
arena of Death nr 11
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
dzis napiszę bo w sobotę jadę na turniej do wawki. Miksturki wygrali:
1. Agness Zebub
2. Derrok Ogr
3. Ajame
4. Krwawy cień
dodałem dodatkową za 4 miksturę z uwagi na to ze jest 32 osobowa arenka a nie jak zazwyczaj za 3 os na 16.
1. Agness Zebub
2. Derrok Ogr
3. Ajame
4. Krwawy cień
dodałem dodatkową za 4 miksturę z uwagi na to ze jest 32 osobowa arenka a nie jak zazwyczaj za 3 os na 16.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
zagrodą jest darmowa mikstura zdrowia na wszystkie walki
Mur: zadziwiające, że ja też wybrałem te 3 historie (swojej nie oceniałem), czwartą byłaby historia Brugvalda.
Historia Agnes jest bezkonkurencyjna, sorry pozostali, w tym ja.
Nie podobało mi się tylko 1 zdanie:
Chcę rewanżu: Agnes vs mój ogr. EDIT: niestety, chyba dopiero w finale jak wynika z drabinki.
rozbawiła mnie historia "mój pamiętniczku..." i fragment Mryka o nekro...
Historia Agnes jest bezkonkurencyjna, sorry pozostali, w tym ja.
Nie podobało mi się tylko 1 zdanie:
poza tym mistrzostwo, bez wad.Artein pisze:[ Za pomocą swoich czarów przyzwał on do wioski stado mutantów i kilku zwierzoludzi z pobliskiego lasu.
Chcę rewanżu: Agnes vs mój ogr. EDIT: niestety, chyba dopiero w finale jak wynika z drabinki.
rozbawiła mnie historia "mój pamiętniczku..." i fragment Mryka o nekro...
Nieumarły? No więc już będzie umarły .Nie zmarnuje swojej szansy .
Tylko gdzie ten mag? Przecież tu żadnego nie ma .
Skończył ostrzyć miecze i wyruszył .
Nie bał się nikogo ale poprosił Slanesha o pomoc . Poczuł wewnętrzną siłę rozchozącą się po całym ciele . Był gotów .
Hym . Wygląda twardo .... zabawa będzie dłuższa
Tylko gdzie ten mag? Przecież tu żadnego nie ma .
Skończył ostrzyć miecze i wyruszył .
Nie bał się nikogo ale poprosił Slanesha o pomoc . Poczuł wewnętrzną siłę rozchozącą się po całym ciele . Był gotów .
Hym . Wygląda twardo .... zabawa będzie dłuższa
Ajame!-Krzykną w pośpiechu elf goniący oddalajacą się czarnowłosą kobietę. No-Do-Hai zatrzymali swe konie.
-Zaczekajcie to nie zajmie mi długo.-Powiadomiła ze spokojem swoich towarzyszy. Kobieta siedzaca na dobrze prezentującym sie brązowym koniu, o starannie wyczesanej grzywie zawróciła w stronę stojacego w cieniu świerkowych drzew elfa. Ucinajac konia szypko zbliżyła się do gospodarza willi, zsiadajac jeszcze w czasie jazdy zgrabnie zeskoczyła lądujac przed obliczem białowłosego elfa.
Długowieczny pochwycił ją wkładajac w jej dłoń odzianą w czarno barwioną skórzaną rękawicę lśniącą czerwoną fiolkę.
-Oby nie była ci nigdy potrzebna...-Powiedział elf do kobiety o wdizęcznym wyrazie twarzy z grzywką opadajacą na bok.
-Jeśli poczujesz rany na ciele wipij to czym prędzej, a ból przeminie...
Powodzenia... Niech Asurowie maja cie wopiece,a Khain będize ci inspiracją w walce! -Dodał na koniec w swym ojczystym języku.
Ajame, choć nie rozumiała języka smukłej postóry stworzenia, to poczóła że mimo to życzy jej dobrze. Ściskając w dłoni fiolkę Ajame wskoczyła na konia i ruszyła w stronę braci wojny.
