Krasnoludy vs Bretka
Moderator: RedScorpion
- Rakso_The_Slayer
- Postownik Niepospolity
- Posty: 5208
- Lokalizacja: Radom
- Kontakt:
Krasnoludy vs Bretka
O ile dobrze pamiętam to mój pierwszy raport więc nie bijcie Bardzo przyjemna domowa bitwa rozegrana nie tak dawno...
Blodri Szybkoręki podrapał się po brodzie, splunął i namacał ręką bukłak przyczepiony do pasa. W głowie odczuwał jeszcze skutki pijatyki, która miała miejsce dzień wcześniej. Złociste, spienione piwo z bukłaka smakowało dziś niczym napój bogów. Chłodziło, nawilżało wyschnięte na wiór gardło i rozjaśniało umysł niczym najlepszy medykament. Krasnolud beknął donośnie, poprawił pas i rozejrzał się po polu bitwy. Po przeciwnej stronie w oddali dostrzegł kolorowe proporce bretońskich rycerzy. Rycerzy, którzy jeszcze wczorajszego wieczoru byli gośćmi Blodriego. Than przypomniał sobie jak doszło do tej nagłej zmiany nastawień.
Bretończycy przybyli w okolice Karak Zankaraz poprzedniego dnia. Dumni rycerze w pełnych zbrojach, siedzący na wspaniałych rumakach oraz zwykli chłopi, zaciągnięci do służby lub w roli ciur obozowych. Ich dowódca gadał ledwie zrozumiale o szukaniu jakiegoś kielicha czy innego garnka. A skoro przybyli w pokoju i na wstępie o kielichu to Blodri, który dowodził tą wysuniętą placówką strażniczą mimo młodego wieku, kierując się krasnoludzką gościnnością zaprosił najbardziej dostojnych rycerzy na ucztę.
Uczta była naprawdę wystawna. Miód, piwo i spirytus lały się strumieniami. Than chcąc jak najlepiej ugościć przybyszów z dalekiej krainy kazał rozbić mnóstwo beczek. Jedzono, pito, rozmawiano i śmiano się przez wiele godzin, a Blodri oczami wyobraźni widział już pochwały od króla za nawiązanie wspaniałego sojuszu z Bretonią. Jednak los przyszykował dla niego przykrą niespodziankę.
Bretoński dowódca ledwo utrzymując się na stołku i trzymając się krawędzi ławy w pewnym momencie zaczął opowiadać zabawną historyjkę. Ganbal Jednooki, stary, białobrody krasnolud, który też już sporo wypił przesłyszał się i zrozumiał, że dowcip dotyczył jego siostry, w związku z czym nie myśląc wiele wskoczył na stół, z zadziwiającą jak na jego lata i tusze zręcznością, złapał bretońskiego szlachcica za złoty łańcuch który ten nosił na szyi i zaczął go okładać raz za razem po pysku. Wszyscy zamarli w całkowitym zaskoczeniu. Sam Blodri otrząsnął się z niego dopiero gdy jeden z wybitych zębów człeczyny wpadł mu do kufla. Wszyscy poderwali się na nogi, bretończycy sięgnęli do broni i pijatyka przerodziła się w plac boju. Na nieszczęście rycerzy w sali siedział również Karek Zabójca Smoków. Nie sięgając nawet po swój runiczny topór, zabójca rzucił się na zbrojnych bijąc, kopiąc i wyrywając im broń z łatwością jaką krasnoludzkiemu dziecku zabiera się kawałek węgla którym się bawi.
Po kilku chwilach rycerze wycofali się zabierając pół przytomnego dowódcę, którego chyba tylko cudem wyrwano spod pięści starego Ganbala, i złorzecząc oraz obiecując zemstę odjechali do swego obozu. Blodri nie był jeszcze wtedy pewien czy przybysze zdecydują się na atak jednak gdy rano strażnicy donieśli mu o zamieszaniu w obozie ludzi i szykowaniu się do walki wiedział już, że zamiast sojusznika zdobyli nowego wroga.
