Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
Re: Arena of Death 20: Sylvania 3 Arena Jubileuszowa (32 os)
O teraz moja kolej walki
Nawet nie zauważyłem że już ja bo wcześniej musiałem czekać z 8 walk potem 5 a teraz tylko 2 i tak się krótko wydawało
Nawet nie zauważyłem że już ja bo wcześniej musiałem czekać z 8 walk potem 5 a teraz tylko 2 i tak się krótko wydawało
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Imhol (Wood Elf Wardancer Noble) vs Renevar (vampire)
Ravenar piął się coraz wyżej w turniejowej hierarchii i jego wyczyny zwróciły nawet uwagę księcia Mannfreda z arystokracji nocy. Krwawy smok dostąpił nawet zaszczytu krótkiej rozmowy z największym pośród Von Carsteinów. Rozmowa była pouczająca a Revenar i tak czuł pewną wyższość w głębi serca nad dekadenckim rodem wampirów. Mannfred był włądcą ale Revrenar wojownikiem. Krwawy smok zastanawiał się czy wampir pokonałby go na szermierkę w honorowej walce. Nie sprawiał takiego wrażenia. Teraz jednak wampir miał inne zmartwienie na głowie a było nim pojedynek na arenie. Jego przeciwnikiem był słabowity elf. Ale czy naprawdę słabowity? Revenar widział jak ten elf, ten słabeusz- jak wyrażali sięęo nim jego bracia ściął na widoku publiki najpierw młodego Von Drakenhofa( tu jeszcze Revenar był w stanie zrozumieć bo pokonany wampir był niedawno przebudzony dla nieżycia) ale potem w drugiej rundzie spotkał się z Augustem a był on potęznym wojownikiem i zwycięstwo elfa powinno brzmieć jak żart a jednak tamten tego dokonał. Wniosek był oczywisty. Elf był naprawdę dobry. Revenar musiał jednak przynieść temu kres. Udał się do stajni po swego wierzchowca by przygotować go do pojedynku.
Imhol w swej małej enklawie trenował po raz ostatni przed walką. Traktował to jako rozgrzewkę przemykając pośród tego parku, robiąc uniki przed wyimaginowanymi ciosami i zadając ciosy wyimaginowanemu przeciwnikowi. Jego ruchy jawiły by się dla postronnego obserwatora jak nieznany acz płynny taniec. Gdy dodać do tego włócznię elfa był to taniec smierci. Elf wiedział że przeciwnikiem będzie wampir- znowu. I znowu krwawy smok. Ściął już dwóch? Zetnie i trzeciego . Najwyrażniej plotki o nich były nieco przesadzone aczkolwiek nie lekceważył ich umiejętności. Po prostu uważał że był lepszy. Elf przerwał trening i spojrzał na niebo. Słońce już stało wysoko co oznaczało że już czas nadszedł by udał się na arenę. Opuścił swoje sanktuarium i od razu poczuł smutek drzew że znów zostały same.
Na arenie jak zawsze wrzało. Publika oklaskiwała wkraczających wojowników. Revenar i elf zasłużyli sobie na miłość tłumów. Był to ćwierćfinał a więc tylko najlepsi pozostali już. Kto wygra a kto przegra nie wiedziano ale z przyjemnością i przejęciem oglądanu tu każdą walkę. Zwłaszcza że wielki finał zbliżał się coraz bardziej. Gdy zabił gong, Revenar opuścił lancę i ruszył do szarży. Imhol szybkimi krótkimi ruchami zainicjował taniec ostrzy ruszając na spotkanie nieumarłego bez strachu. Imhol zrabnym unikiem ominął lancę uderzając w wampira. Włócznia tancerza wojny przebiłą się przez kolczugę wbijając się w nieumarłe ciało. Krwawy smok odrzucił włócznię i dobywając miecza uderzył z góry by odgonić natręta. Elf odskoczył i zaatakował ponownie. Renevar teraz miał większą kontrolę nad przeciwnikiem niż w szarży i zadawał wprawne pchnięcia i cięcia. Jedno z nich drasnęło zwinnego Imhola raniąc go. Teraz byli kwita. Imhol nie przejął się raną i nieustawał w atakach starając się z prawej strony wampira bardziej atakować by ten miał trudniejsze zadanie by wybronić się tarczą. Zbroja główna okazała się na tyle wytrzymała że zniosła wszelkie ciosy które dosięgły Revenara. Ceną za zuchwalstwo była kolejna rana na ciele elfa. Revenar się uśmiechnął pod hełmem. Był w swoim żywiole a elf naprawdę dawał pokaz walki. To co od dawna mu prakowało to godny przeciwnik. Wampir przywołał swoją magię jednocześnie zadając ciosy. Wzmocnił swoją stal wyostrzając ją magią dhar. Kolejne cięcia spadły na Imhola a ten zmienił nagle styl i Revenar z zaskoczeniem odkryłłże elf porusza się niesamowicie szybko że nieomal jest niemożliwy do trafienia. Wampir przeszedł do defensywy okazjonalnie tylko pozwalając sobie na pojedyncze cięcie by przeciwnik się nie rozuchwalił zanadto. JEdno z nich zraniło Imhola w szyję powodując krwotok. Walka trwałą dalej. Imhol słabł ale wiedział że wampir w końcu ulegnie. Nawet teraz byłłw defensywie. Gdyby tylko nie ten niefortunny cios w szyję. Imhol musiał się spieszyć. Krwawy smok jednak był doskonałym swzrmierzem i odpieral każdy atak bezbłędnie lub ten rozbijał się na jego pancerzu. W końcu Imholowi zakręciło się w głowie od utraty krwi i zaprzestał ataków, to byłs wymarzona okazja dla wampira który najechał na niego koniem i precyzyjnym cięciem przez pierś powalił na ziemię. Elf padł bez krzyku lecz był martwy zanim dotknął ziemii. Z trybun podniosła się wrzawa a Renevar uniósł w triumfie miecz w górę. Zasalutował księciowi Manfredowi i objechał rundę honorową dookołą areny.
