Arena of Death 18: Sylvania

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Re: Arena of Death 18: Sylvania

Post autor: Yourself »

Zapomniany stał na blankach sylvańskiej twierdzy rozmyślając gdy nagle w jego głowie rozległ się głos z pewnością należący do wielkiego mutatora:
-Zdobądź dla mnie ten naszyjnik który nosi ta mumia!!!
-Tak panie
- Nie zawiedź mnie bo inaczej gorzko tego pożałujesz!!!!! A jeśli ci się uda będziesz już o krok od wielkiej nagrody.....
Teraz miał tylko jeden cel.... Wypełnić wolę swego pana. Z tym postanowieniem udał się na arenę
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
warkseer
Wodzirej
Posty: 741
Lokalizacja: żyrardowskie kanały

Post autor: warkseer »

Master of reality pisze: Hej Mur, mam wrażenie że robisz coraz dłuższe wstępy do walki. Nie żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie. :D
Chyba walki są bardziej jednostronne. :shock:
A jakoś trzeba wypełnić posta :wink:

Co do wstępów, to bomba. Tego brakowało w poprzedenich edycjach aren.
Obrazek

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Chyba walki są bardziej jednostronne.
Jakoś nie zauważyłem, wydawało mi się do końca czytania mojej walki,że łowca mnie zmiecie:)
Edit. Przeczytałem i nadal nie widzę,w jaki sposób uwaga "jednostronności" ma tu rację bytu, ale whatever :)
Ostatnio zmieniony 30 lis 2009, o 11:34 przez Varinastari, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
warkseer
Wodzirej
Posty: 741
Lokalizacja: żyrardowskie kanały

Post autor: warkseer »

Czytaj całego posta.

Mur po prostu nie prowadził aren przez dłuższy czas i wrócił z nową mocą. Kozackie opisy przed walką miażdżą, oby tak dalej.
Obrazek

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Pomyliłem się i rozegrałem następną walkę pomijając Albrechta z Rakothem. Oczywiscie będzie rozegrana w następnej kolejności.


Walka nr 4

Grinshang niewolnik(Skaven Assasin) vs Fjowarl Alrickson ( Dragon Slayer)


Grinshangowi sytuacja się lepiej popraiła. Niewiele lepiej ale lepiej. Dla skavena niewolnika każda poprawa warunków to uśmiech losu i tak też czuł się były asasyn. W miarę porządne jedzenie zamiast pomyj których dotąd dostawał i ciepły koc na noc było niczym dekadencki oddech luksusu w które niegdyś opływał Grinshang. Nie dane mu się jednak było wyspać a bat nadzorcy brutalnie wyrywającego do ze snu o świcie by poszedł trenować jak najbardziej realny. Grinshang pocieszał się jednak że to jak go traktowano tutaj odpowiadało szczytowi niewolniczej hierarchii w kopalniach gdzie go wcześniej trzymano zanim trafiłłna arenę. Pokornie zerwał się i oprzytomniał by udać się ze swoim dręczycielem do sali treningów. Musiał się przykładać bo mistrz Lurk lubił się mu przyglądać i kazał chłostać jak coś mu się nie udawało.
Fjowarl raczył się bugmańskim XXXXXX wzmacniając się przed swoją walką. Po ostatniej walce wiedział czego się spodziewać po szczuroludach i był gotowy. Dla krasnoluda kwestią honoru stalo się teraz wypadnięcie lepiej niż ostatnio bo gdyby jego pobratymcy usłyszeli że dał się tak pociąć zwykłemu szkodnikowi, śmiechu byłoby co niemiara. Zabójca Smoków nie rozmawiałłz nikim,a wokół jego stolika była pusta przestrzeń. Po tym jak pewien jegomość nieco natrętnie próbował nawiązać z nim konwersację co skońćzyło się pilną pomocą medyczną dla niego, już nikt nie kwapił się do rozmowy.
Alriksonowi sytuacja odpowiadała niezmiernie bo nie uważał że warto tutaj do kogokolwiek otwierać gębę. Gdy skońćzył pić wstał i zarzucając topór na ramię udał się w kierunku wyjścia.
Skavena jak przystało na niewolniko wykopano tak jak na niewolnika przystało. Nadzorca musiał mieć słabszy dzień. Grinshang wstał i otrzepał się zupełnie nie przejmując się smiechami rozbawienia gdzieniegdzie dochodzących do jego uszu. Głupie ludziki on im jeszcze pokaże że nie warto się śmiać-bawic z nieszczęścia Grinshanga.
Fjowarl wyszedł dumnie jak na krasnoluda przystało. Czuł że wszystki oczy są skupione na nim. Za chwilę zginie albo znów zbliży się do poznania miejsca snu jaszczura którego poszukiwał. Grinshang niecierpliwie kręcił ogonem czekając na sygnał do walki. W myślach układał plan na krasnoludzika. Inny Asasyn padł ale to musiało oznaczać jego niekompetencję.
Zabrzmiał Gong. Grinshang ruszył biegiem. Czuł się silny po miksturze którą dał mu mistrz. To z pewnością sprawi że zwycięży. Ciął swym kitajskim ostrzem przez pierś krasnoluda znacząc ją na czerwono. Chciał poprawić drugim ostrzem lecz zanim miał okazję do tego musiał odskoczyć przed potężnym toporem. Fjowarl znów czuł truciznę w swej ranie ale był krasnoludem, znosił mężnie pieczenie wzmagające ból. Denerwowało go że szczurolud jest taki szybki. Skaven ruszył gdy tylko topór go minął i w biegu ciął z boku chcąc czem prędzej znaleźć się za plecami brodacza. W biegu Fjowarl widząc co się swięci chciał jeszze podłożyć mu nogę, skaven przeskoczył nad nią unikając pułapki. Mając plecy wroga przed sobą pchnął zagłębiając swe ostrze ciało. Fjowarl przezornie tuż przed tym ruszył w przód dzięki czemu wakizashi zagłębiło się tylko nieznacznie w jego plecach. Czując że tego już za wiele i rozłoszczony nie na żarty krasnolud sięgnął po buteleczkę i jednym haustem ją opróżnił. Czując że ból odchodzi niemal całkowicie a rany się zasklepiają, z okrzykiem.
-GIŃ SZCZURZY POMIOCIE!!- rzucił się z furią w kierunku przeciwnika z toporem uniesionym nad głową gotowy do straszliwego ciosu. Grinshag przystanął zdezorientowany taką nagłą zmianą i to kosztowało go drogo. Zamszyste cięcię wyrzuciło go w powietrze i tylko świetny refleks uratował skavena od przecięcia na pół gdyyż cofnął sięęna tyle że tylko końcówka ostrza topora go zraniła.To wystarczyło żeby z żałosnym piskiem ranionego szczura poleciał na piasek. Krasnolud wrzeszcząc zbliżał się. Gdzieś na trybunach mistrz lurk skrzywił się z niepokojem. Postawił na niego naprawdę znaczną sumę. Szczurolud instynktownie powstał krwawiąc z rozcięcia na ciele. Zdołał nawet drasnąć krasnoluda choć to nie wywarło na rozwścieczonym Fjowarlu wrażenia. Zabójca ciął toporem mierząc w szyję. Grinshang kucnął a smiercionośne żelazo przemknęło nad jego głową rozwiewając mu sierść. Wyskoczył z na sprężystych łapach w kierunku zabójcy chcąc zadzgać w końcu upartego krasnoludzika co nie chciał umierać.
-Giń Giń.- zaskrzeczł Grishnag z rządzą mordu w szczurzych oczach. Fjowarl chwycił oburącz topór i zasłonił się umiejętnie tak że szczurolud zatrzymał się na nim. Następnie rozwścieczony krasnolud odrzucił skavena ponownie na piasek na plecy. Grishnag wstał i nawet wbił jedno ostrze w bok. Krasnolud tylko zacisnął zęby i nie mając miejsca na manewry zdzielił drzewcem topora skavena po głowie. Ten znów położył się na piachu. Fjowarl nie ustępował. Rąbnął drzewcem po raz kolejny ogłuszając przeciwnika i kilka kolejnych ciosów-dzgnięć sprawiło że skaven wyzionął ducha. Z satysfakcją krasnolud splunął na ciało. Emocje opadały a był ciężko ranny i zaczął się im poddawać. Z godnością jednak zasalutował magowi z areny i widowni i prosto zszedł do podziemii. Dopiero tam zasłabł. Czekała tam już na niego pomoc medyczna. Wśród rozentuzmowanego tłumu Lurk rwał sierść z głowy w bezsilnej wściekłości. Właśnie stracił połowę tego co zarobił na poprzedniej walce swego głupca-niewolnika.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Valkrit siedział na trybunie i rozkaszlał się potwornie.

