Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Re: Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Jeszcze dziesięć miejsc, wpisywać się wpisywac bo nie mogę się doczekac początku areny. Zastanawaim się także jak sprawi się mój wampir . A i ktoś mógł by wystawić Mastera DE na Cold One, przydał by się Taki rycerz zimnokrwistych .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
zatęskniłem za goblinami też, zaniedbane stworzonka. Może ktoś się skusi na nową kategorię bohaterów dodaną ostatnio.
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
Trochę kobiet się nawet zebrało.
Ktoś już o tym wspominał, ale powtórzę, że niesamowita przepaść jest między pierwszymi arenami a obecnymi, dotycząca historii postaci. Suche, czterolinijkowe historie nie wzbudzały takich emocji podczas walki jak teraz, gdy bohater nie jest tylko bronią, zbroją, ekwipunkiem i umiejętnością.
Ktoś już o tym wspominał, ale powtórzę, że niesamowita przepaść jest między pierwszymi arenami a obecnymi, dotycząca historii postaci. Suche, czterolinijkowe historie nie wzbudzały takich emocji podczas walki jak teraz, gdy bohater nie jest tylko bronią, zbroją, ekwipunkiem i umiejętnością.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
co do kwestii magii:
bohaterowie czarujący nie są już pozbawieni tego atutu.
Warrior Prieści Ulryka i Sigmara, Wampiry z Mumiami mają pewne zdolności magiczne i nieco lepsze możliwości rozproszenia. Są to pierwsze próby wprowadzenia magii na arenę w czystszej postaci. Tak czy inaczej to nadal arena wojowników.
bohaterowie czarujący nie są już pozbawieni tego atutu.
Warrior Prieści Ulryka i Sigmara, Wampiry z Mumiami mają pewne zdolności magiczne i nieco lepsze możliwości rozproszenia. Są to pierwsze próby wprowadzenia magii na arenę w czystszej postaci. Tak czy inaczej to nadal arena wojowników.
Imię: Tellar "Nieposkromiony" (DE master)
Broń: lanca, broń jednoręczna(półtorak)
Zbroja: Ciężka zbroja, hełm, tarcza
Wierzchowiec: Zimnokrwisty
Umiejętność: Specjalista od broni
- Ruszać się cholerne ćwoki! - słychać było zadziorny i wyrazisty głos prowadzącego pochód. Jechał on na dziwnym stworze, z wielkim pyskiem i szeregiem ostrych i zabójczych zębów. Odziany był w świetnie wykonaną zbroję. Na jego twarzy malowała się obojętność. Spod czarnych włosów patrzyły ciemne oczy. Na zbroi miał tabard ze swoich herbem. Widniało na nim ostrze splamione krwią na tle szkarłatnej, rogatej czaszki. Za nim w pochodzie jechały 2 karawana - ostatnia, która nie została zniszczona podczas jego krucjaty. Wraz z nim podróżowało 100 zbrojnych - kobiety i mężczyźni. Druchii nie rozgraniczali tego. Z ponad trzech tysięcy żołnierzy pozostali tylko oni, lecz nikt nie marudził. Wszyscy w równym tempie szukali złota i śmierci...
Ich krucjata zaczęła się przy wybrzeżach Arabii. Niszczyli i plądrowali wszystko na swojej drodze. Ta krucjata nie miała większego sensu, niż mordowanie i chęć walki.
- Ku chwale Wiedźmiego Króla! - były to słowa, za którymi elfy szły z wiarą w sercach. Teraz jednak zostało ich niewielu. Przez swoją krucjatę dotarli już do Imperium. Ostatnio zdarzało im się walczyć nie nieumarłymi. Tellar nie wiedział, skąd w ludzkim państwie byli nieumarli - ale po co mu to wiedzieć. Ważna była dobrze przelana krew i dusze, które odbierali dla mrocznego królestwa Khaina.
- Panie, trzy mile stąd, na północ, jest jakaś warownia. Ściąg do niej mnóstwo ludzi, elfów i tych przydupasów... - cichym głosem oddało raport widmo wysłane na zwiady.
- I co tam się dzieje? - Zapytał Druchii i w tym czasie z karawany za nim wyszła Elfka. Była prawie naga. Szczupła, miała długie czarne włosy. Jej skóra była blada. Była niezwykłej, dziwnie złowieszczej urody. Podpierała się swoją różdżką.
- Arena panie... - syknęła. - Odbywają się tam walki istot z całego świata... A zwyciężcy oferują skarby... Wiele skarbów. - Na te słowa na twarzy Tellara pojawił się uśmieszek.
- W stronę Areny! - dał rozkaz pochodowi.
Broń: lanca, broń jednoręczna(półtorak)
Zbroja: Ciężka zbroja, hełm, tarcza
Wierzchowiec: Zimnokrwisty
Umiejętność: Specjalista od broni
- Ruszać się cholerne ćwoki! - słychać było zadziorny i wyrazisty głos prowadzącego pochód. Jechał on na dziwnym stworze, z wielkim pyskiem i szeregiem ostrych i zabójczych zębów. Odziany był w świetnie wykonaną zbroję. Na jego twarzy malowała się obojętność. Spod czarnych włosów patrzyły ciemne oczy. Na zbroi miał tabard ze swoich herbem. Widniało na nim ostrze splamione krwią na tle szkarłatnej, rogatej czaszki. Za nim w pochodzie jechały 2 karawana - ostatnia, która nie została zniszczona podczas jego krucjaty. Wraz z nim podróżowało 100 zbrojnych - kobiety i mężczyźni. Druchii nie rozgraniczali tego. Z ponad trzech tysięcy żołnierzy pozostali tylko oni, lecz nikt nie marudził. Wszyscy w równym tempie szukali złota i śmierci...
Ich krucjata zaczęła się przy wybrzeżach Arabii. Niszczyli i plądrowali wszystko na swojej drodze. Ta krucjata nie miała większego sensu, niż mordowanie i chęć walki.
- Ku chwale Wiedźmiego Króla! - były to słowa, za którymi elfy szły z wiarą w sercach. Teraz jednak zostało ich niewielu. Przez swoją krucjatę dotarli już do Imperium. Ostatnio zdarzało im się walczyć nie nieumarłymi. Tellar nie wiedział, skąd w ludzkim państwie byli nieumarli - ale po co mu to wiedzieć. Ważna była dobrze przelana krew i dusze, które odbierali dla mrocznego królestwa Khaina.
- Panie, trzy mile stąd, na północ, jest jakaś warownia. Ściąg do niej mnóstwo ludzi, elfów i tych przydupasów... - cichym głosem oddało raport widmo wysłane na zwiady.
- I co tam się dzieje? - Zapytał Druchii i w tym czasie z karawany za nim wyszła Elfka. Była prawie naga. Szczupła, miała długie czarne włosy. Jej skóra była blada. Była niezwykłej, dziwnie złowieszczej urody. Podpierała się swoją różdżką.
- Arena panie... - syknęła. - Odbywają się tam walki istot z całego świata... A zwyciężcy oferują skarby... Wiele skarbów. - Na te słowa na twarzy Tellara pojawił się uśmieszek.
- W stronę Areny! - dał rozkaz pochodowi.
Ostatnio zmieniony 30 gru 2009, o 10:48 przez Rasti, łącznie zmieniany 1 raz.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
23 postacie - jeszcze 9. Zastanawiam się czy Piotras zdąży tym razem. I Ice-T.
w tej arenie jest dużo miejsc więc pewnie zacznie sie ona z pewnym opóźnieniem
Ostatnio zmieniony 29 gru 2009, o 13:21 przez kubon, łącznie zmieniany 1 raz.
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
powiedizałbym że kilka dni to nie jest opóźnienie a normalna procedura zgłaszania się. Po prostu poprzednie areny rozpieściły jeśli chodzi o szybkość zgłoszeń i szybkie zamknięcie listy.
Mur, a strzeliłeś do nich PM?.
Co do opuźnienia, to dwie poprzednie areny zapełniły sie rekrodowo szybko, natomiast teraz liczba od razu napisanych historyjek się wyczerpała, no i ta Arena jest na 32 osoby, to bedzie musiało trochę potrwać.
Ps, Rasti nie określił chyba dokładnie jakiej broni jednoręcznej chce urzywać, miecz, topór, półtorak .
Co do opuźnienia, to dwie poprzednie areny zapełniły sie rekrodowo szybko, natomiast teraz liczba od razu napisanych historyjek się wyczerpała, no i ta Arena jest na 32 osoby, to bedzie musiało trochę potrwać.
Ps, Rasti nie określił chyba dokładnie jakiej broni jednoręcznej chce urzywać, miecz, topór, półtorak .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Myśle ze od 5 strony możemy już znow tworzyć klimat bo wszystko się wyjaśniło
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Wpadam tutaj raz na miesiąc, ale dopiero po raz drugi wezmę udział w arenie (właściwie wpadam tylko dla aren ) bo nigdy nie mogłem się wyrobić.
Zaprezentuję gostka z ostatnich sesji RPG który sporo krwi napsuł, zobaczymy jak sobie tutaj poradzi.