Wspomnienie to sprawiło, że Blodri ponownie napił się piwa tym razem opróżniając bukłak do dna. Sapnął i rozejrzał się po polu bitwy. Bretończycy stali już w gotowości. Na lewej flance ustawione były dwa oddziały łuczników, jeden ukryty za kamiennym murkiem. Obok, nieco za lasem stała duża lanca błędnych rycerzy, zobaczył tez pegazy szybujące nad lasem i lądujące po jego drugiej stronie, dalej stały jeszcze trzy lance rycerzy, w jednej z nich była jakaś panienka, w innej dostrzegł paladyna ze sztandarem armii, wrogiego generała oraz kolejną niewiastę na koniach.
Spoglądając na własne wojsko poczuł uczucie dumy. Doskonali żołnierze gotowi walczyć do ostatniej kropli krwi za swe królestwo. Na obu brzegach pola bitwy kazał ustawić balisty, na górce znajdującej się po lewej jego stronie ustawiono już katapultę, tam tez swoje miejsca zajmowali Gromowładni, obok których dostrzegł pomarańczowy grzebień Zabójcy Smoków. Blodri stał na czele oddziału dwudziestu Długobrodych ustawionych u prawego podnóża wzniesienia. Wiedział, że po lewej stronie stoi podobny oddział Żelaznych Rębaczy dowodzonych przez Ganbala. Stary dzierżyciel sztandaru Karak Zankaraz po wczorajszym incydencie wzburzony i żądny zemsty i kazał nieść do boju Kamień Przysięgi. Blodri cieszył się, że nie musi przebywać blisko niego i wysłuchiwać ciągłych złorzeczeń i narzekań. Po prawej stronie oddziału młodego Thana stał jeszcze oddział 12 drwali z potężnymi dwuręcznymi toporami zarzuconymi na ramiona. Pomiędzy nimi a balistą umieszczoną po prawej rósł las. W pewnym momencie w oddali Blodri dostrzegł ruch i uśmiechnął się do siebie. Na polu bitwy pojawili się Strażnicy Gór, ukrywając się za kamiennym obeliskiem na prawej flance bretończyków.
Z zamyślenia wyrwał krasnoluda głośny zaśpiew rycerskich hufców. Zaczęło się, pomyślał.
Strażnicy Gór wyszli na flankę rycerzy a Blodri i jego Długobrodzi ruszyli do przodu chcąc zablokować drogę do wzgórza. Śpiew zagłuszył nagle niezwykle głośny odgłos rogu. Wszyscy spojrzeli w stronę zwiadowców. Jeden z nich przykładał do ust potężny róg z którego wydobywał się ów niesamowity dźwięk. Konie bretończyków na prawej flance zaczęły szaleć spłoszone. Dwie mniejsze lance zapanowały nad wierzchowcami jednak duża lanca z bretońskimi bohaterami poszła w rozsypkę. Konie zrzucały jeźdźców, uciekały z pola bitwy unosząc ich wraz z sobą. Blodri dostrzegł jak bretoński generał spada z wierzchowca, zaczepia nogą o strzemię a następnie ciągnięty po ziemi znika za wzniesieniem. Dobry początek, pomyślał i uśmiechnął się do siebie po raz kolejny. Strażnicy Gór jednak nie poprzestali na tym. Wycelowali z garłaczy i wypalili w stronę jednej z lanc posyłając do piachu połowę oddziału. Niestety czterech z nich nie wypaliło, a trzem broń wybuchła w rękach posyłając ich na łono Valai. Następnie odezwały się machiny wojenne. Jedna z balist trafiła w lance z czarodziejką zabijając trzech rycerzy. Pozostali w panice udali się za swym generałem.
Bretończycy widząc co się dzieje zawahali się jednak honor nakazał im dalszą walkę. Osamotniona lanca na prawej flance zwróciła się w stronę Strażników, sprawców całego zamieszania. Pegazy wzniosły się w niebo i ruszyły w stronę krasnoludzkich strzelców. Podobnie duża lanca młodych rycerzy wyjechała zza lasu by zmierzyć się z brodaczami. Łucznicy szyli z łuków nie wyrządzając przy tym żadnych szkód.
Widząc zbliżające się oddziały Ganbal i jego Rębacze ruszyli do przodu. Długobrodzi również postąpili kilka kroków w przód nie chcąc zbytnio się wychylać. Strażnicy czekali na szarżę która miała nadejść nerwowo przeładowując broń i zerkając na poległych towarzyszy modląc się do Przodków by ich broń nie okazała się tak zawodna. Ostrzał krasnoludzki nie zdziałał zbyt wiele. Strzał z katapulty zabił jednego pegaza wywołując deszcz piór i krwi. Balisty i strzelcy nie mogli pochwalić się zbyt wielkimi sukcesami.