Nie podobała mu się ta bitwa-walka! Głupi kurduplo-śmierdziel pokonał chyżo-mocnego zabójcę szybko-paskudnie. Zapewne walka była ustawiona, tak-tak! Jego podejrzenia sprawdziły się, gdy khazad łyknął zawartość jakiejś buteleczki-szklaneczki i zaciukał-zadźgał zabójcę!
Zgniłodech patrzył zaropiałymi oczkami na pokonanego-zabitego, gdy nagle stał się świadkiem prześmiesznej-zabawnej sceny. Jakiś przerośnięty skaven rzucił się na ciało-zwłoki zabójcy i zaczął je namiętnie kopać. Kapłan Zarazy zachichotał.

Godzinę chwilę-potem!

Valkrit z niepokojem czytał fragmenty raportu Szarego Proroka Thanquola, złożone Radzie Trzynastu po niemalże-udanym ataku na ludzio-miasto Nuln. Autor-twórca wyraźnie ostrzegał przed wchodzeniem-włażeniem w drogę maniakalnym kurduplakom należącym do kultu-grupy zabójców. Zgniłodech spojrzał się na swoich akolitów i warknął. Ci zaś szybko-dobrze zaczęli mieszać zawartość kotła-kadzi, by nie wzbudzić gniewu-złości przełożonego. Kapłan Zarazy podrapał się szponem po zaropiałej skórze i nasunął kaptur na głowę. Dzielni-mnodzy skaveni walczyli-tłukli się wiele razy z niskimi-brodatymi. Odnieśli wiele-dużo zwycięstw. Zgniłodech smarknął i zachichotał psychopatycznie.

Tak-tak, Valkrit nie pozwoli, by durno-niscy przeszkadzali w jego wielkich planach-planach!

Awatar użytkownika
Casp
Mudżahedin
Posty: 308

Post autor: Casp »

Trzymam kciuki za dragon slayera, niech zaciuka wszystkich i zginie niszcząc smoka

Awatar użytkownika
Master of reality
Oszukista
Posty: 833
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Master of reality »

Po obejrzeniu walki Celdern ze zdziwieniem stwierdził że nieco żałuje iż asassyn przegrał. Nie żeby czul jakąkolwiek litość dla szczura, to było raczej coś w rodzaju solidarności kolegi po fachu. No i przeciwnik był krasnoludem.
I sold my soul for rock'n roll

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

walka nr 3

Rakoth ( tomb prince) vs Zapomniany Albrecht (exalted champion of Tzeench)




