Ponuro pomyślał że z jego szczątków nie zostanie nawet nic dla robaków.
Gong rozbrzmiał. Morte ruszył z gracją żywego mimo że był martwy. Buty niosły go prosto na krasnoluda. Będąc w połowie drogi obnażył swój rapier wymierzając go w krasnoluda. Lotar nastawił tarczę gotowy do przyjęcia ataku niczym skała odpierająca przypływ. Morte nie dał jednak swojemu rapierowi wylądować na tarczy. Nie mierzył w nią. Zwyczajnie przebiegł obok Lotara wbijając ostrze w szczelinę między zbroją. Stal zagłębiłą się w krasnoluda który tarrgnął się boleśnie odwracając się do Mortego. Celnym ciosem zachaczył młotem o przebiegającego upiora i dało się słyszeć trzask kilku kości w jego postaci. Morte niepomny na to znów pchnął przebijając misiurkę na szyi potem szyję i kręgi szyjne. Lotar tylko charknął krótko zwalając się na plecy. Wybuchła wrzawa a morte pomyślał że nie tym razem.
Gurthag obudził się i spojrzał prosto w oblicza swego brata, ojca , dziada i pradziada. Za nimi widniała wielka hala wypełniona krasnoludami ucztującymi i pijącymi piwo. Uśmiechnął się z ulgą w końcu znalazłszy się w halach przodków a duchy jego rodziny powiodły go do wspólnego stołu by z nimi zasiadł.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Z gracją elf wszedł na arenę z bijącym sercem. Odnalazł to miejsce gdzie padłą jego siostra po wielu dniach poszukiwań. Zamierzał ją uhonorować skoro nie mógł pomścić jej samodzielnie. Loec był z nim jak zwykle gdziekolwiek by nie poszedł. Niewielkie duszki uwijały się wokół niego lecz dawno już przestał zwracać na nie uwagę. Były przydatne.
Gdy zakapturzony ubrany na czarno szczurowata istota weszła na arenę wszyscy ucichli. Zkriit zachichotał z zadowoleniem. „O tak-tak podziwiajcie potęgę Zkritta ludziki. On nauczy was walczyc”- pomyślał zabójca.
Okiem profesjonalisty ocenił elfa stojącego nieopodal , który miał być jego przeciwnikiem i wiedział że elfisko jest szybkie. Jednak Zkriit wierzył w swoje siły i był pewny siebie.
Po sygnale do walki elf chwycił włócznię w pół unosząc ją jedną ręką nad głowę a drugą wyciągając sztylet przed siebie.
Skaven z gotowymi pazurami bojowymi już się zbliżał machając ogonem. Uriel przestąpił nogą na prawo i rytmicznym krokiem zaczął się ruszać. Skaven wodził za nim wzrokiem szukając okazji do ataku. Postanowił zaatakować niespodziewanie. Skoczył z szybkością błyskawicy kalecząc swymi pazurami elfa przez pierś. Rana natychmiast zaczęła piec elfa, który nie zwalniał dziwnego tańca z bronią. W tym tańcu kryła się metoda bo zaczął atakować sztyletem i włócznią w stylu walki z którym Zkriit się nie zetknął jeszcze. Szczurolud odskoczył i próbował obejść szybko elfa od tyłu. Na próżno. Uriel natychmiast obracał się w jego stronę z gracją taką że wszyskim zaparło dech na widowni. Zkriit był zmuszony odpierać ciosy elfa gdy ten nie przerywając tańca atakował z najróżniejszych pozycji. Zktiit nie zdołał przewidziec wszystkich ruchów i w końcu pojedyncze ciosy zaczęły go dosięgać przecinając jego futro i ciało. Nie mógł też skontrować jako że został zepchnięty do kompletnej defensywy dodatkowo irytujące duszki latające wokół elfiaka rozpraszały jego uwagę bo ataki pudłowały gdy reześmiany elf ich unikał. Tylko dzięki swej lekkiej zbroi szczurolud zdołał uniknąć poważniejszego zranienia gdy włócznia po raz kolejny dosięgła go. Solidnie krwawił już a elf napierał, w końcu ataki elfa zaczęły robic się osobliwie niecelne biorąc pod uwagę poprzedni pokaz jego kunsztu szermierczego. Skaven już wiedział co się stało i zachichotał wrednie. „Teraz elfiku „-powiedział skaven-„zginiesz tak-tak”. Zadał cios z każdej strony swoimi pazurami orząc krwawe rany w ciele niemal nagiego elfa i odskoczył. Uriel opadł z sił, coś się złego z nim działo rany jątrzyły i paliły jakby przypalane żywym ogniem. Z ust elfa wydobyła się piana gdy opadł na kolana bezradny. Na to tylko czekał Zkriit zachodząc od tyłu elfa i odchylając mu głowę poderżnął mu szybko gardło.
