Arena of Death 22 Mousillon

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej.

Moderatorzy: Fluffy, JarekK

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Torkil
Wałkarz
Posty: 63
Lokalizacja: Oświęcim

Re: Arena of Death 22 Mousillon

Post autor: Torkil »

Czytając historie postaci zaintrygowało mnie kogo na liście uczestników dostrzegł krasnoludzki Slayer :D
"tupyn tzlaga anapaq quito qrizliz!!" - Tichi Huichi
JareK pisze:A pisze tak wymagajaco Bo pisze na iPhone a on Sam poprawia mi niektore slowa. I nie zawsze to zauwaze.

Awatar użytkownika
Cresus
Mudżahedin
Posty: 300

Post autor: Cresus »

yeah lucky git is lucky :D
co do marków, mam nadzieje że przepuścisz mojego ogra khornika :wink: ? od dłuższeog czasu czekał na wystawienie :wink:
Obrazek
SZARŻAAA!!!
new steggie has super huge multi fire high strength big blowguns

Awatar użytkownika
Morti
Mudżahedin
Posty: 345
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Morti »

Wampir- Giwargis Krwawy
Broń- Topór oburęczny
Zbroje-Ciężka zbroja, hełm
Ekwipunek-Eliksir siły
Umijejętności - wampirza krew: blood dr (tylko wampiry)




Giwargis stanął naprzeciwko wielkiego ogra. Ruszył. Z nie ludzką szybkością wymierzał ciosy swym toporem który rozcinały ciało ogra ochlapując wnętrze jaskini. Po chwili wampir już posilał się obfitym w krew ogrem. To nie był godzien przeciwnik. Zbyt wolny, zbyt słaby, zbyt mało doświadczony dla Giwargisa.


Kilka dni później

Kolejny śmiałek stanął naprzeciw wampira. Tym razem był to bretoński palladyn. Wampir zmierzył go wzrokiem po czym wyszczerzył kły. Palladyn okuty w cięzką zbroję siedział na koniu który nie palił się do walki z wampirem. Dobył miecza, ruszył. Miecz przeciął ze swistem powietrze, lecz Giwargis w ostatniej chwili odsunął się z toru lotu broni palladyna i sam swym toporem pociął konia. Jeżdziec zwalił się na ziemię ,aby tylko ujrzeć spadajace ostrze, które zakonczyło jego żywot. Wampir ryknął i począł się posilać. Zdziwił się też gdy podszedł do niego jakiś wystraszony chłopak. Wampir wstał spojrzał w oczy młodemu kilkunastoletniemu chłopcu budząc w nim groże którą się chełpił i przmówił do niego:
-czego chcesz?
-Ppppanie kaaaazali mi powiadomić cię żeeee niedaleko odbywaaaa się aaaareena na której przybywają znakomicii wojownicy.
-No i co z tego?
-Moooże zechciałbyś naaas zaszczycić pokazeem swoich umiejętności na niej?
Wampir nie dopowiedział tylko jednym cięciem odzieęlił głowę od ciała chłopca po czym udał się do tego miasta. Może tam spotka wreszcie godnego przeciwnika. W drodze do Mousillon wampir spotykał wielu dziwnych wojowników. Byli znacznie wprawniejsi w walce lecz nie dawali rady wampirowi który skończył ich drogę do areny nim jeszcze dotali do niej. Dawało to nadzieję Giwargisowi że może wreszcie odnajdzie kogoś kto będzie umiał stawić mu czoło w równej walce. Gdy w koncu dotarł przywitało go trzech posłańców nareszcie jesteś –mówili. I zaprowadzili go do pięknej komnaty w której jak powiedzieli będzie mieszkał przez cały turniej. Nie powiedzieli jednak kto ich przysłał i dlaczego jest tak przyjażnie przyjmowany. Budziło to w wampirze nie pokój, ale kto mu może zagrozić.-mysłał.

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

Cresus pisze:yeah lucky git is lucky :D
co do marków, mam nadzieje że przepuścisz mojego ogra khornika :wink: ? od dłuższeog czasu czekał na wystawienie :wink:
Nie no spoko dopuszczę ;) Sam nie wiem czemu ale byłem święcie przekonany że wp[isałem możliwość brania Piętn #-o

P.S. ja też nie wiem kto to taki kogo tak nie lubi Krasnolud ;)
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Czopek
Masakrator
Posty: 2695

Post autor: Czopek »

Vanaddis - Pagan Exalted chaos Champion - <Undivided>
Broń- Topór oburęczny
Zbroje-Ciężka zbroja, hełm (okularowy) - ogółem postura i wygląd vikinga
Ekwipunek- oko dorsza zalane żywicą - amulet ochronny
Umijejętności - ekspert w walce

"- Ty, Dominik! Słyszałeś przed chwilom tom tokie z dżew - Pfdżż! trrr! ?
- Nie Remo. Nie słyszołem niczogo takiego... Widły mosz?"
- Ano mom, wrocojmy prędzej nim ciemny mrok ukryje nom żcieżkę. Stara zupy nagotowoła z kości woła i wody. Zasłużylimy Dominik na takom strawem. Ruszojmy."

...

Majestatyczna postać wojownika okutego stalą kolczą od stóp do głów wkroczyła w krąg światła rzucanego przez ognisko. Zarówno jedną jak i drugą ręką trzymał za fraki dwóch wychudniałych wieśniaków, jakich często się napotyka na tych żyznych ziemiach należących do jakiegoś skąpego barona. Przy ognisku siedziały już dwie postacie, tęgie i srogie z twarzy, zarośnięte dziko i okute również stalą zdobioną bogato runą.
-No fagasy, teraz będzieta gadać gdzie ludziki robią tą śmieszną arenę. Mój topór niedługo będzie zabijał wielkich wojowników a wy mnie tam zaprowadzicie albo waszą śmierć przywołam tą stalą - Vanaddis rzucił chłopów na ziemię i wskazał na potężnyh topór
- Ttaak, t-tak panie, jusz mówiem...

Nazajutrz pod wieczór trzech wojowników stało przed kamienną bramą, jeden z nich niedługo podąży drogą chwały zabijając tego, kto stanie przed nim na piasku areny. Jego tułaczka po świecie odkąd ocalał z roztrzaskanego drakkaru Vress'g wraz z dwoma kompanami znaczona była krwią kolejnych napotkanych przeciwników jakich wyzywał i ścinał w pojedynku. Liczył na to że taka arena przyciągnie kogoś, z kim będzie musiał może wreszcie przegrać. Liczy się dobra walka i dobra śmierć. Death in Fire!"
http://czopekblog.blogspot.com/
Kordelas pisze: Fluff nie wybacza.

_reszka
Chuck Norris
Posty: 551

Post autor: _reszka »

Dusiciel ( ogre bruiser)
Broń: dwuręczna maczuga
Zbroja: maksymalnie zrogowaciała skóra na całym ciele (ciężka zbroja plus hełm)
Umiejętność: mark nurgla

Na wysypisku coś zabulgotało. Powoli głowa się podniosła. Dusiciel był w swoim żywiole. Nieczystości i plugastwa mile głaskały jego skórę. Zdążył już obrosnąć legendą. Nawet rycerze nie chcieli z nim walczyć. On nie miał takich skrupułów. Uśmiał się kiedyś, jak dowiedział się, że jego przezwisko wzięło się z faktu, iż przeciwnicy autentycznie się dusili z wszechogarniającego smrodu podczas walki z nimi. Został wybrany wiele lat temu, od tamtego momentu wiernie służył swemu bogowi.