Gdzieś na cmentarzu w krypcie leżałą pogrążona w letargu mumia Rakotha. Dawno umarły książe leżał a jego sny, o ile nieumarły może śnić wracały go do przeszłości w których był żywym panem swego ludu zanim Nagash sprowadził na nich zgubę. Myśli błądziły tęsknie do obietnic nieśmiertelności kapłanów i potem powolnej zgubie ludu którym władał a następnie do przygotowańńdo snu ostatecznego w który miał zapaść. Śnił tak i mógłby się nie obudzić gdyby nie żywi. Za grzech jego przebudzenia żywi będą płącić po stokroć. Ale jego świadomość spowijały łańcuchy. Okowy które dawały o sobie znać tak jak teraz gdy w jego głowie pojawił się ON i nakazał: "JUŻ CZAS SŁUGO. IDZ!". Rakoth nie miał wyboru. Poszedł. Nienawidził tego głosu. Nienawidził jego obecności. Nienawidził jego rozkazów i zazdrościł tym władcom z jego krainy którzy potrafili oprzeć się jego woli. Takim jak Settra, Rapath, Tutkamon i inni. On nie mógł. Był za slaby. Nienawidził też siebie za to. Lecz mimo tego słuchał. Rakoth powstał i udał się tam gdzie go powiódł głos. Na arenę. Być może kiedyś zrzuci te okowy.
Do Albrechta doszedł odgłos gongu wzywającego do przybycia na arenę. Oznaczało to że stoczy kolejną walkę. Dla Wojownika Chaosu to było istotne starcie. Mimo że ten nieumarły pośrednio pochodził od chaosu to jego obecność była
obrazą dla wielkiego Mutatora. On był ucieleśnieniem chaosu a nieżycie i nieumarli ucieleśnieniem stałości i niezmienności. Zapomniany, znany kiedyś jako Albrecht , teraz jako ręka Tzeencha musiał więc zmienić stałość tego wytworu. Taka byłą wola pana. Także klejnot mumii stanowił wyraźną pokusę. Zapomniany wziął oręż i zszedł z wieży by udać się na arenę. Tam znów bogowie chaosu na niego spojrzą.
Już na arenie stali oczekując. Gwar widowni powiększał się a bywalcy areny podzielili się w tym kogo dopingują. W jednym miejscu wybuchłą nawet bójka o to kto wygra, ta została jednak szybko uciszona przez grupkę straży najemnej maga i kilku bladych jegomościów z emblematami zamku drakenhof na piersi noszących się na czarno. Zapomniany obserwował mumię bez strachu. Kiedyś mógłby się bać go ale czas gdy był tylko zwykłym śmiertelnikiem minął. Wypełniała go chwałą pana zmian co zmieniła jego duszę. Sygnał do walki nadszedł w końcu. Rakoth automatycznie ruszył na Zapomnianego a i ten nie stał w miejscu. Wojownik Chaosu czując łaskę Tzeencha zbliżył się do mumii by ją zniszczyć. Rakoth uniósł broń gdy zbliżyli się do siebie. Bez wachania zadał cios. Zapomniany widząc to podstawił swoją halabardę i dwa ostrza z czerni zetknęły sięęz głośnym brzękiem gdy Albrecht sparował atak przeciwnika. Teraz Zapomniany skontrował pchnięciem. Rakoth odrzucił swoją bronią oręż przeciwnika na bok. Albrecht nie poddawał się. Wyminąwszy zwodem próbę parady Rakotha przeciął jego bandarze i ciało na torsie. Nieumarły nawet nie poczuł zbytnio tego poza falą osłabienia która go zalała. Posmak miała podobny do jego ostrza wieczności. Skorzystał z tego że przeciwnik odsłonił się i wbił szpic halabardy w pierś wywyższonego czempiona chaosu przebijają w tym miejscu zbroję. Albrecht ze zdumieniem zauważył że słabnie jakby halabarda mumii wysłała część jego zycia. Poczuł się staro. To niemożliwe. Jego pan miał chronić go od tego. Odstąpił biorąc zamach. Ostrze zaryło głęboko w zabalsamowane ciało. Nie mogło to zatrzymać Rakotha. Parł mimo spadających na niego ciosów. Oddał cios odpłącając się pięknym zanadobne wyznawcy chaosu. Wtedy wymienili kilka ciosów po czym zwarli się drzewcami jeden próbując przesiłować drugiego. Zapomniany warczał z wysiłku a Rakoth próbował pokonać wroga w całkowitym milczeniu. Zapomniany przeważył w końcy nieumarłego i Rakoth musiał się cofnąć a jego jaźń zapłonęła z bólu gdy jego wnętrzności zaczęły zamieniać się w proch. Opanował to ale nie był już w pełni sił. Sięgnął po flaszkę i wylał na siebie jej zawartość. Płyn wsiąkł w bandarze i natychmiast odbudował część ubytków w ciele. Z nowymi siłamy nieumarły zaatakował. Albrecht musiał się teraz bronić uchylając się i parować ciosy nieumałego. Przełamał impas wypowiadając w duchy jedno z sekretnych imion pana zmian. Broń znów się wbiła w zabalsamowane ciało i tym razem odłupała kawałek wiekowego ciała. Rakothowi było wszystko jedno. I tak nie czuł bólu. Na jego nieszczęście nie mógł już trafić żywego wojownika. Sytuacja stawała sie coraz bardziej frustrująca o on Książe Rakoth coraz bardziej rozczłonkowany. Po kolejnym nieudanym ataku chciał pchnąć przed siebie ostrzem wieczności. Ubiegł go Zapomniany gdy oburącz trzymaną halabardą ciął na odlew i mierząc w szyję zdjął zabandarzowaną głowę z ramion mumii. Rakoth zdążył jeszcze usłyszeć w głowie wrzask frustracji TY GŁUPCZE! po czym duch Rakotha uleciał w niebyt a jego ciało rozsypało się w proch. Z chwilą gdy przeciwnik się rozpadł Zapomniany poczuł wypełniającą go chwałę a pod zbroją ciepły i przyjemny znak mutacji którą pan zmian zesłał na niego. Ogarnął go aplauz widowni mu przychylnej i gwizdy tych co liczyli na Rakotha. Ryknął na głos " CHWAŁA TZEENCHOWI" napawając się zwycięstwem.




I tym sposobem kończymy drugą rundę. Teraz czas na półfinał i zmierzą się w nim.

walka nr 1
Valkrit(plauge Priest) vs Celdern Auxil(high elf noble)

walka nr 2
Zapomniany Albrecht (exalted champion of Tzeench) vs Fjolwar Alarickson( Dragon Slayer)
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Mac
Kretozord
Posty: 1842
Lokalizacja: Kazad Gnol Grumbaki z klanu Azgamod

Post autor: Mac »

Głowa Rakotha została odrąbana od reszty tułowia. W tym momencie reszta ciała nieumarłego upadła na kolana. Nagle dało się słyszeć wysoki wszechogarniający jęk, jakby same zaświaty krzyczały. Krzyczały wciąż i bez przerwy, zagłuszały każdy inny dźwięk. Otoczenie areny pociemniało, sczerniało i poszarzało. Nieboskłon przesłonił całun czarnych jak smoła chmur.