Bretończycy ruszyli do ataku. Blodri usłyszał jak stary Ganbal wykrzykuje wyzwiska w stronę rycerzy na pegazach obrażając ich matki, babki, prababki, siostry, żony i kochanki. Blodri nigdy wcześniej nie słyszał tak długiej i dobitnej wiązanki wyzwisk i przekleństw ale słyszał już, że stary Ganbal znał dziesiątki metod obrażenia przeciwnika i to w najróżniejszych językach, czego nauczył się podróżując w młodości. Po usłyszeniu tylu inwektyw rycerze mogli tylko zaatakować lub uciec w hańbie. Wybrali walkę. Na Żelaznych Rębaczy zaszarżowali również błędni rycerze przywołując imię jakiejś panienki. Żelazne bractwo uniosło tarcze przyjmując cały impet uderzenia dwóch oddziałów. Blodri spodziewał się wielu poległych, ujrzał jednak, że tylko jeden z Rębaczy upadł ranny. Bretońska krew natomiast płynęła z wielu ran. Młodzi rycerze nie mogli sprostać determinacji, wytrwałości i sile krasnoludów. Zaczęli uciekać w panice, a przed pogonią uratowali ich jeźdźcy pegazów, którzy postanowili drożej sprzedać swe skóry.
Daleko na prawej flance oddział rycerzy zaszarżował Strażników. Ci jednak nie tylko ustali ale na dodatek powalili jednego z rycerzy i złamali wroga. Pościg jednak okazał się bezskuteczny, wierzchowce uniosły rycerzy spod karzących toporów krasnoludów.
Blodri ruszył wraz z Długobrodymi by wspomóc oddział Ganbala w walce. W prawdzie wiedział dobrze o tym, że stary krasnolud sobie poradzi jednak sam miał już dosyć czekania i chciał by jego topór posmakował krwi wroga. Rycerze na uskrzydlonych rumakach po ponieśli dotkliwe straty. Ostatni próbowali ucieczki jednak nie udało im się. Topory i młoty zakończyły ich żywot.
Oddział drwali ruszył by wspomóc Strażników jednak miał przed sobą długa drogę. Sami strażnicy natomiast ruszyli za rycerzami. Strzelcy i machiny zadawały kolejne straty uciekającym błędnym rycerzom.
Bretończycy zdawali sobie sprawę ze swej sytuacji. Niedobitki ostatnich lanc powstrzymały się przed ucieczką. Łucznicy prowadzili bezskuteczny ostrzał rozpatrując już opcję wycofania się i pozostawienia swych panów ich losowi.
Krasnoludy szły dalej. Strażnicy zaszarżowali na niedobitki lancy rycerzy. Tym razem jednak nikt nie był w stanie osiągnąć znaczącej przewagi. Drwale wędrowali dalej. Żelaźni i Długobrodzi maszerowali w stronę niedobitków rycerzy i łuczników. Ostrzał skierowany w łuczników uszczuplił ich szeregi zbliżając ich do decyzji o ucieczce.
Ostatecznie Strażnicy ulegli przed szaleńczym naporem dwóch ostatnich rycerzy i ich wierzchowców. Zaczęli ucieczkę jednak nie mieli szans na uniknięcie końskich kopyt. Po drugiej stronie pola bitwy łucznicy próbowali jeszcze zabić przynajmniej jednego krasnoluda i udało im się. Jedna ze strzał kierowana raczej ślepym losem trafiła w wizjer hełmu jednego z rębaczy wyłączając go z dalszej walki.
Tylko zwiększyło to zapał krasnoludów by dopaść swych wrogów. Ostrzał wywołał panikę w ostatnich niedobitkach rycerzy. Łucznicy bez nadzoru swych panów uznali, że można już się wycofać i zacząć orać pole na imperialnej ziemi.
Bitwa okazała się całkowitym zwycięstwem. Blodri z dumą rozglądał się po polu walki. Nigdzie nie dostrzegał wroga. Jego zadanie ochrony przełęczy było wypełnione. W prawdzie nie zawarł sojuszu militarnego ale z drugiej strony pokonał przeciwnika prawie przy braku strat własnych. W sumie rannych i zabitych było dziesięciu Khazadów natomiast armia człeczyn została całkowicie rozbita. Poczuł silną rękę na ramieniu. Przy nim stał Ganbal. Pokryty krwią wrogów szczerzył zęby i wpatrywał się jedynym okiem w młodego krasnoluda. Blodriemu wydało się to dziwne ale po bitwie Ganbal wydawał się znacznie młodszy i pełen wigoru.