W sumie nie wiedział, dlaczego przybył na arenę. Na pewno chciał się przypodobać Nurglowi. Marzyła mu się chwała i możliwość wybicia w hierarchii. Ale przede wszystkim cenił sobie tą legendarną nietykalność podczas areny. Mógł wejść do knajpy, roztaczając fetor wokoło a wszyscy goście powoli dusili się albo uciekali w pośpiechu. Częściej to ostatnie. Chodzić po mieście, rękami czerpiąc wodę ze studni, czyniąc ją niezdatną do użytku przez kilka dni. A że przy okazji będzie mógł złożyć kilka ofiar? Tym lepiej.

///Jeżeli ogry budzą strach (jak w wfb), to flufowo przeciwnik przechodzi test na smród///

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Kubon fajnie, że prowadzisz kolejną arenę, ja miałem zacząć swoją w zeszłym tygodniu, lecz przygotowuje się teraz do testów sprawnościowych, trenując rano i wieczorem, więc nie dał bym rady rozgrywać walk.
A tymczasem moja postać :D

Przy stole w gospodzie gdzieś na pograniczach Imperium i Księstw Granicznych, siedziała trójka elfów. Dwoje z nich miało stroje charakterystyczne dla leśnych elfów, jeden natomiast wyglądał dość tajemniczo i złowrogo, a doświadczony obserwator rozpoznał by w nim jednego z Druchii.
-Dirzcie mówię ci czas twojego powrotu do krainy chłodu właśnie nadszedł, twój przyrodni brat popadł w konflikt z władcą Har Graef Kaledoerm Maglnem i traci poparcie. Ty natomiast mógł byś zyskać przychylność Lorda Maglena i obalić go. Postaram się uruchomić swoje kontakty i zapewniam cię, że część dowodzących oddziałami rodu oficerów szkolonych przez twego ojca poprze twoją sprawę lub pozostanie neutralnymi. Moi korsarze są już do twojej dyspozycji.
Drugi Elf, w płaszczu leśnego ludu, lecz z srebrnymi włosami i czerwonymi oczami – popatrzył się na pierwszego i odpowiedział – Dobrze Dagecie, ale czego oczekujesz w zamian, nie robisz tego wszystkiego bez interesownie-
Daget zastanowił się chwilę po czym odrzekł – stanowiska dowódcy wszystkich okrętów korsarskich należących do rodu, ty Lordem ja Comodorem rodowej floty, później gdy ruszymy razem na wyprawy rozbudujemy ją i zostanę Admirałem-
Dirzit uśmiechnął się- Wiedziałem Dagecie, że czegoś chcesz, ale dobrze, że stawiasz sprawę jasno, zgadzam się jeśli zostanę Lordem wtedy ty będziesz dowódcą floty. Ale i tak to co mamy to za mało, nadzieje na poparcie oficerów, twoi korsarze i przychylność Lorda. Nie, tu potrzebni będą najemnicy, a niestety ja nie dysponuje wystarczającymi funduszami, to znaczy wiem gdzie znajduje się stosunkowo duża ilość gotówki lecz to może być za mało-
-Dirzcie- Powiedział cicho elf, a właściwie blond włosa elfka która nie odzywała się do tej pory
-Co jest Elien-
-Spójrz- Do karczmy weszła właśnie trójka krasnoludów, którzy szukali miejsca, a że w gospodzie było tłoczno to postanowili sobie to miejsce zdobyć, a na kim łatwiej je zdobyć jeśli nie na słabowitych szpiczastouchych.
- No długouche szczury zróbcie won z naszych miejsc- Powiedział jeden
Drzit spojrzał się na niego i odrzekł – Jesteś pewien swej decyzji krasnoludzie-
Krasnolud (teraz już widać, że po sporej ilości piwa) odpowiedział – Pewien jestem, że zaraz skopie ci ten kościsty tyłek, a twojej marnej kobiecinie pokarze co znaczy prawdziwy mężczyzna-
Poczym chwycił Elien za ramię, ta jednak zgrabnie mu się wywinęła i uderzyła łokciem w szczękę. Zwykłego człowieka takie uderzenie pewnie by znokautowało, ale nie twardego Krasnoluda, który dobył topora i zamachnął się na elfkę, jednak uderzenie zostało sparowane przez dwa ostrza długich mieczy. W tym samym momencie Dirzit wskoczył na stół i w mgnieniu oka dobył swe sejmitary, kopiąc drugie krasnoluda w twarz. Tymczasem Daget stał już ze swymi krótkimi ząbkowanymi korsarskim mieczami w rękach i zmierzał do trzeciego przeciwnika.
Krasnolud próbował trafić Dirzita toporem lecz ten poruszał się strasznie szybko dodatkowo mistrzowsko parował ciosy, oraz wyprowadzał kontry zmuszając Krasnoluda do obrony. W końcu zniecierpliwiony tym Krasnolud zaszarżował na Dirzita, lecz ten w ostatniej chwili umiejętnie zszedł z linii jego ataku i zranił go sejmitarem, krasnolud instynktownie odskoczył przed drugim cięciem, lecz nie nadeszło ono. Dirzit odskoczył również od niego i natarł na krasnoluda z którym walczyła Elien, zadał mistrzowskie cięcia, zbijając topór i paskudnie raniąc przeciwnika, który został zdezorientowany, elfka wykorzystała ten moment i zadała ostateczne pchnięcie. Dirzit pomimo zwycięstwa musiał wykonać szybki unik, bowiem w stronę jego głowy zbliżał się topór poprzedniego przeciwnika. Tym razem jednak krasnolud musiał walczyć z dwoma przeciwnikami i nie wytrzymał naporu ciosów otrzymując ciecie Sejmitarem po szyi. Ostatnie krasnolud z którym walczył Dagen został błyskawicznie osaczony przez trzy elfy i poniósł jeszcze szybszą śmierć.
Na walkę zareagował karczmarz i ochroniarze, lecz zanim zdążyli przyjść i rozdzielić walczących Krasnoludy były już martwe.
-Co wy na wszystkich plugawych bogów tu wyrabiacie- Warknął właściciel przybytku- Zabiliście trzech krasnoludów ich pobratymcy będą chcieli wywrzeć zemste.
-Spokojnie Karczmarzu- Odpowiedział Dirzit- Jutro wczesnym rankiem opuścimy to miasto i nigdy więcej o nas nie usłyszysz-
-Odejdziecie dziś, nie chce kolejnych awantur- Odpowiedział Karczmarz
Daget ścisnął swoje krótkie miecze i już miał uderzyć w Karczmarza który znieważył Mrocznego Elfa, lecz Dirzit dał mu do zrozumienie, aby się wstrzymał. Po czy wyjął z sakiewki kilka złotych monet i powiedział do Karczmarza
- To odszkodowanie za straty, plus napiwek, za który mam nadzieje kupimy nasze bezpieczeństwo do rana, oczywiście rynsztunek i rzeczy krasnoludów możesz zatrzymać-
-Dobra ale wcześnie rano się zabieracie-
Wszyscy usiedli do stołu a Daget był wyraźnie niezadowolony z takiego załatwienia sprawy wolał by pewnie wypruć flaki z karczmarza i jego ochroniarzy, ale Dirzit który spędził sporo czasu pośród ludzi, mimo doskonałych umiejętności bojowych rozwiązywał te sprawy inaczej.
Daget zaczął mówić i ponownie zagłębił się rozważania na temat możliwości odzyskania przez Dirzita władzy nad rodem. Dirzit natomiast słuchając tego zagłębił się w swych wspomnieniach z Naggaroth, krainy w której nie był już od tak dawna
