Arena of Death 17(powrót do Karak Vlag) [Zmiany!!!!]
Re: Arena of Death 17(powrót do Karak Vlag) [Zmiany!!!!]
Thanquol siedział w ciemnym zaułku, rozmyślając nad walką.
Muszę wygrać... o tak, muszę. a z ogona tego bestio-luda zrobię sobie ubranie... Tak...- mówił sam do siebie. Skaven zażył nieco spaczenia, który kupił za to co zabrał martwemu człowiekowi.
Aaaach już wiem. Przypomniałem sobie. Wystarczy zajść takiego długo-wężowego od tyłu. Ciężko jest przerzucić taki ogon na tyle dość-szybko aby zablokować mój cios w tyło plecy...- Spaczeń rozjaśniał skavenowi umysł. pomagał skupić mu się na jednym celu ale czasami nie zwracał uwagi na otoczenie.
Ale nie tym razem. Zauważył, że ktoś go podsłuchuje. Szybko skoczył między beczki za którymi ukrywał się kolejny człowiek. Ugodził go pazurami w tors. z jękiem bólu człowiek padł na ziemię krwawiąc...
Muszę wygrać... o tak, muszę. a z ogona tego bestio-luda zrobię sobie ubranie... Tak...- mówił sam do siebie. Skaven zażył nieco spaczenia, który kupił za to co zabrał martwemu człowiekowi.
Aaaach już wiem. Przypomniałem sobie. Wystarczy zajść takiego długo-wężowego od tyłu. Ciężko jest przerzucić taki ogon na tyle dość-szybko aby zablokować mój cios w tyło plecy...- Spaczeń rozjaśniał skavenowi umysł. pomagał skupić mu się na jednym celu ale czasami nie zwracał uwagi na otoczenie.
Ale nie tym razem. Zauważył, że ktoś go podsłuchuje. Szybko skoczył między beczki za którymi ukrywał się kolejny człowiek. Ugodził go pazurami w tors. z jękiem bólu człowiek padł na ziemię krwawiąc...
Widząc, że jego następnym przeciwnikiem będzie Krasnolud Jakun westchnął - Ech to nie powinno tak być abym zadawał śierć przedstawicielom starszcyh ras, powinienem zabijać wyznawców Chaosu, cóż przynajmniej będzie to kolejna próba moich umiejętności wcześniej zwinny Elf, teraz twardy krasnolud, walka z takimi przeciwnikami to zaszczy, oczywiście cały pojedynek musi odbyć się po rycersku z zachowaniem zasad honoru. Ale skoda, że nie mogę uśmierćić Chaośnika-
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
.Kharg wpełz do pomieszczenia. Kantyna była zatłoczona a mimo to dookoła niego zaraz zrobiło się luźniej. Na twarzach otaczających go bywalców areny których zrobiło się coraz mniej wykwitło obrzydzenie i niechęć,. W końcu kto lubi wężowatego bestioluda okrytego futrem i skórami i z którego śmierdzi na kilometr. Prawda nie takich gościłą ta kantyna a zasady jej nie pozwalały wyrzucać nikogo ale jednak wrażenie pozostawało to samo. Gdzieś zamajaczyła pełna nienawiści twarz Jakuba który gdyby mógł już teraz rzuciłby się na twór chaosu, gdzie indziej niechętny szacunek Thanquola pomieszanego z lekkim strachem chichoczącego coś do siebie czy też Sam Khargh zainteresowanego tylko własnym piwem Albrechta. Bestiolud nawet tego niezauważył. Był święcie przekonany że wszyscy podziwiają jego wspaniałą postać a jeśli któryś jest niechętny mu to znaczy że napewno jest zazdrosny. Przepełzł przez izbę i wyszedł przeciwnym wyjściem gdyż niedługo już zbliżała się kolejna runda walki. Miał walczyć jako pierwszy. Thanquol obserwował go spod oka. Zastanawiał się dopóki nie wyszedł co będzie najlepsze na niego. Wolałby go otruć jeszcze przed walką. Stwiedził też że spaczeń wymieszany z cykutą byłby najbardziej odpowiedni chociarz wolałby dla pewności doprawić go jeszcze cyjankiem co zepsuło by smak... Tak rozważał dopóki nie usłyszał sygnału wzywającego na arenę. Niedługo potem obaj stali naprzeciw siebie gotowi do walki. W tej kolejnej walce na śmierć i życie nie mogło być pardonu.
Zabił gong. Obaj wojownicy chwilę stali naprzeciw siebie jakby zastanawiając się. Obaj w końcu ruszyli w swoich kierunkach. Thanquol lekko przygarbiony , gotowy do skoku obliczał odległość do wężowtego stwora. Khargh nie bawił się w żadne gierki i po prostu pełzł do bezpośredniej konfrontancji. Thanquol niepsodziewanie skoczył na wroga czując zaczętek wielkiej wściegłości właściwie bez powodu. Czuł też pewne oszołomienie dzięki eliksirowi wypitemu przed momentem. Thanquol miał ochotę rozerwać teraz swego przeciwnika gołymi rękami. Khargh zwynnie uchylił się jednocześnie tnąc Thanquola w locie swoim czarnym mieczem. PRzeklęty oręż wpił się w ciało szczuroluda a ten potoczył się po piasku areny. Skaven wstał lecz poczuł się nagle słabszy , jakby nogi miał z waty. Otrząsnął sięęjednak szybko i ruszył do ataku. Teraz jednak nieco ostrożniej i spokojniej. Khargh dopadł go jednak po prostu tnąc i rąbiąc. Skaven nie mógł nic zrobic tylko sięębronić odskakując do tyłu. Pazury dosięgły go jednak i Thanquol na pysku dorobił się pięciu niewielkich blizn. Zaraz potem otrzymał kolejną ranę od miecza. Thanquol krwawił a jego ruchy zrobiły się niezdarne. Zdołał jednak przebiec obok stwora i ciąć go swoimi pazurami. Khargh syknął z bólu gdy poczuł stal a chwilę później piekący ból od trucizny wżynającą się w jego ciało. Oddał ciosy skutecznie znacząc sierść skavena jego szczurzą krwią. Szczur probował jeszcze pchnąć mieczem lecz ten ześlizgnął się po skorzanej kurtce pestioluda. Wtedy ręka Kharga wystrzeliła do przodu i pazury zagłębiły się w szczurze oczka Thanquola. Skaven zdążył tylko zapiszczeć żałośnie zanim ostatecznie padł martwy. Khargh wydał wtedy z siebie pierwotny ryk zwycięstwa. Zwyciężył na chwałę księcia chaosu ponownie.
Zabił gong. Obaj wojownicy chwilę stali naprzeciw siebie jakby zastanawiając się. Obaj w końcu ruszyli w swoich kierunkach. Thanquol lekko przygarbiony , gotowy do skoku obliczał odległość do wężowtego stwora. Khargh nie bawił się w żadne gierki i po prostu pełzł do bezpośredniej konfrontancji. Thanquol niepsodziewanie skoczył na wroga czując zaczętek wielkiej wściegłości właściwie bez powodu. Czuł też pewne oszołomienie dzięki eliksirowi wypitemu przed momentem. Thanquol miał ochotę rozerwać teraz swego przeciwnika gołymi rękami. Khargh zwynnie uchylił się jednocześnie tnąc Thanquola w locie swoim czarnym mieczem. PRzeklęty oręż wpił się w ciało szczuroluda a ten potoczył się po piasku areny. Skaven wstał lecz poczuł się nagle słabszy , jakby nogi miał z waty. Otrząsnął sięęjednak szybko i ruszył do ataku. Teraz jednak nieco ostrożniej i spokojniej. Khargh dopadł go jednak po prostu tnąc i rąbiąc. Skaven nie mógł nic zrobic tylko sięębronić odskakując do tyłu. Pazury dosięgły go jednak i Thanquol na pysku dorobił się pięciu niewielkich blizn. Zaraz potem otrzymał kolejną ranę od miecza. Thanquol krwawił a jego ruchy zrobiły się niezdarne. Zdołał jednak przebiec obok stwora i ciąć go swoimi pazurami. Khargh syknął z bólu gdy poczuł stal a chwilę później piekący ból od trucizny wżynającą się w jego ciało. Oddał ciosy skutecznie znacząc sierść skavena jego szczurzą krwią. Szczur probował jeszcze pchnąć mieczem lecz ten ześlizgnął się po skorzanej kurtce pestioluda. Wtedy ręka Kharga wystrzeliła do przodu i pazury zagłębiły się w szczurze oczka Thanquola. Skaven zdążył tylko zapiszczeć żałośnie zanim ostatecznie padł martwy. Khargh wydał wtedy z siebie pierwotny ryk zwycięstwa. Zwyciężył na chwałę księcia chaosu ponownie.
