Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Re: Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Imhol jeszcze jakiś czas spoglądał na oddalającego się wampira aż ten całkiem znikną mu z oczu. Elf stał tam jeszcze przez chwile. Spojrzał w niebo na wstające już słońce. Zaczął kierować się w stronę areny a jego myśli całkowicie zaprzątała jego walka z wampirem. Ciągle miał nadzieje, że zniszczy Magnusa w walce.
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
aj , zapomniałem przsecinka, miało być
NIE , COFAM OGRA
uh uh uh pomyłki, nie było całego incydentu i mogłeś zetrzeć się z tym chaosiarzem , przeklęte nieporozumienia. Sorki kolejne z mojej strony.
NIE , COFAM OGRA
uh uh uh pomyłki, nie było całego incydentu i mogłeś zetrzeć się z tym chaosiarzem , przeklęte nieporozumienia. Sorki kolejne z mojej strony.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
walka nr 3
Gilead Blackstar (dark elf master) vs Fjolwar Alaricson(Dwarf Slayer)
W swym zamiłowaniu do rozlewu krwi Gilead trafił idealnie. Godni przeciwnicy, spadające głowy, rozlew krwi. Był w swoim żywiole. Co prawda bez kaplic khaina lecz jego kaplicą było każde miejsce gdzie dział się mord a rolę kapłana spełniał ekzekutor czyli on. Dziś już stoczy pierwszą walkę i być może wywalczy sobie mistrzostwo. A właściwie nie być może tylko na pewno bowiem Gilead nie podejrzewał by był tutaj ktoś gotów się z nim zmierzyć. Nawet własny krewniak. Nie zdążył poznać jednego z zabójców. Ten padł zanim z nim porozmawiał. Szlachcic z Naggaroth prowadzący swą wyprawę jednak to co innego. Znaleźli wspólny język i Gilead dowiedział się ciekawych rzeczy z ulthuanu. Inny zabójca jak narazie trzymał się na uboczu. Co było normalne. Mroczny elf dowiedział się że trafił mu się do egzekucji przedstawiciel brzydkiego ludu. Nazywał siebie zabójcą. Oczywiście dla egzekutora takiego jak Gilead było to śmieszne i pompatycznie głupie bo prawdziwymi zabójcami bywały tylko elfy a nie jakiś karzeł z tatuażami o powierzchowności dzikusa i takim stulu walki. Zamierzał pokazać mu co to znaczy być zabójcą. Właściwie nie mógł się już doczekać.
Fjowarl odchrząknął po piwie niezbyt dobrej jakości jakim go tu raczono po raz kolejny. Znał to miejsce dobrze. Tu wywalczył mistrzostwo w jednej z poprzednich aren zanim nie udał się na poszukiwanie smoka. Przybył tu by poszukać śmierci chociarz nie obiecywał sobie po tym zbyt wiele. W końcu raz już pokonałłwszystkich i czemu tym razem miało być inaczej. Zabójca wpadł jednak na pewien pomysł. Skoro ten tutaj mag był potężny może miał coś do czynienia z demonami. Dobrze by było dowiedzieć się od niego gdzie jakieś potężne okazy można było znaleźć i poszukać. Wtedy stałby się jednym z nielicznych zabójców demonów albo w końcu oddałby życie odzyskując honor w walce z prawdziwym monstrum. Skoro smok nie dał mu rady może demon da. Fjowarl westchnął i pomasował bolący kikut. Od tego przytwiedzonego topora miał czasem bóle w kikucie po stracie ręki. Na to jednak najlepsze było Bugmańskie XXXXXX. Tego jednak zabrakło i w karczmie czekano na dostawę. Tymczasem Fjowal musiał się udać na arenę. Właśnie przyszedł po niego jeden ze sług maga informując że nadszedł czas jego walki. Fjowarl nie musiał się przygotowywać specjalnie do areny. On , podobnie jak każdy zabójca był zawsze gotowy.
Na piaskach areny oczekiwali na rozpoczęcie walki. Elf bez słowa dzierżąc broń a krasnolud z kolei uśmiechając się rad że ma okazję pokroić jakiegoś elfa. Całkiem legalnie i w literze prawa za dawne krzywdy jego ludu. Gong rozległ się po arenie. Elf uniósł miecz do ramienia i postąpił w kierunku krasnoluda. Zabójca Fjowarl równierz ruszył. Gdy był już blisko niespodziewanie przyspieszyłłdo biegu i z uniesionymi toporami wydałłz siebie okrzyk bojowy GRUNGIII! Lewy kikut z przytwierzonym toporem zetknął się z wielkim Draichem a drugą bronią krasnolud natychmiast wykorzystał okazję przerąbując kolczugę raniąc elfa.
Gilead odstąpił zdążając wyprowadzić potężne cięcie. To jednak Fjowarl uniknął o cal ratując swą szyję od ścięcia. Krasnolud naparł idąc za ciosami. Teraz jednak Gilead uważniej walczył starając parować się uderzenia narwańca. Gilead cofnął się dwa kroki szybciej i to mu dało polę do potężnego ciosu znad głowy. Znowu Fjowarl cudem odskoczył, a może to także jego oko smoka sprawiło że draich elfa delikatnie skręcił. Fjowarl nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wpadł barkiem w elfa tnąc z boku kikutem. Znów przerąbał zbroję dodając kolejną krwawą ranę do kolekcji elfa i sprawiając że tamten boleśnie zakrzyknął. Ekzekutor jednak był wytrawnym wojownikiem kopnięciem odrzucił krasnoluda od siebie by oddać cios. Fjowarl zrobił przewrót przez ramię w uniku. Gilead zrobiwszy połobrót poprawił i tym razem trafił krasnoluda w plecy głęboko i ciężko kalecząc Fjowarla. fjowarlem rzuciło do przodu lecz nie stracił równowagi. Był nawykły do takich ran. Co więcej niesamowicie go to denerwowało i wpadł w szał bojowy. Gilead bezradnie cofał się pod gradem ciosów. Jeden z nich przedarł się przez jego obronę i wbił w udo. Elf opadwszy na kolana był teraz łatwym celem. Ręką z kikutem krasnolud wbił swą broń w szyję elfa zabijając go na miejscu. Ekzekutor padł martwy. Jak zawsze po zwycięstwie na trybunach wybuchła wrzawa a triumfujący Fjowarl ryknął zwycięsko. GRUNGIEMU NIECH BEDZIE CHWAŁA!
Komentarz: cóż krasnolud naprawdę MIAŁ niewiarygodne szczęście do wardów....
a egzekutor miał wiele okazji do ścięcia szyi krasnoluda lecz cóż. większe szczęście miał Fjowarl. Walka do ostatka była nieprzewidywalna.
Gilead Blackstar (dark elf master) vs Fjolwar Alaricson(Dwarf Slayer)
W swym zamiłowaniu do rozlewu krwi Gilead trafił idealnie. Godni przeciwnicy, spadające głowy, rozlew krwi. Był w swoim żywiole. Co prawda bez kaplic khaina lecz jego kaplicą było każde miejsce gdzie dział się mord a rolę kapłana spełniał ekzekutor czyli on. Dziś już stoczy pierwszą walkę i być może wywalczy sobie mistrzostwo. A właściwie nie być może tylko na pewno bowiem Gilead nie podejrzewał by był tutaj ktoś gotów się z nim zmierzyć. Nawet własny krewniak. Nie zdążył poznać jednego z zabójców. Ten padł zanim z nim porozmawiał. Szlachcic z Naggaroth prowadzący swą wyprawę jednak to co innego. Znaleźli wspólny język i Gilead dowiedział się ciekawych rzeczy z ulthuanu. Inny zabójca jak narazie trzymał się na uboczu. Co było normalne. Mroczny elf dowiedział się że trafił mu się do egzekucji przedstawiciel brzydkiego ludu. Nazywał siebie zabójcą. Oczywiście dla egzekutora takiego jak Gilead było to śmieszne i pompatycznie głupie bo prawdziwymi zabójcami bywały tylko elfy a nie jakiś karzeł z tatuażami o powierzchowności dzikusa i takim stulu walki. Zamierzał pokazać mu co to znaczy być zabójcą. Właściwie nie mógł się już doczekać.
