arena of Death nr 11
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Jak skończy się pierwsza runda, to Mur przeprowadzi losowanie kolejnych par. Losowanie lepsze, nigdy nie wiesz z kim przyjdzie się zmierzyć twej postaci.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Przeanalizowałem poprzednie Arenę i rzeczywiście losowania brak (a nie wiem czemu mi się wydawało, że było), no to spoko jedziemy systemem turniejowym.Artein pisze:Nie ma losowania, system turniejowy, zwycięzca pierwszej walki ze zwycięzcą drugiej, zwycięzca trzeciej z czwartej, piątej z szóstej, siódmej z ósmej...
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Spokojnie panowie! Rozwiazanie 16 walk jest niemożliwe w 3 wieczory, dajcie sobie luuz
@ Murm: jedna jedyna uwaga co do opisów - proszę, wystrzegaj się zbędnego patosu! Zdecydowanie psuje to całą kompozycję (jakże dobrych!) zmagań arenowych.
Pozdrawiam
@ Murm: jedna jedyna uwaga co do opisów - proszę, wystrzegaj się zbędnego patosu! Zdecydowanie psuje to całą kompozycję (jakże dobrych!) zmagań arenowych.
Pozdrawiam
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
wróciłem przed chwilą. Dzis już nie mam siły na pisanie. Jutro raczej po południu o ile zdąże bo może byc tak że spotkanie rodzinne mi wypadnie ale postaram się napisac.
Piotras: zdefiniuj patos, znaczy gdzie robię patos bo nie wiem o co chodzi? Najlepiej zacytuj fragment zebym wiedział w czym rzecz.
Piotras: zdefiniuj patos, znaczy gdzie robię patos bo nie wiem o co chodzi? Najlepiej zacytuj fragment zebym wiedział w czym rzecz.
Ajame wraz ze swoją trupą tancerzy śmierci jechała w zamyśleniu w stronę swego przeznaczenie. Jej myśli mąciła cały czas satysfakcja z jaką wbiła by Wakizashi w gardło tego śmierdzącego opitego stworzenia przekręcajac powoli je powoli zadająć niewyobrazalne cierpienie nędznemu niziołkowi.
Broń Ajame to niezwykłe dzieło opanowywujac do perfekcji styl walki dwoma wakizashi, jej matka kazała wykuć jako prezent dwa miecze z niezwykłego metalu, który sączył sie z gór wólkanu. Tam mistrz broni znany jako Hanzo ujazmił jako jedyny ów metal. Wykucie mieczy zajeło mu dwa lata i do dziś nikt nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego dusze mieczy Ajame płoną. Cżesto wydawało sie jakgdyby były w ich lustrzanym odbiciu świat płoną żywcem.
Dotarłwszy na miejsce gdzie ajame miała zderzyć sie ze swoim przeznaczeniem, w miejscu gdzie miała pokazać iż jest nie zwyciężona. Zsiadając z konia pochwyciła go za lejce podobnie jak reszta No-Do-Hai wychodząc kilka kroków w przód. Kwiat Nipponu ściągnał maskę wraz z zdobnym hełmem, podajac go towarzyszowki obok. Stojac w pełnym blasku popołudniowego słońca lśniała pośród tłumu przed areną. Jej czerwona zdobna płytowa zbroja wypolerowana odbijała promienie spadajace z nieba. Jej czerwone bufiaste spodnie -zwężane w kolanach łączące sie z krwawo czerwonymi nagoleńcami- pokryte złotymi łuskami wydawały rytmiczny szmer.
-Naprzód bracia! W imię Białych Tygrysów niech ta arena dostanie widowisko jakiego jeszcze niegdy nie doświadczyła! Niech głosy widowni zadrżą w posagach, bo na tej arenie czeka na nas nieśmiertelność!
