Arena of Death 19: Sylvania
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Arena of Death 19: Sylvania
Witam w kolejnej odsłonie Areny Śmierci. Zasady są takie jak dotąd z drobnymi poprawkami które staram się wprowadzać z każdą areną i ewentualnymi nowościami.
Każdy chcących wziąć udział w zabawie wpisuje na forum postać której walki będę rozgrywał i potem opisywał w kolejnych postach tego tematu. Zasady zgłaszania są takie że każdy może mieć jedną postać w danej arenie.
Zgłasza się według poniższego szablonu:
Imię postaci: Jak nazwiecie swoją postać.
Broń: broń lub bronie jakiej używa z podanej z listy, jednoręczna, oburęczna lub dwie bronie.
Zbroja:zbroja lub jej brak, z tarczą lub bez i/lub z hełmem lub bez.
Ekwipunek: postaci przysługuje jedna pozycja z listy ekwipunku
Umiejętności:postaci przysługuje jedna pozycja z listy umiejętności
Mutację: (jeśli dotyczy) może przysługiwac mutacja jeśli zasady pozwalają
Historia postaci: Historia waszej postaci i między innymi dlaczego się znalazła na arenie mającej miejsce w Sylvani na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata.
UWAGA: postacie bez historyjek nie bedą dopuszczane do areny. Nie ma rezerwacji i zaklepywania wcześniejszego. Kto pierwszy ten lepszy. 3 postacie z najlepszą historyjką otrzymują mikstury zdrowia.
Uwagi:
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, otrzymują bonusowy ekwipunek
**Ludziom(DOW,Empire,Bretonia) przysługuje bonusowa umiejętność oraz bonusowy ekwipunek
**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność
Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działa.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci nie mają modlitw tak jak mumie inkantacji
**Asasini skavenów i darkelfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy nie mogą nosic zbroi cięższych niż średnia.
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni , zbroi czy ekwipunku. Zgodnie z wybranym typem Heralda mają oni wbudowane piętno własnego boga.
**marki chaosu są dostępne jako pietna zumiejętności.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone są lecz mają albo ekwipunek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku tak jak ma
w zasadach warhammera. Czyli może wziąć dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku za to mają 2 umiejętności do wyboru
PAMIĘTAJCIE IM CIĘŻSZE UZBROJENIE I PANCERZ TYM CIĘŻEJ NIM WŁADAĆ A BRAK ZBROI MA SWOJE DUZE PROFITY. OD WAS ZALEZY CZY WASZA POSTAC BĘDZIE PUSZKĄ PANCERNĄ CZY NAGIM BERSERKEREM W STYLU CONANA BARBARZYNCY.
*tarcze i hełmy mogą byc brane niezależnie od siebie i innych zbroi. Nie są już ekwipunkiem tylko są z kategorii zbroja. Dają plusy ale i pewne minusy. Można też walczyć bez tarczy i lub bez hełmu bo te lekko ograniczają bohaterów.
GDY POSTAĆ UMRZE MOŻE W NASTĘPNEJ ARENIE WSTAĆ JAKO WIGHT KING/WAMPIR/MUMIA JEŚLI KTOS CHCE KONIECZNIE KONTYNUOWAĆ POSTAĆ ALE TYLKO RAZ. NASTĘPNE NIE ŚMIERCI NIE SĄ DOZWOLONE.
(nie dotyczy postaci ogrinalnie wystawianych jako powyższych nieumartych, oni mogą umrzeć tylko raz)
Broń jednoręczna:
Pazury bitewne( tylko asasini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)
Młot
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)
Broń dwuręczna:
Miecz dwuręczny
Topór oburęczny
Młot oburęczny
Cep bojowy
Włócznia(oburącz)
Halabarda
Kadzielnica plagi(skaveni tylko)
Bastard(oburącz)
kij
zbroje
brak zbroi
lekka zbroja
średnia zbroja
ciężka zbroja
pełna zbroja płytowa (imp, chaos, krasnoludy normalne)
tarcza
hełm
ekwipunek
amulet równości
amulet ochronny
błogosławiona broń
bomby błyskowe
bomby kwasowe
bomba paraliżująca
Bugmańskie XXX(tylko krasnoludy)
Buty szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir spaczeni owy ( skaveni tylko)
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Gromrilowy ekwipunek (tylko krasnoludy zwykłe nie chaosowe)
Ikona sigm ara ( tylko imperium)
Ilthamirowy ekwipunek ( tylko high elfy)
Kusza pistoletowa
Korzeń wielkiego dębu ( tylko Wood elfy )
Lwi płaszcz (tylko high elfy)
Okular z górskiego szkła ( tylko inżynierowie i krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni.
Mięso trolla ( tylko zwykłe gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Noże do rzucania
Płaszcz z morskiego smoka (tylko dark elfy noble)
Pistolet ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy)
Para pistoletów ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy)
Pierścień ochrony jadowej
Plujka (tylko skinki)
Płaczące ostrze (tylko skaveni )
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna czarny lotos(tylko dark elf asasin)
Trucizna Mantikory
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Umiejętności i cechy
Agresywny
Berserk er
Bystre oczy
Czarna wdowa ( tylko kobiety)
Kuba rozpruwacz ( tylko mężczyźni)
Specjalista od broni
Błogosławiony pani jeziora(tylko bretonia)
Chwytny ogon(tylko skaveni)
Cnota paladyna ( tylko bretonia)
Defensywny
Dobry refleks
Błogosławiony przez las ( tylko Wood elfy)
Odważny
Precyzyjne ciosy
Szermierz
Szczęściarz
Zabójca
Twardogłowy
Tarczownik
Zajadłośc
Riposta
Ręka przeznaczenia
Weteran
Zręczny
Twardziel
Piętno Khorna (tylko chaos)
Piętno Tzeencha (tylko chaos)
Piętno Nurgla (tylko chaos)
Piętno Slanesha (tylko chaos i dark elf noble)
Piętno Malala (tylko chaos)
Pochodzenie Wardancer(wood elf noble tylko, nie wybiera broni ma Ward weapon)
Wampirza czysta krew Lhamii (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Von Carstein (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Strigoi (tylko wampiry)(nie może używać broni i zbroi)
Wampirza czysta krew Necrarch (tylko wampiry)
Wyznawca chaosu (tylko ludzie, może jako drugą umiejętność wybrac dowolne piętno)
Mutacje
Dodatkowe ramię
Długie rogi
Straszna paskuda
Kopyta
Ciało węża (tylko z piętnem Slanesha)
Gorączka bitewna (tylko z piętnem Khorne)
Bitewny ryk
Macka (tylko z piętnem nurgla)
Rozrośnięty
Ciało pełne zmian (tylko z piętnem tzeencha)
Krew kwasowa
Twarda skóra
Przeklęty
Zły los
Dziecię chaosu ( tylko z piętnem Malala)
Wiele oczu
Aura apatii
Zły dotyk
Klata jak u pirata a w środku wata
Highscore(zwycięzcy aren)
Arena nr 1(Księstwa Graniczne 1):Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.
Arena nr 2 (Księstwa Graniczne 2):Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).
Arena nr 3(Księstwa Graniczne 3):Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa
Arena nr 4(Księstwa Graniczne 4)::Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony
Arena nr 5(Księstwa Graniczne 5)::Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł
Arena nr 6(Norsca)( arena Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.
Arena nr 7: (Karak Vlag 1 )Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 8: (Karak Vlag 2 )Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.
Arena nr 9: (Karak Vlag 3)Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 10: (Karak Vlag 4): Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.
Arena nr 11: (Karak Vlag 5):Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia
Arena nr 12: (Karak Vlag 6):Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.
Arena nr 13: (Karak Vlag 7):Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.
Arena nr 14 (Sartosa 1): Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza
Arena nr 15 (Sartosa 2): Ragnar Rycerz Białych Wilków (empire Captain)
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem
Arena nr 16 (Sartosa 3): Tullhir "Matkobójca" (Dark elf Assasin)
oddalił się w nieznane.
Arena nr 17: ( Karak Vlag:8 ) Korr Wildhammer (Dwarf Thane)
Został nowym królem odzyskanej twierdzy Karak Vlag znanej teraz jako Karak Gorax
Dzięki odzyskaniu insygniów koronnych przez zwycięstwo na Arenie.
Arena nr 18: ( Sylvania:1 ) Fjowarl Alrickson (Dwarf Dragon Slayer)
Po zwycięstwie na Arenie w jako część nagrody poznał upragnione miejsce snu smoka którego poszukiwał dokąd się udał.
MIEJSCE OBECNEJ ARENY: Sylvania na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata
Arena śmierci rozgrywa się w Sylvani w warowni w Górach Szarych na południe od zamku Drakenhof. Tajemniczy mag organizujący te turnieje zawarł pakt z księciem Manfredem dającym mu swobodę w prowadzeniu tego przedsięwzięcia i spokój w zamian za oddawanie mu ciał poległych wojowników a tych arenach w stanie takim jakim zastała ich śmierć.
ZGŁOSZENI ZAWODNICY (16 MIEJSC)
1. Skaven Chieftain (poganiacz) - Thuig Nadzorca
Broń: Bicz (elektro-whip)
Zbroja: ciężka + tarcza + hełm
Umiejętność: Precyzyjne ciosy
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja, Mistrzowska broń
2. Imię postaci: Gragag Miaszczymusk – Savage Orc Big Boss
Broń: 2x Choppa
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Eliksir siły
Umiejętności: Berserker
3. Imię postaci: Baekerth „płomnienny bicz”. <Chaos dwarf slave master>
Broń: Bicz
Zbroja: Ciężka zbroja, Tarcza, Hełm (obowiązkowo to przecież krasnolud choasu!)
Ekwipunek: płonąca broń,eliksir zdrowia ( nagroda)
Umiejętności: Twardziel
4. Imię Postaci: Armal’dul Wyrywacz Serc, Zguba Khazadów, Niszczyciel Nadziei, Nieśmiertelny Egzekutor – Demoniczny Herold Khorna
Broń: Wielkie, pokryte przeklętymi runami obsydianowe ostrze & pazury umazane w płynach ustrojowych zabitych śmiertelników!
Zbroja : ?!
Ekwipunek: Jest dla słabych!,eliksir zdrowia ( nagroda)
Umiejętności: Piętno Korna
5. Ни-колай Ва-лу-ев
ogre bruiser
zbroja – brak, walczy w wąskiej przepasce na biodrach
broń – brak – walczy pięciami
umiejętność - Ręka przeznaczenia
6. Imię Postaci: Serena the Magnificent - Exalted Champion
Broń: Rapier
Zbroja : Lekka
Ekwipunek: Mistrzowski Rapier
Umiejętności: Szermierz
7.Urdgor (wargor)
Broń: młot w prawej, topór w lewej, miecz w dodatkowej
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: Eliksir mutagenny
Umiejętność: Piętno Khorna
Mutacja: Dodatkowe ramię
8. Imie: Black Falcon (DE Assasin)
Broń: Gwiazda zaranna, sztylet + krótki miecz (jeżeli jest za dużo to rezygnuje z gwiazd)
Zbroja: Lekka
Ekwpiunek: Czarny lotos
Umiejętności: Zabójca
9. Imię postaci: Richard Heimdall
Broń: Młot oburęczny Białych Wilków
Zbroja: pełna zbroja płytowa
Ekwipunek:Mistrzowska zbroja, błogosławiona broń
Umiejętności:Weteran, Precyzyjne ciosy
10. Imię postaci: Gerric mroczny prorok ( exaldted chaos champion)
Broń: bastard (1-rącz)
Zbroja: zbroja chaosu, tarcza , chełm
Ekwipunek: przeklęta broń
Umiejętności: piętno Tzeentcha
11. Imię Postaci: Mallus Darkheart < Dark Elf Noble>
Broń: dwie bronie ( 2x Długi miecz)
Zbroja: średnia
Ekwipunek: Płaszcz z Morskiego smoka ( tylko dark elf noble)
Umiejętność: Szczęściarz
12. Imię: Szarwej/Gorączka (Kapitan Imperialny)
Zbroja: Pełna płytowa zbroja i hełm
Broń: Bastard trzymany oburącz
Umiejętności: Wyznawca chaosu
Piętno Khorna
Ekwipunek: Obsydianowe wykończenie broni
Stymulant( moc od Gorączki)
13. Imię : Klaus(empire warrior priest)
Broń: młot oburęczny
Zbroja: Ciężka
Ekwipunek: błogosławiona broń ,ikona sigmara
Umiejętności: weteran, twardziel
14. Imię postaci: Janko Muzykant (Kapitan DoW)
Broń: Długi miecz i bicz
Zbroja: średnia z hełmem
Ekwipunek: amulet ochronny i eliksir siły
Umiejętności: Dobry refleks, Szermierz
15. sir Roger (Bretoński, Paladyn; Wędrowny Rycerz)
zbroja:Ciężka zbroja,
Broń: miecz oburęczny
umiejętności: Cnota paladyna, Precyzyjne ciosy
Ekwipunek: Buty szybkości, błogosławiona broń
16. Imię: Marius Cesar Marazatti
Kapitan DoW
Broń: halabarda
Zbroja: średnia, hełm
Ekwipunek: amulet równości, mistrzowska zbroja,eliksir zdrowia ( nagroda)
Umiejętności: specjalista od broni, ręka przeznaczenia
LISTA ZAMKNIĘTA
Każdy chcących wziąć udział w zabawie wpisuje na forum postać której walki będę rozgrywał i potem opisywał w kolejnych postach tego tematu. Zasady zgłaszania są takie że każdy może mieć jedną postać w danej arenie.
Zgłasza się według poniższego szablonu:
Imię postaci: Jak nazwiecie swoją postać.
Broń: broń lub bronie jakiej używa z podanej z listy, jednoręczna, oburęczna lub dwie bronie.
Zbroja:zbroja lub jej brak, z tarczą lub bez i/lub z hełmem lub bez.
Ekwipunek: postaci przysługuje jedna pozycja z listy ekwipunku
Umiejętności:postaci przysługuje jedna pozycja z listy umiejętności
Mutację: (jeśli dotyczy) może przysługiwac mutacja jeśli zasady pozwalają
Historia postaci: Historia waszej postaci i między innymi dlaczego się znalazła na arenie mającej miejsce w Sylvani na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata.
UWAGA: postacie bez historyjek nie bedą dopuszczane do areny. Nie ma rezerwacji i zaklepywania wcześniejszego. Kto pierwszy ten lepszy. 3 postacie z najlepszą historyjką otrzymują mikstury zdrowia.
Uwagi:
**Skink priest. skaven chief, tomb king icon bearer , wszelacy goblińscy I hobgoblińscy big bosi, gnoblarscy honcho, otrzymują bonusowy ekwipunek
**Ludziom(DOW,Empire,Bretonia) przysługuje bonusowa umiejętność oraz bonusowy ekwipunek
**Wargory mogą pobrać 1 mutację z listy mutacji dostępnych
**Dragon Slayer otrzymuje bonusową umiejętność
Zasady specjalne rasowe bohaterowie zatrzymują.
np: krasnolud ma nienawiśc do zielonoskórych i podobnie.*
**Armed to da theef nie działa.
**Bretońscy bohaterowie mają blessing of lady of lake
**Imperialni warrior priesci nie mają modlitw tak jak mumie inkantacji
**Asasini skavenów i darkelfów nie mogą nosić zbroi cięższych niż lekka.
**Scar-veterani,mumie i wood elfy nie mogą nosic zbroi cięższych niż średnia.
**Demony w postaci Heraldów dopuszczone lecz nie mogą wybierać broni , zbroi czy ekwipunku. Zgodnie z wybranym typem Heralda mają oni wbudowane piętno własnego boga.
**marki chaosu są dostępne jako pietna zumiejętności.
**Death Hag nie nosi zbroi cięższej niż lekka.
**Ogry w postaci bruiserów i hunterów dopuszczone są lecz mają albo ekwipunek albo umiejętność a nie oba.
**Asasin skaveński ma zawsze zapoisonowaną broń bez dodatku tak jak ma
w zasadach warhammera. Czyli może wziąć dodatek.
**Chaos Dwarf Hero otrzymuje bonus 1T dla tego że to krasnolud.
**Branchwraithy nie używają broni ani zbroi ani ekwipunku za to mają 2 umiejętności do wyboru
PAMIĘTAJCIE IM CIĘŻSZE UZBROJENIE I PANCERZ TYM CIĘŻEJ NIM WŁADAĆ A BRAK ZBROI MA SWOJE DUZE PROFITY. OD WAS ZALEZY CZY WASZA POSTAC BĘDZIE PUSZKĄ PANCERNĄ CZY NAGIM BERSERKEREM W STYLU CONANA BARBARZYNCY.
*tarcze i hełmy mogą byc brane niezależnie od siebie i innych zbroi. Nie są już ekwipunkiem tylko są z kategorii zbroja. Dają plusy ale i pewne minusy. Można też walczyć bez tarczy i lub bez hełmu bo te lekko ograniczają bohaterów.
GDY POSTAĆ UMRZE MOŻE W NASTĘPNEJ ARENIE WSTAĆ JAKO WIGHT KING/WAMPIR/MUMIA JEŚLI KTOS CHCE KONIECZNIE KONTYNUOWAĆ POSTAĆ ALE TYLKO RAZ. NASTĘPNE NIE ŚMIERCI NIE SĄ DOZWOLONE.
(nie dotyczy postaci ogrinalnie wystawianych jako powyższych nieumartych, oni mogą umrzeć tylko raz)
Broń jednoręczna:
Pazury bitewne( tylko asasini)
Sztylet
Krótki miecz
Długi miecz
Rapier
Topór
Włócznia(jednorącz)
Młot
Maczuga
Czoppa(tylko orki)
Katana
Wakizashi
Gwiazda zaranna
Bicz
Bastard(jednoręczny)
Broń dwuręczna:
Miecz dwuręczny
Topór oburęczny
Młot oburęczny
Cep bojowy
Włócznia(oburącz)
Halabarda
Kadzielnica plagi(skaveni tylko)
Bastard(oburącz)
kij
zbroje
brak zbroi
lekka zbroja
średnia zbroja
ciężka zbroja
pełna zbroja płytowa (imp, chaos, krasnoludy normalne)
tarcza
hełm
ekwipunek
amulet równości
amulet ochronny
błogosławiona broń
bomby błyskowe
bomby kwasowe
bomba paraliżująca
Bugmańskie XXX(tylko krasnoludy)
Buty szybkości
Eliksir refleksu
Eliksir odurzający
Eliksir spaczeni owy ( skaveni tylko)
Eliksir mutagenny
Eliksir zdrowia
Eliksir siły
Eliksir precyzji
Eliksir odporności
Grzybek kapelusznik (tylko nocny goblin)
Gromrilowy ekwipunek (tylko krasnoludy zwykłe nie chaosowe)
Ikona sigm ara ( tylko imperium)
Ilthamirowy ekwipunek ( tylko high elfy)
Kusza pistoletowa
Korzeń wielkiego dębu ( tylko Wood elfy )
Lwi płaszcz (tylko high elfy)
Okular z górskiego szkła ( tylko inżynierowie i krasnoludy)
Obsydianowe wykończenie broni.
Mięso trolla ( tylko zwykłe gobliny)
Mistrzowska zbroja
Mistrzowska broń
Noże do rzucania
Płaszcz z morskiego smoka (tylko dark elfy noble)
Pistolet ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy)
Para pistoletów ( tylko skaveni wodzowie, empire, dwarfy)
Pierścień ochrony jadowej
Plujka (tylko skinki)
Płaczące ostrze (tylko skaveni )
Płonąca broń
Piekielny proch
Przeklęta broń
Stymulant
Trucizna jadowa
Trucizna czarny lotos(tylko dark elf asasin)
Trucizna Mantikory
Woda święcona
Wyostrzenie broni
Umiejętności i cechy
Agresywny
Berserk er
Bystre oczy
Czarna wdowa ( tylko kobiety)
Kuba rozpruwacz ( tylko mężczyźni)
Specjalista od broni
Błogosławiony pani jeziora(tylko bretonia)
Chwytny ogon(tylko skaveni)
Cnota paladyna ( tylko bretonia)
Defensywny
Dobry refleks
Błogosławiony przez las ( tylko Wood elfy)
Odważny
Precyzyjne ciosy
Szermierz
Szczęściarz
Zabójca
Twardogłowy
Tarczownik
Zajadłośc
Riposta
Ręka przeznaczenia
Weteran
Zręczny
Twardziel
Piętno Khorna (tylko chaos)
Piętno Tzeencha (tylko chaos)
Piętno Nurgla (tylko chaos)
Piętno Slanesha (tylko chaos i dark elf noble)
Piętno Malala (tylko chaos)
Pochodzenie Wardancer(wood elf noble tylko, nie wybiera broni ma Ward weapon)
Wampirza czysta krew Lhamii (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Von Carstein (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Blood Dragon (tylko wampiry)
Wampirza czysta krew Strigoi (tylko wampiry)(nie może używać broni i zbroi)
Wampirza czysta krew Necrarch (tylko wampiry)
Wyznawca chaosu (tylko ludzie, może jako drugą umiejętność wybrac dowolne piętno)
Mutacje
Dodatkowe ramię
Długie rogi
Straszna paskuda
Kopyta
Ciało węża (tylko z piętnem Slanesha)
Gorączka bitewna (tylko z piętnem Khorne)
Bitewny ryk
Macka (tylko z piętnem nurgla)
Rozrośnięty
Ciało pełne zmian (tylko z piętnem tzeencha)
Krew kwasowa
Twarda skóra
Przeklęty
Zły los
Dziecię chaosu ( tylko z piętnem Malala)
Wiele oczu
Aura apatii
Zły dotyk
Klata jak u pirata a w środku wata
Highscore(zwycięzcy aren)
Arena nr 1(Księstwa Graniczne 1):Skiririt zabójca klanu Eshin (skaven Assasin)
zabity w finale areny nr 2 przez Edwina Wszechwiedzacego wybrańca Tzeencha.
Arena nr 2 (Księstwa Graniczne 2):Edwin Wszechwiedzący wybraniec Tzeentcha (Exalted champion)
zabity w arenie nr 4 przez Gurthanga Żelaznobrodego(dwarf thane).
Arena nr 3(Księstwa Graniczne 3):Cossalion mistrz miecza z Hoeth (High elf commander)
zabity w arenie 4 przez Chi Ich Yu aspiring championa
Arena nr 4(Księstwa Graniczne 4)::Otto Kalman Blond Dragon (Vampire Thrall)
powrócił w rodzinne strony
Arena nr 5(Księstwa Graniczne 5)::Axelheart Strigoi (Vampire Thrall)
los nieznany-zbiegł
Arena nr 6(Norsca)( arena Jasiowa niedokończona w finale)
Abdul Al-Raqish ibn Hassan miał walczyc z Ghruu bestią lecz pojedynek się nie odbył.
Arena nr 7: (Karak Vlag 1 )Karol Wallenstein (Empire Captain)
( powrócił w chwale do domu po zwycięstwie) zabity w arenie nr 10 przez
przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 8: (Karak Vlag 2 )Judasz Przeklęty (Wight King)
Zdjąwszy klątwe nieżycia po zwycięstwie areny połączył się z ukochaną.
Arena nr 9: (Karak Vlag 3)Karol Wallenstein(Empire Captain)
(obroniwszy tytuł mistrza przez drugie zwycięstwo turnieju powrócił w chwale do domu) lecz zabity w Arenie nr 10 przez bezimiennego upiora, rycerza czarnego Graala..
Arena nr 10: (Karak Vlag 4): Khaert Abaleth (Dark elf assasin)
Zwycięzca areny oddalił się w nieznanym kierunku. Powrócił w arenie nr 11 lecz został w niej zabity przez Beorda Drwala z Hochlandu.
Arena nr 11: (Karak Vlag 5):Beored Drwal (Empire Captain)
Powrócił do rodzinnego Hochlandu by nabrać chęci do życia
Arena nr 12: (Karak Vlag 6):Loq'Qua'Chaq (Saurus Scar-Veteran)
Wygrawszy na arenie odzyskał swą wolność.
Arena nr 13: (Karak Vlag 7):Kaelos(Dark Elf assasin)
Oddalił się w nieznane.
Arena nr 14 (Sartosa 1): Aethis Mistrz Miecza z Hoeth (High Elf Noble)
Odzyzkawszy swój honor powrócił w szeregii Mistrzów Miecza
Arena nr 15 (Sartosa 2): Ragnar Rycerz Białych Wilków (empire Captain)
Powrocił na północ dalej walczyć z chaosem
Arena nr 16 (Sartosa 3): Tullhir "Matkobójca" (Dark elf Assasin)
oddalił się w nieznane.
Arena nr 17: ( Karak Vlag:8 ) Korr Wildhammer (Dwarf Thane)
Został nowym królem odzyskanej twierdzy Karak Vlag znanej teraz jako Karak Gorax
Dzięki odzyskaniu insygniów koronnych przez zwycięstwo na Arenie.
Arena nr 18: ( Sylvania:1 ) Fjowarl Alrickson (Dwarf Dragon Slayer)
Po zwycięstwie na Arenie w jako część nagrody poznał upragnione miejsce snu smoka którego poszukiwał dokąd się udał.
MIEJSCE OBECNEJ ARENY: Sylvania na południe od zamku Drakenhof w górach krańca świata
Arena śmierci rozgrywa się w Sylvani w warowni w Górach Szarych na południe od zamku Drakenhof. Tajemniczy mag organizujący te turnieje zawarł pakt z księciem Manfredem dającym mu swobodę w prowadzeniu tego przedsięwzięcia i spokój w zamian za oddawanie mu ciał poległych wojowników a tych arenach w stanie takim jakim zastała ich śmierć.
ZGŁOSZENI ZAWODNICY (16 MIEJSC)
1. Skaven Chieftain (poganiacz) - Thuig Nadzorca
Broń: Bicz (elektro-whip)
Zbroja: ciężka + tarcza + hełm
Umiejętność: Precyzyjne ciosy
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja, Mistrzowska broń
2. Imię postaci: Gragag Miaszczymusk – Savage Orc Big Boss
Broń: 2x Choppa
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Eliksir siły
Umiejętności: Berserker
3. Imię postaci: Baekerth „płomnienny bicz”. <Chaos dwarf slave master>
Broń: Bicz
Zbroja: Ciężka zbroja, Tarcza, Hełm (obowiązkowo to przecież krasnolud choasu!)
Ekwipunek: płonąca broń,eliksir zdrowia ( nagroda)
Umiejętności: Twardziel
4. Imię Postaci: Armal’dul Wyrywacz Serc, Zguba Khazadów, Niszczyciel Nadziei, Nieśmiertelny Egzekutor – Demoniczny Herold Khorna
Broń: Wielkie, pokryte przeklętymi runami obsydianowe ostrze & pazury umazane w płynach ustrojowych zabitych śmiertelników!
Zbroja : ?!
Ekwipunek: Jest dla słabych!,eliksir zdrowia ( nagroda)
Umiejętności: Piętno Korna
5. Ни-колай Ва-лу-ев
ogre bruiser
zbroja – brak, walczy w wąskiej przepasce na biodrach
broń – brak – walczy pięciami
umiejętność - Ręka przeznaczenia
6. Imię Postaci: Serena the Magnificent - Exalted Champion
Broń: Rapier
Zbroja : Lekka
Ekwipunek: Mistrzowski Rapier
Umiejętności: Szermierz
7.Urdgor (wargor)
Broń: młot w prawej, topór w lewej, miecz w dodatkowej
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: Eliksir mutagenny
Umiejętność: Piętno Khorna
Mutacja: Dodatkowe ramię
8. Imie: Black Falcon (DE Assasin)
Broń: Gwiazda zaranna, sztylet + krótki miecz (jeżeli jest za dużo to rezygnuje z gwiazd)
Zbroja: Lekka
Ekwpiunek: Czarny lotos
Umiejętności: Zabójca
9. Imię postaci: Richard Heimdall
Broń: Młot oburęczny Białych Wilków
Zbroja: pełna zbroja płytowa
Ekwipunek:Mistrzowska zbroja, błogosławiona broń
Umiejętności:Weteran, Precyzyjne ciosy
10. Imię postaci: Gerric mroczny prorok ( exaldted chaos champion)
Broń: bastard (1-rącz)
Zbroja: zbroja chaosu, tarcza , chełm
Ekwipunek: przeklęta broń
Umiejętności: piętno Tzeentcha
11. Imię Postaci: Mallus Darkheart < Dark Elf Noble>
Broń: dwie bronie ( 2x Długi miecz)
Zbroja: średnia
Ekwipunek: Płaszcz z Morskiego smoka ( tylko dark elf noble)
Umiejętność: Szczęściarz
12. Imię: Szarwej/Gorączka (Kapitan Imperialny)
Zbroja: Pełna płytowa zbroja i hełm
Broń: Bastard trzymany oburącz
Umiejętności: Wyznawca chaosu
Piętno Khorna
Ekwipunek: Obsydianowe wykończenie broni
Stymulant( moc od Gorączki)
13. Imię : Klaus(empire warrior priest)
Broń: młot oburęczny
Zbroja: Ciężka
Ekwipunek: błogosławiona broń ,ikona sigmara
Umiejętności: weteran, twardziel
14. Imię postaci: Janko Muzykant (Kapitan DoW)
Broń: Długi miecz i bicz
Zbroja: średnia z hełmem
Ekwipunek: amulet ochronny i eliksir siły
Umiejętności: Dobry refleks, Szermierz
15. sir Roger (Bretoński, Paladyn; Wędrowny Rycerz)
zbroja:Ciężka zbroja,
Broń: miecz oburęczny
umiejętności: Cnota paladyna, Precyzyjne ciosy
Ekwipunek: Buty szybkości, błogosławiona broń
16. Imię: Marius Cesar Marazatti
Kapitan DoW
Broń: halabarda
Zbroja: średnia, hełm
Ekwipunek: amulet równości, mistrzowska zbroja,eliksir zdrowia ( nagroda)
Umiejętności: specjalista od broni, ręka przeznaczenia
LISTA ZAMKNIĘTA
Ostatnio zmieniony 4 gru 2009, o 23:46 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 6 razy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
... Post na historie...
Skaven Chieftain (poganiacz) - Thuig Nadzorca
Lurk przyglądał się kolejnym „ochotnikom” do występu na Arenie na trupako-ziemiach. Niestety nie widział żadnego choćby tak zdolnego, jak poprzedni sługuso-zabójca. Te miernoty nie nadawały się kompletnie do niczego, cały ten mały-maleńki klan, jak on miał... bez znaczenia, nie posiadał choćby jednego przeciętnego wojaka, który mógłby pokonać kogokolwiek, oprócz parchatego-zdychającego niewolnika.
Rozważania mistrza Areny przerwał skowyt kolejnej grupki nic nie wartych niewolników, zapędzanych przez poganiacza z batem i dziwnie błyskającym kijem. Same miernoty, nic tylko parszywe futro, brak własnej woli (nawet woli przeżycia). A nowa okazja do zarobku już coraz bliżej. Trzeba szybko-szybko coś znaleźć.
- Mistrzu, oto nowi ochotnicy-niewolnicy, do udziału w Arenie – zaanonsował poganiacz – Przyprowadziłem, tak jak kazałeś–życzyłeś sobie, najpotężniejszych i najlepiej odżywionych. Czy twoje bystre oko upatrzyło, w którymś z nich tę...hm...iskrę talentu, o którą nam, o potężny, chodziło?
- Tak-tak właśnie chyba zauważyłem wielki olbrzymi-talent – Lurk spojrzał jeszcze raz na swojego pomagiera i uśmiechnął tajemniczo-złowieszczo pod wąsem...