Fjowarl odchrząknął po piwie niezbyt dobrej jakości jakim go tu raczono po raz kolejny. Znał to miejsce dobrze. Tu wywalczył mistrzostwo w jednej z poprzednich aren zanim nie udał się na poszukiwanie smoka. Przybył tu by poszukać śmierci chociarz nie obiecywał sobie po tym zbyt wiele. W końcu raz już pokonałłwszystkich i czemu tym razem miało być inaczej. Zabójca wpadł jednak na pewien pomysł. Skoro ten tutaj mag był potężny może miał coś do czynienia z demonami. Dobrze by było dowiedzieć się od niego gdzie jakieś potężne okazy można było znaleźć i poszukać. Wtedy stałby się jednym z nielicznych zabójców demonów albo w końcu oddałby życie odzyskując honor w walce z prawdziwym monstrum. Skoro smok nie dał mu rady może demon da. Fjowarl westchnął i pomasował bolący kikut. Od tego przytwiedzonego topora miał czasem bóle w kikucie po stracie ręki. Na to jednak najlepsze było Bugmańskie XXXXXX. Tego jednak zabrakło i w karczmie czekano na dostawę. Tymczasem Fjowal musiał się udać na arenę. Właśnie przyszedł po niego jeden ze sług maga informując że nadszedł czas jego walki. Fjowarl nie musiał się przygotowywać specjalnie do areny. On , podobnie jak każdy zabójca był zawsze gotowy.
Na piaskach areny oczekiwali na rozpoczęcie walki. Elf bez słowa dzierżąc broń a krasnolud z kolei uśmiechając się rad że ma okazję pokroić jakiegoś elfa. Całkiem legalnie i w literze prawa za dawne krzywdy jego ludu. Gong rozległ się po arenie. Elf uniósł miecz do ramienia i postąpił w kierunku krasnoluda. Zabójca Fjowarl równierz ruszył. Gdy był już blisko niespodziewanie przyspieszyłłdo biegu i z uniesionymi toporami wydałłz siebie okrzyk bojowy GRUNGIII! Lewy kikut z przytwierzonym toporem zetknął się z wielkim Draichem a drugą bronią krasnolud natychmiast wykorzystał okazję przerąbując kolczugę raniąc elfa.
Gilead odstąpił zdążając wyprowadzić potężne cięcie. To jednak Fjowarl uniknął o cal ratując swą szyję od ścięcia. Krasnolud naparł idąc za ciosami. Teraz jednak Gilead uważniej walczył starając parować się uderzenia narwańca. Gilead cofnął się dwa kroki szybciej i to mu dało polę do potężnego ciosu znad głowy. Znowu Fjowarl cudem odskoczył, a może to także jego oko smoka sprawiło że draich elfa delikatnie skręcił. Fjowarl nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wpadł barkiem w elfa tnąc z boku kikutem. Znów przerąbał zbroję dodając kolejną krwawą ranę do kolekcji elfa i sprawiając że tamten boleśnie zakrzyknął. Ekzekutor jednak był wytrawnym wojownikiem kopnięciem odrzucił krasnoluda od siebie by oddać cios. Fjowarl zrobił przewrót przez ramię w uniku. Gilead zrobiwszy połobrót poprawił i tym razem trafił krasnoluda w plecy głęboko i ciężko kalecząc Fjowarla. fjowarlem rzuciło do przodu lecz nie stracił równowagi. Był nawykły do takich ran. Co więcej niesamowicie go to denerwowało i wpadł w szał bojowy. Gilead bezradnie cofał się pod gradem ciosów. Jeden z nich przedarł się przez jego obronę i wbił w udo. Elf opadwszy na kolana był teraz łatwym celem. Ręką z kikutem krasnolud wbił swą broń w szyję elfa zabijając go na miejscu. Ekzekutor padł martwy. Jak zawsze po zwycięstwie na trybunach wybuchła wrzawa a triumfujący Fjowarl ryknął zwycięsko. GRUNGIEMU NIECH BEDZIE CHWAŁA!
Komentarz: cóż krasnolud naprawdę MIAŁ niewiarygodne szczęście do wardów....
a egzekutor miał wiele okazji do ścięcia szyi krasnoluda lecz cóż. większe szczęście miał Fjowarl. Walka do ostatka była nieprzewidywalna.
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Czas na moją walkę.....
Molroch ruszył do stajni. Tam czekał na niego rumak Chaosu- nagroda od Bogów za wierną służbę przez lata. Być może niedługo Mroczni Lordowie docenią jego wysiłki w zabijaniu innych na chwałę Chaosu. Być może też zginie.
Czempion Chaosu dosiadł opancerzonego rumaka i skierował się w stronę Areny. Niechaj Mroczni Bogowie mu sprzyjają...
Molroch ruszył do stajni. Tam czekał na niego rumak Chaosu- nagroda od Bogów za wierną służbę przez lata. Być może niedługo Mroczni Lordowie docenią jego wysiłki w zabijaniu innych na chwałę Chaosu. Być może też zginie.
Czempion Chaosu dosiadł opancerzonego rumaka i skierował się w stronę Areny. Niechaj Mroczni Bogowie mu sprzyjają...
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
Będzie dziś jeszcze jedna walka bo nie wiem czy mogę iść spać?
I sold my soul for rock'n roll
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
dziś już nie, w moim grafiku mam jeszcze godzinkę na dragon agea przeznaczone .
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Nie tylko Ty...
Za offtop przepraszam, czekam z niecierpliwością na moją walkę.
Za offtop przepraszam, czekam z niecierpliwością na moją walkę.
Imhol wrócił ze spaceru na kilka chwil przed trzecia walką. Szybko zają miejsce na trybunach. Oglądał walkę z lekkością ponieważ głowę wciąż mu zaprzątały myśli o rozmowie z wampirem. Wtedy na trybunach nastała wrzawa. Krasnolud ściął głowę mrocznemu elfowi. Imhol nie wiedział któremu z dwojga złego bardziej życzył śmierci. - Cóż jeśli ten krasnal nie zginął teraz to zginie w walce ze mną. - Zadumał się Elf schodząc po schodach do korytarza.
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
( fuck :< nie sądziłem ze odpadnę w 1 rundzie... trudno... To nie pierwszy i nie ostatni Exekutor jakiego tutaj wyśle )
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Felicja siedziała spokojnie na trybunach. Obserwowała ruchy tej godnej pożałowania istoty, którą chyba zwą skvenem przed walką z zdradziecką i przebiegłą Lamią. Ten pokurcz całkiem nieźle Sobie rodził, chyba był pod wpływem jakiegoś narkotyku, bo nie dał się omamić urokowi jaki rzuca ten rodzaj przebudzonych. Jednak ogień należy zwalczać ogniem. Ten żałosny szczuroczłek umarł tak, jak na to zasługiwał. Tak więc gdy walka się zakończyła zwycięstwem płci pięknej, Felicja wiedziała już wszystko co chciała. Styl, ruchy i słabości Katariny. Felicja rzuciła mordercze spojrzenie w kierunku Manfreda, który z uśmiechem na twarzy popijał krew z kielicha, niczym wino. Jakby pozbyć się całej jego świty... bez pomocy maga, nie ma na co liczyć. Tylko On może się do niego zbliżyć na tyle by zamach na jego "nieżycie" miał szanse powodzenia. Przeklęła jego imię po trzykroć i opuściła arenę.