- No, młokosie. Udało się przepędzić tych synów kozy! Wspaniały dzień. Dziś Przodkowie mogą być dumni ze swych dzieci. A człeczyny nauczą się nie łamać praw gościny i nie obrażać krasnoludzkich kobiet.
- Ale on nie powiedział nawet słowa o krasnoludzkich kobietach...
- Nie?... - na twarzy starego krasnoluda pojawiła się na chwilę konsternacja – hmm... no cóż... Przynajmniej mieliśmy chwilę dobrej zabawy jak za dawnych lat. A teraz chodźmy się napić i przy okazji opowiesz mi za co wybiłem temu człeczynie wszystkie zęby...
Blodri Szybkoręki podrapał się po brodzie, splunął i namacał ręką bukłak przyczepiony do pasa. W głowie odczuwał jeszcze skutki pijatyki, która miała miejsce dzień wcześniej. Złociste, spienione piwo z bukłaka smakowało dziś niczym napój bogów. Chłodziło, nawilżało wyschnięte na wiór gardło i rozjaśniało umysł niczym najlepszy medykament. Krasnolud beknął donośnie, poprawił pas i rozejrzał się po polu bitwy. Po przeciwnej stronie w oddali dostrzegł kolorowe proporce bretońskich rycerzy. Rycerzy, którzy jeszcze wczorajszego wieczoru byli gośćmi Blodriego. Than przypomniał sobie jak doszło do tej nagłej zmiany nastawień.
Bretończycy przybyli w okolice Karak Zankaraz poprzedniego dnia. Dumni rycerze w pełnych zbrojach, siedzący na wspaniałych rumakach oraz zwykli chłopi, zaciągnięci do służby lub w roli ciur obozowych. Ich dowódca gadał ledwie zrozumiale o szukaniu jakiegoś kielicha czy innego garnka. A skoro przybyli w pokoju i na wstępie o kielichu to Blodri, który dowodził tą wysuniętą placówką strażniczą mimo młodego wieku, kierując się krasnoludzką gościnnością zaprosił najbardziej dostojnych rycerzy na ucztę.
Uczta była naprawdę wystawna. Miód, piwo i spirytus lały się strumieniami. Than chcąc jak najlepiej ugościć przybyszów z dalekiej krainy kazał rozbić mnóstwo beczek. Jedzono, pito, rozmawiano i śmiano się przez wiele godzin, a Blodri oczami wyobraźni widział już pochwały od króla za nawiązanie wspaniałego sojuszu z Bretonią. Jednak los przyszykował dla niego przykrą niespodziankę.
Bretoński dowódca ledwo utrzymując się na stołku i trzymając się krawędzi ławy w pewnym momencie zaczął opowiadać zabawną historyjkę. Ganbal Jednooki, stary, białobrody krasnolud, który też już sporo wypił przesłyszał się i zrozumiał, że dowcip dotyczył jego siostry, w związku z czym nie myśląc wiele wskoczył na stół, z zadziwiającą jak na jego lata i tusze zręcznością, złapał bretońskiego szlachcica za złoty łańcuch który ten nosił na szyi i zaczął go okładać raz za razem po pysku. Wszyscy zamarli w całkowitym zaskoczeniu. Sam Blodri otrząsnął się z niego dopiero gdy jeden z wybitych zębów człeczyny wpadł mu do kufla. Wszyscy poderwali się na nogi, bretończycy sięgnęli do broni i pijatyka przerodziła się w plac boju. Na nieszczęście rycerzy w sali siedział również Karek Zabójca Smoków. Nie sięgając nawet po swój runiczny topór, zabójca rzucił się na zbrojnych bijąc, kopiąc i wyrywając im broń z łatwością jaką krasnoludzkiemu dziecku zabiera się kawałek węgla którym się bawi.