...-Taka podobna do swej matki Kunio...-Pomyślał elf udajac sie spowrotem do swego pałacyku brukowaną drogą osłonętą koronami drzew przed wypalającymi promieniami słońca.
-Zaczekajcie to nie zajmie mi długo.-Powiadomiła ze spokojem swoich towarzyszy. Kobieta siedzaca na dobrze prezentującym sie brązowym koniu, o starannie wyczesanej grzywie zawróciła w stronę stojacego w cieniu świerkowych drzew elfa. Ucinajac konia szypko zbliżyła się do gospodarza willi, zsiadajac jeszcze w czasie jazdy zgrabnie zeskoczyła lądujac przed obliczem białowłosego elfa.
Długowieczny pochwycił ją wkładajac w jej dłoń odzianą w czarno barwioną skórzaną rękawicę lśniącą czerwoną fiolkę.
-Oby nie była ci nigdy potrzebna...-Powiedział elf do kobiety o wdizęcznym wyrazie twarzy z grzywką opadajacą na bok.
-Jeśli poczujesz rany na ciele wipij to czym prędzej, a ból przeminie...
Powodzenia... Niech Asurowie maja cie wopiece,a Khain będize ci inspiracją w walce! -Dodał na koniec w swym ojczystym języku.
Ajame, choć nie rozumiała języka smukłej postóry stworzenia, to poczóła że mimo to życzy jej dobrze. Ściskając w dłoni fiolkę Ajame wskoczyła na konia i ruszyła w stronę braci wojny.
...-Taka podobna do swej matki Kunio...-Pomyślał elf udajac sie spowrotem do swego pałacyku brukowaną drogą osłonętą koronami drzew przed wypalającymi promieniami słońca.
Ogłoszono wyniki losowania walk. Adolf wiedział, że jego pierwszym przeciwnikiem będzie nie kto inny, lecz, Bretończyk, człowiek z jego dawnych stron: sir Dagonet który był wielkim wojakiem i zabił już nie jednego silnego Orka.
-Znam jego słabości, przy nie jednej biesiadzie o nim opowiadano-rozmyślał Adolf- Pójdzie sprawnie.
Wampir wszedł na arenę by zobaczyć swego przeciwnika, ostatni raz gdy go widział był on jeszcze dzieckiem, może 7 letnim, ale teraz widział mężczyzne nieco podstarzałego lecz wyglądającego na bardzo sprawnego fizycznie.
-Roztył się-pomyślał z uśmiechem Adolf- Nie będzie więc miał dużego refleksu, pare szybkich ciosów i pozamiatane.
Wampira jednak niepokoiło to, że jego przeciwnik może przewyższać go doświadczeniem.
-Ma ładny miecz- pomyślał Adolf-będe miał ładne trofeum...
-Znam jego słabości, przy nie jednej biesiadzie o nim opowiadano-rozmyślał Adolf- Pójdzie sprawnie.
Wampir wszedł na arenę by zobaczyć swego przeciwnika, ostatni raz gdy go widział był on jeszcze dzieckiem, może 7 letnim, ale teraz widział mężczyzne nieco podstarzałego lecz wyglądającego na bardzo sprawnego fizycznie.
-Roztył się-pomyślał z uśmiechem Adolf- Nie będzie więc miał dużego refleksu, pare szybkich ciosów i pozamiatane.
Wampira jednak niepokoiło to, że jego przeciwnik może przewyższać go doświadczeniem.
-Ma ładny miecz- pomyślał Adolf-będe miał ładne trofeum...