Imię postaci: Gragag Miaszczymusk – Savage Orc Big Boss
- Ty, a wiesz co? Wczoraj jak z bata nie przyłożyłem temu goblinowi, ten wpadł na drugiego i wepchnął go do tej ognistej kadzi. Ale, ale to nie koniec. Spadając goblin pociągnął za sobą dźwignię, więc razem z kadzią wylał się na masę roboli pracujących poniżej. Kurde, ale był ubaw, mówię Ci. No a potem zabawa się jeszcze przeciągnęła, bo z dwustu zielonych, którzy przeżyli zdarłem skórę, za zniszczenia jakie spowodowali… ehh – krasnolud chaosu, imieniem Grimm’a otarł łzę szczęścia z policzka.
- Kurde, Ty to masz farta. Ja to pracuje tylko z tymi byko-braćmi. Sztywni jak nie ma co, a i przyłożyć im nie da rady, bo nie dość, że bydlaki z nich niepomierne, to jeszcze święci… ehh – tym razem Dragoz, okazał swoje niezadowolenie kopiąc przebiegającego obok goblina. Ten na swoje nieszczęście niósł jakieś żelazne śmieci, które przy upadku walnęły go w łeb.
- Ej, ty, śmierdzielu, co się tu szwendasz?! Do roboty bo zaraz zarobisz baty do końca swych dni! – ryknął Grimm’a.
Goblin w swym przerażeniu, w sekundę zniknął z oczu obu krasnoludów. To jednak było zastanawiające. Grimm’a i Dragoz przechodzili właśnie przez dystrykt, gdzie pracowali wyłącznie orkowie, gdyż praca tutaj wymagała dużej siły mięśni. Do tego zapobiegało to skumaniu się orków i goblinów, co mogło prowadzić do jakiś rebelii. Obaj krasnoludowi zwrócili swe oczy w stronę ciemnego jak smoła, zaułka z którego wcześniej wybiegł goblin.
Powoli, z ciemności wyszła ponad dwumetrowa drżąca postać. Krasnoludy w swej naiwność pomyślały, iż ork drży przed karą jaka go najprawdopodobniej spotka. Gragag jednak nie drżał ze strachu. On po prostu powstrzymywał się od wpadnięcia w morderczy szał. Lecz dłużej już nie mógł:
- No wychodź grubasie, bo jak nie to dzisiejszą noc spędzisz w podsmażalni! – ryknął Dragoz
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! Gragag MIASZCZY WASZE MUSKI! – krasnoludy otrzymały od orka elokwentną odpowiedź. Chwile później, naprawdę sekundę, ściany korytarza były pokryte wnętrznościami, kończynami, krwią i kłakami z krasnoludzkich bród. Po prostu: waaagh i pozamiatane…
Teraz jednak nic nie mogło powstrzymać orka. Wpadł w morderczy szał i musiał zabijać. Trudno, że sam przy tym zginie, ale na pewno będzie zabawnie. Gragag zaczął szarżować poprzez dystrykt krasnoludzkiej fortecy, ciągnąc swoje dwie czopy po ziemi, tak, że aż iskry leciały. Anihilował na swojej drodze wszystko – gobliny, inne orki, hobgobliny, ale najbardziej podobał mu się widok przerażonych krasnoludów.
----------------------------------------------------
Gragag, krążył już po Twierdzy jakąś godzinę, tak naprawdę w kółko, lecz nie bardzo miało to dla niego znaczenie. Co innego, że krasnoludy jeszcze go nie złapały. Zabawa wciąż trwała!
Przy następny zakręcie Gragag skręcił w prawo i gwałtownie zatrzymał się. Stał przed nim oddział piętnastu krasnoludzkich anihilatorów. Gragag powstrzymał swój gniew tylko na chwilę i tylko z powodu zdziwienia. Dało to czas by dowódca oddziały wypowiedział dwa słowa:
- Strzelajcie, tłumoki!!!!!
Korytarz na chwilę pociemniał. W stronę orka poleciała kawalkada żelaznych odłamków. Wiele z nich poraniło skórę orka. Ale, cóż to? Gork (albo Mork) miał nad Gragag’iem pieczę. Wciąż miały siły by dalej się bawić! Z pośród mgły i huku wystrzałów dobiegł do krasnoludów ryk:
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! – z dymu skoczyła na regiment krasnoludów postać nie orka, lecz nafaszerowanego ołowiem bydlaka. Bydlaka, który już dawno powinien być martwy!
Krótko powiedzieć, że oddziały krasnoludzkich niszczycieli nie są stworzone do walki z bliska. Szare ściany korytarza szybko zostały przemalowane, na kolor który bardziej orkowi odpowiadał. Tylko posadzka stała się jakaś śliska. Może jak pobiegnie dalej, to tam będzie bardziej sucha. Tak, na pewno!
Dzięki krasnoludom Gragag’owi udało się wyrwać z koła, jakie tworzyły korytarze, w których spędził ostatnią godzinę. Właśnie kierował się biegiem w stronę głównego dystryktu miejskiego, lecz jeszcze o tym nie wiedział.
Ulicami przejeżdżała właśnie świeża dostawa niewolników. Los tak chciał, że Gragag wybiegając z korytarza grzmotnął w wóz. Dla orka nie było różnicy w tym co niszczył – czy to były żywe istoty czy zwykłe przedmioty. Dlatego też po chwili z żelaznego wozu nie zostało więcej niż stos złomu. Niewolnicy w środku, a pośród nich paru czarnych orków nie zamierzali przepuścić tej okazji.
----------------------------------------------------
Minęła godzina, a połowa Twierdzy stała w płomieniach. Krasnoludzkie oddziały były bezsilne. Do rebeliantów dołączyły inne grupy niewolników i w rzeczywistości krasnoludy były przewyższone liczebnie jak jeden do dziesięciu. Był taki moment, że Twierdza miała upaść, krasnoludy były otoczone wokół środkowej części fortecy. Wtem jednak, z tyłu sił niewolniczych dobiegły odgłosy masowej rzezi. To obsydianowa gwardia ruszyła, by ujarzmić orczą rebelię.
Zielonoskórzy rozbiegli się po całej Twierdzy i rozpoczęło się wielodniowe polowanie. Gork (lub Mork?) poprowadził Gragag w jego szale do głównej bramy. Ta była opuszczona i nie broniona, co umożliwiło orkowi ucieczkę (Gragag wolałby to nazwać zewem szału).
----------------------------------------------------
Przez miesiące Gragag tułał się po Martwych Ziemiach. Po drodze zniszczyły chyba trzy plemiona goblinów. A nie, to były jednak cztery. O, tak mu się chciało. A nawet udało mi się zdobyć coś ładnego od jednego z szamanów, za nim go rozchlastał. O taka zwykła buteleczka, żółtego płynu. Pewnie wypije jak będzie się mu chciało pić.
Nie wiedząc właściwie gdzie podąża, Gragag przebył odległość od Gór Krańca Świata do Gór Lamentu dwa razy, aż wpadł na pomysł, żeby któreś z tych pasem górskich przekroczyć. Wybrał jedną z dolin w Górach Krańca Świata. Tak naprawdę trudno było to nazwać doliną… bardziej była to szczelina, szeroka na jakiś metr, w którą Gragag postanowił się wcisnąć i przejść na sam jej koniec. Nic z tego, że parę razy na parę dni utknął, gdy jego masywne ciało okazywało się za szerokie. Wystarczyło wtedy parę razy krzyknąć „Waaagh!”, przetrzymać spadający na łeb gruz i brutalną siłą wyłamać kawałek skał, które go zatrzymywały.
Tak Gragag dotarł do Starego Świata a konkretniej do prowincji imperialnej zwanej Sylvania. Właściwie to stał w takim miejscu, iż kilometr nad nim piętrzyła się ładnie wyglądająca budowla, gdzie na pewno będzie mógł się zabawić.
Imię postaci: Baekerth „płomnienny bicz”. <Chaos dwarf slave master>
Baekerth miał dziś paskudny dzień. A wszystko wskazywało, że będzie jeszcze gorszy. Ale co poczniesz? Pociągnął solidny łyk z piersiówki, którą następnie przymocował do swojej wielkiej czapki.
- Dobry wywar z rana a ochote przyjdzie sama! HA!- Mówiąc to opluł się wydatnie przez jego zbyt wyrośnięte dolne kły. Faktycznie krasnoludy chaosu piją różna nalewki, które, są zrobione z różnych ras. A na konkursach pijackich zgaduje się, z „czego” był zrobiony wywar. Kolejna wypaczona rzecz przez krasnoludy chaosu. Następnie przeszedł się do barku i zabrał jeszcze parę piersiówek i pieczołowicie je mocował do czapki.
-Chłopaki w życiu nie zgadnął, co na dziś przyszykowałem!- Warknął, kiedy pakował wywar, z niziołka. Tak naprawdę kształt kapeluszy krasnoludów chaosu był taki, ponieważ świetnie nadaje się do przechowywania wielu rzeczy. Krasnoludy chaosu to przede wszystkim praktyczny lud. Zazwyczaj, więc trzyma się tam wódkę, pieniądze itp., ale w czasie wojny to często jest prowiant na wiele dni drogi. Tak, ale zapewne zapytacie się, dlaczego czapka? Z dwóch powodów. Po pierwsze by zasłonić rogi wystające z czoła. Po drugie krasnoludy te wychodzą z założenia, że pod ręką musi być jedynie to, co jest niezbędne w każdej chwili, czyli tylko broń. Tak, więc po paru minutach szamotania się ze swoim kapeluszem nałożył na siebie zbroję, czapkę, tarczę i oczywiście swój ukochany płonący bicz! Ach… te wrzaski, jakie wydają z Siebie Ci żałosni niewolnicy, kiedy ich nim smaga! Poezja! Od razu jakby dzień zrobił się lepszy. Wyszedł na zewnątrz, od razu poczuł wspaniałą woń krasnoludzkich kuźni, był to ostry zapach wyciskający łzy z oczu. Ruszył w kierunku swojego stanowiska. Kiedy szedł tak ulicami Zharr Nagrundu, kiedy tak mijali go anihilatorzy, kiedy tak obserwował wielki zikkurat, łzę dumy uronił kiedy patrzył jakie cudo tutaj stworzyła jego rasa! Chwałą Hashut`owi po wszechczasy!
Kiedy tak mijały godziny a on pracowicie poganiał niewolników do pracy, nagle zdarzyło się coś nie oczekiwanego.
-Poszukuje Baekerth`a! Nadzorcy niewolnych w naszym mieście!
-To Ja!
-Przynoszę wieści od twojego brata Dragon`a w który stacjonował w twierdzy na granicy!
-Mów!
- Nie żyje! Został zamordowany przez niejakiego Gragag`a orka, który doprowadził do krótkiej acz krwawej rebelii!
- Nie! Dragon! Mówiłem Ci idioto żebyś się tam nie pchał! Gragag powiadasz? Zapier*** surwy****. Zajebi**.
Lista wyzwisk i przekleństw ciągnęła się przez bardzo długi czas. W końcu Baekerth opuścił twierdzę w poszukiwaniu zabójcy brata. Często natykał się na jego ślad. Dwa razy prawię go się udało schwytać, jednak ten zawsze się wymykał jakimś cudem. Teraz się nie wymknie!
Tutaj na udeptanej ziemi w Sylwanii ubije tego nędznika, który śmiał uronić krasnoludzkiej krwii! Będzie musiał pogadać z organizatorem areny by Baekerth mogł zabić tego durnego orka tymi rękami!!!
Imię Postaci: Armal’dul Wyrywacz Serc, Zguba Khazadów, Niszczyciel Nadziei,
Krzyk.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdzierający płuca wrzask, zanoszący się po polu bitwy niczym odgłos rozrywanej żywcem istoty.
Słyszał go każdy.
Oprócz martwych.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce wschodziło.
Oświetliło to istne Pandemonium.
Trupy krasnoludów śmierdzą. Odór rozkładających się zwłok, zmieszany z wonią uryny i kału otaczał Horadina. Khazad siadł na ziemi. Chwycił w ręce garść śniegu. Krew martwych towarzyszy przesiąkła go całkowicie. Zapłakał. Gdzie moi bracia...honorowi, mężni, wytrwali? Teraz martwi. Na wieki. Spojrzał w górę. Niebo. Księżyc patrzy. Morrslieb…
Bądźcie przeklęte, Istoty Chaosu!
Chwila. Słyszę coś.
Horadin Kulgurson wstał. Krew. Wszędzie Krew….Karmazynowa rzeka. Coś się zbliża...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętał to zdarzenie, jakby miało ono miejsce dzisiaj.
Regimenty uzbrojonych po zęby Krasnoludów. Gotowi walczyć w obronie honoru swoich przodków. Młodzi. Żądni przygód. Ciekawi świata. Chciwi..
Poszukiwaliśmy wiedzy. Starożytnej wiedzy.
Kraka Drak. Utracona twierdza. Dawno temu straciliśmy kontakt z naszymi braćmi z ziem, które prymitywne plemiona ludzi nazywają Norscą.
Wyruszyliśmy z jednego z wielkich portów krasnoludzkich - Barak Varr. Nasz statek przebył Morze Szponów w niecały miesiąc. Ewidentny przykład geniuszu naszej rasy. Dowódca ekspedycji, Remrar Gibazson, był dobrej myśli. Opowiedział nam o tym, co zaszło przed wiekami…
Fale Chaosu zalały Kraka Drak. Mimo wielkiego poświęcenia krasnoludzkich obrońców, wróg w końcu zatriumfował. Podstępnie atakując z głębin. Twierdza upadła. Zwycięzcy nie mieli jednak powodów by świętować. Ich dowódca, po stokroć przeklęty Valmir Aesling, zginął w pojedynku z władca Kraka Drak-Thulgarem Złotorękim. Hordy nie znalazły nowego przywódcy. Rozpierzchły się na cztery strony świata.
Istniała zatem szansa. Było nas wielu. Posiadaliśmy runiczny oręż, specjalnie dostosowany do zabijania przeklętych wyznawców Chaosu. Nasze zbroje nie miały sobie równych. Gromril najczystszej próby, któremu nadali kształt nasi doskonali kowale. Zaiste, byliśmy gotowi. Cóż za fantasmagoria…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przybiliśmy do mroźnego brzegu Norsci w 35 dniu wyprawy. Ponure, ośnieżone tereny. Iglaste lasy. Całkowity brak jakichkolwiek utrudnień przy rozładunku. Dowódca nakazuje marsz. Posiada mapy. Wie, gdzie znajdowało się tajemne przejście do głębin Kraka Drak. Byliśmy przygotowani na powolną eksplorację podziemi. Zamierzaliśmy zmyć wiele zniewag w krwi plugastwa zamieszkującego te ziemie. Jakże się myliliśmy….
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Po tygodniu marszu docieramy do celu. Kraka Drak. Utracone Twierdza. Niegdyś niezdobyty bastion. Symbol krasnoludzkiego oporu. Teraz ruiny przykryte grubą warstwą śniegu i lodu. Rozpoczęliśmy prace. Zaiste, dziwny spokój otaczał nas. Nie spotkaliśmy dotąd ani jednego wojownika Chaosu, ani jednego norsmena. Nic. Nawet zwierząt brak w okolicach. Przerażające ziemie wybrali nasi przodkowie do zasiedlenia, wierzcie Mi…
Nikt nie spodziewał się tak nagłej napaści. Znikąd pojawili się wrogowie. Pradawni wrogowie.
Demony Chaosu. Najstraszliwsze z istniejących.
Słudzy Pana Krwi.
Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Horadin Kulgurson przymknął oczy. Coś się zbliżało. Czuł to. Jakaś nienaturalna aura otaczała to miejsce. Napięcie. Cisza przed burzą……
Paskudne, obsydianowe ostrze przecięło powietrze. Krasnolud nie zdążył odskoczyć. Na jego twarzy zastygł wyraz wielkiego zdziwienia i przeogromnego cierpienia.
Ostatnie myśli Khazada skierowane były do jego żony i pewnie już narodzonego, dziecka. Żałował, iż nigdy nie zobaczy swojej rodziny. Bardzo..żałował.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Fragment Księgi Uraz Twierdzy Karak Norn poświęcony plugawej istocie znanej jako Zguba Dawi
Istota jest to straszliwa. Ostrze jej było zgubą wielu mężnych krasnoludów. Okazji do pomszczenia podstępnego ataku na naszą twierdzę jeszcze nie było. Pamiętajcie Bracia! Ten demon ma na rękach krew naszych najlepszych wojowników:
-Kagarda Mężnego
-Yurgila z Karaz-a-Karak
-Hulmira Niepokonanego( dowódcę Straży Królewskiej Naszej Wielkiej Twierdzy)
-Braci Eerlsonów- najzdolniejszych kowali w Górach Szarych
-Ugrila Młota Grungniego z Klanu Azgamod
-Dormira Złotobrodego z Karak Hirn
-XXI Kompanii Żelazołamaczy, która próbowała powstrzymać bestię przed dostaniem się na wyższe poziomy Twierdzy
Lista nazwisk ciągnie się przez następne 26 stron…
Pod ostatnim nazwiskiem znajduje się świeża adnotacja:
My, Lud Karak Norn, pomścimy naszych zabitych braci po stokroć, gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja. Nie zapomnimy Wielkich Zniewag Ohydnego demona, który w pysze nazywa siebie „Zgubą Dawi”.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Armal’dul Nieśmiertelny stanął na ciele pokonanego krasnoluda. Rozkoszował się rzezią. Podnóże góry usłane było setkami zmasakrowanych ciał. Żałośni śmiertelnicy! Czy oni NIGDY się nie nauczą?! Nikt nie może wygrać z Chaosem, gdyż Chaos to wszak ONI SAMI! A któż chciałby walczyć z SAMYM SOBĄ?!
Demoniczny Herold pochylił się nad zwłokami Khazada. Wyciągnął jeden ze swoich długich, zakrzywionych szponów i z lubością zatopił go w ciele ofiary. Po chwili krwawiące serce znajdowało się w łapach Demona. Armal’dul otworzył paszczę i łapczywie pożarł swój posiłek.
Jego słudzy wracali. Z krwistej mgły powoli wyłaniały się postacie Krwiopuszczów, mniejszych demonów Lorda Khorna. Widząc to Demoniczny Herold chwycił głowę krasnoluda i jednym pociągnięciem wyrwał ją z ciała pokonanego. Skóra na czaszce zaczęła się rozpuszczać, ukazując biel kości.
Nad polem bitwy rozległ się ryk.
-KREW DLA BOGA KRWI!
-CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Liber Antigenesis
Rozdział XIV
Heroldowie Mrocznych Bóstw & Demoniczne Manifestacje
Święty Sigmar niechaj chroni mnie, jako iż zamierzał opisać plugastwo straszliwe. Czarna Czwórka czasami wysyła do walki ze śmiertelnikami najokrutniejsze i najpotężniejsze z mniejszych demonów- Heroldów. Byty te niepomiernie paskudne są, ciała ich zniekształcone, mordy jak…..wybacz, najmilszy czytelniku, bezmiar wypaczenia tych istot trudny do opisania jest....
Każdy z Bogów Chaosu kształtuje demony wedle własnej woli, dlatego też Heroldowie danej Potęgi posiadają pewne cechy wspólne…..
Heroldowie Khorne’a, Pana na Tronie Czaszek:
a) Wysocy i muskularni straszliwie
b) Skóra ich karmazynową jest
c) Ciała pokryte łuską lub płatami metalu
d) Rogi wielkie niebywale, poskręcane niczym baranie najczęściej, z łbów wyrastają
e) Kopyta paskudne mają
f) Miecze piekielne dzierżą
g) Znają mowę każdą
Spotkanie z Ów Biesami wielce nieprzyjemne być musi. Zaleca się….
Dalsza część wielkiego dzieła pobryzgana krwią. Autor książki zaginął w tajemniczych okolicznościach…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Panorama Zniszczenia. Dzieło Entropii. Esencja Degeneracji. Bezmyślna Rzeź. Krew. Krew dla Krwawego Boga!
Królestwo Chaosu.
Czerwone Niebo.
Wrzaski umierających.
Domena Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
-MÓW SŁUGO, LUB POZNAJ MÓJ GNIEW!
-O Krwawy, naszły mnie słuchy o wielkim wydarzeniu! Żałośni śmiertelnicy maja zamiar przeprowadzić po raz kolejny Arenę Śmierci!
-ZBYT DŁUGO ŻADEN Z NAS NIE PRZYBYŁ NA TEN FESTIWAL RZEZI! JEST ON MIŁY NASZEMU WŁADCY I JEGO WOLĄ JEST UPEWNIĆ SIĘ, IŻ WYSTARZCAJĄCO KRWI PRZELEJE SIĘ NA TYCH IGRZYSKACH!
-Co rozkażesz, O Heroldzie?
-PRZYGOTOWAĆ MOLOCHA MEGO! ZEBRAĆ KRWIOPUSZCZÓW! WYRUSZAM NATYCHMIAST!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Arena Śmierci.
Portal.
Wyrwa w czasoprzestrzeni.
Immaterium przelewa się do świata materialnego.
WROGOWIE! BIĆ NA ALARM
Nie.
Jest ich niewielu.
Widać ich przywódcę.
Zbliża się..
NA BOGÓW!
Ни-колай Ва-лу-ев
Późnym południem Ни-колай Ва-лу-ев zbliżył się do bram wiodących na arenę. Strażnicy, gdy tylko ujrzeli potężną postać, taką, o jakich tylko słyszy się opowieści, bez najmniejszego wahania otworzyli bramę, bo przybysz stwarzał wrażenie, iż przeszedłby przez furtkę, ale razem z kawałkiem muru. A jakoś nie mieli wątpliwości, że przyszedł na turniej.
Ва-лу-ев faktycznie budził strach we wszystkich żyjących istotach. Tylko najdzielniejsi żywi, jak rycerze grala, mogli spoglądać na niego bez trwogi. Był wysoki, nawet jak na ogra, lecz już na pierwszy rzut oka widać było, że nawet jak na ogrze warunki był ponadprzeciętny. Rozrośnięty w barach, z kompletnie owłosioną klatką piersiową, potężnymi nogami i bicepsami. Brzuchem jak na ogra przystało dużym, lecz nie na tyle, by mu ograniczać ruchy. Dużo się pocił, kiedyś jakiś dowcipniś rzucił, że zanim Ва-лу-ев rozbije ci głowę, zabije cię smrodem. Dowcipniś szybko zweryfikował tą teorię. Bo ręce miał potężne od pracy z kamieniami.
Przystanął na arenie. O tej godzinie była pusta. Rozejrzał się wokoło i przed oczami stanął mu kamieniołom, w którym spędził ostatnie czternaście lat swojego życia. I walki, jakie dla zabawy urządzali strażnicy. Spędził, gdyż nagle wybuchł bunt, kilka chwil później strażnicy nie żyli, euforia ucichła i wszyscy udali się w swoją drogę. Ва-лу-ев potrzebował pieniędzy. A zwycięzca areny mógł liczyć na najlepsze angaże dla najemników wszelkiej maści.
W kamieniołomach nie było broni. Nie było też zbroi ani tarcz. Decydowały pięści. Ни-колай widział różne techniki. Widział jakie niezwykłe rzeczy potrafiły wyprawiać ze swoim ciałem szczury lub niewolnicy z dalekiego wschodu. Preferował jednak ogłuszające uderzenia własnych pięści, które jego wychowawca nazywał бокс, aczkolwiek na bliskie odległości korzystał z techniki którą jego nauczyciel nazywał за-па-сы Aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, nie wychodziła mu zbyt dobrze, zamiast przytrzymać przeciwnika, przypadkiem łamał mu kręgosłup. Strażnicy byli wściekli.
Ни-колай Ва-лу-ев sądził, że jest pierwszym uczestnikiem turnieju w całej jego historii, który przyszedł na arenę w poszukiwaniu …. pracy. I miał zamiar o nią walczyć.
Serena the Magnificent - Exalted Champion
Serena urodziła się jako córka jednego z książąt w dalekiej Tilei. Jej matka nie przeżyła porodu. Obwiniający za to córkę, a także zawsze pragnący męskiego potomka książę nie zwracał uwagi na piękno jej twarzy i postanowił traktować ją jak syna. Rozpoczęły się treningi: jazda konno, szermierka, łucznictwo...
Gdy Serena dorosła, rysy jej twarzy wyostrzyły się, a jej ciało nabrało kształtów wszyscy na dworze spostrzegli jej piękno. Król zrozumiał swój błąd i postanowił bogato wydać ją za mąż. Gdy po przyjeździe władcy sąsiedniego księstwa wraz z synem, została przedstawiona, natychmiast wpadła w oko młodemu paniczowi. Tak mocno, że gdy odmówiła spotkaniu w jego komnacie, zawstydzony i zły postanowił dostać to, czego pragnął. Niestety nie znając przeszłości Sereny mocno się rozczarował, gdy po tym, jak uderzył ją w twarz bezceremonialnie i szybko złamała mu kark. Gdy kręgi pękały Serena poczuła mieszankę radości i ekstazy. Właśnie przeżyła najwspanialszą rzecz w swoich życiu... W nocy, we śnie, ktoś do niej przemówił. Ktoś, kto obiecał jej jeszcze większe doznania w zamian za robienie tego, co zrobiła tamtego wieczora. Postanowiła więc uciec, zostać najemniczką i zabójczynią. Wyruszyła do Imperium. Imała się różnych zawodów, lecz wszystkie związane były z zabijaniem, które sprawiały jej tak wielką radość. Zdarzało jej się prowokować wyglądem mężczyzn, następnie obrażać ich, by w końcu zabić w pojedynku.
- Sylvania. Jedź do Sylvanii. Jest tam arena... Miejsce, gdzie możesz zyskać sławę i rozkoszować się zabijaniem - powiedział jej głos ze snu.
Wsiadła więc na koń i ruszyła... w okolice zamku Drakenhof
Urdgor (wargor)
Wiele lat temu w lasach Ostlandu narodziła się bestia. Bestia służąca najkrwawszemu z bogów chaosu, którego imienia wolę nie wymawiać. Bestia owa, miała głowę niczym ogar chaosu, reszta zaś przypominała ciało człowieka z wyjątkiem zwierzęcego futra i nieludzkich mięśni. W zasadzie tylko ślepiec nie rozpoznałby w tej kreaturze mutanta. Urdgor, bo tak zwano tą istotę, posiadał trzy ramiona od urodzenia, co spowodowało w przeciwieństwie do nabytej mutacji, iż władał nimi sprawnie. Nie muszę chyba wspominać, że stał się maszyną do zabijania z takim atutem. Szybko piął się w hierarchii zwierzoludzi brutalną siłą i zwierzęcym instynktem. Znany był z tego, że pożerał swoje ofiary w całości. Oczywiście gdy wrogów było dużo, ograniczał się do jednego, tego który ”zasłużył” sobie swoją walecznością przed Urdgorem. Mijały lata i każdy kandydat na nowego wodza zostawał rozszarpywany, a Urdgor dalej panował na swoim terytorium mordując mniejsze oddziały imperialnego wojska, czy też atakując karawany i innych podróżnych. Nie było żadnej litości dla nikogo. Ale wszystko co ma swój początek, ma też swój koniec. Urdgor coraz śmielej atakował i było kwestią czasu, aż ktoś znający się na rzeczy zgładzi bestię.
Toteż pewnej zimy przybył pewien kapłan Ulryka ze swoimi rycerzami. Krwawy zwierzoczłek przecenił możliwości swojego stada i został pokonany, nie zginął, jednak został schwytany. Lecz ziarno chaosu tkwiło też w pobożnym kapłanie, chciwość pokonała niegdyś złożoną przysięgę i człowiek miast zgładzić, zabrał uwięzioną bestię na południe, by walczyła dla niego na Arenie Śmierci dla pieniędzy i przyjemności. Urdgor doznał wielkiego ciosu i czekał tylko na chwilę aż zatopi swoje kły w gardle swojego oprawcy. Ostatnie co zobaczył przed zasłonięciem płachty na klatkę więzienną, to gdy kapłan rzucił skorumpowanym rycerzom sakiewkę pełną monet. Wóz ruszył w stronę Sylvani
Imie: Black Falcon (DE Assasin)
Jeszcze mu pokaże! POKAŻE IM WSZYSTKIM! "Wygraj arene" powiedział... "Dopiero wtedy Cie przyjmiemy". Niech Mengil i jego pomagierzy będą przeklęci! Nie na darmo nazwano go CZARNYM SOKOŁEM! Przecież jest najlepszym asasynem w historii! Nawet Shadow Blade nie miałby z nim szans! Czuł jak Khaine kazał mu dołączyć do Mengila i mordować wraz z nim. Ale Mengil nie przyjmuje nikogo zanim go nie przetestuje. Niestety młody Falcon był w gorącej wodzie kompany i nie umiał tego zrozumieć. Zabił w gniewie najlepszego człowieka Mengila i musiał przed nim uciekać. Teraz mu pokaże. Wygra arene i dołączy do Mengila i ferajny. Oooo taaak... Wszystko dla KHAINA!
Imię postaci: Richard Heimdall
- Odważny człowiek umiera raz, lecz tchórz umiera tysiącem śmierci!! - wydarł z siebie ten okrzyk potężny wojownik okuty od stóp do głów, podobnie jak jego kompani stalą, po czym z uniesionymi nad głowami wilczymi młotami ruszyli by zderzyć się w morderczej walce z legionem nieumarłego ścierwa. Na ich twarzach w obliczu żywej śmierci nie malował się strach - widać było raczej płonącą nienawiść niczym wieczny ogień w murach świątyni ich Boga. Jak jeden cios Wszechpotężnego Ulryka spadli na nieumarłych Gwardzistów gruchocząc kości i trzaskając stare, pordzewiałe pancerze. Walka doprawdy zajadła nie trwała długo gdy nad walczącymi mrok zjawił się w postaci ogromnej chmary nietoperzy a wraz z nimi wprost w szeregi Wojowników wpadła sama esencja mroku przeobrażając się momentalnie w vampiryczne stworzenie zbrodzone w wielu litrach świeżej krwi - co niewątpliwie było dziełem ostrza które właśnie zawirowało nad głowami walczących by ściąć kilka z nich. Brodate głowy padły na ziemię. I tak jeszcze raz aż Vampir wyskoczył w powietrze. W tym momencie Czempion Wojowników Ulryka widząc rzeź jaką wyczyniał krwiopijca wykrzyczał nie przestając młócić swym młotem:
- Prawdziwy wojownik nie ucieka się do sztuczek czy podstępu! Stawaj kreaturo do pojedynku, niech bogowie rozstrzygną kto jest godzien nosić miano wojownika!!
Wyznawca Ulryka splunął krwią na ziemię po czym zbił w ostatniej chwili morderczo szybkie uderzenie Vampira który natarł z powietrza. Sam nie pozostał dłużny - wykonał zwodniczy cios by jego młot zawracając trafił łysą głowę przeciwnika, było to uderzenie z siłą której nie potrafiłby najtęższy ogr zatrzymać. Vampir był jednak wystarczająco szybki by się na czas schylić i zaatakować od dołu. Doskonała zbroja pełnej płyty nie pozwoliła jednak na dotarcie stali do swego zamierzonego celu. Vampir więc rzucił swe ostrze i z pazurami dobrał się do szyi przeciwnika, jednak otrzymał prosto w zęby tak potężnego "baniacza" że na chwilę to go ogłuszyło. Wystarczyło by chwilę później ciężki młot roztrzaskał mu czaszkę.
Mnóstwo nietoperzy nad głowami walczących zaczęło umykać, przewidniało. Dookoła gęsto ścielił się trup. Walka dobiegała końca, co przyśpieszyło niewiedzieć czemu samoistne rozpadanie się kościanych wojowników. Gdzieś w oddali słychać jeszcze było szczęk oręża...
- Dobra robota Richard! Śmiało mogę powiedzieć że twój młot wygrał tą bitwę i ani trochę nie będzie to przesadzone. - rzekł stary, zarośnięty rycerz, mocno zakrwawiony na twarzy po czym usiadł na trupach zmęczony walką.