Broń Ajame to niezwykłe dzieło opanowywujac do perfekcji styl walki dwoma wakizashi, jej matka kazała wykuć jako prezent dwa miecze z niezwykłego metalu, który sączył sie z gór wólkanu. Tam mistrz broni znany jako Hanzo ujazmił jako jedyny ów metal. Wykucie mieczy zajeło mu dwa lata i do dziś nikt nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego dusze mieczy Ajame płoną. Cżesto wydawało sie jakgdyby były w ich lustrzanym odbiciu świat płoną żywcem.
Dotarłwszy na miejsce gdzie ajame miała zderzyć sie ze swoim przeznaczeniem, w miejscu gdzie miała pokazać iż jest nie zwyciężona. Zsiadając z konia pochwyciła go za lejce podobnie jak reszta No-Do-Hai wychodząc kilka kroków w przód. Kwiat Nipponu ściągnał maskę wraz z zdobnym hełmem, podajac go towarzyszowki obok. Stojac w pełnym blasku popołudniowego słońca lśniała pośród tłumu przed areną. Jej czerwona zdobna płytowa zbroja wypolerowana odbijała promienie spadajace z nieba. Jej czerwone bufiaste spodnie -zwężane w kolanach łączące sie z krwawo czerwonymi nagoleńcami- pokryte złotymi łuskami wydawały rytmiczny szmer.
-Naprzód bracia! W imię Białych Tygrysów niech ta arena dostanie widowisko jakiego jeszcze niegdy nie doświadczyła! Niech głosy widowni zadrżą w posagach, bo na tej arenie czeka na nas nieśmiertelność!
Ostatnio zmieniony 9 lis 2008, o 09:54 przez Ice-T, łącznie zmieniany 1 raz.
Patos (nie mylić z patosem greckim, bo to spora różnica ), szyk przestawny, inwersja czasownikowa, monumentalny styl, którym charakteryzowała się antyczna literatura.Murmandamus pisze:Piotras: zdefiniuj patos, znaczy gdzie robię patos bo nie wiem o co chodzi? Najlepiej zacytuj fragment zebym wiedział w czym rzecz.
Generalnie jest trochę błędów interpunkcyjnych i nieużytych spacji między niektórymi zdaniami / wyrazami... No czasami można się do składni i stylu przyczepić, ale to już takie zboczenie polonistyczne.
Jest spoko, ale jakby co napisałem na GG, więcej szczegółów tam, tu nie będę już spamował
Dobranoc i pozdrawiam
Piotras czepiasz się . Według mnie jest ok więc nie marudź, a jak Murmowi gdzieś ucieknie spacja lub przecinek to nie jest problem.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Czarne orki prawie zawsze bywają ponurę i mają zły humor. Grazkull nie był wyjątkiem. Zdążył już „wpierdolić” 4 goblinom którzy za wolno przynosili mu jego ekwipunek by się mógł przygotowac do walki którą miał teraz stoczyc. Miał przy okazji ochotę wpierdolić nadzorcy walk za wyniosłe traktowanie ale zrezygnował bo tamten zasłonił się 2 ogrzymi strażnikami. Grazkull postanowił wpierdolić mu później. Gdy wyszedł na arenę powitał go hałąs i owacje. Grazkull wiedział że to na jego cześć i choć publiczność nie była raczej zielona(widział jedynie nielicznych współplemienców co tam byli i kilku osobników ludzkiej rasy co za bardzo w nocy zabalowali z krasnoludzkim xxxxxx)
Grazkull zakręcił toporem rycząc WAAAAAAAGH w oczekiwaniu na swego przeciwnika. Opił się eliksiru swego szamana i poczuł się jakby jego skóra jeszcze bardziej twardniała.
Hrabia Louis Bogem tymczasem modlił się w kaplicy na arenie. Modlił się o błogosławieństwo pani której zawierzył swe życie. Tylko to mu zresztą pozostało. Na ścianach kaplicy wisiały różne małe dary pozostawione tutaj przez poprzednich rycerzy występujących na arenie. Zostawili cząstkę siebie przed śmiercią. Hrabia szepnął do siebie:
-Czy i ja tutaj zginę jak wy?