Ravenar piął się coraz wyżej w turniejowej hierarchii i jego wyczyny zwróciły nawet uwagę księcia Mannfreda z arystokracji nocy. Krwawy smok dostąpił nawet zaszczytu krótkiej rozmowy z największym pośród Von Carsteinów. Rozmowa była pouczająca a Revenar i tak czuł pewną wyższość w głębi serca nad dekadenckim rodem wampirów. Mannfred był włądcą ale Revrenar wojownikiem. Krwawy smok zastanawiał się czy wampir pokonałby go na szermierkę w honorowej walce. Nie sprawiał takiego wrażenia. Teraz jednak wampir miał inne zmartwienie na głowie a było nim pojedynek na arenie. Jego przeciwnikiem był słabowity elf. Ale czy naprawdę słabowity? Revenar widział jak ten elf, ten słabeusz- jak wyrażali sięęo nim jego bracia ściął na widoku publiki najpierw młodego Von Drakenhofa( tu jeszcze Revenar był w stanie zrozumieć bo pokonany wampir był niedawno przebudzony dla nieżycia) ale potem w drugiej rundzie spotkał się z Augustem a był on potęznym wojownikiem i zwycięstwo elfa powinno brzmieć jak żart a jednak tamten tego dokonał. Wniosek był oczywisty. Elf był naprawdę dobry. Revenar musiał jednak przynieść temu kres. Udał się do stajni po swego wierzchowca by przygotować go do pojedynku.
Imhol w swej małej enklawie trenował po raz ostatni przed walką. Traktował to jako rozgrzewkę przemykając pośród tego parku, robiąc uniki przed wyimaginowanymi ciosami i zadając ciosy wyimaginowanemu przeciwnikowi. Jego ruchy jawiły by się dla postronnego obserwatora jak nieznany acz płynny taniec. Gdy dodać do tego włócznię elfa był to taniec smierci. Elf wiedział że przeciwnikiem będzie wampir- znowu. I znowu krwawy smok. Ściął już dwóch? Zetnie i trzeciego . Najwyrażniej plotki o nich były nieco przesadzone aczkolwiek nie lekceważył ich umiejętności. Po prostu uważał że był lepszy. Elf przerwał trening i spojrzał na niebo. Słońce już stało wysoko co oznaczało że już czas nadszedł by udał się na arenę. Opuścił swoje sanktuarium i od razu poczuł smutek drzew że znów zostały same.