Ruszyła spokojnym krokiem w kierunku karczmy w której miała wynajęty pokój. Postanowiła, że jak tylko odpocznie to zacznie poszukiwanie tego "elfa". Gdy tylko weszła do pokoju poczuła dziwnie znajomą aurę... Ktoś tu był...
-Pewnie nikt ważny- pomyślała wampirzyca. Gdy rozbierała się by nałożyć luźniejszy strój spostrzegła, że na stole leży list! Rozrzucając niedbale swoje ubrania, zaczęła badać kopertę. Posiadała ona pieczęć zakonu krwawych smoków i najwyraźniej była zaadresowana do niej! Rozejrzała się po pokoju badawczo czy aby na pewno ktoś jej nie obserwuje, i ostrożnie rozdarła kopertę.
Droga Felicjo
Wiem, że w przeszłości różnie się między nami układało. I wiem dla kogo pracujesz.
Jednak jako Twój kuzyn mam obowiązek, wyprostować sprawy rodzinne.
Spotkajmy się w zamku. Przyjdź jak będziesz gotowa, moi słudzy będą na Ciebie czekali...
Niepokonany August z Krwawych Smoków
PS
Mam nadzieję, że stawisz się prędko.
Arogancki, przeklęty... jak ona go nienawidziła. Nie mniej ciekawa była co może jej powiedzieć. Spojrzała na swoje nagie ciało i zaczęła myśleć, jakby się tu ubrać... Może i są zaciekłymi wrogami, ale etykieta nadal ją obowiązywała! Nie musiała się zbroić, gdyż August jest honorowy jak każdy z krwawych smoków. Skoro ją zapraszał to własnym imieniem ręczył za jej bezpieczeństwo.
Felicja przetrząsnęła swój bagaż, ale nie było w nim nic co by się nadawało. Zirytowana nałożyła na Siebie swój strój podróżny i ruszyła na zakupy.
Ani chwili wytchnienia...
Ruszyła spokojnym krokiem w kierunku karczmy w której miała wynajęty pokój. Postanowiła, że jak tylko odpocznie to zacznie poszukiwanie tego "elfa". Gdy tylko weszła do pokoju poczuła dziwnie znajomą aurę... Ktoś tu był...
-Pewnie nikt ważny- pomyślała wampirzyca. Gdy rozbierała się by nałożyć luźniejszy strój spostrzegła, że na stole leży list! Rozrzucając niedbale swoje ubrania, zaczęła badać kopertę. Posiadała ona pieczęć zakonu krwawych smoków i najwyraźniej była zaadresowana do niej! Rozejrzała się po pokoju badawczo czy aby na pewno ktoś jej nie obserwuje, i ostrożnie rozdarła kopertę.
Droga Felicjo
Wiem, że w przeszłości różnie się między nami układało. I wiem dla kogo pracujesz.
Jednak jako Twój kuzyn mam obowiązek, wyprostować sprawy rodzinne.
Spotkajmy się w zamku. Przyjdź jak będziesz gotowa, moi słudzy będą na Ciebie czekali...
Niepokonany August z Krwawych Smoków
PS
Mam nadzieję, że stawisz się prędko.
Arogancki, przeklęty... jak ona go nienawidziła. Nie mniej ciekawa była co może jej powiedzieć. Spojrzała na swoje nagie ciało i zaczęła myśleć, jakby się tu ubrać... Może i są zaciekłymi wrogami, ale etykieta nadal ją obowiązywała! Nie musiała się zbroić, gdyż August jest honorowy jak każdy z krwawych smoków. Skoro ją zapraszał to własnym imieniem ręczył za jej bezpieczeństwo.
Felicja przetrząsnęła swój bagaż, ale nie było w nim nic co by się nadawało. Zirytowana nałożyła na Siebie swój strój podróżny i ruszyła na zakupy.
Ani chwili wytchnienia...
Paskudny uśmiech power gamera
-Szczur, żaden przeciwnik. Jednego to można zdepnąć butem...
- A co myślisz o tym mrocznym?
- Arogancki, pewny siebie. Jak każdy druchi. Spotkał go właściwy los od dobrej osoby! Hehe, dzielny krasnolud, tak trzymać druhu! Oby więcej takich i niech wygra lepszy.
- A co myślisz o tym mrocznym?
- Arogancki, pewny siebie. Jak każdy druchi. Spotkał go właściwy los od dobrej osoby! Hehe, dzielny krasnolud, tak trzymać druhu! Oby więcej takich i niech wygra lepszy.
Irytacja Felicji sięgała zenitu. W całej tej przeklętej dziurze nie było porządnego krawca. Czy ona prosiła o tak wiele?!
- Przysięgam, że jeśli następny krawiec nie spełni moich wymagań to obedrę go ze skóry!- pomstowała pod nosem wampirzyca. A każdy kto stawał jej na drodze, szybko z niej schodził. Było dwóch takich co nie zeszło... długo będą się kurowali po tym co im zrobiła. Gdy ochłonęła trochę, poczuła dziwną aurę. Coś jakby przebudzony, ale było w tym coś dziwnego...
------------------------------------------------------------------------------------------------
Aner błąkał się po mieście przez ostatnie parę dni. Wychudzony od nieustannej walki ze swoim pragnieniem krwi. Wyczerpany, wygłodniały i doprowadzony na skraj szaleństwa przez wyrzuty sumienia. Rzucił się na bezdomnego psa, w akcie łaski skręcił mu szybko kark. I łapczywie wbił w niego kły. Upił parę łyków i natychmiast się opanował, gdy tylko zaspokoił pierwszy głód.
- Kolejna ofiara... - spojrzał smutno na martwego i rozbebeszonego czworonoga i zapłakał na samym Sobą. Czuł do Siebie jedynie nienawiść, która przeplatała się z obrzydzeniem. Stał się wszystkim tym czym gardził za życia.
Co gorsza, w tym stanie nikogo nie zgładzi. A już na pewno nie potężnych wojowników występujących na tej arenie, których podglądał z daleka...
To życie nie ma sensu. Poprawka. Ta parodia życia nie ma sensu. Jak do tej pory jedyne żniwo jakie zebrał to szlachetni elfi wojownicy i parę bogu ducha winnych zwierząt. Może lepiej to zakończyć... Wyciągnął swoje błękitnie mieniące się ostrze i natychmiast poczuł ból. Nawet Isha- bogini wybaczenia, która pobłogosławiła to ostrze go potępia...
Nagle jednak wyczuł czyjąś obecność, całkiem podobną do jego własnej. Wiedział co robić. Złapał ostrze mocniej, wyszeptał modlitwę do swojej bogini. I spojrzał w kierunku ulicy. Tam stała piękna kobieta o bardzo zmysłowych kształtach.
- Nieczysta... - w tym momencie cała jego nienawiść, wściekłość i szaleństwo zogniskowało się na niej. Z rykiem godnym berserkera z norski zaszarżował na drobną postać.
Nawet nie wyciągnęła broni, ledwo zarejestrował to że postać jednym płynnym ruchem skręciła mu nadgarstek, rozbroiła i złapała miecz nim ten wylądował na ziemi. A następnie przywaliła mu płazem miecza prosto w twarz. Ostatnim obrazem jaki zapamiętał była uśmiechnięta rudowłosa piękność, która pochylała się nad nim.
Potem już była tylko ciemność...
------------------------------------------------------------------------------------------------
- Gdzie... Ja... jestem...? - elf poczuł silny ból głowy. Świat wokół niego wirował.
- Powoli dochodzisz do Siebie widzę...
- Ty... - spróbował wstać, ale odkrył że jest dobrze związany. - Czego ode Mnie chcesz?!