Plugawe Bestie Chasou, ja już dopadne tego parszywego węża
Kurde wyjeżdżam na tydzień i nie będe mógł kibicować mojemu templariuszowi. Mam jednak nadzieje, że wygra
.
Kurde wyjeżdżam na tydzień i nie będe mógł kibicować mojemu templariuszowi. Mam jednak nadzieje, że wygra

Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
-Tak zacny Korrze niech wygra lepszy, a dziś wznoszę tosat na twą cześć - dzielnego i prawego krasnoluda. Jeśli Solkan da następnym przeciwnikiem zwycięzcy naszej walki będzie plugawa bestia chaosu-
Powiedział Jakub, a nastepnie wychylił kufej z piwem pijąc za dzielnego Krasnoluda.
Powiedział Jakub, a nastepnie wychylił kufej z piwem pijąc za dzielnego Krasnoluda.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Jakub i Korr nie czuli do siebie nienawiści. Ba czuli nawet nić porozumienia. Nawet zdążyli się polubić. Niestety zasady areny są jasne. Jak ktoś wyjdzie na piasek zostawia za bramą przyjaźnie. Dlatego niewielu zadawało sobie trud nawiązywania jakichkolwiek kontaktów z innym walczącym. Kontakty i koleżeństwo robiło tylko rzecz trudniejszą. Tym razem jednak obaj. Człowiek i krasnolud szli obok siebie. Nie zdarzało się to. Zazwyczaj jeden wychodził z jednego wejścia, drugi walczący z innego. Tutaj ci wyszli obok siebie. Zanim się rozdzielili Jakub rzekł 'Bywaj Korrze i nie wstrzymuj topora'. Krasnolud skinął mu głową i klepiąc go po raz ostatni w plecy odszedł na przeciwlegly skraj areny. Obaj w milczeniu przygotowywali się do walki. Jakub zdjął z pleców swój bastard i ujął go oburącz. Korr oparł topór o ziemię oczekując.
Wybił gong rozpoczęcie walki. Korr stał i oczekiwał. Jakub wiedział że Korr rzadko ma zwyczaj atakować pierwszy. Swiadomośc ta nie ułatwiała mu sprawy. Nie każdy lubił podchodzić do uzbrojonego po zęby krasnoluda wystawiając się na ciosy jego broni. Jakub jednak był inkwizytorem Solkana i stawał w obliczu groźniejszych sytuacji. Zebrał się w sobie i z okrzykiem SOLKAN pognał na krasnoluda z uniesionym mieczem. Jakub trafił celnie zanim Korr zdążył podnieść zasłonę. Cios odrąbał kawałek płyty w zbroi jakkolwiek krasnolud uderzył w głowę końcem topora niczym młotkikem. Krew chlusnęła z rozbitego nosa Jakuba. Inkwizytor nie dał się wybić z rytmu i atakował dalej. Teraz Korr był gotowy. Żeleźcem odbił jeden cios a drugi ześlizgnął się po zbroi. Jakub bił dalej ale nie przełamał ani krasnoludzkiej obrony ani gromrilowej zbroi. W końcu krasnolud począł spychać inkwizytora w tył. Potężne cięcie minęło nos Jakuba o cal gdy ten uchylił się ratując się od pewnej śmierci. Oddał cios. Korr przechwycił go między zbiegnięte żeleźce topora. Siłowali się kilka sekund po czym krasnolud podłożył nogę Jakubowi. Ten padł na plecy i ostatnie co zobaczył było ostrze krasnoludzkiej broni lecącej ku niemu.
Twarz Korra pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Wyjął ostrze z ciała i otarł z krwi. Kucnął nie zważając na oklaski publiki zamknął szeroko otwarte oczy człowieka w chwili śmierci. Rzekł cicho 'żegnaj przyjacielu' Po czym powstał. To zwycięstwo go nie cieszyło.
Wybił gong rozpoczęcie walki. Korr stał i oczekiwał. Jakub wiedział że Korr rzadko ma zwyczaj atakować pierwszy. Swiadomośc ta nie ułatwiała mu sprawy. Nie każdy lubił podchodzić do uzbrojonego po zęby krasnoluda wystawiając się na ciosy jego broni. Jakub jednak był inkwizytorem Solkana i stawał w obliczu groźniejszych sytuacji. Zebrał się w sobie i z okrzykiem SOLKAN pognał na krasnoluda z uniesionym mieczem. Jakub trafił celnie zanim Korr zdążył podnieść zasłonę. Cios odrąbał kawałek płyty w zbroi jakkolwiek krasnolud uderzył w głowę końcem topora niczym młotkikem. Krew chlusnęła z rozbitego nosa Jakuba. Inkwizytor nie dał się wybić z rytmu i atakował dalej. Teraz Korr był gotowy. Żeleźcem odbił jeden cios a drugi ześlizgnął się po zbroi. Jakub bił dalej ale nie przełamał ani krasnoludzkiej obrony ani gromrilowej zbroi. W końcu krasnolud począł spychać inkwizytora w tył. Potężne cięcie minęło nos Jakuba o cal gdy ten uchylił się ratując się od pewnej śmierci. Oddał cios. Korr przechwycił go między zbiegnięte żeleźce topora. Siłowali się kilka sekund po czym krasnolud podłożył nogę Jakubowi. Ten padł na plecy i ostatnie co zobaczył było ostrze krasnoludzkiej broni lecącej ku niemu.
Twarz Korra pozbawiona była jakichkolwiek emocji. Wyjął ostrze z ciała i otarł z krwi. Kucnął nie zważając na oklaski publiki zamknął szeroko otwarte oczy człowieka w chwili śmierci. Rzekł cicho 'żegnaj przyjacielu' Po czym powstał. To zwycięstwo go nie cieszyło.
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Ciekawe....Terlarkar po raz kolejny był zadowolony. Perspektywa mierzenia się z plugawym Łowcą Czarownic oddaliła się równie szybko co zbliżające się do Jakuba krasnoludzkie ostrze. Czemion Chaosu wygodnie rozsiadł się na swoim miejscu. Przynajmniej miał spokój. Tylko nieliczni widzowie byli na tyle odważni, siedzieć niedaleko miejsca, z którego Terlarkar obserwował arenę. Cudownie. Ta walka byłą interesująca. Wtem w jego głowie znowu odezwał się szept.
-Twoja nasssssssssssstępna ofiara......Kim JEST TWOJA NASTĘPNA OFIARA?
Sam dobrze wiesz demonie. Wszak obaj zostaliśmy pobłogosławieni darem wiedzy od Tego, Który Zmienia Ścieżki...
-On jest ssssssssssssłaby! Jego dusza nie jest nic warta!
A jednak zainteresowałeś się jego osobą.....jakże łatwo cie rozpracować mój sługo!
-Głupiiiiiiiiiiiiiiiiec z ciebie! To JA jestem twoim panem, nie ty MOIM!
Co to ma znaczyć demonie? Nie wyrwiesz się ze swego więzienia przed czasem. Poza tym, obaj swoją obecnością tutaj służymy Wielkiemu Planowi Architekta Przeznaczenia. Chyba,iż masz coś przeciwko.......
Demon zasyczał. Czempion Chaosu niestety trzymał go w szachu. Narazie. Jak tylko skończy się ta bezwartościowa arena, spróbuje się uwolnić. A wtedy pożre duszę tego nędznego....
Demonie! Twe myśli radują mnie! Skoro masz tyle mocy,iż myślisz nad ucieczką z Demonicznego Ostrza Płomiennej Zguby, nie będziesz miał nic przeciwko, iż wykorzystam tę moc na pokonanie naszych przeciwników!
Ostrze zawyło. Demoniczny Herold, znany jako Lśniący Herezjarcha ryczał ze złości.
Zapomniałeś o jednej rzeczy, demonie... Jeśli ja zginę, ty zostaniesz odesłany do swego pana. A wszak wiadomo,iż Tzeentch nie cierpi porażek.....
Terlarkar uśmiechnął się. Niedługo rozpocznie się kolejna walka. A po niej wyśle kolejną duszę na pożarcie demonowi!
Czempion Chaosu po raz kolejny dotknął wielkich rogów wystających z jego hełmu. Wszak to ewidentny znak łaski Boga Magii!
Być może kolejny dar spłynie na niego całkiem niedługo?
Terlarkar zachichotał.