On Dirzit Dred’Under młody szlachcic z jednego z najsilniejszych domów arystokratycznych Hag Graef. Przyszedł na świat jako najmłodszy syn Lady Malien i Lorda Razena. Swego prawnego ojca nigdy dobrze nie poznał, gdyż zginął on w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego miejsce zajął wieloletni fechmistrz domu Zakarian. Ten Mroczny Elf pochodził z Naggarond i swego czasu służył w Mrocznej Straży, jednak z niewiadomych przyczyn musiał upozorować własną śmierć i uciekać bowiem został zawiązany spisek przeciwko niemu. Później służył jako najemnik by odnaleźć się w szeregach Egzekutorów z Har Ganeth. Niestety ponieważ popadł w konflikt z kilkoma Wysokimi Egzekutorami musiał zrezygnować, ze służby i ponownie udać się na tułaczkę. W końcu jako najemnik zaciągnął się do służby w oddziałach domu Dred’Under i po latach służby został w nim fechmistrzem.
Co charakteryzowało tego Mrocznego Elfa, kilka rzeczy, przede wszystkim to, że był zabójczym szermierzem, jednym z najlepszych jeśli nie najlepszym swego czasu w Hag Graef, długie doświadczenie bojowe, jak i służba w dwóch elitarnych organizacjach wojskowych sprawiła, że jako wojownik nie miał sobie równych. Walcząc swymi długimi mieczami pokonał wielu zabójczych przeciwników. Po tym jak został fechmistrzem domu, został także kochankiem matki Dirzita i to on był prawdziwym ojcem Dirzita.
Dirzit od małego uczył się walki orężem, a jego nauczycielem był Zakarian, rozpoznał on niezwykły talent chłopca i nie taił przed nim żadnych niuansów sztuki szermierczej. Gdy młody elf już podrósł został wysłany do służby w szeregach Rycerzy. Nie spodobało mu się to zbytnio, gdyż jego ulubioną broni ą były dwa sejmitary, swoją technikę walki opierał na szybkości i zwinności. A tu zakuto go w gruby pancerz, dano tarcze, do boku miecz półtoraręczny, w rękę kopie i posadzono na Zimnego. Jego służba rycerska zawiodła go daleko od domu, najpierw przez wiele lat walczył na północny Pustkowiach Chaosu, a później jego chorągiew wyruszyła do Lustrii, aby tam toczyć boje z Jaszczuroludźmi. Po zakończeniu służby Dirzit bez żalu rozstał się z rynsztunkiem rycerskim i powrócił do swej ulubionej broni. Wyruszył na wyprawy łupieżcze wraz z korsarzami służącymi jego rodzinie, a podczas jednej trwającej trzy lata wyprawie odwiedził dalekie krainy Kathaju Nippoiu i Indu. Innym razem ruszył na rajd grabieżczy do Ulthunau i pierwszy raz w swym życiu skrzyżował ostrza z Asurami.
Później ruszył walczyć z orkami goblinami i czerwonoskórymi jako wraz z oddziałem Cieni. Wtedy właśnie spotkał Krwawego Cienia doskonałego Łowce i Tropiciela Monolio. Nauczył go on trudnej walki w lesistym terenie skradania się i ukrywania, oraz walki z zasadzki. Dirzit nigdy nie przypomniał tych nauk. Niestety niebawem nadeszły dla niego ciężkie dni bowiem jego ojciec został został zwabiony w pułapkę i uśmiercony przez przyrodnią siostrę Dirzita, czarodziejkę Mrocznego Konwentu, podobny los spotkał jego matkę. A nowym Lordem został jego starszy brat Danin. Wraz z drugą siostrą Narzeczoną Khaina Maine, pomścili śmierć swych rodziców zabijając Czarodziejkę Braie, lecz Drizit musiał się udać się na wygnanie, bo o ile jego siostra mogła znaleźć schronienie w świątyni, to on musiał uciekać przed zemstą brata. Powędrował daleko poza Naggaroth na północ na Pustkowia Chaosu, a przez 10 lat jedyną jego to towarzyszkom była demoniczna pantera Graven, którą przywoływał za pomocą magicznego posążka zdobytego niegdyś na jednym Magu Renegacie.
Życie na Pustkowiach Chaosu nie było łatwe, a Druchii musiał stawić czoła wielu niebezpieczeństwom, walcząc z wieloma potężnymi przeciwnikami. Pewnie by zginął gdyby nie magiczna broń którą zabrał z domu i dwa magiczne sejmitary Mroźna Klinga i Mroczny Błysk, oraz buty szybkości które zdobył w pojedynku z jednym z Fechmistrzów wrogiego domu. Po wielu latach wędrówki zszedł on na południe i dotarł do równiny Zorn Uzkul i Zharr, gdzie spotkał Krasnoludy Chaosu i wstąpił na służbę do jednego z ich Lordów Bergera Mrocznego Topora, Zwiastuna Ciemności Hashuta.
Takie życie odpowiadało Mrocznemu Elfowi, najazdy, grabieże plądrowanie, od Kisleva do Kathaju to jest to co Druchii lubią najbardziej. Podczas pobytu u Krasnoludów Chaosu Dirzit, poznała niewolnika Ulfgara ulubieńca Lorda Bergera. Ulfgar został jako młody chłopak złapany przez Lorda podczas wyprawy do Norski i od tego czasu walczył jako gladiator w arenach Krasnoludów Chaosu. Wygrywał on kolejne walki i w konsekwencji został uwolniony przez swego pana. Nie powrócił jednak w rodzinne strony, gdyż zdecydował się na życie wśród Krasnoludów Chaosu jako gladiator i najemnik. W nagrodę za zasługi otrzymał on Bergera potężny młot bojowy naznaczony mroczną runą Hashuta. Koło Bergera kręcił się również denerwujący Niziołek Dergis, który jak dowiedział się Dirzit był również niewolnikiem, ale także złodziejem i skrytobójcą. Berger postanowił wykorzystać go lepiej niż do łupania minerałów w kopalniach, dlatego Niziołek był jego uszami i oczami, oraz w razie konieczności ostrzem.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, a ta sielanka skończyła się buntem niewolników, którzy wybili wojowników Bergera. Pech chciał, że gdy zaczął się bunt Dirzit był akurat w kopalni i przywaliła go sterta kamieni zrzucona przez orczych niewolników. Choć potłukł się okrutnie to nic sobie nie złamał, niestety zanim zdołał by wygrzebać się sam z pod kamieni orkowie dawno zdążyli by go dobić, na szczęście z pomocą przyszła mu ludzka dziewczynka, która pomogła mu wygrzebać się z kamieni, a gdy podbiegł pierwszy ork zdzieliła go trzonkiem od kilofa w kostkę przez co się przewrócił. Gdy wstał już miał ją rozerwać na strzępy niestety dla niego i jego kolegów którzy przybiegli Dirzit też już wstał i dobył swych magicznych sejmitarów oraz przywołał demoniczną panterę. Chwile później z Orków zostały tylko strzępy. Dirzit chciał zabić także ludzką dziewczynkę która go uratowała, ale powstrzymał się bo w jej zachowaniu coś co go zaintrygowało, nie bała się ona orków, a wręcz znimi walczyła. Ostatecznie pozwolił jej pójść ze sobą, choć z początku traktował ją jak niechcianego psa.
Tymczasem rebelia przybrała na sile i Lord Berger musiał prosić o pomoc innych Lordów. Posiłki stłumiły rebelie, lecz Berger stracił szacunek w oczach innych Krasnoludów Chaosu i poparcie rządzących Czarnoksiężników – kapłanów Hastuha.
Ostatecznie równinę Zorn Uzkul opuściła dziwną drużyna, składająca się z Mrocznego Elfa renegata, Krasnoluda Chaosu, Barbarzyńcy z Norski, Niziołka Skrytobójcy i ludzkiej dziewczynki.