Na arenie jak zawsze wrzało. Publika oklaskiwała wkraczających wojowników. Revenar i elf zasłużyli sobie na miłość tłumów. Był to ćwierćfinał a więc tylko najlepsi pozostali już. Kto wygra a kto przegra nie wiedziano ale z przyjemnością i przejęciem oglądanu tu każdą walkę. Zwłaszcza że wielki finał zbliżał się coraz bardziej. Gdy zabił gong, Revenar opuścił lancę i ruszył do szarży. Imhol szybkimi krótkimi ruchami zainicjował taniec ostrzy ruszając na spotkanie nieumarłego bez strachu. Imhol zrabnym unikiem ominął lancę uderzając w wampira. Włócznia tancerza wojny przebiłą się przez kolczugę wbijając się w nieumarłe ciało. Krwawy smok odrzucił włócznię i dobywając miecza uderzył z góry by odgonić natręta. Elf odskoczył i zaatakował ponownie. Renevar teraz miał większą kontrolę nad przeciwnikiem niż w szarży i zadawał wprawne pchnięcia i cięcia. Jedno z nich drasnęło zwinnego Imhola raniąc go. Teraz byli kwita. Imhol nie przejął się raną i nieustawał w atakach starając się z prawej strony wampira bardziej atakować by ten miał trudniejsze zadanie by wybronić się tarczą. Zbroja główna okazała się na tyle wytrzymała że zniosła wszelkie ciosy które dosięgły Revenara. Ceną za zuchwalstwo była kolejna rana na ciele elfa. Revenar się uśmiechnął pod hełmem. Był w swoim żywiole a elf naprawdę dawał pokaz walki. To co od dawna mu prakowało to godny przeciwnik. Wampir przywołał swoją magię jednocześnie zadając ciosy. Wzmocnił swoją stal wyostrzając ją magią dhar. Kolejne cięcia spadły na Imhola a ten zmienił nagle styl i Revenar z zaskoczeniem odkryłłże elf porusza się niesamowicie szybko że nieomal jest niemożliwy do trafienia. Wampir przeszedł do defensywy okazjonalnie tylko pozwalając sobie na pojedyncze cięcie by przeciwnik się nie rozuchwalił zanadto. JEdno z nich zraniło Imhola w szyję powodując krwotok. Walka trwałą dalej. Imhol słabł ale wiedział że wampir w końcu ulegnie. Nawet teraz byłłw defensywie. Gdyby tylko nie ten niefortunny cios w szyję. Imhol musiał się spieszyć. Krwawy smok jednak był doskonałym swzrmierzem i odpieral każdy atak bezbłędnie lub ten rozbijał się na jego pancerzu. W końcu Imholowi zakręciło się w głowie od utraty krwi i zaprzestał ataków, to byłs wymarzona okazja dla wampira który najechał na niego koniem i precyzyjnym cięciem przez pierś powalił na ziemię. Elf padł bez krzyku lecz był martwy zanim dotknął ziemii. Z trybun podniosła się wrzawa a Renevar uniósł w triumfie miecz w górę. Zasalutował księciowi Manfredowi i objechał rundę honorową dookołą areny.
Jakub popijajac specyfik "własnego chowu" siedział na trybunach obserwując walke pomiędzy lesnym elfem a wapmirem, zasikał kłykcie ze złości wiedzac ze "zajaczek" na któego postawił nie spisuje sie tak jak by sobie tego życzył. Głosne "oooooochhh..." dało się słyszeć na trybunach gdy przedstawisiel zdziczałej szlachetnej rasy został zraniony w szyje.Gul..gul...yyyyeeechh - niejako w odpowiedzi wydał z siebie Jakub wykrzywiajac swoja i tak juz pomarszczona twarz. Przeklnąl pod nosem, wiedzac ze to juz koniec. Igor zamknął oczy wychylajac reszte zawartości na raz. "To miałem destylarnie" - wybełkotał z siebie. Jakub nic nie mówił. - Trzeba było... - zawiesił zdanie, bo w tym momencie Jakub wtracił sie mu w zdanie. Chodzmy odwiedzić naszego pupilka, mamy prezent dla niego. Jutro sie odkujemy - to rzekwszy wyciagnął spod kabotka kolejna butle pociągnął solidny łyk, aż oczy zaszkliły mu sie łzami. "Mocne. Bedzie odpowiednie" Pewnym acz chwiejnym krokiem ruczyli przed siebie do lochów, nucac pod nosem stare kombatanckie piosnki pod nosem.
Imhol nie mógł wczuć się w taniec. Jego ciosy nie były tak precyzyjne jak zwykle. W końcu Wampir zadał mu śmiertelny cios. Elf w koncu stracił siły i powoli zaczą upadać na piach areny. Nagle całe życie przeleciało mu przed oczyma. Uśmiechną się lekko.
- A więc nie byłem godny by żyć i walczy dalej dla mej ojczyzny. Trudno, najwyraźniej tak musiało być. Przyjmij mnie teraz do swego królestwa o wielki Loecu.
Takie były ostatnie myśli elfa po czym upadł na piach areny już bez ducha.
-------------------------------------
Widownia wrzasnęła na wiwat wampirowi lecz jedna osoba w czarnym płaszczu przypatrywała się uważnie walce lecz nie okazywała żadnych emocji.
-Ten elf był dobry lecz każdy może mieć gorszy dzień. Tym razem nie zdążyłem sie zapisać lecz następnym razem to ja będę tryjunfował w tym widowisku.
Po chwili odwrócił sie powoli i zszedł z widowni alby udać sie tylko w sobie znane miejsce...