Teraz miał szanse przyjrzeć się dokładniej swojej napastnicze. Gdyby nie to że faktycznie leżał tutaj związany na podłodze, to w życiu by nie uwierzył iż ta drobna postać obezwładniła go z taką łatwością. Bardziej jednak go zdziwiło to, że ten przeklęty wampir trzymał w dłoni jego święte ostrze i najwyraźniej nie czuł żadnego bólu.
- Jak...?
- Szczerze to myślałam, że elfy są bardziej urodziwe... - Felicja zmierzyła go wzrokiem. - Może jak podjesz to będziesz się do czegoś nadawał.- mówiąc to kopnęła jakiegoś mężczyznę w jego kierunku, który jęknął żałośnie.
- Chyba oszalałaś! Nigdy nie upadnę tak nisko jak Wy! Nie będę pił krwi niewinnego człowieka!!
- Niewinnego?- powiedziała z ledwo skrywanym uśmiechem.- Ten człowiek zamordował 3 kobiety, gwałcąc je przy tym okrutnie, a ich dzieci sprzedał w niewole. Miał swój sprawiedliwy proces i skazano go na śmierć... Czy dalej wydaje Ci się taki niewinny?
- Kim Ty na Khaina jesteś?!
- Powiedzmy, że reprezentuję organizację, która zajmuje się eliminowaniem przebudzonych, takich jak Ty czy Ja... Tak się składa, że możemy Ci pomóc...
- Kłamiesz!!... zwodzisz mnie!!... ty przeklęta dziewko, dla mnie nie ma ratunku!!
- Czy nie sądzisz, że gdybym kłamała. To ty byś był już martwy...?
Te proste a jednocześnie prawdziwe słowa zupełnie zbiły elfa z tropu.
- Dlaczego Mnie oszczędziłaś?
- Zaczynasz mówić do rzeczy. Nareszcie... - przewróciła oczyma.- Już myślałam, że nigdy nie skończysz się nad Sobą rozczulać... a wracając do twojego pytania. Oszczędziłam Cię dlatego, bo podzielam Twoją nienawiść do nieumarłych.- Felicja usiadła na stole zakładając nogę na nogę
- Słuchaj. Reprezentuje zakon Purpurowego Kruka, który jak już wcześniej wspominałam. Para się zabijaniem wampirów. Walczymy z arystokracją nocy od ponad 200 lat...
Felicja opowiadała Aner`owi o zakonie jeszcze przez wiele godzin, a ten chłonął jej słowa. I choć teraz wiedział, że jest skazany na bycie nieumarłym. To możliwość nadania Swojej egzystencji szlachetnego celu bardzo odpowiadała Elfowi.
- No to więcej już chyba wiedzieć na razie nie musisz... To masz jeszcze jakieś pytania?
- Tak. Czy kiedyś Mnie rozwiążesz?
- To zależy- mrugnęła do niego - Czy przysięgasz służyć zakonowi po wsze czasy, zwalczając zło jakie niesie arystokracja nocy, albo zginąć próbując?
- Przysięgam- rzekł uroczystym tonem Aner.
- Świetnie!- jednym płynnym ruchem rozcięła więzy.- Tutaj są twoje nowe ubrania- wskazała na ładnie złożone ubranie podróżne.- Bo te łachy jakie masz na Sobie do niczego już się nie nadają. Ja muszę już iść. Trzymaj ten kamień przy Sobie - rzekła podrzucając mu jakieś zawiniątko.- Dzięki niemu będą mogła Cię znaleźć. Ooo a o Tobie to prawie zapomniałam... - spojrzała na mężczyznę leżącego obok elfa. - Nakarm się na nim. Przyda Ci się... - Zmierzyła go lubieżnym wzrokiem nim opuściła pokój.
Tym razem Elf nie miał oporów moralnych przed wypiciem tego człowieka do ostatniej kropelki...
- Przysięgam, że jeśli następny krawiec nie spełni moich wymagań to obedrę go ze skóry!- pomstowała pod nosem wampirzyca. A każdy kto stawał jej na drodze, szybko z niej schodził. Było dwóch takich co nie zeszło... długo będą się kurowali po tym co im zrobiła. Gdy ochłonęła trochę, poczuła dziwną aurę. Coś jakby przebudzony, ale było w tym coś dziwnego...
------------------------------------------------------------------------------------------------
Aner błąkał się po mieście przez ostatnie parę dni. Wychudzony od nieustannej walki ze swoim pragnieniem krwi. Wyczerpany, wygłodniały i doprowadzony na skraj szaleństwa przez wyrzuty sumienia. Rzucił się na bezdomnego psa, w akcie łaski skręcił mu szybko kark. I łapczywie wbił w niego kły. Upił parę łyków i natychmiast się opanował, gdy tylko zaspokoił pierwszy głód.
- Kolejna ofiara... - spojrzał smutno na martwego i rozbebeszonego czworonoga i zapłakał na samym Sobą. Czuł do Siebie jedynie nienawiść, która przeplatała się z obrzydzeniem. Stał się wszystkim tym czym gardził za życia.
Co gorsza, w tym stanie nikogo nie zgładzi. A już na pewno nie potężnych wojowników występujących na tej arenie, których podglądał z daleka...
To życie nie ma sensu. Poprawka. Ta parodia życia nie ma sensu. Jak do tej pory jedyne żniwo jakie zebrał to szlachetni elfi wojownicy i parę bogu ducha winnych zwierząt. Może lepiej to zakończyć... Wyciągnął swoje błękitnie mieniące się ostrze i natychmiast poczuł ból. Nawet Isha- bogini wybaczenia, która pobłogosławiła to ostrze go potępia...
Nagle jednak wyczuł czyjąś obecność, całkiem podobną do jego własnej. Wiedział co robić. Złapał ostrze mocniej, wyszeptał modlitwę do swojej bogini. I spojrzał w kierunku ulicy. Tam stała piękna kobieta o bardzo zmysłowych kształtach.
- Nieczysta... - w tym momencie cała jego nienawiść, wściekłość i szaleństwo zogniskowało się na niej. Z rykiem godnym berserkera z norski zaszarżował na drobną postać.
Nawet nie wyciągnęła broni, ledwo zarejestrował to że postać jednym płynnym ruchem skręciła mu nadgarstek, rozbroiła i złapała miecz nim ten wylądował na ziemi. A następnie przywaliła mu płazem miecza prosto w twarz. Ostatnim obrazem jaki zapamiętał była uśmiechnięta rudowłosa piękność, która pochylała się nad nim.
Potem już była tylko ciemność...
------------------------------------------------------------------------------------------------
- Gdzie... Ja... jestem...? - elf poczuł silny ból głowy. Świat wokół niego wirował.
- Powoli dochodzisz do Siebie widzę...
- Ty... - spróbował wstać, ale odkrył że jest dobrze związany. - Czego ode Mnie chcesz?!
Teraz miał szanse przyjrzeć się dokładniej swojej napastnicze. Gdyby nie to że faktycznie leżał tutaj związany na podłodze, to w życiu by nie uwierzył iż ta drobna postać obezwładniła go z taką łatwością. Bardziej jednak go zdziwiło to, że ten przeklęty wampir trzymał w dłoni jego święte ostrze i najwyraźniej nie czuł żadnego bólu.
- Jak...?
- Szczerze to myślałam, że elfy są bardziej urodziwe... - Felicja zmierzyła go wzrokiem. - Może jak podjesz to będziesz się do czegoś nadawał.- mówiąc to kopnęła jakiegoś mężczyznę w jego kierunku, który jęknął żałośnie.
- Chyba oszalałaś! Nigdy nie upadnę tak nisko jak Wy! Nie będę pił krwi niewinnego człowieka!!
