Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
_reszka
Chuck Norris
Posty: 551

Re: Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)

Post autor: _reszka »

Murmandamus pisze:Ponieważ dla mnie to szybki dostęp do historii które sobie przeglądam przed walką konkretnych wojowników by robić do nich pewne odniesienia we wprowadzeniach. Dla innych to też pewna wygoda.
no, ja czytam wszystkie ale hurtem jak się pojawią w pierwszych postach, wybieram 3 najlepsze i porównuję ze zdaniem organizatora areny (dwa razy nawet własną wybrałem i nie zawiodłem się). Może się nie wczuwam pisząc posty, ale cały fluf śledzę.

A historyjki w stylu:

- Ciemność
- Krew
- Muszę zabijać!

O, arena......


to jak malowanie TT na 3 kolorach.

Dla mnie historyjki i fluf są ważniejsze niz same wyniki. Gdyby Murm nie dawał wstępniaków już od dawna by mnie tutaj nie było.

Murm, dobra rada, jak już pojawią się te 32 historie, to daj sobie ze 2 dni na wyłonienie zwycięzców, tak żebyś wybrał te, które warto polecić innym do przeczytania. Bo jakość historii w tej arenie poraża. Lepsza niż 19, a jest ich 2 razy więcej. Ja wciąż dłubię swoją, odwlekałem napisanie, odwlekałem i teraz się śpieszę. Mam nadzieję, że zdążę.


Każdy chce wygrać jubileusz :)

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Wiem o co chodzi, ja np. też długo odkładalem pisanie, ale jak zobaczyłem, że jest arena to szybko zająłem się tworzeniem historyjki. No cóż nie wyszła ona najlepiej, bo nie mam czasu na pisanie ważne, że nie beznadziejna. Mikstórki tym razem pewnie nie dostane, ale tródno, może wygram bez niej :P .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

Garg. Same na pewno same wierchowce nie będą ktoś musi poświęcić slot ekwipunku na to i na pewno nie są tak mordercze jak myślisz. Można z chabety zlecieć.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
GarG
Szef Wszystkich Szefów
Posty: 3946
Lokalizacja: Przy 7 szkielecie skręć w prawo

Post autor: GarG »

ok wyjdzie w praniu ;)
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ? :)
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

jak narazie tylko dzień za nami i 15/32 miejsc wolnych jeszcze.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
Deather
Chuck Norris
Posty: 444

Post autor: Deather »

Imię postaci: Renevar
Broń: lanca/długi miecz
Zbroja: ciężka zbroja, tarcza, hełm
Ekwipunek: wierzchowiec
Umiejętności: Wampirza czysta krew Blood Dragon
Wierzchowiec: Szkieletowy rumak

Historia postaci: Walka trwała już tylko na szczycie klifu. Pola poniżej, okryte mgłą gęsto usiane były truchłami ludzi. Walka na klifie była jedyną wyspą dźwięku w promieniu wielu mil, nawet morze zdawało się pozbawione odwagi by nagłą pełną śmierci ciszę przerwać i plusk ciał spadających w morskie odmęty wydawał się jakby stłumiony. Fale zwykle wypełniające hukiem każdy zakątek wybrzeża teraz nieśmiało wpełzały na brzeg robiąc mniej hałasu niż polujący kot. Dźwięki bitwy powoli cichły gdy ostatni ludzie padali pod mieczami hordy szkieletów, by jak wszystko wokół ustąpić miejsa ciszy.

Godzinę później lekko utykając na lewą nogę podpierający się laską wampir wszedł na pobojowisko brodząc przez ciszę jak przez mgłę. Dwa kroki za nim kroczył dowódca jego nieumarłych zastępów. Renevar, wampir mrożącej krew w żyłach linii krwawych smoków wpatrywał się w wątłe plecy swego pana. Nienawidził swego władcy bardziej, niż czegokolwiek ale potrzebował jego armii by wieczne życie wypełnić wieczną chwałą. Jako wojownika znały go wszystkie wampiry, niestety jego imię nie budziło należytego lęku w krainach śmiertelników. Zapewne wynikało to z tego, że nikt kto go spotkał nie żył dostatecznie długo by o tym opowiedzieć. Dlatego wkrótce zabije swojego pana i skieruje armię ku ludzkiemu imperium. Tok myśli wampira przerwał idący przed nim nieumarły przystając nagle i wyrzucając w powietrze garść pyłu. Mimo braku wiatru i wręcz bezbrzeżnej ciszy ziarenka pyłu uniosły się w powietrze i zaczęły wirować wokół wampira. Renevar wiedział, że pyłu nie unosi zwykły wiatr, sam również czuł wyjące potężnie wichry magii. Podziwiał umiejętności wampira, który za chwilę pokonaną ledwie godzinę temu armię przekształci w kolejny pułk swojej nieumarłej armii. Nic takiego się jednak nie stało. Potężny wampir odwrócił się i wyciągnięte ramiona zwrócił przeciwko Renevarowi. Ciszę rozdarł szept zaklęcia i krwawy smok w błysku czerwonego światła zmienił się w pył, a gwałtowny wiatr, który zerwał się nagle zaniósł jego szczątki ku morzu.