Chwała Władcy Niemożliwej Fortecy!
-Twoja nasssssssssssstępna ofiara......Kim JEST TWOJA NASTĘPNA OFIARA?
Sam dobrze wiesz demonie. Wszak obaj zostaliśmy pobłogosławieni darem wiedzy od Tego, Który Zmienia Ścieżki...
-On jest ssssssssssssłaby! Jego dusza nie jest nic warta!
A jednak zainteresowałeś się jego osobą.....jakże łatwo cie rozpracować mój sługo!
-Głupiiiiiiiiiiiiiiiiec z ciebie! To JA jestem twoim panem, nie ty MOIM!
Co to ma znaczyć demonie? Nie wyrwiesz się ze swego więzienia przed czasem. Poza tym, obaj swoją obecnością tutaj służymy Wielkiemu Planowi Architekta Przeznaczenia. Chyba,iż masz coś przeciwko.......
Demon zasyczał. Czempion Chaosu niestety trzymał go w szachu. Narazie. Jak tylko skończy się ta bezwartościowa arena, spróbuje się uwolnić. A wtedy pożre duszę tego nędznego....
Demonie! Twe myśli radują mnie! Skoro masz tyle mocy,iż myślisz nad ucieczką z Demonicznego Ostrza Płomiennej Zguby, nie będziesz miał nic przeciwko, iż wykorzystam tę moc na pokonanie naszych przeciwników!
Ostrze zawyło. Demoniczny Herold, znany jako Lśniący Herezjarcha ryczał ze złości.
Zapomniałeś o jednej rzeczy, demonie... Jeśli ja zginę, ty zostaniesz odesłany do swego pana. A wszak wiadomo,iż Tzeentch nie cierpi porażek.....
Terlarkar uśmiechnął się. Niedługo rozpocznie się kolejna walka. A po niej wyśle kolejną duszę na pożarcie demonowi!
Czempion Chaosu po raz kolejny dotknął wielkich rogów wystających z jego hełmu. Wszak to ewidentny znak łaski Boga Magii!
Być może kolejny dar spłynie na niego całkiem niedługo?
Terlarkar zachichotał.
Chwała Władcy Niemożliwej Fortecy!
Gorax oglądał walkę z trybun po raz drugi. Jak zwykle swym kunsztem walki Korr zachwalał wszystko co krasnoludzkie. Wytrwał i powoli naciskał na przeciwnika, aż ten padł. Widać jednak było, że Korr i Jakub walczą niechętnie, ociężale zmuszające siebie do zaatakowania przeciwnika, do polania pierwszej krwi. Pożegnali się jak bracia, tak samo skończyli jak bracia...
Gorax przymrużył oczy i przytaknął głową. Prawdziwy krasnolud. Widział takich wielu, kiedy w tunelach pod Zhufbar zbierali rannych i poległych po walkach ze szczuroludźmi i goblinami. To właśnie walka, wojna i ich skutki prowadzą do hardości, zrozumienia i braterskości. Gorax rozumiał bitwę lepiej niż inni i uważał ją za dobrą. Po za przynoszeniem korzyści w postaci walki o to co zbudowali wcześniej przodkowie, walka wzbudzała dobre uczucia. I nie tylko w krasnoludach ...
- Dlatego My i Ludzie rozumiemy się tak dobrze - mruknął Gorax w Khazalid. Spojrzał na siedzącego na trybunach Sir Alow'a. Człowiek traktował arenę bardziej jak rozrywkę, teatrzyk, w którym aktorzy aż do bólu odgrywają swą rolę. Uśmiech wykwitnął na twarzy Bretończyka w momencie, gdy Korr zadawał ostateczny cios, a jego ręce podążyły do siebie w ruchu oklaskiwania. Najwyraźniej "pokaz" mu się spodobał ...
- Może Krasnoludy i Ludzie dobrze się rozumieją, ale na brodę Grimnira, ja nie rozumiem tego Bretończyka. Chyba za dużo czasu spędziłem pod ziemią, by w ogóle rozumieć Ludzi.
Gorax wstał i ruszył do wyjścia z trybun. Zamierzał złapać wychodzącego Korr'a i wesprzeć go na duchu. Miał także do przekazanie mu pewnej informacji, gdyby on sam miał przegrać nadchodzący pojedynek. Po drodze do wyjścia z areny Gorax minął w mileczeniu Sir Alow'a. Ten jednak, najwyraźniej będąc w dobrym humorze, postanowił zaczepić swego przeciwnika w nadchodzącym pojedynku:
- Ahh, przecież to MÓJ krasnolud. Gorax czyż tak? A więc Gorax'sie powiedz mi co czujesz widząc jak Twój lud zabija jednego z ludzi. Osobiście przedstawienie przyniosło mi poprawę nastroju, za co wielcem wdzięczny krasnoludowi Korr'owi i hmm Jakubowi. Ups byłemu Jakubowi - zakończył ze śmiechem Alow.
- Człowieku - zaczął spokojnie i cicho Gorax - wiedz, że uczucia jakie pałam do ludzi, w naszej walce nie będą miały żadnego znaczenia - i ruszył do wyjścia z trybun, nie czekając odpowiedzi. Nie widział, lecz Bretończyk pożegnał go uśmiechem.
Goraxowi udało się złapać Korr'a na osobności. Nie zamierzył kwestii wygrania areny zostawić przypadkowi. Korr był bliżej wygranej, dlatego też chciał, żeby w razie tego gdy on, Gorax, przegra następną arenę, Korr kontynuował pojedynki, wygrał arenę za wszelką cenę, a z tym co przyjdzie potem, jako krasnolud powinien wiedzieć co uczynić. Rozstali się tak, jakby się już nie mieli spotkać.
Gorax ruszył w stronę kuźni. Tam odebrał swą zbroję i oręż, podziękował kowalom za ich wsparcie i udostępnione narzędzia, mówiąc iż nadchodzi jego kolejna walka. Życzyli mu szczęścia.
Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Ruszył w stronę dolnych korytarzy gdzie stacjonowała grupa żelazołamaczy, których spotkał niedawno. Przechodzenie przez opuszczone hale i tunele zajęło mu niemało czasu, lecz teraz czas się nie liczył. W końcu dotarł do krasnoludzkiego posterunku. Tam poinformował oddział o sytuacji jaka jest na powierzchni:
- Jeśli ja i Korr przegramy, niech jeden z was pójdzie z poselstwem do Karaz-a-Karak. To co znajduje się w Karak Vlag musi być odzyskane. Myślę, że to będzie jedyne rozwiązanie.
- Tak też uczynimy, na młoty Grugniego! Jeśli w ciągu następnego dnia tu nie zejdziesz, Gorax'sie, wyślemy Ragnara, by rozeznał się w sytuacji i obserwował ewentualne poczynania naszego brata Korr'a. Gdyby i on miał polec, Ragnar, jako najszybszy z nas ruszy z posłaniem do Karaz-a-Karak.
Gorax był zadowolony z postanowień dowódzcy. Wypili jeszcze razem kolejkę ale, na pożegnanie, po czym Gorax ruszył na powierzchnie, w stronę areny. Było to chyba najlepsze krasnoludzkie ale, jakie Gorax kiedykolwiek pił...
Gorax przymrużył oczy i przytaknął głową. Prawdziwy krasnolud. Widział takich wielu, kiedy w tunelach pod Zhufbar zbierali rannych i poległych po walkach ze szczuroludźmi i goblinami. To właśnie walka, wojna i ich skutki prowadzą do hardości, zrozumienia i braterskości. Gorax rozumiał bitwę lepiej niż inni i uważał ją za dobrą. Po za przynoszeniem korzyści w postaci walki o to co zbudowali wcześniej przodkowie, walka wzbudzała dobre uczucia. I nie tylko w krasnoludach ...
- Dlatego My i Ludzie rozumiemy się tak dobrze - mruknął Gorax w Khazalid. Spojrzał na siedzącego na trybunach Sir Alow'a. Człowiek traktował arenę bardziej jak rozrywkę, teatrzyk, w którym aktorzy aż do bólu odgrywają swą rolę. Uśmiech wykwitnął na twarzy Bretończyka w momencie, gdy Korr zadawał ostateczny cios, a jego ręce podążyły do siebie w ruchu oklaskiwania. Najwyraźniej "pokaz" mu się spodobał ...
- Może Krasnoludy i Ludzie dobrze się rozumieją, ale na brodę Grimnira, ja nie rozumiem tego Bretończyka. Chyba za dużo czasu spędziłem pod ziemią, by w ogóle rozumieć Ludzi.