Vargont
Wampir
brak zbroi
jeden miecz
umiejętności: Wampirza czysta krew Necrarch
ekwipunek/dodatki: wyostrzenie broni
Vargont całymi dniami i nocami siedział przy kotle. Krew bulgotała, on zaś z niepokojem przypatrywał się znakom na powierzchni cieczy. Wieściły jego śmierć. Pojawiły się kilka dni temu dość niespodziewanie. Jakaś klątwa, ale nie potrafił dojść kto ją rzucił. Był daleko od domu, gościł w zamku Drakenhof, nie mógł liczyć na pomoc starszych. Choć gościł to za dużo powiedziane. Raczej ukrywał się. Tutejsze rody nie były mu przychylne. Osiem dni siedząc w ciemności rozgryzał problem zdjęcia klątwy.
Aż znalazł. Receptura była prosta. Wystarczało 4 krople krwi zmieszane ze sobą wypić duszkiem zanim śmierć przyjdzie. Problem był ze składnikami. Musiało to być 4 krople krwi,a każda kropla musiała pochodzić z martwego Wampira czystej krwi. W dodatku każda musiała pochodzić z innego rodu. Blood dragonów, lathmi, strigoi, Von Carstein. Popatrzył na ciało przedstawiciela rodu Von Carstein leżące obok. Zostało jeszcze trzech. I koszmarnie mało czasu.
Właściwie miał jedno wyjście, aczkolwiek nie podobało mu się. Arena. Teraz odbywa się w Sylvanii, całkiem niedaleko. Jako uczestnik będzie pod ochroną przed wrogami. Na arenie z pewnością będą wampiry pozostałych 3 rodów.
Wystarczy, że podejdzie do nich jak zginą. Nawet nie musi ich sam zabić, potrzebuje jedynie kropli krwi zmarłego. Tyle że Arena jest bezwzględna. Albo ją wygra, albo zginie i tak.
„Ale wyboru chyba nie mam” – pomyślał wciąż zdenerwowany.
Zaprezentuję gostka z ostatnich sesji RPG który sporo krwi napsuł, zobaczymy jak sobie tutaj poradzi.
Vargont
Wampir
brak zbroi
jeden miecz
umiejętności: Wampirza czysta krew Necrarch
ekwipunek/dodatki: wyostrzenie broni
Vargont całymi dniami i nocami siedział przy kotle. Krew bulgotała, on zaś z niepokojem przypatrywał się znakom na powierzchni cieczy. Wieściły jego śmierć. Pojawiły się kilka dni temu dość niespodziewanie. Jakaś klątwa, ale nie potrafił dojść kto ją rzucił. Był daleko od domu, gościł w zamku Drakenhof, nie mógł liczyć na pomoc starszych. Choć gościł to za dużo powiedziane. Raczej ukrywał się. Tutejsze rody nie były mu przychylne. Osiem dni siedząc w ciemności rozgryzał problem zdjęcia klątwy.
Aż znalazł. Receptura była prosta. Wystarczało 4 krople krwi zmieszane ze sobą wypić duszkiem zanim śmierć przyjdzie. Problem był ze składnikami. Musiało to być 4 krople krwi,a każda kropla musiała pochodzić z martwego Wampira czystej krwi. W dodatku każda musiała pochodzić z innego rodu. Blood dragonów, lathmi, strigoi, Von Carstein. Popatrzył na ciało przedstawiciela rodu Von Carstein leżące obok. Zostało jeszcze trzech. I koszmarnie mało czasu.
Właściwie miał jedno wyjście, aczkolwiek nie podobało mu się. Arena. Teraz odbywa się w Sylvanii, całkiem niedaleko. Jako uczestnik będzie pod ochroną przed wrogami. Na arenie z pewnością będą wampiry pozostałych 3 rodów.
Wystarczy, że podejdzie do nich jak zginą. Nawet nie musi ich sam zabić, potrzebuje jedynie kropli krwi zmarłego. Tyle że Arena jest bezwzględna. Albo ją wygra, albo zginie i tak.
„Ale wyboru chyba nie mam” – pomyślał wciąż zdenerwowany.
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Gdy na Arenę ściągali coraz to nowi uczestnicy, Morloch Hellathor przyglądał im się ze spokojem. Znalazł idealne miejsce do obserwacji nowo przybyłych- jedną z baszt Areny. Wojownik Chaosu w duchu składał podziękowania swoim Mroczym Panom, wiedział, iż Jego obecność tutaj nie była przypadkowa. Zdecydowana większość uczestników należała do Przebudzonych- żałosnych personifikacji stęchłej stagnacji, ich obecność całkowicie zaprzeczała entropicznej naturze Wielkiej Bestii. Molroch pochylił się i z zainteresowaniem spoglądał na tłumy kmieciów, masowo ściągających w to przeklęte miejsce, by móc obejrzeć to krwawe igrzysko. Lawa kapała ze zbroi Czempiona Chaosu, powoli tworząc promieniującą gorącem kałużę. Taaak....tylu nieumarłych....chwila. Molroch drgnął i rozejrzał się. Poczuł nimb energii, otaczający jednego z przebudzonych. Czempion Chaosu niepodzielnego skupił wzrok na osobliwej postaci, zadziwiony mocom, które wspierały te kreaturę. Bogowie......Praworządności..... Chaosyta nie mógł powstrzymać paskudnego rechotu. Zatem te łachudry ściągały nawet tutaj, by tropić jemu podobnych! Zastanawiający był fakt, iż te słabe byty udzielały mocy temu...nieumarłemu. Z rogatego hełmu Chaosyty wydobyła się mała strużka lawy, powoli pełzła po Zbroi Chaosu, by zastygnąć na kamiennej posadzce. Pancerz rozpoczął kolejną metamorfozę, zmienił parokrotnie kształt i powrócił do pierwotnej formy. Zaiste, nawet jego pancerz nie mógł znieść obecności tej istoty.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Molroch miał dar. Jeszcze jako dziecko potrafił dostrzec zawirowania Immaterium a wraz z wiekiem wzrastała jego moc manipulacji energiami Eteru. Talent ten nie poszedł na marne, choć Czempion Chaosu Niepodzielnego nie został czarnoksiężnikiem. Sam był świadkiem kreacji swojej Zbroi Chaosu,nagrody za wierną służbę Ośmioramiennej Gwieździe i miał wpływ na ostateczny kształt swego pancerza. Upadłe Dawi, przerażone wytworem wspólnej pracy najlepszych kowali Zharr-Nagrund i Molrocha, zażądali niebywale niską cenę za tak znakomitą zbroję. Niezwykle rzadko używał daru magii by osiągnąć swoje cele. Teraz jednak najwyraźniej był od tego zmuszony.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czempion Chaosu skupił swój wiedźmi wzrok na postaci wampira i powoli zaczął wyszeptywać tajemne wersety. Nie trwało to długo. Gdy skończył, spojrzał na kałużę lawy i delikatnie posłał w nią drobną cząstkę Dhar. Lawa zabulgowała i powoli zaczęła zmieniać kształt. Molroch pochylił się nad nią i spokojnie wyczekiwał odpowiedzi. Zaiste...spodziewałem się tego. Bogowie nie kłamią.
Solkan.
Więc to sługa tego żałosnego bożka śmiał stanąć do walki na arenie. Hellathor przerwał więź eteryczną, a kałuża wyschła w mgnieniu oka, zostawiając dość głęboki, wypalony dołek. Analiza zawirowań Spaczni to podstawowy sposób identyfikacji przeciwnika, a zarazem stanowi źródło bardzo cennej wiedzy. Czempion Chaosu powoli ruszył na dół. Bogowie mieli go w swej opiece a on, Molroch, miał misję do wykonania. Zniszczyć wyznawcę Solkana. W pojedynku na Arenie. Tego żądają od niego Bogowie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Molroch miał dar. Jeszcze jako dziecko potrafił dostrzec zawirowania Immaterium a wraz z wiekiem wzrastała jego moc manipulacji energiami Eteru. Talent ten nie poszedł na marne, choć Czempion Chaosu Niepodzielnego nie został czarnoksiężnikiem. Sam był świadkiem kreacji swojej Zbroi Chaosu,nagrody za wierną służbę Ośmioramiennej Gwieździe i miał wpływ na ostateczny kształt swego pancerza. Upadłe Dawi, przerażone wytworem wspólnej pracy najlepszych kowali Zharr-Nagrund i Molrocha, zażądali niebywale niską cenę za tak znakomitą zbroję. Niezwykle rzadko używał daru magii by osiągnąć swoje cele. Teraz jednak najwyraźniej był od tego zmuszony.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czempion Chaosu skupił swój wiedźmi wzrok na postaci wampira i powoli zaczął wyszeptywać tajemne wersety. Nie trwało to długo. Gdy skończył, spojrzał na kałużę lawy i delikatnie posłał w nią drobną cząstkę Dhar. Lawa zabulgowała i powoli zaczęła zmieniać kształt. Molroch pochylił się nad nią i spokojnie wyczekiwał odpowiedzi. Zaiste...spodziewałem się tego. Bogowie nie kłamią.
Solkan.