Miałem palnąć jakiś cytat..., ale zapomniałem XD
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Zabójca sciskał sztylety. Przed walką przyjemność spływała na niego dzięki ich błogosławieństwu. Przyjemność płynąca z żądzy krwi. Błogosławieństwo było chyba najlepszą rzeczą jakiej doznał. I był wielce zadowolony że tu przybył. W dodatku rozpierała go duma i swiadomość że jest najlepszy. Może nawet lepszy niż legendarny Cieniste Ostrze. A teraz miała się rozpocząc kolejna arena smierci. I on po raz kolejny udowodni że jest tutaj i mistrzostwo mu się należy. Może nawet poderżnie kilka gardeł znienawidzonym Ulthuańczykom.
Beored był na tyle zdesperowany że nie przejął siędziwaczną multirasową publiką. Ale czy powinien się dziwić? Przed nim byłelf. Gdy wyszedł na piaski nie czuł nic. Co najwyżej żal za tym co utracił. Nie miał dokąd pójść i chyba nadszedł kres jego dni. Ale jeśli on ba być wkrótce to niech dokona się tutaj w walce. Beord przerzucił swój wielki topór z ramienia do obu rąk i oczekiwał na znak.
Gong zagrzmiał. Khaerth abaleth postąpił naprzód. Beored przygotował się. Miał atut. Swoją szybkość. Jego szybkość zawsze zaskakiwała szybciej i teraz też postanowił zaskoczyć przeciwnika. Pozornie ociężały wystrzeliłz szybkością swych butów prędkości. Natychmiast też rzucił swoim małym podręcznym toporkiem. Khaerth nie był zaskoczony. Zareagował w ułamku sekundy i jeszcze szybciej i zanim człowiek zadał cios sam uderzył a toporek bezpiecznie poszybował daleko od głowy elfa. Na piersi człowieka sztylet zostawił krwawą pręgę tnąc ubranie. Beored zdążył jednak trzonkiem uderzyc zabójcę. Był to bardzo silny cios że Abaleth aż stęknął gdy zabrakło mmu tchu w piersi. Ledwie uchylił się przed kolejnym toporkiem. Khaertha bardzo zadziwiła prędkość człowieka i zwinność w jaki sposób udawało się mu operowac tym wielkim toporem. Przebiegł znów w jego pobliską odleglość i zadał cios w serce. Drwal uchylił się że zamiast w piersi sztylet znów go tylko drasnął. Niemniej jednak krew sciekała z poprzedniej rany obficie. Topór zakreślił łuk. Abaleth dostrzegł to końcem oka, dzięki temu udało się elfowi zgrabnym saltem uchylić się od ciosu. Beord znów sięgnął po toporek. Khaerth był przygotowany. Po za tym człowie nie rzucał specjalnie celnie. Nieudacznik. Skręecił ciałem przestępując na prawą i zawirował wycinając kolejne coraz bardziej krwawiące rany na beordzie Człowiek już wtedy ciężko dyszał. Drwal był jednak zachartowany w boju. Kopnięciem w brzuch odrzucił od siebie elfa a gdy ten odruchowo zgiął się z bólu, ciężki topór wbił się pod obojczyk głeboko do połowy piersi. Zaskoczony Khaerth nie zdołał nawet westchnąć i był martwy w chwili gdy dotknął piasku areny. Publika zaczęła wiwatować na jego cześć. Ciężko dyszący Boerd nie miał czasu się rozkoszowac zwycięstwem. Krwawił obficie i wiedział że musi natychmiast zatamowac płynącą z niego posokę.
Beored był na tyle zdesperowany że nie przejął siędziwaczną multirasową publiką. Ale czy powinien się dziwić? Przed nim byłelf. Gdy wyszedł na piaski nie czuł nic. Co najwyżej żal za tym co utracił. Nie miał dokąd pójść i chyba nadszedł kres jego dni. Ale jeśli on ba być wkrótce to niech dokona się tutaj w walce. Beord przerzucił swój wielki topór z ramienia do obu rąk i oczekiwał na znak.