Gorax wstał i ruszył do wyjścia z trybun. Zamierzał złapać wychodzącego Korr'a i wesprzeć go na duchu. Miał także do przekazanie mu pewnej informacji, gdyby on sam miał przegrać nadchodzący pojedynek. Po drodze do wyjścia z areny Gorax minął w mileczeniu Sir Alow'a. Ten jednak, najwyraźniej będąc w dobrym humorze, postanowił zaczepić swego przeciwnika w nadchodzącym pojedynku:
- Ahh, przecież to MÓJ krasnolud. Gorax czyż tak? A więc Gorax'sie powiedz mi co czujesz widząc jak Twój lud zabija jednego z ludzi. Osobiście przedstawienie przyniosło mi poprawę nastroju, za co wielcem wdzięczny krasnoludowi Korr'owi i hmm Jakubowi. Ups byłemu Jakubowi - zakończył ze śmiechem Alow.
- Człowieku - zaczął spokojnie i cicho Gorax - wiedz, że uczucia jakie pałam do ludzi, w naszej walce nie będą miały żadnego znaczenia - i ruszył do wyjścia z trybun, nie czekając odpowiedzi. Nie widział, lecz Bretończyk pożegnał go uśmiechem.
Goraxowi udało się złapać Korr'a na osobności. Nie zamierzył kwestii wygrania areny zostawić przypadkowi. Korr był bliżej wygranej, dlatego też chciał, żeby w razie tego gdy on, Gorax, przegra następną arenę, Korr kontynuował pojedynki, wygrał arenę za wszelką cenę, a z tym co przyjdzie potem, jako krasnolud powinien wiedzieć co uczynić. Rozstali się tak, jakby się już nie mieli spotkać.
Gorax ruszył w stronę kuźni. Tam odebrał swą zbroję i oręż, podziękował kowalom za ich wsparcie i udostępnione narzędzia, mówiąc iż nadchodzi jego kolejna walka. Życzyli mu szczęścia.
Miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Ruszył w stronę dolnych korytarzy gdzie stacjonowała grupa żelazołamaczy, których spotkał niedawno. Przechodzenie przez opuszczone hale i tunele zajęło mu niemało czasu, lecz teraz czas się nie liczył. W końcu dotarł do krasnoludzkiego posterunku. Tam poinformował oddział o sytuacji jaka jest na powierzchni:
- Jeśli ja i Korr przegramy, niech jeden z was pójdzie z poselstwem do Karaz-a-Karak. To co znajduje się w Karak Vlag musi być odzyskane. Myślę, że to będzie jedyne rozwiązanie.
- Tak też uczynimy, na młoty Grugniego! Jeśli w ciągu następnego dnia tu nie zejdziesz, Gorax'sie, wyślemy Ragnara, by rozeznał się w sytuacji i obserwował ewentualne poczynania naszego brata Korr'a. Gdyby i on miał polec, Ragnar, jako najszybszy z nas ruszy z posłaniem do Karaz-a-Karak.
Gorax był zadowolony z postanowień dowódzcy. Wypili jeszcze razem kolejkę ale, na pożegnanie, po czym Gorax ruszył na powierzchnie, w stronę areny. Było to chyba najlepsze krasnoludzkie ale, jakie Gorax kiedykolwiek pił...
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Gorax nie był pijany. Mimo że "wychłeptal" przed walką dobre dwa dzbany piwa to ludzki trunek uważał za szczyny niewarte uwagi. Niestety krasnoludzkie piwo skończyło się i musiał sięęzadowolić tym co miał. To szczegół że taka ilość trunku oszołomiłaby każdego człowieka. Cóż on był krasnoludem. Pił za zdrowie Korra który wygrał swoją walkę i za pamięć Jakuba którego ten musiał zabić mimo że go polubił. Takie małe rozluźnienie przed czekającą go walką z bretończykiem. Gołowąs przechwalał się że jest najlepszym rycerzem w kraju. Gorax nie lubił chwalipięt i zamierzał mu to wyperswadować. Sir Alkow natomiast przeglądał ssój podręcznik w poszukiwaniu informacji o krasnoludach. Znalazł opis żeby patrzeć pod nogi , nie deptać im bród w rozmowie a w walce przeciw nim uważać na kolana bo krasnoludy zwykły ciąć poniżej pasa. Wynikało to z tego że rasa ta za nic mając honor będzie bić nieczysto. Alow podbudowany tymi wskazówkami przygotował swój ekwipunek.
Obaj będąc już na arenie oczekiwali na sygnał. Gorax nieomal znudzony a Alow podekscytowany kolejną walką. Tym razem jego giermkowie sprawili się znakomicie bo zbroja błyszczała jak nowa. Na pewno niejedna panna puszczała do niego oko.
Nadszedł czas walki i po sygnale gongu oboje zwrócili się ku sobie by zewrzeć swe ostrza. Sir Alow górując wzrostem i szybkością zaatakował pierwszy. Krasnolud przyjął cios na tarczę. potem następny spudłował. Topór krasnoluda też usiłował dosięgnąć bretończyka lecz jego zbroja dobrze chroniłą rycerza. Ran zawet za sprawą niewytłumaczalnej siły cios zmienił trasę lotu dzięki czemu Alow uniknął zranienia. Rycerz czuł zapał i wiedział że przepełnia go łaska Pani. Rąbał zawzięcie. Krasnolud teraz unikał robiąc krok w tył. Przyjął taktykę by cofać się i od czasu do czasu zadać cios. Na niewiele się to zdało. Jeśli trafiał to rycerska zbroja dobrze chroniła właściciela. Gorax przyznać musiał że dobrze była kuta mimo topornego wyglądu. W jego własnej zbroi widać było trochę zadrapać zaledwie. Grzmocili się nawzajem a starcie przeciągalo się. Mijały minuty a widzowie patrzyli na walkę z coraz większymi emocjami. Krasnolud przestał sięę cofać i teraz on zasypał Alowa gradem ciosów napierając nań tarczą. PRzyniosło to efekt. Zdezorientowany nagłą zmianą sytuacji Alow odkrył że dwa ciosy dosięgły go i krwawi z ran na ramieniu i przy boku. Otrzeźwiony oddał cios. Gorax znów sparował. Obaj patrzyli sobie dłuższą chwilę w oczy. Widownia wrzała. ZABIJ! ZABIJ ! ZABIJ! rozlegało sięędookoła nich. Ale oni tego nie slyszeli. Toczyli prywatną walką na siłę woli. Krasnolud stał twardo, to Alow nie wytrzymał i wznowił walkę z imieniem Pani na ustach. Stało się to co wcześniej. Gorax sparował cios. Minął ALowa by uderzyć go w srodek pleców i posłać na piach. Jednak jakaś siłą go powstrzymała tak ze sam nieomal nie upadł jak długi. Zaklął szpetnie. Tymczasem Alow ciął potężnie z obrotu. Krasnolud stęknął gdy wielkiemu orężowi udało się przebić nawet jego zbroję kutą w najlepszych kuźniach synów Grungiego. Ostrze zraniło go ale smiertelny cios powstrzymała jego zbroja. Wściekły ponad wszystko że Rycerz uszkodził mu ją rzucił się w kierunku człowieka. Alow sparował cios sprawnie. Kopnął w zranione miejsce przeciwnika. Tamten syknął boleśnie i lęknął ale po za tym tylko zacisnął zęby. Z całej siły chciał odepchnąć ALowa. Ten odstąpił i uderzył ponownie zza głowy. Gorax był w tarapatach. Z coraz większym trudem przychodziło mu odbijanie ciosów. Wstał jednak. by ponownie zwrzeć się z rym człowiekiem. KRasnolud ciął w kolano i rozbił nagolennik. Alow krzyknął głośno. Gorax teraz uderzył z prawej przbijając kolczuge i wytaczając kolejną porcję krwi i łamiąc dwa żebra rycerzowi. Alowowi zakręciło się w głowie. . Odskoczył zadając cios by zatrzymać Goraxa. Następnie wypił buteleczkę z miksturą. PRzestal krwawić i poczuł się nieco lepiej. Ten krasnolud jednak zadziałał mu na nerwy i poprzysiąął mu smierć. Z okrzykiem wściekłości szaleńczo zaatakował Goraxa. Ten nadstawił tarczę i unikał ciosów. Wypatrywał dobrego momentu uważając na wrzeszczącego rycerza w dzikim szale. W koncu znalazł okazję. Zbił miecz rycerza na bok i toporem wcelował w odłupany wcześniej nagolennik. Topór przeciął ścięgna i kość odcinając nogę. Alow padł na ziemię ze zgrzytem. Gorax był już przy nim by szybkim ciosem wbił swą broń mu w szyję. Po chwili odetchnął i musiał usiąść. Był bardzo ciężko ranny. Jego przeciwnik ranny a jego zbroja poważnie uszkodzona.. JEdnak zwyciężył. Zdołał wstać o włąsnych siłach a do jego uszu dochodził jakby przytłumiony wrzask widowni. Gdzieś za nim leżały krwawiące zwłoki Sir Alowa.
komentarz: Krasnoludy w półfinale , łoł tego jeszcze nie było. Jeszcze ostatnia walka i sie rozegra ciekawą końcówkę areny. Najgorzej jak obaj bedą w finale... Co wtedy zrobię...