Odpowiedziała mu cisza. Wtedy przypomniał sobie po raz kolejny to co stracił i zapragnął śmierci. Wiedział jednak że nie pozwoli sobie zginąć tak po prostu. Był na to zbyt dumny. Miał tu jeszcze na tym padole ziemskim coś do zrobienia. Wstał i z nabożnym szacunkiem pozostawił swój sztylet na ołtarzu w charakterze daru na którym wygrawerowany był jego emblemat rodowy. Opuścił kaplicę udając się na miejsce walk.
Spoglądali na siebie swiadomi ze zaraz się rozpocznie walka. Hrabia Louis nie bał się jej mimo że ork wyglądał na strasznego wojownika górując nad nim wzrostem i masą. Zawierzył pani i oczekiwał. Grazkull natomiast już nie mógł się doczekac walki. Bo walkę kochał i zawsze miał komuś „wpierdolić”. Teraz była kolejka tego ludka w żelazie.
Zabrzmiał gong i ork ryknął znowu: „WAAAAAAAAAAAAAAGH!” i unosząc wielką czoppę za głowę pobiegł na rycerza w gwałtownej szarży. Hrabia Louis przyjął obronną postawę z tarczą przed siebie. Gdy ork był blisko sam zaatakował. Nie przewidział tylko tego że miecz nawet w twarde ciało się nie wbije. A o swą broń dbał i zawsze był ostra. Ork natomiast w pędzie rąbnął rycerza tak że bretończyka odrzuciło w tył. Następnie wielka czoppa spadłą na niego z góry. Szczęśłiwie dla rycerza pani czuwała. Louis czuł jej opiekę i ciepło. Czoppa odchyliła swój lot i spadłą obok nie dotykając nawet rycerza. Louis oddał cios zatrzymany na zbroi orka. Grazkull był za blisko na użycie czoppy. Rąbnął więc głową jak na zawodach w swoim plemieniu gdzie był najlepszy. Hrabia Pearche zdążył się zasłonić tarczą i łeb orka wyrżnął w zasłonę wydając metaliczny dzwięk. Grazkull odskoczył zadając następny cios czoppą. Tak jak poprzednio coś odchyliło jej lot ku człowiekowi. Grazkull warknął zirytowany. Czuł że twardość skóry ustąpiła ale i tak miecz człowieka który go chwilę później dosięgnął odbiły jego płyty. Rąbnął z boku. Topór tym razem po prostu przeleciał nad hełmem Louisa. Louis uderzył, mierząc w brzuch. Grazkull zdążył wrócić czoppą by odbić na czas miecz człowieka. Grazkull pomyślał że ludek jest nawet dobry w te klocki. Gdyby tylko był zielony…
Hrabia Louis nie miał podobnych myśli. Koncentrował się na walce a pod hełmem z jego twarzy pot mu spływał bo mimo próbował wielokrotnie zawsze nie mógł zranić wielkiego stwora. Wtedy spadł na niego pierwszy kolejny cios. Czoppa tym razem bez przeszkód przerąbała się przez zbroję raniąc wojownika z bretoni. Pierwsza krew została wytoczona. Cios był silny i choć większość mocy z zadanego ciosu przejęła dobra rycerska zbroja to i tak louisem zachwiało i pierwsze karmionowe krople padły na piach. Louis szepnął tylko „Chroń mnie o pani”. Celny cios rycerza tylko ześlizgnął się z ciała orka. Ten z kolei rąbał w najlepsze pogrążony w walce na całego. Ciosy raz po raz były spychały na bok. Hrabia wstrzymał oddech. Gdy ork podnosił ręce do kolejnego ciosu, hrabia znalazł dziurę w płytach. Precyzyjnie pchnął i w końcu zagłębił ostrze w ciele orka. Ten poczuł ból, co orkom nieczęsto się zdarza. Grazkull ryknął zraniony. Wytrąciło go to z rytmu bo nie dał rady trafić Louisa, który już odpadł. Hrabia tymczasem