Więc to sługa tego żałosnego bożka śmiał stanąć do walki na arenie. Hellathor przerwał więź eteryczną, a kałuża wyschła w mgnieniu oka, zostawiając dość głęboki, wypalony dołek. Analiza zawirowań Spaczni to podstawowy sposób identyfikacji przeciwnika, a zarazem stanowi źródło bardzo cennej wiedzy. Czempion Chaosu powoli ruszył na dół. Bogowie mieli go w swej opiece a on, Molroch, miał misję do wykonania. Zniszczyć wyznawcę Solkana. W pojedynku na Arenie. Tego żądają od niego Bogowie.
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
No ludzie! Zapisywać się ! Musze skopać parę wampirzych tyłków!
I sold my soul for rock'n roll
Kiedy Imhol wkroczył przez wrota na teren budynku Areny od razu zaczą się rozglądać za potencjalnymi przeciwnikami niestety ku jego niezadowoleniu nie znalazł żadnego ze zwierzoludzi. Jednak ta kobieta sie myliła. - Pomyślał w duchu. Lecz po jakimś czasie zauważył w korytarzach 2 wyznawców mrocznych bóstw. Po drodze spostrzegł też że wiele wampirów przybyło na turniej nie zabrakło też krasnoludów. Wtedy zawrócił i z lekkim uśmiechem poszedł w strone zapisów
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy już się zapisał poszukał odpowiedniego miejsca do obserwowania nowo przybyłych. Miał nadzieję , że może jednak przybędzie długo oczekiwany przez niego zwierzoczłek. Zamiast tego spostrzegł w rogu sali Wielkiego jelenia przy którym stał znajomy mu elf. Głaskał swego wierzchowca. Imhol znał tego elfa. Nazywał się Erwyn był młodym szlachcicem ze wspólnoty dzikich jeźdzców znali się z widzenia i tylko raz zamienili ze sobą tylko kilka zdań z resztą Imhol średnio go lubił. Więc nie zapytał go dlaczego tu przybył. Nie chciał tylko spotkać się z nim w boju.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Usiadł na poręczy balkonu, piętro wyżej od wejscia. Tak miał stąd świetny widok na tych którzy przybyli aby wziąść udział w turnieju. Nie ujrzał nikogo szczególnego prócz grupy elfów , ale nie były to leśne elfy, nie były też to wysokie elfy. Oto nadchodzili ich mroczni bracia - Mroczne elfy. Imhol lekko przeraził się na ten widok, lecz za chwile uśmiechnął sie sam do siebie.
- Jednak nie przyszedłem tu na darmo- pomyślał głęboko w duchu.
Odetchną i podziękował w modłach do swego Boga Loeca za godnych przeciwników. Potem siedział w ciszy na balkonie wypatrując nowych przeciwników którzy zapisywać się będą na turniej, w między czasie bawił się swoją bronią aby zabić czas. Jego czarne włosy opadły mu na ramiona a sam pogrążył się głęboko w myślach
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy już się zapisał poszukał odpowiedniego miejsca do obserwowania nowo przybyłych. Miał nadzieję , że może jednak przybędzie długo oczekiwany przez niego zwierzoczłek. Zamiast tego spostrzegł w rogu sali Wielkiego jelenia przy którym stał znajomy mu elf. Głaskał swego wierzchowca. Imhol znał tego elfa. Nazywał się Erwyn był młodym szlachcicem ze wspólnoty dzikich jeźdzców znali się z widzenia i tylko raz zamienili ze sobą tylko kilka zdań z resztą Imhol średnio go lubił. Więc nie zapytał go dlaczego tu przybył. Nie chciał tylko spotkać się z nim w boju.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Usiadł na poręczy balkonu, piętro wyżej od wejscia. Tak miał stąd świetny widok na tych którzy przybyli aby wziąść udział w turnieju. Nie ujrzał nikogo szczególnego prócz grupy elfów , ale nie były to leśne elfy, nie były też to wysokie elfy. Oto nadchodzili ich mroczni bracia - Mroczne elfy. Imhol lekko przeraził się na ten widok, lecz za chwile uśmiechnął sie sam do siebie.
- Jednak nie przyszedłem tu na darmo- pomyślał głęboko w duchu.
Odetchną i podziękował w modłach do swego Boga Loeca za godnych przeciwników. Potem siedział w ciszy na balkonie wypatrując nowych przeciwników którzy zapisywać się będą na turniej, w między czasie bawił się swoją bronią aby zabić czas. Jego czarne włosy opadły mu na ramiona a sam pogrążył się głęboko w myślach
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
Ok, edytuje posta
------------------------------------------------------------------------------------
Informacje ogólne:
Imię postaci: Graal Ironforge
Broń: Młot bojowy
Zbroja: Pełna zbroja płytowa, tarcza, hełm
Ekwipunek: Gromilowy ekwipunek
Umiejętność: Twardziel
------------------------------------------------------------------------------------
Historia postaci:
Po śmierci ojca - króla Karak Norn rządy przejął starszy brat, Haal Ironforge. Pierwszą misją Graala jako prawej ręki nowo mianowanego króla, była podróż do Nuln w celu nawiązania nowych, lepszych kontraktów handlowych. Oczywiście chodziło o dostawy gromrilu i innych kruszców, z którego bogactwa słynęła twierdza. Zadanie powiodło się, namiestnik przystał na warunki umowy. Jednak w umyśle krasnoludzkiego wojownika tlił się mały płomień. Był to ognik wspomnień, uczucie, którego nie można określić jednym słowem. Graal miał złe przeczucia. Czuł się tak samo wtedy, gdy umarł w walce z zielonymi jego ojciec, król Kraal Żelaznoręki. Za jego rządów królestwo rozwijało się niesamowicie prężnie. Przed twierdzą powstały specjalne place targowe dla ludzi z imperium, a nawet, czasami goszczono poselstwa z bliskiego Athel Loren. Nigdy wcześniej nie panowały tak dobre nastroje jak za panowania wielkiego Kraala. Jednak ta jedna bitwa zmieniła wszystko. Niedawno Leśne Elfy wypowiedziały pakt o nieagresji i zażądały rekompensat za dawne dzieje - czasy "Wojny o Brodę". Norma - stwierdził wtedy Haal. Kolejne poselstwa były odprawiane z kwitkiem, jak zawsze.
Kilka tygodni wcześniej...
Karczma pod "Płonącymi Jajcami Smoka" nie należała do najgorszych. Ale jak można było zauważyć z samej nazwy, szef tego przybytku może miał coś z głową lub po prostu miał poczucie humoru. Wnętrze zasnute było dymem wydobywającym się z licznych fajek. Graal siedział w kącie, razem z swoimi druhami i jak zawsze opowiadał o swych przygodach, gdy dawno, dawno temu, był poszukiwaczem przygód. Teraz gdy awansował, nudziło mu się niemiłosiernie. Bycie dyplomatą to nie rola dla niego, wojownika z powołania i prosto z duszy oraz serca. Jako jedyny z ośmiu synów Kraala zajął się rzemiosłem wojenny. Był drugim z rzędu synem. Jego bracia upodobali sobie inżynierię i byli pionierami w tym kierunku. Graal nigdy nie ufał maszynom, tylko swojemu toporowi. Kochał walczyć, ale obiecał sobie, że nigdy, przenigdy nie umrze dla złota, czy innych kosztowności.
Tak i teraz, opowiadał młodym brodaczom o pięknie innych krasnoludzkich twierdz, o wielkim świecie jaki rozciąga się poza wrotami Karak Norn, o bezkresnym morzu, które dzieli Nowy Świat od Starego Świata i o wielu, wielu innych wspaniałych rzeczach. Następnego dnia miał umówione spotkanie z namiestnikiem Nuln. I dobrze - pomyślał - załatwimy to szybko, a po drodze może jeszcze coś się wymyśli dla młodych.
Jednak po spotkaniu, powrót do domu był nudny, jak każda podróż traktem. Mimo wszystko Graal musiał wracać do twierdzi jak najszybciej.
Dwa dni wcześniej...
Był upalny, letni dzień. Graal stał na skraju urwiska, z którego widać było wrota twierdzy. Jego rodzinne Karak Norn prezentowało się dumnie. Misternie rzeźbione wejście do przedsionka potężnej krasnoludzkiej warowni.
To, co Graal zobaczył z urwiska zaparło dech w jego piersiach. Ogromna, licząca według wprawionego wojownika sześć tysięcy istot, horda zielonych stacjonowała przed Karak Norn. Towarzysze thana nie mogli oderwać wzroku od widoku. Młode krasnoludy, nie widziały nigdy zbrojnej armii goblinów i orków. Graal wspomniał o swym zabitym w walce ojcu. Złość wzbierała w nim, niczym górski potok wiosną, który po roztopach tworzy wielką, niszczącą fale wody.
Grupa patrzyła z otwartymi oczyma i ustami. Na widnokręgu widać było zarys ogromnych sylwetek. Tak, to musi być kilka gigantów - pomyślał Graal. Następnie, mosty na rzece i jedynej grobli, pilnowały trolle. Wieczni strażnicy pilnowali, by nikt nie mógł przyjść na pomoc twierdzy. Zniszczone stragany, widać było z daleka ciała zabitych ludzi.
Jednak coś innego przykuło uwagę wojownika. Wysilił wzrok i w środku obozu dojrzał coś niezwykłego. Hmm, to nie jest możliwe... - powiedział Graal, zbyt głośno, niż sam chciał. W środku obozu znajdowała się grupa skavenów. Dojrzał w niej kilkanaście jezzaili, szczurzego ogra oraz chyba dowodzącego tą małą grupą szczurzego szarego proroka.