Obaj będąc już na arenie oczekiwali na sygnał. Gorax nieomal znudzony a Alow podekscytowany kolejną walką. Tym razem jego giermkowie sprawili się znakomicie bo zbroja błyszczała jak nowa. Na pewno niejedna panna puszczała do niego oko.
Nadszedł czas walki i po sygnale gongu oboje zwrócili się ku sobie by zewrzeć swe ostrza. Sir Alow górując wzrostem i szybkością zaatakował pierwszy. Krasnolud przyjął cios na tarczę. potem następny spudłował. Topór krasnoluda też usiłował dosięgnąć bretończyka lecz jego zbroja dobrze chroniłą rycerza. Ran zawet za sprawą niewytłumaczalnej siły cios zmienił trasę lotu dzięki czemu Alow uniknął zranienia. Rycerz czuł zapał i wiedział że przepełnia go łaska Pani. Rąbał zawzięcie. Krasnolud teraz unikał robiąc krok w tył. Przyjął taktykę by cofać się i od czasu do czasu zadać cios. Na niewiele się to zdało. Jeśli trafiał to rycerska zbroja dobrze chroniła właściciela. Gorax przyznać musiał że dobrze była kuta mimo topornego wyglądu. W jego własnej zbroi widać było trochę zadrapać zaledwie. Grzmocili się nawzajem a starcie przeciągalo się. Mijały minuty a widzowie patrzyli na walkę z coraz większymi emocjami. Krasnolud przestał sięę cofać i teraz on zasypał Alowa gradem ciosów napierając nań tarczą. PRzyniosło to efekt. Zdezorientowany nagłą zmianą sytuacji Alow odkrył że dwa ciosy dosięgły go i krwawi z ran na ramieniu i przy boku. Otrzeźwiony oddał cios. Gorax znów sparował. Obaj patrzyli sobie dłuższą chwilę w oczy. Widownia wrzała. ZABIJ! ZABIJ ! ZABIJ! rozlegało sięędookoła nich. Ale oni tego nie slyszeli. Toczyli prywatną walką na siłę woli. Krasnolud stał twardo, to Alow nie wytrzymał i wznowił walkę z imieniem Pani na ustach. Stało się to co wcześniej. Gorax sparował cios. Minął ALowa by uderzyć go w srodek pleców i posłać na piach. Jednak jakaś siłą go powstrzymała tak ze sam nieomal nie upadł jak długi. Zaklął szpetnie. Tymczasem Alow ciął potężnie z obrotu. Krasnolud stęknął gdy wielkiemu orężowi udało się przebić nawet jego zbroję kutą w najlepszych kuźniach synów Grungiego. Ostrze zraniło go ale smiertelny cios powstrzymała jego zbroja. Wściekły ponad wszystko że Rycerz uszkodził mu ją rzucił się w kierunku człowieka. Alow sparował cios sprawnie. Kopnął w zranione miejsce przeciwnika. Tamten syknął boleśnie i lęknął ale po za tym tylko zacisnął zęby. Z całej siły chciał odepchnąć ALowa. Ten odstąpił i uderzył ponownie zza głowy. Gorax był w tarapatach. Z coraz większym trudem przychodziło mu odbijanie ciosów. Wstał jednak. by ponownie zwrzeć się z rym człowiekiem. KRasnolud ciął w kolano i rozbił nagolennik. Alow krzyknął głośno. Gorax teraz uderzył z prawej przbijając kolczuge i wytaczając kolejną porcję krwi i łamiąc dwa żebra rycerzowi. Alowowi zakręciło się w głowie. . Odskoczył zadając cios by zatrzymać Goraxa. Następnie wypił buteleczkę z miksturą. PRzestal krwawić i poczuł się nieco lepiej. Ten krasnolud jednak zadziałał mu na nerwy i poprzysiąął mu smierć. Z okrzykiem wściekłości szaleńczo zaatakował Goraxa. Ten nadstawił tarczę i unikał ciosów. Wypatrywał dobrego momentu uważając na wrzeszczącego rycerza w dzikim szale. W koncu znalazł okazję. Zbił miecz rycerza na bok i toporem wcelował w odłupany wcześniej nagolennik. Topór przeciął ścięgna i kość odcinając nogę. Alow padł na ziemię ze zgrzytem. Gorax był już przy nim by szybkim ciosem wbił swą broń mu w szyję. Po chwili odetchnął i musiał usiąść. Był bardzo ciężko ranny. Jego przeciwnik ranny a jego zbroja poważnie uszkodzona.. JEdnak zwyciężył. Zdołał wstać o włąsnych siłach a do jego uszu dochodził jakby przytłumiony wrzask widowni. Gdzieś za nim leżały krwawiące zwłoki Sir Alowa.
komentarz: Krasnoludy w półfinale , łoł tego jeszcze nie było. Jeszcze ostatnia walka i sie rozegra ciekawą końcówkę areny. Najgorzej jak obaj bedą w finale... Co wtedy zrobię...
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Zmieniaczu Dróg! Czyżbyś miał jakieś plany do tych .......krasnoludów? Terlarkar zachichotał. Ta walka była pouczająca. Obaj wojownicy walczyli sprawnie a ich ciosy wskazywały na duże doświadczenie.Ciekawe......Czempion Chaosu rozejrzał się po widowni. Widzowie krzyczeli, wielu wiwatowało krasnoludowi, lecz wiele kobiet płakało.Czyżby wolały, by bretończyk wygrał? Nieważne....Zbliżał się czas walki Terlarkara, a Lśniący Herezjarcha był głodny. Wojownik Chaosu wstał. Dość czekania........
Ludzie siedzący obok odsunęli się. Czyżby dymiące czaszki stanowiły aż tak przerażające widowisko?
Terlarkar, sługa Architekta Losu widział,iż czas się przygotować.
Już niedługo okaże się,czy przeznaczone jest mu wygrać, czy też Pan Magii zwodzi go,tak jak uczynił to milionom przedstawicieli przeróżnych ras....
Ponura, otulona w płaszcz z ludzkiej skóry postać wyprostowała się. Z wizjera hełmu wydobył się dym,ostrze powoli zaczęło płonąć, a oczy zaświeciły na czerwono.Tak, niedługo się okaże.....
Sługa Tego,Który Trzyma w Szachu Świat Cały powoli schodził z widowni.....
Tak.....Już wkrótce.....
Lordzie Tzeentchu, teraz wszystko zależy od Ciebie!
Ludzie siedzący obok odsunęli się. Czyżby dymiące czaszki stanowiły aż tak przerażające widowisko?
Terlarkar, sługa Architekta Losu widział,iż czas się przygotować.
Już niedługo okaże się,czy przeznaczone jest mu wygrać, czy też Pan Magii zwodzi go,tak jak uczynił to milionom przedstawicieli przeróżnych ras....
Ponura, otulona w płaszcz z ludzkiej skóry postać wyprostowała się. Z wizjera hełmu wydobył się dym,ostrze powoli zaczęło płonąć, a oczy zaświeciły na czerwono.Tak, niedługo się okaże.....
Sługa Tego,Który Trzyma w Szachu Świat Cały powoli schodził z widowni.....
Tak.....Już wkrótce.....
Lordzie Tzeentchu, teraz wszystko zależy od Ciebie!
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
Hej Tullaris a będziesz jeszcze czasem robił areny w Sartossie?
I sold my soul for rock'n roll
Gorax ledwo wyszedł z areny. Świat przed oczyma latał mu jak po trzydniowej hulance w browarze Bugmana. Trzeba było przyznać, że Bretończyk był dobry. Jego cios z półobrotu nie tylko przeciął doskonałą gromrilową zbroję, nad którą Gorax będzie musiał spędzić kolejne godziny w kuźni, lecz również poważnie ugodził Goraxa w bok. Miał tylko nadzieje, że żadne żebro nie zostało złamane, a płuca wciąż są całe. Gdyby było inaczej mógłby się pożegnać z dalszą walką. A przecież wygrał i zaszedł za daleko by tak po prostu się poddać.