Wiele lat później wampir o wyniszczonym, powoli regenerującym się ciele wspiął się na klif. Skierował oczu ku Sylvanii i wyszeptał "jeszcze o mnie usłyszysz". Po czym ruszył pewnym krokiem przed siebie.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

O widze, że mamy najazd wapirów Smoczej Krwii.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Deather
Chuck Norris
Posty: 444

Post autor: Deather »

krasnali też całkiem sporo. Jest to smutne ze względu na mdły smak ich krwi, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Jak ktoś nie ma pomysłu, może sie zasugerować moją historyjką i wystwaić nekromatę.

Awatar użytkownika
warkseer
Wodzirej
Posty: 741
Lokalizacja: żyrardowskie kanały

Post autor: warkseer »

Hej, mój szczuro-wampirek jest fajoski, musiałem jakoś uczcić 20-tą arenę :wink:
Obrazek

Awatar użytkownika
Kokesz
Kretozord
Posty: 1749
Lokalizacja: kolebka cywilizacji

Post autor: Kokesz »

Czemu bohaterowie DoW nie mogą brać pistoletów?
Obrazek

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

niedopatrzenie ,naprawię to
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

symek
Chuck Norris
Posty: 523

Post autor: symek »

imię: Myphylomemnon pierwszy (Tomp Prince)
broń: miecz dwuręczny
zbroja: lekka zbroja
ekwipunek: przeklęta broń
umiejętności: paskudna klątwa

Szmery... coraz głośniejsze..co mnie obudziło?... wieko... wieko mego kamiennego łoża sie rusza... głosy.... wieko się otwiera... ZABIĆ ICH WSZYSTKICH..........

w momencie kiedy złodzieje otworzyli kamienne wieko sarkofagu w nadzieji, że znajdą najwspanialsze klejnoty zdziwili się, kiedy zobaczyli tylko zasuszone ciało, jednak ich uwagę zwrócił wielki miecz który ów mumia trzymała, był on dość specyficzny z zakrzywionym końcem z dziwnymi hierogryfami na ostrzu i wspaniałym klejnotem osadzonym w rękojeści. Kiedy jeden z grabieżców sięgał po niego, poczuł na swojej ręce zimny i mocny ucisk, to ,to ciało, które próbował ograbić trzymało go za nadgarstek a puste zimne oczy wpatrywały się w niego przenikliwie jakby zaglądały w głąb duszy. Ułamek sekundy później nim ktokolwiek zdążył zareagować zasuszona ręka zacisneła się robiąc z nadgarstka złodzieja miazge. Po piramidzie rozległ się przeraźliwy krzyk bólu i rozpaczy. Mumia sprawnym ruchem dobyła miecza i jednym zamachem odcieła głowy trzem nachylającym się jeszcze nad sarkofagiem złodzieji, dwóch cudem unikneło ostrza i poczeło uciekać rozdzielając się i gubiac w pokrętnych korytarzach grobowca. Gdy jeden z grabieżców uciekał i zauważył światło na końcu tunelu usłyszał krzyk ostatniego z kompanów, zdał sobie sprawę, że tylko on pozostał przy zyciu i gdy był juz kilka metrów od wyjścia jakaś szczupła sylwetka zasłoniła mu je wynurzając się jakby ze ściany. To twarzą w twarz z nim staneła wysoka i szczupła mumia, spojrzała na złodzieja pustymi oczami, dosięgneła go ręką i przybliżyła do swojej twarzy. Usłyszeć się dało cichy zgrzyt kosci i szczęka otworzyła się jakby do mówienia a z niej dało się słyszeć kilka jakby odbijających się echem słów....

plugawcy... moje skarby... gdzie?....

przerazony człowiek odpowiedział drzącym głosem w nadzieji że ta wiadomość ukoi troche Pana grobowca i daruje życie

"kakarawanna juzzz zab..zabrała dodo.. kupca, to wielki czarodziej.... w sylwanii w w twierdzyy w gó..górach" wydukał jąkając się

czuje... czuje je... wiem gdzie są... wzywają mnie... nie jesteś już potrzebny....
po tych słowach mumia z całej siły rzuciła człowiekiem o kamienną ściane zamieniając jego głowe i większość kości w ciele w krwawą papke i tak jak stała wyruszyła w kierunku swoich skarbów..

po kilku tygodniach Myphylomemnon stał pod dzwiami wielkiej warowni, czuł ze jego własność jest blisko. Spojrzał na wielkie wrota zagradzające mu przejście, gdy własnie wtedy się uchyliły i stanoł w nich człowiek w dziwnych szatach "wiedziałem, że się pojawisz" powiedział "twoje skarby są tu, leśli wygrasz arene to je odzystasz a ja dołoże jeszcze raz tyle, umowa stoi?"

Myphylomemnon nic nie odpowiedział, spojrzał tylko martwymi oczami na tajemniczego człowieka, który ruchem ręki zaprosił go do środka. Umarły król przeszedł przez brame, człowiek skomentował to słowami

"to chyba oznacza że mamy nowego zawodnika, czekaj więc aż zostaniesz wezwany"

Myphylomemnon skierował się odrazu w kierunku areny, wiedziony jakimś instynktem udał się do poczekalni i stanął przed dzwiami prowadzącymi na arene gdzie odbywały się walki i czekał w bezruchu na swoją kolej...