- Wojna jest dobra, gdyż człowiek osiąga w jej czasie pełnię swoich możliwości. To w istocie jest okazaniem tego, kim się jest. - Richard sięgnął do sakiewki, dookoła krzątali się wojownicy dokonując dokładniejszych oględzin tego z czym przyszło im walczyć. Po chwili dodał - Niedługo was opuszczę moi bracia - potarł wilczy medalion - posłuchaj Eric, jak jeszcze byłem młodym rycerzem lata temu moja kompania starła się w borach Ostlandu w wyjątkowo niebezpiecznej potyczce z ogromną masą zwierzoludzi pod wodzą niejakiego Urdgora, bestii nadzwyczaj zniesławionej w owych czasach za swe śmiałe rozboje. Trzyręki stwór przybił wtedy żywcem do drzewa swym mieczem wiesz kogo?! Wiesz kogo!? - Borisa Heimdall - brata mego jedynego. Jedynego już wtedy wraz ze mną pozostałego z rodu Heimdall. Tamtego ponurego dnia, mimo że bestioludy zostały pokonane poprzysiągłem zemsty, która zakończyć się jedynie może śmiercią.. czyją - to się okaże... - Eric słuchał z opartą głową na swym dwuręcznym młocie zornamentowanym wilczymi insygniami - ... Jesteśmy tu teraz na ziemiach Sylvanii na której rozgrywa się pewna nielegalna arena śmierci. Znasz na pewno Ar-Ulfraada, tak tego kapłana... On wraz ze swoimi chłopakami niedawno temu zdołał pojmać tego bestioluda by teraz wypuścić go do walki na arenie... Nazajutrz ruszam, oznajmisz towarzyszom jutro gdzie powiódł mnie sam Ulryk, drogą zemsty.. Jeśli przeżyję wrócę, na to bym jednak nie liczył..
Imię postaci: Gerric mroczny prorok ( chaos champion )
Powoli wstawało słońce. śnieg skrzypiał pod butami wyznawców pana zmian. Maszerowali już bardzo długo, wdarli się już bardzo głęboko na tereny Imperium. Tzeentch prowadził Gerrica tylko wciąż głąb terenu wroga, najwyraźniej miał jakiś plany względem niego.
Kolumna wojsk imperium weszła w wąwóz. Na przeciwko nich wyłoniła się z mgły mała grupa wojowników chaosu, było ich niewielu ale wszyscy wiedzieli że nie można ich lekceważyć.
Nagle z góry usłyszeli ochrypły okrzyk i zaczeły na nich spadać kamienie i wojownic ruszyli w ich stronę. Wąwóz wypełniła mroczna symfonia krzyków, wystrzałów z muszkietów i rzęźenie rannych.
Rozpoczęła się walka, wybrańcy z impetem wpadli w szeregi wroga, łamiąc szyk mieczników. Wojownicy chaosu biegnąc za nimi znaleźli się kilka kroków od działa wielolufowego i grupy strzelców. Kilka sekund przed śmiercionośną salwą działo zostało rozerwane eksplosją kuli wielokolorowego ognia. Wybrańcy wznieśli okrzyn na cześć Tzeentcha i ruszyli dalej.
Reszta wojsk imperium rzuciła się do ucieczki. Przez chwilę słychać było tylko tupo uciekających stóp, lecz po chwili dało się słyszeć także szybko narastający tętent kopyt.
Kilka metrów przed żołnierzami imperium z mgły wyłonił się masywny rydwan. Było już za późno by uciekać. Wszyscy cisneli się do ścian ale to także im nie pomagało. Wąwóz był za wąski. Ci którzy nie padli pod kopytami wielkich czarnych koni byli miażdżenie przez rydwan lub rozcinani przez kosy na jego kołach. śnieg przesiąkł krwią. W różne strony czołgało się mnóstwo rannych pozbawionych kończyn lub głęboko porozcinanych. Za rydwanem przybiegła grupa wygłodniałych psów które zaczeły pożywiać się zarówno zabitymi jak i tym wciąż żywymi co jeszcze wzmogło panike i rozpaczliwe krzyki. Kiedy wreszcie rydwan stracił impet i zatrzymał się na nogach stał tylko kapłan Sigmara.
Z rydwanu zeskoczył Gerric i pewnym krokiem ruszył w jego stronę. Wąwóz wypełniła cisza, słychać było tylk równy krok dwóch wojowników. Kałan z Imieniem Simara na ustach rzucił się na czempiona, ten pomimo ciężkiej zbroi uniknął jego ciosu i uderzył go tarczą w twarz. Gdy kapłan zasłonił się młotem przed ciosem tarczą długie ostrze wbiło mu się w nogę prawie ją odcinając. Rana zaczęła dymić a zbroja w okolicy jakby pordzewiała. Wojownicy odskoczyli od siebie. Tym razem to Gerric zaatakował, wymieniali się ciosami dośc długo i nikt nie miał wyraźnej przewagi. W końcu wyznawca mrocznych potęg złamał obronę przeciwnika i zranił go w szyję. Kiedy upadł Gerric wymamrotał kilka słów w niezrozumiałym języku i ciało pokonanego objeły wielokolorowe płomienie.
Gerric odwrócił się i odjechał swoim rydwanem w dalszą drogę na arenę.
Imię Postaci: Mallus Darkheart < Dark Elf Noble>
-Wypływamy! Ruszać się szumowiny bo posmakujecie mojego bata! - powiedział Khaert Landryol kapitan statku korsarzy mrocznych elfów który słynął ze swojej silnej ręki. Obok niego stał Mallus Darkheart szlachcic, główny sponsor wyprawy do starego świata. Wysoki, szczupły mężczyzna o pozie pełnej gracji, twarz skryta pod kapturem i jedwabną czarną przepaską, posiadał spojrzenie które potrafiło zamrozić krew w żyłach. Ubrany był w szatę przepasaną skórzanym pasem z skóry zimnokrwistego, pomimo pozorów posiadał zbroje z czarnego metalu ukrytą pod szatą natomiast na plecach miał płaszcz z zielono-szarych smoczych łusek, przy pasie znajdowały się doskonałej roboty 2 długie miecze.
- Khaert ile nam zajmie podróż do Starego Świata? - zapytał z chłodem Mallus.
- Około trzech tygodni.
Khaert chciał jeszcze zapytać o coś jednak zaraz po spojrzeniu na swojego pracodawce spuścił wzrok i zaprzestał jakiejkolwiek rozmowy.
------------------------------------------------------------------------------------
Trzy tygodnie poźniej.
Statek zakotwiczył poza horyzontem tak aby marne ludzkie oko nie mogło go dostrzec. Tymczasem paru korsazy wsiadło do dużej szalupy, został również sprwadzony koń Mallusa.
- Panie, panie kiedy mamy się Ciebie spodziewać? - spytał Khaert
- Wróce najpóźniej za 2 miesiące, płyńcie uzupełnić zapasy i macie tu na mnie czekać! Spróbuj mnie zdradzić a znajde sposób by wrócić a wtedy się rozliczymy.
Gdy przybili do brzegu Szlachcic wsiadł na swojego mrocznego rumaka i ruszył w strone Gór Szarych szukać mrocznego amuletu, amuletu dającego władzę i potęgę jego właścicielowi.
---------------------------------------------------------------------------------------
Dwa tygodnie później:
Mallus siedział i spoglądał na mape przy świetle ogniska, To musi być gdzieś tu.... Nagle coś poruszyło się za krzakami, instynktownie w ułamku sekundy wyciągnął broń i przygoował się do pozycji obronnej.
- To czego szukasz znajduje się dzien drogi stąd - wypowiedział nie znany głos.
- Kim jesteś i czego chcesz?! - zapytał chłodno Mallus rozglądając się wokoło.
- Wygraj dla mnie turniej a powiem Ci gdzie masz szukać amuletu.
- Dwadzieścia mil na wschód stad jest gród tam jest rozegrany turniej wygraj a udowodnisz ze jesteś godzien go nosić!
- Pokaż się! Niby dlaczego mam Ci wierzyć?
- Bo beze mnie nigdy go nie znajdziesz, hahahaha
Mallus z przękąsem na ustach schował broń wsiadł na konia i odjechał w strone którą wskazał mu wskazał głos.
Imię: Szarwej/Gorączka (Kapitan Imperialny)
Szarwej był raczej zwykłem żołnierzem. Konkretniej jednym ze strażników dyplomatów.
Do czasu.
Wplątał się w sprawę nieco szemraną. Miał pomóc w cichej eliminacji nowego gangu, który był podejrzewany o "zabawy" z chaosem i wyznawanie tego plugawstwa. Cały problem wynikł w chwili wtargnięcia do piwnic magazynu zajętego przez gang.
- Gińcie ścierwa! Za Sigmara!
- Krwawy Panie, ratuj nas, udziel nam swej siły i furii!
- Wasz plugawy bożek was nie uchroni zdrajcy!
I nagle ten głos w głowie Szarweja zmienił wszystko:
- Hmm, podobasz mi się. Już należysz do mnie!
Nie wiedział kiedy i co go opętało. Jedyne czego naprawdę był pewien, to to że przestał panować nad swymi ruchami, i że uczucie dzikiej radości gdy zabijał swych byłych sprzymierzeńców nie pochodziło z jego serca. Ono krwawiło kiedy demon się śmiał. Czuł się jak marionetka.
Kultyści byli równie zdziwieni wydarzeniami jak żołnierze, choć w przeciwieństwie do imperialistów zachowali życie, choć nie na długo. Krótko po jatce Szarwej poczuł małą zmianę w głowie i jeszcze raz usłyszał wynaturzony szept demona:
- Póki co dam Ci wolną rękę, nie myśl że o Tobie zapomnę. Wkońcu co możesz zrobić?
A Szarwej dobrze wiedział co zrobić.
Kultyści dowiedzieli się pare sekund później, gdy ich kończyny i wnętrzności zaczęły szybować po komnacie. Pytanie było tylko jak postąpić dalej? Wtedy mógł jedynie paść na ziemię ze zmęczenia i rozpaczy, niezdolny do znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania.
Tak toczył się jego losy, wbrew woli stał się postrachem ludzi, do których kiedyś należał a jego zbrodnie stawały sięcoraz bardziej odrażające. Nie mógł nic z tym zrobić, demon panował nad nim całkowicie, nawet w chwilach swobody sondował jego myśłi, by nie dopuścić do samobójstwa bądź wydania się w ręce Sigmarytów żołnierza.
Pewnego dnia demon jednak zaskoczył Szarweja:
- Powoli nudzisz mi się mój sługo. Poza tym jestem ciekaw na ile tak naprawdę stać Twoje ciało i ile z niego wycisnę, wiesz co to oznacza? Otóż wielu wyznawców mego Pana i Stwórcy już zginęło próbując tej drogi. Otóż arena śmierci stanie się początkiem Twej agonii. Stracisz dla mnie duszę, jeśli tam umrzesz, a jeśli uda Ci zostać czempionem, możę pomyślę o Tobie poważniej.
- Czy jesteś pewien jak się nazywam? Me prawdziwe imie nie jest przeznaczone dla uszu śmiertelników. Ale mów mi Gorączka, chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
Imię : Klaus(empire warrior priest)
Była bitwa przeciwko kolejnej orkowej hordzie. Nasz tchórzliwy generał stał z tyłu przy baterii dział a dowództwo armii pozostawił kilku kapitanom. Wszyscy padli zarąbani przez orków lub zmiażdżeni przez trolle. Wtedy postanowiłem przejąć inicjatywę….
ZA SIGMARA!!!!! ryknąłem i poprowadziłem imperialnych żołnierzy na hordę zielonoskórych. Wspierani boską mocą sigmara parliśmy niczym niezatrzymana fala coraz bardziej spychając zielonoskórych w kierunku z którego przyszli. W końcu gobliny złamały się i zaczęły uciekać spowodowało to zamknięcie pozostałych zielonoskórych w kotle. Ogromny wódz orków dostrzegając mnie gdy z dziecinną łatwością zabijałem jego podwładnych a także orientując się po dłuższym czasie że to ja jestem przywódcą ludzi którzy zaraz go zarżną ryknął do niego:
-Hej ty !!Rządom uczciwego pojedynka!!! Ja chcieć odrąbać ci głowę!!!! A może ty się bać i twój fałszywy bożek sigmar cię opuszcza?!!
Bez słowa przepchnąłem się przez szeregi swoich żołnierzy. Ork uśmiechnął się krzywo a wszyscy moi podkomendni utworzyli koło by móc oglądać pojedynek. Na wzgórzu oddalonym o dobre 200 metrów od pojedynku przy stanowiskach imperialnej artylerii przestano strzelać i również oglądano walkę. Elektor Karl patrzył przez lunetę i przez cały czas obserwował z niepokojem obserwował poczynania Klausa.
Wiedział że jeśli nie pozbędzie się tego kapłana to cała chwała z tej bitwy nie przypadnie jemu tylko jakiemuś durnemu kapłanowi. Tymczasem wojownicy patrzyli się na siebie by po chwili ruszyć na siebie z wrzaskiem. Ork zamachnął się swoim ogromnym toporem a w tym czasie zmiażdżyłem mu nogę ork ryknął z bólu upadając na ziemię a ja doskoczyłem do niego i zmiażdżyłem mu głowę. Uniosłem młot do góry a żołnierze stojący wkoło ryknęli ze szczęścia. Tak dzisiaj odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Żołnierze radowali się ale ja nie miałem na to czasu i od razu skierowałem się do namiotu elektora. Gdy tylko wszedłem elektor zapytał :
- Jakie są straty w ludziach ?
- Kilka tysięcy zabitych i co najmniej 2 razy tyle rannych. Wróg stracił kilkanaście tysięcy
-Och cóż za smutna wiadomość . Jednak odnieśliśmy dzisiaj wielkie zwycięstwo. A tak przy okazji słyszałem o arenie śmierci w sylvanii. Pewnie będzie tam wielu wyznawców mrocznych potęg.
-W tym opuszczonym przez Sigmara miejscu? Muszę tam niezwłocznie jechać.
I tak oto zostałem oszukany i znalazłem się na tej parszywej arenie. Ta żmija mi za to zapłaci nieważne czy jest elektorem i tak będzie gryzł piach. Ale teraz nie mam już wyboru nie mogę się wypisać bo to by przyniosło mi hańbę
Imię postaci: Janko Muzykant (Kapitan DoW)
Janko zawsze chciał grać na skrzypcach. Wszystko zaczęło się od występu wędrownego barda w tawernie, w której pracował jako stajenny. Janko miał wtedy 10 lat i był wrażliwym, inteligentnym urwisem. Bard grał na dziwnym instrumencie, przypominającym nieco mandolinę, ale zamiast szarpać struny palcami, przejeżdżał po nich kijem z końskim włosiem. Dźwięki rozdzierały serce słuchaczy. Na pytanie, cóż to za instrumenta, bard odpowiedział: skrzypce, jaśnie panie.
Janko postanowił, że będzie zbierał pieniądze na zakup skrzypiec.
Powoli dorastał, ciułając grosz po groszu. W między czasie jego siostrę znachorka spaliła w piecu twierdząc, że wygania z niej chorobę, a rodzice zginęli zaraziwszy się gruźlicą. Janko umiał liczyć i z obliczeń mu wychodziło, że pracując tak dalej za niecałe 130 lat uzbiera wystarczającą sumę na podróż do Altdorfu i zakup skrzypiec.
Postanowił więc zmienić zawód. Kiedy przez jego rodzinną wieś przejeżdżała banda najemnych zbirów, zapytał odważnie - czy zechcą go wziąć ze sobą - i nauczyć wojaczki. W zamian proponował wykonywać wszelkie prace obozowe i gotować. Pijani najemnicy zgodzili się, czego pożałowali 4 lata później. Janko okazał się pojętnym uczniem. Początkowo uczył się sam używać bata w walce - byłą to jego jedyna broń, a brał udział w wielu potyczkach. W końcu zdobył gdzieś miecz, zaczął trenować z najemnikami fechtunek i szybko doszedł do wielkiej wprawy. Po jednej z misji najemnicy pokłócili się o łupy, co zdarzało się dość często. Jednak tym razem Janko sięgnął po miecz. Doszło do walki, w której zginęli wszyscy członkowie oddziału. Janko został ciężko ranny. Łupem było kilka miksturek nieznanego pochodzenia i mały naszyjnik z zielonym kamieniem, magiczny - dlatego mógł mieć wielką wartość.
Nikt jednak nie kupił naszyjnika - Janko nie wiedział, gdzie znaleźć kupca, a wieśniacy i karczmarze a nawet kowale - nie byli zainteresowani.
Marzenie znów się oddalało... Skrzypce... W końcu Janko zdesperowany jak nigdy postanowił wziąć udział w Arenie Śmierci, stawiając w zakładach na siebie - mógł w końcu zarobić wystarczającą sumę i zakupić wymarzone Skrzypce.
sir Roger (Bretoński, Paladyn; Wędrowny Rycerz)
Sir Roger odbywa właśnie swoją osobistą krucjatę przeciw pijawom.
W starej krypcie echem odbijały się kroki. Przez grobowiec szedł młody paladyn Roger. Nagle poczuł zimny wiatr wiejący w plecy. Obrócił się i oczom jego ukazała się postać wampira. Wampir chciał zakończyć to szybko. Użył swojej nadludzkiej szybkości by jako pierwszy zadać cios. Ku jego zdumieniu Rycerz zdołał sparować cięcie przeklętego wampirycznego ostrza. Wampir syknął z wściekłości, wziął zamach i potężny cios padł na głowę Rogera, jednak jakaś tajemnicza siła odepchnęła ostrze wampira. "Dzięki Ci moja Pani" pomyślał w duch paladyn. Nie namyślając się zbyt długo wykorzystał zdziwienie wampira i ścisnął mocniej swój miecz oraz wbił miecz w ciało bestii. Głuchy pisk rozniósł się echem po całej krypcie zaś z wampira została kupa popiołu.
Gdy rycerz wyszedł z krypty, przed wejściem czekał na niego jego giermek Benoit.
"Benoit, czas odbyć dłuższą wyprawę. Idziemy do Sylwanii."
Gdy dotarli na miejsce Roger dowiedział się o Arenie organizowanej przez tajemniczego Czarodzieja oraz o jego pakcie z hrabią von Carsteinem.
"Znakomicie. Wezmę udział w arenie, a wampiry nie będą mogły mnie zaatakować, zaś ja będę mógł tępić ich jednego po drugim. Wybornie!"
Imię: Marius Cesar Marazatti
Trzydzieści lat temu w wiosce niedaleko Remas, o nazwie Empillo urodził się chłopiec. Nadano mu imiona Marius Cezar. Jego przyjście na świat przyniosło wiele radości całej rodzinie, ponieważ był to pierwszy syn Liccia i Sophii. Jak się później okazało był to jedyny syn tych dwojga ludzi. Luccio był najemnikiem z dziada pradziada. Za złoto walczył jego ojciec, dziadek i pradziadek. Zawód najemnika był w tej rodzinie zawodem pokoleniowym. Od samego początku Luccio wiedział, że w przyszłości Marius także zostanie członkiem jakiejś armii zaciężnej.
Marius miał dwie starsze siostry, które pomagały matce w opiece nad najmłodszym członkiem rodziny. Ojciec Mariusa z racji profesji nie bywał często w domu walcząc w ciągłych wojnach między poszczególnymi państewkami Tilei. Cezar miał spokojne dzieciństwo. Miał dwóch kolegów w wiosce: Rufusa i Pablo. Byli oni rówieśnikami Mariusa i spędzali z nim dużo czasu. Przez pierwsze lata życia jedyną rzeczą jaką się zajmował była zabawa i poznawanie okolicy Empillo. W raz ze swoimi towarzyszami z podwórka często wyruszał na „bohaterskie” wyprawy, które miały na celu odkrywanie tajemnic ich wsi i otaczających ją pól i lasów. Sophia – matka Mariusa, nie lubiła tych wędrówek. Bała się, że pewnego razu coś stanie się jej jedynemu synowi, ale nie potrafiła upilnować ciekawskiego chłopca.
Kiedy Cezar ukończył 10 lat w jego życiu pojawiły się nowe obowiązki. Od tego czasu zaczął trenować szermierkę i naukę sztuki wojennej. Jego nauczycielem był jego dziadek, który szczęśliwie doczekał się wnuków po wielu latach żołnierskiego życia. Mieszał on wraz z wnukami i pod nieobecność Luccia zajmował się edukacją swojego jedynego wnuka. Sam Marius do nauki walki podchodził ochoczo. Był zafascynowany swoim ojcem, którego nie widywał często i barwnymi opowieściami dziadka o heroicznych wyczynach żołnierzy i wojowników w Tilei i w dalekich krajach. Dziadek umiejętnie rozbudził w chłopcu chęć zdobycia sławy i wielkich bogactw, jakie miały czekać na najlepszych najemników.
W reszcie nadszedł czas na pierwszą poważną wyprawę młodego najemnika. Gdy minął 17 rok życia Mariusa, jego ojciec zabrał go na jego pierwszą wyprawę wojenną. Nie była to wielka wojna, jeśli wojną ją można było nazwać. Była to raczej interwencja Republiki Remas w niewielkim państewku zależnym od niej, którego władca ośmielił się sprzeciwić woli Republiki. Wojska, w których składzie byli Luccio i jego syn miały przywrócić dawny porządek i nauczyć zbuntowanego księcia pokory. Przewidywano, że ni będzie wielu bitew, raczej kilka potyczek z napotkanymi oddziałami i co najwyżej jedna bitwa, w której wojska Remas pobiją żołnierzy niechcącego się podporządkować państewka.
Jak się okazało prawdziwe były przewidywania, co do niewielkiego oporu ze strony buntowników. Większą część wyprawy żołnierze spędzili na maszerowaniu, a wieczorami rozbijali obóz i przy ogniskach śpiewali pieśni wojenne i grali w najróżniejsze gry, oczywiście na pieniądze. To w tedy po raz pierwszy Marius spotkał się z hazardem. Nauczył się grać w kości i inne gry hazardowe. Ujawniła się u niego żyłka hazardzisty, a co ważniejsze wszyscy uzmysłowili sobie, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą i szybko ograł z pieniędzy kilku weteranów.
Jednakże żadna wyprawa wojenna nie polega jedynie na maszerowaniu i rozwijaniu obozów. Po kilkudniowym marszu natknęli się na pierwszy zabłąkany oddział, który jak się okazało podjął walkę. Potyczka była krótka, lecz bardzo krwawa. Z nieprzyjacielskiego oddziału nie przeżył nikt, a Marius po raz pierwszy poznał, czym tak na prawdę jest walka. Nie był przygotowany na takie okrucieństwo: dobijanie rannych, czy obcinanie głów martwym by upewnić się, że już nie wstaną. W samej bitwie radził sobie doskonale. Czas, który przeznaczył na treningi nie okazał się zmarnowany. Dzięki młodzieńczej zwinności uniknął poważniejszych ran niż siniaki i zadrapania. Mimo wszystko opowieści dziadka nie przygotowały go na spotkanie ze śmiercią, a zwłaszcza śmiercią, którą sam zadał. Do końca ekspedycji wojska Remas stoczyły jeszcze dwie takie potyczki, aż władca zbuntowanego państewka przyjął warunki Republiki Remas w obawie przed totalną klęską. Marius radził sobie bardzo dobrze, za swoje wyczyny na polu bitwy był chwalony przez starszych najmitów. Aczkolwiek nie grał już przy ogniskach, nie śpiewał razem z innymi, czuł się okropnie i wciąż rozmyślał o tych, których musiał pozbawić życia. Jego ojciec doskonale wiedział co przeżywa jego syn. Chciał mu pomóc się z tym pogodzić, lecz nie mógł robić tego publicznie i wprost, by nie stracić szacunku wśród towarzyszy i by nie zaprzepaścić dobrego wrażenia jakie wywarł Marius na doświadczonych żołnierzach. Ze wsparciem ojca młody najemnik dotrwał do końca swojej pierwszej wojennej wyprawy.
Po powrocie do domu jeszcze przez parę dni śmierć przeciwników ciążyła mu, chodził ze spuszczoną głową i nie wiele mówił. Dzięki wsparciu najbliższych udało mu się pogodzić się z tym i zrozumiał, że świat właśnie taki jest. Zrozumiał, iż wojny były, są i będą zawsze, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zmienić obowiązujący porządek, a to właśnie nieuchronnie prowadzi do wojen z tymi, którzy tego porządku chcą bronić za wszelką cenę. W reszcie pojął, że zawód najemnika nie jest tak piękny jak mu się wydawało. Żołd, który był nagrodą za służbę trzeba było wywalczyć potem i krwią. Nadal jednak wierzył, że tą drogą może zdobyć wielkie laury i nieograniczone bogactwa i w tym przeświadczeniu utrzymywali go ojciec i dziadek.
Przez sześć lat Marius wraz z ojcem najmowali się i walczyli razem w Tilei, głównie pod sztandarami Rep. Remas, ale także od czasu do czasu uczestniczyli w wyprawach organizowanych w Imperium przeciw zielonoskórym, czy zwierzoludziom grasującym w imperialnych lasach i na pograniczach. Marius zdobywał tam doświadczenie i polepszał swoje umiejętności. Tułał się po świecie z ojcem poznając inne kraje i kultury. Mając 25 lat musiał sam sobie radzić na polu walki. Jego ojciec zakończył swoją najemniczą karierę i został szkoleniowcem nowych żołnierzy. Rozpoczął on pracę u jednego z wielu mieszkających w Remas szlachciców.
Rozpoczęła się samotna kariera Mariusa. Mimo osamotnienia nadal radził sobie doskonale. Walczył dobrze i miał dużo szczęścia. Dzięki temu nie odnosił wielu poważnych ran. Walczył pod różnymi dowódcami, lecz najdłużej czasu spędził w regimencie tarczowników Juana Umbemo. Nie uczestniczył tylko w wyprawach wojennych, często indywidualnie zaciągał się do ochrony kupieckich karawan czy ochrony konkretnych osób.
Wiele by opowiadać o tym gdzie był i z kim walczył. Jednak warto wspomnieć o udziale Mariusa w konflikcie Arabów z wojskami Władców Grobowców. Wtedy po raz pierwszy spotkał się z ożywieńcami. Jago regiment nie był jedynym najemnym regimentem w armii szejka Ibn Assisa, inni najemnikami w tej wojnie były pustynne psy Al Muktara. Wojska ożywieńców były tak liczne, że szejk musiał skorzystać z najemników co nie podobało się wszystkim jego doradcom. Aczkolwiek okazało się, że kosztowne zaciężne oddziały spełniły swoje zadania i udało się odeprzeć napaść zmumifikowanych napastników.
Mimo wysokich umiejętności i uznania wśród towarzyszy broni nie udało się Mariusowi dorobić własnego oddziału. Wciąż był jedynie szeregowym. Dlatego mając 30 lat ruszył w stronę Imperium szukać tam okazji do awansu w żołnierskiej hierarchii, a co za tym idzie okazji na większe pieniądze. Po drodze w mrocznej Sylvanii natrafił na pewien turniej.
Skaven Chieftain (poganiacz) - Thuig Nadzorca
Lurk przyglądał się kolejnym „ochotnikom” do występu na Arenie na trupako-ziemiach. Niestety nie widział żadnego choćby tak zdolnego, jak poprzedni sługuso-zabójca. Te miernoty nie nadawały się kompletnie do niczego, cały ten mały-maleńki klan, jak on miał... bez znaczenia, nie posiadał choćby jednego przeciętnego wojaka, który mógłby pokonać kogokolwiek, oprócz parchatego-zdychającego niewolnika.
Rozważania mistrza Areny przerwał skowyt kolejnej grupki nic nie wartych niewolników, zapędzanych przez poganiacza z batem i dziwnie błyskającym kijem. Same miernoty, nic tylko parszywe futro, brak własnej woli (nawet woli przeżycia). A nowa okazja do zarobku już coraz bliżej. Trzeba szybko-szybko coś znaleźć.
- Mistrzu, oto nowi ochotnicy-niewolnicy, do udziału w Arenie – zaanonsował poganiacz – Przyprowadziłem, tak jak kazałeś–życzyłeś sobie, najpotężniejszych i najlepiej odżywionych. Czy twoje bystre oko upatrzyło, w którymś z nich tę...hm...iskrę talentu, o którą nam, o potężny, chodziło?
- Tak-tak właśnie chyba zauważyłem wielki olbrzymi-talent – Lurk spojrzał jeszcze raz na swojego pomagiera i uśmiechnął tajemniczo-złowieszczo pod wąsem...
Imię postaci: Gragag Miaszczymusk – Savage Orc Big Boss
- Ty, a wiesz co? Wczoraj jak z bata nie przyłożyłem temu goblinowi, ten wpadł na drugiego i wepchnął go do tej ognistej kadzi. Ale, ale to nie koniec. Spadając goblin pociągnął za sobą dźwignię, więc razem z kadzią wylał się na masę roboli pracujących poniżej. Kurde, ale był ubaw, mówię Ci. No a potem zabawa się jeszcze przeciągnęła, bo z dwustu zielonych, którzy przeżyli zdarłem skórę, za zniszczenia jakie spowodowali… ehh – krasnolud chaosu, imieniem Grimm’a otarł łzę szczęścia z policzka.
- Kurde, Ty to masz farta. Ja to pracuje tylko z tymi byko-braćmi. Sztywni jak nie ma co, a i przyłożyć im nie da rady, bo nie dość, że bydlaki z nich niepomierne, to jeszcze święci… ehh – tym razem Dragoz, okazał swoje niezadowolenie kopiąc przebiegającego obok goblina. Ten na swoje nieszczęście niósł jakieś żelazne śmieci, które przy upadku walnęły go w łeb.
- Ej, ty, śmierdzielu, co się tu szwendasz?! Do roboty bo zaraz zarobisz baty do końca swych dni! – ryknął Grimm’a.
Goblin w swym przerażeniu, w sekundę zniknął z oczu obu krasnoludów. To jednak było zastanawiające. Grimm’a i Dragoz przechodzili właśnie przez dystrykt, gdzie pracowali wyłącznie orkowie, gdyż praca tutaj wymagała dużej siły mięśni. Do tego zapobiegało to skumaniu się orków i goblinów, co mogło prowadzić do jakiś rebelii. Obaj krasnoludowi zwrócili swe oczy w stronę ciemnego jak smoła, zaułka z którego wcześniej wybiegł goblin.
Powoli, z ciemności wyszła ponad dwumetrowa drżąca postać. Krasnoludy w swej naiwność pomyślały, iż ork drży przed karą jaka go najprawdopodobniej spotka. Gragag jednak nie drżał ze strachu. On po prostu powstrzymywał się od wpadnięcia w morderczy szał. Lecz dłużej już nie mógł:
- No wychodź grubasie, bo jak nie to dzisiejszą noc spędzisz w podsmażalni! – ryknął Dragoz
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! Gragag MIASZCZY WASZE MUSKI! – krasnoludy otrzymały od orka elokwentną odpowiedź. Chwile później, naprawdę sekundę, ściany korytarza były pokryte wnętrznościami, kończynami, krwią i kłakami z krasnoludzkich bród. Po prostu: waaagh i pozamiatane…
Teraz jednak nic nie mogło powstrzymać orka. Wpadł w morderczy szał i musiał zabijać. Trudno, że sam przy tym zginie, ale na pewno będzie zabawnie. Gragag zaczął szarżować poprzez dystrykt krasnoludzkiej fortecy, ciągnąc swoje dwie czopy po ziemi, tak, że aż iskry leciały. Anihilował na swojej drodze wszystko – gobliny, inne orki, hobgobliny, ale najbardziej podobał mu się widok przerażonych krasnoludów.