Trudno chociaż myslałem że wygram - kurde był na koniu to myślałem że od tyłu go zajde ale cóż, zdarza sie
To na pewno nie ostatni elfiak którego tu wysłałem
PS Kibicuje drzewku
- A więc nie byłem godny by żyć i walczy dalej dla mej ojczyzny. Trudno, najwyraźniej tak musiało być. Przyjmij mnie teraz do swego królestwa o wielki Loecu.
Takie były ostatnie myśli elfa po czym upadł na piach areny już bez ducha.
-------------------------------------
Widownia wrzasnęła na wiwat wampirowi lecz jedna osoba w czarnym płaszczu przypatrywała się uważnie walce lecz nie okazywała żadnych emocji.
-Ten elf był dobry lecz każdy może mieć gorszy dzień. Tym razem nie zdążyłem sie zapisać lecz następnym razem to ja będę tryjunfował w tym widowisku.
Po chwili odwrócił sie powoli i zszedł z widowni alby udać sie tylko w sobie znane miejsce...
Trudno chociaż myslałem że wygram - kurde był na koniu to myślałem że od tyłu go zajde ale cóż, zdarza sie
To na pewno nie ostatni elfiak którego tu wysłałem
PS Kibicuje drzewku
... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
And Satan said 'That's what I was thinking'.
No to po tancerzyku , Renevar pomścił Augusta.
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."
ja tam bym się nie cieszył, jakby wardancer, np. zwyciężył w finale to mógłbyś mówić, że chociaż z najlepszym przegrałeś .
Długo obserwuję już te areny i podobają mi się. Zastanawiam się tak, może by zagrać w koncu , tylko do końca mechaniki nie znam, w sensie tych skilli, typu weteran. Jakby ktoś na pm napisał to byłbym wdzięczny. Chyba, ze to czysto fluffowa opcja xD.
Liczyłem na Imhola, ale tak trzeba kibicować druchii
Długo obserwuję już te areny i podobają mi się. Zastanawiam się tak, może by zagrać w koncu , tylko do końca mechaniki nie znam, w sensie tych skilli, typu weteran. Jakby ktoś na pm napisał to byłbym wdzięczny. Chyba, ze to czysto fluffowa opcja xD.
Liczyłem na Imhola, ale tak trzeba kibicować druchii
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith) vs Nieposkromiony" (DE master)
Upiór drzew odżył po kolejnej porcji ożywczej owdy ognistej którą uraczyli ją jej właściciele. Drzewopodobny stwór wił się z nieznaną dotąd werwą i jakby czerpał przyjemność z lekkiego zataczania się w bok. OD upadku dobrze chroniły ją korzenie które przemieniły się w trzy mogi utrzymując Caraganę w równowadze.
Ona sama na rauszu miałą ochotę teraz złapać któregoś z pilnujących ją strażników i zadusić za to że nie dostała więcej wody ognistej ale kraty uniemożliwiały jej to. Potem zjawił się czarodziej co spętał ją tak jak poprzednio by nie mogła się ruszyć a jego pomagierzy wynieśli ją na arenę pełną piasku gdzie nieprzyjemnie było zapuszzać korzenie. Rozgniewało ją to lecz kiedy odzyskała czucie w kończynach widziała na arenie tylko jedną postać. SIedzącego na jaszczurze elfa. JAkiegoś dziwnego złowieszczego elfa nie jak swietliści bracia. W umyślę Caragany pojawiła się myśl że to ten dziwny elf jest odpowiedzialny za jej stan pernamentnego pragnienia i ruszyłą na niego sprawdzić czy nie ma jakiś trunków przy sobie. Jeśli nie to napoi się jego sokami.
Jaszczur przemykał uliczkami Warowni. Dosiadający go Tellar lubił widok jak wszyscy umykali przed nim. PRzypominało mu to jego przejażdżki po Naggarond gdzie niewolnicy i elfy niższego stanu pierzchali z drogi. Dodatkowo te chwile samotności tylko z jego wierzchowcem jako towarzyszem pozwalały my odpocząć od denerwującej niekompetencji jego czarodziejki i irytującej maniery wtrącania się ze swoimi kometarzami tam gdzie Tellar sobie tego nie życzył. Niedługo rozpocznie się kolejna walka Tellara- ćwierćfinał a więc zwycięstwo było w zasięgu ręki. A któż inny z tutejszych uczestników mógł sięgnąć po nie jeśli nie on. Napewno nie przerośnięty krzak tak miłowany przez jego słabych dzikich kuzynów leśnych elfów. Tellar nie dopuszczał do siebie możliwości że polegnie. Na pewno nie przeciwko krzakowi.