W tym momencie odrąbana głowa i szyja nieumarłego Księcia, zaczęła zapadać się w sobie, rozpuszczać w fioletowej otchłani, jak otworzyła się pod nią.

Z otchłani, która również otworzyła się pod resztą ciała Rakoth'a, wychynęły powoli, majestatyczne kościane dłonie, miażdżąc zmumifikowane zwłoki między palcami, a to co z nich zostało, wciągając ze sobą w otchłań. Mrok błysnął promieniem w same chmury, rozwiewając je i kończąc kolejną śmierć księcia Rakoth'a.

Tak jak szybko zadany został ostateczny cios, tak wszystko to co kiedyś było Rakoth'em zniknęło w wiecznych ciemnościach. Jedyne co zostało na piaskach areny, był to, już teraz zwykły naszyjnik, w którym lśnił szmaragd. Szmaragd ostatni raz błysnął czernią i zmatowiał...

-----------------------------

Może wciąż krył w sobie moc... nad tym zastanowił się mag, wciąż wyczuwając w nim lekkie zawirowania wiatru magii. Dhar... to była potęga, lecz czy warta tego... cóż wszystko zależy od zwycięzcy i innych zawodników...

-----------------------------

Tymczasem świadomość Rakoth'a uwolniona z okowów śmiertelności, powędrowała w cierpieniu w stronę Nagashizzar. Tam uformowała bezkształtną masę, gdyż taka była JEGO wola.

- A więc zawiodłeś... tak, jak Ci obiecałem... ukażę Ci sekret, rzeczy znacznie gorszych niż wieczność cierpienia...

Nie mogąc nic zdziałać, Rakoth w desperacji szukał rozwiązania. Znalazł, znalazł słaby punkt!

Ostatnim wysiłkiem mocy, oderwał cząstkę swej świadomości od reszty, chwilę przed tym jak Nagash zaczął wypowiadać słowa mrocznej inkantacji. Teraz czekała go wieczna zagłada...

-----------------------------

Zanim ktokolwiek coś uczynił z leżącym na piaskach areny klejnotem, ten jeszcze raz błysnął. Tym razem niebieskim światłem. Tym samym blask powrócił między idealne ścianki szmaragdu... Czyżby to był ostatni wysiłek Rakoth'a, księcia zgładzonego... czyżby ostatnim wysiłkiem woli, stworzył sobie możliwość ucieczki od woli Nagash'a... któż to wie...

Cichy jęk, dobiegający znikąd...
Cierpienie...
Letarg...
Jasność...
Jas... no... ś... ć
Ostatnio zmieniony 30 lis 2009, o 23:29 przez Mac, łącznie zmieniany 1 raz.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Gdy na powierzchni odbywała się ostatnia walka ćwierć-finału, w podziemiach areny zło, o którym świat wiedział niewiele czuwało. I działało.....

-Głupi-durny! Nie ten płyn-wywar!

Valkrit Zgniłodech kopnął ze złości jednego z akolitów. Mnich Zarazy pisnął, poślizgnął się i wpadł do wielkiego kotła, wywołując jeszcze większą frustrację Kapłana Zarazy. Zgniłodech nie mógł w to uwierzyć. Cały tajemny-misterny plan-pomysł niemalże spalił na panewce z powodu niekompetencji jego sług-idiotów. Skierował swój wzrok na pozostałych podległych, którzy nagle wykazali zadziwiające poświęcenie innym, wyznaczonym im przez Valkrita pracom. Wielki skaven z wściekłości kopnął jakieś krzesło, które nie wytrzymawszy dotyku przeżartej chorobami łapy Kapłana, rozpadło się na drzazgi.

-Kretyni-idioci! Kiedy Ja, Wielki-Mocny Valkrit Zgniłodech pracuję-przygotowuję Wredny-Podstępny Syfo-Mór, wy obijacie się i przeszkadzacie-zakłócacie w Rytuale-Inwokacji!
-Największe-najszczersze przeprosiny, O Najpodstępniejszy z Kapłanów!
Zgniłodech splunął ze złości. Ci durnie-imbecyle o mało nie zepsuli-zniszczyli jego pracy-pracy!

Wtem skaveni zamarli. Ktoś zapukał do drzwi.
-Hej, ty tam! Ćwierć-finał się skończył! Szykuj się do walki!
Valkrit zamyślił się. Zatem walka-bitwa się skończyła. Ciekawiło go kto będzie jego następnym wrogiem-wrogiem...
Szybko podbiegł do drzwi i solidnym kopniakiem wyważył je. Jego oczom ukazał się jakiś blady człowiek trzymający chustę na ustach( czyżby swąd-zapach choroby-infekcji mu nie pasował?).
-Co do...?! Zdążył tylko powiedzieć człowiek zanim paskudna, pokryta krostami łapa chwyciła go za gardło i podniosła do góry. Człowiek oniemiał. Nie spodziewał się,iż tak wątła kreatura może dysponować tak wielka siłą...
-Mów-gadaj z kim będę walczył-walczył, bo inaczej zabiję-zaciukam!
-Jakiś elf.....wałczył ostatnio z tą bestią chaosu...
-Elf-kłapouch!? Dobrze-dobrze, a teraz znikaj-umykaj, bo zjem-pożrę!
Najemny strażnik rzucił się panicznie do ucieczki, nie zauważając dziwnych, zielonkawych krost, pokrywających jego szyję...

Kapłan Zarazy odwrócił się i przemówił do swoich współwyznawców..
-Bracia-Syfy! Walka-zmagania się bliża! Przygotujcie koncentrat spaczo-wdechowy! Kadzielnica ma być gotowa! Chyżo-chyżo!
Valkrit zakaszlał paskudnie.
-Tak-tak! Elfiak-słabiak padnie-zginie, już szybko-prędko!
Skaven schował łapy w poły szat i usiadł na ziemi przed swoją Świętą Księgą- Liber Bubonicus.
Niedługo będzie miał okazję zemścić się za klęskę pod twierdzą Calith...Tak-tak!

Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Dead_Guard »

- Więc pomiot chaosu stanie teraz naprzeciw mnie - Fjolwar był zadowolony, w końcu trafił na przeciwnika o niebo godniejszego niż wszystkie te szczury z areny - Wyśmienicie! Przynajmniej nie będzie irytował mnie swoimi podskokami i głupim chichotem.
Wychylił do końca swoje siódme piwo i uderzył kuflem o stół. Zaraz po tym, wyprężył się dumnie niczym najwięksi królowie, podniósł wysoko głowę niczym wielcy generałowie po sromotnej porażce i po sali niczym grzmot pioruna rozległo się potężne beknięcie. Mlasnął jeszcze dwa razy i zabrał się za ósme piwo.

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Półfinał 1

Valkrit(plauge Priest) vs Celdern Auxil(high elf noble)


Kapłan zarazy osobiście wsypał przygotowany ekstrakt do kadzielnicy i dokładnie wymieszał. Przecierz na tych pokrakach-pomocnikach nie można polegać. Wielki mór-choroba został zmarnowany i dni pracy przepadły. Teraz trzeba by zaczynać od nowa a Arena się zaraz zakończy wielkim finałem. Nie było czasu-chwili by wykonać jego plan. Musiał się zadowolić jedynie wykonaniem zadania panów rozkładu co do joty bez swoich dodatkowych inwencji co na pewno zostało by docenione. Przygotował swą broń uważnie. Święta kadzielnica jaką otrzymał była największym zaszczytem od czasu gdy młody zdradzający zaczątki choroby Vaskirt został wyświęcony na diakona. Teraz praktycznie się z nią nie rozstawał a ona sama stanowiła przedmiot zazdrości wielu jego współbraci. Pozostały mu czas do walki Vaskiry spędził wertując Liber Bubonicus tom I.
Dla elfa spotkanie ze szczuroludem pełnym bąbli nie należało do przyjemnych. Celdern stwiedził że przeżarty chorobami szczurolud nie miał prawa żyć, chyba żeby wspierała go jakaś plugawa magia. Przechadzając się po korytarzach układał plan. a jego myśli co rusz z walki zbaczały do kolejnej ofiary którą miał zlikwidować. Niejaki szlachcic i znów przemyt tylko że rodowych przedmiotów bardzo cennych jakimś cudem zdobytych przez tego czlowieka z samej wyspy. Ale aby sięędo niego zbliżyć musiał dostać się do finału. Wtedy będzie okazja by przyjąć gratulację od szlachcica i być ugoszczonym w jego własnych komnatach.
Niebieskawy bąbel na pysku Vaskirta pękł zalewając go słodkawą ropą o specyficznym zapachu Krople mazi spadły na piasek. . Vaskirt aż podskoczył radośnie. Był to niechybny znak że rogaty szczur mu sprzyja co wiedział dzięki przeczytanemu Liber Infectis Omenum. Z optymizmem oddychając rzęrząco zbliżył się do środka areny trzymając kadzielnice w pogotowiu. Miał spory powód do radosci równierz z tego powodu że ostatni paskudny skrytobójca niechybnie na niego nasłany padł tutaj. Elf wyszedł na piasek spokojnym krokiem po którym trudno się spodziewać że może smienić się w szybki bieg lub śmiercionośny taniec uników i ciosów. Celdern ze sztyletami za pasem nie wyglądał specjalnie groźnie ale elf wiedział że w tym właśnie czai się jego największe niebezpieczeństwo. Vaskirt pomyślał że z łatwością zgniecie tego elfa-chuderlaka który w dodatku oszukuje bo jego uwagi nie umknęła mała buteleczka tajemniczego płynu którą elf wypił przed momentem.
Gong rozbrzmiał i walka się rozpoczęła. Vaskirt rozkręcił kadzielnicę rozwiewając dookoła siebie zielonkawy dym. Szczątkowe opary doszły do Celderna pchane lekkim wietrzykiem który wiał tego dnia. Efekt był natychmiastowy. Zabójca któla feniksa, nie zdążył się ruszyć bo zakaszlał raz, drugi potem zaniósł się bolesnym wyksztuszaniem z płuc trującego dymu. Vaskirt zachichotał bo ożywcze perfumy zarazy nie szkodziły mu. Korzystając z okazji dalej obłąkańczo rechocząc ruszył na przeciwnika. Instynkt zabójcy elfa dał jednak o sobie znać. Celdern błyskawicznie się opanował wyskakując w kierunku kapłana zarazy wydobywając sztylety w locie. Sięgnął jego szyi i przeciął ją lekko tylko mijając tętnicę szyjną. Wystarczyło to by szczurolud charknął zalewając się własną posoką . Vaskirt z furią posłał w jego kierunku kadzielnicę. Ta zawadziłą go lekko przerywając atak elfa. Celdern wyszedł poza chmurkę spacz-dymu i zaczerpnął powietrza by znów spróbować dosięgnąć swoimi sztyletami przeciwnika. Dzgnął oboma sztyletami w napuchnięte ciało i natychmiast odskoczył usuwając się z lini lotu kadzielnicy. Uśmiechnął się. Przeciwnik nie byłłzbyt zwinny mimo że z godnym podziwu spokojem znosił jego sztylety w ciele. Vaskirt w końcu pocczuł ból gdy impulsy nerwowe dotarły z wielkimk opóźnieniem do jego mózgu. Ból i niemozność trafienia elfa utworzyły w jego głowie obraz najbardziej straszliwego spisku którego się wobec niego dopuszczono wysyłając zabójce przebranego za elfa że cała jego furia wyparowała. Nie myśląc wiele Vaskirt stwierdził że nie ma co zwlekać- trzeba uciekać. Przestał kręcić kadzielnicą i rzucił się do wyjśćia zamierzając przecisnąć się przez kraty. Celdern nie zamierzał pozwolić mu uciec, w dwóch krokach dopadł go i odchyliwszy głowę szczuroluda do tyłu poderżnął mu gardło. Celdern natychmiast puścił go z obrzydzeniem. Dawno nie zadźgał takiej paskudy.
Widownia powstała aż z miejsc by uczcić zwycięzcę oklaskami, krzykami i skandowaniem jego imienia. Celdern pomyślał że wieczorem będzie czas na wykonanie zadania kolejnego na liście.



komentarz: czasami jak się spanikuje to skutki mogą być tragiczne.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Gdy Valkrit w końcu zdechł, na arenie dało się słychać histeryczny śmiech...
Głupi-głupi! W końcu padłeś-zdechłeś!