Krew w żyłach zastygła, a Graal nie mógł uwierzyć w to co widzi. Sojusz zielonych i tych szczurów? To było niemożliwe. Musiał się mylić.
Chodźmy przyjaciele, musimy znaleźć inną drogę. Pójdziemy przez stare tunele kopalń gromrilu. - powiedział Graal i ruszył w poszukiwaniu tunelu. Szlak górski nie był łatwy, ale krasnoludy dobrze znosiły trud. Graal gdy był młody, często tędy podróżował i wiedział, że w pobliżu jest stary przewód wiertniczy. Nie mylił się, znalazł kratę i szybko zabrał się za otwieranie. Nawet jak na krasnoluda, jakim był Graal, stal nie chciała bardzo długo puścić. Jednak po pewnym czasie, gdy zapadł zmierz, krasnoludy zanurzyły się w ciemną toń tunelu. Z czeluści dobiegały piski i czuć było straszny odór odchodów. Zastanawiające - pomyślał - przecież dawno nikt nie użytkuje tych tuneli. Czyżby...? - Graal nie mógł dłużej się zastanawiać. Z tunelu przed nimi wypadło siedem skavenów. Krasnoludzka grupa szybko chwyciła za broń. W takiej liczbie pomioty chaosu nie miały szans. Jednak Graal cały czas zastanawiał się, co tu się dzieje?! Dalsze
zakamarki znał już bardzo dobrze. Tu korytarzem w lewo dojdziemy do części browarnianej, w prawo do reduty... Bez większych przeszkód doszli do bram dolnego Karak Norn. Jednak widok, jaki zastał Graal był szokujący. Oto armia krasnoludów ścierała się w wielkiej Hali Przodków z szczurzą hordą. Niewiele się zastanawiając, z krzykiem Za Karak Norn!, grupka podróżników rzuciła się by zasilić szeregi krasnoludzkiej armii.
Bitwa trwała przez kilka godzin. Bardzo wielu dobrych żołnierzy poległo, kilkunastu przyjaciół i kolegów Graala. Po wszystkim odnalazł on brata w jego sali tronowej.
- Brat do jasnej kurwy nędzy, co tu się dzieje?! Na zewnątrz zieloni, wewnątrz szczury, co to do cholery jest? - wykrzyknął Graal, zapominając o stanowisku swego starszego brata.
- Cóż, Graal, mam wiadomość złą i gorszą, którą wolisz? - powiedział Haal, pełnym smutku głosem.
- Nie wiem co może być gorsze, ale mów, po kolei.
- Zacznę od gorszej wiadomości. Szczurze pomioty zajęły wszystkie dolne tunele, jesteśmy odcięci od dostaw jakiegokolwiek surowca. Kazałem zapieczętować dolne Karak Norn, a resztę krasnoludów ewakuować stamtąd.
Lepsza wiadomość jest taka, że udało nam się wysłać poselstwo. Niestety, całość polega na tym, że nie mam pojęcia, czy oni wydostali się z tuneli, a nie zginęli gdzieś po drodze. A jeśli tak, to nawet jak opuścili tunele pilnowane przez skavenów, to mogą dostać się w łapy zielonych. Cholerne skurwysyny. Wysłałem poselstwo do Nuln, a nawet do Athel Loren, choć nie spodziewam się pomocy od tych parszywych elfów.
- To już coś. Dobra brat, idź odpocznij, ja wrócę i zajmę się przygotowaniem do obrony.
- A właśnie, a jak tam Twoja misja u namiestnika?
- W sumie, jakoś dużego wrażenia na nim nie zrobiłem. Jak zawsze, warunki przyjął, o, tu mam list od niego, proszę.
- Dzięki, to w sumie na tyle. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia! - powiedział Graal, gdy był już wychodził.
Dzień dzisiejszy...
Jest dzisiaj chłodno, całkiem dobry poranek. Dobra pogoda by złapać zapalenie płuc, czego wam życzę skurwysyny. - pomyślał Graal stojąc na zewnętrznej bramie Karak Norn. Przed nim rozciągała się niewesoła panorama. Orkowie, gobliny i inne tałatajstwo schodziło z gór. Widać było w oddali jeźdźców na wilkach. Skurwysyny, oni chyba nigdy nie darują. Gdzie oni się mnożą? Chyba w tym całym gównie...
- Graalu, musisz iść natychmiast ze mną. - Krasnoludzki Than nawet nie zauważył, gdy obok niego wyrósł, jak spod ziemi doradca Haala.
- Co jest?
- Nie jestem w stanie Ci opowiedzieć, natychmiast chodź ze mną! - i poprowadził ich do prywatnych komnat Haala.
Biegli krętymi korytarzami, na skróty. Przewodnik cały był zlany potem, widać, że przebył biegiem tą drogę w obie strony. Do tego cały był blady, niczym biały marmur. Coś musiało się stać, bo gdy stanęli przed wrotami do komnaty Haala, młodszy krasnolud zatrzymał się. Oparł o ścianę i ledwie dysząc wskazał palcem na wejście do pokoju. Graal długo nie zastanawiał się. Pewnym krokiem wkroczył do pokoju. To co zobaczył spowodowało, że łzy stanęły w oczach, a krew osiągnęła temperaturę wrzenia. Cały zaczął drżeń i nie mógł wydusić słowa.
Na królewskim łożu leżał Haal z poderżniętym gardłem. Całe prześcieradło było wręcz zalane krwią. W komnacie już zaczął unosić się znany Graalowi zapach. Delikatna, ale zarazem ostra woń trucizny. Podszedł bliżej łoża i nie mylił się. Kilka zielonych kropel trucizny zastygło na szyi brata. Sięgnął ręką i zamknął wiecznie już otwarte oczy. Był w komnacie sam, w tym momencie wszedł głównodowodzący wojskami Karak Norn.
- K-k-kto do kurwy..? - wysapał Graal, nie odwracając wzroku.
- Przykro mi przyjacielu. Widać, że próbował się bronić. Nie potrafię odpowiedzieć Ci na pytanie kto to zrobił. Mamy podejrzenia co do jakiegoś szczurzego zabójcy. Jednak podobno jeden z wartowników zauważył wysoką i smukłą postać, która uciekała południowymi tunelami. Być może był to elfi skrytobójca. Jeśli tak, to mamy na głowie i dodatkowo elfy. Tylko teraz które?
- To nie jest ważne. Jak będzie trzeba to wyrżniemy wszystkie elfiki by pomścić tą krzywdę. Zapisać do Wielkiej Księgi Krzywd Karak Norn - morderstwo Haala Ironforge zostanie pomszczone. A póki ja żyje, znajdę mordercę.
W kilka dni później Graal poprowadził armię Karak Norn i wyparł szczury z dolnej części twierdzy. Następnie z determinacją wystąpił przeciwko hordzie zielonoskórych. Jak się okazało, na pomoc przyszła armia Nuln od północy, a od południa przybyły pod wezwaniem Oriona i Ariel liczne zastępy Leśnych Elfów. Jak się potem okazało, ta sama horda spustoszyła wschodnie części Athel Loren, a elfy przybyły teraz po zemstę. Horda została zamknięta w kleszczach, pomiędzy trzema innymi armiami. Gdy rozpoczęła się bitwa, krasnoludy ruszy z takim samym uporem, jak w walce z skavenami. Strzały, bełty, kule, głazy z każdej strony zasypywały zdezorientowanych orków i gobliny. Bitwa ta była jedną z najkrótszych w historii. Horda po nierównej walce rozproszyła się we wszystkie strony świata. Na samym środku pola bitwy spotkali się generałowie każdej armii. Po wymianie grzeczności, Graal podziękował za pomoc. Jednak coś go tknęło i postanowił spytać Uriela, generała leśnych elfów.
- Lordzie Urielu, czy to prawda, że została zamordowana zewnętrzna straż Athel Loren?
- Tak, nieznany sprawca. Duchy opowiadają o mrocznym elfie, który przemierza krainy, by wprowadzić chaos ku chwale Khaina i zabije znane oraz ważne postacie.
- Widzisz, prawdopodobnie ten sam zabójca zasztyletował mojego brata, króla Karak Norn. Dlatego bez ogródek spytam, czy Twoi tropiciele mogliby wskazać mi miejsce jego pobytu?
- Hmm, jest on niesamowicie sprytny. Nikt nie potrafi określić miejsca jego pobytu.
- Do jasnej kurwy, czy jeden elf potrafi zapaść się pod ziemię?!
- Pod ziemię może nie, drogi Graalu. Moi zwiadowcy mogą określić tylko kierunek jego wędrówki.
- No to na co czekasz?! Mów! Dokąd ten skurwysyn podąża?
- Zmierza on do Sylvani. Mniej więcej na południe od zamku Drakenhof, w górach krańca świata. Niestety nic więcej nie wiem.
- Dzięki Ci Uriel. Jestem Twoim dłużnikiem. A teraz wracam do twierdzy. Muszę przygotować się do podróży. Stery w Karak Norn przejmie mój młodszy brat. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- Cała przyjemność zemsty po mojej stronie.