Ta ostatnia nazywała się Caren Brain, na początku wszyscy odnosili się do nie z niechęcią i wręcz pogardą, lecz gdy podrosła sama nauczyła się strzelać z łuku i to bardzo bobrze, dzięki czemu mogła wspomóc drużynę w walce. Później Dirzit nauczył ją walczyć bronią białą i od tego momentu stał się pełnoprawnym członkiem drużyny. Przebywanie w śród złoczyńców miał na nią znaczny wpływ, gdyż stała się zimna i bezlitosna. A to właśnie podoba się Dirzitowi, pomiędzy nim, a Caren nawiązała się wieź która zaczęła przeistaczać się w płomienny romans.
Drużyna przeszła razem wiele starć i przygód na bezkresnych stepach za Górami Krańca Świata, a później przeszła przez nie i dotarła do Kisleva, a dokładnie do miasta Erengard. Tutaj wesoła ekipa dołączyła do pirackiej załogi i przez lata terroryzowała wybrzeża Morza Szponów, a później także wybrzeża Bretonii, Estalii, a nawet Arabii. Niestety co dobre szybko się kończy i gdy okręt powrócił na Morze Szponów został zatopiony przez okręty Marynarki. Drużyna Dirzita zdołała się jednak uratować, lecz znalazła się bez środków do życia w Marienburgu. Wtedy Dirzit dowiedział się, o naborze na statek karperski mający ścigać piratów, nie mając innego wyjścia, zgłosili się i teraz zaczęli zwalczać tych z którymi wcześniej razem łupili.
Podczas swoich wypraw, Dirzit nabawił się potężnych wrogów. Pierwszym z nich był potężny demon Herald Khorna, zwący się Kherntu, który został przyzwany przez nierozważnego szamana w Norsce w dawnej wiosce Ulfgara, a którego przebywająca tam w interesach drużyna pomogła pokonać. Od tej pory demon poprzysiągł im okrutną zemstę i kilkakrotnie drużyna spotkała go na swojej drodze w dość nie miłych okolicznościach.
Innymi przeciwnikami byli dwaj skrytobójcy. Pierwszy z nich Assasyn ze świątyni Khainia z Hag Graef. Entain Złodziej Życia. Morderczy szermierz wysłany za Dirzitem. Tak się akurat złożyło, że Mroczny Elf został rozpoznany przez szpiega Druchii w Maienburgu i wiadomość o tym, że żyje dotarła do jego brata, ten po sowitej zapłacie dla Świątyni Khaina wynajął zabójcę który ruszył jego śladem. Entain napsuł sporo krwi drużynie i kilkakrotnie niemal nie doprowadził do śmierci któregoś z jej członków, ale cały czas chodziło mu o Dirzita. Ten kilkakrotnie walczył z Assasynem i o mało nie przypłacił tego życiem bowiem wyszkolony w świątyni Khaina skrytobójca, władający błogosławionymi lub raczej przeklętymi przez Wiedźmy mieczem i wampirycznym sztyletem, okazał się morderczym przeciwnikiem. Ostatecznie jednak zginął w mieście Musillon, gdy opłacony przez Dirzita Nekromnta podczas jego kolejnego ich starcia rzucił z ukrycia czas na Assasyna który dotkliwie go poranił, a następnie wykończył go grupą zombiaków które rozszarpały go żywcem.
Drugim skrytobójcą był Ibrahim Anteri z Arabii, a członek sekty Hasasinów który z jakiś względów miał na pieńku z Dergisem. Jako doskonały szermierz okazał się wyzwaniem dla umiejętności Dirzita, lecz nie był to na szczęście szkolony w Świątyni Zabójca Khaina. W jednym z pojedynków w Tieliańskim mieście Remas Dirzit upokorzył Anteria, w momencie gdy ten miał już zadać ostateczny cios postrzelił go z kuszy pistoletowej i strącił z dachu budynku. Ten jednak poprzysiągł mu śmierć i ścigał go dalej, odnalazł go w końcu w mieście Musillon, lecz nie zdołał dorwać dotarł natomiast do miejsca śmierci Entaina i zdobył jego miecz i sztylet. Późniejsze spotkanie Dirzita i i Ibrahima miało miejsce w jaskini Czerwonego Smoka na Zych Ziemiach gdzie drużyna wyruszyła aby zdobyć trochę złota.
Właśnie najniebezpieczniejsze były wydarzenia które doprowadziły do śmierci jego towarzyszy. Choć Dirzita specjalnie ona nie wzruszyła (no może poza śmiercią Caren) to zdążył on się przez te lata do nich przyzwyczaić. Gdy znaleźli się ponownie w Tieli dowiedzieli się o potężnym czerwonym smoku na Złych Ziemiach, który strzeże skarbu. Choć wydawało się to samobójstwem postanowili uszczknąć co nie co tego skarbu. Dotarcie do samej jaskini okazało się skrajnie niebezpieczne, a zwłaszcza walka bandą Czarnych Orków pod wodzą Oborlna Dużo Włóczni, którego Dirzit usiekł po morderczym pojedynku. Ostatecznie dotarli do jaskini i udało im się odwrócić uwagę smoka gdy nagle pojawił się Anteris i zaczęło się kolejne starcie Mrocznego Elfa z nim. Przykuło to oczywiście uwagę smoka i wszyscy musieli ratować się ucieczką, na szczęście udało się ukraść dość sporo bogactw, a natrętnego Skrytobójcę Dirzit widział po raz ostatni jak zawala się na niego strop jaskini.
Drużyna ruszyła w powrotną drogę, lecz okazało się, że transportowanie skarbu jest zbyt uciążliwe, zdecydowano się więc aby go zakopać i powrócić po niego później gdy lepiej się przygotują. Gdy już udało im się dotrzeć do Tieli okazało się, że znów wybuchał wojna między Remas, a Miragaliano i drużyna została wynajęta w celu przeprowadzenia małej dywersji czyli zatopienia dwóch okrętów w porcie Remas. Zadania niebezpieczne, ale dla takich specjalistów wykonalne.
Na początku wszystko przebiegło zgodnie z planem, udało im się zlikwidować strażników i przedostać na pierwszy statek później na drugi, lecz tu czekała ich niespodzianka w postaci skrytobójcy Anteria z którym Dirzit musiał ponownie walczyć , niestety walka ta została dostrzeżona przez straż, ale to jeszcze pół biedy, gdyż w porcie pojawiły się oddziały z floty Wysokich Elfów które były w sojuszu z Remas i natychmiast otoczyły drużynę. Pomimo Dirzitowi udało się zatopić okręt, a w pomieszczeniu które zalewała woda zamknąć wrednego Skrytobójcę. Jednak to co zastał na nabrzeżu wzbudziło w nim trwogę gdyż cała drużyna walczyła z Wysokimi Elfami. Po morderczych starciach Berger został przebity włócznią, Ulfgar przecięty na pół prze dowódcę Mistrzów Miecza, co prawda Dirzit pomścił go zabijając tego Mistrza Miecza. Dergis rzucił się do ucieczki, ale dosięgły go strzały Elfów. W końcu Caren i Dirzit zostali sami i zdecydowali, że czas na ucieczkę w głąb wody niestety, Mroczny Elf chcąc uniknąć trafienia strzałą poślizgnął i przewrócił się (chyba był to najgłupszy błąd jaki zrobił w życiu), a następnie przywalił głową w bruk, a później była tylko ciemność. Ocknał się związany w celi razem z Caren. Choć elfy nie przeszukały go i nie zabrały jeszcze ekwipunku to dowiedział się, że jego magiczne sejmitary przepadły w odmętach morza. Sytuacja wydawał się beznadziejna lecz, do celi weszło dwóch elfich strażników którzy chcieli poznęcać się trochę nad Dirzitem i to był ich błąd bowiem Druchii zdążył się już rozwiązać i gdy tylko weszli zaatakował i zabił ich, ich własną bronią. Rozwiązał Caren i oboje ruszyli do ucieczki, po drodze Caren zaopatrzył się w łuk. Już prawie byli wolni lecz na swej drodze spotkali łucznika który był niezwykle biegłym strzelcem, najprawdopodobniej Wojownika Cienia. Wdał się on w pojedynek z Caren, który zakończył się śmiercią ich obojga. Dirzit został sam. Wydostał się z miasta i ruszył po zapłatę od zleceniodawcy zadania, lecz został oszukany gdyż dowódca armii drugiego miasta odmówił zapłaty. Druchii zemścił się na nim zakradając się w nocy do obozowiska i podrzynając mu gardło, po czym ruszył dalej w drogę. To nie był koniec jego problemów bowiem w ślad za nim ruszył zastępca dowódcy Mistrzów Miecza którego Dirzit zabił w porcie, na szczęście po wielu perypetiach udało mu się go zgubić w Księstwach Granicznych.