przestąpił na bok atakując bok swego przeciwnika Mierzył w obleśną najeżoną zębami mordę. Bretoński miecz przejechał przez nią robiąc paskudną czerwoną szramę. Każdego wojownika by to zatrzymało. Ork jednak nie tylko to zignorował ale jeszcze oddał cios. Czoppa znów odchylona tajemniczą siłą nie trafiłą rycerza. Sir Louis cały czas czuł opiekę pani. Prawie jakby jej ręka wspomagała jego rękę. Ork nie ustępował. Atakował dalej. Czoppa znów go drasnęła lecz tym razem skończyło się na uszkodzeniu zbroi i lekkim skaleczeniu. Hrabia louis stał się jednak nieostrożny bo zaraz podobny cios znowu go skaleczył. To nie było dobre bo tracił krew i słabł. Postanowił skończyć tę zabawę jak najszyciej. Ponownie zranił orka tak by ten to poczuł a wtedy stało niespodziewane. Grazkull poczuł się niepewnie bardzo. Cofnął się o krok potem bardziej. Hrabia Louis to wykorzystał atakując. Grazkull niewiele myśląc odwrócił się i zaczął uciekać. Za nim Świsnął miecz rycerski, lecz nie trafił uciekającego. Ork opanował się dopiero kilkadziesiąt metrów dalej i ponownie odwrócił. Rycerz był tuż za nim goniąc go. Grazkull przyjął przeciwnika ciosem czoppy. Pani czuwała. Nie pozwoliła skrzywdzić swego podopiecznego. Czoppa przecięła tylko powietrze. Nastąpiła dramatyczna wymiana ciosów cofającego się znów o krok orka. Hrabia Louis uderzył w gardło i przeciął je. Z szyi orka trysnęła silnie krew a Grazkull przewrócił się na plecy. Ork usiłował wstać lecz rycerz natychmiast przygwoździł go spowrotem do ziemi definitywnie kończąc życie wodza orków. Sir Louis opadł na kolana w zmawiając krótką modlitwę w podzięce za zwycięstwo do swej pani. Tymczasem widownia wiwatowała na jego cześć.
komentarz: gdyby nie blessing rycerz byłby od dawna martwy. Zresztą niewiele mu brakowało do śmierci pod koniec walki.(tak jeden cios czoppą)
Grazkull zakręcił toporem rycząc WAAAAAAAGH w oczekiwaniu na swego przeciwnika. Opił się eliksiru swego szamana i poczuł się jakby jego skóra jeszcze bardziej twardniała.
Hrabia Louis Bogem tymczasem modlił się w kaplicy na arenie. Modlił się o błogosławieństwo pani której zawierzył swe życie. Tylko to mu zresztą pozostało. Na ścianach kaplicy wisiały różne małe dary pozostawione tutaj przez poprzednich rycerzy występujących na arenie. Zostawili cząstkę siebie przed śmiercią. Hrabia szepnął do siebie:
-Czy i ja tutaj zginę jak wy?
Odpowiedziała mu cisza. Wtedy przypomniał sobie po raz kolejny to co stracił i zapragnął śmierci. Wiedział jednak że nie pozwoli sobie zginąć tak po prostu. Był na to zbyt dumny. Miał tu jeszcze na tym padole ziemskim coś do zrobienia. Wstał i z nabożnym szacunkiem pozostawił swój sztylet na ołtarzu w charakterze daru na którym wygrawerowany był jego emblemat rodowy. Opuścił kaplicę udając się na miejsce walk.
Spoglądali na siebie swiadomi ze zaraz się rozpocznie walka. Hrabia Louis nie bał się jej mimo że ork wyglądał na strasznego wojownika górując nad nim wzrostem i masą. Zawierzył pani i oczekiwał. Grazkull natomiast już nie mógł się doczekac walki. Bo walkę kochał i zawsze miał komuś „wpierdolić”. Teraz była kolejka tego ludka w żelazie.