_reszka
Chuck Norris
Posty: 551

Post autor: _reszka »

Historia made by _reszka
słowa piosenki - autorstwo: _reszka




Emilia, córka Lorda Tyramonta z Księżycowego Stepu

- Ten turniej jest wspaniały, wspaaaaniaaałyy! Jacy piękni rycerze do nas zjechali! Ten z sierpem księżyca na czarnym polu uśmiechnął się do mnie rano! Jestem pewna, że wygra!
- To Kinird, syn rycerza Kringera z zamku Mrocznego Nieba, – Emilia też czuła się podekscytowana turniejem. Najstarszej córce Lorda nie wypadało jednak ekscytować się tak jawnie jak robiła to jej dama do towarzystwa. W końcu miała już dwanaście lat. Czuła się jednak dumna, że wreszcie te godziny spędzone na wkuwaniu na pamięć setek herbów i zapoznawanie się z koligacjami rodzinnymi na coś się przydają. Choćby było to tylko zaimponowanie swojej małej świcie.

Wtem Hunimin nagle pyta – wyjdzieszże za mnie, Miła ma?
Urok twój za duszę chwyta – dajże mi w łożu, jak dama.

Duszę Twą przyjmę rada – Lecz z Ciebie straszna szkarada,
A do łoża Panie Jaśnie - Gdy słońce na wieki zgaśnie
przyjmę Cię z ochotą wielką – napoisz mnie swą kropelką...


- Przestań, bo cię jeszcze usłyszy – ostrym głosem uciszyła młodego barda Emilia, choć lekki powstrzymywany uśmiech i chichot przyjaciółek zdecydowanie przeczyły tonowi. Cóż poradzić, sprośne śpiewki były powszechne, ale Kinrid mógłby się poczuć urażony, gdyby usłyszał, że córka lorda bawi się słuchając o jego seniorze. A piosenka „O zalotach z Mrocznego Nieba” należała raczej do tych bardziej dosadnych i mimo że sam bohater zmarł ponad sto lat temu, jakimś trafem pozostała w pamięci bardów. Jak powiedział jej nadworny śpiewak, niczym więcej w swoim życiu się Hunimin nie wyróżnił.

Doszli wreszcie do swoich ław.

Emilia weszła po kilku stopniach na podwyższenie i usiadła obok swojego ojca. Mizella, jej najbliższa dama do towarzystwa usiadła na niskim krześle tuż obok swojej pani. Reszta świty musiała się zadowolić ławami ustawionymi wzdłuż jednej długości ubitego pola, służącego dziś jako plac turniejowy. Co i tak było swego rodzaju wyróżnieniem, bowiem miejsce siedzące, nawet na ławach było zarezerwowane wyłącznie dla dostojniejszych gości. Reszta motłochu, kupcy, mieszczanie a nawet ubożsi rycerze musieli walki oglądać na stojąco. Panował niesamowity ścisk, jedynie przestrzeń wokół ogromnego ogra była pusta. Mimo że ogr ubrany był w piękne czerwone jedwabie, budził powszechny strach. Towarzyszył jednak Wielkiemu Arcymagowi, przybyszowi z odległych krain i dopóki nikogo nie skrzywdzi, jest gościem. Choć w jego oczach było coś, co przenikało Emilię dreszczem.

Zbliżał się koniec wielkiego turnieju, jutro ostatnie zawody w pojedynkach rycerzy z kopiami. Dotychczas wyłoniono już najlepszego łucznika, szermierza, ujeżdżacza, najlepszą drużynę rycerza (w szranki stawało po pięciu chłopców, którzy w przyszłości mogą liczyć na ostrogi rycerskie, wielu z nich już było giermkami, dwie pięcioosobowe drużyny stawały naprzeciw siebie i walczyły aż do pokonania przeciwnika – tu prym wiodła drużyna Hrabiego Fregusa, składająca się wyłącznie z jego wnuków i prawnuków, przy czym wszyscy byli podobni do maleńkich niedźwiedzi, niscy, szerocy w barach, wykapani Fegusowie – jak mówił Pan ojciec Lord).

Na dzisiaj była zaplanowana walka zbiorowa. Emilia nigdy jej nie widziała, jedynie z opowieści wnioskowała, czego może się spodziewać. W walce zbiorowej mógł wziąć udział każdy, kogo stać było na konia i miał choćby dalekie korzenie rycerskie lub szlacheckie, co w przypadku wielu gości z dalekich krain weryfikowane było poprzez ich słowo. Emilia kiedyś podsłuchała, jak kucharz żalił się, że to ograniczenie jest wyłącznie po to, aby jakiś cham nie sprzedał wszystkiego co ma, nie kupił konia i nie skopał szlachetnie urodzonych tyłków. Lub chociaż się na nie zamachnął.