----------------------------------------------------
Gragag, krążył już po Twierdzy jakąś godzinę, tak naprawdę w kółko, lecz nie bardzo miało to dla niego znaczenie. Co innego, że krasnoludy jeszcze go nie złapały. Zabawa wciąż trwała!
Przy następny zakręcie Gragag skręcił w prawo i gwałtownie zatrzymał się. Stał przed nim oddział piętnastu krasnoludzkich anihilatorów. Gragag powstrzymał swój gniew tylko na chwilę i tylko z powodu zdziwienia. Dało to czas by dowódca oddziały wypowiedział dwa słowa:
- Strzelajcie, tłumoki!!!!!
Korytarz na chwilę pociemniał. W stronę orka poleciała kawalkada żelaznych odłamków. Wiele z nich poraniło skórę orka. Ale, cóż to? Gork (albo Mork) miał nad Gragag’iem pieczę. Wciąż miały siły by dalej się bawić! Z pośród mgły i huku wystrzałów dobiegł do krasnoludów ryk:
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! – z dymu skoczyła na regiment krasnoludów postać nie orka, lecz nafaszerowanego ołowiem bydlaka. Bydlaka, który już dawno powinien być martwy!
Krótko powiedzieć, że oddziały krasnoludzkich niszczycieli nie są stworzone do walki z bliska. Szare ściany korytarza szybko zostały przemalowane, na kolor który bardziej orkowi odpowiadał. Tylko posadzka stała się jakaś śliska. Może jak pobiegnie dalej, to tam będzie bardziej sucha. Tak, na pewno!
Dzięki krasnoludom Gragag’owi udało się wyrwać z koła, jakie tworzyły korytarze, w których spędził ostatnią godzinę. Właśnie kierował się biegiem w stronę głównego dystryktu miejskiego, lecz jeszcze o tym nie wiedział.
Ulicami przejeżdżała właśnie świeża dostawa niewolników. Los tak chciał, że Gragag wybiegając z korytarza grzmotnął w wóz. Dla orka nie było różnicy w tym co niszczył – czy to były żywe istoty czy zwykłe przedmioty. Dlatego też po chwili z żelaznego wozu nie zostało więcej niż stos złomu. Niewolnicy w środku, a pośród nich paru czarnych orków nie zamierzali przepuścić tej okazji.
----------------------------------------------------
Minęła godzina, a połowa Twierdzy stała w płomieniach. Krasnoludzkie oddziały były bezsilne. Do rebeliantów dołączyły inne grupy niewolników i w rzeczywistości krasnoludy były przewyższone liczebnie jak jeden do dziesięciu. Był taki moment, że Twierdza miała upaść, krasnoludy były otoczone wokół środkowej części fortecy. Wtem jednak, z tyłu sił niewolniczych dobiegły odgłosy masowej rzezi. To obsydianowa gwardia ruszyła, by ujarzmić orczą rebelię.
Zielonoskórzy rozbiegli się po całej Twierdzy i rozpoczęło się wielodniowe polowanie. Gork (lub Mork?) poprowadził Gragag w jego szale do głównej bramy. Ta była opuszczona i nie broniona, co umożliwiło orkowi ucieczkę (Gragag wolałby to nazwać zewem szału).
----------------------------------------------------
Przez miesiące Gragag tułał się po Martwych Ziemiach. Po drodze zniszczyły chyba trzy plemiona goblinów. A nie, to były jednak cztery. O, tak mu się chciało. A nawet udało mi się zdobyć coś ładnego od jednego z szamanów, za nim go rozchlastał. O taka zwykła buteleczka, żółtego płynu. Pewnie wypije jak będzie się mu chciało pić.
Nie wiedząc właściwie gdzie podąża, Gragag przebył odległość od Gór Krańca Świata do Gór Lamentu dwa razy, aż wpadł na pomysł, żeby któreś z tych pasem górskich przekroczyć. Wybrał jedną z dolin w Górach Krańca Świata. Tak naprawdę trudno było to nazwać doliną… bardziej była to szczelina, szeroka na jakiś metr, w którą Gragag postanowił się wcisnąć i przejść na sam jej koniec. Nic z tego, że parę razy na parę dni utknął, gdy jego masywne ciało okazywało się za szerokie. Wystarczyło wtedy parę razy krzyknąć „Waaagh!”, przetrzymać spadający na łeb gruz i brutalną siłą wyłamać kawałek skał, które go zatrzymywały.
Tak Gragag dotarł do Starego Świata a konkretniej do prowincji imperialnej zwanej Sylvania. Właściwie to stał w takim miejscu, iż kilometr nad nim piętrzyła się ładnie wyglądająca budowla, gdzie na pewno będzie mógł się zabawić.
Imię postaci: Baekerth „płomnienny bicz”. <Chaos dwarf slave master>
Baekerth miał dziś paskudny dzień. A wszystko wskazywało, że będzie jeszcze gorszy. Ale co poczniesz? Pociągnął solidny łyk z piersiówki, którą następnie przymocował do swojej wielkiej czapki.
- Dobry wywar z rana a ochote przyjdzie sama! HA!- Mówiąc to opluł się wydatnie przez jego zbyt wyrośnięte dolne kły. Faktycznie krasnoludy chaosu piją różna nalewki, które, są zrobione z różnych ras. A na konkursach pijackich zgaduje się, z „czego” był zrobiony wywar. Kolejna wypaczona rzecz przez krasnoludy chaosu. Następnie przeszedł się do barku i zabrał jeszcze parę piersiówek i pieczołowicie je mocował do czapki.
-Chłopaki w życiu nie zgadnął, co na dziś przyszykowałem!- Warknął, kiedy pakował wywar, z niziołka. Tak naprawdę kształt kapeluszy krasnoludów chaosu był taki, ponieważ świetnie nadaje się do przechowywania wielu rzeczy. Krasnoludy chaosu to przede wszystkim praktyczny lud. Zazwyczaj, więc trzyma się tam wódkę, pieniądze itp., ale w czasie wojny to często jest prowiant na wiele dni drogi. Tak, ale zapewne zapytacie się, dlaczego czapka? Z dwóch powodów. Po pierwsze by zasłonić rogi wystające z czoła. Po drugie krasnoludy te wychodzą z założenia, że pod ręką musi być jedynie to, co jest niezbędne w każdej chwili, czyli tylko broń. Tak, więc po paru minutach szamotania się ze swoim kapeluszem nałożył na siebie zbroję, czapkę, tarczę i oczywiście swój ukochany płonący bicz! Ach… te wrzaski, jakie wydają z Siebie Ci żałosni niewolnicy, kiedy ich nim smaga! Poezja! Od razu jakby dzień zrobił się lepszy. Wyszedł na zewnątrz, od razu poczuł wspaniałą woń krasnoludzkich kuźni, był to ostry zapach wyciskający łzy z oczu. Ruszył w kierunku swojego stanowiska. Kiedy szedł tak ulicami Zharr Nagrundu, kiedy tak mijali go anihilatorzy, kiedy tak obserwował wielki zikkurat, łzę dumy uronił kiedy patrzył jakie cudo tutaj stworzyła jego rasa! Chwałą Hashut`owi po wszechczasy!
Kiedy tak mijały godziny a on pracowicie poganiał niewolników do pracy, nagle zdarzyło się coś nie oczekiwanego.
-Poszukuje Baekerth`a! Nadzorcy niewolnych w naszym mieście!
-To Ja!
-Przynoszę wieści od twojego brata Dragon`a w który stacjonował w twierdzy na granicy!
-Mów!
- Nie żyje! Został zamordowany przez niejakiego Gragag`a orka, który doprowadził do krótkiej acz krwawej rebelii!
- Nie! Dragon! Mówiłem Ci idioto żebyś się tam nie pchał! Gragag powiadasz? Zapier*** surwy****. Zajebi**.
Lista wyzwisk i przekleństw ciągnęła się przez bardzo długi czas. W końcu Baekerth opuścił twierdzę w poszukiwaniu zabójcy brata. Często natykał się na jego ślad. Dwa razy prawię go się udało schwytać, jednak ten zawsze się wymykał jakimś cudem. Teraz się nie wymknie!
Tutaj na udeptanej ziemi w Sylwanii ubije tego nędznika, który śmiał uronić krasnoludzkiej krwii! Będzie musiał pogadać z organizatorem areny by Baekerth mogł zabić tego durnego orka tymi rękami!!!
Imię Postaci: Armal’dul Wyrywacz Serc, Zguba Khazadów, Niszczyciel Nadziei,
Krzyk.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdzierający płuca wrzask, zanoszący się po polu bitwy niczym odgłos rozrywanej żywcem istoty.
Słyszał go każdy.
Oprócz martwych.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce wschodziło.
Oświetliło to istne Pandemonium.
Trupy krasnoludów śmierdzą. Odór rozkładających się zwłok, zmieszany z wonią uryny i kału otaczał Horadina. Khazad siadł na ziemi. Chwycił w ręce garść śniegu. Krew martwych towarzyszy przesiąkła go całkowicie. Zapłakał. Gdzie moi bracia...honorowi, mężni, wytrwali? Teraz martwi. Na wieki. Spojrzał w górę. Niebo. Księżyc patrzy. Morrslieb…
Bądźcie przeklęte, Istoty Chaosu!
Chwila. Słyszę coś.
Horadin Kulgurson wstał. Krew. Wszędzie Krew….Karmazynowa rzeka. Coś się zbliża...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętał to zdarzenie, jakby miało ono miejsce dzisiaj.
Regimenty uzbrojonych po zęby Krasnoludów. Gotowi walczyć w obronie honoru swoich przodków. Młodzi. Żądni przygód. Ciekawi świata. Chciwi..
Poszukiwaliśmy wiedzy. Starożytnej wiedzy.
Kraka Drak. Utracona twierdza. Dawno temu straciliśmy kontakt z naszymi braćmi z ziem, które prymitywne plemiona ludzi nazywają Norscą.
Wyruszyliśmy z jednego z wielkich portów krasnoludzkich - Barak Varr. Nasz statek przebył Morze Szponów w niecały miesiąc. Ewidentny przykład geniuszu naszej rasy. Dowódca ekspedycji, Remrar Gibazson, był dobrej myśli. Opowiedział nam o tym, co zaszło przed wiekami…
Fale Chaosu zalały Kraka Drak. Mimo wielkiego poświęcenia krasnoludzkich obrońców, wróg w końcu zatriumfował. Podstępnie atakując z głębin. Twierdza upadła. Zwycięzcy nie mieli jednak powodów by świętować. Ich dowódca, po stokroć przeklęty Valmir Aesling, zginął w pojedynku z władca Kraka Drak-Thulgarem Złotorękim. Hordy nie znalazły nowego przywódcy. Rozpierzchły się na cztery strony świata.
Istniała zatem szansa. Było nas wielu. Posiadaliśmy runiczny oręż, specjalnie dostosowany do zabijania przeklętych wyznawców Chaosu. Nasze zbroje nie miały sobie równych. Gromril najczystszej próby, któremu nadali kształt nasi doskonali kowale. Zaiste, byliśmy gotowi. Cóż za fantasmagoria…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przybiliśmy do mroźnego brzegu Norsci w 35 dniu wyprawy. Ponure, ośnieżone tereny. Iglaste lasy. Całkowity brak jakichkolwiek utrudnień przy rozładunku. Dowódca nakazuje marsz. Posiada mapy. Wie, gdzie znajdowało się tajemne przejście do głębin Kraka Drak. Byliśmy przygotowani na powolną eksplorację podziemi. Zamierzaliśmy zmyć wiele zniewag w krwi plugastwa zamieszkującego te ziemie. Jakże się myliliśmy….
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Po tygodniu marszu docieramy do celu. Kraka Drak. Utracone Twierdza. Niegdyś niezdobyty bastion. Symbol krasnoludzkiego oporu. Teraz ruiny przykryte grubą warstwą śniegu i lodu. Rozpoczęliśmy prace. Zaiste, dziwny spokój otaczał nas. Nie spotkaliśmy dotąd ani jednego wojownika Chaosu, ani jednego norsmena. Nic. Nawet zwierząt brak w okolicach. Przerażające ziemie wybrali nasi przodkowie do zasiedlenia, wierzcie Mi…
Nikt nie spodziewał się tak nagłej napaści. Znikąd pojawili się wrogowie. Pradawni wrogowie.
Demony Chaosu. Najstraszliwsze z istniejących.
Słudzy Pana Krwi.
Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Horadin Kulgurson przymknął oczy. Coś się zbliżało. Czuł to. Jakaś nienaturalna aura otaczała to miejsce. Napięcie. Cisza przed burzą……
Paskudne, obsydianowe ostrze przecięło powietrze. Krasnolud nie zdążył odskoczyć. Na jego twarzy zastygł wyraz wielkiego zdziwienia i przeogromnego cierpienia.
Ostatnie myśli Khazada skierowane były do jego żony i pewnie już narodzonego, dziecka. Żałował, iż nigdy nie zobaczy swojej rodziny. Bardzo..żałował.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Fragment Księgi Uraz Twierdzy Karak Norn poświęcony plugawej istocie znanej jako Zguba Dawi
Istota jest to straszliwa. Ostrze jej było zgubą wielu mężnych krasnoludów. Okazji do pomszczenia podstępnego ataku na naszą twierdzę jeszcze nie było. Pamiętajcie Bracia! Ten demon ma na rękach krew naszych najlepszych wojowników:
-Kagarda Mężnego
-Yurgila z Karaz-a-Karak
-Hulmira Niepokonanego( dowódcę Straży Królewskiej Naszej Wielkiej Twierdzy)
-Braci Eerlsonów- najzdolniejszych kowali w Górach Szarych
-Ugrila Młota Grungniego z Klanu Azgamod
-Dormira Złotobrodego z Karak Hirn
-XXI Kompanii Żelazołamaczy, która próbowała powstrzymać bestię przed dostaniem się na wyższe poziomy Twierdzy
Lista nazwisk ciągnie się przez następne 26 stron…
Pod ostatnim nazwiskiem znajduje się świeża adnotacja:
My, Lud Karak Norn, pomścimy naszych zabitych braci po stokroć, gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja. Nie zapomnimy Wielkich Zniewag Ohydnego demona, który w pysze nazywa siebie „Zgubą Dawi”.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Armal’dul Nieśmiertelny stanął na ciele pokonanego krasnoluda. Rozkoszował się rzezią. Podnóże góry usłane było setkami zmasakrowanych ciał. Żałośni śmiertelnicy! Czy oni NIGDY się nie nauczą?! Nikt nie może wygrać z Chaosem, gdyż Chaos to wszak ONI SAMI! A któż chciałby walczyć z SAMYM SOBĄ?!
Demoniczny Herold pochylił się nad zwłokami Khazada. Wyciągnął jeden ze swoich długich, zakrzywionych szponów i z lubością zatopił go w ciele ofiary. Po chwili krwawiące serce znajdowało się w łapach Demona. Armal’dul otworzył paszczę i łapczywie pożarł swój posiłek.
Jego słudzy wracali. Z krwistej mgły powoli wyłaniały się postacie Krwiopuszczów, mniejszych demonów Lorda Khorna. Widząc to Demoniczny Herold chwycił głowę krasnoluda i jednym pociągnięciem wyrwał ją z ciała pokonanego. Skóra na czaszce zaczęła się rozpuszczać, ukazując biel kości.
Nad polem bitwy rozległ się ryk.
-KREW DLA BOGA KRWI!
-CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Liber Antigenesis
Rozdział XIV
Heroldowie Mrocznych Bóstw & Demoniczne Manifestacje
Święty Sigmar niechaj chroni mnie, jako iż zamierzał opisać plugastwo straszliwe. Czarna Czwórka czasami wysyła do walki ze śmiertelnikami najokrutniejsze i najpotężniejsze z mniejszych demonów- Heroldów. Byty te niepomiernie paskudne są, ciała ich zniekształcone, mordy jak…..wybacz, najmilszy czytelniku, bezmiar wypaczenia tych istot trudny do opisania jest....
Każdy z Bogów Chaosu kształtuje demony wedle własnej woli, dlatego też Heroldowie danej Potęgi posiadają pewne cechy wspólne…..
Heroldowie Khorne’a, Pana na Tronie Czaszek:
a) Wysocy i muskularni straszliwie
b) Skóra ich karmazynową jest
c) Ciała pokryte łuską lub płatami metalu
d) Rogi wielkie niebywale, poskręcane niczym baranie najczęściej, z łbów wyrastają
e) Kopyta paskudne mają
f) Miecze piekielne dzierżą
g) Znają mowę każdą
Spotkanie z Ów Biesami wielce nieprzyjemne być musi. Zaleca się….
Dalsza część wielkiego dzieła pobryzgana krwią. Autor książki zaginął w tajemniczych okolicznościach…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Panorama Zniszczenia. Dzieło Entropii. Esencja Degeneracji. Bezmyślna Rzeź. Krew. Krew dla Krwawego Boga!
Królestwo Chaosu.
Czerwone Niebo.
Wrzaski umierających.
Domena Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
-MÓW SŁUGO, LUB POZNAJ MÓJ GNIEW!
-O Krwawy, naszły mnie słuchy o wielkim wydarzeniu! Żałośni śmiertelnicy maja zamiar przeprowadzić po raz kolejny Arenę Śmierci!
-ZBYT DŁUGO ŻADEN Z NAS NIE PRZYBYŁ NA TEN FESTIWAL RZEZI! JEST ON MIŁY NASZEMU WŁADCY I JEGO WOLĄ JEST UPEWNIĆ SIĘ, IŻ WYSTARZCAJĄCO KRWI PRZELEJE SIĘ NA TYCH IGRZYSKACH!
-Co rozkażesz, O Heroldzie?
-PRZYGOTOWAĆ MOLOCHA MEGO! ZEBRAĆ KRWIOPUSZCZÓW! WYRUSZAM NATYCHMIAST!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Arena Śmierci.
Portal.
Wyrwa w czasoprzestrzeni.
Immaterium przelewa się do świata materialnego.
WROGOWIE! BIĆ NA ALARM
Nie.
Jest ich niewielu.
Widać ich przywódcę.
Zbliża się..
NA BOGÓW!
Ни-колай Ва-лу-ев
Późnym południem Ни-колай Ва-лу-ев zbliżył się do bram wiodących na arenę. Strażnicy, gdy tylko ujrzeli potężną postać, taką, o jakich tylko słyszy się opowieści, bez najmniejszego wahania otworzyli bramę, bo przybysz stwarzał wrażenie, iż przeszedłby przez furtkę, ale razem z kawałkiem muru. A jakoś nie mieli wątpliwości, że przyszedł na turniej.
Ва-лу-ев faktycznie budził strach we wszystkich żyjących istotach. Tylko najdzielniejsi żywi, jak rycerze grala, mogli spoglądać na niego bez trwogi. Był wysoki, nawet jak na ogra, lecz już na pierwszy rzut oka widać było, że nawet jak na ogrze warunki był ponadprzeciętny. Rozrośnięty w barach, z kompletnie owłosioną klatką piersiową, potężnymi nogami i bicepsami. Brzuchem jak na ogra przystało dużym, lecz nie na tyle, by mu ograniczać ruchy. Dużo się pocił, kiedyś jakiś dowcipniś rzucił, że zanim Ва-лу-ев rozbije ci głowę, zabije cię smrodem. Dowcipniś szybko zweryfikował tą teorię. Bo ręce miał potężne od pracy z kamieniami.
Przystanął na arenie. O tej godzinie była pusta. Rozejrzał się wokoło i przed oczami stanął mu kamieniołom, w którym spędził ostatnie czternaście lat swojego życia. I walki, jakie dla zabawy urządzali strażnicy. Spędził, gdyż nagle wybuchł bunt, kilka chwil później strażnicy nie żyli, euforia ucichła i wszyscy udali się w swoją drogę. Ва-лу-ев potrzebował pieniędzy. A zwycięzca areny mógł liczyć na najlepsze angaże dla najemników wszelkiej maści.
W kamieniołomach nie było broni. Nie było też zbroi ani tarcz. Decydowały pięści. Ни-колай widział różne techniki. Widział jakie niezwykłe rzeczy potrafiły wyprawiać ze swoim ciałem szczury lub niewolnicy z dalekiego wschodu. Preferował jednak ogłuszające uderzenia własnych pięści, które jego wychowawca nazywał бокс, aczkolwiek na bliskie odległości korzystał z techniki którą jego nauczyciel nazywał за-па-сы Aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, nie wychodziła mu zbyt dobrze, zamiast przytrzymać przeciwnika, przypadkiem łamał mu kręgosłup. Strażnicy byli wściekli.
Ни-колай Ва-лу-ев sądził, że jest pierwszym uczestnikiem turnieju w całej jego historii, który przyszedł na arenę w poszukiwaniu …. pracy. I miał zamiar o nią walczyć.
Serena the Magnificent - Exalted Champion
Serena urodziła się jako córka jednego z książąt w dalekiej Tilei. Jej matka nie przeżyła porodu. Obwiniający za to córkę, a także zawsze pragnący męskiego potomka książę nie zwracał uwagi na piękno jej twarzy i postanowił traktować ją jak syna. Rozpoczęły się treningi: jazda konno, szermierka, łucznictwo...
Gdy Serena dorosła, rysy jej twarzy wyostrzyły się, a jej ciało nabrało kształtów wszyscy na dworze spostrzegli jej piękno. Król zrozumiał swój błąd i postanowił bogato wydać ją za mąż. Gdy po przyjeździe władcy sąsiedniego księstwa wraz z synem, została przedstawiona, natychmiast wpadła w oko młodemu paniczowi. Tak mocno, że gdy odmówiła spotkaniu w jego komnacie, zawstydzony i zły postanowił dostać to, czego pragnął. Niestety nie znając przeszłości Sereny mocno się rozczarował, gdy po tym, jak uderzył ją w twarz bezceremonialnie i szybko złamała mu kark. Gdy kręgi pękały Serena poczuła mieszankę radości i ekstazy. Właśnie przeżyła najwspanialszą rzecz w swoich życiu... W nocy, we śnie, ktoś do niej przemówił. Ktoś, kto obiecał jej jeszcze większe doznania w zamian za robienie tego, co zrobiła tamtego wieczora. Postanowiła więc uciec, zostać najemniczką i zabójczynią. Wyruszyła do Imperium. Imała się różnych zawodów, lecz wszystkie związane były z zabijaniem, które sprawiały jej tak wielką radość. Zdarzało jej się prowokować wyglądem mężczyzn, następnie obrażać ich, by w końcu zabić w pojedynku.
- Sylvania. Jedź do Sylvanii. Jest tam arena... Miejsce, gdzie możesz zyskać sławę i rozkoszować się zabijaniem - powiedział jej głos ze snu.
Wsiadła więc na koń i ruszyła... w okolice zamku Drakenhof
Urdgor (wargor)
Wiele lat temu w lasach Ostlandu narodziła się bestia. Bestia służąca najkrwawszemu z bogów chaosu, którego imienia wolę nie wymawiać. Bestia owa, miała głowę niczym ogar chaosu, reszta zaś przypominała ciało człowieka z wyjątkiem zwierzęcego futra i nieludzkich mięśni. W zasadzie tylko ślepiec nie rozpoznałby w tej kreaturze mutanta. Urdgor, bo tak zwano tą istotę, posiadał trzy ramiona od urodzenia, co spowodowało w przeciwieństwie do nabytej mutacji, iż władał nimi sprawnie. Nie muszę chyba wspominać, że stał się maszyną do zabijania z takim atutem. Szybko piął się w hierarchii zwierzoludzi brutalną siłą i zwierzęcym instynktem. Znany był z tego, że pożerał swoje ofiary w całości. Oczywiście gdy wrogów było dużo, ograniczał się do jednego, tego który ”zasłużył” sobie swoją walecznością przed Urdgorem. Mijały lata i każdy kandydat na nowego wodza zostawał rozszarpywany, a Urdgor dalej panował na swoim terytorium mordując mniejsze oddziały imperialnego wojska, czy też atakując karawany i innych podróżnych. Nie było żadnej litości dla nikogo. Ale wszystko co ma swój początek, ma też swój koniec. Urdgor coraz śmielej atakował i było kwestią czasu, aż ktoś znający się na rzeczy zgładzi bestię.
Toteż pewnej zimy przybył pewien kapłan Ulryka ze swoimi rycerzami. Krwawy zwierzoczłek przecenił możliwości swojego stada i został pokonany, nie zginął, jednak został schwytany. Lecz ziarno chaosu tkwiło też w pobożnym kapłanie, chciwość pokonała niegdyś złożoną przysięgę i człowiek miast zgładzić, zabrał uwięzioną bestię na południe, by walczyła dla niego na Arenie Śmierci dla pieniędzy i przyjemności. Urdgor doznał wielkiego ciosu i czekał tylko na chwilę aż zatopi swoje kły w gardle swojego oprawcy. Ostatnie co zobaczył przed zasłonięciem płachty na klatkę więzienną, to gdy kapłan rzucił skorumpowanym rycerzom sakiewkę pełną monet. Wóz ruszył w stronę Sylvani
Imie: Black Falcon (DE Assasin)
Jeszcze mu pokaże! POKAŻE IM WSZYSTKIM! "Wygraj arene" powiedział... "Dopiero wtedy Cie przyjmiemy". Niech Mengil i jego pomagierzy będą przeklęci! Nie na darmo nazwano go CZARNYM SOKOŁEM! Przecież jest najlepszym asasynem w historii! Nawet Shadow Blade nie miałby z nim szans! Czuł jak Khaine kazał mu dołączyć do Mengila i mordować wraz z nim. Ale Mengil nie przyjmuje nikogo zanim go nie przetestuje. Niestety młody Falcon był w gorącej wodzie kompany i nie umiał tego zrozumieć. Zabił w gniewie najlepszego człowieka Mengila i musiał przed nim uciekać. Teraz mu pokaże. Wygra arene i dołączy do Mengila i ferajny. Oooo taaak... Wszystko dla KHAINA!
Imię postaci: Richard Heimdall
- Odważny człowiek umiera raz, lecz tchórz umiera tysiącem śmierci!! - wydarł z siebie ten okrzyk potężny wojownik okuty od stóp do głów, podobnie jak jego kompani stalą, po czym z uniesionymi nad głowami wilczymi młotami ruszyli by zderzyć się w morderczej walce z legionem nieumarłego ścierwa. Na ich twarzach w obliczu żywej śmierci nie malował się strach - widać było raczej płonącą nienawiść niczym wieczny ogień w murach świątyni ich Boga. Jak jeden cios Wszechpotężnego Ulryka spadli na nieumarłych Gwardzistów gruchocząc kości i trzaskając stare, pordzewiałe pancerze. Walka doprawdy zajadła nie trwała długo gdy nad walczącymi mrok zjawił się w postaci ogromnej chmary nietoperzy a wraz z nimi wprost w szeregi Wojowników wpadła sama esencja mroku przeobrażając się momentalnie w vampiryczne stworzenie zbrodzone w wielu litrach świeżej krwi - co niewątpliwie było dziełem ostrza które właśnie zawirowało nad głowami walczących by ściąć kilka z nich. Brodate głowy padły na ziemię. I tak jeszcze raz aż Vampir wyskoczył w powietrze. W tym momencie Czempion Wojowników Ulryka widząc rzeź jaką wyczyniał krwiopijca wykrzyczał nie przestając młócić swym młotem:
- Prawdziwy wojownik nie ucieka się do sztuczek czy podstępu! Stawaj kreaturo do pojedynku, niech bogowie rozstrzygną kto jest godzien nosić miano wojownika!!
Wyznawca Ulryka splunął krwią na ziemię po czym zbił w ostatniej chwili morderczo szybkie uderzenie Vampira który natarł z powietrza. Sam nie pozostał dłużny - wykonał zwodniczy cios by jego młot zawracając trafił łysą głowę przeciwnika, było to uderzenie z siłą której nie potrafiłby najtęższy ogr zatrzymać. Vampir był jednak wystarczająco szybki by się na czas schylić i zaatakować od dołu. Doskonała zbroja pełnej płyty nie pozwoliła jednak na dotarcie stali do swego zamierzonego celu. Vampir więc rzucił swe ostrze i z pazurami dobrał się do szyi przeciwnika, jednak otrzymał prosto w zęby tak potężnego "baniacza" że na chwilę to go ogłuszyło. Wystarczyło by chwilę później ciężki młot roztrzaskał mu czaszkę.
Mnóstwo nietoperzy nad głowami walczących zaczęło umykać, przewidniało. Dookoła gęsto ścielił się trup. Walka dobiegała końca, co przyśpieszyło niewiedzieć czemu samoistne rozpadanie się kościanych wojowników. Gdzieś w oddali słychać jeszcze było szczęk oręża...
- Dobra robota Richard! Śmiało mogę powiedzieć że twój młot wygrał tą bitwę i ani trochę nie będzie to przesadzone. - rzekł stary, zarośnięty rycerz, mocno zakrwawiony na twarzy po czym usiadł na trupach zmęczony walką.
- Wojna jest dobra, gdyż człowiek osiąga w jej czasie pełnię swoich możliwości. To w istocie jest okazaniem tego, kim się jest. - Richard sięgnął do sakiewki, dookoła krzątali się wojownicy dokonując dokładniejszych oględzin tego z czym przyszło im walczyć. Po chwili dodał - Niedługo was opuszczę moi bracia - potarł wilczy medalion - posłuchaj Eric, jak jeszcze byłem młodym rycerzem lata temu moja kompania starła się w borach Ostlandu w wyjątkowo niebezpiecznej potyczce z ogromną masą zwierzoludzi pod wodzą niejakiego Urdgora, bestii nadzwyczaj zniesławionej w owych czasach za swe śmiałe rozboje. Trzyręki stwór przybił wtedy żywcem do drzewa swym mieczem wiesz kogo?! Wiesz kogo!? - Borisa Heimdall - brata mego jedynego. Jedynego już wtedy wraz ze mną pozostałego z rodu Heimdall. Tamtego ponurego dnia, mimo że bestioludy zostały pokonane poprzysiągłem zemsty, która zakończyć się jedynie może śmiercią.. czyją - to się okaże... - Eric słuchał z opartą głową na swym dwuręcznym młocie zornamentowanym wilczymi insygniami - ... Jesteśmy tu teraz na ziemiach Sylvanii na której rozgrywa się pewna nielegalna arena śmierci. Znasz na pewno Ar-Ulfraada, tak tego kapłana... On wraz ze swoimi chłopakami niedawno temu zdołał pojmać tego bestioluda by teraz wypuścić go do walki na arenie... Nazajutrz ruszam, oznajmisz towarzyszom jutro gdzie powiódł mnie sam Ulryk, drogą zemsty.. Jeśli przeżyję wrócę, na to bym jednak nie liczył..
Imię postaci: Gerric mroczny prorok ( chaos champion )
Powoli wstawało słońce. śnieg skrzypiał pod butami wyznawców pana zmian. Maszerowali już bardzo długo, wdarli się już bardzo głęboko na tereny Imperium. Tzeentch prowadził Gerrica tylko wciąż głąb terenu wroga, najwyraźniej miał jakiś plany względem niego.
Kolumna wojsk imperium weszła w wąwóz. Na przeciwko nich wyłoniła się z mgły mała grupa wojowników chaosu, było ich niewielu ale wszyscy wiedzieli że nie można ich lekceważyć.
Nagle z góry usłyszeli ochrypły okrzyk i zaczeły na nich spadać kamienie i wojownic ruszyli w ich stronę. Wąwóz wypełniła mroczna symfonia krzyków, wystrzałów z muszkietów i rzęźenie rannych.
Rozpoczęła się walka, wybrańcy z impetem wpadli w szeregi wroga, łamiąc szyk mieczników. Wojownicy chaosu biegnąc za nimi znaleźli się kilka kroków od działa wielolufowego i grupy strzelców. Kilka sekund przed śmiercionośną salwą działo zostało rozerwane eksplosją kuli wielokolorowego ognia. Wybrańcy wznieśli okrzyn na cześć Tzeentcha i ruszyli dalej.