Zabrzmiał gong. Tellar dał znak nogą by Zimny ruszył. Posłyszny woli swego pana jaszczur skierował się na Caraganę. Upiór drzew w tym czasie krok za krokiem - lekk o chwiejnym zbliżał się do nich. Jaszczur przeszedł w bieg a jeździec opuścił lancę gotowy przebić przeciwnika w galopie. Stało się inaczej. Tellar chybił a Caragana chwyciła konarami lancę elfa i brutalnym szarpnięciem wyrwała mu ją z rąk. Tellar zaklął szpetnie i dobył miecza. Najechał na upiora drzew i konary spadły na niego odbijając sięęod pancerza niegroźnie. Elf odciął kawałek konaru i starał się zasłaniać jednocześniej tarczą chroniąc się przed bijącymi gałęziami. Caragana napierała bez ustankui jednym szczęśliwym machnięciem odłupała kawałek zbroi na nodze raniąc ją. Tellar zrewanżował się odcinając kolejną gałąź. Caragana poczułą dotkliwy ból związany z utratą jej części. Winny był elf. Należało go zniszczyć. Zniszczyć. Zniszczyć.
I tak walczyli. Opancerzony elf na jaszczurze który sam łapał konary podgryzając końcówki drewna sprawiali nie lada kłopot upiorowi drzew który wcześniej bez trudu większego zaduszał kolejnych wojowników. Elf jednak nie mógł sięgnąć witalnych organów stwora. Inna sprawa że sam nie wiedział gdzie one są. Pech chciał że elf na chwilę opuścił obronę i to dało okazję do pochwycenia przez Caraganę elfa za szyję i sciągnęcia z kubaki. Jaszczur nagle uwolniony z ciężaru jeźdzca odbiegł zostawiając wiszącego i szamoczącego się Tellara. Caragana zaduszała metodycznie swego przeciwnika aż ten przestał się szamotać i potem sprawdziłą czy ma jakieś soki ogniste przy sobie. Tellar nie miał więc rzuciła bezwładne ciało na piasek areny. Widownia oklaskiwała to widowisko ale Caragana niespecjalnie zdawała sobie sprawę o co chodzi i dlaczego ten odgłos klaskających rąk się dziej i po co.
mamy etap cwierćfinału zakończony. Czas zatem na półfinał. Jeden po drugim padają i zostanie tylko jeden na końcu. Któż to będzie. Czy Vrienne dostąpi zaszczytu bycia pasowaną na rycerza ? Czy Kapłąn Friedrich zdobędzie chwałę i uznanie Ar-Ulryka? Czy Revenar odnajdzie lokalizację swego dawnego mistrza by dokonać na nim pomsty? Czy Caragana zarobi majątek dla swych właścicieli? Któż to wie.
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 2
Renevar (vampire) vs Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Upiór drzew odżył po kolejnej porcji ożywczej owdy ognistej którą uraczyli ją jej właściciele. Drzewopodobny stwór wił się z nieznaną dotąd werwą i jakby czerpał przyjemność z lekkiego zataczania się w bok. OD upadku dobrze chroniły ją korzenie które przemieniły się w trzy mogi utrzymując Caraganę w równowadze.
Ona sama na rauszu miałą ochotę teraz złapać któregoś z pilnujących ją strażników i zadusić za to że nie dostała więcej wody ognistej ale kraty uniemożliwiały jej to. Potem zjawił się czarodziej co spętał ją tak jak poprzednio by nie mogła się ruszyć a jego pomagierzy wynieśli ją na arenę pełną piasku gdzie nieprzyjemnie było zapuszzać korzenie. Rozgniewało ją to lecz kiedy odzyskała czucie w kończynach widziała na arenie tylko jedną postać. SIedzącego na jaszczurze elfa. JAkiegoś dziwnego złowieszczego elfa nie jak swietliści bracia. W umyślę Caragany pojawiła się myśl że to ten dziwny elf jest odpowiedzialny za jej stan pernamentnego pragnienia i ruszyłą na niego sprawdzić czy nie ma jakiś trunków przy sobie. Jeśli nie to napoi się jego sokami.
Jaszczur przemykał uliczkami Warowni. Dosiadający go Tellar lubił widok jak wszyscy umykali przed nim. PRzypominało mu to jego przejażdżki po Naggarond gdzie niewolnicy i elfy niższego stanu pierzchali z drogi. Dodatkowo te chwile samotności tylko z jego wierzchowcem jako towarzyszem pozwalały my odpocząć od denerwującej niekompetencji jego czarodziejki i irytującej maniery wtrącania się ze swoimi kometarzami tam gdzie Tellar sobie tego nie życzył. Niedługo rozpocznie się kolejna walka Tellara- ćwierćfinał a więc zwycięstwo było w zasięgu ręki. A któż inny z tutejszych uczestników mógł sięgnąć po nie jeśli nie on. Napewno nie przerośnięty krzak tak miłowany przez jego słabych dzikich kuzynów leśnych elfów. Tellar nie dopuszczał do siebie możliwości że polegnie. Na pewno nie przeciwko krzakowi.