Po kilku chwilach rycerze wycofali się zabierając pół przytomnego dowódcę, którego chyba tylko cudem wyrwano spod pięści starego Ganbala, i złorzecząc oraz obiecując zemstę odjechali do swego obozu. Blodri nie był jeszcze wtedy pewien czy przybysze zdecydują się na atak jednak gdy rano strażnicy donieśli mu o zamieszaniu w obozie ludzi i szykowaniu się do walki wiedział już, że zamiast sojusznika zdobyli nowego wroga.
Wspomnienie to sprawiło, że Blodri ponownie napił się piwa tym razem opróżniając bukłak do dna. Sapnął i rozejrzał się po polu bitwy. Bretończycy stali już w gotowości. Na lewej flance ustawione były dwa oddziały łuczników, jeden ukryty za kamiennym murkiem. Obok, nieco za lasem stała duża lanca błędnych rycerzy, zobaczył tez pegazy szybujące nad lasem i lądujące po jego drugiej stronie, dalej stały jeszcze trzy lance rycerzy, w jednej z nich była jakaś panienka, w innej dostrzegł paladyna ze sztandarem armii, wrogiego generała oraz kolejną niewiastę na koniach.
Spoglądając na własne wojsko poczuł uczucie dumy. Doskonali żołnierze gotowi walczyć do ostatniej kropli krwi za swe królestwo. Na obu brzegach pola bitwy kazał ustawić balisty, na górce znajdującej się po lewej jego stronie ustawiono już katapultę, tam tez swoje miejsca zajmowali Gromowładni, obok których dostrzegł pomarańczowy grzebień Zabójcy Smoków. Blodri stał na czele oddziału dwudziestu Długobrodych ustawionych u prawego podnóża wzniesienia. Wiedział, że po lewej stronie stoi podobny oddział Żelaznych Rębaczy dowodzonych przez Ganbala. Stary dzierżyciel sztandaru Karak Zankaraz po wczorajszym incydencie wzburzony i żądny zemsty i kazał nieść do boju Kamień Przysięgi. Blodri cieszył się, że nie musi przebywać blisko niego i wysłuchiwać ciągłych złorzeczeń i narzekań. Po prawej stronie oddziału młodego Thana stał jeszcze oddział 12 drwali z potężnymi dwuręcznymi toporami zarzuconymi na ramiona. Pomiędzy nimi a balistą umieszczoną po prawej rósł las. W pewnym momencie w oddali Blodri dostrzegł ruch i uśmiechnął się do siebie. Na polu bitwy pojawili się Strażnicy Gór, ukrywając się za kamiennym obeliskiem na prawej flance bretończyków.
Z zamyślenia wyrwał krasnoluda głośny zaśpiew rycerskich hufców. Zaczęło się, pomyślał.
Strażnicy Gór wyszli na flankę rycerzy a Blodri i jego Długobrodzi ruszyli do przodu chcąc zablokować drogę do wzgórza. Śpiew zagłuszył nagle niezwykle głośny odgłos rogu. Wszyscy spojrzeli w stronę zwiadowców. Jeden z nich przykładał do ust potężny róg z którego wydobywał się ów niesamowity dźwięk. Konie bretończyków na prawej flance zaczęły szaleć spłoszone. Dwie mniejsze lance zapanowały nad wierzchowcami jednak duża lanca z bretońskimi bohaterami poszła w rozsypkę. Konie zrzucały jeźdźców, uciekały z pola bitwy unosząc ich wraz z sobą. Blodri dostrzegł jak bretoński generał spada z wierzchowca, zaczepia nogą o strzemię a następnie ciągnięty po ziemi znika za wzniesieniem. Dobry początek, pomyślał i uśmiechnął się do siebie po raz kolejny. Strażnicy Gór jednak nie poprzestali na tym. Wycelowali z garłaczy i wypalili w stronę jednej z lanc posyłając do piachu połowę oddziału. Niestety czterech z nich nie wypaliło, a trzem broń wybuchła w rękach posyłając ich na łono Valai. Następnie odezwały się machiny wojenne. Jedna z balist trafiła w lance z czarodziejką zabijając trzech rycerzy. Pozostali w panice udali się za swym generałem.
Bretończycy widząc co się dzieje zawahali się jednak honor nakazał im dalszą walkę. Osamotniona lanca na prawej flance zwróciła się w stronę Strażników, sprawców całego zamieszania. Pegazy wzniosły się w niebo i ruszyły w stronę krasnoludzkich strzelców. Podobnie duża lanca młodych rycerzy wyjechała zza lasu by zmierzyć się z brodaczami. Łucznicy szyli z łuków nie wyrządzając przy tym żadnych szkód.