Reszta wojsk imperium rzuciła się do ucieczki. Przez chwilę słychać było tylko tupo uciekających stóp, lecz po chwili dało się słyszeć także szybko narastający tętent kopyt.
Kilka metrów przed żołnierzami imperium z mgły wyłonił się masywny rydwan. Było już za późno by uciekać. Wszyscy cisneli się do ścian ale to także im nie pomagało. Wąwóz był za wąski. Ci którzy nie padli pod kopytami wielkich czarnych koni byli miażdżenie przez rydwan lub rozcinani przez kosy na jego kołach. śnieg przesiąkł krwią. W różne strony czołgało się mnóstwo rannych pozbawionych kończyn lub głęboko porozcinanych. Za rydwanem przybiegła grupa wygłodniałych psów które zaczeły pożywiać się zarówno zabitymi jak i tym wciąż żywymi co jeszcze wzmogło panike i rozpaczliwe krzyki. Kiedy wreszcie rydwan stracił impet i zatrzymał się na nogach stał tylko kapłan Sigmara.
Z rydwanu zeskoczył Gerric i pewnym krokiem ruszył w jego stronę. Wąwóz wypełniła cisza, słychać było tylk równy krok dwóch wojowników. Kałan z Imieniem Simara na ustach rzucił się na czempiona, ten pomimo ciężkiej zbroi uniknął jego ciosu i uderzył go tarczą w twarz. Gdy kapłan zasłonił się młotem przed ciosem tarczą długie ostrze wbiło mu się w nogę prawie ją odcinając. Rana zaczęła dymić a zbroja w okolicy jakby pordzewiała. Wojownicy odskoczyli od siebie. Tym razem to Gerric zaatakował, wymieniali się ciosami dośc długo i nikt nie miał wyraźnej przewagi. W końcu wyznawca mrocznych potęg złamał obronę przeciwnika i zranił go w szyję. Kiedy upadł Gerric wymamrotał kilka słów w niezrozumiałym języku i ciało pokonanego objeły wielokolorowe płomienie.
Gerric odwrócił się i odjechał swoim rydwanem w dalszą drogę na arenę.
Imię Postaci: Mallus Darkheart < Dark Elf Noble>
-Wypływamy! Ruszać się szumowiny bo posmakujecie mojego bata! - powiedział Khaert Landryol kapitan statku korsarzy mrocznych elfów który słynął ze swojej silnej ręki. Obok niego stał Mallus Darkheart szlachcic, główny sponsor wyprawy do starego świata. Wysoki, szczupły mężczyzna o pozie pełnej gracji, twarz skryta pod kapturem i jedwabną czarną przepaską, posiadał spojrzenie które potrafiło zamrozić krew w żyłach. Ubrany był w szatę przepasaną skórzanym pasem z skóry zimnokrwistego, pomimo pozorów posiadał zbroje z czarnego metalu ukrytą pod szatą natomiast na plecach miał płaszcz z zielono-szarych smoczych łusek, przy pasie znajdowały się doskonałej roboty 2 długie miecze.
- Khaert ile nam zajmie podróż do Starego Świata? - zapytał z chłodem Mallus.
- Około trzech tygodni.
Khaert chciał jeszcze zapytać o coś jednak zaraz po spojrzeniu na swojego pracodawce spuścił wzrok i zaprzestał jakiejkolwiek rozmowy.
------------------------------------------------------------------------------------
Trzy tygodnie poźniej.
Statek zakotwiczył poza horyzontem tak aby marne ludzkie oko nie mogło go dostrzec. Tymczasem paru korsazy wsiadło do dużej szalupy, został również sprwadzony koń Mallusa.
- Panie, panie kiedy mamy się Ciebie spodziewać? - spytał Khaert
- Wróce najpóźniej za 2 miesiące, płyńcie uzupełnić zapasy i macie tu na mnie czekać! Spróbuj mnie zdradzić a znajde sposób by wrócić a wtedy się rozliczymy.
Gdy przybili do brzegu Szlachcic wsiadł na swojego mrocznego rumaka i ruszył w strone Gór Szarych szukać mrocznego amuletu, amuletu dającego władzę i potęgę jego właścicielowi.
---------------------------------------------------------------------------------------
Dwa tygodnie później:
Mallus siedział i spoglądał na mape przy świetle ogniska, To musi być gdzieś tu.... Nagle coś poruszyło się za krzakami, instynktownie w ułamku sekundy wyciągnął broń i przygoował się do pozycji obronnej.
- To czego szukasz znajduje się dzien drogi stąd - wypowiedział nie znany głos.
- Kim jesteś i czego chcesz?! - zapytał chłodno Mallus rozglądając się wokoło.
- Wygraj dla mnie turniej a powiem Ci gdzie masz szukać amuletu.
- Dwadzieścia mil na wschód stad jest gród tam jest rozegrany turniej wygraj a udowodnisz ze jesteś godzien go nosić!
- Pokaż się! Niby dlaczego mam Ci wierzyć?
- Bo beze mnie nigdy go nie znajdziesz, hahahaha
Mallus z przękąsem na ustach schował broń wsiadł na konia i odjechał w strone którą wskazał mu wskazał głos.
Imię: Szarwej/Gorączka (Kapitan Imperialny)
Szarwej był raczej zwykłem żołnierzem. Konkretniej jednym ze strażników dyplomatów.
Do czasu.
Wplątał się w sprawę nieco szemraną. Miał pomóc w cichej eliminacji nowego gangu, który był podejrzewany o "zabawy" z chaosem i wyznawanie tego plugawstwa. Cały problem wynikł w chwili wtargnięcia do piwnic magazynu zajętego przez gang.
- Gińcie ścierwa! Za Sigmara!
- Krwawy Panie, ratuj nas, udziel nam swej siły i furii!
- Wasz plugawy bożek was nie uchroni zdrajcy!
I nagle ten głos w głowie Szarweja zmienił wszystko:
- Hmm, podobasz mi się. Już należysz do mnie!
Nie wiedział kiedy i co go opętało. Jedyne czego naprawdę był pewien, to to że przestał panować nad swymi ruchami, i że uczucie dzikiej radości gdy zabijał swych byłych sprzymierzeńców nie pochodziło z jego serca. Ono krwawiło kiedy demon się śmiał. Czuł się jak marionetka.
Kultyści byli równie zdziwieni wydarzeniami jak żołnierze, choć w przeciwieństwie do imperialistów zachowali życie, choć nie na długo. Krótko po jatce Szarwej poczuł małą zmianę w głowie i jeszcze raz usłyszał wynaturzony szept demona:
- Póki co dam Ci wolną rękę, nie myśl że o Tobie zapomnę. Wkońcu co możesz zrobić?
A Szarwej dobrze wiedział co zrobić.
Kultyści dowiedzieli się pare sekund później, gdy ich kończyny i wnętrzności zaczęły szybować po komnacie. Pytanie było tylko jak postąpić dalej? Wtedy mógł jedynie paść na ziemię ze zmęczenia i rozpaczy, niezdolny do znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania.
Tak toczył się jego losy, wbrew woli stał się postrachem ludzi, do których kiedyś należał a jego zbrodnie stawały sięcoraz bardziej odrażające. Nie mógł nic z tym zrobić, demon panował nad nim całkowicie, nawet w chwilach swobody sondował jego myśłi, by nie dopuścić do samobójstwa bądź wydania się w ręce Sigmarytów żołnierza.
Pewnego dnia demon jednak zaskoczył Szarweja:
- Powoli nudzisz mi się mój sługo. Poza tym jestem ciekaw na ile tak naprawdę stać Twoje ciało i ile z niego wycisnę, wiesz co to oznacza? Otóż wielu wyznawców mego Pana i Stwórcy już zginęło próbując tej drogi. Otóż arena śmierci stanie się początkiem Twej agonii. Stracisz dla mnie duszę, jeśli tam umrzesz, a jeśli uda Ci zostać czempionem, możę pomyślę o Tobie poważniej.
- Czy jesteś pewien jak się nazywam? Me prawdziwe imie nie jest przeznaczone dla uszu śmiertelników. Ale mów mi Gorączka, chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
Imię : Klaus(empire warrior priest)
Była bitwa przeciwko kolejnej orkowej hordzie. Nasz tchórzliwy generał stał z tyłu przy baterii dział a dowództwo armii pozostawił kilku kapitanom. Wszyscy padli zarąbani przez orków lub zmiażdżeni przez trolle. Wtedy postanowiłem przejąć inicjatywę….
ZA SIGMARA!!!!! ryknąłem i poprowadziłem imperialnych żołnierzy na hordę zielonoskórych. Wspierani boską mocą sigmara parliśmy niczym niezatrzymana fala coraz bardziej spychając zielonoskórych w kierunku z którego przyszli. W końcu gobliny złamały się i zaczęły uciekać spowodowało to zamknięcie pozostałych zielonoskórych w kotle. Ogromny wódz orków dostrzegając mnie gdy z dziecinną łatwością zabijałem jego podwładnych a także orientując się po dłuższym czasie że to ja jestem przywódcą ludzi którzy zaraz go zarżną ryknął do niego:
-Hej ty !!Rządom uczciwego pojedynka!!! Ja chcieć odrąbać ci głowę!!!! A może ty się bać i twój fałszywy bożek sigmar cię opuszcza?!!
Bez słowa przepchnąłem się przez szeregi swoich żołnierzy. Ork uśmiechnął się krzywo a wszyscy moi podkomendni utworzyli koło by móc oglądać pojedynek. Na wzgórzu oddalonym o dobre 200 metrów od pojedynku przy stanowiskach imperialnej artylerii przestano strzelać i również oglądano walkę. Elektor Karl patrzył przez lunetę i przez cały czas obserwował z niepokojem obserwował poczynania Klausa.
Wiedział że jeśli nie pozbędzie się tego kapłana to cała chwała z tej bitwy nie przypadnie jemu tylko jakiemuś durnemu kapłanowi. Tymczasem wojownicy patrzyli się na siebie by po chwili ruszyć na siebie z wrzaskiem. Ork zamachnął się swoim ogromnym toporem a w tym czasie zmiażdżyłem mu nogę ork ryknął z bólu upadając na ziemię a ja doskoczyłem do niego i zmiażdżyłem mu głowę. Uniosłem młot do góry a żołnierze stojący wkoło ryknęli ze szczęścia. Tak dzisiaj odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Żołnierze radowali się ale ja nie miałem na to czasu i od razu skierowałem się do namiotu elektora. Gdy tylko wszedłem elektor zapytał :
- Jakie są straty w ludziach ?
- Kilka tysięcy zabitych i co najmniej 2 razy tyle rannych. Wróg stracił kilkanaście tysięcy
-Och cóż za smutna wiadomość . Jednak odnieśliśmy dzisiaj wielkie zwycięstwo. A tak przy okazji słyszałem o arenie śmierci w sylvanii. Pewnie będzie tam wielu wyznawców mrocznych potęg.
-W tym opuszczonym przez Sigmara miejscu? Muszę tam niezwłocznie jechać.
I tak oto zostałem oszukany i znalazłem się na tej parszywej arenie. Ta żmija mi za to zapłaci nieważne czy jest elektorem i tak będzie gryzł piach. Ale teraz nie mam już wyboru nie mogę się wypisać bo to by przyniosło mi hańbę
Imię postaci: Janko Muzykant (Kapitan DoW)
Janko zawsze chciał grać na skrzypcach. Wszystko zaczęło się od występu wędrownego barda w tawernie, w której pracował jako stajenny. Janko miał wtedy 10 lat i był wrażliwym, inteligentnym urwisem. Bard grał na dziwnym instrumencie, przypominającym nieco mandolinę, ale zamiast szarpać struny palcami, przejeżdżał po nich kijem z końskim włosiem. Dźwięki rozdzierały serce słuchaczy. Na pytanie, cóż to za instrumenta, bard odpowiedział: skrzypce, jaśnie panie.
Janko postanowił, że będzie zbierał pieniądze na zakup skrzypiec.
Powoli dorastał, ciułając grosz po groszu. W między czasie jego siostrę znachorka spaliła w piecu twierdząc, że wygania z niej chorobę, a rodzice zginęli zaraziwszy się gruźlicą. Janko umiał liczyć i z obliczeń mu wychodziło, że pracując tak dalej za niecałe 130 lat uzbiera wystarczającą sumę na podróż do Altdorfu i zakup skrzypiec.
Postanowił więc zmienić zawód. Kiedy przez jego rodzinną wieś przejeżdżała banda najemnych zbirów, zapytał odważnie - czy zechcą go wziąć ze sobą - i nauczyć wojaczki. W zamian proponował wykonywać wszelkie prace obozowe i gotować. Pijani najemnicy zgodzili się, czego pożałowali 4 lata później. Janko okazał się pojętnym uczniem. Początkowo uczył się sam używać bata w walce - byłą to jego jedyna broń, a brał udział w wielu potyczkach. W końcu zdobył gdzieś miecz, zaczął trenować z najemnikami fechtunek i szybko doszedł do wielkiej wprawy. Po jednej z misji najemnicy pokłócili się o łupy, co zdarzało się dość często. Jednak tym razem Janko sięgnął po miecz. Doszło do walki, w której zginęli wszyscy członkowie oddziału. Janko został ciężko ranny. Łupem było kilka miksturek nieznanego pochodzenia i mały naszyjnik z zielonym kamieniem, magiczny - dlatego mógł mieć wielką wartość.
Nikt jednak nie kupił naszyjnika - Janko nie wiedział, gdzie znaleźć kupca, a wieśniacy i karczmarze a nawet kowale - nie byli zainteresowani.
Marzenie znów się oddalało... Skrzypce... W końcu Janko zdesperowany jak nigdy postanowił wziąć udział w Arenie Śmierci, stawiając w zakładach na siebie - mógł w końcu zarobić wystarczającą sumę i zakupić wymarzone Skrzypce.
sir Roger (Bretoński, Paladyn; Wędrowny Rycerz)
Sir Roger odbywa właśnie swoją osobistą krucjatę przeciw pijawom.
W starej krypcie echem odbijały się kroki. Przez grobowiec szedł młody paladyn Roger. Nagle poczuł zimny wiatr wiejący w plecy. Obrócił się i oczom jego ukazała się postać wampira. Wampir chciał zakończyć to szybko. Użył swojej nadludzkiej szybkości by jako pierwszy zadać cios. Ku jego zdumieniu Rycerz zdołał sparować cięcie przeklętego wampirycznego ostrza. Wampir syknął z wściekłości, wziął zamach i potężny cios padł na głowę Rogera, jednak jakaś tajemnicza siła odepchnęła ostrze wampira. "Dzięki Ci moja Pani" pomyślał w duch paladyn. Nie namyślając się zbyt długo wykorzystał zdziwienie wampira i ścisnął mocniej swój miecz oraz wbił miecz w ciało bestii. Głuchy pisk rozniósł się echem po całej krypcie zaś z wampira została kupa popiołu.
Gdy rycerz wyszedł z krypty, przed wejściem czekał na niego jego giermek Benoit.
"Benoit, czas odbyć dłuższą wyprawę. Idziemy do Sylwanii."
Gdy dotarli na miejsce Roger dowiedział się o Arenie organizowanej przez tajemniczego Czarodzieja oraz o jego pakcie z hrabią von Carsteinem.
"Znakomicie. Wezmę udział w arenie, a wampiry nie będą mogły mnie zaatakować, zaś ja będę mógł tępić ich jednego po drugim. Wybornie!"
Imię: Marius Cesar Marazatti
Trzydzieści lat temu w wiosce niedaleko Remas, o nazwie Empillo urodził się chłopiec. Nadano mu imiona Marius Cezar. Jego przyjście na świat przyniosło wiele radości całej rodzinie, ponieważ był to pierwszy syn Liccia i Sophii. Jak się później okazało był to jedyny syn tych dwojga ludzi. Luccio był najemnikiem z dziada pradziada. Za złoto walczył jego ojciec, dziadek i pradziadek. Zawód najemnika był w tej rodzinie zawodem pokoleniowym. Od samego początku Luccio wiedział, że w przyszłości Marius także zostanie członkiem jakiejś armii zaciężnej.
Marius miał dwie starsze siostry, które pomagały matce w opiece nad najmłodszym członkiem rodziny. Ojciec Mariusa z racji profesji nie bywał często w domu walcząc w ciągłych wojnach między poszczególnymi państewkami Tilei. Cezar miał spokojne dzieciństwo. Miał dwóch kolegów w wiosce: Rufusa i Pablo. Byli oni rówieśnikami Mariusa i spędzali z nim dużo czasu. Przez pierwsze lata życia jedyną rzeczą jaką się zajmował była zabawa i poznawanie okolicy Empillo. W raz ze swoimi towarzyszami z podwórka często wyruszał na „bohaterskie” wyprawy, które miały na celu odkrywanie tajemnic ich wsi i otaczających ją pól i lasów. Sophia – matka Mariusa, nie lubiła tych wędrówek. Bała się, że pewnego razu coś stanie się jej jedynemu synowi, ale nie potrafiła upilnować ciekawskiego chłopca.
Kiedy Cezar ukończył 10 lat w jego życiu pojawiły się nowe obowiązki. Od tego czasu zaczął trenować szermierkę i naukę sztuki wojennej. Jego nauczycielem był jego dziadek, który szczęśliwie doczekał się wnuków po wielu latach żołnierskiego życia. Mieszał on wraz z wnukami i pod nieobecność Luccia zajmował się edukacją swojego jedynego wnuka. Sam Marius do nauki walki podchodził ochoczo. Był zafascynowany swoim ojcem, którego nie widywał często i barwnymi opowieściami dziadka o heroicznych wyczynach żołnierzy i wojowników w Tilei i w dalekich krajach. Dziadek umiejętnie rozbudził w chłopcu chęć zdobycia sławy i wielkich bogactw, jakie miały czekać na najlepszych najemników.
W reszcie nadszedł czas na pierwszą poważną wyprawę młodego najemnika. Gdy minął 17 rok życia Mariusa, jego ojciec zabrał go na jego pierwszą wyprawę wojenną. Nie była to wielka wojna, jeśli wojną ją można było nazwać. Była to raczej interwencja Republiki Remas w niewielkim państewku zależnym od niej, którego władca ośmielił się sprzeciwić woli Republiki. Wojska, w których składzie byli Luccio i jego syn miały przywrócić dawny porządek i nauczyć zbuntowanego księcia pokory. Przewidywano, że ni będzie wielu bitew, raczej kilka potyczek z napotkanymi oddziałami i co najwyżej jedna bitwa, w której wojska Remas pobiją żołnierzy niechcącego się podporządkować państewka.
Jak się okazało prawdziwe były przewidywania, co do niewielkiego oporu ze strony buntowników. Większą część wyprawy żołnierze spędzili na maszerowaniu, a wieczorami rozbijali obóz i przy ogniskach śpiewali pieśni wojenne i grali w najróżniejsze gry, oczywiście na pieniądze. To w tedy po raz pierwszy Marius spotkał się z hazardem. Nauczył się grać w kości i inne gry hazardowe. Ujawniła się u niego żyłka hazardzisty, a co ważniejsze wszyscy uzmysłowili sobie, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą i szybko ograł z pieniędzy kilku weteranów.
Jednakże żadna wyprawa wojenna nie polega jedynie na maszerowaniu i rozwijaniu obozów. Po kilkudniowym marszu natknęli się na pierwszy zabłąkany oddział, który jak się okazało podjął walkę. Potyczka była krótka, lecz bardzo krwawa. Z nieprzyjacielskiego oddziału nie przeżył nikt, a Marius po raz pierwszy poznał, czym tak na prawdę jest walka. Nie był przygotowany na takie okrucieństwo: dobijanie rannych, czy obcinanie głów martwym by upewnić się, że już nie wstaną. W samej bitwie radził sobie doskonale. Czas, który przeznaczył na treningi nie okazał się zmarnowany. Dzięki młodzieńczej zwinności uniknął poważniejszych ran niż siniaki i zadrapania. Mimo wszystko opowieści dziadka nie przygotowały go na spotkanie ze śmiercią, a zwłaszcza śmiercią, którą sam zadał. Do końca ekspedycji wojska Remas stoczyły jeszcze dwie takie potyczki, aż władca zbuntowanego państewka przyjął warunki Republiki Remas w obawie przed totalną klęską. Marius radził sobie bardzo dobrze, za swoje wyczyny na polu bitwy był chwalony przez starszych najmitów. Aczkolwiek nie grał już przy ogniskach, nie śpiewał razem z innymi, czuł się okropnie i wciąż rozmyślał o tych, których musiał pozbawić życia. Jego ojciec doskonale wiedział co przeżywa jego syn. Chciał mu pomóc się z tym pogodzić, lecz nie mógł robić tego publicznie i wprost, by nie stracić szacunku wśród towarzyszy i by nie zaprzepaścić dobrego wrażenia jakie wywarł Marius na doświadczonych żołnierzach. Ze wsparciem ojca młody najemnik dotrwał do końca swojej pierwszej wojennej wyprawy.
Po powrocie do domu jeszcze przez parę dni śmierć przeciwników ciążyła mu, chodził ze spuszczoną głową i nie wiele mówił. Dzięki wsparciu najbliższych udało mu się pogodzić się z tym i zrozumiał, że świat właśnie taki jest. Zrozumiał, iż wojny były, są i będą zawsze, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zmienić obowiązujący porządek, a to właśnie nieuchronnie prowadzi do wojen z tymi, którzy tego porządku chcą bronić za wszelką cenę. W reszcie pojął, że zawód najemnika nie jest tak piękny jak mu się wydawało. Żołd, który był nagrodą za służbę trzeba było wywalczyć potem i krwią. Nadal jednak wierzył, że tą drogą może zdobyć wielkie laury i nieograniczone bogactwa i w tym przeświadczeniu utrzymywali go ojciec i dziadek.
Przez sześć lat Marius wraz z ojcem najmowali się i walczyli razem w Tilei, głównie pod sztandarami Rep. Remas, ale także od czasu do czasu uczestniczyli w wyprawach organizowanych w Imperium przeciw zielonoskórym, czy zwierzoludziom grasującym w imperialnych lasach i na pograniczach. Marius zdobywał tam doświadczenie i polepszał swoje umiejętności. Tułał się po świecie z ojcem poznając inne kraje i kultury. Mając 25 lat musiał sam sobie radzić na polu walki. Jego ojciec zakończył swoją najemniczą karierę i został szkoleniowcem nowych żołnierzy. Rozpoczął on pracę u jednego z wielu mieszkających w Remas szlachciców.
Rozpoczęła się samotna kariera Mariusa. Mimo osamotnienia nadal radził sobie doskonale. Walczył dobrze i miał dużo szczęścia. Dzięki temu nie odnosił wielu poważnych ran. Walczył pod różnymi dowódcami, lecz najdłużej czasu spędził w regimencie tarczowników Juana Umbemo. Nie uczestniczył tylko w wyprawach wojennych, często indywidualnie zaciągał się do ochrony kupieckich karawan czy ochrony konkretnych osób.
Wiele by opowiadać o tym gdzie był i z kim walczył. Jednak warto wspomnieć o udziale Mariusa w konflikcie Arabów z wojskami Władców Grobowców. Wtedy po raz pierwszy spotkał się z ożywieńcami. Jago regiment nie był jedynym najemnym regimentem w armii szejka Ibn Assisa, inni najemnikami w tej wojnie były pustynne psy Al Muktara. Wojska ożywieńców były tak liczne, że szejk musiał skorzystać z najemników co nie podobało się wszystkim jego doradcom. Aczkolwiek okazało się, że kosztowne zaciężne oddziały spełniły swoje zadania i udało się odeprzeć napaść zmumifikowanych napastników.
Mimo wysokich umiejętności i uznania wśród towarzyszy broni nie udało się Mariusowi dorobić własnego oddziału. Wciąż był jedynie szeregowym. Dlatego mając 30 lat ruszył w stronę Imperium szukać tam okazji do awansu w żołnierskiej hierarchii, a co za tym idzie okazji na większe pieniądze. Po drodze w mrocznej Sylvanii natrafił na pewien turniej.
Ostatnio zmieniony 4 gru 2009, o 12:41 przez Murmandamus, łącznie zmieniany 2 razy.
Lurk przyglądał się kolejnym „ochotnikom” do występu na Arenie na trupako-ziemiach. Niestety nie widział żadnego choćby tak zdolnego, jak poprzedni sługuso-zabójca. Te miernoty nie nadawały się kompletnie do niczego, cały ten mały-maleńki klan, jak on miał... bez znaczenia, nie posiadał choćby jednego przeciętnego wojaka, który mógłby pokonać kogokolwiek, oprócz parchatego-zdychającego niewolnika.
Rozważania mistrza Areny przerwał skowyt kolejnej grupki nic nie wartych niewolników, zapędzanych przez poganiacza z batem i dziwnie błyskającym kijem. Same miernoty, nic tylko parszywe futro, brak własnej woli (nawet woli przeżycia). A nowa okazja do zarobku już coraz bliżej. Trzeba szybko-szybko coś znaleźć.
- Mistrzu, oto nowi ochotnicy-niewolnicy, do udziału w Arenie – zaanonsował poganiacz – Przyprowadziłem, tak jak kazałeś–życzyłeś sobie, najpotężniejszych i najlepiej odżywionych. Czy twoje bystre oko upatrzyło, w którymś z nich tę...hm...iskrę talentu, o którą nam, o potężny, chodziło?
- Tak-tak właśnie chyba zauważyłem wielki olbrzymi-talent – Lurk spojrzał jeszcze raz na swojego pomagiera i uśmiechnął tajemniczo-złowieszczo pod wąsem...
Skaven Chieftain (poganiacz) - Thuig Nadzorca
Broń: Bicz (elektro-whip)
Zbroja: ciężka + tarcza + hełm
Umiejętność: Precyzyjne ciosy
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja, Mistrzowska broń
Rozważania mistrza Areny przerwał skowyt kolejnej grupki nic nie wartych niewolników, zapędzanych przez poganiacza z batem i dziwnie błyskającym kijem. Same miernoty, nic tylko parszywe futro, brak własnej woli (nawet woli przeżycia). A nowa okazja do zarobku już coraz bliżej. Trzeba szybko-szybko coś znaleźć.
- Mistrzu, oto nowi ochotnicy-niewolnicy, do udziału w Arenie – zaanonsował poganiacz – Przyprowadziłem, tak jak kazałeś–życzyłeś sobie, najpotężniejszych i najlepiej odżywionych. Czy twoje bystre oko upatrzyło, w którymś z nich tę...hm...iskrę talentu, o którą nam, o potężny, chodziło?
- Tak-tak właśnie chyba zauważyłem wielki olbrzymi-talent – Lurk spojrzał jeszcze raz na swojego pomagiera i uśmiechnął tajemniczo-złowieszczo pod wąsem...
Skaven Chieftain (poganiacz) - Thuig Nadzorca
Broń: Bicz (elektro-whip)
Zbroja: ciężka + tarcza + hełm
Umiejętność: Precyzyjne ciosy
Ekwipunek: Mistrzowska zbroja, Mistrzowska broń
Ostatnio zmieniony 3 gru 2009, o 16:40 przez warkseer, łącznie zmieniany 2 razy.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
regulamin... decyduje data postu w kwestiach wątpliwościUWAGA: postacie bez historyjek nie bedą dopuszczane do areny. Nie ma rezerwacji i zaklepywania wcześniejszego. Kto pierwszy ten lepszy. 3 postacie z najlepszą historyjką otrzymują mikstury zdrowia.
Imię postaci: Gragag Miaszczymusk – Savage Orc Big Boss
Broń: 2x Choppa
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Eliksir siły
Umiejętności: Berserker
Historia Postaci:
- Ty, a wiesz co? Wczoraj jak z bata nie przyłożyłem temu goblinowi, ten wpadł na drugiego i wepchnął go do tej ognistej kadzi. Ale, ale to nie koniec. Spadając goblin pociągnął za sobą dźwignię, więc razem z kadzią wylał się na masę roboli pracujących poniżej. Kurde, ale był ubaw, mówię Ci. No a potem zabawa się jeszcze przeciągnęła, bo z dwustu zielonych, którzy przeżyli zdarłem skórę, za zniszczenia jakie spowodowali… ehh – krasnolud chaosu, imieniem Grimm’a otarł łzę szczęścia z policzka.
- Kurde, Ty to masz farta. Ja to pracuje tylko z tymi byko-braćmi. Sztywni jak nie ma co, a i przyłożyć im nie da rady, bo nie dość, że bydlaki z nich niepomierne, to jeszcze święci… ehh – tym razem Dragoz, okazał swoje niezadowolenie kopiąc przebiegającego obok goblina. Ten na swoje nieszczęście niósł jakieś żelazne śmieci, które przy upadku walnęły go w łeb.
- Ej, ty, śmierdzielu, co się tu szwendasz?! Do roboty bo zaraz zarobisz baty do końca swych dni! – ryknął Grimm’a.
Goblin w swym przerażeniu, w sekundę zniknął z oczu obu krasnoludów. To jednak było zastanawiające. Grimm’a i Dragoz przechodzili właśnie przez dystrykt, gdzie pracowali wyłącznie orkowie, gdyż praca tutaj wymagała dużej siły mięśni. Do tego zapobiegało to skumaniu się orków i goblinów, co mogło prowadzić do jakiś rebelii. Obaj krasnoludowi zwrócili swe oczy w stronę ciemnego jak smoła, zaułka z którego wcześniej wybiegł goblin.
Powoli, z ciemności wyszła ponad dwumetrowa drżąca postać. Krasnoludy w swej naiwność pomyślały, iż ork drży przed karą jaka go najprawdopodobniej spotka. Gragag jednak nie drżał ze strachu. On po prostu powstrzymywał się od wpadnięcia w morderczy szał. Lecz dłużej już nie mógł:
- No wychodź grubasie, bo jak nie to dzisiejszą noc spędzisz w podsmażalni! – ryknął Dragoz
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! Gragag MIASZCZY WASZE MUSKI! – krasnoludy otrzymały od orka elokwentną odpowiedź. Chwile później, naprawdę sekundę, ściany korytarza były pokryte wnętrznościami, kończynami, krwią i kłakami z krasnoludzkich bród. Po prostu: waaagh i pozamiatane…
Teraz jednak nic nie mogło powstrzymać orka. Wpadł w morderczy szał i musiał zabijać. Trudno, że sam przy tym zginie, ale na pewno będzie zabawnie. Gragag zaczął szarżować poprzez dystrykt krasnoludzkiej fortecy, ciągnąc swoje dwie czopy po ziemi, tak, że aż iskry leciały. Anihilował na swojej drodze wszystko – gobliny, inne orki, hobgobliny, ale najbardziej podobał mu się widok przerażonych krasnoludów.
----------------------------------------------------
Gragag, krążył już po Twierdzy jakąś godzinę, tak naprawdę w kółko, lecz nie bardzo miało to dla niego znaczenie. Co innego, że krasnoludy jeszcze go nie złapały. Zabawa wciąż trwała!
Przy następny zakręcie Gragag skręcił w prawo i gwałtownie zatrzymał się. Stał przed nim oddział piętnastu krasnoludzkich anihilatorów. Gragag powstrzymał swój gniew tylko na chwilę i tylko z powodu zdziwienia. Dało to czas by dowódca oddziały wypowiedział dwa słowa:
- Strzelajcie, tłumoki!!!!!
Korytarz na chwilę pociemniał. W stronę orka poleciała kawalkada żelaznych odłamków. Wiele z nich poraniło skórę orka. Ale, cóż to? Gork (albo Mork) miał nad Gragag’iem pieczę. Wciąż miały siły by dalej się bawić! Z pośród mgły i huku wystrzałów dobiegł do krasnoludów ryk:
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! – z dymu skoczyła na regiment krasnoludów postać nie orka, lecz nafaszerowanego ołowiem bydlaka. Bydlaka, który już dawno powinien być martwy!
