Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Re: Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Selamith (Dark Elf Assasin) vs Dokthan Fergus - Dwarf Thane
Był zabójcą. Był śmiertelnie niebezpieczny i skuteczny. Był tym czym powinien być prawdziwy Asasyn w służbie Wiedzmiego Króla. Ale dla Selamitha to nie wystarczało. Chciał stać się jednym z największych zabójców jacy żyli. Chcial zbudować własną legendę tak jak Cieniste ostrze. Selamith pragnął mu dorównać a nawet przewyższyć. Dokonał już tego co on niemniej jednak to Cieniste Ostrze pierwszy spośród zabójców wymordował załogę statku własnoręcznie pozostając niewykrytym. Selamith musiał dokonać czegoś innego i dlatego przybył do Sylvani. Mroczny elf niebawem wyjdzie na arenę. Do tego czasu spędzał czas na obserwowaniu innych uczestników areny. Ze szczególną lubością patrzył na walkę i śmierć Asura. Obserwował też swojego przeciwnika. Rozważał jego słabe punkty by w czasie walki zgładzić go szybko i profesjonalnie. Dla dodatkowego efektu spreparował truciznę tuż przed walką i nałożył ją na własne ostrza.
Krasnolud był cokolwiek zagubiony nową sytuacją. Przenosząc się do świata ze swoich marzeń i wyobrażeń o fantasy zupełnie nie wyobrażał sobie że to będzie tak wyglądać. A już na pewno że znajdzie się od razu w sytuacji zagrożenia życia. Bo jak inaczej nazwać konieczność walki z nieznanymi mu istotami bądź znanymi równierz z gier i książek z jego świata. Do tego wiedział ze nazywa się Fergus a przecierz inaczej miał na imię. Postanoił sobie z nikim o tym nie rozmawiać bo jeszcze wezmą go za obłąkanego i gdzieś zamkną. Tak wyobrażenie zupełnie inne było od tej rzeczywistości w której się znalazł. Po za tym martwił się o kolegów z sesji. Co z nimi było. Czy wiedzieli co z nim się dzieje? Fergus chciał do domu. Gdy czas nadszedłł na wyjście na arenę część jego się bała , część jego która była krasnoludem była pełna determinacji. Poddał się tej naturze i wszedł na piasek w pełnym rynsztunku. Fergus zauważył jeszcze że nigdy nie nosił niczego cięższego.
Gong rozpoczął walkę. Fergus przygotował korbacz na spotkanie nadchodzącego elfa. Selamith kroczył pwoli, ważąc swe ruchy tajemniczo się uśmiechając. Fergusa przebiegł dreszcz, już miał zacząć rozkręcać korbacz gdy Selamith zaatakował jak żmija ciskając jednocześnie nóż. Fergus nie mógłł zdążyć zaregaować. Na jego szczęście miał na sobie zbroje z gromrilliu i to na niej zatrzymał się i nóż i cios. Elf odskoczył by przyszykować się do ponownego ataku. Fergus zakręcił swoim korbaczem i gdy Selamith ponownie przypuścił atak sam uderzył. Elfi zabójca był zbyt zwinny i uniknął ciosu bez problemu. Fergus po tym poczuł jak w szczelinie zbroi zieje rana po wakizashim. Rana natychmiast poczęła piec a elf beskarnie oddaliłłsię by cisnąć w niego nożem. Ostrze ciśnięte jednak odbiło się od pancerza. Fergus zaklął. Ruszył na elfa jednak ten był nieuchwytny. Rana była niewielka więc zignorował ją. Selamith tańczył dookoła krasnoluda starając się go dosięgnąć i rzucając co chwila nożem. Efekty zawsze rozbijały się o pancerz z Gromrilu. Tylko raz udało mu się odpłacić elfowi. Gdy tamten przypuścił następny atak by znów odskoczyć, Fergus nastawił się prosto na elfa . Selamith nie przepuścił okazji i odnalazł swoimi brońmi kolejne szczeliny. Fergus jednak głową przygrzmocił w czaszkę elfa aż ten został odrzucony do tyłu. Refleks Selamitha uratował go przed ciosem korbacza w momencie dezorientacji. Odetchnąwszy z ulgą postanowił że to się więcej nie powtórzy i nie dopuści więcej by jego ofiara go dosięgła. Rzeczywiście walczyli długo lecz ta walka była bardzo jednostronna . Elf skakał naokoło Fergusa co chwila dzgając go swymi ostrzami powolutku wykrwawiając go małymi rankami. Fergusowi nie udało się ani razu więcej dotknąć Selamitha w któgo miotał obelgi że kilku szlachciankom wręcz uszy zwiędły. W końcu przed kolejnym atakiem Selamith rzucił celnie nożem trafiając w szczelinę hełmu rzuconym nożem. Fergus ujrzał czerwień i poczuł jak pada plecami na piasek. Potem już nic nie czuł. Następne co zobaczył były twarze kolegów pochylających się na niego z troską pod rozwalonym krzesłem. Wrócił?