Widząc zbliżające się oddziały Ganbal i jego Rębacze ruszyli do przodu. Długobrodzi również postąpili kilka kroków w przód nie chcąc zbytnio się wychylać. Strażnicy czekali na szarżę która miała nadejść nerwowo przeładowując broń i zerkając na poległych towarzyszy modląc się do Przodków by ich broń nie okazała się tak zawodna. Ostrzał krasnoludzki nie zdziałał zbyt wiele. Strzał z katapulty zabił jednego pegaza wywołując deszcz piór i krwi. Balisty i strzelcy nie mogli pochwalić się zbyt wielkimi sukcesami.
Bretończycy ruszyli do ataku. Blodri usłyszał jak stary Ganbal wykrzykuje wyzwiska w stronę rycerzy na pegazach obrażając ich matki, babki, prababki, siostry, żony i kochanki. Blodri nigdy wcześniej nie słyszał tak długiej i dobitnej wiązanki wyzwisk i przekleństw ale słyszał już, że stary Ganbal znał dziesiątki metod obrażenia przeciwnika i to w najróżniejszych językach, czego nauczył się podróżując w młodości. Po usłyszeniu tylu inwektyw rycerze mogli tylko zaatakować lub uciec w hańbie. Wybrali walkę. Na Żelaznych Rębaczy zaszarżowali również błędni rycerze przywołując imię jakiejś panienki. Żelazne bractwo uniosło tarcze przyjmując cały impet uderzenia dwóch oddziałów. Blodri spodziewał się wielu poległych, ujrzał jednak, że tylko jeden z Rębaczy upadł ranny. Bretońska krew natomiast płynęła z wielu ran. Młodzi rycerze nie mogli sprostać determinacji, wytrwałości i sile krasnoludów. Zaczęli uciekać w panice, a przed pogonią uratowali ich jeźdźcy pegazów, którzy postanowili drożej sprzedać swe skóry.
Daleko na prawej flance oddział rycerzy zaszarżował Strażników. Ci jednak nie tylko ustali ale na dodatek powalili jednego z rycerzy i złamali wroga. Pościg jednak okazał się bezskuteczny, wierzchowce uniosły rycerzy spod karzących toporów krasnoludów.
Blodri ruszył wraz z Długobrodymi by wspomóc oddział Ganbala w walce. W prawdzie wiedział dobrze o tym, że stary krasnolud sobie poradzi jednak sam miał już dosyć czekania i chciał by jego topór posmakował krwi wroga. Rycerze na uskrzydlonych rumakach po ponieśli dotkliwe straty. Ostatni próbowali ucieczki jednak nie udało im się. Topory i młoty zakończyły ich żywot.
Oddział drwali ruszył by wspomóc Strażników jednak miał przed sobą długa drogę. Sami strażnicy natomiast ruszyli za rycerzami. Strzelcy i machiny zadawały kolejne straty uciekającym błędnym rycerzom.
Bretończycy zdawali sobie sprawę ze swej sytuacji. Niedobitki ostatnich lanc powstrzymały się przed ucieczką. Łucznicy prowadzili bezskuteczny ostrzał rozpatrując już opcję wycofania się i pozostawienia swych panów ich losowi.
Krasnoludy szły dalej. Strażnicy zaszarżowali na niedobitki lancy rycerzy. Tym razem jednak nikt nie był w stanie osiągnąć znaczącej przewagi. Drwale wędrowali dalej. Żelaźni i Długobrodzi maszerowali w stronę niedobitków rycerzy i łuczników. Ostrzał skierowany w łuczników uszczuplił ich szeregi zbliżając ich do decyzji o ucieczce.
Ostatecznie Strażnicy ulegli przed szaleńczym naporem dwóch ostatnich rycerzy i ich wierzchowców. Zaczęli ucieczkę jednak nie mieli szans na uniknięcie końskich kopyt. Po drugiej stronie pola bitwy łucznicy próbowali jeszcze zabić przynajmniej jednego krasnoluda i udało im się. Jedna ze strzał kierowana raczej ślepym losem trafiła w wizjer hełmu jednego z rębaczy wyłączając go z dalszej walki.