Krótko powiedzieć, że oddziały krasnoludzkich niszczycieli nie są stworzone do walki z bliska. Szare ściany korytarza szybko zostały przemalowane, na kolor który bardziej orkowi odpowiadał. Tylko posadzka stała się jakaś śliska. Może jak pobiegnie dalej, to tam będzie bardziej sucha. Tak, na pewno!
Dzięki krasnoludom Gragag’owi udało się wyrwać z koła, jakie tworzyły korytarze, w których spędził ostatnią godzinę. Właśnie kierował się biegiem w stronę głównego dystryktu miejskiego, lecz jeszcze o tym nie wiedział.
Ulicami przejeżdżała właśnie świeża dostawa niewolników. Los tak chciał, że Gragag wybiegając z korytarza grzmotnął w wóz. Dla orka nie było różnicy w tym co niszczył – czy to były żywe istoty czy zwykłe przedmioty. Dlatego też po chwili z żelaznego wozu nie zostało więcej niż stos złomu. Niewolnicy w środku, a pośród nich paru czarnych orków nie zamierzali przepuścić tej okazji.
----------------------------------------------------
Minęła godzina, a połowa Twierdzy stała w płomieniach. Krasnoludzkie oddziały były bezsilne. Do rebeliantów dołączyły inne grupy niewolników i w rzeczywistości krasnoludy były przewyższone liczebnie jak jeden do dziesięciu. Był taki moment, że Twierdza miała upaść, krasnoludy były otoczone wokół środkowej części fortecy. Wtem jednak, z tyłu sił niewolniczych dobiegły odgłosy masowej rzezi. To obsydianowa gwardia ruszyła, by ujarzmić orczą rebelię.
Zielonoskórzy rozbiegli się po całej Twierdzy i rozpoczęło się wielodniowe polowanie. Gork (lub Mork?) poprowadził Gragag w jego szale do głównej bramy. Ta była opuszczona i nie broniona, co umożliwiło orkowi ucieczkę (Gragag wolałby to nazwać zewem szału).
----------------------------------------------------
Przez miesiące Gragag tułał się po Martwych Ziemiach. Po drodze zniszczyły chyba trzy plemiona goblinów. A nie, to były jednak cztery. O, tak mu się chciało. A nawet udało mi się zdobyć coś ładnego od jednego z szamanów, za nim go rozchlastał. O taka zwykła buteleczka, żółtego płynu. Pewnie wypije jak będzie się mu chciało pić.
Nie wiedząc właściwie gdzie podąża, Gragag przebył odległość od Gór Krańca Świata do Gór Lamentu dwa razy, aż wpadł na pomysł, żeby któreś z tych pasem górskich przekroczyć. Wybrał jedną z dolin w Górach Krańca Świata. Tak naprawdę trudno było to nazwać doliną… bardziej była to szczelina, szeroka na jakiś metr, w którą Gragag postanowił się wcisnąć i przejść na sam jej koniec. Nic z tego, że parę razy na parę dni utknął, gdy jego masywne ciało okazywało się za szerokie. Wystarczyło wtedy parę razy krzyknąć „Waaagh!”, przetrzymać spadający na łeb gruz i brutalną siłą wyłamać kawałek skał, które go zatrzymywały.
Tak Gragag dotarł do Starego Świata a konkretniej do prowincji imperialnej zwanej Sylvania. Właściwie to stał w takim miejscu, iż kilometr nad nim piętrzyła się ładnie wyglądająca budowla, gdzie na pewno będzie mógł się zabawić.
PS. Zastanawiam się czy ork podlatuje pod kategorię mężczyzna... znaczy się czy jest rodzaju męskiego... jęsli tak to niech zostanie Kuba Rozpruwacz... jeśli nie, to zamieniam na Berserker.
PS.2. Zamienione
Broń: 2x Choppa
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Eliksir siły
Umiejętności: Berserker
Historia Postaci:
- Ty, a wiesz co? Wczoraj jak z bata nie przyłożyłem temu goblinowi, ten wpadł na drugiego i wepchnął go do tej ognistej kadzi. Ale, ale to nie koniec. Spadając goblin pociągnął za sobą dźwignię, więc razem z kadzią wylał się na masę roboli pracujących poniżej. Kurde, ale był ubaw, mówię Ci. No a potem zabawa się jeszcze przeciągnęła, bo z dwustu zielonych, którzy przeżyli zdarłem skórę, za zniszczenia jakie spowodowali… ehh – krasnolud chaosu, imieniem Grimm’a otarł łzę szczęścia z policzka.
- Kurde, Ty to masz farta. Ja to pracuje tylko z tymi byko-braćmi. Sztywni jak nie ma co, a i przyłożyć im nie da rady, bo nie dość, że bydlaki z nich niepomierne, to jeszcze święci… ehh – tym razem Dragoz, okazał swoje niezadowolenie kopiąc przebiegającego obok goblina. Ten na swoje nieszczęście niósł jakieś żelazne śmieci, które przy upadku walnęły go w łeb.
- Ej, ty, śmierdzielu, co się tu szwendasz?! Do roboty bo zaraz zarobisz baty do końca swych dni! – ryknął Grimm’a.
Goblin w swym przerażeniu, w sekundę zniknął z oczu obu krasnoludów. To jednak było zastanawiające. Grimm’a i Dragoz przechodzili właśnie przez dystrykt, gdzie pracowali wyłącznie orkowie, gdyż praca tutaj wymagała dużej siły mięśni. Do tego zapobiegało to skumaniu się orków i goblinów, co mogło prowadzić do jakiś rebelii. Obaj krasnoludowi zwrócili swe oczy w stronę ciemnego jak smoła, zaułka z którego wcześniej wybiegł goblin.
Powoli, z ciemności wyszła ponad dwumetrowa drżąca postać. Krasnoludy w swej naiwność pomyślały, iż ork drży przed karą jaka go najprawdopodobniej spotka. Gragag jednak nie drżał ze strachu. On po prostu powstrzymywał się od wpadnięcia w morderczy szał. Lecz dłużej już nie mógł:
- No wychodź grubasie, bo jak nie to dzisiejszą noc spędzisz w podsmażalni! – ryknął Dragoz
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! Gragag MIASZCZY WASZE MUSKI! – krasnoludy otrzymały od orka elokwentną odpowiedź. Chwile później, naprawdę sekundę, ściany korytarza były pokryte wnętrznościami, kończynami, krwią i kłakami z krasnoludzkich bród. Po prostu: waaagh i pozamiatane…
Teraz jednak nic nie mogło powstrzymać orka. Wpadł w morderczy szał i musiał zabijać. Trudno, że sam przy tym zginie, ale na pewno będzie zabawnie. Gragag zaczął szarżować poprzez dystrykt krasnoludzkiej fortecy, ciągnąc swoje dwie czopy po ziemi, tak, że aż iskry leciały. Anihilował na swojej drodze wszystko – gobliny, inne orki, hobgobliny, ale najbardziej podobał mu się widok przerażonych krasnoludów.
----------------------------------------------------
Gragag, krążył już po Twierdzy jakąś godzinę, tak naprawdę w kółko, lecz nie bardzo miało to dla niego znaczenie. Co innego, że krasnoludy jeszcze go nie złapały. Zabawa wciąż trwała!
Przy następny zakręcie Gragag skręcił w prawo i gwałtownie zatrzymał się. Stał przed nim oddział piętnastu krasnoludzkich anihilatorów. Gragag powstrzymał swój gniew tylko na chwilę i tylko z powodu zdziwienia. Dało to czas by dowódca oddziały wypowiedział dwa słowa:
- Strzelajcie, tłumoki!!!!!
Korytarz na chwilę pociemniał. W stronę orka poleciała kawalkada żelaznych odłamków. Wiele z nich poraniło skórę orka. Ale, cóż to? Gork (albo Mork) miał nad Gragag’iem pieczę. Wciąż miały siły by dalej się bawić! Z pośród mgły i huku wystrzałów dobiegł do krasnoludów ryk:
- WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAGH! – z dymu skoczyła na regiment krasnoludów postać nie orka, lecz nafaszerowanego ołowiem bydlaka. Bydlaka, który już dawno powinien być martwy!
Krótko powiedzieć, że oddziały krasnoludzkich niszczycieli nie są stworzone do walki z bliska. Szare ściany korytarza szybko zostały przemalowane, na kolor który bardziej orkowi odpowiadał. Tylko posadzka stała się jakaś śliska. Może jak pobiegnie dalej, to tam będzie bardziej sucha. Tak, na pewno!
Dzięki krasnoludom Gragag’owi udało się wyrwać z koła, jakie tworzyły korytarze, w których spędził ostatnią godzinę. Właśnie kierował się biegiem w stronę głównego dystryktu miejskiego, lecz jeszcze o tym nie wiedział.
Ulicami przejeżdżała właśnie świeża dostawa niewolników. Los tak chciał, że Gragag wybiegając z korytarza grzmotnął w wóz. Dla orka nie było różnicy w tym co niszczył – czy to były żywe istoty czy zwykłe przedmioty. Dlatego też po chwili z żelaznego wozu nie zostało więcej niż stos złomu. Niewolnicy w środku, a pośród nich paru czarnych orków nie zamierzali przepuścić tej okazji.
----------------------------------------------------
Minęła godzina, a połowa Twierdzy stała w płomieniach. Krasnoludzkie oddziały były bezsilne. Do rebeliantów dołączyły inne grupy niewolników i w rzeczywistości krasnoludy były przewyższone liczebnie jak jeden do dziesięciu. Był taki moment, że Twierdza miała upaść, krasnoludy były otoczone wokół środkowej części fortecy. Wtem jednak, z tyłu sił niewolniczych dobiegły odgłosy masowej rzezi. To obsydianowa gwardia ruszyła, by ujarzmić orczą rebelię.
Zielonoskórzy rozbiegli się po całej Twierdzy i rozpoczęło się wielodniowe polowanie. Gork (lub Mork?) poprowadził Gragag w jego szale do głównej bramy. Ta była opuszczona i nie broniona, co umożliwiło orkowi ucieczkę (Gragag wolałby to nazwać zewem szału).
----------------------------------------------------
Przez miesiące Gragag tułał się po Martwych Ziemiach. Po drodze zniszczyły chyba trzy plemiona goblinów. A nie, to były jednak cztery. O, tak mu się chciało. A nawet udało mi się zdobyć coś ładnego od jednego z szamanów, za nim go rozchlastał. O taka zwykła buteleczka, żółtego płynu. Pewnie wypije jak będzie się mu chciało pić.
Nie wiedząc właściwie gdzie podąża, Gragag przebył odległość od Gór Krańca Świata do Gór Lamentu dwa razy, aż wpadł na pomysł, żeby któreś z tych pasem górskich przekroczyć. Wybrał jedną z dolin w Górach Krańca Świata. Tak naprawdę trudno było to nazwać doliną… bardziej była to szczelina, szeroka na jakiś metr, w którą Gragag postanowił się wcisnąć i przejść na sam jej koniec. Nic z tego, że parę razy na parę dni utknął, gdy jego masywne ciało okazywało się za szerokie. Wystarczyło wtedy parę razy krzyknąć „Waaagh!”, przetrzymać spadający na łeb gruz i brutalną siłą wyłamać kawałek skał, które go zatrzymywały.
Tak Gragag dotarł do Starego Świata a konkretniej do prowincji imperialnej zwanej Sylvania. Właściwie to stał w takim miejscu, iż kilometr nad nim piętrzyła się ładnie wyglądająca budowla, gdzie na pewno będzie mógł się zabawić.
PS. Zastanawiam się czy ork podlatuje pod kategorię mężczyzna... znaczy się czy jest rodzaju męskiego... jęsli tak to niech zostanie Kuba Rozpruwacz... jeśli nie, to zamieniam na Berserker.
PS.2. Zamienione
Ostatnio zmieniony 3 gru 2009, o 12:33 przez Mac, łącznie zmieniany 1 raz.
"Remember, a Dwarf's only as big as his beard."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
zmień, w przypadku orków sądze że to pod grzyba podchodzi jak w wh40k.
Imię postaci: Baekerth „płomnienny bicz”. <Chaos dwarf slave master>
Broń: Bicz
Zbroja: Ciężka zbroja, Tarcza, Hełm (obowiązkowo to przecież krasnolud choasu!)
Ekwipunek: płonąca broń
Umiejętności: Twardziel
Historia postaci:
Baekerth miał dziś paskudny dzień. A wszystko wskazywało, że będzie jeszcze gorszy. Ale co poczniesz? Pociągnął solidny łyk z piersiówki, którą następnie przymocował do swojej wielkiej czapki.
- Dobry wywar z rana a ochote przyjdzie sama! HA!- Mówiąc to opluł się wydatnie przez jego zbyt wyrośnięte dolne kły. Faktycznie krasnoludy chaosu piją różna nalewki, które, są zrobione z różnych ras. A na konkursach pijackich zgaduje się, z „czego” był zrobiony wywar. Kolejna wypaczona rzecz przez krasnoludy chaosu. Następnie przeszedł się do barku i zabrał jeszcze parę piersiówek i pieczołowicie je mocował do czapki.
-Chłopaki w życiu nie zgadnął, co na dziś przyszykowałem!- Warknął, kiedy pakował wywar, z niziołka. Tak naprawdę kształt kapeluszy krasnoludów chaosu był taki, ponieważ świetnie nadaje się do przechowywania wielu rzeczy. Krasnoludy chaosu to przede wszystkim praktyczny lud. Zazwyczaj, więc trzyma się tam wódkę, pieniądze itp., ale w czasie wojny to często jest prowiant na wiele dni drogi. Tak, ale zapewne zapytacie się, dlaczego czapka? Z dwóch powodów. Po pierwsze by zasłonić rogi wystające z czoła. Po drugie krasnoludy te wychodzą z założenia, że pod ręką musi być jedynie to, co jest niezbędne w każdej chwili, czyli tylko broń. Tak, więc po paru minutach szamotania się ze swoim kapeluszem nałożył na siebie zbroję, czapkę, tarczę i oczywiście swój ukochany płonący bicz! Ach… te wrzaski, jakie wydają z Siebie Ci żałosni niewolnicy, kiedy ich nim smaga! Poezja! Od razu jakby dzień zrobił się lepszy. Wyszedł na zewnątrz, od razu poczuł wspaniałą woń krasnoludzkich kuźni, był to ostry zapach wyciskający łzy z oczu. Ruszył w kierunku swojego stanowiska. Kiedy szedł tak ulicami Zharr Nagrundu, kiedy tak mijali go anihilatorzy, kiedy tak obserwował wielki zikkurat, łzę dumy uronił kiedy patrzył jakie cudo tutaj stworzyła jego rasa! Chwałą Hashut`owi po wszechczasy!
Kiedy tak mijały godziny a on pracowicie poganiał niewolników do pracy, nagle zdarzyło się coś nie oczekiwanego.
-Poszukuje Baekerth`a! Nadzorcy niewolnych w naszym mieście!
-To Ja!
-Przynoszę wieści od twojego brata Dragon`a w który stacjonował w twierdzy na granicy!
-Mów!
- Nie żyje! Został zamordowany przez niejakiego Gragag`a orka, który doprowadził do krótkiej acz krwawej rebelii!
- Nie! Dragon! Mówiłem Ci idioto żebyś się tam nie pchał! Gragag powiadasz? Zapier*** surwy****. Zajebi**.
Lista wyzwisk i przekleństw ciągnęła się przez bardzo długi czas. W końcu Baekerth opuścił twierdzę w poszukiwaniu zabójcy brata. Często natykał się na jego ślad. Dwa razy prawię go się udało schwytać, jednak ten zawsze się wymykał jakimś cudem. Teraz się nie wymknie!
Tutaj na udeptanej ziemi w Sylwanii ubije tego nędznika, który śmiał uronić krasnoludzkiej krwii! Będzie musiał pogadać z organizatorem areny by Baekerth mogł zabić tego durnego orka tymi rękami!!!
Broń: Bicz
Zbroja: Ciężka zbroja, Tarcza, Hełm (obowiązkowo to przecież krasnolud choasu!)
Ekwipunek: płonąca broń
Umiejętności: Twardziel
Historia postaci:
Baekerth miał dziś paskudny dzień. A wszystko wskazywało, że będzie jeszcze gorszy. Ale co poczniesz? Pociągnął solidny łyk z piersiówki, którą następnie przymocował do swojej wielkiej czapki.
- Dobry wywar z rana a ochote przyjdzie sama! HA!- Mówiąc to opluł się wydatnie przez jego zbyt wyrośnięte dolne kły. Faktycznie krasnoludy chaosu piją różna nalewki, które, są zrobione z różnych ras. A na konkursach pijackich zgaduje się, z „czego” był zrobiony wywar. Kolejna wypaczona rzecz przez krasnoludy chaosu. Następnie przeszedł się do barku i zabrał jeszcze parę piersiówek i pieczołowicie je mocował do czapki.
-Chłopaki w życiu nie zgadnął, co na dziś przyszykowałem!- Warknął, kiedy pakował wywar, z niziołka. Tak naprawdę kształt kapeluszy krasnoludów chaosu był taki, ponieważ świetnie nadaje się do przechowywania wielu rzeczy. Krasnoludy chaosu to przede wszystkim praktyczny lud. Zazwyczaj, więc trzyma się tam wódkę, pieniądze itp., ale w czasie wojny to często jest prowiant na wiele dni drogi. Tak, ale zapewne zapytacie się, dlaczego czapka? Z dwóch powodów. Po pierwsze by zasłonić rogi wystające z czoła. Po drugie krasnoludy te wychodzą z założenia, że pod ręką musi być jedynie to, co jest niezbędne w każdej chwili, czyli tylko broń. Tak, więc po paru minutach szamotania się ze swoim kapeluszem nałożył na siebie zbroję, czapkę, tarczę i oczywiście swój ukochany płonący bicz! Ach… te wrzaski, jakie wydają z Siebie Ci żałosni niewolnicy, kiedy ich nim smaga! Poezja! Od razu jakby dzień zrobił się lepszy. Wyszedł na zewnątrz, od razu poczuł wspaniałą woń krasnoludzkich kuźni, był to ostry zapach wyciskający łzy z oczu. Ruszył w kierunku swojego stanowiska. Kiedy szedł tak ulicami Zharr Nagrundu, kiedy tak mijali go anihilatorzy, kiedy tak obserwował wielki zikkurat, łzę dumy uronił kiedy patrzył jakie cudo tutaj stworzyła jego rasa! Chwałą Hashut`owi po wszechczasy!
Kiedy tak mijały godziny a on pracowicie poganiał niewolników do pracy, nagle zdarzyło się coś nie oczekiwanego.
-Poszukuje Baekerth`a! Nadzorcy niewolnych w naszym mieście!
-To Ja!
-Przynoszę wieści od twojego brata Dragon`a w który stacjonował w twierdzy na granicy!
-Mów!
- Nie żyje! Został zamordowany przez niejakiego Gragag`a orka, który doprowadził do krótkiej acz krwawej rebelii!
- Nie! Dragon! Mówiłem Ci idioto żebyś się tam nie pchał! Gragag powiadasz? Zapier*** surwy****. Zajebi**.
Lista wyzwisk i przekleństw ciągnęła się przez bardzo długi czas. W końcu Baekerth opuścił twierdzę w poszukiwaniu zabójcy brata. Często natykał się na jego ślad. Dwa razy prawię go się udało schwytać, jednak ten zawsze się wymykał jakimś cudem. Teraz się nie wymknie!
Tutaj na udeptanej ziemi w Sylwanii ubije tego nędznika, który śmiał uronić krasnoludzkiej krwii! Będzie musiał pogadać z organizatorem areny by Baekerth mogł zabić tego durnego orka tymi rękami!!!
Ostatnio zmieniony 3 gru 2009, o 17:36 przez Jab, łącznie zmieniany 3 razy.
Paskudny uśmiech power gamera
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Imię Postaci: Armal’dul Wyrywacz Serc, Zguba Khazadów, Niszczyciel Nadziei, Nieśmiertelny Egzekutor – Demoniczny Herold Khorna
Broń: Wielkie, pokryte przeklętymi runami obsydianowe ostrze & pazury umazane w płynach ustrojowych zabitych śmiertelników!
Zbroja : ?!
Ekwipunek: Jest dla słabych!
Umiejętności: Piętno Khorna
Krzyk.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdzierający płuca wrzask, zanoszący się po polu bitwy niczym odgłos rozrywanej żywcem istoty.
Słyszał go każdy.
Oprócz martwych.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce wschodziło.
Oświetliło to istne Pandemonium.
Trupy krasnoludów śmierdzą. Odór rozkładających się zwłok, zmieszany z wonią uryny i kału otaczał Horadina. Khazad siadł na ziemi. Chwycił w ręce garść śniegu. Krew martwych towarzyszy przesiąkła go całkowicie. Zapłakał. Gdzie moi bracia...honorowi, mężni, wytrwali? Teraz martwi. Na wieki. Spojrzał w górę. Niebo. Księżyc patrzy. Morrslieb…
Bądźcie przeklęte, Istoty Chaosu!
Chwila. Słyszę coś.
Horadin Kulgurson wstał. Krew. Wszędzie Krew….Karmazynowa rzeka. Coś się zbliża...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętał to zdarzenie, jakby miało ono miejsce dzisiaj.
Regimenty uzbrojonych po zęby Krasnoludów. Gotowi walczyć w obronie honoru swoich przodków. Młodzi. Żądni przygód. Ciekawi świata. Chciwi..
Poszukiwaliśmy wiedzy. Starożytnej wiedzy.
Kraka Drak. Utracona twierdza. Dawno temu straciliśmy kontakt z naszymi braćmi z ziem, które prymitywne plemiona ludzi nazywają Norscą.
Wyruszyliśmy z jednego z wielkich portów krasnoludzkich - Barak Varr. Nasz statek przebył Morze Szponów w niecały miesiąc. Ewidentny przykład geniuszu naszej rasy. Dowódca ekspedycji, Remrar Gibazson, był dobrej myśli. Opowiedział nam o tym, co zaszło przed wiekami…
Fale Chaosu zalały Kraka Drak. Mimo wielkiego poświęcenia krasnoludzkich obrońców, wróg w końcu zatriumfował. Podstępnie atakując z głębin. Twierdza upadła. Zwycięzcy nie mieli jednak powodów by świętować. Ich dowódca, po stokroć przeklęty Valmir Aesling, zginął w pojedynku z władca Kraka Drak-Thulgarem Złotorękim. Hordy nie znalazły nowego przywódcy. Rozpierzchły się na cztery strony świata.
Istniała zatem szansa. Było nas wielu. Posiadaliśmy runiczny oręż, specjalnie dostosowany do zabijania przeklętych wyznawców Chaosu. Nasze zbroje nie miały sobie równych. Gromril najczystszej próby, któremu nadali kształt nasi doskonali kowale. Zaiste, byliśmy gotowi. Cóż za fantasmagoria…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przybiliśmy do mroźnego brzegu Norsci w 35 dniu wyprawy. Ponure, ośnieżone tereny. Iglaste lasy. Całkowity brak jakichkolwiek utrudnień przy rozładunku. Dowódca nakazuje marsz. Posiada mapy. Wie, gdzie znajdowało się tajemne przejście do głębin Kraka Drak. Byliśmy przygotowani na powolną eksplorację podziemi. Zamierzaliśmy zmyć wiele zniewag w krwi plugastwa zamieszkującego te ziemie. Jakże się myliliśmy….
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Po tygodniu marszu docieramy do celu. Kraka Drak. Utracone Twierdza. Niegdyś niezdobyty bastion. Symbol krasnoludzkiego oporu. Teraz ruiny przykryte grubą warstwą śniegu i lodu. Rozpoczęliśmy prace. Zaiste, dziwny spokój otaczał nas. Nie spotkaliśmy dotąd ani jednego wojownika Chaosu, ani jednego norsmena. Nic. Nawet zwierząt brak w okolicach. Przerażające ziemie wybrali nasi przodkowie do zasiedlenia, wierzcie Mi…
Nikt nie spodziewał się tak nagłej napaści. Znikąd pojawili się wrogowie. Pradawni wrogowie.
Demony Chaosu. Najstraszliwsze z istniejących.
Słudzy Pana Krwi.
Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Horadin Kulgurson przymknął oczy. Coś się zbliżało. Czuł to. Jakaś nienaturalna aura otaczała to miejsce. Napięcie. Cisza przed burzą……
Paskudne, obsydianowe ostrze przecięło powietrze. Krasnolud nie zdążył odskoczyć. Na jego twarzy zastygł wyraz wielkiego zdziwienia i przeogromnego cierpienia.
Ostatnie myśli Khazada skierowane były do jego żony i pewnie już narodzonego, dziecka. Żałował, iż nigdy nie zobaczy swojej rodziny. Bardzo..żałował.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Fragment Księgi Uraz Twierdzy Karak Norn poświęcony plugawej istocie znanej jako Zguba Dawi
Istota jest to straszliwa. Ostrze jej było zgubą wielu mężnych krasnoludów. Okazji do pomszczenia podstępnego ataku na naszą twierdzę jeszcze nie było. Pamiętajcie Bracia! Ten demon ma na rękach krew naszych najlepszych wojowników:
-Kagarda Mężnego
-Yurgila z Karaz-a-Karak
-Hulmira Niepokonanego( dowódcę Straży Królewskiej Naszej Wielkiej Twierdzy)
-Braci Eerlsonów- najzdolniejszych kowali w Górach Szarych
-Ugrila Młota Grungniego z Klanu Azgamod
-Dormira Złotobrodego z Karak Hirn
-XXI Kompanii Żelazołamaczy, która próbowała powstrzymać bestię przed dostaniem się na wyższe poziomy Twierdzy
Lista nazwisk ciągnie się przez następne 26 stron…
Pod ostatnim nazwiskiem znajduje się świeża adnotacja:
My, Lud Karak Norn, pomścimy naszych zabitych braci po stokroć, gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja. Nie zapomnimy Wielkich Zniewag Ohydnego demona, który w pysze nazywa siebie „Zgubą Dawi”.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Armal’dul Nieśmiertelny stanął na ciele pokonanego krasnoluda. Rozkoszował się rzezią. Podnóże góry usłane było setkami zmasakrowanych ciał. Żałośni śmiertelnicy! Czy oni NIGDY się nie nauczą?! Nikt nie może wygrać z Chaosem, gdyż Chaos to wszak ONI SAMI! A któż chciałby walczyć z SAMYM SOBĄ?!
Demoniczny Herold pochylił się nad zwłokami Khazada. Wyciągnął jeden ze swoich długich, zakrzywionych szponów i z lubością zatopił go w ciele ofiary. Po chwili krwawiące serce znajdowało się w łapach Demona. Armal’dul otworzył paszczę i łapczywie pożarł swój posiłek.
Jego słudzy wracali. Z krwistej mgły powoli wyłaniały się postacie Krwiopuszczów, mniejszych demonów Lorda Khorna. Widząc to Demoniczny Herold chwycił głowę krasnoluda i jednym pociągnięciem wyrwał ją z ciała pokonanego. Skóra na czaszce zaczęła się rozpuszczać, ukazując biel kości.
Nad polem bitwy rozległ się ryk.
-KREW DLA BOGA KRWI!
-CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Liber Antigenesis
Rozdział XIV
Heroldowie Mrocznych Bóstw & Demoniczne Manifestacje
Święty Sigmar niechaj chroni mnie, jako iż zamierzał opisać plugastwo straszliwe. Czarna Czwórka czasami wysyła do walki ze śmiertelnikami najokrutniejsze i najpotężniejsze z mniejszych demonów- Heroldów. Byty te niepomiernie paskudne są, ciała ich zniekształcone, mordy jak…..wybacz, najmilszy czytelniku, bezmiar wypaczenia tych istot trudny do opisania jest....
Każdy z Bogów Chaosu kształtuje demony wedle własnej woli, dlatego też Heroldowie danej Potęgi posiadają pewne cechy wspólne…..
Heroldowie Khorne’a, Pana na Tronie Czaszek:
a) Wysocy i muskularni straszliwie
b) Skóra ich karmazynową jest
c) Ciała pokryte łuską lub płatami metalu
d) Rogi wielkie niebywale, poskręcane niczym baranie najczęściej, z łbów wyrastają
e) Kopyta paskudne mają
f) Miecze piekielne dzierżą
g) Znają mowę każdą
Spotkanie z Ów Biesami wielce nieprzyjemne być musi. Zaleca się….
Dalsza część wielkiego dzieła pobryzgana krwią. Autor książki zaginął w tajemniczych okolicznościach…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Panorama Zniszczenia. Dzieło Entropii. Esencja Degeneracji. Bezmyślna Rzeź. Krew. Krew dla Krwawego Boga!
Królestwo Chaosu.
Czerwone Niebo.
Wrzaski umierających.
Domena Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
-MÓW SŁUGO, LUB POZNAJ MÓJ GNIEW!
-O Krwawy, naszły mnie słuchy o wielkim wydarzeniu! Żałośni śmiertelnicy maja zamiar przeprowadzić po raz kolejny Arenę Śmierci!
-ZBYT DŁUGO ŻADEN Z NAS NIE PRZYBYŁ NA TEN FESTIWAL RZEZI! JEST ON MIŁY NASZEMU WŁADCY I JEGO WOLĄ JEST UPEWNIĆ SIĘ, IŻ WYSTARZCAJĄCO KRWI PRZELEJE SIĘ NA TYCH IGRZYSKACH!
-Co rozkażesz, O Heroldzie?
-PRZYGOTOWAĆ MOLOCHA MEGO! ZEBRAĆ KRWIOPUSZCZÓW! WYRUSZAM NATYCHMIAST!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Arena Śmierci.
Portal.
Wyrwa w czasoprzestrzeni.
Immaterium przelewa się do świata materialnego.
WROGOWIE! BIĆ NA ALARM
Nie.
Jest ich niewielu.
Widać ich przywódcę.
Zbliża się..
NA BOGÓW!
Edit: Poprawiłem klarowność i pogrubiłem tytuły.
Ps. Drżyjcie Śmiertelnicy.....!
Broń: Wielkie, pokryte przeklętymi runami obsydianowe ostrze & pazury umazane w płynach ustrojowych zabitych śmiertelników!
Zbroja : ?!
Ekwipunek: Jest dla słabych!
Umiejętności: Piętno Khorna
Krzyk.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdzierający płuca wrzask, zanoszący się po polu bitwy niczym odgłos rozrywanej żywcem istoty.
Słyszał go każdy.
Oprócz martwych.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Słońce wschodziło.
Oświetliło to istne Pandemonium.
Trupy krasnoludów śmierdzą. Odór rozkładających się zwłok, zmieszany z wonią uryny i kału otaczał Horadina. Khazad siadł na ziemi. Chwycił w ręce garść śniegu. Krew martwych towarzyszy przesiąkła go całkowicie. Zapłakał. Gdzie moi bracia...honorowi, mężni, wytrwali? Teraz martwi. Na wieki. Spojrzał w górę. Niebo. Księżyc patrzy. Morrslieb…
Bądźcie przeklęte, Istoty Chaosu!
Chwila. Słyszę coś.
Horadin Kulgurson wstał. Krew. Wszędzie Krew….Karmazynowa rzeka. Coś się zbliża...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętał to zdarzenie, jakby miało ono miejsce dzisiaj.
Regimenty uzbrojonych po zęby Krasnoludów. Gotowi walczyć w obronie honoru swoich przodków. Młodzi. Żądni przygód. Ciekawi świata. Chciwi..
Poszukiwaliśmy wiedzy. Starożytnej wiedzy.
Kraka Drak. Utracona twierdza. Dawno temu straciliśmy kontakt z naszymi braćmi z ziem, które prymitywne plemiona ludzi nazywają Norscą.