Był zabójcą. Był śmiertelnie niebezpieczny i skuteczny. Był tym czym powinien być prawdziwy Asasyn w służbie Wiedzmiego Króla. Ale dla Selamitha to nie wystarczało. Chciał stać się jednym z największych zabójców jacy żyli. Chcial zbudować własną legendę tak jak Cieniste ostrze. Selamith pragnął mu dorównać a nawet przewyższyć. Dokonał już tego co on niemniej jednak to Cieniste Ostrze pierwszy spośród zabójców wymordował załogę statku własnoręcznie pozostając niewykrytym. Selamith musiał dokonać czegoś innego i dlatego przybył do Sylvani. Mroczny elf niebawem wyjdzie na arenę. Do tego czasu spędzał czas na obserwowaniu innych uczestników areny. Ze szczególną lubością patrzył na walkę i śmierć Asura. Obserwował też swojego przeciwnika. Rozważał jego słabe punkty by w czasie walki zgładzić go szybko i profesjonalnie. Dla dodatkowego efektu spreparował truciznę tuż przed walką i nałożył ją na własne ostrza.
Krasnolud był cokolwiek zagubiony nową sytuacją. Przenosząc się do świata ze swoich marzeń i wyobrażeń o fantasy zupełnie nie wyobrażał sobie że to będzie tak wyglądać. A już na pewno że znajdzie się od razu w sytuacji zagrożenia życia. Bo jak inaczej nazwać konieczność walki z nieznanymi mu istotami bądź znanymi równierz z gier i książek z jego świata. Do tego wiedział ze nazywa się Fergus a przecierz inaczej miał na imię. Postanoił sobie z nikim o tym nie rozmawiać bo jeszcze wezmą go za obłąkanego i gdzieś zamkną. Tak wyobrażenie zupełnie inne było od tej rzeczywistości w której się znalazł. Po za tym martwił się o kolegów z sesji. Co z nimi było. Czy wiedzieli co z nim się dzieje? Fergus chciał do domu. Gdy czas nadszedłł na wyjście na arenę część jego się bała , część jego która była krasnoludem była pełna determinacji. Poddał się tej naturze i wszedł na piasek w pełnym rynsztunku. Fergus zauważył jeszcze że nigdy nie nosił niczego cięższego.