Po długiej wędrówce Dirzit dotarł do Nortlandu w Imperium, a dokładnie na obrzeża Lasu Laurelron, tam napotkał grupę elfów walczącą ze zwierzoludźmi. Sam został zmuszony do walki i stanął po stronie Elfów, pomagając im zwyciężyć bestie. Leśnie Elfy podeszły do niego nieufnie, na szczęście nie miały one zbyt wiele do czynienia z Druchii i nie rozpoznały go. Sprzedał im historyjkę o elfim podróżniku który zbłądził i podziękował za ratunek przed zwiarzoludźmi. Elfy choć ciągle nie ufne zaoferowały mu swoją gościnę. Pobyt wśród Leśnych Elfów przypomniał Dirzitowi swoje szkolenie wśród Cieni i nauki starego tropiciela Monolio, choć świętoszkowaty według Druchii sposób bycia Leśnych Braci mu nie odpowiadał to zdecydował się pozostać w lesie. Otrzymał tu nowe, lecz niestety nie magiczne Sejmitary i ubranie maskujące Leśnych Elfów. Poznał tu także dwoje wojowników Strażniczkę Polany Elien i jej brata Tancerza Wojny Telecarna. Owa trójka razem przemierzała leśnie ostępy tępiąc bezlitośnie wszystkich wrogów lasu. Dirzit w ich zachowaniu zauważył jednak coś niezwykłego brak litości i brutalność charakterystyczną dla Druchii. Zainteresowało go to niezmiernie i zaczął być coraz bardziej dociekliwy, aż w końcu odkrył prawdę oboje czcili Khaina w aspekcie boga wojny elfów, ponad to ich rodzice zostali podstępnie zamordowani przez ludzi. Po jakimś czasie prawda wyszła jednak na jaw i cała trójka musiała uciekać.
Ruszyli wiec przez Imperium przechodząc kolejne perypetie. Niestety pewnego dnia doszło w mieście w którym przebywali do pogromu elfów, ktoś ich rozpoznał i zostali zaatakowani, dla atakujących skończyło się to dość nieprzyjemnie, jednak zanim straż miejska opanowała sytuację jakaś zabłąkana strzała trafiła Telecarna w plecy, on i Elien zostali sami. Zbliżyło ich to jeszcze bardziej do siebie i podobnie jak kiedyś Caren tak teraz Elien została kochanką Dirzita. Po pewnym czasie zdecydował się on wyznać jej prawdę o swym pochodzeniu. Na początku przeraziło to Elien, lecz po obszernych wyjaśnieniach uspokoiła się i zaakceptowało to, że Dirzit jest Druchii. Ot tego momentu zaczął on coraz bardziej przeciągać Elien na „ciemną stronę mocy” wszczepiając w niej nienawiść wobec innych ras oraz całkowity brak litości dla wrogów.
Pewnego dnia gdy razem podróżowali przez Księstwa Graniczne, Dirzit spostrzegł znajomy lecz od dawna nie widziany obraz. Była to grupa zwiadowcza Mrocznych Elfów, składająca się z Korsarzy i Cieni co więcej Dirzit rozpoznał jednego z Druchii był nim Daget jego dawny kompan z wyprawy do Nippoiu Kathaju i Indu który teraz widac był już Kapitanem Korsarzy. Zdecydował się on ujawnić i powitać dawnego towarzysza. Daget był w lekkim szoku lecz szybko oprzytomniał i postanowił złożyć Dirzitowi pewną propozycję i aby ją przedyskutować zaproponował gościnę w swym obozowisku lecz ostrożny Dirzit, obawiając się podstępu postanowił odbyć rozmowę w jednej z karczm w osadzie nieopodal i tak o to rozmawia teraz z Dagetem który proponuje mu odzyskanie władzy nad jego dawnym domem.
-Dirzit- powiedział Daget – czy ty mnie słuchasz bo wygląda na to jak byś gdzieś odpłynął, rozmawialiśmy o możliwości sfinansowania najemników-
-Tak- ocknął się Dirzit- Widzisz wiem gdzie jest sporo gotówki, ale dotarcie tam może być niebezpieczne, poza tym nie jest tego, aż tak dużo aby starczyło na trzy kompanie musimy znaleźć jeszcze inny sposób na zdobycie pieniędzy-
-Hmm- Zamyślił się Daget- Arena Śmierci, morderczy turniej na który przybywają tylko najlepsi z najlepszych, ty jesteś doskonałym wojownikiem, mógł byś spróbować wygrać, ale jest to skrajnie niebezpieczne, tam walczą najlepsi i wielu Druchii już tam poległo. Z tego co wiem niebawem w Slyvanii ma się odbyć następna-
-To bardzo interesujące, ale ja będę musiał nadstawiać karku, chociaż z drugiej strony to ciekawy sposób na sprawdzenie swych umiejętności. Wiesz wchodzę w to-
-Znakomicie w takim razie trzeba się będzie udać do Slyvanii, lecz ja nie mogę z wami ruszyć. Towarzyszyć wam będzie ktoś tobie znajomy, Selian syn Monolio, dowodzi Cieniami które przybyły tu ze mną-
-Ooo, a zapomniałem się spytać co ze starym traperem-
-Nie żyje, Wargor go rozszarpał-
-Szkoda dobry był z niego wojownik-
- Współczucie, zmiękłeś wśród tych ludzi, tak czy owak ja nie zamierzam tu dłużej zostać wracam do obozowiska, jutro wracamy na statek, z Seliaem spotkacie się tam gdzie dziś ze mną, gdy uda ci się odnieść zwycięstwo będziecie musieli dostać się na piracką wyspę Sartosa, powodzenia do zobaczenia- Powiedział Daget po czym wyszedł z karczmy. A dwa pozostałe elfy udały się do pokoju.
Gdy już się tam znalazły Elien podeszła do Dirzita. Była zaniepokojona całą sytuacją i choć straciła swój dom to obawiała się podróży do Naggaroth i tego co może ją tam zastać.
-Dirzit, czy to jest konieczne, twój lud jest niebezpieczny i nie wiem czy to dobry pomysł abyś wracał do Naggaroth-
Dirzit spojrzał się na nią –Moja droga, a czy mamy inny wybór, nie możemy włóczyć się do końca życia po Starym Świecie, musimy mieć dom. A okazja która się teraz nadarzyła jest niepowtarzalna, możemy nie tylko zyskać dom ale i władzę i to wielką. Dom Derd’Under jest 10-tym co do potęgi domem w Hag Graef, wystarczy odebrać to co mi się należy-
-Nie wiem czy to jest to co chce zrobić i czy będzie to miejsce w którym chciała bym żyć, ja jednak kocham las-
-Na południe od miasta rozciąga się potężna tajga, jeśli będziesz tylko chciała zostaniesz przywódczyniom klanu Cieni i będziesz mogła mieszkać w lesie do woli. A teraz udajmy się na spoczynek jutro rano wcześnie ruszamy najpierw na spotkanie z Seliasem, a później do Slyvanii.
Gdy dotarli do Slyvanii okazało się jednak, że turniej tym razem odbywa się gdzie indziej, bo w mrocznym mieście Mousillon. Elfy wyruszyły więc w niebezpieczną podróż i po wielu perypetiach dotarły do przeklętego miasta.