Wyruszyliśmy z jednego z wielkich portów krasnoludzkich - Barak Varr. Nasz statek przebył Morze Szponów w niecały miesiąc. Ewidentny przykład geniuszu naszej rasy. Dowódca ekspedycji, Remrar Gibazson, był dobrej myśli. Opowiedział nam o tym, co zaszło przed wiekami…
Fale Chaosu zalały Kraka Drak. Mimo wielkiego poświęcenia krasnoludzkich obrońców, wróg w końcu zatriumfował. Podstępnie atakując z głębin. Twierdza upadła. Zwycięzcy nie mieli jednak powodów by świętować. Ich dowódca, po stokroć przeklęty Valmir Aesling, zginął w pojedynku z władca Kraka Drak-Thulgarem Złotorękim. Hordy nie znalazły nowego przywódcy. Rozpierzchły się na cztery strony świata.
Istniała zatem szansa. Było nas wielu. Posiadaliśmy runiczny oręż, specjalnie dostosowany do zabijania przeklętych wyznawców Chaosu. Nasze zbroje nie miały sobie równych. Gromril najczystszej próby, któremu nadali kształt nasi doskonali kowale. Zaiste, byliśmy gotowi. Cóż za fantasmagoria…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Przybiliśmy do mroźnego brzegu Norsci w 35 dniu wyprawy. Ponure, ośnieżone tereny. Iglaste lasy. Całkowity brak jakichkolwiek utrudnień przy rozładunku. Dowódca nakazuje marsz. Posiada mapy. Wie, gdzie znajdowało się tajemne przejście do głębin Kraka Drak. Byliśmy przygotowani na powolną eksplorację podziemi. Zamierzaliśmy zmyć wiele zniewag w krwi plugastwa zamieszkującego te ziemie. Jakże się myliliśmy….
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Po tygodniu marszu docieramy do celu. Kraka Drak. Utracone Twierdza. Niegdyś niezdobyty bastion. Symbol krasnoludzkiego oporu. Teraz ruiny przykryte grubą warstwą śniegu i lodu. Rozpoczęliśmy prace. Zaiste, dziwny spokój otaczał nas. Nie spotkaliśmy dotąd ani jednego wojownika Chaosu, ani jednego norsmena. Nic. Nawet zwierząt brak w okolicach. Przerażające ziemie wybrali nasi przodkowie do zasiedlenia, wierzcie Mi…
Nikt nie spodziewał się tak nagłej napaści. Znikąd pojawili się wrogowie. Pradawni wrogowie.
Demony Chaosu. Najstraszliwsze z istniejących.
Słudzy Pana Krwi.
Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Horadin Kulgurson przymknął oczy. Coś się zbliżało. Czuł to. Jakaś nienaturalna aura otaczała to miejsce. Napięcie. Cisza przed burzą……
Paskudne, obsydianowe ostrze przecięło powietrze. Krasnolud nie zdążył odskoczyć. Na jego twarzy zastygł wyraz wielkiego zdziwienia i przeogromnego cierpienia.
Ostatnie myśli Khazada skierowane były do jego żony i pewnie już narodzonego, dziecka. Żałował, iż nigdy nie zobaczy swojej rodziny. Bardzo..żałował.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Fragment Księgi Uraz Twierdzy Karak Norn poświęcony plugawej istocie znanej jako Zguba Dawi
Istota jest to straszliwa. Ostrze jej było zgubą wielu mężnych krasnoludów. Okazji do pomszczenia podstępnego ataku na naszą twierdzę jeszcze nie było. Pamiętajcie Bracia! Ten demon ma na rękach krew naszych najlepszych wojowników:
-Kagarda Mężnego
-Yurgila z Karaz-a-Karak
-Hulmira Niepokonanego( dowódcę Straży Królewskiej Naszej Wielkiej Twierdzy)
-Braci Eerlsonów- najzdolniejszych kowali w Górach Szarych
-Ugrila Młota Grungniego z Klanu Azgamod
-Dormira Złotobrodego z Karak Hirn
-XXI Kompanii Żelazołamaczy, która próbowała powstrzymać bestię przed dostaniem się na wyższe poziomy Twierdzy
Lista nazwisk ciągnie się przez następne 26 stron…
Pod ostatnim nazwiskiem znajduje się świeża adnotacja:
My, Lud Karak Norn, pomścimy naszych zabitych braci po stokroć, gdy tylko nadarzy się odpowiednia okazja. Nie zapomnimy Wielkich Zniewag Ohydnego demona, który w pysze nazywa siebie „Zgubą Dawi”.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Armal’dul Nieśmiertelny stanął na ciele pokonanego krasnoluda. Rozkoszował się rzezią. Podnóże góry usłane było setkami zmasakrowanych ciał. Żałośni śmiertelnicy! Czy oni NIGDY się nie nauczą?! Nikt nie może wygrać z Chaosem, gdyż Chaos to wszak ONI SAMI! A któż chciałby walczyć z SAMYM SOBĄ?!
Demoniczny Herold pochylił się nad zwłokami Khazada. Wyciągnął jeden ze swoich długich, zakrzywionych szponów i z lubością zatopił go w ciele ofiary. Po chwili krwawiące serce znajdowało się w łapach Demona. Armal’dul otworzył paszczę i łapczywie pożarł swój posiłek.
Jego słudzy wracali. Z krwistej mgły powoli wyłaniały się postacie Krwiopuszczów, mniejszych demonów Lorda Khorna. Widząc to Demoniczny Herold chwycił głowę krasnoluda i jednym pociągnięciem wyrwał ją z ciała pokonanego. Skóra na czaszce zaczęła się rozpuszczać, ukazując biel kości.
Nad polem bitwy rozległ się ryk.
-KREW DLA BOGA KRWI!
-CZASZKI DLA TRONU CZASZEK!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Liber Antigenesis
Rozdział XIV
Heroldowie Mrocznych Bóstw & Demoniczne Manifestacje
Święty Sigmar niechaj chroni mnie, jako iż zamierzał opisać plugastwo straszliwe. Czarna Czwórka czasami wysyła do walki ze śmiertelnikami najokrutniejsze i najpotężniejsze z mniejszych demonów- Heroldów. Byty te niepomiernie paskudne są, ciała ich zniekształcone, mordy jak…..wybacz, najmilszy czytelniku, bezmiar wypaczenia tych istot trudny do opisania jest....
Każdy z Bogów Chaosu kształtuje demony wedle własnej woli, dlatego też Heroldowie danej Potęgi posiadają pewne cechy wspólne…..
Heroldowie Khorne’a, Pana na Tronie Czaszek:
a) Wysocy i muskularni straszliwie
b) Skóra ich karmazynową jest
c) Ciała pokryte łuską lub płatami metalu
d) Rogi wielkie niebywale, poskręcane niczym baranie najczęściej, z łbów wyrastają
e) Kopyta paskudne mają
f) Miecze piekielne dzierżą
g) Znają mowę każdą
Spotkanie z Ów Biesami wielce nieprzyjemne być musi. Zaleca się….
Dalsza część wielkiego dzieła pobryzgana krwią. Autor książki zaginął w tajemniczych okolicznościach…
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Panorama Zniszczenia. Dzieło Entropii. Esencja Degeneracji. Bezmyślna Rzeź. Krew. Krew dla Krwawego Boga!
Królestwo Chaosu.
Czerwone Niebo.
Wrzaski umierających.
Domena Khorna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
-MÓW SŁUGO, LUB POZNAJ MÓJ GNIEW!
-O Krwawy, naszły mnie słuchy o wielkim wydarzeniu! Żałośni śmiertelnicy maja zamiar przeprowadzić po raz kolejny Arenę Śmierci!
-ZBYT DŁUGO ŻADEN Z NAS NIE PRZYBYŁ NA TEN FESTIWAL RZEZI! JEST ON MIŁY NASZEMU WŁADCY I JEGO WOLĄ JEST UPEWNIĆ SIĘ, IŻ WYSTARZCAJĄCO KRWI PRZELEJE SIĘ NA TYCH IGRZYSKACH!
-Co rozkażesz, O Heroldzie?
-PRZYGOTOWAĆ MOLOCHA MEGO! ZEBRAĆ KRWIOPUSZCZÓW! WYRUSZAM NATYCHMIAST!
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Arena Śmierci.
Portal.
Wyrwa w czasoprzestrzeni.
Immaterium przelewa się do świata materialnego.
WROGOWIE! BIĆ NA ALARM
Nie.
Jest ich niewielu.
Widać ich przywódcę.
Zbliża się..
NA BOGÓW!
Edit: Poprawiłem klarowność i pogrubiłem tytuły.
Ps. Drżyjcie Śmiertelnicy.....!
Ostatnio zmieniony 3 gru 2009, o 23:43 przez Varinastari, łącznie zmieniany 1 raz.
Ни-колай Ва-лу-ев
ogre bruiser
zbroja – brak, walczy w wąskiej przepasce na biodrach
broń – brak – walczy pięciami
umiejętność - Ręka przeznaczenia
Późnym południem Ни-колай Ва-лу-ев zbliżył się do bram wiodących na arenę. Strażnicy, gdy tylko ujrzeli potężną postać, taką, o jakich tylko słyszy się opowieści, bez najmniejszego wahania otworzyli bramę, bo przybysz stwarzał wrażenie, iż przeszedłby przez furtkę, ale razem z kawałkiem muru. A jakoś nie mieli wątpliwości, że przyszedł na turniej.
Ва-лу-ев faktycznie budził strach we wszystkich żyjących istotach. Tylko najdzielniejsi żywi, jak rycerze grala, mogli spoglądać na niego bez trwogi. Był wysoki, nawet jak na ogra, lecz już na pierwszy rzut oka widać było, że nawet jak na ogrze warunki był ponadprzeciętny. Rozrośnięty w barach, z kompletnie owłosioną klatką piersiową, potężnymi nogami i bicepsami. Brzuchem jak na ogra przystało dużym, lecz nie na tyle, by mu ograniczać ruchy. Dużo się pocił, kiedyś jakiś dowcipniś rzucił, że zanim Ва-лу-ев rozbije ci głowę, zabije cię smrodem. Dowcipniś szybko zweryfikował tą teorię. Bo ręce miał potężne od pracy z kamieniami.
Przystanął na arenie. O tej godzinie była pusta. Rozejrzał się wokoło i przed oczami stanął mu kamieniołom, w którym spędził ostatnie czternaście lat swojego życia. I walki, jakie dla zabawy urządzali strażnicy. Spędził, gdyż nagle wybuchł bunt, kilka chwil później strażnicy nie żyli, euforia ucichła i wszyscy udali się w swoją drogę. Ва-лу-ев potrzebował pieniędzy. A zwycięzca areny mógł liczyć na najlepsze angaże dla najemników wszelkiej maści.
W kamieniołomach nie było broni. Nie było też zbroi ani tarcz. Decydowały pięści. Ни-колай widział różne techniki. Widział jakie niezwykłe rzeczy potrafiły wyprawiać ze swoim ciałem szczury lub niewolnicy z dalekiego wschodu. Preferował jednak ogłuszające uderzenia własnych pięści, które jego wychowawca nazywał бокс, aczkolwiek na bliskie odległości korzystał z techniki którą jego nauczyciel nazywał за-па-сы Aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, nie wychodziła mu zbyt dobrze, zamiast przytrzymać przeciwnika, przypadkiem łamał mu kręgosłup. Strażnicy byli wściekli.
Ни-колай Ва-лу-ев sądził, że jest pierwszym uczestnikiem turnieju w całej jego historii, który przyszedł na arenę w poszukiwaniu …. pracy. I miał zamiar o nią walczyć.
Cóż, mój powrót do ogrzych korzeni. A zainteresowanych odsyłam do poszukania grafik o moim bohaterze.
ogre bruiser
zbroja – brak, walczy w wąskiej przepasce na biodrach
broń – brak – walczy pięciami
umiejętność - Ręka przeznaczenia
Późnym południem Ни-колай Ва-лу-ев zbliżył się do bram wiodących na arenę. Strażnicy, gdy tylko ujrzeli potężną postać, taką, o jakich tylko słyszy się opowieści, bez najmniejszego wahania otworzyli bramę, bo przybysz stwarzał wrażenie, iż przeszedłby przez furtkę, ale razem z kawałkiem muru. A jakoś nie mieli wątpliwości, że przyszedł na turniej.
Ва-лу-ев faktycznie budził strach we wszystkich żyjących istotach. Tylko najdzielniejsi żywi, jak rycerze grala, mogli spoglądać na niego bez trwogi. Był wysoki, nawet jak na ogra, lecz już na pierwszy rzut oka widać było, że nawet jak na ogrze warunki był ponadprzeciętny. Rozrośnięty w barach, z kompletnie owłosioną klatką piersiową, potężnymi nogami i bicepsami. Brzuchem jak na ogra przystało dużym, lecz nie na tyle, by mu ograniczać ruchy. Dużo się pocił, kiedyś jakiś dowcipniś rzucił, że zanim Ва-лу-ев rozbije ci głowę, zabije cię smrodem. Dowcipniś szybko zweryfikował tą teorię. Bo ręce miał potężne od pracy z kamieniami.
Przystanął na arenie. O tej godzinie była pusta. Rozejrzał się wokoło i przed oczami stanął mu kamieniołom, w którym spędził ostatnie czternaście lat swojego życia. I walki, jakie dla zabawy urządzali strażnicy. Spędził, gdyż nagle wybuchł bunt, kilka chwil później strażnicy nie żyli, euforia ucichła i wszyscy udali się w swoją drogę. Ва-лу-ев potrzebował pieniędzy. A zwycięzca areny mógł liczyć na najlepsze angaże dla najemników wszelkiej maści.
W kamieniołomach nie było broni. Nie było też zbroi ani tarcz. Decydowały pięści. Ни-колай widział różne techniki. Widział jakie niezwykłe rzeczy potrafiły wyprawiać ze swoim ciałem szczury lub niewolnicy z dalekiego wschodu. Preferował jednak ogłuszające uderzenia własnych pięści, które jego wychowawca nazywał бокс, aczkolwiek na bliskie odległości korzystał z techniki którą jego nauczyciel nazywał за-па-сы Aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, nie wychodziła mu zbyt dobrze, zamiast przytrzymać przeciwnika, przypadkiem łamał mu kręgosłup. Strażnicy byli wściekli.
Ни-колай Ва-лу-ев sądził, że jest pierwszym uczestnikiem turnieju w całej jego historii, który przyszedł na arenę w poszukiwaniu …. pracy. I miał zamiar o nią walczyć.
Cóż, mój powrót do ogrzych korzeni. A zainteresowanych odsyłam do poszukania grafik o moim bohaterze.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
eee jak sięwymawia to imię? Cyrylicą nie potrafię czytać.
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Urdgor (wargor)
Broń: młot w prawej, topór w lewej, miecz w dodatkowej
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: Eliksir mutagenny
Umiejętność: Piętno Khorna
Mutacja: Dodatkowe ramię
Wiele lat temu w lasach Ostlandu narodziła się bestia. Bestia służąca najkrwawszemu z bogów chaosu, którego imienia wolę nie wymawiać. Bestia owa, miała głowę niczym ogar chaosu, reszta zaś przypominała ciało człowieka z wyjątkiem zwierzęcego futra i nieludzkich mięśni. W zasadzie tylko ślepiec nie rozpoznałby w tej kreaturze mutanta. Urdgor, bo tak zwano tą istotę, posiadał trzy ramiona od urodzenia, co spowodowało w przeciwieństwie do nabytej mutacji, iż władał nimi sprawnie. Nie muszę chyba wspominać, że stał się maszyną do zabijania z takim atutem. Szybko piął się w hierarchii zwierzoludzi brutalną siłą i zwierzęcym instynktem. Znany był z tego, że pożerał swoje ofiary w całości. Oczywiście gdy wrogów było dużo, ograniczał się do jednego, tego który ”zasłużył” sobie swoją walecznością przed Urdgorem. Mijały lata i każdy kandydat na nowego wodza zostawał rozszarpywany, a Urdgor dalej panował na swoim terytorium mordując mniejsze oddziały imperialnego wojska, czy też atakując karawany i innych podróżnych. Nie było żadnej litości dla nikogo. Ale wszystko co ma swój początek, ma też swój koniec. Urdgor coraz śmielej atakował i było kwestią czasu, aż ktoś znający się na rzeczy zgładzi bestię.
Toteż pewnej zimy przybył pewien kapłan Ulryka ze swoimi rycerzami. Krwawy zwierzoczłek przecenił możliwości swojego stada i został pokonany, nie zginął, jednak został schwytany. Lecz ziarno chaosu tkwiło też w pobożnym kapłanie, chciwość pokonała niegdyś złożoną przysięgę i człowiek miast zgładzić, zabrał uwięzioną bestię na południe, by walczyła dla niego na Arenie Śmierci dla pieniędzy i przyjemności. Urdgor doznał wielkiego ciosu i czekał tylko na chwilę aż zatopi swoje kły w gardle swojego oprawcy. Ostatnie co zobaczył przed zasłonięciem płachty na klatkę więzienną, to gdy kapłan rzucił skorumpowanym rycerzom sakiewkę pełną monet. Wóz ruszył w stronę Sylvani
KREW DLA BOGA KRWI
KU CHWALE CHAOSU!
Broń: młot w prawej, topór w lewej, miecz w dodatkowej
Zbroja: brak zbroi
Ekwipunek: Eliksir mutagenny
Umiejętność: Piętno Khorna
Mutacja: Dodatkowe ramię
Wiele lat temu w lasach Ostlandu narodziła się bestia. Bestia służąca najkrwawszemu z bogów chaosu, którego imienia wolę nie wymawiać. Bestia owa, miała głowę niczym ogar chaosu, reszta zaś przypominała ciało człowieka z wyjątkiem zwierzęcego futra i nieludzkich mięśni. W zasadzie tylko ślepiec nie rozpoznałby w tej kreaturze mutanta. Urdgor, bo tak zwano tą istotę, posiadał trzy ramiona od urodzenia, co spowodowało w przeciwieństwie do nabytej mutacji, iż władał nimi sprawnie. Nie muszę chyba wspominać, że stał się maszyną do zabijania z takim atutem. Szybko piął się w hierarchii zwierzoludzi brutalną siłą i zwierzęcym instynktem. Znany był z tego, że pożerał swoje ofiary w całości. Oczywiście gdy wrogów było dużo, ograniczał się do jednego, tego który ”zasłużył” sobie swoją walecznością przed Urdgorem. Mijały lata i każdy kandydat na nowego wodza zostawał rozszarpywany, a Urdgor dalej panował na swoim terytorium mordując mniejsze oddziały imperialnego wojska, czy też atakując karawany i innych podróżnych. Nie było żadnej litości dla nikogo. Ale wszystko co ma swój początek, ma też swój koniec. Urdgor coraz śmielej atakował i było kwestią czasu, aż ktoś znający się na rzeczy zgładzi bestię.
Toteż pewnej zimy przybył pewien kapłan Ulryka ze swoimi rycerzami. Krwawy zwierzoczłek przecenił możliwości swojego stada i został pokonany, nie zginął, jednak został schwytany. Lecz ziarno chaosu tkwiło też w pobożnym kapłanie, chciwość pokonała niegdyś złożoną przysięgę i człowiek miast zgładzić, zabrał uwięzioną bestię na południe, by walczyła dla niego na Arenie Śmierci dla pieniędzy i przyjemności. Urdgor doznał wielkiego ciosu i czekał tylko na chwilę aż zatopi swoje kły w gardle swojego oprawcy. Ostatnie co zobaczył przed zasłonięciem płachty na klatkę więzienną, to gdy kapłan rzucił skorumpowanym rycerzom sakiewkę pełną monet. Wóz ruszył w stronę Sylvani
KREW DLA BOGA KRWI
KU CHWALE CHAOSU!
Imię Postaci: Serena the Magnificent - Exalted Champion
Broń: Rapier
Zbroja : Lekka
Ekwipunek: Mistrzowski Rapier
Umiejętności: Szermierz
Serena urodziła się jako córka jednego z książąt w dalekiej Tilei. Jej matka nie przeżyła porodu. Obwiniający za to córkę, a także zawsze pragnący męskiego potomka książę nie zwracał uwagi na piękno jej twarzy i postanowił traktować ją jak syna. Rozpoczęły się treningi: jazda konno, szermierka, łucznictwo...
Gdy Serena dorosła, rysy jej twarzy wyostrzyły się, a jej ciało nabrało kształtów wszyscy na dworze spostrzegli jej piękno. Król zrozumiał swój błąd i postanowił bogato wydać ją za mąż. Gdy po przyjeździe władcy sąsiedniego księstwa wraz z synem, została przedstawiona, natychmiast wpadła w oko młodemu paniczowi. Tak mocno, że gdy odmówiła spotkaniu w jego komnacie, zawstydzony i zły postanowił dostać to, czego pragnął. Niestety nie znając przeszłości Sereny mocno się rozczarował, gdy po tym, jak uderzył ją w twarz bezceremonialnie i szybko złamała mu kark. Gdy kręgi pękały Serena poczuła mieszankę radości i ekstazy. Właśnie przeżyła najwspanialszą rzecz w swoich życiu... W nocy, we śnie, ktoś do niej przemówił. Ktoś, kto obiecał jej jeszcze większe doznania w zamian za robienie tego, co zrobiła tamtego wieczora. Postanowiła więc uciec, zostać najemniczką i zabójczynią. Wyruszyła do Imperium. Imała się różnych zawodów, lecz wszystkie związane były z zabijaniem, które sprawiały jej tak wielką radość. Zdarzało jej się prowokować wyglądem mężczyzn, następnie obrażać ich, by w końcu zabić w pojedynku.
- Sylvania. Jedź do Sylvanii. Jest tam arena... Miejsce, gdzie możesz zyskać sławę i rozkoszować się zabijaniem - powiedział jej głos ze snu.
Wsiadła więc na koń i ruszyła... w okolice zamku Drakenhof
Broń: Rapier
Zbroja : Lekka
Ekwipunek: Mistrzowski Rapier
Umiejętności: Szermierz
Serena urodziła się jako córka jednego z książąt w dalekiej Tilei. Jej matka nie przeżyła porodu. Obwiniający za to córkę, a także zawsze pragnący męskiego potomka książę nie zwracał uwagi na piękno jej twarzy i postanowił traktować ją jak syna. Rozpoczęły się treningi: jazda konno, szermierka, łucznictwo...
Gdy Serena dorosła, rysy jej twarzy wyostrzyły się, a jej ciało nabrało kształtów wszyscy na dworze spostrzegli jej piękno. Król zrozumiał swój błąd i postanowił bogato wydać ją za mąż. Gdy po przyjeździe władcy sąsiedniego księstwa wraz z synem, została przedstawiona, natychmiast wpadła w oko młodemu paniczowi. Tak mocno, że gdy odmówiła spotkaniu w jego komnacie, zawstydzony i zły postanowił dostać to, czego pragnął. Niestety nie znając przeszłości Sereny mocno się rozczarował, gdy po tym, jak uderzył ją w twarz bezceremonialnie i szybko złamała mu kark. Gdy kręgi pękały Serena poczuła mieszankę radości i ekstazy. Właśnie przeżyła najwspanialszą rzecz w swoich życiu... W nocy, we śnie, ktoś do niej przemówił. Ktoś, kto obiecał jej jeszcze większe doznania w zamian za robienie tego, co zrobiła tamtego wieczora. Postanowiła więc uciec, zostać najemniczką i zabójczynią. Wyruszyła do Imperium. Imała się różnych zawodów, lecz wszystkie związane były z zabijaniem, które sprawiały jej tak wielką radość. Zdarzało jej się prowokować wyglądem mężczyzn, następnie obrażać ich, by w końcu zabić w pojedynku.
- Sylvania. Jedź do Sylvanii. Jest tam arena... Miejsce, gdzie możesz zyskać sławę i rozkoszować się zabijaniem - powiedział jej głos ze snu.
Wsiadła więc na koń i ruszyła... w okolice zamku Drakenhof
Release the Przemcio!
- Mhroczny Rycerz
- Falubaz
- Posty: 1146
Imie: Black Falcon (DE Assasin)
Broń: Gwiazda zaranna, sztylet + krótki miecz (jeżeli jest za dużo to rezygnuje z gwiazd)
Zbroja: Lekka
Ekwpiunek: Czarny lotos
Umiejętności: Zabójca
Historia:
Jeszcze mu pokaże! POKAŻE IM WSZYSTKIM! "Wygraj arene" powiedział... "Dopiero wtedy Cie przyjmiemy". Niech Mengil i jego pomagierzy będą przeklęci! Nie na darmo nazwano go CZARNYM SOKOŁEM! Przecież jest najlepszym asasynem w historii! Nawet Shadow Blade nie miałby z nim szans! Czuł jak Khaine kazał mu dołączyć do Mengila i mordować wraz z nim. Ale Mengil nie przyjmuje nikogo zanim go nie przetestuje. Niestety młody Falcon był w gorącej wodzie kompany i nie umiał tego zrozumieć. Zabił w gniewie najlepszego człowieka Mengila i musiał przed nim uciekać. Teraz mu pokaże. Wygra arene i dołączy do Mengila i ferajny. Oooo taaak... Wszystko dla KHAINA!
Broń: Gwiazda zaranna, sztylet + krótki miecz (jeżeli jest za dużo to rezygnuje z gwiazd)
Zbroja: Lekka
Ekwpiunek: Czarny lotos
Umiejętności: Zabójca
Historia:
Jeszcze mu pokaże! POKAŻE IM WSZYSTKIM! "Wygraj arene" powiedział... "Dopiero wtedy Cie przyjmiemy". Niech Mengil i jego pomagierzy będą przeklęci! Nie na darmo nazwano go CZARNYM SOKOŁEM! Przecież jest najlepszym asasynem w historii! Nawet Shadow Blade nie miałby z nim szans! Czuł jak Khaine kazał mu dołączyć do Mengila i mordować wraz z nim. Ale Mengil nie przyjmuje nikogo zanim go nie przetestuje. Niestety młody Falcon był w gorącej wodzie kompany i nie umiał tego zrozumieć. Zabił w gniewie najlepszego człowieka Mengila i musiał przed nim uciekać. Teraz mu pokaże. Wygra arene i dołączy do Mengila i ferajny. Oooo taaak... Wszystko dla KHAINA!
Why so serious?White Lion pisze:Mam prośbę
Nie, nie masz. Chyba że znudziło Ci się to forum, to wtedy możesz kontynuować nakłanianie do piractwa -- Tomash
Imię postaci: Richard Heimdall
Broń: Młot oburęczny Białych Wilków
Zbroja: pełna zbroja płytowa
Ekwipunek:Mistrzowska zbroja, błogosławiona broń
Umiejętności:Weteran, Precyzyjne ciosy
Historia postaci:
- Odważny człowiek umiera raz, lecz tchórz umiera tysiącem śmierci!! - wydarł z siebie ten okrzyk potężny wojownik okuty od stóp do głów, podobnie jak jego kompani stalą, po czym z uniesionymi nad głowami wilczymi młotami ruszyli by zderzyć się w morderczej walce z legionem nieumarłego ścierwa. Na ich twarzach w obliczu żywej śmierci nie malował się strach - widać było raczej płonącą nienawiść niczym wieczny ogień w murach świątyni ich Boga. Jak jeden cios Wszechpotężnego Ulryka spadli na nieumarłych Gwardzistów gruchocząc kości i trzaskając stare, pordzewiałe pancerze. Walka doprawdy zajadła nie trwała długo gdy nad walczącymi mrok zjawił się w postaci ogromnej chmary nietoperzy a wraz z nimi wprost w szeregi Wojowników wpadła sama esencja mroku przeobrażając się momentalnie w vampiryczne stworzenie zbrodzone w wielu litrach świeżej krwi - co niewątpliwie było dziełem ostrza które właśnie zawirowało nad głowami walczących by ściąć kilka z nich. Brodate głowy padły na ziemię. I tak jeszcze raz aż Vampir wyskoczył w powietrze. W tym momencie Czempion Wojowników Ulryka widząc rzeź jaką wyczyniał krwiopijca wykrzyczał nie przestając młócić swym młotem:
- Prawdziwy wojownik nie ucieka się do sztuczek czy podstępu! Stawaj kreaturo do pojedynku, niech bogowie rozstrzygną kto jest godzien nosić miano wojownika!!
Wyznawca Ulryka splunął krwią na ziemię po czym zbił w ostatniej chwili morderczo szybkie uderzenie Vampira który natarł z powietrza. Sam nie pozostał dłużny - wykonał zwodniczy cios by jego młot zawracając trafił łysą głowę przeciwnika, było to uderzenie z siłą której nie potrafiłby najtęższy ogr zatrzymać. Vampir był jednak wystarczająco szybki by się na czas schylić i zaatakować od dołu. Doskonała zbroja pełnej płyty nie pozwoliła jednak na dotarcie stali do swego zamierzonego celu. Vampir więc rzucił swe ostrze i z pazurami dobrał się do szyi przeciwnika, jednak otrzymał prosto w zęby tak potężnego "baniacza" że na chwilę to go ogłuszyło. Wystarczyło by chwilę później ciężki młot roztrzaskał mu czaszkę.
Mnóstwo nietoperzy nad głowami walczących zaczęło umykać, przewidniało. Dookoła gęsto ścielił się trup. Walka dobiegała końca, co przyśpieszyło niewiedzieć czemu samoistne rozpadanie się kościanych wojowników. Gdzieś w oddali słychać jeszcze było szczęk oręża...
- Dobra robota Richard! Śmiało mogę powiedzieć że twój młot wygrał tą bitwę i ani trochę nie będzie to przesadzone. - rzekł stary, zarośnięty rycerz, mocno zakrwawiony na twarzy po czym usiadł na trupach zmęczony walką.
- Wojna jest dobra, gdyż człowiek osiąga w jej czasie pełnię swoich możliwości. To w istocie jest okazaniem tego, kim się jest. - Richard sięgnął do sakiewki, dookoła krzątali się wojownicy dokonując dokładniejszych oględzin tego z czym przyszło im walczyć. Po chwili dodał - Niedługo was opuszczę moi bracia - potarł wilczy medalion - posłuchaj Eric, jak jeszcze byłem młodym rycerzem lata temu moja kompania starła się w borach Ostlandu w wyjątkowo niebezpiecznej potyczce z ogromną masą zwierzoludzi pod wodzą niejakiego Urdgora, bestii nadzwyczaj zniesławionej w owych czasach za swe śmiałe rozboje. Trzyręki stwór przybił wtedy żywcem do drzewa swym mieczem wiesz kogo?! Wiesz kogo!? - Borisa Heimdall - brata mego jedynego. Jedynego już wtedy wraz ze mną pozostałego z rodu Heimdall. Tamtego ponurego dnia, mimo że bestioludy zostały pokonane poprzysiągłem zemsty, która zakończyć się jedynie może śmiercią.. czyją - to się okaże... - Eric słuchał z opartą głową na swym dwuręcznym młocie zornamentowanym wilczymi insygniami - ... Jesteśmy tu teraz na ziemiach Sylvanii na której rozgrywa się pewna nielegalna arena śmierci. Znasz na pewno Ar-Ulfraada, tak tego kapłana... On wraz ze swoimi chłopakami niedawno temu zdołał pojmać tego bestioluda by teraz wypuścić go do walki na arenie... Nazajutrz ruszam, oznajmisz towarzyszom jutro gdzie powiódł mnie sam Ulryk, drogą zemsty.. Jeśli przeżyję wrócę, na to bym jednak nie liczył..