Gong zagrzmiał. Khaerth abaleth postąpił naprzód. Beored przygotował się. Miał atut. Swoją szybkość. Jego szybkość zawsze zaskakiwała szybciej i teraz też postanowił zaskoczyć przeciwnika. Pozornie ociężały wystrzeliłz szybkością swych butów prędkości. Natychmiast też rzucił swoim małym podręcznym toporkiem. Khaerth nie był zaskoczony. Zareagował w ułamku sekundy i jeszcze szybciej i zanim człowiek zadał cios sam uderzył a toporek bezpiecznie poszybował daleko od głowy elfa. Na piersi człowieka sztylet zostawił krwawą pręgę tnąc ubranie. Beored zdążył jednak trzonkiem uderzyc zabójcę. Był to bardzo silny cios że Abaleth aż stęknął gdy zabrakło mmu tchu w piersi. Ledwie uchylił się przed kolejnym toporkiem. Khaertha bardzo zadziwiła prędkość człowieka i zwinność w jaki sposób udawało się mu operowac tym wielkim toporem. Przebiegł znów w jego pobliską odleglość i zadał cios w serce. Drwal uchylił się że zamiast w piersi sztylet znów go tylko drasnął. Niemniej jednak krew sciekała z poprzedniej rany obficie. Topór zakreślił łuk. Abaleth dostrzegł to końcem oka, dzięki temu udało się elfowi zgrabnym saltem uchylić się od ciosu. Beord znów sięgnął po toporek. Khaerth był przygotowany. Po za tym człowie nie rzucał specjalnie celnie. Nieudacznik. Skręecił ciałem przestępując na prawą i zawirował wycinając kolejne coraz bardziej krwawiące rany na beordzie Człowiek już wtedy ciężko dyszał. Drwal był jednak zachartowany w boju. Kopnięciem w brzuch odrzucił od siebie elfa a gdy ten odruchowo zgiął się z bólu, ciężki topór wbił się pod obojczyk głeboko do połowy piersi. Zaskoczony Khaerth nie zdołał nawet westchnąć i był martwy w chwili gdy dotknął piasku areny. Publika zaczęła wiwatować na jego cześć. Ciężko dyszący Boerd nie miał czasu się rozkoszowac zwycięstwem. Krwawił obficie i wiedział że musi natychmiast zatamowac płynącą z niego posokę.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Slaneshu! Wybacz mi. Jestem cały twój na wieki. Odkupię się w twoich oczach i znó1) będę twym najwierniejszym czempionem jak Sigvald Wspaniały. –modlił się w duchu przed walką obliźniony wojownik. Jego patron nei słynął jednak z wyrozumiałości lecz wciąż miał nadzieje skąpać się w jego blasku i chwale. I w nadziei że znów będzie piękny i młody. Bezimienny wojownik który poprzez wieki tułaczki zapomniał swego miana odwrócił się. Usłyszał najpierw chrzęst. Był to rytmiczny chrzęst metalu o metal i czegoś jeszcze. W końcu jego oczom ukazał się wychodzący z przeciwnej bramy jego przeciwnik. Kościej. Upiór. Evincar zmierzył go ledwie znudzonym spojrzeniem. Martwiak? Jaka szkoda. Nawet nie będzie mógl poświęcić bólu swego przeciwnika dla pożywkę dla sług Pana. Zapomniany pokiwał ze smutkiem głową. Szkoda jego czasu ale skoro trzeba się bic to będzie. Może następny będzie żywy.
Evincar nie miał w ogóle uczuc. Pchałą go po prostu wola swego pana i władcy. Zdolny mag i nekromanta nakazywał mu by zaraz zaatakował swego przeciwnika. Magia pchała go do tego a on nie mógł się oprzeć jej.