Dirzit Derd’Under, (Master DE)
Broń: dwa sejmitary (dwa krótkie miecze)
Zbroja: lekka kolczuga (zbroja lekka)
Umiejętność: ekspert w walce
Dodatek: buty szybkości
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Jeszcze trzy osoby :twisted: .

Go, go, go!
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

Dzięki Tullaris mam nadzieje że mi wyjdzie jako tako :)

Asterix wysłał mi na PW swoja postać
Asterix pisze: Imię: Thetrob (Czarny Ork)
Broń: topór oburęczny
Zbroja: ciężka zbroja
Ekwipunek: całą noc ostrzył w amoku swój topór (wyostrzenie broni)
Umiejętności: szaleństwo dodaje mu sił w walce (zajadłość)

Thetrob, nadzwyczaj konfliktowy (nawet jak na orka) zraził do siebie a następnie jeden po drugim wybił wszystkich swoich kompanów. Kilka lat temu dowodził sporą bandą, jednak jego wybuchowy charakter i wściekła zajadłość podczas kłótni powodowała dość krwawe konflikty (miał zaawansowany ślinotok i denerwował się że nikt go nie potrafił zrozumieć kiedy krzycząc pluł na wszystkie strony i toczy pianę z pyska).
Ostatniego towarzysza zabił kilka miesięcy temu i od tego czasu wędrował sam napadając na kurierów, kupców i rycerzy na traktach Bretonii (nieraz nieświadomie zakończył wyprawy wielkich wojowników). Regularnie zaglądał do wiejskich zagród żywiąc się tam delikatnym mięsem owiec (lub pasterzy). Często budził się w nocy zalany potem i krwią po nienaturalnie realistycznych snach (w rzeczywistości był atakowany przez driady i inne leśne duchy).
Samotność znacząco wpłynęła na jego raczej słabą psychikę. Często nie wiedział, co jest snem a co rzeczywistością, nieraz jadł znalezione w lesie owoce i grzyby, które jeszcze bardziej rzucały jego świadomość w inne wymiary. W końcu oszalał, bez przerwy czuwał (tak mu się wydawało) czując, że wszędzie znajdują się istoty chcące pozbawić go życia. Często nie wiedział nawet że igra z życiem biegając po dwudziesto metrowych skarpach w pogoni za wrogami (często wyimaginowanymi). W końcu rozpoczął regularną wojnę ze swoim bezimiennym (wyimaginowanym) prześladowcą i jego wysłannikami.

Parę dni temu szykując się do kolejnej potyczki z nękającymi go oddziałami jego (wyimaginowanego) bezimiennego wroga ukrył się w zaroślach w pobliżu traktu . Kiedy usłyszał tętent konia próbował wyskoczyć i zatrzymać jeźdźca pozbawiając jego wierzchowca nóg przy użyciu swojego potężnego topora (tak jak nieraz czynił, kompletnie zaskakując nawet doskonałych wojowników, których jednym uderzeniem potrafił przedzielić na pół mimo ich ciężkiej zbroi). Niestety wyskakując z zarośli zahaczył o wystający pień i runął na ziemię. Uderzył się skronią o leżący na trakcie kamień i stracił przytomność na kilka godzin.

Po paru godzinach ocknął się z głową zalaną krwią. Nie do końca pamiętał, co się stało. Przed oczami miał tylko sylwetkę pędzącego rycerza na koniu z barwnym kropierzem i wielkim hełmem na głowie. Był pewien że to jego bezimienny wróg, postanowił go zaatakować i ośmieszyć. Wściekły, postanowił odnaleźć bezimiennego jeźdźca, zabić go i zakończyć swoją wojnę (nie był świadom, że spotkanym rycerzem był sam Sir Gwidon de Fannaes jadący na turniej do Mausilion, i że rycerz ten nawet nie zauważył wyskakującego z zarośli potężnego orka).

Po dość długiej podróży uświadomił sobie, że raczej ciężko będzie mu dogonić rycerza pędzącego na koniu. Już miał zawrócić w strony, które dobrze znał, kiedy w oddali zauważył zarysy miasta (było to Mausilion). Będąc pewien, że znalazł, czego szukał ruszył biegiem w tamtą stronę.

Kiedy dotarł do Mausillion , wiedział już że przybył w dobre miejsce. Postanowił wyzwać swojego prześladowcę na pojedynek, powiedziano mu jednak, że najpierw będzie musiał prawdopodobnie pokonać kilku innych wojowników.

Zgodził się na to. Był pewien, że wszystkich znajdujących się tu wojowników widział już wcześniej w swoich okolicach, i że oni także są jego prześladowcami.

Postanowił zabić wszystkich po kolei. Zaczął od kamiennego posągu rycerza przed wejściem do starych koszar w mieście (zdawało mu się że jego też widział w swoich snach) skruszył posąg jednym potężnym uderzeniem i ruszył odpocząć w niezamieszkane części miasta.

Przybędzie na arenę w odpowiednim czasie, najpierw jednak postanowił wyostrzyć swój stępiony topór (nie sądził że jego świadomość znowu odmówi mu posłuszeństwa i będzie ostrzył w amoku swój topór przez kilkanaście godzin).
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Torkil
Wałkarz
Posty: 63
Lokalizacja: Oświęcim

Post autor: Torkil »

Biedny ten paladyn... Czarny ork, gnoblar... kto jeszcze? :D
"tupyn tzlaga anapaq quito qrizliz!!" - Tichi Huichi
JareK pisze:A pisze tak wymagajaco Bo pisze na iPhone a on Sam poprawia mi niektore slowa. I nie zawsze to zauwaze.

Varinastari
Masakrator
Posty: 2297

Post autor: Varinastari »

Inferius, Exalted Champion of Chaos
Broń-Topór Dwuręczny
Zbroja-Pełna Płytowa, Hełm
Umiejętności-Piętno Khorna
Ekwipunek-Przeklęta Broń

Historia Postaci:

Nikt nie wie skąd pochodził Inferius. Wielu uczonych spekuluje, iż musiał być niegdyś wiernym synem Imperium a duszę swą zaprzedał Mrocznym Bogom jeszcze przed Wielką Wojną z Chaosem. Inni twierdzą, iż pochodził on z jednego z plemion żyjących na Pustkowiach Chaosu. Istnieje też teoria głosząca, iż Inferius jest demonem w (niemal) ludzkiej skórze.
Wierny sługa Lorda Khorna, Inferius to jeden z jego wywyższonych wybrańców. Dostąpił zaszczytu walki na równinie czaszek przeciw setce Krwiopuszczy, własnoręcznie pokonał zastęp Krwawych Niszczycieli, dowódcę ich zaś wyzwał na pojedynek i zdekapitował jednym ciosem pokrytego runami Chaosu topora. Mimo jednak swej potęgi, Inferius wie, iż może osiągnąć jeszcze więcej. Pan Na Tronie Czaszek nie odebrał mu jeszcze całkowicie rozumu, co więcej, zsyła mu wizje podboju i masowych rzezi. Jeśli tylko udowodni swemu Panu, iż jest godzien.
Zatem Czempion Mrocznych Bogów wyruszył w długą podróż, podczas której jego topór zakosztował krwi zarówno książąt, jak i chłopów. Wycinając krwawy szlak przez każdą wioskę , na którą natrafił, Inferius po wielu dniach tułaczki odnalazł swój cel.
Arena Śmierci.