Pasrik Morowy Pazur chichocząc oddalił się z trybun, wyśpiewując imię Wielkiego Rogatego trzynaście razy.
Tłusty kapłan zarazy padł a Ja zostanę teraz nowym dowódcą Armi-Legionu!
Po chwili był już za bramami, już niedługo....
Tak-tak! Rada Trzynastu i Lordowie Plagi będą zadowoleni-uszczęśliwieni!


Ps. Kurczę szkoda w sumie, ale no cóż, jak na moją drugą Arenę i tak mi nieźle idzie :wink:
Stawiam na Chaosiarza.Dawaj Albrecht! Skop te włochate i wygolone zarazem tyłki!

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Zapomniany postanowił zachować amulet z myślą że nie może być całkowicie bezużyteczny. Jednak teraz miał ważniejsze sprawy na głowie musiał pokonać tego małego brodacza. Taak ta walka będzie niemalże ostatecznym sprawdzianem moich umiejętności. Jednak ten krasnolud nie wie co to strach podobnie jak ja....Będzie to godny mnie przeciwnik jednak i tak go zabije wielki mutator wspiera mnie swoją mocą... Z jego pomocą żaden przeciwnik nie jest wyzwaniem. Z tą myślą ruszył w kierunku areny

Ps: Dzięki że ktoś kibicuje mojej postaci :wink: .
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Półfinał 2

Fjolwar Alarickson( Dragon Slayer) vs Zapomniany Albrecht (exalted champion of Tzeench)



Drugi półfinał zbliżał się. Krasnoludzki zabójca jak zwykle ostatnie chwile do pojedynku przesiadywał w tawernie.Tutaj z całej warowni czuł się najlepiej i tutaj mógł raczyć się trunkiem do woli oraz planować następne posunięcia. W myślach układał listę ekwipunku potrzebnego do wyprawy w góry i nawet część już przygotował sobie. Zapał przygasł gdy uświadomił sobie że nie zna jeszcze lokacji leża smoka. Już niedługo - mówił sobie i jednocześnie myśli kierowały się do jego przeciwnika. Widział go w walce. Potężny wojownik i starcie z nim na pewno nie będzie łatwe. Spotkał go osobiście tutaj tylko raz. Gdy przechodzili wąskim korytarzem i nie mogli się wyminąć. Fjowarl nie chciał ustąpić mu drogi więc zapomniany po prostu po nim przeszedł. Zabójca zrugał go wtedy bo tylko na to mógł sobie pozwolić. Walki poza areną były surowo zakazane więc za czempionem chaosu poszła tylko wiązanka przekleństw. Od tej chwili Fjowarl przysiągł że da nauczkę po stokroć gdy tylko się z nim spotka na arenie.

Czempion Tzeencha z kolei wpędzał pozostały mu czas do walki w swych komnatach. Dokonywał oględzin swego ciałą i zachwycał się nad nowymi mutacjami zesłanymi w nagrodę od mistrza w niebiosach. Zapomnianemu wyrosły zaczątki różków na czole a skórę pokryła sucha skorupa twardniejąca z godziny na godzinę. Zaprawdę był wybrańcem wielkiego mutatora. Dwa kroki i chwała będzie jego. Zdobędzie własną bandę i będzie palił , gwałcił , mordował. Miał też wizję swego triumfu poźniej gdy ludzie drżeć będą wypowiadając jego imię a wtedy rzuci wyzwanie samemu Archaonowi jeśli ten do tego czasu będzie wszechwybrańcem.Jego marzenia przerwał człowiek w czerni oznajmujący że już czas udać się na miejsce walki.

Obaj byli już gotowi do walki więc gdy nim zdąrzył przebrzmieć gong, ruszyli by zetrzeć się w śmiertelnym boju. Zapomniany z wprawą ciął z góry na co zabójca zareagował sparowałniem swojego topora. Drugi cios halabardy równierz natrafił na stal krasnoludzką. Dopiero za trzecim razem czarnemu ostrzu udało się wyminąć topór i zrović ranę ciętą Fjowarlowi. Krasnolud wyraźnie czyjąc się jak by miał potężnego kaca. Nie dopuścił by kolejny cios go dopadł. Chwytając topór oburącz lecz na krótko zaatakował nogi Zapomnianego. Przerąbał się przez płytę chroniącą udo. Zapomniany Albrecht poczuł przejmujący ból w nowej narośli na zranionej części ciałą. Chciał odpędzić brodatego wojownika następnym ciosem. Ten zwyczajnie uchylił się przed nim. Zakręcił toporem w rękach wymierzając w paskudny hełm z gwiazdą chaosu. Niewidzialna siłą zniosła broń na bok by ta nie skrzywdziła Albrechta. Krasnolud zaklął szpetnie. Dekoncentracja go mocno kosztowało bo chwila potem ostrze naznaczyło jego tors kolejną szramą. Cofnął się sięgając do buteleczki którą od razu wypił. W umyśle Fjowarla budził się gniew. Z rykiem i toporem na nad głową zabójca zaatakował wymachując nim zawzięcie. Albrecht cofnął się i chciał przejść do obrony. Przygniecony furią krasnoluda mógł się tylko cofać a zabójca wydawał się w ogóle nie dbać o własne bezpieczeńśtwo. Problem Albrechta Zapomnianego polegał na tym że nie mógł przejąć inicjatywy, Wreszcie o sekundę za późno Czempion Chaosu założył paradę. Topór przebił się pod pachę. Zapomniany jęknął boleśnie pod przyłbicą. Krasnolud wyrwał broń i zadał kolejny cios. To uderzenie zgruchotało piszczel zakutego wojownika a gdy ten opadł na kolana ostrze topora przerąbało się przez zbroję wbijając się pod obojczyk. Tego ciosu nie zdzierżył Albrecht któy padł wtedy na twarz na piasek martwy, Fjpwarl odetchnął głębokok. Znów się wściekł a jego obłąkańczy szał pomógł mu ponownie. Nie nadarmo ludzie powiadają że tylko samobójca lub szaleniec wchodzi w drogę krasnoludzkim zabójcą. Fjowarl czuł że po następnej walce zdobędzie upragnioną wiedzę.