Gong rozpoczął walkę. Fergus przygotował korbacz na spotkanie nadchodzącego elfa. Selamith kroczył pwoli, ważąc swe ruchy tajemniczo się uśmiechając. Fergusa przebiegł dreszcz, już miał zacząć rozkręcać korbacz gdy Selamith zaatakował jak żmija ciskając jednocześnie nóż. Fergus nie mógłł zdążyć zaregaować. Na jego szczęście miał na sobie zbroje z gromrilliu i to na niej zatrzymał się i nóż i cios. Elf odskoczył by przyszykować się do ponownego ataku. Fergus zakręcił swoim korbaczem i gdy Selamith ponownie przypuścił atak sam uderzył. Elfi zabójca był zbyt zwinny i uniknął ciosu bez problemu. Fergus po tym poczuł jak w szczelinie zbroi zieje rana po wakizashim. Rana natychmiast poczęła piec a elf beskarnie oddaliłłsię by cisnąć w niego nożem. Ostrze ciśnięte jednak odbiło się od pancerza. Fergus zaklął. Ruszył na elfa jednak ten był nieuchwytny. Rana była niewielka więc zignorował ją. Selamith tańczył dookoła krasnoluda starając się go dosięgnąć i rzucając co chwila nożem. Efekty zawsze rozbijały się o pancerz z Gromrilu. Tylko raz udało mu się odpłacić elfowi. Gdy tamten przypuścił następny atak by znów odskoczyć, Fergus nastawił się prosto na elfa . Selamith nie przepuścił okazji i odnalazł swoimi brońmi kolejne szczeliny. Fergus jednak głową przygrzmocił w czaszkę elfa aż ten został odrzucony do tyłu. Refleks Selamitha uratował go przed ciosem korbacza w momencie dezorientacji. Odetchnąwszy z ulgą postanowił że to się więcej nie powtórzy i nie dopuści więcej by jego ofiara go dosięgła. Rzeczywiście walczyli długo lecz ta walka była bardzo jednostronna . Elf skakał naokoło Fergusa co chwila dzgając go swymi ostrzami powolutku wykrwawiając go małymi rankami. Fergusowi nie udało się ani razu więcej dotknąć Selamitha w któgo miotał obelgi że kilku szlachciankom wręcz uszy zwiędły. W końcu przed kolejnym atakiem Selamith rzucił celnie nożem trafiając w szczelinę hełmu rzuconym nożem. Fergus ujrzał czerwień i poczuł jak pada plecami na piasek. Potem już nic nie czuł. Następne co zobaczył były twarze kolegów pochylających się na niego z troską pod rozwalonym krzesłem. Wrócił?
- Wracaj do swoich... - powiedział Selamith wbijając ostatnie ostrze w szyję Krasnoluda
Zadowolony rozejrzał się po arenie, ujrzał Księcia Manfreda. Ich oczy spotkały się, przez chwilę poczuł, że wypełnia go moc Khaina. Wiedział, że zabijając go zdobędzie chwałę, lecz gdy będzie martwy na nic mu się nie zda.
- Nie, nie teraz, nie w ten sposób... - rzekł pod nosem
PS Shadowblade brzmi lepiej niż Cieniste Ostrze
Zadowolony rozejrzał się po arenie, ujrzał Księcia Manfreda. Ich oczy spotkały się, przez chwilę poczuł, że wypełnia go moc Khaina. Wiedział, że zabijając go zdobędzie chwałę, lecz gdy będzie martwy na nic mu się nie zda.
- Nie, nie teraz, nie w ten sposób... - rzekł pod nosem
PS Shadowblade brzmi lepiej niż Cieniste Ostrze
Arathorn pisze:Łącznie z tym postem jestem od ciebie "skuteczniejszy" o 1353,714286%
- Kolejny assasyn ze świątyni Khaina. Chociaż ten nie okazał się miernotą... - parsknął nieprzyjaźnie Druchii.
- Tak... Ten ma wielkie zamiary... Ciekawe czy jego zamiarom nie przeszkodzi piach w jego ustach... - odparła czarodziejka lekko się uśmiechając.
- Tak... Ten ma wielkie zamiary... Ciekawe czy jego zamiarom nie przeszkodzi piach w jego ustach... - odparła czarodziejka lekko się uśmiechając.
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
"Teraz moja kolei. Asuryanie prowadź moje ostrze." Pomyślał Aner zmierzając w stronę areny
I sold my soul for rock'n roll
- Chłopaki, nie uwierzycie, co się stało! Śniło mi się, że jestem w świecie Warhammera jako moja postać! Walczyłem na Arenie Śmierci jako krasnolud... ale gdzie ja jestem?