Krasnolud prawie, że wyturlał się przez wyjście z areny i upadł na posadzkę w holu. Uderzenie spowodowało kolejną falę bólu przebiegającą przez bok Gorax, na którą on mógł odpowiedzieć tylko rzęsistym potokiem przekleństw w Khazalid. Gorax zaczął stawać na nogi, gdy obok z trzaskiem przez drzwi weszło trzech kowali krasnoludów niosąc na drewnianej tacy osiem kufli piwa. Na nieszczęście Goraxa, znalazł się on na drodze otwartych z łomotem drzwi, co skutecznie położyło go ponownie na ziemi:
- Skaldursson, bracie wierzyliśmy w Ciebie, szczęścia Ci życzyliśmy, no i proszę jak ładnie wygrałeś! A tu mamy dla Ciebie coś co na taką okazję trzymaliśmy - osiem kufli Bugmana XXXXXXXXX. Hej, Skaldursson, ale co właściwie robisz z twarzą na posadzce. Wiemy, że ziemia Ci miła, ale żeby zaraz czułości i inne...
- Wy, gamonie! - nad wyraz głośno ryknął Gorax. Najwyraźniej płuca i żebra były całe, bo w ogóle nie bolało - To wasza wina, że leżę z twarzą na posadzce! Nie dość, że ranny to drzwiami mi w ryj przywalają ehhh dawaj tu ten kufel i to zaraz, bo ten bok pali jakby setka goblinów drapała .... ehhh - Gorax'owi udało się usiąść na pobliskiej ławie.
Krasnoludy domyśliły się co się stało i ryknęły gromkim śmiechem, widząc, że pomimo ciężkich ran ich towarzysz ma się dobrze, a nawet i humor mu dopisuje. Razem wpili po dwóch kolejkach. Goraxowi zrobiło się od razu znacznie lepiej. Jednak Bugman to jest to, a nie jakieś ludzkie szczyny, które podają nawet tutaj w tej upadłej Twierdzy.
- Hej Gorax, coś ta piękna robota jaką na sobie nosisz wygląda nie bardzo. Zupełnie się nie nadaje do następnego pojedynku. A przed Tobą przecież półfinał i finał, a Ty musisz wygrać. Ale nie martw się my już mamy sposób. Od kiedy ostatni raz przyszedłeś do kuźni zastanawialiśmy się jakby tu tą gromrilową zbroję naprawić, no i znaleźliśmy sposób. Przekaż nam ją, a do następnej walki będzie jak nowa! - poinformował jedne z kowali, a reszta wesoło mu przytaknęła.
Gorax zgodził się przekazać kowalom zbroję. W końcu oni jedyni byli w stanie coś z nią zrobić w całym Karak Vlag, a on ufał krasnoludom i ich umiejętnościom. Zresztą dużego wyboru nie miał...
Posiedzieli jeszcze jakiś czas rozmawiając z przejęciem o wyczynach Goraxa, jakie ten wyprawiał walce z Sir Alow'em. Potem Gorax ruszył do hali szpitalnej, gdzie najpierw został oczywiście zbesztany za brak jakiegokolwiek rozumu. Przecież zaraz po walce powinien przyjść tutaj, a nie opijać się piwskiem z kowalami! Gorax nie przepuścił zniewagi nazywania Bugmana XXXXXXXXX zwykłym piwskiem i oczywiście odpowiednio "skorygował" tego kto tą uwagę wypowiedział. Mimo swego zachowania został staranie opatrzony i czuł się już o wiele lepiej.
Musiał jeszcze zrobić jedną rzecz, by potem sobie spokojnie wypocząć. Powolnym krokiem ruszył w kierunku posterunku oddziału żelazołamaczy by poinformować ich o sytuacji, tak jak obiecał. Plan dowódcy oddziału wciąż pozostał aktualny, lecz można go było przenieść w czasie. Gorax Skaldursson wygrał, żył i był gotów walczyć dalej!
Krasnolud prawie, że wyturlał się przez wyjście z areny i upadł na posadzkę w holu. Uderzenie spowodowało kolejną falę bólu przebiegającą przez bok Gorax, na którą on mógł odpowiedzieć tylko rzęsistym potokiem przekleństw w Khazalid. Gorax zaczął stawać na nogi, gdy obok z trzaskiem przez drzwi weszło trzech kowali krasnoludów niosąc na drewnianej tacy osiem kufli piwa. Na nieszczęście Goraxa, znalazł się on na drodze otwartych z łomotem drzwi, co skutecznie położyło go ponownie na ziemi:
- Skaldursson, bracie wierzyliśmy w Ciebie, szczęścia Ci życzyliśmy, no i proszę jak ładnie wygrałeś! A tu mamy dla Ciebie coś co na taką okazję trzymaliśmy - osiem kufli Bugmana XXXXXXXXX. Hej, Skaldursson, ale co właściwie robisz z twarzą na posadzce. Wiemy, że ziemia Ci miła, ale żeby zaraz czułości i inne...
- Wy, gamonie! - nad wyraz głośno ryknął Gorax. Najwyraźniej płuca i żebra były całe, bo w ogóle nie bolało - To wasza wina, że leżę z twarzą na posadzce! Nie dość, że ranny to drzwiami mi w ryj przywalają ehhh dawaj tu ten kufel i to zaraz, bo ten bok pali jakby setka goblinów drapała .... ehhh - Gorax'owi udało się usiąść na pobliskiej ławie.
Krasnoludy domyśliły się co się stało i ryknęły gromkim śmiechem, widząc, że pomimo ciężkich ran ich towarzysz ma się dobrze, a nawet i humor mu dopisuje. Razem wpili po dwóch kolejkach. Goraxowi zrobiło się od razu znacznie lepiej. Jednak Bugman to jest to, a nie jakieś ludzkie szczyny, które podają nawet tutaj w tej upadłej Twierdzy.
- Hej Gorax, coś ta piękna robota jaką na sobie nosisz wygląda nie bardzo. Zupełnie się nie nadaje do następnego pojedynku. A przed Tobą przecież półfinał i finał, a Ty musisz wygrać. Ale nie martw się my już mamy sposób. Od kiedy ostatni raz przyszedłeś do kuźni zastanawialiśmy się jakby tu tą gromrilową zbroję naprawić, no i znaleźliśmy sposób. Przekaż nam ją, a do następnej walki będzie jak nowa! - poinformował jedne z kowali, a reszta wesoło mu przytaknęła.
Gorax zgodził się przekazać kowalom zbroję. W końcu oni jedyni byli w stanie coś z nią zrobić w całym Karak Vlag, a on ufał krasnoludom i ich umiejętnościom. Zresztą dużego wyboru nie miał...
Posiedzieli jeszcze jakiś czas rozmawiając z przejęciem o wyczynach Goraxa, jakie ten wyprawiał walce z Sir Alow'em. Potem Gorax ruszył do hali szpitalnej, gdzie najpierw został oczywiście zbesztany za brak jakiegokolwiek rozumu. Przecież zaraz po walce powinien przyjść tutaj, a nie opijać się piwskiem z kowalami! Gorax nie przepuścił zniewagi nazywania Bugmana XXXXXXXXX zwykłym piwskiem i oczywiście odpowiednio "skorygował" tego kto tą uwagę wypowiedział. Mimo swego zachowania został staranie opatrzony i czuł się już o wiele lepiej.
Musiał jeszcze zrobić jedną rzecz, by potem sobie spokojnie wypocząć. Powolnym krokiem ruszył w kierunku posterunku oddziału żelazołamaczy by poinformować ich o sytuacji, tak jak obiecał. Plan dowódcy oddziału wciąż pozostał aktualny, lecz można go było przenieść w czasie. Gorax Skaldursson wygrał, żył i był gotów walczyć dalej!
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
- Gorax, walczyłeś jak na Khazada przystało, widzowie Areny już teraz mogli się przekonać o jakości krasnoludzkiego oręża.
- No raczej, nie inaczej...