Gdy zakapturzony ubrany na czarno szczurowata istota weszła na arenę wszyscy ucichli. Zkriit zachichotał z zadowoleniem. „O tak-tak podziwiajcie potęgę Zkritta ludziki. On nauczy was walczyc”- pomyślał zabójca.
Okiem profesjonalisty ocenił elfa stojącego nieopodal , który miał być jego przeciwnikiem i wiedział że elfisko jest szybkie. Jednak Zkriit wierzył w swoje siły i był pewny siebie.
Po sygnale do walki elf chwycił włócznię w pół unosząc ją jedną ręką nad głowę a drugą wyciągając sztylet przed siebie.
Skaven z gotowymi pazurami bojowymi już się zbliżał machając ogonem. Uriel przestąpił nogą na prawo i rytmicznym krokiem zaczął się ruszać. Skaven wodził za nim wzrokiem szukając okazji do ataku. Postanowił zaatakować niespodziewanie. Skoczył z szybkością błyskawicy kalecząc swymi pazurami elfa przez pierś. Rana natychmiast zaczęła piec elfa, który nie zwalniał dziwnego tańca z bronią. W tym tańcu kryła się metoda bo zaczął atakować sztyletem i włócznią w stylu walki z którym Zkriit się nie zetknął jeszcze. Szczurolud odskoczył i próbował obejść szybko elfa od tyłu. Na próżno. Uriel natychmiast obracał się w jego stronę z gracją taką że wszyskim zaparło dech na widowni. Zkriit był zmuszony odpierać ciosy elfa gdy ten nie przerywając tańca atakował z najróżniejszych pozycji. Zktiit nie zdołał przewidziec wszystkich ruchów i w końcu pojedyncze ciosy zaczęły go dosięgać przecinając jego futro i ciało. Nie mógł też skontrować jako że został zepchnięty do kompletnej defensywy dodatkowo irytujące duszki latające wokół elfiaka rozpraszały jego uwagę bo ataki pudłowały gdy reześmiany elf ich unikał. Tylko dzięki swej lekkiej zbroi szczurolud zdołał uniknąć poważniejszego zranienia gdy włócznia po raz kolejny dosięgła go. Solidnie krwawił już a elf napierał, w końcu ataki elfa zaczęły robic się osobliwie niecelne biorąc pod uwagę poprzedni pokaz jego kunsztu szermierczego. Skaven już wiedział co się stało i zachichotał wrednie. „Teraz elfiku „-powiedział skaven-„zginiesz tak-tak”. Zadał cios z każdej strony swoimi pazurami orząc krwawe rany w ciele niemal nagiego elfa i odskoczył. Uriel opadł z sił, coś się złego z nim działo rany jątrzyły i paliły jakby przypalane żywym ogniem. Z ust elfa wydobyła się piana gdy opadł na kolana bezradny. Na to tylko czekał Zkriit zachodząc od tyłu elfa i odchylając mu głowę poderżnął mu szybko gardło.
Widać nie wszystkie te plugastwa są tak słabe jak ten którego przyszło mi zaszlachtować - pomyślał Shadowdancer - ale i tak nie miał bym z nim najmniejszych problemów, ledwie udało mu się wygrać z nieudacznikiem z lasu. Oglądanie tych walk mija się z celem, niczego się nie nauczę od tak słabych wojowników, czas wznowić trening - stwierdził Uriel opuszczając widownię areny
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Wrzawa po wyjściu Alhida de Tuin, dostojnego szlachetnego elfa w błyszczącej zbroi ustąpiła ciszy a potem histerycznemu śmiechowi gdy na arenę wkroczył mały Głazoczep. Czy mógł być kiedyś żałośniejszy widok na arenie niż Gnoblar udający wojownika? Tuin pomyślał z niesmakiem że to dla niego prawie afront że takie coś chce walczyć z nim.
Głazek z drugiej strony twardo stał(albo udawał że twardo) sciskając swoją maczugę. Głazek pokaże wysokiemu chudemu panu że głazek to nie ktoś z kogo się można smiać.
Alhid wskazał mieczem na głazka i zawołał:
-Kpiny sobie robicie. Mam z tym czymś walczyć? To ma być Arena?
Odpowiedział mu głos nadzorcy walk.
-Nie marudz elfie i walcz i ciesz się że Randal pobłogosławił cię słabym przeciwnikiem. Zresztą jeszcze nie wyzionął ducha a tylko jeden zejdzie żywy z areny więc zamknij paszczę i walcz długouchy.
Alhid zacisnął usta gniewnie i ponownie spojrzał na Gnobblara. Długaśny nos, wytrzeszczone oczy którym obcy jest błysk inteligencji. Alhid westchnął i przygotował się do walki. To wtedy Alhid pomyślał sobie poco taki Gnobblar żyje. Będzie musiał wyrwać chwasta.