Następnego dnia Graal wraz z jednym wojownikiem wyruszył w kierunku Sylvani. Droga była długa i niebezpieczna, ale nic, nic nie jest w stanie zatrzymać Graala przed osiągnięciem i zrealizowaniem celu. Dorwie mordercę swojego brata. Potem nich się dzieje wola Przodków. Wie, że oni czekają już na niego...
------------------------------------------------------------------------------------
Pozdro!
edit: zmiana broni,
edit: dodana historia,
------------------------------------------------------------------------------------
Informacje ogólne:
Imię postaci: Graal Ironforge
Broń: Młot bojowy
Zbroja: Pełna zbroja płytowa, tarcza, hełm
Ekwipunek: Gromilowy ekwipunek
Umiejętność: Twardziel
------------------------------------------------------------------------------------
Historia postaci:
Po śmierci ojca - króla Karak Norn rządy przejął starszy brat, Haal Ironforge. Pierwszą misją Graala jako prawej ręki nowo mianowanego króla, była podróż do Nuln w celu nawiązania nowych, lepszych kontraktów handlowych. Oczywiście chodziło o dostawy gromrilu i innych kruszców, z którego bogactwa słynęła twierdza. Zadanie powiodło się, namiestnik przystał na warunki umowy. Jednak w umyśle krasnoludzkiego wojownika tlił się mały płomień. Był to ognik wspomnień, uczucie, którego nie można określić jednym słowem. Graal miał złe przeczucia. Czuł się tak samo wtedy, gdy umarł w walce z zielonymi jego ojciec, król Kraal Żelaznoręki. Za jego rządów królestwo rozwijało się niesamowicie prężnie. Przed twierdzą powstały specjalne place targowe dla ludzi z imperium, a nawet, czasami goszczono poselstwa z bliskiego Athel Loren. Nigdy wcześniej nie panowały tak dobre nastroje jak za panowania wielkiego Kraala. Jednak ta jedna bitwa zmieniła wszystko. Niedawno Leśne Elfy wypowiedziały pakt o nieagresji i zażądały rekompensat za dawne dzieje - czasy "Wojny o Brodę". Norma - stwierdził wtedy Haal. Kolejne poselstwa były odprawiane z kwitkiem, jak zawsze.
Kilka tygodni wcześniej...
Karczma pod "Płonącymi Jajcami Smoka" nie należała do najgorszych. Ale jak można było zauważyć z samej nazwy, szef tego przybytku może miał coś z głową lub po prostu miał poczucie humoru. Wnętrze zasnute było dymem wydobywającym się z licznych fajek. Graal siedział w kącie, razem z swoimi druhami i jak zawsze opowiadał o swych przygodach, gdy dawno, dawno temu, był poszukiwaczem przygód. Teraz gdy awansował, nudziło mu się niemiłosiernie. Bycie dyplomatą to nie rola dla niego, wojownika z powołania i prosto z duszy oraz serca. Jako jedyny z ośmiu synów Kraala zajął się rzemiosłem wojenny. Był drugim z rzędu synem. Jego bracia upodobali sobie inżynierię i byli pionierami w tym kierunku. Graal nigdy nie ufał maszynom, tylko swojemu toporowi. Kochał walczyć, ale obiecał sobie, że nigdy, przenigdy nie umrze dla złota, czy innych kosztowności.
Tak i teraz, opowiadał młodym brodaczom o pięknie innych krasnoludzkich twierdz, o wielkim świecie jaki rozciąga się poza wrotami Karak Norn, o bezkresnym morzu, które dzieli Nowy Świat od Starego Świata i o wielu, wielu innych wspaniałych rzeczach. Następnego dnia miał umówione spotkanie z namiestnikiem Nuln. I dobrze - pomyślał - załatwimy to szybko, a po drodze może jeszcze coś się wymyśli dla młodych.
Jednak po spotkaniu, powrót do domu był nudny, jak każda podróż traktem. Mimo wszystko Graal musiał wracać do twierdzi jak najszybciej.
Dwa dni wcześniej...
Był upalny, letni dzień. Graal stał na skraju urwiska, z którego widać było wrota twierdzy. Jego rodzinne Karak Norn prezentowało się dumnie. Misternie rzeźbione wejście do przedsionka potężnej krasnoludzkiej warowni.
To, co Graal zobaczył z urwiska zaparło dech w jego piersiach. Ogromna, licząca według wprawionego wojownika sześć tysięcy istot, horda zielonych stacjonowała przed Karak Norn. Towarzysze thana nie mogli oderwać wzroku od widoku. Młode krasnoludy, nie widziały nigdy zbrojnej armii goblinów i orków. Graal wspomniał o swym zabitym w walce ojcu. Złość wzbierała w nim, niczym górski potok wiosną, który po roztopach tworzy wielką, niszczącą fale wody.
Grupa patrzyła z otwartymi oczyma i ustami. Na widnokręgu widać było zarys ogromnych sylwetek. Tak, to musi być kilka gigantów - pomyślał Graal. Następnie, mosty na rzece i jedynej grobli, pilnowały trolle. Wieczni strażnicy pilnowali, by nikt nie mógł przyjść na pomoc twierdzy. Zniszczone stragany, widać było z daleka ciała zabitych ludzi.
Jednak coś innego przykuło uwagę wojownika. Wysilił wzrok i w środku obozu dojrzał coś niezwykłego. Hmm, to nie jest możliwe... - powiedział Graal, zbyt głośno, niż sam chciał. W środku obozu znajdowała się grupa skavenów. Dojrzał w niej kilkanaście jezzaili, szczurzego ogra oraz chyba dowodzącego tą małą grupą szczurzego szarego proroka.
Krew w żyłach zastygła, a Graal nie mógł uwierzyć w to co widzi. Sojusz zielonych i tych szczurów? To było niemożliwe. Musiał się mylić.
Chodźmy przyjaciele, musimy znaleźć inną drogę. Pójdziemy przez stare tunele kopalń gromrilu. - powiedział Graal i ruszył w poszukiwaniu tunelu. Szlak górski nie był łatwy, ale krasnoludy dobrze znosiły trud. Graal gdy był młody, często tędy podróżował i wiedział, że w pobliżu jest stary przewód wiertniczy. Nie mylił się, znalazł kratę i szybko zabrał się za otwieranie. Nawet jak na krasnoluda, jakim był Graal, stal nie chciała bardzo długo puścić. Jednak po pewnym czasie, gdy zapadł zmierz, krasnoludy zanurzyły się w ciemną toń tunelu. Z czeluści dobiegały piski i czuć było straszny odór odchodów. Zastanawiające - pomyślał - przecież dawno nikt nie użytkuje tych tuneli. Czyżby...? - Graal nie mógł dłużej się zastanawiać. Z tunelu przed nimi wypadło siedem skavenów. Krasnoludzka grupa szybko chwyciła za broń. W takiej liczbie pomioty chaosu nie miały szans. Jednak Graal cały czas zastanawiał się, co tu się dzieje?! Dalsze
zakamarki znał już bardzo dobrze. Tu korytarzem w lewo dojdziemy do części browarnianej, w prawo do reduty... Bez większych przeszkód doszli do bram dolnego Karak Norn. Jednak widok, jaki zastał Graal był szokujący. Oto armia krasnoludów ścierała się w wielkiej Hali Przodków z szczurzą hordą. Niewiele się zastanawiając, z krzykiem Za Karak Norn!, grupka podróżników rzuciła się by zasilić szeregi krasnoludzkiej armii.
Bitwa trwała przez kilka godzin. Bardzo wielu dobrych żołnierzy poległo, kilkunastu przyjaciół i kolegów Graala. Po wszystkim odnalazł on brata w jego sali tronowej.
- Brat do jasnej kurwy nędzy, co tu się dzieje?! Na zewnątrz zieloni, wewnątrz szczury, co to do cholery jest? - wykrzyknął Graal, zapominając o stanowisku swego starszego brata.
- Cóż, Graal, mam wiadomość złą i gorszą, którą wolisz? - powiedział Haal, pełnym smutku głosem.
- Nie wiem co może być gorsze, ale mów, po kolei.
- Zacznę od gorszej wiadomości. Szczurze pomioty zajęły wszystkie dolne tunele, jesteśmy odcięci od dostaw jakiegokolwiek surowca. Kazałem zapieczętować dolne Karak Norn, a resztę krasnoludów ewakuować stamtąd.
Lepsza wiadomość jest taka, że udało nam się wysłać poselstwo. Niestety, całość polega na tym, że nie mam pojęcia, czy oni wydostali się z tuneli, a nie zginęli gdzieś po drodze. A jeśli tak, to nawet jak opuścili tunele pilnowane przez skavenów, to mogą dostać się w łapy zielonych. Cholerne skurwysyny. Wysłałem poselstwo do Nuln, a nawet do Athel Loren, choć nie spodziewam się pomocy od tych parszywych elfów.
- To już coś. Dobra brat, idź odpocznij, ja wrócę i zajmę się przygotowaniem do obrony.
- A właśnie, a jak tam Twoja misja u namiestnika?
- W sumie, jakoś dużego wrażenia na nim nie zrobiłem. Jak zawsze, warunki przyjął, o, tu mam list od niego, proszę.
