Po pierwsze, witam wszystkich, to forum wydało mi się dobrym miejscem, aby dać upust mojej grafomanii.
Bitwa stoczona kilka dni temu, między moimi znajomymi. Sevi dowodził wysokimi elfami, Kraggo krasnoludami. Potyczka całkowicie "4 funowa", więc nie znajdziecie tu wyśrubowanych rozpisek, ani genialnych posunięć taktycznych. Raport zaś jest nastawiony na klimatyczne przedstawienie starcia – niektóre, nieistotne zdarzenia zostały pominięte, inne czasem zamienione miejscami. Tyle tytułem ostrzeżenia

____________________________________________
Barak-Varr to ostatni, nieskażony łapskami zielonoskórych i skavenów, wielki, krasnoludzki port. Dzięki niemu prowadzony jest handel z niemal całym Starym Światem. Choć flota khazadów jest jedynie cieniem potęgi z minionych wieków, to napędzane parą, okute stalą okręty wciąż panują na wodach Czarnej Zatoki.
Fakt ten nigdy nie był w smak korsarzom, władającym wyspą Sartosa. Jednak miast toczyć bezsensowne boje z tak potężnym konkurentem, lepiej skłócić go z innym i upiec dwie pieczenie, na jednym ogniu. Tak, w skutek misternej intrygi Natalii Le Bliss, tytułującej się pirackim królem, doszło do spisanej poniżej potyczki. Z powodu niesprzyjającej pogody i sztormu armie krasnoludów i elfów spotkały się na lądzie, u wrót Czarnej Zatoki.
Korzystając z porannej mgły regimenty zajęły pozycje. Polem bitwy stała się jałowa równina, zaś niemymi świadkami zdarzenia zostały: opuszczona wieża, ogromny głaz, niewielki zagajnik i dwa wzgórza.

Pole bitwy z lotu ptaka, tuż przed pierwszym gwizdkiem.
Wojska krasnoludów (patrząc od lewej strony):
-10 zwiadowców, okupujący las, na flance niczego nieświadomych elfów
-10 łamaczy żelaza, pod wodzą kowala run
-12 długobrodych
-królowa Helga, głównodowodząca khazadów (Thane)
-organki
-16 wojowników klanowych
-10 kuszników
-działo, zajmujące dogodną pozycję na wzgórzu

Zwiadowcy przed rozstawieniem.
Siły elfów:
-9 srebrnych hełmów, wraz z arystokratą kierującym wojskami Ulthuańczyków
-balista, usytuowana na pagórku
-10 mistrzów miecza
-5 wojowników cienia, skrytych za głazem
-czarodziej
-10 łuczników
-16 włóczników

Regiment łuczników.
Dobrze okopane krasnoludy nie wykonały wielu ruchów, skupiając się na ostrzale. Kusznicy wzięli na cel, chronionych murem tarcz, włóczników, jeden bełt przebił napierśnik Ulthuańczyka. Prawdziwy koncert rozpoczęły organki, preludium do owej uwertury było powalenie pięciu srebrnych hełmów, jedną, precyzyjną serią.

Armata gotowa do strzału.
To tylko dodało elfom sił, w reakcji na owy, niesprowokowany, ostrzał, rzuciły się do natarcia. Lewą flanką przegalopowały pozostałe srebrne hełmy. Po dostrzeżeniu ruchów wewnątrz zagajnika, mistrzowie miecza zwrócili się w jego stronę, by rozprawić się z ukrytym wrogiem. Idąc naprzód, dogodne pozycje zajęli wojownicy cienia i łucznicy, przed siebie maszerowali też włócznicy.

Włócznicy - przygotowanie do walki.
Grad strzał wzbił się w niebo, spadając na linię kuszników, zabijając parę khazadów. Bełty wystrzelone z balisty pomknęły w stronę organków, przebijając jednego bombardiera.
Szturmujący Ulthuańczycy byli coraz bliżej, krasnoludy czyniły ostatnie przygotowania do obrony – wojownicy klanowi zwrócili się w lewo, zagrodzić drogę włócznikom. Łamacze żelaza, głośno wykrzykując obelgi, wyczekiwali srebrnych hełmów. Kusznicy nadal razili bełtami. Koncert organów trwał - kule rozerwały w strzępy załogę balisty.
Elfia arystokracja pierwsza dopadła wroga, szarżując regiment łamaczy żelaza. Krótka wymiana ciosów, nie była korzystna dla srebrnych hełmów. Opór zakutych w gromril wojaków okazał się niemożliwy do przełamania, co więcej, atakujący zostali zmuszeni do odwrotu. Na ratunek ruszyli mistrzowie miecza, zarzucając próby wypłoszenia krasnoludzkich zwiadowców z zarośli. Włócznicy systematycznie skracali dystans do oponentów.