Powoli się zaczynało. Na plac wyjeżdżali konno rycerze, uzbrojeni wedle upodobań. Emilia widziała kilka znanych herbów, Fregusa, tego od drużyn rycerskich, reprezentował pewnie inny syn. Ponadto widziała czarnego nietoperza Grywoldów, złote kłosy Joaków, wieżę Minolta, trzy kopie Nimichów. Sławne rody. Było też kilku gości zza granicy, ich jednak nie znała. Głośne oklaski pojawiły się dwa razy. Po raz pierwszy jak na arenę wjechał z podniesioną przyłbicą najurodziwszy rycerz, tryumfator walki zbiorowej zeszłej wiosny w wielkim mieście Trypiana, obiekt westchnień wszystkich panien a także wielu mężatek z miasta, szlachetnie urodzony Ser Laknas herbu Złoty Proporzec. Drugim oklaskiwanym rycerzem był barczysty olbrzym, Triben, drugi syn Lorda organizatora turnieju. Brat Emilii.

Pozostali byli witani bardziej lub mniej entuzjastycznie, a w odniesieniu do kilku oklaski były co najwyżej formalne.

Po niecałej półgodzinie na placu uformował się okrąg czterdziestu kilku rycerzy, stojących po zewnętrznej stronie kręgu, głowami końskimi zwróconymi do środka. Na chwilę zapadła cisza, zakłócana jedynie nerwowym przesąpywaniem koni. Lord podniósł się z wysokiego, bogato przyozdobionego krzesła.

- Znacie zasady walki zbiorowej. Zwycięzca jest tylko jeden, a zostanie nim ten, kto ostatni dotknie ziemi. Obowiązują rycerskie zasady, nie można także atakować pokonanych a także pomocników, którzy pomogą pokonanym opuścić plac. Zaczynajmy więc! Ku chwale! Naprzód!

Kilka koni zarżało. Przez chwilę zapanował chaos, Emilia ze zdumieniem zobaczyła, jak różne taktyki przyjęli wojownicy. Niektórzy z kopyta ruszyli do szarży na rycerzy znajdujących się po przeciwległej stronie placu, aby choć na wstępie skorzystać z impetu szarży, osławionej taktyki Bretonii, zanim zabraknie miejsca do swobodnego poruszania się. Inni natychmiast zaatakowali najbliższego sąsiada, skręcając się na siodle i tnąc mieczem, toporem, młotem. Natychmiast też spadł z konia rycerz rodu Joaków, zaskoczony atakiem gościa z zagranicy, przytępione ostrze miecza z głuchym łoskotem uderzyło w pierś rycerza zrzucając go z konia. Na jednym z krańców placu zawiązała się koalicja czterech rycerzy, którzy razem stawiali opór pojedynczym napastnikom.

Laknas szarżował, miał szybkiego konia i duże szanse dotarcia do przeciwników zanim środek placu się zapełni. Triben, brat Emilii, walczył morgersternem z dwoma innymi rycerzami, koń nerwowo chodził pod nim. Zapanował ogólny chaos.

Emilia widziała walkę fragmentarycznie, takie poszczególne epizody, które ledwo się zaczęły to już się kończyły aby dać początek kolejnym. Tu Triben powalił ciosem w głowę Freja, tam Laknas złamał tarczę Grywoldów a chwilę później zrzucił samego rycerza. Kwik koni, jęki ludzi, wojownicze okrzyki, zgrzyt metalu o metal, harmider wśród widzów. Była to walka każdego z każdym, ale dla Emilii było to sto scen od siebie niezależnych, każda inna, kilka chwalebnych, kilka strasznych, niewiele pozostających w pamięci. Choć zapamiętała jak jej brat sam wiedziony jakimś nadzwyczajnym talentem do jazdy konnej znalazł lukę wśród walczących i zaszarżował na koalicję czterech konnych, którzy od początku trzymali się razem. Pochyliwszy się mocno na siodle przed lecącym młotem wpadł między nich w chwil kilka zrzucając trzech z nich z siodeł. Niestety, jego koń także się potknął i runął na ziemię, zaś sam Triben dosłownie w ostatniej chwili wyciągnął nogę ze strzemienia unikając jej zmiażdżenia. Laknas niczym artysta kładł kolejnych przeciwników. Walczył, jakby miał oczy z tyłu głowy. Ranni jęczeli, pomocnicy uwijali się znosząc nieprzytomnych i odciągając spłoszone konie.

Pod koniec zostało pięciu rycerzy, ciężko oddychający Laknas, rycerz rodu Nimichów, który zdążył już zgubić tarczę ale znaki na hełmie wciąż pozwalały go zidentyfikować, inny rycerz herbu dzik na zielonej łące, którego Emilia nie znała oraz dwóch gości z zagranicy.

Długo trwała walka pomiędzy tą piątką. W końcu rycerz Nimichów padł pod ciosem gościa zza granicy który z kolei zleciał chwilę później powalony ciosem Laknasa. Drugi gość także powalił Bretończyka.

Nadeszła pora na finał. Laknas przeciwko nieznajomemu, Laknas zbrojny w długi miecz, nieznajomy z młotem, teraz już bez tarcz z niewiarygodnie pogiętymi zbrojami. Ciężko dyszący, co było słyszalne mimo zamkniętych hełmów.