- Dzięki, to w sumie na tyle. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia! - powiedział Graal, gdy był już wychodził.
Dzień dzisiejszy...
Jest dzisiaj chłodno, całkiem dobry poranek. Dobra pogoda by złapać zapalenie płuc, czego wam życzę skurwysyny. - pomyślał Graal stojąc na zewnętrznej bramie Karak Norn. Przed nim rozciągała się niewesoła panorama. Orkowie, gobliny i inne tałatajstwo schodziło z gór. Widać było w oddali jeźdźców na wilkach. Skurwysyny, oni chyba nigdy nie darują. Gdzie oni się mnożą? Chyba w tym całym gównie...
- Graalu, musisz iść natychmiast ze mną. - Krasnoludzki Than nawet nie zauważył, gdy obok niego wyrósł, jak spod ziemi doradca Haala.
- Co jest?
- Nie jestem w stanie Ci opowiedzieć, natychmiast chodź ze mną! - i poprowadził ich do prywatnych komnat Haala.
Biegli krętymi korytarzami, na skróty. Przewodnik cały był zlany potem, widać, że przebył biegiem tą drogę w obie strony. Do tego cały był blady, niczym biały marmur. Coś musiało się stać, bo gdy stanęli przed wrotami do komnaty Haala, młodszy krasnolud zatrzymał się. Oparł o ścianę i ledwie dysząc wskazał palcem na wejście do pokoju. Graal długo nie zastanawiał się. Pewnym krokiem wkroczył do pokoju. To co zobaczył spowodowało, że łzy stanęły w oczach, a krew osiągnęła temperaturę wrzenia. Cały zaczął drżeń i nie mógł wydusić słowa.
Na królewskim łożu leżał Haal z poderżniętym gardłem. Całe prześcieradło było wręcz zalane krwią. W komnacie już zaczął unosić się znany Graalowi zapach. Delikatna, ale zarazem ostra woń trucizny. Podszedł bliżej łoża i nie mylił się. Kilka zielonych kropel trucizny zastygło na szyi brata. Sięgnął ręką i zamknął wiecznie już otwarte oczy. Był w komnacie sam, w tym momencie wszedł głównodowodzący wojskami Karak Norn.
- K-k-kto do kurwy..? - wysapał Graal, nie odwracając wzroku.
- Przykro mi przyjacielu. Widać, że próbował się bronić. Nie potrafię odpowiedzieć Ci na pytanie kto to zrobił. Mamy podejrzenia co do jakiegoś szczurzego zabójcy. Jednak podobno jeden z wartowników zauważył wysoką i smukłą postać, która uciekała południowymi tunelami. Być może był to elfi skrytobójca. Jeśli tak, to mamy na głowie i dodatkowo elfy. Tylko teraz które?
- To nie jest ważne. Jak będzie trzeba to wyrżniemy wszystkie elfiki by pomścić tą krzywdę. Zapisać do Wielkiej Księgi Krzywd Karak Norn - morderstwo Haala Ironforge zostanie pomszczone. A póki ja żyje, znajdę mordercę.
W kilka dni później Graal poprowadził armię Karak Norn i wyparł szczury z dolnej części twierdzy. Następnie z determinacją wystąpił przeciwko hordzie zielonoskórych. Jak się okazało, na pomoc przyszła armia Nuln od północy, a od południa przybyły pod wezwaniem Oriona i Ariel liczne zastępy Leśnych Elfów. Jak się potem okazało, ta sama horda spustoszyła wschodnie części Athel Loren, a elfy przybyły teraz po zemstę. Horda została zamknięta w kleszczach, pomiędzy trzema innymi armiami. Gdy rozpoczęła się bitwa, krasnoludy ruszy z takim samym uporem, jak w walce z skavenami. Strzały, bełty, kule, głazy z każdej strony zasypywały zdezorientowanych orków i gobliny. Bitwa ta była jedną z najkrótszych w historii. Horda po nierównej walce rozproszyła się we wszystkie strony świata. Na samym środku pola bitwy spotkali się generałowie każdej armii. Po wymianie grzeczności, Graal podziękował za pomoc. Jednak coś go tknęło i postanowił spytać Uriela, generała leśnych elfów.
- Lordzie Urielu, czy to prawda, że została zamordowana zewnętrzna straż Athel Loren?
- Tak, nieznany sprawca. Duchy opowiadają o mrocznym elfie, który przemierza krainy, by wprowadzić chaos ku chwale Khaina i zabije znane oraz ważne postacie.
- Widzisz, prawdopodobnie ten sam zabójca zasztyletował mojego brata, króla Karak Norn. Dlatego bez ogródek spytam, czy Twoi tropiciele mogliby wskazać mi miejsce jego pobytu?
- Hmm, jest on niesamowicie sprytny. Nikt nie potrafi określić miejsca jego pobytu.
- Do jasnej kurwy, czy jeden elf potrafi zapaść się pod ziemię?!
- Pod ziemię może nie, drogi Graalu. Moi zwiadowcy mogą określić tylko kierunek jego wędrówki.
- No to na co czekasz?! Mów! Dokąd ten skurwysyn podąża?
- Zmierza on do Sylvani. Mniej więcej na południe od zamku Drakenhof, w górach krańca świata. Niestety nic więcej nie wiem.
- Dzięki Ci Uriel. Jestem Twoim dłużnikiem. A teraz wracam do twierdzy. Muszę przygotować się do podróży. Stery w Karak Norn przejmie mój młodszy brat. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- Cała przyjemność zemsty po mojej stronie.
Następnego dnia Graal wraz z jednym wojownikiem wyruszył w kierunku Sylvani. Droga była długa i niebezpieczna, ale nic, nic nie jest w stanie zatrzymać Graala przed osiągnięciem i zrealizowaniem celu. Dorwie mordercę swojego brata. Potem nich się dzieje wola Przodków. Wie, że oni czekają już na niego...
------------------------------------------------------------------------------------
Pozdro!
edit: zmiana broni,
edit: dodana historia,
Ostatnio zmieniony 30 gru 2009, o 23:03 przez Piotras, łącznie zmieniany 2 razy.
Historia postaci:
- Panie, przybył ten elf – stary czarodziej rzucił wzrokiem w kierunku drzwi gdzie stał kilkunastoletni chłopiec, po czym powrócił do czytania księgi. – Wprowadź go – odpowiedział. Po chwili do pokoju wszedł Wysoki, szczupły elf o bladej cerze i kruczoczarnych włosach. Odziany był w długi czarny płaszcz, twarz przesłaniała mu chusta, a u jego pasa wisiały dwa miecze o dość krótkich ostrzach. Przybysz rzucił pod nogi starca worek, z którego wy turlała się zakrwawiona głowa mężczyzny. Czarodziej odłożył księgę i podniósłszy za włosy podarunek z uśmiechem rzekł - Ach Utherze stary druhu… jednak się znów spotykamy – położył ją na stole i podszedł do szafki z której wyją sakiewkę pełną monet. Rzucił ją w stronę elfa i powiedział – 500 koron, tak jak się umawialiśmy – zręcznie chwyciwszy mieszek zanim ten upadł na ziemie elf już kierował się ku wyjściu gdy czarodziej zawołał – Kaerthasie mam dla ciebie kolejną propozycje, jest to specjalne zlecenie… - zabójca nie odwracając się zapytał – jaka to propozycja? –
- usiądź tu ze mną i posłuchaj – powiedział mag wskazując na krzesło przy stole, gdy usiedli zaczął mówić. – jest pewna arena w Sylvanii na południe od zamku Drakenhof, walczą na niej najdzielniejsi wojownicy z całego świata. Walki nadzoruje pewien mag, z który nie koniecznie mam dobre stosunki i pragnę jego śmierci… Niestety jest bardzo dobrze chroniony i nie dopuszcza do siebie byle kogo, więc jedynym sposobem by się do niego dostać jest wygranie tejże areny. – dłuższą chwilę milczenia przerwał elf – To nie jest standardowe zadanie polegające na podkradnięciu się do nic nie świadomej ofiary, więc jakie będzie wynagrodzenie? – czarodziej rozwinął na stole kawałek pergaminu z rysunkiem przedstawiającym klucz ozdobiony sercem rozdartym na pół - czy poznajesz t… - mag nie zdążył dokończyć, gdyż w tym samym momencie z nieprawdopodobną szybkością mroczny elf rzucił się na niego, przyparł go do ściany i przystawił ostrze do gardła, krzycząc – ty sukinsynu! – starzec roześmiał się – ha ha ha! Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo, ale w tedy tego nie dostaniesz. – w oczach zabójcy widać było wściekłość, jednak po chwili się opanował, rzucił czarodziejem o ziemię i sykną – przyjmuje zlecenie! - po tych słowach narzucił kaptur na głowę, sięgnął po pergamin i wybiegł z pokoju
- ha ha! Obyś mnie nie zawiódł Druchii, obyś mnie nie zawiódł… -
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Klasa: Dark Elf Assassin
Imię postaci: Kaerthas "Silent Blade"
Broń: Dwa krókie miecze