Gong dał sygnał do rozpoczęcia walki. Głazek z uniesioną maczugą z cieniutkim głosem wrzeszczącym maniakalni zaszarżował na elfa. Alhid spodziewał się jakiegoś manewru po Gnobblarze ale widac przecenił przeciwnika bo ten natarł na niego prosto jak dzik pędzący przed siebie. Nie spodziewał się takiej prostackiej taktyki i maczuga zgrzytnęła o jego zbroję zarysowywując ją lekko. Elf oddał cios mieczem, który tylko lekko skaleczył długonosego Gnobblara. Mały zielonoskóry plątał się teraz między nogami elfa zadając słąbe ciosy maczugą i nabijająć siniaki elfowi , który zaczął przeklinać po elfiemu z irytacji i bólu po tępych uderzeniach. Samem bezskutecznie starał się przyszpilić stworka do ziemii- niestety bezskutecznie. Zabawa trwała w najlepsze co wywołało rozbawienie publiki a elf co chwila syczałz bólu z powodu kolejnego siniaka nabitego przez goblina. Gdzieniegdzie dało się widziec na nogach elfa slady krwi. Od czasu do czasu czubek ostrza miecza też dosięgnął Gnobblara i piszczący wrzask wzmagał się, nadal jednak była to smieszna zabawa w złap mnie. Ostatecznie elfowi udało się kopnąć Gnobblara w tyłek że ten wyleciał wysoko przed siebie zarywując nosem w piach. Zanim Głazek wygrzebał się dopadł go elf i przebił go swym mieczem. Głazek zapadł w ciemność. Z widowni dały się słyszeć niemrawe oklaski. Pokaz tej walki był bardziej śmieszny niż widowiskowy i widownia dałą temu wyraz. Alhid wzruszył ramionami i kopnął ścierwo Głazka po czym schował miecz.
Mamy więc koniec I Rundy areny nr 9
oto pary zwycięzców na następną rundę.
1.Quenllin vs Syvyl-al.-Rygul
2.Rakhia vs Uriel Shadowdancer.
3.Judasz vs Morte
4.Zkriit vs Alhid
Głazek z drugiej strony twardo stał(albo udawał że twardo) sciskając swoją maczugę. Głazek pokaże wysokiemu chudemu panu że głazek to nie ktoś z kogo się można smiać.
Alhid wskazał mieczem na głazka i zawołał:
-Kpiny sobie robicie. Mam z tym czymś walczyć? To ma być Arena?
Odpowiedział mu głos nadzorcy walk.
-Nie marudz elfie i walcz i ciesz się że Randal pobłogosławił cię słabym przeciwnikiem. Zresztą jeszcze nie wyzionął ducha a tylko jeden zejdzie żywy z areny więc zamknij paszczę i walcz długouchy.
Alhid zacisnął usta gniewnie i ponownie spojrzał na Gnobblara. Długaśny nos, wytrzeszczone oczy którym obcy jest błysk inteligencji. Alhid westchnął i przygotował się do walki. To wtedy Alhid pomyślał sobie poco taki Gnobblar żyje. Będzie musiał wyrwać chwasta.
Gong dał sygnał do rozpoczęcia walki. Głazek z uniesioną maczugą z cieniutkim głosem wrzeszczącym maniakalni zaszarżował na elfa. Alhid spodziewał się jakiegoś manewru po Gnobblarze ale widac przecenił przeciwnika bo ten natarł na niego prosto jak dzik pędzący przed siebie. Nie spodziewał się takiej prostackiej taktyki i maczuga zgrzytnęła o jego zbroję zarysowywując ją lekko. Elf oddał cios mieczem, który tylko lekko skaleczył długonosego Gnobblara. Mały zielonoskóry plątał się teraz między nogami elfa zadając słąbe ciosy maczugą i nabijająć siniaki elfowi , który zaczął przeklinać po elfiemu z irytacji i bólu po tępych uderzeniach. Samem bezskutecznie starał się przyszpilić stworka do ziemii- niestety bezskutecznie. Zabawa trwała w najlepsze co wywołało rozbawienie publiki a elf co chwila syczałz bólu z powodu kolejnego siniaka nabitego przez goblina. Gdzieniegdzie dało się widziec na nogach elfa slady krwi. Od czasu do czasu czubek ostrza miecza też dosięgnął Gnobblara i piszczący wrzask wzmagał się, nadal jednak była to smieszna zabawa w złap mnie. Ostatecznie elfowi udało się kopnąć Gnobblara w tyłek że ten wyleciał wysoko przed siebie zarywując nosem w piach. Zanim Głazek wygrzebał się dopadł go elf i przebił go swym mieczem. Głazek zapadł w ciemność. Z widowni dały się słyszeć niemrawe oklaski. Pokaz tej walki był bardziej śmieszny niż widowiskowy i widownia dałą temu wyraz. Alhid wzruszył ramionami i kopnął ścierwo Głazka po czym schował miecz.
Mamy więc koniec I Rundy areny nr 9
oto pary zwycięzców na następną rundę.
1.Quenllin vs Syvyl-al.-Rygul
2.Rakhia vs Uriel Shadowdancer.
3.Judasz vs Morte
4.Zkriit vs Alhid