Gong wybił rozpoczęcie walki. Evincar ruszył automatycznie. Zapomniany zareagował na to specyficzną pozą pełną gracji. Obliźnione ciało poczęło wykonywac płynne ruchy a miecze tańczyły wręcz. Zapomniany w takim tanecznym ruchu hipnotyzował publikę. Na evincarze oczywiście nie działał ten hipnotyzujący taniec. Miecz i sztylet uderzyły i rąbnęły w kości szybciej niż nieumarły uniósł broń. Oddał cios lecz ten szybko i sprawnie został odrzucony na bok. Następnych kilka ciosów też a zapomniany tańczył i sam wciąż go dosięgał Evincar atakował jednak bo tak nakazywała mu obca wola. W końcu poczuł że jego dusza jest jakby wysysana. Z radością poddał się temu lecz silna wola maga sciągnęła go do ciała sprawnie i szybko by kontynuował walkę. Zapomniany tymczasem okazjonalnie odbijał wrogie ciosy i dużo częsciej je samemu zadawał. Nieumarły jednak chyba wyczuł że to nie przelewki bo zaczął sprawniej odbijac jego ciosy. Mógł być kimś więcej za życia niż się wydaje. Zapomniany o to jednak nie dbał. Miecz w górę , krótki w dół i odwrotnie. Ręce płynęły jak węże. W końcu pchany przekonaniem że nieumarły nie zdoła go dotknąć nawet przepuścił halabardę do swojego ciała i ta naznaczyłą go kolejną raną z której będzie blizna. Ból sprawił zapomnianemu swoistą rozkosz. Przywilej bycia wyznawcą slanesha. Zaponiany poddał się tego uczuciu i odskoczył . Zmienił rytm ruchów ręką i doskoczył atakując czaszkę. Ciosy spadały a z czaszkiu upiora leciały zębyi wykwitały pęknięcia. Upiór pod nawałą ciosów nie mógł postąpic kroku dalej. Zapomniany nacierał. Jeden z tych ciosów byłnieco silniejszy albo czaszka już mocno nadwyrężona. Kość policzkowa trzasnęła i czaszka rozsypała się. Reszta upiornego szkieletu natychmiast zwaliła się na ziemię. Evincar ulatywał w niebyt. Zapomniany wojownik spojrzał z żalem na szkielet. Jaka szkoda – pomyślał że to nie był żywy. Następnie zwrócił się ku publice i podniósł miecz w górę pławiąc sięw chwale. Z zadowoleniem zauważył że część z jego blizn tajemniczo zniknęła. Zapomniany uśmiechnął się. Jego droga do odzyskania łask pana właśnie się zaczęła.
Evincar nie miał w ogóle uczuc. Pchałą go po prostu wola swego pana i władcy. Zdolny mag i nekromanta nakazywał mu by zaraz zaatakował swego przeciwnika. Magia pchała go do tego a on nie mógł się oprzeć jej.
Gong wybił rozpoczęcie walki. Evincar ruszył automatycznie. Zapomniany zareagował na to specyficzną pozą pełną gracji. Obliźnione ciało poczęło wykonywac płynne ruchy a miecze tańczyły wręcz. Zapomniany w takim tanecznym ruchu hipnotyzował publikę. Na evincarze oczywiście nie działał ten hipnotyzujący taniec. Miecz i sztylet uderzyły i rąbnęły w kości szybciej niż nieumarły uniósł broń. Oddał cios lecz ten szybko i sprawnie został odrzucony na bok. Następnych kilka ciosów też