Zbroja: brak
Ekwipunek: Buty Szybkości
Umiejętności: Zabójca
- Panie, przybył ten elf – stary czarodziej rzucił wzrokiem w kierunku drzwi gdzie stał kilkunastoletni chłopiec, po czym powrócił do czytania księgi. – Wprowadź go – odpowiedział. Po chwili do pokoju wszedł Wysoki, szczupły elf o bladej cerze i kruczoczarnych włosach. Odziany był w długi czarny płaszcz, twarz przesłaniała mu chusta, a u jego pasa wisiały dwa miecze o dość krótkich ostrzach. Przybysz rzucił pod nogi starca worek, z którego wy turlała się zakrwawiona głowa mężczyzny. Czarodziej odłożył księgę i podniósłszy za włosy podarunek z uśmiechem rzekł - Ach Utherze stary druhu… jednak się znów spotykamy – położył ją na stole i podszedł do szafki z której wyją sakiewkę pełną monet. Rzucił ją w stronę elfa i powiedział – 500 koron, tak jak się umawialiśmy – zręcznie chwyciwszy mieszek zanim ten upadł na ziemie elf już kierował się ku wyjściu gdy czarodziej zawołał – Kaerthasie mam dla ciebie kolejną propozycje, jest to specjalne zlecenie… - zabójca nie odwracając się zapytał – jaka to propozycja? –
- usiądź tu ze mną i posłuchaj – powiedział mag wskazując na krzesło przy stole, gdy usiedli zaczął mówić. – jest pewna arena w Sylvanii na południe od zamku Drakenhof, walczą na niej najdzielniejsi wojownicy z całego świata. Walki nadzoruje pewien mag, z który nie koniecznie mam dobre stosunki i pragnę jego śmierci… Niestety jest bardzo dobrze chroniony i nie dopuszcza do siebie byle kogo, więc jedynym sposobem by się do niego dostać jest wygranie tejże areny. – dłuższą chwilę milczenia przerwał elf – To nie jest standardowe zadanie polegające na podkradnięciu się do nic nie świadomej ofiary, więc jakie będzie wynagrodzenie? – czarodziej rozwinął na stole kawałek pergaminu z rysunkiem przedstawiającym klucz ozdobiony sercem rozdartym na pół - czy poznajesz t… - mag nie zdążył dokończyć, gdyż w tym samym momencie z nieprawdopodobną szybkością mroczny elf rzucił się na niego, przyparł go do ściany i przystawił ostrze do gardła, krzycząc – ty sukinsynu! – starzec roześmiał się – ha ha ha! Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo, ale w tedy tego nie dostaniesz. – w oczach zabójcy widać było wściekłość, jednak po chwili się opanował, rzucił czarodziejem o ziemię i sykną – przyjmuje zlecenie! - po tych słowach narzucił kaptur na głowę, sięgnął po pergamin i wybiegł z pokoju
- ha ha! Obyś mnie nie zawiódł Druchii, obyś mnie nie zawiódł… -
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Klasa: Dark Elf Assassin
Imię postaci: Kaerthas "Silent Blade"
Broń: Dwa krókie miecze
Zbroja: brak
Ekwipunek: Buty Szybkości
Umiejętności: Zabójca
Imię: Selamith
Klasa: Dark Elf Assasin
Broń: Krótki miecz i Wakizashi (z takim maciupcim błogosławieństwem Khaina)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Noże do rzucania
Umiejętności: Zręczny
Już jest Historia:
Statek High Elfów "Atharion"
Urywki z dziennika pokładowego skryby
[...] Nareszcie wyruszamy, załoga w komplecie, ładunek uzupełniony. Dostaliśmy rozkaz patrolowania Północnych Wód. Okręty zwiadowcze podobno zauważyły coś podejrzanego [...]
[...] Żeglujemy na Północny Zachód, nie przeczuwam nic dobrego[...]
[...] Przeklęta pogoda, jedzenie nam się psuje, co raz więcej chorób. Na szczęście medyk doskonale sie spisuje. [...]
[...] Straciliśmy dwóch majtków, wszystką przez to zatrute jedzenie. To nie klimat dla owoców Ellyrionu. [...]
[...] Co za fatalny dzień, straciliśmy trzeciego majtka. Najwidoczniej te szczury przenoszą jakieś choroby. [...]
[...] "Ziemia!" - wykrzyknął obserwator
Wszystcy rzucili się do burty okrętu.[...]
[...] Uzupełniliśmy załogę i żywność. Kapitanowi nie podobali się nowi rekruci, lecz nie było innych chętnych[...]
[...] Na statku wybuchła zaraza, tracimy co raz więcej ludzi. Kapitan podjął decyzję o powrocie na Ulthuan [...]
[...] To już 14 marynarz, który nie wróci do domu. Trzeba temu zapobiec. Mam nadzieję, że niedługo powrócimy do domu [...]
[...] "Sabotaż!" - rozległ się krzyk wartownika
Załoga popędziła, by zobaczyć co się stało.
Na podłodze ładowni turlały się opróżnione beczki z wodą i żywnością [...]
[...] Kapitan zarządził ograniczenie racji żywnościowych i zwiększenie ilości wartowników nan nocnej zmianie, nie odbiło się to dobrze na morale załogi[...]
[...] Załoga popadła w rozpacz. Wiedzieli, że niedługo wrócą do domu. Lecz została ich jedynie garstka... Wygłodzeni oczekiwali brzegów Nagarythe[...]
[...] Tragedia! Na statku popełniono morderstwo! Kapitan nie żyje! Został znaleziony martwy w swojej kajucie! [...]
[...] To już koniec, zabarykadowaliśmy się w sypialni kapitana, panuje mrożąca krew żyłac... [...]
---------------------------
Dowództwo floty Wysokich Elfów
- Co!?
- Mówię co widziałem panie, sam też nie mogłem w to uwierzyć.
- Ale jak to możliwe? To już 9 raz w tym roku.
- Wiem, sam znalazłem 5 z tych okrętów...
- Były jakieś ślady?
- Zostały tylko szczątki, dosłownie szczątki dziennika pokładowego.
- Hmmm... Wszystko wskazuje na to, że to jeden z rekrutów z tego portu. Masz jeszcze coś?
- Nie Panie. Ale ciała były ułożone w znaki Khaina, a wszędzie widniały runy wymalowane krwią tych nieszczęśników...
- Niech Asuryan ma ich w opiece...
---------------------------
Karczma w bliżej nieokreślonym miejscu
- Ho Ho, niezłe, a słyszałeś o tym elfickim statku, to dopiero historia!
- I tak moja jest lepsza...
- Cisza!!! - zaczął opowieść - No więc tak. Jak wiecie Mroczne Elfy, te taki ze szpiczastymi uszami są odwiecznymi wrogami Wysokich, też ze szpiczastymi uszami. Bo ten ich król, no tego... jak mu tam?
- Malekith...
- No właśnie Malekith twierdzi, że to jemu, i tylko jemu należy się prawo do tronu. Zawsze jest gotowy rozpętać wojnę.
- Jak ceszarz - ktoś zażartował
- Podobno ma na Ulthuan'ie trzyma całą armię jakiś tam szpiegów co na nich mówią assasyni, którzy mordują, niszczą i rozprzestrzeniają kulty różnych, dziwnych bogów. No i naszemu kochanemu Malekathowi zachciało się wqurwić te Wysokie. Wydał odpowiednie rozkazy i po miesiącu miał statek.
- Niby jak???
- Posłuchaj! jeden z tych szpiegów zaprzyjaźnił się z załogą staku, jak jeszcze w porcie byli. Użył jakiegoś tam mrocznego tałatajstwa i na staku zalęgły się szczury, a jak szczury mrocznego pochodzenia, przenosiły mroczne choroby. Kilku marynarzy się przekręciło. Musieli zawinąć do portu. A był tylko jeden. I w nim drugi ten, no... assasyn wbił się na pokład. Grzecznie poczekał a została zaledwie garstka marynarzy i zamordował kapitana. Na okręcie zapanował chaos i po kolei wybił pozostałych majtków.
- Statek znalazła straż przybrzeżna Nagarythe. Był puściutki, zgniłe truchła tworzyły jakieś mroczne rysunki i gość też coś krwią powymazywał.
Wszyscy umilkli...
- Podobno przeżył tylko jeden koleś. Szaleniec uciekł ze staku na małej łódce. Postradał rozum, bał się praktycznie wszystkiego, przede wszystkim szczurów. W końcu trafił do maga-egzorcysty, jakiegoś tam pół-wampira. Pewni gość ma już dwie dziurki na szyi...
--------------------------
Gospoda na pograniczu Imperium i Sylvani
- To co panowie, jeszcze jedna kolejka? - spytał gospodarz gospody
- Chętnie - odzrzekli jego przyjaciele
Gospodarz, jednocześnie barman nalał złocistego piwa i dosiadł się do stołu, gdzie siedzieli jego przyjaciele i 5-letni syn
- Ostatnio kręci się tu dużo podejrzanych typów...
- Wiem dlaczego, 3 dni drogi stąd organizują jakiś turniej. Z całego świata ściągają "najlepsi z najlepszych wojowników"
- Hmmm... Interesujące
- Chyba nie chcesz wziąć w tym udziału?
- Oczywiście, że nie. 5 lat nie miałem broni w ręku.