- Jeden z nas zginie... Teraz, lub w finale. Nie mogę się na to zgodzić. Nie będziemy walczyć przeciw sobie. Wiem tez, że na jednej z poprzednich Aren czarodziej użył haniebnej sztuczki - rzucił czar iluzji na jednego z naszych pobratymców, aby zaatakował innego krasnoluda. Dlatego jeśli obaj trafimy do finału, użyjemy fortelu Alderyksona Podstępnego. Posłuchaj,,,
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Ostatnia walka tej rundy zapowiadała się ciekawie. Co uważniejsi widzowie dostrzegli rogi wyłaniające się z hełmu czempiona chaosu których wcześniej tam nie było. Nie dziwiło to tutejszych jako że różne dziwadła widzieli już na arenie a ci od chaosu mieli tendencje do pozyskiwania dodatkowych członków ciała. W sercu Terlerkara huczał głodny demon spragniony duszy człowieka. Dla Terlerkara zabić to jak splunąć a co zrobić z danym człowiekiem zadecyduje w czasie walki. NAjpierw miał go porąbać na kawałki ale jego tok rozumowania "zmienił" się i zaplanował go teraz tylko zdekapitować. W końcu rozczłonkowanie to za dużo krwi a to na pewno nie byłoby w smak jego Panu.
Albrecht jako dawny wojak imperium odczuwał obrzydzenie do postaci stojącej przed nim. Wiedział że to potężny przeciwnik ale z takim Seguardem sobie poradził. Ten tutaj skoro przeszedł dalej musiał być silniejszy. To było jednak nieistotne bo wychowanie w duchu Sigmara znało tylko jeden los dla takich. Śmierć. Nie byłłtutaj by oceniać wyznawców chaosu tylko żeby ich co w najwyżej zabijać jeśli będą stanowić wyzwanie.Wypił buteleczkę którą miał przy sobie czując że za chwile nastąpi ten moment. Świat zwolnił dookoła niego nagle.
Zabrzmiał Gong. W dłoni czempiona chaosu zapłonął miecz a Terlerkar począł iść w kierunku Albrechta. Człowiek stał spokojnie i sięgnął po pistolety. Terlerkar szedł dalej nieubłagalnie zbliżając się. Demon wył w jego głowie z niecierpliwości. Albrecht czekał aż w końcu pewny siebie wystrzelił z obu. Terlerkar postąpił lekko w bok wiedziony szeptem demona. Manewr niedostrzegalne niemalże okazał się tylko w połowie skuteczny. Jedna kula go minęła ale druga przebiła zbroję i wbiła się mu pod obojczyk, szarpnęła nim i zatrzymała go na chwilkę. Albrecht odrzucił pistolety i sięgnął po miecz. Nie zastanawiając się zaatakował wroga nie dając mu czasu na pozbieranie się. Nagłę mentalne ostrzeżenie demona przywróciło "UWAŻAJ GŁUPI ŚMIERTELNIKU" uchroniło go przed poznaniem imperialnej stali. Zdołał unieść swojąąbroń i odbić ciosy. Wymienił z kapitanem Albrechtem wtedy kilka ciosów na próbę. Gdy tamten odbił obronił je bez trudu, czempion chaosu zdwoił ataki. Człowiek z Imperium znał te sztuczki i jakby od niechcenia parował swoim bastardem ciosy większej klingi starająć nie narażać swojego oręża na mocniejszy kontakt z bronią przeciwnika. Czując właściwy moment odbił swoją broń od broni przeciwnika przejmując trochę jej energii by zwrócić ją przeciw czempionowi pana zmian. Albrecht odłupał kawałek zbroi chaosu i dobrał się do rzęskowatego przeżartego przez mutację ciała. Terlerkar wrzasnął z bólu, Demon z sadystycznej uciechy, tłum z zachwytu. Właściciel płonącego miecze zachwiał się i mało nie upadł. Był on jednak czempionem pana zmian. Siłą woli zmusił demona do posłuszeństwa i klinga zapłonęła mocniej. Gdy Albrecht zadał w niego następny cios , Terlerkar wymierzył swój trafiając w gardę od dołu odcinając kawałek dłoni Albrechtowi a jego bastard wybijając wysoko w powietrze. Czempion chaosu następnie przebił pchnięciem swego przeciwnika najwyraźniej nie zdającego sobie sprawy że już jest martwy tak że plecami kapitana imperium wyszła teraz dymiąca broń chaosu. Demon w głowie Terlerkara rozkoszował się następną duszą którą z lubością wysysał. A w zwycięzcę wstąpiła Euforia wywołana wygraną , oklaskami tłumu i siłą płynącą z kolejnego zabójstwa na chwałęęTzeencha.
i oto kres II rundy.
Czas na półfinal.
walka nr 1
Khargh vs Korr
walka nr 2
Gorax vs Terlerkar
Albrecht jako dawny wojak imperium odczuwał obrzydzenie do postaci stojącej przed nim. Wiedział że to potężny przeciwnik ale z takim Seguardem sobie poradził. Ten tutaj skoro przeszedł dalej musiał być silniejszy. To było jednak nieistotne bo wychowanie w duchu Sigmara znało tylko jeden los dla takich. Śmierć. Nie byłłtutaj by oceniać wyznawców chaosu tylko żeby ich co w najwyżej zabijać jeśli będą stanowić wyzwanie.Wypił buteleczkę którą miał przy sobie czując że za chwile nastąpi ten moment. Świat zwolnił dookoła niego nagle.
Zabrzmiał Gong. W dłoni czempiona chaosu zapłonął miecz a Terlerkar począł iść w kierunku Albrechta. Człowiek stał spokojnie i sięgnął po pistolety. Terlerkar szedł dalej nieubłagalnie zbliżając się. Demon wył w jego głowie z niecierpliwości. Albrecht czekał aż w końcu pewny siebie wystrzelił z obu. Terlerkar postąpił lekko w bok wiedziony szeptem demona. Manewr niedostrzegalne niemalże okazał się tylko w połowie skuteczny. Jedna kula go minęła ale druga przebiła zbroję i wbiła się mu pod obojczyk, szarpnęła nim i zatrzymała go na chwilkę. Albrecht odrzucił pistolety i sięgnął po miecz. Nie zastanawiając się zaatakował wroga nie dając mu czasu na pozbieranie się. Nagłę mentalne ostrzeżenie demona przywróciło "UWAŻAJ GŁUPI ŚMIERTELNIKU" uchroniło go przed poznaniem imperialnej stali. Zdołał unieść swojąąbroń i odbić ciosy. Wymienił z kapitanem Albrechtem wtedy kilka ciosów na próbę. Gdy tamten odbił obronił je bez trudu, czempion chaosu zdwoił ataki. Człowiek z Imperium znał te sztuczki i jakby od niechcenia parował swoim bastardem ciosy większej klingi starająć nie narażać swojego oręża na mocniejszy kontakt z bronią przeciwnika. Czując właściwy moment odbił swoją broń od broni przeciwnika przejmując trochę jej energii by zwrócić ją przeciw czempionowi pana zmian. Albrecht odłupał kawałek zbroi chaosu i dobrał się do rzęskowatego przeżartego przez mutację ciała. Terlerkar wrzasnął z bólu, Demon z sadystycznej uciechy, tłum z zachwytu. Właściciel płonącego miecze zachwiał się i mało nie upadł. Był on jednak czempionem pana zmian. Siłą woli zmusił demona do posłuszeństwa i klinga zapłonęła mocniej. Gdy Albrecht zadał w niego następny cios , Terlerkar wymierzył swój trafiając w gardę od dołu odcinając kawałek dłoni Albrechtowi a jego bastard wybijając wysoko w powietrze. Czempion chaosu następnie przebił pchnięciem swego przeciwnika najwyraźniej nie zdającego sobie sprawy że już jest martwy tak że plecami kapitana imperium wyszła teraz dymiąca broń chaosu. Demon w głowie Terlerkara rozkoszował się następną duszą którą z lubością wysysał. A w zwycięzcę wstąpiła Euforia wywołana wygraną , oklaskami tłumu i siłą płynącą z kolejnego zabójstwa na chwałęęTzeencha.
i oto kres II rundy.
Czas na półfinal.
walka nr 1
Khargh vs Korr
walka nr 2
Gorax vs Terlerkar
Ostatnio zmieniony 19 lis 2009, o 23:54 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Masakrator
- Posty: 2297

Ostatnio zmieniony 20 lis 2009, o 00:08 przez Varinastari, łącznie zmieniany 1 raz.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
poprawione. Poyebało mi się bo jestem wykończony po dniu.
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Spoko, dziękuję. 