Zabrzmiał gong. Tellar dał znak nogą by Zimny ruszył. Posłyszny woli swego pana jaszczur skierował się na Caraganę. Upiór drzew w tym czasie krok za krokiem - lekk o chwiejnym zbliżał się do nich. Jaszczur przeszedł w bieg a jeździec opuścił lancę gotowy przebić przeciwnika w galopie. Stało się inaczej. Tellar chybił a Caragana chwyciła konarami lancę elfa i brutalnym szarpnięciem wyrwała mu ją z rąk. Tellar zaklął szpetnie i dobył miecza. Najechał na upiora drzew i konary spadły na niego odbijając sięęod pancerza niegroźnie. Elf odciął kawałek konaru i starał się zasłaniać jednocześniej tarczą chroniąc się przed bijącymi gałęziami. Caragana napierała bez ustankui jednym szczęśliwym machnięciem odłupała kawałek zbroi na nodze raniąc ją. Tellar zrewanżował się odcinając kolejną gałąź. Caragana poczułą dotkliwy ból związany z utratą jej części. Winny był elf. Należało go zniszczyć. Zniszczyć. Zniszczyć.
I tak walczyli. Opancerzony elf na jaszczurze który sam łapał konary podgryzając końcówki drewna sprawiali nie lada kłopot upiorowi drzew który wcześniej bez trudu większego zaduszał kolejnych wojowników. Elf jednak nie mógł sięgnąć witalnych organów stwora. Inna sprawa że sam nie wiedział gdzie one są. Pech chciał że elf na chwilę opuścił obronę i to dało okazję do pochwycenia przez Caraganę elfa za szyję i sciągnęcia z kubaki. Jaszczur nagle uwolniony z ciężaru jeźdzca odbiegł zostawiając wiszącego i szamoczącego się Tellara. Caragana zaduszała metodycznie swego przeciwnika aż ten przestał się szamotać i potem sprawdziłą czy ma jakieś soki ogniste przy sobie. Tellar nie miał więc rzuciła bezwładne ciało na piasek areny. Widownia oklaskiwała to widowisko ale Caragana niespecjalnie zdawała sobie sprawę o co chodzi i dlaczego ten odgłos klaskających rąk się dziej i po co.
mamy etap cwierćfinału zakończony. Czas zatem na półfinał. Jeden po drugim padają i zostanie tylko jeden na końcu. Któż to będzie. Czy Vrienne dostąpi zaszczytu bycia pasowaną na rycerza ? Czy Kapłąn Friedrich zdobędzie chwałę i uznanie Ar-Ulryka? Czy Revenar odnajdzie lokalizację swego dawnego mistrza by dokonać na nim pomsty? Czy Caragana zarobi majątek dla swych właścicieli? Któż to wie.
walka nr 1
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka )
walka nr 2
Renevar (vampire) vs Caragana Arborescencs (Wood elf Branchwraith)
Maletharion stał oparty o ściane z rękoma skrzyżowanymi na piersi za magiem i wampirem którzy siedzieli na krzesłach podobnych do tronów, nasłuchiwał odgłosów walki. Interesująca walka ponieważ walczył jego kamrat. Słuchając i monotonnej wymiany ciosów nagle usłyszał jak zimny ryczy a coś upada z przękiem na ziemie. "No to po walce, nędzny słabeusz" . Dawno nie odczuwał takiej pogardy dla innych, czuł że wraca do dawnego siebie, zimny, bezwzględny i dumny. Nie widząc czemu nie był z tego powodu specjalnie zadowolony.
kangur022 pisze: Ze niby czarodziejki są szpetne ?
dzikki pisze:Wypadki z kotłem się zdarzają ;] , nożem rytualnym można się skaleczyć jak się ofiara poruszy. Tudzież jakieś obmierzłe praktyki seksualne.
Kacpi 1998 pisze:te praktyki to chyba z użyciem cegły...
Bleah, a jednak x/
Trudno ;D
- Więc ten głupiec przegrał, moja droga - wyszeptał głos assasina.
- Można się było tego spodziewać, po tym pyszałku. Byłoby łatwiej, gdyby wygrał tą arenę i wykonał potulnie przydzielone mu zadanie - odparła opierając się o barierkę na widowni.
Trudno ;D
- Więc ten głupiec przegrał, moja droga - wyszeptał głos assasina.
- Można się było tego spodziewać, po tym pyszałku. Byłoby łatwiej, gdyby wygrał tą arenę i wykonał potulnie przydzielone mu zadanie - odparła opierając się o barierkę na widowni.