- Niewinnego?- powiedziała z ledwo skrywanym uśmiechem.- Ten człowiek zamordował 3 kobiety, gwałcąc je przy tym okrutnie, a ich dzieci sprzedał w niewole. Miał swój sprawiedliwy proces i skazano go na śmierć... Czy dalej wydaje Ci się taki niewinny?
- Kim Ty na Khaina jesteś?!
- Powiedzmy, że reprezentuję organizację, która zajmuje się eliminowaniem przebudzonych, takich jak Ty czy Ja... Tak się składa, że możemy Ci pomóc...
- Kłamiesz!!... zwodzisz mnie!!... ty przeklęta dziewko, dla mnie nie ma ratunku!!
- Czy nie sądzisz, że gdybym kłamała. To ty byś był już martwy...?
Te proste a jednocześnie prawdziwe słowa zupełnie zbiły elfa z tropu.
- Dlaczego Mnie oszczędziłaś?
- Zaczynasz mówić do rzeczy. Nareszcie... - przewróciła oczyma.- Już myślałam, że nigdy nie skończysz się nad Sobą rozczulać... a wracając do twojego pytania. Oszczędziłam Cię dlatego, bo podzielam Twoją nienawiść do nieumarłych.- Felicja usiadła na stole zakładając nogę na nogę
- Słuchaj. Reprezentuje zakon Purpurowego Kruka, który jak już wcześniej wspominałam. Para się zabijaniem wampirów. Walczymy z arystokracją nocy od ponad 200 lat...
Felicja opowiadała Aner`owi o zakonie jeszcze przez wiele godzin, a ten chłonął jej słowa. I choć teraz wiedział, że jest skazany na bycie nieumarłym. To możliwość nadania Swojej egzystencji szlachetnego celu bardzo odpowiadała Elfowi.
- No to więcej już chyba wiedzieć na razie nie musisz... To masz jeszcze jakieś pytania?
- Tak. Czy kiedyś Mnie rozwiążesz?
- To zależy- mrugnęła do niego - Czy przysięgasz służyć zakonowi po wsze czasy, zwalczając zło jakie niesie arystokracja nocy, albo zginąć próbując?
- Przysięgam- rzekł uroczystym tonem Aner.
- Świetnie!- jednym płynnym ruchem rozcięła więzy.- Tutaj są twoje nowe ubrania- wskazała na ładnie złożone ubranie podróżne.- Bo te łachy jakie masz na Sobie do niczego już się nie nadają. Ja muszę już iść. Trzymaj ten kamień przy Sobie - rzekła podrzucając mu jakieś zawiniątko.- Dzięki niemu będą mogła Cię znaleźć. Ooo a o Tobie to prawie zapomniałam... - spojrzała na mężczyznę leżącego obok elfa. - Nakarm się na nim. Przyda Ci się... - Zmierzyła go lubieżnym wzrokiem nim opuściła pokój.
Tym razem Elf nie miał oporów moralnych przed wypiciem tego człowieka do ostatniej kropelki...
Paskudny uśmiech power gamera
- Dead_Guard
- "Nie jestem powergamerem"
- Posty: 189
- Lokalizacja: Kraków
- Piwa, potrzeba mi piwa - Fjolwar zaraz po opatrzeniu ran ruszył w stronę karczmy - Nic tak nie raduje serca i leczy rany, jak dobre piwo.
Usiadł zaraz przy wejściu i raz za razem wychylał kufle złocistego trunku. Jednak z opamiętaniem, by zachować chociaż namiastkę świadomości. Wszak nie znajdywał się wśród przyjaciół, ale pofolgować do pewnego stopnia sobie mógł, bo widział też krasnoludzkie twarze. Podniósł jeszcze kufel i żywo krzyknął:
- Chwała krasnoludom,chwała wam towarzysze i zwycięstwo na piaskach tej areny! - wychylił do dna i uderzył z impetem w stół razem z toporem wieńczącym jego lewą rękę.
Usiadł zaraz przy wejściu i raz za razem wychylał kufle złocistego trunku. Jednak z opamiętaniem, by zachować chociaż namiastkę świadomości. Wszak nie znajdywał się wśród przyjaciół, ale pofolgować do pewnego stopnia sobie mógł, bo widział też krasnoludzkie twarze. Podniósł jeszcze kufel i żywo krzyknął:
- Chwała krasnoludom,chwała wam towarzysze i zwycięstwo na piaskach tej areny! - wychylił do dna i uderzył z impetem w stół razem z toporem wieńczącym jego lewą rękę.
Druchii stał już na widowni ze swoją teraz towarzyszką. Po ostatnim dziwnym zdarzeniu zaczął ją bardziej obserwować. Zastanawiał się, jak się wydostała. "Muszę ją mieć na oku" - pomyślał. Walka trwała. Egzekutor nie pokazywał zbytnich przejawów przewagi.
- Zginie... Jest słaby... - powiedziała czarodziejka. Mistrz miał skrytykować jej słowa, lecz powstrzymał się.
- Kolejny Druchii pójdzie do piachu? Jak jest słaby, niech ginie, nie jest godzien nosić imię Druchii. - Wtedy to krasnolud zaczął coraz to mocniej napierać, raniąc egzekutora.
- Hah, nawet nie może trafić tego przydupasa, żałosne. Walka nie godna podziwu... Niech ginie, jeśli nie umie walczyć. - splunął po czym odszedł.
- Zginie... Jest słaby... - powiedziała czarodziejka. Mistrz miał skrytykować jej słowa, lecz powstrzymał się.
- Kolejny Druchii pójdzie do piachu? Jak jest słaby, niech ginie, nie jest godzien nosić imię Druchii. - Wtedy to krasnolud zaczął coraz to mocniej napierać, raniąc egzekutora.
- Hah, nawet nie może trafić tego przydupasa, żałosne. Walka nie godna podziwu... Niech ginie, jeśli nie umie walczyć. - splunął po czym odszedł.
Felicja zostawiła elfa samego w pobliskiej karczmie. Nie obawiała się o to, że narobi jakiś szkód, bo po takim posiłku to pewnie całą noc będzie musiał przyswajać pokarm.
- Na czym to Ja skończyłam... ach tak! Krawiec...- I ruszyła spacerem po mieście. Chwila minęła nim trafiła na porządnego rzemieślnika, jednak było warto. Suknia była w stylu wiktoriańskim, uszyta z egzotycznego czarnego jedwabiu, który bajecznie się mienił w blasku księżyca. Fakt ten ubiór kosztowałaby fortunę, ale słaby ludzki umysł był bardzo podatny na wampirzą sugestię, więc sprzedał ją za półdarmo. Teraz tylko wystarczyło zawołać karocę i pojechać do zamku. Trochę czasu minęło od kiedy widziała swojego kuzyna, i zastanawiała się jak teraz wygląda.
- Dojechaliśmy na miejsce, pani...
- Dziękuje,a oto twoja zapłata. Przybądź po mnie za cztery godziny.- Woźnica kiwnął tylko głową i odjechał. Wampirzyca ruszyła w stronę wrót, które jak tylko podeszła to otworzyły się natychmiast.
- Witaj Felicjo Guillou z Finistere, hrabia August Cię oczekuje. - Powiedział kamerdyner od razu podając jej złoty kielich ozdobiony szlachetnymi kamieniami. Wskazał jej drogę i kazał jej iść za Sobą. Wampirzyca dawno temu porzuciła to nazwisko, niemniej jednak miło było usłyszeć je ponownie. Szli długimi korytarzami, które przyozdobione były pięknymi portretami, arrasami, dywanami i rzeźbami. W końcu doszli do sali balowej, gdzie oczekiwał ją jej gospodarz.
- Ach.. nareszcie. Felicjo, widzę że od kiedy ostatni raz się widzieliśmy to jedynie wypiękniałaś.