- Jesteś w szpitalu, leżysz tu od miesiąca. My też leżeliśmy, ale krócej - szybciej od ciebie zginęliśmy. Lekarze twierdzą, że to zbiorowa psychoza ponarkotykowa albo posthipnotyczna...
- Cokolwiek to było, nigdy więcej nie zbliżę się do figurek i RPGów wogóle... jakoś trudno mi uwierzyć, że to przypadek - to czerwone światło, zbieżność naszych wspomnień... Coś mi tu śmierdzi magią albo eksperymentami neuropsychiatrycznymi...
- A ten znowu swoje teorie spiskowe wysnuwa. Ja tam uważam, że lekarze mieli rację - nie trzeba było jarać jointów przed grą.
- Chłopaki, każdy ma swoją teorię - jedno jest pewne. Do końca życia zapamiętamy tą akcję. Ja zamierzam zbadać to dokładniej. Ej, a właściwie to wyglądacie jakoś inaczej - bardziej spiczaste uszy, rysy twarzy wam się zmieniły...
- A tobie urosła w ciągu miesiąca prawie metrowa broda, mimo, że co tydzień matka przychodziła ci ją przyciąć....
- Jesteś w szpitalu, leżysz tu od miesiąca. My też leżeliśmy, ale krócej - szybciej od ciebie zginęliśmy. Lekarze twierdzą, że to zbiorowa psychoza ponarkotykowa albo posthipnotyczna...
- Cokolwiek to było, nigdy więcej nie zbliżę się do figurek i RPGów wogóle... jakoś trudno mi uwierzyć, że to przypadek - to czerwone światło, zbieżność naszych wspomnień... Coś mi tu śmierdzi magią albo eksperymentami neuropsychiatrycznymi...
- A ten znowu swoje teorie spiskowe wysnuwa. Ja tam uważam, że lekarze mieli rację - nie trzeba było jarać jointów przed grą.
- Chłopaki, każdy ma swoją teorię - jedno jest pewne. Do końca życia zapamiętamy tą akcję. Ja zamierzam zbadać to dokładniej. Ej, a właściwie to wyglądacie jakoś inaczej - bardziej spiczaste uszy, rysy twarzy wam się zmieniły...
- A tobie urosła w ciągu miesiąca prawie metrowa broda, mimo, że co tydzień matka przychodziła ci ją przyciąć....
Admiz, czy to aby napewno były tylko jointy?
Poza tym nie przyznawaj się do takich rzeczy. Umacniasz pozycje ludzi którzy twierdzą, że RPG i Bitewniaki to zuuuo.
Poza tym nie przyznawaj się do takich rzeczy. Umacniasz pozycje ludzi którzy twierdzą, że RPG i Bitewniaki to zuuuo.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Czyżby dziś nie było żadnej walki ? szkoda.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
- Te elfy są tak denerwujące. Tańcza, udają, że się bawią! Ha! Miernoty. Żaden nie spojrzy Ci prosto w oczy, żeby ujrzeć swoją śmierć. Szkoda tego krasnoluda. Tym większa moja złość na te zasrane elfiki! Do piachu z nimi wszystkimi...
Imhol spał. Śnił o swojej ukochanej którą musiał zostawić w Lesie Ather Loren, na rzecz misji wyznaczonej dla niego. Nie chciał wyruszać lecz musiał. Teraz we śnie naszły go wspomnienia, a po jego policzku popłynęła łza...
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
Magnus von Drakenhof zastanawiał się właśnie nad swoim pochodzeniem. Robił to często, ponieważ po rytuale, przez który stał się tym czym jest w tym momencie, nie pamiętał skąd się wziął. Pamiętał tylko szczątkowe wspomnienia:
Magnus szeptałłcoś do siebie. Modlitwę?przekleństwa? Nie istotnie. Jego przeznaczenie sięędopełniło. Ostatnim co widział Magnus byl Celdern pochylający się nad nim z zakrwawionym sztyletem w dłoni.