Tłum skanduje imię Laknasa. Emilia ze zdumieniem spostrzega, iż najwyżsi dostojnicy oraz starsi rycerze milkną. Jakieś nieprzyjemne uczucie zaczęło drążyć jej wnętrze.

Ruszyli na siebie z impetem, z mocą wbijając ostrogi w boki spienionych wierzchowców. Stępione bronie zderzyły się i zaczęła się wymiana ciosów. Nie była ani efektowna ani mordercza. Nie tak jak w starych opowieściach. Obaj rycerze byli już zmęczeni i ciężko przychodziło im nawet podnosić miecz. Aż w pewnym momencie po mocniejszym uderzeniu młot wypadł z ręki nieznajomego. Tłum krzyknął w euforii. Jednak nieznajomy zrobił coś całkowicie niespodziewanego. Jakimś nadludzkim wysiłkiem ułożył prawą nogę na siodle i skoczył na przeciwnika! Laknas nie mógł utrzymać podwójnego ciężaru, przeciwnika i jego zbroi. Koń załamał się na nogach i obaj zlecieli z rumaka. Laknas wylądował na plecach mocno uderzając głową w ziemię, nieznajomy wylądował na nim. Po chwili przybysz odczołgał się i z trudem wstał.

Tłum zaczął gwizdać.

Loża dostojników milczała, Emilia widziała kłykcie ojca zbielałe od siły z jaką zacisnął dłonie na poręczach krzesła.

- O co chodzi? - spytała szeptem siedzącego obok niej Starszego Obrońcę Skarbu, ser Joancyga.
- Nic nie wiesz, Pani? - popatrzył na nią, po czym odwrócił wzrok na plac – To kobieta.

Emilię aż zatkało ze zdumienia.

Zwyciężczyni zdjęła hełm. Miała zmęczoną twarz. Grube, czarne, spocone włosy jak kłaki przylegały do jej twarzy. Wyglądała na brzydką dziewczynę ale po takim wysiłku nikt nie byłby piękny. Podeszła do miejsca przeznaczonego dla zwycięzców.

Lord podniósł się powoli.
- Wygrałaś Vrienne. Dostaniesz obiecaną nagrodę, dwieście złotych monet. I tylko tyle.
- Nie dbam o złote monety. Mój ojciec jest wystarczająco bogaty a ja jestem jego jedyną dziedziczką. Chcę tylko tego, co mi się prawnie należy! Pasowania na rycerza! Udowodniłam, że jestem tego warta! - głos miała szarpany po takim wysiłku, jednak było w nim czuć determinację.
- Vrienne z Minthu! Nie zostaniesz pasowana ani teraz ani nigdy. Żaden Lord się na to nie zgodzi. Wygrałaś walkę. Nieuczciwie, ale wygrałaś. Kobiety nie zostają rycerzami. Wbij to sobie do głowy. Wróć lepiej do ojca, przywdziej suknię, znajdź męża i urodź dzieci zanim twój ojciec umrze ze zgryzoty, że taka córka mu się trafiła - po tych słowach Lord odwrócił się i opuścił podniesienie.

Chwilę później wrócił szybkim krokiem:

- Wygrałaś, ale wiedz, że zdradziłaś całą Bretonnię. Ktoś musi Ci to wreszcie powiedzieć. Mogłaś służyć Pani Jeziora, to jest nasza Bogini! Zamiast tego odeszłaś do zagranicznych bogów i służysz im do dziś. Sigmar! Jakim cudem tak wspaniały rycerz mógł spłodzić coś takiego jak Ty! Zdrajca narodu, zdrajca wiary, marzący o ostrogach rycerskich przodków. Nigdy się na to nie zgodzę, choćbyś samego Khorna powaliła na kolana! A teraz opuść moje miasto, bo nie jesteś tu mile widziana – po czym ostatecznie wrócił do namiotu.

Emilia pierwszy raz w życiu widziała tak wzburzonego ojca.


Mag

- Poczekaj! - Vrienne odwróciła się i zobaczyła, że jakiś człowiek podchodzi do niej.
- Chcesz być pasowana na rycerza Bretonii służąc obcemu bogu?– Vrienne milczała, więc nieznajomy kontynuował – słabo znasz się na prawach, ale Ci powiem jedną rzecz. Pasować Cię może tylko Król. Żaden z Lordów nie odważy się na taki czyn. To sprzeczne z tradycją i całym tym bla bla bla bretońskim. A Król może się zgodzić, jeżeli udowodnisz, że jesteś tego warta.

Vrienne milczała.

- Milczysz. Powiem wprost. Wygraj dwudziestą konfrontację najlepszych wojowników świata. Ogr który tu się szwęda wygrał dziewiętnastą. Widzisz więc, z kim będziesz musiała się zmierzyć. Jak wygrasz, udowodnisz, że jesteś najlepszym wojownikiem na świecie. Żaden Bretończyk nie zdobył jeszcze tego tytułu.
- Jak wygrasz, nawet Król nie odmówi Ci rycerskich ostróg. Masz – wręczył Vrienne jakiś pergamin – masz i zrób z tym co chcesz.