- Te typy nie wyglądaję zbyt przyjaźnie. Są jakieś psychole z dziwnymi fryzurami, niby-wymiatacze z Imperium, i te takie elfy. Mówią, że to sami assayni.
- Tato, kto to jest asasyn? - zapytał synek
- Asasyn to... - zamilkł - synu co Ci jest ?!
Ręce chłopca były całe we krwi, ojciec jednak nie widział żadnej rany. Chłopiec się zaśmiał, bo w tej samej chwili kropla krwi spadła prosto na nos ojca.
- Szybko na górę
Gospodarz i jego przyjaciele wbiegli po schodach. Drzwi były zablokowane. Najsilniejszy z nich smiało je wyważył.
- O cholera...
Na ziemi leżało ciało. To był elf, miał poderżnięte gardło. Mężczyźni zajęli się nim.
- Nie żyje... - powiedział jeden z nich
Na jego ramieniu widniał tatuaż z wizerunkiem statku. Pod nim był napis "Flota Królewska Króła Feniksa - Atharion"
Za oknem można było zobaczyć oddalająca się postać w ciemnym płaszczu. Nieznajomy kierował się w stronę pobliskiego zamku, wyszeptał pod nosem.
- Zadanie wykonane Wiedźmi Królu. Ku chwale Khaina!
Klasa: Dark Elf Assasin
Broń: Krótki miecz i Wakizashi (z takim maciupcim błogosławieństwem Khaina)
Zbroja: Brak
Ekwipunek: Noże do rzucania
Umiejętności: Zręczny
Pozwoliłem dodać sobie notkę, czy MG weźmie to pod uwagę, to już jego decyzja. Historii na razie nie ma. Napisałem już połowę, ale nie chce wydawać na raty[b]Wikipedia[/b] pisze:Przy pochwie wakizashi noszono krótki nożyk, szpikulec kogai i pałeczki wari-kogai.
Już jest Historia:
Statek High Elfów "Atharion"
Urywki z dziennika pokładowego skryby
[...] Nareszcie wyruszamy, załoga w komplecie, ładunek uzupełniony. Dostaliśmy rozkaz patrolowania Północnych Wód. Okręty zwiadowcze podobno zauważyły coś podejrzanego [...]
[...] Żeglujemy na Północny Zachód, nie przeczuwam nic dobrego[...]
[...] Przeklęta pogoda, jedzenie nam się psuje, co raz więcej chorób. Na szczęście medyk doskonale sie spisuje. [...]
[...] Straciliśmy dwóch majtków, wszystką przez to zatrute jedzenie. To nie klimat dla owoców Ellyrionu. [...]
[...] Co za fatalny dzień, straciliśmy trzeciego majtka. Najwidoczniej te szczury przenoszą jakieś choroby. [...]
[...] "Ziemia!" - wykrzyknął obserwator
Wszystcy rzucili się do burty okrętu.[...]
[...] Uzupełniliśmy załogę i żywność. Kapitanowi nie podobali się nowi rekruci, lecz nie było innych chętnych[...]
[...] Na statku wybuchła zaraza, tracimy co raz więcej ludzi. Kapitan podjął decyzję o powrocie na Ulthuan [...]
[...] To już 14 marynarz, który nie wróci do domu. Trzeba temu zapobiec. Mam nadzieję, że niedługo powrócimy do domu [...]
[...] "Sabotaż!" - rozległ się krzyk wartownika
Załoga popędziła, by zobaczyć co się stało.
Na podłodze ładowni turlały się opróżnione beczki z wodą i żywnością [...]
[...] Kapitan zarządził ograniczenie racji żywnościowych i zwiększenie ilości wartowników nan nocnej zmianie, nie odbiło się to dobrze na morale załogi[...]
[...] Załoga popadła w rozpacz. Wiedzieli, że niedługo wrócą do domu. Lecz została ich jedynie garstka... Wygłodzeni oczekiwali brzegów Nagarythe[...]
[...] Tragedia! Na statku popełniono morderstwo! Kapitan nie żyje! Został znaleziony martwy w swojej kajucie! [...]
[...] To już koniec, zabarykadowaliśmy się w sypialni kapitana, panuje mrożąca krew żyłac... [...]
---------------------------
Dowództwo floty Wysokich Elfów
- Co!?
- Mówię co widziałem panie, sam też nie mogłem w to uwierzyć.
- Ale jak to możliwe? To już 9 raz w tym roku.
- Wiem, sam znalazłem 5 z tych okrętów...
- Były jakieś ślady?
- Zostały tylko szczątki, dosłownie szczątki dziennika pokładowego.
- Hmmm... Wszystko wskazuje na to, że to jeden z rekrutów z tego portu. Masz jeszcze coś?
- Nie Panie. Ale ciała były ułożone w znaki Khaina, a wszędzie widniały runy wymalowane krwią tych nieszczęśników...
- Niech Asuryan ma ich w opiece...
---------------------------
Karczma w bliżej nieokreślonym miejscu
- Ho Ho, niezłe, a słyszałeś o tym elfickim statku, to dopiero historia!
- I tak moja jest lepsza...
- Cisza!!! - zaczął opowieść - No więc tak. Jak wiecie Mroczne Elfy, te taki ze szpiczastymi uszami są odwiecznymi wrogami Wysokich, też ze szpiczastymi uszami. Bo ten ich król, no tego... jak mu tam?
- Malekith...
- No właśnie Malekith twierdzi, że to jemu, i tylko jemu należy się prawo do tronu. Zawsze jest gotowy rozpętać wojnę.
- Jak ceszarz - ktoś zażartował
- Podobno ma na Ulthuan'ie trzyma całą armię jakiś tam szpiegów co na nich mówią assasyni, którzy mordują, niszczą i rozprzestrzeniają kulty różnych, dziwnych bogów. No i naszemu kochanemu Malekathowi zachciało się wqurwić te Wysokie. Wydał odpowiednie rozkazy i po miesiącu miał statek.
- Niby jak???
- Posłuchaj! jeden z tych szpiegów zaprzyjaźnił się z załogą staku, jak jeszcze w porcie byli. Użył jakiegoś tam mrocznego tałatajstwa i na staku zalęgły się szczury, a jak szczury mrocznego pochodzenia, przenosiły mroczne choroby. Kilku marynarzy się przekręciło. Musieli zawinąć do portu. A był tylko jeden. I w nim drugi ten, no... assasyn wbił się na pokład. Grzecznie poczekał a została zaledwie garstka marynarzy i zamordował kapitana. Na okręcie zapanował chaos i po kolei wybił pozostałych majtków.
- Statek znalazła straż przybrzeżna Nagarythe. Był puściutki, zgniłe truchła tworzyły jakieś mroczne rysunki i gość też coś krwią powymazywał.
Wszyscy umilkli...
- Podobno przeżył tylko jeden koleś. Szaleniec uciekł ze staku na małej łódce. Postradał rozum, bał się praktycznie wszystkiego, przede wszystkim szczurów. W końcu trafił do maga-egzorcysty, jakiegoś tam pół-wampira. Pewni gość ma już dwie dziurki na szyi...
--------------------------
Gospoda na pograniczu Imperium i Sylvani
- To co panowie, jeszcze jedna kolejka? - spytał gospodarz gospody
- Chętnie - odzrzekli jego przyjaciele
Gospodarz, jednocześnie barman nalał złocistego piwa i dosiadł się do stołu, gdzie siedzieli jego przyjaciele i 5-letni syn
- Ostatnio kręci się tu dużo podejrzanych typów...
- Wiem dlaczego, 3 dni drogi stąd organizują jakiś turniej. Z całego świata ściągają "najlepsi z najlepszych wojowników"
- Hmmm... Interesujące
- Chyba nie chcesz wziąć w tym udziału?
- Oczywiście, że nie. 5 lat nie miałem broni w ręku.
- Te typy nie wyglądaję zbyt przyjaźnie. Są jakieś psychole z dziwnymi fryzurami, niby-wymiatacze z Imperium, i te takie elfy. Mówią, że to sami assayni.
- Tato, kto to jest asasyn? - zapytał synek
- Asasyn to... - zamilkł - synu co Ci jest ?!
Ręce chłopca były całe we krwi, ojciec jednak nie widział żadnej rany. Chłopiec się zaśmiał, bo w tej samej chwili kropla krwi spadła prosto na nos ojca.
- Szybko na górę
Gospodarz i jego przyjaciele wbiegli po schodach. Drzwi były zablokowane. Najsilniejszy z nich smiało je wyważył.
- O cholera...
Na ziemi leżało ciało. To był elf, miał poderżnięte gardło. Mężczyźni zajęli się nim.
- Nie żyje... - powiedział jeden z nich
Na jego ramieniu widniał tatuaż z wizerunkiem statku. Pod nim był napis "Flota Królewska Króła Feniksa - Atharion"
Za oknem można było zobaczyć oddalająca się postać w ciemnym płaszczu. Nieznajomy kierował się w stronę pobliskiego zamku, wyszeptał pod nosem.
- Zadanie wykonane Wiedźmi Królu. Ku chwale Khaina!
Ostatnio zmieniony 30 gru 2009, o 12:32 przez Arathorn, łącznie zmieniany 2 razy.
Arathorn pisze:Łącznie z tym postem jestem od ciebie "skuteczniejszy" o 1353,714286%