A potem tylko ból i cierpienie. No i teraz ciekawość. Obiecano mu że dowie się wszystkiego po wygraniu areny...
Ciekawość go zżerała. Musi wygrać. W tym momencie przejawiła się jego mroczna, stosunkowo nowa, natura. Wyskoczył szybko z parterowej, małej, ciasnej i ciemnej komórki w której siedział i rzucił się na najbliższą osobę aby wyssać z niej krew i wszystko co najlepsze...
Magnus szeptałłcoś do siebie. Modlitwę?przekleństwa? Nie istotnie. Jego przeznaczenie sięędopełniło. Ostatnim co widział Magnus byl Celdern pochylający się nad nim z zakrwawionym sztyletem w dłoni.
A potem tylko ból i cierpienie. No i teraz ciekawość. Obiecano mu że dowie się wszystkiego po wygraniu areny...
Ciekawość go zżerała. Musi wygrać. W tym momencie przejawiła się jego mroczna, stosunkowo nowa, natura. Wyskoczył szybko z parterowej, małej, ciasnej i ciemnej komórki w której siedział i rzucił się na najbliższą osobę aby wyssać z niej krew i wszystko co najlepsze...
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka ) vs Aner Solarei Upadły (Wampir)
Friedrich pił w karczmie wraz z swoim towarzyszem Richardem. Byli tu od kilku dni i już zrozumieli że przybycie tu było słuszne. Kręciło się tu wiele najróżniejszych istot ale najważniejsi byli zawodnicy spośród których wiele było plugawych istot a także wampirów. Richard przyznał że Friedrich będzie miał pełne ręce roboty bo to on wygrał losowanie który z ich dwóch będzie walczył. Kapłan Ulryka poświęcił walce życie i patrzył z nadzieją ku nadchodzącemu pojedynkowi. Dowiedział się że wampir będzie jego przeciwnikiem. Podła istota , któóa mogła być kiedyś elfem ale teraz pogrążyła się w swoim nieumarłym życiu. Każdy z tego pomiotu musiał być zgładzony w imieiu Karla Franza a Friedrich byłłzdecydowany ponieść to słowo.
W swej komnacie Aner będący niegdyś elfem już nie cierpiał. Był nasycony krwią skazańca a Felicja nadała mu sens życia. Wspomniał swoją ekzystencję przed jej spotkaniem niedawno i jasnym się stało dla niego że był żałosny. Sam niewiele by zdziałał ale teraz był częścią czegoś wielkiego i co z tego że przysiągł bronić ludzi i ich imperium. Ulthuan był dla niego stracony a imperium miało się stać jego domem w zakonie purpurowego kruka. Tak czy inaczej musiał najpierw wygrać wszystkie walki a to nie będzie łatwe. Aner jednak zamierzał spróbować a jeśli zgładzi jak najwięcej wampirów tym lepiej. Niestety okrutny los szyderczo podsunął mu za przeciwnika imperialnego kapłana ulryka. Aner miał swiadomość że będzie musiał go zabić. W innym czasie i miejscu pewnie mogliby walczyć ramię w ramię. Teraz będą przeciwnikami.
Na arenie wszyscy są równi. Przynajmniej do czasu gdy jeden z walczących padnie a publika wywyższy chwałę zwycięzcy. Aner i Friedrich stali naprzeciw siebie z orężem w dłoni, gotowi na sygnał zewrzeć się w śmiertelnej walce.