Broń: Młot oburęczny Białych Wilków
Zbroja: pełna zbroja płytowa
Ekwipunek:Mistrzowska zbroja, błogosławiona broń
Umiejętności:Weteran, Precyzyjne ciosy
Historia postaci:
- Odważny człowiek umiera raz, lecz tchórz umiera tysiącem śmierci!! - wydarł z siebie ten okrzyk potężny wojownik okuty od stóp do głów, podobnie jak jego kompani stalą, po czym z uniesionymi nad głowami wilczymi młotami ruszyli by zderzyć się w morderczej walce z legionem nieumarłego ścierwa. Na ich twarzach w obliczu żywej śmierci nie malował się strach - widać było raczej płonącą nienawiść niczym wieczny ogień w murach świątyni ich Boga. Jak jeden cios Wszechpotężnego Ulryka spadli na nieumarłych Gwardzistów gruchocząc kości i trzaskając stare, pordzewiałe pancerze. Walka doprawdy zajadła nie trwała długo gdy nad walczącymi mrok zjawił się w postaci ogromnej chmary nietoperzy a wraz z nimi wprost w szeregi Wojowników wpadła sama esencja mroku przeobrażając się momentalnie w vampiryczne stworzenie zbrodzone w wielu litrach świeżej krwi - co niewątpliwie było dziełem ostrza które właśnie zawirowało nad głowami walczących by ściąć kilka z nich. Brodate głowy padły na ziemię. I tak jeszcze raz aż Vampir wyskoczył w powietrze. W tym momencie Czempion Wojowników Ulryka widząc rzeź jaką wyczyniał krwiopijca wykrzyczał nie przestając młócić swym młotem:
- Prawdziwy wojownik nie ucieka się do sztuczek czy podstępu! Stawaj kreaturo do pojedynku, niech bogowie rozstrzygną kto jest godzien nosić miano wojownika!!
Wyznawca Ulryka splunął krwią na ziemię po czym zbił w ostatniej chwili morderczo szybkie uderzenie Vampira który natarł z powietrza. Sam nie pozostał dłużny - wykonał zwodniczy cios by jego młot zawracając trafił łysą głowę przeciwnika, było to uderzenie z siłą której nie potrafiłby najtęższy ogr zatrzymać. Vampir był jednak wystarczająco szybki by się na czas schylić i zaatakować od dołu. Doskonała zbroja pełnej płyty nie pozwoliła jednak na dotarcie stali do swego zamierzonego celu. Vampir więc rzucił swe ostrze i z pazurami dobrał się do szyi przeciwnika, jednak otrzymał prosto w zęby tak potężnego "baniacza" że na chwilę to go ogłuszyło. Wystarczyło by chwilę później ciężki młot roztrzaskał mu czaszkę.
Mnóstwo nietoperzy nad głowami walczących zaczęło umykać, przewidniało. Dookoła gęsto ścielił się trup. Walka dobiegała końca, co przyśpieszyło niewiedzieć czemu samoistne rozpadanie się kościanych wojowników. Gdzieś w oddali słychać jeszcze było szczęk oręża...
- Dobra robota Richard! Śmiało mogę powiedzieć że twój młot wygrał tą bitwę i ani trochę nie będzie to przesadzone. - rzekł stary, zarośnięty rycerz, mocno zakrwawiony na twarzy po czym usiadł na trupach zmęczony walką.
- Wojna jest dobra, gdyż człowiek osiąga w jej czasie pełnię swoich możliwości. To w istocie jest okazaniem tego, kim się jest. - Richard sięgnął do sakiewki, dookoła krzątali się wojownicy dokonując dokładniejszych oględzin tego z czym przyszło im walczyć. Po chwili dodał - Niedługo was opuszczę moi bracia - potarł wilczy medalion - posłuchaj Eric, jak jeszcze byłem młodym rycerzem lata temu moja kompania starła się w borach Ostlandu w wyjątkowo niebezpiecznej potyczce z ogromną masą zwierzoludzi pod wodzą niejakiego Urdgora, bestii nadzwyczaj zniesławionej w owych czasach za swe śmiałe rozboje. Trzyręki stwór przybił wtedy żywcem do drzewa swym mieczem wiesz kogo?! Wiesz kogo!? - Borisa Heimdall - brata mego jedynego. Jedynego już wtedy wraz ze mną pozostałego z rodu Heimdall. Tamtego ponurego dnia, mimo że bestioludy zostały pokonane poprzysiągłem zemsty, która zakończyć się jedynie może śmiercią.. czyją - to się okaże... - Eric słuchał z opartą głową na swym dwuręcznym młocie zornamentowanym wilczymi insygniami - ... Jesteśmy tu teraz na ziemiach Sylvanii na której rozgrywa się pewna nielegalna arena śmierci. Znasz na pewno Ar-Ulfraada, tak tego kapłana... On wraz ze swoimi chłopakami niedawno temu zdołał pojmać tego bestioluda by teraz wypuścić go do walki na arenie... Nazajutrz ruszam, oznajmisz towarzyszom jutro gdzie powiódł mnie sam Ulryk, drogą zemsty.. Jeśli przeżyję wrócę, na to bym jednak nie liczył..
Imię postaci: Gerric mroczny prorok ( chaos champion )
Broń: bastard (1-rącz)
Zbroja: zbroja chaosu, tarcza , chełm
Ekwipunek: przeklęta broń
Umiejętności: piętno Tzeentcha
Historia postaci:
Powoli wstawało słońce. śnieg skrzypiał pod butami wyznawców pana zmian. Maszerowali już bardzo długo, wdarli się już bardzo głęboko na tereny Imperium. Tzeentch prowadził Gerrica tylko wciąż głąb terenu wroga, najwyraźniej miał jakiś plany względem niego.
Kolumna wojsk imperium weszła w wąwóz. Na przeciwko nich wyłoniła się z mgły mała grupa wojowników chaosu, było ich niewielu ale wszyscy wiedzieli że nie można ich lekceważyć.
Nagle z góry usłyszeli ochrypły okrzyk i zaczeły na nich spadać kamienie i wojownic ruszyli w ich stronę. Wąwóz wypełniła mroczna symfonia krzyków, wystrzałów z muszkietów i rzęźenie rannych.
Rozpoczęła się walka, wybrańcy z impetem wpadli w szeregi wroga, łamiąc szyk mieczników. Wojownicy chaosu biegnąc za nimi znaleźli się kilka kroków od działa wielolufowego i grupy strzelców. Kilka sekund przed śmiercionośną salwą działo zostało rozerwane eksplosją kuli wielokolorowego ognia. Wybrańcy wznieśli okrzyn na cześć Tzeentcha i ruszyli dalej.
Reszta wojsk imperium rzuciła się do ucieczki. Przez chwilę słychać było tylko tupo uciekających stóp, lecz po chwili dało się słyszeć także szybko narastający tętent kopyt.
Kilka metrów przed żołnierzami imperium z mgły wyłonił się masywny rydwan. Było już za późno by uciekać. Wszyscy cisneli się do ścian ale to także im nie pomagało. Wąwóz był za wąski. Ci którzy nie padli pod kopytami wielkich czarnych koni byli miażdżenie przez rydwan lub rozcinani przez kosy na jego kołach. śnieg przesiąkł krwią. W różne strony czołgało się mnóstwo rannych pozbawionych kończyn lub głęboko porozcinanych. Za rydwanem przybiegła grupa wygłodniałych psów które zaczeły pożywiać się zarówno zabitymi jak i tym wciąż żywymi co jeszcze wzmogło panike i rozpaczliwe krzyki. Kiedy wreszcie rydwan stracił impet i zatrzymał się na nogach stał tylko kapłan Sigmara.
Z rydwanu zeskoczył Gerric i pewnym krokiem ruszył w jego stronę. Wąwóz wypełniła cisza, słychać było tylk równy krok dwóch wojowników. Kałan z Imieniem Simara na ustach rzucił się na czempiona, ten pomimo ciężkiej zbroi uniknął jego ciosu i uderzył go tarczą w twarz. Gdy kapłan zasłonił się młotem przed ciosem tarczą długie ostrze wbiło mu się w nogę prawie ją odcinając. Rana zaczęła dymić a zbroja w okolicy jakby pordzewiała. Wojownicy odskoczyli od siebie. Tym razem to Gerric zaatakował, wymieniali się ciosami dośc długo i nikt nie miał wyraźnej przewagi. W końcu wyznawca mrocznych potęg złamał obronę przeciwnika i zranił go w szyję. Kiedy upadł Gerric wymamrotał kilka słów w niezrozumiałym języku i ciało pokonanego objeły wielokolorowe płomienie.
Gerric odwrócił się i odjechał swoim rydwanem w dalszą drogę na arenę.
Broń: bastard (1-rącz)
Zbroja: zbroja chaosu, tarcza , chełm
Ekwipunek: przeklęta broń
Umiejętności: piętno Tzeentcha
Historia postaci:
Powoli wstawało słońce. śnieg skrzypiał pod butami wyznawców pana zmian. Maszerowali już bardzo długo, wdarli się już bardzo głęboko na tereny Imperium. Tzeentch prowadził Gerrica tylko wciąż głąb terenu wroga, najwyraźniej miał jakiś plany względem niego.
Kolumna wojsk imperium weszła w wąwóz. Na przeciwko nich wyłoniła się z mgły mała grupa wojowników chaosu, było ich niewielu ale wszyscy wiedzieli że nie można ich lekceważyć.
Nagle z góry usłyszeli ochrypły okrzyk i zaczeły na nich spadać kamienie i wojownic ruszyli w ich stronę. Wąwóz wypełniła mroczna symfonia krzyków, wystrzałów z muszkietów i rzęźenie rannych.
Rozpoczęła się walka, wybrańcy z impetem wpadli w szeregi wroga, łamiąc szyk mieczników. Wojownicy chaosu biegnąc za nimi znaleźli się kilka kroków od działa wielolufowego i grupy strzelców. Kilka sekund przed śmiercionośną salwą działo zostało rozerwane eksplosją kuli wielokolorowego ognia. Wybrańcy wznieśli okrzyn na cześć Tzeentcha i ruszyli dalej.
Reszta wojsk imperium rzuciła się do ucieczki. Przez chwilę słychać było tylko tupo uciekających stóp, lecz po chwili dało się słyszeć także szybko narastający tętent kopyt.
Kilka metrów przed żołnierzami imperium z mgły wyłonił się masywny rydwan. Było już za późno by uciekać. Wszyscy cisneli się do ścian ale to także im nie pomagało. Wąwóz był za wąski. Ci którzy nie padli pod kopytami wielkich czarnych koni byli miażdżenie przez rydwan lub rozcinani przez kosy na jego kołach. śnieg przesiąkł krwią. W różne strony czołgało się mnóstwo rannych pozbawionych kończyn lub głęboko porozcinanych. Za rydwanem przybiegła grupa wygłodniałych psów które zaczeły pożywiać się zarówno zabitymi jak i tym wciąż żywymi co jeszcze wzmogło panike i rozpaczliwe krzyki. Kiedy wreszcie rydwan stracił impet i zatrzymał się na nogach stał tylko kapłan Sigmara.
Z rydwanu zeskoczył Gerric i pewnym krokiem ruszył w jego stronę. Wąwóz wypełniła cisza, słychać było tylk równy krok dwóch wojowników. Kałan z Imieniem Simara na ustach rzucił się na czempiona, ten pomimo ciężkiej zbroi uniknął jego ciosu i uderzył go tarczą w twarz. Gdy kapłan zasłonił się młotem przed ciosem tarczą długie ostrze wbiło mu się w nogę prawie ją odcinając. Rana zaczęła dymić a zbroja w okolicy jakby pordzewiała. Wojownicy odskoczyli od siebie. Tym razem to Gerric zaatakował, wymieniali się ciosami dośc długo i nikt nie miał wyraźnej przewagi. W końcu wyznawca mrocznych potęg złamał obronę przeciwnika i zranił go w szyję. Kiedy upadł Gerric wymamrotał kilka słów w niezrozumiałym języku i ciało pokonanego objeły wielokolorowe płomienie.
Gerric odwrócił się i odjechał swoim rydwanem w dalszą drogę na arenę.
Hordes of Chaos.... To było to....
Imię Postaci: Mallus Darkheart < Dark Elf Noble>
Broń: dwie bronie ( 2x Długi miecz)
Zbroja: średnia
Ekwipunek: Płaszcz z Morskiego smoka ( tylko dark elf noble)
Umiejętność: Szczęściarz
-Wypływamy! Ruszać się szumowiny bo posmakujecie mojego bata! - powiedział Khaert Landryol kapitan statku korsarzy mrocznych elfów który słynął ze swojej silnej ręki. Obok niego stał Mallus Darkheart szlachcic, główny sponsor wyprawy do starego świata. Wysoki, szczupły mężczyzna o pozie pełnej gracji, twarz skryta pod kapturem i jedwabną czarną przepaską, posiadał spojrzenie które potrafiło zamrozić krew w żyłach. Ubrany był w szatę przepasaną skórzanym pasem z skóry zimnokrwistego, pomimo pozorów posiadał zbroje z czarnego metalu ukrytą pod szatą natomiast na plecach miał płaszcz z zielono-szarych smoczych łusek, przy pasie znajdowały się doskonałej roboty 2 długie miecze.
- Khaert ile nam zajmie podróż do Starego Świata? - zapytał z chłodem Mallus.
- Około trzech tygodni.
Khaert chciał jeszcze zapytać o coś jednak zaraz po spojrzeniu na swojego pracodawce spuścił wzrok i zaprzestał jakiejkolwiek rozmowy.
------------------------------------------------------------------------------------
Trzy tygodnie poźniej.
Statek zakotwiczył poza horyzontem tak aby marne ludzkie oko nie mogło go dostrzec. Tymczasem paru korsazy wsiadło do dużej szalupy, został również sprwadzony koń Mallusa.
- Panie, panie kiedy mamy się Ciebie spodziewać? - spytał Khaert
- Wróce najpóźniej za 2 miesiące, płyńcie uzupełnić zapasy i macie tu na mnie czekać! Spróbuj mnie zdradzić a znajde sposób by wrócić a wtedy się rozliczymy.
Gdy przybili do brzegu Szlachcic wsiadł na swojego mrocznego rumaka i ruszył w strone Gór Szarych szukać mrocznego amuletu, amuletu dającego władzę i potęgę jego właścicielowi.
---------------------------------------------------------------------------------------
Dwa tygodnie później:
Mallus siedział i spoglądał na mape przy świetle ogniska, To musi być gdzieś tu.... Nagle coś poruszyło się za krzakami, instynktownie w ułamku sekundy wyciągnął broń i przygoował się do pozycji obronnej.
- To czego szukasz znajduje się dzien drogi stąd - wypowiedział nie znany głos.
- Kim jesteś i czego chcesz?! - zapytał chłodno Mallus rozglądając się wokoło.
- Wygraj dla mnie turniej a powiem Ci gdzie masz szukać amuletu.
- Dwadzieścia mil na wschód stad jest gród tam jest rozegrany turniej wygraj a udowodnisz ze jesteś godzien go nosić!
- Pokaż się! Niby dlaczego mam Ci wierzyć?
- Bo beze mnie nigdy go nie znajdziesz, hahahaha
Mallus z przękąsem na ustach schował broń wsiadł na konia i odjechał w strone którą wskazał mu wskazał głos.
Broń: dwie bronie ( 2x Długi miecz)
Zbroja: średnia
Ekwipunek: Płaszcz z Morskiego smoka ( tylko dark elf noble)
Umiejętność: Szczęściarz
-Wypływamy! Ruszać się szumowiny bo posmakujecie mojego bata! - powiedział Khaert Landryol kapitan statku korsarzy mrocznych elfów który słynął ze swojej silnej ręki. Obok niego stał Mallus Darkheart szlachcic, główny sponsor wyprawy do starego świata. Wysoki, szczupły mężczyzna o pozie pełnej gracji, twarz skryta pod kapturem i jedwabną czarną przepaską, posiadał spojrzenie które potrafiło zamrozić krew w żyłach. Ubrany był w szatę przepasaną skórzanym pasem z skóry zimnokrwistego, pomimo pozorów posiadał zbroje z czarnego metalu ukrytą pod szatą natomiast na plecach miał płaszcz z zielono-szarych smoczych łusek, przy pasie znajdowały się doskonałej roboty 2 długie miecze.
- Khaert ile nam zajmie podróż do Starego Świata? - zapytał z chłodem Mallus.
- Około trzech tygodni.
Khaert chciał jeszcze zapytać o coś jednak zaraz po spojrzeniu na swojego pracodawce spuścił wzrok i zaprzestał jakiejkolwiek rozmowy.
------------------------------------------------------------------------------------
Trzy tygodnie poźniej.
Statek zakotwiczył poza horyzontem tak aby marne ludzkie oko nie mogło go dostrzec. Tymczasem paru korsazy wsiadło do dużej szalupy, został również sprwadzony koń Mallusa.
- Panie, panie kiedy mamy się Ciebie spodziewać? - spytał Khaert
- Wróce najpóźniej za 2 miesiące, płyńcie uzupełnić zapasy i macie tu na mnie czekać! Spróbuj mnie zdradzić a znajde sposób by wrócić a wtedy się rozliczymy.
Gdy przybili do brzegu Szlachcic wsiadł na swojego mrocznego rumaka i ruszył w strone Gór Szarych szukać mrocznego amuletu, amuletu dającego władzę i potęgę jego właścicielowi.
---------------------------------------------------------------------------------------
Dwa tygodnie później:
Mallus siedział i spoglądał na mape przy świetle ogniska, To musi być gdzieś tu.... Nagle coś poruszyło się za krzakami, instynktownie w ułamku sekundy wyciągnął broń i przygoował się do pozycji obronnej.
- To czego szukasz znajduje się dzien drogi stąd - wypowiedział nie znany głos.
- Kim jesteś i czego chcesz?! - zapytał chłodno Mallus rozglądając się wokoło.
- Wygraj dla mnie turniej a powiem Ci gdzie masz szukać amuletu.
- Dwadzieścia mil na wschód stad jest gród tam jest rozegrany turniej wygraj a udowodnisz ze jesteś godzien go nosić!
- Pokaż się! Niby dlaczego mam Ci wierzyć?
- Bo beze mnie nigdy go nie znajdziesz, hahahaha
Mallus z przękąsem na ustach schował broń wsiadł na konia i odjechał w strone którą wskazał mu wskazał głos.
Ostatnio zmieniony 3 gru 2009, o 18:03 przez GarG, łącznie zmieniany 1 raz.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Imię: Szarwej/Gorączka (Kapitan Imperialny)
Zbroja: Pełna płytowa zbroja i hełm
Broń: Bastard trzymany oburącz
Umiejętności: Wyznawca chaosu
Piętno Khorna
Ekwipunek: Obsydianowe wykończenie broni
Stymulant( moc od Gorączki)
Szarwej był raczej zwykłem żołnierzem. Konkretniej jednym ze strażników dyplomatów.
Do czasu.
Wplątał się w sprawę nieco szemraną. Miał pomóc w cichej eliminacji nowego gangu, który był podejrzewany o "zabawy" z chaosem i wyznawanie tego plugawstwa. Cały problem wynikł w chwili wtargnięcia do piwnic magazynu zajętego przez gang.
- Gińcie ścierwa! Za Sigmara!
- Krwawy Panie, ratuj nas, udziel nam swej siły i furii!
- Wasz plugawy bożek was nie uchroni zdrajcy!
I nagle ten głos w głowie Szarweja zmienił wszystko:
- Hmm, podobasz mi się. Już należysz do mnie!
Nie wiedział kiedy i co go opętało. Jedyne czego naprawdę był pewien, to to że przestał panować nad swymi ruchami, i że uczucie dzikiej radości gdy zabijał swych byłych sprzymierzeńców nie pochodziło z jego serca. Ono krwawiło kiedy demon się śmiał. Czuł się jak marionetka.
Kultyści byli równie zdziwieni wydarzeniami jak żołnierze, choć w przeciwieństwie do imperialistów zachowali życie, choć nie na długo. Krótko po jatce Szarwej poczuł małą zmianę w głowie i jeszcze raz usłyszał wynaturzony szept demona:
- Póki co dam Ci wolną rękę, nie myśl że o Tobie zapomnę. Wkońcu co możesz zrobić?
A Szarwej dobrze wiedział co zrobić.
Kultyści dowiedzieli się pare sekund później, gdy ich kończyny i wnętrzności zaczęły szybować po komnacie. Pytanie było tylko jak postąpić dalej? Wtedy mógł jedynie paść na ziemię ze zmęczenia i rozpaczy, niezdolny do znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania.
Tak toczył się jego losy, wbrew woli stał się postrachem ludzi, do których kiedyś należał a jego zbrodnie stawały sięcoraz bardziej odrażające. Nie mógł nic z tym zrobić, demon panował nad nim całkowicie, nawet w chwilach swobody sondował jego myśłi, by nie dopuścić do samobójstwa bądź wydania się w ręce Sigmarytów żołnierza.
Pewnego dnia demon jednak zaskoczył Szarweja:
- Powoli nudzisz mi się mój sługo. Poza tym jestem ciekaw na ile tak naprawdę stać Twoje ciało i ile z niego wycisnę, wiesz co to oznacza? Otóż wielu wyznawców mego Pana i Stwórcy już zginęło próbując tej drogi. Otóż arena śmierci stanie się początkiem Twej agonii. Stracisz dla mnie duszę, jeśli tam umrzesz, a jeśli uda Ci zostać czempionem, możę pomyślę o Tobie poważniej.
- Czy jesteś pewien jak się nazywam? Me prawdziwe imie nie jest przeznaczone dla uszu śmiertelników. Ale mów mi Gorączka, chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
Generalnie myślałem nad ogrem, ale wyznawca chaosu pozwolił na wystawienie starego pomysłu
Zbroja: Pełna płytowa zbroja i hełm
Broń: Bastard trzymany oburącz
Umiejętności: Wyznawca chaosu
Piętno Khorna
Ekwipunek: Obsydianowe wykończenie broni
Stymulant( moc od Gorączki)
Szarwej był raczej zwykłem żołnierzem. Konkretniej jednym ze strażników dyplomatów.
Do czasu.
Wplątał się w sprawę nieco szemraną. Miał pomóc w cichej eliminacji nowego gangu, który był podejrzewany o "zabawy" z chaosem i wyznawanie tego plugawstwa. Cały problem wynikł w chwili wtargnięcia do piwnic magazynu zajętego przez gang.
- Gińcie ścierwa! Za Sigmara!
- Krwawy Panie, ratuj nas, udziel nam swej siły i furii!
- Wasz plugawy bożek was nie uchroni zdrajcy!
I nagle ten głos w głowie Szarweja zmienił wszystko:
- Hmm, podobasz mi się. Już należysz do mnie!
Nie wiedział kiedy i co go opętało. Jedyne czego naprawdę był pewien, to to że przestał panować nad swymi ruchami, i że uczucie dzikiej radości gdy zabijał swych byłych sprzymierzeńców nie pochodziło z jego serca. Ono krwawiło kiedy demon się śmiał. Czuł się jak marionetka.
Kultyści byli równie zdziwieni wydarzeniami jak żołnierze, choć w przeciwieństwie do imperialistów zachowali życie, choć nie na długo. Krótko po jatce Szarwej poczuł małą zmianę w głowie i jeszcze raz usłyszał wynaturzony szept demona:
- Póki co dam Ci wolną rękę, nie myśl że o Tobie zapomnę. Wkońcu co możesz zrobić?
A Szarwej dobrze wiedział co zrobić.
Kultyści dowiedzieli się pare sekund później, gdy ich kończyny i wnętrzności zaczęły szybować po komnacie. Pytanie było tylko jak postąpić dalej? Wtedy mógł jedynie paść na ziemię ze zmęczenia i rozpaczy, niezdolny do znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania.
Tak toczył się jego losy, wbrew woli stał się postrachem ludzi, do których kiedyś należał a jego zbrodnie stawały sięcoraz bardziej odrażające. Nie mógł nic z tym zrobić, demon panował nad nim całkowicie, nawet w chwilach swobody sondował jego myśłi, by nie dopuścić do samobójstwa bądź wydania się w ręce Sigmarytów żołnierza.
Pewnego dnia demon jednak zaskoczył Szarweja:
- Powoli nudzisz mi się mój sługo. Poza tym jestem ciekaw na ile tak naprawdę stać Twoje ciało i ile z niego wycisnę, wiesz co to oznacza? Otóż wielu wyznawców mego Pana i Stwórcy już zginęło próbując tej drogi. Otóż arena śmierci stanie się początkiem Twej agonii. Stracisz dla mnie duszę, jeśli tam umrzesz, a jeśli uda Ci zostać czempionem, możę pomyślę o Tobie poważniej.
- Czy jesteś pewien jak się nazywam? Me prawdziwe imie nie jest przeznaczone dla uszu śmiertelników. Ale mów mi Gorączka, chyba nie muszę tłumaczyć czemu.
Generalnie myślałem nad ogrem, ale wyznawca chaosu pozwolił na wystawienie starego pomysłu
Ostatnio zmieniony 3 gru 2009, o 17:05 przez Cresus, łącznie zmieniany 1 raz.
Imię : Klaus(empire warrior priest)
Broń: młot oburęczny
Zbroja: Ciężka
Ekwipunek: błogosławiona broń ,ikona sigmara
Umiejętności: weteran, twardziel
Była bitwa przeciwko kolejnej orkowej hordzie. Nasz tchórzliwy generał stał z tyłu przy baterii dział a dowództwo armii pozostawił kilku kapitanom. Wszyscy padli zarąbani przez orków lub zmiażdżeni przez trolle. Wtedy postanowiłem przejąć inicjatywę….
ZA SIGMARA!!!!! ryknąłem i poprowadziłem imperialnych żołnierzy na hordę zielonoskórych. Wspierani boską mocą sigmara parliśmy niczym niezatrzymana fala coraz bardziej spychając zielonoskórych w kierunku z którego przyszli. W końcu gobliny złamały się i zaczęły uciekać spowodowało to zamknięcie pozostałych zielonoskórych w kotle. Ogromny wódz orków dostrzegając mnie gdy z dziecinną łatwością zabijałem jego podwładnych a także orientując się po dłuższym czasie że to ja jestem przywódcą ludzi którzy zaraz go zarżną ryknął do niego:
-Hej ty !!Rządom uczciwego pojedynka!!! Ja chcieć odrąbać ci głowę!!!! A może ty się bać i twój fałszywy bożek sigmar cię opuszcza?!!
Bez słowa przepchnąłem się przez szeregi swoich żołnierzy. Ork uśmiechnął się krzywo a wszyscy moi podkomendni utworzyli koło by móc oglądać pojedynek. Na wzgórzu oddalonym o dobre 200 metrów od pojedynku przy stanowiskach imperialnej artylerii przestano strzelać i również oglądano walkę. Elektor Karl patrzył przez lunetę i przez cały czas obserwował z niepokojem obserwował poczynania Klausa.
Wiedział że jeśli nie pozbędzie się tego kapłana to cała chwała z tej bitwy nie przypadnie jemu tylko jakiemuś durnemu kapłanowi. Tymczasem wojownicy patrzyli się na siebie by po chwili ruszyć na siebie z wrzaskiem. Ork zamachnął się swoim ogromnym toporem a w tym czasie zmiażdżyłem mu nogę ork ryknął z bólu upadając na ziemię a ja doskoczyłem do niego i zmiażdżyłem mu głowę. Uniosłem młot do góry a żołnierze stojący wkoło ryknęli ze szczęścia. Tak dzisiaj odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Żołnierze radowali się ale ja nie miałem na to czasu i od razu skierowałem się do namiotu elektora. Gdy tylko wszedłem elektor zapytał :
- Jakie są straty w ludziach ?
- Kilka tysięcy zabitych i co najmniej 2 razy tyle rannych. Wróg stracił kilkanaście tysięcy
-Och cóż za smutna wiadomość . Jednak odnieśliśmy dzisiaj wielkie zwycięstwo. A tak przy okazji słyszałem o arenie śmierci w sylvanii. Pewnie będzie tam wielu wyznawców mrocznych potęg.
-W tym opuszczonym przez Sigmara miejscu? Muszę tam niezwłocznie jechać.
I tak oto zostałem oszukany i znalazłem się na tej parszywej arenie. Ta żmija mi za to zapłaci nieważne czy jest elektorem i tak będzie gryzł piach. Ale teraz nie mam już wyboru nie mogę się wypisać bo to by przyniosło mi hańbę
Broń: młot oburęczny
Zbroja: Ciężka
Ekwipunek: błogosławiona broń ,ikona sigmara
Umiejętności: weteran, twardziel
Była bitwa przeciwko kolejnej orkowej hordzie. Nasz tchórzliwy generał stał z tyłu przy baterii dział a dowództwo armii pozostawił kilku kapitanom. Wszyscy padli zarąbani przez orków lub zmiażdżeni przez trolle. Wtedy postanowiłem przejąć inicjatywę….
ZA SIGMARA!!!!! ryknąłem i poprowadziłem imperialnych żołnierzy na hordę zielonoskórych. Wspierani boską mocą sigmara parliśmy niczym niezatrzymana fala coraz bardziej spychając zielonoskórych w kierunku z którego przyszli. W końcu gobliny złamały się i zaczęły uciekać spowodowało to zamknięcie pozostałych zielonoskórych w kotle. Ogromny wódz orków dostrzegając mnie gdy z dziecinną łatwością zabijałem jego podwładnych a także orientując się po dłuższym czasie że to ja jestem przywódcą ludzi którzy zaraz go zarżną ryknął do niego:
-Hej ty !!Rządom uczciwego pojedynka!!! Ja chcieć odrąbać ci głowę!!!! A może ty się bać i twój fałszywy bożek sigmar cię opuszcza?!!
Bez słowa przepchnąłem się przez szeregi swoich żołnierzy. Ork uśmiechnął się krzywo a wszyscy moi podkomendni utworzyli koło by móc oglądać pojedynek. Na wzgórzu oddalonym o dobre 200 metrów od pojedynku przy stanowiskach imperialnej artylerii przestano strzelać i również oglądano walkę. Elektor Karl patrzył przez lunetę i przez cały czas obserwował z niepokojem obserwował poczynania Klausa.
Wiedział że jeśli nie pozbędzie się tego kapłana to cała chwała z tej bitwy nie przypadnie jemu tylko jakiemuś durnemu kapłanowi. Tymczasem wojownicy patrzyli się na siebie by po chwili ruszyć na siebie z wrzaskiem. Ork zamachnął się swoim ogromnym toporem a w tym czasie zmiażdżyłem mu nogę ork ryknął z bólu upadając na ziemię a ja doskoczyłem do niego i zmiażdżyłem mu głowę. Uniosłem młot do góry a żołnierze stojący wkoło ryknęli ze szczęścia. Tak dzisiaj odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Żołnierze radowali się ale ja nie miałem na to czasu i od razu skierowałem się do namiotu elektora. Gdy tylko wszedłem elektor zapytał :
- Jakie są straty w ludziach ?
- Kilka tysięcy zabitych i co najmniej 2 razy tyle rannych. Wróg stracił kilkanaście tysięcy
-Och cóż za smutna wiadomość . Jednak odnieśliśmy dzisiaj wielkie zwycięstwo. A tak przy okazji słyszałem o arenie śmierci w sylvanii. Pewnie będzie tam wielu wyznawców mrocznych potęg.
-W tym opuszczonym przez Sigmara miejscu? Muszę tam niezwłocznie jechać.
I tak oto zostałem oszukany i znalazłem się na tej parszywej arenie. Ta żmija mi za to zapłaci nieważne czy jest elektorem i tak będzie gryzł piach. Ale teraz nie mam już wyboru nie mogę się wypisać bo to by przyniosło mi hańbę
matilizaki napisał:
Na brete
wybiegac biegaczem do przodu i wbijac sie od tyłu w kawalerie jak sie wyjdzie z tyłu
-
- Masakrator
- Posty: 2297
No cóż to?
Sami Chaosiarze a żadnego krasnoluda?
Czyżby wszystkie pouciekały?
Sami Chaosiarze a żadnego krasnoluda?
Czyżby wszystkie pouciekały?