Vrienne z Minthu

Do zamku było już niedaleko. Ścieżka wiodła przez las. Vrienne zatopiona w myślach, rozmyślając o pergaminie z zaproszeniem pokonywała kolejne mile zbliżające ją do celu.

Wtem zza zarośli wyleciała strzała. Trafiła wprost w szyję rumaka który kwiknął przeraźliwie. Vrienne błyskawicznie wyjęła nogę ze strzemienia i wylądowała zgrabnie na ziemi. Natychmiast wyciągnęła młot przytwierdzony do siodła. Po chwili zobaczyła dwóch obszarpańców wychodzących z zarośli.

- No no, kogóż my tu mamy? Ślicznotka jakaś! Co mogłabyś nam dać?

Vrienne milczała, z młotem w prawej ręce i powiewającą koszulą czekała na mężczyzn.

- Ślicznotko, my uczciwi rabusie jesteśmy, weźmiemy tylko co masz i zdrową wypuścimy – przymilał się jeden powoli się zbliżając.

Vrienne szybko ich oceniła. Obszarpańcy. Gdyby miała na sobie zbroję, nawet by jej nie zaczepili. Ale zbroja była w jukach. Nie dało się podróżować na długie trasy ubraną w ciężką stal. Dalej mogła ich zniechęcić wypowiadając odpowiednie modlitwy, ale nie chciała. Już nie. Zabili jej konia. No, może nie zabili, ale zdechnie z pewnością. Oczyści ten zakątek z tych mrocznych dusz.

- Panienko, odłóż to żelastwo, nie chcemy cię skrzywdzić – wzrok jednak przeczył słowom. Vrienne udała, że młot jej ciąży. Gdy pierwszy z obwiesi podszedł odrobinę za blisko doskoczyła do niego i z zamachem od dołu rozbiła mu głowę młotem. Jak tylko kość chrupnęła z krzykiem pełnym wysiłku wypuściła młot z ręki. Pamiętała o naukach mistrza.

„Pamiętaj, musisz się nauczyć walczyć. Ale walczyć mądrze. Co jest jednak Twoim atutem? Nie jesteś ani tak szybka ani silna jak mężczyźni. Jesteś dobrze wyszkolona, ale z mistrzami nie masz co się równać. Ale pamiętaj, jesteś kobietą. Każdy mężczyzna, który stanie do walki z Tobą, musi być pewny, że wygra. Duma niejednego już zgubiła. Niech on atakuje, ty tylko czekaj. Niech się zmęczy. Im dłużej będzie z tobą walczył, tym bardziej będzie wściekły, że jakaś dziewka z niego kpi. Im bardziej będzie wściekły, tym szybciej będzie się męczył. Tym szybciej zrobi błąd. Popatrz na swoich rodaków. Uważają kobiety za gorsze od mężczyzn, nie pozwalają im nawet nosić broni. Takich mężczyzn jest pełno na całym świecie. Przekonanych, że w minutę Cię pokonają. Walcząc bądź tak kobieca jak możesz. Przekonaj przeciwnika, że ta pełna zbroja na Tobie to kaprys i żart. I zmuś go, żeby za niego zapłacił. Pamiętaj, Sigmar nie toleruje niewykorzystywanych talentów.”

Stała bezbronna naprzeciw obszarpańca z mieczem, który z wybałuszonymi oczami trawił śmierć kamrata. Widziała w jego oczach chęć ucieczki i chęć ataku. W końcu podjął decyzję. Z krzykiem i mieczem uniesionym wysoko nad głową ruszyła na bezbronną dziewczynę. Vrienne zrobiła krok do przodu i wprawnym ruchem wbiła mizerykordię wyciągniętą z rękawa w gardło napastnika. Naprawdę nie chciała go gonić po lesie.

Westchnęła cicho. Koń cierpiał. Podniosła młot, podeszła do niego, pogłaskała po chrapach. Były rozpalone. Mówiąc do niego spokojnie, wprawnym ruchem mizerykordią podcięła mu gardło. Zbyt wprawnym, pomyślała - który to już koń zaznaje spokoju z mojej ręki? Oczy jej się lekko zaszkliły.

Podeszła do juków i wyciągnęła tobół ze zbroją. Zrobiła drugi z niezbędnymi i z wartościowymi rzeczami. Resztę rzuciła pod starą sosnę. Z westchnieniem zarzuciła toboły na ramię. Ciężkie były. A do najbliższego miasta kawał drogi.

Ale na Arenę zdąży. Musi zdążyć.



Vrienne z Minthu
dziedziczka starego bretońskiego rodu.