Ps. Wybaczcie za nieco krótkawą historyjkę, następnym razem bardziej się postaram.

Awatar użytkownika
Dead_Guard
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 189
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Dead_Guard »

Girflet z Montfortu, zwanym Girfletem Milczącym (Paladyn Bretoński)
Broń: dwuręczny miecz,
Zbroja: ciężka + hełm,
Ekwipunek: amulet ochronny, mistrzowska broń,
Umiejętności i Cechy: błogosławieństwo Pani Jeziora, cnota paladyna.

Nie, nie jestem Girfletem, ale to już raczej zauważyliście, bo rycerskości we mnie tyle co w owcach z Carcassonne, a i wygląd mój nie budzi zaufania nawet w łatwowiernych młodzikach z Akwitanii. Choć jestem zmęczony niedawną podróżą, opowiem wam chętnie historię mojego pana (choć jestem dla niego bardziej przyjacielem, aniżeli sługą), wspomnianego już właśnie Girfleta, milczącego, wielkiego rycerza, który mimo młodego wieku, widział więcej w swym żywocie aniżeli ja. Ale może zacznę od siebie, coby było wiadomo, kim dokładniej jestem. Wszak i moja osoba jest częścią tej historii. A więc nazywam się Izdul i nie jest to moje prawdziwe imię, prawdziwego nie podam i szczerze wątpię bym je ujawnił w przyszłości. Powiedzmy, że stare zostało zhańbione na tyle, żebym już do niego nie wracał, gdziekolwiek bym nie był. Pochodzę z ziem Nordlandu, ale większość życia spędziłem w Reiklandzie i to właśnie tam spotkałem, osiem lat temu, rycerza z Bretonii. Przybył z Przełęczy Uderzającego Topora, a dokładniej z księstwa Montfortu i miasta tak samo się zwącego. Jako człek nie głupi szybko zmiarkowałem, że to kolejny rycerz poszukujący Pani Jeziora i jej błogosławieństwa. Jednak w tamtej chwili był dla mnie obojętny, ot zwykły młodzieniec pchany rycerską fantazją do przodu w poszukiwaniu swojego legendarnego upiora. Wówczas nawet nie wiedziałem jak bardzo moja drwina była nie na miejscu, a opowieści o prawdziwych rycerzach nie okazały się tylko bajkami wyssanymi z palca...

Było to w zajeździe zaraz przy granicy, ów zajazd z tego co pamiętam zwał się "Imperialny Kat", własność jakiegoś bogatego kupca z Altdorfu, który miał też inną posiadłość w Montforcie. Tam właśnie przybył Girflet w barwach szmaragdu i bieli, choć rozległą miałem wiedzę na temat bretońskiej heraldyki, tej nijak nie mogłem rozpoznać. Zanim przekroczył próg, oddał parobkowi stajennemu swojego karego konia wierzchowego i zdjął hełm garnczkowy ujawniając średniej długości włosy o barwie brązowej i młodzieńczą twarz. Niechybnie byłby bardzo atrakcyjną ofiarą kieszonkowców gdyby nie kawał żelaza na jego plecach, który skutecznie odstraszał potencjalnych zbirów pracujących samotnie. Ach, cóż to było za piękne obosieczne ostrze, hipnotyzująco lśniące, nie było osoby w głównej sali, która by tego cuda nie podziwiała i nietrudno odgadnąć, że byli też tacy, którzy pożądali je z mocą równą mocy wbijanego sztyletu w plecy. Na szczęście tego wieczora obyło się bez zdradliwych posunięć (no prawie), ale z otwartą i prymitywną dyplomacją ze strony trzech łotrów, ograniczającą się do słów takich, że zacytuję: "Dawaj miecz psi synu, albo postradasz życie!". Girflet nie wystraszył się, ani nie wykpił napastników. Ściągnął miecz, zrobiło się nagle luźno, oczywiście osoby ze złymi zamiarami ani drgnęły, no może trochę. Rycerz uklęknął na jednym kolanie, podtrzymując się na mieczu i wyszeptał dość wyraźnie, że ich (znaczy napastników) los zależy tylko od nich samych. Ironiczne uśmieszki pojawiały się w izbie na twarzach obecnych świadków tego zdarzenia, także na mojej. Znikły tak szybko jak się pojawiły, gdyż po chwili zbiry, co do jednego, skręcali się z bólu na podłodze, brocząc drewnianą podłogę własną krwią. Ledwo zakończyła się potyczka, a od tyłu wybiegł jeszcze jeden napastnik z niecnym zamiarem wbicia topora prosto w kark niczego nie świadomego Girfleta. Wtedy postanowiłem działać, kostur na którym wspierałem swoje stare ciało, podłożyłem pod nogi atakującego. Ten uderzył twarzą z całym impetem o nogi rycerza, tracąc przytomność. Zaskoczony Girflet z Montfortu poparzył zdziwiony, to najpierw na nieprzytomnego, to później na mnie.
- Witaj w Imperium - powiedziałem z uśmiechem.
Tak się poznaliśmy...

Choć był to człowiek wielce szlachetny, znającym się na mieczu, brakowało mu wiedzy. Wiedzy, którą ja posiadałem i ku memu zdziwieniu chciałem mu ją przekazać. Co nie było trudne, bo miałem styczność z bystrym człowiekiem, szybko się uczącym. Stałem się więc jego mentorem, nawet nie wiedząc kiedy. Oficjalnie byłem jego sługą, ale dla niego byłem równy, co nie raz mnie zawstydzało, bowiem jestem szelmą i jednym z brudów tego świata, choć nie zawsze tak było. Na Sigmara, tego co doświadczyłem w podróży z Girfletem, nie sposób do niczego porównać. Czy to człowiek bez żadnej skazy? zadawałem sobie pytanie, niemal co dnia. Był tym rycerzem o których czytało się w legendach bretońskich. Potrafił narażać życie dla całkowicie nieznanych i nic nie znaczących osób, nigdy nie zachwiany w swoich decyzjach kierowanych zarówno sercem jak i rozumem. Wiem co myślicie, że wymyśliłem tą osobę, że nikt taki nie mógł naprawdę istnieć, ale sam to widziałem na własne oczy. Podróżowaliśmy konno, choć on walczył zawsze pieszo, zawsze, bo tak był nauczony wśród górzystych krain Montfortu. Tak minęły nam cztery lata pełnych przygód. Lata w których staliśmy się sobie jeszcze bardziej przyjaciółmi. Właśnie wtedy po tym czasie, stało się to co niegdyś nazywałem bieganiem po lasach od jeziora do jeziora w celu odnalezienia białej zjawy. Stało się to zaraz po uwolnieniu pewnej wsi od potwora żyjącego niedaleko przeklętych moczarów. Potwór był niegdyś stworem chaosu, ale został zgładzony przez nekromantę, a następnie ożywiony, stając się potężniejszym zagrożeniem. Nekromanta popełnił jednak błąd podczas rytuału i ożywieniec zgładził swojego pana. Girflet stoczył straszliwy bój, trwającym całą noc w strugach deszczu, w końcu zadał decydujący cios pozbawiający magicznej energii podtrzymującej życie bestii. Choć wykończony, musiał przejść ostatnią próbę, mnie jednak przy niej nie było, nawet nie pamiętam dlaczego. Przeklęte moczary zamieniły się w błogosławione jezioro, a rycerz Girflet z Monfortu jaśniał lekką poświatą, napełniony dumą i innymi pozytywnymi cechami, których za przeproszeniem nie chce mi się wymieniać, bo boję się, że mógłbym was znużyć moim obszernym opisem. To nie był koniec jak myślałem, bowiem dalej bretończyk postanowił poświęcić swoje życie podróżom i pomocy tym którzy sami nie mogli się bronić. Niestety, wkrótce człowiek dla mnie idealny, żywy wzór pięknego rycerza, miał otrzymać skazę na całe życie...