zatem mamy dwóch finalistów

Celdern Auxil(high elf noble) przeciwko Fjolwar Alarickson( Dragon Slayer)
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Yourself
Mudżahedin
Posty: 295
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Yourself »

Ehh gdyby nie ta miksturka.... No ale cóż zdarza się.I tak już mam gotową postać na następną arenę :wink:
matilizaki napisał:
Na brete

wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu

Awatar użytkownika
Master of reality
Oszukista
Posty: 833
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Master of reality »

"A więc będę walczył z krasnoludem zabójcą. Będzie ciężko. Na razie jednak trzeba zająć się pracą"
--------------------
Kolejny cel był przygotowany na przybycie skrytobójcy. Celdern nie zdarzył mu powiedzieć o co jest oskarżony gdy, człowiek obrócił się i wypalił do elfa z pistoletu. Celdern odruchowo skoczył w lewo,unikając strzału. Jego przeciwnik wypalił jeszcze raz, kolejny unik tym razem jednak zabójca miał już miał plan. Rzucony sztylet błysną i trafił człowieka w ramię, w tej sekundzie celdern rzucił się na zaskoczonego człowieka, z zamiarem skręcenia mu karku. Człowiek byl szybki. Opamiętał się w ułamku sekundy i nacisną ą spust. Z zamka broni dobiegło głośne Klik W tej chwili pistolet wybuch,ł rzucając martwego strzelca na podłogę.
Celdern nieco ogłuszony wybuchem wyszedł, w myślach dziękując bogom za zawodną ludzką technologie. Po raz kolejny uświadomił sobie że umiejętności to jedno, ale w tej pracy trzeba mieć szczęście.
I sold my soul for rock'n roll

Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Dead_Guard »

Fjolwar spoglądał na swój topór trzymając go w prawicy, patrzył na niego jak na starego przyjaciela. Niestety broń nie odwzajemniała mu tego spojrzenia, w końcu to tylko broń, lecz tyle razem przeżyli. Spojrzał na lekkie wygięcie na samym dole ostrza, to było podczas walki w głębokiej Norsce z olbrzymem Thrudgermilem. Palcami lewej dłoni zaczął jeździć wzdłuż blizn na piersi i w jego głowie pojawił się obraz cholernych trolli górskich. Następnie blizny na prawej ręce przypomniały mu zaciętą walkę z psami chaosu i ich plugawym panem, gdzieś w Kislevie. Wreszcie dawno już zastygłe rany na twarzy nie dawały zapomnieć o zepsutych krasnoludach, czczących Hashuta, to bolesne wspomnienie zarówno jego, jak i całej rasy krasnoludów. Było jeszcze wiele walk, ale nie zawsze ponosił na tyle godnych ran by pozostawały blizny.
- Niech to szlag! - nagle stanął jak rażony piorunem - zaczynam się nad sobą rozczulać! Psia krew! - krzyknął jeszcze o piwo, bo pragnienie znów dręczyło, po czym usiadł.
- Został tylko spiczastouchy, żaden elf nie stanie mi na przeszkodzie do osiągnięcia celu, jestem za blisko by to chuchro zmieniło moje przeznaczenie - mruknął pod nosem i krew powoli zaczęła się w nim gotować.

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Finał

Celdern Auxil(high elf noble) vs Fjolwar Alarickson( Dragon Slayer)