Najistotniejsze ruchy wojsk.
Nękani strzałami kusznicy opuścili pozycje i uderzyli na włóczników. Młode krasnoludy pragnęły zakosztować elfiej krwi, ten brak cierpliwości zgubił ich. Po odparciu ataku, elfy pomaszerowały w stronę szańców osłaniających działo.
Międzyczasie, stojący za głazem czarodziej przełamał niemoc i splótł wiatry magii w klątwę feniksa. Czar ten, przez dłuższy czas, kąsał czających się w lesie zwiadowców.
Artyleria grała nieprzerwanie, faszerując ołowiem kolejnych nieprzyjaciół. Dla armaty był to jednak ostatni wystrzał, kanonierzy musieli chwycić za broń. Nacierający włócznicy, choć dysponowali wielokrotną przewagą, nie zdołali złamać inżyniera broniącego swej maszyny, który pozostał na posterunku mimo śmierci podwładnych (aż odszedł do przodków rundę później).

Bohaterski inżynier powstrzymuje przez rundę napór włóczników.
Na barkach mistrzów miecza spoczął obowiązek przełamania linii przeciwnika. Z powinności tej wywiązali się płacąc najwyższą cenę – żaden z szermierzy nie wrócił do zamorskiej ojczyzny. Jako pierwsi na ich drodze stanęli łamacze żelaza. Nawet tak doświadczonych bojowników zaskoczyła furia Ulthuańczyków, dodatkowo na flankę khazadów zaszarżowali wojownicy cienia. Szereg zachwiał się, a krasnoludy rozpoczęły nieskładny odwrót, szybko wykorzystany przez oponentów.
Zaraz po tym, wojownicy cienia spróbowali ataku na obsługę organków, jednak wspomagani przez krasnoludzką Królową bombardierzy chyżo rozprawili się z napastnikami.
Krasnoludzki zwiad, w końcu, postawił popracować siekierami, obrzucając nimi zbierającego się elfiego arystokratę i jego towarzysza. Ranald jednak sprzyjał Ulthuańczykowi i topór minął skroń elfa o grubość włosa. Nie zastanawiając się długo, obaj rzucili się na sprawców zuchwałego ataku, zabijając kilku, a pozostałych zmuszając do ucieczki.

Apogeum elfich sukcesów, czyli jak krasnolud stawiał opór.
Mistrzowie miecza, nie zważając, że ich szeregi kurczą się z minuty na minutę, napierali dalej. Ich szarżę dzielnie przyjęli długobrodzi. Stare, krasnoludzkie zrzędy niejedno już widziały i nie dały się zaskoczyć. Po chwili, na pomoc przybyła Helga, atakując bok elfów. Wymiana razów była błyskawiczna i bezlitosna, oba oddziały wybiły się w pień (w jakieś 3 rundy). Pozostawiając za sobą stos trupów, żywa (choć poważnie raniona) odeszła jedynie Królowa khazadów, niosąc ze sobą sztandar ulthuańskiego regimentu.
Tymczasem wojownicy klanowi wciąż kluczyli próbując dopaść krążących wokoło włóczników. Pomni na klęskę kuszników, nie odpowiedzieli na zaczepki, oczekując wsparcia organków. Te kontynuowały swą mistrzowską partyturę i oddając salwę, zamieniły elfie szyki w sito. Pewnym zawodem dla wojowników było, że nie mogli sprawdzić się z przeciwnikiem – ocalałe elfy rzuciły się do ucieczki.
Finał koncertu miał jednak dopiero nadejść, gdy następny tuzin strzałów wyciął wszystkich łuczników, nie przeszkodziła w tym śmierć kolejnego bombardiera, ugodzonego strzałą.
Nagłe załamanie pogody przerwało krwawe starcie, ocalali (a nie było ich wielu) wycofali się do swoich szańców. Zawarto krótkie zawieszenie broni, które pozwoliło zebrać rannych i pochować zabitych. Żadna ze stron nie zdołała osiągnąć zdecydowanej przewagi.
O własnych siłach pole bitwy opuścili:
Elfy: czarodziej, szlachcic i jeden srebrny hełm
Krasnoludy: królowa Helga (raniona), organki (z jednym obsługującym), regiment wojowników klanowych (niemal nie poniósł strat)

Zbieranie rannych i zabitych z pola bitwy + liczenie punktów.
Mniej klimatycznymi słowami mówiąc: po podliczeniu punktów wyszło, że krasnoludy miały ich całe 38 więcej – remis. To chyba najsprawiedliwszy wynik, jaki można sobie było wyobrazić

Spisał i sfotografował: Legion