- A Ty, nic nic nie zmieniłeś. Dumny, wyprostowany, z nosem zadartym - Na ten komentarz wampir odpowiedział jedynie kiepsko udawanym śmiechem.
- Jak zawsze bezpośrednia...- wstał.- Czy mogę Cię prosić do tańca?- klasnął w dłonie a muzyka wypełniła komnatę.
- Nie mogłabym odmówić...- Tańczyli walca w milczeniu przez dłuższą chwilę, patrząc Sobie głęboko w oczy.
- Powiedz mi dlaczego...?
- Dlaczego co?
- Dlaczego zdradziłaś nas, arystokrację nocy! Przecież w naszej rodzinie zawsze byłaś faworyzowana. Piękna, szybka i zabójcza. Wcielenie wampirzej gracji i elegancji. Nawet teraz po 200 niemal latach niepraktykowania, dalej tańczysz lepiej ode mnie. Choć oczywiście zawsze mi ustępowałaś w pojedynkach, niemniej jednak...
- Ja zapamiętałam nasze pojedynki troszeczkę inaczej Auguście- mrugnęła do niego okiem.- Ja tam nie uważam się za zdrajcę... raczej sądzę, że to Ty i Tobie podobni wybrali to co jest proste a nie to co jest słuszne...- powiedziała po staro-bretońsku Felicja, przy okazji przytaczając fragment przysięgi rycerskiej. Widać, że riposta była celna, ponieważ wampir zmrużył oczy.
- To było dawno temu i nie ma sensu rozgrzebywać starych uraz... Wezwałem Cię by porozmawiać o przyszłości nie przeszłości. Usiądźmy proszę. - Gdy usiedli przy stole i wypili do końca zawartość swoich kielichów. Podjęli rozmowę.
- Powiedz mi szczerze, czemu zmieniłaś nazwisko? Schwarzbloden... phi imperialne a do tego mało szlacheckie.
- Hmmmm... zmieniłam je dlatego, by nie utożsamiać się z takimi jak Ty.
- Jednak w głębi serca brakuje Ci tego wszystkiego... nie udawaj przecież wiesz, że Mnie nie nigdy nie potrafiłaś oszukać.
I miał rację. Faktycznie jej brakowało tego życia pełnego luksusów, przepychu. Tych balów...
- Chce Ci złożyć propozycję. Hrabia Manfred organizuje arystokrację, aby podbić imperium. Tym razem nie będzie cudu, który uratuje to bydło przed naszym prawowitym panowaniem! A co się tyczy Tobie podobnym... jeśli okażecie skruchę i przysięgniecie lojalność von Carsteinowi to wasze winy zostaną wymazane. Zastanów się dobrze zanim odpowiesz... Masz czas do końca tej areny...
- Wybacz, ale muszę już iść...
- A więc żegnaj... mój sługa Cię odprowadzi do drzwi...
Felicja nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć... Nigdy nie przypuszczała, że kiedyś zatęskni za dawnym stylem życia. Przeszłą przez próg swojego pokoju. Nie mając już siły na cokolwiek innego, padła do swojej trumny od razu zapadając w letarg. Zaś jej sen był bardzo niespokojny...
PS
Sory że tyle piszę ostatnio, ale musiałem nadgonić z fabułą a dopiero co wróciłem z sylwestra
- Na czym to Ja skończyłam... ach tak! Krawiec...- I ruszyła spacerem po mieście. Chwila minęła nim trafiła na porządnego rzemieślnika, jednak było warto. Suknia była w stylu wiktoriańskim, uszyta z egzotycznego czarnego jedwabiu, który bajecznie się mienił w blasku księżyca. Fakt ten ubiór kosztowałaby fortunę, ale słaby ludzki umysł był bardzo podatny na wampirzą sugestię, więc sprzedał ją za półdarmo. Teraz tylko wystarczyło zawołać karocę i pojechać do zamku. Trochę czasu minęło od kiedy widziała swojego kuzyna, i zastanawiała się jak teraz wygląda.
- Dojechaliśmy na miejsce, pani...
- Dziękuje,a oto twoja zapłata. Przybądź po mnie za cztery godziny.- Woźnica kiwnął tylko głową i odjechał. Wampirzyca ruszyła w stronę wrót, które jak tylko podeszła to otworzyły się natychmiast.
- Witaj Felicjo Guillou z Finistere, hrabia August Cię oczekuje. - Powiedział kamerdyner od razu podając jej złoty kielich ozdobiony szlachetnymi kamieniami. Wskazał jej drogę i kazał jej iść za Sobą. Wampirzyca dawno temu porzuciła to nazwisko, niemniej jednak miło było usłyszeć je ponownie. Szli długimi korytarzami, które przyozdobione były pięknymi portretami, arrasami, dywanami i rzeźbami. W końcu doszli do sali balowej, gdzie oczekiwał ją jej gospodarz.
- Ach.. nareszcie. Felicjo, widzę że od kiedy ostatni raz się widzieliśmy to jedynie wypiękniałaś.
- A Ty, nic nic nie zmieniłeś. Dumny, wyprostowany, z nosem zadartym - Na ten komentarz wampir odpowiedział jedynie kiepsko udawanym śmiechem.
- Jak zawsze bezpośrednia...- wstał.- Czy mogę Cię prosić do tańca?- klasnął w dłonie a muzyka wypełniła komnatę.
- Nie mogłabym odmówić...- Tańczyli walca w milczeniu przez dłuższą chwilę, patrząc Sobie głęboko w oczy.
- Powiedz mi dlaczego...?
- Dlaczego co?
- Dlaczego zdradziłaś nas, arystokrację nocy! Przecież w naszej rodzinie zawsze byłaś faworyzowana. Piękna, szybka i zabójcza. Wcielenie wampirzej gracji i elegancji. Nawet teraz po 200 niemal latach niepraktykowania, dalej tańczysz lepiej ode mnie. Choć oczywiście zawsze mi ustępowałaś w pojedynkach, niemniej jednak...
- Ja zapamiętałam nasze pojedynki troszeczkę inaczej Auguście- mrugnęła do niego okiem.- Ja tam nie uważam się za zdrajcę... raczej sądzę, że to Ty i Tobie podobni wybrali to co jest proste a nie to co jest słuszne...- powiedziała po staro-bretońsku Felicja, przy okazji przytaczając fragment przysięgi rycerskiej. Widać, że riposta była celna, ponieważ wampir zmrużył oczy.
- To było dawno temu i nie ma sensu rozgrzebywać starych uraz... Wezwałem Cię by porozmawiać o przyszłości nie przeszłości. Usiądźmy proszę. - Gdy usiedli przy stole i wypili do końca zawartość swoich kielichów. Podjęli rozmowę.
- Powiedz mi szczerze, czemu zmieniłaś nazwisko? Schwarzbloden... phi imperialne a do tego mało szlacheckie.
- Hmmmm... zmieniłam je dlatego, by nie utożsamiać się z takimi jak Ty.
- Jednak w głębi serca brakuje Ci tego wszystkiego... nie udawaj przecież wiesz, że Mnie nie nigdy nie potrafiłaś oszukać.
I miał rację. Faktycznie jej brakowało tego życia pełnego luksusów, przepychu. Tych balów...
- Chce Ci złożyć propozycję. Hrabia Manfred organizuje arystokrację, aby podbić imperium. Tym razem nie będzie cudu, który uratuje to bydło przed naszym prawowitym panowaniem! A co się tyczy Tobie podobnym... jeśli okażecie skruchę i przysięgniecie lojalność von Carsteinowi to wasze winy zostaną wymazane. Zastanów się dobrze zanim odpowiesz... Masz czas do końca tej areny...
- Wybacz, ale muszę już iść...