Ten czas nadszedł i gong rozległ się po arenie. Aner wyszeptał- Ausyrianie bądz ze mną- po czym zebrał odrobinę wiatrów magii by dzięki nim pomóc sobie w walce tak jak nauczyłą go Felicja. Friedrich wyczuł że plugawa istota właśnie zaczyna jedną ze swoich sztuczek i szybką modlitwą oczyszczenia rozwiał wiatry chaosu. Aner zaklął i zaniechał próby. Z mieczem w dłoni zbliżył sie do czekającego nań kapłana . Friedrich z wiary sprowadzonej modlitwą pochwycił trochę boskiej energii, którą rzucił w nadchodzącego wampira. Ta uderzyłą w niego i nie uczyniła mu żadnej szkody. Friedrich zasyczał okazując wampirze kły i z czerwonymi oczami wprost na kapłana. Ten pochwycił jego spojrzenie pełne grozy- wręcz paraliżujące. Coś w nim pękło i groza ogarnęła jego serce. Aner zaatakował i kapłan wciąż pod urokiem wampirzym nie zareagował dostatecznie szybko. Miecz Anera rozciął jego kolczugę i ciało raniąc go boleśnie. Kolejny cios wampira chybił bo Friedrich lekko spanikowany odskoczył odmachując swym toporem bardziej na postrach niż z chęci zadania realnego ciosu. PEch Wampira polegał na tym jednak że znalazł się dokładnie na linii ciosu wielkiego topora poblogoslawionego przez Ulryka i gdy tylko ostrze wbiło się w jego bok po przebiciu zbroi Aner zapłonął bólem jakiego nie doświadczył nigdy w życiu jako śmiertelnik. Jakby płonął w tamtym miejscu. Odskoczył na bok wyjąc nieludzko. Wciąż pamiętał jednak że walczy a ten człowiek sprowadził na niego ból jakiego nie znał. Aner zaatakował ponownie. Kapłan ulryka otrząsnął się spod wampirzego uroku juz wtedy i zbił miecz wampira swoim toporem. Aner naparł na człowieka ześlizgując ostrze swoje z topora i nie mając miejsca na manewry i złożenie się do ciosu przygrzmocił rękojeścią broni w twarz Ulrykanina. Kapłan mimo ciosu szturnchnąwszy ramieniem wypchnął Anera na większą odległość by wziąć szeroki zamach. Anera znowu dosięgło wielkie ostrze i ból jakiego nie znał do dziś. Broń kapłana byłą jakby jego antytezą, jego końćem. Aner wiedział że nie wytrzyma kolejnego ciosu. Nie tracił już sił jak śmiertelnicy ale wiedział że nie przetrwa jeśli czegoś nie zrobi. W desperacji skierował miecz tak by przebić kapłana. Ten jako wytrawny wojownik zszedłłz linii ataku podkładając nogę Wampirycznemu elfowi. Aner padł jak długi na ziemię. Wtedy stanął nad nim Friedrich i ciosem znad głowy uderzył w leżącego. Topór wbił się w pierś wampira. Aner zdołął zawyć strasznym głosem zanim zmienił się w kupę popiołu. Krzyk publiczności zalał Friedricha dając mu wyrazy uznania. Kapłan podziękował Ulrykowi że ten pozwolił odnieść mu to zwycięstwo. Jednego plugawego stwora mniej.
Po tej walce kilkudniowa przerwa w arenie bo na weekend wyjeżdżam na kohortex więc mnie nie będzie.
Friedrich pił w karczmie wraz z swoim towarzyszem Richardem. Byli tu od kilku dni i już zrozumieli że przybycie tu było słuszne. Kręciło się tu wiele najróżniejszych istot ale najważniejsi byli zawodnicy spośród których wiele było plugawych istot a także wampirów. Richard przyznał że Friedrich będzie miał pełne ręce roboty bo to on wygrał losowanie który z ich dwóch będzie walczył. Kapłan Ulryka poświęcił walce życie i patrzył z nadzieją ku nadchodzącemu pojedynkowi. Dowiedział się że wampir będzie jego przeciwnikiem. Podła istota , któóa mogła być kiedyś elfem ale teraz pogrążyła się w swoim nieumarłym życiu. Każdy z tego pomiotu musiał być zgładzony w imieiu Karla Franza a Friedrich byłłzdecydowany ponieść to słowo.