Kapłanka Sigmara
Uzbrojenie – ciężka zbroja , tarcza, hełm,
Broń – młot
Dodatki –błogosławiona broń, mistrzowska zbroja
Umiejętności – defensywny, tarczownik

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

Imię postaci: Wood Elf Wardancer Noble - Imhol
Broń: Saearath – włócznia o 2 ostrzach
Zbroja:Brak zbroi
Ekwipunek: Ochronne tatuaże (amulet ochronny)
Umiejętności: Pochodzenie Wardancer


Płomienie ogniska tańczyły w świetle księżyca na leśnej polanie oświetlając swym blaskiem pogodne twarze elfów. Elfy których ciała i twarze były pokryte tatuażami pogodnie rozmawiali co jakiś czas przerywając rozmowę śmiechem ... Tylko jeden był skupiony i poważny, zwali go Imhol
jego głowa byłą pełna myśli i wspomnień. Oto widział leśną polanę pośród drzew w lesie Athel Loren, stało na niej wiele elfów – min. Tancerze wojny on stał na ich czele - jako dowódca i szlachcic, słuchał uważnie. Wszyscy wsłuchiwali się w jedną osobę – Ariel królową kniei Athel Loren. Przemawiała do wszystkich...

- Wsłuchajcie się w mój głos bracia i siostry Elfy... Nadchodzą mroczne czasy dla naszego leśnego domu. Oto prorokini Naieth miała wizję... Widziała śmierć Athel Loren... Zwierzoludzie... Oto dla nas zagrożenie i dla braci naszych Leśnych duchów... Oto powiadam wam – wyruszcie na łowy, opuścicie świętą knieję aby zniszczyć plugawe nasienie ... Musimy pomóc ludziom by ci powstrzymali
te plugawe nasienie chaosu... Niestety my Leśne elfy – sami nie damy rady... Potrzebna jest nam pomoc ludzi. Wiedz idźcie i niech łuki wasze i broń wasza skierowane były prosto w serca wrogów lasu...

Wtedy wizja się rozwiała – coś go tknęło,coś wyczuwał zresztą był inny niż reszta elfów nigdy nie miał talentu do łucznictwa
za to było w nim coś innego miał jak by 6 zmysł, zawsze wyczuwał niebezpieczeństwo – tak samo jak teraz. Położył rękę na swej broni – Saearath – włóczni o dwóch ostrzach. Nagle odezwał się.

- Cisza...

Wszyscy umilkli i podnieśli swe bronie, wstali – nikt nie miał takiej broni jak Imhol, zresztą każda bron była inna – od elfich mieczy po glewie . Już to słyszeli – ryk jednego ze zwierzoludzi – po tym stado zwierzoludzi rzuciło się na elfów. Oni z uciechą poddali się tańcowi... śmiercionośnemu tańcowi ... Walczyli dzielnie, z gracją tnąc brutalnych i nie okrzesanych zwierzoludzi. Niestety było ich za mało by móc odeprzeć atak takiej hordy bez strat. Walczyli dzielnie...W Wojennym tańcu... Wpadł pomiędzy dwóch zwierzoczłeków ścinając im głowy pojedyńczym obrotem włóczni, następnie przebił kolejnego wroga włócznią na wylot. Przeskoczył przez ciało pomiota i odbijając się od niego wskoczył na drugiego przebijając go od czubka głowy po same krocze... Wojowali z gracją tańcząc pomiędzy wrogami. Lecz było ich zbyt mało by odeprzeć brutalne ataki zwierzoludzi. Ostatecznie wygrali... Niestety przeżył tylko jeden z nich, właśnie Imhol... Stał pośród truchł zwierzoludzi oraz swoich pobratymców mruknął coś pod nosem i opadł na kolana mdlejąc. Po kilku godzinach – nad ranem znalazła go pewna kobieta, prawdopodobnie miejscowa guślarka. Opatrzyła elfa nie patrząc na uprzedzenia rasowe. Potem długo rozmawiali o wielu rzeczach. Przez 15 dni które Imhol spędził u niej odzyskując zdrowie zaprzyjaźnił się z nią. Sam wypytywał o tym gdzie może znaleźć bestie chaosu . Dowiedział się też o turnieju o nazwie ,, Arena śmierci” bardzo go to zaciekawiło, zastanawiał się nad tym długo- szczególnie kiedy dowiedział się że niekiedy biorą tam udział również zwierzoludzie i inne stworzenia ciemności.
Wiedział też że jeżeli wygra to okryje chwałą swój lud i samego siebie.Pieniądze go nie interesowały, tylko tyle ile potrzebował na jedzenie, a i bez pieniędzy potrafił sam coś upolować czy nawet żyć przez jakiś czas odżywiając się roślinami. Postanowił wyruszyć do miejsca gdzie odbywał się turniej – do krainy wampirów ... Do krainy o nazwie Sylwania...


P.S.
Może i w bitewniakach jestem jeszcze zielony ale w RPG siedzę już długo ;)

P.S. 2

Pisze że nie mogę mieć broni więc zostawiam tylko jej nazwę i opis ( ot tak by opis walki był ciekawszy jak i sama postać ;) )
Ostatnio zmieniony 29 gru 2009, o 20:11 przez kubon, łącznie zmieniany 9 razy.
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Murmandamus
Niszczyciel Światów
Posty: 4837
Lokalizacja: Radom

Post autor: Murmandamus »

do powyższego, pamiętaj że jest cecha: pochodzenie tancerz wojny co daje dostęp do tańców i bonusów tw.
zapraszam na Polskie Forum Kings of War

https://kow.fora.pl/

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

serio ?? nie wiedziałem bo na arenie to jestem pierwszy raz :oops: gdzie to dać ?? w umiejetnościach ?? a właśnie umiejetność mogę mieć 1 czy 2 ?
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Elfy mogą mieć jedną umiejętność.
Pochodzenie Wardancer(wood elf noble tylko, nie wybiera broni ma Ward weapon)
Jest taka umiejętność swoją drogą, o niej mowa?
:wink:

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

a tak swoja drogą to zauważyłem że chyba od 10 aren nie było żadnego WE a tu aż 2 xD
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Master of reality
Oszukista
Posty: 833
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Master of reality »

Byli, byli chociażby zrobiony przez Jaba trzy czy cztery areny temu
I sold my soul for rock'n roll

Awatar użytkownika
Kokesz
Kretozord
Posty: 1749
Lokalizacja: kolebka cywilizacji

Post autor: Kokesz »

Imię: Mario Baldini
Rasa: człowiek - kapitan DoW
Broń: rapier, sztylet
Zbroja: średnia, hełm
Ekwipunek: eliksir siły, para pistoletów
Umiejętności: bystre oczy, szermierz

Historia:
Był parny, letni wieczór. Słońce jakiś czas temu schował się za horyzontem. Widać było jeszcze nikłą czerwoną niczym krew i przechodzącą w powoli w granat smugę nad linią horyzontu. W niewielkiej miejscowości, zwanej Fresco, odpoczywały wojska księcia Benedykta di Sola, samozwańczego władcy małego Księstwa Raffino. Jeszcze tego samego dnia, przed południem na okolicznych polach toczyła się bitwa o władzę nad Raffino. Ks. Benedykt mógł być zadowolony tego wieczora, gdyż opłacane przez niego wojska wyrżnęły niemal co do jednego wrogą armię. Żołnierze odpoczywali i świętowali zwycięstwo. Większość zebrała się wokół licznych ognisk, palących się pomiędzy obozowymi namiotami. Oficerowie i podoficerowie mogli zaś pić za zdrowie księcia w karczmie Pod Złotym Kogutem.

Karczma nie była duża, ale najemnicy jakoś się w niej pomieścili. Służba ganiała między drewnianymi stołami, przeciskając się przez tłum, by puchary gości nie były puste. W jedynej izbie panował hałas, tłok i zamieszanie. Jedni śmiali się, inni opowiadali swoje wrażenia dotyczące bitwy. Wielu jąkało się, bo alkohol plątał im języki.

- ... i trach!!! - kapitan Mario Baldini, dowódca oddziału pikinierów rąbnął pięścią w stół. Stół zadygotał, gliniany puchar z winem należy do jednego z jego towarzyszy przewrócił się i wino rozlało się na drewniany blat. - Jakżem rąbnął tego ogra w pysk, to tylko czaszka tej bestii zatrzeszczała. Runął na ziemię i pod swoim cielskiem pogrzebał jeszcze z pięciu mieczników.
W głowie Maria szumiało od wina, ale mimo to kontynuował opowieść.
- Tak panowie! Żaden z tych psich synów nie wart był tyle co choćby jedna nasza ciura obozowa. – Rozległy się wołania popierające słowa Maria.
- Lepszych od nas nie ma!!! – krzyknął, dając się ponieść nagłemu uniesieniu.
- To do Sylvanii ruszajcie… – ktoś zawołał z tłumu.
Zapadła cisza.
- A po cóż? – Mario przełamał milczenie.
- Na Arenę – przez żołnierzy przecisnął się szeroki krasnolud. Mario poznał go. Był to Ulf, dowódca artylerii w armii księcia Benedykta. często opowiadał o kuzynie, który zginął an jakimś turnieju.
- Walczą tam najlepsi – dodał.
- To dla bab – kapitan pikinierów machnął ręką. - Co to za sztuka walczyć na jakiejś Arenie.
- Nie dałbyś rady – zakpił Ulf.
- Co ja…?!
- Mógłbym postawić miesięczny żołd, że nie dasz rady wygrać turnieju, człecze.
- Skoro tak, to zakład stoi. – Mario z uśmiechem na twarzy napił się wina.

***********************

Dwa miesiące później Mario Baldini razem z towarzyszami stanął przed bramą prowadzącą do tajemniczej twierdzy. Dopiero widok tej zaniedbanej warowni uświadomił kapitanowi w jakie bagno wlazł. W śród jego towarzyszy był oczywiście krasnolud Ulf, który chciał na własne oczy zobaczyć jak poradzi sobie Tileańczyk.
Przez dłuższą chwilę stali przed bramą twierdzy. Nikt się nie odzywał. W głowie Maria kłębiły się różne myśli. Pluł sobie w brodę, że dał się uwieść pazerności. Zastanawiał się jak się z tego wykręcić. Wszystkie pomysły były jednak mało honorowe. Jako najemnik dbał tylko o własne życie i dobry żołd, ale swój honor miał. Zbyt wielu świadków było przy tym zakładzie. Nie mógł się wycofać.
- No, ruszcie swoje zady! – Ulf szyderczo przerwał milczenie i jako pierwszy przeszedł przez bramę. Tuż za nim podążył Mario.
Obrazek

ODPOWIEDZ