Zabrzmiał gong i ork ryknął znowu: „WAAAAAAAAAAAAAAGH!” i unosząc wielką czoppę za głowę pobiegł na rycerza w gwałtownej szarży. Hrabia Louis przyjął obronną postawę z tarczą przed siebie. Gdy ork był blisko sam zaatakował. Nie przewidział tylko tego że miecz nawet w twarde ciało się nie wbije. A o swą broń dbał i zawsze był ostra. Ork natomiast w pędzie rąbnął rycerza tak że bretończyka odrzuciło w tył. Następnie wielka czoppa spadłą na niego z góry. Szczęśłiwie dla rycerza pani czuwała. Louis czuł jej opiekę i ciepło. Czoppa odchyliła swój lot i spadłą obok nie dotykając nawet rycerza. Louis oddał cios zatrzymany na zbroi orka. Grazkull był za blisko na użycie czoppy. Rąbnął więc głową jak na zawodach w swoim plemieniu gdzie był najlepszy. Hrabia Pearche zdążył się zasłonić tarczą i łeb orka wyrżnął w zasłonę wydając metaliczny dzwięk. Grazkull odskoczył zadając następny cios czoppą. Tak jak poprzednio coś odchyliło jej lot ku człowiekowi. Grazkull warknął zirytowany. Czuł że twardość skóry ustąpiła ale i tak miecz człowieka który go chwilę później dosięgnął odbiły jego płyty. Rąbnął z boku. Topór tym razem po prostu przeleciał nad hełmem Louisa. Louis uderzył, mierząc w brzuch. Grazkull zdążył wrócić czoppą by odbić na czas miecz człowieka. Grazkull pomyślał że ludek jest nawet dobry w te klocki. Gdyby tylko był zielony…
Hrabia Louis nie miał podobnych myśli. Koncentrował się na walce a pod hełmem z jego twarzy pot mu spływał bo mimo próbował wielokrotnie zawsze nie mógł zranić wielkiego stwora. Wtedy spadł na niego pierwszy kolejny cios. Czoppa tym razem bez przeszkód przerąbała się przez zbroję raniąc wojownika z bretoni. Pierwsza krew została wytoczona. Cios był silny i choć większość mocy z zadanego ciosu przejęła dobra rycerska zbroja to i tak louisem zachwiało i pierwsze karmionowe krople padły na piach. Louis szepnął tylko „Chroń mnie o pani”. Celny cios rycerza tylko ześlizgnął się z ciała orka. Ten z kolei rąbał w najlepsze pogrążony w walce na całego. Ciosy raz po raz były spychały na bok. Hrabia wstrzymał oddech. Gdy ork podnosił ręce do kolejnego ciosu, hrabia znalazł dziurę w płytach. Precyzyjnie pchnął i w końcu zagłębił ostrze w ciele orka. Ten poczuł ból, co orkom nieczęsto się zdarza. Grazkull ryknął zraniony. Wytrąciło go to z rytmu bo nie dał rady trafić Louisa, który już odpadł. Hrabia tymczasem przestąpił na bok atakując bok swego przeciwnika Mierzył w obleśną najeżoną zębami mordę. Bretoński miecz przejechał przez nią robiąc paskudną czerwoną szramę. Każdego wojownika by to zatrzymało. Ork jednak nie tylko to zignorował ale jeszcze oddał cios. Czoppa znów odchylona tajemniczą siłą nie trafiłą rycerza. Sir Louis cały czas czuł opiekę pani. Prawie jakby jej ręka wspomagała jego rękę. Ork nie ustępował. Atakował dalej. Czoppa znów go drasnęła lecz tym razem skończyło się na uszkodzeniu zbroi i lekkim skaleczeniu. Hrabia louis stał się jednak nieostrożny bo zaraz podobny cios znowu go skaleczył. To nie było dobre bo tracił krew i