- A więc żegnaj... mój sługa Cię odprowadzi do drzwi...
Felicja nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć... Nigdy nie przypuszczała, że kiedyś zatęskni za dawnym stylem życia. Przeszłą przez próg swojego pokoju. Nie mając już siły na cokolwiek innego, padła do swojej trumny od razu zapadając w letarg. Zaś jej sen był bardzo niespokojny...
PS
Sory że tyle piszę ostatnio, ale musiałem nadgonić z fabułą a dopiero co wróciłem z sylwestra
Paskudny uśmiech power gamera
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Molroch Hellathor, (Exalted Hero of Chaos Undivided) vs Myphylomemnon(Tomb Prince)
Gdy Morloch wjechał za bramę warowni gdzie odbywały się areny uderzyło go to że pełno było tu istot z różnych krańców świata chociarz z przewagą ludzi. Do tego nie wyrzynali się nawzajem co można by się spodziewać po przedstawicielach np goblinów i krasnoludów. Ktoś potężny musiał rządzić tu silną ręką. NA potwierdzenie jego przypuszczeń został zaczepiony przez straż tutejszą która najwyraźniej wyczuła że stanie się jednym z zawodników i poinformowała o tutejszych zasadach. W istocie Morloch był ciekaw kto to był taki potężny jednakże jakkolwiek była jego natura przesiąknięta chaosem namawiająca do łąmania zasad, tak uznał że lepiej będzie jak narazie się dostosuje. Kilka dni później gdy arena się rozpoczęła oczekiwał na swoją kolej. Obserwował walki i zrozumiał że tu czeka go prawdziwa chwała i godni przeciwnicy. Ze szczególną nadzieją patrzył w kierunku kapłanki Sigmara. Jego wyznawcy zawsze byli godni się potykać z czempionami chaosu i stanowili ich antytezę. Teraz Morloch miał nadzieję na walkę z nią.
Wcześniej jednak musiał pokonać kilku innych przeciwników naprzykła mumię z południa. Tajemniczego nieumarłego z którym Morloch miał po raz pierwszy do czynienia. Nie wiedział czego się spodziewać ale plan jego był prosty. Stratować truchło i zwyciężyć.
Myphylomemnon oczekiwał. Czas nie miał dla niego żadnego znaczenia. Przed wiekami wszakże kapłani zmumifikowali go do wiecznego oczekiwania na przebudzenie ze snu. Gdy Nagash przebudził go przedwcześnie było to dla niego niefortunne i stało się przyczyną wielkiego zawodu z braku obiecanego raju. Zapadł jednak ponownie w letarg i dopiero zbudzili go rabusie. Teraz był tu i przed zapadnięciem w kolejny letarg musiał odzyskać swoje skarby. Nawet jeśli miało by mu to zająć rok , dwa czy dwadzieścia. To jak mgnienie oka. W letargu spędził tysiąclecia. Swiat materialny był jednak męczący i obcy od czasu śmierci jego ciała. Nie czuł się tu dobrze. Miał nadzieję szybko zakończyć swe sprawy tutaj i powrócić do wieczystego snu.
Gdy nadszedł czas obaj wojownicy przybyli na piaski areny. Mumia jednostajnym krokiem prawie jak automat gildii inżynierów nie rozglądając się na boki wkroczyła po czym stanęłą w wyznaczonym miejscu zastygając w oczekiwaniu. Morloch natomiast wjechał w glorii i chwale na swym wierzchowcu o ognistych oczach i temperamencie. Jego próżność mile łęchtała swiadomość że jest obsewowany i oklaskiwany. Na chwałę Bestii pokażę tutaj potęgę chaosu i uświadomi im że jego bogowie którzy go wspierają są potężniejsi o ich bożków których wyznają.
Wkrótce rozległ się gong. Myphylomemnon ruszył powolnym jednostajnym krokiem szurając po piachu. Szur Szur Szur. Rozgarniając go na bog nogami. Morloch spiął konia i ruszył do ataku na mumię. Jego demoniczny wierzchowiec dopadł przewciwnika w mgnieniu oka. Włócznia czempiona chaosu wbiła się w zmumifikowane ciało jak w masło przebijając lekką zbroję. Efekt był nadspodziewany . Morloch poczuł w klatce piersiowej ból , jakby coś go chciało od wewnątrz rozerwać. Kaszlnął boleśnie. W tym momencie chwisnął mu nad głową miecz dwuręczny mumii. Wyszarpał włócznię do następnego ciosu. W tym czasie Myphylomemnon na skutek zdominowania go w tej przez przeciwnika nie zdołął utrzymać ulatniającej się jego energii nekromantycznej i utracił część siebie. Morloch tymczasem wbił w niego włócznie ponownie chociarz na nieumarłym nie czującym bólu, nie wywarło to żadnego wrażenia. Równie dobrze mogłby dzgać manekina. Natomiast Morloch sam odczuł ponowne kłucie w sercu i wielką trudność w zaczerpnięciu oddechu. Tymczasem wierzchowiec czempiona chaosu starał się gryźć przeciwnika swego pana choć z wyraźną niechęcią. Morloch ciął na odlew lecz jego miecz spotkał się z tarczą morlocha. Myphylomemnon zamruczał pod nocem inkantację lecz przerwał mu kolejny cios włóczni, który zagłębił się w jego ramieniu. Oddał cios i tym razem nareszcie ugodził zakutego w stal wojownika. Ogroma siła miecza odłupała kawałek płyty na udzie wojownika chaosu raniąc go. Broń z czarnego ostrza nieumarłego wpiłą się w ranę wysysając energię i chęć walki z Morlocha. Ten nagle poczuł się słabszy. Przeklinając na czym swiat stoi walczył dalej. Celnie wymierzonym ciosem włóczni przebił gardło mumii. Nieumarłu wojownik się zachwiał ale od ciosu paskudnie rozbolała Morlocha głowa rozsadzającą głową migreną. Myphylomemnon natomiast jeszcze z włócznia w gardle złożył się do ciosu i trafił w nadwyrężone miejsce w zbroi Morlocha. Miecz przebił ją i dostał się do ciała. Rana była śmiertelna i Morloch pochylił się w kulbace opierając się o swego wierzchowca. Koń chaosu poczuł że jego pan przestał walczyć i zaprzestał nad nim kontroli. Odbiegł od mumii a jeszcze będące na nim ciało zsunęło się z siodła i z głośnym zgrzytem padło na piach areny. Myphylomemnon opuścił miecz w zupełności nie zważając na publikę dająca oklaskami i skandowaniem swoje uznanie.
Gdy Morloch wjechał za bramę warowni gdzie odbywały się areny uderzyło go to że pełno było tu istot z różnych krańców świata chociarz z przewagą ludzi. Do tego nie wyrzynali się nawzajem co można by się spodziewać po przedstawicielach np goblinów i krasnoludów. Ktoś potężny musiał rządzić tu silną ręką. NA potwierdzenie jego przypuszczeń został zaczepiony przez straż tutejszą która najwyraźniej wyczuła że stanie się jednym z zawodników i poinformowała o tutejszych zasadach. W istocie Morloch był ciekaw kto to był taki potężny jednakże jakkolwiek była jego natura przesiąknięta chaosem namawiająca do łąmania zasad, tak uznał że lepiej będzie jak narazie się dostosuje. Kilka dni później gdy arena się rozpoczęła oczekiwał na swoją kolej. Obserwował walki i zrozumiał że tu czeka go prawdziwa chwała i godni przeciwnicy. Ze szczególną nadzieją patrzył w kierunku kapłanki Sigmara. Jego wyznawcy zawsze byli godni się potykać z czempionami chaosu i stanowili ich antytezę. Teraz Morloch miał nadzieję na walkę z nią.