- Murmandamus
- Niszczyciel Światów
- Posty: 4837
- Lokalizacja: Radom
Vrienne z Minthu(Kapłanka Sigmara) vs Friedrich Wilczy Gniew – (Kapłan Ulryka ) .
Kulty Imperium z rzadka wymieniały ciosy fizycznie w dobie państwa prawa i porządku a kapłani tychże przeważnie potrafilili dyskutować bez udziału młotów bądz innej broni. Używano raczej słownej szermierki i wpływów a jeden kult uważał się za lepszy od drugiego. Wśród Ulrykan i Sigmarytów od dawna panowała niezbyt miła atmosfera jednak to Simgar był patronem Imperium i to własnie jego kult byłdominujący co było źródłem zgorzknienia i zazdrości Ulrykan. Tylko w Middenlandzie i Nordlandzie Ulryk dominował nad Sigmarem. Wszędzie indziej było odwrotnie. Vrienne nie obchodziły te kłótnie mające więcej wspólnego z polityką niż z wiarą jednak ona nie pochodziłą z imperium. Po prostu robiłą swoje i nie obchodziły ją te sprawy. Kapłan Ulryka traktował ją jak powietrze co bolało ją bo przecierz oboje byli ludzmi w obcym terenie pełnym wynaturzeń z którymi walczyli. Vrienne bolało to i niezmiernie żałowała że będzie musiałą się zmierzyć z nim. Znałą jednak zasady. Zabije go lub sama polegnie.
Kapłan Ulryka też był pogrążony w zadumie nad złośliwością losu. Nie chciał walczyć z ludzmi a już na pewno nie z kapłanami Sigmara ale musiał. Co z tego że to kobieta. Sigmaryci nie lubili się z Ulrykanami ale nie było między kultami otwartej wrogości. Z mężczyzną mógłby się jeszcze dogadać ale kobieta? Toż nawet Arcylektorzy potępialiby to. Podobno gdzieś istniały siostry Sigmara ale te były traktowane jako osobna sekta nie należąca do głównego kościoła. Friedrich musiał ją zabić za chwilę. To nie będzie przyjemne. Kapłan rozpoczął krótkją modlitwę za duszęęswej przeciwniczki.
Na arenie stali w gotowości do walki gdy tylko zabrzmi gong. Vrienne zasalutowała mu bronią w wyrazie szacunku dla swego rywala na co kapłan Ulryka odpowiedział swoją bronią. Mimo że ignorował ją cały czas jej równierz należało się nieco szacunku na tym polu bitwy. Friedrich szanował potężnych wojowników a taką wojowniczką byłą to kobieta skoro zaszłą tak daleko. Gdy rozległ się gong oboje powolnym krokiem zaczęli iść do siebie z modlitwą na ustach. Pierwsza uderzyłą Vrienne zasłąniając się jednocześnie tarczą. Młot uderzył w zbroję Friedricha nie czuniąc mu szkody. Kapłan Ulryka miał teraż ją jak na widelcu i jednym zamachem zadał straszliwy cios. Vrienne odskoczyłą lecz nie zdążyłą całkowicie uniknąć topora który uszkodził jej tarczę i nadwyrężył ramię aż syknęła z bólu. Bretońska kapłanka Sigmara skontrowała, lecz znów uderzyła za słabo. Friedrich uderzył cięciem z boku ale ten cios Vrienne zbiła swoim młotem aż zadzwięczał głośno metal. Wtedy Ulrykanin kopnął ją w brzuch aż Vrienne się skuliła i wtedy drugim kopniakiem w twarz posłał ją na piach. Przycisnęła rękę do piersi w desperackiej modlitwie i zobaczyła jeszcze lecący na nią topór. Wtedy jednak spłynęło na nią ciepło bo Sigmar odpowiedział na jej błagania i moc patrona imperium okryła ją jak zbroję. Wielki topór Friedricha zatrzymał się na jej piersi jakby wcale nie spadł na nią. Zaskoczony Friedrich udniósł topór do kolejnego ciosu szepcząc modlitwę do pana Zimy lecz ta nie zadziałała. Vrienne tymczasem odtoczyłą się kawałek i powstała. Friedrich natomiast gotowy do uderzenia włożył w cios całą swoją furię której nie opadła się nawet zbroja wiary. Ostrze topora wbiło się głęboko w brzuch Vrienne gasząc jej życie. Z ust kobiety pociekła krew gdy. Vrienne opadłą na kolana a potem na twarz. Friedrich wyciągnął topór z ciała po czym przyklęknął przed martwą by zamknąć jej oczy. Potem wstał i opuścił arenę. Dookoła publika wrzała oklaskując Friedricha.