W swej komnacie Aner będący niegdyś elfem już nie cierpiał. Był nasycony krwią skazańca a Felicja nadała mu sens życia. Wspomniał swoją ekzystencję przed jej spotkaniem niedawno i jasnym się stało dla niego że był żałosny. Sam niewiele by zdziałał ale teraz był częścią czegoś wielkiego i co z tego że przysiągł bronić ludzi i ich imperium. Ulthuan był dla niego stracony a imperium miało się stać jego domem w zakonie purpurowego kruka. Tak czy inaczej musiał najpierw wygrać wszystkie walki a to nie będzie łatwe. Aner jednak zamierzał spróbować a jeśli zgładzi jak najwięcej wampirów tym lepiej. Niestety okrutny los szyderczo podsunął mu za przeciwnika imperialnego kapłana ulryka. Aner miał swiadomość że będzie musiał go zabić. W innym czasie i miejscu pewnie mogliby walczyć ramię w ramię. Teraz będą przeciwnikami.
Na arenie wszyscy są równi. Przynajmniej do czasu gdy jeden z walczących padnie a publika wywyższy chwałę zwycięzcy. Aner i Friedrich stali naprzeciw siebie z orężem w dłoni, gotowi na sygnał zewrzeć się w śmiertelnej walce.
Ten czas nadszedł i gong rozległ się po arenie. Aner wyszeptał- Ausyrianie bądz ze mną- po czym zebrał odrobinę wiatrów magii by dzięki nim pomóc sobie w walce tak jak nauczyłą go Felicja. Friedrich wyczuł że plugawa istota właśnie zaczyna jedną ze swoich sztuczek i szybką modlitwą oczyszczenia rozwiał wiatry chaosu. Aner zaklął i zaniechał próby. Z mieczem w dłoni zbliżył sie do czekającego nań kapłana . Friedrich z wiary sprowadzonej modlitwą pochwycił trochę boskiej energii, którą rzucił w nadchodzącego wampira. Ta uderzyłą w niego i nie uczyniła mu żadnej szkody. Friedrich zasyczał okazując wampirze kły i z czerwonymi oczami wprost na kapłana. Ten pochwycił jego spojrzenie pełne grozy- wręcz paraliżujące. Coś w nim pękło i groza ogarnęła jego serce. Aner zaatakował i kapłan wciąż pod urokiem wampirzym nie zareagował dostatecznie szybko. Miecz Anera rozciął jego kolczugę i ciało raniąc go boleśnie. Kolejny cios wampira chybił bo Friedrich lekko spanikowany odskoczył odmachując swym toporem bardziej na postrach niż z chęci zadania realnego ciosu. PEch Wampira polegał na tym jednak że znalazł się dokładnie na linii ciosu wielkiego topora poblogoslawionego przez Ulryka i gdy tylko ostrze wbiło się w jego bok po przebiciu zbroi Aner zapłonął bólem jakiego nie doświadczył nigdy w życiu jako śmiertelnik. Jakby płonął w tamtym miejscu. Odskoczył na bok wyjąc nieludzko. Wciąż pamiętał jednak że walczy a ten człowiek sprowadził na niego ból jakiego nie znał. Aner zaatakował ponownie. Kapłan ulryka otrząsnął się spod wampirzego uroku juz wtedy i zbił miecz wampira swoim toporem. Aner naparł na człowieka ześlizgując ostrze swoje z topora i nie mając miejsca na manewry i złożenie się do ciosu przygrzmocił rękojeścią broni w twarz Ulrykanina. Kapłan mimo ciosu szturnchnąwszy ramieniem wypchnął Anera na większą odległość by wziąć szeroki zamach. Anera znowu dosięgło wielkie ostrze i ból jakiego nie znał do dziś. Broń kapłana byłą jakby jego antytezą, jego końćem. Aner wiedział że nie wytrzyma kolejnego ciosu. Nie tracił już sił jak śmiertelnicy ale wiedział że nie przetrwa jeśli czegoś nie zrobi. W desperacji skierował miecz tak by przebić kapłana. Ten jako wytrawny wojownik zszedłłz linii ataku podkładając nogę Wampirycznemu elfowi. Aner padł jak długi na ziemię. Wtedy stanął nad nim Friedrich i ciosem znad głowy uderzył w leżącego. Topór wbił się w pierś wampira. Aner zdołął zawyć strasznym głosem zanim zmienił się w kupę popiołu. Krzyk publiczności zalał Friedricha dając mu wyrazy uznania. Kapłan podziękował Ulrykowi że ten pozwolił odnieść mu to zwycięstwo. Jednego plugawego stwora mniej.