a zapomniany tańczył i sam wciąż go dosięgał Evincar atakował jednak bo tak nakazywała mu obca wola. W końcu poczuł że jego dusza jest jakby wysysana. Z radością poddał się temu lecz silna wola maga sciągnęła go do ciała sprawnie i szybko by kontynuował walkę. Zapomniany tymczasem okazjonalnie odbijał wrogie ciosy i dużo częsciej je samemu zadawał. Nieumarły jednak chyba wyczuł że to nie przelewki bo zaczął sprawniej odbijac jego ciosy. Mógł być kimś więcej za życia niż się wydaje. Zapomniany o to jednak nie dbał. Miecz w górę , krótki w dół i odwrotnie. Ręce płynęły jak węże. W końcu pchany przekonaniem że nieumarły nie zdoła go dotknąć nawet przepuścił halabardę do swojego ciała i ta naznaczyłą go kolejną raną z której będzie blizna. Ból sprawił zapomnianemu swoistą rozkosz. Przywilej bycia wyznawcą slanesha. Zaponiany poddał się tego uczuciu i odskoczył . Zmienił rytm ruchów ręką i doskoczył atakując czaszkę. Ciosy spadały a z czaszkiu upiora leciały zębyi wykwitały pęknięcia. Upiór pod nawałą ciosów nie mógł postąpic kroku dalej. Zapomniany nacierał. Jeden z tych ciosów byłnieco silniejszy albo czaszka już mocno nadwyrężona. Kość policzkowa trzasnęła i czaszka rozsypała się. Reszta upiornego szkieletu natychmiast zwaliła się na ziemię. Evincar ulatywał w niebyt. Zapomniany wojownik spojrzał z żalem na szkielet. Jaka szkoda – pomyślał że to nie był żywy. Następnie zwrócił się ku publice i podniósł miecz w górę pławiąc sięw chwale. Z zadowoleniem zauważył że część z jego blizn tajemniczo zniknęła. Zapomniany uśmiechnął się. Jego droga do odzyskania łask pana właśnie się zaczęła.
Adolf nigdy, nie widział elfa, lecz słyszł, że są bardzo szybkie, a tym razem szybszy był człowiek... No cóż nikt nie jest doskonały, ale po byłym mistrzu możnaby spodziewać się czegoś więcej- myślał Adolf- Evincar też szybko padł, ech ci dzisiejsi nekromanci, ale z drugiej strony ten Zapomniany jest bardzo zdolnym wojem...
Tak rozmyślając Adolf czekał na następną walkę...
Tak rozmyślając Adolf czekał na następną walkę...


Miałem palnąć jakiś cytat..., ale zapomniałem XD
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Krasnolud beknął. Opiwszy się piwa czuł się bardziej niż gotowy do walki. Pierwszą walką na arenie miał walczyć z outym w zbroję rycerzem. Człeczyna. Nie jest to może najchwalebniejsza śmierć ale tak czy inaczej by go odkupiła. Vogri wolałby trolla co najmniej. Ale cóż nie można mieć wszystkiego
Dzielny rycerz bretoni zastanawiał się natomiast nad losem swoim. Długo już szukał Graala a teraz wola pani pchęła go tutaj na arenę . Jako żywo po to by sprawdzic jego biegłość w walce. A to mogło oznaczać że jest już blisko znalezienia swego Graala. Sir Saleron położył swój Dwuręczny na ramieniu. Na honor- nie zawiedzie swej Pani Jeziora.