Terlarkar ryknął z bólu. Na Wielkiego Mutatora! Ten sługus Sigmara był naprawdę potężnym wojownikiem. Czempion Chaosu podparł się swoim demonicznym ostrzem. Wokół niego trybuny szalały. Wzrok skierował na ciało martwego przeciwnika. Zaiste, Lord Tzeentch poddał Terlarkara ciężkiej próbie. Niewolnik Ciemności chwiejnym krokiem zbliżył się do truchła.....Tak.....twoja.....dusza.......należy już do Tzeentcha! Zbierając resztki swych sił, Terlarkar wbił Lśniącego Herezjarchę w ciało Albrechta. Ciało zapłonęło. Magiczne płomienie buchnęły, całkowicie zakrywając spory kawałek areny. Widownia zawyła. Po chwili jednak płomienie znikły....Terlarkar, całkowicie zdrowy stał na środku areny. Śmiał się głośno. Otóż energia pochłoniętej duszy użyta być może do wielu celów....A esencję Kapitana Imperialnego Czempion Chaosu dosłownie pożarł, lecząc niemalże śmiertelne rany, jakie odniósł podczas pojedynku.
Pogrzebał w ciele Albrechta, wyrwał osmaloną czaskę, nabił ją na naramiennik i ostentacyjnie opuścił arenę...
Finał.....zbliżał się....
Terlarkar był na zewnątrz. Deszcz. Pochmurno. Z wizjera hełmu Czempion Chaosu widział tłumy stopniowo opuszczające arenę. Ostateczne starcia będą miały miejsce dość niedługo. Niecierpliwi.....Spokojnym krokiem sługa Zmieniacza Ścieżek wszedł do środka. Ciasno. Ludzie instynktownie usuwali Mu się z drogi. Ostrze nie płonęło. Było zaspokojone. Terlarkar wiedział jednak,iż jest niedaleko.Nie wcześniej niż tydzień temu Lord Tzeentch zesłał mu sen. Widział w nim arenę. Walkę z kiepskim sługą Wilczej Zamieci, potem krwawą jatkę z udziałem Imperialnego Sługusa. Widział też w nim postać. Była tutaj....
-A więc jesteś-jesteś! Dziwny....piszczący głos......
Czempion Chaosu odwrócił się instynktownie i skierował spojrzenie na zgarbioną postać okrytą w brudne, czarne szmaty.
-Architekt Przeznaczenia przysłał tu ciebie. Najwyraźniej jesteś jakoś z nim powiązany....Mów,czego chcesz...
-Ja? Nic-nic takiego, Wielki-Duży Wojowniku-Ciachaczu! Widziałem jak walczysz, Tak-tak! Twój Bóg-Ptak musi być zadowolony!
-Nadal nie usłyszałem odpowiedzi.....
-Nie tutaj-tutaj! Ja znam-wiem wiele-dużo sekretów tej twierdzy-dziury! Wiem jak pokurcze-smierdziele walczyły tutaj z moimi braćmi-bracmi!
-Domyśliłem się, kim jesteś....Zatem czegoż żąda ode mnie Lord Tzeentch.....słuchania takiej....nędznej pokraki jak ty?!
-Tak-tak....Znaczy Nie-Nie! Ja wiem czego ty szukasz-poszukujesz!
-Doprawdy...zatem chodźmy......opowiesz mi po drodze....
-Gdzie my idziemy-zmierzamy?!
-Niedaleko......niedaleko........
Po rozmowie z nędznym skavenem Terlarkar usłyszał wszystko,co chciał. Za dni świetności tej twierdzy krasnoludy wykuły wiele potężnych artefaktów. Głupi szczuroczłek wiedział o nich zadziwiająco wiele. Czempion Chaosu spodziewał się tego. Lord Tzeentch nakazuje mu wygrać tę arenę, pokonać wszystkich strażników tych skarbów oraz złożyć je na Ołtarzu Pana Zmian przy Bramach Chaosu. Jego następnym oponentem będzie zaś, o ironio, krasnolud! Terlarkar zachichotał i odrzucił na bok zwęglone zwłoki skavena. Będzie bardzo ciekawie...
Niechaj Zmieniacz Dróg ześle Ogień na Wrogów Mych!

Terlarkar ryknął z bólu. Na Wielkiego Mutatora! Ten sługus Sigmara był naprawdę potężnym wojownikiem. Czempion Chaosu podparł się swoim demonicznym ostrzem. Wokół niego trybuny szalały. Wzrok skierował na ciało martwego przeciwnika. Zaiste, Lord Tzeentch poddał Terlarkara ciężkiej próbie. Niewolnik Ciemności chwiejnym krokiem zbliżył się do truchła.....Tak.....twoja.....dusza.......należy już do Tzeentcha! Zbierając resztki swych sił, Terlarkar wbił Lśniącego Herezjarchę w ciało Albrechta. Ciało zapłonęło. Magiczne płomienie buchnęły, całkowicie zakrywając spory kawałek areny. Widownia zawyła. Po chwili jednak płomienie znikły....Terlarkar, całkowicie zdrowy stał na środku areny. Śmiał się głośno. Otóż energia pochłoniętej duszy użyta być może do wielu celów....A esencję Kapitana Imperialnego Czempion Chaosu dosłownie pożarł, lecząc niemalże śmiertelne rany, jakie odniósł podczas pojedynku.
Pogrzebał w ciele Albrechta, wyrwał osmaloną czaskę, nabił ją na naramiennik i ostentacyjnie opuścił arenę...
Finał.....zbliżał się....
Terlarkar był na zewnątrz. Deszcz. Pochmurno. Z wizjera hełmu Czempion Chaosu widział tłumy stopniowo opuszczające arenę. Ostateczne starcia będą miały miejsce dość niedługo. Niecierpliwi.....Spokojnym krokiem sługa Zmieniacza Ścieżek wszedł do środka. Ciasno. Ludzie instynktownie usuwali Mu się z drogi. Ostrze nie płonęło. Było zaspokojone. Terlarkar wiedział jednak,iż jest niedaleko.Nie wcześniej niż tydzień temu Lord Tzeentch zesłał mu sen. Widział w nim arenę. Walkę z kiepskim sługą Wilczej Zamieci, potem krwawą jatkę z udziałem Imperialnego Sługusa. Widział też w nim postać. Była tutaj....
-A więc jesteś-jesteś! Dziwny....piszczący głos......
Czempion Chaosu odwrócił się instynktownie i skierował spojrzenie na zgarbioną postać okrytą w brudne, czarne szmaty.
-Architekt Przeznaczenia przysłał tu ciebie. Najwyraźniej jesteś jakoś z nim powiązany....Mów,czego chcesz...
-Ja? Nic-nic takiego, Wielki-Duży Wojowniku-Ciachaczu! Widziałem jak walczysz, Tak-tak! Twój Bóg-Ptak musi być zadowolony!
-Nadal nie usłyszałem odpowiedzi.....
-Nie tutaj-tutaj! Ja znam-wiem wiele-dużo sekretów tej twierdzy-dziury! Wiem jak pokurcze-smierdziele walczyły tutaj z moimi braćmi-bracmi!
-Domyśliłem się, kim jesteś....Zatem czegoż żąda ode mnie Lord Tzeentch.....słuchania takiej....nędznej pokraki jak ty?!
-Tak-tak....Znaczy Nie-Nie! Ja wiem czego ty szukasz-poszukujesz!
-Doprawdy...zatem chodźmy......opowiesz mi po drodze....
-Gdzie my idziemy-zmierzamy?!
-Niedaleko......niedaleko........
Po rozmowie z nędznym skavenem Terlarkar usłyszał wszystko,co chciał. Za dni świetności tej twierdzy krasnoludy wykuły wiele potężnych artefaktów. Głupi szczuroczłek wiedział o nich zadziwiająco wiele. Czempion Chaosu spodziewał się tego. Lord Tzeentch nakazuje mu wygrać tę arenę, pokonać wszystkich strażników tych skarbów oraz złożyć je na Ołtarzu Pana Zmian przy Bramach Chaosu. Jego następnym oponentem będzie zaś, o ironio, krasnolud! Terlarkar zachichotał i odrzucił na bok zwęglone zwłoki skavena. Będzie bardzo ciekawie...
Niechaj Zmieniacz Dróg ześle Ogień na Wrogów Mych!
Ostatnio zmieniony 20 lis 2009, o 01:24 przez Varinastari, łącznie zmieniany 3 razy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
zaiste to było ciekawe bo chaośnik był poniżej połowy już obrażeń a pan Albrecht w pełni zdrowy i nie draśnięty. I w jego ataku wszystko nagle weszło - pan losu i zmian chyba dał mu wsparcie w kościach i pan Albrecht oberwał niefortunnie wysoko na jeden cios oblewając wszelkie rzuty obronne,,, Ba zdarza się.