Tylko zwiększyło to zapał krasnoludów by dopaść swych wrogów. Ostrzał wywołał panikę w ostatnich niedobitkach rycerzy. Łucznicy bez nadzoru swych panów uznali, że można już się wycofać i zacząć orać pole na imperialnej ziemi.
Bitwa okazała się całkowitym zwycięstwem. Blodri z dumą rozglądał się po polu walki. Nigdzie nie dostrzegał wroga. Jego zadanie ochrony przełęczy było wypełnione. W prawdzie nie zawarł sojuszu militarnego ale z drugiej strony pokonał przeciwnika prawie przy braku strat własnych. W sumie rannych i zabitych było dziesięciu Khazadów natomiast armia człeczyn została całkowicie rozbita. Poczuł silną rękę na ramieniu. Przy nim stał Ganbal. Pokryty krwią wrogów szczerzył zęby i wpatrywał się jedynym okiem w młodego krasnoluda. Blodriemu wydało się to dziwne ale po bitwie Ganbal wydawał się znacznie młodszy i pełen wigoru.
- No, młokosie. Udało się przepędzić tych synów kozy! Wspaniały dzień. Dziś Przodkowie mogą być dumni ze swych dzieci. A człeczyny nauczą się nie łamać praw gościny i nie obrażać krasnoludzkich kobiet.
- Ale on nie powiedział nawet słowa o krasnoludzkich kobietach...
- Nie?... - na twarzy starego krasnoluda pojawiła się na chwilę konsternacja – hmm... no cóż... Przynajmniej mieliśmy chwilę dobrej zabawy jak za dawnych lat. A teraz chodźmy się napić i przy okazji opowiesz mi za co wybiłem temu człeczynie wszystkie zęby...
... zdjęcia...?
Opis fajny jednak troszkę brakuje mi czegoś na co można popatrzeć...
Opis fajny jednak troszkę brakuje mi czegoś na co można popatrzeć...
The wood hold peace for thos who desire it, but those who seek battle will find me...
The forest has as many eyes as leaves...
Far over, the misty mountain Cold, to dungeons deep and caverns old.
The pines were roaring, oooooon the hight...
Abandoned
The forest has as many eyes as leaves...
Far over, the misty mountain Cold, to dungeons deep and caverns old.
The pines were roaring, oooooon the hight...
Abandoned
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Jeśli nie ma zdjęć, można zrobić plan bitwy (w painciexD).
Raport solidny, dobrze napisany, bretońcom się należało.
Raport solidny, dobrze napisany, bretońcom się należało.
Dobry raporcik, fajnie się czyta a Bretoni mieli sporego pecha
Powiedz mi, co to za róg który spowodował taki chaos i jak to się je ?
A i teraz już nie mam żadnych złudzeń, że Krasnoludy sa złe i ich przodkowie pochodzą z Morii
P.
Powiedz mi, co to za róg który spowodował taki chaos i jak to się je ?
A i teraz już nie mam żadnych złudzeń, że Krasnoludy sa złe i ich przodkowie pochodzą z Morii
P.
3 Rzeczy na temat tyego raportu:
1. Trza było wypruć z tego dlugobrodego zrzedy flaki i bylby spokoj
2. Zabojcy maja czerwone włosy a nie pomarańczowe
3.A oprócz tego bardzo frajny raport (i bitwa oczywiście )
1. Trza było wypruć z tego dlugobrodego zrzedy flaki i bylby spokoj
2. Zabojcy maja czerwone włosy a nie pomarańczowe
3.A oprócz tego bardzo frajny raport (i bitwa oczywiście )
Mówi się trudno i idzie się dalej ...
Raport pierwsza klasa! Nie wiem jak pozostali czytelnicy, ale ja potrafiłem ujrzeć tę bitwę oczyma wyobraźni
Podczas mojej ostatniej potyczki z Imperium Mountain Rangers niestety nie popisali się, a na dźwięk rogu nie uciekł żaden konny, może następnym razem
Gratuluję koledze po fachu zwycięstwa
Podczas mojej ostatniej potyczki z Imperium Mountain Rangers niestety nie popisali się, a na dźwięk rogu nie uciekł żaden konny, może następnym razem
Gratuluję koledze po fachu zwycięstwa
- Rakso_The_Slayer
- Postownik Niepospolity
- Posty: 5208
- Lokalizacja: Radom
- Kontakt:
pomarańczowe.Eltharion pisze: 2. Zabojcy maja czerwone włosy a nie pomarańczowe
poczytaj trochę.
jest to zdaje się sadło zwierzęce z barwnikiem.