Gdy zabrzmiał gon rycerz zasalutował krasnoludowi i ruszył na niego polowi. Vogri rzchąknął i splunął szykując się do walki uważnie śledząc zbliżającego się rycerza. Zakręcił toporem po czym wzniósł go do ciosu. Był szybszy oczywiście o tej puszki. A zbroja warto nadmienic była fuszerką którą każdy krasnoludzki kowal wstydziłby się wykuć. Topory spadły na rycerza. Sir Salarron odbił jeden i drugi. Kolejnych już nie mógł. Ciężka broń była zbyt nieporęczna. Zbroja jednak ochroniła go od obrażeń. Prawie. Po którymś ciosie pękła po prosutu i wpuściła ostrze topora do środka. Salerron poczuł ranę. Ale to nie pierwsza rana w jego życiu była. Zniósł ją dzielnie. Ciosem zza głowy wyprowadził potężne uderzenie. Krasnolud założył krzyż i przyjął je aż stal zaśpiewała . Salerron uderzył ponownie z tym samym skutkiem i w końcy uderzyłz boku. Zmylony zabójca trolli znów założył blok lecz spotkała go niespodzianka bo miecz nie nadleciał. Ostrze głęboko cieło go przez pierś raniąc mocno. Rozwscieczyło to Vogrfiego. W berserkerskim szale neimal rzucił się na rycerza. Cios za ciosem rąbał zbroję i ciało i rycerz tylko odpierał ciosy odchylane na bok jakby jakąś siłą. Salerron czuł łaskę Pani która go chroniła. Ciął ponownie mocno małego furiata. Nawet jego miecz go nie zatrzymał. Salerron czuł że jak szybko go nie zabije będzie źle. Topór znó1) docierał do ciała wytaczając szlachecką krew z niego. Rycerz zaciskał zęby z bólu i ignorował rany. Przyjął na klingę topór, i zanim nadleciał drugi wykonał półobrót tnąc w swego przeciwnika. Krasnoludzki zabójca nie uchylił się. Wielki miecz głęboko wszedł w ciało powyżej biodra. Vogri zaklął i padł na arenę. Następne co zobaczył to duch ojca witający go w zaświatach. Ojciec wyglądał na zirytowanego. Rzekł tylko” IDIOTA!” zanim poprowadził go do stołu przodków gdzie ci ucztowali.
Dzielny rycerz bretoni zastanawiał się natomiast nad losem swoim. Długo już szukał Graala a teraz wola pani pchęła go tutaj na arenę . Jako żywo po to by sprawdzic jego biegłość w walce. A to mogło oznaczać że jest już blisko znalezienia swego Graala. Sir Saleron położył swój Dwuręczny na ramieniu. Na honor- nie zawiedzie swej Pani Jeziora.
Gdy zabrzmiał gon rycerz zasalutował krasnoludowi i ruszył na niego polowi. Vogri rzchąknął i splunął szykując się do walki uważnie śledząc zbliżającego się rycerza. Zakręcił toporem po czym wzniósł go do ciosu. Był szybszy oczywiście o tej puszki. A zbroja warto nadmienic była fuszerką którą każdy krasnoludzki kowal wstydziłby się wykuć. Topory spadły na rycerza. Sir Salarron odbił jeden i drugi. Kolejnych już nie mógł. Ciężka broń była zbyt nieporęczna. Zbroja jednak ochroniła go od obrażeń. Prawie. Po którymś ciosie pękła po prosutu i wpuściła ostrze topora do środka. Salerron poczuł ranę. Ale to nie pierwsza rana w jego życiu była. Zniósł ją dzielnie. Ciosem zza głowy wyprowadził potężne uderzenie. Krasnolud założył krzyż i przyjął je aż stal zaśpiewała . Salerron uderzył ponownie z tym samym skutkiem i w końcy uderzyłz boku. Zmylony zabójca trolli znów założył blok lecz spotkała go niespodzianka bo miecz nie nadleciał. Ostrze głęboko cieło go przez pierś raniąc mocno. Rozwscieczyło to Vogrfiego. W berserkerskim szale neimal rzucił się na rycerza. Cios za ciosem rąbał zbroję i ciało i rycerz tylko odpierał ciosy odchylane na bok jakby jakąś siłą. Salerron czuł łaskę Pani która go chroniła. Ciął ponownie mocno małego furiata. Nawet jego miecz go nie zatrzymał. Salerron czuł że jak szybko go nie zabije będzie źle. Topór znó1) docierał do ciała wytaczając szlachecką krew z niego. Rycerz zaciskał zęby z bólu i ignorował rany. Przyjął na klingę topór, i zanim nadleciał drugi wykonał półobrót tnąc w swego przeciwnika. Krasnoludzki zabójca nie uchylił się. Wielki miecz głęboko wszedł w ciało powyżej biodra. Vogri zaklął i padł na arenę. Następne co zobaczył to duch ojca witający go w zaświatach. Ojciec wyglądał na zirytowanego. Rzekł tylko” IDIOTA!” zanim poprowadził go do stołu przodków gdzie ci ucztowali.