Kulty Imperium z rzadka wymieniały ciosy fizycznie w dobie państwa prawa i porządku a kapłani tychże przeważnie potrafilili dyskutować bez udziału młotów bądz innej broni. Używano raczej słownej szermierki i wpływów a jeden kult uważał się za lepszy od drugiego. Wśród Ulrykan i Sigmarytów od dawna panowała niezbyt miła atmosfera jednak to Simgar był patronem Imperium i to własnie jego kult byłdominujący co było źródłem zgorzknienia i zazdrości Ulrykan. Tylko w Middenlandzie i Nordlandzie Ulryk dominował nad Sigmarem. Wszędzie indziej było odwrotnie. Vrienne nie obchodziły te kłótnie mające więcej wspólnego z polityką niż z wiarą jednak ona nie pochodziłą z imperium. Po prostu robiłą swoje i nie obchodziły ją te sprawy. Kapłan Ulryka traktował ją jak powietrze co bolało ją bo przecierz oboje byli ludzmi w obcym terenie pełnym wynaturzeń z którymi walczyli. Vrienne bolało to i niezmiernie żałowała że będzie musiałą się zmierzyć z nim. Znałą jednak zasady. Zabije go lub sama polegnie.
Kapłan Ulryka też był pogrążony w zadumie nad złośliwością losu. Nie chciał walczyć z ludzmi a już na pewno nie z kapłanami Sigmara ale musiał. Co z tego że to kobieta. Sigmaryci nie lubili się z Ulrykanami ale nie było między kultami otwartej wrogości. Z mężczyzną mógłby się jeszcze dogadać ale kobieta? Toż nawet Arcylektorzy potępialiby to. Podobno gdzieś istniały siostry Sigmara ale te były traktowane jako osobna sekta nie należąca do głównego kościoła. Friedrich musiał ją zabić za chwilę. To nie będzie przyjemne. Kapłan rozpoczął krótkją modlitwę za duszęęswej przeciwniczki.
Na arenie stali w gotowości do walki gdy tylko zabrzmi gong. Vrienne zasalutowała mu bronią w wyrazie szacunku dla swego rywala na co kapłan Ulryka odpowiedział swoją bronią. Mimo że ignorował ją cały czas jej równierz należało się nieco szacunku na tym polu bitwy. Friedrich szanował potężnych wojowników a taką wojowniczką byłą to kobieta skoro zaszłą tak daleko. Gdy rozległ się gong oboje powolnym krokiem zaczęli iść do siebie z modlitwą na ustach. Pierwsza uderzyłą Vrienne zasłąniając się jednocześnie tarczą. Młot uderzył w zbroję Friedricha nie czuniąc mu szkody. Kapłan Ulryka miał teraż ją jak na widelcu i jednym zamachem zadał straszliwy cios. Vrienne odskoczyłą lecz nie zdążyłą całkowicie uniknąć topora który uszkodził jej tarczę i nadwyrężył ramię aż syknęła z bólu. Bretońska kapłanka Sigmara skontrowała, lecz znów uderzyła za słabo. Friedrich uderzył cięciem z boku ale ten cios Vrienne zbiła swoim młotem aż zadzwięczał głośno metal. Wtedy Ulrykanin kopnął ją w brzuch aż Vrienne się skuliła i wtedy drugim kopniakiem w twarz posłał ją na piach. Przycisnęła rękę do piersi w desperackiej modlitwie i zobaczyła jeszcze lecący na nią topór. Wtedy jednak spłynęło na nią ciepło bo Sigmar odpowiedział na jej błagania i moc patrona imperium okryła ją jak zbroję. Wielki topór Friedricha zatrzymał się na jej piersi jakby wcale nie spadł na nią. Zaskoczony Friedrich udniósł topór do kolejnego ciosu szepcząc modlitwę do pana Zimy lecz ta nie zadziałała. Vrienne tymczasem odtoczyłą się kawałek i powstała. Friedrich natomiast gotowy do uderzenia włożył w cios całą swoją furię której nie opadła się nawet zbroja wiary. Ostrze topora wbiło się głęboko w brzuch Vrienne gasząc jej życie. Z ust kobiety pociekła krew gdy. Vrienne opadłą na kolana a potem na twarz. Friedrich wyciągnął topór z ciała po czym przyklęknął przed martwą by zamknąć jej oczy. Potem wstał i opuścił arenę. Dookoła publika wrzała oklaskując Friedricha.
"Dobra walka dobrą walką ale nie tego pragnie Ulryk" - pomyślał Freidrich schodząc z areny.
Za każdym razem jakiś kopniak spada na przeciwników
Za każdym razem jakiś kopniak spada na przeciwników