słabł. Postanowił skończyć tę zabawę jak najszyciej. Ponownie zranił orka tak by ten to poczuł a wtedy stało niespodziewane. Grazkull poczuł się niepewnie bardzo. Cofnął się o krok potem bardziej. Hrabia Louis to wykorzystał atakując. Grazkull niewiele myśląc odwrócił się i zaczął uciekać. Za nim Świsnął miecz rycerski, lecz nie trafił uciekającego. Ork opanował się dopiero kilkadziesiąt metrów dalej i ponownie odwrócił. Rycerz był tuż za nim goniąc go. Grazkull przyjął przeciwnika ciosem czoppy. Pani czuwała. Nie pozwoliła skrzywdzić swego podopiecznego. Czoppa przecięła tylko powietrze. Nastąpiła dramatyczna wymiana ciosów cofającego się znów o krok orka. Hrabia Louis uderzył w gardło i przeciął je. Z szyi orka trysnęła silnie krew a Grazkull przewrócił się na plecy. Ork usiłował wstać lecz rycerz natychmiast przygwoździł go spowrotem do ziemi definitywnie kończąc życie wodza orków. Sir Louis opadł na kolana w zmawiając krótką modlitwę w podzięce za zwycięstwo do swej pani. Tymczasem widownia wiwatowała na jego cześć.
komentarz: gdyby nie blessing rycerz byłby od dawna martwy. Zresztą niewiele mu brakowało do śmierci pod koniec walki.(tak jeden cios czoppą)
Ten przerażający ork powinien wygrać, był stanowczo lepszy, chociaż finezji i sztuki wiele tam nie było. Dało się wyczuć takie dziwne mrowienie, jak przy styczności z czystym spaczeniem, szczególnie w momentach, gdy dziwnym trafem ork chybiał.
Skith wiedział, co to jest... Tak-tak, to się nazywa magia. Walka z takimi wrogami nie należy do najłatwiejszych. Nie-nie tu nie chodzi o strach, po prostu trzeba więcej wysiłku. Dobrze-genialnie wręcz, pokurcze nie magują się, tak-tak będzie łatwiej.
Teraz jeszcze przypomnijmy sobie dawne nauki, te słabe punkty karzełków, jak przebić się przez te śmieszne blachy.
Skith wiedział, co to jest... Tak-tak, to się nazywa magia. Walka z takimi wrogami nie należy do najłatwiejszych. Nie-nie tu nie chodzi o strach, po prostu trzeba więcej wysiłku. Dobrze-genialnie wręcz, pokurcze nie magują się, tak-tak będzie łatwiej.
Teraz jeszcze przypomnijmy sobie dawne nauki, te słabe punkty karzełków, jak przebić się przez te śmieszne blachy.
Unrii czuł się pewnie. Wiedział, że jego oręż był wyjątkowy. Oba młoty dostał od króla a ich stworzeniem zajmował sie najlepszy z krasnoludzkich płatnerzy w twierdzy Morgrim Żelazny. Jeszcze nigdy go nie zawiodły i miał nadzieję, że i tym razem to nie nastąpi.
Przecież ona jest tylko człowiekiem i w dodatku kobietą. Nigdy z żadną nie walczył. Tu jednak chodzi o życie, przetrwanie, zemstę, która ma się dokonać.Pogrążony w zamyśleniu, energicznym ruchem odstawił kufel piwa z który chwilę wcześniej opróżnił.
-Karczmarz!!!!3 następne, ale żwawo!-Krzyknął.
Przecież ona jest tylko człowiekiem i w dodatku kobietą. Nigdy z żadną nie walczył. Tu jednak chodzi o życie, przetrwanie, zemstę, która ma się dokonać.Pogrążony w zamyśleniu, energicznym ruchem odstawił kufel piwa z który chwilę wcześniej opróżnił.
-Karczmarz!!!!3 następne, ale żwawo!-Krzyknął.