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Ha, mistrz areny poległ w pierwszym starciu, to wskazuje, że szczęście liczy się nie mniej niż umiejętności, tyle, że nawet szczęście nie przebije mistrzowsko wykonanej zbroi z gromillu
Krwawe Ostrze patrzył się nie dowierzaniem na walkę ucznia swego rywala i dosłownie szczeka mu opadła gdy zobaczył jej wynik, jakiś brudny człowiek zabił Assasyna Mrocznych Elfów, jeśli tak walczy uczeń Cienistego Ostrza to no nie będzie miał problemów z jego zabiciem. Zabójca nie miał już nic do roboty na Arenie i mógł spokojnie wracać do Naggaroth, jednak przyjął wyzwanie, wycofanie się nie było w jego stylu. Poza tym ten głupiec który przed chwilą zginął na Arenie, był jednak Mrocznym Elfem, zatem Krwawy Cień musiał pokazać, że zabijanie Mrocznych Elfów nie uchodzi bez karnie.
Nie no to są chyba jakieś żarty Assasin DE zabity przez Drwala
. Co za marna śmierć. Choć z drugiej strony, zasłużona bowiem nie można służyć dwóm tak nienawidzący się nawzajem bogom. Zwłaszcza jeśli jeden jest tak tak kapryśny jak Slaanesh a drugi tak zazdrosny o swych wyznawców jak Khain
.
@Mur widzę, że moja historyjka się spodobała, choć nie spodziewałem się, no cóż Assasin z miksturkom ma większe szanse na wygranie areny
.
Oblukałem jeszcze zestaw jaki wystawił Czopek, całkiem niezły, mocne uderzenie,jest szybki, trudno go trafić, więc może zajść daleko.
A temu człowiekowi trzeba się lepiej przyjrzeć, jest cholernie szybki i bardzo dobrze wyszkolony, oczywiście jak na człowieka. Nie można jednak lekceważyć kogoś kto zabił Zabójce Mrocznych Elfów - Pomyślał Krwawy Cień
No cóż, wygląda na to, że mój Assasin to jedyny pozostały DE na turnieju.
Nie no to są chyba jakieś żarty Assasin DE zabity przez Drwala




@Mur widzę, że moja historyjka się spodobała, choć nie spodziewałem się, no cóż Assasin z miksturkom ma większe szanse na wygranie areny

Oblukałem jeszcze zestaw jaki wystawił Czopek, całkiem niezły, mocne uderzenie,jest szybki, trudno go trafić, więc może zajść daleko.
A temu człowiekowi trzeba się lepiej przyjrzeć, jest cholernie szybki i bardzo dobrze wyszkolony, oczywiście jak na człowieka. Nie można jednak lekceważyć kogoś kto zabił Zabójce Mrocznych Elfów - Pomyślał Krwawy Cień
No cóż, wygląda na to, że mój Assasin to jedyny pozostały DE na turnieju.
Ostatnio zmieniony 7 lis 2008, o 18:17 przez Tullaris, łącznie zmieniany 2 razy.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Sallaron powoli lapal oddech po tej walce... pierwsze jego slowa to byla modlitwa z podziekowaniami dla Pani za laske i ochrone. Poczul ze jej oczy spoczely na tym skromnym i szlachetnym rycerzu. Powoli odzyskiwal wiare w to ze za jego zycia dane bedzie mu ujzec Graala. Kto by pomyslal , ze znajdzie nadzieje w miejscu takim jak to? Niezbadane sa sciezki przeznaczenia.
Ostatni raz spojrzal na cialo krasnoluda i oddal salut by uhonorowac tego przedstawiciela jakze walecznej rasy. Nastepnie powoli przeszedl przez brame areny
Ostatni raz spojrzal na cialo krasnoluda i oddal salut by uhonorowac tego przedstawiciela jakze walecznej rasy. Nastepnie powoli przeszedl przez brame areny