Czas finału. Spośród szesnastu wojownikóó którzy tu przybyli złożyć życie na szali losu przetrwało dwóch. Teraz z tych dwóch miał zostać tylko jeden, ostateczny zwycięzca i triumfator. Chwała bądz chwalebna śmierć. Los chciał że tymi walczącymi w arenie byli krasnolud i elf z ulthuanu. Czarodziej ze swojej trybuny oglądsający finał stwierdził że to znacznie uatrakcyjni tę walkę. Elfy i Krasnoludy dawno temu stoczyły wojnę ale jej pamięć była wciąż żywa. Zwłąszcza to było widoczne u krasnoludów. Czarodziej nie sądził by były bardziej uparte stworzrenia niż oni. Na pewno wypomni elfowi krzywdy a elf uniesie się swoją nadętą arogancją. Mag rozparł się wygodnie w swoim fotelu- taaak to na pewno będzie inspirujący widok.
Krasnolud mógł być z siebie dumny. Doszedł do finału i jeszcze jedna walka i zdobędzie to po co tu przybył. Nastrój nieco psuła mu jednak świadomość że teraz w finale będzie elf. Gdyby przypadkiem zginął z jego ręki czy nie byłaby to potwarz kolejna dla krasnoludów, którzy licznie ginęli z ich rąk? Pocieszył się równierz myślą że i elfów wielu padło pod toporami i młotami synów Grungiego. Leżąc w łóżku zabójca doszedł do wniosku że chyba jednak nie ma się czego przejmować bo chuderlawe elfy w pojedynczym boju nie miały zbytnio szans. Wspomniał wspaniały pojedynek z opowieści o królu Gotreku łamaczu gwiazd, który ubił samego króla elfów zabierając jego koronę. Gdy pzyjdzie czas on, Fjowarl syn Alrika pokaże elfowi kunszt krasnoluda.`
Elf był zaskoczony obrotem spraw. Dochodząc do finału spodziewał się swojej walki z zakutym w zbroje chaosyckim wojem tyczasem pokonał go półnagi prostacki krasnolud z pomareńćzową grzywą. Niby krasnoludy potrafią walczyć - myślał Celdern - ale za grosz w nich smaku i finezjii. Jego przeciwnik do tego był krasnoludzkim zabójcą smoków. Dziwny to sposób na odkupienie swoich win. Szukanie śmierci, czemu nie oszczędzi sobie i innym kłopotu u nie rzuci sięęze skały. Łatwiej szybciej i prościej by było. Celdern sprawdził sztylety wsadzając je za pas. Następnie wyjął buteleczkę i wypił jej zawartość. Magia zaczęła krążyć w jego żyłach wzmacniając mięśnie. Na końcu sprawdził czy jego szata z białego płótna dobrze opina jego ciało i czy jest idealnie czysta. Była. Teraz bez przeszkód mógł się udać na miejsce walk.
Patrząc na stojących naprzeciw siebie dało się wyczuć napięcie. Elfy i krasnoludy nie przepadały za sobą , to było powszechnie wiadomo. Starcie miało tutaj wszelkie przesłanki by przenieść się na grunt osobisty. Tak też się stało bo elf odezwał się pierwszy przerywając milczenie.
-Uważasz niskoludzie że możesz mnie pokonać? Wspomnij porażki twoich pobratymców z nami i odstąp. Moje zadanie tutaj skończone a ja do ciebie nic nie mam.
-Zamknij się szpiczastouchy i pomódl się do swoich bogów zanim nie wsadzę ci ją w rzyć
Elf kontynuował słowną szermierkę.
-Jakie to do was podobne odpowiadać wściekłością na prawdę. Nic dziwnego że gnijecie w swoich jaskiniach nie rozwijając się w ogóle.
Krasnolud poczerwieniał z gniewu ale powstrzymał się.
-My przynajmniej nie zdradzamy swoich przyjaciół jak wy chuderlawe dupki. Ale powiem ci coś jeszcze.... Twoja śmierć będzie dla mnie niezwykle przyjemna. A zdrada z dawnych dni pomszczona.
Elf nie zdążył odpowiedzieć Zabrzmiał Gong. Krasnolud rzucił się w tej chwili na elfa z rykiem GIŃ ELFIE!. Ulthuański zabójca równie błyskawicznie zareagował uderzając pierwszy. Elf wbił broń w ramię pod obojczyk zabójcy, lecz nie miał czasu na kolejny cios czy manewr bo rozpędzony krasnolud wpadł na niego zdzielając go na krótko trzymanym toporem i odrzucając do tyłu. Celdern wziął się w garść i począł unikać uderzeń krasnoluda. Dzięki zręczności wręcz krążył wokół przeciwnika od czasu do czasu dzgając go sztyletami i unikając kontrataków. Krasnolud coraz bardziej krwawił ale trzymał się dzielnie. Niemożność dosięgnięcia przeciwnika rozłoszczała go niepomiernie. Po kolejnym ciosie miał dość. Sięgnął po buteleczkę z miksturą i wypił ją jednym haustem. Część ran natychmiast przestała krwawić i się zaklepiła a ból odszedłłjak ręką odjął. Krasnolud dał się ponieść gniewi na przeciwnika. Dotąd stał w miejscu i teraz postanowił że dopadnie go choćby miał go udusić gołymi rękami. Gdy elf uskoczył po kolejnym ciosie ciął na płask toporem. Trafił w twarz elfa miażdżąc nos i twarz zalewając Celderna krwią. Ten był bezradny wobec następnego cięcia, które tym razem wbiło się głęboko w brzuch zabijając Ulthuańczyka. Z trubun podniósł się wrzask uznania i aplauzu bowiem został wyłoniony zwycięzca kolejnej areny. Wszyscy zgodnie nawet ci co dopingowali Celdernowi skandowali imię Fjowarla. Krasnolud najpierw sam ryknął unosząc trzymaną brońńdo góry w geście triumfu, potem kopnął na pożegnanie ciało elfa. Zniewaga została zmazana. A on w końcu dowie się o miejscu snu smoka Vellhummerana. Jeszcze dziś wyruszy na spotkanie swego przeznaczenia.


Później w nocy w z tyłu twierdzy leżały w rządku ciała wszystkich poległych na arenie wojowników. Szczątki mumii usypane w kupkę leżały obok nich. Pilnowały ich dwie osoby. Zaufani straznicy maga.
-Myślisz że przyjadą?- zapytał jeden drugiego.
Jego kompan odpowiedział.
-Jestem tego pewien. Mistrz wyraźnie nakazał być gotowym o tej porze.
-Tak ale nie mogli się tu wybrać za dnia? W nocy jest tu paskudnie zimno. Po za tym po co im te ciała.
-Mistrz zawarł układ ciałą poleglych idą do księcia Manfreda do Drakenhof. Co on z nimi zrobi nie nasz interes. Widocznie na coś mu się przydają. A co do dziwnej pory to pamiętaj że to jest Sylvania. Tutejsi lubią noc. Zresztą cicho bądz. Nadjeźdżają.
Rzeczywiście do ich uszu dochodził coraz głośniejszy stukot. Wkrótce podjechał do nich czarny wóz na ciała. Z kozła zeskoczył blady mężczyzna od stóp do głów odziany na czarno. Jedyną ozdobą jego ubioru był zloty nietoperz wychaftowany na piersi.
-Czy ciałą przygotowane?- zapytał niskim tonem
Strażnik odpowiedział.
- Tak panie wszystkie są tutaj. Wedle ustalonej umowy z waszym mistrzem.
-Doskonale. Podziękujcie waszemu panu w imieniu władcy Sylvanii. Możecie się oddalić. Moi słudzy załadują ciał
Strażnicy z ulgą odeszli. Samotny mężczyzna pstryknął palcami i z wozu wyszły dwie przygarbione pokraczne postacie.
-Załadujcie je na wóz- rozkazał- i żeby żadnemu z was nie przyszło do głowy żeby ukradkiem ugryźć kawałek bo inaczej najgorsze męczarnie w waszej wyobraźni będą niczym w porównaniu z tym czym ja wam zgotuję.
Posłuszne Ghule struchlały ze strachu i zabrały się pospiesznie do ładowania ciał.
Mężczyzna przechadzał się pośród martwych natrafiając na kupkę popiołu pozostałą z Rakotha.
-Popiołu nie ładujcie. Cuchnie od niego Nahashem. Książe Manfred nie chce tego czegoś u siebie w zamku.- poszedł kawałek dalej natrafiając na ciało Szczuroluda Valkirta.- Tego tutaj sobie zjedzcie w nagrodę. Nam jest całkowicie bezużyteczny.
Po załądowaniu ciał wsiadł na wóz razem ze sługami ghulami i odjechał w kierunku zamku Drakenhof.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

ODPOWIEDZ