The wood hold peace for thos who desire it, but those who seek battle will find me...
The forest has as many eyes as leaves...
Far over, the misty mountain Cold, to dungeons deep and caverns old.
The pines were roaring, oooooon the hight...
Abandoned
The forest has as many eyes as leaves...
Far over, the misty mountain Cold, to dungeons deep and caverns old.
The pines were roaring, oooooon the hight...
Abandoned
- Zaklinacz Kostek
- Falubaz
- Posty: 1346
- Lokalizacja: In Stahlgewittern
No tak, jeśli ktoś jest odpowiedzialny za wojnę, to krasnoludy Bardzo fajny raport, przyjemnie się czytało i stanowił dla mnie miła odskocznię od diariuszy szlacheckich z lat potopu I fakt, szkoda że nie ma zdjęć, bo wiedząc jak Rakso malujesz, aż żal że bitwa nie została należycia udokumentowana Tylko tak dalej! A jak widać, że raportów bitewnych przybywa, wypadałoby w końcu też coś skrobnąć, co nie Occ?
Lest we forget:
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Ano, wypadałoby.
Tylko w przeciwieństwie do Raksa, moje szczurze legiony prezentują się o wieeeele mniej majestatycznie
Jeszcze raz gratulacje zwycięstwa i więcej raportów! (Najlepiej przeciw gejfom).
Tylko w przeciwieństwie do Raksa, moje szczurze legiony prezentują się o wieeeele mniej majestatycznie
Jeszcze raz gratulacje zwycięstwa i więcej raportów! (Najlepiej przeciw gejfom).
bardzo dobry raport bardzo fajnie się czytało jakby był jeszcze plan albo zdjęcia. Popieram przedmówców należało się bretce
"Life out here is raw, but we will never stop, we will never quit, 'cause we are Metallica" [Życie tutaj jest surowe, lecz my nigdy się nie wycofamy, nigdy tego nie porzucimy, bo jesteśmy Metalliką“]
-
- Wałkarz
- Posty: 88
- Lokalizacja: Dęblin woj. Lubelskie
Bardzo przyjemny w czytaniu raport, nawet opis walki który zazwyczaj mnie nuży tym razem przeczytałem bez oderwania oczu od monitora
http://www.demland.info/dem/
Potężna dawka całkiem sporych ilości psów naraz (to wcale nie reklama)
Potężna dawka całkiem sporych ilości psów naraz (to wcale nie reklama)
Zostałeś zaproszony na piwo bo chwili dostajesz po pysku co za gościnność.
Choć zdjęć nie ma to tak raport świetny .
-A teraz chodźmy się napić i przy okazji opowiesz mi za co wybiłem temu człeczynie wszystkie zęby...
Świetne zakończenie.
Choć zdjęć nie ma to tak raport świetny .
-A teraz chodźmy się napić i przy okazji opowiesz mi za co wybiłem temu człeczynie wszystkie zęby...
Świetne zakończenie.
Ku*** trudno znaleźć oryginalny podpis...
- Jedy Knight
- Forma Skrótowa
- Posty: 3439
Normalnie Gniewko...
No... Prawie...
No... Prawie...
Obywatelu, zrób sobie dobrze sam.
Raport utrzymany w fajnych pijacko-prześmiewczych klimatach, ale róg płoszący konie na Bretonie to powergamesrstwo
Brrrrr... Gdy musiałem rzucać te testy paniki denerwowałem się jak nigdy, odrobina pecha i pożegnałbym generała wraz z chorągwią konnych. Kraggo, Bretońcami z Tobą nie zagram nigdyKraggo pisze:Podczas mojej ostatniej potyczki z Imperium Mountain Rangers niestety nie popisali się, a na dźwięk rogu nie uciekł żaden konny, może następnym razem
Vae victis!
Rakso ty niedobry Chłopaku !! Prawdziwe dzieci Kozy to Beastmeni !! a co do raportu to bardzo zacnyRakso_The_Slayer pisze: - No, młokosie. Udało się przepędzić tych synów kozy! Wspaniały dzień.
Czcij Koze !!
Twoja Stara gra w Age of Sigmar !
Twoja Stara gra w Age of Sigmar !