Nie minęło pięć miesięcy, od naszej przygody na przeklętych moczarach, kiedy dotarliśmy na daleką i mroźną północ Ostalndu, ciężka to byłą podróż przez śniegi spustoszonego kraju. I długo by mówić o tamtejszych przygodach naszych, ale jedną muszę opowiedzieć, gdyż jest bardzo ważna, choć spróbuję ją streścić na tyle, by była zrozumiała. Musicie mi bowiem wybaczyć ponownie, ale robię się strasznie śpiący, to już nie te lata i sen mnie szybko zmaga. Więc była to zrujnowana mieścina Werzeheim, do której jasnej i klarownej drogi zwłaszcza przez śnieżycę nie było. Dotarliśmy tam przypadkiem. Przypadkiem natknęliśmy się tam na dwa oddziały imperialnej piechoty ostlandczyków. Dowódca przyjął nas ciepło, bo powiedzmy sobie szczerze, że towarzystwo w opuszczonym miasteczku, było żadne. Właściwie na mnie nie zwracał uwagi, ale nie byłem tym urażony. Długo rozmawialiśmy, ekhm, długo rozmawiali, ja tylko słuchałem, nawet mi to pasowało. W końcu wyszło na jaw co robi tu oddział Hansa von Kriegera, jak się owy dowódca zwał. Byli na tropie bandy bestii chaosu pod przywództwem wojownika chaosu, nie muszę chyba wspominać, jak zaczął się rwać do pomocy Girflet? A von Krieger oczywiście nie ukrywał szczęścia, bowiem każda para rąk mogła się przydać, a ze wstępnych obserwacji zwiadowców banda była podobno liczniejsza. Oszczędzę wam dużą część szczegółów i przejdę do sedna sprawy. Po trzech dniach w końcu wytropiliśmy sługi chaosu, choć mógłbym śmiało odnieść wrażenie, że to oni nas wytropili. Trzymałem się tyłu gdy rozpoczęła się bitwa, ale psia kość było ich o przynajmniej połowę więcej, aniżeli nas. Otrzymałem na szczęście tylko lekki cios w bark i nic poza tym. Walka była zacięta między obiema stronami i nie ukrywam, że obecność paladyna przechylała szalę zwycięstwa na naszą stronę. Jęczałem z bólu pod drzewem, trzymając się za bark, ale widziałem pojedynek wyraźnie, dlatego teraz wam mogę go opowiedzieć. Wojownik chaosu zwanym jak się później okazało Zarahert, który mordował pod znakiem Khorne'a, boga krwi i czaszek, bardzo szybko zgładził von Kriegera. Natychmiast zabrał się za Girfleta, ale tu już nie było tak łatwo. Pojedynek dwóch mężczyzn, dwóch sprzecznych ze sobą idei, dwóch sposobów rozumowania, czytelna walka dobra ze złem i ten szczęk obu dwuręcznych mieczy. Tu nie było mowy o jednym błędzie, bo tylko jeden błąd decydował o wszystkim, o życiu i śmierci. Zamarłem gdy w końcu potężny cios Zaraherta od dołu uderzył w hełm Girfleta. Krew poleciała ciurkiem z niemiłosiernie wgniecionego hełmu, szybkim ruchem wojownik mrocznych potęg wyciągnął miecz, a towarzyszący temu odgłos ocierania się o metal spowodował ciarki na całym moim ciele. Tak jak i ja, wojownik był pewien, że Girflet padnie zaraz na kolana, a następnie uderzy martwy o ziemię całym ciałem. Rycerz jednak szybkim, niespodziewanym ciosem rozpłatał głowę przeciwnika, a następnie zabił jeszcze dwóch zwierzoludzi obok. Dopiero wtedy osunął się na ziemię. Nasi już nieliczni przeciwnicy pierzchnęli widząc swojego martwego wodza, wygraliśmy! ale za jaką cenę. Girflet z Montfortu stracił połowę szczęki i pomimo kolejnych lat, które minęły wygląd ten jest nadal makabryczny. Z piciem nie ma problemu ale jedzenie to dla niego udręka, od czasu tego pojedynku je w samotności, tak by nikt go nie widział. To jedyny moment gdy ściąga hełm, w innych wypadkach ma go zawsze na głowie, nawet śpi w nim. Utracił możliwość mówienia, z jego zdeformowanych ust wydobyć się może tylko charkot. Niewielu wie, co kryje się pod hełmem Girfleta, ale krąży ogólnie wieść, że rycerz złożył śluby milczenia. Choć pomimo tego co przeżył wciąż jest tym samym szlachetnym rycerzem, którego spotkałem w zajeździe, wieki temu jak by się wydawało. Zowią mnie "Ustami Girfleta", jego zaś samego "Girfletem Milczącym".

Kto by z nas pomyślał, wtedy w zajeździe "Imperialny Kat", że za dokładne osiem lat Girflet z Montfortu i jego towarzysz zawitają u bram twierdzy w których rozgrywa się Arena Śmierci, kto by pomyślał...

Awatar użytkownika
Morghur
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 146

Post autor: Morghur »

To już chyba wszyscy?
[CENTER]Obrazek[/CENTER]

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Jeszcze 1 osoba.
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
kubon
Falubaz
Posty: 1048

Post autor: kubon »

No to jeszcze jedna osoba - rozlosowałem już pary ale ujawnie to dopiero gdy zgłosi się ostatnia postać ;)
‎... And then God said 'Let metal bands have the most insanely awesome, twisted, kickass music videos known to man'.

And Satan said 'That's what I was thinking'.

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

Zgłaszać się, zgłaszać, a póżniej niech poleje się krew :twisted: .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Majestic
Falubaz
Posty: 1263

Post autor: Majestic »

Zastanawiam się czy nie przesadziłem z wsadzaniem na Gnoblara przedmiotów których działania nie jestem pewien :D. Jednak jestem pewien że tym razem sprawiedliwość zatriumfuje!
kubencjusz pisze:Młody. Było powiedziane czwartek. Spójrz na kalendarz. Spójrz na ten post. Spójrz jeszcze raz na kalendarz. Dziś nie jest czwartek. Siedzę na koniu. :mrgreen:

Awatar użytkownika
Tullaris
Masakrator
Posty: 2177
Lokalizacja: Solec nad Wisłą

Post autor: Tullaris »

No kurde, nie znajdzie sie jeszcze jeden zawodnik? :? .
Tullaris Dredbringer was dying. He knew this, and he cared not.... At last, he knew the truth that Khain had tried to share with him all theas years, and it was glorius.
"Kings of Ulthuan!" the Pheniks King spat the words sa a curse. "You are usurpres and thieves. You owne me a debt. In my name, and thad of my fadher, I call upon you to repey it now."

Awatar użytkownika
Kokesz
Kretozord
Posty: 1749
Lokalizacja: kolebka cywilizacji

Post autor: Kokesz »

Może się się znajdzie :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Asterix
"Nie jestem powergamerem"
Posty: 195
Lokalizacja: Pszczyna
Kontakt:

Post autor: Asterix »

To może by tak jednemu z walczących dać wolny los w pierwszej rundzie.

ODPOWIEDZ