Wcześniej jednak musiał pokonać kilku innych przeciwników naprzykła mumię z południa. Tajemniczego nieumarłego z którym Morloch miał po raz pierwszy do czynienia. Nie wiedział czego się spodziewać ale plan jego był prosty. Stratować truchło i zwyciężyć.
Myphylomemnon oczekiwał. Czas nie miał dla niego żadnego znaczenia. Przed wiekami wszakże kapłani zmumifikowali go do wiecznego oczekiwania na przebudzenie ze snu. Gdy Nagash przebudził go przedwcześnie było to dla niego niefortunne i stało się przyczyną wielkiego zawodu z braku obiecanego raju. Zapadł jednak ponownie w letarg i dopiero zbudzili go rabusie. Teraz był tu i przed zapadnięciem w kolejny letarg musiał odzyskać swoje skarby. Nawet jeśli miało by mu to zająć rok , dwa czy dwadzieścia. To jak mgnienie oka. W letargu spędził tysiąclecia. Swiat materialny był jednak męczący i obcy od czasu śmierci jego ciała. Nie czuł się tu dobrze. Miał nadzieję szybko zakończyć swe sprawy tutaj i powrócić do wieczystego snu.
Gdy nadszedł czas obaj wojownicy przybyli na piaski areny. Mumia jednostajnym krokiem prawie jak automat gildii inżynierów nie rozglądając się na boki wkroczyła po czym stanęłą w wyznaczonym miejscu zastygając w oczekiwaniu. Morloch natomiast wjechał w glorii i chwale na swym wierzchowcu o ognistych oczach i temperamencie. Jego próżność mile łęchtała swiadomość że jest obsewowany i oklaskiwany. Na chwałę Bestii pokażę tutaj potęgę chaosu i uświadomi im że jego bogowie którzy go wspierają są potężniejsi o ich bożków których wyznają.
Wkrótce rozległ się gong. Myphylomemnon ruszył powolnym jednostajnym krokiem szurając po piachu. Szur Szur Szur. Rozgarniając go na bog nogami. Morloch spiął konia i ruszył do ataku na mumię. Jego demoniczny wierzchowiec dopadł przewciwnika w mgnieniu oka. Włócznia czempiona chaosu wbiła się w zmumifikowane ciało jak w masło przebijając lekką zbroję. Efekt był nadspodziewany . Morloch poczuł w klatce piersiowej ból , jakby coś go chciało od wewnątrz rozerwać. Kaszlnął boleśnie. W tym momencie chwisnął mu nad głową miecz dwuręczny mumii. Wyszarpał włócznię do następnego ciosu. W tym czasie Myphylomemnon na skutek zdominowania go w tej przez przeciwnika nie zdołął utrzymać ulatniającej się jego energii nekromantycznej i utracił część siebie. Morloch tymczasem wbił w niego włócznie ponownie chociarz na nieumarłym nie czującym bólu, nie wywarło to żadnego wrażenia. Równie dobrze mogłby dzgać manekina. Natomiast Morloch sam odczuł ponowne kłucie w sercu i wielką trudność w zaczerpnięciu oddechu. Tymczasem wierzchowiec czempiona chaosu starał się gryźć przeciwnika swego pana choć z wyraźną niechęcią. Morloch ciął na odlew lecz jego miecz spotkał się z tarczą morlocha. Myphylomemnon zamruczał pod nocem inkantację lecz przerwał mu kolejny cios włóczni, który zagłębił się w jego ramieniu. Oddał cios i tym razem nareszcie ugodził zakutego w stal wojownika. Ogroma siła miecza odłupała kawałek płyty na udzie wojownika chaosu raniąc go. Broń z czarnego ostrza nieumarłego wpiłą się w ranę wysysając energię i chęć walki z Morlocha. Ten nagle poczuł się słabszy. Przeklinając na czym swiat stoi walczył dalej. Celnie wymierzonym ciosem włóczni przebił gardło mumii. Nieumarłu wojownik się zachwiał ale od ciosu paskudnie rozbolała Morlocha głowa rozsadzającą głową migreną. Myphylomemnon natomiast jeszcze z włócznia w gardle złożył się do ciosu i trafił w nadwyrężone miejsce w zbroi Morlocha. Miecz przebił ją i dostał się do ciała. Rana była śmiertelna i Morloch pochylił się w kulbace opierając się o swego wierzchowca. Koń chaosu poczuł że jego pan przestał walczyć i zaprzestał nad nim kontroli. Odbiegł od mumii a jeszcze będące na nim ciało zsunęło się z siodła i z głośnym zgrzytem padło na piach areny. Myphylomemnon opuścił miecz w zupełności nie zważając na publikę dająca oklaskami i skandowaniem swoje uznanie.
-
- Masakrator
- Posty: 2297
Zatem tyle z mojego Czempiona Chaosu;)
Gratuluję Myhylo....ugh....nieumarłemu. Jednak spokojnie, nie uwlonicie się od moich Schwarz-charakterów tak łatwo..
Na następną Arenę przygotuję cośm mały come-back..bym to tak ujął.
Poza tym, Chaos i tak w końcu zatriumfuje!
Gratuluję Myhylo....ugh....nieumarłemu. Jednak spokojnie, nie uwlonicie się od moich Schwarz-charakterów tak łatwo..
Na następną Arenę przygotuję cośm mały come-back..bym to tak ujął.
Poza tym, Chaos i tak w końcu zatriumfuje!
Spoko Jab moze być. Co do walki Egzeka, kurde, Egzekutorzy na arenie mają cienko , mój Khemor odpadł w pierwszej walce, a teraz Gilead .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Po porannym treningu Selamith udał się na arenę, niestety padł już drugi Druchii
- Przynajmniej będzie mniejsza konkurencja - uśmiechnął się pod nosem.
Dzisiaj miał chęć zwiedzić północno-wschodnią część zamku. Jednak zrezygnował z tego zamiaru. Szukał czegoś innego, w wiosce dowiedział się, że na poprzedniej arenie był inny assasyn, zwany Black Falcon. Niestety padł w pierwszej walce. Także dowiedział się, gdzie grzebali poległych podczas ówczesnej areny. Bez problemu odnalazł mogiłę pobratymca. Pewny assasyn rozkopał grób i przeszukał ciało i znalazł to czego pragnął.
- Zapasy uzupełnione, ostatni flakonik z czarnym lotosem skończył mi się na statku. A taka trucizna przydaje się w walce...
Zadowolony wrócił do swego pokoju, chwilę odpoczął i swym zwyczajem ruszył do karczmy...
PS. Sorry Dark Knight za zbezczeszczenie zwłok twojej postaci, ale mi się bardziej przyda
- Przynajmniej będzie mniejsza konkurencja - uśmiechnął się pod nosem.
Dzisiaj miał chęć zwiedzić północno-wschodnią część zamku. Jednak zrezygnował z tego zamiaru. Szukał czegoś innego, w wiosce dowiedział się, że na poprzedniej arenie był inny assasyn, zwany Black Falcon. Niestety padł w pierwszej walce. Także dowiedział się, gdzie grzebali poległych podczas ówczesnej areny. Bez problemu odnalazł mogiłę pobratymca. Pewny assasyn rozkopał grób i przeszukał ciało i znalazł to czego pragnął.
- Zapasy uzupełnione, ostatni flakonik z czarnym lotosem skończył mi się na statku. A taka trucizna przydaje się w walce...
Zadowolony wrócił do swego pokoju, chwilę odpoczął i swym zwyczajem ruszył do karczmy...
PS. Sorry Dark Knight za zbezczeszczenie zwłok twojej postaci, ale mi się bardziej przyda
Arathorn pisze:Łącznie z tym postem jestem od ciebie "skuteczniejszy" o 1353,714286%