Po tej walce kilkudniowa przerwa w arenie bo na weekend wyjeżdżam na kohortex więc mnie nie będzie.
Buuu i to przed moją walką .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
Friedrich zszedł z areny dziękując swemu toporowi i ulrykowi za zwycięstwo. Od razu dopadł go tłum z Richardem na czele.
"- No brachu, jak zwykle wiesz jaki użytek się powinno robić ze stali..., Cholera, sługus mroku mimo swej wątłej, rzekłbym nawet elfiej postury miał siłę godną wojownika, tym zdradzieckim grzmotnięciem w twarz zasłużył tylko na gniew Wilka! Gratulacje! - Friedrich uścisnął podaną mu dłoń i lekko zamroczony tylko uśmiechnął się pod wąsem i ruszył przed siebie rozpychając rozwrzeszczony tłum by w ciszy pomodlić się do Pana Wilków i znaleźć ukojenie ran u medyka. "
"- No brachu, jak zwykle wiesz jaki użytek się powinno robić ze stali..., Cholera, sługus mroku mimo swej wątłej, rzekłbym nawet elfiej postury miał siłę godną wojownika, tym zdradzieckim grzmotnięciem w twarz zasłużył tylko na gniew Wilka! Gratulacje! - Friedrich uścisnął podaną mu dłoń i lekko zamroczony tylko uśmiechnął się pod wąsem i ruszył przed siebie rozpychając rozwrzeszczony tłum by w ciszy pomodlić się do Pana Wilków i znaleźć ukojenie ran u medyka. "
- Master of reality
- Oszukista
- Posty: 833
- Lokalizacja: Warszawa
Szkoda, Strasznie polubiłem tą mojego wąpierza
I sold my soul for rock'n roll
Felicja z obserwowała walkę "elfa" z kapłanem Ulryka, i szczerze powiedziawszy była bardzo ... zawiedziona. Spodziewała się, że po tym co dla niego zrobiła, bez problemu powinien poradzi Sobie z tym fanatykiem.
- No cóż... Aner`u Solarei, niech Morr czy Isha przyjmie twą okaleczoną dusze...
Przynajmniej nie cierpiał długo... Kolejna walka również ją bardzo interesowała. Od niej będzie zależało kilka istotnych spraw...
- No cóż... Aner`u Solarei, niech Morr czy Isha przyjmie twą okaleczoną dusze...
Przynajmniej nie cierpiał długo... Kolejna walka również ją bardzo interesowała. Od niej będzie zależało kilka istotnych spraw...
Paskudny uśmiech power gamera
Coś tąpneło sprawiając że w kącie karczemnej izdebki wzbił sie w powietrze drobny pułek przynoszone zapewne na płaszzach, kaftanach, butach, czy innych ekwiwalentach ubioru podróżników odwiedzających to miejsce. Biesiadnicy niespecjalnie sie przejeli, bo juz od dobrych kilku dni przyzwyczajeni byli do tego. Caragana także, oparła sie wygodnie o obitą barania skórą ściane i zasneła w najlepsze, gliniane naczynie potoczyło sie pod sasiedni stolik zostawiajac za soba delikatna stróżke jasnozłotego napoju, by na końcu swej wedrówki stworzyć mała kałuże, w która wdepnął lekko podpity gnom wracajac i sadowiąc sie nisko z kolejnym kuflem ale.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
dziś nie bylo walk , w pracy zapierdziel, po pracy zajęty innymi sprawami i wróciłem niedawno do domu...
moze jutro sie cos uda napisać.
moze jutro sie cos uda napisać.